II miejsce Paulina Kominiak
Transkrypt
II miejsce Paulina Kominiak
Autorka: Paulina Kominiak studentka I roku Filologii Angielskiej Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy „Istniejemy póki ktoś o nas pamięta” Carlos Ruiz Zafón ~*~*~*~*~*~ Nami Nazywam się Nami Fakuda i jestem zagubiona. Przyszłam na świat 24 lata temu w Tokio jako córka Makoto Hino i Yoshiego Fakuda. Zawsze stąpałam mocno po ziemi i nie robiłam sobie niepotrzebnej nadziei – albo przynajmniej nie chciałam sobie tego uświadamiać. Nadzieja zbyt często okazuje się zgubna, a ja nie mogłam pozwolić sobie na żaden błąd. Tym bardziej, że z konsekwencjami jednego z nich muszę żyć do teraz. Trzy lata temu wzięłam ślub z Sorą Aino. Mężczyzną, którego pokochałam od pierwszego wejrzenia. W ciągu tych 35 miesięcy zdążyliśmy się znienawidzić i dokonać tego, co większość ludzi nazywa cudem. Nasze dusze i ciała zespoliły się w jedno – ciało naszej córeczki, Li. Pół roku po jej narodzinach nie byliśmy w stanie na siebie patrzeć, ale w nią mogliśmy wpatrywać się bez końca. Od samego początku Li była bardzo cichym dzieckiem. Idealnie pasowała do naszego domu, w którym milczenie było czczone niczym bożek. Cisza rozpostarła nad nami swoje skrzydła, wypełniała powietrze dookoła nas; dusiła niczym gęsty, ciążący płucom dym. Sora wypełniał luki między pracą i zabawą z Li siadywaniem w kącie salonu i rozmyślaniem na tematy, które nie były mi znane. Przyłapywałam go tylko czasem na śledzeniu mnie wzrokiem, ale kiedy na niego spoglądałam, zaraz go odwracał. Kochałam Li bardziej niż kogokolwiek innego, ale nie potrafiłam pozbyć się poczucia, że błędem było wiązanie się z Sorą tak silnymi więzami, jakimi może dwoje ludzi połączyć jedynie dziecko. Nie znosiliśmy się, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego. Dlaczego to, co powinno połączyć nas jeszcze mocniej, tak bardzo nas podzieliło. Jak miłość zmieniała się w niechęć i obojętność… Nie mogę zrozumieć, jak to utraciliśmy. Jak to wielkie uczucie rozpłynęło się między nami niczym mgła, która znika w blasku poranka. Moje serce zawisło w próżni wypełnione żalem za tym, co tak bardzo chciałam zatrzymać, a los i tak wydarł mi to z rąk. ~*~*~*~*~*~ Amaya Fakuda zakryła twarz dłońmi. Dziewczyna siedziała w pokoju otoczona ciszą i chłodem. Przeżyła katastrofę, która nawiedziła jej ojczyznę i umiała zebrać myśli od chwili, gdy cały jej świat zatrząsł się w posadach. - Mamo! Chodź tutaj, proszę cię! – Amaya poczuła, jakby jej głos dochodził z bardzo daleka. Kilka minut później drzwi do pokoju otworzyły się z lekkim skrzypnięciem i stanęła w nich Makoto Hino. Była blada, miała zbielałe usta i zdawała się oddychać z trudem. - Sora nadal jej nie znalazł. Zaraz tutaj przyjedzie. Li cały czas płacze… Amaya zatrzęsła się, jakby przez jej ciało przebiegł dreszcz zimna. Nie mogła już patrzeć na tej pokój. Całe pomieszczenie nosiło ślady obecności jej siostry. Tak, jakby właśnie teraz była tutaj razem z nią. Nami wybierała tapetę do tego pokoju, większość mebli, a nawet zasłony na okno. Amaya od wczesnego dzieciństwa podziwiała starszą siostrę, chciała wszystko robić tak jak ona. Mieszkać w pokoju, który ona urządzała… Matka przez chwilę gładziła dziewczynę po włosach, a potem wyszła zamykając za sobą drzwi. W milczeniu. Nic tak nie boli jak cisza wwiercająca się w mózg człowieka, który jest nią otoczony zewsząd. - Proszę Nami… Wróć do nas. Niczego nigdy się tak nie bałam, jak tego, że mogę cię teraz utracić. Proszę, wróć… Trzasnęły drzwi. Amaya zerwała się na równe nogi i wybiegła z pokoju. Oddech uwiązł jej w gardle, kiedy zobaczyła stojącego w korytarzu Nao. Oczy chłopaka raptownie pojaśniały i słabo się uśmiechnął. Nao przyciągnął Amayę mocno do siebie i silnie objął. Cisza wbiła się w uszy Amayi z mocą imadła. Z jej oczu popłynęły łzy i w tej chwili miała ochotę odepchnąć Nao od siebie i wykrzyczeć mu, że nie chce go więcej znać. Spomiędzy wspomnień, do których wracała najczęściej, jej umysł wydobył twarz ukochanej siostry. A to wywołało nieopisany ból. Dziewczyna czuła jak płonie od środka, a jej serce miota się w rozpaczy, że ta twarz pozostanie już tylko wspomnieniem… - Odejdź! Amaya wyrwała się z objęć chłopaka i cofnęła kilka kroków. Nie chciała sprawiać mu przykrości, ale w tej właśnie chwili był w jej życiu ktoś, kto liczył się bardziej niż Nao. Jego ulga na widok całej i zdrowej Amayi była niczym w porównaniu z przerażeniem, które narastało w sercu dziewczyny, obawą, że Nami stało się coś złego. W tej chwili, jakby wywołana, w korytarzu stanęła pani Hino. Spojrzała przelotnie na córkę, po czym zwróciła się do Nao: - Nami była niedaleko wybrzeża. Nie mamy o niej żadnych wieści. - Nami jest na wybrzeżu? – Nao mówił cicho, jakby się obawiał, że każde jego słowo może wywołać burzę. - Wybrzeże nie istnieje – wyszeptała pani Hino. Na korytarzu zapadła cisza. Słowa Makoto Hino odbijały się echem w umysłach całej trójki. Dziesięciometrowa ściana wody uderzyła w wybrzeże Japonii z siłą, której nie oparł się stały ląd. Jak mały, kruchy człowiek mógłby to przetrwać…? Pani Hino zdawała się znać prawdę o losie swojej starszej córki. Nie miała całkowitej pewności, ale zabrakło jej również nadziei, która pozwoliłaby uwierzyć, że Nami może wciąż być żywa. - Nie chowa się żywych, mamo. Zanim pani Hino zdążyła odpowiedzieć, drzwi wejściowe otworzyły się po raz drugi i stanął w nich młody czarnowłosy mężczyzna z małą dziewczynką na rękach. - Sora! – Amaya rzuciła się by powitać szwagra i przytulić córeczkę siostry. Twarz Sory miała nieprzenikniony wyraz i nie zdradzała żadnych emocji. Tworzyło to ogromny kontrast z zaczerwienioną i mokrą od łez twarzą jego córeczki. Li pocierała piąstką zmęczone płaczem oczka i tuliła się z ufnością do ramienia ojca. Amaya wyciągnęła do Li ramiona. Dziewczynka zawahała się, mocniej tuląc do taty, ale kiedy zobaczyła słaby uśmiech Sory pozwoliła Amayi wziąć się na ręce. Młody mężczyzna skinął głową w stronę matki i chłopaka Amayi, po czym wszedł do pokoju szwagierki. Sora opadł ciężko na kanapę odrzucając głowę do tyłu. Miał wrażenie, że jego mózg zaraz eksploduje. Najpierw ta tragedia, potem doniesienia z wybrzeża, w które uderzyło tsunami, a na koniec świadomość, że Nami nie daje żadnego znaku życia, od kiedy to wszystko się wydarzyło. Nie potrafił pozbierać myśli, ani określić swoich uczuć. Bez wątpienia umierał ze strachu o Nami, ale czy nadal ją kochał? W ciągu ostatnich miesięcy stali się nieuczciwi w stosunku do siebie. Miłość należy pielęgnować, nie można wierzyć, że zawsze będzie taka jak na początku związku, jeśli się jej nie pielęgnuje. Co się stało z ich miłością…? - Sora? – Amaya weszła do pokoju. – Masz wieści od Nami? - Przestań, May – Nao stanął tuż obok niej. – Gdyby wiedział, powiedziałby. - Muszę to od niego usłyszeć. - May! - Muszę to usłyszeć od niego! - Nie możesz wymagać, żeby to powiedział. On cierpi tak samo jak ty, May… Twój ból nie ucichnie po jednym zdaniu, które… - Nao, dlaczego się wtrącasz? - Czy to jest właściwy moment na takie kłótnie? – W drzwiach pokoju pojawiła się pani Hino. - Jak to jest możliwe, że nikt nic nie wie?! – wykrzyknęła Amaya i wbiła wzrok w Sorę. Mała Li zaczęła cichutko łkać wtulając się w ciotkę. Dziewczyna objęła siostrzenicę mocniej, ale nie zmieniła wyrazu twarzy, ani nie przestała wzrokiem ponaglać Sory do odpowiedzi, na której tak bardzo jej zależało od pierwszej chwili, gdy dowiedziała się o tym, co stało się na wybrzeżu. Sora długo odpierał jej świdrujące spojrzenie, ale w końcu odwrócił wzrok. Nie powiedział nic. - May, zostaw go w spokoju. – Głos matki wbił się w ciszę wypełnioną napięciem. Mąż Nami na powrót zatopił się w swoich myślach. Kłótnia, która rozgorzała między Amayą, panią Hino i Nao ginęła w chaosie myśli Sory. W jego nieuporządkowanym świecie nadal brakowało odpowiedzi na pytania, które kryły się głęboko w jego sercu. Tylko on sam mógł je znaleźć, ale ograniczała go obawa, przed tym, czego może się dowiedzieć. Jeśli mógł już nigdy nie odzyskać Nami, nie chciał odkryć, że od dłuższego czasu jedynym, co ich łączyło była Li. ~*~*~*~*~*~ Nami Boję się. Tylko to teraz odczuwam – strach. Tęsknię za tym, co składało się na mój mały świat, kiedy mieszkałam ze swoją rodziną. Za dotykiem bawełnianej pościeli, kiedy rankiem na wpół przebudzona chcę zatrzymać sen choć na jeszcze jedną chwilę. Tęsknię za śmiechem mojej córeczki, który rozświetlał każdy mój dzień. Brakuje mi spojrzenia Sory, który śledził mnie wzrokiem z kąta pokoju. Bo choć od dłuższego czasu niewiele nas łączyło, nadal był częścią mojego życia. Od chwili, gdy stałam się jednością z tym wszystkim, czego wcześniej się bałam, śnię pewien sen. Śnię o kobiecie, której twarzy nigdy nie widziałam. Na jej nagich plecach widniał tatuaż przedstawiający rozkwitające kwiaty wiśni. Od lewego biodra nieznajomej cienkie brązowe gałęzie rozrastały się na całej szerokości ciała. Gdy próbowała odwrócić głowę w moją stronę widziałam, jak na linii jej kręgosłupa skóra zdawała się błyszczeć i delikatnie naciągać pod wpływem ruchu kręgów. Byłam uwięziona, a ona była jedynym, co sprawiało, że nie czułam się kompletnie osamotniona. Obca kobieta była blisko, miałam wrażenie, że gdybym mogła wyciągnąć rękę, musnęłabym delikatnie jej włosy. Jej sylwetka była niemal idealna, a przynajmniej taka się wydawała. Kobieta siedziała tyłem do mnie, była naga i opierała ręce na podkurczonych nogach. Zawsze zbyt szybko nadchodziła chwila, której się obawiałam - głowa kobiety nagle delikatnie opadała na jej ręce, a tatuaż zaczynał blaknąć. Gdy znikł już całkowicie, nieznajoma mocniej obejmowała się rękami, kładąc lewą dłoń na prawym ramieniu. Z jej palca wskazującego zaczynała sączyć się krew, która powoli spływała w dół pleców. Wtedy wszystko znikało. Śniłam ten sen bez końca i miałam wrażenie, że przejął całe moje życie. Stał się wszystkim tym, co czułam, tym, co mnie otaczało od chwili, kiedy złączyłam się z wodą i powietrzem. Dziwny sen stał się całym moim jestestwem. Moim i mojej rodziny. ~*~*~*~*~*~ - Co ty zrobiłaś?! Nao Tsukino miotał się po pokoju kątem oka obserwując Amayę. Dziewczyna zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Zbierała różne przedmioty i pakowała do małego plecaka uszytego z dżinsu. Pochodził z czasów, kiedy Amaya i Nami uczyły się szyć. Niestety żadna z nich nie radziła sobie z tym tak dobrze jak pani Hino. I ten właśnie plecak był dziełem ich matki. Ale nie sam plecak był istotny. Na przedniej kieszonce widniała naszywka z zieloną koniczyną. Naszyła ją Nami. - Próbujesz się umartwiać? Bo jeśli tak, to znalazłaś sobie zły sposób! - Nao, daj już spokój… - Co chcesz udowodnić? - To jest takie złe, że chcę pomóc innym? Wiesz ilu ludzi ucierpiało w tej tragedii? Nie masz pojęcia, przez co oni przechodzą. Wiem, że mogę im pomóc. Są tego warci, Nao. Zapadła cisza, a Nao się zatrzymał. Chłopak wpatrywał się przez chwilę w Amayę, jakby nie wierzył, w to, co usłyszał. Zniknięcie Nami wprowadziło chaos do życia całej jej rodziny, a Amaya zdawała się być najbardziej zagubiona. - Chcesz zgłosić się do Czerwonego Krzyża, bo chcesz pomóc? - Nao… - Jak możesz oszukiwać w ten sposób samą siebie? Znam cię lepiej niż myślisz i wiem, po co chcesz to zrobić. Pytanie powinno brzmieć, czy warto? - Czy warto pomóc tym ludziom? - Czy warto przez to przechodzić. Jak pozbędziesz się później tego bólu? Cisza znów wypełniła cały pokój. Amaya wyglądała na zdecydowaną i pewną swojej decyzji, choć jej serce łomotało mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Spojrzenie Nao było zimne i twarde, pełne dezaprobaty dla działań Amayi. - Zgłosiłam się. - Jedziesz na wybrzeże? - Tak. Amaya zarzuciła ciepłą bluzę z kapturem i skończyła pakowanie plecaka. Czuła dziwny niepokój, jakby to jeszcze nie był koniec. Jakby było coś, co zostało niedopowiedziane, a gdy w końcu przebije się do jej świadomości, bardzo ją zaboli. Wiedziała, że Nao chce coś jeszcze powiedzieć. Wiedziała też, że skrzywdzi ich oboje. Bo cokolwiek Nao miał zamiar jej powiedzieć, bił się z myślami, czy powinien to zrobić. May znała to uczucie, znała tę sytuację. Kiedy ona i jej chłopak w czymś się ze sobą nie zgadzali, mówili sobie zwykle wszystko – całą prawdę. Często zdarzało się, że jedno z nich miało do powiedzenia coś, co mogło sprawić ból im obojgu i sprawiało, że zapomnieć było trudniej niż wybaczyć. - Powiedz. To i tak nic już nie zmieni – szepnęła Amaya zatrzymując się przed drzwiami. - Masz nadzieję, że odnajdziesz Nami? - Ja… - Amaya ściągnęła brwi. Wiedziała, że cios jeszcze nie nadszedł. – Chyba tak. - Wiesz, że to, na co liczysz może okazać się inne niż myślisz? - Inne? - Zamieszasz odnaleźć ją czy jej zwłoki? Oddech Amayi uwiązł jej w gardle. Nie była w stanie sformułować prostego zdania, nie potrafiła wypowiedzieć nawet jednego, krótkiego słowa. Chciała zalać się łzami i płakać tak długo, aż dozna poczucia ulgi. Szczęka dziewczyny zaczęła lekko drgać, kiedy próbowała dobyć swojego głosu. Na próżno. Amaya odwróciła się od Nao i wybiegła z mieszkania najszybciej jak mogła, zostawiając za sobą ból i niedowierzanie, że jedna z osób, które kochała najbardziej zadała jej tak wielki cios. ~*~*~*~*~*~ Nami Drgania. Narastające drgania. Tylko to odczuwałam, kiedy mój świat zatrząsł się w posadach. W takiej chwili tracimy zdolność postrzegania czegokolwiek innego. Tracimy świadomość własnego ciała – spoconych, trzęsących się dłoni, kurczącego się żołądka, przyspieszonego oddechu i odczuwalnego najsilniej ukłucia gdzieś z tyłu głowy, które ostrzega nas przed niebezpieczeństwem. To zajęło dosłownie chwilę. Patrzyłam bezradnie, jak moja rzeczywistość się rozpada. W jednej chwili, w ułamku sekundy, jedyną rzeczą, która mogła przebić się do mojej świadomości była moja córeczka, której mogłam już nie zobaczyć. Ziemia poruszyła się pod moimi stopami zmieniając w pył wszystko, co nie oparło się drganiom. Nadal nie wiem, jak to jest w ogóle możliwe, że tracimy tak wiele, w tak krótkiej chwili. Wydawało mi się, że trwało parę miesięcy nim utraciłam miłość męża, a tymczasem starczyły sekundy bym utraciła szansę na ujrzenie go jeszcze raz. Teraz to wszystko zdaje mi się jedynie sennym koszmarem. Miłość nigdy nie znika. Może być zaćmiona, może wydawać się uczuciem bardzo odmiennym, ale nie znika nigdy. Ta myśl zdaje się być najbliższa prawdzie, której szukałam tak długo, a którą miałam przed oczami. Zatraciłam siebie w czymś, co można określić próżnią. Zasnęłam. Ale dopiero teraz, gdy wiem, że już nigdy się nie obudzę, tak świadomość boli bardziej niż mogłabym przypuszczać. Pamiętam każdy jego uśmiech, jego uścisk, pamiętam, jak mówił, że mnie kocha. Oboje wierzyliśmy w moc tych słów, ale chyba baliśmy się uwierzyć w siebie. Zaufać samym sobie. Była zimna. Przez chwilę chłodna niczym przyjemna bryza, a później lodowata. Woda to najciekawszy z żywiołów. Zdaje się otaczać cię jak koc, ale im bardziej idziesz na dno, tym bardziej cię od siebie izoluje. Wciąga cię, a później odpycha. Uderza z siłą imadła. Ogłusza. I to jest w niej najbardziej interesujące. Słyszałam krzyki. Wrzaski dziesiątek i setek ludzi, których lament musiał odbić się echem nawet w chmurach. Można było wyczuć ich strach i przekonanie, że nie pozostało im już nic innego, jak krzyczeć. Krzyk zdawał się dodawać im otuchy, odwagi by stawić czoła temu, przed czym nie można już było uciec. Też chciałam krzyczeć. Ale jak na złość nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Milczałam słuchając symfonii rozpaczy. Czekając aż woda odbierze mi słuch. ~*~*~*~*~*~ Dzień po odnalezieniu ciała Nami, Sora oddał Li pod opiekę pani Hino. Wybiegł z domu zanim Amaya zdążyła z nim porozmawiać. Każde uczucie wiążące się z jego zmarłą żoną nie pozwalało mu normalnie egzystować od chwili, gdy zdał sobie sprawę, że naprawdę ją utracił. Bezpowrotnie. Amaya nie rozmawiała z Nao od wyjazdu na wybrzeże. Nie była gotowa by z nim porozmawiać i nie mogła zapomnieć o tym, co jej powiedział. Śmierć Nami odebrała jej chęć do życia. Każda spędzona z siostrą chwila wracała do Amayi we wspomnieniach. Każdy obraz siostry, który pojawiał się w jej głowie paraliżował ją i zadawał kolejne ciosy. Modliła się, by przestało boleć choć na chwilę, by mogła podzielić się z kimś tymi uczuciami. By ktoś wziął na siebie część tego ciężaru. Sora odciął się od świata. Z nikim nie rozmawiał, z nikim się nie widywał. Przechadzał się po własnym domu, jak po obcym miejscu. Każdy pokój był zimny i pusty. Każda rzecz należąca do Nami była niczym relikwia. Szczotka do włosów, ulubiona koszulka, łańcuszek z koniczynką, pozostałości po jej ulubionym kubku do herbaty, który zbiła tuż przed wyjazdem. Czas mijał, a każdego dnia Amaya przychodziła pod dom siostry. Początkowo starała się przekonać Sorę do rozmowy, ale kiedy jej starania nadal nie przynosiły żadnych rezultatów, zaczęła siadywać pod drzwiami. Spędzała tam długie godziny. Przebywanie w miejscu, które tak wiele znaczyło dla jej siostry przynosiło Amayi ukojenie, oddech w chwili, kiedy cała jej ojczyzna jednoczyła się w bólu po utracie tak wielu ludzi, wśród których była jej ukochana siostra. Z dnia na dzień Amaya coraz lepiej rozumiała znaczenie samotności w życiu człowieka. Są takie chwile, kiedy musimy zostać sami ze sobą, by móc wszystko zrozumieć. Są takie uczucia, które mogą ewoluować tylko wtedy, gdy jesteśmy wobec siebie uczciwi, rozumiemy swoje nadzieje i obawy. Młodsza córka Makoto Hino odnalazła swoją wolność w ufności, że Nami nie znikła tak po prostu. Wciąż tu była. A Amaya mogła poczuć jej obecność w każdym porywie wiatru. Dziewczyna przestała nachodzić Sorę. Wydawać by się mogło, że oboje uwolnili siebie nawzajem. Krótko po tym, jak May przestała przychodzić do domu siostry, Sora po raz pierwszy od dłuższego czasu wyszedł z domu. Był słaby i wycieńczony okresem, który spędził w zamknięciu. Dom stał się całym jego światem, jego rzeczywistością, którą ograniczały cztery ściany. Z każdym wschodem i zachodem słońca, Sora widział coraz więcej światła i coraz mocniej czuł miłość, która łączyła go z Nami. I żałował jedynie czasu. Tych wszystkich chwil, które mogli spędzić razem, a spędzali obok siebie. Gdzieś się zgubili i tak bardzo było mu szkoda, że nie odnaleźli właściwej drogi wcześniej. Dwadzieścia pięć dni po tragedii, która dotknęła całą Japonię, Amaya wróciła pod dom Sory i Nami. Parę godzin wcześniej Sora zabrał do siebie Li i obiecał pani Hino, że zrobi wszystko, by jego córeczka była szczęśliwa. Dla niej chciał wreszcie wziąć się w garść. Amaya nadal była członkinią Czerwonego Krzyża i pomagała ofiarom trzęsienia ziemi i nie było jej w domu, kiedy przyszedł Sora. May nosiła się z zamiarem odwiedzenia szwagra od kilku dni. Chciała, żeby odzyskał siłę i nadzieję. Chciała pokazać mu nadzieję. Amaya podeszła do drzwi, przy których jeszcze niedawno tak długo przesiadywała. Położyła prezent na wycieraczce i głośno zapukała, po czym schowała się za ścianą. Minęła minuta, może dwie i drzwi otworzyły się cicho. Sora rozejrzał się zdezorientowany zanim zauważył maleńki szczegół, który przeoczył w pierwszej chwili. Na samym środku ciemnej wycieraczki leżał maleńki kwiat wiśni w pełnym rozkwicie. Gdy Sora pochylił się by go wziąć, Amaya wyszła z ukrycia. - Wiem, że nic jej nie zastąpi. Wiem, że ciężko pogodzić się z tym, że nie ma jej już z nami ciałem. Ale z czasem zrozumiesz, że masz kogoś, kto jest jej spuścizną i rodzinę, która kiedyś była wasza wspólna. Sora słuchał Amayi wpatrując się w kwiat, który spoczywał teraz w jego otwartej dłoni. Nie spodziewał się, że May tak dobrze go rozumie. - Rozpoczęła się sakura – Amaya uśmiechnęła się delikatnie, kiedy dostrzegła, że oczy Sory nabierają blasku. - Ten kwiat to dla ciebie nowa nadzieja. Nowy początek dla ciebie i dla Li. Nie planowaliście zaczynać od nowa, ale los zdecydował za was. Musicie podjąć to wyzwanie. Dla niej i dla siebie samych. Amaya obdarzyła Sorę jeszcze jednym promiennym uśmiechem. Jej serce po raz pierwszy od prawie miesiąca ścisnęło się ze szczęścia, kiedy dostrzegła, że mąż jej siostry go odwzajemnił. Nami Odpływam. Jestem tu ciałem i duchem. W pustce. I dopiero teraz czuję, jak to boli. Dopiero teraz, kiedy już wiem, że nie żyję. Zostawiłam za sobą niedokończone sprawy i ludzi, których nie chciałam jeszcze opuszczać. Zostawiłam miłość, która ukryła się pod maską zagubienia i obojętności. Zostawiłam małą istotkę, która była częścią mnie – mnie i mężczyzny, którego kochałam. Chciałabym zebrać myśli, ale nie mogę. Widzę kobietę z tatuażem. Obraca ku mnie swoją twarz i czuję się, jakbym patrzyła w lustro. W Japonii rozpoczęła się sakura. Wydarzyło się coś strasznego, co pochłonęło mnóstwo żyć. Pogrzebało nadzieje i marzenia. Zniszczyło plany. Ale odrodzenie przyszło tak czy inaczej. Małe, delikatnie płatki rozwinęły się dając początek odradzaniu się i gojeniu ran. Ja jestem kobietą z tatuażem. Na mojej skórze i moich kościach rozkwitły kwiaty wiśni, które wskażą drogę tym, których kochałam i nadal kocham najbardziej. Moje odejście zbiega się z moim powrotem, nadzieją dla mojego męża i córeczki. Wiarą dla mojej ukochanej siostry. I siłą dla mojej matki, która nigdy nikogo nie wpuszczała do zamkniętego w jej sercu świata wypełnionego bólem i tęsknotą. Śmierć jest zaledwie początkiem. A przecież wszyscy się w końcu spotkamy. I choć nowa nadzieja przyniosła mi spokój nie mogę się pozbyć uczucia, że nie zginęłam przypadkiem. Że to nie los zrobił sobie ze mnie żart. Niczym feniks spaliłam się we własnym ogniu. Z tą różnicą, że już nie mam szans by się odrodzić. Nami znaczy fala. Pochłonęło mnie własne przeznaczenie. *sakura – z japońskiego: kwitnienie wiśni ** nami – z japońskiego: fala