Poza strefą komfortu
Transkrypt
Poza strefą komfortu
TEST Lexus LS 600h F Poza strefą komfortu Najmocniejszą hybrydową limuzynę na świecie zabieramy na jedną z najbardziej wymagających dróg Europy. Jak potężny Lexus LS 600h F Sport odnajdzie się na serpentynach przełęczy Stelvio? N asz LS nie ma opcjonalnych foteli z masażem Shiatsu, nie ma odtwarzacza Blu-ray z 9 calowym ekranem. Nie uświadczysz w nim również rozkładanych tylnych foteli, czterostrefowej klimatyzacji czy nawet zasłonek w drzwiach. W dodatku bagażnik tej ponad 5-metrowej limuzyny jest mniejszy niż w pierwszym lepszym kompakcie. „Bieda aż piszczy” – chciałoby się rzec o wartym 600 tys. zł egzemplarzu Lexusa LS. Dla nas jednak te drobne braki w wyposażeniu nie stanowią problemu. Mamy bowiem do czynienia z limuzyną, w której nie chcesz być wożony, a pragniesz prowadzić ją sam. Mówimy o najmocniejszej hybrydowej limuzynie świata. Na dodatek w delikatnie, ale stanowczo usportowionej wersji F sport. Liczby nie kłamią. Status „najmocniejszej na świecie” zapewnia „sześćsetce” szlachetne, 5-litrowe, wolnossące V8 o mocy 394 KM i momencie 520 Nm wspomagane solidnym silnikiem elektrycznym. Dokłada on kolejne 224 KM i 300 Nm i sprawia, że łączna moc układu hybrydowego wynosi 445 KM. To imponujące wartości, dzięki którym ponad 2-tonowy kolos osiągami dorównuje najmocniejszym hatchbackom na rynku. Naprawdę chciałbyś doświadczać tej mocy z perspektywy tylnej kanapy? My nie. Dlatego wskakujemy za kierownicę. Drzwi domykają się automatycznie, system o wiele mówiącej nazwie „Climat Conciage” odczytuje temperaturę naszego ciała za pomocą czujników na podczerwień, cyfrowymi czółkami bada pogodę na zewnątrz i automatycznie dobiera parametry klimatyzacji i wentylacji obszernych foteli, tak by zapewnić maksimum komfortu. Można ruszać. Tekst Michał Sztorc Zdjęcia Michał Korniejczuk 128 Droga SS33 wiodąca na szczyt przełęczy Stelvio – prawie 50 nawrotów i ponad 2000 m przewyższenia. Nasz LS600h nie ma nic przeciwko 129 TEST Lexus LS 600h F Szybko okazuje się, że polska sieć drogowa jest zbyt klaustrofobiczna, a autostrady zbyt krótkie dla potencjału drzemiącego w LS600h F sport. Przy 140 km/h auto zdaje się męczyć, nie wie co począć z rezerwami mocy, dusi się i prosi o więcej. Nic dziwnego, że stylowy zegarek na konsoli centralnej synchronizowany jest z aktualnym czasem za pomocą sygnału z GPS. W LS łatwo niepostrzeżenie zapędzić się w inną strefę czasową i nawet tego nie zauważyć. Na monstrualnym, chociaż już nieco oldschoolowym, 12,3-calowym ekranie nawigacji, za pomocą znanego fanom Lexusa joysticka, wybieramy ambitny cel podróży. Zobaczmy jak nasz F sport sprawdzi się w entourage’u, który będzie dla niego równie wielkim wyzwaniem, jak wcinanie ryżu za pomocą palaczek dla większości śmiertelników. Słowem, zabieramy LS-a poza jego strefę komfortu. Nasz punkt docelowy znajduje się na wysokości ponad 2800 m n.p.m. i ukryty jest gdzieś głęboko we wschodniej części Alp. Prowadzi do niego jedna z najbardziej wymagających dróg Europy. A na pewno najbardziej wymagająca, jakie przyszły nam do głowy. Zgadliście, mowa o przełęczy Stelvio… Fotograf ze sprzętem ląduje na tylnej kanapie, w zbiorniku paliwa 85 litrów bezołowiowej i pod osłoną nocy wyruszamy w kierunku Alp. Już droga na przełęcz jest celem samym w sobie. Blisko 800 km pokonujemy niemieckimi autostradami, gdzie obowiązujący limit prędkości to ten wyznaczony elektronicznie przez inżynierów Lexusa. W naszym przypadku – 250 km/h. Szybkość i konsekwencja, z jaką wskazówka zapędza się w graniczne rejony prędkościomierza jest zatrważająca i imponująca zarazem. LS aż do „limitu” nie traci wigoru, ani na chwilę nie łapie zadyszki i jasno daje do zrozumienia, że z chęcią pognałby jeszcze szybciej. Jeszcze w Polsce, przy prędkościach rzędu 140 km/h, LS600h imponuje wyciszeniem wnętrza. To zupełnie inny poziom akustycznej izolacji w porównaniu do aut za marne 200-300 tys. zł. Przechwałki Lexusa, że LS to jeden z najlepiej wyciszonych sedanów na świecie wcale nie są próżne. 19-calowe felgi z kutego aluminium posiadają nawet specjalne komory, które pochłaniają hałas opon, a drgania akustyczne przekształcają w energię kinetyczną. Po przekroczeniu 200 km/h, we wnętrzu nadal słychać jedynie delikatny szum. Kiedy staje się on zbyt Stały napęd na wszystkie koła i regulowany prześwit pozwala śmiało wybierać mniej konwencjonalne drogi. Lexus LS600h to obecnie najmocniejsza, hybrydowa limuzyna na świecie. A wersja F sport to jej najlepsza odmiana. 130 Podświetlenie i wygląd tablicy zegarów zmienia się w zależności od wybranego trybu jazdy. Centrum dowodzenia LS. Lewarek bezstopniowej skrzyni, pokrętło wyboru trybu jazdy, joystick do obsługi nawigacji. 131 test Lexus LS 600h F 5-litrowe V8 i silnik elektryczny sprawiają, że potężny LS600h osiągami dorównuje najszybszym hatchbackom na rynku. monotonny, w sukurs przychodzi 19-głośnikowy system audio firmowany przez pana Marka Levinosona. Całość pod względem wizualnym może nie jest tak spektakularna jak Bang&Olufsen w Audi, jednak w kwestii brzmienia to bezsprzecznie jedno z lepszych nagłośnień montowanych w samochodach. Wszechogarniający komfort potęgowany jest przez charakterystykę pneumatycznego zawieszenia. W wersji F Sport fachowcy pracujący wcześniej przy LF-A, obniżyli je o 10 mm. Mimo tego wciąż otrzymujemy to wyjątkowe odczucie unoszenia się kilka milimetrów nad asfaltem. Wspierani dodatkowo aktywnym tempomatem oraz nową generacją adaptacyjnych świateł drogowych niepostrzeżenie docieramy do serca Alp. Pogodny lipcowy ranek witamy u podnóży przełęczy Stelvio. Od szczytu dzieli nas ponad 40 nawrotów o 180 stopni i solidna wspinaczka. Droga otwarta jest zaledwie kilka miesięcy w roku, a w dodatku jesteśmy tu w środku sezonu urlopowego. Już początek zapowiada, że natężenie ruchu camperów, osobówek, kolarzy i motocyklistów jest spore, a szaleni „lokalesi” w małych ciężarówka nie biorą jeńców. Na różne okoliczności przyrody Lexus przewidział kilka trybów regulujących pracę podstawowych układów auta. Na autostradzie tryb „eco plus” i lekka prawa stopa na odcinkach z ograniczeniami prędkości zaowocowały średnim zużyciem paliwa nie przekraczającym 11 l/100 km (przy 5 litrowym V8!). W drodze na szczyt wybieramy „sport +”. Zawieszenie staje się sztywniejsze, układ kierowniczy stawia większy opór, wyostrza się reakcja na gaz, a moc płynąca z baterii i oktanów kumuluje się, by zapewnić maksymalne osiągi. Długie proste rozdzielające kolejne nawrot prowokują, by dać LS-owi porządny wycisk. Przepaść z jednej strony i surowe skalne ściany z drugiej nieco deprymują, ale pokusa przeciążeń Długie proste rozdzielające kolejne nawroty prowokują, by dać Lexowi porządny wycisk 132 133 TEST Lexus LS 600h F Wydaje Ci się, że wjechałeś na dach świata. Na linii wzroku majaczą jedynie zaśnieżone szczyty Alp. Brakuje rozkładanych tylnych foteli, odtwarzacza Blu-ray i masaży Shiatsu. Jest za to mnóstwo miejsca. I jeszcze więcej mocy. jest większa, a solidne hamulce Brembo dodają otuchy. Gaz w podłogę. Wnętrze wypełnia cichy pomruk ośmiu cylindrów, LS lekko zadziera nos i po niecałych 7 s (katalogowo 6,1 s) mamy „setkę”. Dohamowanie, precyzyjne złożenie się w zakręcie i gaz. I tak kilkadziesiąt razy. Dzięki stałemu napędowi na wszystkie koła LS wręcz wystrzeliwuje z kolejnych „agrafek”. W podbramkowych sytuacjach nawet 70 proc. siły napędowej może trafić na tylną oś, a dostojny krążownik, ze szczeniackim wigorem, potrafi „zamerdać” ogonem. Z każdym kolejnym nawrotem wspinamy się coraz wyżej. Bujna letnia zieleń, która przywitała nas na dole zaczyna ustępować miejsca surowym skałom. Temperatura szybko spada. Pojawiają się pierwsze łaty śniegu, ruch stopniowo maleje. Świat zostaje w dole. LS pewnie poczyna sobie na asfaltowym spaghetti. Błyskawicznie reaguje na gaz, fala „elektrycznego” momentu 134 uderza od najniższych obrotów, a czucie, jakie daje układ kierowniczy pozwala pewnie nawijać kolejne zakręty i na centymetry celować w szczeliny między kamiennymi murkami a burtami mijanych pojazdów. Masz wrażenie prowadzenia dużo mniejszego i lżejszego auta – limuzyny bardziej kompaktowej, niż reprezentacyjnej. Docieramy na szczyt przełęczy. Fragmenty lodowca prześwitują spod śniegu i zlewają się z bezkresem skał. Wydaje się, że dotarliśmy na dach świata. Na linii wzorku, zza szyb Lexusa, widzimy jedynie zaśnieżone granie alpejskich szczytów. Gdzieś w dole majaczą cudowne serpentyny, którą niedawno pokonaliśmy. Lex zdaje się niewzruszony trudami podróży. Udowodnił, że sprosta każdemu wyzwaniu. Przekonał nas, że słusznie uznawany jest za jedno z większych osiągnięć japońskiej motoryzacji i wyjątkową limuzynę.