Ogólnopolski telefon zaufania dla weteranów

Transkrypt

Ogólnopolski telefon zaufania dla weteranów
20.I.2014
Ogólnopolski telefon zaufania dla weteranów
Dziś rusza ogólnopolski telefon zaufania dla weteranów misji oraz ich rodzin - (22) 6 817 233. Będzie działał od
poniedziałku do piątku między godz. 17.00 a 20.00. To inicjatywa Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego WIM,
skierowana do osób potrzebujących pomocy psychologicznej i psychiatrycznej.
- Liczę, że uda nam się ustalić, w jakich rejonach kraju najbardziej potrzebna jest taka pomoc. Co ważne,
dowiemy się tego bezpośrednio od zainteresowanych. Wiadomo bowiem, że oficjalna sprawozdawczość
wojskowa nie do końca może odzwierciedlać rzeczywistość – tłumaczy ppłk dr med. Radosław Tworus,
kierownik Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego WIM.
Przeczytaj całą rozmowę. Przekaż dalej informację o telefonie zaufania. W ten sposób możesz komuś
pomóc!
Rozmowa z ppłk. dr. med. Radosławem Tworusem, kierownikiem Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego
Wojskowego Instytutu Medycznego:
"Medycyna w Mundurze": Wszyscy chcą pomagać weteranom misji oraz ich rodzinom. W kraju pączkują
fundacje, stowarzyszenia, powstają pomocowe portale internetowe. Pańska Klinika także wpisuje się w
ten trend. 20 stycznia – czyli dziś – uruchamiacie „Telefon zaufania dla weteranów Polskich
Kontyngentów Wojskowych oraz ich rodzin”. Komu ma służyć numer (22) 6 817 233?
R.T.: To prawda, że jest coraz więcej miejsc, w których osoby o wrażliwym sercu chcą pomagać
weteranom i ich bliskim. Sęk w tym, że ta pomoc nie jest skoordynowana; odwrotnie - rozproszenie oraz
różny poziom wiedzy, umiejętności i doświadczenia osób chcących pomagać nie wpływa na jakość
niesionej pomocy. Dlatego postanowiliśmy uruchomić telefon zaufania. Nie eksperymentujemy;
wzorujemy się m.in. na telefonie zaufania AA (Anonimowych Alkoholików), telefonie zaufania AIDS/HIV,
uzależnień od narkotyków czy „Niebieskiej Linii”. Zależy nam na stałym monitoringu problemów
środowiska weteranów i ich rodzin. To dotyczy również osób, które już zdjęły mundur. Chcemy lepiej
poznać skalę zaburzeń psychiatryczno-psychologicznych, występujących po pobycie na misji.
Chcielibyśmy jeszcze lepiej zgłębić problemy społeczne, które ujawniły się po powrocie żołnierza do
Strona 1
domu. To m.in. nadużywanie alkoholu, leków czy narkotyków, w tym tzw. dopalaczy. Interesuje nas
wypalenie zawodowe, bezczynność społeczna, bezrobocie po zakończeniu służby wojskowej, a w końcu
bezdomność. Ten ostatni problem już w Klinice znamy; niestety, z czasem będzie się on nasilał. Podobnie
jak przemoc domowa, rozwody, separacje.
"MwM": Czy osoba, która zatelefonuje z prośbą o pomoc, będzie mogła liczyć na coś więcej niż dobre
słowo?
R.T.: „Linia dla weteranów” powstaje z myślą o udzielaniu szybkiej pomocy w sytuacjach kryzysowych.
Jeśli zajdzie taka potrzeba, dzwoniący otrzyma propozycję konsultacji, a nawet hospitalizacji w naszej
Klinice. Telefon jest przeznaczony nie tylko do samych weteranów, ale również ich bliskich, tj. żon,
partnerek, rodziców. Jak wynika z naszych doświadczeń, bliscy dużo wcześniej widzą problem niż sam
weteran, ale są bezradni. Im też chcemy pomóc. Liczę, że dzięki temu telefonowi uda nam się ustalić, w
jakich rejonach kraju najbardziej potrzebna jest pomoc psychologiczna i psychiatryczna dla osób
„dotkniętych wojną”. Jakiego wsparcia oczekują, co chcieliby zmienić w obecnie funkcjonujących
rozwiązaniach? Co ważne, dzięki naszej inicjatywie dowiemy się tego bezpośrednio od zainteresowanych.
Wiadomo bowiem, że oficjalna sprawozdawczość wojskowa nie do końca może odzwierciedlać
rzeczywistość.
"MwM": Numer (22) 6 817 233 to będzie „telefoniczna poradnia”?
R.T.: Nie. Telefon zaufania nie będzie ośrodkiem psychoterapeutycznym ani poradnią
psychologiczno–psychiatryczną „na odległość”. Przez telefon nie można diagnozować, leczyć, prowadzić
psychoterapii. Można wysłuchać problemu osoby dzwoniącej, dowiedzieć się, co dotychczas zrobiła, aby
ten problem rozwiązać, i zaproponować alternatywne formy rozwiązania. Nie chcemy wchodzić w
kompetencje specjalistycznych ośrodków udzielających pomocy psychiatrycznej, psychologicznej,
psychoterapeutycznej, które pomagają weteranom i ich rodzinom. Nie będziemy oceniać ani
komentować, czy pomoc udzielana w takich placówkach jest dobra, czy zła. Bo często takie są
oczekiwania osób dzwoniących do telefonów zaufania. Rozmówca często chce potwierdzenia, że jego
leczenie, psychoterapia przebiega prawidłowo. Nie będziemy tego robić, bo jest to nieetyczne i nie jest to
celem naszego telefonu. Nie będziemy też pogotowiem ratunkowym, bo nie mamy możliwości
technicznych, aby wysłać specjalistyczną pomoc na wezwanie telefoniczne. Ale po rozmowie możemy
zasugerować osobie dzwoniącej takie rozwiązanie. To jak z wizytą u onkologa. Chory boi się pójść do
takiego specjalisty pomimo ewidentnych objawów, ale zrobi to, jeśli zostanie odpowiednio
zmotywowany. Nie będziemy również rozwiązywali problemów za kogoś. To oznacza, że nie zadzwonimy
do miesjcowej poradni psychologicznej, aby umówić komuś wizytę. Będziemy się jednak strali
zmotywować rozmówcę do takiego działania. Oczywiście, jeśli z rozmowy wyniknie, że jest to potrzebne.
"MwM": Nie za dużo tych „nie”?
R.T.: Uruchamiając naszą inicjatywę, chcemy jasno określić, czym będziemy się zajmowali, a czym nie
będziemy. Telefon zaufania nie jest „Wujkiem Dobra Rada” z filmu „Miś”. To nie będzie tak, że ktoś
dzwoni, a my za niego rozwiązujemy wszystkie jego problemy. Możemy natomiast, korzystając z naszego
klinicznego doświadczenia psychiatryczno-psychologicznego, udzielić osobie dzwoniącej wsparcia,
doradzić sposoby rozwiązania problemu. Ale nie możemy przejąć inicjatywy za osobę zainteresowaną.
"MwM": Wróćmy więc do pierwszego pytania. Wspomniał pan o „osobach o wrażliwym sercu”, ale czy
Strona 2
pomagający, oprócz dobrych chęci, mają też odpowiednie kompetencje?
R.T.: Z tym bywa bardzo różnie. Z dotychczasowych doświadczeń zespołu naszej Kliniki wynika, że w
obecnym systemie pomocy psychiatryczno-psychologicznej dla weteranów, organizowanym przez resort
obrony oraz organizacje zrzeszające rannych i poszkodowanych, istnieje szereg luk. To właśnie z powodu
tych luk okresowo w mediach pojawiają się sensacyjne informacje o dramatycznych zdarzeniach z
udziałem weteranów lub ich rodzin. To również z powodu tych luk na rynku pojawiają się różne
instytucje niezwiązane z wojskiem, niemające doświadczenia w pracy z szeroko rozumianą traumą
wojenną, ale deklarujące udzielanie tzw. specjalistycznej pomocy weteranom. Jednak nikt nie monitoruje
działań tych organizacji i stowarzyszeń, a doświadczenia KPiSB pokazują, że nie zawsze jest to pomoc
profesjonalna i dostosowana do faktycznych potrzeb.
"MwM": Czyli nie cieszy się Pan, słysząc o powstaniu kolejnej fundacji czy stowarzyszenia pomocy
weteranom?
R.T.: Cieszy mnie, i to bardzo, że coraz więcej osób zauważa problemy, o których rozmawiamy, że widzi, iż
to nie jest sprawa wyłącznie wojska, ale całego społeczeństwa, w imieniu którego żołnierze ruszają na
misje. Sęk jednak w tym, że za dobrymi chęciami nie zawsze idą kompetencje. W Klinice często
spotykamy się ze skutkami niewłaściwe prowadzonych oddziaływań psycho- i socjoterapeutycznych, a
także niewłaściwych rozpoznań zaburzeń psychicznych. To generuje wtórne, tzw. jatrogenne zaburzenia.
"MwM": Zaczyna Pan mówić językiem, którego statystyczny żołnierz chyba nie zrozumie…
R.T.: Myślę, że czytać nas będą nie tylko weterani, ale także osoby z wykształceniem związanym z
psychologią czy psychiatrią. Więc umówmy się, że odpowiadając na to pytanie, będę mówił z myślą o
kolegach po fachu. Nie chcę podawać konkretnych przypadków, żeby ktoś nie odniósł wrażenia, że
mamy zastrzeżenia do pracy innych ośrodków. Nie chodzi o wytykanie błędów, bo przecież nie popełnia
ich jedynie ten, kto nic nie robi. Mówiąc o zaburzeniach jatrogennych, zwracam uwagę na konieczność
większej rozwagi w procesie diagnostyczno-terapeutycznym. W naszej Klinice hospitalizowaliśmy już
wielu weteranów, u których w innych ośrodkach zostało rozpoznane PTSD. Tacy żołnierze byli z tego
powodu leczeni, ale bez oczekiwanej poprawy. Tymczasem nasza diagnostyka wykazywała, że w wielu z
tych przypadków brak poprawy i przedłużające się cierpienie weterana było konsekwencją
niewłaściwego rozpoznania i wynikającym z tego niewłaściwym doborem pomocy. To, że ktoś po
powrocie z misji ma problemy ze zdrowiem psychicznym, nie oznacza, że ma PTSD i wymaga
psychoterapii tego problemu. Często pierwotnie rozpoznane PTSD, po obserwacji i diagnostyce w KPiSB,
stawało się np. zaburzeniem nerwicowym lub zaburzeniem osobowości, którego łagodne objawy
występowały już przed wyjazdem na misję. Udział w misji jedynie nasilił te objawy i to wcale nie w
związku z bojowym zdarzeniem traumatycznym.
"MwM": Ale żołnierz chyba woli zapaść na PTSD, niż mieć „banalną nerwicę”?
R.T.: Można to tak ocenić. Weteranowi, któremu gdzieś w Polsce rozpoznano PTSD, trudno później
zaakceptować zmianę takiego rozpoznania na inne, niemające bezpośredniego związku z pobytem w
rejonie działań wojennych. Jeśli żołnierz był na misji i ma problemy ze zdrowiem psychicznym, to łatwiej
mu zaakceptować, że ma PTSD niż zaburzenia osobowości z cechami uzależnienia od alkoholu w fazie
początkowej. Jednak właściwe rozpoznanie to właściwe leczenie. Mieliśmy w naszej Klinice żołnierzy,
którym musieliśmy powiedzieć, że potrzebują terapii odwykowej, a nie terapii PTSD - na którą zostali do
Strona 3
nas skierowani. Początkowo byli obrażeni i źli, negatywnie oceniali nasze kompetencje kliniczne, wiedzę,
doświadczenie... Po pewnym czasie dziękowali za zmianę rozpoznania, za zaproponowaną terapię
odwykową, za to, że po tej terapii wrócili do służby, że ustabilizowała się ich sytuacja domowa.
"MwM": Nie obawia się Pan zarzutów, że Klinika Psychiatrii i Stresu Bojowego chce zdominować
tematykę pomocy weteranom i ich rodzinom?
R.T.: Jest nas w Klinice za mało, żeby zdominować całe środowisko. Mamy zbyt dużo pracy, żeby się
jeszcze rozdrabniać. Ale jednocześnie posiadamy największe w kraju doświadczenia oraz – mówię to z
dumą, ale bez pychy - najlepszych specjalistów. Co dla nas najważniejsze, środowisko weteranów uznaje
nas za ośrodek nie tylko wysoko specjalistyczny, ale przede wszystkim przyjazny. Telefon zaufania
wypełni więc jedną z luk w systemie.
"MwM": Jakiś czas temu w Polsce przebywał admirał William Harry McRaven, kierujący Dowództwem
Operacji Specjalnych USA (USSOCOM). W czasie wizyty mówił o sprawach, o których teraz rozmawiamy.
Zapadły mi w pamięć jego słowa: „Po zakończeniu wojny w Afganistanie będziemy musieli zmagać się z
tymi problemami jeszcze przez 20-30 lat. Młodzi żołnierze, którzy tak jak w Polsce, zaczynają służbę w
wieku ok. 20 lat, uczestniczą w trudnej i drastycznej walce. Są świadkami śmierci swoich kolegów,
wybuchów min-pułapek. Doświadczają wojny bezpośrednio i naocznie, będąc jej uczestnikami. Jeśli byłeś
kiedyś na tej wojnie, ta wojna na ciebie wpłynęła. Jeśli jesteś małżonkiem żołnierza, który był w
Afganistanie, ta wojna na ciebie w jakiś sposób wpłynęła. Niestety, nie znamy do końca efektów takiego
wpływu: duchowych, fizycznych czy umysłowych, jednak z całą pewnością możemy stwierdzić, że te
skutki będą długotrwałe. Ciężko pracujemy nad tym, aby przez kolejne 20-30 lat być przygotowanym na
walkę z efektami wojny. Nie jest to walka bardzo droga, jednak niezwykle istotną inwestycją w naszą
przyszłość jest upewnienie się, że nasi żołnierze są i pozostaną zdrowi”. Czy decydenci w Polsce mają
świadomość, jak długie będą konsekwencje zaangażowania wojskowego w Iraku czy Afganistanie?
Analizował pan kiedyś problemy żołnierzy w tak długiej perspektywie?
R.T.: Admirał dowodzi żołnierzami wykonującymi najbardziej spektakularne operacje specjalne. To ludzie,
którzy przeszli zaawansowane, wzbudzające olbrzymi respekt programy selekcyjne. Jeśli więc ich
dowódca tak mówi, to chyba powinno to oddziaływać na wyobraźnię ludzi wysyłających do walki
żołnierzy z jednostek, które nie przeszły tak wyczerpującej kwalifikacji psychofizycznej. Mnie słowa
admirała nie dziwią. Znam amerykańskie statystyki. One pokazują, że 25 proc. populacji bezdomnych
mężczyzn w USA to weterani wojen. Czyli na 100 bezdomnych 25 to byli żołnierze! Do głębokiej refleksji
zmusza także analiza innych statystyk amerykańskich weteranów: uzależnienia od narkotyków, alkoholu,
nosicielstwo wirusa HIV, co jest związane z przygodnymi kontaktami seksualnymi. Skoro korzystamy z
amerykańskich doświadczeń w dziedzinach ściśle wojskowych, zwróćmy uwagę i na te związane z
szeroko rozumianą psychoprofilaktyką. W 2014 roku Polska wygasza misję w Afganistanie. Jej
zakończenie nie kończy jednak problemów weteranów. Niektóre będą wychodziły dopiero po wielu
latach. W Klinice leczymy dziś weteranów kontyngentów na Bałkanach. A prowadzono je w połowie lat
90. Uruchomienie telefonu zaufania w WIM, czyli szpitalu, w którym leczy się większość żołnierzy
rannych w misjach, wydaje się uzasadnionym pomysłem.
"MwM": Kiedy będzie czynny telefon (22) 6 817 233? Kto go będzie obsługiwał?
R.T.: Telefon uruchomimy 20 stycznia. Będzie działał od poniedziałku do piątku, od godz. 17.00 do 20.00.
Od razu uprzedzam pytanie: te godziny wynikają z doświadczeń płynących z funkcjonowania podobnych
Strona 4
linii interwencyjnych. Wydawać by się mogło, że doskonałym czasem dyżurów powinien być późny
wieczór i noc. Ale okazuje się, że wtedy spora grupa dzwoniących to nietrzeźwi, a rozmowy z ludźmi pod
wpływem używek nie mają sensu. Dyżury telefoniczne będą pełnili członkowie studenckiego koła
naukowego, działającego przy Klinice. Są to studenci czwartego i piątego roku Wydziału Psychologii UW,
którzy posiadają już doświadczenia pracy w podobnych przedsięwzięciach. Obsługiwali „Niebieską Linię”.
Na potrzeby naszego telefonu zostali dodatkowo przeszkoleni i mają bieżące wsparcie pracowników
KPiSB.
"MwM": Spodziewa się pan wielu telefonów?
R.T.: Nie wiem. Jeśli w początkowym okresie w czasie jednego dyżuru uda się pomóc dwóm lub trzem
dzwoniącym, będzie to satysfakcjonujący wynik. Nam nie chodzi o statystyki, udowadnianie, że jest
bardzo dobrze albo bardzo źle. Jedna osoba, której uda się pomóc, może oznaczać, że nie rozpadnie się
małżeństwo, że rodzina będzie funkcjonowała jak przed wyjazdem ojca na misję. Statystycznie to nie
będzie spektakularny sukces, ale takie drobne kroki powodują, że nie dojdzie do tragedii. Dla nas w
Klinice to bardzo ważne.
Rozmawiał: Jarosław Rybak
http://www.wim.mil.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1573&Itemid=1
Strona 5