II miejsce Paulina Kominiak

Transkrypt

II miejsce Paulina Kominiak
Autorka:
Paulina Kominiak
studentka I roku Filologii Angielskiej
Wyższa Szkoła Gospodarki
w Bydgoszczy
„Istniejemy póki ktoś o nas pamięta”
Carlos Ruiz Zafón
~*~*~*~*~*~
Nami
Nazywam się Nami Fakuda i jestem zagubiona. Przyszłam na świat 24 lata temu
w Tokio jako córka Makoto Hino i Yoshiego Fakuda. Zawsze stąpałam mocno po ziemi i nie
robiłam sobie niepotrzebnej nadziei – albo przynajmniej nie chciałam sobie tego
uświadamiać. Nadzieja zbyt często okazuje się zgubna, a ja nie mogłam pozwolić sobie na
żaden błąd. Tym bardziej, że z konsekwencjami jednego z nich muszę żyć do teraz.
Trzy lata temu wzięłam ślub z Sorą Aino. Mężczyzną, którego pokochałam od
pierwszego wejrzenia. W ciągu tych 35 miesięcy zdążyliśmy się znienawidzić i dokonać tego,
co większość ludzi nazywa cudem. Nasze dusze i ciała zespoliły się w jedno – ciało naszej
córeczki, Li. Pół roku po jej narodzinach nie byliśmy w stanie na siebie patrzeć, ale w nią
mogliśmy wpatrywać się bez końca. Od samego początku Li była bardzo cichym dzieckiem.
Idealnie pasowała do naszego domu, w którym milczenie było czczone niczym bożek. Cisza
rozpostarła nad nami swoje skrzydła, wypełniała powietrze dookoła nas; dusiła niczym gęsty,
ciążący płucom dym. Sora wypełniał luki między pracą i zabawą z Li siadywaniem w kącie
salonu i rozmyślaniem na tematy, które nie były mi znane. Przyłapywałam go tylko czasem
na śledzeniu mnie wzrokiem, ale kiedy na niego spoglądałam, zaraz go odwracał.
Kochałam Li bardziej niż kogokolwiek innego, ale nie potrafiłam pozbyć się poczucia,
że błędem było wiązanie się z Sorą tak silnymi więzami, jakimi może dwoje ludzi połączyć
jedynie dziecko. Nie znosiliśmy się, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego. Dlaczego to, co
powinno połączyć nas jeszcze mocniej, tak bardzo nas podzieliło. Jak miłość zmieniała się
w niechęć i obojętność…
Nie mogę zrozumieć, jak to utraciliśmy. Jak to wielkie uczucie rozpłynęło się między
nami niczym mgła, która znika w blasku poranka. Moje serce zawisło w próżni wypełnione
żalem za tym, co tak bardzo chciałam zatrzymać, a los i tak wydarł mi to z rąk.
~*~*~*~*~*~
Amaya Fakuda zakryła twarz dłońmi. Dziewczyna siedziała w pokoju otoczona ciszą
i chłodem. Przeżyła katastrofę, która nawiedziła jej ojczyznę i umiała zebrać myśli od chwili,
gdy cały jej świat zatrząsł się w posadach.
- Mamo! Chodź tutaj, proszę cię! – Amaya poczuła, jakby jej głos dochodził z bardzo daleka.
Kilka minut później drzwi do pokoju otworzyły się z lekkim skrzypnięciem i stanęła w
nich Makoto Hino. Była blada, miała zbielałe usta i zdawała się oddychać z trudem.
- Sora nadal jej nie znalazł. Zaraz tutaj przyjedzie. Li cały czas płacze…
Amaya zatrzęsła się, jakby przez jej ciało przebiegł dreszcz zimna. Nie mogła już
patrzeć na tej pokój. Całe pomieszczenie nosiło ślady obecności jej siostry. Tak, jakby
właśnie teraz była tutaj razem z nią. Nami wybierała tapetę do tego pokoju, większość mebli,
a nawet zasłony na okno. Amaya od wczesnego dzieciństwa podziwiała starszą siostrę,
chciała wszystko robić tak jak ona. Mieszkać w pokoju, który ona urządzała…
Matka przez chwilę gładziła dziewczynę po włosach, a potem wyszła zamykając za
sobą drzwi. W milczeniu. Nic tak nie boli jak cisza wwiercająca się w mózg człowieka, który
jest nią otoczony zewsząd.
- Proszę Nami… Wróć do nas. Niczego nigdy się tak nie bałam, jak tego, że mogę cię teraz
utracić. Proszę, wróć…
Trzasnęły drzwi. Amaya zerwała się na równe nogi i wybiegła z pokoju. Oddech
uwiązł jej w gardle, kiedy zobaczyła stojącego w korytarzu Nao. Oczy chłopaka raptownie
pojaśniały i słabo się uśmiechnął. Nao przyciągnął Amayę mocno do siebie i silnie objął.
Cisza wbiła się w uszy Amayi z mocą imadła. Z jej oczu popłynęły łzy i w tej chwili
miała ochotę odepchnąć Nao od siebie i wykrzyczeć mu, że nie chce go więcej znać.
Spomiędzy wspomnień, do których wracała najczęściej, jej umysł wydobył twarz ukochanej
siostry. A to wywołało nieopisany ból. Dziewczyna czuła jak płonie od środka, a jej serce
miota się w rozpaczy, że ta twarz pozostanie już tylko wspomnieniem…
- Odejdź!
Amaya wyrwała się z objęć chłopaka i cofnęła kilka kroków. Nie chciała sprawiać mu
przykrości, ale w tej właśnie chwili był w jej życiu ktoś, kto liczył się bardziej niż Nao. Jego
ulga na widok całej i zdrowej Amayi była niczym w porównaniu z przerażeniem, które
narastało w sercu dziewczyny, obawą, że Nami stało się coś złego.
W tej chwili, jakby wywołana, w korytarzu stanęła pani Hino. Spojrzała przelotnie na
córkę, po czym zwróciła się do Nao:
- Nami była niedaleko wybrzeża. Nie mamy o niej żadnych wieści.
- Nami jest na wybrzeżu? – Nao mówił cicho, jakby się obawiał, że każde jego słowo może
wywołać burzę.
- Wybrzeże nie istnieje – wyszeptała pani Hino. Na korytarzu zapadła cisza. Słowa Makoto
Hino odbijały się echem w umysłach całej trójki.
Dziesięciometrowa ściana wody uderzyła w wybrzeże Japonii z siłą, której nie oparł
się stały ląd. Jak mały, kruchy człowiek mógłby to przetrwać…? Pani Hino zdawała się znać
prawdę o losie swojej starszej córki. Nie miała całkowitej pewności, ale zabrakło jej również
nadziei, która pozwoliłaby uwierzyć, że Nami może wciąż być żywa.
- Nie chowa się żywych, mamo.
Zanim pani Hino zdążyła odpowiedzieć, drzwi wejściowe otworzyły się po raz drugi i
stanął w nich młody czarnowłosy mężczyzna z małą dziewczynką na rękach.
- Sora! – Amaya rzuciła się by powitać szwagra i przytulić córeczkę siostry.
Twarz Sory miała nieprzenikniony wyraz i nie zdradzała żadnych emocji. Tworzyło to
ogromny kontrast z zaczerwienioną i mokrą od łez twarzą jego córeczki. Li pocierała piąstką
zmęczone płaczem oczka i tuliła się z ufnością do ramienia ojca. Amaya wyciągnęła do Li
ramiona. Dziewczynka zawahała się, mocniej tuląc do taty, ale kiedy zobaczyła słaby uśmiech
Sory pozwoliła Amayi wziąć się na ręce.
Młody mężczyzna skinął głową w stronę matki i chłopaka Amayi, po czym wszedł do
pokoju szwagierki. Sora opadł ciężko na kanapę odrzucając głowę do tyłu. Miał wrażenie, że
jego mózg zaraz eksploduje. Najpierw ta tragedia, potem doniesienia z wybrzeża, w które
uderzyło tsunami, a na koniec świadomość, że Nami nie daje żadnego znaku życia, od kiedy
to wszystko się wydarzyło. Nie potrafił pozbierać myśli, ani określić swoich uczuć. Bez
wątpienia umierał ze strachu o Nami, ale czy nadal ją kochał? W ciągu ostatnich miesięcy
stali się nieuczciwi w stosunku do siebie. Miłość należy pielęgnować, nie można wierzyć, że
zawsze będzie taka jak na początku związku, jeśli się jej nie pielęgnuje. Co się stało z ich
miłością…?
- Sora? – Amaya weszła do pokoju. – Masz wieści od Nami?
- Przestań, May – Nao stanął tuż obok niej. – Gdyby wiedział, powiedziałby.
- Muszę to od niego usłyszeć.
- May!
- Muszę to usłyszeć od niego!
- Nie możesz wymagać, żeby to powiedział. On cierpi tak samo jak ty, May… Twój ból nie
ucichnie po jednym zdaniu, które…
- Nao, dlaczego się wtrącasz?
- Czy to jest właściwy moment na takie kłótnie? – W drzwiach pokoju pojawiła się pani
Hino.
- Jak to jest możliwe, że nikt nic nie wie?! – wykrzyknęła Amaya i wbiła wzrok w Sorę.
Mała Li zaczęła cichutko łkać wtulając się w ciotkę. Dziewczyna objęła siostrzenicę
mocniej, ale nie zmieniła wyrazu twarzy, ani nie przestała wzrokiem ponaglać Sory do
odpowiedzi, na której tak bardzo jej zależało od pierwszej chwili, gdy dowiedziała się o tym,
co stało się na wybrzeżu.
Sora długo odpierał jej świdrujące spojrzenie, ale w końcu odwrócił wzrok. Nie
powiedział nic.
- May, zostaw go w spokoju. – Głos matki wbił się w ciszę wypełnioną napięciem.
Mąż Nami na powrót zatopił się w swoich myślach. Kłótnia, która rozgorzała między
Amayą, panią Hino i Nao ginęła w chaosie myśli Sory. W jego nieuporządkowanym świecie
nadal brakowało odpowiedzi na pytania, które kryły się głęboko w jego sercu. Tylko on sam
mógł je znaleźć, ale ograniczała go obawa, przed tym, czego może się dowiedzieć. Jeśli mógł
już nigdy nie odzyskać Nami, nie chciał odkryć, że od dłuższego czasu jedynym, co ich
łączyło była Li.
~*~*~*~*~*~
Nami
Boję się. Tylko to teraz odczuwam – strach. Tęsknię za tym, co składało się na mój
mały świat, kiedy mieszkałam ze swoją rodziną. Za dotykiem bawełnianej pościeli, kiedy
rankiem na wpół przebudzona chcę zatrzymać sen choć na jeszcze jedną chwilę. Tęsknię za
śmiechem mojej córeczki, który rozświetlał każdy mój dzień. Brakuje mi spojrzenia Sory,
który śledził mnie wzrokiem z kąta pokoju. Bo choć od dłuższego czasu niewiele nas łączyło,
nadal był częścią mojego życia.
Od chwili, gdy stałam się jednością z tym wszystkim, czego wcześniej się bałam, śnię
pewien sen. Śnię o kobiecie, której twarzy nigdy nie widziałam. Na jej nagich plecach widniał
tatuaż przedstawiający rozkwitające kwiaty wiśni. Od lewego biodra nieznajomej cienkie
brązowe gałęzie rozrastały się na całej szerokości ciała. Gdy próbowała odwrócić głowę w
moją stronę widziałam, jak na linii jej kręgosłupa skóra zdawała się błyszczeć i delikatnie
naciągać pod wpływem ruchu kręgów. Byłam uwięziona, a ona była jedynym, co sprawiało,
że nie czułam się kompletnie osamotniona.
Obca kobieta była blisko, miałam wrażenie, że gdybym mogła wyciągnąć rękę,
musnęłabym delikatnie jej włosy. Jej sylwetka była niemal idealna, a przynajmniej taka się
wydawała. Kobieta siedziała tyłem do mnie, była naga i opierała ręce na podkurczonych
nogach. Zawsze zbyt szybko nadchodziła chwila, której się obawiałam - głowa kobiety nagle
delikatnie opadała na jej ręce, a tatuaż zaczynał blaknąć. Gdy znikł już całkowicie,
nieznajoma mocniej obejmowała się rękami, kładąc lewą dłoń na prawym ramieniu. Z jej
palca wskazującego zaczynała sączyć się krew, która powoli spływała w dół pleców.
Wtedy wszystko znikało. Śniłam ten sen bez końca i miałam wrażenie, że przejął całe
moje życie. Stał się wszystkim tym, co czułam, tym, co mnie otaczało od chwili, kiedy
złączyłam się z wodą i powietrzem.
Dziwny sen stał się całym moim jestestwem. Moim i mojej rodziny.
~*~*~*~*~*~
- Co ty zrobiłaś?!
Nao Tsukino miotał się po pokoju kątem oka obserwując Amayę. Dziewczyna
zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Zbierała różne przedmioty i pakowała do małego
plecaka uszytego z dżinsu. Pochodził z czasów, kiedy Amaya i Nami uczyły się szyć. Niestety
żadna z nich nie radziła sobie z tym tak dobrze jak pani Hino. I ten właśnie plecak był
dziełem ich matki. Ale nie sam plecak był istotny. Na przedniej kieszonce widniała naszywka
z zieloną koniczyną. Naszyła ją Nami.
- Próbujesz się umartwiać? Bo jeśli tak, to znalazłaś sobie zły sposób!
- Nao, daj już spokój…
- Co chcesz udowodnić?
- To jest takie złe, że chcę pomóc innym? Wiesz ilu ludzi ucierpiało w tej tragedii? Nie masz
pojęcia, przez co oni przechodzą. Wiem, że mogę im pomóc. Są tego warci, Nao.
Zapadła cisza, a Nao się zatrzymał. Chłopak wpatrywał się przez chwilę w Amayę,
jakby nie wierzył, w to, co usłyszał. Zniknięcie Nami wprowadziło chaos do życia całej jej
rodziny, a Amaya zdawała się być najbardziej zagubiona.
- Chcesz zgłosić się do Czerwonego Krzyża, bo chcesz pomóc?
- Nao…
- Jak możesz oszukiwać w ten sposób samą siebie? Znam cię lepiej niż myślisz i wiem, po co
chcesz to zrobić. Pytanie powinno brzmieć, czy warto?
- Czy warto pomóc tym ludziom?
- Czy warto przez to przechodzić. Jak pozbędziesz się później tego bólu?
Cisza znów wypełniła cały pokój. Amaya wyglądała na zdecydowaną i pewną swojej
decyzji, choć jej serce łomotało mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Spojrzenie Nao było
zimne i twarde, pełne dezaprobaty dla działań Amayi.
- Zgłosiłam się.
- Jedziesz na wybrzeże?
- Tak.
Amaya zarzuciła ciepłą bluzę z kapturem i skończyła pakowanie plecaka. Czuła
dziwny niepokój, jakby to jeszcze nie był koniec. Jakby było coś, co zostało
niedopowiedziane, a gdy w końcu przebije się do jej świadomości, bardzo ją zaboli.
Wiedziała, że Nao chce coś jeszcze powiedzieć. Wiedziała też, że skrzywdzi ich oboje. Bo
cokolwiek Nao miał zamiar jej powiedzieć, bił się z myślami, czy powinien to zrobić.
May znała to uczucie, znała tę sytuację. Kiedy ona i jej chłopak w czymś się ze sobą
nie zgadzali, mówili sobie zwykle wszystko – całą prawdę. Często zdarzało się, że jedno
z nich miało do powiedzenia coś, co mogło sprawić ból im obojgu i sprawiało, że zapomnieć
było trudniej niż wybaczyć.
- Powiedz. To i tak nic już nie zmieni – szepnęła Amaya zatrzymując się przed drzwiami.
- Masz nadzieję, że odnajdziesz Nami?
- Ja… - Amaya ściągnęła brwi. Wiedziała, że cios jeszcze nie nadszedł. – Chyba tak.
- Wiesz, że to, na co liczysz może okazać się inne niż myślisz?
- Inne?
- Zamieszasz odnaleźć ją czy jej zwłoki?
Oddech Amayi uwiązł jej w gardle. Nie była w stanie sformułować prostego zdania,
nie potrafiła wypowiedzieć nawet jednego, krótkiego słowa. Chciała zalać się łzami i płakać
tak długo, aż dozna poczucia ulgi.
Szczęka dziewczyny zaczęła lekko drgać, kiedy próbowała dobyć swojego głosu. Na
próżno. Amaya odwróciła się od Nao i wybiegła z mieszkania najszybciej jak mogła,
zostawiając za sobą ból i niedowierzanie, że jedna z osób, które kochała najbardziej zadała jej
tak wielki cios.
~*~*~*~*~*~
Nami
Drgania. Narastające drgania. Tylko to odczuwałam, kiedy mój świat zatrząsł się
w posadach. W takiej chwili tracimy zdolność postrzegania czegokolwiek innego. Tracimy
świadomość własnego ciała – spoconych, trzęsących się dłoni, kurczącego się żołądka,
przyspieszonego oddechu i odczuwalnego najsilniej ukłucia gdzieś z tyłu głowy, które
ostrzega nas przed niebezpieczeństwem.
To zajęło dosłownie chwilę. Patrzyłam bezradnie, jak moja rzeczywistość się rozpada.
W jednej chwili, w ułamku sekundy, jedyną rzeczą, która mogła przebić się do mojej
świadomości była moja córeczka, której mogłam już nie zobaczyć. Ziemia poruszyła się pod
moimi stopami zmieniając w pył wszystko, co nie oparło się drganiom. Nadal nie wiem, jak
to jest w ogóle możliwe, że tracimy tak wiele, w tak krótkiej chwili. Wydawało mi się, że
trwało parę miesięcy nim utraciłam miłość męża, a tymczasem starczyły sekundy bym
utraciła szansę na ujrzenie go jeszcze raz. Teraz to wszystko zdaje mi się jedynie sennym
koszmarem.
Miłość nigdy nie znika. Może być zaćmiona, może wydawać się uczuciem bardzo
odmiennym, ale nie znika nigdy. Ta myśl zdaje się być najbliższa prawdzie, której szukałam
tak długo, a którą miałam przed oczami. Zatraciłam siebie w czymś, co można określić
próżnią. Zasnęłam. Ale dopiero teraz, gdy wiem, że już nigdy się nie obudzę, tak świadomość
boli bardziej niż mogłabym przypuszczać. Pamiętam każdy jego uśmiech, jego uścisk,
pamiętam, jak mówił, że mnie kocha. Oboje wierzyliśmy w moc tych słów, ale chyba baliśmy
się uwierzyć w siebie. Zaufać samym sobie.
Była zimna. Przez chwilę chłodna niczym przyjemna bryza, a później lodowata. Woda
to najciekawszy z żywiołów. Zdaje się otaczać cię jak koc, ale im bardziej idziesz na dno, tym
bardziej cię od siebie izoluje. Wciąga cię, a później odpycha. Uderza z siłą imadła.
Ogłusza. I to jest w niej najbardziej interesujące. Słyszałam krzyki. Wrzaski dziesiątek
i setek ludzi, których lament musiał odbić się echem nawet w chmurach. Można było wyczuć
ich strach i przekonanie, że nie pozostało im już nic innego, jak krzyczeć. Krzyk zdawał się
dodawać im otuchy, odwagi by stawić czoła temu, przed czym nie można już było uciec. Też
chciałam krzyczeć. Ale jak na złość nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego dźwięku.
Milczałam słuchając symfonii rozpaczy. Czekając aż woda odbierze mi słuch.
~*~*~*~*~*~
Dzień po odnalezieniu ciała Nami, Sora oddał Li pod opiekę pani Hino. Wybiegł
z domu zanim Amaya zdążyła z nim porozmawiać. Każde uczucie wiążące się z jego zmarłą
żoną nie pozwalało mu normalnie egzystować od chwili, gdy zdał sobie sprawę, że naprawdę
ją utracił. Bezpowrotnie.
Amaya nie rozmawiała z Nao od wyjazdu na wybrzeże. Nie była gotowa by z nim
porozmawiać i nie mogła zapomnieć o tym, co jej powiedział. Śmierć Nami odebrała jej chęć
do życia. Każda spędzona z siostrą chwila wracała do Amayi we wspomnieniach. Każdy
obraz siostry, który pojawiał się w jej głowie paraliżował ją i zadawał kolejne ciosy. Modliła
się, by przestało boleć choć na chwilę, by mogła podzielić się z kimś tymi uczuciami. By ktoś
wziął na siebie część tego ciężaru.
Sora odciął się od świata. Z nikim nie rozmawiał, z nikim się nie widywał.
Przechadzał się po własnym domu, jak po obcym miejscu. Każdy pokój był zimny i pusty.
Każda rzecz należąca do Nami była niczym relikwia. Szczotka do włosów, ulubiona koszulka,
łańcuszek z koniczynką, pozostałości po jej ulubionym kubku do herbaty, który zbiła tuż
przed wyjazdem.
Czas mijał, a każdego dnia Amaya przychodziła pod dom siostry. Początkowo starała
się przekonać Sorę do rozmowy, ale kiedy jej starania nadal nie przynosiły żadnych
rezultatów, zaczęła siadywać pod drzwiami. Spędzała tam długie godziny. Przebywanie w
miejscu, które tak wiele znaczyło dla jej siostry przynosiło Amayi ukojenie, oddech w chwili,
kiedy cała jej ojczyzna jednoczyła się w bólu po utracie tak wielu ludzi, wśród których była
jej ukochana siostra.
Z dnia na dzień Amaya coraz lepiej rozumiała znaczenie samotności w życiu
człowieka. Są takie chwile, kiedy musimy zostać sami ze sobą, by móc wszystko zrozumieć.
Są takie uczucia, które mogą ewoluować tylko wtedy, gdy jesteśmy wobec siebie uczciwi,
rozumiemy swoje nadzieje i obawy.
Młodsza córka Makoto Hino odnalazła swoją wolność w ufności, że Nami nie znikła
tak po prostu. Wciąż tu była. A Amaya mogła poczuć jej obecność w każdym porywie wiatru.
Dziewczyna przestała nachodzić Sorę. Wydawać by się mogło, że oboje uwolnili siebie
nawzajem. Krótko po tym, jak May przestała przychodzić do domu siostry, Sora po raz
pierwszy od dłuższego czasu wyszedł z domu. Był słaby i wycieńczony okresem, który
spędził w zamknięciu. Dom stał się całym jego światem, jego rzeczywistością, którą
ograniczały cztery ściany. Z każdym wschodem i zachodem słońca, Sora widział coraz więcej
światła i coraz mocniej czuł miłość, która łączyła go z Nami. I żałował jedynie czasu. Tych
wszystkich chwil, które mogli spędzić razem, a spędzali obok siebie. Gdzieś się zgubili i tak
bardzo było mu szkoda, że nie odnaleźli właściwej drogi wcześniej.
Dwadzieścia pięć dni po tragedii, która dotknęła całą Japonię, Amaya wróciła pod
dom Sory i Nami. Parę godzin wcześniej Sora zabrał do siebie Li i obiecał pani Hino, że zrobi
wszystko, by jego córeczka była szczęśliwa. Dla niej chciał wreszcie wziąć się w garść.
Amaya nadal była członkinią Czerwonego Krzyża i pomagała ofiarom trzęsienia ziemi i nie
było jej w domu, kiedy przyszedł Sora.
May nosiła się z zamiarem odwiedzenia szwagra od kilku dni. Chciała, żeby odzyskał
siłę i nadzieję. Chciała pokazać mu nadzieję.
Amaya podeszła do drzwi, przy których jeszcze niedawno tak długo przesiadywała.
Położyła prezent na wycieraczce i głośno zapukała, po czym schowała się za ścianą. Minęła
minuta, może dwie i drzwi otworzyły się cicho.
Sora rozejrzał się zdezorientowany zanim zauważył maleńki szczegół, który przeoczył
w pierwszej chwili. Na samym środku ciemnej wycieraczki leżał maleńki kwiat wiśni w
pełnym rozkwicie. Gdy Sora pochylił się by go wziąć, Amaya wyszła z ukrycia.
- Wiem, że nic jej nie zastąpi. Wiem, że ciężko pogodzić się z tym, że nie ma jej już z nami
ciałem. Ale z czasem zrozumiesz, że masz kogoś, kto jest jej spuścizną i rodzinę, która kiedyś
była wasza wspólna.
Sora słuchał Amayi wpatrując się w kwiat, który spoczywał teraz w jego otwartej
dłoni. Nie spodziewał się, że May tak dobrze go rozumie.
- Rozpoczęła się sakura – Amaya uśmiechnęła się delikatnie, kiedy dostrzegła, że oczy Sory
nabierają blasku.
- Ten kwiat to dla ciebie nowa nadzieja. Nowy początek dla ciebie i dla Li. Nie planowaliście
zaczynać od nowa, ale los zdecydował za was. Musicie podjąć to wyzwanie. Dla niej i dla
siebie samych.
Amaya obdarzyła Sorę jeszcze jednym promiennym uśmiechem. Jej serce po raz
pierwszy od prawie miesiąca ścisnęło się ze szczęścia, kiedy dostrzegła, że mąż jej siostry go
odwzajemnił.
Nami
Odpływam. Jestem tu ciałem i duchem. W pustce. I dopiero teraz czuję, jak to boli.
Dopiero teraz, kiedy już wiem, że nie żyję. Zostawiłam za sobą niedokończone sprawy i
ludzi, których nie chciałam jeszcze opuszczać. Zostawiłam miłość, która ukryła się pod maską
zagubienia i obojętności. Zostawiłam małą istotkę, która była częścią mnie – mnie i
mężczyzny, którego kochałam.
Chciałabym zebrać myśli, ale nie mogę. Widzę kobietę z tatuażem. Obraca ku mnie
swoją twarz i czuję się, jakbym patrzyła w lustro. W Japonii rozpoczęła się sakura.
Wydarzyło się coś strasznego, co pochłonęło mnóstwo żyć. Pogrzebało nadzieje i marzenia.
Zniszczyło plany. Ale odrodzenie przyszło tak czy inaczej. Małe, delikatnie płatki rozwinęły
się dając początek odradzaniu się i gojeniu ran. Ja jestem kobietą z tatuażem. Na mojej skórze
i moich kościach rozkwitły kwiaty wiśni, które wskażą drogę tym, których kochałam i nadal
kocham najbardziej.
Moje odejście zbiega się z moim powrotem, nadzieją dla mojego męża i córeczki.
Wiarą dla mojej ukochanej siostry. I siłą dla mojej matki, która nigdy nikogo nie wpuszczała
do zamkniętego w jej sercu świata wypełnionego bólem i tęsknotą.
Śmierć jest zaledwie początkiem. A przecież wszyscy się w końcu spotkamy. I choć
nowa nadzieja przyniosła mi spokój nie mogę się pozbyć uczucia, że nie zginęłam
przypadkiem. Że to nie los zrobił sobie ze mnie żart. Niczym feniks spaliłam się we własnym
ogniu. Z tą różnicą, że już nie mam szans by się odrodzić.
Nami znaczy fala.
Pochłonęło mnie własne przeznaczenie.
*sakura – z japońskiego: kwitnienie wiśni
** nami – z japońskiego: fala

Podobne dokumenty