Niuchanie - MOK Legionowo

Transkrypt

Niuchanie - MOK Legionowo
Niuchanie
Matka wchodzi do mojego pokoju, żeby mi opowiedzieć o swym niedawnym pobycie w
Zakopanem. Była tam razem z siostrą, Niuńką.
– W porównaniu z rokiem 39 – zaczyna moja rodzicielka – kiedy tam byłam poprzednio, miasto
rozbudowane straszliwie. Mnóstwo zmian w ciągu tych czterdziestu lat. Na szczęście wszystkie
wille stylowe. Nowocześnie wyposażone, a jakże, kanalizacja, łazienki z ciepłą wodą, ale wszystko
zakopiańskie, pudełek stawiać nie wolno. Dużo zwiedziłyśmy, Gubałówkę aż trzy razy, chociaż do
restauracji nie wstępowałyśmy, nawet na herbatę, bo za drogo. Niemcom to nie przeszkadza, po
wymianie marek na złotówki nie muszą liczyć się z cenami i wykupują wszystko na potęgę.
Byłyśmy świadkami, jak dwóch Niemców, w sklepie na Krupówkach, kupowało porcelanę. Nie
pytali, ile co kosztuje, od razu kazali sobie pakować, a to serwis do kawy, a to serwis
podwieczorkowy... A propos podwieczorku, zastukała do nas lokatorka sąsiedniego pokoju:
„Przyszłam zaprosić panie.” „Nas?” „Tak, na kawę albo na herbatę z rumem.” Nie lubię takiego
mieszania, ale przez grzeczność wypiłam. Niuńka podejrzewała ją, że to alkoholiczka. Ładna,
zgrabna, sympatyczna, ale podobno stale czuć było od niej alkohol. Przy każdym spotkaniu z
Niuńką, przy każdej wymianie zdań na korytarzu manewrowała dłonią przy ustach, jakby chciała je
zasłonić, ale Niuńka mimo to poczuła wódkę.
– Ja mam dobry węch – chełpiła się Niuńka. – Od Felka, ile razy wrócił nietrzeźwy do domu,
zawsze poczułam. Wykręcał się, zasłaniał, nic mu to nie pomogło.
Był czas, gdy Niuńka postawiła ultimatum Felkowi, swojemu synowi.
– Albo będziesz wracał do domu trzeźwy, albo poszukaj sobie innego dachu nad głową.
Urażony Felek wyniósł się. Rad nierad musiał walczyć o własne mieszkanie i w końcu osiągnął
swój cel. Po urządzeniu się, po wyszykowaniu mieszkania i zapięciu wszystkiego na ostatni guzik
zaprosił na nowosiedliny Niuńkę, z którą zdążył się pogodzić, i Genowefę, swoją ciotkę a moją
matkę.
Relacja mojej matki:
– Jak się wchodzi, to najpierw przedpokój, a po lewej stronie szafa wmurowana w ścianę,
miejsce na palto, płaszcz i tym podobne. W pokoju regał na całą ścianę, używany, ale w
doskonałym stanie, kupiony w komisie. Całą butelkę denaturatu zużył, żeby odświeżyć ten mebel, a
potem jeszcze czymś błyszczącym posmarował. Podłoga też lśniąca, starannie wywiórkowany
parkiet, na nim dywanik. Stół z komisu, podobnie jak regał, jedno i drugie używane, bo wiesz, jak
teraz jest; w domu meblowym pustki. Jak coś dadzą, to zaraz kolejka, a potem jeszcze może komuś
w łapę. Więc używane ma meble, ale nowoczesne, odświeżone. A z łazienki to już cacuszko zrobił.
Wanna bielusieńka, bielutkie ściany. Sam wszystko wymalował, pokój też. Ma jak w raju, ten
Felek. Ładnie nas ugościł. Tylko że on wciąż smutny, bo nie wie, jak się ta jego sprawa skończy. W
kolegium kara za jazdę w stanie nietrzeźwym jest do pięciu tysięcy. A jak się w to wda prokurator,
to już nie wiadomo. Zwolnili go po 24 godzinach, kierownik przyjął go do pracy, ale sprawa nad
nim wciąż wisi. Zmizerniał, tak mi go szkoda! Sam się poddał i poszedł do lekarza: „Jestem
przyzwyczajony do wódki, nie chcę więcej pić wódki.” No i chodzi teraz na te kielichy z
odwykowym jakimś świństwem. Postawił nam butelkę wódki, sam nie wypił kropli. Ładne
przyjęcie zrobił, ale smutny, gnębi go ta sprawa.
Skończywszy pogawędkę mateczka odchodzi do kuchni, zostawiwszy mnie w swoim pokoju,
nędznej klitce, dawno nie odnawianej, obskurnej w porównaniu z siedzibą Felka, mojego brata
ciotecznego, któremu jednak nie zazdroszczę. Biedaczysko. Wyprowadził się od Niuńki, swojej
matki i myślał, że odtąd nie musi się krępować. Już go nikt nie będzie obwąchiwać, nikt nie będzie
przy nim niuchać, chwytać nozdrzami jego oddechu. Hulaj dusza! Niestety, uwolniwszy się od
Niuńki niuchającej – w skrócie: niuńniuchacza – nadział się na niuchacza w milicyjnym mundurze.
Takiego, który co prawda nie węszy. Posługuje się nie własnym nosem, lecz balonikiem. Ale na
jedno wychodzi.