4.1 Bionika Pod terminem `bionika` rozumie się naukowo

Transkrypt

4.1 Bionika Pod terminem `bionika` rozumie się naukowo
134
4 Przyroda jako korelat tego, co techniczno-praktyczne
4.1 Bionika
Pod terminem ‘bionika’ rozumie się naukowo-techniczny sposób po­
stępowania, powstały w latach 60-tych w USA, który przed 20 laty
przywędrował do Europy. Pewne optymalizujące cechy przyrody są
w niej brane jako wzór przy stawianiu celów przez człowieka. Po­
nieważ przyroda od milionów lat gospodaruje w skąpych warunkach,
można a priori oczekiwać, że osiąga tym samym dobre wyniki w za­
kresie energetycznych sprawności, wykorzystania materiału, zdolności
do recyklingu, oporów powietrza lub wody, elastyczności itd. Faktycz­
nie okazuje się, że przy uwzględnieniu ilościowych rzędów wielkości
źdźbło trawy jest o wiele bardziej stabilne aniżeli wieża telewizyjna,
sikorka jest o wiele bardziej wydajna aniżeli odrzutowiec, albo że tzw.
współczynniki c^ ciał zwierząt są bardziej korzystne, aniżeli u samo­
chodów lub samolotów4. Tak np. niektóre zwierzęta posiadają spraw­
ność energetyczną rzędu 98%, podczas gdy silnik benzynowy jedynie
'‘ W artości te zależą od kształtu danej powierzchni i związanego z nią w spół­
czynnika oporu powietrza. Nowoczesne sam ochody osobow e m ają współczynniki
c u ok. 0,3; autobusy 0,5-1,5; sam oloty 0,1-0,2.
4.1 Bionika
135
13%, a elektryczna płyta piecowa 10%. Dlatego w ostatnich 20 —
30 latach bada się, przy zadanych celach technicznych, odpowiednie
‘próby rozwiązań’ proponowane przez przyrodę, aby się natępnie na
nich wzorować.
A r ysto t e l e s był często krytykowany za to, że równolegle obok
siebie postawił przyrodę i technikę. Z drugiej strony spotykamy dzi­
siaj książki, jak np. Clausa M a t t h e c k a Krój w przyrodzie. Drzewo
jako mistrz [Design in der Natur. Der Baum ałs Lehrmeister] (1997).
M a tt h e c k pokazuje w niej, w jaki sposób stabilizujące cechy czę­
ści służących do budowy maszyn mogą być optymalizowane, jeżeli
pozwoli się im powstawać podobnie do kości, tzn. tak, iż materiał od­
kłada się tam, gdzie obciążenie będzie większe i odwrotnie. Zresztą
wyniki takich badań są już na skalę wielkoprzemysłową stosowane
w produkcji samochodów, często bez wiedzy skąd pochodzi owo zar
stosowanie.
Gdy uzna się kompetencje technika do faktycznego wyznaczania
celu i gdy bierze on sobie przyrodę za wzór do wyznaczania celów, to
już ją ipso facto ujął teleologicznie. Coś, co nie jest samo w sobie ce­
lowe, nie może być również wzorem dla celowego, technicznego kształ­
towania. Filozoficzna problematyka, którą tutaj spotykamy, przeważ­
nie nie jest jednak wyraźnie zarysowana w odpowiedniej literaturze
fachowej.
Z pewnością najbardziej znanym bionikiem w Niemczech jest Werner
N a c h t ig a l l . W ydał on np. zbiorowy tom materiałów z pierwszego
niemieckiego kongresu bioniki w Wiesbaden w roku 1992. Zebrano
w nim prace jedenastu autorów bezwzględnie zalecających naślado­
wanie w technice strategii optymalizujących, spotykanych w przyro­
dzie. Niekiedy słowo ‘naśladowanie’ występuje w cudzysłowie, aby
zwrócić uwagę na pojawiający się w związku z nim problem, którego
się jednak dalej nie rozważa.
W wydanym wspólnie przez Wernera N a c h t ig a l l a i Charlottę
S chó nbeck tomie poświęconym bionice, problematyka teleologii zo­
stała sprowadzona do czystej ‘heurystyki’ . N a c h t ig a l l definiuje bionikę jako „przejęcie ‘wynalazków przyrody’ w tworzonej przez czło­
wieka technice” , a sama przyroda jest traktowana „jako nauczyciel
techniki” . W traktowaniu tym chodzi jednak tylko o „heurystyczną
zasadę” , gdyż wytwór przyrody jest „rozważany w taki sposób, jak
gdyby skonstruował go jakiś uzdolniony inżynier” . Także W .-E . R eif
podkreśla w tym samym tomie czysto „heurystyczną wartość” tego
136
4 Przyroda jako korelat tego, co techniczno-praktyczne
rodzaju teleologicznych założeń. Dlatego należałoby w efekcie koń­
cowym sprowadzić analogie pomiędzy wytworami przyrody a ar­
tefaktami „do leżących wspólnie u ich podstaw praw fizycznych”
(N a c h t IGALL/SCHÓNBECK, 1994, 119nn; 193).
Ale tak samo mało, jak techniczne artefakty są wyjaśnialne wy­
łącznie fizykalnie, odgrywa ićAoę w bionice czysto heurystyczną rolę
jak i w fizyce. Teleologiczna antycypacja, jak np. zasada F ermata ,
może w tej nauce — jak to pokazano na początku tego rozdziału
— przejść w ateleologiczne prawa, dostarczające tego samego co owa
teleologiczna antycypacja, która tym samym staje się zbędna. Jed­
nak ów TĆAoę, który dzięki bionice zakładamy w przyrodzie, zostaje
zachowany w naszych technicznych artefaktach.
Ową ‘heurystykę’ można rozumieć także w sensie, że przyroda
dostarcza jedynie bodźców dla naszego wyznaczania celów w technice
(np. N a c h t ig a l l , w : M a ie r / Z o g lau er 1994, 289/290). Również
wtedy bodźce te oraz każde ludzkie wytwarzanie łączy wspólny im cel.
Tak np. badano prawie pozbawiony szumu lot sów a uzyskane, gdy
chodzi o ograniczenie hałasu, wyniki zastosowano z dużym sukcesem
przy konstruowaniu śmigieł samolotowych. Jest to w pewnym sensie
coś ‘heurystycznego’ , ale także tutaj cel pozostaje zachowany, przez
co pojęcie ‘tego, co heurystyczne’ uzyskuje całkiem inne znaczenie
aniżeli w fizyce, a przede wszystkim inne, aniżeli w biologii.
Gdy chodzi o nadal nierozwiązaną problematykę podstawową, to
bardzo ważna jest monografia Wolfganga M a ie r a i Thomasa
Z o g l a u e r a na temat „przenoszenia modeli pomiędzy biologią i tech­
niką” . W omawianym przez nas kontekście szczególnie interesujący
jest artykuł napisany przez ZOGLAUERA, „Czym jest model?” („Was
ist ein M odeli?” ] (M a ie r / Z o g l a u e r 1994, 12nn), w którym autor
explicite odnosi to pytanie do bioniki. ZOGLAUER używa mianowi­
cie wieloznacznie pojęcia modelu, podobnie zresztą jak gdzie indziej
jest ono używane wieloznacznie, co jednak w odniesieniu do bioniki
posiada szczególną puentę.
Mówiąc całkiem ogólnie, powinno się razem z Gereonem
W olte r se m odróżniać „formalno-semantyczne” pojęcie modelu od
„materialno-semantycznego” . Pierwszy jest używany w matematyce
(np. liczby naturalne jako model aksjomatów P e a n o ) i w logice, albo
także w strukturalistycznym ujęciu nauki proponowanym przez Par
tricka S u pp e sa . Drugi jest stosowany np. w cybernetyce (mowa o sy­
tuacjach, w których jakiś system biologiczny symulujemy jedynie czę­
4.1 Bionika
137
ściowo, gdy chodzi o jego zależności input-output). W obydwu przy­
padkach jakiś oryginał jest specyfikowany w odniesieniu do modelu
(por. opracowane przez W o l te r sa hasło ‘Model’ w: M it t e l s t r a s s ,
1980 II, 911-913). Należałoby jednak zdecydować, co chce się uważać
za ‘oryginał’ , czy najwyższe matematyczne założenia jakiejś teorii,
czy też realne, występujące w czasie i przestrzeni przedmioty. W prze­
ciwnym razie pojęcie modelu będzie wieloznaczne.
Różnica pomiędzy formalno-semantycznym i materialnosemantycznym pojęciem modelu jest zatem elementarna. Obydwa
pojęcia rozchodzą się: raz prototypem jest to, co występuje w prze­
strzeni i czasie, to, co konkretne, bogate, a schemat matematyczny
jest modelem, innym razem prototypem jest abstrakcyjna, ogólna
matematyczna aksjomatyka, a modelem jest zastosowanie tej aksjomatyki odniesione do tego, co konkretne. Przyczyna, dlaczego
owa elementarna różnica często nie jest uwzględniona, zależy od
krytykowanego w 3.3, szeroko rozpowszechnionej), fizykalistycznego
platonizmu. Dla platonika obydwa pojęcia modelu pokrywają się ze
sobą. Platonik wychodzi od konkretnej różnorodności tego, co jest
dane w świecie, w którym żyjemy, rozwija następnie matematyczny
schemat, uogólnia go albo aksjomatyzuje i nagle stwierdza, że jego
abstrakcyjny schemat jest ‘właściwą’ rzeczywistością, zaś to, co
konkretne stanowi jedynie model. Jeżeli jednak platonizmu nie da się
utrzymać, to powinno się także oddzielać od siebie te dwa pojęcia
modelu, ponieważ spełniają one całkiem inne funkcje.
ZOGLAUER w swoim studium „C o to jest model?” ujmuje naj­
pierw model w połączeniu z matematyką, czyli w sensie form alnosemantycznym, tzn. rozważa określoną matematyczno-abstrakcyjną
strukturę jako prawzór, który odzwierciedla się w pewnych logicznie
bogatych i specjalnych strukturach, będących jej ‘modelami’ .
Patrząc od tej strony, można np. interpretować budowę łusek spo­
tykanych w przyrodzie albo swoiste powierzchnie nośne w technice,
jako modele tej samej matematycznej teorii powierzchni minimal­
nych. Przyroda i technika są wtedy w równym stopniu modelami dla
matematyczno-abstrakcyjnego pierwowzoru. ZOGLAUER uważa po­
nadto, że techniczne artefakty dadzą się wyjaśniać czysto fizykalnie,
a wyjaśnienia celowe są sprowadzalne do przyczynowych. Przy tego
rodzaju ąjęciu owo pojęcie modelu byłoby w sobie konsystentne.
Ponieważ nie odpowiada to jednak sposobowi postępowania w bio­
nice ZOGLAUER, zmienia znienacka perspektywę, nagle myśli realno-
138
4 Przyroda jako korelat tego, co techniczno-praktyczne
teleologicznie i przechodzi do semantyczno-materialnej koncepcji: po­
jęcie modelu trzeba równocześnie ująć pragmatycznie. Wtedy obo­
wiązywałaby formuła: „dla jakiegoś użytkownika modelu z dla okre­
ślonego celu, x jest modelem y” . W leżącym przed nami przypadku
celem tym jest oszczędność materiału przy zachowaniu maksymalnej
stabilności, a użytkownik modelu z bierze teraz y (konstrukcje łu­
sek w przyrodzie) jako oryginał dla swojego modelu x (powierzchnie
nośne w technice).
Początkowo Z o g l a u e r ujmował rachunek matematyczny jajco
oryginał, a przyrodę i technikę jako jego matematycznie specyfikowane modele. Teraz nagle przyroda, i to w teleologicznym oświetle­
niu, staje się wzorem.
Jeśli odróżni się, co należy uczynić, wspomniane dwa pojęcia mo­
delu, wtedy zasadniczy filozoficzny problem bioniki staje się bardzo
ekscytujący: Bez wątpienia możemy w technice i przyrodzie znaleźć
wspólne wykładnie praw matematycznych, lecz puentą w bionice jest
właśnie zależność materialno-semantyczna. Jeżeli mianowicie x jest
modelem y dla użytkownika modelu z (i to do określonego celu), a na­
stępnie, jeżeli y jest konkretnie występującym w przestrzeni i czasie
wytworem przyrody, to nosi on charakter wzoru dla ustanowienia celu
przez z, musi być zatem określony w sobie jako celowy. Nie pomoże
zatem nic: bionika umieszcza TŚXoę w naturze. „Drzewo jako mistrz”
(M a t t h e c k ) nie jest jedynie czystą metaforą.
Tym samym znowu pojawia się znany filozoficzny problem, o którym
już często wspominaliśmy: paralelność cpóoię-T^r). A r ysto teles
starał się tworzyć cpóoei i iś)(vr] 8v jako strukturalnie paralelne, przy
czym ‘impuls ruchowy’ pochodził raz z ‘wewnątrz’, z natury, innym
razem z ‘zewnątrz’, od inżyniera albo od rzemieślnika. Owa stara,
często ośmieszana nauka, jest zatem znowu bardzo aktualna.
Nie jest ona jednak po prostu reprodukowana tylko przez współ­
czesną bionikę. Natura była u A r y sto t el esa daną podstawową, ze
względu na którą ludzkie działanie było jedynie pochodne. Do tego
nie możemy już wrócić. Nie tylko dlatego, że wtedy, jak często wspo­
minano, ludzką subiektywność pozbawiłoby się autonomii, gdyż nie
tylko moralnie, lecz także czysto technicznie tego rodzaju pozbawienie
byłoby czymś osamotnionym. Nie jest prawdą, że przyroda w bionice
staje się po prostu wzorem, gdyż w końcu nie wytwarza ona żadnego
koła, radia, radaru, żadnych aparatów do golenia czy czegoś podob­
nego, lecz jedynie jest tak, że to my pozwalamy się inspirować spoty­
4.2 Metafora komputera
139
kanymi w przyrodzie ‘rozwiązaniami problemów’ , aby sensownie urze­
czywistnić przyjęte przez ludzi cele. Podana przez Z o g l a u e r a defi­
nicja była pod tym względem całkiem poprawna: „dla jakiegoś użyt­
kownika modelu z dla określonego celu, x jest modelem y” . Człowiek
jest tutaj tym, który pierwszy dąży do celu, a cała teleołogia przyrody
pozostaje czymś pochodnym. To dzieli nas od A r y s t o t e l e s a .
Mimo tego także dzisiaj spotyka się próby naturalistycznego za­
kwestionowania ludzkiej zdolności do decydowania oraz odpowiedzial­
ności. Tak np. Friedrich VESTER w swojej książce: Technika i cyberne­
tyka żywych systemów twierdzi: „nie ma żadnej pierwotnej techniki,
poza dziedziną biologii” . Ponadto V e s t e r wyprowadza z przyrody
normy dla ludzkiego działania (V e s t e r 1983, 36).
Rozpowszechnione scjentyczne urzeczowienie przyrody przechodzi
tym samym w jej odnowione przebóstwienie. Filozofia przyrody musi
się strzec przed jednym i drugim.
4.2 M etafora komputera
W ostatnim czasie metafora komputera awansowała coraz bardziej do
roli paradygmatu umożliwiającego zrozumienie całego świata. Kom­
puter jest dzisiaj tym, czym w XVIII wieku był zegar. Wszystko było
wówczas traktowane jako zegar: zwierzęta i ludzie byli zegarami, spo­
łeczeństwo było mechanizmem, a w końcu Bóg był zegarmistrzem.
Metafizyczna puenta tego porównania z zegarem została jasno ujęta
przez K a n t a , który odróżniał pomiędzy „mechanizmem” i „techniką
przyrody” (KU5 B 354). „Mechanizm przyrody” był dla niego tym, co
pokazuje o niej fizyka N e w t o n a , podczas gdy „technika przyrody”
podkreślała jej moment teleologiczny.
Dzisiaj wszystko ‘jest’ komputerem: zwierzęta, ludzie, mózgi,
a nawet społeczeństwo jest opisywane informatyczno-teoretycznie.
(Socjolog Jurgen K l u v e r [1995] ‘optymalizuje’ np. socjologiczne teo­
rie za pomocą komputerów.). Także Wszechświat ‘jest’ komputerem
(DAVIES 1988, 205), a nawet nie brakuje Boga-Komputera: Fizyk
Frank T ip l e r w bardzo spekulatywnej pracy (T ipl e r 1994) przy­
pisuje kosmologii osiągnięcie szczytu w końcowej osobliwości, którą
będzie tworzyć maksimum informacji. Ukryta metafizyka ery kompu­
terowej dochodzi tutaj dosłownie do swojego kresu.
8Kant, Kritik der Urteilskraft [Krytyka władzy sądzenia, PWN, 32004).
140
4 Przyroda jako korelat tego, co techniczno-praktyczne
Jeśli dla naszego rozumienia przyrody odwołujemy się dzisiaj do
metafory komputera, to w każdym razie tworzymy dyskurs, który nie
należy już więcej do fizyki teoretycznej, lecz do kantowskiej „tech­
niki przyrody” . Fizycy jak Frank TlPLER czy Roger PENROSE uwa­
żają komputery za wytwory przyrody i traktują je jak systemy fi­
zykalne, podczas gdy w rzeczywistości są one przecież wytworami
kultury (TlPLE R 1994, PENROSE 1991; 1995).
Od czasów Norberta W lENERA powszechne stało się raczej za­
cieranie różnicy między techniką i przyrodą, co widać już chociażby
po tytułach wydawanych książek. Tak np. jedna z głównych publika­
cji cybernetycznych napisana przez W lENERA (1948) nosi tytuł Cy­
bernetyka, czyli sterowanie i komunikacja w zwierzęciu i maszynie6
[Kybernetik — Kommunikation und Kontrole in Tier und Machine].
Stąd niestety czymś obiegowym stało się zaliczanie systemów cy­
bernetycznych w ogólności, a komputerów w szczególności, do wy­
tworów przyrody zamiast do wytworów kultury.
W przypadku komputera powszechna stała się analiza pod przynaj­
mniej trzema względami: 1) fizykalnym, 2) syntaktycznym i 3) se­
mantycznym. John S earle słusznie kwestionuje pogląd, że fizyka
zawiera w sobie syntaktykę, a syntaktyka semantykę (SEARLE 2001).
Lecz także coś odwrotnego nie zawsze zachodzi. Płaszczyzny te są
wzajemnie do siebie przygodne. Chociażby jedynie stąd wynika, że
komputer nie może być żadną redukcjonistyczną lub materialistyczną
instancją, gdyż wzajemna wymiana tych płaszczyzn nie jest nomologicznie opisywalna (Martin C a r r ie r [1993] wyprowadza stąd słuszny
wniosek, że psychologia nie jest redukowalna do fizyki, o ile metaforę
komputera da się zastosować do zależności dusza-ciało).
W gruncie rzeczy chodzi przy tych płaszczyznach każdorazowo
o zależności forma-materia w sensie arystotelesowskim, kiedy stopień
niższy, ‘materia’ pozostaje do dyspozycji dla stopnia wyższego, przy
czym forma nie jest ani zawarta w materii,, ani nie mogłaby bez niej
być czynna.
Nikt nie zaprzecza, że komputery są fizykalnymi systemami. Pod
tym względem są one np. egzemplifikacją równań MAXWELLA, zna­
nych z klasycznej elektrodynamiki. Jeżeli się bada je z tego fizy­
kalnego punktu widzenia, to wyższe płaszczyzny w ogóle nie są
dostrzegane.
8W yd. polskie: Warszawa, PW N 1971 (J. B.).
4.2 Metafora komputera
Ul
Wspomniany potrójny podział uwidacznia, że pragmatyce ule
przyznaje się w nim żadnej samodzielnej wartości. Znamienne jest, że
powszechnie używane słowniki komputerowe zawierają zawsze hasła
‘syntaktyka’ i ‘semantyka’, lecz raczej nie ma w nich hasła ‘prag­
matyka’ (tak np. w G riese r / I r lb e c k , Microsoft Computerlexikon;
SCHULZ 1996 i wiele innych). Być może brak refleksji nad pragmatycz­
nym wymiarem komputera można wyjaśnić tym, że jest ona w pew­
nym sensie implikowana w kodzie i w semantyce.
Tak więc kod może zostać zbudowany tylko ze względu na kon­
kretny cel, jak np. kod ASCII7 do szyfrowania zwykłych liter alfabetu.
Albo semantyka reguluje jednoznaczne stosunki sekwencji rozkazów
do funkcji elementarnych. Również sieci neuronowe są zbudowane ce­
lowo i mogą być ‘trenowane’ tylko ze względu na ich przyszłe używa­
nie, itd.
Wszystkie te względy implikują określoną pragmatykę. To, że nie
jest ona explicite przedmiotem refleksji, można także odczytywać jako
formę niedoceniania praktyki, o której już wielokrotnie w tej książce
była mowa.
Tylko w ten sposób daje się wyjaśnić, że tak wielu autorów jest prze­
konanych, iż za pom ocą pojęcia ‘uniwersalnej maszyny T u r in g a ’ ,
tzn. zdeterminowaniem stanu, przetwarzającego algorytmy systemu,
jest zrozumiałe już to wszystko, co stanowi komputer. Na tej płasz­
czyźnie można definiować abstrakcyjne, fizykalnie wielorako dające
się zrealizować stany funkcjonalne, bez jakiegokolwiek odniesienia do
celów, którym cała ta maszyneria służy. A fortiori nie są wtedy także
objęte rozważaniami te bardziej oddalone cele, które właśnie pozwa­
lają dopiero zrozumieć, czym jest komputer, mianowicie jakimś arte­
faktem zbudowanym ze względu na społeczne potrzeby przekazywa­
nia informacji.
Pragmatyczny wymiar, który w sposób istotny należy do pojęcia
‘komputera’ , często nie jest dostrzegany, czemu winna jest niezau­
ważalna wieloznaczność pojęcia funkcji. ‘Funkcja’ znaczy najpierw
‘funkcję matematyczną’ jako odzwierciedlenie wielkości na wejściu
i na wyjściu. Następnie jednak owo syntaktyczne pojęcie funkcji jest
często w sposób ukryty identyfikowane z tym pojęciem ‘funkcji’, które
owe tak opisane stany komputera spełniają w ramach programu, tzn.
7W systemie kodowania ASCII (ang. Am erican Standard Code fo r Inform ation
Interchange) np. litera a jest zakodowana liczbą 97 (J. B.).
142
4 Przyroda jako korelat tego, co techniczno-praktyczne
w odniesieniu do semantyki. Implikowana jednak tutaj pragmatyka
użycza pojęciu funkcji nieredukowalnie teleologicznych konotacji.
Na przykład Hilary P u tn am nie wyeksponował tego celoworacjonalnego aspektu ani w swoim wczesnym funkcjonalistycznym
okresie, ani w swoim późniejszym antyfunkcjonalistycznym okresie.
(PUTNAM 1975, 1994, 1999). Odpowiednio do tego, komputer jest
przez wielu filozofów analitycznych nadal uważany jedynie za ‘uni­
wersalną maszynę T uring a ’ , a nie za swoistą wykładnię społecz­
nie określonych celów, tak sądzi np. Daniel DENNETT 1981, Ansgar
B eckerm ann 1985, Holm T etens 1994 i wielu innych. Zaniedbanie
przez tych autorów pragmatyki prowadzi ich w konsekwencji do prze­
konania, iż metafora komputera mogłaby być wprzęgnięta do ‘naturalizacji’ człowieka. Ta pojęciowa niejasność leży również u podstaw
tzw. ‘nauk kognitywnych’ , kiedy chcą one czysto ‘komputacyjnie’ wy­
jaśnić ludzkie osiągnięcia poznawcze. Podnoszone często w tych na­
ukach żądanie ‘naturalizacji’ człowieka już chociażby dlatego jest za­
wieszone w powietrzu, że komputery nie są wytworami przyrody (por.
G o l d / E ngel 1998).
Nieliczni filozofowie powołując się na słuszne racje krytykowali duże
obciążenie teoretyczne pojawiające się przy rozumieniu kompute­
rów, jak np. Peter J an ich , który całkiem ogólnie zwraca uwagę na
konstytutywne dla informatyki znaczenie techniczno-praktycznych
antycypacji, albo Michael H e id elberg er , pokazujący, jak bardzo
mało w naszym rozumieniu komputera jest uwzględnione znacze­
nie programowania jako formy praktyki technicznej (JANICH 1998;
H e id e lb e rg er , w : S chefe 1993,13nn).
Jeśli zaakceptuje się tę krytykę, to wówczas metafora komputera
staje się wszystkim innym aniżeli czymś metafizycznie nieszkodli­
wym. Przy jej zastosowaniu do przyrody pojawia się mianowicie na
nowo problem „techniki przyrody” z III Krytyki KANTA. W związku
z tym należy ubolewać, że K a n t a „krytyka teleologicznej władzy
sądzenia” nie odgrywa we współczesnych dyskusjach prawie żadnej
roli. Tym samym zatraca się również perspektywę jednego z central­
nych aspektów filozofii przyrody. Jakie konkretne następstwa niesie
to z sobą, zostanie pokazane na przypadku specjalnej techniki pro­
gramowania.
4.3 Technika artificial life
143
4.3 Technika artificial life
‘Technika artificial life’ odnosi się w języku niemieckim do ‘sztucz­
nego życia’ [Kunstliches Leben, (‘KL’)], w przeciwieństwie do ‘sztucz­
nej inteligencji’ [Kunstliche Intelligenz, (‘KI’)]. Chodzi w niej o okre­
śloną techniką programowania, pozwalającą na komputerową symu­
lację ewolucyjnych scenariuszy. Technika artificial life liczy sobie za­
ledwie 12 lat i nawiązuje z powrotem do tak zwanych ‘algorytmów ge­
netycznych’, wprowadzonych przez Johna H o l la n d a . W omawianej
technice imituje się na komputerze procesy życia w ten sposób, że uj­
muje się n-wymiarowe wektory matematyczne jako ‘geny’ , a grupy ta­
kich genów jako ‘populacje’ , następnie pozwala się na ich dywersyfika­
cję zgodnie z zasadą przypadku, aby je w końcu selekcjonować według
kwantytatywnie określonej ‘funkcji fitness'. (Pierwsze, niezbyt tech­
niczne przedstawienie KL można znaleźć u Wernera KlNNEBROCKA
1994; 1996).
Ponieważ technika KL operuje na bardzo złożonych systemach,
których zasady działania nie mogą być ponownie przeliczone w spo­
sób zamknięty, więc prowadzą one do zdumiewających wyników, na­
zywanych z tego powodu czasem ‘emergentnymi’.
W obszarze KI zdefiniowano pojęcie ‘inteligencji’ za pomocą po­
jęcia ‘wiedzy’. Zgodnie z tym jakiś system jest ‘inteligentny’ , gdy
w optymalny sposób używa wiedzy, którą dysponuje. W zakresie tech­
niki KL wychodzi się poza te określenia, o ile systemy KL muszą być
ponadto w stanie przetransponować swoją ‘inteligencję’ na działania,
które z kolei tworzą pewien ‘wzorzec zachowania’. Chodzi zatem o sy­
mulację działań pozwalającą określić, czym trzeba o fortiori dyspo­
nować, gdy technika KL zostaje użyta przy budowaniu robotów, które
w otaczającym je świecie zachowują się w sposób nastawiony na jakiś
cel. Owo ‘zachowanie’ jest pojmowane jako ‘adaptacyjne zachowanie’
i o tyle powinno być nazwane ‘inteligentnym’, o ile maksymalizuje
szanse do zachowania siebie, tzn. ‘sztuczna istota żywa’ powinna być
w stanie tak dostosować się do zmieniającego się otoczenia, aby dalej
mogła w optymalny sposób egzystować.
W przeciwieństwie do KI, KL nie ma żadnego nadrzędnego kon­
ceptu, z uwagi na który odpowiedni system mógłby reagować na ewen­
tualności w zafiksowany sposób. Cecha ta okazała się notorycznie
słabym punktem KI. Natomiast w technice KL system reaguje ela­
stycznie na zmiany w otoczeniu, chociaż zgodnie z zadanymi regułami
zachowania. Dlatego chodzi tutaj o empiryczne postępowanie bottom-
144
4 Przyroda jako korelat tego, co techniczno-praktyczne
up w przeciwieństwie do formalno-logicznych, dedukcyjnych założeń
top-down występujących w tradycyjnych KI, gdzie przy problemach
optymalizacyjnych przeważnie operuje się klasycznymi metodami gra­
dientowymi8, ustalonymi przez logikę dedukcyjną i nie zawierającymi
żadnych przypadkowych odchyleń, a zatem żadnego ‘kolejnego pró­
bowania’ .
Jeśli życie ma być symulowane w komputerze, to indywidua jakiejś
populacji muszą być podporządkowane kryterium sprawności fizycz­
nej, decydującym o tym, czy przeżyją lub nie przeżyją. Kryterium to
jest stale kontrolowane z zewnątrz w odniesieniu do szansy przeży­
cia. W tego rodzaju populacji urodziny są realizowane przez ‘kopio­
wanie’ a umieranie przez ‘kasowanie’. Przy kopiowaniu (podobnie jak
w ewolucji) dopuszcza się kopie błędne, kiedy włącza się generatory
przypadku. Nawet przy tego rodzaju prostym położeniu wyjściowym
pojawiają się konsekwencje, których by się zbyt łatwo nie oczekiwało
i które zbliżają się do zachowań istot żywych w przyrodzie. W ten
sposób rozwijają się np. indywidua, które pozwalają innym ‘pracować
na siebie’ , tzn. ukazują pasożytniczy sposób zachowania. Z upływem
czasu indywidua stają coraz bardziej agresywne w ‘walce o przeżycie’,
walczą coraz bardziej brutalnie o zasoby pamięci oraz o czas pracy
i ukazują inne, znane z ewolucji sposoby zachowania.
Zamkniętym obszarom pamięci odpowiadają po stronie biologicz­
nej żywe komórki, zasób pamięci odpowiada resursom, poszczególne
rozkazy programu odpowiadają nukleotydom DNA itd. Często prar
cuje się także z tzw. ‘systemami hybrydowymi’, wyposażonymi w sieci
neuronowe. Tego rodzaju sieci imitujące sposoby funkcjonowania mó­
zgu, pozwalają na nieostre przedstawienie nieliniowych przyporząd­
kowań, osiągnięć, znanych także z fuzzy logic. (Można pokazać, że
cechy sieci neuronowych są równoważne cechom fuzzy logic).
Przykładem celów osiąganych za pomocą technik KL byłby np.
‘Travelling Salesman Problem’ , tzn. problem komiwojażera, którego
zadaniem jest tylko raz odwiedzić wszystkie miasta w danym regio­
nie, a przy tym zminimalizować drogi i zależne od nich czasy podróży.
Gdy w ciągu sekundy obliczylibyśmy jedną drogę, to już przy 20 mia­
stach nie wystarczyłoby czasu jaki upłynął od wielkiego wybuchu, aby
8Mowa o „krok p o kroku” zbliżaniu się, w miarę po największym gradiencie, do
optimum jakiejś funkcji. Problem z tego rodzaju postępowaniem leży chociażby
w tym, czy jakieś lokalne optimum może być uważane za optimum globalne (J. B.).
4.3 Technika artificial life
145
znaleźć rozwiązanie tego problemu, podczas gdy w ramach techniki
KL obliczenia prowadzą szybko do sensownych wyników.
Puentą w przypadku techniki KL jest jednak to, że tak samo do­
brze służy ona symulacji zdarzeń życia, jak nadaje się do technicznego
rozwiązywania problemów. Już przy pomocy relatywnie prostych pro­
gramów KL można symulować zachowanie się ptaków w chmarze i ryb
w ławicy, albo można wygenerować w komputerze formy organiczne,
które są zadziwiająco podobne do wzrastających roślin albo do za­
barwienia futra zwierząt. Roboty, które są ‘karmione’ genetycznymi
algorytmami, wykazują ‘lękowe’ lub ‘miłosne’ sposoby zachowania,
bardzo przypominające odpowiednie sposoby zachowania ludzi lub
zwierząt.
Filozoficzna problematyka KL dochodzi do głosu w książce Ślepy
zegarmistrz9 [Der blinde Uhrmacher] biologa Richarda DAW KINSA,
gdzie opisuje on swoje pierwsze próby z techniką KL, na długo przed­
tem, zanim została ona rozpowszechniona ( D a w k i n s 1987, 70nn).
D awkins stworzył program służący do symulowania rozwoju istot
żywych. Najpierw sam przejął rolę instancji selekcjonującej, zachowu­
jąc ‘najpiękniejsze’ sztuczne zwierzęta, a innym pozwalając ‘umrzeć’.
Następnie doszedł do wniosku, że w przyrodzie takiej instancji nie ma
tak, iż właściwie komputerowi należałoby zostawić możliwość wyboru
przez to, iż pewne cechy zostaną wyważone pozytywnie lub negatyw­
nie. Dzisiaj czegoś takiego dokonuje się poprzez ‘genetyczne algo­
rytmy’ .
DAW KINS miał z pewnością rację, iż on sam jako dokonujący wy­
boru reprezentował teleologiczną instancję, której, według D a r w i n a ,
nie ma w przyrodzie. Mylił się jednak w swoim przekonaniu, że pro­
blem ten zostanie rozwiązany, jeżeli pozwoli się ‘wybierać’ kompute­
rowi. Mianowicie także wtedy jest to człowiek, który dokonuje wy­
boru, chociaż za pomocą środka zwanego komputerem. Instancja teleologiczna zostaje jedynie przesunięta.
Za stwierdzeniem, że komputeryzacja przyrody doprowadza do
odnowionej teleologii, opowiada się całkiem bez ogródek John
H o l l a n d , wynalazca ‘genetycznych algorytmów’. Jego zdaniem,
ewolucja jest „pozornie bezsensowna” , wychodzi zatem niewątpliwie
od realno- teleologicznie działającej ewolucji, podczas gdy praktycz®R. DAWKINS, Ślepy zegarm istrz, czyli jak ewolucja dowodzi, że świat nie został
zaplanowany, PIW , Warszawa, 1994.
146
4 Przyroda jako korelat tego, co techniczno-praktyczne
nie wszyscy współcześni biolodzy mówią jedynie o ‘teleonomicznej’ ,
tzn. o ewolucji pozornie skierowanej na cel (HOLLAND 1992, 44).
Zagraża nam tutaj pewna pułapka metafizyczna. Jak długo za po­
mocą techniki KL rozwiązuje się zagadnienia jak ‘problem komiwoja­
żera’ , pozostaje ona metafizycznie nieszkodliwa. Gdy jednak zastosu­
jemy tę technikę do przyrody, to takie pojęcia jak ‘gen’ , ‘populacja’,
‘selekcja’ itd. mają, pomimo tych samych nazw, inne znaczenie ani­
żeli w biologii. Są one mianowicie włączone za pomocą funkcji fitness,
zawierającej jakiś cel, w pewien realno-teleologiczny system, który
zmienia jakościowo treść pojęć.
W bionice czy w cybernetyce, którą omówimy później, ten stan
rzeczy jest często zakryty przez matematyzację. Gdy mamy przed
sobą jakiś dyskurs matematyczny, należy zawsze sprawdzić, czy stoso­
wany sposób postępowania pozostanie zrozumiały bez insynuowania
jakiegoś celu, czy też nie. W fizyce teoretycznej zachodzi to zawsze,
w KL nigdy. „Insynuowanie celu” nie oznacza tutaj oczywiście, że
uprawiający fizykę albo KL podmiot mógłby być w swoim działa­
niu pomyślany jako ktoś obywający się bez celów, co w trywialny
sposób nie zachodzi. „Insynuowanie celu” dotyczy pytania, czy dzia­
łania podmiotu są wewnętrznie określone przez jakiś cel, czy też nie.
Cała maszyneria ‘genetycznych algorytmów’ pozwala się np. tylko
wtedy użyć, gdy ‘funkcję fitness’ potraktujemy jako coś zastępują­
cego jakiś cel. W przeciwnym razie nie można zrozumieć wywołanego
przez nią przebiegu optymalizacji. Gdy jednak jakaś bańka mydlana
tak ‘optymalizuje’ swoją formę, że przy danej objętości tworzy mini­
malną, tzn. kulistą powierzchnię, to nie potrzebuję przypisywać tej
bańce wyobrażenia celu, jakim byłaby minimalna energia naprężenia,
w każdym razie dzięki takiemu przypuszczeniu ‘zachowanie się’ bańki
nie będzie dla mnie bardziej zrozumiałe, jak bez niego.
W odniesieniu do techniki KL pojawia się jeszcze inny ważny pro­
blem filozoficzny. Tak np. Ellen T h ro w swojej książce o KL mówi
o „programowalnych zwierzętach” (T h ro 1994, 114), podczas gdy
D aw kins w Ślepym zegarmistrzu traktuje komputery i auta „jak
przedmioty biologiczne” , maszyny byłyby „honorowymi istotami ży­
wymi” , organizmy byłyby „żywymi maszynami” (D aw kins 1987,
13nn).
Trudno intuicyjnie zrozumieć kategoryczne negowanie różnicy po­
między tym, co ‘techniczne’ a tym, co ‘żywe’. Jeśli nawet powyżej
4.3 Technika artificial life
147
zostało wykazane, że takie postępowania jak KL implikują teleologię
przyrody i zakładają nieredukcjonistyczną ontologię, to obowiązuje
to jedynie w odniesieniu do fizyki. Tego rodzaju postępowania nie
wykluczają maszynowego redukcjonizmu, a z drugiej strony także się
go nie domagają. Tak jak można być fizykiem nie będąc fizykalistą,
można też uprawiać technikę KL, bez popadania w maszynowy re­
dukcjonizm.
Inny autor, Claus E m m eche wypowiada się często bardzo kry­
tycznie o KL:
„KL nie ma nic wspólnego z życiem, przeciwnie, jest
ona dalszym krokiem w kierunku sterylizacji otoczenia
i ograniczenia naszych możliwości utrzymywania bezpo­
średniego i zmysłowego stosunku do reszty przyrody” .
Czymś specyficznym dla życia jest pewna „autonomia” , którą
miałyby posiadać nawet rośliny. Zwierzęta mogłyby same decydować,
czy chcą pełzać czy czołgać się. Aby coś mogło się samo poruszać, mu­
siałoby owo „samo coś” najpierw być. Ten moment spontaniczności
umyka technice KL (E m m ech e 1994, 29/30; 130).
W następnym rozdziale zostanie pokazane, że A r ysto t e l e s le­
piej aniżeli wielu nam współczesnych ujął stosunek pomiędzy tech­
niką i przyrodą. Jego koncepcja jest ponadto w stanie przyznać jakieś
uprawnione miejsce owemu momentowi spontaniczności, bez abstrak­
cyjnego negowania wzmocnionego przez KL aspektu maszynowego
(krytycznie odnośnie do KL: M u tsc h l e r 1999/2000).
Ogólnie wydaje się, że w dzisiejszej dyskusji panuje kategorialny
zamęt, w stosunku do którego koncepcja A r y sto t e l e sa odzna­
cza się wielką klarownością. Spotyka się wielu autorów, którzy jak
D aw kins , po prostu zrównują: ‘przedmiot fizykalny’ = ‘przedmiot
materialny’ = ‘przedmiot techniczny’ = ‘istota żywa’. Niejasność ta
obciąża także wymienione w 1.3.1 stanowisko Friedricha K a m b a r t l a
(K a m b a r t e l w : K rebs 1997, 331nn), zdaniem którego istoty wystę­
pujące w przyrodzie mogą być podzielone na dwie wykluczające się
klasy, mianowicie takie, które dysponują wyrażającymi coś zachowa­
niami oraz takie, które czymś takim nie dysponują. Istoty zdolne do
zachowań coś wyrażających są zdolne do komunikacji z nami.
Właśnie na tym przykładzie można rozpoznać słabość stanowi­
ska P r z y ^ g / n c j e - Z jednej strony zmusza ono do arbitralnego cięcia
148
4 Przyroda jako korelat tego, co techniczno praktyczne
w scala naturae, z drugiej strony przekazuje resztę przyrody pro­
cesowi urzeczowiania, w ramach którego nie można już wprowadzić
żadnych różnic jakościowych, gdyż to, co znajduje się ‘poniżej’, nie­
uchronnie zostaje objęte nieodróżnialnością: materialne = fizykalne
= techniczne. ‘Zycie’ jako samodzielna kategoria już się tutaj więcej
nie pojawia.
W przeciwieństwie do tego A r y s t o t e l e s tak rozbudował scala
naturae, że: 1) człowiek znajduje w niej miejsce, nie stając się jedną
z istot przyrody; 2) to, co istnieje w przyrodzie i to, co jest utworzone
technicznie są odmienne kategorialnie; 3) to, co żywe zachowuje wo­
bec tego, co techniczne swoją samodzielność. A u t o r nie zna żadnej
nowszej koncepcji, która by to wszystko zapewniała.
Gdy dopuści się teleologię przyrody w uzasadnionym tutaj sen­
sie, i gdy następnie zaakceptuje się rozwiniętą w następnym punkcie
i w rozdziale piątym koncepcję autonomii i spontaniczności tego, co
żywe wobec tego, co wyłącznie maszynowe, to ma się do dyspozycji
wystarczająco skuteczne kategorie, aby uzasadnić zróżnicowaną scala
naturae, która nie składa się jedynie z dwóch antagonistycznych klas
istności, jednych zdolnych do komunikacji, a drugich niezdolnych do
niej.
Zamierzonym w częściach 4.2 i 4.3 celem było jednak wykazanie,
że nie tylko technika KL w szczególności, lecz technologia kompute­
rowa w ogólności posiada wbudowany TŚXoę, który przenosi się na
przyrodę, gdy bierze się ją jako podstawę naszego rozumienia przy­
rody; jest to związek, który zostaje zakryty poprzez obiegową, obcią­
żoną teoretycznie interpretację komputerów jako jedynie uniwersal­
nych maszyn T u r i n g a .
188
5 Przyroda jako korelat tego, co etyczna praktyczne
5.1 Antycypacja wewnętrznie-wartościowej przyrody...
189
„Jeżeli ludzkość i świat jako całość mają mieć jakąś przy­
szłość, niezbędne stanie się ograniczenie egoistycznych
tendencji w naszej etyce na korzyść silniejszego uwzględ­
nienia wspólnoty i stworzenia jako całości” (M a y r 1991,
117).
5.1 Antycypacja wewnętrznie—wartościowej przyrody
w technice, biologii i ekologii
To, że przyroda mogłaby być określona jako wartościowa w sobie,
niezależnie od ludzkiego jej przetwarzania, jest szczególnie widoczne
w odniesieniu do doświadczania tego, co żyje. Biologia, ekologia, no­
woczesna technika itd. abstrahują od tego punktu widzenia. Tylko
dzięki temu założeniu pozostają one ścisłe i skuteczne. Jednak fakt,
że wewnętrzna wartościowość przyrody po prostu nie znika przez to,
iż tego typu nauki od niej abstrahują, widać w antycypacjach ad hoc,
które znajduje się wszędzie w stosownej literaturze.
Tego rodzaju antycypacje często spotyka się u autorów, którzy
godzą się na poddanie przyrody wyłącznie celowo-racjonalnej inter­
wencji, jednak w stosunku do tego, co żyje wychodzą ponad nią. Na
przykład filozof techniki Gunter R o p o h l wychodzi z założenia: „tech­
nika jako przeciwnatura” i przyjmuje związany z nim ekstremalnie
antropocentryczny punkt widzenia. Zgodnie z nim przyroda nie jest
jakimś „celem dla siebie” , lecz jedynie „środkiem do ludzkich celów” ,
w przeciwnym bowiem razie wpada się z powrotem w „mityczne formy
myślenia” oraz w „ideologię przyrody” itd. Niemniej jednak ubolewa
on z perspektywy ontologicznej, nad „biotechnicznym okaleczeniem
genetycznego materiału dziedzicznego” i nad „cywilizacyjnie uwarun­
kowanym dziesiątkowaniem wielości gatunków” . Wszystko to są sądy,
które zakładają, że przyroda wewnętrznie ma wartość ( R o p o h l 1983;
1985, 37; 93; 1991, 121).
Także biologowi Ernstowi MAYROWI nie udaje się zachować kon­
sekwentnie swojego obiektywizującego spojrzenia na przyrodę. Cho­
ciaż uznaje on, że to, co żyje jest jedynie przedmiotem wiedzy facho­
wej, która abstrahuje od celowego i wartościującego punktu widzenia,
to jednak mówi o „prawie do istnienia milionów gatunków dzikich
zwierząt i roślin” itd. Oraz dodaje:
Wydając taki sąd biolog przeskakuje bezpośrednio z wiedzy fa­
chowej do nastawienia pochodzącego ze świata, w którym żyjemy.
Tego rodzaju przeskok jest nieunikniony. Nikt nie może być jedy­
nie fachowym naukowcem. Należałoby się jednak domagać tego, aby
ukrywająca się za tego rodzaju przeskokiem diałektyka została wyeksplikowana.
Niemożność pominięcia takich pojęć jak ‘sensy’, ‘wartości’ czy ‘cele’
staje się także widoczna w naukowej ekologii, szczególnie gdy używa
ona pojęcia ‘systemu’. Trudności, które tam powstają, są całkiem
podobne do tych, które ukazały się w cybernetycznych analizach pro­
wadzonych w rozdziale czwartym.
Tak np. Bruno S t r b it (1994) wprowadza swoją ekologię naj­
pierw jako połączenie wyłącznie wartościowo-neutralnych wypowie­
dzi „jeżeli-to” , posiadających nomologiczny charakter, aby przedsta­
wić obiegi materiałów, strumienie energii, obciążalność albo zdolność
ekosystemów do samoregulacji. Jako środek do tego nadaje się szcze­
gólnie formalna teoria systemów. Przedstawienie precyzyjnych związ­
ków „jeżeli-to” w wymienionych obszarach tworzy naukowy plon jego
badania. Jednak S t r e it nie potrafi się na dłuższy czas powstrzymać
od oceniania swoich systemów. Tak np. ma być konieczne „dopro­
wadzenie zaburzonych systemów ekologicznych znowu do bliskiego
naturalnemu stanu funkcjonowania” ; w tym celu należy „podać zale­
cenia do odpowiedzialnych urzędów” itd. Ze swojej ekologii S t r e it
wyprowadza stosowne przepisy, mające np. prowadzić do „zapobieże­
nia zabudowywaniu krajobrazu poza wyznaczonymi obszarami” itd.
(S t r e it 1994, 17; 98nn).
Przykład Streita nie jest wyizolowany. Także np. Hermann
R emmert zakłada swoją ekologię jako „ścisłe przyrodoznawstwo”
w sensie fizyki i chemii, jednak przy systemach ekologicznych nie umie
ani zrezygnować z przypisania im wewnętrznej wartości, ani przestać
narzekać na ich wzrastające niszczenie. Także tutaj stosunek pomię­
dzy naukową funkcjonalnością i wewnętrzną wartością pozostaje zu­
pełnie niewyjaśniony (R emmert 1989, 1; 214nn).
190
5 Przyroda jako korelat tego, co etyczno-praktyczne
Mówiąc całkiem ogólnie, pytanie o stosunek pomiędzy faktycznością,
wartością i normą wydaje się niewyjaśniony tam, gdzie to, co żyjące
odgrywa konstytutywną rolę. Tak np. Hans M o h r w swoim studium:
„Przyroda i moralność; etyka w biologii” przedstawia najpierw etykę
i biologię jako dwa niesprowadzalne do siebie konteksty i reprezentuje,
gdy chodzi o ekologiczną etykę, ściśle antropocentryczny punkt widze­
nia. Jednak w przypadku granicznym pozbawia przyrodę jej aksjolo­
gicznej neutralności: Ewolucja jest „jakościowym procesem wzrostu” ,
w którym w sensie „ewolucyjnego postępu. [...] dobre geny byłyby za­
stępowane lepszymi” , w przyrodzie miałyby istnieć „jakościowe stra­
tegie optymalizacji” , które, w sensie bioniki, można by wprowadzić
do „rozwoju technicznego sposobu postępowania” , a w ogóle miałaby
obowiązywać ochrona „bujnych lasów naturalnych” , na miejsce któ­
rych człowiek wprowadził „drugorzędne formacje” i „zdegradowane
krajobrazy” itd. (M o h r 1987, 143nn).
Także tutaj stosunek pomiędzy faktem i wartością zachodzący
w żywej przyrodzie pozostaje niewyjaśniony. Podane przykłady
można dowolnie mnożyć. Również materialistyczny biolog nie może
widocznie zapobiec temu, aby razem z D aw kinsem złościć się na to,
że niektórzy kucharze wrzucają swoje homary żywcem do gotującej
się wody (D awkins 1987, 14). Skąd ta reakcja, skoro takie zwierzęta
według jego teorii są jedynie ślepo zaprogramowanymi maszynami do
przeżycia? Tę samą niekonsekwencję znajdzie się także u innych materialistycznie nastawionych biologów. Tak np. E.O. W ilson odmó­
wił, od strony socjobiologicznej, człowiekowi moralnej kompetencji,
co mu jednak nie przeszkadzało całe życie denerwować się z powodu
zanikania gatunków i apelować do poczucia odpowiedzialności u sobie
współczesnych.
Tam, gdzie wewnętrzne wartości nie są uwzględniane w taki ad hoc
sposób, są one przez wielu autorów wypierane w obszar tego, co irra­
cjonalne i wtedy nie zakłócają już więcej immanentnej racjonalności
świata faktów, wystylizowanego na wolny od wartości. Ma to miejsce
np. u Konrada LORENZA. W yłącza on etyczny punkt widzenia z de­
finicji racjonalności (LORENZ 1983, 85) mówiąc o „nieracjonalnym
odczuciu wartości” , które jednak powinno być intersubiektywnie zro­
zumiałe.
Sposób, w jatki należałoby to sobie wyobrazić, staje się wyraźny
w innym miejscu, gdzie broni się on przed rzekomą ‘wolnością przy­
rody od wartości’ :
5.2 Scjentyzm i samocelowość...
191
„K to jako badacz przyrody chce za wszelką cenę pozostać
‘obiektywny’ i chce się wymknąć za każdą cenę przymu­
sowi tego, co ‘tylko’ subiektywne, niech spróbuje kiedyś
— naturalnie jedynie w eksperymencie myślowymi i wy­
obrażeniowym — p o kolei przeprawić z życia do śmierci
sadzonkę sałaty, muchę, żabę, świnkę morską, kota, psa,
a w końcu szympansa” (L o r e n z 1963, 342).
Naturalnie będzie nam coraz trudniej uśmiercać, w zależności
od pozycji organizmu na scala naturae. Jednak właśnie ten przykład uzmysławia nam, w jak niewielkim stopniu poruszamy się tutaj
w obszarze irracjonalnego ‘odczuwania wartości’. Stopniowalna we­
wnętrzna wartościowość jest włatśnie centralnym tematem etyki eko­
logicznej i jest w niej całkowicie raicjonalnie rozpatrywania.
Wewnętrzno-wartościowy charakter tego, co żyje, mieszając się
zatem niekiedy jako niezapośredniczona antycypacja, z naukową eko­
logią albo biologią, zostaje irracjonalnie wyparty, albo, jalc to poka­
żemy w następnej części, zostaje on w scjentyczny sposób włączony, co
jednak także się nie udaje. W każdym razie tego rodzaju przeplatanie
się pojęć, ekwiwokacje albo irracjonalizmy wskazują na nierozwiązany
do tej pory filozoficzno-przyrodniczy problem.
5.2 Scjentyzm i samocelowość: Hans Sachsse, James
Lovelock oraz nieudana synteza
Wymienione w 5.1 przykłady domagają się konsystentnego obramo­
wania. Toteż niektórzy autorzy próbują tale rozszerzyć przyrodniczonaukowe koncepcje, aby zawierały one w sobie pojęcie ‘samocelowości’. Niepowodzenie tych prób zostanie, znowu egzemplarycznie,
przedstawione na przykładzie kilku autorów, na których często po­
wołują się ekologiczni etycy, aby zlikwidować panującą wśród nich
potrzebę ontologii. Każdy ekologiczny etyk, który reprezentuje nieantropocentryczny punkt widzenia, wikła się w przedstawioną w na­
stępnej części trudność, że mianowicie ani nie może się powołatć na
implikowaną w naukach przyrodniczych ontologię, ani z reguły nie
jest również gotów odwołać się do stanowiska Przycaj/piur.
Autorem mogącym nam tutaj pom óc jest filozof techniki Hans
SACHSSE. Utrzymuje on, że czysto scjentycznie potrafi wyprowadzić
192
5 Przyroda jako korelat tego, co etyczno-praktyczne
pojęcie „entelechii” i „obdarzenia duszą żywej przyrody” 2. S achsse
przedstawił tę koncepcję w różnych pismach (SACHSSE 1979, 1984).
Tutaj chcemy specjalnie odnieść się do jego artykułu: „C zy przyroda
jest obdarzona duszą?” (S achsse 1976).
SACHSSE wychodzi od stwierdzenia, że stosunek człowieka do
przyrody popadł w kryzys ze względu na jednostronnie prowadzoną
technizację, dopuszczającą możliwość autodestrukcji. Dlatego ko­
nieczne jest, aby wobec nowożytnego kartezjanizmu na nowo wpro­
wadzić starą arystotelesowską koncepcję „obdarzenia duszą” na róż­
nych szczeblach natury. Pojęcie „obdarzenia duszą” ma być przy
tym wprowadzone jako pojęcie czysto przyrodoznawcze, wolne od me­
tafizyki, przez to, że genetyczny program jest interpretowany jako
„forma” w arystotelesowskim sensie.
Według A r y s t o t e l s a dusza jest w potrójnym sensie aktywna
w tym, co żyje: 1) jako forma ciała, które tylko potencjalnie ma ży­
cie, 2) ona sama jest nieporuszana, ale stanowi przyczynę ruchów
cielesnych, które 3) zawsze są skierowane na jakiś cel. Te trzy charak­
terystyki mogłyby zostać zidentyfikowane ze współczesnym pojęciem
‘genetycznego programu’, gdyż ten kieruje nie tylko formą ciała, lecz
sam będąc nieporuszany, steruje także jego rozwojem i zachowaniem.
Trudności powoduje tutaj trzecia cecha owej forma corporis, miar
nowicie jej skierowanie na jakiś cel. S achsse projektuje causa finalis
na koniec osi czasu, na której początku stoi causa efficiens. Dlatego
nie byłoby żadnej istotnej różnicy pomiędzy procesami określonymi
celowo i nomologicznie. Każdy proces określony przez przyczynowe
prawa mógłby zarazem zostać logicznie ekwiwalentnie opisany jako
proces celowy, ponieważ fizykalnie nie czyni żadnej różnicy to, czy
liczymy do przodu wychodząc od warunków początkowych, czy do
tyłu, wychodząc od warunków końcowych.
S achsse używa twierdząco tego, co w 4.4 polemicznie posta­
wiono jako zarzut przeciwko przeprowadzonemu przez Wolfganga
S te g m u lle r a zniesieniu teleologii, że mianowicie przy eliminacji
celu najprostsze zjawiska grawitacji musiałyby być interpretowane
2Sachsse używa tutaj niem. terminu „Beseeltheit” („beseelt” , łac. „animatus” ), który oznacza (w wąskim sensie) wszystko, co posiada duszę (człowiek,
zwierzę). Trudniej jednak przeprowadzić jasne granice od zwierzęcia w dół. Dla
A rystotelesa również planety posiadały duszę, L eibniz w swoim monadologicznym panpsychizmie przypisuje duszę także istotom nieożywionym. W podobnym
duchu czyni to np. T. N agel (J. B.).
5.2 Scjentyzm i samocelowość...
193
jako autoregulatory, np. woda deszczowa miałaby dążyć do pożąda­
nej wartości najmniejszej energii potencjalnej, a zatem do wysokości
poziomu morza. Stąd można by wyprowadzić starą arystotelesowską
naukę, wedle której każdy byt przyrodniczy dąży do swojego „natural­
nego miejsca” , a więc entelechialną określoność wszystkich procesów
przyrodniczych.
W ten sposób mogą także w DNA wyłonić się pożądane war­
tości, które da się wytłumaczyć celowo. Wartości te będą dalej in­
terpretowane jako ćvćpyeia, na którą skierowana jest 5uvocpt<; proce­
sów regulowanych przez DNA. Całkiem podobnie jak w 4.5, także
u SACHSSEGO, przypadek ma służyć temu „aby zbadać możliwo­
ści dla optymalizacji” . Według tego schematu przebiega chociażby
każda reakcja chemiczna, ponieważ to stochastyczne ruchy cieplne
byłyby tym, co w końcu wywołuje reakcję chemiczną. Już na płasz­
czyźnie chemii, ów „proces optymalizacji” prowadzi zatem do „wyż­
szych form” itd.
Mamy tutaj do czynienia z bezpośrednią projekcją pojęcia entelechii
do fizyki, chemii czy biologii. Jest to czysta projekcja, co widać po
tym, że ani pojęcie ustalającej się minimalnej energii potencjalnej,
ani pojęcie przypadkowego spowodowania reakcji chemicznych, ani
pojęcie programu genetycznego nic nie stracą, gdy pozbawi się je tej
entelechialnej nadbudowy. Nie ma żadnych podstaw, aby arystotelesowski schemat 86vapię-ćvćpyeia zastosować bezpośrednio do proce­
sów fizykalnych i dostrzegać w nich dążenie do czegoś „wyższego” .
Dlatego praktycznie wszyscy przyrodnicy rezygnują z tej metafizycz­
nej nadbudowy.
S achsse chce odzyskać „autonomię tego, co żyje” , przed którą
powinniśmy mieć „respekt” , powinniśmy zawrzeć nowe „partnerstwo”
z przyrodą, która w tak powstałym związku „jest partnerem starszym
i bardziej doświadczonym” itd.
Jednak program genetyczny nie jest czymś odpowiednim do uza­
sadnienia takiej koncepcji, ponieważ nie zawiera sam w sobie żad­
nych wartościujących punktów widzenia czy celowości. Nie na próżno
analizy genetyczne doprowadziły właśnie do zaostrzenia technicznej
ingerencji w przyrodę, a nie do jakiegoś wzmożonego respektu przed
nią.
Ponieważ przeciwieństwo pomiędzy przyrodą traktowaną tech­
nicznie, widzianą jako jedynie materia, a przyrodą traktowaną jako
coś spontanicznie z siebie działającego, entelechialnie uzdolnionego,
194____________ 5 Przyroda jako korelat tego, co etyczno-praktyczne
5.3 Nierozwiązany problem ontologii w etyce ekologicznej
nie jest do dzisiaj zniwelowane, ciągle na nowo powstają tego rodzaju
systemy pośredniczące, które bezpośrednio implantują pojęcie „au­
tonomicznej przyrody” do twardej nauki, która przez to traci swoją
obiektywność, a mimo to nie staje się instancją uzasadniającą dla
„respektu przed przyrodą” .
matycznych konstrukcji pokazuje jednak, że pokrywają one najwyżej
jakąś marginalną część jego „hipotezy Gai” . Tak np. z uproszczonego
modelu z jasnymi i ciemnymi kwiatami i z jakiejś wartości odbicia4 od
powierzchni Ziemi wyprowadza on wniosek, że stosunek ciemnych i ja­
snych kwiatów ustawia się na takim poziomie, iż Ziemia wychwytuje
maksimum promieni słonecznych. Nie pokrywa się to jednak z poję­
ciem Ziemi jako „ogólnej istoty żywej” (np. owej „istocie żywej” brak
przemiany materii, nie rozmnaża się ona, nie zawiera żadnych infor­
macji genetycznych itd.). Ponadto konstrukcja ta budzi podejrzenie,
że jej bardzo uproszczone matematyczne założenia są od początku tak
dobrane, iż musi się przy tym pojawić jakiś ekonomiczny efekt, ale
nawet wtedy, gdyby się uznało ten ekonomiczny efekt, nie zawierałby
on jeszcze pojęcia „samocelowości” ( L o v e l o c k 1991, 64nn).
Należy wspomnieć o tego rodzaju koncepcjach, które przedsta­
wiają wewnętrznie wartościową przyrodę jako rzekomy wynik obiek­
tywizującej nauki, ponieważ w etyce ekologicznej, ale także w ruchu
ekologicznym są one przyjmowane często jako instancje odwoławcze
dla stanowiska nieantropocentrycznego. Na przykład „hipoteza Gai” ,
traktowana jako ideologiczne tło, odgrywa dużą rolę w partii zielo­
nych, w Greenpeace oraz w BUND-zie5.
Odnosi się to także np. do Jamesa LOVELOCKA „hipotezy Gai” . Uj­
muje ona, jak wspomniano, Ziemię jako ogólną istotę żywą3, której
my sami jesteśmy tylko integralną częścią. Powstanie „hipotezy” zo­
stało zainspirowane przez Overview Effect będący jednym z rezulta­
tów lotów kosmicznych, a dzięki którym po raz pierwszy w historii
ludzkości można było ująć w jednym spojrzeniu Ziemię jako całość.
Zdobyte przy tym doświadczenia nie powinny być dlatego oceniane
zbyt nisko, że stały się one okazją do powstania nowego rodzaju mi­
styki przestrzeni kosmicznej, i właśnie doprowadziły do „hipotezy
Gai” . Pokazują one mianowicie, że mówienie o wewnętrznej warto­
ści przyrody nie jest związane z istnieniem nietkniętych krajobra­
zów, których i tak już nie ma, lecz że pojawia się ono także bezpro­
blemowo dzięki pośrednictwu nauki i high-tech (odnośnie do tego:
W hite 1989).
Zainspirowani spojrzeniem z kosmosu na Ziemię, James
L ovelock i biolog Lynn M argulis stworzyli zręby „hipotezy Gai” .
Wychodzi ona z założenia, „że Ziemia jest czymś żyjącym i bada,
jakie argumenty przemawiają za tym, a jakie przeciw” . Zdaniem
L ovelocka , Ziemia jest w tym sensie istotą żywą, „w jakim przed­
stawia samokształtujący i autoregulujący się system” . „System”
ten ma cechę zachowania w sobie, jako swojego integrującego za­
sobu, wszystkiego co żyje. Dlatego życie ludzkie posiada swoją
normę w przyrodzie, także pod względem moralnym. W odniesieniu
do obejmującego systemu można np. zdefiniować pojęcie „zdrowia
Ziemi” , które jest poważnie zagrożone przez nasze techniczne ma­
chinacje. Gdybyśmy zrujnowali świat, to sprawiłby on sobie, według
L ovelocka , inny sposób prowadzenia, który będzie korzystniejszy
dla życia, ale nie dla człowieka itd. (L ovelock 1991, 29; 58; 233).
Broniąc swoich wysoce metafizycznych przedstawień, którym na­
tychmiast postawiono zarzut bycia teleologicznymi, L ovelock wska­
zuje na ściśle matematyczną konstruowalność swojej hipotezy za po­
mocą ateleologicznych praw. Dokładniejsze sprawdzenie jego mate3Niem. „Gesamtlebewesen” (czemu odpowiadałby ang. „total living system”
zwany Ziemią) tłumaczymy jako „ogólna istota żywa” (J. B.).
195
5.3 Nierozwiązany problem ontologii w etyce
ekologicznej
Gdy dalej będzie mowa o „etyce ekologicznej” , to uwzględniając ob­
szerną literaturę, będzie nam chodzić jedynie o egzemplaryczne zwró­
cenie uwagi na niektóre nierozwiązane problemy ontologiczne, po­
jawiające się w tym gatunku literackim. Owemu ekstensjonalnemu
ograniczeniu odpowiada intensjonalne: W tym, co następuje chodzi
wyłącznie o mało wyjaśnione ontologiczne odniesienie nieantropocentrycznych etyk ekologicznych. W jakim stopniu takie etyki w szczegó­
łach są mniej lub bardziej uzasadnione lub możliwe do uzasadnienia,
o tym nie musimy tutaj decydować.
Takie pojęcia jak „antropocentryczna” lub „biocentryczna” etyka
ekologiczna są wprawdzie w użyciu, ale są one bardzo niefortunnie do­
4 „Wartość odbicia” (niem. „Albedowert” ) mówi, ile promieniowania słonecz­
nego zostaje z powrotem odbite od danej powierzchni. Powierzchnie jasne mają
wysoką wartość odbicia (J. B.).
“ Niem. skrót BUND oznacza „Bund fur Umwelt und Naturschutz Deutsch­
land” , csylł „Fndflrncja na rzecz Środowiska i Ochrony Przyrody Niemiec” .
196
5 Przyroda jako korelat tego, co etyczno-praktyczne
brane. Ponieważ ludzkie poznania są niewątpliwie antropocentryczne,
pojęcie „biocentryczny” będzie pewnym contradictio in adiecto, je­
żeli nie oddzielimy od siebie różnych jego aspektów. Aby uniknąć tej
trudności, Dietmar VON d e r P f o rd te n odróżnia np. „odniesienie
do rzeczy” , „odniesienie do nosiciela” , „intensywność odwołania się
do” itd.
Ustalono subtelne, ekstensjonalnie określone rozróżnienie, które
zresztą odpowiada w znacznym stopniu arystotelesowskiej scala na­
turae. Według tego rozróżnienia etyki ekologiczne powinno się kla­
syfikować ekstensjonalnie, w zależności od tego, kogo przyjmują do
„etycznego klubu” :
— antropocentryczne (odnoszące się tylko do człowieka)
— pathocentryczne (odnoszące się wyłącznie do istot zdolnych do
cierpienia)
— biocentryczne (odniesione do wszystkich istot żywych)
— fizjocentryczne (odniesione od wszystkich istności)
— holistyczne (odniesione od przyrody jako całości).
W dalszych rozważaniach wystarczy nam odróżnić z grubsza pomię­
dzy „antropocentrycznymi” i „nieantropocentrycznymi” etykami eko­
logicznymi, o ile pozwalają przyrodzie wystąpić w charakterze po­
średnika dla człowieka, albo przyznają jej pewien charakter samocelowości. W ostatnim przypadku wyłania się pewien ontologiczny
problem, wymagający tutaj omówienia, który jest niezależny od uza­
sadnienia odpowiedniej etyki jako etyki współczucia, etyki sumienia,
dyskursu czy interesów, etyki utylitaryzmu preferencji, etyki dóbr,
szczęścia czy cierpienia. Tylko wtedy, gdy pozwoli się przyrodzie być
wyłącznie środkiem do ludzkich celów, znika omawiany tutaj problem
ontologiczny.
Nie potrzebujemy rozstrzygać pytania, czy powinno się opowie­
dzieć za antropocentryczną, pathocentryczną, biocentryczną, fizjocentryczną czy holistyczną etyką, ponieważ jest to kwestia należąca
do wiedzy fachowej. Reprezentowany tutaj punkt widzenia neguje antropocentryczność i nie opowiada się za holizmem. Najbardziej jest
on zgodny ze stanowiskiem pathocentrycznym.
Wydaje się, że rośnie liczba tych etyków ekologicznych, którzy intu­
icji wskazującej na samocelowościowy charakter tego, co żyjące, nie
traktują tylko jako dobroczynnej iluzji. Dieter B ir n b a c h e r , który
5.3 Nierozwiązany problem ontologii w etyce ekologicznej
197
wcześniej nawet metafizyczne i estetyczne stosunki w przyrodzie in­
terpretował jako czyste „zasoby” i monetarnie je instrumentalizował,
zdaje się w ostatnim czasie rewidować swoją szorstką antropocen­
tryczną postawę, gdy krytykuje antropocentryzm i myślenie wyłącz­
nie w kategoriach celu i środków, które wcześniej tak zdecydowanie
reprezentował (B ir n ba c h e r , 1986,132/4, B ir n ba c h e r , w B a ye rtz
1991, 278nn).
Jeżeli intuicja co do samocelowego charakteru tego, co żyje jest
faktycznie tak penetrująca i rozpowszechniona, jak to pokazano
w ostatnim rozdziale, to niezrozumiałe jest, dlaczego znani filozo­
fowie jak Dieter BIRNBACHER, Giinther P a tzig czy John PASSMORE
odmawiają jej filozoficznego uznania.
O wiele bardziej zrozumiałym wydaje się być sposób myślenia,
który reprezentują tacy autorzy, jak Bernhard IRRGANG (1990), Hans
L enk (1983), Reinhardt M a u r e r (1982), Konrad O t t (1993), Diet­
mar von d e r P f o r d te n (1998), Friedo R icken (1987) itd., wedle
których formuła samocelowości kategorycznego imperatywu K a n ta
daje się, w zależności od stopnia organizacji, odnieść także do przy­
rody. Odpowiednio do tego szacunek wymagałby, aby również zwie­
rząt i roślin nie używać jedynie jako środków do naszych celów. Pogląd
ten, który najbardziej zbliża się do intuicji przednaukowej, narażony
jest na trudność, że zakłada jakąś metafizykę przyrody, która przekra­
cza naukowo-technicznie naznaczony stosunek do przyrody i dlatego
grozi jej niebezpieczeństwo prowadzenia do niczym nieuzasadnionych
spekulacji. Rzut oka na literaturę dotyczącą etyki ekologicznej poka­
zuje, że obawy te są aż nadto uzasadnione (por. np. pisma Klausa
M e ye r - A b ic h a , G.M. T e u tsc h a , Hansa J o n a sa , itd.).
Dlatego John PASSMORE uzasadnia swoje ściśle antropocen­
tryczne stanowisko wskazując na alternatywę dla spekulatywnometafizycznego pojęcia przyrody, które chcąc nie chcąc spada na po­
ziom przekraczający naukowe wyjaśnianie (P a ssm o r e 1980, 173nn).
Również Dieter B ir n ba c h e r zwraca słusznie uwagę na pojęciowe
ekwiwokacje, powstające wszędzie tam, gdzie cechy systemów biolo­
gicznych zostają potajemnie obciążone normatywnie (B ir n ba c h e r
1986, 106nn). Tego rodzaju krytyczne wskazówki są bardzo ważne,
gdy chodzi o niniejszą pracę. Mówią one, że dla uzasadnienia nieantropocentrycznego stanowiska trzeba by koniecznie przyjąć bardzo
wysoko metafizycznie umieszczone stanowisko Przyca}/piur. Ponieważ
istnieją uzasadnione powody, aby do tego nie dążyć, to jako stanowi­
198
5 Przyroda jako korelat tego, co etyczno-praktyczne
sko racjonalne i dające się uzasadnić pozostaje jedynie antropocentryzm.
Lecz właśnie puentą niniejszej pracy jest zniesienie tej fałszywej
alternatywy. Ani przedstawiciele stanowiska Przyca^ pjur nie są, jak
to utrzymują, jedynymi, którzy wyłączają przyrodę ze scjentycznotechnicznego urzeczowienia, ani z negacji tego stanowiska nie wynika
antropocentryzm. Można zatem zaakceptować argumenty antropocentryków przeciwko stanowisku Przycaj/plur, odrzucić niekrytyczne
ekstrapolacje w sensie 5.2 i mimo wszystko utrzymywać nieredukcjonistyczne pojęcie przyrody w sensie stanowiska Przyreg/ piur.
Wymienione w 5.2 ekstrapolacje znajdują się także w literaturze
na temat samej etyki ekologicznej, tak np. u P.W. T a y l o r a , który
w swojej książce Respekt wobec przyrody [Respect for Nature] powo­
łuje się bezpośrednio na biologię, którą jednak interpretuje realnoteleologicznie. Istoty żywe posiadałyby inherent worth opierający się
na their very nature, byłyby one teleological (goal-oriented) center
of life, pursuing its own good in its own unique way. Wszystko to
mają być wyniki uzyskane w nauce ścisłej. T a y l o r idzie tak daleko,
że twierdzi o swojej koncepcji, iż the entire outlook is firmly rooted
in the findings of the physical and biological sciences. Żadne obscure
notions mają u niego nie występować; jego koncepcja miałaby być
potwierdzona przez biologię, której wyniki wystarczają do wyjaśnie­
nia zarówno życia ludzkiego jak i pozaludzkiego (TAYLOR 1986, 13;
71nn; 45; lln n ; 122). Wszystko to jednak nie jest niczym innym,
aniżeli arbitralnymi i dość zuchwałymi stwierdzeniami.
Także autorzy, którzy argumentują w o wiele bardziej zróżnicowany
sposób, wpadają w ontologiczne kłopoty. VON d e r PFORDTEN uza­
sadnia swoją nieantropocentryczną ekologiczną etykę za pom ocą po­
jęcia „interesu” , które, relatywnie do ludzkich wyobrażeń życzenio­
wych i świadomych poruszeń woli, tak bardzo osłabia, że daje się
ono także zastosować do zwierząt i roślin. Pojęcie „interesu” za­
wiera pewną autonomię bytu naturalnego, która nie występuje jesz­
cze w obszarze tego, co fizykalno-chemiczne, a która może być scha­
rakteryzowana przez takie pojęcia, jak: „samoodniesienie” , „samopowstawanie” , „samorozwój” , „zachowanie siebie” . A u t o r zadaje
sobie trud związania tych pojęć możliwie ściśle z naukami przy­
rodniczymi. W związku z tym ocenia on sąd T a y l o r a o „ukie­
runkowaniu na cel istot żywych” jako dobrze uzasadniony „opis
5.3 Nierozwiązany problem ontologii w etyce ekologicznej
199
faktów biologicznych” , co z pewnością nie jest trafne. Dalej wi­
dać jednak u niego wyraźnie, że pojęcie „interesu” zawiera realnoteleologiczny moment, którego naturalnie nie ma w nauce pozytyw­
nej. Ale i tak VON DER PFORDTEN obarcza nauki pozytywne meta­
fizycznym balastem, który te z trudnością mogą unieść. Przyczyna
tego leży w tym, że uznaje on jedynie metafizykę w jej silnych for­
mach, jako Przycai/piur> jak to ma miejsce u Hansa JONASA czy
Klausa M e y e r a - A b ich a ( von d e r P f o r d te n 1998, 109; 155nn;
207; 238nn). Nieprzyjęcie tych silnych form prowadzi go z powrotem
do nauki pozytywnej, która jednak okazuje się zbyt słaba, aby uza­
sadnić jego centralne pojęcie „interesu” . Na przykład pytanie: czy
u zwierząt istnieją prawdziwe formy altruizmu, vo n DER P fo rd te n
zalicza do zakresu kompetencji etologii6, która jednak abstrahuje od
tego punktu widzenia. Albo też zalicza on swoje kryteria autono­
mii, jak „samoodniesienie” , „samopowstawanie” , „samorozwój” i „za­
chowanie siebie” , do kompetencji ekologii, botaniki i zoologii, które
nie dysponują jednak tego rodzaju empatycznym pojęciem „jaźni” 7.
Obawa przed zbyt silnym stanowiskiem Przycaj/plur prowadzi zatem
także tutaj do nałożenia naukom pozytywnym obciążeń, które z tru­
dem mogą unieść.
Konrad O t t dostrzega problem ontologicznego uzasadnienia swojej
nieantropocentrycznej etyki ekologicznej, która musi wyjść poza to,
co jest dane w nauce pozytywnej. Odwołuje się przy tym do „alterna­
tywnych” autorów, jako do przyrodoznawczo-filozoficznych instancji
odwoławczych. Są nimi: Hans S achsse , James L o v e l o c k , Humberto
M a t u r a n a , Francisco V a r e l a itp. Wszyscy ci autorzy uzyskują jed­
nak podstępem, jak to pokazano, pojęcie wewnętrznie wartościowo
określonej przyrody poprzez nadinterpretację scjentycznych modeli.
Sam O t t zmienia perspektywę często i znienacka. Z jednej strony
mówi on, że zwierzęta mogłyby dążyć do celów, lecz jedynie w ograni­
czonym sensie „teleonomii” , a parę stron dalej ujmuje orientację orga­
nizmów na ich „dobro” jako „przyczynę celową” we właściwym sensie
itd. (O t t 1993, 41; 43). Krytykowane słusznie przez BlRNBACHERA
przeciążenie teorii systemu aksjologicznymi i normatywnymi konota­
cjami widać zarówno u O t t a , jak i u licznych innych autorów (O t t
1993, 53; BÓHLER w : R a p p 1981, 78nn).8
8Szeroko rozumiana etologia jako nauka o zachowaniach jest częścią biologii
zbliżonej do psychologii (J. B .).
TNiem. „Sslbst” (ang. „self” ) tłum aczym y w tym m iejscu jako „jaźń ” (J. B .).
200
5 Przyroda jako korelat tego, co etyczno-praktyczne
We wszystkich tych przypadkach zostaje zaakceptowane pocho­
dzące od B e r t a l l a n f y ’ e g o roszczenie teorii systemu do bycia teorią
„holistyczną” oraz do znalezienia się poza wszelką metafizyką i me­
chanizmami. Roszczenie to jest przy tym tak interpretowane, jak
gdyby implikowało ono jedność celową, wewnętrzną wartościowość,
itd., czego jednak nie może zapewnić, gdyż w matematycznej teorii
systemu zawsze chodzi jedynie o zewnętrzne względem tego systemu
możliwości sterowania.
Inni autorzy zwracają uwagę na lukę w ontologicznym ufundowa­
niu, nie zamykając jej jednak. Hans L e n k w swoim artykule „Odpo­
wiedzialność za przyrodę” [„Verantwortung fiir die Natur” ] wskazuje
np. na „ograniczoną perspektywę” poznania naukowego, którą nale­
żałoby przezwyciężyć. Ale jak? ( L e n k 1983, 14).
Całkiem podobnie sądzi także Reinhart M a u r e r , który z in­
terpretacją „przyrody jako królestwa celów” łączy żądanie „ekolo­
gicznego pojęcia przyrody” , które ne traktuje „przyrody po prostu
jako systemu czy chaosu sił, widzianych jako pozbawione wartości”
(MAURER 1982, 33). Oczywiście autorzy ci nie dostarczają żadnych
filozoficzno-przyrodniczych modeli pośredniczących.
Znowu inni, jak Angelika K r e b s czy Friedo RlCKEN, powołują się na
samego A r y s t o t e l e s a , czy też na A r y s t o t e l e s a przetranspono­
wanego przez JONASA. Jednak A r y s t o t e l e s a koncepcji przyrody,
tak jak jest ona tradycyjnie do dyspozycji, nie można tak po pro­
stu użyć. Należy ją, jak to zostało pokazane w 4.4, o ile to możliwe,
najpierw obronić.
Natomiast Angelika K r e b s w swojej Ethics of Nature (1999) po­
wołuje się bezpośrednio na A r y s t o t e l e s a koncepcję samoporuszania się bytów naturalnych według Fiz. II 192b8nn. Jednak owo me­
tafizyczne, entelechialne, spontaniczne określenie jest najpierw ne­
gacją przyczynowej prawidłowości w sensie współczesnego przyrodo­
znawstwa. Należałoby zatem wcześniej pokazać, że to określenie jest
w przyrodoznawstwie jeszcze do utrzymania.
Friedo R ic k e n powołuje się, dokonując analogicznego przeniesie­
nia pojęć jak „interes” i „stosunek do siebie” , na ARYSTOTELESA
De anima. Zasługą Hansa J o n a s a miałoby być, zdaniem RiCKENA,
„dalsze rozwinięcie arystotelesowskiej onotologii organizmu i uwydat­
nienie jej znaczenia dla etyki ekologicznej” (RlCKEN 1987). Jednak
tego rodzaju transponowane przez J o n a s a poglądy A r y s t o t e l e s a
są wystawione na wszystkie zarzuty, wymienione w 1.2.2.
5.3 Nierozwiązany problem ontologii w etyce ekologicznej
201
Ludger H o n n e f e l d e r w swoim studium: „Przyroda jako zasada
działania. Znaczenie przyrody dla etyki” [„Natur ais Handlungsprinzip. Die Relevanz der Natur fur die Ethik” ] opisuje ten problem
z wielką ostrością: Ze względu na katastrofalne skutki naszego jedno­
stronnie technicznie naznaczonego stosunku do przyrody, opowiada
się on za „częściowym przywróceniem arystotelesowskiego pojęcia
przyrody” na drodze kantowskiej „władzy sądzenia” . On sam re­
prezentuje „arystotelesowską koncepcję zwróconą ku etyce reguł” ,
tzn. integrację naturalnych popędów w akcie moralnym, który ra­
zem z K a n t a etyką reguł8 utrzymuje nowoczesną ideę autonomii,
przy czym konstytutywne odniesienie do przyrody powinno objąć nie
tylko wewnętrzną, popędową naturę człowieka, lecz także przyrodę
zewnętrzną. Odrzuca przy tym bezpośrednie powołanie się na „fi­
zyczną albo metafizyczną przyrodę” , ponieważ zmierzałoby to, albo
do naturalistycznego redukcjonizmu, albo do wycofania się ze współ­
czesnej idei autonomii (H o n n e f e l d e r 1992, 21/2; 280nn).
W odniesieniu do wewnętrznej natury człowieka, HONNEFELDER
wskazuje na zastąpienie przez Wilhelma KORFFA tomistycznego po­
jęcia zachowania gatunków i samego siebie przez takie pojęcia biologii
człowiekaS
*9, jak: „agresja” , „instynkt opieki nad potomstwem” , „re­
akcja ucieczki” , itd. przy czym oczywiście pojawia się pytanie, czy te
pochodzące z biologii człowieka pojęcia rzeczywiście zostaną poddane
takiej obróbce, iż dadzą się teleologicznie połączyć z aktem moral­
nym. Z pewnością nie zachodzi to w stosunku do wiedzy, której o ze­
wnętrznej przyrodzie dostarcza fizyka lub biologia. H o n n e f e l d e r
przyznaje, że jego model zależy od koncepcji „w sobie poietycznoteleologicznie ujętej przyrody” , oraz że pozostawia on nierozwiązany
problem zasadniczy, jak dalece „można mówić o przyrodzie jako o jed­
ności sensu i praktycznej wielkości” (H o n n e f e l d e r 1992, 151nn).
U H o n n e f e l d e r a widać wyraźnie, że nieantropocentryczna
etyka ekologiczna zakłada stosunkowo silną metafizykę przyrody i że
ta metafizyka nie istnieje dzisiaj w formie ogólnie akceptowanej. Jak
długo utrzymuje się taka sytuacja i jak długo owe publicznie dysku­
towane formy metafizyki przyrody (szczególnie Przyca)/piur) są tak
SW etyce regulatywnej albo normatywnej mówiąc o „powinności” wychodzi się
od pojęcia reguł, według których człowiek ma postępować. Etyka odwołująca się
do cnót dopatruje się źródła etycznego działania w indywiduum, w jego zdolno­
ściach (J. B.).
eNiem. „Hurnanbiologie" (ang. „human biology” ) jest działem biologii zajmu­
jącym lię ludzkim życiem i charakterem (J. B.).
202
5 Przyroda jako korelat tego, co etyczno-praktyczne
silne i przesadne, tak długo twarda, ściśle antropocentryczna etyka
ekologiczna pozostaje nadal najbardziej konsekwentna, a tym sa­
mym wyjaśnia się także nieustępliwe, kontra- intuicyjne stanowisko
takich autorów, jak B i r n b a c h e r , P a t z i g , P a s s m o r e , gdyż faktycz­
nie obowiązuje: „Partnerstwo wyklucza radykalną obiektywizację”
( B ir n b a c h e r 1986, 139).
Jest to całkiem poprawne, lecz nadal pozostaje pytanie, czy
alternatywą wyłącznie celowo-racjonalnego stosunku do przyrody
muszą być owe silne formy ekologicznego myślenia całościowego,
które rozumieją przyrodę jako źródło nor matywności. Za tą bez­
płodną alternatywą opowiadają się np. BAYERTZ, B i r n b a c h e r
czy v o n d e r P f o r d t e n . Chociażby B a y e r t z identyfikuje „teleologiczne myślenie” z „re-moralizacją przyrody” , którą zarzuca
J o n a s o w i i M e y e r - A b i c h o w i ( B a y e r t z 1987, 157nn). Za tego
typu argumentacją opowiada się także B i r n b a c h e r ( w : B a y e r t z
1991, 291), v o n d e r P f o r d t e n (1998, 109nn) i S c h a f e r (1999,
165nn).
Jednak pomiędzy ujęciem przyrody, jako czysto manipulowalnej
materii, oraz ujęciem przyrody jako źródła normatywności, znajduje
się aksjologicznie interpretowana przyroda, która omija tę fałszywą
alternatywę. Julian N i d a - R u m e l in przypomina słusznie w swoim
studium o etyce ekologicznej prosty fakt, że istnieją „wewnętrzne pozamoralne wartości” (N i d a - R u m e l in 1989, 171). Dyskusja o „antropocentryczności” lub „biocentryczności” cierpi najczęściej na to, że
ten prosty fakt zostaje zapomniany i że zdecydowano się na błędną
alternatywę stanowisk Przycaj(reg)scje versus PrzyCał/plur- W ten spo­
sób znikają stanowiska pośredniczące.

Podobne dokumenty