Kłamstwo nowojorskie

Transkrypt

Kłamstwo nowojorskie
'Kłamstwo nowojorskie'
Krytyka oficjalnej wersji wydarzeń 11 września
Lech Maziakowski
Wydarzenia 11 września stają się powoli kolejnym trwałym symbolem
zaszczepianym w świadomość społeczeństw, wraz z innymi kontrowersyjnymi
ideologicznie i historycznie tematami, wokół których można jedynie tańczyc i
krążyć, a próby rzetelnych dociekań kończą się na towarzyskiej i publicznej
banicji. Wobec tego pozwoliliśmy sobie próby zawładnięcia prawdy historycznej
związanej z wydarzeniami 11 września nazwać odpowiednio 'kłamstwem
nowojorskim', bowiem oczywiście nie negując skutków wydarzeń, podważamy
przyczyny i sposób w jakie się one dokonały. Tworząca się na naszych oczach
nowa 'jedyna i słuszna' wykładnia opanowuje historię, zbyt blisko przypominając
inne historyczne epizody, chociażby sposób w jaki przez 61 lat wyjaśniano
przyczyny wydarzeń w Pearl Harbor. Dzisiejsi historycy docierają do powoli
odtajnianych dokumentów, z których jednoznacznie wynika, iż ówczesny
Prezydent Stanów Zjednoczonych, Franklin Delano Roosevelt nie tylko wiedział o
mającym nastąpić ataku sił japońskich, ale również również i to, że amerykańska
polityka sprowokowała tę agresję. Była ona potrzebna do wywołania szoku
mającego przekonać społeczeństwo amerykańskie i wysoce neutralny wtedy
Kongres, by zaakceptowano przystąpienie Ameryki do wojny, szczególnie po
stronie wrogiego ideowo państwa radzieckiego.
Te paralele historyczne dostrzegane są przez wielu obserwatorów sceny
politycznej i spodziewać należałoby się rzetelnych studiów nad wydarzeniami 11
września. Póki co, minął rok i nieustanny potok medialnych dyskusji miast
wyjaśniania wszystkich wątpliwości, coraz bardziej je zaciera. Żyjemy bardziej w
świecie zagadek niż konkretnych odpowiedzi. Skąd wobec zeszłorocznych
wydarzeń bierze się tyle niejasności, dlaczego wciąż brak wiążących odpowiedzi
na podstawowe pytania?
Przyczyn należy upatrywać w szoku jaki doznało społeczeństwo amerykańskie, co pozwoliło na
przyjęcie łatwej i zrozumiałej interpretacji wydarzeń. Zaserwowano nam więc 'ekstremistów
religijnych', choć jak do tej pory nie zdecydowano jeszcze skąd tak naprawdę mają pochodzić.
Najpierw wskazano nam Afganistan, teraz próbuje się znaleźć powiązania z "irackim reżimem",
po drodze będzie kilka innych państw, a z czasem przyjdzie czas i na "ekstremistów" rodzimego
chowu, członków niewygodnych organizacji. Z drugiej strony pokazano nam, "amerykańską
demokrację i wolność", której z racji samego swego istnienia reżimy totalitarne i ekstremiści
różnej maści po prostu mają nienawidzić.
Na bazie rozpętanej "wojny z terroryzmem" wielu lewicowych radykałów wzywa do wojny.
Norman Podhoretz, znany żydowski autor w piśmie Commentary wzywa wręcz do 'IV Wojny
Światowej' (trzecią miała być Zimna Wojna), z aplauzem odnosząc się do nowej ofensywnej
doktryny Busha wyrażonej 'Osią Zła' i 'niekończącą się wojną z terroryzmem'. Podhoretz dodaje
jednak, iż wrzucone do tej 'Osi' państwa (Irak, Iran, Korea Północna) to tylko początek
prawdziwej walki, wołając:
"Reżimy, które należy zniszczyć nie są ograniczone jedynie do tych wymienionych
członków "Osi Zła". Jako minimum, ta Oś powinna być rozszerzona na Syrię, Liban i
Libię, jak również takich "przyjaciół" Ameryki jak saudyjską królewską rodzinę i
egipskiego Hosni Mubaraka, do spółki z Palestyńską Autonomią, czy to rządzoną przez
Arafata czy innego swego wyznawcę."
Jeśli ten zagrzewający do walki syjonistyczny teoretyk jako zupełne minimum wymienia
dziewięć państw, to co musi kryć się w pojęciu maksimum? Tak się jakoś składa, że wymienione
państwa są wrogami Izraela, a nie Stanów Zjednoczonych, którym zupełnie one nie zagrażają,
zatem czyżbyśmy mieli prowadzić wojnę z każdym, kto wpisany zostanie na listę wrogów
Izraela? Znając dzisiejszą definicję antysemity, jako nie tego, który nienawidzi Żydów, lecz tego,
którego Żydzi nienawidzą, można spodziewać się wojen ze wszystkimi.
Problem wydarzeń wrześniowych jest jednak wielowymiarowy. Jeden z bardziej istotnych
elementów, z reguły pomijanych przy tego typu analizach, poruszył, jeszcze w 1997 roku, znany
globalista Zbigniew Brzeziński, mówiąc:
"Ameryka stając się społecznością coraz bardziej wielokulturową, może stanąć przed
coraz to większymi trudnościami w stworzeniu wspólnej polityki zagranicznej, z
wyjątkiem okoliczności rzeczywiście wielkiego i odbieranego szeroko bezpośredniego
zagrożenia pochodzącego z zewnątrz."
(podkreślenie moje - LM)
Stwierdzenie to jest o tyle istotne, że daje do zrozumienia, iż skutki współczesnej polityki
propagującej wielokulturalizm, wieloetniczność, wielorasowość i zrównującej wszystkich do
poziomu (najniższego) wspólnego mianownika, mogą być widziane jako historyczne fiasko
amerykańskiego eksperymentu. Po drugie, sugeruje, iż jedynym skutecznym rozwiązaniem jest
skonsolidowanie społeczeństwa wokół jednego tematu, najlepiej zagrożenia, najlepiej
nieokreślonego i monstrualnego zagrożenia z zewnątrz. Wydarzenia 11 września zostały więc
użyte do tych politycznych celów, rozbudzony hurrapatriotyzm scementował społeczeństwo i
rozpoczęła się mająca trwać bez końca "wojna z terroryzmem". Pozostaje jednak nie wyjaśnione
zagadnienie na ile te tragiczne wydarzenia zaadaptowano post factum do swej polityki mogącej
skutecznie zakryć wszystkie nagości systemu polityczno-społeczno-gospodarczego, a na ile
znane braki systemowe i dążenia globalistyczne zgodziły sie na takie rozwiązanie bądź nawet je
zainspirowały. Sądząc, iż jakikolwiek stopień uprzedniej wiedzy równałby się świadomemu
współudziałowi w tej zbrodni, chcielibyśmy nieco szerzej zająć się tym zagadnieniem.
Każdy, kto próbował zainteresować się nieco nie tyle przyczynami wydarzeń 11 września - bo
temat to tak szeroki, że bez uciekania się do wyjaśniania celów, powiązań i mechanizmów
funkcjonownia międzynarodowej finansjery i meandrów geopolityki nie sposób sensownie
ogarnąć - ile samego przebiegu wydarzeń w tym tragicznym dniu, zauważy natychmiast
niezwykle silne różnice zdań pomiędzy oficjalnymi wersjami poszczególnych zdarzeń a
relacjami świadków i uczestników: pracownicy nadzorujący przestrzeń powietrzną mówią co
innego niż (nieliczne i trudnodostępne) protokoły sporządzane przez komórki rządowe, niektórzy
piloci wojskowi podają fakty, które nie zgadzają się z urzędowymi sprawozdaniami, naoczni
świadkowie mówią co innego niż podsumowania ich zeznań. Setki czy tysiące pytań pozostaje
bez odpowiedzi, lecz - co gorsza - miast wyjaśniania, eliminuje się je z oficjalnych dochodzeń.
Wobec przypisywania wydarzeniom 11 września tak ogromnej wagi historycznej nie czyni się
wiele, a w gruncie rzeczy prawie nic aby wyjaśnić wątpliwości i odpowiedzieć na najprostsze
lecz i najważniejsze pytania. Co gorsze: czas, czyli czynnik zwykle sprzyjający analitykom i
historykom w dochodzeniu do przyczyn i ustalaniu prawdy, okazał się w tym przypadku
skutecznym narzędziem przejęcia kontroli nad źródłami informacji i rozwinięciem
dezinformacji. Ten stan rzeczy zauważają liczni obserwatorzy, bez względu na swoje polityczne
czy ideologiczne asocjacje, od lewicowego populisty Gore Vidala, znanego lewicowego
profesora Noama Chomsky'ego, przez wnikliwych dziennikarzy typu Roberta Fisk, polityków w
stylu Lyndona LaRouche, po konserwatywnych myślicieli w postaci Joe Sobrana.
Po kilkunastu miesiącach aktywnego hamowania jakiegokolwiek dochodzenia, pod koniec
listopada 2002 roku Prezydent G.W. Bush niespodziewanie powołał b. Sekretarza Stanu Henry
Kissingera na szefa 10-osobowej komisji mającej "poznać fakty" - jak to określają agencje. Jest
jednak niemal pewne, że ten znany z absolutnie proizraelskiej postawy oraz z bezpośrednimi
powiązaniami z finansjerą światową polityk, nie będzie mógł prowadzić niezależnego
dochodzenia. Cokolwiek pozytywnego można powiedzieć o tym polityku, to niezależność
znajduje się na samym końcu tej listy.
Wiedza kół rządowych?
Jedną z najbardziej nurtujących wątpliwości, przywoływanych nie tylko w kręgach osób
oskarżanych o sympatie do "irracjonalnych" teorii konspiracji, ale przecież publicznie
podnoszonych przez wielu amerykańskich polityków i publicystów, jest wiedza pewnych kół
rządowo-militarnych (czy też niewiedza, jak się uparcie oficjalnie twierdzi) o mającym nastąpić
11 września ataku.
Już choćby tylko pobieżny rzut oka na te ubogie dostępne dzisiaj materiały wywiadów różnych
państw (a przecież wraz z upływem czasu nasza wiedza w tym zakresie będzie się zwiększać),
które dawały w różny sposób do zrozumienia komórkom wywiadu amerykańskiego o
montowanej akcji przeciwko Stanom Zjednoczonym, daje dość gruntowny obraz uprzedniej
wiedzy.
W bieżącym numerze BIBUŁY...
... spróbujemy wydobyć tych kilka niepoprawnych faktów, przywołać choć kilka fragmentów z
masy niezgadzających się z szerszym obrazem wydarzeń, szczególnie fragmentów które media
(zwłaszcza te amerykańskie) zupełnie przemilczały bądź wspomniały tylko półgębkiem.
Niestety, trudno będzie podeprzeć się analizami pochodzącmi z tzw. Mainstream Media w
Stanach Zjednoczonych, czyli z tych głównych, o najszerszym i najmocniejszym oddziaływaniu
środków masowego przekazu, które nabierają wody w usta i zupełnie nie interesują się pewnymi
drażliwymi tematami. Paradoksalne, że dzisiaj więcej głębi informacyjnej wobec wydarzeń 11
września pochodzi z radia irańskiego czy moskiewskiego niż amerykańskiego, a mniej retoryki
pada ze strony Saddama Hussaina niż Prezydenta Busha.
Spróbujemy zatem po kolei przyjrzeć się tym drażliwym tematom, a więc jakości i ilości
informacji docierających do Stanów Zjednoczonych od wywiadów innych państw i dziwnemu
zachowaniu się wywiadu amerykańskiego wobec tych informacji. Następnie zajmiemy się
samym przebiegiem wydarzeń 11 września, zwłaszcza zachowaniem się najwyższych władz z
Prezydentem na czele. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj niewytłumaczalna akcja obrony
kraju - tutaj położymy szczególny akcent na analizę dostępnego materiału, bowiem ewidentne
fakty podważają oficjalne teorie o zaskoczeniu i wynikającej z tego nieudolnej akcji. Zamykając
temat "11 września" w bieżącym numerze BIBUŁY rzucimy też kilka obserwacji, myśli i
krążących teorii dotyczących możliwych scenariuszy wydarzeń; nie wszystkie są aż tak nierealne
jak na pierwszy rzut oka wydają się, tym bardziej, że wspierają je inne dane.
Temat wydarzeń 11 września będziemy kontynuowali
w najbliższych wydaniach BIBUŁY
bowiem jest on o tyle ważny i szeroki, że wykorzystano go w Stanach Zjednoczonych do
przeprowadzenia dalekosiężnego zmasowanego ataku na wolność osobistą obywateli (Patriot
Act, Homeland Security), lecz także na krytyków amerykańskiej polityki zagranicznej, która w
wyniku swej klęczącej proizraelskiej pozycji stwarza wielu wrogów na świecie.
W przygotowaniu znajduje się analiza bezpośredniego udziału osób związanych z wywiadem
izraelskim w wydarzeniach 11 września, a więc powiązania sieci tzw. "studentów-artystów" czy
też powiązania licznych firm przeprowadzkowych, należących do obywateli Izraela, firm, które
wraz z ich właścicielami ulotniły się po 11 września zabierając ze sobą wiele niewyjaśnionych i
dziwnych zagadek.
Kolejnym interesującym zagadnieniem będzie analiza samego spektakularnego upadku wież
World Trade Center, szybkie zacieranie śladów po katastrofie i pospieszne wywożenie wszelkich
potencjalnych materiałów dowodowych statkami do Chin i Indii. Specjaliści - w tym redaktor
naczelny pisma strażaków Fire Engineering - bili na alarm i domagali się przeprowadzenia
wnikliwego śledztwa tłumaczącego taki a nie inny przebieg pożaru i zawalenia się budynków.
Na próżno: musimy usatysfakcjonować się ogólnikowymi stwierdzeniami z nic nie
wnoszącącego wizualnego obchodu wybranych oficjeli po terenie Strefy Zero i jedyne co nam
dziś dozwolono, to opłakiwanie skutków wydarzeń i zapomnienie o ich prawdziwych
przyczynach.
Wkrótce przedstawimy też niedawno odtajnione, szokujące dokumenty planów kreowanych w
latach sześćdziesiątych i zaaprobowanych przez najwyższe kręgi rządowo-militarne USA,
planów które zakładały np. zestrzelenie cywilnego samolotu pasażerskiego i rzucenie oskarżenia
za dokonanie tego zamachu na rząd Fidela Castro, aby usprawiedliwić rozpoczęcie inwazji na
Kubę. Te wymowne dokumenty, znajdujące się dzisiaj w zbiorach Archiwum Narodowego
National Archives, z powodzeniem można zakwalifikować jako państwowy terroryzm wobec
własnego społeczeństwa. Wydaje się, że ludzie zdolni do tworzenia takich planów, zdolni są też
do ich realizacji. Nawet w kilkadziesiąt lat później. ■
Powyższy tekst ukazał się w piśmie BIBUŁA Numer 15, grudzień 2002

Podobne dokumenty