Nauczanie kultury
Transkrypt
Nauczanie kultury
R O Z D Z IA Ł 5 Nauczanie kultury Kiedyś dzieci zaczynały naukę matematyki od tablicz ki mnożenia— przykład potępionego przez Deweya wku wania na pamięć. Kiedy już miały to za sobą, potrafiły szybko wykonywać proste działania i przejść do geome trii i algebry, nie zatrzymując się przy dodawaniu. W wie ku szesnastu lat uczniowie uzdolnieni matematycznie znali podstawy rachunku różniczkowego i mogli przy stąpić do zgłębiania równań różniczkowych. Lata ucze nia się na pamięć uaktywniły odziedziczoną chemię móz gu i wytworzyły połączenia neuronowe, które pozwalają instalować kolejne programy matematyczne. Dzisiaj już tak nie jest i kompetencja matematyczna społeczeństw zachodnich stale się obniża. Miała w tym swój udział rezygnacja z uczenia się na pamięć, ale rów nie istotne jest pewne osobliwe i błędne przekonanie, że kiedy uczymy się jakiegoś trudnego przedmiotu, powin niśmy zaczynać od podstaw. Rewidując Fregego i Rus sella, Zermelo wykazał, że fundamentem matematyki jest teoria zbiorów, a nie logika klas jako rachunek, który ge neruje wszystkie właściwości liczb przy najmniejszej możliwej liczbie założeń2. Teoria zbiorów ma tę zaletę,24 24 Ernst Zermelo, Untersuchungen iiber die Grundlagen der Mengenlehre I, „Matematische Annalen”, 65: 261-281, 1908. Przekład angielski, Investigations in the foundation o f set theory, w: John von Heijenoort, From Frege to Godel (1967), s. 199-215. Heijenoort przed75 że można ją zwizualizować, kładąc jeden przedmiot we wnątrz lub na zewnątrz drugiego. Z tego powstała „nowa matematyka”, w której dzieci zaczynają od obrazków ukazujących zależności między zbiorami i przechodzą do liczb, abstrahując je z obrazkowej historii i nie zapamię tując immanentnych relacji między nimi. W rezultacie obrazki stwarzają barierę między dziećmi a naturalnym używaniem arytmetyki w codziennych rachunkach, co spowolniło całe późniejsze uczenie się. Porządek nauczania Powyższy przykład zawiera ważną lekcję. Ci, którzy rozumieją dany przedmiot, mogą się zająć jego podsta wami. Ci, którzy jeszcze go nie rozumieją, muszą się sku pić na jego najbardziej oczywistych i najłatwiej zapamiętywalnych przejawach. Dotyczy to nie tylko matematy ki, ale również kultury, chociaż tutaj wchodzi w grę wiedza dotycząca serca, a nie głowy. Dla badacza litera tury literatura angielska układa się w drzewo, które wy rasta z anglosaskich korzeni, przez wielki pień Chaucera i Langlanda osiąga płodne rozgałęzienie Szekspirowskie, z którego rozchodzi się na poezję metafizyczną, dramat jakobiński, filozofię polityczną i tradycję narracyjną, z której z czasem wyrosła powieść. Nie można jednak nauczać tego przedmiotu zgodnie z tym zarysem. Dziec ko dowie się z czasem, że utwory Beowulf i The Seafa rer są pamiętane w słowach współczesnej poezji i od krycie to wzbogaci odczytanie całej późniejszej litera stawia dzieje jednego z największych osiągnięć naszej kultury, za któ re uczestniczącym w nim myślicielom należy się najwyższe uznanie. 76 tury. Na razie konieczne jest nauczenie się tego, co jest przyswajalne. Kultura ma to do siebie, że kształtuje się wokół jakie goś kanonu. Czytelnicy literatury nie są we wszystkim zgodni, ale zgadzają się co do tego, które dzieła są nie zwykle ważne. Każdy, kto wchodzi w świat, poszukuje wskazówek, ale wskazówki te zawarte są w samej kultu rze. Początkujący bardzo szybko się przekonuje, że tery torium jest już kartograficznie opracowane: że od dawna działa tam „wspólne dążenie do prawdziwego osądu”, budując drogi i zaznaczając charakterystyczne punkty. Za czynając od tego, co jest poruszające i zapadające w pa mięć, uczniowie odkrywają powiązania, które łączą to z innymi kanonicznymi dziełami, co kiedyś umożliwi im sporządzenie własnej mapy mentalnej kanonu. Muszą jedynie zrozumieć, że powiązania są dziełem sądu este tycznego. Ta sama władza rozumowa, która ocenia dzie ło literackie, tworzy również porównania umieszczające to dzieło w kanonie. Jak zatem powinna przebiegać edukacja literacka? Wydaje się oczywiste, że uczeń powinien jak najwcześ niej przyswoić sobie ideę dzieła klasycznego („kamień probierczy”, jak nazwał to Arnold), czyli dzieła, które jest czytane przez kolejne pokolenia i dostarcza miary porównawczej dla innych, pośledniejszych utworów. Po przyswojeniu sobie tej idei uczeń nie będzie miał proble mu z traktowaniem kultury jako wspólnej własności — systemu odniesień ułatwiającego porozumienie mię dzy wszystkimi, którzy uznają istnienie kultury, i pozwa lającego odbierać nowe dzieła i przeżywać nowe doświad czenia estetyczne. Uczenie się na pamięć klasyki poezji lirycznej, czytanie na głos utworów epickich, wykony 77 wanie na scenie sztuk Szekspira: takie powinny być pierw sze kroki w edukacji literackiej. Kiedyś pozwolą one bowiem uczniom uwolnić się od nauczyciela i pójść włas ną drogą. Nie to widzimy w wielu dzisiejszych szkołach. N a uczyciele są zmuszani do przerabiania tekstów uznawa nych za „aktualne” w sensie, w jakim Szekspir i Keats nie są już aktualni — takich tekstów jak wiersze Mayi Angelou, rzekomo analizujące rzeczywistość polityczną, do której nie można dotrzeć przez klasyków. Jako pierw sze przykłady angielskiej prozy uczniowie otrzymują Harry ’ego Pottera J.K. Rowling i Mroczne materie Philipa Pullmana, czyli dzieła, które przy swoich niezaprze czalnych walorach nie pozostają w czytelnym związku z myślami i uczuciami rządzącymi dorosłym światem. Wszędzie obowiązuje założenie, że wprowadzenie dzie ci do literatury musi się odbywać poprzez dzieła, któ re odnoszą się bezpośrednio do ich świata lub do otacza jącej je rzeczywistości politycznej. Oczywiście istnieją drogi od wspomnianych przeze mnie utworów z powro tem do klasyków: od Mayi Angelou do Charlotte Bronte, której autobiografia jest tak bliska autobiografii Mayi Angelou, od Philipa Pullmana do Miltona, który w bit wach między niebiańskimi mocami dał nam scenariusze tak wielu późniejszych eposów, i od J.K. Rowling do Dic kensa, od którego autorka nauczyła się magii nazw i imion oraz zamiłowania do groteski. Lepiej byłoby jednak śle dzić wpływy do przodu zamiast do tyłu: nauczać tego, co najwybitniejsze i najmocniej nasiąknięte prawdziwymi uczuciami, a dopiero później pokazać, jak wielka sztuka może przeniknąć do świata, w którym wzloty wyobraźni zajmują miejsce wyobrażonych stanów umysłu. 78 Nauczanie muzyki To samo dotyczy królestwa muzyki. Często przyjmu je się, że ponieważ muzyka nie jest sztuką przedstawia jącą, a tym samym nie zawiera treści pojęciowych ani narracyjnych, nie zawiera również treści moralnych. Nic nie mówi i jest słuchana wyłącznie dla czystej przyjem ności. Wyznając ten pogląd, wielu edukatorów uważa, że nie ma istotnego powodu uczyć dzieci, aby ceniły dzie ła Mozarta, zamiast być zafiksowane na jakiejś grupie popowej czy gwieździe rapu, która zwróciła ich uwagę. W wypadku literatury możemy dokonać wszystkich tych porównawczych i krytycznych ocen, o których mówiłem w poprzednim rozdziale — dowodząc, że to dzieło jest godnym przedmiotem współodczuwania, a tego należy unikać. W wypadku muzyki jesteśmy zmuszeni pozwolić uczniom, aby ich gusty rozwijały się własnymi torami. Co ciekawe jednak, muzyka zajmuje najważniejsze miejsce w tych nielicznych uwagach o wychowaniu es tetycznym, które znajdujemy u Platona i Arystotelesa. Według obu tych myślicieli muzyka „imituje” stany umy słu i charakteru i tańcząc bądź maszerując do niej, przy swajamy sobie te stany25. Koniecznie należy zatem za dbać o to, aby dzieci tańczyły lub maszerowały do wła ściwych rzeczy — do muzyki, która wpaja cnotę, a nie nadaje kształt i rytm występkowi. Sugestia ta należy do kultury muzycznej, która zanik ła, ale zawarte jest w niej ważne ziarno prawdy. W po przednim rozdziale dowodziłem, że istotnym elementem zrozumienia literatury jest krytyka, ponieważ literatura 25 Platon, Państwo, księga 4; Arystoteles, Retoryka. 79 zaprasza nas do współodczuwania z przedstawianymi przez siebie emocjami i postaciami. Dzięki literaturze możemy „nauczyć się, co czuć”, a przede wszystkim na uczyć się odróżniać wartościowe od bezwartościowych zaproszeń do empatii. Muzyka nie jest sztuką przedsta wiającą, ale podziela pewną ważną cechę ludzkiego ży cia, a mianowicie jest zorganizowanym ruchem. Poru szamy się do muzyki, której słuchamy, i to również jest reakcja współodczuwania, kształtowanie naszego życia wewnętrznego, aby pasowało do postrzeganego przez nas życia wewnętrznego innej osoby26. To mieli na myśli Pla ton i Arystoteles, kiedy wskazywali na wychowawcze (i antywychowawcze) oddziaływanie muzyki. Ruch jest znamieniem charakteru, a niektóre typy charakteru nie powinny być przedmiotem współodczuwania, nawet tego bezsłownego pobudzanego przez muzykę instrumentalną. Stąd wiele spośród pojęć wspomnianych przeze mnie w poprzednim rozdziale jest spontanicznie używanych do krytykowania ruchów tanecznych: obsceniczny, sen tymentalny, niezdrowy, nihilistyczny, narcystyczny, aspo łeczny — wszystkie te krytyczne pojęcia można zastoso wać do tańców, a pośrednio do towarzyszącej im i wy wołującej je muzyki. Tego rodzaju krytykę możemy łatwo zastosować, na przykład porównując muzykę disco do jazzu nowoorleańskiego czy do szkockich ceilidh lub techno do tańców hiszpańskiego renesansu. Wiemy, że muzyka taneczna jest symbolem i przywołaniem form społecznych i dobrych obyczajów, toteż jest ważne, w jaki sposób i z jakim stosunkiem do partnera tańczymy. 26 Analizę filozoficzną tego procesu przedstawiam w Aesthetics of Music, Oxford University Press, Oxford 1997. 80 Rozpraszanie ucha Wyjście poza tę kwestię nastręcza jednak poważnych trudności. Dzieci od najmłodszego wieku są otoczone nie wymagającą muzyką, często pomyślaną jako tło dźwię kowe, a nieprzeznaczoną do aktywnego słuchania. Mło dzież jest zaszczepiona na jej bardziej rozwiązłe komu nikaty, które spowszedniały, przez co przestają pobudzać uwagę. Aby wprowadzić młodych ludzi w kulturę mu zyczną zachodniej cywilizacji — być może jednego z naj trwalszych osiągnięć tej cywilizacji, w którym zawarta została największa skarbnica uczuć — należy zastoso wać starannie dobraną strategię. Przede wszystkim mło dzież musi się nauczyć słyszeć zawarty w muzyce ruch, niesprowadzalny do regularnego beatu w tle. Jest to jednak coś więcej niż tylko tło dźwiękowe: jest to plemienny sygnał. Popularne piosenki wyrosły z tradycji ballady i muzyki ludowej, w której poszerzają cy się repertuar melodii i środków stanowił fundament muzykowania. Do niedawna piosenka dawała się oddzie lić od wykonawcy — stanowiła muzyczny byt zrozumia ły sam przez się, możliwy do zintemalizowania i powie lenia przez słuchaczy mających niezbędny talent. Oczy wiście istnieje cała gałąź muzyki popularnej, która ma charakter improwizacyjny, ale współczesne piosenki po powe nie są improwizowane tak jak jazz i nie zawdzię czają swojej siły przyciągania genialnej muzykalności, którą obserwujemy u Arta Tatuma, Charliego Parkera czy Theloniousa Mońka. Współczesne piosenki popowe są precyzyjnie montowane, często sztucznymi metodami, aby nosiły na sobie niezatarte piętno danej grupy. Robi się wszystko, aby nie można ich było oddzielić od grupy. 81 Wokalista na pierwszym miejscu stawia siebie, a nie melodię, podkreślając swój charakterystyczny ton, emocjonalność i gestykulację. Jego jęki i stęki stają się inte gralnymi elementami linii melodycznej. Piosenkarz stoi tam, gdzie powinna być muzyka. Harmonia jest podda wana procesowi deformacji, z dużą ilością miksowania i montowania. Nie sposób jej zatem odtworzyć normal nie dostępnymi środkami. Czasem powstają duże wątp liwości, czy wykonawcy mieli więcej niż śladowy udział w nagraniu zawdzięczającym swój znak rozpoznawczy późniejszej inżynierii dźwięku, która ma za zadanie wła śnie uczynić piosenkę niepowtarzalną. Muzyka jest jed nocześnie efemeryczna i zafiksowana na wieki. Stanowi niemożliwy do powtórzenia moment w życiu wielkiej ma szyny, który za pomocą tej maszyny można powtarzać bez końca. Często zatem nie da się samodzielnie zaśpiewać pio senki popowej. W najlepszym razie można się wcielić w swojego idola podczas wieczoru karaoke w lokalnym barze, kiedy korzystając z pełnego wsparcia instrumen talnego, wzmocnienia i publiczności, można na chwilę wskoczyć w pusty rowek wcześniej wypełniony przez sakralną postać idola. Kiedy to intensywne doświadcze nie katharsis minie, fan musi zejść ze sceny i ponownie dźwigać brzemię milczenia. Wszystko to oznacza, że dla wielu młodych ludzi mu zyka nie daje się oddzielić od okoliczności jej wykony wania i jest pozbawiona własnego życia. Wiąże się to z jedną z największych przeszkód, przed którymi stoi dzi siejszy nauczyciel, a mianowicie brakiem „rytuałów przej ścia” z wieku dorastania do dorosłości. Rytualne przej ście od dziewictwa do stanu małżeńskiego w gruncie rze 82 czy zniknęło, a wraz z nim „liryczne” doświadczenie sek su jako tęsknoty za innym człowiekiem i wyższym sta nem przynależności wymagającym niełatwego do uzy skania przyzwolenia społeczeństwa. Podobnie zanikły wszystkie inne rytuały inicjacyjne, ponieważ żadna in stytucja społeczna ich nie wymaga — a jeśli wymaga, to jest uważana za dyskryminującą, hierarchiczną czy opresyjną. Efektem jest wspólnota dorastającej młodzieży, która w sposób ułomny przeżywa doświadczenie przy należności, a jednocześnie stanowczo odwraca się pleca mi do dorosłego świata — świata, który musi wziąć na siebie ciężar reprodukcji społecznej. Muzyka pop, stawiająca wyidealizowanego nastolat ka w centrum zbiorowej uroczystości, jest próbą nagię cia muzyki do tego nowego stanu — stanu nieruchome go tłumu, który ciągle znajduje się na progu dorosłości, ale nigdy go nie przekracza. Pokazuje młodość jako cel i spełnienie ludzkiego życia, a nie fazę przejściową, któ rą trzeba porzucić, kiedy zostaniemy powołani do zada nia reprodukcji społecznej. Dla wielu młodych ludzi mu zyka pop jest zatem przeszkodą na drodze do zdobycia kultury muzycznej. Odgradza ich od indywidualnego do rosłego świata, a w szystkie inne pożytki z muzyki — śpiew, taniec z figurami, granie na instrumencie, słu chanie — budzą ich podejrzliwość. Z tego właśnie powodu wydaje się jednak, że wycho wanie muzyczne ma do odegrania wielką rolę w zapew nieniu kulturze przetrwania. Grając razem, śpiewając w grupie czy w chórze, improwizując i budując repertuar melodii, młodzi przygotowują się do tego, co muzyka pop im uniemożliwia — do rytualnego przejścia z wieku do rastania do dorosłości. Poznają tajniki współistnienia spo 83 łecznego, w którym rządzi dyscyplina i porządek. Uczą się także odróżniać prawdziwy ruch muzyki, powstający z jej wewnętrznego życia, od fałszywego ruchu beatu do biegającego z miejsca poza melodią i poza królestwem myśli muzycznej. Rozpraszanie oka Powyższe uwagi na temat kultury muzycznej znaj dują zastosowanie również do sztuk plastycznych. Kul tura we wszystkich swoim formach jest zaproszeniem, aby porzucić nastoletnią paczkę i wejść w świat spo łeczny, w którym dominują przodkowie i ich osiągnię cia. Ucząc młodych ludzi doceniać sztuki plastyczne i tworzyć własne dzieła, wprowadzamy ich w model ży cia, w którym mistrz jest przewodnikiem i autorytetem. Ukazujemy im formę przynależności społecznej zupeł nie inną od znanej im od rówieśników. Uczymy ich wi dzieć świat oczami, które wiedzą, co ten świat znaczy i może znaczyć dla ludzkiego serca. Tak jak muzyka pop zatyka uszy przed tym światem, tak ekran telewi zyjny go zasłania. Podobnie jak w popie wszelkim wyż szym intencjom sprzeniewierza się nie treść, lecz for ma. Migoczące obrazy, które przykuwają uwagę nie dla tego, że coś znaczą, lecz dlatego, że podrażniają nerwy wzrokowe, muszą wywoływać krótkie spięcie w kana łach, dzięki którym obraz staje się oceną, a ocena uczu ciem. Relacja między obrazem i reakcjąjest bezpośrednia i prosta i w rezultacie odpowiedź pozostaje zakorzenio na w świecie, w którym krzykliwe kolory i nieobyczajne wydarzenia przesłaniają wszelkie bardziej stonowa ne widoki. 84 Ukształtowane przez to doświadczenie oko ludzkie jest źle przygotowane na spotkanie ze sztuką. Odwiedź cie współczesną szkołę artystyczną, a raczej nie spotka cie tam dyscyplin, poprzez które mistrzowie nauczali sztu ki percepcji wizualnej: rysowania żywych modeli, ob serwacji natury, martwej natury i pejzażu. Nawet sztuka abstrakcyjna, z tradycji Mondriana, Nicholsona, Braque’a i Klee, ustępuje miejsca asamblażowi i instalacjom, bar dzo często zainspirowanym mglistymi wspomnieniami 0 żarcie Duchampa, który dawno przestał być oryginal ny. Kolory są kolorami telewizyjnymi — krzykliwe, pod świetlone od tyłu, bez cienia — a obrazy są „obrazobur cze”, frywolnie transgresyjne na modłę niepościelonego łóżka Tracy Emin czy Naked Shit Pictures G ilberta 1 George’a. Jak dowodziłem w innym miejscu, motywa cją do uprawiania tego rodzaju sztuki często jest strach przed kiczem27. W 1939 roku krytyk Clement Greenberg postawił świat sztuki przed słynnym dylematem: Awan garda czy kicz? Trzeciej drogi nie zaproponowano, „awangarda” zaś oznaczała rodzaj abstrakcyjnego ekspresjonizmu, który Greenberg w tym czasie pieczołowi cie kolekcjonował. Pod wpływem Greenberga w świecie sztuki nastąpiło swoiste spowszednienie awangardy, kli sze abstrakcyjnego ekspresjonizmu wyparły klisze nie dzielnych malarzy. Spowszedniały antykicz okazał się jednak nie bardziej inspirujący dla pokolenia telewizyjnego niż tradycyjne malarstwo figuratywne. Wielu młodych ludzi celebruje świat reklamy i ruchomego obrazu i zamiast odrzucać 27 Zob. Roger Scruton, Modern Culture, wyd. 2, Continuum, Lon don 2000, rozdz. 8. 85 kiczowatą emocjonalność związaną z tym światem, po stanowili, tak jak Andy Warhol, Alan Jones i Jeff Koons, gloryfikować kicz jako uprawnioną formę życia. Ten „pre wencyjny kicz”, jak ja to nazywam, uwielbia wszystko, co tandetne i sklecone z gotowych elementów, używa form, kolorów i symboli, które jednocześnie legitymizu ją ignorancję i śmieją się z niej, skutecznie zagłuszając dorosły głos. Znowu mamy do czynienia z wielką nas toletnią odm ową— odmową rytualnego przejścia do do rosłego świata, przejścia zawartego w naszej kulturze. Jak w obliczu tej zorganizowanej bezczelności na uczyciele mają doprowadzić uczniów do punktu wyjścia wymaganego przez kulturę artystyczną, a mianowicie uznania wartości arcydzieła? Uczeń musi się nauczyć rozpoznawać wartość sztuk plastycznych, aby uczynić jakiś fragment świata trwałą własnością ludzkiej świa domości — nie czymś, co istnieje na zewnątrz i każdy może to zobaczyć, jak repliki opakowań mydła Brillo Warhola, lecz czymś, co istnieje wewnątrz, blisko serca, jak dojrzała stara twarz Rembrandta czy anioł Duccia. Uczymy się tego nie tylko przez patrzenie, ale również przez aktywne ogarnianie okiem otoczenia i próby nary sowania i namalowania tego, co widzimy. W swojej wy bitnej rozprawie Modern Painters Ruskin dowodził, że oko musi się nauczyć postrzegać świat oraz że nauka polega na połączeniu oka z ręką oraz jednego i drugiego z duszą28. Kiedy mały Tommy i mała Jennifer tworzą pierwsze obrazy domu, przelewają na papier swoje nieukształtowane myśli. Jeszcze nie patrzą na świat, toteż nie 28 John Ruskin, Modern Painters, t. 1, London 1843. 86 dopasowują swoich obrazów do widzianych przez siebie rzeczy. Proces „tworzenia i dopasowywania” jeszcze sie u nich nie zaczął. Ale przypuśćmy, że Jennifer pokazała przez jakiś szczegół, że zauważa różne rzeczy i chce je zawrzeć w obrazie. Wtedy może zacząć się nauka. Które rzeczy zawrzeć i dlaczego? Jennifer musi się nauczyć odróżniać szczegóły ważne od nieważnych, musi się na uczyć odróżniać wygląd, kolor i światło pokazujące isto tę danej rzeczy od śmieci, które tę istotę przesłaniają. Musi się nauczyć widzieć świat takim, jaki jest, a nie jak wy gląda na ekranie. Taki zresztą może być pierwszy krok w jej wizualnym wychowaniu: zabrać telewizyjne rekwi zyty i telewizyjne kolory, które odgradzają świat od jej percepcji.