Ekspresje IV.indb - Stowarzyszenie Pisarzy Polskich za Granicą

Transkrypt

Ekspresje IV.indb - Stowarzyszenie Pisarzy Polskich za Granicą
EXPRESSIONS
Wydawnictwo Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą
Publication of the Association of Polish Writers Abroad
REDAKTOR: Alina Siomkajło (UK)
Stale współpracuja: Marek Baterowicz (Australia)
Włodzimierz Korcz (Warszawa)
Wojciech Ligęza (Kraków)
Andrzej Paluchowski (Lublin)
Joanna Pasterska (Rzeszów)
Janusz Pasterski (Rzeszów)
Adresy korespondencyjne:
[email protected]
19B Dorville Crescent, London W6 0HH
EXPRESSIONS
Rocznik Literacko-Społeczny
Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
za Granicą
ROK 2013
Tom IV
Londyn 2014
© Copyright by Stowarzyszenie Pisarzy Polskich za Granicą
Adiustacja, korekta, dystrybucja zagraniczna
Redakcja „Ekspresji”
Na okładce Modlitwa Obozowa
napisana przez Adama Kowalskiego w październiku 1939 roku
w rumuńskim obozie internowania polskich żołnierzy. Archiwum SPK WB
(znane są też późniejsze wersje tekstu, np. Modlitwa Partyzancka)
ISBN 978-0-9570833-2-5
Printed in Poland
Korekta erratowa, łamanie, dystrybucja krajowa
Wydawnictwo Test
Bernard Nowak
ul. Skautów 5/18, 20-055 Lublin
tel. 606 359 936; e-mail: test.bn@wp. pl
www.bernard-nowak-wydawnictwo-test.com
Druk: OPRAWA Sp. z o.o., 90-019 Łódź, ul. Dowborczyków 17
Za subwencje na fundusz „Ekspresji”
i potrzeby Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granic
redakcja i Zarz d Stowarzyszenia serdecznie dzi kuj :
Fundacji Mateusza B. Grabowskiego
Wydziałowi Konsularnemu RP w Londynie
oraz indywidualnym Darczy com:
Dorocie Jaworskiej
Krystynie Kulej
Elżbiecie Wernik
Ryszardowi M. Żółtanieckiemu
POGODA DLA EMIGRACJI
Wiele zależy od oświetlenia. Światło badawcze wydobywa różnorakie walory przedmiotu, pozwala ukazać literaturę i kulturę w całym bogactwie jej zróżnicowania. Przyglądając się zjawisku, nabieram przekonania, że zainteresowanie piśmiennictwem emigracyjnym, a ściślej rzecz ujmując – Emigracją pojałtańską, wcale nie słabnie i można
przypuszczać, że dobrą koniunkturę będzie miało w Polsce także w przyszłości. Pomyślną pogodę dla emigracji gwarantuje systematyczne przenikanie emigracyjnego piśmiennictwa do Kraju. Żywą pamięć o niepowtarzalnych postaciach oraz ich dokonaniach zapewniają istotne dla badań naukowych przekazywane do Polski archiwalia (> Przekazane
do Kraju). Materiały poświęcone emigracji popularyzowane są przez liczne periodyki: toruńskie „Archiwum Emigracji”, krakowski „Ruch Literacki”, rzeszowskie „Tematy i Konteksty”, „Frazę”, warszawski „Pamiętnik Literacki”...
Zainteresowanie tą problematyką każdego roku poświadcza plon krajowych konferencji (> Konferencje 2013), – dopełniają je poznawcze pasje historyków, literaturoznawców, pisarzy… Odnotować warto ważne inicjatywy wydawnicze, takie jak krajowe edycje krytyczne dzieł Gombrowicza i Herlinga-Grudzińskiego (Wydawnictwo Literackie).
Zasługi na tym polu ma Wydawnictwo UMK, wydawnictwo i pismo „Więź”, Wydawnictwo KUL, wydawnictwo i pismo „Arcana”... Dzięki wytrwałej i systematycznej pracy
Niny Karsov (prowadzącej londyńskie Wydawnictwo Kontra) czytelnicy mogą dokładnie
poznać dostępną w wielotomowych wydaniach twórczość znakomitych pisarzy Józefa
Mackiewicza i Barbary Toporskiej. Na uwagę zasługuje dorobek Zbigniewa Siemaszki,
który w sposób pasjonujący przybliża wielkie postacie historyczne. Dobywane są na jaśnię emigracyjne inedita – w tym tomie Beaty Obertyńskiej. Oczywiście, ograniczam się
tutaj do przykładów.
Na rynku księgarskim stale rośnie liczba prac z zakresu literatury emigracyjnej i sztuk
plastycznych na obczyźnie. Ten ważny nie tylko w sensie ilościowym przyrost uzupełniają, często bardzo interesujące, opracowania poświęcone historii polityki oraz myśli
politycznej emigracji. Biblioteki krajowe zabiegają o to, by w swych zbiorach zgromadzić
możliwie kompletne kolekcje książek i periodyków emigracyjnych. Rugowana przez cenzurę PRL-u literatura bezdebitowa w warunkach normalnego życia literackiego w Polsce
jest powszechnie czytana. Tak oto wolność w prawdzie odzyskują nie tak jeszcze dawno plewione wydarzenia polskiej historii – tak zmniejsza się dystans pomiędzy Krajem
a emigracją.
Mimo różnic w zakresie ocen utworów literackich i dwóch bardzo wyraźnych sposobów ustalania hierarchii dzieł, obecnie w wypowiedziach krytyków zaciera się podział
na literaturę emigracyjną i krajową. Ale potrzeba rzeczowego dyskutowania na temat
kryteriów wartościowania literackiego pozostaje aktualna. Należy się upominać o zaniedbaną dyskusję w kręgach kulturalnych polskiego Londynu.
Napływające do „Ekspresji” teksty pozwalają w tomie IV rocznika rozszerzyć pole
obserwacji na słabiej zagospodarowane zagadnienia kultury polskiej emigracji. Otwieramy zatem nowe działy i z nadzieją oczekujemy na kolejne materiały. Jakie rezultaty
przyniosą poszukiwania, czy zakres wiedzy ulegnie wzbogaceniu, czy pismo poruszy
Czytelników intelektualnie, a może emocjonalnie – trzeba wierzyć, że tak.
Redaktor
CURRENT INTEREST IN ÉMIGRÉ CULTURE
Much depends on the light. The light shone by the researcher brings out the various
aspects of the subjects under scrutiny, allowing one to appreciate the literature and culture in all its multi-faceted variety. As someone well acquainted with this area of research,
I have come to the conclusion that the interest in the post-Yalta Polish émigré literature
– has not waned and we can safely predict that this interest will continue into the future.
What seems to guarantee this continuous interest is a stream of émigré writing flowing
into the homeland. The memory of unique émigré personalities and their achievements
is secured by the systematic process of transferring the archive material fundamental for
research in this area (>Transferred to Poland). The materials concerning émigré culture are
constantly being brought to the attention of readers and researchers alike by a number of
periodicals such as: the Toruń-based “Archiwum Emigracji”, Cracow’s “Ruch Literacki”,
Rzeszów’s “Tematy i Konteksty” and “Fraza”, Warsaw’s “Pamiętnik Literacki”...
The interest in this area of research is testified by the number of conferences taking
place annually in Poland (>Conferences 2013). In addition, it is supported by the private passions of historians, scholars and writers... We have to note the important publishing ventures like the critical editions of the entire oeuvre of Gombrowicz and Herling-Grudziński
by the Polish Wydawnictwo Literackie. Also other publishers have made a significant contribution to this field, most notably WIĘŹ and ARCANA (in both cases the name is shared
by the publishers and periodicals alike), as well as the university presses based in Toruń
(UMK) and Lublin (KUL) respectively. Due to the assiduity of Nina Karsov, who runs Kontra Press in London, the oeuvre of two eminent writers Józef Mackiewicz and Barbara
Toporska is now available in multivolume editions. The achievements of Zbigniew Siemaszko deserve attention – his books portrait great historical figures in a fascinating way.
The émigré inedita are brought to light – the poetry of Beata Obertyńska in this volume is
just an example. Of course, I confine myself here to some examples only.
The number of works concerning both émigré literature and émigré visual arts is
growing steadily. This important growth (and not just in terms of quantity) is complemented by many, often very interesting publications devoted to the development of émigré
politics and political thought. Libraries in Poland are very eager to acquire sets of émigré
books and periodicals. The books forbidden by the censor in communist Poland and published by the underground presses are enjoying wide popularity now. This is how freedom
brings back into attention the events of Polish history which were blanked out not so long
ago. In this way, the distance between Poland and Polish émigrés has diminished.
Despite some differences with regards to the appreciation of literary works and setting up criteria of determining the literary hierarchy in the past, today the division between émigré as opposed to home literature is being blurred. However, the need to
seriously discuss the criteria of literary evaluation remains valid. We need to reinvigorate
this somewhat neglected debate in the cultural circles of Polish London.
The texts which are coming into our periodical “The Expressions” allow us in volume IV to expand our field of interest into weaker, less well-known problems of Polish
culture abroad. We are opening up new areas and are hoping to receive further material.
We hope that this new research will enrich our knowledge and succeed in moving readers intellectually, and just possibly, emotionally too.
The Editor
Translated by Teresa Halikowska-Smith
Rok 2013
tom IV
NAGRODA LITERACKA 2013
Laureat Nagrody Literackiej Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą
– prof. Andrzej Busza. Fot. R. Szydło
Janusz PASTERSKI
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
Dostojny Laureacie, Czcigodni Goście, w imieniu Jury dorocznej Nagrody Literackiej za całokształt twórczości dla pisarza stale mieszkającego poza granicami Polski, nagrody przyznawanej przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich za Granicą, mam zaszczyt przedstawić laudację na
cześć Andrzeja Buszy – poety, prozaika, tłumacza i profesora literatury
10
Janusz PASTERSKI
angielskiej z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w kanadyjskim Vancouver. Zaszczyt to dla mnie tym większy, że przybywam z pozalondyńskiej wspólnoty – z rzeszowskiego ośrodka akademickiego od lat
zajmującego się badaniem emigracyjnego środowiska i piśmiennictwa.
2013 tom IV
Gości wita konsul generalny przy Ambasadzie RP w Londynie Ireneusz Truszkowski.
Fot. R. Szydło
Laudację głosi prof. Janusz Pasterski.
Fot. A. Sławiński
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
11
Oczywisty związek Andrzeja Buszy z literaturą polską jest w swojej złożoności wyjątkowo skomplikowany. I nie znajdujemy odpowiednika zjawiska „Andrzej Busza” nawet w szerzej rozumianym kręgu
emigracyjnym. Odrębność sytuacji pisarza wynika przede wszystkim
z jego bogatej biografii, a w jej obrębie z doniosłej roli języka polskiego
i angielskiego w życiu poety. Andrzej Busza jest głęboko świadomy tej
złożoności, co wyraził m.in. w rozmowie z Jurgenem Hessem (w roku
1990):
Życie poety od samego początku przypominało koczowniczą egzystencję nomady, a jego twórczość rozwijała się i rozwija nadal w warunkach wielokulturowych i wielojęzycznych.
Gdyby szukać w dorobku Laureata formuł najtrafniej obrazujących jego sytuację życiową i biografię twórczą, to z pewnością należałoby przywołać trzy takie kategorie: schizofrenii kulturowej, ryby
przemienionej w płaza oraz figurę wędrowca / flâneura. Wszystkie te
określenia łączą się zarówno z kulturową transgresją, jak i z nomadyczną egzystencją. Wydaje się wręcz zadziwiające, że człowiek tak mądrze
zdystansowany wobec nieważkich spraw bieżących, napotykał na swojej drodze i pokonywał tak duże nagromadzenie wyborów z konieczności.
Twórczością artystyczną Andrzej Busza zajmuje się od ponad pół
wieku. Ma też dorobek wielorodzajowy – uprawia poezję, prozę, krytykę, esej... – Jego twórczość zyskała sobie miano niespiesznej i nierozgadanej, a zarazem niezwykle obrazowej i intelektualnej. Odkładana latami do szuflady, poddawana zwątpieniom i rezygnacji, jawi się
dzisiaj jako swoiste imaginarium poszukiwań i rozterek współczesnej
jednostki, jako artystyczna wiwisekcja rzeczywistości i świata wewnętrznego człowieka uwikłanego w najważniejsze procesy dziejowe
i kulturowe – w bezwzględność historii, doświadczenia eksodyczne
i przemiany tożsamościowe (wydziedziczenie, bezdomność i tułaczkę),
a także w cywilizacyjne przesilenie nowoczesności, określające dzisiejszą świadomość człowieka. W utworach pisarza odnaleźć można zapis
NAGRODA LITERACKA 2013
Moje życie jest skomplikowane również dlatego, że jestem Polakiem, Brytyjczykiem i jakimś rodzajem Kanadyjczyka. Taka jest ustalona hierarchia
emocjonalnej autentyczności. Myślę, że na poziomie uczuciowym jestem
najbardziej Polakiem. Potem dopiero zjawia się „angielskość”; pod wieloma
względami jestem bardziej Anglikiem niż Kanadyjczykiem.
12
Janusz PASTERSKI
przemyśleń intelektualisty, który na współczesny świat spogląda nie
tylko „okiem fizycznym”, ale także okiem wielkich kodów kultury aktualizujących się mniej lub bardziej wyraźnie w ponowoczesnych narracjach XX i XXI wieku.
2013 tom IV
W salonie Ambasady RP w Londynie. Przy mównicy Andrzej Busza. W pierwszym rzędzie
(od lewej) prezes Fundacji SPK WB Czesław Maryszczak, poeta Adam Czerniawski, aktor
Krzysztof Różycki z synem Konradem, radca-konsul Janusz Stachurski, konsul generalny
Ireneusz Truszkowski, prezes SPPzG Alina Siomkajło. W rzędzie drugim prezes Zrzeszenia Nauczycielstwa Polskiego za Granicą Irena Grocholewska, dr Nina Taylor-Terlecka,
dyrektor Stowarzyszenia Powierniczego w Zarządzie POSK-u Janina Kwiatkowska,
prof. prof. Jolanta i Janusz Pasterscy. Fot. R. Szydło
Andrzej Busza należy do ostatniego pokolenia przedwojennej Polski, a więc do generacji urodzonej tuż przed wybuchem II wojny światowej, którą można nazwać pokoleniem dzieci wojny. – Generacji,
której nie tylko odebrano dzieciństwo, ale także ojczyznę, skazując jej
przedstawicieli niejednokrotnie na tułaczy los uchodźców. Nie ulega
wątpliwości, że właśnie ten dramatyzm biografii określił na długo sytuację poety.
Urodzony pod koniec roku 1938 w Krakowie Andrzej Busza opuścił Polskę na rękach rodziców po agresji sowieckiej 17 września 1939.
Droga tułacza rodziny Buszów i Tarnawskich zaczęła się w miejscowoś-
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
13
ci Kosów na Huculszczyźnie (województwo stanisławowskie), a następnie wiodła przez Rumunię i Cypr aż do Palestyny, która stała się krainą
jego dzieciństwa. W konsekwencji wzrastał w środowisku wielokulturowym, od najmłodszych lat stykając się z różnymi tradycjami i językami.
Z Palestyny wraz z matką i bratem wyjechał do Anglii w październiku 1947 roku. W Anglii ukończył szkołę, zdał angielską maturę i studiował anglistykę w Londynie. Pracę magisterską poświęcił wpływom
polskim w twórczości Josepha Conrada. Autor Jądra ciemności był
zresztą dla niego postacią zupełnie wyjątkową już od lat palestyńskich,
co zawdzięczał w dużej mierze pasji literaturoznawczej wuja Wita Tarnawskiego i jego szczególnemu zainteresowaniu prozą Conrada.
W okresie studiów Andrzej Busza nawiązał kontakt ze środowiskiem polskiej młodzieży akademickiej i dołączył do działającej już
w Londynie od kilku lat grupy młodych twórców, skupionej wokół pisma „Kontynenty – Nowy Merkuriusz” (1958-1961), przemianowanego
później na „Kontynenty” (1961-1966). „Kontynenty” współtworzyli
m.in.: Bogdan Czaykowski, Adam Czerniawski, Florian Śmieja, Jan Darowski, Bolesław Taborski, Zygmunt Ławrynowicz, Janusz A. Ihnatowicz. Właśnie na łamach tego pisma Andrzej Busza debiutował w roku
1958 wierszem Łzy płyną w moim sercu. Mimo angielskiego wykształcenia swoje utwory pisał od początku w języku polskim, zauważając
żartobliwie: „Język polski jest mi bliższy, mimo że często zdarza mi się
stwierdzić, że angielski znam lepiej”.
Wiersze i opowiadania, podobnie jak jego rówieśnicy, publikował
Busza w czasopismach emigracyjnych (m.in. we „Wiadomościach”,
„Kulturze” czy „Oficynie Poetów”), a dzięki październikowej „odwilży”
również w pismach krajowych (w „Odrze”, „Współczesności”, „Więzi”,
„Tygodniku Powszechnym”, „Życiu Literackim”). Jego aktywność
NAGRODA LITERACKA 2013
To był niesłychanie ciekawy kraj – mówił Busza o Palestynie w rozmowie
z Beatą Tarnowską – w owym czasie schodziły się tam różne tradycje, kultury i języki. Jak chodziliśmy z mamą po zakupy, na przykład do sklepu arabskiego – mówiło się w nim po francusku; w żydowskich sklepach używany
był natomiast niemiecki. Poza tym mieszkaliśmy w domu, zamieszkiwanym
także przez Ormian. Mojej mamie pomagała w pracach Arabka, która miała
nieco starszego ode mnie syna, więc chwyciłem trochę arabskiego. (B. Tarnowska, Andrzej Busza – poeta między światami [w:] Materiały V Sympozjum
Biografistyki Polonijnej. Kraków, 22-23 września 2000, red. A. Judycka, B. Klimaszewski, Lublin 2000, s. 386-387)
14
Janusz PASTERSKI
2013 tom IV
i oryginalność poetycka została doceniona już w roku 1962, gdy został
pierwszym laureatem Nagrody Fundacji im. Kościelskich (wspólnie
z Andrzejem Brychtem, Sławomirem Mrożkiem i Janem Rostworowskim). Następnie jego utwory weszły w skład dwóch antologii poezji
grupy „Kontynentów”: Ryby na piasku. Antologia wierszy poetów „londyńskich” pod redakcją Adama Czerniawskiego (Londyn 1965) oraz
Opisanie z pamięci. Antologia poetycka londyńskiej grupy Kontynentów
pod redakcją Andrzeja Lama (1965).
Po ukończeniu studiów w roku 1963 Andrzej Busza podjął pracę
w londyńskim gimnazjum państwowym jako nauczyciel literatury i języka angielskiego. Ale dwa lata później przeniósł się wraz z rodziną do
Kanady, aby objąć stanowisko wykładowcy, a następnie profesora literatury angielskiej na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej w Vancouver.
Decyzja o wyjeździe nad daleki Pacyfik była nie tylko po ludzku trudna, ale i zaskakująca ze względu na złożoną sytuację kulturowego rozdwojenia, w jakiej znajdował się poeta. Z dzisiejszej perspektywy może
się ona wydawać próbą radykalnego odsunięcia od nadto doskwierających dylematów. Wyedukowany w kulturze angielskiej, ale piszący po
polsku, Busza zdecydował się ostatecznie na osiedlenie w kraju modelowo wielokulturowym, co miało niewątpliwe zalety, ale jednocześnie
oddaliło go od obu kulturowych źródeł poruszających jego intelekt
i wyobraźnię.
Przez cały ten czas Andrzej Busza funkcjonował w dwóch równoległych przestrzeniach kulturowych: polskiej i angielskiej. Ten rodzaj dychotomii duchowo-językowej po latach nazwał „schizofrenią kulturową”, ponieważ angielszczyzna stała się dla niego językiem nauki i spraw
profesjonalnych, a polszczyzna – językiem życia osobistego i twórczości
literackiej. Obie te sfery określał również jako „niedorzeczywistości”,
wskazując ich iluzoryczność i sprzeczność. W eseju Cultural Dislocation and Poetry (Przemieszczenie kulturowe a poezja) z roku 1987 wyznawał wprost:
Od wielu już lat żyłem i uprawiałem schizofreniczny rodzaj egzystencji,
mówiąc jednym językiem w domu, zaś drugim na ulicy, w sali ćwiczeniowej
czy na pełnym przeciągów korytarzu wydziałowym. W dzień analizowałem
sonety Szekspira i Hopkinsa, a w nocy pisałem wiersze w języku Herberta,
Różewicza i Białoszewskiego. [...] I chociaż bardzo starałem się utrzymywać
moje życie ściśle rozdzielonym, z czasem (na lepiej czy gorzej) w wodoodpornych drzwiach powstał przeciek.
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
15
Praca akademicka pozwala na profesjonalne zajmowanie się literaturą, lecz zarazem nie zostawiała poecie zbyt wiele czasu na twórczość własną. A jednak w roku 1969 w paryskiej Bibliotece „Kultury”
ukazał się pierwszy tomik poetycki Andrzeja Buszy Znaki wodne. Dwa
lata później w uniwersyteckim wydawnictwie amerykańskim wydany
został następny, tym razem dwujęzyczny zbiór Astrologer in the Undergroud. Astrolog w metrze (w przekładzie Michaela Bullocka i Jagny Boraks), który wywołał chwilowe zainteresowanie poezją Buszy w Kraju
Klonowego Liścia. Jego wiersze weszły do kanadyjskich antologii: Contemporary Poetry of British Columbia (1970) oraz Volvox (1971). Pisanie w języku polskim (w realiach zupełnego oddalenia od żywej mowy)
sprawiało poecie coraz więcej kłopotów. Ostatecznie pierwszy – polskojęzyczny – okres twórczości literackiej Andrzeja Buszy zamknął się
poematem Kohelet, ogłoszonym w grudniowym numerze „Kultury”
z 1975. Nastąpiły potem lata poetyckiego milczenia, które sam autor
opisywał z perspektywy czasu jako efekt wewnętrznej przemiany. Jej
sednem był brak żywego kontaktu zarówno z polską rzeczywistością,
jak i z ojczystym językiem. „Ryba przemieniła się w płaza” – tak określił własną metamorfozę Busza, nawiązując do tytułu antologii młodych poetów londyńskich Ryby na piasku.
Konsekwencją tej przemiany stało się z czasem pisanie w języku angielskim. Nie wiązało się ono wprawdzie z jakąś radykalną reorientacją
artystyczną czy komunikacyjną, ale w wyraźny sposób poeta zyskał
większą swobodę stylistyczną, a dotychczasowe katastroficzne nacechowanie jego wierszy zastąpiła postawa ironiczno-elegijna. Na nowe
utwory poety przyszło jednak czekać dwadzieścia sześć lat. W roku
2001 wydany został trzeci zbiór jego wierszy Glosy i refrakcje, a dwa
lata później kolejny dwujęzyczny tom Obrazy z życia Laquedema. Scenes from the Life of Laquedem (oba w bibliofilskich nakładach). Utwory
wchodzące w skład tych książeczek powstały już w języku angielskim,
na polski przełożył je Bogdan Czaykowski. Co istotne, Busza publikował je wyłącznie w tłumaczeniach bądź w wersjach dwujęzycznych,
NAGRODA LITERACKA 2013
Od wielu lat wykładałem literaturę angielską, coraz głębiej ją poznawałem,
coraz bardziej wchodziłem w język, poznawałem jego możliwości poetyckie,
tajniki, chwyty, dźwiękową fakturę – mówił poeta w roku 2006 – A w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że moja znajomość polszczyzny w porównaniu z językiem angielskim jest uboższa.
2013 tom IV
16
Janusz PASTERSKI
dowodząc tym samym swego przywiązania do literatury polskiej. Wymiana języka nie pociągnęła więc za sobą zmiany potencjalnych adresatów tej twórczości, którymi pozostali czytelnicy polscy. Ta niezwykła
sytuacja komunikacyjna była (i nadal jest), dużym utrudnieniem, ale
i swoistym fenomenem literackim, celnie poświadczającym skomplikowanie współczesnych zjawisk kulturowych. Ponowne ożywienie twórcze autora Znaków wodnych znalazło uznanie Fundacji Władysława
i Nelli Turzańskich. Poeta otrzymał nagrodę za szczególne osiągnięcia
w dziedzinie kultury polskiej za rok 2005 (obok Tadeusza Różewicza
oraz holenderskiego poety i tłumacza Ada van Rijsewijka).
Doskonałe tłumaczenia własnych utworów na język polski Andrzej
Busza zawdzięcza Bogdanowi Czaykowskiemu (1932-2007), poecie, redaktorowi, tłumaczowi i wykładowcy slawistyki z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej, przyjacielowi od czasów londyńskich, który razem
z naszym Laureatem dzielił „Owidiuszowe wygnanie” w Vancouver.
Po śmierci przyjaciela Busza doprowadził jeszcze do wydania wspólny,
dwujęzyczny tom Pełnia i przesilenie./ Full Moon and Summer Solstice
(2008). Nadal ukazują się utwory Buszy. Ostatnio wydał osobną edycję
Koheleta (2008) i najnowszy zbiór poezji Niepewność (Toronto 2013).
Na publikację czeka obszerny tom wierszy wybranych pt. Atol. Na
uwagę zasługuje również działalność przekładowa poety, który wspólnie z Czaykowskim przetłumaczył na angielski m.in. utwory: Miłosza,
Białoszewskiego, Iwaszkiewicza, Wierzyńskiego.
Głoszenie pochwały poety musi się wiązać także z próbą zrozumienia jego filozofii tworzenia – „poezjozofii” (jak trafnie ujął sens lirycznych poszukiwań Marian Piechal). „Mądrość tworzenia” Andrzeja
Buszy to zdolność wsłuchania się we własną świadomość istnienia,
w doświadczanie egzystencji, w obroty historii i porządek kultury.
W niej przejawia się dojrzałość twórcza i ludzka, w niej uaktualnia się
tradycja i odzwierciedla współczesność. Pojedynczy los człowieka jest
zawsze repetycją odwiecznego wzoru bytowania, a poezja jest tym, co
owo odwzorowanie wyraża i przechowuje w społecznej pamięci. Jak
pisał Busza:
poezja jest poznawaniem świata i siebie; poeta porządkuje świat zewnętrzny
i bada głębie swego jestestwa. Jak Orfeusz zstępuje on w podziemia i dopiero
wtedy śpiewa ciemność w świetle dnia.
Nagroda (fot. J. Pasterski), dyplom (fot. R. Szydło) i kwiaty (fot. A. Sławiński)
dla prof. Andrzeja Buszy. Wręczają: prezes Fundacji SPK WB Czesław Maryszczak,
prezes SPPzG Alina Siomkajło, konsul generalny Ireneusz Truszkowski
17
NAGRODA LITERACKA 2013
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
2013 tom IV
18
Janusz PASTERSKI
Twórca nadaje przedstawianej rzeczywistości swój własny, niepowtarzalny znak i dzięki temu odrębność swojego doświadczenia może
wnieść w przestrzeń kultury. Epifaniczność poezji łączy zarazem
z nadrzędną rolą wyobraźni, bowiem akt kreacji ma zarówno charakter świadomej pracy, jak i wymiar duchowy.
Twórczość Andrzeja Buszy rozwija się od kilkudziesięciu już lat
swoim własnym, niezależnym od wszelkiego rodzaju presji rytmem,
którego punktem decydującym była decyzja o przestawieniu się we
własnej twórczości na język angielski, mimo że nadal od czasu do czasu pisze utwory w języku polskim. Ta jakby dwudzielność jego pisarstwa nie wiąże się z okazjonalnym posługiwaniem się jednym bądź
drugim językiem, ale ze zmianą narzędzia wypowiedzi. Rozpoznanie
i historycznoliterackie diagnozy komplikuje to, że Busza nawet w polskich wierszach chętnie korzysta także z tradycji literatury angielskiej,
nawiązując do dzieł Eliota, Hopkinsa, Yeatsa, osiągnięć imagizmu, czy
sięgając po formy poematowe. Nieobcy jest mu też francuski surrealizm
oraz hiszpański modernizm. Jak większość twórców z londyńskiej grupy „Kontynentów”, z uwagą obserwował poezję krajową po roku 1956,
rozwój lingwizmu, turpizmu czy odradzanie się tendencji klasycyzujących, fascynował się wierszami Herberta i Białoszewskiego.
Wszystko to sprawiło, że utwory Andrzeja Buszy od początku zwracały uwagę swoją językową oryginalnością, sprawnością wyobraźni
i uniwersalnym zakorzenieniem w tradycji wielkich kodów kultury: Biblii, mitologii, filozofii, literatury, malarstwa, muzyki. Już debiutując
miał świadomość wzorca poetyckiego, który kierował go w stronę silnie wyrażanego indywidualizmu i zainteresowania epistemologią, etyką, tradycją i uniwersalną topiką kulturową.
Równocześnie jednak poeta znajdował się w sytuacji permanentnego wyobcowania, zarówno w stosunku do polskiej społeczności na
emigracji czy w Kraju, jak i wobec społeczeństwa angielskiego, a później – kanadyjskiego. Paradoksalnie otworzyło to przed nim perspektywę pełnej wolności twórczej i swobodnej autokreacji, umożliwiającej
przyjęcie zupełnie nowego wcielenia, które emigranta i wygnańca przemieniło w nowoczesnego, dwudziesto- i dwudziestopierwszowiecznego wędrowca, Baudelaire`owskiego flâneura, szukającego nie dalekiej
ojczyzny, ale prawdy o świecie i sobie samym. – Poszukującego nie marzenia o „wielkiej narracji” objaśniającej porządek świata, ale prawdy,
która jest mozaikowym i wieloznacznym odbiciem rzeczywistości.
Zmienność świata zewnętrznego nie budzi bowiem w poecie zaufania do historii, nadto chaotycznej i nieracjonalnej. Podobną nieufnością
obdarza otaczającą rzeczywistość, w której wyraźnie dostrzega własną
odmienność i obcość, utrudniające, a nawet wykluczające, przywiązanie do określonego miejsca. Dlatego nie konkretne miejsca, kraje czy
miasta, zmieniane i opuszczane, są w tym pisarstwie najważniejsze, ale
czas – główny partner dialogu poety, jak ujęła to Justyna Budzik: „na
swoją egzystencję podmiot w poezji Buszy patrzy nie przez pryzmat
miejsca, ale czasów, w których żyje”.
Już w debiutanckim tomie Znaki wodne znacznie silniej niż problematyka emigracyjnego wyobcowania manifestowało się egzystencjalne
niezakorzenienie, przejmujące cały ciężar światoodczuwania poetyckiego. W wierszu Łabędzie pisał poeta z wyraźną nutą doświadczenia
melancholii: „płyną łabędzie / czarne / do cieni przybite / czarnych /
żagle słoty / oprawne w słońce”. Ta ciemna, pesymistyczna wizja świata zdominowała utwory z całego zbioru, odsłaniając poczucie absurdu istnienia. Rzeczywistość jawiła się nie jako realna i konkretna, ale
jako symboliczna i mityczna, która pod powierzchnią rzeczy i zjawisk
kryła grozę i pustkę. W uogólnieniu można ją określić jako odwrócony topos Arkadii, czyli mroczny świat grozy i samotności. Intelektualny sceptycyzm i aura egzystencjalna zbioru Znaki wodne potwierdziły
dobitnie, iż głównym problemem poezji Andrzeja Buszy był „kłopot
z istnieniem”. Bardziej niż emigrancka alienacja, nostalgia czy spory
ideowo-pokoleniowe zajmował go ludzki byt, melancholijna świadomość „przemijania postaci świata” niedostępnego poznaniu i dążenie do intelektualnego opanowania uniwersum. W wierszu Dyliżans
prowincjonalny, zamykającym pierwszy zbiór, słyszymy daleki pogłos
wezwania Mickiewiczowego – „jedźmy”, mimo że podróżnik po Krymie ostateczny cel pielgrzymki widział w ojczyźnie, natomiast bohater
wiersza Buszy wędruje w stronę niepoznawalnego – ku granicom ludzkich możliwości:
jedźmy
stangret nagli
bat szykuje
komu w drogę
temu
czas
19
NAGRODA LITERACKA 2013
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
20
Janusz PASTERSKI
2013 tom IV
Opublikowany w grudniowym numerze paryskiej „Kultury” z 1975
roku poemat Kohelet potwierdził, że ten melancholijny model podmiotu oraz „podskórny katastrofizm” dotychczasowej poezji Andrzeja Buszy nie były wyłącznie figurami stylistycznymi. W sensie myślowym
utwór ten stanowił dopełnienie problematyki obecnej w debiutanckim
tomie, zaś jego wielogłosowy kształt, stylizacja językowa oraz odbita
w różnych osobowych „lustrach” perspektywa egzystencjalna nadawały mu walorów obiektywizacji i uprawomocnienia poetyckiego rozpoznania. Kohelet nie był jednak wyłącznie rewokacją biblijnej marności.
W stylizowane rozważania nad sensem ludzkiego życia autor włączył
jednocześnie charakterystyczne mini-portrety współczesnych polskich
pisarzy i poetów, uchwyconych w chwilach wyobcowania i pełnego
rozpaczy zetknięcia z iluzją literatury. Galerię postaci Koheleta tworzą m.in. Czesław Miłosz, Kazimierz Wierzyński, Zbigniew Herbert,
Tadeusz Sułkowski, Witold Gombrowicz. Poetyckie obrazy twórców
niejako powołanych na świadków przenikającej zewsząd pustki, wizerunki stanowiące bezsprzeczny dowód przenikliwych obserwacji,
a zarazem wysokiej kultury literackiej, mają w sobie rdzeń melancholii
rozumianej nie tylko jako strata nieokreślonego obiektu, ale też jako
wyraz ostatecznej jałowości działań i dokonywanych wyborów, nawet
tych wspieranych żarliwością czy zasłanianych ironicznym dystansem.
Bowiem i literatura, i życie człowieka naznaczone są tą samą smugą
vanitas, wydobywającą na światło dzienne ukryty wymiar cierpienia,
samotności, a nawet rozpaczy. W tej eschatologii upływ czasu unieważnia tak wybory życiowe, jak i samą sztukę. „Nie będzie bowiem pamięci
/ [...] / a potomne czasy / wszystko zarówno pokryją / zapomnieniem”
– jak głosi w utworze mędrzec Eklezjastes. Wielogłosowy poemat Buszy wprowadził również wątek autobiograficzny. Drugi narrator utworu, tożsamy z poetą, odsłaniał bowiem źródła własnej alienacji, zagubienia i poczucia duchowego wykorzenienia. W zakończeniu Koheleta
w imieniu swoim i Czaykowskiego napisał wprost:
przybyliśmy z Bogdanem na ten brzeg
szlakiem szalbierzy drwali lemingów
Eldorado hiszpańskich żeglarzy
dawno zaszło na zachodnim widnokręgu
dla nas po zmroku wschodzą puszyste gwiazdy
zawsze z ośmiogodzinnym opóźnieniem
cypel którym niby kończy się ląd
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
21
jest tylko jednym z wielu łańcucha przylądków
co biegnie daleko na północ
nad kamienną podkową zatoki
z latarnią morską i rykiem syreny we mgle
piszemy wiersze do dziupli po szarych wiewiórkach
butelkujemy je w szkle po takim Lowrym
który jak pisze gdzieś Bogdan
na wankuwerskiej zapijał się wyspie
Koncert w wykonaniu braci Michała i Filipa Ćwiżewiczów. Fot. A. Sławiński
NAGRODA LITERACKA 2013
Poemat Kohelet Andrzeja Buszy w wykonaniu autora
i aktora Krzysztofa Różyckiego. Fot. J. Pasterski
2013 tom IV
22
Janusz PASTERSKI
Po napisaniu Koheleta Busza znalazł się w bardzo złożonej, zarazem
trudnej sytuacji twórczej. Rzeczywistość oddalenia i osamotnienia, poczucie bezcelowości pisania, a także słabnąca biegłość w posługiwaniu
się językiem polskim, nie sprzyjały poetyckiej aktywności. Nastąpił
okres twórczego wyciszenia, a potem najbardziej radykalna zmiana,
jaką może uczynić pisarz – wspominana już wymiana języka.
Wydane w następnych latach tomy napisane zostały już po angielsku,
natomiast opublikowane w polskich przekładach dokonanych przez
Bogdana Czaykowskiego. Jako pierwszy po długiej przerwie ukazał się
w roku 2001 zbiór Buszy Glosy i refrakcje. Tytuł tego niewielkiego tomu
trafnie oddawał charakter zamieszczonych w nim wierszy. Były w nim
bowiem i nawiązania do dotychczasowej poetyki, i tony zupełnie nowe.
„Glosy” należy więc rozumieć jako dopiski, dodatkowe wyjaśnienia czy
komentarze, odnoszące się do znanego już z pierwszych tomów Buszy
modelu poezji. Ale w znaczeniu szerszym „glosy” oznaczają również
kulturową proweniencję większości z tych wierszy, niejako „dopisywanych” na marginesie innych dzieł i włączanych w intertekstualne dialogi (np. z sonetem 130. Szekspira i obrazem Leonarda da Vinci Dama
z gronostajem). Natomiast „refrakcje” można łączyć z pojawieniem się
odmiennego wyrazu tej liryki i nieobecnych dotąd akcentów, a także
ze świadomością niewspółmierności pomiędzy utworem napisanym
po angielsku a tekstem przetłumaczonym, który ostatecznie trafia do
polskiego czytelnika. Bowiem zawsze pozostaje margines inności, którego nie zniweluje najlepszy nawet ekwiwalent językowy.
W Glosach i refrakcjach Busza wzbogaca swoją poetykę o ekfrastyczność i zagęszczenie kontekstów kulturowych. Jego wiersze w wielu
przypadkach przypominają malarskie wizualizacje, których estetyczne
wysublimowanie łączy się z powściągliwym, dojrzałym dystansem elegijnym. Poeta wykorzystuje do tego nie tylko struktury opisowe bądź
narracyjne, ale i (rzadką u niego) formułę intymnego wyznania współtworzącego oryginalną całość. Szczególnie ciekawą realizacją takiego
stylu są Pory roku, niewielki poemat, którego tytuł i zarys kompozycyjny nawiązuje do muzycznego dzieła Antoniego Vivaldiego, zaś obrazowanie i aura emocjonalna – do Ody do jesieni Johna Keatsa. Ale w tej
„glosie intertekstualnej” nie muzyka zajmuje miejsce najważniejsze,
lecz sztuka malarska i jej dzieje. Z pomocą dzieł plastycznych dawnych
mistrzów przedstawia poeta kontemplacyjny opis urody świata. Cztery
części tego cyklu, nawiązując do przemienności form rytmu wegeta-
cyjnego, oddają barwy i kształty zmieniającej się przyrody Brytyjskiej
Kolumbii.
Następny tom Andrzeja Buszy, napisany w oryginale po angielsku,
a opublikowany w roku 2003 w wersji dwujęzycznej, nosił tytuł Obrazy
z życia Laquedema. Scenes from the Life of Laquedem. Sięgnął w nim
poeta po charakterystyczną figurę narracji melancholijnej, czyli po
topos Żyda Wiecznego Tułacza utrwalony w licznych legendach, opowieściach i zapisach literackich już od czasów średniowiecza. Postać
tułacza, którego wędrówka nigdy nie ustaje, staje się w wierszach poety kolejną figurą zdolną unieść złożoną problematykę niezakorzenienia. Nicią przewodnią Obrazów z życia Laquedema jest motyw tułaczki, ukazany w sześciu odsłonach, stanowiących na poły symboliczne,
na poły zaś rzeczywiste odniesienie do biografii poety. Kompozycyjna
formuła „obrazów z życia” dopuszcza swobodny, fragmentaryczny tok
wypowiedzi, prowadzący nie do dosłowności, lecz do emblematycznego
uogólnienia. Poeta scala w jedną całość czas mityczny i czas historyczny. W cyklu znalazły się m.in. obrazy ucieczki z biblijnego miasta Gomora, opuszczenia Krakowa i Kosowa w 1939 roku, pobytu w Jerozolimie, pożaru Londynu w 1666 roku, klęski Kartaginy czy symboliczna
wizja życia w nowoczesnym Babilonie („i tak przybyliśmy do Babilonu /
i każdy wybudował sobie / swoją wieżę [...] już nie ruszymy się stąd / bo
skoro jesteśmy / wszędzie i nigdzie / nie ma potrzeby”). Obrazy z życia
Laquedema były nie tyle kolejną wersją toposu Ahaswera, ile jego reinterpretacją w kontekście ponowoczesnym, uniwersalną refleksją o potrzebie zakorzenienia i wspólnoty. Ironiczny dystans autora okazał się
jego narzędziem obrony w konfrontacji z grozą historiozofii. Jego ponowoczesny Tułacz nie szuka określonego miejsca, bo wszystkie są mu
dzisiaj dostępne. On szuka zakotwiczenia w przestrzeni wartości, podąża śladem kultury, choć ta objawia mu swą iluzoryczność i kruchość.
Ostatni z wydanych dotąd zbiorów Andrzeja Buszy Niepewność został opublikowany w roku 2013. Bogdana Czaykowskiego zastąpili inni
tłumacze. Spośród ośmiu wierszy wchodzących w skład tego tomu dwa
przełożyła Beata Tarnowska, pięć – Roman Sabo, natomiast jeden powstał oryginalnie w języku polskim. Niepewność osłania zainteresowanie autora fizykalną stroną rzeczywistości, problemem granic istnienia
w makro- i mikroskali wszechświata, a w konsekwencji refleksją metafizyczną i pytaniami o śmierć i możliwość transcendentnego umocowania życia.
23
NAGRODA LITERACKA 2013
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
24
Janusz PASTERSKI
Sednem filozoficznej refleksji Andrzeja Buszy jest agnostyczne „nie
wiem”. Dochodzi ono do głosu wielokrotnie, szczególnie w tych utworach, które mierzą się z tematem śmierci. Tytułowa Niepewność nawiązuje do słynnego eksperymentu myślowego Erwina Schrödingera,
w którym hipotetyczny kot z punktu widzenia mechaniki kwantowej
jest równocześnie i żywy, i martwy. I choć to kłóci się z rozsądkiem,
to jednak taki nieokreślony stan jest realny do momentu sprawdzenia.
Te założenia odnoszą się wprawdzie do świata w skali „nano”, a więc
najmniejszych zjawisk fizycznych, ale przecież cała rzeczywistość ma
ostatecznie taką naturę. Autor Niepewności sięgnął po jeszcze inną regułę kwantowych zjawisk: pewnych par wielkości fizycznych nie da się
zmierzyć z jednakową dokładnością, a ów brak wynika wprost z natury świata. Zasada niepewności (czy też nieoznaczoności) Heisenberga
idzie więc w sukurs kotu Schrödingera i wzmacnia wątpliwości co do
orzekania o pewności zjawisk fizycznych. Poezjozoficzne rozwiązanie
daje puenta wiersza:
2013 tom IV
Ponieważ nie wiemy
w którą stronę uleciał złoty foton
trzeba (jak twierdzi Heisenberg)
zawiesić sądy
„Niepewność” nie jest jednak w ukazanej sytuacji klęską człowieka
– równie mocno (o ile nie najmocniej) uruchamia się jej sens metafizyczny. Kwestia skali zjawisk jest najzupełniej umowna: świat kwantowy jest mikrorozmiarem wobec rzeczywistości ziemskiej, ale i ona
sama jest czymś podobnym wobec wszechświata. Wszystko zależy od
układu odniesienia. Tym samym wszelkie orzekania o właściwościach
zjawisk trzeba – jak pisze poeta – „zawiesić”.
Tom Niepewność jest w rezultacie odzwierciedleniem kryzysu modernistycznych wyobrażeń o świecie, o miejscu człowieka i istnieniu transcendentnego źródła prawomocności istnienia. Na erozję tradycyjnego
porządku świata, starcie sprzecznych racji, wyjałowienie wyobraźni
religijnej i doświadczenie powszechnego relatywizmu poeta odpowiada
poczuciem niepewności. Jego agnostyczne „nie wiem” jest konfrontacją
świadomości racjonalistyczno-eschatologicznej oraz pozostałości wyobrażeń religijnych ze współczesną wizją świata pozbawionego trwałej
struktury. To odroczenie nie oznacza bierności. Jest ciągłym powracaniem do śladów i znaków pozafizykalnego umocowania rzeczywistości.
KRUSZEC KULTUROWY ANDRZEJA BUSZY
25
Poezja Andrzeja Buszy rozgrywa się poza głównym traktem literatury polskiej, nie podejmuje „przeklętych polskich problemów”, nie
rozlicza się ze spuścizną romantyczną czy emigracyjnymi mitami.
Współtworzy w naszej literaturze nurt nienarzucający się, mniej widoczny, oryginalny i cenny artystycznie. Jest to refleksyjna liryka intelektualna o korzeniach awangardowych i lingwistycznych, świadomie
czerpiąca z różnych źródeł tradycji, estetycznie wysublimowana, rozpoznająca kondycję człowieka w dobie przekształceń podstawowych
imaginariów społecznych.
Krytyczny stosunek do ponowoczesnej teraźniejszości i związanych
z nią przesileń cywilizacyjnych skierował poetę w stronę europejskiej
tradycji kultury, w której zakorzenił się duchowo. To z jej pomocą buduje własne zadomowienie w świecie, poddając jednostkową idiomatyczność aktualizującej konfrontacji z tym, co jest własnością wspólną. Innymi słowy, indywidualne doświadczenie odczytuje za pomocą
kulturowych paradygmatów, a w tradycji kultury znajduje użyteczny sposób opisu ludzkiej egzystencji. To nacechowanie każe widzieć
w twórczości naszego Laureata rys nowoczesnego klasycyzmu spod
znaku Eliota i Herberta, rozumianego nie jako „szkoła stylu”, ale jako
typ postawy światopoglądowej, wyrażającej się w antropocentryzmie
i w intelektualno-refleksyjnej uniwersalizacji zagadnień. Zadomowienie się w kulturze jako dziedzinie form symbolicznych oraz artykulacji
doświadczeń i wyobrażeń znajduje jednak swój kontrapunkt w innych
cechach świadomości estetycznej poety – melancholii oraz ironii. W tej
pierwszej, rozumianej jako doświadczenie nieokreślonej utraty, trzeba
postrzegać reakcję na dominację historii w życiu człowieka, brak stabilności, ciągłe zmiany statusu, kryzys tożsamości i wartości. Ta druga
natomiast jest tą kategorią estetyczną, która łagodzi pesymizm twórcy,
rozbraja melancholię, a w sensie bardziej ogólnym stanowi światopoglądową odpowiedź na kształt współczesnej rzeczywistości.
Poetyckie odczucie rzeczywistości w utworach Andrzeja Buszy podszyte jest niepewnością, rozterką, wątpliwością, towarzyszącymi poszukiwaniu źródeł prawdziwej wolności we współczesnej rozchwianej
cywilizacji. Autor zmaga się z obcością i niezadomowieniem w świecie,
z „podskórnym katastrofizmem”, przeciwstawiając tym odczuciom ironiczno-elegijny dystans. Słowa podminowuje pytaniem o tożsamość,
NAGRODA LITERACKA 2013
*
26
Janusz PASTERSKI
o zaistnienie w transcendencji i o sens pisania, dając tym samym przenikliwą diagnozę teraźniejszości. Nie sposób pozostać obojętnym wobec tych rozpoznań, ich rozległości i celności. Zgodnie z myślą niemieckiego poety Novalisa, „poezja leczy rany, które zadaje rozum”, można
powiedzieć, że słowo Buszy zapada w pamięć z oczyszczającą mocą.
Andrzej Busza w rozmowie
z artystami: (od lewej) pędzla –
Maria Kaleta, skrzypiec – bracia Michał i Filip Ćwiżewicze,
słowa – redaktor „Nowego
Czasu” Teresa Bazarnik-Małkiewicz. Fot. A. Sławiński
Po 48. latach w sposób niesymboliczny przybył do polskiego Londynu. Jego droga pisarska zatoczyła koło i nagrodziła przywiązanie poety
do gospodarstwa literatury polskiej. Oto sytuacja jakby wyjęta z jego
wiersza Powrót Hamleta:
2013 tom IV
Mgła jak szara wata na głazach osiada
gdzie nadbrzeżne ogniska ciemno płoną
i lufy armat ślepo lustrują zatokę
Przy biciu zegarów zwiastujących północ
Hamlet wstępuje na zamek
[...]
Po długiej nieobecności chce odwiedzić życie
Utalentowany poeta byłych „Kontynentów – Nowego Merkuriusza”
i „Kontynentów” jest dzisiaj jednym z ostatnich twórców emigracji niepodległościowej. Nie szuka poklasku, nie zabiega o ciągłą obecność na
księgarskich witrynach. Pisze po polsku i po angielsku, tak jak dyktuje
mu życie. Utwory adresuje przede wszystkim do czytelników polskich.
Jego dwujęzyczna twórczość, postrzegana jako zapis wielokulturowych
doświadczeń współczesności, stanowi dzisiaj fenomen literacki.
Rok 2013
POEZJA
Wojciech LIGĘZA
ODZYSKIWANIE GŁOSU
Beata Obertyńska (1898-1980), znana polska poetka, autorka wspomnień W domu niewoli (pierwsze wydanie 1946, pod pseudonimem
Marta Rudzka), poematów, powieści, nowel, prób dramaturgicznych,
memuarów, tekstów podróżniczych, utworów dla dzieci oraz przekładów, debiutowała tomem prozy Gitara i tamci (1926) oraz zbiorem wierszy zatytułowanym Pszczoły w słoneczniku (1927). W dwudziestoleciu
międzywojennym ukazały się książki poetyckie Opowieść o braciach
mroźnych (1930), Głóg przydrożny (1932) oraz Klonowe motyle (1932).
Beata Obertyńska związana była z Biblioteką Medycką, uczestniczyła
w inicjatywach kulturalnych rodziny Pawlikowskich. Po ukończeniu
Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej w 1933 roku występowała na
scenach lwowskich. Po wybuchu II wojny światowej i wkroczeniu Armii Czerwonej do Lwowa aresztowana, więziona i zesłana do łagrów.
Z lwowskich „Brygidek” poprzez Kijów, Odessę, Charków Starobielsk,
Moskwę i Kotłas dotarła do Workuty, a stamtąd przesiedlona została
tom IV
2013 tom IV
28
Wojciech LIGĘZA
kolejno do Samarry, Taszkentu, Samarkandy. Przebywała „na tak zwanej wolności” w kołchozie pod Bucharą.
W 1942 wstąpiła do Armii Polskiej – w szeregi Pomocniczej Służby
Kobiet. Wraz z formacją generała Andersa Beata Obertyńska przeszła
przez Iran, Palestynę i Egipt do Włoch. Wtedy swoje teksty publikowała w „Ochotniczce”. W Johannesburgu – w czasie urlopu z wojska
– powstały najobszerniejsze partie pamiętnika W domu niewoli. Ta
opowieść o więzieniach, łagrach i cierpieniach Polaków w ZSRR doczekała się czterech wydań – w tym jednej edycji krajowej (2005) oraz
przekładów na szwedzki, holenderski, angielski, niemiecki. Dodajmy, iż
pamiętnikarska relacja Obertyńskiej należy do najwcześniejszych, najbardziej przejmujących i najbardziej znanych świadectw z „nieludzkiej
ziemi” – obok Wspomnień starobielskich Józefa Czapskiego oraz Innego
świata Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. W Jerozolimie w roku 1945
opublikowany został wybór „dawnych i nowych” wierszy Obertyńskiej
Otawa. Po zakończeniu wojny poetka zamieszkała w Londynie. Jej kolejne utwory, takie jak zbiór opowiadań Ziarnka piasku (1957) poemat
Ballada o chorym księżycu (1959) oraz obszerna kolekcja utworów poetyckich Miód i piołun (1972), ogłosił drukiem Katolicki Ośrodek Wydawniczy „Veritas” w Londynie, z którym pisarka współpracowała.
Dużą popularnością wśród czytelników cieszyły się wydane w Warszawie Wspomnienia (1974) Maryli Wolskiej i Beaty Obertyńskiej (rozbudowane uzupełnienia do pamiętników matki Obertyńska dowcipnie
zatytułowała Quodlibecik). Utwory Beaty Obertyńskiej ukazywały się
w prasie emigracyjnej, m.in. w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”, „Orle Białym”, „Wiadomościach”, „Życiu”. W 1966 roku poetka odbyła podróż do Montrealu oraz Chicago. Była laureatką nagród
literackich, m.in. Fundacji Lanckorońskich, Stowarzyszenia Polskich
Kombatantów w Wielkiej Brytanii oraz nowojorskiej Fundacji Jurzykowskiego. W archiwum Beaty Obertyńskiej zachowały się teksty
i konspekty wystąpień podczas wieczorów autorskich w Londynie.
Poetka zmarła 21 maja 1980 roku w Londynie. W 1983 przypomniane
zostały jej wiersze w kraju (Poezje wybrane, Warszawa 1983), a w 1987
w Londynie wydane – epigramaty religijne Grudki kadzidła (wybór
z tego zbioru w tym samym roku ogłosiło krakowskie wydawnictwo
„Znak”). Podobnie dwie edycje miała pastiszowa, „gotycka” powieść
Skarb Eulenburga (Londyn, t.1: 1987, t. 2: 1988, Warszawa 1993).
ODZYSKIWANIE GŁOSU
29
Do kolekcji tekstów rozproszonych w prasie i przechowywanej w archiwum spuścizny dołączyć należy wybór opowiadań zatytułowany
Oamô (Warszawa 2001). Conradowskie, mitograficzne, żywiące się
tajemnicą opowiadanie tytułowe opublikowane było w łódzkim periodyku „Tygiel Kultury” (1996, nr 8-9). Natomiast w pięknej albumowej edycji, w której tekst ilustrują fotografie rodzinne w sepii, trafiły
do czytelników wspomnienia poetki zatytułowane Perepelniki (2010).
Na wydanie książkowe oczekuje znakomity zbiór listów z podróży do
Portugalii adresowany do siostry poetki – Anieli (Leli) Pawlikowskiej,
publikowany dotąd we fragmentach w krakowskim „NaGłosie” oraz
książce zawierającej materiały z konferencji naukowej Zaklęte przestrzenie. O twórczości Beaty Obertyńskiej (2005). Ta barwna relacja,
pełna humoru i poezji, świadcząca o darach sensualnego postrzegania
oraz refleksji intelektualnej, włączanej w opowieść jakby mimochodem, na pewno wzbogaca polską epistolografię dwudziestolecia międzywojennego.
Poszukiwania artystyczne Beaty Obertyńskiej bliskie były poezji
Skamandrytów, a jej elegancję wysłowienia, celność skrótu językowego, grę konceptów, biegłość w układaniu epigramatów porównywać
można z „poetyką wdzięku” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Mam
na myśli jedynie zbieżności i podobieństwa, gdyż nie można kwestionować oryginalnych sposobów wysłowienia, a także niepowtarzalnych
swoistych cech świata poetyckiego Beaty Obertyńskiej. Poetka modernizuje odziedziczony po Młodej Polsce i twórcach z kręgu lwowskiego
– Maryli Wolskiej i grupy „Płanetników” – przeżycie natury, zwracając uwagę na konkret, na dotykalną realność bytów przyrodniczych.
Personifikowana natura w tym przypadku znajduje się blisko sacrum.
Drzewa u Obertyńskiej obdarzone zostają świadomością i tak jak osoby uczestniczą w przeżyciach mówiącej, zostają powiernikami zwierzeń, stają się świadkami biografii. Bardzo interesujące jest bestiarium
poetki, która portretuje i drób z podwórka i zwierzęta egzotyczne. Tradycja tego rodzaju kolekcji sięga Zwierzyńca, albo świty Orfeusza Apollinaire’a, ale też może być wywiedziona z błyskotliwych wizerunków
fauny pospolitej w Ścieżkach polnych Leopolda Staffa. Dodajmy, iż ludyczne wariacje na temat zwierząt znalazły się w poemacie zbiorowym
uczestników zabawy w lwowskim salonie „Trzeci Maj” oraz w domu na
POEZJA
*
2013 tom IV
30
Wojciech LIGĘZA
Kozińcu (w Zakopanem) zatytułowanym Arka Noego (strofy układali
m.in. Maryla Wolska, Wacław Wolski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Beata Obertyńska, Michał Pawlikowski, Tadeusz Odrzywolski).
Tekst Arki Noego został zrekonstruowany przez Jacka Woźniakowskiego i opublikowany w wydawnictwie „Znak” (1994).
Linię Leśmianowską w poezji Obertyńskiej reprezentują inspirowane folklorem ballady, a także „mikrologiczne” studia natury. Fascynacja przemianą pór roku i ciągle powracający namysł nad czasem uzupełniany bywa przeżywaniem cudowności fenomenów kosmicznych.
Zwróćmy więc uwagę na nokturny poetyckie. Na przeciwległym biegunie tematycznym sytuują się wiersze poświęcone codzienności miasta.
Świat postrzegany jest tutaj z przyziemnej perspektywy zwykłych ludzi,
a wędrówka po zaułkach lwowskich przypomina egzotyczną podróż.
Odkrycie akcji ulicznych, rzemiosł, zmian cywilizacyjnych i obyczajowych – charakterystyczne dla dwudziestolecia 1918-1939 – Obertyńskiej podporządkowane zostaje spontanicznej apologii życia. Wskazać
też należy kontrasty i napięcia znaczeniowe w tej poezji. Otóż zachwyt
nad rzeczami stworzonymi sąsiaduje ze smutkiem prywatnych przeżyć
i melancholijną zadumą, estetyzowanie zjawisk posiada kontrapunkt
w postaci refleksji religijnych, a humor poetycki spotyka się z powagą
medytacji.
W świadectwach wojennych, a także w utworach z okresu londyńskiego (emigracyjnego) żywiołem niszczącym staje się historia. Mocną
pozycję wśród świadectw zesłańczych i łagrowych zajmuje cykl wierszy Z domu niewoli. Nieludzkiej opresji poddani zostają niewolnicy
komunistycznego reżymu, ale również – w tym szczególnym ujęciu
– przemoc, strach i śmierć bezpośrednio dostrzegane są w krajobrazie
północnym. Beata Obertyńska podejmuje kwestię zniszczenie świata
ludzkiego i problematykę zniweczenia nadziei przez wojenne barbarzyństwo. W tomie Miód i piołun wyróżniają się utwory z czasów wędrówki wojennej, w których egzotykę mijanych krajów poetka oswaja
za pośrednictwem języka kultury, a szczególne znaczenie ma tutaj krąg
Biblii. Powroty do lepszego świata sprzed katastrofy naznaczone są poczuciem utraty. Wspominanie chwil szczęśliwych łączy się z poetyką lamentacyjną. Znajdziemy w tej sekwencji liryków pożegnania z domem,
dzieciństwem i młodością, na pewno zwrócimy uwagę na ton elegijny.
W epigramatach Grudki kadzidła (możemy je nazwać rozpisanym na
wersy dziennikiem duchowym) metafory i paradoksy, zdania afory-
ODZYSKIWANIE GŁOSU
31
styczne i żarliwe wyznania wiary przybliżają „wyższą rzeczywistość”,
niewyrażalną w języku, nieuchwytną w kategoriach logiki ludzkiego
umysłu, przyzywaną, przeżywaną w modlitwie.
Nie trzeba tego dokładnie tłumaczyć, że niezwykle istotne znaczenie ma odzyskiwanie głosów poetyckich. Dzisiejsza kultura w pościgu
za nowościami zapomina o artystach, skazuje na niebyt pisarzy krajowych i emigracyjnych, nawet z nieodległej przeszłości. Taki jest też
przypadek Beaty Obertyńskiej, poetki przypominanej w tym szkicu,
powracającej – w serii liryków nieznanych, odsyłających do całości tego
pisarstwa. Inedita – utwory dotąd nie publikowane, które prezentujemy w „Ekspresjach”, pochodzą z archiwum Beaty Obertyńskiej zdeponowanego obecnie w Bibliotece Jagiellońskiej. Obszerny maszynopis
z odręcznymi poprawkami liczy ponad 100 stronic. Tom został podzielony na zatytułowane przez poetkę części i skomponowany jako całość
złożona z utworów, które bądź to nie weszły do zbioru Miód i piołun,
bądź powstały później, a zatem należą do ostatniego okresu twórczości
Beaty Obertyńskiej. Praca redakcyjna świadczy o tym, że autorka planowała wydanie kolejnej książki poetyckiej. Jedenaście wierszy z opus
posthumum, wykazując świetny słuch poetycki, wykorzystał Michał
Sprusiński w Wierszach wybranych (1983), a pojedyncze liryki ogłaszane były w prasie, przeważnie we „Wiadomościach”, „Gazecie Niedzielnej”, „Głosie Kobiet”.
Pozwoliłem sobie na jedno odstępstwo: poszukując sugestywnego rozpoczęcia, wybrałem wiersz Do prajabłoni, a ten utwór został
umieszczony przed laty w mało znanej, niskonakładowej, bibliofilskiej edycji wierszy Beaty Obertyńskiej Skrząca libella (Kraków 1991).
W moim wyborze kierowałem się dwoma kryteriami: wartości artystycznej oraz reprezentatywności. Wiersze, umieszczone teraz w innym układzie, należą do działów zatytułowanych przez poetkę Opisy –
przyroda, Fabularne, Osobiste – wewnętrzne i Wolne żarty, panie bracie
(z nadpisanym – Żartuleńki). Podobnie cykl epigramatów opatrzony
został mianem Łątki-jednodniówki z umieszczonym pod spodem autoironicznym tytułem pierwotnym Takie sobie – ot - połapane „pomyślątka”. Jak wolno sądzić, te śródtytuły nie mają charakteru literackiego, są
nazwami prowizorycznymi, technicznymi, służą więc porządkowaniu
poetyckiego materiału.
POEZJA
*
32
Wojciech LIGĘZA
2013 tom IV
Proponowany czytelnikom przegląd ineditów ukazuje nowe możliwości artystyczne, takie, jak samotne rozmyślania, dialogi z sobą,
eksploracje obszarów niewyrażalnego, umieszczone na pograniczu
milczenia domysły – podkreślane przez wypowiedzenia zawieszone,
przerwane wielokropkiem lub myślnikiem. Z drugiej jednak strony
wiersze późne rozwijają stylistykę i tematykę wyróżniającą poezję Beaty
Obertyńskiej. I tak zapoznamy się z „archetypową” opowieścią o rajskim drzewie, z mitem o kobiecie łatwowiernej i czułej, zagłębimy –
w wariacje poetyckie na temat zieleni przemienionej przez magię nocy,
odczytamy raport dotyczący odbieranej przez zmysły podróży morskiej, napotkamy jakby filmową etiudę poświęconą cywilizacji i pierwotnemu światu zwierząt. A dalej w tym wyborze znalazły się mikrologiczne studium kwiatów i trzmiela-opoja, konceptualno-żartobliwa
oda do śmieciarza, stylizacja na śpiewany romans, wiersz o spotkaniu
z niewyrażalnym, szkic nocnych obsesji i lęków. Sekwencje zamykają
wpisane w formę epigramatu rozmyślania o stanach duszy, religijnym
uwielbieniu, przemianach w czasie, przyrodzie, krajobrazach, obłokach, lecz również o rzeczach odzyskanych przez pamięć, cierpieniu,
znużeniu, zmierzchu pięknych sezonów oraz naturze prawdy. Co znamienne, dwukrotnie pojawia się motyw „pszczół w słoneczniku” (tak
nazywał się debiutancki tomik Beaty Obertyńskiej), przy czym w drugim przetworzeniu tarcza roślinnego zegara jest sczerniała. Zamykanie
drogi twórczej zwraca się zatem ku jej początkom.
W tekstach poprawiono jedynie literówki i uwzględniono – odręczne poprawki. Zachowana została oryginalna autorska interpunkcja. Inedita poetyckie Beaty Obertyńskiej w tym numerze naszego rocznika
ukazują się dzięki uprzejmej zgodzie Kaspra Pawlikowskiego.
Rok 2013
Beata OBERTYŃSKA
ZAPATRZONA W ZIELEŃ. I N E D I TA
Do prajabłoni
Gorzko ci chyba tkwić w rajskiej samotni
i od początku stworzenia
rozumieć Dobro liśćmi – a odwrotnie:
świadomość Zła czuć w korzeniach!
I nie mieć miru w tym dziwnym ogrodzie...
Ptak gniazda w gąszcz twój nie wplącze,
sarna się płoszy, wilk bokiem obchodzi...
... Grzech jabłkiem pachnie w tym kącie.
Od dawien dawna nie kwitniesz, nie rodzisz,
Cherubin z mieczem śpi w bramie...
... Kogoż dziś jeszcze mogło by obchodzić
wiadome owocobranie?
Raj wokół ciebie skrzepł bezosobowo
w piękność odwiecznie poprawną...
Cóż by się mogło zacząć dziać na nowo?
... Jest strasznie długo i dawno!
Jest aż tak dawno, że pewne niechęci
tom IV
34
Beata OBERTYŃSKA
W półsenne rozmiękły zjawy,
jakby ci nigdy nie zwisał z gałęzi
wąż ciężki i starodawny –
i jakby ongiś – zapatrzonej w zieleń
w tę całą błogość bezludną –
śnili się tylko... On – płowy jak jesień
i ona – naga jak źródło...
Persefona
Przed jej pierwszym, powrotnym odlotem do światła,
Dał jej Hades szkarłatne pół jabłka granatu
i oka z niej nie spuszczał, gdy je spiesznie jadła...
Podstęp bywa bezbarwny – toteż nie odgadła,
że ją dar ten z podziemiem związał na przepadłe –
że odtąd – słonecznemu pożyczana światu –
rok w rok wracać tu musi w mrok – i w pół umarła
snuć istnienie dziwaczne, jak cień własny wiotkie...
Skończywszy – mokre usta z uśmiechu otarła:
„Jakiś ty dla mnie dobry! Bardzo było słodkie...”.
2013 tom IV
Sad w księżycu
Jest taka jedna noc na białą wiosnę
– o najwcześniejszej pełni –
kiedy się święty cud kwitnienia
nad śpiącym w rosach sadem pełni...
Kiedy poświaty sypki miał
w opar zastyga zielonkawy
i nie ma, gdzie by cień się słał
– bo trawy...
Wysokie, mokre, niekoszone,
ZAPATRZONA W ZIELEŃ. INEDITA
35
miesięcznym srebrem przetrząśnięte,
a nad trawami noc – i one –
jabłonie kwiatem obciążone,
jabłonie kwiatem wniebowzięte
– jabłonie...
Wszystko zastygło bez tchu...
Nic... prócz kwiatów...
Sam sen i świętość i chłód zamiast woni...
Żadnej piękności nad tę, która trwa tu,
nie było przed nią i nie będzie po niej...
Seledyn nocy i ta omgła bława
W niskie obłoki drzewa przeinacza
i nic – i tylko księżycowa plama
tu i ówdzie o biel pnia zahacza...
I nic – i tylko nietykalność sama
– okwitu wagą skłoniona ukośnie
w chłód traw się mokrych srebrzyście pokłada
i śni na jawie – swój skąpany w rosie
sen księżycowy okwitu – o kwiatach...
...Jest tylko jedna taka noc
o białej wiośnie...
Noc na okręcie
Noc jest biała
I chociaż morza pełna –
pusta.
POEZJA
Noc jest mętna,
bo gwiazdy
smętne i wysokie
od soli zmiękły i rozmokły
w oparze mgły...
36
Beata OBERTYŃSKA
I wiatr
ma obce, słone usta,
kiedy jej zwilgłe rzęsy muska –
i w sen jej brzegi pownikały...
A przy niej
został tylko biały,
smak gorzki, morski, zmatowiały
w łzy...
Żyrafy i cień samolotu
W szczudłowatą stłoczona gromadę
Uciekały przerażonym stadem
Wypaloną, trawiastą równiną –
Przed maleńkim, głuchym od warkotu,
Bezcielesnym cieniem samolotu –
A cień plaski był, szary i płynął...
W tył i naprzód rozkiwane popłochem,
Pruły rude bezbrzeże – tak prawie –
Jakbyś widział, sam będąc obłokiem –
W wysuszonej, afrykańskiej trawie
Nasze szare, strudzone żurawie
W świat szeroki uszłe na wagary...
2013 tom IV
... A cień szary był mały i płynął
I wyprzedził żyrafy i – minął –
I piechotą, nie spiesząc donikąd
Szedł sam sobie – na przełaj – Afryką...
Trzmiel
Deszcz dziś w nocy rozpłaszczył
wszystkie grządki lwiej paszczy –
ZAPATRZONA W ZIELEŃ. INEDITA
37
kwiatów dęty aksamit
zmiął – posiekał – poplamił
i do dna je – do głębi
nocnym chłodem oziębił...
Teraz, w słońcu przy ścieżce,
popłakuje mi jeszcze,
ale już się ku kwiatom
trzmiel przynęcił kosmato...
Gladiator
Siłaczu w lepkiej kurtce
i rękawicach jak bokser –
czy skwar na świecie, czy zimno,
schodki suche, czy mokre –
ty dajesz nura w czeluść
aby – jak Wenus z piany –
wychynąć znów śmieciami
po kark obładowany –
aby gdy wóz już rusza,
z wysoko wzniesioną łapą,
stać na spuszczonej klapie
zwycięsko – jak gladiator!
POEZJA
Ginę za śmieciarzami!
Ten, co nasz „bezment” wymiata
z parą najbłękitniejszych,
najczystszych oczu świata –
rozwleka po ulicy
pogwizdy wilże i kosie,
kiedy na własnym grzbiecie
kubły blaszane wynosi –
radosi się – jakby skarby
w czarną głąb wozu zsypywał,
śmieciarz – co chyba w szczęściu
nie brodzi – ale pływa!
38
Beata OBERTYŃSKA
To
Było z dawna i co dzień
pojutrze i przedwczoraj,
najpierw po zbudzeniu
i ostatnie z wieczora
było – jak zmrok o zmroku,
było – jak lato latem,
świadomie i bezwiednie
wdychiwane ze światem...
I miało takie zostać
wciąż nowe – choć umiane
na pamięć, jak powietrze,
przez sen, jak oddychanie,
łyskające nocami
na jutrzejszą pogodę,
zaprzysięgłe czasowi
na krew – ogień - i wodę...
I zostało to samo
– chociaż całkiem inaczej –
odebrane znienacka,
odzyskane w rozpaczy,
skroplone w dni milczące,
niepłakane, najkrwawsze –
dotrzymane do nigdy,
tak jak było od zawsze...
2013 tom IV
Zielona zmora
Znam oczy nieustanne, bez rzęs – białek – powiek –
oczy płynne, o szkliwie lasem idących strug,
ni ludzkie ni zwierzęce – i nie strzyg, nie topielic
oczy straszne, straszniejsze niż byś przyśnić mógł...
Płyną między brzegami nieruchomych powiek,
niewstrzymanie – i zawsze od lewa do prawa...
JĘTKI – JEDNODNIÓWKI
39
A natknąłbyś się na nie – obsypie cię mrowie
i włos zazielenieje, wilgotny, jak trawa...
Bóg cię strzeż, abyś spojrzał w ich patrzący pośpiech!
... Coś się z ciebie wywlecze – przylepi jak liść –
i pójdzie za tę wodą, na śmierć i na oślep –
to jedno tylko wiedząc, że musi z nią iść...
... Mnie krzyk własny obudził i dlatego żyję.
... Prąd serce mi już znosił, słodko i dziwacznie –
byłam płynna, zielona – i w śnie chciałam z płaczem
oczom tych – obie ręce zarzucić na szyję...
JĘTKI – JEDNODNIÓWKI
Przed cudownym obrazem
Na interwały rozbita w płomykach
czyjaś tu wdzięczność, czyjeś próby – smutki –
obsiadły grzecznie pięterka świecznika,
jak wstrzemięźliwe, gregoriańskie nutki...
Obłoki
Obłoki są dziś nagie –
Algami pachnie wiatr...
Dzień to napięty żagiel.
Morze – to świat!!!
POEZJA
Mój zegar słoneczny
Od świeżości ogródek warzywny aż błyszczy!
Ach! Jakże się sokami w nagrzaną ziemię wczuł!
... A nad nim ten strzępiasty, szorstki, najzłocistszy,
On – mój zegar słoneczny – z tarczą pełną pszczół!
40
Beata OBERTYŃSKA
Błękitny asfalt
Jakież w tej Palestynie drogi wyśmienite!
Od tych, co się uległe płaszczą aut przelotom –
po tę – która przez niebo szafirem wybite,
roztopem Mlecznej Drogi ciecze – Bóg wie dokąd...
Leniwy Nil
Pełzniesz od wieków tak samo
przez spełzły piasków cynamon,
aby na karkach katarakt
we wściekły spienić się szmaragd...
Burza idzie
Burza idzie... Od stajen aż zionie...
Jak złe konie liście tulą uszy.
Lada moment deszcz świerszcze zagłuszy...
... A leżaki jeszcze na balkonie!
2013 tom IV
Ulewa
Jak baba, gdy pas płótna chwyciwszy za dwa końce
i ciągnąc je za sobą – cień rozwłócza po łące –
Tak idąca ulewa – babsko zgrzebne i bose –
Pasem szarego płótna świat zalewa ukosem...
Sierpniowe gwiazdy
O, jakże niebu od gwiazd ciasno!
Aż do zawrotu – do zadziwu...
Podnieście oczy swe ku gwiazdom!
Zaiste: „białe są ku żniwu”!
Cierpienie
To takie proste i zwykłe...
To tyle razy już było,
że serce dawno nawykło,
że się – przyzwyczaiło...
JĘTKI – JEDNODNIÓWKI
41
Klepsydra
Niejedno czasowi z kłów wydrzesz,
niejedno się stanie raz wtóry,
byleś w pamięci klepsydrze
siał piasek – z dołu do góry...
Bywało...
Nad gontami stał błękit,
cień w lipach się pławił...
Lato wlokło po ścieżkach
złoty ogon pawi...
Jesienią
Czas człapie sobie do nikąd...
W sawinie od rosy sino.
Zczerniały dna słonecznikom
I ciężko już pajęczynom...
POEZJA
Prawda
Nie daj swej prawdy przegadać!
Prawdę masz jedną – nie dwie.
Prawda ma prawo być naga –
Ma trwać przy swoim: Tak – Nie – !
Rok 2013
Jacek SOJAN
Między słowem a myślą
To dlatego, że uczymy się mówić najpierw,
a potem myśleć? I to nam pozostaje,
nawyk rzucania słów, jak rzuca się pestki
śliw, jak się rozrzuca pestki słonecznika.
Jakbyśmy przedłużali dzieciństwo,
najmuzyczniejszy okres życia
kiedy słowa są tylko dźwiękiem,
a my uczymy się ich jak solfeżu
– na niskich i wysokich tonach.
Tak natura ćwiczyła
uległy nam instrument ciała?
Słowa wówczas były przedłużonym
ciałem – palcem, uchem, nosem świata.
Kiedy odwrócił się porządek rzeczy,
i myślimy już tylko po to, aby mówić
– słowa oderwały się od naszego ciała
jak dźwięk od skrzypiec,
a od gwiazdy światło.
Składamy na skrzypce i szukamy gwiazdy
aby wejść do świata, a ten – przygląda się nam
jakby pilnie słuchał. Myśli naszych słucha?
tom IV
Jacek SOJAN
43
Lecz te idą osobno,
jak ktoś kto czeka, aby go rozpoznać,
zawołać.
I w tym pośpiechu,
zatrzymujemy się między słowem a myślą,
tak niewidoczni, jak bicie serca,
jak kroki, które nadchodzą ku nam
zgłoskami czasu.
noeza albo okruszki z weselnego stołu
Adam S
w wieku dwudziestu dwóch lat
na dwa tygodnie przed ślubem
spotkał śmierć
i wdał się w romans
z miłością absolutną
ostateczną
i bez odwołania
czy zdążył zrozumieć
że śmierć to poważna dziewczyna
bez poczucia humoru
łapie za szyję do ostatniego tchu
całuje bez żartów
każdy fragment kochanka
zamienia w pramaterię
mówiąc że tym paliwem żywi się
wirujący kosmos
śmierć i dusza ignorują się wzajemnie
pierwsza zajęta ciałem
traktuje drugą niczym gapowicza
nad katastrofą
POEZJA
zapytacie co z duszą
44
Jacek SOJAN
dusza odchodzi jak gdyby nic
po dwóch tygodniach zjawi się
na weselu Adama S
by porozmawiać z narzeczoną
potem
wszystkie kwiaty zmieniły się w nieśmiertelniki
a cień narzeczonej uwolnił się od osoby
widywano go na poczcie
wysyłał listy na adres którego szukają
do dziś
królewny
królewny
a w żelaznych butach
wędrowały za ukochanym
królewny
a z pokrzywy tkały
koszulę dla niego
2013 tom IV
nie szukały miłości
niosły ją w swoich oczach
i wszędzie gdzie tylko stanęły ich stopy
zima zmieniała się w lato
pustynia w ogród
ustępował zły czar
bajka zmieniała się w rzeczywistość
dzisiaj królewny
czekają na miłość
i ta czasami zjawia się
błyszcząca i zimna
jak limuzyna
Jacek SOJAN
45
najlepiej aby był to mercedes
owszem – koszulę mu kupią
a nawet wyprasują
ubrana parzy pokrzywą
bo uszyta ze słów
które brzmią jak modlitwa
za zmarłych
zły czar mnoży nieszczęścia
królewny zamieniają się w harpie
a każde ich ukąszenie
rodzi potwory
bajka płonie i rzeczywistość płonie
pytanie o istnienie świata budzi filozofów
rehabilitacja
osioł
to osioł
co innego żyrafa
lew koń
pełny szacunek
a tu
w imieniu wyzwisko
– osioł
a jednak
POEZJA
chcąc nie chcąc
trzeba być osłem
robić z siebie osła
co by nie robić
jak by nie robić
powiedzą osioł
46
Jacek SOJAN
ani słoń ani bawół
mustang czy tygrys
nie doznały takiego zaszczytu
kiedy huczało Gloria
osioł jak żadne zwierzę
doświadczył chwały
można własne imię
nosić heroicznie
plaga
2013 tom IV
łudzi oko
nieskazitelna pościel grudnia
lubi szybko się brudzić
zanim zszarzeje wcześniej plami się purpurą
filozofia koloru ma swoje odzwierciedlenie
w narodowej fladze
niby zwykły kawałek płótna
a wycieraniem o niego butów
zajmuje się spora grupa
tak zwanych obywateli
moczenie sztandaru we krwi
procentuje wszelkimi tytułami
można zostać na przykład człowiekiem honoru
niedobrze
sypie
będzie jeszcze więcej bałwanów
skaranie boskie
pierwiastek
moja córka Julia
pyta mnie
Jacek SOJAN
47
– co to jest pierwiastek męski
tablica Mendelejewa
nic o nim nie wspomina
ale wolne jeszcze pola
dają nadzieję na odpowiedź
bo może jest to
alotropowa odmiana
pierwiastka żeńskiego
córka na to
– a słyszałam na filmie
gdy taki jeden fać gadał do laski
mój diamenciku
czy to oznacza że sam był brudną
sadzą
no tak
potwierdziłem
ale jak widzisz
diamenciki lubią błyszczeć
a twój tata
brudas
właśnie odłożył ołówek
dobrze się pisze wiersze sadzą
i jak trzeba się spalać
by się tak ubrudzić
(pomyślałem także
że taki męski pierwiastek
ma wszystkie inne
pod sobą)
jak rzeźba znaleziona
rzeczny kamień
POEZJA
rzeźba
48
Jacek SOJAN
na wpół zakopany w życiu
słucham i czekam
czekam i słucham
słyszę głosy i szumy
rzucają na mnie cień
wielkie ptaki wyobraźni
przesuwają się o moje boki
piaski byłych potęg
chodzi po mnie słońce
pokrywając białą kredą
to wszystko czego pamiętać
nie warto nie można nie trzeba
co mnie zatem bardziej rzeźbi
czy serce które niczym wiertło
nowe przestrzenie otwiera od wewnątrz
czy wiatr nawiewający gorzką woń wiązówki
2013 tom IV
a może dziecięca stopa
wsparta przez ułamek sekundy
na moim rozgrzanym kolanie
zostawi taki rezonans
że runą ostatnie fi lary
podtrzymujące świat wewnętrzny
kamienia
i stanie się czytelna wszelka bruzda
a ściana zewnętrzna
zamieni się w pięknie wyprasowaną
koszulę
tę odświętną
i zawsze śmiertelną
Rok 2013
Ewa CHRUŚCIEL
Modlitwa
Widziałam jak dom od środka pękał
a z prześwitów wylewał się śpiew
cykad
kasztan i dom splotły się w jednię
ropiały źrenice chodników
połamany zegar
prosto w dół
na kolana padł
płomykówka
zgarnęła wszystkie
godziny
i odleciała
Zamień ziemię w chleb
Oddaj sól pieśni
Niech oliwki będą relikwiami
***
Zamówiłeś wczoraj kwiat paproci, który zastygł
w moich ustach i stał się cierniowym bogiem
Słuchajcie wyspy i drżyj światło
Nie oddawaj się obcej łasce
W jej pokoju jest gołąb
tom IV
50
Ewa CHRUŚCIEL
Tam przysiadł mały bóg piór
W garbie kobiety-dziecka
Wczoraj zapalaliśmy światło
I kra rodziła kryształy, dzieliła się nimi
I klękała na rzeżusze rozedrganej srebrem
Sople traciły kształt siebie
A światło z wody wyszło,
i wyścielało nas w czarnych
liściach i trzęsło się
ochrzciliśmy je i zabrali
do naszych domów, nigdy
nie było takie szczęśliwe
I wyrwały się ze światła strzępki
Opierki, wyrwały się chwile
Guziki, ptactwa, krzyże
I skrzydła jak czarny welon
A z czarnych skrzydeł
Podżegnęliśmy ogień
I puszczę jak rozkosz
I języki ognia
Zaczęły się zginać i rozpościerać
A guziki ptactwa przeskakiwać z klawisza na klawisz
Anioł przepaści, niespokojnych żeber, rozwartych na oścież
To jego ciężkie przemoczone płótno –
2013 tom IV
badania emigracji poprzez jej materialne świadectwa
kawka to ptak miejski
zamieszkuje kominy
przesiaduje w naszej wentylacji
we wszelkiego rodzaju szparach
w ciągu dnia kawka wyrusza do pracy z innymi kawkami maszeruje przed rzędami
samochodów zaparkowanych
w centrum, bacznie im się przyglądając
i wyjada owady z tablic rejestracyjnych
Panuje tu pośród kawek hierarchia
Ewa CHRUŚCIEL
51
(jeśli nie feudalizm), ale też empatia
bo kawka rycerska rozumie sprawy
kawki ubogiej, dla której kawka występna
nie miałaby zrozumienia –
***
POEZJA
Piszę o cioci Anielce
a raczej kobiecie w czarnej chuście
z kwiatami morwy i jaśminu
co do snu kładła się w ubraniach
w razie gdyby znów trzeba było
uciekać przed Niemcami
Jak prowadzić w nas umarłych
co ikony w nas piszą
w czeluściach aż łkać
w nas będą drzewa
i słowa będą
ręce rozkładać
Rok 2013
ALCHEMIA PROZY
Marek BATEROWICZ
W OGONKU
Stałem za piegowatą blondynką w okularach. Niebieskie, drelichowe
dżinsy opinały jej obfite biodra, tuczone od lat ziemniakami z mąką.
W pewnym wieku tracimy kontrolę nad linią i to właśnie przytrafiło się
pani stojącej przede mną. Niestety, w dużej mierze pomogło jej w tym
zaopatrzenie fatalne rynku, a raczej jego brak. Dlatego staliśmy często
w ogonku za różnymi rzeczami, najczęściej za mięsem, by po dojściu
do lady zadowolić się bodaj jakimś ochłapem z kością na zupę. Z tyłu
stał kuzyn mojej byłej żony. Łączyła nas przyjaźń, oparta na wspólnych skłonnościach do pisania wierszy, a także do ironii wobec świata.
A rzeczywistość od dawna była karykaturalna i ułomna.
Stojąc obok siebie w długim ogonku dzieliliśmy doskonały punkt
obserwacyjny, skąd widać było jak na dłoni absurd i chorobę naszego
kraju, jego wszystkich stanów. Wypadało nawet przyznać z bólem, że
po prostu było widać całą słabość narodu, jego upodlenie. Aby tego nie
widzieć najlepiej stać się cząstką tej potulnej trzody, tak może myśleli
tom IV
2013 tom IV
54
Marek BATEROWICZ
zrezygnowani ludzie. I, przestępując z nogi na nogę, tkwili godzinami
pod tym samym murem, posuwając się do przodu zaledwie o kilkanaście centymetrów na godzinę. Przypominali stado dobrze wytresowanych zwierząt, jeśli pominąć kłótnie o miejsce w kolejce. Kiedyś przy
ulicy Szewskiej pokazałem mojej znajomej z Włoch ogonek powstający
już za kwadrans dziewiąta wieczorem, by rankiem zdobyć jakieś wędliny, choć nie było pewności, że zostaną dostarczone. Maria Teresa
wzruszyła ramionami jakby ten widok burzył jej wyobrażenia o utopijnym ustroju, a tym samym zdradziła może swoje lewackie poglądy? Ostatecznie w jej ojczyźnie szalały przecież i Czerwone Brygady!
Gorączka włoskiej krwi nie pozwalała na chłodną analizę oczywistych
wad i defektów systemu, narzuconego nam siłą sowieckich czołgów.
To było kiedyś, a w pulsującej mgle snu otaczały mnie teraz inne
twarze. Nieco dalej, przed nami, stała jakaś wysmukła dziewczyna
o długich, ciemnych i falujących włosach.
– Za taką to mógłbym stać do końca świata – westchnął kuzyn – ale
mam nadzieję, że ten reżim upadnie wcześniej...
– Nie wie pan, co dzisiaj dają ? – spytał przechodzący listonosz.
– Nikt nie wie – odparło chórem kilka głosów – ale stań pan, pewnie warto, bo pojutrze święto państwowe!
– Muszę roznosić listy... – rzekł z żalem.
– A rzuć je pan na śmietnik! – zawołał łysy emeryt w binoklach.
– Sprawdź pan wcześniej czy nie ma dolarów! – poradziła staruszka
w czarnej sukience.
Listonosz spojrzał na nią z lękiem i oddalił się szybkim krokiem.
– Może jednak ktoś się dowie, co będą dawać? – zaproponował chudy pan z teczką – za rogiem nic nie widać!
– Ale sklep jeszcze zamknięty, otworzą może za godzinę... – objaśniła smukła dziewczyna o długich włosach. Odwróciła się na chwilę
i zobaczyłem, że miała niezwykły wykrój oczu, podobny do podłużnych liści.
Istotnie, kolejka nie posuwała się do przodu. Jej pozorny ruch wynikał z tego, że parę osób zrezygnowało z czekania. Zaczął siąpić deszcz.
Pod parasolami dotarliśmy do rogu ulicy. Niektórzy stali pod balkonem, który chronił przed mżawką. Z okna na pierwszym piętrze popłynęła tymczasem pieśń z radia: „Ukochany kraj, umiłowany kraj...
ukochane i miasta, i wioski...”.
– Jaka ładna piosenka! – roześmiał się kuzyn, a najbliżej stojący wybuchnęli śmiechem.
– Taki deszczyk w lipcu długo nie popada... – pocieszył nas wysoki
emeryt z laską.
Deszcz padał jednakże długo i coraz gęściej, aż przemienił się
w biały opar, który objął nas niczym mleczny obłok. W tym obłoku,
podobnym do mgły, niesposób było dojrzeć sąsiada. A kiedy mgła się
rozwiała – jak poranny sen – ujrzałem, że nadal stoję w ogonku, ale
przede mną nie było piegowatej blondynki w drelichowych dżinsach
– zapewne poszła do domu, może nie lubi deszczu i mgły? A może była
to zupełnie inna kolejka? Kuzyn stał wprawdzie za mną, lecz poza nim
otaczały mnie całkiem nowe twarze, zniekształcone lekkim grymasem
zmęczenia. Tak, były to fizjonomie osób z naszej wycieczki po Hiszpanii! Tym razem stałem za wysoką dziewczyną o szerokich ramionach pływaczki. Daliśmy jej z kuzynem żartobliwe miano kruszynki.
Za nami tłoczyły się dwie panie, obwieszone tanią biżuterią, a za nimi
mężczyzna w średnim wieku o włosach tak jasnych, że niemal popielatych. Niektórzy ludzie w kolejce trzymali zapalone świece, co budziło
w pierwszej chwili zdumienie, ale byliśmy w przybytku Najświętszej
Panienki z Montserrat, w pobliżu Barcelony. Przyćmione światło dnia
nie pozwalało ogarnąć wzrokiem początku, ani końca kolejki. Posuwała się wolno, jakby rytmicznym skurczem gąsienicy. Kroczyliśmy gęsiego, w skupieniu, noga za nogą. Prowadziło nas też światło jarzące się
wyżej, ponad naszymi głowami. I nagle ujrzałem ludzi już wspinających się po schodach, niebawem i ja wstępowałem do góry wąskim korytarzem. Pośród witraży i filarów zbliżaliśmy się do wnęki podobnej
do rzymskiej lektyki, wspartej na kolumnach i rozjaśnionej świecami.
U celu tej wspinaczki zobaczyłem figurę Czarnej Madonny – katalońskiej siostry naszej Pani z Częstochowy.
La Moreneta – jak nazywają ją Katalończycy – widziała już nie takich pielgrzymów! Klękali przed Nią, błagając lub dziękując za cuda,
hrabiowie Barcelony, królowie Hiszpanii, a Carlos I stawił się przed Jej
obliczem aż dziewięciokrotnie. U Jej stóp Don Juan de Austria złożył
tureckie sztandary, zdobyte pod Lepanto. Potęga Jej wyrzeźbionej postaci z ciemnoskórym Dzieciątkiem, rośnie zatem w odwrotnej proporcji do jej niewielkich rozmiarów. Przystaję przed oliwkowym, nieprzeniknionym obliczem. I trwa to może kilkanaście sekund, nie ma
czasu na kontemplację. Z tyłu łagodnie napierają następni pielgrzymi.
55
ALCHEMIA PROZY
W OGONKU
2013 tom IV
56
Marek BATEROWICZ
Kiedy spojrzeć poza siebie, nie widać początku ich ruchomego węża.
Muszę iść dalej, ale najpierw kładę u stóp Morenety karteczkę z naszą modlitwą, ułożoną z kuzynem. W imieniu całego narodu prosimy
Czarnulkę, by wymodliła u Boga łaskę niepodległości dla naszej ojczyzny, a także by odzyskały wolność inne kraje, okupowane i ciemiężone
przez Rosjan. Pomnożona będzie radość tego dnia. Odrodzimy się z tej
samej śmierci, solidarni w weselu. Dzisiaj związani jeszcze tym samym
sznurem. O łaskę modli się również siostra Morenety w dorzeczu Wisły. Wiara, jak mówi przysłowie, przenosi góry. I jest substancją tego,
na co czekasz z nadzieją. Może zdoła przywrócić czystość wód w naszych źródłach, ocali przed zwiędnięciem lasy i serca. Złączone modlitwy będą sumą energii naszych osobnych duchów, sumą spotęgowaną
jak węgiel jest skoncentrowaną energią słońca.
Dotykam jeszcze palcem kartki, ale jednostajny ruch pielgrzymów
unosi mnie dalej. Schodzę po kamiennych stopniach i czyjaś niewidzialna ręka wysupłuje mnie jak jedno z ziaren różańca poza portal
świątyni.
Jest słoneczne popołudnie, gorące, jak bywa to latem z końcem lipca. Białe skały, otaczające klasztor benedyktynów, rozpalają się jak piece, by wieczorem oddać powietrzu cały żar, skupiony w ich omszałych
powłokach. Grzywy fal, rzeźbionych w kamieniu, unoszą się pionowo,
gładzone wiatrem. Ich poszarpane, zgięte kształty są jak otwarte jelita
ziemi, która pękła tu – jak powiada legenda – od wstrząsu w godzinie zgonu Zbawiciela. A nazwa Montserrat – czyli Przepiłowana Góra
– przypomina o tym trzęsieniu ziemi. Otworzyło szczyt jak łupinę kokosu, odsłaniając wnętrzności masywu, plątaninę załomów, pieczar
i ostrych obelisków. W tym skalistym pejzażu jest gniazdo Smagłolicej
i sanktuarium tradycji Katalończyków, tańczących od stuleci sardanę.
Staliśmy przed kościołem, zapatrzeni w ten krajobraz – wyciosany
w głazach na podobieństwo myśliwskich rogów, maczug i misiurek.
I właśnie wtedy podszedł do nas ów mężczyzna o popielatych włosach.
Zapytał z kumpelską poufałością:
– A co takiego zostawiliście u Czarnej Madonny ? – ton jego głosu
zdradzał jednak niezbyt naturalną ciekawość, a może zawodową determinację.
To pytanie umocniło nasze domysły. Od jakiegoś czasu podejrzewaliśmy go o wiadomą funkcję w szeregach wycieczki, choć może były to
podejrzenia bez podstaw. Ale pytanie tak brutalnie godzące w prywat-
57
W OGONKU
ność – na kartce mogło być przecież podziękowanie za uzdrowienie!
– rzucało nań doprawdy dziwne światło, a może nawet demaskowało
go ostatecznie. Nie powstrzymuje ich nawet świętość tego miejsca, nawet tutaj – poza granicami – nie mamy praw do osobistych tajemnic?
Wszystko zapłonęło we mnie – nawet tutaj, na terytorium Morenety,
depczą nam po piętach!? Spojrzałem na popielatą czuprynę i już zamierzałem wybuchnąć jakąś tyradą, ale uświadomiłem sobie, że w autobusie są jeszcze moje torby. A już dawno postanowiłem wysiąść przed
Pirenejami i zostać w Hiszpanii. Opanowałem się zatem i, patrząc na
pobliskie skały, odparłem spokojnie:
– Była to prośba o cud, który się stanie...
Barcelona 1985
58
Marek BATEROWICZ
2013 tom IV
ŻONGLER POCHODNI
Sierpniowy upał przenika korpus miasta – place i zaułki, chodniki
i bulwary, parki i avenidy. Trudno uciec przed żarliwym naporem słońca, bo i powietrze zamienia się w pulsującą od cząsteczek energię, która przedostaje się do płuc z nadwyżką temperatury. Wywołuje to jakby przypiekanie żeber od środka. W gardle wirują drobne pyłki, a ich
atomy krążą szybciej pod wpływem kanikuły i łaskoczą podniebienie
lassem swych orbit. Pragniesz pić, by spłukać tych małych intruzów
i wtedy na jakiś czas czujesz ulgę. Idziesz do parku i układasz się w cieniu drzewa, albo zostajesz w domu i, okryty prześcieradłem, patrzysz
na prostokąt okna. Skośny światłospad wpada do wnętrza, załamując
się na framugach. Kto może wyjeżdża w sierpniu z Madrytu, gdy jego
ulice rozpalają się niczym piekielne piece, wysychają fontanny, a Manzanares nie jest już rzeką ani dla pół mostu, jak w znanym sonecie kpił
Gongora.
A jednak pragniesz wyjść z chłodnego pokoju i pełznąć przez gorące retorty ulic, aby spotkać się z nią. Jazda metrem tą trasą wymagałaby przesiadki, a zatem lepiej poddać się biczowaniu słońca. Jest sobota
i Margarita, jak zwykle, czeka tego dnia na jednej z kamiennych ławek
przy Puerta de Alcala. Pośrodku placu wznosi się triumfalny łuk, wyciosany z szarego granitu za Karola III, w roku 1778, o czym przypominają w górze rzymskie cyfry, choć nie był to już czas chwały imperium.
Kiedyś przebiegała tu granica miasta, tu również rozpoczęło się powstanie mieszkańców Madrytu przeciwko oddziałom Napoleona okupującym stolicę. Ich waleczność i ofiarę uwiecznił na obrazach Goya.
A dziś łuk triumfalny stoi pokornie na skrzyżowaniu ulic, po których
krążą grzechotki samochodów i parskające jak hipopotamy autobusy.
Nadchodzisz spocony, trykotowa koszulka przylega do skóry. Sandały kleją się do bosych stóp. Osaczony, w rozpalonym kamieniołomie
miasta, w jego wnętrznościach jęczących od silników pojazdów, zaciskałem usta oddychając płytkimi skurczami płuc. Budziła się nagle
tęsknota za czystą i świeżą falą morza. Trochę chłodniej było w podziemnym przejściu, na placu Cibeles, ale ruchome schody znowu są
w stanie spoczynku i musiałeś wspiąć się sam na poziom ulicy. Teraz
przemykasz w cieniu ogromnego budynku poczty, dostojnej jak katedra, a następne gmachy także rzucają cień, gorący cień, promieniujący
z kamienia. Jesteś już blisko. Z daleka poznajesz jej sylwetkę, jej ciemne
włosy układające się na ramionach jak kiście winogron. Margarita jest
dziś w białej sukience, co kontrastuje z czernią jej włosów, przechodzącą w odcień fioletu.
– Wiesz... – mówi – przyjechałam autobusem, bo nawet tych kilku
kwadr nie chciało mi się przejść w upale...
Całuję jej włosy i podnoszę z ławki torbę z zapasami na sobotni
piknik i niedzielę – istotnie z tym ciężarem niełatwo iść rozpalonym
wąwozem ulicy Claudio Coello i lepiej skręcić na równoległą, szeroką
callę Serrano, po której jeżdżą autobusy. Przechodzimy teraz obok galerii obrazów, ale jest zamknięta. Odkładamy ją na jutro. Po drugiej
stronie ulicy znajduje się wylot podziemnego przejścia do Parku Retiro. W betonowym rękawie miasta panuje chłód, ale i tu dociera ogrzane powietrze. Niedaleko wyjścia siedzi, jak zwykle, młoda Murzynka
i pali papierosa, oparta o ścianę tunelu. Nie patrzy na nikogo. Uniosła
głowę w kierunku sufitu i wypuszcza dym, układając usta jak do pocałunku. Klapki i obcasy przechodniów wystukują leniwy rytm popołudnia. Rozpoczyna się pora sjesty. A słońce o godzinie drugiej uderza
białą klingą w kastylijską wyżynę. Za wyjściem podziemnego chodnika śpiewa zielenią otwarta brama parku. Niegdyś królewskiego, dziś
największego z roślinnych rajów stolicy. Cienistą aleją idziemy w stronę stawu, gdzie – pomimo skwaru – wiosłuje kilka osób. To zapewne
turyści z północnych krain, spragnieni słońca. Ale wiosłują mozolnie,
jak homary poruszające wolno szczypcami. Błyski światła załamują
się na zmarszczkach wody. Opieramy się o żelazną balustradę, jej dotknięcie parzy. Skręcamy w alejkę przylegającą do asfaltowego deptaka.
Trawniki, wysepki krzewów i drzewa kuszą, by wpisać ciała w okrąg
ich cienia. Geometria natury, niewymierna, ma swoje własne prawidła
i oszałamia hojnością płaszczyzn i kształtów.
Odrzucamy pierwszą pokusę, idąc znaną nam alejką, która wiedzie
do pawilonu wystaw. W pobliżu stoi niewysoka budowla o nieznanym
przeznaczeniu, coś podobnego do świątyni dumania, zawsze zamknięta. Oczywiście lepiej medytuje się na samym podbrzuszu trawy, wśród
krzewów albo u żylastych stóp drzewa. Nasza ulubiona sosna rosła niedaleko, pomiędzy pawilonem a małym stawem z łabędziami. Nie było
pod nią, na szczęście, nikogo. O tej porze do parku nie ściągają jeszcze
59
ALCHEMIA PROZY
ŻONGLER POCHODNI
2013 tom IV
60
Marek BATEROWICZ
gromady ludzi, a tylko nieliczne pary, samotni lub fanatycy przyrody.
Ubóstwo sprzyja zbliżeniu do natury. Bogactwo od niej oddala. Złożyłem głowę na grubym korzeniu i spojrzałem w górę. Sklepienie z gałęzi
i szpilkowatych, ciemnozielonych kiści tworzyło coś podobnego do gotyckich zwieńczeń widzianych w kościołach. Wrażenie potęgowała wysokość sosny, ponad dwudziestometrowej. Przez wąskie szpary wpadały smugi słońca, co pogłębiało złudzenie witraży z listowia.
Oddychałem teraz z ulgą, czystym powietrzem. Moje płuca stały
się cząstką roślinnego poszycia, dorodnej tkaniny, którą Bóg-krawiec
okrył litościwie nagą skorupę. Palce Margarity, leżące obok mej dłoni, filtrowały światło jak kruche żyły krwioobiegu ziemi. Czułem jak
moje ciało, oparte o korzenie, stawało się lżejsze o ciężar drzewa wyrastającego teraz z moich lędźwi. Byliśmy znów cząstkami natury, wracając do jej łożyska jak dwa płody zmęczone życiem na powierzchni.
Płuca powróciły do swoich spokojnych i powolnych falowań, nienarażone na pył i wyziewy pojazdów. Uspokoiły się. Rytmiczniej pracują
serca. Łagodnieją dłonie, nieustannie gestykulujące, teraz oparte na
łodygach trawy. Wargi, nieskore do ruchu, gładzą słowa, które zrywają się do krótkiego lotu jak owady. Zielony palankin drży na wysokim
pniu, pogrąża nas w studni cienia. Drzewo zamyka nas w łagodnym
uścisku, przypomina o prapoczątku. To właśnie drzewo było najważniejszym miejscem w Raju. Miejscem największych pożądań, pragnienia. Może dlatego teraz nie odczuwamy żadnych pokus, oparci o jego
korzenie. Nasi przodkowie przekazali nam, zakodowaną we krwi, całą
gorycz spełnienia. A jednak, w pobliżu drzewa, przenika nas radosny
spokój, jak po powrocie do źródła, do miejsca dzielonego niegdyś z Bogiem. Ziemia obraca się z nami, choć nie odczuwamy jej ruchu, zszyci
z nią tą samą nicią, słoneczną przędzą kosmosu. Zapatrzeni w powałę
z liści, splecionych ze szparami światła, nie czujemy jak upływa czas.
Nie czujemy głodu. Dopiero zapach tortilli, usmażonej przez Margaritę, przywraca apetyt, jej smak nie płoszy kontemplacji drzewa. Drugą
ręką dotykam korzenia sosny i badam nieuchwytny puls Ziemi. Później szklanka sidry koi i ściąga łagodny półsen. Nie biegnie w nim czas
zegarów. Zasady fizyki zastąpione są tu wyższym prawem przyrody,
które unicestwia czas w innym stężeniu cienia i światła.
Nagle czyjaś postać łamie harmonię, a szum iskier rozwiewa ciszę.
Na sąsiedniej alejce pojawia się żongler pochodni. Jak zaklinacz ognia
stoi w aureoli z płomyków. Powraca czas zegarów w żółtym zmierzchu.
ŻONGLER POCHODNI
61
ALCHEMIA PROZY
Pochodnie wirują, wpisując jego postać w ruchome koło, które obraca
przed nim płonąca obręcz. Jego ręce mnożą się jak w posągu hinduskiego bożka. Płomienie rysują orbitę. W żółtej poświacie tańczą błyski na tle listowia. Szelest żagwi krojących jak nóż powietrze zlewa się
z sykiem iskier. Gromadzą się ludzie, zapatrzeni w ręce kuglarza, próbują odgadnąć tajemnicę jego sztuki. Żongler pochodni rzuca wyzwanie równowadze żywiołów. Jedną iskrą potrafiłby unicestwić istniejący
porządek rzeczy. Jak kapłan celebruje ogień, ale i grozi pożarem naszego świata. Skazani na jego mistrzostwo czy niezręczność, patrzymy
na ręce, które zapalają łunę. Krzewy, wyschnięte od słońca, drżą w napięciu. Liście drzew poruszają się jak nuty dotknięte batutą wiatru.
Ale nie słychać ich śpiewu – wszystko dzieje się w ciszy. Nie słychać
głosów ludzi, milczących świadków widowiska. Pochodnie krążą nad
głową żonglera, opadają i wzbijają się znów z wysokości jego bioder.
Świetliste smugi tryskają z jego postaci, krąg widzów rośnie. Nagle jedna z pochodni upada na ziemię. Westchnienie zawodu, odchodzi część
przechodniów. Żongler dziś nie popisał się, a nawet – zbłaźnił. Z mistrza ognistych fajerwerków stał się niezdarą, może nawet zwykłym
podpalaczem. Prometeusz czy Herostrates? Ale nie przerywa żonglowania, choć jedna z żagwi dymi na piasku alejki. Trzy pochodnie szybują nadal jakby przymocowane niewidzialnymi sznurkami do jego
dłoni. Robi krok do przodu, idzie środkiem alejki wyciętej pomiędzy
rzędami drzew. Ludzie rozstępują się przed nim, w milczeniu. Żongler
pochodni – jak żarzący się pomnik tajemnych mocy – idzie do przodu.
A ludzie, w milczeniu, rozstępują się przed nim. On idzie powoli, stopa za stopą, jakby kroczył po linie. Zatacza okrąg i wraca do punktu
wyjścia. Znowu jest mistrzem i chwyta pochodnie w obie ręce jak wiązankę płonących kwiatów. Wstrzymuje ruch gwiazd, czy chce podpalić
nasz świat? Do jego nóg sypią się monety, błyszczące krążki – jakby
wypalone w ogniu.
62
Marek BATEROWICZ
2013 tom IV
AZYL W PRADO
Wczesnym popołudniem zabrałem ze sobą książkę Unamuna, notes i dwa pisaki, wyruszając w kierunku parku Retiro. W cieniu drzew
można zażyć tam zielonej kąpieli, a także przemyśleć to i owo, wreszcie
i zapisać pewne myśli fermentujące w ołówku. Minąłem już Puerta del
Sol, a potem kawałek ulicy Alcala, najdłuższej chyba w Madrycie, po
której przed wiekami pędzono czasem stada owiec. W pobliżu głównej
poczty, zwanej tu żartobliwie katedrą Matki Boskiej Pocztowej, poczułem na twarzy drobne krople deszczu.
Nadałem listy, a kiedy wyszedłem na zewnątrz, nadal siąpiło. Pech!
Z takiego obrotu spraw mogła cieszyć się bogini Cybele, której fontannę widziałem właśnie przed gmachem poczty. Dla matki Jowisza i patronki urodzajów nawet licha mżawka była dobrodziejstwem. Należało
zmienić plany i – zamiast parku – szukać dachu nad głową. Znalezioną
gazetą kryłem się przed kroplami deszczu, idąc szybkim krokiem w dół
Paseo del Prado, a niebawem rząd drzew dawał też jakąś osłonę przed
zacinającym kapuśniaczkiem. Jezdnią pędziły samochody, ruch był na
miarę stolicy byłego imperium. Przemknęły też dwa wozy policyjne na
sygnale, po wczorajszym zamachu bombowym panował w Madrycie
stan napięcia. Nie po raz pierwszy baskijscy fanatycy rozlewali krew
w Hiszpanii, krew ze wszech miar niewinną. Rząd ogłaszał potem żałobę narodową, rodziny opłakiwały zabitych i odwiedzały w szpitalach
rannych. A policja urządzała daremne obławy na sprawców zamachu,
którzy w swych kryjówkach knuli następne zbrodnie. Ta makabryczna
i beznadziejna walka z cieniami terrorystów trwała od kilkudziesięciu
lat, a pochłonęła już kilkaset ofiar. I żaden trybunał nie powinien kwestionować wyroków wydanych w procesach zamachowców, których
przypadkiem pojmano i sądzono.
Myśląc o tym dochodziłem do muzeum Prado, słynnej galerii obrazów odwiedzanej codziennie przez licznych turystów albo amatorów
malarstwa, studentów i artystów. Przy wejściu wyjąłem niedbale zieloną kartę uchodźcy, która była paszportem do tego przybytku sztuk
pięknych i to dzięki królowej Zofii. W swej dobroci przyznała ona
szczególny przywilej dla wszystkich azylantów w Hiszpanii, a był nim
wolny wstęp do muzeum Prado. Mogłem zatem bywać tam codziennie
i podziwiać arcydzieła malarstwa gromadzone od roku 1819, kiedy Ferdynand VII – w demokratycznym odruchu – przekazał zbiory królewskie galerii otwartej dla publiczności.
Wśród tylu eksponatów człowiek czuje się niemal zagubiony, jak
jakiś kruchy meteoryt krążący pośród konstelacji świateł, które oszałamiają, a siłą przyciągania unoszą cię do coraz to innych sal i korytarzy. Dzisiaj przystanąłem dłużej przed obrazem Tycjana przedstawiającym Wenus z Adonisem, na tle lasu i nieba rozświetlonego wiązką
promieni. Bogini miłości obejmuje w pół młodzieńca, próbując powstrzymać go przed polowaniem na dzikiego zwierza. Urodziwy Adonis jednak już podjął decyzję i trzyma na smyczy dwa psy myśliwskie,
węszące i pochylone do przodu. Adonis wydaje się też nie dostrzegać
namiętności, którą wzbudził w sercu bogini. Wenus, zarzuciwszy mu
ręce wokół ciała, przeszywa go błagalnym wzrokiem. Lekki grymas na
jej twarzy sugeruje ból i żar tej prośby. A on jakby nie pojmował, że
poza tym uczuciem kryje się coś więcej i, obojętny, zmierza na łowy
ściskając w drugiej dłoni oszczep. W cieniu listowia śpi Amorek. Blask
zachmurzonego lekko nieba rzuca żółtawo-rdzawe odcienie na kontury obu postaci, lecz to ciało bogini promieniuje białą karnacją i namiętnością.
Temat ten znany Tycjanowi z Owidiusza podjął później Veronese.
A płótno to wisi w sąsiedniej sali i stało się przyczyną moich rozterek
– któremu z nich dałbym palmę pierwszeństwa ? U Veronese nie ma
dramatyzmu Tycjana, w jego scenie nie ma też ruchu i gry iluminacji.
Jakby w półcieniu, na tle mrocznego nieba, Wenus podtrzymuje na kolanach ciało Adonisa. Śpiącego ? Czy może już martwego ? Zazdrosny
Ares uśmiercił go podczas łowów przeobrażony w olbrzymiego odyńca, a z krwi Adonisa wyrósł czerwony kwiat anemonu, zdobiąc stoki
gór Libanu. Wenus nie trzyma jednak w dłoni kwiatu, a układ nóg fenickiego księcia wskazuje raczej na drzemkę. Spokój obu psów, z nich
jeden również wydaje się spać, nie podpowiada nam najgorszego, ale
z obrazu emanuje dwuznaczność. Trudno też coś wyczytać z niewzruszonej twarzy Wenus – nie ma w niej ani smutku, ani radości. Patrzy
na Amorka, który obejmuje drugiego psa – a wszyscy jakby czuwali
nad Adonisem. Śpiącym czy martwym?
Długo nie potrafiłem rozstrzygnąć dylematu, w końcu uznałem
jednak pewną wyższość Tycjana. Na jego płótnie więcej jest ekspresji,
63
ALCHEMIA PROZY
AZYL W PRADO
2013 tom IV
64
Marek BATEROWICZ
dramatu, ruchu, kontrastów świateł i barw. Po dokonaniu wyboru, odprężony, ruszyłem dalej w labirynt muzeum.
Nie sposób przejść obojętnie obok strzelistych wizji El Greca, zresztą ucznia Tycjana. I długo można kontemplować dzieła Goyi, a prawie
wszystkie są arcydziełami. Są też kwintesencją hiszpańskości, ta zaś
stała się moim codziennym pokarmem. Nie tylko w sensie dosłownym,
gdyż uznałem tutejsze obyczaje, ale i przenośnym, albowiem stała się
moją strawą dla ducha. Strawą przenikającą choćby przez dźwięki flamenco, ale i przez język Cervantesa, który dał swym rodakom nadzwyczajną postać Don Kiszota – czy inne narody wydały bardziej osobliwego bohatera? A powinniśmy pamiętać jeszcze i o Cydzie zaklętym
potrójnie w sztuce Hiszpanii, bo w epopei, Romancero i w katedrze
Burgos, która w gotyckich pilarach zamyka jego ciało niczym epos
z kamienia.
Wędrówka po salach Prado żywi duszę, lecz wycieńcza i wysusza.
Mój żołądek domagał się kalorii, a przełyk szklanki wody. Wodę dostałem do kawy zamówionej w bufecie. Siedząc w kącie kawiarenki jadłem dyskretnie kanapki zabrane z domu w podręcznej torbie. Chleb
z żółtym serem, mortadelą i pomidorem nie był szczytem luksusu, ale
okazał się wybornym podwieczorkiem, zwanym w tym kraju meriendą. Przeżuwałem powoli kęsy, nie śpieszyłem się też z wypiciem mojego cappuccino, przedłużając tym samym mój przywilej do zajmowania
stolika.
Prado było moim terytorium o jakże szczególnych właściwościach,
bo nie tylko uznawano tu i szanowano mój status uchodźcy, ale przyznano mi gratis dodatkowy i wyższy azyl: miłośnika malarstwa.
Wspaniałomyślność królowej Zofii zasługiwała bez przesady na cześć
najgłębszą, otwierała przecież wygnańcom sezam kryjący skarby o niewyobrażalnej wartości. Niestety, nie wiem ilu uchodźców doceniało
ten królewski gest – z naszych widywałem tu tylko Ewę ze Zbyszkiem.
A emigranci z innych krajów? Bóg raczy wiedzieć, poza odźwiernymi.
Strzepnąłem okruchy i dopiłem kawę, zastanawiając się jakich mistrzów podziwiać tego popołudnia. Kusiły mnie jak zawsze obrazy
Goyi, zwłaszcza namalowane u schyłku życia, niepokojące, a może tak
niezwykłe jak ostatnie kwartety Beethovena. Obaj, cierpiący na głuchotę byli w istocie samotnikami, a obdarzyli ludzkość genialnymi freskami kresek i dźwięków. Ostatnio dłużej przebywałem w salach Goyi,
postanowiłem więc jedynie obejrzeć je po drodze do tryptyku Boscha
– dzisiaj on stał się celem mojej wizyty. „El Jardin de las delicias”... czyli
„Ogród rozkoszy ziemskich”, malowany dla księcia Nassau, a po klęsce powstania w Niderlandach skonfiskowany przez księcia Albę, trafił do Hiszpanii. Potem kupiony przez króla Filipa II jakiś czas wisiał
w Eskurialu, aby w końcu znaleźć się w Prado.
Zagadkowe malowidło Boscha intryguje i wstrząsa, począwszy od
wizji raju na lewym skrzydle tryptyku, raju jakby podminowanego piekłem i zagrożonego natarciem monstrualnych stworzeń. Pośrodku raj
rozkoszy już ziemskich jawi się niczym mrowisko nagich postaci, tłoczących się na łąkach, pagórkach, wśród drzew i stawów, zażywających
kąpieli, a niekoniecznie uciechy, spacerujących lub dosiadających fantastycznych zwierząt, gestykulujących, złapanych w potrzasku przedziwnych machin albo morskiej muszli, osaczonych przez olbrzymie ptaki,
tańczących lub dźwigających tajemnicze formy, wreszcie wzlatujących
ponad ziemię albo tonących, ginących w topieli. Tytuł malowidła mówiący o rozkoszach jest zatem raczej sarkastyczny, a prawe skrzydło
tryptyku przedstawia wręcz piekło i ludzi poddanych torturom lub pożeranych przez potwory, gdy łuny pożarów rozświetlają górny poziom
piekielnych czeluści.
Niesamowite malarstwo Boscha na pozór pozostaje zagadką, ale
podobno daje się tłumaczyć inspiracją ze średniowiecznej księgi „Wizji
Tondala” i innych źródeł. Uderza pozornym bezładem i spiętrzeniem
halucynacji, lecz przemyślna koncepcja całości wyklucza to podejrzenie, także symbolika pewnych scen. Nie można chyba też sądzić, że
był Bosch prekursorem surrealizmu, choć fantastyka jego pomysłów
mogłaby to podsuwać – instrumenty muzyczne użyte jako narzędzia
tortur i tyle innych wizji zaskakujących rozpasaniem wyobraźni. Piekielne katusze pod pędzlem Boscha mają pozory chaosu, w istocie tryby piekła obracają się z szatańskim rygorem. I to raczej nasz świat rozsypuje się i rozpada na patetyczne szczątki, nasycone krwią okruchy
i rozprute odłamkami ciała tych, których podmuch rzucił poza granice
rzeczywistości. W bolesną nirwanę i w przestrzeń poza czasem... Telewizyjny obraz wczorajszego zamachu i tak nie ukazał samych ofiar,
a tylko pokiereszowaną karoserię samochodu, pogięty i posępny szkielet. Logo epoki. Niestety, nie da się cudownym sposobem przeniknąć
w czasy Boscha, a zło czaiło się tam pod inną postacią.
Po dłuższych medytacjach postanowiłem udać się na wieczorny obchód Madrytu, żegnając progi muzeum Prado, w którym udzielano mi
65
ALCHEMIA PROZY
AZYL W PRADO
66
Marek BATEROWICZ
tak cudownego azylu. Wracałem już o zmierzchu, wiał rześki wiatr, ale
deszcz nie padał. Zamierzałem skręcić w ulicę San Jeronimo, wiodącą
w stronę Plaza Mayor, gdy nagle usłyszałem warkot helikoptera, który
na niskiej wysokości leciał nad Paseo del Prado. Omiatał reflektorem
jezdnię, huk jego silnika zagłuszał uliczny hałas. „Szukają terrorystów!
– skomentował idący obok starszy pan – trochę za późno...”. Helikopter jakby zatrzymał się w powietrzu i celował wiązką światła w jadące
samochody, czasem badał reflektorem chodniki, oświetlał zamknięte
okna kamienic. Warkot silnika tętnił w uszach, rozbrzmiewał jak motyw jakiejś tragicznej symfonii grzmiącej nad światem.
Rok 2013
Izabela FIETKIEWICZ-PASZEK
RAPORT Z KANAŁU BABINKA
(FRAGMENTY)
RUT ASZUR
Wokół hali żandarmi z psami, wokół rynku kolczaste ogrodzenie.
Żaden kaliski Żyd nie ma nadziei. Ale Rut ma siedem lat i nie może
tego wiedzieć. Jest tu od dwóch dni, wszystkich zaczepia, biega po hali,
pyta o mamę. Mamy nie ma, ale się znajdzie.
Trzeciego dnia ktoś mocno łapie ją za rękę i każe iść za sobą nie
oglądając się. Rut nie ufa obcym, ale teraz myśli, że może mama po
nią przysyła. Idzie więc posłusznie, mija siedzących w grupkach ludzi.
Przy schodach nieruchomo leży młoda kobieta. Mężczyzna zakrywa
Rut oczy i prowadzi ją dalej, wychodzą z budynku. Jest zimno, ale spokojnie, ledwo słychać jakieś dalekie rozmowy. Rut chce pytać o mamę,
mężczyzna szybko zamyka jej dłonią usta, w milczeniu idą dalej.
Bez słów pokazuje, co ma robić. Rut kładzie się na brzuchu, mężczyzna szarpie w górę ogrodzenie, pomaga jej wczołgać się pod nie. W ziemi jest małe wgłębienie, Rut mieści się tam, choć z trudem, czuje, że
rozdarła na plecach sukienkę. Po chwili z drugiej strony ktoś chwyta
ją za ramię, pomaga przecisnąć się pod drutami. Rut udaje się w końcu
przejść, szybko wstaje, otrzepuje ubranie z ziemi.
Marysia, niańka. Przykrywa dziewczynkę wełnianym płaszczem,
rozgląda się ostrożnie, obejmuje ją w pasie i wyprowadza spomiędzy
krzaków na drogę. Powoli, jak gdyby wracały z wieczornego spaceru,
idą w stronę miasta.
20 I 2013
tom IV
68
Izabela FIETKIEWICZ-PASZEK
JAKUB FLINKIER
Dziadek Jakuba, Noe Hiler, prowadził młyn motorowy Gwiazda
przy ul. Długosza 7, matka, Irena, była jedną z najbardziej cenionych
polonistek w mieście, a ojciec, Mosze Flinkier, pracował jako redaktor „Kalischer Leben”. Piękne było życie, opowiada, piękne aż do samej
wojny.
Trzy dni przed jej wybuchem uciekli pod Łódź, do Poddębia, ale
tam też nie byli bezpieczni, wrócili więc do Kalisza, do mieszkania na
drugim piętrze kamienicy przy Rynku Dekerta 6. Było akurat święto
Szałasów, powinni śpiewać psalmy i kołysać bukiety na wszystkie strony świata.
W nocy do mieszkania wtargnęli Niemcy, wyciągnęli Jakuba i ojca
w samych koszulach nocnych, kazali tańczyć wokół fontanny. Było
zimno. Jakub tańczył i tańczył, wydawało mu się, że trwa to godzinami. Liczył kroki do dziesięciu i od nowa, nie wie, ile dziesiątek przetańczyli. Starał się nie słyszeć ich śmiechu, nie widzieć twarzy. Patrzył
na plecy taty, na jasnozielony pasek jego koszuli. Pasek był szerokości
dłoni. Nie zauważył, kiedy to się stało, był skupiony na zielonym pasku,
liczył kroki.
Czasem kątem oka widzi wycelowaną broń, czasem w nagłym śmiechu rozpoznaje strzał, czasem upada zamiast ojca.
20/21 I 2013
2013 tom IV
SZMUL DUNKELMAN
Hurtowa sprzedaż galanterii męskiej braci Szmula i Moryca Dunkelmanów w kamienicy przy Starym Rynku na rogu Warszawskiej. Obok
księgarnia Jasińskiego, skład rękawicznika Adamczewskiego, koszerna
herbaciarnia. Najlepsza firma w mieście w najlepszej z kamienic.
Zrzucić chałat i jarmułkę, zgolić pejsy to wciąż mało. Zostaje akcent,
nazwisko, zostają też piątkowe zmierzchy w synagodze na Krótkiej.
Ale kiedy Szmul zakochał się w Zosi, musiał pozbyć się resztek talmudycznych więzi. Z pomocą Tadeusza dobrał się więc i do nich. Łatwiejsze od czyszczenia polszczyzny okazało się jednak zlecenie studentowi
korespondencji miłosnej z przechrzczoną wybranką. List o charakterze
informacyjnym kosztował 5 złotych, list zdecydowanie miłosny 10 zło-
69
RAPORT Z KANAŁU BABINKA
tych, a list pełen najwyższych uniesień miłosnych 15 złotych. Niektórymi
listami tak się zachwycał, że wznosił oczy do góry i płakał (15 złotych).
Pod koniec sierpnia 1939 Szmul podjechał w nocy pod dom ciężarnej narzeczonej. Mieli uciekać przez Rumunię do Palestyny. Trzy lata
później na krętej uliczce w Świdrze Tadeusz ledwo rozpoznał przyjaciela w oczach zaszczutego zwierzęcia. Nie zdołał go dogonić.
21 I 2013
SZAJA KAWE
Żeby dobrze wykuć macewę, nie wystarczy być kamieniarzem. Fiszel prowadzi zakład przy domu, naprzeciw Słońca – kina przy Ciasnej.
Ma z Taubą sześcioro dzieci, ale zawodu uczy tylko najstarszego syna.
I tylko ten ma ocaleć. Szaja Majer.
O tym, jak i gdzie zginęła cała rodzina, Szaja dowie się przed śmiercią, od własnej wnuczki. Teraz ma 21 lat, odmawia przyjęcia sowieckiego paszportu, a do tego ma przy sobie kilka dolarów. Pewnie jest
przemytnikiem? Nie chcą go więc do wojska, za to biorą do łagrów, na
osiem lat. Kiedy wróci, w domu przy Ciasnej nie znajdzie nic poza jedynym zdjęciem brata.
Będzie rzeźbił macewy, jak ojciec. Wykuje większość powojennych
obelisków na kaliskim kirkucie, odnowi ohele rabina Lipszyca i cadyka
– sąsiada, z którym rozmowy z dzieciństwa pozostaną najważniejsze.
Ożeni się z Esterą. W przeddzień wyjazdu ich mały Henryk stanie
do zdjęcia na tarczy zegara słonecznego w parku. Oprócz dwóch fotografii zabiorą zwój Tory.
Zanim Szaja umrze, w sierpniu 2005 roku, w rocznicę śmierci matki,
zdąży wrócić do domu na Ciasnej. Trafi bezbłędnie, po śladach rzeki.
24/26 I 2013
Trzylatek zaciska powieki i wtula twarz w szyję matki. Docieram do
granicy języka. Trzylatek zaciska powieki i wtula twarz w szyję matki.
Tak mogłaby zaczynać się zupełnie inna historia. Tu idzie o śmierć. Nazwać procesy fizjologiczne czy skoncentrować się na reakcjach dziecka?
ALCHEMIA PROZY
JAKUB SCHINAGEL
70
Izabela FIETKIEWICZ-PASZEK
Zamknąć migawkę na nieludzkim grymasie, który wydobywa z twarzy
jakieś nieprawdopodobne rysy, czy złapać psychopatyczną perspektywę sprawcy?
Jeśli granice świata pokrywają się z granicami języka, nie zdołam
dokończyć tego zdania. Notuję: jest rok 1944, Jakub, lat trzy, syn Artura Schinagela i Debory Gross-Schinagel, umiera z rodzicami w komorze gazowej Auschwitz.
28/30 I 2013
2013 tom IV
DEBORA GROSS-SCHINAGEL
Listopad 1939. Doktor Debora Gross-Schinagel obejmuje kierownictwo szpitala żydowskiego na rogu ulic Piskorzewskiej i Parczewskiego. Odnowiony po klęsce wrześniowej rękami żydowskich fachowców, zaopatrzony dzięki ofiarności mieszkańców w podstawowy sprzęt,
staje się wbrew logice tamtego czasu przyjaznym miejscem, enklawą
w rozpadającym się świecie. Przy pomocy dwóch studentów medycyny, Mosze Grossa (swojego brata, który jako jedyny z rodziny przeżyje
wojnę) i Aleksa Blocha, przeprowadza operacje, odbiera porody, opatruje rany, zajmuje się zakaźnie chorymi, starcami, sierotami. Potrafi
skutecznie przekonać Niemców, że potrzebuje półtora tysiąca szczepionek. Zakłada oddział dla inwalidów i przewlekle chorych, prowadzi go
w budynku Talmud Tory przy ulicy Złotej dr Małka Gitta Fejgin-Dancygierowa. Lekarze i pielęgniarki pracują za wyżywienie. W przeliczeniu – 19 fenigów za dobę. Udzielają pomocy ponad tysiącu chorym.
Lato 1940. Na przeniesionym do gorszego budynku (przy ul. Szopena)
szpitalu pojawia się tabliczka „Arbeiterkolonne”. Coraz bliżej do decyzji o eksterminacji reszty Żydów. Listopad 1940. Czarne auta bez okien,
hermetycznie zamknięte, wywożą pacjentów do wsi Biernatki. Za rok
w taki sposób będą masowo mordowani Żydzi w Chełmnie nad Nerem.
Próba generalna, poligon doświadczalny dla samochodów-komór gazowych. Rada Starszych musi opłacić koszty podróży 290 osób. W mieście zostaje mniej niż 500 Żydów. Listopad 1941. Kolejni niezdolni do
pracy zostają ze względów humanitarnych uśmierceni w samochodachkomorach. Trafiają do zbiorowej mogiły, tym razem w Jedlcu. Zostaje
150 osób. Mieszkają w dwóch domach przy ul. P.O.W. 13 i 16. Wśród
nich jest Debora. Unika śmierci, kiedy jakiś Niemiec rozpoznaje w niej
71
RAPORT Z KANAŁU BABINKA
lekarkę i wypuszcza wraz z synkiem i mężem poza kordon. Pracuje w warsztacie krawieckim. Wieczorami zajmuje się chorymi. 9 lipca
1942. Wszystkich pozostałych w Kaliszu 120 Żydów odesłano do Getta
Łódzkiego. Stamtąd trafią do Oświęcimia. Der 10. April 1942. Kalisch
ist judenrein geworden.
29/31 I 2013
FLEIDA KUBIAK
Brązowe oczy po mamie, talent do krawiectwa po ojcu. Reszty można się domyślać. Że w wagonie było duszno i ciasno albo że miarowy
stukot kół w końcu ją uśpił.
Po przyjeździe kazali iść do laboratorium. Musiała oddać krew,
pewnie ratowała życie żołnierzowi na froncie, pewnie to mogłoby być
nawet szlachetne. Ale ona musiała oddać całą krew. To znaczy: nie wróciła na Parkową 5, nie odebrała Singera od Sabiny, czyli Heleny Chmielewskiej, w przyszłości Przędzik.
Maszyna czeka od siedemdziesięciu lat w stołowym u Przędzików.
Trzyma się na niej korespondencje, odkłada siatki z zakupami, po wiosennych porządkach przykrywa białą serwetą i stawia wazon pełen
tulipanów. Czasem ktoś ją otworzy, przeszyje zasłony albo skróci sukienkę. Wtedy słychać, jak wystukuje jej imię, jak ze strzępków historii
składa poemat o brązowych oczach, krwi, ulicy Parkowej.
ALCHEMIA PROZY
1 II 2013
Rok 2013
tom IV
Jacek OZAIST
OECONOMIA DIVINA
Kiedyś znałem ten pokój na pamięć. Teraz, po latach, uczyłem się
go od nowa. Układ mebli pozostał taki sam, lecz to nie było miejsce,
które tak często odwiedzałem. Zniknął gdzieś dawny blask, brakowało
życia.
Bożydar leżał pod ciężką pościelą. Dopiero po dłuższej chwili rozpoznałem w nim chłopca, którego tak kochałem, zanim przed laty
wyjechałem z kraju. Był przeraźliwie chudy, miał blado-żółtą cerę, zapadnięte policzki i głowę ogoloną na zero, a zwieszona żuchwa wydłużała jego twarz, czyniąc ten widok skrajnie potwornym. Odwróciłem
wzrok.
Usta Krystyny wykrzywił grymas bólu. Zacisnęła powieki i po
chwili atak rozpaczy minął. Pokręciłem głową i wycofałem się w ciszy.
Bezszelestnie zamknęła za nami drzwi.
– A ten co? Zobacz – wskazała skulonego nad butelką wódki Waldka, który wpatrywał się w pusty kieliszek.
– Wrażliwy jest – wziąłem kumpla w obronę – reaguje jak umie.
– Też mi pociecha – prychnęła, ale zaraz pojawił się na jej twarzy
wyraz bolesnej troski.
– Boję się o niego.
– Poradzi sobie – rzekłem z naciskiem, siadając obok starego przyjaciela.
Zanim wyjechałem, pracowaliśmy razem i zdążyłem go nieźle poznać. Miał niezwykłe poczucie humoru i przebojowość, jakiej mogła
mu pozazdrościć połowa mieszkańców tego posępnego świata. Niejeden raz wyciągał mnie z chandry i sprawiał, że potulnie wracałem do
życia. Teraz powinienem się odwdzięczyć, lecz czułem się zbyt młody,
niedoświadczony, bezradny. A problem przerastał nas obu po wielokroć. Mogłem tylko być, siedzieć obok w milczeniu i modlić się o cud.
Kiedy usiadłem, on nawet nie drgnął. Krystyna posłała mi znaczące
spojrzenie, a ja odpowiedziałem jej najbardziej żałosną z moich min.
Rozejrzałem się wokoło. Zdołali w swoim pokoju zmieścić dwa zestawy mebli, wersalkę, ławę i dwa fotele. Bardzo przeszkadzał pociągnięty wzdłuż ściany kaloryfer. Brakiem funkcjonalności dorównywał mu
tylko radziecki telewizor Elektron, który wyglądał niczym spasione,
owalne zwierzę z szarą mordą.
– Co się, do diabła, dzieje?! – warknął niespodziewanie Waldek –
Janusza przysypało na budowie, Krzysiu zginął w wojsku, a teraz to.
Fatum jakieś. Krzysiu był taki drobny, pamiętasz?
– Jasne! – uśmiechnąłem się lekko. – Zawsze budził współczucie
i nie mógł się z tym pogodzić. Był drobny, ale nie słaby.
– Czemu właśnie on? – Waldek ciągnął swoją myśl, jakbym się
w ogóle nie odezwał. – Akurat jemu, najbiedniejszemu chłopakowi
w okolicy, nie otworzył się spadochron. Niepojęte. Zrobił w ziemi dziurę na pół metra i jeszcze żył. Nie wiedzieli jak go pozbierać.
Zaczął cicho łkać. Próbował mówić dalej, lecz jedynie bezgłośnie
poruszał drżącymi ustami.
– Jasiu był taki wesoły – podjąłem, żeby dać mu odetchnąć – codziennie miał nowy kawał do opowiedzenia. Rechotaliśmy jak potłuczeni.
– Łyknij, Jacuś...
Wychyliłem kieliszek. Wódka nie należała do moich ulubionych
trunków, więc szybko zapaliłem papierosa, żeby przytłumić gryzący
smak. W milczeniu obserwowałem oboje moich przyjaciół, mierzących
się z potężnym żywiołem, który od wieków ludzkość bezskutecznie
próbowała okiełznać i wyjaśnić. Krystyna – rude pukle, grube usta,
pulchne policzki, zawsze jednakowo smutne oczy, Waldek – czerstwa
robotnicza gęba, perkaty nos, błękitne oczy, w których zamieszkała
pustka. Oboje niezbyt dopasowani wzrostem i posturą, jednak ani raz
nie spotkałem się z sytuacją, by czuli się nieszczęśliwi. Do teraz.
– I co ja w życiu mam? – zapytał nie wiadomo kogo Waldek. – Nie
udało mi się wyjść na ludzi ani niczego dorobić. Chciałem dać światu
chociaż syna. Udało się. Bardziej niż mogłem zamarzyć. I co? I nic.
– Nie opowiadaj bzdur – żachnąłem się, choć wcale mnie nie słuchał.
73
ALCHEMIA PROZY
OECONOMIA DIVINA
2013 tom IV
74
Jacek OZAIST
– Tak często burze przechodziły obok, pioruny biły gdzie indziej, aż
przyszła pora na nasz dom. I wiecie, co? Nie mam w tej sprawie nic do
powiedzenia – wziął zamach i wlał sobie wódkę w rozwarte usta.
– Jutro musisz iść do pracy – napomniała go łagodnie Krystyna.
– Po co?
– Żeby mieć za co żyć.
– Nie chcę żyć.
Spojrzała na mnie bezradnie. W pierwszej chwili chciałem wzruszyć ramionami, ale powstrzymałem się w porę. Nie potrafiłem odnaleźć się w tej sytuacji. Wolałem zabrać Waldka na piwo i pogadać z nim
po męsku. Niechby się wywrzeszczał, wypłakał, wyżalił, a potem wstał
z klęczek i wrócił do walki.
– Jeżeli ty się poddajesz, to faktycznie nic nie ma sensu – powiedziałem, patrząc na niego wyzywająco.
– Na rany Chrystusa! – wybuchnął – Syn mi umiera! A medycyna ma tyle samo do powiedzenia, co my tutaj! Za późno, za późno, za
późno...
Gorączkowym ruchem nalał wódki.
– Machnij.
– Mnie już wystarczy.
– No już!
Zacisnąłem zęby. Przypomniałem sobie, jak mnie kiedyś na budowie uczono łykać czysty spirytus. Trzeba najpierw wypuścić całe powietrze, potem, przed wzięciem oddechu, chlup. Zrobiłem to samo i jakoś poszło. Krystyna położyła mi miękką dłoń na ramieniu.
– Może zrobię ci kawy? – spytała zafrasowanym głosem.
– Długo jechałeś, a my cię tak przyjmujemy. Na pewno jesteś
głodny.
– Nie przyjechałem na imprezę – obruszyłem się – niedawno jadłem, ale kawy napiję się z przyjemnością. Posiedzę przy Bożydarze do
rana, więc doping mi się przyda.
Krystyna wymknęła się do kuchni. Korzystając z chwili sama na
sam, wbiłem w Waldka poważne spojrzenie.
– Pogadajmy jak faceci. Jak to się stało?
W tej samej chwili zdałem sobie sprawę, że lepiej byłoby porozmawiać o tym z Krystyną. On najwyraźniej dużo gorzej to wszystko znosił. Pytanie jednak zostało zadane.
– Stracił przytomność w szkole – rzekł głucho Waldek. – Miesiąc
spędził w szpitalu i wypisali go, jako skrajnie beznadziejny przypadek.
Od tygodnia nic nie widzi, czuje skurcze lewej połowy ciała. Niedługo
cały zostanie sparaliżowany. Teraz śpi. Drugą dobę.
Nagle przytulił twarz do mojego ramienia, a ja delikatnie objąłem
jego głowę. Odsunął się po dłuższej chwili.
– Wielka nadzieja polskiej piłki zmarnowana. Ty nie wiesz, bo cię
nie było. On jest piłkarzem z talentem. Wszyscy się zastanawiali czy
przypadkiem Krycha nie zadała się z jakimś Brazylijczykiem. Miał instynkt strzelecki i świetny przegląd boiska. Wróżono mu ogromną karierę. Żebyś ty widział, jak on uparcie trenował stałe fragmenty! Jego
wolne stały się sławne. Miał serce do gry, nie do szybkich pieniędzy.
Pukali do mnie różni ludzie, zachwyceni jego umiejętnościami. Jeden
menedżer obiecywał, że umieści go w szkółce Ajaxu czy Anderlechtu
– już nie pamiętam – ale się postawiłem. Chciałem, żeby grał dla nas.
Wspomnij, ile meczów razem oglądaliśmy i zawsze te matoły musiały
coś spartolić. Bóg czasem nie ma za grosz logiki.
– Nie bluźnij. To nic nie pomoże – powiedziała Krystyna, która
usłyszała jego ostatnie słowa.
– Bluźnierstwo to próba rozmowy z Bogiem jak z człowiekiem –
wtrąciłem, nie mając pojęcia, skąd tak nagle przyszło mi to do głowy.
Krystyna postawiła przede mną kubek pachnącej kawy, po czym
usiadła na skraju wersalki i opuściła zgarbione ramiona. Waldek tymczasem wychylił następny kieliszek i wyłożył się, podkurczając nogi
pod siebie. Powoli mieszałem kawę. Czas zdawał się rozciągać do granic możliwości.
– Podziwiam twoją siłę – pokiwałem z uznaniem głową.
– A co mi zostało? – jęknęła Krystyna. – Nie lubię alkoholu.
– Naprawdę nie ma żadnej nadziei???
– Bóg jeden wie. Przychodzą tu różne procesje: ze szkoły, z klubu,
z Domu Kultury. Wszyscy go kochają. Wiesz, jakie to dobre dziecko.
Powinien żyć sto lat.
Przetarłem zmęczone oczy i posępnie wpatrywałem się w ciemność
za oknem. Targane wiatrem konary drzew poruszały się w mrocznym
tańcu.
– Nauczyciele mówią, że jest nieprzeciętnie inteligentny – rzekła
z dumą. – W klubie chwalą go za talent i pracowitość, w Domu Kultury
75
ALCHEMIA PROZY
OECONOMIA DIVINA
2013 tom IV
76
Jacek OZAIST
za bezinteresowne działanie. I pewnego dnia oni wszyscy obejdą się
bez niego.
Wcisnęła pięść do ust i zastygła w niemym płaczu. Objąłem ją i poczułem, że drży.
– Więcej takich jak on, a świat byłby lepszy – szepnąłem.
– Nie mogę się tym pogodzić – łkała cicho. – Zresztą wiesz, że mnie
to dotyczy podwójnie.
Przypomniała mi, że spodziewali się jeszcze jednego dziecka, jednak los zdecydował inaczej. Na świecie pojawiłby się kolejny wymagający nadludzkiej troski kaleka, a wcale nie było pewne, czy nie odbyłoby się to kosztem życia Krystyny.
– Po co cokolwiek robić, skoro wszystko ma być z góry zaplanowane? – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nasza religia odbiera człowiekowi chęci do walki. Mam modlić się i liczyć, że cud został zaplanowany? Albo skasowany?
I mnie zacisnęły się zęby, tak mocno, że zatrzeszczały mi żuchwy.
– Może kiedy człowiek czegoś bardzo pragnie, Bóg naciąga harmonogram.
– Gdyby istniała skala takiego pragnienia, dawno bym ją przekroczyła. Trzasnęło niedomknięte okno. Zerknąłem na Waldka. Spał.
Znieczulony, oddzielony od bólu, wyciszony.
– Pójdę posiedzieć przy Bożydarze.
W ciemnym pokoju przysunąłem fotel do łóżka. Wpatrywałem się
w bielejącą w mroku twarz Bożydara. W samotności rozpacz ogarnęła mnie ze zdwojoną siłą. Przecież ten czternastoletni dzieciak miał
światu więcej do zaoferowania niż większość rówieśników i w ogóle
nas wszystkich. Przy nim czułem się znikomym, nic nie znaczącym
punkcikiem na mapie istnienia, którego braku nikt tak naprawdę nie
zauważy. Kiedyś kopaliśmy piłkę przed blokiem i rozmawialiśmy, jak
gdyby wcale nie było między nami różnicy wieku. Uderzyło mnie to,
że nigdy nie myślał o sobie. Miał wielki plan. Chciał zostać sławnym
piłkarzem, by przy pomocy nazwiska aktywizować środowiska finansowe do większej pomocy charytatywnej. Imponowała mu Organizacja
Narodów Zjednoczonych i George Weah, Liberyjczyk grający w Paris
Saint Germain, a potem w AC Milan. Czarnoskóry zawodnik robił, co
tylko mógł, aby pomóc cierpiącym rodakom. Liberia to było państwo
paradoks. Symbol wyzwolenia narodów i dobrej woli odradzającego się
świata, oaza wolności – utopiona we krwi i ginąca z głodu. Weah po-
stanowił się temu przeciwstawić i samotnie wypowiedział wojnę stosunkom panującym w jego ojczyźnie. Bożydar chciał iść w jego ślady,
chociaż spróbować. Co dnia balansował między nizinami społecznymi
i ludźmi z tak zwanych dobrych domów, u wszystkich budząc jednakową aprobatę. Jako idol, łatwo mógł ich zintegrować. Był przyszłością
tego środowiska. Nagle zobaczyłem, że na mnie patrzy.
– Nie śpisz?
– Byłem daleko. Ponad dachami, ponad chmurami. Oddalałem się.
Ból zniknął, stał się odległym, nic nie znaczącym wspomnieniem. Było
dziwnie, przejmująco przyjemnie. I znajomo, jak gdybym to już kiedyś
czuł i potem zapomniał, jak w drodze powrotnej do domu po długiej
tułaczce bezdrożami. Oświetlone okna, parapety, ciemne gzymsy, najeżone kominami i antenami telewizyjnymi dachy – wszystko odległe,
przesłonięte mgłą i takie nieistotne. Unosiłem się, wyżej i wyżej, aż
kula ziemska stała się maleńką kuleczką na dnie wszechświata. Bujałem się jak na szelkach. Śmiech mnie ogarniał tak przemożny, że nie
mogłem się powstrzymać. Radość promieniowała ze mnie, ogarniając
przestworza. Pot, grymasy, głos grzęznący w zaciśniętej krtani, suchość
– obce, zapomniane, marne. Ulga zacierała każde przykre wspomnienie, jak gdyby nadchodził czas nagrody. No, ale dowiedziałem się, że
przyjechałeś i musiałem wracać.
I do tego literat – pomyślałem wzruszony.
– Przyjechałem, jestem...
– Nie widzę cię – wyszeptał.
– Wcale się nie zmieniłem.
– Masz długie włosy?
– Pewnie. Kocham je.
– Ja też chciałem takie zapuścić.
– Miałbyś ładniejsze, bo twoje są rzadsze. I proste.
Bożydar uśmiechnął się w ciemności. Wyciągnął do mnie rękę, którą natychmiast mocno chwyciłem. Była koścista i zimna, czułem, jakbym trzymał poręcz wystawionego na balkon fotela.
– Opowiedz o Francji – poprosił szeptem.
– Co chcesz wiedzieć?
– Wszystko.
Dałem sobie chwilę na zebranie myśli. Nigdy nie umiałem się skupić w podniosłych chwilach.
77
ALCHEMIA PROZY
OECONOMIA DIVINA
2013 tom IV
78
Jacek OZAIST
– Mieszkam w Nancy. To taka większa mieścina. W moim bloku żyje dziewięćset rodzin. Na jego długości są dwa przystanki autobusowe.
Wyobrażasz sobie? Mieszkanie tam to żadna przyjemność. Wielonarodowa, wielowyznaniowa mieszanina, zderzenie kultur i obyczajów.
Najsprytniej urządzają się Arabowie. Przyjeżdża jeden, dostaje pracę
i obywatelstwo, a potem ściąga członków rodziny. Wszyscy dostają zasiłek i prawo pobytu, czasem nawet mieszkanie. Obok mnie mieszka taka
rodzina. Nowiutki lokal zmienili w dom na pustyni. Powybijali drzwi
i okna, w łazience hodują kozy i robią tyle hałasu, że można zwariować.
Śmieszni są. Gdybyś spojrzał na żonę Araba, mógłby cię zabić. Zawsze
wyję ze śmiechu, kiedy idą ulicą: najpierw stary Arab, za nim jego żony,
a na końcu gromadka dzieci. Idą rządkiem, niczym kaczki do stawu.
Bożydar roześmiał się radośnie. Ucieszyło mnie to, jakbym co najmniej uratował mu życie.
– W moim bloku, na parterze jest poczta, bank, komisariat policji
i supermarket – dokończyłem opowieść.
– Czym się zajmujesz?
– Różnie. To zależy od koniunktury. Ostatnio budowałem kominki.
– Jak ci tam jest?
– Niezbyt. To dziwny kraj. W niedzielę wszystko jest pozamykane,
ulice są puste, życie zamiera. Kiedy idziesz do kogoś w odwiedziny, musisz się wcześniej zapowiedzieć, bo cię nie wpuszczą. A jak już wpadniesz z umówioną wizytą, naleją ci lampkę wina i chowają butelkę. Nie
to co w Polsce. Nie ma też o czym pogadać. Sztywno i do dupy.
– W Paryżu byłeś?
– Parę razy służbowo. Paryż to co innego. To miasto żyje całą dobę.
– A Plac Pigalle?
Teraz ja zaśmiałem się rozbawiony.
– Idziesz, idziesz i każdy cię zaprasza do jakiegoś erotycznego wnętrza. Dziewczyny jak marzenie tylko czekają na twój gest. Jedna była
tak piękna, że przystanąłem i zapytałem dlaczego to robi. I wiesz, co
mi powiedziała? Że w normalnej pracy nigdy by się tak nie dorobiła.
Ona pracuje, a jej mąż buduje dom za te pieniądze.
Bożydar westchnął ciężko.
– Chciałbym kiedyś pojechać do Francji.
– Pojedziesz.
– Przestań! – skarcił mnie niemal ojcowskim tonem – Często wyobrażałem sobie wybrzeża Normandii, zamki nad Loarą, plaże Lazu-
rowego Wybrzeża i oczywiście Paryż. Chciałbym obejrzeć choć jeden
mecz na Parc de Prince. W zeszłym sezonie PSG nie udało się zdobyć
mistrzostwa, ale w tym zrobią to na pewno.
– Na razie prowadzi Auxerre – rzekłem zmartwiony.
– Bo PSG dotarło do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów! To
spore obciążenie.
– Może masz rację.
– Na pewno mam. Spójrz na takie Girondins Bordeaux. Przebili się
do finału Pucharu UEFA z letniego Intertoto, ale okupili to niską lokatą w lidze.
– Nie będę się kłócił ze specjalistą – skapitulowałem.
Zamilkliśmy. Cisza nocy szumiała mi w uszach, a może to wzburzona krew szalała we mnie z mocą wodospadu. Bożydar jęknął cicho.
– Jakie powinny być kobiety? – spytał nieoczekiwanie.
Tak mnie zaskoczył, że w pierwszej chwili zupełnie nie widziałem,
co powiedzieć. Nie poganiał mnie, jakby rozumiał, że to pytanie nie
należy do najprostszych.
– Hm... nie ma reguły – odezwałem się wreszcie. – Moim zdaniem
powinny być piękne, mądre, a także dobre. Idealna kobieta musi posiadać urok, czyli takie osobiste piękno, które stale będzie cię absorbowało.
– A są takie kobiety?
– Rzadko, ale zdarzają się.
– Mnie wystarczyłoby samo piękno – zaryzykował.
Szybko pokręciłem głową.
– To złudzenie. Nawet gwałtowne przeżycie estetyczne cię zmęczy,
jeżeli nie będzie poparte czymś, co płynie z duszy.
Bożydar chrząknął znacząco. Wiedziałem, że nie pytał bez powodu.
– Podoba mi się Julia.
– Zaraz! Ta mała z sąsiedztwa?!
– Jaka mała? Ona już urosła! Zagląda do mnie czasem. Kiedy tu jest,
wszystko męczy mnie jakby mniej. Ale walczę z tym. Nie chcę się teraz
zakochiwać.
Zaparło mi dech. Pociągnąłem nosem, wciągając łzy z powrotem do
środka głowy.
– I co ja mam ci powiedzieć? – szepnąłem ze ściśniętym gardłem.
– Po prostu przyjmij do wiadomości. Kiedy o niej mówię, walczę
z bólem. Można od niego zwariować, wiesz?
79
ALCHEMIA PROZY
OECONOMIA DIVINA
2013 tom IV
80
Jacek OZAIST
Dotarło do mnie. Gawędziłem z nim, jakby choroby wcale nie było,
a przecież cały czas musiał cierpieć. Straciłem panowanie nad sobą. Po
policzkach pociekły mi łzy, szybko chwytałem powietrze. Zerwałem
się i wybiegłem z pokoju.
– Krysiu! On się obudził! Zrób mu zastrzyk!
Wyrwałem ją z płytkiej drzemki. Nieobecnym wzrokiem omiotła
ściany kuchni i dopadła pojemnika z lekarstwami. A ja się cofałem do
drzwi. W głowie mi huczało, jakbym był w tunelu pełnym pociągów.
Czułem się nieważny, bezwartościowy, znikomy. Przestała mnie cieszyć
siła fizyczna, potęga umysłu i czar wyobraźni. Obdarty z tego wszystkiego niby ze skóry, sprowadzony do pierwotnej nagości rozmyślałem
na sensem tego wszystkiego. Bożydar nie zasłużył na przedwczesną
śmierć. Chciał bronić siebie i innych czynem, a Bóg to zlekceważył.
Szarpnąłem drzwi i wybiegłem w noc.
Drzwi były otwarte. Wszedłem bez pukania i zająłem miejsce obok
Waldka, który od mojej ostatniej wizyty skurczył się jeszcze bardziej.
Siedział nad flaszką, nawet nie siląc się na otwarcie ust.
– Chodzisz w ogóle do pracy? – zapytałem.
Pokręcił głową i wychylił zawartość kieliszka.
– A Krysia?
– Ona musi. W służbie zdrowia nie ma kompromisów.
– Co z Bożydarem?
– Znów jest w śpiączce.
– Paraliż ustąpił?
– Skąd! Objął całe ciało.
Waldek spojrzał na mnie tak przejmującym wzrokiem, że przestraszyłem się nie na żarty.
– Wymyśliłeś już, co Bóg ma zamiar nam przez to udowodnić?
– Nie – pokręciłem głową.
– Wymyśliłem tylko, że Bóg też nie jest szczęśliwy, skoro dał człowiekowi cierpienie na swoje podobieństwo.
Pokiwał głową, krzywiąc w zamyśleniu usta. Potem przygarnął
mnie słabym ramieniem i uścisnął.
– Wiesz, jedynie z tobą mogę pogadać swobodnie i powiedział uroczystym tonem: wszyscy, którzy tu przychodzą, mamroczą coś o nadziei i idą sobie. Nic nie rozumieją. Nie są w stanie zrozumieć. Powiedzą swoje i biegną na słońce. Ty przynajmniej nie pieprzysz żałosnych
bzdur za uszami ani nie próbujesz wyciągnąć mnie do knajpy.
Spuściłem oczy. Jak to nie? Chciałem, chłopie, tylko nie byłem pewien czy to dobra metoda. Pragniesz cierpieć w domu, przy wódce?
Dobrze. Siedźmy.
– Mężczyźni bardziej boją się śmierci – ciągnął Waldek – Ty wiesz,
że oni nie potrafią usiedzieć tu pięć minut? Są nerwowi, bliscy paniki.
Chcą mnie stąd wyrwać i uciec do bezpiecznej knajpy. Tak naprawdę
tylko kobiety jakoś znoszą kontakt z umierającymi. Nie mam pojęcia,
skąd biorą tę siłę, ale kocham je za to nad życie.
Popatrzył na mnie z czułością, z jaką potrafią patrzeć na przyjaciół
tylko dojrzali mężczyźni.
– Postawiłbyś coś. Kryśka przede mną chowa.
– Przyniosłem, ale nie wiem czy powinienem.
– Daj. Będę polewał ostrożnie.
Postawiłem butelkę na stole i wtedy usłyszeliśmy krzyk Bożydara.
Pobiegliśmy zaraz do jego pokoju. Nie spał. Próbował nie widzącymi
oczami odnaleźć nasze położenie. Uśmiechał się.
– Czuję się niesamowicie dobrze! – oznajmił.
– Nic cię nie boli? – zapytał z niedowierzaniem Waldek.
– Nic a nic. Tylko nie mam czucia i nie widzę. Ale czuję wielką siłę.
Waldek pociągnął mnie za ramię. Za drzwiami był jeszcze bardziej
blady i szary niż przedtem.
– Z czego się cieszysz? – zapytał napastliwie.
– Żartujesz? – obruszyłem się. – Z poprawy!
– Jakiej poprawy?! – prychnął – To agonia, chłopie! Większość jego
istoty już jest po tamtej stronie. Dlatego nic nie czuje.
– Cholera, niemożliwe – tyle tylko umiałem powiedzieć, bo łzy mi
stanęły w oczach i coś ścisnęło gardło.
– Idę się napić – mruknął Waldek i już go nie było.
Nie powstrzymywałem go. Coś ciągnęło mnie z powrotem do pokoju. Bożydar musiał wyczuć moją obecność, bo wyciągnął chudą rączkę.
Ciepło i chłód spotkały się w pół drogi.
– Co mnie tam czeka? – usłyszałem i zamarłem.
Byłem jednak przygotowany. Tak długo myślałem o tym wszystkim,
że starczyłoby tego na niezły wykład.
– Myślę, że czas jest praktycznym wynalazkiem człowieka i tylko
jemu naprawdę jest potrzebny. W rzeczywistości to tylko mała cząstka
wieczności, która istnieje od zawsze. Ona nigdy się nie kończy, bo jest
miejscem trwania potężnych form, z Bogiem włącznie.
81
ALCHEMIA PROZY
OECONOMIA DIVINA
2013 tom IV
82
Jacek OZAIST
– To Bóg ma formę?
– Na pewno. Koniec czasu to rzecz naturalna, bo wiąże się z końcem tych, którzy zaczęli go mierzyć.
– Jak to mam rozumieć?
– Jeżeli zajdzie taka potrzeba, nawet nie zauważysz swojej nieobecności tutaj i gdy znów się spotkamy, dla ciebie minie ledwie sekunda.
– Wierzę. A co myślisz o śmierci?
Tego było za wiele. Ja tylko pracowałem na budowie. Najlepiej jak
umiałem. Szef mnie chwalił, wypłata zawsze była na czas. Ale z metafizyką nie byłem za pan brat. Z każdym mógłbym dyskutować o śmierci, ale nie z umierającym, choć pewnie jemu było to najbardziej potrzebne.
– Ufam ci – rzekł cicho Bożydar – Mów...
Poczułem bezsilną wściekłość.
– Nie wierzę w nicość! – wrzasnąłem na granicy wytrzymałości nerwowej – Wierzę w zmianę formy. Śmierć to musi być stan ducha. Ciało
jest zużytą materią, którą porzucamy niby ubranie po pracy.
Umilkłem, ciężko oddychając. Czekałem co powie, zanim przejdę
do dalszych rozważań, on jednak milczał, leżąc z zamkniętymi oczami. Uznałem, że dość już tego i pospiesznie poszukałem w głowie przyjemniejszego tematu.
– Wiesz, że jednak Auxerre zdobyło podwójną koronę? PSG było
drugie.
Nie odpowiadał. Na pewno by nie zmilczał. Jakaś ciemna dłoń zatkała mi usta. Szarpnąłem się, chcąc oddzielić tajemniczą substancję,
ale trzymała mocno. Krzyknąłem cicho, a potem zacząłem drzeć się
wniebogłosy. Do pokoju wpadł zasapany Waldek. Złapał mnie za ramiona i mocno potrząsnął. Spojrzałem na niego nieprzytomnie.
– On nie żyje! Nie żyje!!!
Waldek puścił mnie i zaczął głośno płakać. Stałem na progu otumaniony wspomnieniem metafizycznego dotyku. Trzasnęły drzwi. To ja
wybiegłem. Wydawało się, że za moimi plecami na dom spadła czarna
płachta.
Siedzieliśmy przy specjalnie rozłożonym stole, ale i tak część gości
musiała stać w przedpokoju. Byli wszyscy: rodzina, przyjaciele, ludzie
ze szkoły, klubu i Domu Kultury, wszyscy na czarno, z jednakowo
przygnębionymi minami. Krystyna wniosła olbrzymi tort z osiemnastoma świeczkami. Na takich urodzinach jeszcze nie byłem i więcej nie
OECONOMIA DIVINA
83
ALCHEMIA PROZY
chciałem być. Osiemnaste urodziny bez jubilata – symbol bezdennego
absurdu.
– Wszyscy dmuchają – zarządziła Krystyna – Raz, dwa, trzy...
Dmuchnęliśmy, ile kto miał sił w płucach. Znikły ogniki, pozostał
dym, który też w końcu się rozwiał. Ale nie! Jeden przetrwał nawałę
podmuchów i nadal płonął równo. Waldek wziął głęboki oddech.
– Nie! – krzyknąłem, choć sam nie wiedziałem dlaczego.
W milczeniu obserwowaliśmy żółto-biały płomyk. Po chwili zgasł,
a smuga dymu podążała równiutko ku górze. Nie było wiatru, nikt nie
oddychał. Powietrze zrobiło się gęste i obce, jak gdyby jeszcze nie domknięto drzwi kosmosu.
Pierwsza poruszyła się Krystyna. Drżącymi rękami pokroiła tort
i nagle urodziny zmieniły się w klasyczną stypę, pełną cichych rozmów,
suchych warg poruszających się w takt jedzenia i oczu błagalnie wpatrzonych w ściany w poszukiwaniu odpowiedzi na najbardziej pierwotne i wredne pytanie: dlaczego? Kiedy wszyscy wyszli, otoczyłem Waldka ramieniem.
– Co w pracy?
– Robię za dwóch, żeby nie myśleć.
– Ja też wracam do siebie.
Uściskałem Krystynę. Oboje wyszli ze mną za próg.
– Będziesz miał dzieci? – zapytał Waldek.
– Jeśli spotkam ich matkę.
– Śpiesz się. Życie się z nami nie cacka.
Ponuro pokiwałem głową. Oczy zaszkliły mi się na nowo.
– Ja już do was nie przyjadę. Do końca wierzyłem, że stanie się cud.
– Bóg ma swoją logikę – powiedział spokojnie Waldek.
– Wcześniej twierdziłeś co innego.
– Myliłem się.
– Jak to wyjaśnisz?
– On mi w końcu wyjaśni.
Pomachałem im ręką i ruszyłem schodami.
Rok 2013
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
Katarzyna LATAŁA
META
Block: Pragnę wiedzy. Nie wiary. Nie domysłu. Ale wiedzy. Chcę, żeby Bóg
wyciągnął swoją rękę, ukazał swoje oblicze, przemówił do mnie.
Spowiednik / Śmierć: Ale on milczy.
Block: Wołam do Niego w ciemności, ale Go tam nie ma.
Spowiednik / Śmierć: Być może nikogo tam nie ma.
Block: W takim razie życie jest bezsensownym strachem. Żaden człowiek
nie może żyć ze świadomością Śmierci i poczuciem, że wszystko jest niczym.
Spowiednik / Śmierć: Większość ludzi nie zastanawia się ani nad Śmiercią,
ani nad nicością.
Block: Dopóki nie staną na granicy życia i nie zobaczą Ciemności.
Dialog z fi lmu Ingmara Bergmana Siódma pieczęć
Ja rozumiem, że gdybym wam potrafił opowiedzieć o geometrii tych podziemnych zygzaków, to by was bardziej interesowało, bezinteresownie interesowało, że tak powiem. Ale nie potrafię, więc mówię o własnym zawrocie
głowy.
Leszek Kołakowski, Apologia Orfeusza z „Rozmów z diabłem”
tom IV
86
Katarzyna LATAŁA
Osoby (w kolejności pojawiania się na scenie):
ON – 45-letni cwaniak, domorosły mafiozo z niejakim obyciem i aspiracjami
MEF ISTOFELES – pewny siebie typ młodego yuppie; wysportowany, gładko
ogolony; kategorycznie przestrzega procedur urzędowych; odpowiada za Metę
LOU CYFER – z wyglądu włóczęga, lump; lubi sobie wypić, zjeść, poużywać życia, piekielnie inteligentny; odpowiedzialny za formalności Przejścia Na Drugą
Stronę
HIUSTON – osiłek, podobny do ochroniarza mafii rosyjskiej, małomówny, odpowiedzialny za Efekty Specjalne
ZARATUSTRA – podstarzały rockman przypominający Ozziego Osborne’a,
wiecznie naćpany, trochę nawiedzony luzak
STARZEC ADAM – poczciwy i dobroduszny, nieco flegmatyczny, cierpliwie znosi narzekania Ewy, z którą pilnuje Wyjścia Awaryjnego
STARUSZKA EWA – choleryczka, zrzędliwa i wiecznie niezadowolona, ale przywiązana do Adama
ALOJZY WĘŻYK – przebiegły, tajemniczy, sprawia wrażenie, że wie więcej niż
inni; nie wyróżnia się wyglądem, ubrany na szaro
SCENA 1
2013 tom IV
Na scenie: dwa krzesła i prosty stół, na nim staromodny stacjonarny telefon i książka telefoniczna. Po bokach dwoje drzwi. Na jednych napis: Kulisy, na drugich, mniejszych: Wyjście Awaryjne. Światła delikatnie przygasają, ale nic nie wskazuje na rozpoczęcie spektaklu – nie ma dzwonków
ani kurtyna nie idzie w górę. Sztuka powinna zaskoczyć widzów w momencie nastroju oczekiwania na spektakl, gdy zajmowane są jeszcze ostatnie miejsca. Nagle na widowni rozlega się dzwonek telefonu komórkowego. Słychać szamotanie się właściciela w ciemności próbującego wydobyć
hałasujący telefon z kieszeni kurtki. Jego postać nieznacznie iluminowana w półmroku. Światło rozjaśniające się powoli w trakcie trwania pierwszej rozmowy telefonicznej osiąga punkt kulminacyjny pod jej koniec, ale
praktycznie przez cały czas trwania sztuki pozostaje przydymione.
ON Do diabła! Przeklęty zamek, zaciął się! (z trudem wyszarpuje telefon komórkowy, zerka na wyświetlacz i odbiera – jest poirytowany,
rozmawia w tonie impertynenckim) Halo? (słucha) Tak. To ja. (słucha)
Przecież mówię, że ja. (słucha) Jak to czy jestem pewien? (słucha) Jakie
hasło? Jaki pin? Panie, co panu do mojego pinu? (słucha) Aha! (słucha)
Zgadza się. (słucha) Wie pan, to nie najlepszy moment. Właśnie jestem
w teatrze. Przedstawienie zaraz się zacznie, a o co chodzi? (słucha chwi-
lę) Ale... (słucha, na jego twarzy pojawia się zaskoczenie). No co pan,
panie..., panie... A w ogóle to z kim mam przyjemność? (słucha i widać
jak rośnie w nim oburzenie) Czy to jakiś żart? Halo? (potrząsa telefonem) Zenek? Zenek to ty? Skurczybyku... Halo! Halo!
Przez chwilę siedzi wgapiony w komórkę, sprawdza coś, przyciska guziki,
wreszcie rozgląda się dookoła, jakby się upewniał, czy nikt go nie obserwuje; oczywiście uwaga widzów skupiona jest na nim, ale on to ignoruje;
wreszcie dzwoni.
ON Zenek? (słucha) No co się nie odzywasz? No pewnie, że ja! A kto,
Duch Święty? (słucha) To ja się pytam CO? (słucha) Ty nie udawaj głupiego! Nudzi ci się? (słucha) Zenek, czy ty słyszysz, żebym się śmiał?
(słucha) Ja ci zaraz wytłumaczę... (słucha) W teatrze. (słucha) Jak to co
ja tutaj robię. Odchamiać się przyszedłem. Ty się głupio nie śmiej, tobie
by też nie zaszkodziło. (słucha) To długa historia, a ja się muszę streszczać. Zenek, ty lepiej sobie odpuść takie żarty. Dobrze Ci radzę. (słucha) Nie dzwoniłeś? Jak to nie dzwoniłeś? (zaskoczony) Gdzie? (słucha)
W kościele?! A co ciebie tam pognało? (słucha) No to stary moje kondolencje. Ale ty wiesz, co mi się ... (słucha) Nie możesz rozmawiać, to
słuchaj! (słucha) Co babcia, co babcia? Babcia cię przecież już nie usłyszy, nie? (słucha) No! Zresztą moja sprawa też w temacie. Ty sobie wyobraź, że przed chwilą ktoś do mnie na komórkę zadzwonił, żeby mnie
poinformować, że umarłem. Myślałem, że to ty z chłopakami żarty sobie robicie, ale w takiej sytuacji... (słucha) No i co z tego, że na cmentarz
wychodzicie? Babcię i bez ciebie pochowają, ale jak już tam będziesz, to
się porządnie przyglądnij grabarzom przy robocie. Takie przeszkolenie
może ci się przydać. He, he! Nie przerywaj mi, jak mówię! (słucha) No.
Przedstawił się. Imienia nie pamiętam, ale miał takie dziwne nazwisko
– Istofeles, czy jakoś tak? (słucha) Jaki Grek? Po naszemu gadał. Powiedział, że jakbym miał jakieś pytania, to żebym zadzwonił. Chciałem
sprawdzić jego numer w pamięci telefonu, ale zastrzeżony, nie wyświetlił się. Dobre, nie? Jak dopadnę tego żartownisia, to mu nogi powyrywam z... (słucha) Nie! W książce telefonicznej? (słucha) No już dobra,
dobra. Muszę kończyć, bo tu ludzie słuchają. To na razie. Rozgląda się
dookoła, łapie wzrok kilku widzów i tu jest miejsce na improwizację aktora, który w zależności od okoliczności wciąga widza w grę; jakiejś młodej dziewczynie przepraszająco pokazuje, że już będzie cicho, jakiemuś
mężczyźnie wulgarnie daje do zrozumienia, żeby przestał się gapić itp.
Wreszcie spostrzega rekwizyty na scenie – telefon i książkę telefoniczną.
87
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
88
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ON A! To dobre! (wstaje i przeciska się między rzędami ku scenie; sia-
da przy stole i zaczyna kartkować książkę telefoniczną w poszukiwaniu
numeru)
ON Istawiński..., Istebnicki..., Istobalski..., Istocha, Istof... Istofeles.
Istofeles M. Numer telefonu: 666 66 66 (rozgląda się jakby chciał sprawdzić, czy nikt nie oponuje, rozsiada się wygodnie na krześle z nogami na
stole, po czym dzwoni, używając telefonu stacjonarnego, który jest na
stole) Dobry wieczór. Czy pan Istofeles? (słucha) On do mnie dzwonił
przed chwilą... (słucha) Tak. (słucha) No, zgadza się. (słucha) To proszę mnie przełączyć. (słucha) Nie wiem. Ale panie, daj mi pan spokój
z pinami i hasłami! (słucha) Jak to nie mogę. Ten Istofeles powiedział,
żeby zadzwonić, jak... (słucha) Niech będzie. Chętnie poznam żartownisia. Kiedy? (słucha) Jak to zaraz? Ale ja jestem w teatrze... Halo? Halo!
Halo!
Przez chwilę zalega cisza, gaśnie światło; nagle z widowni dochodzi hałas; młody, ociekający wodą mężczyzna w kąpielówkach w palmy, z deską surfingową pod pachą przeciska się do bohatera na scenę.
ISTOFELES Łał... To się nazywa speed. (otrzepuje cieknące od wody włosy) Uuu...
ON (łapiąc się za serce) O cholera! Aleś mnie pan nastraszył!
ISTOFELES (opiera deskę o stół) Słucham pana?
ON (zmieszany reflektuje się) Aha, pan pewnie z obsady? Przepraszam
najmocniej, że przeszkadzam. Musiałem pilnie coś sprawdzić w książce
telefonicznej. Już się stąd wynoszę z powrotem na widownię. Już mnie
tu nie ma.
ISTOFELES Co pan tak ucieka? Przecież chciał pan ze mną rozmawiać.
ON (po chwili wahania, mierząc go wzrokiem) Istofeles?
ISTOFELES Mef dla znajomych. Wybaczy pan mój strój, ale ja wprost
z...
ON Słuchaj Mef, co to za żarty z tym umieraniem?
ISTOFELES A to! Obawiam się, że to nie żarty.
ON (zbliża swoją twarz do twarzy chłopaka) Grozisz mi podrostku?
Kto cię nasłał? Broda? Rudy?
ISTOFELES Kto? Nie znam.
ON Ja nie z takimi sobie radę dawałem. Wypierdkami na sterydach...
co im się wydaje, że tu Las Vegas...
ISTOFELES Nikt mnie nie nasłał. To zwyczajowa procedura. Gdy ktoś
umiera, to trzeba go o tym oficjalnie zawiadomić. Rozumie pan, żeby
uniknąć nieporozumień, żeby nie było szoku i żeby denatowi łatwiej
było przywyknąć do zaistniałej sytuacji.
ON Jakiej sytuacji?
ISTOFELES No do śmierci.
ON A kto umarł?
ISTOFELES No przecież już panu mówiłem, że pan.
ON Zaraz, zaraz niech ja to zrozumiem. Wyszedłem sobie spokojnie
do teatru, a ty mi mówisz, że mnie szlag trafił?
ISTOFELES Co się pan tak wyraża przy ludziach! Nie szlag, tylko zawalik. Serducho nawaliło. Ale niech się pan tak nie przejmuje, umieranie
w końcu ludzka rzecz. Dopada każdego na swój sposób.
ON Ale to jakieś bzdury, przecież ja się czuję doskonale.
ISTOFELES No to chyba normalne w tych okolicznościach, nie sądzi pan?
ON Ale ja byłem, tfu, jestem za młody na zawał.
ISTOFELES Czterdzieści pięć lat, siedzący tryb życia, papieroski, piwko,
golonka, a i stresu, z tego co wiem, nie brakowało. Można się było spodziewać takiego końca.
ON To niemożliwe, przecież ja dwadzieścia lat u lekarza nie byłem.
ISTOFELES No widzi pan, może gdyby pan poszedł, to byśmy tutaj teraz razem nie siedzieli, kto wie?
ON I ja mam tak po prostu uwierzyć, że umarłem?
ISTOFELES To już pańska sprawa. Z doświadczenia wiem, że pogodzenie się z faktem własnej śmierci zajmuje zwykle trochę czasu.
ON Z doświadczenia? To znaczy, że ty też jesteś martwy?
ISTOFELES Niezupełnie.
ON Wiedziałem, że coś kręcisz!
ISTOFELES Nie może być martwy ktoś, kto nigdy oficjalnie nie żył,
przynajmniej w ludzkim tego słowa znaczeniu.
ON Co chcesz przez to powiedzieć?
ISTOFELES Później panu to wyjaśnię.
ON Później to ja nie mam czasu. Na kolację muszę wracać, bo mnie
Danusia ukatrupi, jak się spóźnię. Żona... chyba rozumiesz... E, pewnie
za młody jesteś... na kobiety.
ISTOFELES Ciężki z pana przypadek. Pan już na kolację do domu nie
wróci. Ile razy mam panu jeszcze powtórzyć, że pan umarł.
ON Za idiotę mnie bierzesz? Co jak co, ale własną śmierć bym chyba
zauważył. A ja w żadnym tunelu nie byłem i żadnego światła nie widziałem. (uśmiecha się zadowolony z żartu)
89
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
90
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ISTOFELES Takie słowa o inteligencji nie świadczą. Wręcz przeciwnie.
Na pana miejscu nie żartowałbym sobie z tego tematu. Lepiej niech się
pan pogodzi z faktami i po sprawie.
ON Ja nie mogę być martwy, skoro tu z tobą synku rozmawiam.
ISTOFELES Właśnie to jest dowód. Inaczej nie mógłby pan ze mną rozmawiać.
ON To nie jest żaden dowód.
ISTOFELES Ależ jest i to najlepszy.
ON Jak to?
ISTOFELES Ja nie zajmuję się żywymi.
ON A ja nie zaliczam się do martwych i mogę to udowodnić.
ISTOFELES (rozbawiony) Doprawdy? No to czekam.
ON Danusia! Moja żona... Zadzwońmy do niej.
ISTOFELES Właściwie to niedozwolone. Ale proszę bardzo, dla pana
zrobię wyjątek. Tu jest telefon.
ON Nie dzięki, mam komórkę przy sobie.
ISTOFELES Z komórki się pan już nigdzie nie dodzwoni.
ON Dlaczego?
ISTOFELES Bo to niemożliwe. Jest pan trupem. Pamięta pan?
ON (wyciąga komórkę z kieszeni) Bateria siadła, to wszystko. (używając
telefonu stacjonarnego, wykręca numer do żony, ale nikt się nie zgłasza)
Nie odbiera.
ISTOFELES Widzi pan.
ON Może nie słyszy. Danusia często zostawia telefon w torebce, między tymi wszystkimi swoimi babskimi szpargałami. Wtedy można
dzwonić do usr.... śmi..., wtedy zupełnie nie słychać dzwonka.
ISTOFELES A może pańska żona właśnie identyfi kuje pana zwłoki
w kostnicy?
ON Zamknij się. To wcale nie jest śmieszne.
ISTOFELES Zgadzam się. Śmierć to poważna sprawa. Tak poważna, że
samo wspomnienie o niej wywołuje w ludziach strach, łzy, rozpacz,
smutek. Ja to nawet rozumiem. Bo co człowiek wie na ten temat? Żyje
ze świadomością, że kiedyś przyjdzie stanąć przed tą wielką niewiadomą, że nie ma od tego ucieczki, że nie można się przygotować. Nie
ma przewodników, instrukcji obsługi, nikt nie opracował procedur postępowania w takiej sytuacji... (z udaną przesadą) Szczerze współczuję...
ON Ty Istofeles, nie dam się nabrać na te twoje... Przecież to nie ma
sensu!
META
91
giej fazie pojawiają się wątpliwości. Do głosu dochodzi rozsądek. Stawiając pytania, otwiera pan furtkę do powolnej akceptacji swojego
stanu.
ON Ja nic nie otwieram!
ISTOFELES To dzieje się samo i wynika z ludzkiej natury.
ON Ty mi tu pierdołami głowy nie zawracaj. Ludzka natura, ludzka
natura, co mi do ludzkiej natury. (milczą)
ON Ustalmy fakty. Lepiej mi powiedz, skąd masz takie dziwne nazwisko?
ISTOFELES Z greki.
ON Ha! A jednak Zenek miał rację. Grek. (wspomina) Byłem kiedyś
z żoną na wczasach na Krecie. Straszny upał, żarcie paskudne i co
chwilę kupa gruzów, którą się wszyscy zachwycali. E, nic takiego. Nie
ma jak...
ISTOFELES (ziewa) Wiem. Wiem.
ON Co wiesz?
ISTOFELES Wszystko jest w aktach. Grecja pięć lat temu, potem Majorka, ale najczęściej Międzyzdroje. Przejdźmy do rzeczy. Masz jakieś
pytania, tak?
ON Jeśli umarłem, to dlaczego wciąż jestem w teatrze?
ISTOFELES Bo tutaj się to stało. Ale tak naprawdę to nie znajdujemy się
w teatrze. Ta scena, rekwizyty, widownia, to wszystko to już tylko złudzenie, optyczne, że się tak wyrażę. Żeby złagodzić przejście.
ON Nie w teatrze? To gdzie jesteśmy twoim zdaniem?
ISTOFELES Na Mecie.
ON Na Mecie?
ISTOFELES No tak. Meta – ostatnie miejsce pobytu. Tu się finiszuje.
ON I wszyscy tu trafiają po śmierci?
ISTOFELES Wszyscy.
ON To dlaczego jestem tu sam. Nie wmówisz mi, że na całym świecie
jedynie ja umarłem w tym momencie.
ISTOFELES Oczywiście, że nie! Tylko, że każdy ma inną Metę. Rozumie pan?
ON Nic a nic.
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ISTOFELES Oho, widzę, że wkraczamy w drugą fazę.
ON Jaką fazę?
ISTOFELES Pierwsza faza to oczywiście kategoryczna negacja. W dru-
92
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ISTOFELES Jedni umierają w szpitalu, inni na ulicy. Meta jest dopaso-
wana do indywidualnych potrzeb klienta, jeśli mogę się tak wyrazić,
czyli do okoliczności jego śmierci.
ON A ja kitnąłem w teatrze, dlatego moja Meta to teatr?
ISTOFELES Dokładnie tak.
ON Czy ja też jestem tym no... złudzeniem?
ISTOFELES Pana ciało jest.
ON Czy to znaczy, że jestem duchem?
ISTOFELES Duchy! Kto dzisiaj jeszcze wierzy w duchy? Takie przesądy
w pana ustach?
ON Przed chwilą powiedziałeś, że moje ciało jest złudzeniem.
ISTOFELES Ale nie duchem. Do tej pory nie zdołano naukowo udowodnić istnienia duchów. A złudzenia są na porządku dziennym i z łatwością możemy je wyjaśnić. To kontrasty, cienie, kolory, które tworzą
w umyśle obraz.
ON Więc nie jestem duchem. (wyraźnie przestraszony) Napiłbym się
czegoś mocniejszego.
ISTOFELES Już się robi. Co by to była za Meta bez środków znieczulających! To zupełnie naturalne, że człowiek potrzebuje wsparcia w tak
trudnym momencie. (śmieje się) O proszę, Johny Walker, Śliwowica
Łącka, wino marki wino, koniaczek... A może papieroska na uspokojenie albo jakiś mocniejszy dopalacz: marihuana, kokaina, ekstasy? Co
sobie szanowny pan życzy?
ON A piwo jest?
ISTOFELES Jest.
ON To piwko. Jeśli można.
ISTOFELES (nalewa piwa do kufla i podaje bohaterowi) Voilá! (bohater
wypija duszkiem)
ON To jakieś francuskie?
ISTOFELES Francuskie?
ON No to „wułala”? Bo ja wolałbym jakieś krajowe z pianką...
ISTOFELES Krajowe, krajowe! Niech pan śmiało pije. (pije duszkiem)
ON A potem?
ISTOFELES Potem?
ON No gdzie się trafia z Mety?
ISTOFELES A gdzie by się pan spodziewał wylądować?
ON W niebie? W czyśćcu?
ISTOFELES No co też! Przecież pan nie wierzył w takie bzdury za życia.
META
93
sprawa.
ON Chcesz mi wmówić, że po śmierci trafia się do nicości? W próżnię?
ISTOFELES Nie powiedziałem, że to jest nicość. NIGDZIE to nie to samo
co NIC. W nicości nie ma nic, jest pustka absolutna. Nie nazwałbym
pustką przestrzeni, która zawiera osoby i sprzęty.
ON Jakie osoby?
ISTOFELES Pana, mnie.
ON To jakby pan to nazwał?
ISTOFELES Nijak. To nie ma nazwy.
ON Wszystko ma swoją nazwę, inaczej tego nie ma.
ISTOFELES Czy zanim odkryto elektryczność i ją nazwano, ona nie
istniała? Sam pan widzi, że to nie takie proste. To co, ma pan jeszcze
jakieś pytania?
ON Już sam nie wiem. Głowa mi pęka... Może po tym piwie...
ISTOFELES Przystąpmy więc do formalności.
ON Jakich formalności?
ISTOFELES Musi się pan zapoznać z warunkami przejścia, wypełnić
Formularz Migracyjny i złożyć podpis w stosownym miejscu.
ON O co to to nie. Niczego nie będę podpisywał.
ISTOFELES Musi pan. Inaczej nie przyznają pinu ani nawet hasła dostępu. Takie są procedury i tutaj żadnych wyjątków nie było i nie będzie
jak świat światem.
ON Bez łaski. Nie muszę nigdzie się stąd ruszać. Nawet mi się tu podoba. Wszystko jest. Jeszcze, żeby się dało skombinować jakiś telewizorek... Jak widzisz, ja nie mam zbyt wygórowanych wymagań, ale nikt
mi nie będzie mówił, co muszę, a czego nie muszę!
ISTOFELES I znowu się pan myli. Musi pan opuścić to miejsce. Każda
Meta ma swój termin ważności, a potem...
ON Co potem?
ISTOFELES Tego nie mogę panu zdradzić. To jedna z tajemnic eschatologicznych. A zmieniając temat, zna się pan na komputerach?
ON Liznąłem tego i owego, a co?
ISTOFELES Ujmijmy to tak: Meta jest jak próbna wersja programu,
unieważnia się samoistnie po upływie określonego czasu.
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ON No to gdzie? (ze strachem)
ISTOFELES Nigdzie.
ON Jak to nigdzie. Nigdzie, czyli gdzie? Idiotę ze mnie robisz?
ISTOFELES Nawet przez myśl by mi nie przeszło, to zbyt poważna
94
Katarzyna LATAŁA
ON Jakiego czasu?
ISTOFELES Tego nie wie nikt, więc dla własnego dobra lepiej niech pan
przestrzega procedur, bo nie wiadomo, ile zostało panu czasu.
2013 tom IV
ON A ja mówię, że i tak nie podpiszę!
ISTOFELES No niechże pan będzie rozsądny. Nie jest pan ciekawy, co
tam na pana czeka?
ON A ty nie mógłbyś mi tego jakoś przybliżyć, co? Rozłożyć tu przede
mną katalogi jak w biurze podróży, żebym mógł dokonać świadomego
wyboru. W końcu jestem człowiekiem i mam wolną wolę. Czyż nie?
ISTOFELES (niecierpliwi się) Obawiam się, że ważność wolnej woli wygasła wraz z pana życiem. Teraz może pan sobie nią tyłek podetrzeć!
ON No i po co się denerwować?
ISTOFELES Przecież panu powiedziałem, że takie są procedury i nic na
to nie można poradzić.
ON Ty się spodziewasz, że ja tak po prostu uwierzę w swoją własną
śmierć i podpiszę wszystko co mi podsuniesz?
ISTOFELES Mam to panu udowodnić?
ON Tak, inaczej nie uwierzę i to ty będziesz mógł sobie podetrzeć tyłek
swoimi formularzami.
ISTOFELES (wyciąga z kieszeni kąpielówek złożony dokument) To jest
pański akt zgonu wystawiony wczoraj wieczorem przez lekarza dyżurnego pogotowia ratunkowego dzielnicy Śródmieście. Przepraszam,
trochę się pomoczył...
ON Wczoraj? Chcesz mi powiedzieć, że jestem martwy już od dwudziestu kilku godzin?
ISTOFELES Dwudziestu pięciu godzin, piętnastu minut i trzydziestu
dwóch sekund, dokładnie.
ON (przygląda się dokumentowi, po czym rzuca go na podłogę) To żaden dowód. Podróba i tyle.
ISTOFELES No dobra. Zrobię dla pana jeszcze jeden wyjątek. Niech pan
dzwoni.
ON Do kogo?
ISTOFELES A do kogo pan chce. Niech pan zadzwoni i zapyta, kiedy
pogrzeb.
ON To idiotyczny pomysł. Dzwoniłem do Zenka, zanim tu przyszedłeś.
ISTOFELES I co?
ON I nic. Pogadaliśmy chwilę.
ISTOFELES On jeszcze mógł nie wiedzieć o pana śmierci. No dalej
niech pan dzwoni do żony. Kto jak kto, ale ona chyba będzie najlepiej
poinformowana o pana śmierci. Co strach pana obleciał?
ON (wykręca numer) Dobry wieczór. Danu.., pani Danuta? Czy zastałem męża? (chwilę słucha, po czym zdruzgotany odkłada słuchawkę) Pogrzeb w środę o 15:00 na cmentarzu miejskim.
ISTOFELES Widzi pan?
ON (zaczyna szlochać) To niemożliwe. Ja nie mogę być martwy, nie
mogę... Tyle planów... W piątek miałem grilla robić, sąsiedzi zaproszeni, alkohol kupiony... Za miesiąc nowa BM-ka do odebrania, full
wypas – grafit, metalik, skórzane siedzenia; na Sylwestra w góry..., na
narty... A teraz, co? Co z moją hurtownią? Cały biznes szlag trafi! A rodzina? Jakże ja ich tak zostawię? Co teraz? Mef, co teraz? Nie dałoby się
jakoś tego odkręcić?
ISTOFELES Co, cudowne zmartwychwstanie?
ON No na przykład.
ISTOFELES Chyba pan zwariował. Prawie nikomu się to jeszcze nie
udało.
ON Prawie?
ISTOFELES No mówi się, że był taki jeden dawno temu. Ale kto wie,
czy to prawda. Nawet jak był, to wyjątek, który potwierdza regułę. Nie
ma o czym rozmawiać.
ON Nic nie rozumiesz! Ja tak nie mogę... (zaczyna płakać)
ISTOFELES Wiem, że to niełatwe. Niech mi pan zaufa, zrobi, co mówię,
i oszczędzi sobie cierpienia.
ON (ociera łzy, otrząsa się) No dobra, Istofeles, to pokaż mi te formularze.
ISTOFELES To już nie moja działka.
ON A czyja?
ISTOFELES Mojego kumpla. Wkrótce pan go pozna. Lou zajmuje się
papierkową robotą. On tu jest od pinów, kodów, szyfrów, haseł. Zawsze
był dobry w liczbach, dlatego ma ksywkę Cyfer. Niech się pan nie da
zwieść wyglądowi. Gość ma niezwykle wysokie IQ.
ON Co?
ISTOFELES Poziom inteligencji. Jeśli się mogę tak wyrazić, hi, hi, on
jest piekielnie inteligentny, hi, hi. Niech się pan nie martwi, zostawiam
pana w dobrych rękach. Lou zna życie ziemskie od podszewki, świetnie
się dogadacie. (podnosi się do wyjścia) To na mnie już czas!
95
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
96
Katarzyna LATAŁA
ON A ty gdzie?
ISTOFELES Przykro mi, ale chwilowo muszę pana opuścić. Obowiązki
wzywają.
ON To znaczy, że jeszcze się zobaczymy?
ISTOFELES Prawdopodobnie.
ON A ten Lou, kiedy przyjdzie?
ISTOFELES Lada moment. Już tu powinien być.
ON A co ja mam w tym czasie robić.
ISTOFELES Niech się pan czymś zajmie. Nie wiem, nekrologi poczyta,
tam za barem są gazety. (śmieje się) Przepraszam, niewybredny żart.
No to na razie. (zabiera deskę i oddala się)
ON Na razie, na razie. (markotny zostaje przy stole)
SCENA 2
Słychać potężny huk, na scenę wtacza się wypełniony rupieciami supermarketowy wózek na zakupy, za nim wpada Lou w obszarpanym, poplamionym płaszczu; przewraca się jak długi u stóp bohatera.
2013 tom IV
LOU Żeby to jasna cholera.
ON Lou?
LOU (wstaje, raczej gramoli się powoli i podaje bohaterowi rękę na po-
witanie) Cyfer jestem. Przepraszam za spóźnienie. Zatrzymała mnie...
(z dwuznacznym naciskiem) jedna sprawa... nie cierpiąca zwłoki. Młode
zwłoki nie cierpiące zwłoki. (siada przy stole) Bidulka taka wystraszona. Całe ciało, rozumiesz pan, roztrzęsione. (zapomina się) Pierś faluje... – takiej dorodnej pary cycuszków dawno nie widziałem. No więc,
tak faluje, wie pan, unosi się i opada. Unosi się i opada. A usta jakie,
panie! Takich wprawnych ust to ja w życiu nie spotkałem. Ta dzisiejsza
młodzież, trzeba przyznać, coraz bardziej wyedukowana. (dopina rozporek nonszalancko)
ON Panie Cyfer!
LOU W skrócie – dziewucha jak rzepa. Ale o czym to ja?
ON Że wystraszona.
LOU Nie ma się co dziwić, jakby pan miał 20 lat, też by się pan nie
spodziewał życia kończyć. A tu tak niewiele trzeba! Śliska nawierzchnia, niesprawny układzik hamulcowy, słup nie w tym miejscu, co trzeba i gotowe. Ej kruchutkie to życie ludzkie, kruchutkie. (kiwa głową ze
współczuciem) No i tak jakoś zeszło mi z nią, rozumie pan, musiałem
utulić, łzę osuszyć. Zresztą dzisiaj wyjątkowy ruch. Weekend, za dużo
wolnego czasu – nietrzeźwi kierowcy na drogach, samobójcy. (badawczo przygląda się bohaterowi) A pan?
ON Ja?
LOU Przecież nie ja! No co z panem?
ON (zastanawia się chwilę) Właściwie to sam już nie wiem.
LOU Aaa.. rozumiem.
ON Nazywam się...
LOU Nie trzeba, nie trzeba! (wygrzebuje z wózka dokumenty) Ja tu
wszystko mam. (przegląda je) Aha. (co chwilę zerka badawczo na bohatera) Zawalik. (zerka) No i mamy jasność.
ON To znaczy?
LOU Czysta formalność. Wypełniamy formularzyk, egzekwujemy podpisik, przyznajemy pin, ustalamy hasełko, logujemy pana do systemu
i gotowe.
ON Logujemy gdzie?
LOU Do systemu. Porządek musi być. My tu prowadzimy bardzo skrupulatną ewidencję wszystkich migrantów. Nikt tak sobie nie przejdzie
na drugą stronę bez naszej wiedzy.
ON My? To was jest tu więcej.
LOU Omawianie struktur z kandydatem do przejścia jest surowo wzbronione. Przykro mi. (daje bohaterowi znak palcem, żeby się zbliżył) Ale
zdradzę panu, bo wyglądasz pan na równego chłopa, że na brak towarzystwa nie narzekam. (mruga porozumiewawczo) No, ale do rzeczy.
Im szybciej, tym lepiej dla pana. (wygrzebuje z rupieci laptop i włącza
go) Strasznie tu duszno. (wierci się na krześle)
ON Ja nic nie czuję.
LOU A to dobre, nic nie czuje, ha, ha. (zanosi się śmiechem) To się panu
udało.
ON Nie widzę w tym nic śmiesznego.
LOU No nie bądź pan taki sztywniak. (wybucha jeszcze głośniejszym
śmiechem)
ON (nieporuszony) Co?
LOU Nie złapał pan? Nic nie czuje...? Sztywniak...?
ON To wcale nie jest zabawne.
LOU (ociera łzy ze śmiechu) No dobra dosyć tych żartów. (wierci się)
Tak mnie jakoś suszy.
97
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
98
Katarzyna LATAŁA
ON Tam jest barek. Napije się pan czegoś?
LOU Myślałem, że pan nigdy nie zaproponuje. Koniaczek będzie w sam
raz. (ON nalewa koniaku)
2013 tom IV
LOU I jak się panu podoba na Mecie?
ON Gdybym tu nie umarł, to nie byłoby najgorzej. (podaje Lou drinka)
LOU No niechże się pan rozchmurzy. Co się stało, to się nie odstanie.
Wszyscy kiedyś muszą umrzeć. Jak to ktoś mądrze streścił: życie jest
chorobą śmiertelną.
ON Wypełniajmy już ten formularz, dobrze?
LOU W porządku. (klika w klawiaturę) Część pierwsza. Ustalenie tożsamości. To test wyboru. Ja będę czytał pytania i odpowiedzi, a pan
tylko wskaże właściwą: a, b lub c. Jasne?
ON Tak.
LOU Po skończonej pracy w hurtowni zwykle:
a) jechałem prosto do domu
b) jechałem do Bożenki, mojej sekretarki
c) jechałem na ryby
ON Co to ma znaczyć?
LOU No niechże pan będzie rozsądny, szkoda czasu na zabawę w chowanego. Przecież to nie urząd skarbowy ani przesłuchanie na policji.
My tu wiemy, jak zadbać o dyskrecję, więc proszę krótko: a, b, c.
ON (poddaje się) A!
LOU (klika) Odpowiedź A! Następne pytanie. Od Rudego kupowałem
zwykle:
a) działkę kokainy
b) ryby wędzone
c) nie znam takiej osoby
ON C!
LOU (podejrzliwie) Słucham?
ON Nie znam żadnego Rudego.
LOU (klika) Aha C! Idźmy dalej. Własną działalność gospodarczą założyłem, aby:
a) wyjść ze szlachetną inicjatywą w okresie nasilonego bezrobocia
w regionie
b) prać brudne pieniądze
c) hodować ryby
ON Odpowiedź A!
LOU Na pewno A?
META
99
ON Co pan sugeruje?
LOU Nic nie sugeruję. Tylko upewniam się, że pan wybrał właściwą
odpowiedź.
świat:
a) przez pomyłkę
b) bo nie chciał mi oddać pieniędzy
c) żeby odebrał dostawę ryb
ON Skąd o tym wiecie? To był wypadek... Najpierw wpadł Zenkowi do
bagażnika, a potem, w tym lesie, nadział mu się na nóż.
LOU 16 razy?
ON Tak nieszczęśliwie...
LOU A mówią, że nieszczęścia chodzą po ludziach parami. Nie wiedziałem, że teraz grasują szesnastkami. Co za czasy! A więc odpowiedź A?
ON Tak.
LOU (klika) Ej chyba pan coś pokręcił!
ON W którym pytaniu?
LOU We wszystkich. (grozi palcem) Kłamczuszek z pana...
ON Niech się pan liczy ze słowami. Co do moich odpowiedzi – to wersja oficjalna i takiej się będę trzymał. Może jeszcze kieliszeczek koniaczku?
LOU Nie odmówię.
ON (dolewa) Nie musimy być tacy szczegółowi, prawda?
LOU (delektuje się koniakiem) Wyborny. Wyborny.
ON To jak będzie z tą dokładnością panie Lou?
LOU Ależ niech pan nie będzie dzieckiem. Przed nami nic się nie
ukryje. A z tych danych wynika, że umarł pan 10 lat temu, nazywa się
pan Marian Stokrotka i był pan przewodniczącym kółka różańcowego
we wsi Niemrawa Głucha aż cztery kadencje. (wybucha) Obaj wiemy, że
kłamał pan jak z nut. Niech się pan przyzna!
ON Nie ma mowy! Do niczego się nie przyznam!
LOU Czy to pana ostateczna decyzja?
ON Tak.
LOU I nic pan nie chce zmienić w zeznaniach?
ON Nie!
LOU Jest pan pewien?
ON (niepewnie) Tak.
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ON Oczywiście, że właściwą.
LOU Zatem A. I ostatnie pytanie: Mariana P. wysłałem na tamten
100
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
LOU W takim razie ENTER! (zamaszyście wciska Enter) Potwierdzo-
ne. Teraz komputer przetworzy wszystkie dane i poda wynik. O jest!
Hmm, to ciekawe..., bardzo ciekawe..., ale jakże do pana podobne.
ON Co pan ma na myśli?
LOU Krętactwa są w pańskim stylu.
ON Jakie krętactwa, jakie krętactwa? Co panu tam wyskoczyło?
LOU Nie ma się co złościć. Mam dobrą wiadomość. Zaliczył pan test
na tożsamość.
ON Co to znaczy?
LOU To znaczy, że z całą pewnością jest pan sobą.
ON Tyle to sam mogłem panu powiedzieć.
LOU Procedury, proszę pana, procedury. Nie zawsze się z nimi zgadzam, ale co poradzić. No to co, może napijemy się koniaczku, żeby
uczcić pomyślny wynik testu?
ON Ja dziękuję. Wolę być trzeźwy, ale pan niech się nie krępuje. (dolewa Lou koniaku)
LOU (rozgląda się po Mecie) A przekąska by się tutaj jakaś znalazła? Umieram z głodu, a pan! (parska śmiechem) A to dobre! Umieram... he, he...
ON (urażony) Pękam ze śmiechu. Skąd mam wiedzieć, czy tu jest coś
do jedzenia, czy nie?
LOU To pańska Meta.
ON Ja sobie jej nie wybierałem.
LOU Fakt! (po chwili) Niedawno byłem u gościa, który wyciągnął kopyta na weselu.
ON Nie gadaj pan, na weselu? Swoim?
LOU Nie swoim, ale ładny numer wykręcił młodej parze, co? I to na
samym początku imprezy.
ON A co się stało?
LOU Wylew. Śmierć na miejscu. To było góralskie wesele. Ubili świniaka, narobili wędlin, baby ciast napiekły. Stoły się uginały. Sałatki, bryndze, smalczyki, pieczenie. Same swojskie przysmaki. Żarcia jak dla
pułku, mówię panu. No i samogon własnoręcznie pędzony przez ojca
panny młodej. To dopiero była Meta. W takich warunkach od razu się
inaczej pracuje!
ON Ale chyba ta moja Meta nie jest aż taka zła? Koniaczek jest! Wystrój wnętrza – teatralny.
LOU To prawda. Nie jest źle. Zwykle to jakiś sterylny szpital. Ponure
kolory i niedobrze się robi od smrodu środków dezynfekujących. Ale
najgorzej, jak trzeba z topielcem formalności załatwiać. Przydzielają
takiemu z urzędu łódkę, ponton albo tratwę jako Metę. A wie pan, jak
niewygodnie z całym sprzętem na takiej Mecie. Eh, co robić?
ON Każda robota ma swoje plusy i minusy.
LOU No właśnie! My tu gadu gadu, a obowiązki czekają. Skoro ustaliliśmy już, że pan to pan, możemy przystąpić do zaznajomienia pana
z Warunkami Przejścia na Drugą Stronę.
ON Słucham.
LOU (odczytuje) Nieodzownym Warunkiem Przejścia jest:
– potwierdzona testem tożsamości identyfikacja denata,
– zapoznanie się denata z Warunkami Przejścia,
– poprawne wypełnienie Formularza Migracyjnego,
– pisemne wyrażenie zgody na przetwarzanie danych osobowych
w celach marketingowych,
– przyznanie pinu,
– wylosowanie hasła,
– uiszczenie opłaty w wysokości jednego grosza,
– poprawne zalogowanie denata do systemu.
Ponadto każdy denat zobowiązany jest do ścisłego przestrzegania
przepisów ruchu drogowego, przepisów BHP, przepisów babci Balbiny
oraz...
ON Że co?
LOU Co co?
ON To ostatnie zdanie... o tych przepisach...
LOU Tak?
ON Nie ma sensu.
LOU Niech mi pan nie przerywa! Jeszcze nie skończyłem czytać.
ON Aha.
LOU ... przepisów yhy, yhy, yhyhy... oraz niepodważania żadnego z wyżej wymienionych Warunków Przejścia Na Drugę Stronę. Jasne?
ON To jest bez sensu!
LOU A, A, A! Niech pan uważa na słowa. Cytuję: „oraz niepodważania
żadnego z wyżej wymienionych Warunków Przejścia Na Drugę Stronę”. Koniec cytatu.
ON Ja nie podważam. Ja nie rozumiem.
LOU Czego pan znowu nie rozumie?
ON No na przykład, dlaczego mam przestrzegać przepisów ruchu drogowego?
101
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
102
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
LOU Bo przechodzi pan NA-DRU-GĄ-STRO-NĘ! Przecież nawet dziec-
ko wie, że jak się przechodzi na drugą stronę, to albo na zielonym świetle, albo na pasach, że trzeba się dokładnie rozglądnąć, sprawdzić, czy
nic nie nadjeżdża i że złamanie tych przepisów grozi wypadkiem, ciężkim okaleczeniem ciała lub nawet śmiercią.
ON No już dobrze, dobrze. Czy możemy przejść do wypełniania formularza?
LOU To moja ulubiona część! Chwileczkę... (przez dłuższą chwilę szpera w wózku pełnym rupieci) O jest! (wydobywa ołówek i pomięty formularz, rozprasowuje go dłonią na stole) No niech pan tu siada i wypełnia,
a ja sobie koniaczku naleję. Jakby pan miał jakieś pytania, niech pan
wali. Śmiało.
ON A co to takie poplamione?
LOU A zabrakło mi papieru śniadaniowego i kanapkę sobie zawinąłem. Ale niech się pan nie przejmuje drobiazgami, estetyka nie ma tutaj
najmniejszego znaczenia.
ON (czyta na głos) Imię i nazwisko... (wypełnia) Data i miejsce urodzenia (wypełnia) Płeć: Kobieta, Mężczyzna, (w nawiasie) – niepotrzebne
skreślić.
LOU (zerka bohaterowi przez ramię) A co pan tam skreśla?
ON No skreślam niepotrzebne, czyli „Mężczyznę”. To chyba oczywiste!
LOU Właśnie nie!
ON (rozdrażniony) A po co mi tu jakiś facet. Ja zdecydowanie jestem
zorientowany na panie. Żadnego poświadczenia męskości nie potrzebuję i potrzebował nie będę.
LOU Tu chodzi o pana płeć.
ON Na pewno?
LOU Na 100%. Sam układałem ten formularz.
ON To całkowicie zmienia postać rzeczy. (wypełnia i czyta dalsze punkty) Pochodzenie (wypełnia). Wyznanie. Panie Cyfer, ja nie mam nic do
wyznania!
LOU Wyznanie, czyli religia. W co pan wierzył za życia.
ON A! (chwilę myśli, wreszcie wypełnia) Gotowe!
LOU A podpisał się pan?
ON Nie!
LOU To na co pan czeka?
ON Nie mam okularów. Tu jest gwiazdka, a pod nią coś napisane
strasznie małymi literami. Nie wiem co.
META
103
nie pańskich danych osobowych. Takie tam zwyczajowe banialuki. No
niech pan podpisze i miejmy to z głowy.
ON (waha się) A bez podpisu by tak nie można?
LOU Nie ma mowy! (wskazuje na formularz) No dalej! Przecież to taka
bzdurka.
ON Bzdurka? Jak brałem swoją komórkę na abonament, też była taka
bzdurka drobnym maczkiem z gwiazdką. A potem się okazało, że co
miesiąc przez dwa lata musiałem bulić jakieś cholerne ubezpieczenie
za telefon.
LOU To nie ziemski padół.
ON Padół, nie padół. A ja wiem, że nawet w najmniejszej pipidówie
człowieka by oszukali, naciągnęli, sprzedali za ostatnią koszulę.
LOU No niechże pan nie będzie uparty i podpisuje, ale już!
ON Nie podpiszę!
LOU Nie jest pan ciekawy, co tam na pana czeka? Czego się pan obawia?
ON Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. A w takiej sytuacji...,
chyba pan rozumie...
LOU Nic a nic.
ON Słyszało się to i owo.
LOU To znaczy co?
ON No o tych cwaniakach z piekła rodem, co dybią na duszę, podsuwają jakieś podejrzane cyrografy do podpisania... Człowiek podpisik
złoży i upieczony.
LOU Co za przesądy. Dwudziesty pierwszy wiek, a pan mi tu o piekle
nawijasz.
ON A jeśli to prawda?
LOU Wnioskując z tego, jak pan wypełnił formularz, to nie ma się pan
czego obawiać. Sumienie czyste jak łza dziewicy. (śmieje się szyderczo)
Poza tym przecież pan nigdy nie wierzył w duszę.
ON I co z tego?
LOU Jeśli się uważa, że dusza nie istnieje, to nie można jej stracić. To
logiczne, nie? Więc nie ma się czego bać.
ON Niby tak, ale to nie ma nic do rzeczy. Ja po prostu wolałbym nie
podpisywać.
LOU (wściekły) Podpisze pan. To tylko kwestia czasu! (dzwoni z telefonu stojącego na stole) Hiuston mamy problem! (słucha) Tak. Czekam.
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
LOU To standardowa formuła, że wyraża pan zgodę na przetwarza-
104
Katarzyna LATAŁA
ON (zaniepokojony) Hiuston? Co za Hiuston?
LOU Nasz ekspert od Efektów Specjalnych. O wilku mowa! (Hiuston
wchodzi na scenę z zaplecza i staje w milczeniu przy Lou) To co robimy?
HIUSTON (ostentacyjnie łamiąc kostki w pięściach) Nie ma się co pa-
tyczkować, trzeba szybko załatwić sprawę.
2013 tom IV
ON O czym on mówi?
LOU Sam tego chciałeś. Hiuston energicznie podchodzi do bohatera,
sięga pod marynarkę i nagłym ruchem wyciąga pilota, którym gasi światło. Na chwilę zapada cisza.
ON I co? Ja się nie boję ciemności. Z ciemności zaczyna dobiegać
śmiech, najpierw pojedynczy, potem dołączają następne; już po chwili
słychać salwy śmiechu i kpiny.
ON (mniej pewnie) Z czego się śmiejecie? Kto tu jest? Co się dzieje?
Nagle w ciemności ostre punktowe światło reflektora oświetla tylko postać bohatera, który stoi na środku sceny zupełnie nago. Nadal słychać
salwy szyderczego śmiechu.
ON Podpiszę, podpiszę, tylko nie wystawiajcie mnie na pośmiewisko.
Panie Lou! Hiuston! Cyfer!
LOU (wyłania się z zaplecza z formularzem i ołówkiem; podsuwa go bohaterowi) Nie ma potrzeby tak krzyczeć. (ON podpisuje) Hiuston, wystarczy. Światła się zapalają, jaskrawe oświetlenie znika z ciała bohatera, który w pośpiechu zakłada na siebie ubrania rozrzucone na podłodze
koło stołu.
ON Co teraz ze mną będzie?
LOU Grał pan kiedyś w Scrabble?
ON A co to ma do rzeczy? (Cyfer wygrzebuje z rupieci Scrabble, rozkłada planszę na stole i podaje bohaterowi woreczek do losowania liter)
LOU Niech pan losuje?
ON Co to ma znaczyć?
LOU Niech pan losuje 6 liter, z których ułoży pan hasło na planszy.
Liczba punktów będzie pańskim PIN-em.
ON Ale...
LOU Niech pan losuje litery. (ON losuje 6 liter)
ON I, O, Ł, P, E, K
LOU A teraz niech pan ułoży z nich jakiś wyraz.
ON (zastanawia się) Pio... nie to bez sensu... kieł... pieł... pieło... Mam!
Piekło! Piekło?
LOU PIEKŁO to pana hasło. Niech pan ułoży litery na planszy i policzy
punkty.
ON 28
LOU Teraz jeszcze tylko pan się musi zalogować. Pójdzie pan za kulisy, zejdzie do podziemi schodami i poszuka zielonych drzwi z napisem
PIEKŁO. Niech się pan nie przestraszy – wejścia pilnuje pies.
ON Wiem, Cerber!
LOU Gdzie tam, Pikuś. Przy drzwiach będzie domofon. Wbije pan
PIN, wrzuci grosz, a potem wejdzie do środka. Zrozumiał pan?
ON Tak. Pies, domofon, PIN i opłata. A co jest za tymi drzwiami?
LOU Tego nie wie nikt.
ON Piekło?
LOU Piekło? Jakie piekło?
ON No bo na drzwiach tak jest napisane.
LOU To tylko pańskie hasło, napis na drzwiach. Nie ma powodów do
niepokoju.
ON Wie pan, tyle się człowiek nasłuchał o tym piekle...
LOU A czymże jest piekło?
ON Cierpieniem.
LOU A nie mało cierpienia na co dzień? Znasz pan kogokolwiek, kto
by nie doznał bólu fizycznego i psychicznego za życia? Wojny, głód,
zdrady, choroby – co więcej można jeszcze zafundować ludzkości? Co
straszniejszego mogłoby się kryć pod pojęciem piekła? Ma pan jakiś
pomysł?
ON Ale ja nie chcę do piekła. Tam płacz i zgrzytanie zębów, tortury,
przypiekanie na wolnym ogniu, smażenie w kotłach. (przerażony) Panie Cyfer ja się niczego tak nie boję jak bólu. A poza tym nie zasłużyłem na wieczne potępienie. Może na małą naganę, jakąś lżejszą karę...
W końcu aniołkiem nie byłem. Przyznaję. Zrobiło się to i owo. No, ale
człowiek jest tylko człowiekiem. Pan musi mnie rozumieć. Z pana równy gość. Panie Cyfer...
LOU Rozumiem, rozumiem. Mówię panu, że nie ma się czego bać.
ON Daje pan słowo?
LOU No niech pan już idzie! A i ja muszę znikać. Do wieczora jeszcze
102 Mety muszę obskoczyć. Cholera! Jak się z każdym będę tak patyczkował jak z panem, to nadgodziny mi wlepią.
105
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
106
Katarzyna LATAŁA
SCENA 3
2013 tom IV
Słychać ujadanie psa. Bohater stoi przed drzwiami z napisem PIEKŁO,
dobija się do nich, odganiając jednocześnie od nogi psa, którego publiczność nie widzi, ale słyszy jego ujadanie i warczenie.
ON A idźżeż ty kundlu. Do budy! Do budy! Nagle drzwi się otwierają, do ujadania dołącza głośna muzyka heavy-metalowa dobiegająca
z wnętrza; w uchylonych drzwiach bez słowa staje już niemłody mężczyzna – typ Ozziego Osborne’a w niedbałym, czarnym rockmeńskim ubraniu; wygląda jakby był na hayu.
ZARATUSTRA (sennym głosem zwraca się do niewidzialnego psa) Pikuś
do nogi. Waruj. Dobry piesek. (pies najwyraźniej przestaje dokuczać
bohaterowi; szczekanie cichnie)
ON Dzień dobry. (mężczyzna nie odpowiada)
ON Cześć? (brak reakcji) Pochwalony? (brak reakcji) Sie ma? (mężczyzna nadal milczy)
ON Ja od Cyfra. Wcisnąłem PIN, jak mi kazano, ale grosza przy sobie
nie mam. (wyciąga z kieszeni spodni plik banknotów) Same papiery. Nie
wiedziałem, że to chodzi o monetę jednogroszową. Problem w tym, że
ja nigdy nie noszę przy sobie drobniaków, wie pan, ze względów prestiżowych, nie lubię jak mi po kieszeniach dzwoni jak jakiemu obdartusowi... (reflektuje się) O przepraszam! Ja nie miałem nic złego na myśli...
ZARATUSTRA Grosza przy duszy nie ma? To nie przejdzie.
ON Przecież mówię, że mam nawet więcej, tylko w banknotach.
ZARATUSTRA (przymyka za sobą drzwi, jakby nie chciał, by ktoś ich
usłyszał; dzięki temu-muzyka znacznie przycicha) A towar ma?
ON Jaki towar?
ZARATUSTRA Świeży.
ON Ale ja nic o żadnym towarze nie wiem.
ZARATUSTRA Cyfer nie dał?
ON Nie. Tylko PIN i hasło.
ZARATUSTRA Zawsze nam coś z Mety przemyca. Taki układ.
ON Układ?
ZARATUSTRA No bo skąd na tym zadupiu mamy wziąć? Tu nawet trawy
nie ma. Tu nie ma nic. Wszystko trzeba kombinować z Met. Cyfer dobrze o tym wie. Nie ma towaru, nie ma układu, tako rzecze Zaratustra.
ON Jaka Zaratustra?
ZARATUSTRA No ja.
META
107
nie później przyśle ten towar. Może zapomniał..., a ja się tutaj muszę
zalogować.
ZARATUSTRA Zapomniał? Cwaniak włóczy się po Metach jak smród
po gaciach i używa, czego dusza zapragnie, to ma wszystko inne w d....
Nie ma towaru, nie ma logowania, tako rzecze Zaratustra. (chce zatrzasnąć bohaterowi drzwi przed nosem, ale ten w porę reaguje, wsuwając
stopę między futrynę)
ON To co ja mam teraz zrobić?
ZARATUSTRA A czy to mój problem?
ON Przecież jakbym wiedział, to bym przyniósł ten towar.
ZARATUSTRA Bez grosza przy duszy i tak pan nie wejdzie. Zresztą
miejsca nie ma. Przeładowani jesteśmy. Zwłaszcza odkąd te nowe przepisy wprowadzili tyle się nam tej hołoty nazłaziło. Przy siedmiu na
brak ruchu nie narzekaliśmy, a przy czternastu, wyrobić nie możemy.
ON Jakie przepisy?
ZARATUSTRA Grzechy główne, człowieku, z księżyca spadłeś? No tylko wam współczuć tam na ziemi. Bo co to za życie na samych ograniczeniach.
ON O czym pan mówi?
ZARATUSTRA O przyjemnościach życiowych. Wszystkie zakazane.
Zajarać nie można, wypić nie można. Rzucisz papierek na ulicy, zwiniesz kumplowi żonę, doniesiesz na sąsiada, pożyczysz furę z parkingu
– grzeszysz! Niedługo nawet pierdnąć sobie człowiek nie będzie mógł
bezkarnie.
ON Co prawda, to prawda. Nie ma łatwo.
ZARATUSTRA Ej, daliście się wyrolować z tą wolną wolą. Niby wybór
należy do ciebie, ale pozwól sobie człowieku, a już cię tam wiecznym
potępieniem straszą. Ktoś najwyraźniej postanowił wam życie uprzykrzyć, a wy jak te barany, nawet gorzej, bo ani be, ani me...
ON Siła wyższa, co poradzić?
ZARATUSTRA Przez 1500 lat wystarczyło wam siedem grzechów! To
były prawdziwe, porządne grzechy. Nie wskazywały na pojedynczy akt,
ale na cechę charakteru człowieka prowadzącą do grzechów. Pycha,
chciwość, nieczystość, zazdrość, łakomstwo, gniew, lenistwo. Kiedyś
same grube ryby tu trafiały. Szychy! Mordercy, tyrani, oszuści, gwałciciele. To było elitarne miejsce! Z klasą! W adidasach i dresie nie wszedłeś. A teraz?
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ON Aha, taka ksywka? Oryginalna. Ale panie Zaratustra, Cyfer pew-
108
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ON Teraz co?
ZARATUSTRA Płotki. Dresiarze. Jeden segregował śmieci. Drugi za-
opatrywał kumplí z akademika w „trawę”. Inny całe życie pławił się
w szmalu – spadek po dziadku milionerze. I to są grzesznicy? (wzdycha) To już nie to co dawniej.
ON Chyba nie jest tak źle, co?
ZARATUSTRA (reflektuje się) Pewnie że nie jest, przynajmniej wszystko
wolno. Jazda bez trzymanki. Nie ma żadnych nakazów, zakazów, wolna amerykanka – chłopie, pod tym względem – raj.
ON No to może byście jednak nagięli przepisy i mnie zalogowali bez
tego grosza, co?
ZARATUSTRA Bez grosza przy duszy się nie da. (przygląda się podejrzliwie bohaterowi) A poza tym skąd ja mogę wiedzieć, co z ciebie za jeden. Może cię na wypuchę przysłali. Nigdy wcześniej się nie zdarzyło,
żeby Cyfer o towarze zapomniał.
ON Ale jaka wypucha. Ja swojak. Ten cały Lou zidentyfikował mnie
już na samym początku. Formularz wypełniłem, podpisałem gdzie
trzeba, przyznano mi PIN i hasło. Tylko o tym groszu nie wiedziałem,
bo bym poprosił o rozmienienie.
ZARATUSTRA Pił, palił, oszukiwał, cudzołożył, kradł?
ON Słucham?
ZARATUSTRA No za życia. Piłeś, paliłeś, zdradzałeś itd.
ON Skąd.
ZARATUSTRA To co tutaj robisz? Przyzwoitki nam nie potrzeba. Wygląda na to, że musisz wracać, brachu.
ON No dobra. Piłem, kradłem, zdradzałem, nawet miałem kochankę.
ZARATUSTRA Nieeee. Kochankę?
ON Tak, tak. Sekretarkę do hurtowni przyjąłem no i mi się... sprawdziła.
ZARATUSTRA Lubisz dupeczki, nie? To widać. Chłop jak dąb. Iskra
w oku.
ON A kto nie lubi? (podekscytowany) Była taka jedna, kadrowa z firmy
komputerowej. Na wczasach w Międzyzdrojach się poznaliśmy. To dopiero była sztuka. Jakie numerki żeśmy wykręcali... Potem jeszcze Karolinka – barmanka z Dolce Vity i Krycha z mięsnego. A ta Krycha... to
była, proszę ciebie, kobieta organiczna.
ZARATUSTRA Co, takie ciało?
ON A takie ciało! Miała chyba ze 45 kilo....
ZARATUSTRA E, ja chudych nie lubię.
META
109
ON 45 kilo nadwagi, panie Zaratrustra.
ZARATUSTRA W takie ciało, to jak w poduszkowiec, he, he, he. (klepie
SCENA 4
Zrezygnowany bohater wchodzi na pustą Metę. Siada przy stole, chwilę
myśli, wreszcie sięga po telefon i dzwoni.
ON Z Cyferem proszę. (słucha) Do jutra? Ale ja nie mam tyle cza-
su. (słucha) A Istofeles jest? (słucha) PIN 28 (słucha) Hasło: PIEKŁO.
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
bohatera po ramieniu) No, no, rzeczywiście wyglądasz na równego. Ale
bez grosza nie ma przejścia.
ON No niechże pan nie będzie taki... taki... skrupulatny. Ja panu dam
ten banknocik pięćdziesięciozłotowy. Pan mi wyda resztę i załatwione.
ZARATUSTRA Tak się nie da.
ON OK., OK. Niech będzie moja strata. (wciska Zaratrustrze banknot
w dłoń) Ma pan tu 50 złotych. Reszta dla pana, co?
ZARATUSTRA (śmiejąc się, zwraca banknot) Brachu, podoba mi się
twój tok myślenia, ale nic z tego.
ON To co, mam wracać?
ZARATUSTRA Na to wygląda.
ON Tak można? A jak tam już nie ma do czego wracać?
ZARATUSTRA To masz problem.
ON I naprawdę nie możesz mnie przepuścić?
ZARATUSTRA Tak między nami...., gdybyś miał dla mnie paczuszkę
od Cyfera, to może dało by się coś wymyślić Ale nie masz! Więc nie
znajduję żadnej przyczyny, dla której mógłbym zrobić jakiś wyjątek.
Krótko mówiąc – Nie! Tako rzecze Zaratrustra.
ON No trudno. Wracam. Jak trzeba to trzeba.
ZARATUSTRA Powiedz Cyferowi, żeby następnym razem pamiętał
o towarze.
ON O co konkretnie chodzi?
ZARATUSTRA To co zwykle. Lou będzie wiedział.
ON (ze złością) Może powiem, a może nie.
ZARATUSTRA Ej koleś! To nie czas i miejsce, żeby podskakiwać. Tako
rzecze Zaratustra.
Zaratustra zatrzaskuje bohaterowi drzwi przed nosem; bohater odchodzi zrezygnowany. Słychać ujadanie psa.
2013 tom IV
110
Katarzyna LATAŁA
(słucha) Proszę mu powiedzieć, że to pilne. (słucha) To czekam. Istofeles zjawia się niemal natychmiast na Mecie. Wygląda jak młody yuppie,
wystrojony w elegancki garnitur, ze skórzaną aktówką w dłoni.
ON (podnosi się z krzesła i rzuca się w kierunku Istofelesa zdenerwowany) Co teraz ze mną będzie? Istofeles... coś spieprzyliście! Spotkałem
się z Cyferem, wypełniliśmy wszystkie formularze, podpisałem, gdzie
trzeba, jak bozię kocham! Potem poszedłem się zalogować, a tam ten
Zaratrustra... upalony na cacy... Gadka szmatka, ale przepuścić się nie
zgodził.
ISTOFELES Dlaczego? Jak to się stało, że pana nie zalogował?
ON Nie miałem monety jednogroszowej.
ISTOFELES Nie miał pan grosza przy duszy?
ON Za kogo ty mnie masz chłopcze? Miałem ze sobą pokaźną sumkę
pieniędzy, ale w banknotach. Nie miałem drobnych. To wszystko. Każdemu się może zdarzyć.
ISTOFELES Lou nie poinformował pana, że grosz jest niezbędny do logowania?
ON Mówił, że trzeba zapłacić, ale nie... a zresztą do cholery! Nie rozumiem, dlaczego ten grosz jest taki ważny?
ISTOFELES To również jedna z tajemnic eschatologicznych, których nie
mogę panu zdradzić. Widzi pan na tym, czy na tamtym świecie istnieją
rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom.
ON Następna tajemnica? Człowiek żyje w przekonaniu, że po śmierci
wszystko stanie się raz na zawsze jasne. Że wreszcie pozna wszystkie sekrety, które Bóg tak skrzętnie przed nim ukrywał, by trzymać go w ryzach. Przenosi się na tamten świat, a tu jeszcze więcej tajemnic. Ludzie
studiują wszechświat, całe zafajdane życie poświęcają, żeby się czegoś
dowiedzieć. I co? Gówno! Człowiek rodzi się głupi i głupi umiera.
ISTOFELES Ależ cierpliwości. Jeszcze pan przecież nie przeszedł na
Drugą Stronę.
ON A co, TAM (znacząco wskazuje głową poza scenę) coś się wyjaśni?
ISTOFELES Tam, proszę pana, wszystkie pytania znajdą swoje odpowiedzi. A tymczasem musimy pana stąd wydostać, zanim skończy się
termin ważności pańskiej Mety. Nie chcemy, by pan utkwił zawieszony
między światami, prawda?
ON (wzrusza ramionami niedbale, jakby mu nie zależało) No jeśli to
najgorsze, co może mi się przydarzyć?
ISTOFELES Najgorsze? „Najgorsze” to bardzo względne określenie. Ale
mogę panu ułatwić zrozumienie jednego z aspektów takiego stanu.
Niech pan wróci pamięcią do ziemskiego życia. Trudno być outsiderem. Ludzie mają potrzebę przynależności, bo ta oznacza akceptację.
Życie poza nawiasem jest dla większości nie do zniesienia. Zgodzi się
pan?
ON Bywają wyjątki, które wręcz szukają odosobnienia – tak im społeczeństwo działa na nerwy.
ISTOFELES Kogo ma pan na myśli?
ON Artyści, naukowcy, filozofowie...
ISTOFELES (wpada bohaterowi w słowa) Wariaci... szarlatani... niezrównoważeni szaleńcy! (parska śmiechem) Ja tu mówię raczej o przeciętnym zjadaczu chleba, twardo stojącym nogami na ziemi. Czy wyjątki
nie potwierdzają tylko jakiejś reguły?
ON Tego nie wiem.
ISTOFELES Ja natomiast wiem, że nawet wariatowi niewygodnie z poczuciem wyobcowania.
ON I co z tego?
ISTOFELES A to, że zawieszenie między światami to jak bycie poza
nawiasem wszystkiego – czasu, przestrzeni, jakichkolwiek znajomych
doświadczeń, a nawet wyobrażeń. Bardzo nieprzyjemna sprawa. Tego
pan chce?
ON (przestraszony) To rób, co musisz. I lepiej się pośpieszmy.
ISTOFELES (dzwoni) Hiuston? Jak leci? (słucha chwilę) A dzięki, dzięki.
Słuchaj stary, mamy problem!
ON (jęczy) Tylko nie Hiuston...
ISTOFELES (do słuchawki) Już wiesz? I co teraz z nim zrobimy? (słucha)
Wyjście Awaryjne? Tak rozumiem. (słucha) I tam go zalogują? (słucha)
Jeśli to wszystkie instrukcje, to się rozłączam.
ON I co? I co?
ISTOFELES Musi pan skorzystać z Wyjścia Awaryjnego.
ON To znaczy?
ISTOFELES Zejdzie pan na dół po schodach jak poprzednio. I poszuka
pan drzwi z napisem...
ON (wpada Istofelesowi w słowa) Wyjście Awaryjne.
ISTOFELES Tak. Wciśnie pan swój PIN na domofonie. Drzwi się otworzą. Wejdzie pan, poda hasło..., pamięta pan swoje hasło?
111
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
112
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ON Jak mógłbym zapomnieć? PIN, hasło, logowanie – po co wam wła-
ściwie te wszystkie zabezpieczenia? Przecież nikt nieproszony tu się nie
dostanie.
ISTOFELES Jeszcze by tego brakowało! Nie można pozwolić, by zmarli
bezładnie błąkali się po zaświatach.
ON To musi być niezły koszt, nie?
ISTOFELES Co?
ON No cała ta operacja, te wszystkie Mety, dostosowane do indywidualnych potrzeb klienta, nie mówiąc już pewnie o wydatkach administracyjnych i obsłudze technologicznej. Nie prościej byłoby, gdyby
ludzie w ogóle nie musieli umierać?
ISTOFELES To by dopiero był bajzel. Niech pan sobie wyobrazi tylko to
przeludnienie, ludzi trwoniących czas, żyjących bez celu. Śmierć jest
przecież celem samym w sobie, końcem, do którego każdy człowiek
zmierza i z którym musi się liczyć. Ograniczoność w pewien sposób
mobilizuje, by doceniać życie i by je w pełni wykorzystywać. A wolna wola na przecięciu z rozsądkiem umożliwia każdemu wybór, jeżeli
chce spożytkować tę odrobinę czasu, jaka została mu przeznaczona.
ON Możemy decydować o życiu, a nie możemy o śmierci. Ja na przykład wcale nie byłem gotowy na umieranie. To niesprawiedliwe.
ISTOFELES Czy naprawdę chciałby pan mieć możliwość zdecydowania
o okolicznościach swojej śmierci?
ON Pewnie. Jak sobie pomyślę o tych wszystkich niezałatwionych
sprawach, niedokończonych interesach, to aż mnie skręca ze złości
i żalu. – Żeby przynajmniej ktoś mnie ostrzegł, żebym mógł się jakoś
przygotować...
ISTOFELES Całe życie miał pan na to, żeby się przygotować i co pan
zrobił?
ON A co niby miałem zrobić? Usiąść i czekać na śmierć?
ISTOFELES Widzi pan! Prawda jest taka, że żaden człowiek nie udźwignąłby ciężaru śmierci. Żaden nie poradziłby sobie z jej tajemnicą. Żaden!
ON Ale ty ją znasz, tak?
ISTOFELES Do pewnego stopnia.
ON A nie dałoby się tego wszystkiego jeszcze jakoś odwrócić? Nie dałoby się mnie tak hop z powrotem na ziemię i zapomnijmy o wszystkim. Jakby nie było sprawy. Byłbym wdzięczny, mógłbym się przygotować, a ty nie musiałbyś się mną zajmować, co?
ISTOFELES Śmierć jest procesem nieodwracalnym. Nie można sobie
tak po prostu wrócić zza grobu.
ON Dlaczego nie? Założę się, że nie takich cudów jesteś w stanie dokonać... no synek, nie bądź taki skromny. Garniturek, krawacik, aktóweczka. Od razu widać, że nie byle kto.
ISTOFELES Niech pan nie próbuje na mnie swoich sztuczek. Odporności na pochlebstwa uczą nas na szkoleniu podstawowym.
ON Ale dałoby się?
ISTOFELES (z lekką przechwałką w głosie) Może by się i dało, ale to za
duże ryzyko.
ON Co ci szkodzi? Nikt by nawet nie zauważył mojego zniknięcia.
W końcu przez to cholerne logowanie i tak nie jestem tam, gdzie powinienem.
ISTOFELES I jak sobie to pan wyobraża? To nie takie proste. Za dużo
już pan wie, żeby tak bezkarnie wrócić.
ON Nie puszczę pary z ust. Przysięgam.
ISTOFELES (ostro) Nie ma o czym mówić! To niezgodne z prawami
natury i przez takie coś mógłbym nieźle beknąć. Dlaczego miałbym
karku za pana nadstawiać i ryzykować swoją karierę? (zniecierpliwiony) Dosyć już tego gadania. Jest jak jest. Inaczej nie będzie, więc lepiej
wróćmy do pańskiej przeprawy na Drugą Stronę. Więc jak pan znajdzie się za drzwiami Wyjścia Awaryjnego, poprosi pan o zalogowanie.
Potem już panem pokierują.
ON Kto?
ISTOFELES Ktoś z ekipy. Nie wiem, kto tam ma dzisiaj dyżur. Aha
i niech pan się pod żadnym pozorem nie da skusić na jabłko.
ON Jakie znowu jabłko.
ISTOFELES No normalne jabłko, taki owoc. Co, jabłka pan nigdy nie
widział?
ON Pewnie, że widziałem. A co, to jabłuszko jakieś trefne?
ISTOFELES A trefne, więc niech pan pamięta, pod żadnym pozorem.
ON Zrozumiałem, przecież głupi nie jestem. I tak mam już wystarczająco kłopotów. Najpierw umarłem, potem mnie nie zalogowali i utknąłem. Chciałbym już wreszcie przejść na Drugą Stronę i mieć święty
spokój.
ISTOFELES Co do świętego spokoju, to nic obiecać nie mogę. Niestety
nie mam na te sprawy żadnego wpływu. Ale moim obowiązkiem jest
jak najszybciej stąd pana wyprawić. Niechże pan już idzie.
113
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
114
Katarzyna LATAŁA
ON OK. OK. Jeszcze jedno. Ten cały Zaratrustra, no wiesz, ten co mnie
nie przepuścił, chciał żebym przypomniał Lou o jakimś towarze.
ISTOFELES O towarze? (podejrzliwie spogląda na bohatera) Pierwsze
słyszę. ON Bo ja niby miałem coś ze sobą mieć. Paczkę z Mety. Podobno wszyscy migranci coś przemycają dla Zaratrustry.
ISTOFELES Przeklęty Lou! Zawsze coś kombinuje i jeszcze nieszczęście
ludzkie do tych swoich machlojów wykorzystuje. Proszę o tym nikomu
nie wspominać. Szczególnie tam za Wyjściem Awaryjnym. Niech pan
o tym zapomni. (z naciskiem) Tak będzie lepiej dla wszystkich. Rozumie pan?
ON Czy to rada?
ISTOFELES Obawiam się, że raczej groźba.
ON Takich rzeczy nie trzeba mi dwa razy powtarzać. Będę milczał jak
grób! (chwila konsternacji, wreszcie obaj parskają śmiechem)
ISTOFELES Dobre! Dobre!
ON Bez poczucia humoru człowiek by daleko nie zaszedł ani na tym,
ani na tamtym świecie. (poważniejąc) To wszystko?
ISTOFELES Jeszcze panu mało? W drogę!
ON Dzięki Mef.
ISTOFELES Powodzenia. Rozchodzą się w przeciwnych kierunkach
i opuszczają scenę.
2013 tom IV
SCENA 5
Obskurne podwórko z karłowatą jabłonią na środku i sznurkiem prania
poprzypinanego kolorowymi spinaczami – głównie gatki, skarpetki, koszule. Z jednej strony podwórka wejście jakby do kamienicy z otwartymi
na oścież drzwiami; na drzwiach widocznych dla widowni napis: Wyjście
Awaryjne; z drugiej strony podwórka mur z bramą. Brama zamknięta;
na środku pod jabłonią kopiec jabłek; słychać gruchające gołębie; pod
drzewem drewniany stół, na stole kosz jabłek i ławka, na której siedzi
Starzec i czyta wiadomości w gazecie.
STARZEC (nie odrywając oczu od gazety) Będzie zmiana pogody. (cisza;
Starzec podnosi głowę znad gazety jakby w oczekiwaniu na odpowiedź)
STARZEC (głośno i wyraźnie) Powiedziałem, że będzie zmiana pogody!
(z wnętrza kamienicy dobiega kobiecy głos)
STARUSZKA Tak piszą?
META
115
rażeniem) Do diabła... (odgłosy gramolenia się i kroków z wewnątrz
kamienicy i Staruszka pojawia się w drzwiach) Czemu nie mówisz, że
pada? Pranie wywiesiłam...
STARZEC (ucina) A gdzie tam! Ja nie powiedziałem, że pada!
STARUSZKA No to co do cholery?
STARZEC W kościach mnie łupie, Duszko, jakby w żebrach, czy coś...?
W tym miejscu, gdzie mi brak tego jednego, wiesz... (bada palcami obolałe miejsce) ... i w kolanie... też.
STARUSZKA Co w kolanie?
STARZEC Łamie... Reumatyzm
STARUSZKA W którym?
STARZEC (chwilę zastanawia się nad odpowiedzią) W obu.
STARUSZKA (niecierpliwie macha ręką i znika ponownie w drzwiach
kamienicy) A co ja ci na to poradzę?
STARZEC Eee nic! Tylko tak mówię.
STARUSZKA (jakby nie dosłyszała ostatnich słów) Co mówisz?
STARZEC (wracając do czytania gazety) Nic, nic Ewuniu. Nic ważnego.
(przez bramę w murze wchodzi On, ostrożnie rozgląda się dookoła po
nieznajomym miejscu)
STARZEC (zdziwiony, wstaje i zastępuje mu drogę) A dokąd to?
ON Dobre pytanie dziadku. Na Tamten Świat, cokolwiek to nie oznacza. STARZEC Tędy?
ON Nie mam innego wyjścia.
STARZEC To chyba jakaś pomyłka. Nie tędy droga.
ON Tu nie może być mowy o żadnej pomyłce. To Wyjście Awaryjne,
tak?
STARZEC W rzeczy samej. A co była jakaś awaria?
ON No! Kazali znaleźć Wyjście Awaryjne, wstukać pin w bramie i podać hasło.
STARZEC Hasło?
ON Piekło.
STARZEC Co?
ON Piekło! (wyjaśnia) Takie hasło.
STARZEC Jakie hasło?
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
STARZEC Eee! Jakby można polegać na prognozach z gazet...
STARUSZKA Zachmurzyło się?
STARZEC (rozgląda się po niebie niepewnie) Iiii...
STARUSZKA Pada? Dawno nie padało, przydałoby się... (nagle z prze-
116
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ON No „piekło”.
STARZEC Ale co u diabła pan z tym piekłem.
ON No to jest moje hasło. Właśnie je podaję, teraz mnie dziadku pro-
szę grzecznie zalogować.
STARZEC A, o to chodzi. Trzeba tak było od razu. Niech pan siada zaraz się tym zajmiemy. (sadza gościa na ławce i woła w kierunku drugich
drzwi) Ewcia! (wyczekuje chwilę w ciszy, uśmiechając się dobrodusznie
do bohatera) Ewcia! (ponownie nikt mu nie odpowiada) Ewuniuuuu!
(po chwili zza drzwi dobiega trzęsący się ze złości głos Staruszki)
STARUSZKA Trzeba wreszcie coś zrobić z tymi latającymi fabrykami
odchodów. Zanieczyszczą nam całe podwórko. Mówiłam ci już wieki
temu... (z tymi słowami Staruszka pojawia się w drzwiach)
STARZEC (podekscytowany) Złotko, spójrz tylko, mamy gościa.
STARUSZKA Jakie kości? A na co mi kości?
STARZEC (krzyczy jej do ucha) Gościa Serdeńko, gościa.
STARUSZKA Proszę, proszę. Dawno tu u nas nikogo nie było. Czyżby
systemik nawalił?
STARZEC (uradowany) Na to wygląda. Jakaś awaria, czy coś.
STARUSZKA A do d... z tą całą ich zwariowaną techniką. Komputeryzacja... trzeba podążać za Duchem Czasu... sru tu tu tu... Już niejeden
podążył i na dobre mu nie wyszło. Patrz, jak to sobie sprytnie wymyślili. Jaki kamuflaż ideologiczny. Oj wiedzą tam jak do bzdetów filozofię
dorobić, jak ślicznie owinąć w bawełnę, wiedzą... Największy przekręt
w dziejach świata, a ludziska się nabrać dają. Taki niby postęp teraz,
a ludziska się niczego nie nauczyli, niczego. O masz przykład! (pokazuje na przybysza)
STARZEC (napominająco) Ależ Duszko! Człowiek Bogu ducha winien...
STARUSZKA A co, niech wie.
STARZEC (ostro) Złotko opamiętaj się!
STARUSZKA (dalej zrzędzi) Przypomnieli sobie o nas, co? Całą wieczność tu do nas żywa dusza nie zaglądnie. Bo kto by o takich staruchach
pamiętał?
STARZEC Ewuniu, po co tym gościowi głowę zawracać?
STARUSZKA Niech wie, jaki tu Raj mamy. Bolące na starość gnaty
i kupa ptasiego gówna pod nogami.
STARZEC Ewuniu, co ty gadasz... (do gościa) Proszę nie zwracać uwagi!
STARUSZKA Do diabła z tym wszystkim!
STARZEC (ostro do żony) Wystarczy już...
STARUSZKA (nie przejmując się upomnieniami) A tak! Toniemy w gołębich odchodach, bo tego skrzydlatego ścierwa oczywiście nie można
dotknąć ze względu na tradycję. Przejście chwastami zarasta. Całymi
latami nic się nie dzieje. Z nudów można oszaleć! Ale jak kłopoty, to
wtedy sobie przypomną o nas.
STARZEC Kochanie nie denerwuj się tak.
STARUSZKA (nadal ignorując Staruszka, zwraca się do bohatera) Awaria? Komputer się zepsuł? A może Cyfer, stary czart, znowu na odwyku
wylądował?
ON Nie miałem grosza na Przejściu i odesłali mnie.
STARUSZKA Co?
STARZEC (głośno powtarza) Nie miał biedaczek grosza przy duszy.
STARUSZKA (do bohatera z niedowierzaniem) Nieeee!
ON (kiwa głową) Tak właśnie było babciu.
STARUSZKA I takiej bzdury ci nie podarowali? (do Staruszka) I kto by
przypuszczał, że kiedyś do tego dojdzie? Muszą tam mieć niezłe obłożenie. A pamiętasz ty Adaś te czasy, jak żadnych haseł, zaszyfrowanych
numerów ani tych wszystkich komputerowych czarów marów nie było.
Żadnych zbędnych komplikacji. Nieboszczyk od razu trafiał, gdzie
trzeba. A teraz?
STARZEC (kiwa głową w zamyśleniu) Czasy się zmieniły. Wszystko poszło do przodu. Okazji do grzechu więcej.
STARUSZKA Gadanie! Do grzechu okazja zawsze się znajdzie. Tak było
jest i będzie jak świat światem, a człowiek człowiekiem. A te zmiany
nie wróżą niczego dobrego. Moim zdaniem to początek końca, jeśli do
tego doszło, że muszą ludzi takimi pokątnymi drogami wysyłać. Kto to
widział, żeby tak utrudniać Przejście.
ON (wzdycha) Też uważam, że to nie w porządku. Jakby człowiek po
śmierci nie miał wystarczająco stresów. Zupełnie się z tobą zgadzam
droga babciu.
STARUSZKA (spogląda na gościa piorunującym wzrokiem) Cała droga
w kapciu? W jakim kapciu? A co mnie to obchodzi! (do męża) Adamie,
o czym ten nieszczęśnik opowiada?
STARZEC (głośno) Źle usłyszałaś Duszko, on mówi, że się zgadza z tobą.
(do gościa) Od jakiegoś czasu ma problemy ze słuchem.
STARUSZKA Jaki grzeczny. Szkoda go. Jabłuszko? (podaje gościowi kosz
z jabłkami)
117
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
118
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ON Nie, nie, dziękuję. Ja nie chciałbym wam tu zakłócać spokoju. Tyl-
ko się zaloguję i już mnie nie ma.
STARZEC Nie ma się do czego tak spieszyć. (wskazuje głową w przestrzeń) Tamten Świat nie zając, nie ucieknie. Proszę siadać. Żona ciastem poczęstuje... a i coś ku pokrzepieniu ciała i duszy się znajdzie.
ON Dziękuję, ale naprawdę nie mogę zostać.
STARZEC (do żony) Ewuniu, a poczęstujże gościa tym jabłecznikiem
coś rano upiekła.
STARUSZKA A pewnie, zaraz przyniosę. (Ewa znika za kurtyną)
ON Nie róbcie sobie dziadku kłopotu. Czas mnie goni.
STARZEC Już nie. Czas nigdy nikogo nie goni. To ludziom się tylko tak
wydaje, że jak się będą spieszyć to uciekną. A tu nie ma ucieczki.
ON Nie ma?
STARZEC Ano nie ma. Każda droga dobiega końca. Każdy zawodnik
ma swoją metę. (chichocze) Napijemy się bimberku, co?
ON Ja chyba nie powinienem. Rozumiesz dziadku, chciałbym zachować trzeźwość umysłu.
STARZEC Tylko jednego! Proszę. Coraz rzadziej zdarza mi się okazja,
żeby mieć się z kim napić. (wyciąga butelkę i kieliszki spod stołu) O,
proszę kieliszeczek.
ON To znaczy, że miewacie tu takich gości jak ja?
STARZEC Dawniej tu się roiło jak w ulu, ale teraz... komputeryzacja,
sam rozumiesz... To co, po łyczku? (rozlewa trunek)
ON No dobrze, ale dosłownie kieliszeczek.
STARZEC (uradowany) Sam upędziłem. ( pokazuje na jabłoń) Tyle spadu by się zmarnowało, a tak spożytkowane każde jabłuszko. (odtyka
korek i rozlewa do kieliszków) No to na zdrowie!
ON (przerażony) Zdrowie? Tutaj chyba nie ma już kłopotów ze zdrowiem, co?
STARZEC To toast za zdrowie duchowe synku.
ON Aha! (wychyla kieliszek do dna, potem go otrząsa; Staruszek przygląda się temu z podziwem)
STARZEC (zadowolony) Eee, wprawa jest. (wypija zawartość kieliszka)
ON (zaciekawiony rozgląda się po podwórku) A jest. Jak to mówią,
z niejednego pieca się chleb jadło i z niejednego gąsiorka paliwo tankowało... To mówicie dziadku, że dawniej był tu większy ruch?
STARZEC No był. (mniej pewnie) Wydaje mi się... Nie pamiętam tak
dokładanie... Dawno to musiało być... Jeszcze przed wojną...
META
119
mierzchłą przeszłość. W naszym wieku już skleroza. (stawia ciasto na
stole) Jeszcze cieplutkie. No to częstujmy się!
STARZEC Ale pachnie... (pierwszy spożywa kawałek) Pycha! Kochanie
jeszcze lepszy niż ostatnio. (do gościa) Proszę spróbować.
ON Chętnie. (częstuje się) Rzeczywiście bardzo smaczne. A wy tu już
długo siedzicie?
STARZEC Całe życie będzie, prawda Ewuniu?
STARUSZKA Prawda, prawda.
ON I nigdy nie chcieliście stąd odejść. Zobaczyć co jest tam, za drzwiami.
STARUSZKA A co tam do oglądania. Wszędzie tak samo.
ON Jak to?
STARZEC Ano tak. A co może nie? Już chwilę tu jesteś i zauważyłeś,
synku jakąś różnicę?
ON Zauważyłem.
STARZEC A jaką?
ON U siebie wolny byłem, mogłem robić, co mi się podobało i pójść,
w którą stronę mi się zachciało. A tu... nic nie wiem, głupi jestem, niczego nie znam, przesuwają mnie z miejsca na miejsce jak zagubiony
bagaż.
STARZEC (parska śmiechem) I ty myślisz, że na ziemi wolność? To rzeczywiście głupi jesteś. A choroby, a inni ludzie, a czas, a przestrzeń,
a śmierć, a ograniczoność ludzkiego ciała i umysłu. Z tym wszystkim
trzeba się jakoś uporać za życia. I ty to nazywasz wolnością? (rozlewa
bimber do kieliszków) Lepiej się napij jeszcze.
ON Mówią, że po śmierci człowiek staje się wolny. To może jak przeprawię się na Drugą Stronę...
STARZEC Ani tam wolność, ani tu. No to zdrówko! (podnosi kieliszek
i stuka w kieliszek gościa) Wszędzie spowijają nas jakieś reguły, krępują
ograniczenia. Tak świat już zbudowany. Inaczej by nie działał. Jest jak
ta maszyna, w której wszystkie części muszą znajdować się na właściwym miejscu.
STARUSZKA Porządek! Porządek, w którym każdy ma swoje miejsce.
Jak my tu na tym podwórku. Jeszcze kawałeczek? (podsuwa gościowi
ciasto)
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ON Którą?
STARZEC (próbuje liczyć na palcach) Nie pamiętam...
STARUSZKA (wchodzi z ciastem na tacy) A kto by to pamiętał taką za-
120
Katarzyna LATAŁA
ON Nie, dziękuję.
STARUSZKA Kto knuje? Ja? Ja nic nie knuję, synku, co też ci chodzi po
głowie. No bierz! Nie wstydź się.
ON (częstuje się kawałkiem i przez chwilę je w milczeniu, a staruszko-
wie przyglądają mu się) Jak tam jest po tej Drugiej Stronie?
STARZEC Normalnie.
ON Czyli jak?
STARZEC Ja ci tego nie powiem, bo to prawie niemożliwe, żeby opisać.
Sam się przekonasz.
2013 tom IV
ON Dlaczego nikt nie chce uchylić choćby rąbka tajemnicy. Przecież
dla mnie i tak nie ma odwrotu, nie? Przecież już umarłem, nie mogę się
rozmyślić albo nawiać, bo gdzie? Tu nawet nie ma gdzie się schować.
STARZEC Nikt ci nie powie, jak tam jest, bo nikt do końca nie wie. Nikt
tam nie przejdzie za ciebie. To doświadczenie jest indywidualne i niepowtarzalne, jak Meta, dla każdego człowieka inne. Więc nikt nie wie,
jak będzie wyglądało twoje przejście i co tam na ciebie czeka.
ON Niepowtarzalne? A co z tymi, co przeżyli śmierć kliniczną? Oni
wszyscy mówią coś o jakimś tunelu i świetle na jego końcu. Czy tu
w pobliżu jest jakiś tunel? (zrywa się z ławki i chodzi zaglądając w kąty
podwórka)
STARZEC Tunel?
ON Jakieś tajemne przejście stamtąd.
STARZEC Przejście? Nie przypominam sobie. Tu są drzwi, dalej schody
i korytarz.
ON A dalej, za schodami i za korytarzem?
STARZEC Pewnie inne schody i inny korytarz. A na co nam to wiedzieć? W naszym wieku już trudno chodzi się po schodach.
ON A choćby z ciekawości.
STARZEC (śmieje się) To właśnie ciekawość nas tu przykuła, prawda
Duszko?
STARUSZKA (macha niechętnie ręką) To stara historia. Nie zanudzaj
gościa takimi bzdurami. (podsuwa bohaterowi kosz z jabłkami) Może
jabłuszko? Świeże, niedawno zerwałam z naszej jabłonki.
ON Nie, nie, ja chętnie posłucham. Jak to się stało?
STARZEC Stało się i już. Ewcia ma rację – dawne dzieje. Zresztą tak dokładnie nie pamiętam...
ON (rozochocony) Opowiedz, co pamiętasz.
STARZEC Eee... Nie można żyć wspomnieniami. Jak się człowiek za
dużo ogląda za siebie, to się łatwo może przewrócić, bo nie widzi, co
przed nim na drodze. Trzeba patrzeć do przodu, w przyszłość. To co,
wypijemy jeszcze po kieliszeczku? Za przyszłość. (wypijają, na gościu
widać już skutki alkoholu; słychać głośniejsze gruchanie gołębi)
ON Jasna cholera! (wyciera z głowy gołębie odchody)
STARUSZKA (podaje mu serwetkę) I widzisz synku, my tak mamy na
co dzień. Skaranie boskie z tymi ptaszyskami.
STARZEC Mówiąc o gołębiach, trzeba by jednego posłać z wiadomością
i zalogować naszego miłego gościa. Tam pewnie się już niecierpliwią.
Chcą zamknąć sprawę, porządek w aktach zrobić.
STARUSZKA A niech się niecierpliwią. Co się odwlecze, to nie uciecze.
Nie tutaj!
STARZEC (parska śmiechem) Co prawda, to prawda.
ON Ja byłbym wdzięczny za to logowanie. (otrząsa się jakby próbował
odzyskać kontrolę nad chwiejnym ciałem) Miejmy to już za sobą.
STARZEC Ewuniu, a poślij tam którego z wiadomością. (Staruszka znika w drzwiach) A my sobie tymczasem ... (rozlewa bimber do kieliszków)
po jednym na pożegnanie. (wypijają, staruszek znów rozlewa i wypijają
jeszcze jedną kolejkę)
ON A wy tu wszędzie grzejecie, że aż strach... Strach... Nie boicie się?
STARZEC Czego?
ON Duchów. Przecież tu się musi od nich roić, w tych no... waszych zadupiach... zaświatach znaczy się. (rozlega się trzepot skrzydeł, gruchanie
gołębi)
STARUSZKA Poleciał!
STARZEC Zrobione. No to możesz kochaneczku ruszać, kiedy tylko
chcesz.
ON (nieźle spity bełkoce) Co teraz się ze mną stanie?
STARZEC A co ma się stać? Udasz się na Tamten Świat chłopcze.
ON Boję się.
STARZEC Czego?
ON Duchów. Zawsze się ich bałem.
STARZEC Eee. Przesądy. Kto by dzisiaj wierzył w duchy?
ON Boję się.
STARZEC Strach tu nie pomoże.
ON No to idę. Dziękuję za wszystko. (gwałtownie wstaje od stołu, ale
nie może się utrzymać na nogach i pada na stół nieprzytomny)
121
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
122
Katarzyna LATAŁA
SCENA 6
Bohatera zastajemy w tej samej pozycji, w której padł w poprzedniej scenie, tylko że teraz chrapie na stole na Mecie; Istofeles stoi nad nim i poszturchując, próbuje go obudzić.
ON (na pół sennie bełkoce coś niezrozumiałego pod nosem) Pie.., nie...,
błe.., bło...
2013 tom IV
ISTOFELES (szturcha śpiącego) Proszę się obudzić. (ON przeciera oczy)
ON (dochodzi do siebie) Śniło mi się... (wzdycha ciężko) ...że umarłem...
ISTOFELES Tak? I co?
ON I szukałem przejścia na Drugą Stronę.
ISTOFELES Co mi ciekawego jeszcze powiesz?
ON I jadłem placek z jabłkami... (z rozmarzeniem) taki dobry placek...
ISTOFELES (poirytowany) Fascynujące!
ON (zdezorientowany) Gdzie ja jestem?
ISTOFELES W siódmym niebie.
ON Naprawdę? (zrywa się nagle) A ty kim jesteś?
ISTOFELES (z drwiną) Święty turecki.
ON Poważnie? (jakby próbował sobie coś przypomnieć) Nie.. nie ja cię
znam... i to miejsce... (rozgląda się dookoła, widać rzeczywistość dociera do
niego) Ja tu już byłem... (do Istofelesa jakby wreszcie go rozpoznał) Istofeles!
ISTOFELES Brawo! Witam ponownie.
ON (z ubolewaniem, łapiąc się za głowę) O nie! Znowu mnie nie zalogowano? Co znowu?
ISTOFELES Zalogowano, a jakże. Wprawdzie były małe problemy, bo
ten cały gołąb narobił na dokumentację, ale czego się spodziewać? Prymitywne metody...
ON To co ja tu jeszcze robię? Dlaczego jestem na Mecie, a nie tam po
Drugiej Stronie?
ISTOFELES A kto Ci powiedział, że nie jesteś po Drugiej Stronie?
ON (zdziwiony) A gdzie impreza?
ISTOFELES Jaka znowu impreza?
ON No ta z muzyką i..., ta u Zaratrustry.
ISTOFELES Po Drugiej Stronie nie ma żadnej imprezy, co do tego mogę
pana zapewnić.
ON (z nadzieją) A więc jestem po Drugiej Stronie?
ISTOFELES Tego nie powiedziałem.
ON Jak to nie?
META
123
wrobiły mnie. Ja nie wiedziałem... To ciasto tak pachniało... i dałem się
skusić. To nie moja wina. Ja nie wiedziałem!
ISTOFELES To teraz już wiesz! Gdybyś nie zjadł, to byś się nigdy nie
dowiedział.
ON To bardzo źle, że zjadłem?
ISTOFELES Bardzo.
ON Jak bardzo?
ISTOFELES Katastrofalnie.
ON Przesrałem?
ISTOFELES Znacznie gorzej.
ON (jęczy) Aj... Co mnie czeka?
ISTOFELES Męki piekielne! Płacz i zgrzytanie zębów!
ON (z płaczem) O Boże!
ISTOFELES Już się zaczyna.
ON (płacze) O Boże! O Boże.
ISTOFELES Co Boże, co Boże? Niech się pan nie wygłupia... Ja tylko
żartowałem.
ON Żartowałeś?
ISTOFELES A pan od razu tak poważnie do siebie bierze.
ON A co z tym zjedzeniem jabłka?
ISTOFELES To był ostatni test.
ON Test? Jaki test?
ISTOFELES Na człowieczeństwo. Na to, że pan jest przeciętnym zjadaczem chleba, przepraszam jabłek, ziemskim grzesznikiem, bezrefleksyjnie podatnym na pokusy.
ON (zaczyna się głupawo śmiać) Grzesznikiem... ha, ha, człowiekiem...
ha, ha, ha... zjadaczem...
ISTOFELES Że pan ma ludzką naturę, uszczerbioną przez pierwszych
ludzi, grzeszną, skłonną do błędów i pomyłek.
ON Pierwszych ludzi?
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ISTOFELES No nie!
ON To co pan powiedział?
ISTOFELES Że nie ma imprezy. Słyszy pan jakąś muzykę?
ON (chwilę nasłuchuje) Gdzie ja jestem, coście ze mną zrobili?
ISTOFELES (wściekły wybucha) Mówiłem, żeby się jabłek nie tykać!
ON Nie zjadłem. Słowo daję!
ISTOFELES A ten bimber to z czego? A ta szarlotka to z czego?
ON (dociera do niego) K.... mać, tak się dać wrobić. Przeklęte staruchy
124
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ISTOFELES Poznał ich pan.
ON Staruszkowie? Oni też zjedli jabłka?
ISTOFELES Ale niech pan nie będzie dzieckiem. Tu nie chodzi o żadne
jabłka. Nie rozumie pan?
ON A o co?
ISTOFELES O słabość, o ludzką ułomność, o nieposłuszeństwo, o lekceważenie zakazów.
ON A drzewo, a zakazany owoc?
ISTOFELES Tylko na użytek legendy.
ON Ale ja tą jabłonkę widziałem na własne oczy. Adama i Ewę też...
Zaraz, zaraz, to podwórko, to był raj? Nieee...
ISTOFELES No! Co, odechciewa się takiego raju. Teraz żałujesz, że
wiesz.
ON To jak to w końcu było z nimi?
ISTOFELES Zwyczajnie. Narodzili się i żyli szczęśliwie, w raju, odizolowani od zła. I tak powinni byli pozostać. Ale nie, zachciało się więcej,
zachciało się pełnej świadomości. To dostali czego chcieli. Gazety z informacjami o troskach tego świata, nudę igrającą z wyobraźnią, zanieczyszczone środowisko pełne bakterii chorobotwórczych, ciało z datą
ważności i ten wieczny niedosyt wszystkiego. Dowiedzieli się, że są
TYLKO ludźmi i pojęli, co to oznacza.
ON Co?
ISTOFELES Ograniczoność.
ON Co złego jest w tym, że człowiek chce wiedzieć więcej?
ISTOFELES Nic.
ON To dlaczego...? Za co...?
ISTOFELES Za bezpodstawny brak zaufania.
ON To nie w porządku.
ISTOFELES Też tak myślę. (chwila ciszy, w której ON zastanawia się nad
czymś)
ON Czy ja już jestem na Tamtym Świecie?
ISTOFELES TEN czy TAMTEN? Co jest życiem, a co śmiercią. Wszystko
zależy od perspektywy. A może nie ma żadnego rozgraniczenia? Może
to wszystko jedno? Zastanawiałeś się nad tym?
ON (chwyta się za głowę jakby doznał wielkiego bólu) Kręci mi się
w głowie. Przestań już! Nic nie rozumiem.
ISTOFELES Ach, wy ludzie! Wszystko chcielibyście pojąć, objąć tym
waszym ciasnym rozumkiem albo tymi zalążkującymi zmysłami. Nie
dociera do was, że to niemożliwe. Że wszystkiego nie da się zrozumieć,
bo po prostu jest tego za dużo. Że ogrom wszechświata przerasta wasze
skromne możliwości poznania.
ON (złości się) Ale co mi tu filozofujesz? Co ja mam wspólnego ze
wszechświatem? Ja tylko chcę się dowiedzieć, co ze mną będzie.
ISTOFELES (przedrzeźnia go) Ja tylko! Ja tylko! Jak to co ma pan wspólnego ze wszechświatem? Ty, ty ignorancie, ty góro mięsa, w które na
nieszczęście wstrzyknięto odrobinę więcej inteligencji niż w małpę.
ON Tylko nie w małpę, tylko nie w małpę!
ISTOFELES No to w psa, kota, osła, barana, borsuka, czy co tam wolisz!
Obojętne, bo to wszystko, cały wszechświat zbudowany jest z jednej
materii. Gwiazda, ocean, ryba, kaktus, kluska z rosołu, ty i ja to właściwie to samo tylko w innym układzie cząsteczkowym. Jasne?
ON Ale po co ty mi to wszystko mówisz? Czy mnie to potrzeba wiedzieć?
ISTOFELES Mówię po to, żeby pan przestał zadawać głupie pytania.
Raz i na zawsze. (następuje krępująca cisza)
ON Przecież ja mogę się w ogóle nie odzywać. Jeśli tylko sobie tego życzysz? (znów następuje chwila ciszy, którą przerywa dzwoniący telefon;
dzwonek telefonu powtarza się i trwa przez całą wymianę zdań między
Istofelesem a bohaterem)
ISTOFELES Pan odbierze, to do pana.
ON (zdziwiony) Do mnie?
ISTOFELES Przecież mówię.
ON (obrażonym tonem) Ja nie żyję, zapomniał pan. Żadnych telefonów
się nie spodziewam.
ISTOFELES Proszę odebrać!
ON A ty byś nie mógł? Przecież to wasz telefon.
ISTOFELES Ale pańska Meta.
ON Boję się. Kto to?
ISTOFELES Niech pan odbierze, to się pan dowie.
ON Halo? (słucha) Tak. (słucha) Zgadza się. (słucha) A kto mówi? (słucha) Dobrze. (słucha) Oczywiście. Przekażę. (odkłada słuchawkę i zwraca się do Istofelesa) No i widzisz, to nie było do mnie.
ISTOFELES To Hiuston?
ON Skąd wiesz?
ISTOFELES Czego chciał?
ON Jak zgadłeś, że to Hiuston, to może zgadniesz, po co dzwonił.
125
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
126
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ISTOFELES Niech pan nie przeciąga struny. Od tej informacji zależą
pańskie dalsze losy. Więc?
ON (zastanawia się chwilę) Hiuston kazał przekazać, że już nie ma
problemu.
ISTOFELES Tylko tyle?
ON Tak.
ISTOFELES Jest pan pewien?
ON Jak mi nie wierzysz, sam do niego zadzwoń. (Istofeles chwilę bije
się z myślami)
ISTOFELES W porządku. W takim razie ja nie mam tutaj już nic więcej
do roboty. Na mnie już czas.
ON A ja?
ISTOFELES Zostawiam pana z samym sobą.
ON A potem?
ISTOFELES Co potem, co potem? A skąd ja mam wiedzieć, co potem?
Czy pan wiedział za życia, co wydarzy się w przyszłości? Nie. A teraz
pan by nagle chciał wiedzieć. Jakim prawem?
ON No żebym sobie mógł jakoś poplanować...
ISTOFELES Co poplanować? Wycieczkę do ZOO? Czy może kolację
u pana Boga za piecem?
ON Myślałem, że po śmierci wszystkie tajemnice zostają odkryte. Że
wszystko się wyjaśnia raz na zawsze. Inaczej, jaki sens ma umieranie?
ISTOFELES Ludzie są niesamowici w swojej próżności i naiwności zarazem. Pan, lokalny cwaniaczek, biznesmen z bożej łaski, płotka w ludzkim oceanie, puch marny, pan naprawdę się spodziewa, że przed panem wszechświat odkryje swoją prawdę?
ON Może i nie żyłem jak święty...
ISTOFELES (parska ironicznie) Święty?
ON ... ale byłem – (poprawia się) – jestem człowiekiem. CZŁO-WIEKIEM! Więc należy mi się ta wasza prawda. A co, gdyby nie człowiek,
to nie byłoby całego tego hu, ha ze zbawieniem i potępieniem, z niebem i piekłem, może w ogóle nie byłoby śmierci. W końcu, jak sam
powiedziałeś śmierć to ludzka rzecz. (obaj milczą) Może... (waha się, ale
widać po minie zaskoczenie własną myślą) ... może nie byłoby i ciebie...
Mógłbyś nie istnieć, bo istniejesz tylko w tej machinie transferującej
ludzi z życia przez śmierć na Drugą Stronę. Byłbyś niepotrzebny.
ISTOFELES Co ty wiesz głupi człowieku!? W zależności od sytuacji
wycierasz sobie gębę tym swoim „człowieczeństwem” jak sparciałą
szmatą. (kuli się i udaje skruchę i nieporadność) „Ja jestem TYLKO człowiekiem”. (wstaje, unosi z rozmachem jedną rękę jakby miał recytować
hymn i patetycznie wygłasza sentencję:) „Człowiek to brzmi dumnie!”
ON To z powodu człowieka to całe zamieszanie, więc ty mi tu synku
od puchów marnych nie wymyślaj, dobrze! Ja swoje prawa znam!
ISTOFELES Ja się pytam, co ty wiesz o sobie?
ON (zdezorientowany) Wszystko... chyba..., ale o co ci właściwie chodzi?
ISTOFELES Taki pan mądry, co?
ON Mądry, nie mądry, ale swój rozum mam i kitu sobie nie dam wciskać!
ISTOFELES Ja wiem, co w pana wstąpiło.
ON Co?
ISTOFELES Strach. Pan się po prostu boi, że to już koniec, że poza tym
momentem, nie ma już nic i że zaraz przestanie pan istnieć, że zgaśnie
pan jak wypalona zapałka. Ale co za różnica? Całe życie pan wątpił.
Ignorował pan rzeczy ważne, pozostawiając sobie tylko kilka popularnych przesądów o duchach, czarnych kotach, niebie w chmurach
i piekle głęboko pod ziemią, tak na wszelki wypadek. Czy chociaż raz
w swoim jałowym życiu zastanowił się pan poważnie nad tym teraz tak
istotnym dla pana POTEM? Choć raz?
ON No wie pan, jak się żyje, to nie ma czasu. Rachunki, zakupy, dzieci,
interesy... życie jest bardzo czaso- i energochłonne. Myślenie? Człowiek
odkłada takie rzeczy później, na stare lata.
ISTOFELES Takie zatem będzie pańskie POTEM, jakie sobie pan zgotował i niech mnie pan więcej o to nie pyta. (chwila napiętej ciszy)
ON Czyli jakie?
ISTOFELES Ani słowa! (chwila napiętej ciszy)
ON Młodzi zajmują się życiem, a nie śmiercią, to chyba naturalne?
ISTOFELES Naturalne, ale życie bezrefleksyjne, jest... życiem pustym
jak..., jak studnia bez wody i prowadzi do...
ON Dokąd?
ISTOFELES Donikąd. W tym rzecz.
ON Czyli gdzie?
ISTOFELES Słowo daję, rozmowa z panem to jak przelewanie z pustego
w próżne. Pan nic nie rozumie.
ON Znowu jakieś zagadki. Nie może pan mówić jaśniej. Jest tak i tak
i tyle. Wtedy bym zrozumiał. A tu nikt nie chce puścić pary z gęby, wyjaśnić od A do Z. Same tajemnice.
127
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
128
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
ISTOFELES Eh... (macha ręką z rezygnacją)
ON Wiesz co, powinniście tu mieć informatory, jak w biurach tury-
stycznych. To by ułatwiło sprawę i ty byś się nie musiał pewnie tyle
nagadać. Na każdej Mecie taki folderek o tych pinach i hasłach i groszu
z przejrzystymi obrazkami i wykresami. Odpowiednia mapka. Zdjęcia
członków obsługi z numerami kontaktowymi, bo telefon jest... Dobry
pomysł, nie? (dzwoni telefon; obaj rzucają się, żeby odebrać)
ISTOFELES To do mnie.
ON Skąd pan wie? Może do mnie, to w końcu moja Meta.
ISTOFELES (ustępuje) Proszę bardzo.
ON (odbiera) Słucham. (słucha) Tak. Chwileczkę. (oddaje Istofelesowi
słuchawkę) To do pana.
ISTOFELES (uśmiecha się z triumfem) Tak? A to niespodzianka. (odbiera słuchawkę od bohatera) Istofeles..., co jest? (słucha) Przecież mówiłeś, że już po problemie. Skłamał? (z wyrzutem spogląda na bohatera)
Załatwione. (odkłada słuchawkę i przygląda się bohaterowi) Taaa.
ON Co?
ISTOFELES Niech pan siada i czeka.
ON Na co?
ISTOFELES Na przesyłkę.
ON A ty?
ISTOFELES Znikam. (zbiera się do wyjścia, ale głos bohatera zatrzymuje
go w drzwiach)
ON Istofeles, ja, ja... Przecież na moim miejscu ty...
ISTOFELES To zupełnie zrozumiałe. Nawet się tego spodziewałem po
panu.
ON Zaczekaj...
ISTOFELES Co?
ON Już się nie boję.
ISTOFELES Nie?
ON Nie mam nic do stracenia. Jestem martwy...
ISTOFELES A dusza?
ON (zaniepokojony) Co z nią?
ISTOFELES Zapomniał pan o duszy?
ON (niepewnie) O duszy?
ISTOFELES Żegnam. Istofeles odchodzi; bohater zostaje sam, siada przy
stole i zastanawia się, niespokojnie spogląda na drzwi, przez chwilę nic
się nie dzieje.
META
129
SCENA 7
Bohater siedzi przy stole, jak pod koniec poprzedniej sceny; dłubie w nosie znudzony czekaniem. Wchodzi Wężyk, sapiąc i taszcząc sporą paczkę
przed sobą.
pana. (podaje rękę na powitanie) Wężyk. Alojzy Wężyk.
ON (obchodzi go z nieufnością, ignorując wyciągniętą rękę Wężyka) Listonosz?
WĘŻYK Tak jakby.
ON Posłaniec?
WĘŻYK (zdegustowany) Panie! Tfu... od czarnej roboty jestem. Przynieś, odnieś, pozamiataj. Taki los. Wysługują się mną na prawo i lewo.
(coraz bardziej rozżalony) Żadnego uznania, panie. Żadnej wdzięczności, a jeszcze jak coś nie tak, wszystko na mnie. (rozgoryczony zbliża
się do bohatera z pięściami, jakby chciał mu zrobić krzywdę; bohater
cofa się przestraszony). Jakby to ludzka natura sama z siebie nie była
przewrotna. Kradzież, cudzołóstwo, rozbój, mord – wszystko ja. Ktoś
brzydko pierdnie na Madagaskarze i to też moja wina. (gwałtownym
ruchem podsuwa bohaterowi pokwitowanie prawie pod sam nos) Pan
pokwituje odbiór.
ON (zaniepokojony zachowaniem Wężyka, bohater szybko zmienia temat, podpisując pokwitowanie) To co pan tam dla mnie ma?
WĘŻYK (rozchmurza się w mgnieniu oka) Proszę zobaczyć. Ja tylko dostarczam.
ON (podejrzliwie i ostrożnie zabiera się do rozpakowywania paczki)
Lustro?
WĘŻYK Lustro, jak widać.
ON Na co mi lustro? Meblować się tu nie mam zamiaru. Ja tu tylko
przejazdem, podobno.
WĘŻYK Podobno...
ON (stawia lustro na stole i przygląda się) Schudłem... (spogląda na reakcję przybysza) Stres. (głos mu się łamie) Śmierć najbliższej mi osoby.
Niełatwo...
WĘŻYK Niełatwo.
ON (gładzi się po zaroście, przeglądając się w lustrze) Przydałoby się
ogolić.
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ON A ty kto?
WĘŻYK (ostrożnie stawia paczkę na stole i ociera pot z czoła) To dla
130
Katarzyna LATAŁA
2013 tom IV
WĘŻYK A po co?
ON (przegląda się w lustrze, wykrzywia twarz, stroi miny) Wyglądam
jakoś mizernie. Prawie jak nie ja. Może jakbym się ogolił....
WĘŻYK Panie, a skąd pan wiesz, że to pan?
ON (jakby nie dosłyszał albo nie zrozumiał) Co?
WĘŻYK No tam w lustrze. Jaką ma pan pewność, że to lustro pokazuje
pana?
ON Przecież widzę.
WĘŻYK Pan ufa temu, co widzi? Ja bym na pana miejscu był bardziej
podejrzliwy.
ON Dlaczego? Ja to ja. O!
WĘŻYK A ja panu mówię, że niekoniecznie!
ON Co pan gadasz takie głupoty?
WĘŻYK Udowodnić? (obraca lustro w swoją stronę i niemal natychmiast wykrzykuje) A nie mówiłem?
ON Pokaż pan! Bzdura.
WĘŻYK (przekręca lustro w swoją stronę) Przecież widzę.
ON Co pan widzi?
WĘŻYK Siebie. Nie pana.
ON (podchodzi do Wężyka i zagląda mu przez ramię) Faktycznie. (oddala się w kierunku drugiej strony stołu)
WĘŻYK O! A teraz jesteśmy tu obaj. Widzi pan, ono kłamie. Ono wcale nie pokazuje pana.
ON (zbity z tropu) No tak. Prawidłowo. Tak ma być. Lustro odzwierciedla patrzącego.
WĘŻYK Ale to pańskie lustro.
ON I co z tego?
WĘŻYK A ono pokazuje mnie.
ON Tylko, gdy pan w nie patrzy. (przysuwa lustro do siebie i przegląda
się w nim)
WĘŻYK I co? Kogo pan teraz widzi?
ON Siebie.
WĘŻYK Bo ono pokazuje to, co człowiek chce zobaczyć. (szeptem)
Wszystkie lustra takie są parszywe i kłamliwe. Niech pan im nie ufa.
ON Lustro to lustro, co pan...
WĘŻYK Czy myśli pan, że to takie proste?
ON Co?
WĘŻYK To z tym lustrem.
META
131
pamiętam.
WĘŻYK To trik.
ON Jaki trik?
WĘŻYK Bardzo sprytny.
ON To chyba ma coś wspólnego z optyką. Tak prawie jestem pewien.
WĘŻYK Panie, nie rozumie pan? To przekręt!
ON Gładka powierzchnia odbija światło i powstaje obraz tego, co stoi
przed lustrem.
WĘŻYK (podchodzi do niego i potrząsa nim) Czy pan myśli, że to takie
proste zobaczyć siebie?
ON No pewnie, wystarczy spojrzeć w lustro. (spogląda w lustro) O proszę bardzo – ja.
WĘŻYK Ty, czyli kto?
ON (zniecierpliwiony) Co mam się panu przedstawić?
WĘŻYK Pańskie imię i nazwisko nic nam tu nie powie.
ON To czego pan chcesz?
WĘŻYK Czy JA z lustra to rzeczywiście JA? A jeśli tak, to jakie jest to
JA? Kim ono jest? Potrafi pan na te pytania odpowiedzieć?
ON No pewnie. Znam siebie od urodzenia.
WĘŻYK Tak i co pan o sobie wie?
ON Na przykład, że lubię zupę pomidorową, kobiety z odrobiną ciała,
że na tyłku mam znamię ...
WĘŻYK To wszystko?
ON (zniecierpliwiony)... i nie cierpię gadać o pierdołach, a odkąd umarłem, nic innego nie robię i szczerze mówiąc mam już tego potąd. (wykonuje ręką znaczący gest) I na cholerę mi to lustro! Chcieli przysłać
mebel, mogli kanapę – wygodną. Zdrzemnąłbym się, poleżał trochę
w spokoju jak człowiek.
WĘŻYK Nic pan o sobie nie wiesz. Już ja wiem o panu więcej po kilku
minutach rozmowy.
ON Tak? A co na przykład.
WĘŻYK Na przykład to, że pan kompletnie siebie nie znasz. Nie poświęciłeś pan w życiu nawet pięciu minut, żeby się zastanowić nad sobą.
ON A nad czym się tu zastanawiać?
WĘŻYK Nad tym kim pan jest, nad pańskim sensem, celem... Nad sednem istnienia...
ON Człowiekiem jestem, ot i cała filozofia.
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ON To jakieś zjawisko fizyczne. W szkole coś o tym było, ale już nie
2013 tom IV
132
Katarzyna LATAŁA
WĘŻYK Człowiekiem, czyli kim? Jaką masz pan pewność, że jesteś
człowiekiem, jeśli się nad tym nigdy nie zastanowiłeś, co to znaczy być
człowiekiem? Uwierzyłeś w to, w co ci powiedziano, że masz wierzyć.
ON Muszę jeść i wydalać, żeby żyć, walczyć, żeby przetrwać i rozmnażać się, żeby mój gatunek nie wyginął. Nie ma się nad czym rozwodzić.
A rozum mam od tego, by się tak urządzić, żebym nie musiał o tym
wszystkim myśleć każdego dnia mojego życia.
WĘŻYK Wiesz pan o sobie tylko to, co ci wygodnie wiedzieć. Zeskrobałeś trochę naskórka, ale nie odważyłeś się zanurzyć głębiej do wewnątrz aż po same bebechy. Chcesz pan wiedzieć, po co ci przysłali to
lustro? Chcesz?
ON Po co? (patrzy złowrogo na Wężyka)
WĘŻYK Żebyś pan sobie mógł patrzeć w tę swoją głupią gębę aż do
końca świata.
ON (podchodzi do Wężyka i chwyta go za kołnierz) Zamknij się!
WĘŻYK (kontynuuje) Bo to lustro to jedno wielkie złudzenie, pokazuje
to, co chcesz zobaczyć, ale czego nigdy już nie będziesz mógł zobaczyć
tak NAPRAWDĘ – siebie. Bo prawdziwe JA można zobaczyć tylko za
ziemskiego życia. A ty swoje zmarnowałeś, człowieku, nie poświęcając
ani chwili – sobie.
ON (szarpie Wężykiem) Zamknij się!
WĘŻYK Prawdziwe JA szwęda się po brudnych ulicach i między słowami, ukrywa w ciemnych kątach i wyciągniętych kieszeniach. I wyłazi
na powierzchnię tylko czasami, wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Rozumiesz pan już teraz? Choćbyś się gapił w to lustro i gapił,
niczego tam już nie wypatrzysz oprócz swojej mizernej ludzkiej mordy.
Za późno już dla ciebie! ON puszcza Wężyka i z wściekłością rozbija
lustro. Następuje chwila ciszy. Obaj stoją bez ruchu i patrzą na kawałki
szkła na podłodze.
WĘŻYK A to pech! Siedem lat nieszczęścia.
ON Siedem? Mam całą pieprzoną wieczność. (wybuchają śmiechem)
WĘŻYK To nie jest śmieszne. (parskają śmiechem)
ON To z czego się pan śmieje? (parskają śmiechem)
WĘŻYK A co mam płakać?
ON Mógłby pan jednak okazać trochę współczucia.
WĘŻYK Na to również za późno.
ON (wzdycha) Czy cokolwiek można jeszcze zrobić?
WĘŻYK Zrobić?
META
133
Inni mają znacznie mniej. Całe życie składa się z wyborów, małych pozornie nie mających wpływu na nic decyzji. Pozornie! Te małe decyzje
składają się na tę wielką, znaczącą i ostateczną.
ON Czemu nikt nam tego nie mówi za życia?
WĘŻYK Jak to nie? Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij itd. To podstawy każdej religii. Codzienność stwarza sytuacje, w których pan decyduje, czy te zasady przyjąć, czy odrzucić. Od tego ma pan wolną wolę.
ON Codzienność? To nie Bóg nas testuje?
WĘŻYK Boga pan do tego nie mieszaj.
ON A co z nim? Czy on w ogóle istnieje?
WĘŻYK A jak pan myśli?
ON Teraz już nie wiem. Spodziewałem się go zobaczyć po śmierci.
WĘŻYK Pytając, sam pan sobie odpowiedział.
ON Jak to?
WĘŻYK A tak, że każdy ma takiego boga, na jakiego sobie zasłużył.
ON (zastanawia się intensywnie nad słowami Wężyka, wreszcie wybucha) A może ja go widziałem, tylko sobie z tego nie zdawałem sprawy?
Spryciarz! Ale kim on mógł być? (gorączkowo) Na pewno mogę wykluczyć Staruszkę z Wyjścia Awaryjnego. Bóg nie może być kobietą.
Staruszek? Zbyt niedołężny. Istofeles? Nie. On wyraźnie spełniał czyjeś
polecenia. Lou w tych łachmanach nie wyglądał na Wszechmogącego.
Zaratustra z pewnością nie. Hiuston! To może być on. Taki tajemniczy.
I jak pojawia się jakiś problem, to wszyscy dzwonią po niego. Czy to
Hiuston? Pan wie? Z czego się pan śmieje?
WĘŻYK Z pana i pana ludzkich odruchów. Trzyma się pan tej swojej
człowieczej logiki jak ostatniej deski ratunku, a tu ona panu już na nic
się nie przyda. Zdolność człowieka do pojmowania pewnych spraw jest
ograniczona. Nic pan na to nie poradzi.
ON (przechadza się rozgorączkowany w tę i z powrotem, rozważając
na głos) Więc to nie Hiuston? No tak. Przecież go widziałem. To tylko
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
ON No w mojej sprawie.
WĘŻYK Aaa! Obawiam się, że nie.
ON (po dłuższej chwili namysłu) Czy to On tak zdecydował?
WĘŻYK Kto?
ON (wahając się) Bóg.
WĘŻYK E-tam.
ON To kto?
WĘŻYK Pan sam. Miał pan na to całe życie. Nie takie krótkie zresztą.
2013 tom IV
134
Katarzyna LATAŁA
osiłek od brudnej roboty. Nie mówił za wiele i nie wyglądał na zbyt
inteligentnego. Bóg to mózg całej operacji. Mądrość. Ktoś, kto wszystko wie, zna wszystkie odpowiedzi. (nagle zatrzymuje się i spogląda na
Wężyka) To pan?
WĘŻYK Ja? Co ja?
ON Skąd pan tyle wie?
WĘŻYK Wie co?
ON No o wszystkim. O mnie, o ludziach i jak to wszystko jest urządzone.
WĘŻYK Z obserwacji.
ON Z jakich obserwacji?
WĘŻYK Głównie ludzi. To bardzo wdzięczny materiał. Nie ma dwóch
takich samych egzemplarzy.
ON Ja też mam oczy, obserwuję i jakoś nic.
WĘŻYK Nic, nic! Pewnie że nic. Zakuty łeb nie gimnastykowany myśleniem przez całe życie i po śmierci nie zmieni się w filozofa.
ON (wystraszony klęka przed Wężykiem i z płaczem) Ja się poprawię. Ja
się jeszcze mogę zmienić, przysięgam.
WĘŻYK Gdybym był tym, kim pan myśli, że mogę być, nie wysłuchiwałbym tych pańskich prymitywnych rozmyślań, tylko zamknąłbym
pańską gębę na kłódkę raz na zawsze.
ON (nadal na kolanach przed Wężykiem łapie go błagalnie za ubranie,
zdezorientowany i przestraszony) Litości! Nie zabijaj mnie!
WĘŻYK Ja pana nie mogę zabić, pan już jest martwy. Martwy! Zapomniał pan?
ON (otrząsa się) Martwy? ... rzeczywiście... tak umarłem... w teatrze...
WĘŻYK W teatrze, w tym teatrze. (gestem pokazuje dookoła) Upadł
pan na scenę jak długi.
ON (zawstydzony) Ale musiało być widowisko... dlaczego do jasnej .......
ja tam poszedłem?
WĘŻYK (zaskoczony tą nagłą zmianą tematu) Słucham?
ON Po co ja tam poszedłem? Przecież ja nie byłem w teatrze od podstawówki.
WĘŻYK Na sztukę. Wygrał pan darmowy bilet. Nie pamięta pan?
ON A tak. Nigdy wcześniej niczego nie wygrałem. Czasem obstawiałem numery w Totolotka, ale nic. (wzruszony) A tu raz kupiłem landrynki, uwierzysz pan, głupie landrynki... chcę się poczęstować, a tu
jakiś kartonik zapakowany w folię. Wyciągam rozpakowuję: „Gratulu-
jemy! Jesteś zwycięzcą! Zapraszamy do teatru!”. Za darmo, myślę sobie,
to pójdę, zobaczę, odchamię się. Co wtedy wystawiali?
WĘŻYK Nic. Odwołano spektakl. Karetka, policja... Pańska śmierć wywołała zbyt dużo zamieszania.
ON Co mieli grać?
WĘŻYK „Czekając na Godota”.
ON Dobre?
WĘŻYK Klasyka.
ON O czym?
WĘŻYK O czekaniu.
ON Jak to o czekaniu?
WĘŻYK Bohaterowie czekają.
ON Na co?
WĘŻYK Nie wiadomo.
ON To bez sensu.
WĘŻYK Ma pan rację.
ON Zawsze jest coś konkretnego, na co się czeka. Na autobus, na Boże
Narodzenie, na wypłatę...
WĘŻYK ... aż zupa przestygnie...
ON ... na lato. Można czekać na kogoś albo na właściwy moment. Czeka się jeszcze na..., no niech mi pan pomoże...
WĘŻYK Koniec.
ON Koniec....
WĘŻYK Koniec sztuki na przykład.
ON Właśnie. Dobry przykład. (chwilę milczą)
ON A jak ta sztuka się kończy?
WĘŻYK Nie kończy się.
ON (oburzony) Musi się kończyć! Wszystko się kiedyś kończy. Widzowie muszą wrócić do domu, aktorzy muszą odpocząć.
WĘŻYK I tak się dzieje, ale sztuka nie ma zakończenia.
ON A co się dzieje z bohaterami?
WĘŻYK Nic. Czekają.
ON Nic? Nie ma akcji, pogoni, wygłupów, umizgów?
WĘŻYK Nie. Powiedziałem panu, nic się nie dzieje.
ON Przez cały czas tylko czekają?
WĘŻYK Tak.
ON To beznadziejna sztuka. Dlaczego ktokolwiek chciałby na nią
pójść?
135
NA BIEŻNI SCENICZNEJ
META
136
Katarzyna LATAŁA
WĘŻYK Może wygrał darmowy bilet?
ON Chyba że tak. (chwila milczenia)
ON Panie Wężyk, co dalej się ze mną stanie?
WĘŻYK Nie wiem. Nikt tego nie wie.
ON To co mam zrobić.
WĘŻYK Nie mam zielonego pojęcia.
ON Poczekam, może coś się wyjaśni.
WĘŻYK To jedyne, co pan może zrobić. Tymczasem ja muszę już zni-
2013 tom IV
kać. Obowiązki wzywają.
ON Jak to, nie poczeka pan ze mną?
WĘŻYK Nie mogę, to pańska Meta.
ON Zostawi mnie pan samego?
WĘŻYK Ależ nie. Na pocieszenie powiem panu, że nie jest pan sam!
ON Nie?
WĘŻYK Oczywiście, że nie. (Wężyk wycofuje się do wyjścia, wyraźnie
ubawiony obserwuje poczynania bohatera)
ON (rozgląda się podejrzliwie po widowni) Nikogo tu nie widzę. (podchodzi bliżej widowni i patrzy niewidzącym wzrokiem) Halo! Kto tu
jest? (w panice) Panie Wężyk!
WĘŻYK Żegnam. (opuszcza scenę i znika za drzwiami z napisem – Kulisy)
ON zostaje sam; chwilę jeszcze chodzi dookoła stołu, siada, wykonuje
jakieś gesty świadczące o nudzie, np. przeciąga się, drapie w uchu, powstaje, znów się przechadza, siada i spogląda na widownię; moment ten
trwa dobrą chwilę, aż staje się niekomfortowy dla publiczności; wtedy
gaśnie światło i zapada kurtyna.
Rok 2013
WIZERUNKI
ANDRZEJ CIECHANOWIECKI KOŃCZY 90 LAT
Żołnierz Armii Krajowej – bez cienia kombatanckiej pozy;
dobrze urodzony – tak w kategoriach genealogii społecznej,
jak przede wszystkim w nurcie najlepszych tradycji duchowych szlacheckiej Polski; człowiek sukcesu – tyleż zamożny, co pełen ofiarności dla wspólnego dobra; wyrafinowany
znawca sztuki, dbały zarazem o jej upowszechnienie – jest
Andrzej Ciechanowiecki piękną postacią dzisiejszej Polski,
„współczesnym zacnym”, któremu winniśmy, jak napisał
Norwid, „oddać cześć”.
REDAKTOR
Magdalena BIAŁONOWSKA
POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ
Bogactwo sylwetki osobowej – historyka sztuki, kolekcjonera, marszanda, mecenasa – niełatwo poddaje się zwięzłym szkicom portretowym, także ze względu na ogromną literaturę przedmiotową. Niniejszy
tekst jest próbą przybliżenia postaci i działalności Andrzeja Stanisława
tom IV
138
Magdalena BIAŁONOWSKA
Ciechanowieckiego, a nadchodzący jubileusz jego 90. urodzin (28 września 1924 roku w Warszawie) nadarza ku temu wspaniałą okazję.
Jako jedyny syn Jerzego Stanisława (1893-1930) i Matyldy Marii
z Osiecimskich Hutten-Czapskich (1900-1991)1 pochodzi ze szlacheckiego rodu herbu Dąbrowa. Ciechanowieccy wywodzą się z Mazowsza, a najstarszy przedstawiciel rodu żył w XIV wieku. W wieku XV
otrzymali dobra Ciechanowiec w ziemi nurskiej, od których wzięli
nazwisko. Odgrywali znaczące role polityczne, społeczne i kulturalne, zasiadali w krzesłach senatorskich. W XVI wieku dobra ziemskie
Ciechanowieckich powiększyły się m.in. o Boczejków w połockiem
(na terenach dzisiejszej Białorusi). Posiadłość, pozostająca własnością
rodziny do XX wieku, miała okazałe założenie pałacowo-ogrodowe,
wzniesione w trzeciej ćwierci XVIII wieku w rodzaju entre cour et
jardin2 . W pałacu przechowywano kolekcję dzieł sztuki (obrazy, meble i ceramika), o której Andrzejowi Ciechanowieckiemu opowiadała
babka, Mary Luiza Ciechanowiecka z Kimensów (1869-1952)3. On sam
nigdy w Boczejkowie nie mieszkał. Dzieciństwo spędził w Budapeszcie,
gdzie jego ojciec pełnił funkcje dyplomatyczne. Po nagłej śmierci męża,
Matylda Ciechanowiecka wraz z synem przeniosła się do Warszawy. Tu
zamieszkała z teściową w pałacyku przy ul. Pięknej.
Andrzej Ciechanowiecki odebrał kosmopolityczne wykształcenie,
od wczesnych lat uczył się języków obcych i uczęszczał do renomowanych szkół (szkoła podstawowa im. Mikołaja Reja; gimnazjum i liceum
im. Stefana Batorego). W czasie drugiej wojny światowej kontynuował
naukę na tajnych kompletach. Po zdaniu matury studiował w Szkole Głównej Handlowej oraz historię sztuki w Uniwersytecie Zachodnim. Po wojnie ukończył studia w Akademii Handlowej w Krakowie,
uzyskał także magisterium z historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim4. Brał udział w kampanii wrześniowej, w czasie wojny działał
2013 tom IV
1
S. Dumin, A. Rachuba, J. Sikorska-Kulesza, Ciechanowieccy herbu Dąbrowa , Warszawa 1997, s. 149-151,155-159; [b.aut.], Ciechanowiecki, Count Andrew Stanislaus, [w:]
Debrett’s , People of Today , ed. L. Winter, London 2010, s. 297; Ciechanowiecki Jerzy Stanisław, [w:] Ziemianie polscy XX wieku. Słownik biograficzny, red. T. Epsztein, t. IX, Warszawa 2010, s. 47-50; Libro d’Oro della Nobilitŕ Italiana, Collegio Araldico, t. I, edizione
XXVII (2005-2009), Roma 2005, s. 393.
2
S. Dumin, A. Rachuba, J. Sikorska-Kulesza, dz.cyt., s. 5, 32, 97.
3
Tamże, s. 140-141.
4
Na podstawie pracy Ze studiów nad meblarstwem krakowskim pierwszej połowy XIX
wieku. Fundacja Zbiorów im. Ciechanowieckich, Zamek Królewski w Warszawie [dalej:
FC, ZKW], Archiwum Andrzeja S. Ciechanowieckiego, cz. IV, Dyplomy, Dokumenty
POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ
139
osobiste A.S. Ciechanowieckiego, poz. 81, FC/2174/01. Karta 5, Dyplom Magistra Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego 4 kwietnia 1950.
5
T. Chrzanowski, Adi i Logofagi, „Tygodnik Powszechny” 1985, nr 21, s. 6; A. S. Ciechanowiecki, Klub Logofagów, [w:] Klub Logofagów. Wspomnienia, oprac. A. Rozmarynowicz, Kraków 1996, s. 38-41.
6
Częściowo opublikowane: A. S. Ciechanowiecki, Złotnicy czynni w Krakowie w latach 1600-1700, [w:] Materiały do bibliografii, genealogii i heraldyki polskiej, t. VI, Buenos
Aires–Paryż 1974, s. 13-42.
7
A. S. Ciechanowiecki, Michał Kazimierz Ogiński und sein Musenhof zu Słonin.
Untersuchungen zur Geschichte der polnischen Kultur und ihrer europäischen Beziehungen im 18. Jahrhundert, Köln 1961.
8
Fragmenty badań opublikowane: A. S. Ciechanowiecki, Spain and Portugal, [w:]
Word Furniture, ed. H. Hayward, London 1964, s. 61-64, 103-107, 160-165, 270-271.
WIZERUNKI
w konspiracji: żołnierz Armii Krajowej; plutonowy podchorąży w Powstaniu Warszawskim; czynny w Zrzeszeniu „Wolność i Niezawisłość”
(WiN) i w stowarzyszeniu Porozumienie Pomocy Więźniom. Po wojnie, podczas studiów w Krakowie, na przełomie 1946 i 1947 roku powołał do życia Klub Logofagów5. W roku 1950 jako asystent profesora
Adama Bochnaka podjął studia doktoranckie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Studia przerwane zostały aresztowaniem go w październiku
tegoż roku i skazaniem na 10 lat więzienia za rzekome szpiegostwo
i działalność w AK. Zwolniono go 2 lutego 1956 roku i rehabilitowano.
Po wyjściu z więzienia pracował jako kustosz w muzeum w Łańcucie
i kontynuował rozpoczęte przed aresztowaniem6 prace badawcze nad
złotnictwem krakowskim epoki baroku.
W roku 1958 Andrzej Ciechanowiecki wyjechał z kraju dzięki stypendiom British Council i Fundacji Forda na prace badawcze w Anglii, w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech, gdzie w roku 1960 na
Uniwersytecie w Tybindze obronił pracę doktorską na temat mecenatu
artystycznego hetmana Michała Kazimierza Ogińskiego7. Następnie
w latach 1960-1961 przebywał w Portugalii na stypendium Fundacji
Gulbenkiana. Tam prowadził studia nad meblarstwem portugalskim8.
Wiosną 1961 osiadł w Londynie i tu pozostał na stałe. Do Polski zaczął
powracać dopiero po 19 latach, ale cały czas utrzymywał ścisłe kontakty z uczonymi i przyjaciółmi w kraju, prowadząc działalność na rzecz
Polski. W Londynie Andrzej Ciechanowiecki pracował jako marszand
i prowadził trzy galerie sztuki.
Należy choćby wspomnieć, iż w roku 1958, jako pierwszy Polak zza
żelaznej kurtyny, Andrzej Ciechanowiecki wstąpił do Zakonu Maltań-
140
Magdalena BIAŁONOWSKA
2013 tom IV
skiego, gdzie pełnił znaczące funkcje i prowadził działalność charytatywną9.
Stał się założycielem lub członkiem wielu fundacji i towarzystw naukowych10. Za liczne zasługi i wieloaspektową działalność kulturalno-społeczno-naukową otrzymał czterokrotnie tytuł doktora honoris
causa11 oraz uhonorowany został wieloma orderami i odznaczeniami
polskimi i obcymi, m.in.: Orderem Orła Białego (1998), Krzyżem Wielkim Orderu Polonia Restituta (1993), Złotym Odznaczeniem Gloria
Artis (2006), Krzyżem Oficerskim Legii Honorowej (2003), Komando-
9
Zorganizował Fundacje Polskiej Pomocy Maltańskiej w Wielkiej Brytanii, ufundował Hospicjum Maltańskie w Londynie, przesyłał leki do Polski w czasie stanu wojennego. Pełnione funkcje: Kanclerz PZKM, II Wiceprezydent, I Wiceprezydent (do 1997).
10
Współtwórca oraz członek zarządów fundacji rodzin historycznych: Fundacja Książąt Czartoryskich, Fundacja im. Raczyńskich, Fundacja im. Lanckorońskich. Członek:
Rady Société Historique et Littéraire Polonaise przy Bibliotece Polskiej w Paryżu (członek
dożywotni, honorowy od 2008 r.); Zarządu Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie; Rady Muzeum w Rapperswilu, Fundacji Rapperswilskiej (członek-założyciel),
Rady Institute for Polish-Jewish Studies w Oxfordzie; Zespołu Redakcyjnego wydawnictwa „Polin”; Rady Studium Polski Podziemnej w Londynie; Instytutu Gen. Sikorskiego
w Londynie; Catholic Association of Great Britain; Association of Papal Knights, The
London Society of Antiquaries (F.S.A., członek dożywotni); Royal Museum Association
(A.M.A., członek dożywotni); Association of Art Historians w Londynie; The Heraldry
Society w Londynie (członek dożywotni); British Art Medal Society w Londynie (członek
honorowy); St Anthony’s College w Oxfordzie (członek starszy 1988-1991); „Pro Lingua
Polonica” przy College of Arms w Londynie (doradca); Anglo-Belarusian Association
w Londynie (parton), Public Monuments and Sculpture Association w Londynie (członek dożywotni i wiceprezydent); Société de l’Histoire de l’Art Français w Paryżu, Société
des Amis d’Honoré de Balzac w Paryżu (honorowy członek zarządu); Collegio Araldico w Rzymie (członek czynny); Associazione „Dante Alighieri” w Rzymie (członek honorowy); Ateneo Veneto di Scienze, Lettere e Arti w Wenecji; Rosyjskiego Towarzystwa
Historyczno-Genealogicznego w Moskwie (członek honorowy); International Euroasian
Academy of Sciences w Mińsku (członek rzeczywisty); Międzynarodowego Stowarzyszenia Białorutenistów w Mińsku (członek honorowy); Związku Szlachty Białoruskiej (honorowy prezydent); Instytutu Historii Białoruskiej Akademii Nauk (członek honorowy);
Friends of Polish Art w Detroit (członek honorowy); Rady ds. Kultury przy Prezydencie
RP (w latach 1992-1995); Rady Powierniczej w Zamku Królewskim w Warszawie; Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie (członek); Stowarzyszenia
Historyków Sztuki (członek honorowy); Stowarzyszenia Historyków (członek honorowy);
Towarzystwa Heraldycznego (członek honorowy) oraz Polskiej Akademii Umiejętności
w Krakowie.
11
Uniwersytetu Warszawskiego (1991), University of New Mexico w USA (1992), Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego w Mińsku (1993), Uniwersytetu Jagiellońskiego
(2009)
POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ
141
rią Orderu des Arts et des Lettres (2012) i innymi wysokimi odznaczeniami państwowymi oraz dynastycznymi12.
Zainteresowania Andrzeja Ciechanowieckiego i przestrzenie jego
działalności związanej ze sztuką są nieprzeciętnie rozległe i mają głębokie zakorzenienie w tradycji rodzinnej. Główną jego pasję stanowi
kolekcjonerstwo. Jako marszand prowadzi w Londynie ożywioną, zapoczątkowaną jeszcze w kraju, działalność kolekcjonerską uwarunkowaną – jak sam wspomina – wychowaniem:
staranne wychowanie, język, lektury, dobre szkoły i uniwersytet, obracanie się
wśród dzieł sztuki, pamiątek historycznych. [...] Była też tradycja kolekcjonerska: dziad ojczysty zbierał raczej pod kątem widzenia historyczno-artystycznego, macierzysty zaś współczesne malarstwo polskie, szczególnie Malczewskiego,
z którym się przyjaźnił13.
12
Pełen spis odznaczeń i dyplomów: E. Halls, M. Śladowska, Odznaczenia, dyplomy,
kps, Warszawa 2007 (dostępny w Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich).
13
A. S. Ciechanowiecki, Słowo wstępne, „Projekt” 1990, nr 5, s. 4.
14
Przekład na język polski: Pamiątkom ojczystym ocalonym z burzy dziejowej. Sentencja łacińska umieszczona na zewnętrznej elewacji pawilonu przy ulicy Wolskiej
(dziś Piłsudskiego 12), będącego własnością Emeryka Hutten-Czapskiego od roku 1894,
mieszczącego muzeum jego imienia, otwarte w 1902. Zob. M. Kocójowa, Fundator kolekcji Emeryk Hutten-Czapski (1828-1896) jako człowiek i kolekcjoner, [w:] „Monumentis Patriae...” Emerykowi Hutten-Czapskiemu w 110. rocznicę śmierci Muzeum Narodowe
w Krakowie, red. J. Skorupska, Kraków 2006, s. 26-28.
WIZERUNKI
Władysław Michał Ciechanowiecki (1860-1910), „dziad ojczysty”
kolekcjonera, był miłośnikiem i znawcą sztuki, zbierał polskie szkło,
miniatury i porcelanę. Jak już było wspomniane, o kolekcji zgromadzonej w Boczejkowie Andrzej Ciechanowiecki wiedział z relacji babki.
A Kazimierz Robert Osiecimski-Hutten-Czapski (1866-1942), dziadek
ze strony matki Andrzeja Ciechanowieckiego, miał kontakty z krakowskim środowiskiem artystycznym (przyjaźnił się m.in. z Jackiem
Malczewskim, Julianem Fałatem, Wojciechem Kossakiem, Ludwikiem
Pugetem) i zbierał malarstwo współczesne. To on oprowadzał wnuka
po zabytkach i muzeach Krakowa, a zatem i po Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego, z umieszczoną na zewnętrznej części pawilonu
muzealnego łacińską sentencją MONUMENTIS PATRIAE NAUFRAGIO
EREPTIS14. Idea ocalania „pamiątek ojczystych z burzy dziejowej”, która przyświecała wielkiemu kolekcjonerowi i darczyńcy, Emerykowi
Hutten-Czapskiemu (1828-1896), stała się też dewizą życiową Andrzeja
Ciechanowieckiego. Od początku pobytu w Londynie wyszukiwał więc
2013 tom IV
142
Magdalena BIAŁONOWSKA
dzieła związane z Polską. Pierwsze polonica zakupił w 1962 roku. Były
to: „Portret Marii Leszczyńskiej” pędzla Jean-Baptiste Van Loo z roku
około 1730 15 oraz obraz olejny „Bitwa” pędzla Piotra Michałowskiego
z roku 1830 (dziś kolekcja Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich).
Kolekcjoner zidentyfikował wiele cennych obiektów nierozpoznanych
lub na Zachodzie nie cenionych, tak jak np. odnaleziony w paryskim
antykwariacie, brązowy „Posążek konny Napoleona” wykonany przez
Piotra Michałowskiego (darowany przez niego do Muzeum Narodowego w Krakowie). Pozyskanie poloników, jak wspomina Andrzej
Ciechanowiecki, wymagało „energii, czasu, szczęścia oraz wiedzy historyczno-artystycznej, często też perswazji ”16. Ale w niedługim czasie
powszechnie znana była wieść, „iż istnieje taki wariat w Londynie, który kupuje polskie dzieła sztuki, budzące zwłaszcza przed kilkunastu
laty stosunkowo mało zainteresowania na rynku”17. Zbieracz wspomina jak „Propozycje zakupu zaczęły jakby same z siebie do niego napływać”18. Tak jak w przypadku posągu dłuta Pierre’a Vaneau, przedstawiającego Jana III Sobieskiego (znajdującego się obecnie w Zamku
Królewskim w Warszawie), który został mu korespondencyjnie zaoferowany przez mediolańską galerię antyków. Przywołuje jako anegdoty
zdarzenia, podczas których składano mu oferty kupna polskich dzieł
wręcz na ulicy. Tak było z „Portretem Adama Kazimierza Czartoryskiego w czerwonym płaszczu” pędzla Élisabeth Vigée-Le Brun. Portretu, który został Ciechanowieckiemu zaoferowany w Mediolanie
w 1964 roku (dziś kolekcja Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich).
Polonica odnalezione na Zachodzie przez Andrzeja Ciechanowieckiego, wędrowały do kraju w różnej formie: jako dary kolekcjonera
dla muzeów polskich, jako dary rządów krajów zachodnich oraz jako
donacje osób prywatnych, tak jak dary Juliana Godlewskiego na Wawel. Bez wątpienia największą grupę stanowi kolekcja poloników, którą
ofiarodawca włączył do utworzonej przez siebie Fundacji Zbiorów im.
Ciechanowieckich przy Zamku Królewskim w Warszawie.
Oprócz poloników, pasją kolekcjonerską Andrzeja Ciechanowieckiego, była rzeźba nowożytna, w tym szczególnie brązy. I właśnie w tej
15
Modello do jednego z oficjalnych portretów królowej, z ok. 1730 roku, a dziś własność Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich, w depozycie w Wersalu.
16
A.S. Ciechanowiecki, Słowo wstępne, „Projekt” 1990, nr 5, s. 5.
17
Tamże.
18
Tamże.
POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ
143
19
H. Demoriane, Vous aussi, devenez collectionneur de bronzes, „Connaissanse des
arts” 1965, nr 163, s. 70.
20
“European Bronzes from Quentin Collection” [kat. wys.], red. M. Leithe-Jasper,
P. Wengraf, The Frick Collection, New York, September 28th, 2004–January 2nd , 2005,
New York–Milano 2004, s. 250-251; Beauty and Power: Renaissance and Baroque Bronzes
from the Peter Marino Collection, red. Jeremy Warren, Wallace Collection, 29th April–
25th July 2010, The Huntington Library, 9th October, 2010–24th January, 2011, London
2010, s. 54-59.
21
“Importante collection d’esquisses françaises du XVII e au XIX e siècle” [kat. aukc.],
Drouot Richelieu, Paris, vendredi 28 juin 2002.
22
J.-P. Marandel, Ambiguïtés de l’esquisse, „Connaissance des Arts” 1995, nr 514,
s. 44.
WIZERUNKI
dziedzinie stworzył on odrębną kolekcję. Zainteresowanie rzeźbą z brązu rozwinął w Londynie przy okazji uprawianego tam zawodu marszanda, ale sam określa je również jako typowo kolekcjonerską coup de
foudre19. Było ono naturalną konsekwencją zamiłowania do złotnictwa,
którym zajmował się naukowo, co skierowało jego uwagę ku rzeźbie
małych rozmiarów, zwłaszcza ku złoconym brązom i medalom. Od
połowy lat 60. XX wieku zbierał brązy europejskie od XVI do XX wieku. Ciekawym problemem badawczym związanym z kolekcją brązów
Andrzeja Ciechanowieckiego jest grupa ok. 40 figurek wykonanych
przez, dotąd niezidentyfikowanego, niemieckiego mistrza, aktywnego
w pierwszej połowie XVII wieku, który najprawdopodobniej pochodził
z Augsburga. Od nazwiska kolekcjonera, mistrz ten został nazwany
„Ciechanowiecki Master” i nazwa ta funkcjonuje w literaturze przedmiotu i w środowisku antykwarycznym20, a badania nad identyfikacją
artysty są prowadzone przez historyka sztuki dr Carlo Milano.
Kolejną pasją zbieracką Andrzeja Ciechanowieckiego, w obrębie
której stworzył on autonomiczną kolekcję, są szkice olejne z okresu od
XVII do XIX wieku. W ciągu blisko 40 lat zebrał ok. 300 francuskich
szkiców olejnych a następnie sprzedał na aukcji w 2002 rok w paryskim
Hôtel Drouot21. Była to kolekcja – według słów Jean-Patrice Marandela
– „o charakterze encyklopedycznym”22, a o jej wysokim poziomie artystycznym świadczy fakt, iż część obiektów została zakupiona na wspomnianej aukcji do muzeów takich jak: Luwr, Los Angeles County Museum i do wielu.
Podobnie jak zainteresowania, aktywność zawodowa Andrzeja Ciechanowieckiego również związana była ze sztuką. Od 1961 do 1995
roku prowadził on trzy londyńskie galerie: Mallet at Bourdon House,
Heim Gallery i Old Masters Gallery. O tej blisko 35-letniej karierze
144
Magdalena BIAŁONOWSKA
i działalności galerii wiemy na podstawie zespołu archiwaliów „Heim
Gallery Records” z Getty Research Institute w Los Angeles23, ówczesnych recenzji w periodykach branżowych i prasie codziennej24 oraz
relacji osób uczestniczących w rynku sztuki tamtego okresu25. Andrzej
Ciechanowiecki rozpoczął karierę marszanda w dość specyficznym
czasie. Lata 60. były okresem przemian w zakresie handlu dziełami
sztuki i momentem kiedy Londyn stał się centrum światowego rynku
w tej dziedzinie. Andrzej Ciechanowiecki bardzo szybko, dzięki wykształceniu, znajomości pięciu języków obcych oraz kontaktom zawodowym i towarzyskim, wszedł do hermetycznego grona londyńskich
marszandów.
W latach 1961-1965 był on dyrektorem i udziałowcem w nowo powstałej galerii Mallett at Bourdon House, będącej filią Mallett & Son.
Galeria specjalizowała się w kontynentalnej sztuce dekoracyjnej i do jej
repertuaru Andrzej Ciechanowiecki wprowadził rzeźbę, organizując
cztery ważne wystawy w tej dziedzinie oraz pisząc wstępy do katalogów. Były to ekspozycje poświęcone XIX-wiecznej rzeźbie francuskiej:
„The <Animaliers>26, Sculptures by Jules Dalou (1838-1902)”27 i „Sculptures and Sketches by Jean Baptiste Carpeaux (1827-1875)”28 oraz rzeźbie w terakocie29.
Kolejnym etapem w karierze Andrzeja Ciechanowieckiego była
Heim Gallery, w lata 1965-1986 był on dyrektorem i udziałowcem,
a w końcu właścicielem tej galerii handlowej, związanej początkowo
z Galerie Heim w Paryżu. W tym okresie zorganizował on 38 ważnych
2013 tom IV
23
Zespół archiwalny zawierający korespondencje, wycinki prasowe, fotografie, dokumenty finansowe dotyczące działalności londyńskich Heim Gallery i Old Masters Gallery
w l. 1965-1991.
24
„The Burlington Magazine”, „The Connoisseur”, „Arts Review”, „Apollo”, „Weltkunst”, „The Times”, „The Daily Telegraph”.
25
Charles Avery, Joanna Barnes, Richard Falkiner, Alexander Kader, Daniel Katz,
Alastair Laing, Jean-Patrice Marandel, Jan Pomian, Diana Scarsbrick, Anna SomersCocks, Patricia Wengraf, Paul Williamson, Elizabeth Wilson i in. (nagrania z rozmów
w posiadaniu autorki)
26
“The <Animaliers>. French Animal Sculpture of the 19th Century” [kat. wys.], Mallett at Bourdon House, London, 14th -30th November, London 1962.
27
“Sculptures by Jules Dalou (1838-1902)” [kat. wys.], Mallett at Bourdon House,
London, 28th April–9th May, London 1964.
28
“Sculptures and Sketches by Jean Baptiste Carpeaux (1827-1875)” [kat. wys.], Mallett at Bourdon House Ltd., 24th May–12th June, London 1965.
29
“Sculpture in Terracotta. Small Terracottas & Bozzetti of Five Centuries” [kat.
wys.], Mallett at Bourdon House Ltd., 22nd October to 9th November, London 1963.
POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ
145
ekspozycji na poziomie wystaw muzealnych, poświęconych przede
wszystkim sztuce nowożytnej włoskiej i francuskiej. Poza obiektami
do sprzedaży w Heim Gallery pokazywano również kolekcje muzeów
europejskich oraz kolekcje prywatne, przede wszystkim zbiory rysunków, którymi galeria zwykle nie handlowała30. Ekspozycje organizowane były dwukrotnie w ciągu roku i były komentowane, o czym była
już mowa, na łamach fachowych periodyków angielskich i kontynentalnych, a także przez prasę codzienną31. Wystawom towarzyszyły naukowe katalogi opracowane przy współpracy specjalistów poszczególnych dziedzin sztuki32. Heim Gallery catalogues to ilustrowane katalogi
w typie katalogów muzealnych; uważane są za publikacje referencyjne,
cenione przez naukowców i antykwariuszy. Wernisaże w Heim Gallery
na przestrzeni lat stały się wydarzeniem społeczno-towarzyskim, cieszyły się dużym zainteresowaniem ze strony historyków sztuki, kuratorów i marszandów, ale także londyńskiej socjety; na otwarcie wystaw
przybywali niejednokrotnie przedstawiciele rodziny królewskiej, dwukrotnie nawet sama królowa matka.
O poziomie Heim Gallery oraz pozycji Andrzeja Ciechanowieckiego jako marszanda na międzynarodowym rynku sztuki 2. połowy
XX w. świadczy fakt, iż klientami galerii były ważne muzea amerykańskie33, europejskie34, w tym polskie35. Za pośrednictwem Heim Gallery
do muzeów na całym świecie trafiło wiele dzieł znaczących artystów.
Do Victoria & Albert Museum w Londynie m.in. terakotowy model
Spis wystaw patrz: M. Białonowska, Andrzej Stanisław Ciechanowiecki. Kolekcjoner, marszand i mecenas, Lublin 2012, s. 284-286.
31
Zob. przypis 24.
32
M.in. takich jak: prof. Roberto Longhi, prof. Urlich Middeldorf, prof. Carlo Volpe,
prof. Rudolf Wittkower, prof. Anthony Blunt, prof. Nicola Spinosa, dr Jennifer Montagu,
dr Ursula Schlegel.
33
Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, National Gallery w Waszyngtonie,
Institute of Arts w Detroit, Art Institute w Chicago, Museum of Fine Arts w Bostonie,
Getty Museum i County Museum w Los Angeles, Museum of Fine Arts w Cleveland,
Museum of Art w Toledo, Cincinnati Art Museum; Harvard University Art Museum
w Cambridge, Princeton University Art Museum w Princeton, The Snite Museum of Art
przy University of Notre Dame
34
W Londynie: Victoria & Albert Museum, National Gallery, British Museum; Fitzwilliam Museum w Cambridge, Museum and Art Gallery w Birmingham, Art Gallery
w Manchester, Walker Art Gallery w Liverpool, National Museum of Wales w Cardiff,
National Gallery of Ireland w Dublinie; Luwr, Rijksmuseum w Amsterdamie, Bayerischen Nationalmuseum w Monachium oraz wiele innych placówek.
35
Zamek Królewski w Warszawie, Zamek Królewski na Wawelu.
WIZERUNKI
30
146
Magdalena BIAŁONOWSKA
2013 tom IV
„Błogosławiona Lodovica Albertoni” autorstwa rzeźbiarza doby baroku
Gian Lorenza Berniniego; do National Gallery w Londynie m.in. dwa
ważne obrazy: „Pokłon Trzech Króli” pędzla Bartholomeusa Sprangera
z 1595 roku oraz „Dido i Eneasz” Francesca Solimeny z ok. 1720; do
National Gallery of Ireland w Dublinie obraz pędzla wielkiego klasyka
Jacques’a Louisa Davida „Scena z pogrzebu Patroklesa”. Ponadto do National Museum of Wales w Cardiff w 1979 roku zostały sprzedane cztery kartony do tapiserii autorstwa Petera Paula Rubensa. Nowojorskie
Metropolitan Museum of Art zakupiło z Heim Gallery obraz „Chrzest
Chrystusa” francuskiego malarza z XVII wieku, Sébastiena Bourdona.
Do Art Institute w Chicago trafił reprezentatywny „Portret don José
Mońina” pędzla Pompeo Batoniego z 1776 roku. Wiele ważnych dzieł
sprzedano do Getty Museum w Los Angeles, m.in.: obraz „Wieczerza
w Emaus” pędzla caravaggionisty Bartolomeo Cavarozziego. Poza muzeami do klienteli Heim Gallery należeli też prywatni kolekcjonerzy;
dwaj najważniejsi to Arthur M. Sackler oraz Ian Ross, którym Andrzej
Ciechanowiecki doradzał przy formowaniu ich kolekcji brązów.
W latach 1986-1995 Andrzej Ciechanowiecki był dyrektorem i właścicielem Old Masters Gallery w Londynie, kontynuując poprzednią
działalność handlową na polu sztuki nowożytnej, ale bez wystaw.
Dzięki pracy marszanda Ciechanowiecki zdobył znaczne środki finansowe, które pozwoliły mu na działalność mecenasowską wobec ojczystego kraju. Przekazał wiele pojedynczych darów do muzeów polskich. Niezaprzeczalnie do najważniejszych w tej grupie należą obrazy
„Wenus i Amor” pędzla Jana Messysa, datowany na lata 60. XVI wieku,
darowany Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego36, oraz „Zmartwychwstanie”, autorstwa Barthela Bruyn’a St. z lat 1530-1540, przekazany do
Zamku Królewskiego na Wawelu37. Ponadto wiele obiektów powróciło
do rodzimych kolekcji dzięki staraniom donatora (jak np. marmurowe
„Popiersie Stefana Czarnieckiego”, dłuta Jakuba Monaldiego, które tra36
Przed drugą wojną światową obiekt należał do kolekcji Xsawerego Pusłowskiego,
w czasie wojny zrabowany przez hitlerowców, w 1976 zidentyfi kowany w Heidelbergu,
wymieniony przez Andrzeja Ciechanowieckiego na dwa obrazy z jego kolekcji, darowany
do Muzeum UJ w 1984.
37
Przed drugą wojną światową obiekt należał do kolekcji Zamku Królewskiego na
Wawelu (dar Leona Pinińskiego), w czasie wojny zrabowany przez hitlerowców, zidentyfi kowany na rynku antykwarycznym w poł. lat 80. XX w. (Sotheby’s, Londyn), odkupiony
przez Andrzeja Ciechanowieckiego, darowany na Wawel w 1985.
POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ
147
fiło na Zamek Królewski w Warszawie38 czy odzyskany kobierzec tzw.
polski dla Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie39).
Zdecydowanie największym darem Andrzeja Ciechanowieckiego
było przekazanie około 1500 poloników do założonej w roku 1986 Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich w Zamku Królewskim w Warszawie – pierwszej tego typu organizacji prawnej w kulturze polskiej po
II wojnie światowej.
Dziś kolekcja Fundacji liczy około 3000 numerów inwentarzowych
i obejmuje malarstwo, rzeźbę, rysunek i akwarele, grafikę, rzemiosło
artystyczne, numizmaty, ponadto księgozbiór i archiwalia.
Kolekcja ma l a r s t wa to głównie portrety osobistości polskich
bądź zagranicznych z Polską związanych, pędzla m.in. Pierre’a Subleyrasa („Portret Fryderyka Krystiana na tle budowli Rzymu”), Louisa
de Silvestre’a („Portret Fryderyka Augusta i Portret Józefa Augusta”),
Élisabeth Vigée-Lebrun („Portret Adama Kazimierza Czartoryskiego
w czerwonym płaszczu”), François Gérarda („Portret Ludwika Paca”),
Marcella Bacciarellego („Portret Stanisława Augusta z popiersiem Piusa VI” oraz portrety owalne członków rodziny Poniatowskich), Józefa
Grassiego („Portret Stanisława Małachowskiego”) oraz Pietra Longhiego czy Louisa Tocqué.
Zbiór r z e ź by to w dużej mierze marmurowe popiersia postaci
historycznych dłuta m.in. Giovanniego Cacciniego („Popiersie Ferdynanda I Medyceusza”), Giuliana Finellego („Popiersie Antonia Marcella Barberiniego”), Bertela Thorvaldsena („Popiersie Aleksandra I”),
Francesco Massimiliano Laboureura (popiersia Czackich) oraz znaczna ilość brązów.
Kolekcja r y su n ków i a k wa rel obejmuje prace autorstwa m.in.
Jeana-Pierre’a Norblina, Aleksandra Orłowskiego, Zygmunta Vogla czy
Jana Matejki.
Obiekt eksponowany w Victoria & Albert Museum jako „Popiersie Andrea Dorii”
dłuta Giovanniego Montorsolego, błędną atrybucję prawidłowo zidentyfi kował Andrzeja
Ciechanowieckiego i przyczynił się do tego, że obiekt powrócił do kraju jako dar rządu
brytyjskiego.
39
Przed drugą wojną światową obiekt należał do kolekcji Muzeum Czartoryskich
w Krakowie, w czasie wojny zrabowany przez hitlerowców, zidentyfi kowany na rynku antykwarycznym w roku 1990. (Christie’s, Londyn), Andrzej Ciechanowiecki współfi nansował proces sądowy, w wyniku którego obiekt powrócił do kraju w 1997.
WIZERUNKI
38
2013 tom IV
148
Magdalena BIAŁONOWSKA
Do działu r z em ios ł a a r t y s t ycz ne go należą wyroby z polskich
manufaktur bądź zagranicznych warsztatów zamówione przez polskich mecenasów.
Wśród obiektów z łot n ic t wa należy wspomnieć okazałe puchary,
kufle, kubki i łyżki gdańskie oraz wyroby jubilerskie (Brosza-gemma
z wizerunkiem Stanisława Augusta z 1787 r.).
Z cennych t k a n i n na uwagę zasługują tapiserie w serii z przedstawieniami posągów antycznych bóstw w niszach, wykonane dla Michała Kazimierza Ogińskiego w Słonimiu, portiery herbowe Michała
Kazimierza Paca, utkane w Brukseli w l. 1667-1669, ponadto kobierce
z herbami Potockich i Mniszchów oraz pasy kontuszowe.
Meble to głównie wyroby francuskie, włoskie i angielskie, niekiedy
sygnowane.
Zbiór c er a m i k i obejmuje m.in.: fajansowe półmiski i talerz ze
słynnego serwisu sułtańskiego, wykonanego w manufakturze w Belwederze w 1777 roku, także porcelanowe wyroby z Miśni czy Korca.
Zbiory Fundacji są stale powiększane przez jej założyciela, a znaczna ich część eksponowana jest we wnętrzach Zamku Królewskiego
w Warszawie; ponadto zbiory Fundacji wzbogacają inne muzea w formie depozytów40.
Bezsprzecznie do hojnej działalności mecenasowskiej Andrzeja Ciechanowieckiego zaliczamy fundację kościoła pw. św. Maksymiliana
w Krakowie-Mistrzejowicach. Andrzej Ciechanowiecki jako Kawaler
Zakonu Maltańskiego sfinansował około 2/3 bryły kościóła mistrzejowickiego, zaprojektowanego przez Józefa Dutkiewicza i w całości
ufundował wystrój: meble, marmury i rzeźby dłuta Gustawa Zemły.
Warszawski artysta stworzył zespół ponad 40 rzeźb w brązie: jest to
grupa ołtarzowa (Chrystus Ukrzyżowany, Najświętsza Maryja Panna i św. Maksymilian Kolbe), figury w kaplicach bocznych (św. Jan
Chrzciciel i św. Jadwiga), stacje Drogi Krzyżowej oraz tablice Tajemnic
Różańca. Poza finansowym, należy podkreślić wkład merytoryczny
Andrzeja Ciechanowieckiego w budowę i wystrój krakowskiego kościoła. Inspirował twórców, sugerował rozwiązania, podejmował ważne decyzje. Jest autorem m.in. koncepcji zastosowania rzeźby w brązie
40
Zamek Królewski na Wawelu, Muzeum Warmińskie w Lidzbarku Warmińskim,
Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze, Muzeum Archidiecezjalne w Krakowie, Muzeum-Zamek w Łańcucie, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Muzeum Narodowe w Poznaniu i Warszawie, Muzeum Polskie w Rapperswilu.
POLSKA JEST MOJĄ JEDYNĄ MIŁOŚCIĄ
149
41
M. Białonowska, C. Chrząszcz, Wkład Zakonu Maltańskiego i Andrzeja Stanisława
Ciechanowieckiego w budowę i wystrój kościoła, [w:] Dzieło wielu ludzi. Historia parafii
i kościoła w Krakowie – Mistrzejowicach, red. Z. F. Badurski, Kraków 2013, s. 165-193;
M. Białonowska, Wystrój kościoła pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Krakowie-Mistrzejowicach, [w:] Dzieło wielu ludzi, s. 195-214.
42
Pan Ciechanowiecki [fi lm dokumentalny], reż. R. Fabjanowska, TVP3 Regionalna
2005.
WIZERUNKI
jako jedynego medium przekazu treści liturgicznych w świątyni mistrzejowickiej41.
Należy też uwydatnić, iż inicjatywy Andrzeja Ciechanowieckiego
zawsze ukierunkowane były na rzecz jego ojczyzny – Polski, choć należy w tym miejscu użyć szerszego pojęcia „dawnej ojczyzny duchowej”, tj. obszaru dawnej Rzeczypospolitej, z której terenów wywodzili
się jego przodkowie i gdzie znajdowało się „gniazdo rodzinne” – Boczejków. Stąd też działalność kulturalna i paradyplomatyczna na rzecz
Białorusi, mająca na celu ratowanie wspólnego dziedzictwa narodowego oraz szeroko rozumiane budowanie stosunków polsko-białoruskich
w obszarze kultury. Wszystko to również należy zaliczyć do kręgu aktywności mecenasowskiej.
Faktami z życia Pana Ciechanowieckiego można by obdzielić wiele postaci. Krytycy, historycy sztuki darzą go licznymi określeniami:
„kolekcjoner naukowy”, „kolekcjoner-ewergeta”, marszand, mecenas,
fundator, darczyńca, dobroczyńca, filantrop czy społecznik, ale tylko
częściowo oddają one złożoność jego bezprecedensowej działalności na
rzecz sztuki. Jednakże główny motyw tej wieloaspektowej aktywności
Andrzej Ciechanowiecki wyraził zdaniem „Polska jest moją jedyną
miłością”42 .
Rok 2013
tom IV
Kasper PAWLIKOWSKI
CIOCIA DZIODZIA
Beata Obertyńska
Stosunki w naszej rodzinie były zażyłe. Ponieważ – jak to u ziemian – koligacje mieliśmy rozrzucone na obszarze całej Małopolski,
kontakty fizyczne były utrudnione. Najważniejszą spójnią rodzinną,
tym, co wyrabiało poczucie jedności i solidarności, była przyjazna, napełniona uczuciem, myśl. Informacje i wiadomości rozpowszechniane
z ust do ust, listy były głośno odczytywane, wiadomości omawiane.
My, mali, zyskiwaliśmy poczucie więzi i nawet nieznani nam, dalsi
członkowie rodziny stawali się nam w ten sposób bliscy. Nie mówiło się
o ludziach źle czy złośliwie, najczęściej uwydatniało się ich pozytywne
cechy, pomijając negatywne – tam, gdzie istniały. Kształtowało nas to
silnie i w dorosłych latach utrwaliło otwarcie, zaciekawienie drugim
i zasadę miłości bliźniego. Ceną za to bywała, w niektórych przypadkach naiwność wobec spraw. Przywary, ułomności i rzeczywiste słabostki ludzi były puszczane mimo uszu i nie wyrządzały im, w naszej
świadomości, krzywdy.
W nasze uniwersum wchodziłem poprzez bliskie mi osoby, przez
rozpoznawalne otoczenie, powiedzonka, humor, opowieści, przedmioty-talizmany i pamiątki. Z nich, jak z bezpiecznych kokonów, moi najbliżsi wyszli w świat jako dorośli ludzie. Wszystko to budowało moją
własną niszę.
Świat zaczynał się od rodziców. Tu wyobraźnia nie była potrzebna. Rodzice są i zawsze będą. Kochani, srodzy, zaniepokojeni, odlegli,
zmartwieni czy zagniewani – cokolwiek akurat pasowało. Byli wszystkim. W miarę poznawania innych przestrzeń rodzinna powiększała
się i zaczynała obejmować ciotki, wujów, chrzestnych i tych, którzy
stawali się ciotkami i wujami ze względu na bliskość i przyjaźń z ro-
CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA
151
1
Arthur i Wanda. Dzieje miłości Arthura Grottgera i Wandy Monné, podali do druku
Maryla Wolska i Michał Pawlikowski, Medyka–Lwów 1928.
2
Niewielka posiadłość położona niedaleko Skolego nad rzeką Opór w Beskidach
Wschodnich, 100 km na południe od Lwowa. Na terenie dawnej strażnicy (stąd nazwa)
w roku 1882 rodzina Maryli Młodnickiej (później Wolskiej), zagrożonej w dzieciństwie
gruźlicą, wybudowała drewniany dom letniskowy, ukochane gniazdo wszystkich krewnych i przyjaciół, miejsce urodzin Beaty z Wolskich Obertyńskiej.
WIZERUNKI
dzicami. Bliskość ta często pogłębiała się i przechodziła z pokolenia na
pokolenie.
Rodzina mamy i cioci była firmamentem, na którym świeciły różnej
wielkości ciała niebieskie. Postać Wandy Młodnickiej jarzyła się w nim
najmocniej, przybliżana żywymi przekazami starszego pokolenia. Tragedia jej narzeczeństwa z Arturem Grottgerem stała się jakby tłem, na
którym pojawiały sie inne postacie: Ludwika Wolskiego, jego syna Wacława, genialnego wynalazcy, Pokutyńskich, Maryli Wolskiej i bliżej
już – bohaterskiego Luka i jego sióstr Beaty i Anieli, mojej matki. Romantyczna, jak może być tylko miłość, którą przedwcześnie przerywa
śmierć jednego z kochanków, utkwiła wcześnie w mojej świadomości.
Przeżycie tym silniejsze, że podawane nam było z całą krasą językową
bliskich świadków życia sławnego artysty i pięknej prababki. Legenda
tej historii, wsparta korespondencją i szkicami artysty zawarta została
w książce pt. Arthur i Wanda1 – ulubiona z czytania nam lektur. Pamiętam, że już wtedy uderzyło mnie, że po stronie Wolskich postacie
kobiet zaznaczały się silnie.
Drogę do świata Wolskich pokazywała ciocia. To ona opowiadała
o ich dzieciństwie, o babci Wandzie, o ludziach, którzy przewinęli się
przez ich domy na Storożce2, w Perepelnikach i we Lwowie, o jej rodzeństwie, w tym o mojej matce, i o śmierci Luka, najstarszego z nich.
Były to wczesne lata po odzyskaniu niepodległości, duch walki zbrojnej
i patriotyzmu kształtował silnie wychowanie młodzieży. Historia Luka
zabarwiła najmocniej moje uczucia wobec ojczyzny. Fakt, że Władysław Bełza w wizjonerskim zwidzie dla niego, jeszcze małego chłopczyka, napisał wiersz pt. Katechizm polskiego dziecka zaczynający się
od słów: „Kto ty jesteś – Polak mały…”, budził we mnie patriotyczne
ciarki. To on mu dał siłę w godzinie jego męczeńskiej śmierci. „Coś jej
winien? – Oddać życie”.
Beata Obertyńska, zwana w rodzinie Dziodzią, nigdy się w moim
życiu nie pojawiła, gdyż istniała w nim od zawsze, od mojego urodzenia. Z kolei po pięćdziesięciu trzech stycznych latach byłem ostatnią
2013 tom IV
152
Kasper PAWLIKOWSKI
osobą, która ją żegnała. Z wdzięcznością myślę, że moi rodzice właśnie
ją wybrali na moją chrzestną matkę. Mówiło się wtedy, że po chrzestnych można dziedziczyć cechy charakteru. Owo powiedzenie mogło
zawierać więcej prawdy niż się na ogół wydaje: była przecież siostrą
mojej matki.
Wacław i Maryla Wolscy mieli pięcioro dzieci. Beata, jedna z dwóch
córek, była starsza od swojej siostry Anieli o trzy lata. Ich ojciec był
inżynierem-wynalazcą w przemyśle naftowym. Maryla, młodopolska
poetka o twórczym rodowodzie, stworzyła wokół siebie i rodziny osobny krąg wysokiej kultury i patriotycznych uczuć.
Silna osobowość babci Maryli, a także jej polot, miały decydujący
wpływ na kształtowanie się poetyckiego talentu Beaty. Wyobraźnia
starszej córki znalazła tu wzory, istotny punkt odniesienia i pobratymstwo intelektualne. Ich świat – pełen mitów, fantazji, rojeń, ale mity,
fantazje i rojenia to tylko część. Bo najważniejszy był wymóg realizmu,
poetyckiej precyzji – i w tym Ciocia była niezrównana. Uformowała ją
szkoła nieugiętych zasad – literackich i charakteru.
W domu Wolskich kultywowana była teatralność jako wyraz codziennego życia, jakby ujście, zawór bezpieczeństwa dla wrodzonych
twórczych energii. Często w rozmowy wplatano cytaty poezji, zasłyszane anegtoty. W zimowe lub słotne dni dom nabrzmiewał podnieconymi głosami małych, później młodocianych aktorów wkuwających swoje role, by przedstawić je na scenie domowego audytorium. Kostiumy
pomysłowo wykreowane z domowych fatałaszków bawiły całą rodzinę,
a najbardziej samych twórców. Z tamtych doświadczeń wywodzi się zapewne jej zainteresowanie sceną i znawstwo tworzywa dramatycznego.
Wolno przypuszczać, że te teatralne próby wiele lat później wpłynęły
na decyzję cioci Dziodzi, by wstąpić do szkoły dramatycznej.
Nie wydaje się, by pedagogia była obecna pośród talentów babci
Maryli. Bliskość Beaty z matką-poetką przerodziła się w relację dwóch
twórczych osobowości. Ich wzajemny stosunek mocno się zacieśnił, co
jednocześnie nie wpłynęło dobrze na rozwój młodszej córki, Leli, która
dorastała jakby poza orbitą zainteresowań matki. Również pomiędzy
synami babcia miała swoich faworytów. Tak więc starszą siostrę od
młodszej dzieliło więcej niż zwykły dystans trzech lat. Pierwsza miała – wedle jej słów – „najszczęśliwsze dzieciństwo, jakie można mieć”.
Lela zaś, z którą Maryla nie miała bliskiego kontaktu, ani macierzyńskiego, ani duchowego, odnalazła swoją spóźnioną młodość dopiero po
wyjściu z domu. Beata, jako osoba dojrzała i bardziej światowa, zdawała sobie sprawę z tej różnicy i czuła się w pewnym sensie winna, że
Maryla na niej skupiła całą swoją atencję. Późniejszy stosunek sióstr
był już do końca nacechowany akcentem ekspiacji.
Obie siostry, mimo że miały przecież różne charaktery, łączyła wielka zażyłość, ale ich życie płynęło jakby odmiennymi nurtami. Mama
wyszła za mąż za mojego ojca, o wiele starszego od siebie, dla którego
stała się najważniejszym obiektem serdecznej troski. Ponieważ Beata
nie miała własnych dzieci, a jej małżeństwo nie należało do szczególnie
szczęśliwych, potomstwo jej siostry wypełniało ową przestrzeń. Atrakcja była wzajemna, gdyż darzyliśmy ciotkę szczególnym uczuciem miłości i przywiązania.
Trudno mi teraz sprecyzować, kiedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie obecność Beaty Obertyńskiej w moim życiu. Najmocniej ta
więź zaznaczyła się w latach 30., w okresie wczesnych dziecięcych chorób. Grypy, mums, ospa wiążą mi się w pamięci z okruszkami dietetycznych sucharów na pościeli, zapachem eukaliptusa i pomarańczy,
a także chłodem spirytusu rozcieranego przez ciocię na plecach. Dotyk
jej małych dłoni wiąże mi się też z bańkami stawianymi na plecach.
Potem pamiętna szkarlatyna w Zakopanem, która zabrała jedno z nas.
Kwarantanna, dezynfekcja.
A ciocia cały czas była. Ubrana w biały fartuch, donosiła jedzenie
i spełniała pielęgniarskie posługi w naszych zarażonych separatkach.
Dobra, wrażliwa, cierpliwa, pogodna, zatroskana – dla nas zawsze było
jej za mało. Wieczorami rodzinna pielęgniarka zamieniała się w cudownego bajarza. Bajki, rzecz jasna, zawsze wymyślane „na pniu”, ale
niezawodnie trzymające się wewnętrznej wiarygodności, były tym bardziej wspaniałe, że mogliśmy wprowadzać własne pomysły i rozwinięcia, które autorka zwykle uwzględniała. Dawało to niejako na wyrost
poczucie twórczego udziału w tych opowieściach. Każdego kolejnego
dnia oczekiwaliśmy szarej godziny. Snutych a vista bajek absolutnie nic
nie mogło zastąpić. Wielka radość rozpierała pierś, kiedy osnowa jakiejś bajki pojawiała się w druku albo w szkolnej czytance.
Wiano genetyczne po matce uposażyło ciocię bogato na niwie piśmienniczej, zaś ze strony ojca inżyniera otrzymała zamiłowanie do
„majsterek” i porządku, tak w logice, jak w sprawach technicznych. Na
jej domowym kantorku zawsze można było polegać, wiedząc że narządka, śrubki, haczyki czy zakrętki będą zawsze na właściwym miej-
153
WIZERUNKI
CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA
2013 tom IV
154
Kasper PAWLIKOWSKI
scu. Wyobrażam dziś sobie, że niektórym mogło to trącić pedanterią,
ale dla mnie, tą samą drogą dziedziczącego podobne skłonności, było
to urzekające. Być może o tyle bardziej, że od strony ojca geny przekazywały mi twórczy niepokój.
Przed wojną ciocia mieszkała na przemian w domu Wolskich na
Zaświeciu i – rzadziej – w majątku swojego męża w Odnowie. U nas
bywała przy różnych okazjach lub też niezależnie od nich. Pojawiała się
zawsze, gdy ktoś chorował albo był w potrzebie. Między pięciorgiem
dzieci Pawlikowskich zawsze któreś niedomagało. Ciocia przyjeżdżała
wtedy do Medyki lub do Zakopanego, gdzie w szerszym gronie rodzinnym spędzaliśmy ferie. Gdy rodzice wyjeżdżali za granicę, brała mnie
do siebie na wieś do Odnowa. Używam liczby pojedynczej, gdyż ciocia
wolała mieć każde z nas osobno, sam na sam raczej, niż w gromadzie.
Właśnie ten aspekt naszego stosunku był w moim doświadczeniu unikalny. Zdarzało mi się spędzać na Zaświeciu soboty i niedziele, co łączyło się z obcowaniem zarówno z Ciocią, jak i z dziadkami Pawlikowskimi, którzy mieszkali w tej samej willi.
Moje zakotwiczenie tam zostało umocnione oddaniem mi do wyłącznego użytku szafk i pod schodami. Ciocia rozumiała, że prawo
w yłączności wyrabia poczucie autonomii.
Całość ogarniam mgliście, lecz z fotograficzną dokładnością pamiętam parę szczegółów dwóch wizyt w Odnowie. Duży wiejski dwór, nieco tajemniczy. Pracownia cioci, słowniki, jeden z olbrzymim kleksem
na kilkunastu ostatnich stronicach. Książki po jej matce, która zmarła
u progu dziesięciolecia. Pod szklanym blatem biurka zasuszone kwiaty
i egzotyczne ćmy. Wszystko to działało na wyobraźnię. Chociaż ciocia
w tamtym okresie paliła, to kilimki i firanki w jej pracowni wcale nie
pachniały stęchłym dymem wczorajszych papierosów. Zdarzyło się parokrotnie, że w intencji wyzdrowienia kogoś z nas z ciężkiej choroby
postanawiała na rok odłożyć palenie papierosów. Ze świętym Antonim
miała intymne i korzystne dla obu stron kontakty.
Ojciec był od mamy starszy o dwanaście lat. Chociaż uwielbiała go –
a może właśnie dlatego – stała się bardziej jego podopieczną, niż równym partnerem. Jego entuzjazm, aczkolwiek miał świetny wpływ na jej
rozwój artystyczny, z drugiej strony był nacechowany apodyktycznością i porywczością charakteru, który irytował wiele osób w rodzinie,
wcale nie wyłączając Beaty. Można by sądzić, że Beata wywoływała ferment, podmulając lojalność, mieszając się w sprawy rodzinne siostry.
Tego rodzaju przypuszczenia byłyby fałszywe: układ Beaty z rodziną
Pawlikowskich cechowała serdeczność, subtelność i wyczucie. Z Michałem różnice objawiały się w temperamentach i w ciotki zacięciu feministycznym. Zasobna korespondencja dobitnie temu przyświadcza.
W odróżnieniu od innych dorosłych ciocia zawsze miała czas dla
każdego z naszej gromady. Jak wszystkie dzieci, prowokacyjnie, wypróbowywałem jej cierpliwość, zarzucając ją niezliczonymi pytaniami.
„Czy papież może się ożenić?”, „Skąd się biorą dzieci?” „Co to znaczy
obracać pieniędzmi?”. Nie zbywała mnie nigdy. Zawsze dawała przekonujące odpowiedzi. Razu pewnego, a byłem w wieku, kiedy koledzy
zaczęli mnie oświecać, zapytałem: „Czemu ciocia nie ma dzieci?” Inaczej niż na ogół w rozmowach z dorosłymi, z ciocią Dziodzią nie było
niebezpiecznych tematów.
W jej gablotce za szkłem pojawiła się któregoś roku duża brązowa koperta zatytułowana „Mój Testament – Beata Obertyńska”. Nie
omieszkałem indagować, gdyż do tej chwili testamenty pojawiały się
dla mnie tylko w bajkach i książkach historycznych. Ciocia przyznała,
że bardzo lubi spisywać ostatnią wolę i że stworzyła ich już parę w życiu. Tym razem napisała nową, bo astronomowie przepowiedzieli, że
ziemia ma się zderzyć z jakimś ciałem niebieskim i może nastąpić koniec świata. Musiał to być rok 1937 lub 1938. Pozostawałem pod wrażeniem do tego stopnia, że nie przyszło mi do głowy zapytać, że skoro tak, to dla kogo testament jest przeznaczony? Zrozumiałem o wiele
później, że „koniec świata” istotnie nastąpił, ale o rok później.
W marcu roku 1939 pokój Zaświecia został przerwany śmiercią
mojego dziadka, Jana Gwalberta Pawlikowskiego. Po pogrzebie babcia
wyjechała do Zakopanego. W dużym domu Wolskich została jedynie
lokatorka, sparaliżowana pani Szajnochowa. Było to upalne lato, które
zwodziło bujnym pięknem, usypiając wyczulenie na to, co miało nadejść. Z upływem tygodni wzrastało napięcie – wzmacniane wiadomościami nadawanymi ze skrzeczącego głośnika naszego radia.
Na otwartej klatce schodowej wiodącej z parteru na pierwsze piętro, od kiedy pamiętam, wisiały dwa olbrzymie ozdobne lustra. W lipcu jedno z nich urwało się z haka i potłukło na kawałki. Pozostało mi
przejmujące uczucie, że trwanie przestało istnieć, a moje własne wczorajsze odbicie rozprysło się w drobny mak. Jak beztroskie dzieciństwo.
155
WIZERUNKI
CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA
156
Kasper PAWLIKOWSKI
2013 tom IV
LATA WOJENNE
W pierwszych dniach września ciocia postanowiła, że dla bezpieczeństwa – a także dla otuchy – lepiej będzie pierwsze dni działań wojennych spędzić w większej grupie. Przenieśliśmy się więc do zaprzyjaźnionej rodziny na ulicę Długosza. Były tam same kobiety i dzieci,
gdyż mężczyźni, głowy rodzin, synowie i bracia, walczyli na froncie lub
byli w drodze do Rumunii. Nieprzyjaciel całą siłą napierał z zachodu.
Inny, równie śmiertelny wróg, pojawił się kilkanaście dni później na
ulicach Lwowa. Jego hordy wpełzały przez wschodnie rogatki miasta
jak szczury.
Niebawem powróciliśmy na Zaświecie, które zaczęło wypełniać się
rodziną ze wschodnich terenów i uchodźcami z zachodu oraz byłymi
wojskowymi szukającymi tymczasowego schronienia. Cały dom był
zatłoczony ludźmi, których ciocia przygarniała. By zmylić podejrzenia
władz mieliśmy nazywać naszych gości członkami rodziny. Co raz pojawiał się jakiś wuj, ciocia czy nieznajomy kuzyn w drodze na Węgry
i do Rumunii. Zaczął się okres wystawania w niekończących się ogonkach po jedzenie. Dzieci, których zebrała się spora liczba, skutecznie
wypełniały te obowiązki.
Pierwsza wojna i obrona Lwowa, choć jako odległe w czasie doświadczenie, było jednak dla Beaty punktem odniesienia w sytuacji, w której
się teraz znalazła. Bezpieczeństwo dzieci, opieka nad ukrywającymi się
wojskowymi, troska o wyżywienie i opał – wszystko to spadło na barki
poetki. To był prolog tego, co ją mogło czekać i co rzeczywiście zdarzyło się po kilku miesiącach.
Zaczęło się w późną noc od dzwonka u bramy. Wynik pertraktacji
przez zamknięte drzwi był przesądzony, tyle że z naszej strony przeciągaliśmy ich otwarcie z pełną premedytacją oraz nadzieją, że „spalonym” lokatorom da to dość czasu, by mogli wyskoczyć przez okno
z parteru do ogrodu na tyłach domu. Oddział kilku sowieckich żołnierzy z bagnetami w pogotowiu obsadził centralne miejsca w domu,
śledząc ruchy każdego mieszkańca. Szczególnie sprzyjał temu rozkład
pomieszczeń z łatwo dostępną otwartą klatką schodową. Żołnierze pozostali około 10 dni; wystarczająco długo, by wyłapać wszystkich tych,
którzy o niczym nie wiedząc nieopatrznie nas odwiedzili. Spośród
mieszkańców domu zaaresztowali zaprzyjaźnioną z ciocią Zofię Bączkowską, matkę sześciorga dzieci. W lipcu przyszli po Obertyńską.
CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA
157
Czym było dla niej to rozstanie z domem i bliskimi, może zrozumieć
tylko ten, kto ją znał. Oto rozpoczęła się gehenna, ale jak sama później
mówiła, aresztowanie w pewnym sensie przyniosło ulgę: przestała się
wreszcie bać, że nastąpi. Za pozostawionych w domu bliskich mogła się
już tylko modlić. Scenariusz dramatu, który się rozegrał między 1939
i 1942, przedstawiony został w jej książce W domu niewoli.
W ramce fotografia kobiety w mundurze oficerskim II Korpusu na
Bliskim Wschodzie. Twarz sucha, męska, bijąca chłodem i powagą.
Typowe u Wolskich kości jarzmowe uwydatniają wklęsłość policzków.
Oczy nieco głębiej osadzone niż na dawnych zdjęciach, rzucają patrzącemu wyzwanie. Cokolwiek mu przekazują, jest to mocne i twarde, jak
jej niedawne doświadczenia w Rosji sowieckiej. Ma teraz lat dwa razy
więcej niż podczas obrony Lwowa: czterdzieści cztery.
W wojskowych obozach na Bliskim Wschodzie Beata odnalazła znajomych, przyjaciół, dalszych krewnych czy po prostu Lwowiaków. Jej
brat Kazio internowany w Szwajcarii – był bezpieczny. Ukochana Lela
z rodziną po bezpiecznej stronie, w Rzymie. Bratowa i wszyscy inni,
którzy przetrwali, zostali w piekle okupowanej Polski.
Niewątpliwie zmiany spowodowane wojną będą w niej jeszcze długo krzepły. Ciosy, których doznała, musiały mieć wpływ zasadniczy.
Badacze zapewne będą się zastanawiać, czy możliwy jest kompromis
między światem ludzkim a nieludzkim. Jak dokonuje się ich integracja
czy też synteza? Być może nieporównywalność obu światów sprawia,
że zostaną one, przynajmniej w czystych klinicznie postaciach, na zawsze od siebie odcięte. Każdy w sobie zamknięty, tamten, upiorny – do
zapomnienia, ten obecny – do przetrwania.
Z Palestyny została odkomenderowana w celu opracowania swoich
wspomnień z Rosji. By to zadanie pisarskie mogło dojść do skutku, potrzebny był spokój i oderwanie od zajęć wojskowych. Ciotka pojechała
więc do Johannesburga, gdzie przebywała rodzina jej przyjaciół, Romerów. Tadeusz Romer, jako członek rządu RP w Londynie, pozostał
w Europie, ale swoich bliskich, dla bezpieczeństwa umieścił daleko
od działań wojennych w Południowej Afryce. Po ukończeniu książki
W domu niewoli Beata została przeniesiona do Londynu.
WIZERUNKI
PIERWSZY KONTAKT
158
Kasper PAWLIKOWSKI
Gdy wojska alianckie, w tym oddziały polskie, zdobyły Monte Cassino, a potem Rzym, Beata przyjechała służbowo do Włoch. Tu właśnie
miało miejsce pierwsze od czasów wojennego Zaświecia spotkanie obu
sióstr. Lela mieszkała z rodziną w Rzymie od 1942 roku. Po zakończeniu działań wojennych Pawlikowscy jako rodzina wojskowego (byłem
w służbie czynnej II Korpusu) opuścili wyzwolone Włochy i przenieśli
się do Anglii. Beata – jako żołnierz – podążyła ku demobilizacji podobną drogą.
2013 tom IV
SIOSTRY WOLSKIE
Życie sióstr związało się ponownie, tym razem do końca. Po przejściu „do cywila” Beata zamieszkała w Londynie razem z moimi rodzicami – w rejonie Maida Vale, na Clifton Gardens pod numerem 38.
Jednakże teraz ich wzajemne relacje odbiegały od dawniej ustalonego
wzorca. Lata wojenne nie tylko inaczej wyżłobiły losy sióstr, ale także
wpłynęły na zróżnicowanie ich sytuacji życiowych. Co pozostało niezmienne, to siostrzano-braterska miłość i wspólnota duchowa.
Współżycie rodziny pod jednym dachem nie zawsze sprzyja harmonii. Ten trójkąt rodzinny miał swoistą charakterystykę. Ojciec znał obie
siostry od dzieciństwa, z ciocią byli sobie rodzinnie bliscy i twórczo pokrewni. Natomiast ich poglądy, a szczególnie temperamenty, były bardzo odmienne. Być może, wynikało to raczej z punktu patrzenia i oceny zjawisk niż ze skali odniesień. Beata, w nimbie dobroci i altruizmu,
łagodna, niedoszła matka, miała zacięcie pragmatyczne i zdecydowanie feministyczne. Michał natomiast był ideologiem o zdecydowanym,
utrwalonym światopoglądzie, którego dydaktyczny skłon utwierdzał
się w jego małżeństwie z młodszą siostrą Beaty. Wydaje się, że zarzewie tarć miedzy Beatą a Michałem miało swoja ukrytą genezę w opiekuńczych instynktach Beaty z jednej strony i dydaktycznych zapędach
męża Leli z drugiej. Było jednak podziwu godne, jak daleko uczucie
miłości rozładowywało potencjalne spięcia w życiu codziennym.
Mama, samodzielnie przeprowadzając czworo dzieci przez niebezpieczeństwa pierwszego okresu wojny (ojciec wyjechał z Polski do
Włoch w 1939), zdała ten egzamin celująco. Przebywała na wolności,
mogła więc wybierać i decydować. Wojna usamodzielniła ją również
pod względem zawodowym. Jej talent malarski został doceniony, jako
portrecistka znalazła rozgłos tak we Włoszech, jak i później w Anglii.
Jej obrazy były źródłem utrzymania rodziny – aż do końca jej lat. Pracując w wolnym zawodzie, nie miała nigdy nawet owego skromnego
finansowego zabezpieczenia, jakie daje emerytura. Jej dochody jako
portrecistki były jednak wystarczające, by mogła wspierać niezarabiającego męża. Wystarczało też na utrzymanie córki w prywatnej szkole, na mieszkanie i wydatki na rodzinny Dom pod Jedlami. Ostatnia
pozycja pochłaniała każdą nadwyżkę w jej budżecie, bardzo szczodrze
oddawaną.
Ciocia, przeżywszy swoją syberyjską otchłań i poznawszy dno człowieczeństwa, wyszła z tych prób przepalona. Szukała na powrót sensu
zwykłego życia, pragnęła odnaleźć się w nowej sytuacji. Otrzymywała
kombatancką angielską pensję. Nie mając nikogo na utrzymaniu była
niezależna materialnie. Nikłe honoraria za emigracyjną publicystykę
pozwalały jej na przysłowiowe szpilki i przesyłanie lekarstw bliskim
w Polsce. Ograniczenie budżetu do minimum i niewielkie wymagania, sprawiały, że właściwie nie miała potrzeby zarobkowania. Dorabiała sobie jednak na pół etatu jako sekretarka w Polskim Instytucie
Wydawniczym „Veritas”. Chodziło tu raczej o podtrzymanie kontaktu
z pisarzami emigracyjnymi, którzy stale się tam przewijali, oraz ze źródłem polskiego słowa. Talent pisarski cioci Dziodzi nie był wprzęgnięty
w potrzeby przeżycia. Odcięty od gleby, która go niegdyś syciła, w warunkach cieplarnianej izolacji rozwijał się jak orchidea. Wtedy dopiero,
na emigracji, Beata Obertyńska zyskała wolność i czas do pracy twórczej, ale przyszło jej tworzyć w próżni, która nastała po tymczasowości
wojny. Wionie nią jej plon z tego czasu.
Wydaje się, że najpełniejszy okres w jej życiu przypadł na lata spędzone w rodzinnym domu w Polsce. Uposażenie emocjonalne, jakie
wówczas otrzymała, wizja świata i wiara w niezmienne zasady postępowania zbyt mocno naznaczone były idealizmem, aby mogły się
sprawdzić praktycznie. Pochopne małżeństwo par depit, a następnie
bezdzietność, utwierdziły ją w psychicznej samotności. Później Syberia
i lata wojny przypieczętowały ów stan, mimo, że nie miała jeszcze pięćdziesięciu lat. Później, na londyńskim poddaszu, chociaż w bliskości
ukochanej siostry, życie jej było jakby dalszym ciągiem tamtego samotnego czasu. Może właśnie dzięki temu, że najpiękniejsze wizje nosiła
w swoim wnętrzu, londyńskie pustkowie sprzyjało, mówiąc nieco górnolotnie, tkaniu złotych nitek pięknej pajęczyny, jaką była jej poezja.
159
WIZERUNKI
CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA
160
Kasper PAWLIKOWSKI
Tu dojrzała Plebania, której nie było, tu zrodził się Anioł w knajpie, tu
powstały natchnione Grudki kadzidła.
A jednak, poza zasięgiem tematów i rozwojem jej poezji, pozostawała w życiu cioci Dziodzi ukryta sprężyna dojrzewania człowieka
i kobiety. Tajemnica, której tylko osoby z jej pokolenia były świadome,
nawet jeśli u nich z czasem poszła w zapomnienie. Bo nigdy nikt o tym
nie mówił, a ona ostatnia skłonna była do tego rodzaju zwierzeń: chodziło o siłę najpotężniejszą, jaką jest miłość. Miłość wzajemna, której
nie dane było zakwitnąć ani zaowocować. Inaczej niż w poezji, gdzie
tęsknota wypełnia własny byt. Tę miłość wygnaną podsycał jedynie
ogień chrześcijańskiej ofiary.
Kochali się oboje, ona i stryj Jaś. Domysły o ich dramacie intrygowały nas w miarę naszego dorastania, ale zagadka nie od razu została
wyjaśniona, gdyż oboje jej strzegli. Ale kiedy dorośli zostawiali nas samych z ciocią przy fortepianie, grała... na przykład „Elegię” Masseneta,
wplatając dziwne słowa. Czyje?
Nauczvłbyś po cichutku – mijać każdy dzień bez smutku,
A zaś cieniom nie dać wnikać aż do dna, jak to ja, jak to ja...
Albo taka piosenka, do której – to wiedzieliśmy – słowa napisał stryj,
a melodia i aranżacja były jej własne:
Jak godzina po godzinie – marnie płynie tyle lat
Tyle kwiatów marnie ginie – któż by liczył każdy kwiat?
Tyle łez się już wylało, któż by liczył każdą łzę?
Tyle snów się w mgłach rozwiało i ty, mój serdeczny śnie.
Moja siostra Lula tak tę historię wspomina:
W Kniażycach, siedzibie stryja, kiedy dorosłych nie było, Ciocia – nam dzieciom – opowiadała bajki. Dopiero później mogłam zrozumieć, że są one strzępami kryptoautobiografii. Ale to nie dowodzi jeszcze niczego.
2013 tom IV
W latach 60. ciocia przyjechała do Wenecji, w odwiedziny do swojej
siostrzenicy, która tam była w klasztorze. Oddaję znów głos Luli:
Pamiętam jak dziś, żegnając się ze mną powiedziała: „Jak się modlisz, nie za
mnie się módl, ale za Stryjcia”. Wtedy zrozumiałam.
Troska, którą teraz, gdy zamieszkały razem w Londynie, Lela otaczała „starą siostrę”, nie była pozbawiona mentorstwa, w istocie mamie
odpowiadała rola napominającego pedagoga. Tylko uczucia miłości
i oddania, jakie siostry żywiły wobec siebie, mogły zażegnać poten-
cjalny konflikt i temperamenty podporządkować altruizmowi. Ciocia
z całą łagodnością, a także cierpliwością, przyjmowała i nawet w dużej
mierze wypełniała zalecenia mamy, szczególnie, jeżeli chodziło o zdrowie. Nie było to wcale łatwe, gdyż Lela, w odróżnieniu od Beaty, miała
upodobania spartańskie.
Dwa przykłady ukazują subtelność Beaty. W myśl dzielenia się w rodzinie listami bliskich, by oszczędzić sobie powtórek, pisałem czasem
łącznie do mojej mamy i do matki chrzestnej, używając w nagłówku
formy „Kochane Matki”. Kiedyś później ciocia dyskretnie zwróciła mi
uwagę, abym nie używał takiego zwrotu, bo może to mamę zaboleć.
Uwypukliło mi to wtedy jeszcze bardziej wzajemny stosunek sióstr.
Drugi przykład. Lela przeżyła swego męża o dziesięć lat. Ową dekadę poświęciła na uporządkowanie pozostawionych po nim materiałów
historycznych i twórczych. Gdzie mogła, promowała jego prace, podkreślała jego wkład w rozwój kultury i znaczenie tego dorobku. Kiedy
Beata Obertyńska w roku 1974 otrzymała za swoją twórczość nagrodę
Fundacji im. Jurzykowskiego, ukryła ten fakt przed siostrą, aby jej nie
sprawiło przykrości, że to nie Michał został nagrodzony. Mama dowiedziała się o nagrodzie dopiero z prasy.
Rozgoryczenie polskiej emigracji sytuacją polityczną niejednokrotnie wyrażało się krytyką angielskich instytucji, nie wyłączając monarchii. Ciocia zawsze stawała w ich obronie. Uważała, że skoro zostaliśmy
przyjęci „w gościnę” w Wielkiej Brytanii, skoro korzystamy z wszelkich praw obywatelskich, otrzymujemy pensje i renty, nie mamy prawa
„psioczyć”.
Po doznaniach wojennych ówczesna wieczna obawa przerodziła się
w nastawienie życiowe Beaty. Nie opuszczał jej nie tyle niepokój, co
wręcz strach w obliczu przyszłości i wszystkiego, co nowe, lęk przed
zdarzeniami, wystawiającymi los na choćby najmniejszą próbę. Już jej
przedwojenne Listy portugalskie są uroczym, a jednocześnie do głębi
przejmującym opisem obaw związanych z udziałem w dyplomatycznych przyjęciach. Po wojnie nieracjonalny lęk dotyczący jej wieczorów
autorskich, publicznych deklamacji, składania wizyt, jak również podróży lotniczych odbywanych przez znajomych, jeszcze bardziej się nasilił. Lela, by skrócić siostrze agonię niepokoju, programowo do ostatniej chwili ukrywała informacje o oczekiwanych przylotach.
Przy całej łagodności i finezji sposobu bycia obie siostry miały wpojoną nieugiętą siłę woli. Lela doszła do niej bardziej przez praktyko-
161
WIZERUNKI
CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA
162
Kasper PAWLIKOWSKI
wanie niezbywalnych norm moralnych i surowej ascezy, Beata poprzez
ćwiczenie charakteru.
Obie siostry były prawdziwie religijne, ale nie w sensie często spotykanego w Polsce kulturowego nawyku religijności. Ich świat metafizyczny miał dogłębne fundamenty przekonań – utwierdzanych przez
wiarę. Tak jak w przypadku różnic charakterów, w tej dziedzinie również zaznaczała się odrębność. Przy jakiejś okazji ciocia porównując się
z siostrą, dowcipnie zauważyła: „Lela dochodzi do sublimacji pracą nad
sobą i zasadami, a ja psim swędem, jak jamnik, na węch i na skróty”.
I chociaż kobieca miękkość i delikatność objawiały się wyraźnie
w kontaktach z ludźmi, mamę charakteryzowały chłodne, czasem nieugięte zasady osądzania spraw moralnych. Wychodząc za mąż wcześnie,
nie zdążyła otrzeć się o twardą rzeczywistość, która niejednokrotnie
narzuca potrzebę kompromisów. Natomiast ciocia została sama przez
całe swoje dorosłe życie. Zawiedzione tęsknoty wczesnej młodości, potwierdzone nieudanym małżeństwem, wyrobiły w niej umiejętność
harmonijnego zestawienia świata zewnętrznego z własnym, wewnętrznym. Nie na odwrót. Udział w obronie Lwowa zbratał ją z Lwowskimi
Orlętami, często chłopcami z lwowskiej ulicy, do których miała przez
całe życie słabość: „To chłopcy, którzy jak Luk, dawali życie za Polskę”.
Środowisko artystyczne teatru zapewne do jej empatycznej wrażliwości
dołożyło cechy światowego obycia. Właściwie była w pełni kimś, kogo
określa się mianem osoby życiowej, ale to oczywiście nie wszystko.
Strzec się bowiem należy stwierdzeń zbyt oczywistych.
2013 tom IV
LONDYŃSKA MANSARDA
W dwupoziomowym mieszkaniu moich rodziców w Londynie na
wyższym piętrze ciocia Dziodzia miała swoją mansardę. Ze względu
na kilimki, które zawsze lubiła wieszać na ścianach i pochyłości poddasza, pokój swój nazywała „namiotem wezyra”.
Tradycją w naszej „Wolskiej” rodzinie było nadawanie przedmiotom
i osobom z najbliższego otoczenia własnych, wymyślonych nazw. Tak
więc jedna ze stojących lamp, ponieważ miała miękką szyjkę nazywała
się „nagainą”, jak kobra u Kiplinga, biurko to „Fordson”, bo mniejszy
od Forda. „Bykutek” to Lela, „Ziuba” to Kazio, ich brat, a „florek” to
inkrustowany w esy-floresy stół w naszej bibliotece.
W „namiocie wezyra” stał kufer z poduszką – zastępujący krzesło,
przypominający do złudzenia kozioł powozu lub bryczki, na którym
mógłby zasiadać furman. Na prostokątnym karcianym stoliku – niczym czarny miniaturowy katafalk – stała „karmelka”, maszyna do
pisania, z którą ciocia nie rozstawała się nigdy, od czasów Palestyny.
„Karmelka” była kochana, wierna i nieodłączna. Nic to, że jak bezzębny
starzec miała szczerbatą klawiaturę, że w miejsce fabrycznych czcionek
wstawiono jej inne. Niektóre z nich, przylutowane krzywo, nadawały
maszynopisom swoisty wygląd, łatwy do rozpoznania. Bezskuteczne
były namowy rodziny, aby „karmelkę” zastąpić bardziej nowoczesną
maszyną. Moja matka nawet postawiła siostrę przed faktem dokonanym, mianowicie kupiła jej nową maszynę – możliwie najbardziej podobną do tamtej. I znów, nie chcąc robić Leli przykrości odmową, ciocia przyjęła ten podarunek. Ale jej listy przez następne lata dochodziły
z niezmiennie opadającym „e” lub skrzywionym „t”.
Od lat 60. rodzice moi zaczęli odwiedzać Polskę. Jeździli tam co
lato. Drogi się przecierały: zaczęli ich również w Londynie odwiedzać
krewni i znajomi z kraju. Rzucona została nigdy przez Obertyńską nie
podjęta myśl o jej wizycie w Polsce. Traumatyczne wspomnienia i połączone z nimi emocje były jednak zbyt silne. Nawet pani Edwarda nie
chciała przyjąć w domu w Londynie siostrzeńca swojego męża, bo należał do partii. Świat w dwóch kolorach pozostał nie tylko rozdzielony,
ale hermetycznie zamknięty.
Warto tu przytoczyć incydent, który uwypukla rozdźwięk w obrębie
środowisk emigracji, jeżeli chodzi o kontakty z krajem. Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie, którego Beata Obertyńską była członkinią,
powziął uchwałę, by pisarze emigracyjni nie ogłaszali drukiem swych
prac w Polsce. Wszyscy sygnatariusze podporządkowali się temu postanowieniu.
Jednym z opusów opracowanych przez Obertyńską były inedita Maryli Wolskiej. Córka powzięła życiową misję zebrania i wydania pism
matki. Przygotowana książka nosiła tytuł Wspomnienia (Quodlibet
Maryli Wolskiej z komentarzami Beaty Obertyńskiej pt. – Quodlibecik).
Uznając, iż autorstwo należy przede wszystkim do Maryli Wolskiej,
ciocia uważała, że nie narusza swojego zobowiązania wobec ZPPnO,
godząc się na wydanie tej książki w kraju3.
3
Warszawa 1974.
163
WIZERUNKI
CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA
2013 tom IV
164
Kasper PAWLIKOWSKI
W 1967 zaprosiłem ciotkę do Montrealu, gdzie wtedy z rodziną
mieszkałem. W czasie tego pobytu zorganizowaliśmy jej wieczory autorskie. Dowiedziawszy się o przyjeździe Obertyńskiej do Kanady, Polonia z Chicago zaprosiła ją na spotkanie z tamtejszymi czytelnikami.
W przypływie entuzjazmu, który ogarnął amerykańskich gospodarzy,
wysunięto projekt wznowienia wydania W domu niewoli, dla którego
utworzony został trzyosobowy komitet wydawniczy.
Przewodniczący komitetu, kiedy doszła do niego wieść, że Obertyńska ma zamiar wydać książkę swojej matki w Polsce, przyjął to jako
zdradę ideałów niepodległościowych Polonii i na znak protestu ustąpił
z prezesury, równocześnie zrywając znajomość z autorką. Dzięki interwencjom ministra prof. Tadeusza Romera, który również mieszkał wtedy w Montrealu, stosunki te się nieco załagodziły. Opisywany incydent
zaskoczył ciocię i wywołał w niej długotrwałe moralne przygnębienie.
Tom wspomnień W domu niewoli ukazał się jednak w roku 1968 („Nakładem Grona Przyjaciół”) – w wyniku starań pozostałych członków
komitetu, którzy uznali, że prezes zajął stanowisko krańcowe.
W późniejszych latach częściej przyjeżdżałem do Londynu. Po
śmierci mojego ojca w roku 1970 siostry zostały same. Co roku, witając
je nie mogłem się oprzeć przeświadczeniu, że częściej się z nimi żegnam, niż witam. Każde „do widzenia” pozostawiało niepewność: po
której stronie?
Ciocia lubiła chodzić do kina na filmy „z akcją”. Wiedziała, że może
się bać „bez strachu, na niby”. Tym samym „na niby”, które wiodło ją
od dzieciństwa poprzez młodzieńcze spektakle, bajki, szkołę teatralną
i scenę. Wyobraźnia nie opuściła jej do końca, nawet gdy opuściła ją
chęć pisania. W czasie swojego pobytu w Kanadzie powiedziała: „już
się moja nitka urwała”. W rok później, w 1978, zabrałem moją chrzestną matkę na przejażdżkę łódką po Little Venice w Londynie. Mętna
gładź wody chłonęła promienie wiosennego słońca, tworząc pomarszczony nimb wokół wioseł. Podmiejskie sklepienia omszałych ścian
kanałów odbijały głosy mokrym echem. W pewnej chwili, patrząc mi
prosto w oczy, nie bez dozy niepewności powiedziała: „Nie ma rady,
tobie zostawię spuściznę, która po mnie zostanie”.
W 1979 mieszkanie na Clifton było już rozładowane. Stało się zbyt
wielkim ciężarem dla starych sióstr. Rozdzieliły się, ale tylko na rok.
Ciocia przeniosła się do ładnego mieszkania na parterze, w domu polskiej organizacji. Mama jeszcze pozostała w mieszkaniu opustoszałym
165
CIOCIA DZIODZIA. BEATA OBERTYŃSKA
na przestrzał. Kilka miesięcy później zawiozłem ją samochodem na
krótką wizytę do naszego domu w Zakopanem. Był to jej ostatni pobyt
w Polsce.
21 maja 1980 dostałem w Kanadzie wiadomość, że ciocia, wracając od Leli, zasłabła na stacji kolejki i już nie odzyskała przytomności.
Matka moja, wtedy obłożnie chora, wymagała opieki – leżała u mojej anielskiej teściowej, Marii Jasiukowiczowej. Nie miała dość sił, by
uczestniczyć w pogrzebie Beaty. Umarła tego samego roku, 6 miesięcy
później, 23 grudnia. Los znów złączył siostry, tym razem nierozerwalnie.
1 XII 2013
Rok 2013
tom IV
Justyna CHŁAP-NOWAKOWA
ŚWIADKOWIE I ŚWIADECTWA
WOJENNYCH LOSÓW
MARII PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ
Maria z Kossaków, 1mo voto Bzowska, 2do voto Pawlikowska, 3tio voto
Jasnorzewska1. W gronie bliskich – Lilka. Jaka była? Jaka była naprawdę? Te czy podobne pytania zadawało już wielu badaczy jej biografii
i twórczości. Co ciekawe, zainteresowanie to, mimo upływu lat, nie
przygasa. Tropy, odkrywane w trakcie poszukiwań, nawet jeśli ostatecznie wiodą w jednym kierunku, po drodze mylą się, krzyżują i urywają, jakby poetka broniła się przed ostateczną odsłoną, kryjąc się za
w pół uchylonymi drzwiami, w niedopowiedzeniu, w swej legendzie.
„Składała się z samych kontrastów. Steku niekonsekwencji” – napisze
po latach Beata Obertyńska, podobnie zapisała się Pawlikowska w pamięci Zofii Starowiejskiej-Morstinowej2.
Pragnący odpowiedzi szukali jej i w poezji, i w życiu poetki (jej zapiskach, listach, w relacjach o niej), ba, nawet w jej fizjonomii. Uderzające, jak wyraźnie we wspomnieniach, tekstach biograficznych czy nawet krytycznoliterackich odnotowuje się fizyczność poetki3, zarówno
1
Sama poetka nie używała złożenia nazwisk Pawlikowska-Jasnorzewska, podczas
wojny, podobnie jak w dwudziestoleciu podpisywała się różnie: jako Kossak-Pawlikowska, Pawlikowska, potem Maria Jasnorzewska (czasami z dodanym w nawiasie: Pawlikowska) albo Kossak-Jasnorzewska; pisze o tym parokrotnie w listach do Tymona Terleckiego, zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie listy, Wyd. MOST,
Warszawa 2013, s. 156 i nn.; por. także A. Nasiłowska, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
czyli Lilka Kossak. Biografia poetki, Wyd. Algo, Toruń 2010, s. 239.
2
Zob. B. Obertyńska, Lilka, „Wiadomości” 1969, nr 48 (1234), s. 3; Z. StarowieyskaMorstinowa, Lilka, [w:] Ci, których spotykałam, Kraków 1962, s. 97; [cyt. za:]. J. Kwiatkowski, Wstęp, [do:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Wybór poezji, wstęp i oprac. J. Kwiatkowski (seria BN I/194), Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1972, s. VI.
3
Koncentrujące się po części wokół istnienia (lub nieistnienia) fizycznej ułomności
poetki (defektu kręgosłupa) jej stopnia i przyczyn. Nie miało to jednak dla przyjaciół
ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ
167
gdy dotyczą lat sprzed II wojny, jak i ostatnich (interesujących nas tu
szczególnie), tych na wychodźstwie. Jakby w owym „zewnętrzu” krył
się jakiś klucz do „wnętrza”. Może nie bez racji?
Ze wszystkich wspomnień, sięgających czasów przedwojennych,
przywołajmy tylko jedno, nakreślone przez Zygmunta Leśnodorskiego:
Uosobiona magia poezji. Zjawa, która boi się ostrego światła, zgiełku i ruchu.
Salamandra, co wypełzła z ognia i zamieniła się w kobietę po to, by tajemnice
różnych czarów, misteriów i niesamowitych wcieleń wyrazić w formie subtelnej
miniatury wierszowej. Może dlatego było jej tak zawsze zimno. Otulona szalami,
zwinięta w kłębek, spędzała większość życia na kanapie w półmrocznym pokoju,
z małą lampką umieszczoną nastrojowo gdzieś w kącie na niskim stoliczku lub
podłodze. W takim klimacie – przesiąkniętym wonią perfum, mocnych papierosów i starych mebli – czuła się najlepiej. Rozmawiała wtedy czarująco nawet
o rzeczach bardzo zwykłych i prostych4.
żadnego znaczenia. Na plan pierwszy nieodmiennie wysuwały się wspomnienia „nieodpartego wdzięku, stokroć ważniejszego od urody [...] w każdym ruchu, słowie, uśmiechu,
nikt nie mógł mu się oprzeć”. Tak opisywała ją Irena Krzywicka (z którą poetka, zbliżywszy się do feminizmu, współdziałała); zob. I. Krzywicka, Lilka, [w:] Wielcy i niewielcy,
Warszawa 1960, s. 142-143, cyt [za:] J. Kwiatkowski, dz.cyt. s. VI.
4
Z. Leśnodorski, Wśród ludzi mojego miasta, Kraków 1968, [cyt. za: ] S. Koper,
dz.cyt., Warszawa 2011, s. 263.
5
W swych prywatnych, nieprzeznaczonych do publikacji zapiskach wyrażała się po
latach nader krytycznie: „Pierwszy kretyn notoryczny i cham. Drugi – wariat trochę, zły
charakter, egoista sentymentalny, żujący własne paznokcie, nerwus i zarozumialec szewcowaty, średnio porządny, w interesach”, zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Wojnę szatan spłodził, Zapiski 1939-1945 (seria: Biblioteka Gazety Wyborczej), oprac. R. Podraza,
Warszawa 2012, s. 51-52, 56.
WIZERUNKI
Warto zapamiętać ten obrazek, bowiem – choć nieco manieryczny
w stylu – wydaje się niezwykle trafny: jedynym światem Pawlikowskiej,
w którym czuła się naprawdę szczęśliwa, i „u siebie”, pozostała rodzinna Kossakówka.
Nie potrafiła zadomowić się w Wiedniu, ani potem na Morawach,
gdzie znalazła się, poślubiwszy, u samego schyłku CK Monarchii, Władysława Bzowskiego, oficera armii austriackiej. Nie rozsmakowała się
również w chłodnej, intelektualnej atmosferze i prostocie, niemal ascezie życia w zakopiańskiej rezydencji Pawlikowskich, Willi pod Jedlami, gdzie zamieszkała wraz z drugim mężem – Janem Gwalbertem
Henrykiem Pawlikowskim5. Także trzecie zamążpójście wprowadziło
ją w środowisko, którego oswoić, a tym bardziej polubić nie umiała.
Związawszy się po raz drugi z wojskowym, kapitanem lotnictwa Ste-
168
Justyna Chłap-Nowakowa
fanem Jerzym Jasnorzewskim6, zwanym przez przyjaciół „Lotkiem”,
przeniosła się wraz z mężem pod Dęblin7. Niepraktyczna, oddalona od
Krakowa i Kossakówki, z trudem znosiła garnizonową atmosferę. Tym
razem jednak małżeństwo, mimo pewnego niedopasowania8, okazało
się szczęśliwym wyborem: związkiem scementowanym prawdziwym,
umacniającym się z biegiem lat uczuciem9. Na chwile dobre i na złe.
Właśnie w owych chwilach złych i – potem – najgorszych Lotek sprawdzić się miał jako czuły, kochający mąż i opiekun, oparcie i pociecha.
Ale żadne z tych rozstań z domem nie było „nieodwołalne”. Wracała tam, nad ukochane podwawelskie zakole Wisły, i jak Anteusz dotykający ziemi nabierała sił. Dopiero wojna miała ją z tego refugium wyrwać na zawsze. Wykorzenić. Krajem ostatecznego wygnania okazać
się miała Anglia, dokąd Jasnorzewscy dotarli via Rumunia, Francja.
Lotek, niezdolny do powrotu do latania bojowego, został przydzielony
do służby naziemnej w bazie w Blackpool. Małżonkowie zamieszkali
w hotelu – nomen omen – Waterloo (zwycięskim dla Anglików, lecz dla
Jasnorzewskiej był to z pewnością synonim klęski10), następnie w Trafalgar Hotel.
Zrazu nie wiedziała, że jest to podróż bez powrotu, jednak przeczucie owej nieodwracalności losu dojdzie do głosu wcześniej niż wiadomość o toczącej ją chorobie. W jej poezji coraz to napływają nostalgiczne, dręczące i upojne zarazem, marzenia i sny o powrocie do kraju,
przede wszystkim do znajomych okolic (Na chmurnych skrzydłach, Treny wiślane, Liście krakowskie i Fatamorgany)11. Nakłada się na nie obawa, że się nie spełnią. „Bóg dla mnie wojny nie skróci nikczemnej...”
6
Wśród znajomych pamiętany był zarówno jako Stefan, jak i Jerzy.
Maria poznała Lotka przypadkiem, odwiedzając ze swym ojcem Mieczysława Lisiewicza, zob. A. Nasiłowska, dz.cyt., s. 233-234. Wspomina o tym również Witold Zechenter: zob. tenże, Upływa szybko życie. Książka wspomnień, t. II, 1975, s. 47.
8
„[Lotek stale narzeka, że] za głośno chodzę, za głośno mówię, czytam z przesadą
i nie może nic zrozumieć, robię bałagan, piszę wiersze do niczego i bez sensu, bo nie to,
co teraz każdy chce i rozumie coś. Najlepsze wiersze mi osądza jako nic i nie radzi mi
drukować” [Blackpool, 18 VIII 1940], zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Wojnę szatan
spłodził, s. 51-52, „Lotek mnie siodła, chce przerobić na swoje kopytko zacne. Zmusza do
‹talstwa›, ‹sprzątalstwa›, etc. Nie daje mi zasnąć o swoim czasie. Jest przy tym rozkoszny
i rozbrajający” [2/3 I 1943], tamże, s. 91.
9
W Anglii, w okresach rozstań, pisywali do siebie niemal co dzień.
10
Pisze o tym żartobliwie w liście do Tymona Terleckiego z 24 II 1944. Wszystkie listy
cytowane w tekście pochodzą z przywoływanego już tomu: M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie listy.
11
Także wszystkie wiersze cytowane w tekście pochodzą z tego tomu.
2013 tom IV
7
ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ
169
– skarży się w wierszu Zwątpienie. Nie wiadomo też, czy „Ten, który
ongi wodę w wino przemienił”, zechce wysłuchać westchnienie, by
zmienił „gorzką toń morza w słodką wodę Wisły” (Wiślane wino). Zjawia się również myśl, że bliżej niż do powrotu na rodzinny próg może
być do innego już „wyzwolenia”: „Dom daleko, a wieczność blisko...”
(Czarne algi). Jeszcze wyraźniej zabrzmi ona w Drodze jedynej:„Tam,
za światem poczyna się wolność – [...]/ Tam, gdy mglistą wjadę limuzyną/ W bramy nieboskłonu,/ Już mnie warty nie wstrzymają obce./
Z wiatrem rozrzucę paszporty – /I nie potrzeba mi świadectwa zgonu”.
Wojna jest dziełem szatana: „Wielki jest zły duch i szeroko rozpięte nocne jego skrzydła [...] Żyjemy w jego cieniu [...] zarażeni jesteśmy
jego myślą, szatańską wielkością jego uczuć” – dopowie poetka w Szkicowniku poetyckim VII.
*
12
Aktorka, tłumaczka i pisarka, siostra Mieczysława Lisiewicza, lotnika i poety, z którym Maria rodzinnie się przyjaźniła; z którym zbliżyła się w okresie rozwodu z Pawlikowskim, i, jak twierdziła Samozwaniec, „była z nim po słowie”, zob. A. Nasiłowska,
dz.cyt., s. 233-234.
13
Teodozja Lisiewicz przebywała tam ze względu na swe powiązania z WAAF (Women’s Auxiliary Air Force – żeńską służbą pomocniczą w siłach powietrznych Wielkiej
Brytanii). Założona w czerwcu 1939 roku, miała swój udział w bitwie o Anglię. Polskim
odpowiednikiem WAAF w czasie wojny była Pomocnicza Służba Kobiet (PSK, tzw. pestki), pomocnicza formacja wojskowa, powstawała pod koniec 1941 z inicjatywy gen. Władysława Andersa, podczas tworzenia Polskich Sił Zbrojnych na terenie Związku Sowieckiego.
WIZERUNKI
Jaki był „wojenny profil” Marii Jasnorzewskiej? Poznajemy go do
dziś, w kolejnych zaskakujących wersjach. Tu pragnę przypomnieć
tylko parę wybranych głosów. Zrazu świadectwa jej ówczesnych losów
pojawiały się na łamach emigracyjnej prasy. Wśród nich do najważniejszych należą dwa teksty Teodozji Lisiewicz12. Znały się z „dawnych dobrych czasów”, toteż gdy spotkały się w roku 1944 „w Blackpoolu13 na
wybrzeżu odartym z wszelkiej krasy”, w ich rozmowach wielokrotnie
powracały echa beztroskich spotkań w Kossakówce, na werandzie. Coraz silniejsza jednak, jak wspomina Lisiewicz, była nowa nuta – „niezmierna boleść nad tym, co się stało, odczucie głębsze niż u innych, żal
niepomierny i wielka, ciągła tęsknota. Rok 1939 wżarł się w jej myśli
tak głęboko, że wiersze, największa radość, nie chciały mówić – okaleczałe”.
170
Justyna Chłap-Nowakowa
Teodozja Lisiewicz znalazła się także wśród garstki przyjaciół towarzyszących Jasnorzewskiej w ostatniej drodze, o czym pisze w szkicu
Wygnanka z roku 1957:
Lilka, kapłanka Flory, miłośnica tęcz kryształowych, wietrznica świętojańska
pochowana została w mieście leżącym u brzegów Mare Tenebrarum, gdzie każdy
dom, każdy kamień zdaje się cierpieć w potępieniu dymów, sadzy i trzeźwości
kupieckiej 14.
Drugi – Nie tak było15 – ukazał się dwanaście lat później, dodając
sporo szczegółów dotyczących ostatnich dni poetki – sparaliżowanej
nie, jak sądziła, od nieostrożnego przedawkowania naświetlań radem,
lecz z powodu przerzutów raka do kręgosłupa. Wspomina zagubienie
Pawlikowskiej:
[W Anglii] pojmowała tylko to, co znajdowało się poza zasięgiem codzienności, co zaś stanowi życie milionów ruchliwych prątków ludzkich, nie miało do
niej dostępu. [...] Techniczna strona życia byłą poza nią.
Sporo miejsca poświęca również niepogodzeniu Pawlikowskiej
z duchem panującym w otaczającym ją środowisku, na które patrzyła
jak obserwator-karykaturzysta: raziło ją, ale i bawiło. Odsłania też kulisy udzielanej poetce pomocy finansowej i opieki ze strony emigracji,
którą z kolei Pawlikowska oskarżała o obojętność czy wrogość.
Jedna z ważniejszych refleksji w Wygnance dotyczy niechęci poetki
do pisania liryki zaangażowanej, dyktowanej potrzebą chwili, sprzeciwu tym większego, im usilniej była namawiana do podjęcia zadania.
2013 tom IV
Ojczyźniaki chcą mnie zabić – skarżyła się – chcą wplątać mnie w swoje nitki
i wyssać wszystkie soki. [Dalej Lisiewicz tłumaczy:] Ojczyźniaki według niej, to
groźne, pełne ważności pająki wojskowe i cywilne, rozglądające się tylko kogo by
chwycić w krąg swoich sieci. [...] Obojętne im kto i dlaczego, wystarczyło im, że
Jasnorzewska jest poetką, więc niech pisze wiersze bojowe, pełne krzepy niech
rymowanym słowem podnosi ducha żołnierzy, tymczasem Lilce nie można było
14
T. Lisiewicz, Wygnanka. Wspomnienie o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, „Wiadomości” 1957, nr 2(563), s. 1.
15
T. Lisiewicz, Nie tak było, „Wiadomości” 1969, nr 48(1234), s. 4. Była to pełna oburzenia polemika z artykułem J. E. Czekalskiej Maria Pawlikowska na Zachodzie, „Życie
Literackie” 1969, nr 30(913), s. 11; Lisiewicz wskazywała w nim nieścisłości i mijanie się
z prawdą. W tym samym numerze „Wiadomości” ukazały się też inne znakomite teksty,
m.in. wspomnienie o Jasnorzewskiej autorstwa Beaty Obertyńskiej pt. Lilka i tekst Stanisława Balińskiego pt. Krok w nieskończoność. O wierszach Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.
ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ
171
tematu narzucić. [...] Wiersz propagandowy, rozumowo obliczony na efekt, a więc
nie spontaniczny, stał poza kręgiem Lilki, jak stała technika codzienności16.
Podobnie widział to Tymon Terlecki: Pawlikowska nie umiała pisać
wierszy stanowiących pobudkę do walki czy wierszy patriotycznych
osadzonych w tradycji romantycznej i niepodległościowej17, ani „ojczyźniaków” na zamówienie i pozostawała nieprzejednaną pacyfistką,
ale wpisała się w protest przeciw zbrodni18.
I to Terlecki był autorem kolejnego głęboko zapadającego w pamięć
„wojennego” portretu pisarki. Artykuł Podzwonne (z roku 1950), zamieszczony później w tomie Ostatnie utwory19, przynosi wstrząsający
opis ostatnich dni Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej umierającej
w szpitalu w Manchesterze. Jest też jednym z najbardziej osobistych,
nasyconych emocjami tekstów Terleckiego-krytyka, którego w tych
trudnych latach połączyła z poetką przyjaźń. Była pomiędzy nimi jakaś
niezwyczajna duchowa bliskość – choć nie spotkali się osobiście podczas wojny, jedynie rozmawiali telefonicznie i korespondowali. Terleckim miał zatem w pamięci obraz dawniejszy – „świetnej i światowej”,
choć trochę także „niepokojącej i nieobecnej” Marii Pawlikowskiej, na
który niczym gęstniejący cień nasuwało się zaniepokojenie brzmieniem
jej głosu w telefonie właśnie, już w Anglii: „spłoszonym jak głos ptaka,
który zobaczył grozę. [...] Jakby zdławiony przez ciemność”20.
Tak więc z woli przeznaczenia – pisał w Podzwonnym – Pawlikowska jest dla
mnie niematerialnością obłoku, wiotką smugą cienia, który przeszedł bokiem.
16
T. Lisiewicz, Wygnanka, s. 1.
Jak pisze Anna Nasiłowska, w twórczości poetki jest kilka wierszy „zaangażowanych”, patriotycznych, ale przedwojennych, w tomie Balet powojów. „Wtedy nie musiała
ich pisać, nie były one włączaniem się w zbiorowy trend, ale delikatnym wyznaniem. Jak
ten o narodowych barwach, znany, chyba najbardziej udany”. W czasie wojny nie pisała
takich wierszy, tylko nostalgicznie: „o tęsknocie, o liściach jesiennych, o powrocie do Polski”; zob. tejże, dz.cyt., s. 274-275.
18
Zob. T. Terlecki, Ruina poetyckiego klasycyzmu, [w:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska,
Ostatnie utwory. Ostatnie listy, s. 7-8.
19
Pierwodruk: „Wiadomości” 1950, nr 52/53(247/248), s. 5. W tym samym numerze
znalazł się też znakomity tekst Tadeusza Sułkowskiego Maski. O wierszach Marii Pawlikowskiej, analizujący zachodzące w nich przemiany poetyki, stopniowe odzieranie ich ze
sztuczności secesji i baroku, z wszelkiej pozy i maski (którą bywał także żart), ze zbędnych dekoracji.
20
T. Terlecki, Podzwonne, [w:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie listy, Wyd. MOST, Warszawa 2013, s. 143-144.
WIZERUNKI
17
172
Justyna Chłap-Nowakowa
Ale równocześnie jest bliźnim istnieniem, doświadczonym i sprawdzonym ponad wszelką wątpliwość, zapamiętanym na długo, chyba na zawsze21.
Tekst ów stanowi zarazem wspomnienie i jedną z najtrafniejszych analiz
twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, szczególnie wojennej.
Upłynęło ponad sześćdziesiąt lat od publikacji tamtego tekstu,
w przyszłym roku przypada 70-lecie śmierci Pawlikowskiej. Jej utwory
ciągle są bodaj najchętniej czytaną poezją „kobiecą” i, dodajmy, wciąż
wznawianą w rozmaitych wydaniach – wydaniach pełnych i prawie
pełnych lub w wyborach, także tematycznych. Nadal pojawiają się rzeczy wcześniej nieznane – arcyciekawe listy, o których częściowo będzie
jeszcze mowa22, a także inedita poetyckie (choć to może określenie
nieco na wyrost 23). Poezja Jasnorzewskiej pozostaje niezmiennie popularnym przedmiotem dociekań krytyczno- i historycznoliterackich.
Podobnie jest z biografią poetki. Zwłaszcza w ostatnim dwudziestoleciu sypały się obficie publikacje dotyczące jej życia. Tu przypomnimy
niektóre: zarys monograficzny pióra Elżbiety Hurnikowej Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (1999), poświęcony, w głównej mierze, twórczości
pisarki, dwa opracowania Marioli Pryzwan – Zniknę jak obłok: o Marii
Pawlikowskiej: wspomnienia i wiersze (2004) oraz Lilka. Wspomnienia
o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, (2010), kolejny tom wspomnień
Magdaleny Samozwaniec (siostry Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej) Moja siostra poetka (2010), wreszcie Anny Nasiłowskiej Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska czyli Lilka Kossak. Biografia poetki (2010),
ze swadą napisana popularna biografia (trochę żal, z punktu widzenia
„szperacza”, że pozbawiona przypisów). Nasiłowska bardziej niż Pawlikowskiej-poetce przypatruje się Pawlikowskiej-kobiecie, delikatnie odbrązawiając wyidealizowany portret poetki stworzony przez Samozwa21
Tamże, s. 143.
Zebrane w tomach: Listy 1939-1945, opracowanych przez Pawła Kądzielę (1994)
oraz Listy do przyjaciół i korespondencja z mężem (1928–1945) w opracowaniu Kazimierza Olszańskiego (1998). Z racji swej wagi i bogactwa rozmiarów wymagają one osobnego
obszernego studium, przekraczającego ramy tego szkicu.
23
Myślę tu np. o zbiorku Danaidy. Utwory ostatnie (2003) opracowanym przez T. Januszewskiego. Większość zbioru stanowią wiersze i fragmenty zapisków stanowiących
kontynuację Szkicownika poetyckiego wydanego w roku 1939, wspomnień rodzinnych
nazwanych przez poetkę Almanachem rodzinnym, dotychczas niedrukowane, wydobyte
z archiwum znajdującego się obecnie w Muzeum Literatury w Warszawie. Nie są to rzeczywiście same nieznane utwory – część to po prostu inne brudnopisowe wersje tekstów
publikowanych podczas wojny, zalążki tekstów, które zyskały nieco inny kształt, a także
rozszerzone wersje wierszy publikowanych przed wojną.
2013 tom IV
22
ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ
173
niec w Marii i Magdalenie (1956) i Zalotnicy niebieskiej (1973). Dodać
można na tę samą „biograficzną półkę” dwie książki Sławomira Kopera: Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczypospolitej (2010)
oraz Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej (2011), w których sporo miejsca poświęcono obu siostrom Kossakównym i ich otoczeniu.
Rok 2012 przyniósł najważniejszą (a przynajmniej: najśmielszą)
z dotychczasowych „odsłon” postaci i losów Marii Jasnorzewskiej – tom
Wojnę szatan spłodził. Zapiski 1939-194524 (2012) opracowany przez
Rafała Podrazę, powiązanego rodzinnie z Magdaleną Samozwaniec25,
wydany zaś w serii „Biblioteka Gazety Wyborczej” i przez prasę szeroko komentowany26. Tym razem „świadkiem” owych losów okazuje
się sama Pawlikowska-Jasnorzewska. Są to bowiem jej zapiski – rodzaj
nieregularnego dziennika – jak zanotowała, „do spalenia [...] przeznaczone”27. Później także siostra poetki, Magdalena Samozwaniec, była
przeciwna ich wydaniu28.
Lektura to rzeczywiście wstrząsająca. I to zarówno jako opis cierpień i zmagań z chorobą, jak i wizja polskiego środowiska na wychodź24
Tytuł zaczerpnięty z wiersza Samotne piękno z cyklu Rubayaty wojenne I.
Jego publikacje poświęcone Magdalenie Samozwaniec i jej rodzinie Magdalena,
córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec (PIW 2007) i Wojciech Kossak
(ATUT 2012), a także podane przezeń do druku nieznane książki Samozwaniec Z pamiętnika niemłodej już mężatki (W.A.B. 2009) i Moja siostra poetka (PIW 2010), wywołały renesans zainteresowania twórczością satyryczki, a „przy okazji” przypomniały oczywiście postać Marii Pawlikowskiej.
26
Szerzej pisałam o tym w tekście Bez znieczulenia. Wiersze i zapiski Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z lat II wojny, „Fraza” 2013, nr 1-2 (81-82).
27
Zob. M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Wojnę szatan spłodził, s. 70.
28
We wstępie i w wywiadach Podraza szeroko tłumaczy swą decyzję, powołując się
m.in. na istnienie wcześniejszych fragmentarycznych publikacji, które złamały zakazy
sióstr Kossakówien (precedens, przypominał Podraza, stworzył w tej sprawie Tymon
Terlecki; będzie o tym mowa dalej w tekście). Tu zostały one wszystkie zebrane i uporządkowane i uzupełnione materiałami z przechowywanego w rodzinie odpisu dziennika Pawlikowskiej (także objętego wyrażonym przez Magdalenę kategorycznym zakazem
druku). Podraza wskazuje inną jeszcze przyczynę złamania zakazu. „Pawlikowska-Jasnorzewska zmarła na raka szyjki macicy. 1% ze sprzedaży książki zostanie więc przekazany
ogólnopolskiej Fundacji Kwiat Kobiecości, która zajmuje się profi laktyką tej choroby. [...]
Ponadto [...] nikt [...] do tej pory nie pisał tak otwarcie o tej chorobie. Zapiski Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej dla milionów kobiet będą światełkiem ostrzegawczym i może spowodują, że przez głowę przebiegnie im myśl, by może jednak poddać się badaniu profilaktycznemu”. Zob. m.in. Poetka wcale nielandrynkowa (rozmawiała z Rafałem Podrazą
Ewa Podgajna), „Gazeta Wyborcza” (Szczecin) 2012, http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/
1,34959,13104067,Poetka_wcale_nielandrynkowa__Pawlikowska_Jasnorzewska.html#ixzz2MnMRJn8v [dostęp online 20 XII 2012].
WIZERUNKI
25
174
Justyna Chłap-Nowakowa
2013 tom IV
stwie. (Dopiero na dalszym nieco planie rysuje się nieprzychylny obraz
Brytyjczyków). Eteryczna poetka staje się w owych całkowicie prywatnych zapiskach bezwzględną komentatorką rzeczywistości emigracyjnej. Rodzi się jednak pytanie, czy można owe zapiski uznać, jak chce
Podraza, za dokument. A w każdym razie – w jakim sensie.
Na wątek „somatyczny” składają się przede wszystkim bezlitosne
w swym naturalizmie obrazy postępującej choroby, w najdrobniejszych
intymnych przejawach i dolegliwościach – niemal podręcznikowe studium zbyt późno rozpoznanego przypadku. Obok nich pojawiają się
fragmenty, których obecność – czy rzeczywiście jest dość usprawiedliwiona, nawet biorąc pod uwagę wspomniany utylitarny cel publikacji?
Komu przyniosą pożytek opisy ciał „starych bab” lub raporty o stanie
dziąseł poetki, „damskich perturbacjach” czy „wzdęciu brzuszka”? Czy
nie można było tych niedyskrecji w publikacji uniknąć? Niezależnie
jednak od rozmaitych wątpliwości, jakie rodzi decyzja i kształt wydania zapisków, nie sposób owego nie przeznaczonego dla naszych oczu
dziennika intymnego, ostatniego „powiernika” poetki, czytać obojętnie. Trudno również uwolnić się od jakiejś spóźnionej nadziei, że – być
może – był jej wsparciem w ostatnich zmaganiach, że mogła się w nim
ukryć, i tam, a nie „na zewnątrz” wykrzyczeć swoje przerażenie, bezsilność.
Na tym tle pozostała mniej zauważona inna ważna lektura, wydana
w roku 2013, w której, niczym w soczewce, skupiły się wojenne losy
i twórczość poetki. Nie jest to wszakże biografia, lecz tom Ostatnich
utworów Jasnorzewskiej zebranych i opracowanych przez przywoływanego tu kilkakroć Tymona Terleckiego. Ich pierwsza edycja, londyńska,
ukazała się w roku 195629, zaś pierwsza krajowa – w 199330. Ta najnowsza nie jest jednak tylko „wznowieniem po latach”, uzupełniono ją bowiem o korespondencję Pawlikowskiej i Terleckiego, a także Posłowie
pióra Niny Taylor-Terleckiej. Stąd też rozszerzenie tytułu, brzmiącego
obecnie Ostatnie utwory. Ostatnie listy31.
29
M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory, zebrał i oprac. T. Terlecki, Londyn
1956.
30
I wydanie krajowe: M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory, Warszawa
1993.
31
II wydanie rozszerzone: M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie
listy, Warszawa 2013.
ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ
175
Pokrótce przypomnijmy: do trzynastu tomików przedwojennych
poetka dołożyła na emigracji jeszcze dwa przygotowane do druku
przez nią samą: Gołębia ofiarnego (Książnica Polska, Glasgow 1941)
i Różę i lasy płonące (M. I. Kolin, Londyn 1941), trzeci planowany przez
poetkę tomik, Bagienne niezapominajki (ok. 1943 roku) już się nie ukazał, prawdopodobnie zagubiony przez wydawnictwo podczas likwidacji32. Jedenaście lat po śmierci Pawlikowskiej Tymon Terlecki opublikował Ostatnie utwory – gromadzące emigracyjne teksty Pawlikowskiej
ogłaszane na łamach prasowych, jeszcze za jej życia oraz opracowany
z rękopisu cykl fraszek Odpowiedź Polkożercom.
Zebrane w nim wiersze, jak pisze Tymon Terlecki, miały (prawdopodobnie bez notatek stanowiących kontynuację Szkicownika poetyckiego opublikowanego tuż przed wybuchem wojny) znaleźć się we
wspomnianym zbiorze Bagienne stokrotki. Nie wiadomo, niestety, jaki
miał być ostateczny kształt tomu zaprojektowany przez poetkę.
Dwadzieścia lat później Terlecki – jako edytor – raz jeszcze sięgnął
do spuścizny po Jasnorzewskiej, choć już nie poetyckiej. Na przełomie
lat 1973/1974 ukazały się na łamach londyńskich „Wiadomości” Ostatnie notatniki33: zapiski opracowane również przez Terleckiego z otrzymanych od Stefana Jasnorzewskiego notatników poetki34. Publikując je
w „Wiadomościach” w rok po śmierci Lotka i niemal 30 lat po śmierci
Pawlikowskiej (mimo zastrzeżeń samej poetki, a także Magdaleny Samozwaniec), Terlecki był świadom wątpliwości co do słuszności decyzji ogłoszenia materiałów prywatnych, nie przeznaczonych pierwotnie
do druku. Tłumaczył się z niej – „wszystko, co dotyczy twórcy takiej
miary jest ważne”. (Nie był, rzecz jasna, pierwszym, który tak „zgrzeszył” wobec autora, wystarczy wspomnieć Maxa Broda, „niewiernego”
wykonawcę testamentu Franza Kafk i, dzięki któremu dzieła skazane
przez autora na spalenie ujrzały światło dzienne...).
Likwidacja wydawnictwa M.I. Kolin (londyńskiego wydawcy „Wiadomości Polskich”), podczas której zaginęły także rękopisy innych autorów, nastąpiła niemal równocześnie z zamknięciem pisma w 1944 roku, powstałe w miejsce Kolina wydawnictwo
i księgarnia „Orbis” przejęły prawa autorskie do wydawanych wcześniej książek, zob.
http://www.bu.uni.torun.pl/Archiwum_Emigracji/Wiadom1.htm [dostęp online 1 X
2012].
33
M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie notatniki, „Wiadomości” 1973-1974,
nr 51/52/53 (1447/8/9), s. 8-9.
34
W edycji książkowej ukazały się one czterdzieści lat później, zob. M. PawlikowskaJasnorzewska, Ostatnie notatniki. Szkicownik poetycki II, oprac. i wstęp T. Terlecki, Toruń
1993.
WIZERUNKI
32
2013 tom IV
176
Justyna Chłap-Nowakowa
Powróćmy teraz do tomu Ostatnich utworów. Ostatnich listów.
Wstęp do nich stanowi cytowane już studium twórczości Pawlikowskiej Ruina poetyckiego klasycyzmu, napisane przez Terleckiego w 1945
roku. Wiersze ułożone zostały w cykle, zgodnie z intencjami czy sugestiami poetki, gdzie tylko były one znane. Przeplatają się tam Rubayaty
wojenne (6 części), przemieszana z liryką poetycka proza Szkicownika
poetyckiego (10 części), a także pogrupowane wiersze o liściach, o Krakowie, wigilijne; są i mikrocykle jak Cup of tea czy Lekarstwa. Wiele spośród nich należy do najbardziej znanych (także dzięki szkolnej
„dystrybucji”) utworów autorki, jak choćby Rozmowa z sercem (o Przeszłości, do której nie ma drogi powrotnej), Dla Minotaura czy Cyganka
mówi. Innych, równie znakomitych, jest jednak znacznie więcej.
Posłowie do pierwszego, londyńskiego wydania stanowił przywoływany powyżej tekst Podzwonne, w którym Terlecki przedstawił okoliczności ostatniej choroby poetki i zamieścił teksty dwóch jej listów:
z 9 maja i 14 czerwca 1945 roku. Najnowsze, krajowe wydanie zawiera
jeszcze korespondencję wzajemną (znajdującą się obecnie w różnych
zbiorach) – większość stanowią listy poetki (ok. 20), listów Terleckiego
jest o połowę mniej35.
Początkowo korespondencja ta dotyczy publikacji, zazwyczaj wierszy – czy to „zamawianych” do druku przez Terleckiego, czy to nadsyłanych przez poetkę do oceny, czy się nadadzą – „ślę wierszynę jaką
mam” [list Pawlikowskiej z 3 I 1941], ale też proponowanych do druku
tekstów starszych, a także fragmentów prozy. Jasnorzewska obszernie
relacjonuje „Drogiemu Panu Tymonowi”, jak postępuje sprawa publikacji tomu Róża i lasy płonące. Terlecki znów rewanżuje się nadsyłanymi „Drogiej Pani Lilce” artykułami, pośredniczy też w przekazywaniu
honorariów autorskich i zdobywaniu zapomóg36. W 1944 roku powraca parokrotnie zaproszenie – by Pawlikowska wyrwała się z blackpoolskiej monotonii i odwiedziła Terleckich w ich „miniaturowym cottage
na Putney” [list Terleckiego z 1 III 1944 wraz z serdecznym dopiskiem
Toli Korian37], w którym mieszkają razem z kotem – „Pupinetti [...] jest
35
Znalazły się tam również drobiazgi, jak list Krystyny Zawadzkiej z przywołanym
z pamięci tekstem wiersza Tryptyk i luźna kartka z notatnika poetki.
36
Przekazywane głównie przez Jana Hulewicza kierującego w Anglii Funduszem
Kultury Narodowej; bliskiego przyjaciela Terleckiego z lat studenckich we Lwowie i jego
„sublokatora” w Londynie.
37
Właśc. Maria Antonina Kopczyńska, aktorka, pierwsza żona Tymona Terleckiego.
ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ
177
popielaty w pręgi, dość niemądry i bardzo czarujący” [list Terleckiego
z 14 IVC 1944]. W odpowiedzi – to chyba jedyny list, w którym słyszalna jest nuta optymizmu – Pawlikowska napisze: „Przyrzekam święcie
przyjechać, w pierwszym tygodniu pokoju, który jest już tak bliski. [...]
Mój kot nazywa się Pusiewicz – i pozdrawia Waszego najuprzejmiej”
[list Pawlikowskiej z 22 IV 1944]. Mizeria wygnańczej wojennej egzystencji przeplata się z rozważaniami o kulturze, świecie przedwojennym i – bardzo gorzkimi – o emigracji, pośród której oboje czują się
wyobcowani. Owo wyobcowanie było zapewne jednym z istotniejszych
„katalizatorów” ich przyjaźni.
Znam dobrze tę problematykę ‹wewnętrzno-polską›. Widzi Pani, te wszystkie
rzeczy występują w Londynie w monstrualnym rozdęciu, choć Londyn nie jest
Blackpoolem. Bezmyślność, małość, tępota uczuciowa tej emigracji, jej trywialna interesowność są chwilami nie do zniesienia. Jestem tak samo wyobcowany
(okropne słowo) jak Pani. Dolega mi to w sposób aż [...] fizycznie odczuwalny.
Mało mam przywiązania do społecznego sztafażu, do zewnętrznej, widowiskowej strony gromadnego istnienia, ale odczuwam niezmierną potrzebę wspólnoty społecznej w znaczeniu intymnym, uczuciowym. [...] Gdyby nie było drogich
przyjaciół Toli i Jana Hulewicza – obawiam się, że nie zdołałbym tego wytrzymać. Żyjemy bardzo samotnie, mówimy bardzo gorzkie, bezsilne, bezradne rzeczy na temat tego, co się wokół dzieje. [...] Uważamy Panią wszyscy za Dalekiego
Przyjaciela, który by zrozumiał... [list Terleckiego z 12 VIII 1943].
Pozostańmy jeszcze na chwilę przy tym samym liście, ukazującym
bliskość odczuć owych oddalonych w przestrzeni, a przecież tak bezbłędnie odnajdujących się „bratnich dusz”.
Z czasem tematem zasadniczym staje się choroba, rozpaczliwe usiłowania organizacji życia, gdy nieodwołalnie sypie się ono w gruzy.
WIZERUNKI
Miało być o Pani, a jest o mnie”, pisze dalej Terlecki, ale „to po to, aby powiedzieć, że pobyt w Blackpoolu ma na pewno swoje dobre strony. Myślę, że to
wygnanie dało Pani tak wielkie skupienie wewnętrzne, taką jednolitość tonu [...]
nikt z piszących (poza Balińskim, który też już jakby stanął) nic nie robi, właściwie nic nie przeżywa. Pani jest jedna jedyna, która przebudowała się w tej katastrofie, Pani ciągle się z nią mocuje, Pani jest – brzmi to paradoksalnie – poetą
w wojnie, którego to, co dzieje się wokół, zobowiązuje. [...] niewiele kto poza Panią dorósł do tego losu, który jeszcze przecież do końca nie odsłonił nam swojej
twarzy. Może Pani oczekuje ode mnie pokrzepienia, pociechy, czegoś łatwego.
Nie umiem Pani dać tego. [...] Lawina jest jeszcze ciągle w pełnym rozpędzie. Ale
myślę, że Pani po ludzku i po pisarsku już dojrzała do tego, aby wszystko strzymać [list Terleckiego z 12 VIII 1843].
178
Justyna Chłap-Nowakowa
Terlecki pomaga m.in. załatwiać urlopy dla Lotka, by mógł pozostawać przy chorej żonie. W jego listach jest zawsze, do końca, miejsce na
próbę pociechy „Pani Lilki – Drogiego Udręczonego Przyjaciela” [list
Terleckiego z 18 VI 1945]: „Bardzo się zmartwiłem chorobą Pani, ale
jestem pewny, że rokowanie jest jak najlepsze, bo dom leczniczy, w którym Pani przebywa ma jak najlepszą opinię” [list Terleckiego z 11 VI
1945]. Nawet w ostatnim liście prosi o jeszcze „trochę cierpliwości, trochę wiary, że ta dotkliwa bieda, która Panią tak dręczy – także przejdzie” [list Terleckiego z 18 VI 1945].
Pawlikowska jednak, pisząc o swym stanie, nasilających się cierpieniach, egzystencji pomiędzy zastrzykami morfiny i coraminy, coraz
wyraźniej wspomina o zbliżającej się śmierci:
2013 tom IV
Sądzę, że są to moje ostatnie dni. [...] I od takich Przyjaciół trzeba odchodzić38? I po co? Kiedy ja znowu taki poetycki mózg od przyrody dostanę? [...] Panie Tymonie, czy może Pan kiedyś w Polsce przypomnieć moje sztuki teatrom.
[...] Dochody z tych przedstawień chcę, aby po pół przypadły Madzi [Magdalenie Samozwaniec – JCN] i mojemu mężowi. [...] Jest to b. dobry mąż, obecnie
tak zrozpaczony, ‹that his face could stop the clock›” [list Pawlikowskiej z 14 VI
1945].
Książka ta kryje w sobie jeszcze jedno nieoczekiwane poświadczenie więzi pomiędzy poetką, jej twórczością (potem – spuścizną poetycką) a Tymonem Terleckim, jakie przynosi Posłowie autorstwa Niny
Taylor-Terleckiej39. Opowiada ona o późniejszej, zadzierzgniętej mocno już po śmierci poetki, wieloletniej znajomości czy wręcz przyjaźni
pomiędzy Terleckimi a Stefanem Jerzym Jasnorzewskim. Początkowo
korespondencyjnej raczej i dorywczej, „wzbudzanej” przy okazji kolejnych rocznicowych wieczorów poświęconych pamięci zmarłej poetki. Krążyły więc pomiędzy nimi listy około pierwszej, piątej, wreszcie
siódmej rocznicy jej śmierci (w 1952 roku), kiedy to Terlecki, za zgodą
wdzięcznego za inicjatywę Jasnorzewskiego, rozpoczął prace nad wydaniem wierszy powstałych w ostatnich latach życia „Lilki”, a nieujętych w wojennych tomach. (Starania te uwieńczone zostały sukcesem
38
To zapewne odnosi się i do Terleckiego, i do wspominanego już Jana Hulewicza,
o którym także mowa jest w tym samym liście (pisze poetka o trzymanej od niego pomocy finansowej.
39
Poza przyczynkiem biograficznym, znaleźć tam można również cenne szczegóły
bibliograficzne, jak te, że Terlecki debiutował jako krytyk recenzją z tomu Profil białej
damy w lwowskim „Słowie Polskim” 1930, nr 53, i że jest on autorem hasła poświęconego
Pawlikowskiej w Columbia Dictionary of Modern European Literature (1980).
ŚWIADKOWIE WOJENNYCH LOSÓW M. PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ
179
w cztery lata później: w 1956 roku, dzięki pomocy finansowej Legionu
Młodych Polek w Chicago oraz Stowarzyszenia Pisarzy Polskich ukazał się zbiór Ostatnie utwory). Dwa lata trwała cisza, dopiero rok 1954
przynieść miał zasadniczą zmianę relacji. Jasnorzewski, przebywający
wówczas – już od pewnego czasu – w Kornwalii na farmie u Zofii Kossak-Szczuckiej, siostry stryjecznej Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej,
nie tylko odezwał się listownie, ale i anonsował swój przyjazd do Londynu. Zapowiadał też, że przywiezie „pamiętniki Lilki”, które zebrał40.
Pisał również o swych poważnych zdrowotnych kłopotach i fatalnym
stanie nerwów. Prosił, by na czas pobytu mógł się zatrzymać u Terleckich, choćby w kącie, „na podłodze”. Wizyta zamieniła się w kilkuletni pobyt, bodaj czy nie sześcioletni, jak obliczał Tymon Terlecki.
Jasnorzewski zaś, jak pisze Nina Taylor-Terlecka, pełnił rolę „złotej
rączki”, użytecznego „handymana”. Zrodzona w owych latach przyjaźń i przywiązanie, których ślady odnaleźć można w kolejnych listach,
trwały także wtedy, gdy Terleccy wyjechali w roku 1965 na kilka lat do
Ameryki, trwała aż do śmierci Lotka w 1970 roku. Pochowany został
w Manchesterze, w grobie żony.
Jest w tym niewielkim tomie jakaś ogromna kondensacja piękna
i tragizmu, emocji – obecnych i w twórczości, i w życiu poetki, i wokół
niej. Odsłania się w nim także historia niezwykłej przyjaźni, oddania
i wierności pamięci.
Kiedyś zabraknie nie tylko świadków i świadectw, ale może i „kustoszy” owej pamięci. Stanie się to jednak – jak wolno sądzić po wciąż
intensywnym, tu częściowo przypomnianym zainteresowaniu – nieprędko. Rzecz jasna, pamięć o poecie mierzy się też w innych „jednostkach”: dopóty nie umiera, trwa, dopóki jego wiersze potrafią wywoływać w czytelnikach prawdziwe poruszenie duszy. Jak długo jeszcze
zdolność tę zachowa poezja Marii Jasnorzewskiej? To już zupełnie inne
pytanie.
Pawlikowska, jej twórczość i losy stale były obecne we wzajemnej korespondencji,
nb. w jednym z listów Jasnorzewskiego pojawia się też m.in. wątek Magdaleny Samozwaniec i jej wspomnień o siostrze „wyssanych z palca” i „pełnych nieścisłości”, zob. N. Taylor-Terlecka, Posłowie, [w:] M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Ostatnie utwory. Ostatnie listy, s. 199.
WIZERUNKI
40
Rok 2013
tom IV
Wojciech LIGĘZA
POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM
Refleksja o poetyckich portretach artystów i osobistości życia kulturalnego, o konterfektach wielkich postaci, które zapisały się w dziejach sztuki, winna uwzględniać wielopłaszczyznowy dialog z dziełem
i biografią twórcy, przybliżać poetyki, style, gatunki, rekonstruować
sytuacje literackiego mówienia i przemawiania, rozpoznawać rodzaj
więzi z uhonorowanym, bądź wspominanym twórcą, odnosić się do
istniejących opowieści, które nowy tekst uzupełnia i koryguje. W tym
sensie świadectwa są uwikłane, umieszczone wśród innych głosów. Ich
stopień wiarygodności może być różny, niekiedy nawet odległy od poświadczonej przez źródła faktografii. W kulturowej przestrzeni, w której funkcjonują świadectwa poetyckie o ludziach sztuki, szczególne
miejsce zajmują pożegnania – treny, żale.
Ważny jest rodzaj więzi z artystą – bohaterem utworów poetyckich.
Jeśli relacja miała charakter przyjacielski, to wówczas piszący staje się
świadkiem zdarzeń, zachowań, rozmów lub nawet więcej: jedynym powiernikiem sekretów, partnerem dialogu, kimś wtajemniczonym. Może
też przyjmować rolę kronikarza sukcesów. Tego rodzaju przekazy – artystyczne i literackie – przyczyniają się do powstawania legendy artysty,
uzupełniają o nowe wątki anegdotyczną historię życia. Każda licząca
się wypowiedź, sytuując się w pewnej sekwencji tekstów, przynajmniej
w zamierzeniu ma wywołać zmianę w obrębie powszechnie znanych
wyobrażeń. I tak autorzy wierszy o artystach – rewelatorach idei oraz
form – zmierzają ku przeniknięciu tajemnicy twórczości, ku wyjawieniu psychologicznej prawdy o portretowanej osobie. Inwencja poetycka
oswaja wówczas „obce” światy zaklęte w malarstwie czy muzyce, poszukuje wyrazu dla tego, co niepochwytne, pozasłowne, umykające opisom.
Jeśli dialog intertekstualny obejmuje różne dziedziny sztuki posługującej się innymi tworzywami, na przykład dźwiękiem i słowem, to
wówczas napotkamy na szereg wielokrotnie roztrząsanych komplikacji. Pojawiają się w tym miejscu pytania o możliwości przekładu muzyki na język literacki, kształty i sposoby rozumienia muzyczności w literaturze, o semantyczną koherencję korespondowania sztuk. Możemy
w sposób uprawniony mówić raczej o historii złudzeń, że różne sztuki
spotykają się na wspólnym terytorium, bądź też o dziejach różnic, jakie
zachodzą między muzyką a literaturą, niezależnie od tendencji scalających i syntetyzujących.
Zadaniem literatury byłoby przekazywanie właściwości konkretnych dzieł muzycznych, zbliżanie się do istoty przeżycia estetycznego.
W poezji wędrującej w stronę światów muzycznych można wyodrębnić kilka sposobów artystycznego postępowania, które wzajemnie się
uzupełniają oraz pewną liczbę tematów – przewidywalnych, okolicznościowych, ale również wymykających się uschematyzowanym ujęciom. Wskażmy więc fragmenty biografii kompozytora opracowane
przez mowę metafor, próby poetyckich „ekwiwalentyzacji” utworów
muzycznych oraz świadectwa emocji, które wiążą się ze słuchaniem.
Znacznie rzadziej pojawiają się refleksje o użytym instrumentarium językowym, o możliwościach przekazywania jakości muzycznych w słowie poetyckim. Natomiast mniej skodyfikowaną postać mają literackie
zapisy prywatnych rozmów na publicznym forum literatury.
Oficjalne rytuały kultury, potwierdzające sukces artysty i jego społeczną rangę spotykają się z przekazami osobistymi – o przyjaźni i spotkaniach z kompozytorem. Zatem niezwykłość portretowanej osoby
konfrontowana bywa z codziennością artysty, wielkość – z małymi
słabościami, wizerunek upozowany z wytworami plotki. Co oczywiste,
wiersze polskich poetów poświęcone Karolowi Szymanowskiemu i jego
kompozycjom nie będą odbiegać od podanych tutaj skrótowo reguł.
Możliwe są, rzecz jasna, wariacyjne rozwinięcia, wskazanych poetyckich reguł czy też silnie naznaczone indywidualnością piszącego portrety twórcy i opisy muzyki.
Większość odczytywanych w tym szkicu tekstów znalazła się
w trzykrotnie wydanej antologii zatytułowanej Wiersze o Szymanowskim, ułożonej przez Józefa Opalskiego, zaopatrzonej w instruktywne
noty i komentarze. Najwcześniejszy liryk Jarosława Iwaszkiewicza Do
Karola Szymanowskiego pochodzi z roku 1929, pod najpóźniejszym
181
WIZERUNKI
POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM
2013 tom IV
182
Wojciech LIGĘZA
utworem Samotni mężczyźni Grzegorza Musiała – widnieje data 1985.
Najwięcej wierszy powstało po śmierci wielkiego kompozytora, w roku
1937. Porządek żałoby przechodzi w porządek wspominania, a kolejne świadectwa koncentrują się wokół rocznic przypadających w roku
1947 i 1957. W omawianym zbiorze, który jest raczej książeczką, niż
książką, najważniejsze miejsce zajmują epitafia poetyckie, żale liryczne
upamiętniające poetę, wspomnienia, restytucje chwil muzycznego zachwytu. Tak wyznaczony kanon zostaje dopełniony przez kolejne ślady zainteresowania Szymanowskim, w wierszach, które już nie weszły
do omawianej antologii. Weźmy na przykład liryk Marka Sołtysika
K. S. Rok 1922. Szpital nocny, niezwykle interesujący, kreowany, jakby
„usłyszany” monolog-wyznanie kompozytora (zbiór Korytarz, 1982),
utwór Krzysztofa Boczkowskiego Karol Szymanowski „O romantyzmie
w muzyce” – wchodzący w skład wielogłosu „wypisów” z ważnych humanistycznych lektur (Apokryfy i fragmenty, 1988), wiersz Bolesława
Taborskiego Szymanowski w Edynburgu, ze zbioru Plan B. (2007), bądź
poetycką impresję Zdzisławy Górskiej, wspartą wrażliwością estetyczną i muzykologiczną wiedzą, która odnosi się słuchania Mitów Szymanowskiego (Źródło Aretuzy z tomu Wyprzedaż złudzeń, 2012).
Warto podkreślić, iż zapisy poetyckie to tylko pewna część literackich świadectw – trudno utrzymywać, że najważniejsza, bowiem Karol
Szymanowski, jako mistrz, mentor, artysta podziwiany, przyjaciel,
wciąż powraca w wielu, zróżnicowanych gatunkowo utworach Iwaszkiewicza: w opowiadaniach, „etiudach prozaicznych” (wedle określenia Kazimierza Wyki), wspomnieniach, quasi-reportażowych relacjach
z podróży (Książka o Sycylii), esejach, szkicach krytycznych, a eksponowane miejsce zajmuje w tym wyliczeniu tom osobny Spotkania
z Szymanowskim. Kompozytor staje się pierwowzorem dla kreowanych
przez S. I. Witkiewicza postaci, także jego muzyka przewija się w powieściowych dyskusjach i monologach o estetyczno-metafizycznym oddziaływaniu muzyki. Jak pisze Józef Opalski w książce Chopin i Szymanowski w literaturze dwudziestolecia międzywojennego: „Witkacy nigdy
nie uwolnił się od Szymanowskiego. Szczególnie wyraźnie rysuje się
ten wpływ w powieściach, w których ilekroć mowa jest o muzyce, zaraz
pojawia się (choćby jako napomknienie) postać i muzyka twórcy Stabat
Mater”. Dodać warto, iż porte-parole Szymanowskiego (chodzi o postać Koraba) pojawia się w jego nie zachowanej powieści Efebos, przybliżanej i streszczanej przez Iwaszkiewicza. Możemy też pójść tropem
Zbigniewa Uniłowskiego. Jak wiadomo, Karol Szymanowski mecenasował pisarzowi, a korespondencja tego prozaika z wielkim kompozytorem rzuca światło na autobiograficzną powieść Dwadzieścia lat życia.
Sugestywne portrety autora Metopów i Mitów znajdziemy w zapisach diarystycznych Zofii Nałkowskiej oraz Jana Lechonia, we wspomnieniach Artura Rubinsteina, Ludomira Różyckiego, Zofii Szymanowskiej, Jerzego Mieczysława Rytarda, Krystyny Dąbrowskiej
i innych. Nie sposób również pominąć pism muzyków, muzykologów
i krytyków muzycznych objaśniających fenomen kompozytorski Szymanowskiego: Adolfa Chybińskiego, Zygmunta Mycielskiego, Teresy
Chylińskiej, Józefa M. Chomińskiego, Stefana Kisielewskiego, Stefana
Jarocińskiego, Jerzego Waldorffa. Oto konteksty i zarazem odniesienia
dialogowe wierszy o Karolu Szymanowskim. Utwory poetyckie tworzą
bowiem portret wielokrotny, uczestniczą w pożegnaniu artysty, podejmują wątki wspomnieniowe, a na innym planie bywają „poetycką muzykologią”, jak również kronikami wzruszeń estetycznych.
Trzy wiersze wybitnych poetów z kręgu Skamandra – Iwaszkiewicza, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Antoniego Słonimskiego,
zróżnicowane pod względem tonacji stylistycznych, otwierają naszą
sekwencję. W wywiedzionej z romantycznej wyobraźni, zaopatrzonej w motto ze Słowackiego wizji Iwaszkiewicza w wierszu Do Karola Szymanowskiego (z roku 1929) kraj i krajobraz wiążą się z ewokacją
wspólnej przeszłości. Za symboliczne centrum Ukrainy poeta uznaje
w tym liryku nie wymienioną z nazwy Tymoszówkę, gniazdo rodzinne kompozytora, utracone na zawsze. Niezbędna jest informacja, że
Dwór w Tymoszówce spłonął w czasie rewolucji 1917, a Szymanowscy przenieśli się do Elizawetgradu. Portret Tymoszówki, mitycznego
miejsca ważnego w biografii kompozytora, tworzy Zofia Szymanowska
w swych wspomnieniach zatytułowanych Opowieść o naszym domu.
O zagładzie dworu pisze również Iwaszkiewicz w cyklu wspomnień
i rozważań Spotkania z Szymanowskim. Prywatna historia opuszczenia
Ukrainy odsyła do dziejów zbiorowych. Powiemy więc o poetyckim
pożegnaniu miejsca edukacji artystycznej, przestrzeni intelektualnego
wzrastania, a z drugiej strony o elegii na odejście terytorium silnie naznaczonego fantazmatami polskiej wyobraźni, gdyż Iwaszkiewicz gromadzi tutaj emblematyczne obrazy wielkiej historycznej przeszłości.
W wierszu Do Karola Szymanowskiego słyszenie głosu z Ukrainy
oznacza niepokój oraz tęsknotę. W otwierających utwór wersach poeta
183
WIZERUNKI
POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM
184
Wojciech LIGĘZA
uruchamia konwencję rozmowy, może też listu: „jeśli się w tobie wiosną jak we mnie, mój drogi / Budzą nieokreślone pachnące uczucia”.
Adresat – Karol Szymanowski – ma poświadczać wygnanie z Edenu,
bowiem obrót historii odciął „duchowe drogi”, a Ukraina przyrównana zostaje do „niebiańskiej ojczyzny”. Jarosław Iwaszkiewicz w kunsztownym i konceptualnym wyliczeniu (tworzącym głęboka retardację)
umieszcza odwołania do takich utworów Szymanowskiego, jak Pieśni
muezina szalonego, Mity, Król Roger. Warto zwrócić uwagę na „pamięć sensualną” Palermo i tamtejsze znaki kultury. Poeta podkreśla, iż
światy artystycznej kreacji w tych dziełach znajdują się „gdzie indziej”,
w przestrzeniach sztuki, nie na Ukrainie. W wierszu Do Karola Szymanowskiego melancholijne wyznania łączą się z pragnieniem powrotu,
w sensie realnym – niemożliwym, z głębokim rozumieniem legend, ze
słuchaniem wewnętrznej melodii, bo wszakże genius loci wypowiada
się muzycznie.
W liryku Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej Muzyka i gwiazdy (z
tomu Balet powojów) dawna utracona miłość zyskuje wymiar kosmiczny, jest odległa, jak sfery niebieskie i przez muzykę – jak gdyby narrację
mityczną – może zostać jedynie przywołana czy też „odegrana”, ale nie
odzyskana. Odległość i obcość urasta tutaj do skali wszechświata. Poetka wypowiada żal za pośrednictwem muzyki, a brzmienia pitagorejskie
wcale nie zapewniają o doskonałym porządku, przeciwnie – dźwięcząc
dysonansowo, potwierdzają zamęt rozstania:
Przełożono na muzykę światło Vegi...
Był to jakby Szymanowski,
Zaświatowo dziki.
Miłość nasza, gwiazda nasza już odbiegła
W niebios manowce,
O miliony lat muzyki czy światła!
2013 tom IV
(Muzyka i gwiazdy)
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, pisząc o rodzaju muzyki – odbieranej przez słuch wewnętrzny – łączy wrażenia nie dającej się oswoić
formy z kategoriami sonorystycznymi w muzyce Szymanowskiego –
brzmieniem „scytyjskim” czy archaicznym. Chociaż obcość oznacza też
wielkość tej muzyki, gdyż światło Vegi jest bardzo jasne, intensywne.
Z kolei wiersz Słonimskiego Koncert skrzypcowy to opowieść o słuchaniu muzyki, o jej magii oraz mocy przemieniającej. Mógłby to być
każdy koncert z wielkiego wirtuozowskiego repertuaru, gdyby nie historia anegdotyczna w tle. Otóż w Alfabecie wspomnień Słonimski pisze o tym, iż w „Atmie”, zakopiańskim domu Karola Szymanowskiego,
„po raz pierwszy Kochański grał jego [Szymanowskiego – W. L.] drugi
koncert skrzypcowy”. Zapewne była to prywatna kameralna prezentacja utworu, gdyż [...] prawykonanie II Koncertu skrzypcowego Karola
Szymanowskiego miało miejsce w Warszawie, 6 października 1933 (solistą był Paweł Kochański, Orkiestrą Filharmonii Warszawskiej dyrygował Grzegorz Fitelberg, obaj bywalcy Atmy).
Pomijając naiwne (niefortunne) fragmenty przekładu muzyki na język słów (muzyka „wznosi się ku górze, / Płynie melodia, leje się ton
czysty”), znajdziemy u Słonimskiego oryginalne metafory „instrumentologiczne” m.in. we frazie: „jęczy umarłe drzewo pod ręką artysty, /
jak nie płakało nigdy w wiosennej wichurze”. Tym określonym za pomocą peryfrazy śpiewającym „umarłym drzewem” są skrzypce Antonia Stradivariego, na których grał Kochański.
Styl folklorystyczny w koncercie Szymanowskiego poeta wiąże
z grozą i melancholią pejzażu tatrzańskiego. Jednakże szkicowy opis
krajobrazu nie wyzwala się z maniery młodopolskiej. Omawiany wiersz
staje się przyczynkiem do powstającego mitu Atmy – miejsca zaczarowanego, do którego – oprócz muzyków – pielgrzymowali słynni poeci.
W księdze gości zapisane zostały nazwiska Wierzyńskiego, Lechonia,
Tuwima, Słonimskiego W odczytywanym wierszu Koncert skrzypcowy
przede wszystkim warto zwrócić uwagę na przemianę wspólnoty słuchających, uwolnionych od troski istnienia, umieszczonych w bezczasowych „słodkim unisono” przeżywania muzyki. W chwili zasłuchania
odbiorcy koncertu wierzą w to, że utracona przeszłość może powrócić
w nowym uszlachetnionym kształcie.
Jak to już zostało zaznaczone, treny dla Karola Szymanowskiego
tworzą kolekcję najbardziej rozbudowaną. W rozważaniach pośmiertnych o Szymanowskim w tomie esejów Orfeusz w piekle XX wieku
przenikliwą uwagę umieścił Józef Wittlin: „Jesteśmy narodem jak gdyby wyspecjalizowanym w ż e g n a n i u. W witaniu wielkich talentów
w dodawaniu im otuchy nie mamy wprawy” Znana jest dysproporcja
między – często nieżyczliwym – przyjęciem dzieł Szymanowskiego
a okazałą, pełną przepychu, formą uroczystości pogrzebowych kompozytora – w Warszawie i Krakowie, 6 i 7 kwietnia 1937, o czym przekonuje na przykład relacja Jerzego Waldorffa w tomie Serce w płomieniach.
185
WIZERUNKI
POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM
2013 tom IV
186
Wojciech LIGĘZA
Słowo o Szymanowskim. Wedle polskich pojęć Karol Szymanowski
mógł stać się wielkim artystą dopiero po śmierci. Chcąc, nie chcąc, poetyckie świadectwa żalu zanurzają się w tej aurze, nie należy jednak
sądzić, że wiążą się one jedynie z rytuałem pożegnania i służą zawłaszczeniu osoby i dzieła, bowiem większość poetyckich trenów wynika
z autentycznej potrzeby upamiętnienia.
Najciekawsze przykłady liryki funeralnej pochodzą z kręgu bliskiego
artyście. W tym miejscu wypadnie powrócić do Jarosława Iwaszkiewicza i jego Sonetów sycylijskich, zamieszczonych w tomie Inne życie. Ten
cykl, któremu jedność nadaje przeżywanie śmierci Szymanowskiego,
uważnie odczytuje Jerzy Kwiatkowski w klasycznej książce Poezja Jarosława Iwaszkiewicza na tle dwudziestolecia międzywojennego, przybliżając i komentując wielorakie odwołania do świata i ducha muzyki autora Źródła Aretuzy. Kwiatkowski podkreśla dyskrecję wyrażania żalu,
wskazuje zasadę semantycznego przesunięcia, gdyż grób króla Rogera
w katedrze w Palermo staje się prefiguracją grobu Szymanowskiego,
zauważa równoległość instrumentacji głoskowej u Iwaszkiewicza z opisem dźwięku skrzypiec, zwraca na to uwagę, że słuchanie Szymanowskiego odbywa się w miejscu inspiracji, czyli w Syrakuzach na Sycylii.
Dodajmy, iż w otwarciu cyklu Iwaszkiewicza, w Sonecie wstępnym,
rozmowa z Szymanowskim tak jest prowadzona, jakby śmierć kompozytora nie została przyjęta do wiadomości. Poeta, ograniczając się do
pośrednictwa obrazów, a także decydując się na aforyzm w wygłosie
wiersza („życie znikome / śmierć tylko ogromna”) niemal pomija retorykę epicedium. I tak ruiny świątyń sycylijskich wyrażają ogołocenie
i opustoszenie, a żywioły morza i powietrza włączają się w przeżywanie żałoby. Zapewne chodzi o Selinunt, skąd pochodzą słynne metopy.
Komunikaty do Zmarłego przekazywane są w gramatycznym trybie
warunkowym, co oznacza nadzieję kontynuowania dawnych dialogów
i zarazem uchylenie takiej możliwości. Śmierć kompozytora przeżywana jest w scenerii monumentalnej – całej wyspy, tak znaczącej w kulturalnej biografii Szymanowskiego.
Zacytujmy teraz fragment sonetu VI Iwaszkiewicza zatytułowanego
Źródło Aretuzy:
Cisza martwa usnęła u zmarłej przerębli,
Odeszły stąd boginie, zmarły Syrakuzy.
I nagle w obumarłym i martwym eterze
POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM
187
Ton wysoki się zjawia uparcie niezwiewny,
I źródło, i noc ciemną w posiadanie bierze –
Inaczej niż w poprzednim przykładzie, topika funeralna staje się wyraźniejsza. Po odejściu wielkiego kompozytora poeta postrzega Syrakuzy jako terytorium śmierci, spowite we wszechpanującą czerń. „Czarny
mistrz z Cremony”, czyli Stradivari, który zdaje się być wysłannikiem
podziemi, przenosi żałobę w obszar wiecznej sztuki. Ton skrzypiec
wydobywany z instrumentu zaprojektowanego przez Mistrza i zawieszony w powietrzu (podobny sugestywny obraz znajdziemy w Piosence o końcu świata Czesława Miłosza) – wznosi się ponad śmierć, gdyż
muzyka posiada moc przemieniania świata i restytucji czasu. Martwe
źródło Aretuzy – ożywa. Wracamy znów do skrzypiec Kochańskiego
i jego wykonań Mitów. W Książce o Sycylii (1956) Iwaszkiewicza odnajdziemy echo Sonetów sycylijskich. Bezpośrednie zmysłowe doznanie
miejsca mitycznego podwójnie, gdyż historia Nimfy zaklętej w źródło
jest częścią dwudziestowiecznej mitologii artysty, przekształca się we
wrażenia emocjonalno-estetyczne, w „wewnętrzne” słuchanie muzyki:
„Gładkie i tajemnicze lustro wody z ciemnymi perukami papirusów –
milczało. Ale ja słyszałem w nim dźwięki wysokie i bolesne, natężone
hamowaną namiętnością – takie, jakie słyszałem niegdyś wychodzące
z ciemnego pudła stradivariusowych skrzypiec. Dla mnie źródło Aretuzy nierozłącznie zrosło się ze wspomnieniem dziwnego, wielkiego
artysty [...]. Wysoka przenikliwa melodia Szymanowskiego w tej ciszy
brzmiała we mnie jak [...] przejmująca innere Stimme – głos wewnętrzny...” – pisał Jarosław Iwaszkiewicz. Powtarzane i w wierszu i w prozie
określenie „ton wysoki” odnosi się do górnych rejestrów skali muzycznej w partii skrzypiec w Źródle Aretuzy, ale też, jak wolno przypuszczać, do wzniosłości i jakości przeżywania.
Pozostać wypadnie w kręgu Skamandra i rozważyć inne jeszcze
odniesienie muzyki Szymanowskiego do spraw ostatecznych. Mam na
myśli liryk Jana Lechonia Niebo z tomu Marmur i róża, po raz pierwszy
drukowany we „Wiadomościach” w roku 1951. Wśród wizji zaświatów
przypominających rodzime łąki, w pejzażu niebiańskim z drzewami
grającymi jak organy znalazł się w Lechoniowym wierszu także obraz
WIZERUNKI
Zatrzymuje się, zniża, gołębiom kuszony
Opiera się i dzwoni czysty i podniebny –
Ton, jaki dla nas wybrał czarny mistrz z Cremony.
188
Wojciech LIGĘZA
wyniosłego Akropolu – swoistej świętości wśród znaków kultury. Muzyka na wysokościach jest rozpoznawalna, ma tytuł i ziemską genealogię, zaś artysta-skrzypek, może wysłannik niewidzialnego Boga, reprezentant Aniołów, wymieniony zostaje z nazwiska:
A później, niby wielki robak świętojański,
Srebrny księżyc rozświetlił Akropolu gruzy,
Nad którymi wysoko stał Paweł Kochański
I grał w tej boskiej ciszy Źródło Aretuzy.
2013 tom IV
(Niebo)
Ciekawa jest tutaj metaforyka lunarna oraz związek muzyki i muzyka ze światłem. Poprzestanę jednak na stwierdzeniu, iż słynna i niezwykle poruszająca kompozycja Karola Szymanowskiego z cyklu Mity
oderwana zostaje od przygodnego słuchania i przeniesiona w sferę doznań absolutnych. Zatem jej wartość ponadczasową zabezpiecza metafizyczna sankcja. Związane z marzeniem sennym i epifanicznym
rozświetleniem części tajemnicy wyższego świata wizjonerstwo Jana
Lechonia wykorzystuje sławę wirtuoza, ale może jeszcze bardziej zapamiętane przez słuchaczy brzmienie instrumentu.
Wszakże w pismach Karola Szymanowskiego znajdziemy takie
zdania o Pawle Kochańskim: „bogactwo i swoisty czar brzmienia były
jedynie drogą wiodącą zawsze do jednego celu: do objawienia utajonego w utworze muzycznym j e d y n e g o jego piękna”. Kochański ze
„szczególnym jasnowidztwem poszukiwał nowych dróg, nowych możliwości”. I jeszcze dodawał kompozytor „wtajemniczał mnie w przedziwne swoje <métier>, ofiarując nieprzeczuwalne wprost horyzonty”
(Pamięci Pawła Kochańskiego). W Szymanowskiego retoryce przekroczenia kwestie muzycznej kolorystyki oraz artykulacji wiążą się
z docieraniem do niewyrażalnej tajemnicy piękna, ale też estetyczne
zauroczenie grą wizjonera skrzypiec wiedzie w stronę duchowych wtajemniczeń. Natomiast Jan Lechoń, wiedząc, że w poezji więcej można,
zachwyt śmiertelnych słuchaczy i zasłuchanie zanurzone w czasie,
przenosi w zaświatowy porządek wiecznego trwania.
Trudno przekładalna na język słów sztuka dźwięku bierze udział
w poetyckich pożegnaniach Karola Szymanowskiego i jeśli poszukamy w nowoczesnych wierszach śladów dawnej poezji epicedialnej, to
w complorio muzyka towarzyszy pieśni żałobnej, w laudatio jest powodem chwały Odchodzącego i – co może najistotniejsze – w consolatio
POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM
189
przekracza terytorium śmierci. Zatem artysta zyskuje nową formę
istnienia w kulturze, niezależną od praw biologii i kruchości życia
ludzkiego, w tym idealnym wymiarze – niezniszczalną. W najlepszych
realizacjach artystycznych konwencje okolicznościowej wypowiedzi żałobnej zostają uchylone, gdyż liczy się najbardziej indywidualna poetyka oraz jednostkowa wrażliwość.
W Modlitwie żałobnej Józefa Czechowicza medytacja eschatologiczna łączy się z dociekaniem istoty sensownego życia, takiego, w których
ważne miejsce zajmuje właśnie muzyka. Okoliczności żałobne konfrontowane są tutaj z uniwersalnymi przesłaniami, a dzieła Karola Szymanowskiego, któremu tren jest poświęcony, pojmować można jako
odbicie czy też ziemskie wcielenie muzyki kosmicznej, albo muzyki
zbliżającej ludzi do ukrytego Boga. Lamentacje nad losem śmiertelnych, których pochłonie cień oraz zapomnienie („Świat nieistnienia
skryje nas / wodnistą chustą. / Zamilknie czas”) przechodzą u Czechowicza w niemal radosną pochwałę metafizycznego pokarmu, złożonego
z taktów i rytmów. Muzyka jako przeczucie wieczności bliska jest światłu, odległa – materii. Zatem światło (i muzyka), jak mówią teologowie,
przedstawiają i przybliżają duchowość Boga. Modlitwa za kompozytora
ma tutaj drugi wymiar: błagania o pełnię świadomie przeżywanej egzystencji. Piękno uczestniczy w ostatecznej Tajemnicy. Nie może więc
być wygnane:
Którego wzywam tak rzadko, Panie bolesny
ukryty w firmamentu konchach,
nim przyjdzie noc ostatnia,
od żywota pustego bez muzyki, bez pieśni
chroń nas...
W wierszu-pożegnaniu Szymanowskiego zatytułowanym Zmarły
Władysław Sebyła unika pisania o muzyce oraz katalogowania dzieł
wielkiego kompozytora, lecz wybiera inną drogę artystyczną, mianowicie w przestrzeni nocy, w której granice istnienia są rozmyte,
umieszcza rozmyślania o śmierci. Zmarły wędruje przez pograniczną
krainę snu. Poeta – tropiciel rzeczy metafizycznych – w serii pytań podejmuje kwestię niewyrażalności zjawiska śmierci i niepochwytności
ostatecznych przeznaczeń: „Jak to nieludzkie brzemię / słowami ściągnąć na ziemię, / gdy jesteś już tylko sen”? Nokturn żałobny Włady-
WIZERUNKI
(J. Czechowicz, Modlitwa żałobna)
190
Wojciech LIGĘZA
sława Sebyły poprzez rytm strof trójwersowych, brzmienia-refreny, instrumentacje powtarzanych słów – odsyła do wrażeń muzycznych czy
też je sugeruje.
Formę ballady, dość szczególnej, bo złożonej z obrazów muzycznych
i fantazmatów śmierci, ballady pozbawionej jednotorowego rozwoju
narracji, rozpoznamy w wierszu Szymanowski Pawła Hertza. Zamyka
się droga życia kompozytora, ale też rozpoczyna niezależne istnienie
dzieła. Pożegnanie z Szymanowskim dokonuje się jednocześnie na
dwu planach, gdyż Hertz odwołuje się do biografii i muzyki – jako
osobnej przestrzeni żalu. Grasse na francuskiej Riwierze, gdzie kompozytor ciężko zachorował, postrzegane jest jako miejsce umierania.
Melancholijny pejzaż „stygnie” jak ciało umierającego. Następuje rozdzielenie muzyki i ciała. Narastanie wyliczeń spojonych łącznikami,
można powiedzieć „kroczących” tworzy swoisty rytm wiersza, który
może przypominać przesuwający się kondukt.
i ptaki odlatują z nut,
całując chłodną skroń muzyka.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -I wiatr alpejski dmie. I Grasse
We mgle przedwiośnia z wolna stygnie.
I ty zastygasz. Jeszcze czas
Nacisnąć klawisz tak jak dźwignię.
2013 tom IV
(P. Hertz, Szymanowski)
Jak dalej można się domyślać, wydobycie dźwięku fortepianowego
uruchamia przyszłe życie muzyki. Każdy z trenów zatrzymuje artystę
wśród żywych. Kompozytor przemawia przecież przez swą muzykę.
Obraz nieobecności i pustki („okno otwarte jak aorta”) zestawiony zostaje z muzycznym gatunkiem fugi. W takim upamiętnieniu poetyckim, jakie układa Paweł Hertz, odejście-ucieczka, poza żalem, miłośnikom muzyki pozostawia jednak coś trwałego.
W wierszach funeralnych często przewijają się wątki krajobrazowe,
tatrzańskie. Można by tu mówić o przywoływaniu wspomnień czy raczej restytucji przeszłości – raz jeszcze przeżywanej, tak jak w wierszu
Iwaszkiewicza Nad waszymi głowami (z tomu Ciemne ścieżki, 1957).
Pocieszenie kierowane do postaci z kręgu artystycznego i towarzyskiego wielkiego kompozytowa ma charakter paradoksalny, wszakże
POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM
191
chodzi o wspólnotę umarłych, przebywających w „innej przestrzeni”,
zaklętych w pejzażu tatrzańskim:
Ta muzyka przywraca przeszłość, pozwala raz jeszcze przemówić
wspomnieniom. Dwa zdania o tamtych realiach wydają się niezbędne:
Szymanowski polubił od razu Bartusia Obrochtę, studiował grane przezeń nuty, podziwiał wirtuozerię i zmysł improwizacji, jak zaświadcza Jerzy Mieczysław Rytard w swoich wspomnieniach. Sam kompozytor pisał,
iż Bartek Obrochta przekazywał „klasyczne tradycje” muzyki góralskiej
„w niepokalanej, najczystszej formie”. Osoba legendarnego muzykanta
łączy się z Szymanowskim, z jego biografią i światem muzycznym, choć
tym razem Iwaszkiewicz bezpośrednio nie wskazuje na ów związek.
Z kolei Franciszek Fenikowski w dedykowanym pamięci Karola
Szymanowskiego liryku Harnasie wykonywaną muzykę, by obrazowo
przybliżyć jej właściwości, „przekłada” na kategorie krajobrazowe, przy
czym Tatry ulegają dziwnej metamorfozie. To natura staje się orkiestrą,
a ten aparat wykonawczy otwiera metafizyczne wymiary sztuki dźwięku: „i już się perć muzyczna z nicości wyzwala / melodią drzew wiodącą ku graniom dalekim”. W tej samej sekwencji umieścimy patetyczny
wiersz Jerzego Hordyńskiego Szymanowski. Otóż na grobie kompozytora poeta chciałby umieścić epitafium, które mówiłoby o uspokojeniu i pośmiertnym zwycięstwie muzyki: „Niech nad strudzonym
sercem [...] czuwają na przekór śmierci / nuty zerwane z Giewontu”.
„Strudzone serce” może być metaforycznym określeniem, które odnosi
się do niespokojnego życia kompozytora, który wciąż eksperymentował, poszukiwał różnych języków muzycznych i różnych rozwiązań
formalnych, ale również, najzwyczajniej, do udręk choroby, nadmiernych obowiązków, wytężonej pracy artystycznej. Znawcy twórczości
Szymanowskiego – Chomiński, Jarociński, Mycielski – powracają do
kwestii niepokoju pracy artystycznej oraz niepewności rezultatów,
a tak że osamotnienia w podejmowaniu kolejnych prób.
Co znamienne, w omawianych trenach znakami identyfikacji muzyki Karola Szymanowskiego są utwory z trzeciego okresu zwanego „narodowym”. Rzecz można wytłumaczyć w ten sposób, że przetworzenia
WIZERUNKI
Nie bądźcie tacy smutni,
Przyjaciele tatrzańscy.
Słuchajcie! Gęśliki utną:
Bartuś gra na Żywczańskiem!
2013 tom IV
192
Wojciech LIGĘZA
folkloru oraz specyficzny modalizm muzyki podhalańskiej łatwiej daje
się przekładać na poetyckie kategorie obrazowe, niż, powiedzmy, spadek po muzyce niemieckiej – na przykład w wydaniu Ryszarda Straussa czy wykorzystanie impresjonistycznej sonorystyki, ponieważ autorzy wierszy sięgać mogą do wzorów poezji tatrzańskiej ugruntowanej
w Młodej Polsce. W przywoływanych przykładach modernizacja schematów poezji krajobrazowej nie jest wcale radykalna.
Poetyka żalu zmienia się w wierszach o kompozytorze pisanych
przez poetów młodszych generacji. W utworze Teresy Truszkowskiej
Atma (z dedykacją „Pamięci Karola Szymanowskiego”) studiowanie
fotografii wyzwala refleksję o odejściu artysty i trwaniu muzyki. Fotografia, która przedstawia osobę, po upływie lat staje się paradoksalnym
dokumentem uobecnionej nieobecności, albo narzędziem przemijającego czasu. W tym utworze kompozytor (wraz ze słuchaczami) osądza
wartość własnego dzieła, inaczej niż poezja, przemawiającego do słuchaczy. Zatem muzyka to „narastający rytm – / Bez warg / Bez języka /
Bez jednej sylaby”. Krzysztof Piechowicz (Wieczór w „Atmie”), spoglądając na zgromadzone pamiątki-rekwizyty, w następujących po sobie
obrazach metaforycznych utrwala ślady śmierci (weźmy motywy pękniętych skrzypiec, maski pośmiertnej oraz „konającego deszczu”). Po
najważniejszym mieszkańcu zakopiańskiego domu pozostały jedynie
ślady materialne, które – w oderwaniu od człowieka – mówią przede
wszystkim o odejściu kompozytora. W przestrzeni domu-muzeum
uchwytna pozostaje szczególna aura, wibrujące powietrze – „owadzie
drżenie / Po nim” (cytowałem Piechowicza Wieczór w „Atmie”).
Natomiast Leszek Długosz w centrum uwagi umieszcza próbę rozumienia świata Szymanowskiego, najogólniej rzecz ujmując: muzyki
i cierpienia. W wierszu Zakopane – Atma – Halny poeta podejmuje
rozmyślania o nieobecności wielkiego artysty. Historia współczesna
przy wracania i słuchania muzyki Szymanowskiego spotyka się z fragmentami biografii Szymanowskiego. Wielość czasów nawarstwia się,
syntetyzuje w momencie lirycznego przeżycia. Wiatr z Ukrainy (z początku wieku XX) zlewa się z zakopiańskim fenowym halnym, wyzwalającym szczególne stany ducha, według Leszka Długosza – sprzyjającym szczerości refleksji, wiwisekcyjnej wrażliwości. Dystyngowany
kompozytor dyskretnie opuścił Zakopane, gdzie teraz celebruje się jego
muzykę: „– Z Atmy Gospodarz wyszedł / (W Warszawie na Sycylii
bawi?...). Miłośnicy muzyki – późni wnukowie, którzy potrafią „spo-
mnieć” dzieło – przed naporem pytań o dramatyczne życie artysty
schronić się mogą w niewystarczającej przecież do zrozumienia pełni twórczości i życia kontemplacji estetycznej, jak powiada Długosz –
skryć – „za wysoką ścianą skrzypiec”. Omawiana sekwencja wierszy ma
też wymiar okolicznościowy, wiąże się bowiem z otwarciem muzeum
kompozytora w Atmie – w marcu 1976 roku. W tym porządku umieścimy również głosy-świadectwa poetów ludowych: Stanisława NędzyKubińca i Adama Pacha. Rozsiane w tym szkicu uwagi o poetyckich
odpowiednikach muzyki Szymanowskiego i próbach określenia w słowie artystycznym jej cech wyróżniających, głębi oraz istoty, wymagają
dopełnienia. Każdy przekład intersemiotyczny jest niewystarczający,
gdyż zawsze pozostanie odczucie niewystarczalności metaforyki poetyckiej czy pewnej umowności prób nazwania przeżyć estetycznych.
Z konieczności tę partię zagadnień traktuję marginalnie, wszelako
chciałbym wskazać powtarzające się zapisy, które przybliżać mają wrażenia słuchaczy, dawać ekstrakt skomplikowanych reguł formalnych
dzieła Szymanowskiego. Poeci rozważają również kwestie skali i rodzaju oddziaływania tej muzyki.
I tak Marian Piechal posługuje się frazą: „Sen płynny, światło słyszalne”, dodając skrótową definicję: „religia czysta, muzyka” (Muzyka).
Julian Przyboś w pozornie rozproszonych, lecz skomponowanych przecież notatkach, w studium semantyki poetyckiej używa określeń „Diament rysujący cień” oraz „srebrny strumień płynący złotem pod swój
prąd” (Nie napisany wiersz). Awangardowa zasada oryginalności metafory zostaje tutaj ściśle dotrzymana. Przyboś nie tylko próbuje znaleźć odpowiedni wyraz dla różnorakiej i zmiennej poetyki muzycznej
Szymanowskiego, zwraca więc uwagę na „kroplistość” i „srebrzystość”
dźwięku, ale też, spróbujmy tak nazwać regułę mówienia, w pojedynku z kompozytorem pragnie powołać do istnienia słowo o równej, jak
muzyka, randze, zmierzyć się z niemożliwym: „Odcisnąć usta na diamencie: nazwać”.
Wskażmy też inne możliwości. Konstanty Ildefons Gałczyński w liryku Karol Szymanowski – zaopatrzonym w dedykację dla Anny Iwaszkiewiczowej – do potocznej rozmowy wtrąca poetyckie i quasi-muzykologiczne „uczone uwagi”: „flażoletów tkaniny perskie, / (rozumie
pani?) chromatyczna nuta – tylko słuchać (polskiej biedy)”. Iwaszkiewicz zaś wspomina o „pięknie aranżowanych / Fioriturach zbójeckich”
(Jeszcze kiedyś w Tymoszówce).
193
WIZERUNKI
POLSCY POECI O KAROLU SZYMANOWSKIM
194
Wojciech LIGĘZA
Tak oto układa się chimeryczna i zarazem fragmentaryczna, utrwalona w różnych idiomach poetyckich, historia słuchania Szymanowskiego, w której odnajdziemy odwołania do techniki kompozytorskiej,
poszukiwań estetycznych oraz rozmaitych – egzotycznych oraz swojskich – inspiracji. Rzecz wymagałaby dokładniejszego opisu, ale bez
przeprowadzania dowodów powiedzieć można, że zaznajomieni ze
znakami kultury, osłuchani, miłujący muzykę Szymanowskiego poeci
umieszczają swe wypowiedzi w sferze emocji, mają prawo do subiektywnego odczuwania, powracają do utworów szczególnie im bliskich – i co
istotne – łączą tropy i figury poetyckie z terminologią muzykologiczną.
Muzykologia jako nauka pozostaje „w odwodzie” i w przypadku poezji
ustalenia znawców wcale nie muszą mieć znaczenia obowiązującego.
Pamięć dawnych wzruszeń koncertem „malarsko impresyjnym”
oraz anegdota o Wandzie Wiłkomirskiej, która pozwoliła polskiemu
poecie odnieść cenne skrzypce do samochodu, w wierszu Bolesława
Taborskiego Szymanowski w Edynburgu nakłada się na zapis koncertu
z roku 2004, kiedy międzynarodowa sława autora Stabat Mater była
już ugruntowana. Zacytujmy fragment:
Rosjanin (Jurkowski) prowadzi angielską (LPO)
orkiestrę Niemiec (Zehetmair) jest solistą
i tak te trzy nacje w stolicy czwartej (Szkocji)
piszczą koncert skrzypcowy Polaka z Ukrainy –
2013 tom IV
(B. Taborski, Szymanowski w Edynburgu)
Trudno myśleć o wieży Babel muzyki, ponieważ uniwersalny język – w pięknym ekumenizmie wartości – jednoczy narody i miejsca. Doceniany, wykonywany kompozytor stał się osobistością światową. Syntetyzujące wiele technik kompozycje Szymanowskiego, jak
zauważył Stefan Kisielewski, zabrzmiały nowym oryginalnym tonem
„w wielkim koncercie muzyki współczesnej”. Homagia, świadectwa
biograficzne, pożegnania, nenia, kulturalne kroniki, zapisy wrażeń estetycznych w wierszach polskich poetów XX wieku wzbogacone zostają
o refleksję poświęconą wykonaniom muzyki Karola Szymanowskiego
w wielu przestrzeniach kultury i miejscach świata – od Tymoszówki,
poprzez Nowy Jork, Paryż i Pragę – do Edynburga.
Rok 2013
Anna OWSIKOWSKA
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
Roman Palester jest jedną z najwybitniejszych, jednocześnie w Polsce praktycznie zapomnianych postaci XX wieku. Mając lat 24 stał się
uznanym muzykiem, któremu niestety nie było dane tworzyć w spokojnych czasach. Po zakończeniu II wojny światowej (w 1949) Palester
usłyszał na swój temat informację w radiu Baden-Baden, iż rzekomo
odmówił reżimowi sowieckiemu pomocy w odbudowie polskiego życia
kulturalnego na odgórnie narzuconych zasadach, co zbiegło się w czasie z konferencją w Łagowie Lubuskim (5-9 sierpnia 1949). Potępiono
tam najnowsze techniki muzyczne, a kompozytorów oskarżono o formalizm (V. Wejs-Milewska, Radio Wolna Europa na emigracyjnych
szlakach pisarzy. Gustaw Herling-Grudziński, Tadeusz Nowakowski,
Roman Palester, Czesław Straszewicz, Tymon Terlecki, 2007, s. 28-29).
Nie godząc się z zachodzącymi zmianami ustrojowymi i stosunkiem
reżimu do twórczości artystycznej, kompozytor opuszcza kraj na stałe.
Decyzję o wyjeździe ułatwiała mu znajomość środowiska emigracyjnego. Już od roku 1946 przebywał czasowo w Paryżu (Z. Helman, Dlaczego Roman Palester wyjechał z Polski?, [w:] Krakowskie rodowody teatralne, Materiały z sesji naukowej „Z Krakowa w Świat” 22-24 X 1993, red.
J. Michalik, 1994, s. 173).
Rozpoczęła się w życiu Romana Palestra emigracja zapewniająca
mu „swobodę twórczą, sprowadzając jednocześnie wszystkie możliwe
uciążliwości egzystencji człowieka <niczyjego>” (T. Chylińska, Czy
Roman Palester był emigrantem? [w:] Między Polską a światem. Kultura emigracyjna po 1939 roku, red. M. Fik, 1992, s. 203). Wychodźstwo,
do którego zmusił go reżim, nie zachwiało jednak jego poczucia silnej
więzi z krajem.
tom IV
196
Anna Owsikowska
2013 tom IV
Kiedy w 1951 roku zaprzestano przesyłać Palestrowi pieniądze
z tantiem, przeniósł się z Francji do Monachium, by pracować w charakterze kierownika działu kulturalnego Radia Wolna Europa (RWE),
podczas gdy jego żona Barbara była odpowiadzialna za dział muzyczny
(J. Jędrychowska, Rozmowa z Romanem Palestrem, [w:] tejże, Widzieć
Polskę z oddalenia, 1990, s. 84).
W nagraniach tworzonych dla Rozgłośni Polskiej RWE i w artykułach drukowanych w paryskiej „Kulturze” oraz londyńskich „Wiadomościach” mówił o szeroko pojętym dziedzictwie kulturowym:
recenzował spektakle operowe i teatralne, poświęcał wiele uwagi arcydziełom literatury światowej, przedstawiał sylwetki zagranicznych pisarzy, kompozytorów, malarzy i rzeźbiarzy. W jego dziennikarskiej pracy
nie zabrakło również uwag na temat kultury polskiej. Koncentrował
się zarówno na literaturze wydawanej w kraju, jak i na książkach drukowanych za granicą. Zajmował się muzyką tworzoną w warunkach
zniewolenia komunistycznego oraz na emigracji, komentował wystawy
plakatu i malarstwa polskiego, a także omawiał recepcję przedstawień
teatralnych polskich sztuk na Zachodzie. – Palester pojmował kulturę
jako jeden wielki system wartości materialnych i duchowych. Omawiał
zatem wszystkie jej przejawy w życiu społeczeństw.
Szczególnie interesowało go trwanie kultury w zniewolonej przez
socrealistyczny system Polsce. Uświadamiał, jakie niebezpieczeństwa
może w sobie kryć manipulacja tym ogromnym i otwartym systemem,
jako zespołem wartości przekazywanych z pokolenia na pokolenie
przez instytucje: szkoły, media, rodzinny dom... Normy kulturowe stają się normami, gdy są ogólnie akceptowalne przez daną zbiorowość.
Wobec tego nie dewaluują się szybko ani zmieniają nagle. Każda ingerencja w kulturę jest najpierw oswojona w społeczeństwie, by mogła się
rozprzestrzeniać na kolejne pokolenia. Palester mówił więc:
U podstaw bowiem wszelkiej sztuki – a zatem i sztuki muzycznej – tkwi humanistyczny i skrajnie indywidualny pogląd na świat i człowieka, własna i odrębna wizja świata, która jest rezultatem twórczej indywidualności artysty. Ten
pogląd stał się podstawą rozkwitu wielkiej sztuki w naszym dotychczasowym
zrozumieniu tego słowa. To stanowisko stworzyło kulturę, która dała nam Bacha, Mozarta czy Beethovena. Jest to kultura, która wytworzyła pewien klasyczny styl współżycia jednostki i społeczeństwa, która stworzyła pewien ład, w którym wyrośliśmy i który najgłębiej jest w nas zakorzeniony. Tej właśnie kulturze
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
197
Tworzenie audycji dla rodaków było niezwykle ważne, ponieważ sytuacja odbiorcy w kraju nie przedstawiała się najlepiej. Nad Wisłą obowiązywała cenzura, więc do wielu informacji nie można było dotrzeć.
Istniały zakazy wydawnicze, niszczono dorobek kulturalny muzyków,
malarzy i pisarzy, którzy nie podporządkowywali się systemowi. Nie
informowano społeczeństwa prawdziwie o aktualnej wówczas sytuacji,
o bieżących wydarzeniach. Radiowe wysiłki Palestra miały więc na
celu prezentowanie faktów i obiektywnych opinii opowiadających się
za demokracją i wolnością. Jego aktywność w RWE zmierzała w kierunku przypominania wymaganych przez powszechne dobro prawach
obywateli. Wydobywał je na światło, prezentując działalność pisarzy,
muzyków, plastyków, zwracając szczególną uwagę na przejawy kultury,
w których widoczna jest idea twórczej swobody.
Wypowiedzi Romana Palestra dla radia charakteryzowały się przykładnym opracowaniem. Autor nie wypowiadał się ad hoc. Przed
emitowaniem audycji, najpierw sporządzał jej zapis. – Czas antenowy
rozgłośni w Monachium był niezwykle ograniczony, a pracownikom
zależało na wysokim poziomie audycji i na tym, by przekazywać interesujące nowe informacje.
RWE podawało treści w jednostronnym modelu transmisyjnym:
od nadawcy do odbiorcy. „Dzięki” działaniom cenzury i stacji zagłuszających w Polsce model ten przekształcał się samoczynnie w rytuał,
w którym „komunikat wpływał na bezpośrednie uczestnictwo słuchaczy, ich zrzeszenie, wspólnotę odbioru” (E. Jarosz-Mackiewicz, Komunikat radiowy jako wtórna wizualizacja. Foniczna i lingwistyczna analiza komunikatu radiowego, [w:] Radio i społeczeństwo, red. G. Stachyra,
E. Pawlak-Hejno, 2011, s. 369).
Zarówno dla Palestra, jak i dla jego redakcyjnych kolegów, praca
w radiu – w porównaniu z ich wcześniejszymi zajęciami – miała zupełnie nowy charakter. Dotychczas autor Wisły komponował w ciszy
i skupieniu, zaś od czasu przeniesienia się do Englischer Garten wchodził w środowisko, dla którego najważniejsza była komunikatywność
i dialog z odbiorcami. W związku z tym, że jedynym narzędziem w radiu jest słowo, a dla słuchacza radiowiec jest jedynie głosem, język audycji z konieczności musi być żywy i dyskursywny.
WIZERUNKI
komunizm wypowiedział wojnę na śmierć i życie (R. Palester, Wprowadzenie do
cyklu „Muzyka obala granice”, cykl Muzyka obala granice, 9 V 1952, nr 1)
2013 tom IV
198
Anna Owsikowska
Palester rozumiał intuicyjnie podstawowe założenie pracy radiowca, a mianowicie kreowanie za pomocą trafiającego do odbiorcy, przyciągającego uwagę obrazowego słowa. Jego audycje rozpoczynały się
zazwyczaj od przypomnienia tego, co mówił poprzednio, od wprowadzenia bezpośrednio w temat lub wygłoszenia dygresji, która następnie pomagała mu rozwinąć główną myśl. Każde emitowane nagranie
spełniało zamierzoną funkcję – u Palestra najczęściej funkcję dydaktyczno- perswazyjną. Tematy zaś podporządkowywane były z zasady
jednemu celowi: walce z cenzurą i socrealistyczną doktryną. Uwagi na
temat działań i polityki polskiej pojawiały się w każdym programie bez
względu na to czy audycja dotyczyła wspomnienia o przyjacielu, czy
analizy polskiego dorobku artystycznego.
Tworzył audycje klasyfikujące się do różnych gatunków. Do najliczniejszych w jego twórczości zalicza się niewątpliwie felietony, chociaż
stosował także inne sposoby realizacji audycji, np.: relacje, pogadanki,
słuchowiska. Kompozytorowi najbardziej zależało jednak na formie
publicystycznej, a nie informacyjnej, gdyż dawało mu to poczucie, że
przekazuje istotne treści, które może komentować, interpretować, oceniać, a nawet wybiegać w nich w przyszłość. Były to zazwyczaj monologi wygłaszane do słuchaczy z pozycji znawcy.
Zanim autor Pieśni z Osmołody rozpoczął karierę w Radiu Wolna
Europa opublikował dwa artykuły w formie esejów w paryskiej „Kulturze” Jerzego Giedroycia. Pierwszemu, Konflikt Marsjasza, nadał charakter aluzyjnego tłumaczenia się z obrania emigracyjnej drogi.
Z Marsjaszem Palester utożsamiał siebie i wszystkich ludzi kultury
opuszczających Polskę. Mityczny bohater, podobnie jak ludzie porzucający ojczyznę dla ideału twórczej wolności, odchodzi, pomimo posiadania racji i przewagi, by swoim odejściem pokazać piękno tego, co
prawdziwe i wydobyć sztuczność tego, co pozostało. Marsjasz jest więc
symbolem walki z kryzysem obyczajowo-kulturowym (R. Palester,
Konflikt Marsjasza, „Kultura”, Paryż 1951, nr 7-8). Drugi artykuł, Uwagi o muzyce, czyli „Pazylogia” i „współczesny Apollo”, był ostrym wystąpieniem przeciw nowym warunkom, w jakich przyszło żyć artystom.
Tytułowy Apollo stawał się nieosobowym, ale znanym zagrożeniem,
mającym wpływ na działalność artystyczną w krajach komunistycznych – nieuchronną siłą, która stwarzała kulturę zaangażowaną społecznie – kulturę propagandową. Nie było możliwe podporządkowanie
się jej bez wyrzeczenia się tożsamości artysty. Kompozytor nie widział
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
199
możliwości odrestaurowania kultury i obyczajów w zniszczonym środowisku, którym zaczęły rządzić wrogie siły, chcące narzucić własną
doktrynę, nowy język i zwyczaje (R. Palester, Uwagi o muzyce czyli „Pazylogia” i „współczesny Apollo”, „Kultura”, Paryż 1951, nr 12).
Jednak formułę eseju Palester w radiu porzucił. Wymagała ona więcej pracy i intelektualnego wysiłku, a przecież kompozytor i tak dzielił
swój dzień na pół – ranki poświęcał radiowym obowiązkom, by po południu móc komponować. Felietony były mniej wymagające. Usprawiedliwiały mówienie prostym i jasnym językiem. Były jakby substytutem
kawiarnianej rozmowy, plotki zasłyszanej na ulicy podanej w formie
radiowego komunikatu z odautorskim komentarzem. Palester tak konstruował swoje audycje, by być zrozumianym przez wszystkich. Posługiwał się konkretnymi pojęciami, wyjaśniał terminy. Składał życzenia
odbiorcom, wspominał przyjaciół, podawał rozliczne przykłady z życia
polskiej sztuki. Piętnował też nowomowę.
Formuła felietonowa narzucała lekki charakter wypowiedzi. Jednak
było to tylko złudzenie, bo audycje posiadały głębsze dno – ukazywały
niebezpieczeństwa formacji, jaką był socrealizm, piętnowały działania
cenzury. Stąd czasem przewijająca się w audycjach nuta szyderstwa pod
pozorami pochwały:
Kpił więc ze spraw poważnych, jak polska edukacja czy stosunek reżimu do ludzi sztuki, bo tylko takie podejście umożliwiało zachowanie
dystansu wobec smutnej rzeczywistości. W swoich audycjach niejednokrotnie przedstawiał w sposób ironiczny komunistów jako męczenników
nowego porządku, walczących za idee, które będą musiały przeminąć.
Kompozytor bardzo ostro występował przeciwko sprowadzeniu
sztuki do roli służebnej wobec systemu. Według niego zaangażowanie
powinno mieć jedynie wymiar estetyczny i etyczny. Artyści nie powinni zaś dostosowywać swoich dzieł do aktualnej propagandy. Mówił
więc:
WIZERUNKI
Leszek Kukulski opatrzył książkę [Jan Sobieski, Listy do Marysieńki – przyp.
AO] licznymi przypisami, odnośnikami, doskonałym indeksem. Wszystko to
pozwala zorientować się w tle, w epoce. Być może, że te wyjaśniające odnośniki
i przypisy obciążają nieco tekst – ale taka jest obecnie w Polsce moda. Kiedy w jakimś tekście historycznym znajdzie się słowo Adieu, natychmiast pilny redaktor
daje odnośnik i tłumaczy: do widzenia. W tej metodzie tkwi implicite pogląd,
że czytelnik jest zupełnym analfabetą (R. Palester, O listach Jana Sobieskiego do
Marysieńki, cykl Wiadomości kulturalne, 21 IV 1971, nr 740).
200
Anna Owsikowska
wydaje się nam, że sytuacja, w jakiej znaleźli się artyści polscy w kraju może ich
zaprowadzić bardzo wysoko, ale i bardzo nisko. Wysoko w sensie zewnętrznym,
materialnym, a nader nisko w sensie wewnętrznym, jeśli chodzi o istotną moralność i prawdziwą wartość ich sztuki (R. Palester, O socrealistycznej grafomanii,
cykl Muzyka obala granice, 12 XI 1952, nr 30).
Indywidualizm myśli artystycznej mógł być zahamowywany w Polsce przez chęć zapewnienia sobie wygody materialnej. Właśnie ta kwestia dostatniego życia w komunizmie najbardziej martwiła Palestra.
Wiedział, że w ten sposób władza zmusza ludzi do uległości i artyści
sami zaczną cenzurować swoje dzieła, wnikając w meandry propagandy, by nie stracić swojej wysokiej pozycji społecznej. W kraju, gdzie
dobra były limitowane, a władza zawarła kontrakt z narodem na zapewnienie minimalnego statusu socjalnego, niebezpieczeństwo podporządkowania twórczości artystycznej w zamian za korzyści majątkowe
było faktycznie bardzo silne.
W jednej ze swoich audycji z roku 1955 Palester mówił wprost, powołując się na nowo powstałą „piramidę potrzeb” Abrahama Maslowa:
2013 tom IV
Zresztą wydaje mi się, że sedno problemu leży znacznie głębiej. Wiekowe doświadczenia dowodzą, że poziom kulturalny jest w ścisłej zależności od poziomu
cywilizacji materialnej i stopy życiowej społeczeństwa. Naprzód konieczne jest
zaspokojenie elementarnych potrzeb materialnych, a potem dopiero można sobie
pozwolić na rozwój duchowych możliwości jednostki ludzkiej (R. Palester, Krajowe życie muzyczne, cykl Kultura w niewoli, 16 VIII 1955, nr 130).
Inną, podkreślaną przez radiowca kwestią, było odgórne określanie
treści sztuki oraz sposobów artystycznej ekspresji. O ile, w literaturze
wiadomo było, jak to zrobić – przez narzucenie odpowiedniego tematu – to w muzyce, która posługuje się zupełnie innym systemem kodowania znaków, problematyczne stawało się sprostanie tym wymogom
(np. poszczególnym częściom utworów próbowano nadawać tytuły
gloryfikujące pracę oraz stosować jak najprostsze muzyczne formy, rezygnując z nowoczesnych technik, uważanych za „formalistyczne” oraz
imperialistyczne. Kantaty zaś, zgodnie z konwencją, musiały kończyć
się fortissimo, co miało oznaczać optymizm i radość, a „postulaty <pokojowe> [...] musiały być wykrzykiwane przez chór na najwyższych nutach” – R. Palester, O „prawie do eksperymentu” w muzyce PRL, cykl
Muzyka obala granice 17 XI 1954, nr 112).
Wszystko to wynikało z wszechogarniającej cenzury, którą wspierać
miała samokrytyka autorów. Dodatkowo, przez wartość sztuki rozu-
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
201
miano nie sferę piękna, a odpowiedź na publiczne zamówienie, społeczną użyteczność. Palester mówił:
Socrealizm uzasadniał i usprawiedliwiał dialektycznie kneblowanie ust artyście za pomocą tzw. „zamówienia społecznego”. A przyjęcie tej tezy pociągało
za sobą zmuszenie artystów do tworzenia takiej sztuki, jaką rządzący sanhedryn
komunistyczny uważa za jedynie dobrą i słuszną. W polskich warunkach dorzucono jeszcze jedno wymaganie: aby wszelka sztuka naśladowała dokładnie wzory
sowieckie (R. Palester, Socrealizm w sztuce. Rusyfikacja, cykl Kultura w niewoli,
3 XII 1953, nr 49).
Takie stwierdzenie ocierało się o zarzut rusyfikacji polskiej kultury.
Według radiowca powoli uśmiercano niezależną myśl i twórczość, co
doprowadziło do przedmiotowego traktowania artystów, których jedynym zadaniem stawało się gloryfikowanie systemu.
Dużo poważniejsza jednak, zdaniem Palestra, była próba wpojenia
podstaw ideologii socjalistycznej dzieciom i młodzieży, co stawało się
możliwe dzięki zrozumieniu przez reżim prostego mechanizmu – „nowym człowiekiem” nie stanie się osoba wychowana w systemie przedwojennym i pamiętająca grozę wojny, gdyż jej poglądy są już ustalone
i trudne do przewartościowania, ale może stać się nim dziecko, wychowane w nowym ustroju, bo:
Palester doskonale wiedział, że nauka i wychowanie w PRL-u przestały być neutralne. Dotyczyło to także nauczania akademickiego.
W latach 1952-1955 adepci kierunków kompozytorskich mieli pisać
utwory zgodne z narzuconym odgórnie kluczem, a estetyka muzyczna w Warszawskiej Akademii Muzycznej wykładana była zgodnie ze
skryptami profesor Zofii Lissy (autorki rozpraw naukowych z dziedziny muzykologii opartych na ideach marksistowskich, m.in. Niektóre zagadnienia estetyki muzycznej w świetle artykułów Józefa Stalina,
O marksizmie, O obiektywności praw w marksistowskiej historii i teorii
muzyki, Historia muzyki rosyjskiej), które to:
po każdym roku szkolnym [...] są wycofywane – na rok następny pani Lissa przygotowuje z reguły nowy skrypt. Po prostu dlatego, aby uwzględnić w nim naj-
WIZERUNKI
[...] chodzi o wychowanie młodzieży w bezdusznej uległości, o wydarcie z jej duszy wiekowego dziedzictwa religii, o zupełne oderwanie jej od naszej przeszłości,
chodzi w końcu o wychowanie pokolenia bezmyślnych robotów w służbie <wielkich> idei sowieckich – i rosyjskich (R. Palester, Niepowodzenia szkolnictwa reżimowego, cykl Komentarz dnia, 15 I 1954, nr 606).
202
Anna Owsikowska
nowsze zakręty i wywijasy tzw. linii partyjnej (R. Palester, Szkolnictwo artystyczne w Polsce, cykl Kultura w niewoli, 11 II 1954, nr 58).
Taki stosunek do kształcenia spowodował, że coraz mniej młodych
ludzi wybierało studia artystyczne jako podstawę swojej edukacji. Innym zaś powodem był fatalny stan umuzykalnienia młodzieży w szkołach podstawowych, wynikający z podejścia Wydziału Oświaty i Kultury, który to „apelował o podjęcie szerokiej <ofensywy ideologicznej>,
widząc w indywidualnej ekspresji artystycznej <anachroniczny ideał
fałszywie pojmowanej swobody twórczej>” (A. Kemp-Welch, Polska
pod rządami komunistów 1944-1989, przeł. J. Gilewicz, 2008, s. 45).
Szkoła skupiła się więc tylko na przekazywaniu podstawowej wiedzy
muzycznej, a nie wychowywaniu i uczeniu rozumienia przekazu sztuki. Zaniedbywanie tej elementarnej edukacji, według radiowca, mogło
prowadzić do problemów z odbiorem i interpretacją dzieł artystycznych, a w konsekwencji do likwidacji potrzeb duchowych społeczeństwa, dlatego wyjaśniał:
2013 tom IV
Dopiero cyrkulacja dzieła sztuki czyni zeń przedmiot kultury [...] Ale po co
w takim razie te ciągłe szumne deklamacje, że wszystko to jest „dla człowieka”,
że socjalizm ma dać człowiekowi najszersze horyzonty, że ma umożliwić konsumpcję wszystkich dóbr kulturalnych? (R. Palester, O problemach edukacji muzycznej w PRL, cykl Okno na Zachód, 12 IX 1961, nr 460).
Był jednak optymistą. Pomimo czyhających na młodego człowieka
niebezpieczeństw i całkowitej indoktrynacji szkolnictwa, wierzył w nowe
pokolenie, w walkę z socrealistyczną doktryną i społeczną rutyną.
Roman Palester zauważał także duże niebezpieczeństwo w próbie
zniewolenia literatury przez władzę. Wszystko zaczęło się od Zjazdu
Związku Literatów Polskich w styczniu 1949 roku, kiedy to proklamowano realizm socjalistyczny, całkowicie przejmując go ze Związku
Radzieckiego (w 1934 Maksym Gorki ogłosił go na Wszechzwiązkowym Zjeździe Pisarzy w Moskwie – T. Drewnowski, Literatura polska
1944-1989. Próba scalenia. Obiegi - wzorce – style, 2004, s. 101-102). Jego
zasady miały odwieść twórców od psychologizacji literatury, opisywania wojny i okupacji, starano się zaś przekonać artystów do wplatania
w swoje dzieła ideologii oraz polityki. Roman Palester głosił więc:
Literatura zaangażowana w służbę w gruncie rzeczy najbardziej wrogą w Polsce, spadła do rzędu banalnego środka agitacji politycznej. Lata powojenne nie
dały literaturze w kraju ani jednego prawdziwego wielkiego dzieła (R. Palester,
10 lat życia kulturalnego w Polsce, cykl Komentarz dnia, 17 VII 1954, nr 784).
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
203
Taki stan rzeczy był wynikiem braku wolności, ogromnej biurokracji, odejścia od narodowych tradycji, a przede wszystkim aktywnej cenzury. Jednocześnie Palester dostrzegał pozytywne cechy powojennego
stanu kultury polskiej takie jak: „powiększenie konsumpcji” kulturalnej, likwidację analfabetyzmu, budowę nowych bibliotek, domów kultury, „teatrów dramatycznych, operowych, marionetkowych, orkiestr
symfonicznych i zespołów artystycznych” (tamże). Nie były to jednak
warunki sprzyjające powstawaniu wielkich dzieł. Kompozytor zdawał
sobie z tego sprawę:
Wypowiadając te słowa z okazji Dni Oświaty Książki i Prasy, zachęcał czytelników, którzy byli jednocześnie słuchaczami jego audycji,
by poszukali na domowych regałach „egzemplarzy dawnej, niecenzurowanej, niezależnej książki polskiej, książki, która zawsze łączyła nas
najściślej z całym szerokim, bujnym światem Zachodu” (tamże). Palester miał nadzieję, że literatura, będąca opoką komunizmu, nie będzie
wieczna, a obok oficjalnych publikacji zaistnieją książki wartościowe,
pomimo usilnych działań cenzury, by je niszczyć (władza, chcąc tego
dokonać, umieszczała na przykład notkę „nakład wyczerpany” przed
rozpoczęciem druku – taki los spotkał trzeci tom Historii filozofii Tatarkiewicza, czy przerabiała tezy i wnioski prac naukowych, co miało
miejsce w monografii Handelsmana o Czartoryskim, przetworzonej
przez Kieniewicza – tamże). Jednak, jak stwierdził Palester w 1954
roku, „kultura polska broni się wspaniale – niczym organizm zagrożony bakteriami choroby” (R. Palester, 10 lat życia kulturalnego w Polsce,
dz. cyt.). Polacy bowiem chętnie czytali utwory Sienkiewicza, Żeromskiego, Prusa czy Mickiewicza. Działo się tak dlatego, że ich dzieła były
WIZERUNKI
Nikt zdrowo myślący nie może się przecież nie cieszyć z propagandy słowa
pisanego, z licznej ilości wydanych po wojnie tytułów i milionowych nakładów,
które rzeczywiście przerastają znacznie wszystko to, do czego uprzednio byliśmy w Polsce przyzwyczajeni. W pierwszej chwili cieszy nas to, tak jak nas cieszy
każdy nowy budynek i każda świeżo w Polsce wzniesiona fabryka. Ale po krótkiej chwili refleksji stwierdzamy, że to nie zupełnie to samo. Nowy dom, fabryka, elektrownia czy kopalnia należą do dziedziny cywilizacji materialnej i same
w sobie nie są w zasadzie groźne dla panującego w danym środowisku typu kulturalnego, a w każdym razie nie określają go definitywnie. Natomiast książka
zawiera pewną ilość myśli, które puszcza w obieg społeczny i którymi wpływa
bezpośrednio na kształtowanie się psychiki człowieka i środowiska (R. Palester,
O „Dniach Książki” w Warszawie, cykl Okno na Zachód, 29 V 1953, nr 37).
204
Anna Owsikowska
dostępne w Polsce, do tego, co ważniejsze, po wojnie ludzie odczuwali
„niesłychany głód dobrej literatury” oraz byli to „pisarze, którzy pomagają uratować w duszach ludzkich najczystszą kwintesencję polskości,
pomagają przetrwać i utrudniają bolszewizację” (R. Palester, Sytuacja
wydawnicza w kraju, cykl Reflektorem po kraju, 8 III 1955, nr 153).
Władza celowo ograniczała dostęp do wielkich dzieł literatury, wydając je w niskich nakładach oraz zabraniając drukowania utworów
pisanych na emigracji, by ludzie, nie mogąc kupić czy wypożyczyć
książek klasyków, sięgali po dzieła pisarzy politycznie akceptowanych.
Pomagała temu z pewnością dystrybucja książek, którą zajmowała się
państwowa instytucja – „Dom Książki”. Wydawano wówczas antologie wierszy pisanych na zmówienie, wysyłano pisarzy do fabryk i zakładów, by przyjrzeli się pracy robotników i na podstawie obserwacji
pisali powieści (M. Brzostowicz-Klajn, Prądy kulturalne i filozoficzne.
Socrealizm. [w:] Literatura współczesna 1939-1956, dz. cyt., s. 23). Dlatego Palester grzmiał:
2013 tom IV
Celowo wydaje się literaturę polityczną w setkach tysięcy i milionach egzemplarzy, celowo drukuje się wypociny różnych Woroszylskich, Czeszków
i tym podobnych w ogromnych nakładach i celowo uniemożliwia się kupienie
Ogniem i mieczem bez dwóch dalszych części trylogii. Celowo nie wydaje się Tołstoja, Dostojewskiego, Szekspira, Balzaca, Dickensa, Stendhala, Tomasza Manna i współczesnej literatury zachodniej. Liryki Pawlikowskiej wychodzą w zgoła
symbolicznej ilości egzemplarzy, ale byle tomik jakiegoś Mandaliana czy Ważyka
znajdzie się dziwnym trafem w każdej – nawet najodleglejszej – bibliotece wiejskiej (R. Palester, Sytuacja wydawnicza w kraju, dz. cyt.).
Palester najbardziej obawiał się indoktrynacji społeczeństwa. Twierdził, że czytelnicy nawet nie zdają sobie sprawy, pisząc listy do wydawców, że działania władz są celowe, z góry zaplanowane i mają jeden
cel: przesycenie umysłów ideami socjalistycznymi. Niemniej mijał się
z prawdą, mówiąc, iż w czasach PRL-u wydawano tylko książki pisarzy politycznie poprawnych. W księgarniach i bibliotekach były wszak
dostępne utwory m.in. Mickiewicza, Tuwima, Fredry, Prusa, Balzaca,
Tołstoja, E.T.A. Hoffmana czy Puszkina często z ilustracjami polskich
rysowników, w tym Jana Marcina Szancera.
Działania systematycznie niszczące kulturę polską, po roku 1954
ulegały stopniowej zmianie. Wkrótce po śmierci Stalina zaczęto oskarżać kacyków politycznych o fałszowanie historii, cenzurowanie literatury oraz izolację polskiej kultury. Jednak Roman Palester uważał,
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
205
że wszystkie te przejawy odwilży są tylko zasłoną dymną socjalizmu
i ostatecznie nie zostaną zatwierdzone przez partię:
Powierzchowny obserwator mógłby łatwo dojść do wniosku, że w piśmiennictwie – jak i ogólnie w dziedzinie spraw kulturalnych – nastąpi pewne złagodzenie kursu. Tymczasem [...] to powiększenie ciężaru odpowiedzialności, jaki
spoczywa na barkach pisarzy i artystów w totalnym systemie komunistycznym.
Im mniej będzie teraz kierownictwa „z góry”, im bardziej zelżeje nacisk organizacyjny – tym więcej wymagać się będzie od pisarza w formie koncesji niejako
„dobrowolnej”. Rzecz jest pomyślana zgrabnie, ale nie stanowi oczywiście żadnego „nowego kursu” i żadnej głębszej, istotnej zmiany (R. Palester, O Zjeździe
Związku Literatów Polskich, cykl Okno na Zachód, 18 VI 1954, nr 91).
W jednej ze swoich audycji o literaturze krajowej potwierdził własne przewidywania z 1954 roku:
Zmiany w literaturze i ogólnie w kulturze zapoczątkowane zostały w roku
1956, kiedy to zaczęto tworzyć młodzieżowe kluby dyskusyjne zajmujące się muzyką, rzeźbą i fi lmem. Klub Krzywego Koła „zaprotestował przeciwko zagłuszaniu zachodnich radiostacji”, zdymisjonowano nawet ministra kultury Jakuba
Bermana, co dało podstawę do złagodzenia restrykcji wydawniczych i rozpoczęcie druku słowników, encyklopedii czy literatury popularnej (A. Kemp – Welch,
dz. cyt., s. 101-103). Gdyby wówczas podtrzymano ten trend rozprężenia, nadawanie audycji z Monachium miałoby coraz mniejsze znaczenie. Jednak Gomułka
jeszcze w 1956 zapowiadał, że nie będzie samorządnych organizacji, prowadzących inną politykę niż partyjna, a Antoni Słonimski w roku 1968 potwierdzał
prorocze słowa Palestra z jego audycji z lat 50., że pisarze sami będą cenzurować
swoje dzieła, zanim oddadzą je do oceny politycznej (tamże, s. 160, 184).
WIZERUNKI
Pan BROSZKIEWICZ występuje [...] z rewelacyjnym stwierdzeniem, że
w kraju „sztuka i literatura są kierowane”. A mianowicie kierowane wyłącznie
patriotyzmem artystów i pisarzy. I patriotyzmem czytelników oraz odbiorców.
[...] A więc po cóż to SOKORSKI występował w niedawnych posiedzeniach rady
kultury przeciw przesadnemu krępowaniu artystów? Po cóż przyznawał, że wartość literatury poważnie ucierpiała w rezultacie zbyt rygorystycznego dozoru?
Ale stwierdzając to, pan minister przypomniał jasno niedwuznacznie, że partia
nigdy nie wyrzeknie się najściślejszej kontroli nad sztuką i że w dalszym ciągu
uważa ją za ważny środek do umocnienia władzy. [...] Zresztą pomimo „odwilży”
sama zasada się nie zmieniła i na pierwszych stronach każdej książki figurują
w dalszym ciągu nazwiska „redaktorów i korektorów”. Jest publiczną tajemnicą,
że ci „redaktorzy” w dalszym ciągu „poprawiają” książki, zmieniają teksty, skreślają i dopisują – ale zdaniem Pana Broszkiewicza to wszystko nic nie szkodzi i literatura krajowa jest całkowicie wolna i swobodna (R. Palester, Poglądy młodego
pisarza na wolność literatury w kraju, cykl Z polskiego punktu widzenia, 1955,
[bez szczegółowej daty i numeru]).
206
Anna Owsikowska
O tym, że według Palestra niewiele się zmieniło w PRL-owskim
świecie, świadczą jeszcze dwie audycje z 1962 i 1964 roku, w których
po raz kolejny kompozytor zwraca uwagę na totalną kuratelę państwa
w zakresie kultury i czytelnictwa:
Bo to właśnie ten tłum funkcjonariuszy siedzących po różnych urzędach decyduje, co ma być wydane, jak ma być wydane, to oni – ci urzędnicy – troszczą się o odpowiednio propagandowe opakowanie towaru w formie przedmów,
przypisów czy posłowia – na koniec oni decydują o rzeczy bodaj najważniejszej:
mianowicie o wysokości nakładu, która w praktyce decyduje czy książkę będzie
można czytać, czy też nie dostanie się jej nigdzie (R. Palester, Niezwykła kariera
książkowych serii kieszonkowych, cykl Okno na Zachód, 28 VIII 1962, nr 509).
2013 tom IV
Oczywiście względnie łatwo jest w obecnych warunkach politycznych w kraju skazać całą twórczość jakiegoś pisarza na „czyściec wydawniczy”. Można tego
czy innego autora nie wznawiać i można mieć nadzieję, że ludzie powoli o nim
zapomną. Ale wówczas nie wolno żonglować przy każdej okazji wytartymi frazesami o rzekomej opiece nad sztuką i literaturą (R Palester, O Juliuszu KadenieBandrowskim, cykl Okno na Zachód, 11 VIII 1964, [bez numeru])
Kolejny raz powtórzone zdania w niewiele zmienionej formie świadczą o istocie tego problemu. Znaczyłoby to, iż czytelnik traktowany jest
przez władze jako człowiek niesamodzielny, mało inteligentny, którym
należy sterować, choć było zupełnie inaczej.
Niestety po roku 1956 kompozytor nie mówił o tym, że wielu pisarzy,
popierających reżim, przeszło w szeregi opozycji, że poczuli wówczas
możliwość swobodniejszego wypowiedzenia się oraz o tym, iż dotychczas brali udział w zbiorowym oszustwie artystycznym, któremu trzeba
się przeciwstawić. Dotyczyło to Jerzego Andrzejewskiego, Kazimierza
Brandysa czy Adama Ważyka. Niemniej Palester nie przestał komentować polskiej produkcji literackiej, choć nie robił tego często. Wynikało
to z jego skromności i umiejętności samokrytycznej oceny własnej wiedzy. Palester był bowiem przede wszystkim kompozytorem i doskonale
zdawał więc sobie sprawę, że jego wypowiedzi na temat literatury nie
mogą być traktowane jako arbitralne i w pełni fachowe. Twierdził ponadto, że tam gdzie brakuje wiadomości w jakiejś dziedzinie, pozostaje
opisywanie tylko uczucia i emocji, które z natury rzeczy nie mogą mieć
naukowego i profesjonalnego charakteru. W jego spuściźnie pozostały więc przede wszystkim wspomnienia o wybitnych pisarzach: o Juliuszu Kadenie-Bandrowskim czy Kazimierzu Wierzyńskim, a także
omówienia kilku dzieł, które zostały wydane w Polsce lub na emigracji.
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
207
Warto jednak zauważyć, że skromność radiowca w formułowaniu
literackich sądów była mimo wszystko bezpodstawna. Zachowały się
bowiem stenogramy rozmów dotyczących przyznawania przez środowisko emigracyjne imaginacyjnych nagród literackich książkom polskim. Dyskusje nadawano „przy pomocy kabla telefonicznego” w RP
RWE na żywo, a Palester występował w nich w roli eksperta oceniającego polską literaturę. Jego wiedza jako krytyka była więc doceniana.
Większość wypowiedzi Palestra w tego rodzaju dysputach miała podobny schemat – omawiając dobre strony dzieła, zawsze wskazywał na
jego uchybienia i niedociągnięcia. Przykładem może być wypowiedź
na temat Trismusa Grochowiaka, które to dzieło zgłosił do nagrody
sam Palester:
Książka Grochowiaka nie jest arcydziełem. Mam mnóstwo zastrzeżeń. Jest
w niej sporo banału, są w niej pewne łatwizny kompozycyjne, opowiadanie jest
ujęte w sposób, który nie zawsze przekonywa. Natomiast uderzyła mnie w niej
jedna rzecz: w literaturze polskiej o tematyce okupacyjnej [...] uderza [...] bezimienność wroga w mundurze. Tutaj autor zobaczył poza mundurem jakąś twarz.
Zajął się analizą człowieka [tamże].
[...] przypuszczam, że wyrażę myśli wszystkich państwa [dyskutantów – AO],
jeśli będę życzył pisarzom krajowym jak najlepszych osiągnięć w rozpoczynającym się roku, a przede wszystkim więcej wolności i więcej swobody twórczej.
Niestety horyzont jest właśnie teraz dość ciemny i ponury. Tym bardziej trzeba
pamiętać, że w tej walce o wolność słowa, której jesteśmy świadkami pisarzom
WIZERUNKI
Dla kompozytora były bowiem ważniejsze inne elementy dzieł
zgłaszanych do nagrody niż dla pozostałych dyskutantów. Jeleński,
Herling-Grudziński czy Tadeusz Nowakowski zwracali uwagę przede
wszystkim na lektury pisarzy, prowadzenie dyskusji z wielkimi ideami
i wzorami literackimi Zachodu oraz na język dzieł. Palester natomiast
oceniał utwory przeważnie z perspektywy podejmowania przez nie
dialogu z sytuacją polityczną Polski i zawartej w nich prawdy.
W roku 1965 Roman Palester został przewodniczącym komisji
przyznającej nagrody najlepszym polskim książkom, które wydawane były między listopadem jednego roku a listopadem roku następnego. Radiowiec ograniczył wówczas swoją rolę do minimum. Skupił
się przede wszystkim na rozdzielaniu głosów czy dyscyplinowaniu
współrozmówców, dlatego też często zabierał głos jako ostatni. Zawsze
jednak na zakończenie rozmowy wtrącał zdanie o potrzebie wolności
i ograniczeniu cenzury:
208
Anna Owsikowska
potrzebna jest przede wszystkim wytrzymałość, nieustępliwość, odwaga. Literatury nie tworzą takie czy inne organizacje partyjne, ale wybitne jednostki,
pisarze z talentem. A wśród tych ostatnich ogromna większość wypowiada się
za wolnością słowa i zniesieniem cenzury. Do nich zmierzają najgorętsze myśli
i życzenia. Ich walka nie może na dłuższą metę nie przynieść dobrego rezultatu
i w niej leży cała nasza nadzieja i ufność (R. Palester, Najlepsza książka krajowa roku 1968 [stenogram dyskusji], „Na Antenie” [dodatek do „Wiadomości”,
R.XXIV 1995, nr 8], Londyn, R.VII, 1969, nr 71, s. IV-V).
Palester, jako kompozytor, w swoich audycjach musiał poruszać także sprawy polskiej muzyki, która to po roku 1949 miała być podporządkowana, podobnie jak literatura, zuchwałym celom propagandowym
i pokazywać jak szczęśliwie żyje się pod egidą partii komunistycznej.
Palester nie chciał zgodzić się na takie rozwiązanie, więc upominał:
2013 tom IV
Dziś w czasach, które w naszym własnym kraju skazują młodych artystów na
odgrywanie niewesołej roli politycznej, w czasach, kiedy miażdży się psychikę
człowieka taranem bezdusznej dialektyki, w czasach okrzyczanego „inżynierstwa dusz” nie od rzeczy będzie przypomnieć, że dla artysty jedynie słuszna i jedynie możliwa do zaakceptowania jest droga pełnej wewnętrznej niezależności
i świadomości swoich własnych możliwości (R. Palester, Jubileusz śmierci Chopina, cykl Muzyka obala granice, 20 X 1954, nr 108).
Nawoływał do zachowania poczucia wolności i własnych przekonań,
zarówno swoją postawą – muzyka emigranta – oraz poprzez felietony
wygłaszane w Radiu Wolna Europa.
Radiowiec często nie mówił wprost, co go irytuje i drażni w polskiej
kulturze muzycznej czasów socrealizmu. W swoich felietonach rozważania o zniewoleniu polskiej kultury rozpoczynał od opisu czasów
romantycznych – roli muzyki Chopina i Moniuszki w historii polskiej
muzyki. Niewątpliwie byli to jego ulubieni polscy kompozytorzy przed
Szymanowskim.
Z pewnością Palester dostrzegał paralelność czasów romantyzmu
z okresem po II wojnie światowej: konieczność życia w podobnych warunkach, potrzebę ucieczki przed zniewoleniem, przymusem zachowania honoru i odcięciem się od narzuconego stylu – kosztem wyjazdu,
emigracji wewnętrznej, milczenia lub więzienia. Romantyzm był dla
niego ucieleśnieniem idei wolności, czasem rozwoju narodowego ducha. Wiele razy w zawoalowany sposób radiowiec pragnął dać do zrozumienia swoim słuchaczom, że polska kultura, szczególnie muzyczna,
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
209
tak jak w XIX wieku, mimo dużych nacisków z zewnątrz, ma szansę
rozwijać się w miarę niezależnie nawet w ustroju komunistycznym:
Nie może zginać świat Szopenów, Mickiewiczów i Słowackich. Powinniśmy
chłonąć w siebie jak najwięcej ich dzieła, z ich stylu myślenia i odczuwania, bo to
właśnie jest samym sednem tych wartości, które naród polski kocha więcej niż
życie i które są dla niego bezcenne (R. Palester, Fryderyk Chopin – w 103 rocznicę
śmierci kompozytora, cykl Muzyka obala granice, 17 X 1952, nr 24).
Biorąc pod uwagę przywiązanie Palestra do prawdy i estymę, jaką
darzył muzyków epoki romantyzmu, nietrudno zgadnąć, jak bardzo
irytowały go propagandowe interpretacje muzyki tych autorów. Wspominał, iż zarówno o Chopinie, jak i Moniuszce, próbowano mówić
w kontekście walki klas czy rewolucji:
Dziś ojczyzna Moniuszki znajduje się znów w śmiertelnym ucisku moskiewskiego tyrana i sytuacja Polski i kultury polskiej jest bodaj tragiczniejsza, niż
w najgorszych czasach apuchtinowskiego jarzma. Objawem bowiem niewoli czy
ucisku byłby np. fakt „zabronienia” Moniuszki – potępienia jego twórczości jako
zbyt patriotycznej, zbyt narodowej. Tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Stała
się rzecz gorsza. Zaczęto w sposób nie mający nic wspólnego z prawdą „naginać”
Moniuszkę, zaczęto tłumaczyć, że był on w istocie rzeczy nie tylko antyszlachecki, ale zgoła rewolucyjny, że jego twórczość zajmuje godne miejsce w szeregu argumentów walki klas i tak dalej, i tak dalej (R. Palester, Moniuszko, cykl Muzyka
obala granice, 2 I 1953, nr 29).
Propaganda komunistyczna stara się rozpowszechnić pogląd, ze Szopen był
„postępowym” – w sowieckim tego słowa znaczeniu – demokratą, że jego muzyka wyraża treści bliskie socjalistycznej kulturze i tym podobny stek nonsensów, które wywołują jeszcze dziś pusty śmiech, ale przy wieloletnim, stałym ich
propagowaniu, mogą okazać się groźne (R. Palester, V Międzynarodowy Konkurs
Chopinowski w Warszawie, cykl Reflektorem po kraju, 21 II 1955, nr 138).
Oczywiście pani Lissa zwalcza jedynie sztukę zachodnią, natomiast uwielbia
zachodnią modę kobiecą, o czym dobrze wiedzą artyści polscy, wyjeżdżający
z koncertami do Paryża, jako że za każdym razem wracają do kraju objuczeni
sprawunkami dla pani Lissy. Okazuje się, że nawet „żelaźni komuniści” mają
czasem niejaką słabość do jedwabiów francuskich (R. Palester, O Adolfie Chybińskim i sytuacji muzycznej w Polsce, cykl Muzyka obala granice, 28 XI 1952,
nr 28).
WIZERUNKI
Za taki stan rzeczy potępiał kilka osób, a przede wszystkim Zofię
Lissę. Nie ograniczał się jednak tylko do krytyki jej stylu i dorobku naukowego. Ośmieszał jej wpływ na polskie życie muzyczne i korzyści
z intratnych koneksji:
210
Anna Owsikowska
2013 tom IV
Piętnował także Włodzimierza Sokorskiego, Ministra Kultury
i Sztuki, nazywając go nawet „führerem sztuki” (R. Palester, Ostatnie
nagrody muzyczne w Polsce, cykl Kultura w niewoli nr 38, 3 IX 1953).
Nie uniknął słów oskarżeń także wspominany już Jerzy Broszkiewicz,
który po wojnie zarzucił działalność muzyczną na rzecz publicystyki
w „Przeglądzie Kulturalnym” oraz pisania literatury dla dzieci i młodzieży.
Palester pragnął odnowy polskiej kultury muzycznej. Według niego przyczyniłby się do tego bunt tych, którzy przepojeni byli ideologią
reżimu. Marzył o wielkiej polemice światopoglądowej młodych kompozytorów (Gradstein, Szeligowski, Maklakiewicz) ze starymi (Baird,
Krenz, Serocki, Skrowaczewski) na miarę dyskusji, jaką niegdyś prowadziło jego pokolenie. Zdawał sobie jednak sprawę, że w czasach, w jakich przyszło mu żyć, najważniejsze są „nie poglądy ale dzieła” (R. Palester, O „Polemikach muzycznych” Mycielskiego i Szeligowskiego, cykl
Okno na Zachód 28 II 1961, nr 432), które mimo wszystko mają szansę
wzbogacić polską kulturę o nowe zjawiska i techniki kompozytorskie.
Bardzo dużą wagę Palester przykładał także do rozwoju polskiej
opery. Widział w niej możliwość odrestaurowania polskiej muzyki
i odcięcia się od reżimowych kompozycji dzięki kontynuacji tradycji
romantycznych, szczególnie oper Moniuszkowskich. W kraju zarysowywała się też tendencja, którą radiowiec brał za dobrą monetę, mianowicie podjęcie próby odbudowy teatru operowego w Warszawie.
W jednej z audycji tak to precyzował:
Władze warszawskie zdecydowały się (po wojnie i pożarze) odbudować
gmach wg projektu Bohdana Pniewskiego, projektu, który wprowadza olbrzymie zmiany. Nawiasem mówiąc, odbudowuje się nie warszawski Teatr Wielki,
ale Teatr Wielkiej Opery i Baletu. Dziwnym trafem taki tytuł nosi operowy teatr
w Moskwie, a zatym [sic!] warszawski teatr też musi się tak nazywać, choć w ciągu 120 lat warszawianie używali jedynie nazwy Teatr Wielki. Jeśli już zmieniać
nazwę, to zamiast wprowadzać nazwę moskiewskiego teatru, może lepiej byłoby
wrócić do starego projektu Bogusławskiego, który pragnął stworzyć Teatr Opery
Polskiej? (R. Palester, 120 rocznica otwarcia Teatru Wielkiego w Warszawie, cykl
Muzyka obala granice, 27 II 1953, nr 33)
Z jednej strony Palester cieszył się, że władza wyraziła chęć wsparcia
polskiej muzyki i instytucji upowszechniających kulturę muzyczną, ale
z drugiej podkreślał niemożność odcięcia się od dyktatury i radzieckich wzorców. Jego zdaniem na dalszy plan schodziła tradycja polska,
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
211
torując drogę nazewnictwu komunistycznemu, które miało świadczyć
o sile i gigantyczności podejmowanego przedsięwzięcia.
Dodatkową trudnością do pokonania była cenzura. Danuta Gwizdalanka pisze, iż Stalin był miłośnikiem opery, ale właśnie w ZSRR
zmieniano często teksty librett, aby realizować cele polityczne (D.
Gwizdalanka, Opera – gatunek pod specjalnym nadzorem [w:] tejże,
Muzyka i polityka, 1999). Wzorem radzieckim posługiwano się także
w Polsce. Libretta musiały zostać zatwierdzone przez Ministerstwo
Kultury i Sztuki zanim rozpoczęto pracę nad muzyką. Świadczyło to
o bardzo dużej ingerencji w tkankę dzieła. Na dodatek, jak wspomina
Palester procedura okazywała się bardzo żmudna i czasochłonna:
[...] jak obliczył muzykolog Mieczysław Drobner, w naszych warunkach od
pierwszego pomysłu akcji opery, poprzez wszystkie zatwierdzenia poprawek do
pra-premiery musi upłynąć aż osiem lat (R. Palester, Aktualności życia muzycznego w Polsce, cykl Kultura w niewoli, 9 VIII 1955, nr 129).
Radiowca bawiły niektóre sformułowania i prostoduszne wypowiedzi kompozytorów, chcących wzbogacić polską kulturę o nowe opery.
Poważną sprawę przedstawiał więc w sposób humorystyczny, choć do
śmiechu wcale mu nie było:
Opera Czerwony Lew Stanisława Prószyńskiego, o której Palester
mówił w roku 1953, została wystawiona dopiero w 1961. Nomen omen
od momentu rozpoczęcia pracy do premiery minęło dokładnie osiem lat
(www.culture.pl/baza-muzyka-pelna-tresc//eo_event_asset_publisher/
eAN5/content/stanislaw-proszynski. Dostęp: 23 X 2013).
Strach o polską produkcję sceniczną był więc uzasadniony. Zagrożeniem byli nie tylko cenzorzy, ale także reżyserzy, którzy mogli wpływać na przedstawienia do tego stopnia, że zmieniała się zupełnie wymowa wielkich dzieł. Taki los spotkał Halkę Stanisława Moniuszki
w reżyserii Leona Schillera, wystawianej z okazji otwarcia opery przy
ulicy Nowogrodzkiej 31 V 1953 Palester wspominał:
[...] jeśli wczytać się uważnie w głosy prasy, to nie sposób nie dojść do wniosku,
że Latoszewski i Kosińki nie bardzo się popisali – jeśli chodzi o stronę muzycz-
WIZERUNKI
młody kompozytor stworzył sobie „swój własny plan sześcioletni, w ramach którego postanowił skończyć studia i napisać operę”. Powiada, że to pierwsze mu się
udało, ale z drugim ma trudności. [...] Ładna historia: niezatwierdzenie libretta
może kompozytorowi zgoła wywrócić jego plan sześcioletni! (R. Paester, Sytuacja muzyki w PRL, cykl Komentarz dnia, 4 XII 1953, nr 567).
212
Anna Owsikowska
ną i dekoracyjną – a Schiller popisał się zanadto, zatracił wszelkie granice i już
nie przygniótł, ale po prostu zniszczył Halkę ciężarem swej indywidualności (R.
Palester, Nowe wykonanie „Halki” w Warszawie, cykl Kultura w niewoli, 20 VII
1953, nr 36).
Schiller bowiem wiedziony „partyjnym stosunkiem do sztuki” (tamże) przetworzył Halkę tak, by zgodna była z socjalistycznymi ideałami.
W związku z tym starano się pokazać, iż Moniuszko ciska gromy na
całą szlachtę, bo nakazuje Januszowi zerwać z dziewczyną, a wybuch
Jontka w II akcie opery ma charakter klasowy – chłop przeciwstawia
się wyzyskowi i ciemiężeniu (B. Tumiłowicz, „Halka” nie Doda, „Przegląd” 2008, nr 2).
Dla Palestra najważniejszą była niezmiennie kwestia prawidłowej
interpretacji utworów. Mniej istotne było, jakimi mechanizmami dysponuje teatr oraz w jak pięknym i nowym budynku się mieści. Dla niego wartość przedstawień wiązała się z poziomem artystycznym aktorów oraz z pomysłami realizatorskimi reżyserów.
Kompozytor zdawał sobie ponadto sprawę z konieczności powierzenia funkcji dyrektorskich i dyrygenckich jednej osobie. Zarządzanie operą polega bowiem nie tylko na zbudowaniu dobrego zespołu,
ale przede wszystkim na postawieniu na swoim w sprawie wyboru repertuaru. Zdaniem Palestra, Bohdan Wodiczko, którego mianowano
dyrektorem opery na Nowogrodzkiej, miał zarówno świetne przygotowanie muzyczne, jak i charyzmę, by sprostać obydwu zadaniom. Radiowiec mówił:
2013 tom IV
Trzeba mu dać w nowym gmachu pełnię władzy, niechże ma pełną swobodę
pokazania co potrafi. Doświadczenie wielkich teatrów operowych świata uczy, że
najlepszym rozwiązaniem sprawy w tym skomplikowanym organizmie jest dyktatura dyrygenta (R. Palester, Nowy gmach Opery Warszawskiej, cykl Okno na
Zachód, 25 VII 1961, nr 453).
Niestety, Wodiczko przegrał z systemem. Palester zawiadamiał słuchaczy, że już w roku 1963:
[...] wysunięto w jednym z pism przeciw Wodiczce humorystyczny zarzut, że
daje zbyt wiele premier, że opera zbyt wydajnie pracuje. [...] Inny zarzut wysunęła w swoim czasie Najwyższa Izba Kontroli. Przedstawiciele tej godnej instytucji stwierdzili mianowicie, że „przedstawienia dla młodzieży dawane po cenach
zbyt niskich” (R. Palester, O dymisji Bohdana Wodiczki, cykl Okno na Zachód, 2
XI 1965, nr 674).
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
213
To oczywiście prowadziło do utarty łask u osób rozdających stanowiska. Wobec tego:
[...] w końcu grudnia [roku 1964 – AO] zawiadomiono go, że anonimowe „najwyższe czynniki” życzą sobie zmiany na stanowisku dyrektora opery stołecznej.
[...] Chcąc dokończyć dzieła „przeprowadzki” z Nowogrodzkiej na Plac Teatralny
Wodiczko zgodził się na nową formułę. I wówczas [...] powołano do życia rozmaite kolektywy: jeden – to kolektyw solistów, drugi – to specjalna Rada Artystyczna, trzeci – to komórka przy Radzie Artystycznej Ministerstwa. [...] Wszystkie te
kolektywy zdecydowały wycofać z programu inauguracji szereg najpiękniejszych
pozycji – między innymi na przykład Wozzecka Albana Berga, operę, która już
była całkowicie gotowa muzycznie i inscenizacyjnie. Na koniec zażądano, aby
kierownik artystyczny przedłożył plan repertuaru na najbliższe lata, plan, który
miał być omówiony i przedyskutowany w Komitecie Centralnym i w Prezydium
Rządu (tamże).
Oczywiście na te warunki dyrygent już się nie zgodził. Jego odejście
nie przeszkodziło wydać jednak władzom polecenia, aby przygotowane
przez niego przedstawienia uświetniły rozpoczęcie pierwszego sezonu
nowej opery, zbiegające się w czasie ze świętowaniem stulecia Strasznego dworu Moniuszki. Palester podsumował to, co udało się osiągnąć
dyrygentowi:
Potrafił on wprawdzie wywojować pewne podwyżki uposażeń, zdobył sporo
mieszkań dla pracowników opery, ale nie mógł przewalczyć radykalnej zmiany systemu i bezdusznej, ponurej biurokracji leżącej stupudowym ciężarem na
wszystkim, co się w Polsce dzieje. Walki z tą biurokracją nie mógł wygrać – bo
nikt jej w kraju nie może wygrać, to jasne (tamże).
Tam [podczas premiery w Warszawie – przyp. A.O.] zabrzmią dziś tony narodowej opery Strasznego dworu – którym Moniuszko ongiś krzepił rodaków po
klęsce Powstania Styczniowego. Teatr ten powraca dziś do życia.
My aktorzy i ludzie teatru, przebywający na obczyźnie, w różnych krajach
Europy, w Ameryce, w Kanadzie, w Australii – dumni z historii naszego teatru
i czujący się tej historii cząstką – przesyłamy wam koledzy w dniu jubileuszu
naszego teatru życzenia pięknych wyników waszej pracy na drogiej nam Scenie
Narodowej! „Teatr polski niech rozkwita! Niech żyje!” (R. Palester, 200-lecie narodowej sceny, „Na Antenie” [dodatek do „Wiadomości”, R.XX nr 51/52], Londyn
1965, s. II).
WIZERUNKI
W tym kontekście niezwykle ironicznie brzmiały życzenia skierowane do zespołu warszawskiej opery od Romana Palestra z okazji
świętowania 200-lecia powstania narodowej sceny operowej:
214
Anna Owsikowska
Teatr jednak nie powracał do życia. Razem z dymisją Wodiczki
umarła, według Palestra, po raz kolejny próba uwolnienia z okowów
poprawności politycznej jednej z ważniejszych polskich instytucji kulturalnych. Mimo pogomułkowskiego rozprężenia trudno nie przyznać
kompozytorowi racji – nadal wiele w polskim życiu kulturalnym zależało od partii.
Roman Palester, jako wnikliwy krytyk i obserwator życia kulturalnego w Polsce, nie mógł pominąć także kwestii związanych z filmem.
Najbardziej frapowały go kwestie ideologizacji i kinowej cenzury.
Cenzura filmowa nieodłącznie wiąże się z kwestią treści filmowej.
Sigfried Kracauer wskazuje na dwa podstawowe jej aspekty: treść niefilmową oraz filmową, w skład której wchodzą tematy oraz motywy,
składające się na otaczającą rzeczywistość (S. Kracauer, Teoria filmu.
Wyzwolenie materialnej rzeczywistości, 1975, s. 282-301). To bardzo
ważny element, na który mogła wpływać cenzura. Poruszanie tematów „niewygodnych”, do których zaliczyć można było w okresie PRL-u
krytykę systemu, czy wątki wojenne od razu skutkowało pewnymi
sankcjami – wycięcie scen lub zupełną niemożnością dystrybucji filmu.
Niemniej jednak znacznie trudniej było cenzurować treść niefilmową.
Z chwilą, gdy jako zdarzenia składające się na rzeczywistość wewnętrzną stają się autonomiczne, zaczynają determinować charakter i kolejność zdjęć materialnej rzeczywistości (tamże, s. 283).
2013 tom IV
Wynika stąd, iż reżyser świadomie może wpływać na widza poprzez bardzo specyficzne wyobrażenia, rozumowanie, dziejące się niekoniecznie za pomocą słów czy obrazów. Rodzi się to z faktu, że odbiorca, posiadający pewną wiedzę, sam może rozszyfrowywać ukryte
w scenach symbole i znaki. Instytucje zewnętrzne, cenzurujące filmy,
nie były w stanie odszukać wszystkich aluzji i obrazów sprzecznych
z ideologią. Palester komentuje to tak:
Wśród 30 fi lmów fabularnych, jakimi obdarzyło widza krajowego 10 lat
upaństwowionej produkcji, jest oczywiście kilka fi lmów niezłych. Między innymi Ostatni etap czy Ulica Graniczna – jednym słowem fi lmy wyprodukowane tuż
po wojnie, w okresie kiedy można było jeszcze wiele rzeczy <przemycić> i kiedy
opieka nadzorców politycznych nie była jeszcze tak dokładna jak dziś. Z upływem lat sytuacja się zmieniła i fi lm polski usycha – jak inne gałęzie sztuki – w żelaznych kleszczach wymagań propagandowych (R. Palester, Polska produkcja filmowa, cykl Reflektorem po kraju, 1954, nr G).
Wspomniane przez felietonistę filmy powstały w latach 1947 (Ostatni etap) i 1948 (Ulica Graniczna). To rzeczywiście początki powojennej produkcji filmowej. Palester nieprzypadkowo zestawia tutaj te dwa
filmy.
Ostatni etap Wandy Jakubowskiej miał być świadectwem, ukazaniem koszmaru obozowego. Temat w tamtych czasach był bardzo kontrowersyjny, szczególnie, że autorka ze strategii świadectwa przeszła do
strategii „agitacji” – poza oświęcimską tragedią ukryła prawdę o sowieckich łagrach w ostatnich scenach filmu, skupiając uwagę widza na
słowach jednej z bohaterek: „Nie pozwólcie, żeby Auschwitz się powtórzył”. Marta, wypowiadająca te słowa, umiera przy akompaniamencie
muzyki Romana Palestra i hurgocie radzieckich samolotów (T. Lubelski, Strategie autorskie w polskim filmie fabularnym lat 1945-1961,
1992, s. 80-81). W ten sposób inteligentny widz mógł jakoby połączyć
wizję lagrów z obozami stalinowskimi i nałożyć obrazy na siebie tak,
by historia nabrała bardziej uniwersalnego wymiaru, by przestała być
tylko pamiątką i świadectwem po Oświęcimiu, ale by stała się historią człowieka w niewoli systemowej. Przy produkcji tego filmu cenzura
nie interweniowała. Powstaje pytanie: czy było to spowodowane zgodą
Stalina na realizację filmu, jeszcze nie do końca zinstytucjonalizowaną
działalnością cenzury, o czym mówi w felietonie Palester, czy też aluzyjnością przekazu reżyserskiego?
Ulica Graniczna Aleksandra Forda, poruszająca kwestię współistnienia polskich i żydowskich rodzin podczas II wojny światowej, została uznana za „propagandę antypolską... obrazę polskości” (A. Misiak,
Kinematograf kontrolowany. Cenzura filmowa w kraju socjalistycznym
i demokratycznym (PRL i USA). Analiza socjologiczna, 2006, s. 89).
Pomimo tego, ze obydwa filmy oscylowały wokół podobnej tematyki,
zostały potraktowane przez cenzurę zupełnie inaczej. Ulicę Graniczną udało się bowiem reżyserowi ukończyć dopiero po wielu scenariuszowych poprawkach i ustępstwach. Sam zaś autor nie przedstawił
do oceny cenzorskiej scenariusza przed rozpoczęciem realizacji filmu
(tamże, s. 88), chociaż jeszcze nie tak dawno, bo w latach 1945-1947, był
człowiekiem partii i dyrektorem Przedsiębiorstwa Państwowego „Film
Polski”. Dla Palestra powstanie tych obrazów w czasach reżimu było
sygnałem, że można tworzyć dzieła artystyczne wbrew założeniom socrealizmu, a nieposłuszeństwo Forda traktował wręcz jako nawrócenie. Dodatkowo fakt, iż w obydwu filmów rozbrzmiewała w tle muzyka
215
WIZERUNKI
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
2013 tom IV
216
Anna Owsikowska
Palestra, sprawiał, że kompozytor miał do nich bardziej osobisty stosunek.
Trzydzieści filmów, z lat 1945-1954, o których wspominał Palester,
nie napawało go dumą. Nie tylko ich liczba była niewielka, co mogłoby świadczyć o niedoinwestowaniu przez władze tej dyscypliny artystycznej, ale także ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. Palester
zdawał sobie sprawę, że wszystkiemu winien jest reżim i działająca
cenzura. Śledząc rozwój polskiej sztuki filmowej, musiał wiedzieć o powstałym w roku 1952 mocą Ustawy o kinematografii z dnia 15 grudnia 1951 Centralnym Urzędzie Kinematografii. Felietonista powiedział
wręcz o nim: „Urząd ten jest zarówno motorem i cenzorem” (R. Palester, Polska produkcja filmowa, dz. cyt.) co miałoby oznaczać, że CUK
powołany został po to, aby wnikliwie śledzić poczynania twórców oraz
interweniować, gdy zaobserwowane będą działania antysystemowe.
Nie pozwalano na to, by film, podobnie zresztą jak muzyka i literatura, wymknął się spod kontroli państwa – a „tam, gdzie do głosu przychodzi sztuka i talent” (tamże) miał CUK zakrzyknąć veto. Film miał
być swoistym opisem rzeczywistości. Nie zadowalało to Palestra, który
uważał, iż jakość, estetyka i język filmu są najważniejsze. Niestety działanie cenzury i instytucji podobnych CUK-owi prowadziło od tego, że
w filmie liczyła się przede wszystkim ideologia.
Felieton z cyklu Reflektorem po kraju, jest jedyną wypowiedzią Palestra dotyczącą ówczesnej kinematografii. Stanisław Janicki stwierdził,
że: „po 22 Kongresie Partii Komunistycznej ZSRR, wśród polskich filmowców [...] nastąpił ferment. Twórcy zażądali samorządności, udogodnień przy produkcji, która miała być rozprzestrzeniana, modernizowana oraz rozwijana” (Stanisław Janicki, The Polish Film. Yesterday
and Today, 1985, s. 45). Ten fakt mógł być jedną z przyczyn, dla których Palester nie wypowiadał się więcej na temat krajowej produkcji
filmowej.
Warto także zastanowić się nad społecznymi zagadnieniami poruszanymi przez Palestra, a mianowicie nad kwestią zniewolenia człowieka oraz nad próbą uwolnienia się z systemu.
Jednym z najwybitniejszych twórców teatralnych zarówno w okresie
międzywojennym, jak i tuż po wojnie, był Leon Schiller. Palester współpracował z nim w latach 20. I 30. XX wieku. „W świat teatru wprowadzał
mnie Leon Schiller i jemu zawdzięczam najwięcej” – wspominał kompozytor w wywiadzie przeprowadzonym przez Jagodę Jędrychowską
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
217
(dz. cyt., s. 76). Dlatego przypominał w swoich audycjach najlepsze realizacje teatralne reżysera. Palester pragnął spopularyzować wspaniałe
Schillerowskie inscenizacje. Poprzez teatr można było bowiem zapoznać
się z niektórymi utworami dramatycznymi, np. z twórczością Micińskiego, którego to Kniazia Patiomkina Schiller wystawił w Teatrze Bogusławskiego (www.culture.pl/baza-teatr-pelna-tresc/-/eo_event_asset
_publisher/eAN5/content/leon-schiller Dostęp: 30 X 2013).
Palester z jednej strony nie chciał, aby zapomniano o przedwojennych dokonaniach reżysera, ale z drugiej strony nie potrafił zrozumieć,
dlaczego Schiller zdecydował się na współpracę z reżimem, przyjmując
w 1949 stanowisko dyrektora Teatru Polskiego i rektora warszawskiej
PWST (tamże). Palester mówił z oburzeniem:
Inne rzeczy interesowały wówczas [po wojnie – A.O.] Schillera. Przeżywał
miodowe miesiące miłości do nowych władców, którzy tak boleśnie mieli go
zawieść nieco później w jego ostatniej próbie powrotu do wielkiego teatru romantycznego, w próbie podjęcia jeszcze jednej inscenizacji Dziadów (R. Palester,
Dziady w inscenizacji Leona Schillera, „Na Antenie” [dodatek do „Wiadomości”,
R.XXIII, nr 21 (1156)], Londyn, R.VI, 1968, s. IV).
Lata mijają i jeśli dziś, z perspektywy czasu wspominamy zawsze jeszcze
z głębokim wzruszeniem i zachwytem jego namiętną wizję sceniczną sprzed
35-ciu lat – to jednak wiemy, że każde pokolenie powinno próbować nadawać
WIZERUNKI
Kompozytor nie mógł też pogodzić się z faktem, że w 1948 Schiller
chciał wprowadzić zmianę do jednego z najlepszych swoich widowisk:
Dziadów, polegającą na dopisaniu sceny końcowej pt. Apoteoza Trybuny Ludów, na co nie zgodził się potencjalny wykonawca tego pomysłu:
Mieczysław Jastrun. „Nie wiemy, jakie naciski wywierano na Schillera
przed konferencją. W każdym razie, wedle Jastruna, to Bierut bronił
podobno nietykalności tekstu” (tamże). Do wystawienia spektaklu jednak nie doszło.
Mimo wstąpienia do partii przez Schillera i pracy nad sztukami
zgodnie z duchem socrealistycznej doktryny, przedstawienia reżysera
nie cieszyły się zbyt dużym uznaniem władz. Mimo to po roku 1951,
gdy został odsunięty od krajowego życia teatralnego, otrzymywał jeszcze państwowe nagrody, w tym Order Sztandaru Pracy I klasy oraz
Złoty Krzyż Zasługi (tamże). Dziś trudno powiedzieć czy było to spowodowane chęcią uhonorowania jego faktycznej roli w rozwoju teatru,
czy raczej nagrodą za lojalność wobec władz?
W 14 lat po jego śmierci Schillera Palester powiedział:
218
Anna Owsikowska
narodowemu misterium polskiemu kształt teatralny coraz to nowszy i odmienny, w duchu swego czasu i swojej epoki (R. Palester, Dziady w inscenizacji Leona
Schillera, dz. cyt., s. IV).
Znaczyłoby to, że kompozytor w imię przyjaźni i szacunku wzniósł
się ponad własne przekonania i przemilczał to, co zazwyczaj bardzo
ostro krytykował – podporządkowanie się socjalistycznej władzy.
Mniej łaskawy był kompozytor dla Andrzeja Panufnika, który naraził się Palestrowi swoimi wypowiedziami w krajowej prasie i radiu
na początku lat 50. Panufnik potępiał wówczas zachodnią muzykę oraz
wychwalał sowiecką kulturę i doktrynę. Stąd ostra riposta Palestra:
Pamiętamy oskarżenia sowieckie, że Ameryka finansuje sztukę modernistyczną i formalistyczną. Dotychczas jednak przyzwoici ludzie nie używali tego
rodzaju argumentacji. [...] Ale ponieważ znakomici muzycy, Stalin i Żdanow, potępili tę technikę [dodekafonii – A.O.], więc nasz Panufnik – pamiętając ciągle
o ewentualnych przyszłych wyjazdach – stwierdza, że dlatego tylu kompozytorów używa dziś tej techniki, ponieważ ich „protektorzy potrząsają mirażem dolarów i wiz wjazdowych do Ameryki” (R. Palester, Dyskusja z Panufnikiem, cykl
Muzyka obala granice, 8 XII 1953, nr 73).
Palester niezwykle agresywnie potępił Panufnika nie tylko za prasowe kłamstwa, ale także za jego działalność muzyczną w kraju i w radzieckiej Rosji:
2013 tom IV
Dopuszczam ewentualność, że młody i niewyrobiony artysta idzie na najrozmaitsze koncesje dla zachowania wygody, komfortu życia, dla zachowania możliwości krótkich wyjazdów za granicę co jakiś czas – i tak dalej. Jeśli Panufnik
zaczął od napisania Symfonii Pokoju, a skończył na razie na wyjazdach do Moskwy lub – jak ostatnio – na dyrygowaniu w Chinach Kantatą o Stalinie, to uczynił to dla wyżej wymienionych powodów, a także dla zaspokojenia swojej ambicji
pierwszeństwa, dla korzystania w pełni z reżymowego aparatu propagandowego
(R. Palester, O radiowym wystąpieniu Andrzeja Panufnika, cykl Kultura w niewoli, 8 VII 1954, nr 78).
Niemniej jednak radiowiec mylił się. Jak pisze Monika Pasiecznik,
prosystemowej Symfonii Pokoju zarzucono „słabość wymowy ideologicznej”, w tym zbyt duże nasycenie religijnością i współczucie wobec
ofiar wojny (M. Pasiecznik, Musica Polonica Nova 2010. Tydzień pierwszy, [w:] „dwutygodnikom” [dział: Muzyka] 2010, nr 31). Ponadto mimo
wszystko u Panufnika pozostało w sercu kiełkujące ziarno sprzeciwu
wobec narzuconej doktryny. W kilka dni po krytykowanym przez
Palestra wystąpieniu radiowym podjął on decyzję o emigracji, co zmu-
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
219
siło autora Śmierci Don Juana do wygłoszenia w tej sprawie paru słów
sprostowania:
Do ostatnich dni omawialiśmy [audycja O radiowym wystąpieniu Andrzeja
Panufnika była nadana 8 VII 1954, zaś niniejsze wystąpienie – 15 VII 1954 –
A.O.] bardzo krytycznie wypowiedzi Panufnika – bo uważaliśmy je za szkodliwe
i wprowadzające zamęt w umysły. Kierowała nami elementarna lojalność w stosunku do tysięcy naszych słuchaczy i rodaków w kraju. Ale to samo stanowisko
które wczoraj nakazywało nam przeciwstawić się jak najostrzej temu, co Panufnik pisał w prasie czy mówił w radio – to samo stanowisko zmusza nas do ocenienia we właściwy i lojalny sposób jego dzisiejszej decyzji. Jeśli artysta decyduje
się opuścić kraj, w którym żył w świetnym dobrobycie, gdzie był uznawany, szanowany, ceniony, i zamienia tę sytuację na niepewną dolę uchodźcy, to ta decyzja
niewątpliwie rehabilituje w pełni człowieka – nawet jeśli w przeszłości mieliśmy
mu coś do zarzucenia (R. Palester, Ucieczka Andrzeja Panufnika, cykl Komentarz
dnia, 15 VII 1954, nr 782).
Po tym wyjaśnieniu Palester już nigdy więcej nie wracał do sprawy
Panufnika w swoich audycjach, a szkoda, bo z perspektywy lat mógłby
opowiedzieć o tym, jak potoczyło się życie autora Modlitwy do Matki
Boskiej Skępskiej – o objęciu przez niego stanowiska dyrektora i dyrygenta City of Birmingham Symphony Orchestra (www.culture.pl/bazamuzyka-pelna-tresc//eo_event_asset_publisher/eAN5/content/andrzej
-panufnik. Dostęp: 4 XI 2013), o nagrodach, jakie zdobył i wreszcie
o samych jego kompozycjach.
Palester-radiowiec w roku 1954 poruszył sprawę jeszcze jednej ważnej ucieczki: wystąpienia o azyl polityczny we Francji Krystyny Bujnowskiej 1 października tegoż roku, członkini Mazowsza, która miała
koncertować wówczas z zespołem w Paryżu:
Wydaje się, że ważne dla Palestra było tutaj także samo zachowanie władz. Pomimo braku uzasadnienia artystycznego, bo próbę opuściła tylko jedna ze 115 osób, koncert został odwołany. To oznaczało, iż
reżim bał się przyznania do tego, że wolność artystyczna w Polsce jest
tylko czczą deklaracją.
WIZERUNKI
Wysyła się obecnie z kraju na Zachód – szczególnie do Francji – liczniejsze
niż dawniej „gołąbki pokoju”. Moskwa poleciła wzmocnić propagandę artystyczną i podawać ją w takiej formie, aby „naiwny” Zachód uwierzył w końcu,
że Polska jest naprawdę niezależna, niepodległa, że życie artystyczne rozwija
się swobodnie i spontanicznie, a ludziom żyje się dobrze i zasobnie. [...] Dlatego
ucieczka Krystyny Bujnowskiej pomoże walnie w sprawie zdemaskowania celów
i wysiłków propagandy warszawskiej (Zppw, nr 6).
220
Anna Owsikowska
Z punktu widzenia radiowca mówienie o ucieczkach ludzi kultury
było niesłychanie ważnym czynnikiem wzmocnienia więzi pomiędzy
Polską a środowiskami emigracyjnymi. Odbiorcy RP RWE nie tylko
dowiadywali się prawdy, która w takich sytuacjach bywała w kraju
przemilczana, ale także widzieli w tym akt przeciwstawiania się reżimowi. Nie musiało odbywać się to przez heroiczne wybory. Palestrowi wystarczała pewność, że słuchacze rozumieją, w jakich warunkach
przyszło im żyć i że wyrabia się u nich wewnętrzna potrzeba odrzucania kłamstw, które otaczają ich na każdym kroku. Kwestie związane
z polską kulturą interesowały Palestra od początku do końca jego radiowej przygody. Niezwykle ważna była dla niego sprawa proklamowania w kraju realizmu socrealistycznego we wszystkich dziedzinach
życia. Nie zgadzał się na ustępstwa wobec systemu. Twierdził, że najważniejsze jest, aby polska sztuka otrząsnęła się z sowieckiego jarzma
na rzecz nieskrępowanej wolności twórczej. Po roku 1956, zauważywszy wycofywanie się reżimu z doktryny socrealizmu, Palester złagodniał. W jego audycjach zaczęły pojawiać się wątki wspomnieniowe
prezentujące często sylwetki zmarłych przyjaciół i ich dorobek artystyczny, omówienia emigracyjnej kultury oraz recepcji polskiej sztuki
na Zachodzie. Jednak wciąż w jego audycjach pojawiały się słowa krytykujące cały system:
2013 tom IV
można zamykać ludzi do więzień, do obozów, można ich męczyć wszystkimi
torturami, jakie wymyśliła azjatycka przewrotność i wyrafinowanie – można to
wszystko robić, jeśli się dysponuje dostateczną siłą fizyczną. Ale nawet największa
siła fizyczna – siła policji – nie wystarczy nigdy do stworzenia wielkiego i oryginalnego dzieła sztuki. Do tego potrzeba – poza talentem jednostki – warunków
nieograniczonej swobody i wolności (R. Palester, O „prawie do eksperymentu”
w muzyce PRL, cykl Muzyka obala granice, 17 XI 1954, nr 112).
Palester niezmiennie wierzył, że ustrój komunistyczny, musi kiedyś
przeminąć. Poza tym miał cały czas nadzieję na powrót. Powrót rozumiany niekoniecznie przez przeprowadzkę do Polski, ale przez odkrycie emigracyjnego dorobku artystycznego oraz przywrócenie go obiegowi kulturalnemu i polskim odbiorcom, czego zresztą, w stosunku do
swojej twórczości, doczekał.
Roman Palester – kompozytor, dziennikarz Radia Wolna Europa. Urodził się
28 grudnia 1907 w Śniatyniu na terenie dzisiejszej Ukrainy. Pobierał nauki w Za-
ROMAN PALESTER O KULTURZE POLSKIEJ
kopanem, Wiedniu, Czechach, Lwowie i w Krakowie. Uczył się gry na fortepianie, trąbce, teorii form i historii muzyki. W roku 1931 uzyskał dyplom w klasie
kompozycji Kazimierza Sikorskiego w Konserwatorium Warszawskim. Uważany
jest za następcę Karola Szymanowskiego. Przed wojną współpracował z teatrami, przygotowując ilustracje muzyczne do przedstawień, m.in. Leona Schillera,
tworzył muzykę do polskich fi lmów i słuchowisk radiowych, a jego artykuły
ukazywały się w kilku muzycznych czasopismach. W czasie II wojny światowej
utrzymywał się ze środków finansowych przekazywanych przez Biuro Informacji i Propagandy, wspierane przez rząd londyński. W 1949 na Zjeździe w Łagowie
Lubuskim Włodzimierz Sokorski, Minister Kultury i Sztuki zaproponował Palestrowi objęcie stanowiska prorektora Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej
w Warszawie lub funkcji dyrektora Filharmonii Narodowej. Kompozytor odrzucił ofertę i wraz z żoną złożył w Paryżu dokumenty uchodźcze, mając nadzieję
na utrzymanie stosunków z krajem, a po wycofaniu z druku w 1950 jego dzieł,
nastąpiło ostateczne zerwanie stosunków z krajowym środowiskiem. Z Paryża przeniósł się do Monachium, by rozpocząć pracę jako komentator polskiego
i emigracyjnego życia kulturalnego. Po przejściu na radiową emeryturę powrócił
do Paryża, gdzie zmarł w 1989 (Zofia Helman, Roman Palester. Twórca i dzieło,
Kraków 1999).
221
Rok 2013
tom IV
Krzysztof A. TOCHMAN
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU
Roman Brandstaetter
Chrystusie...
Jeszcze się kiedyś rozsmucę,
Jeszcze do Ciebie powrócę,
Chrystusie...
Jeszcze tak strasznie zapłaczę,
Że przez łzy Ciebie zobaczę,
Chrystusie,
I taką wielką żałobą
Będę się żalił przed Tobą,
Chrystusie,
Że duch mój przed Tobą klęknie,
I wtedy – serce mi pęknie,
Chrystusie... 1
Z DOMU ŻYDOWSKIEGO
Przyszedł na świat w Tarnowie 3 stycznia 1906 w rodzinie o żydowskich tradycjach starotestamentowych. Pradziadek Romana Brandstaettera był chasydem. W domu pełnym pobożności i mistycyzmu
wiary zarówno dziadek, Mordechaj2, który miał największy wpływ na
wychowanie wnuka, jak i ojciec Romana często czytali Biblię w przekładzie ks. Jakuba Wujka – ta święta księga była zawsze w zasięgu ręki.
1
Wiersz przywołany z tomu Juliana Tuwima Czyhanie na Boga (Towarzystwo Wydawnicze „Ignis”, Toruń–Warszawa–Siedlce 1922; wyd. wcześniejsze: 1918, 1920).
2
Mordechaj David Brandstaetter (1844-1928) – prozaik żydowski, autor dwóch tomów opowiadań i nowel, współpracownik miesięcznika literackiego „Haszachar”.
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
223
Na tekście Biblii na różne sposoby wprawiano Romana w sztukę czytania z rozumieniem sensu. Dziadek pouczał, że raz Stary Testament
należy czytać najpierw zapoznając się ze znaczeniem słów, innym razem – używając własnej wyobraźni i bystrości, a niekiedy – sercem
otwartym; że za każdym nawrotem do tej Księgi można w niej odnaleźć inne wartości.
Umierając, dziadek pozostawił wnukowi w spadku taki oto testament:
– Będziesz Biblię nieustannie czytał – powiedział do mnie. – Będziesz ją
kochał więcej niż rodziców... Więcej niż mnie. Nigdy się z nią nie rozstaniesz...
A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi...3
W roku 1917, gdy pożoga I wojny światowej jeszcze nie dogasała,
11-letni Roman miał już za sobą Szkołę Ludową Męską (obecne III Liceum Ogólnokształcące im. A. Mickiewicza) i rozpoczął naukę w Państwowym Gimnazjum Męskim im. Kazimierza Brodzińskiego w Tarnowie (obecne I Liceum Ogólnokształcące im. K. Brodzińskiego). Poznał
podstawy języka łacińskiego i greckiego, uczył się kultury polskiej, dowiedział się wówczas wiele o Jezusie Chrystusie i Jego narodowości4.
Od tego czasu późniejszy pisarz rozpoczął „pogoń za Chrystusem” –
źródłem wiary i wiedzy, syntezy łączącej świat grecki, rzymski, judaistyczny i polski.
Po maturze (1924 roku) rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie na Wydziale Filozoficznym studiował polonistykę. Już
w czasie studiów zadebiutował jako poeta, publikując w roku 1926 na
łamach „Kuriera Literacko-Naukowego” (nr 8) Elegię o śmierci Sergiusza Jesienina5. Tego samego roku w „Nowej Reformie” ogłosił wiersz pt.
Piłsudski. Wspominał po latach Przemysław Bystrzycki, z jak dużym
sentymentem p. Roman wspominał tego wielkiego patriotę. W pamięci
utkwiło mu przemówienie Piłsudskiego na Wawelu podczas pochówku
Juliusza Słowackiego w królewskich grobach:
3
R. Brandstaetter, Krąg biblijny, Kraków 2012, s. 21.
K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera, [w:] Terebinty prozy poznańskiej.
Roman Brandstaetter, Przemysław Bystrzycki, Eugeniusz Paukszta, red. ks. J. K. Pytel, Poznań 2007, s. 12-13.
5
Siergiej Aleksandrowicz Jesienin (1895-1925) – poeta rosyjski, prawdopodobnie zamordowany przez bolszewickie OGPU (sowiecka policja polityczna).
WIZERUNKI
4
224
Krzysztof A. Tochman
– To był mąż stanu – zapatrywał się w jakiś punkt poza moją głową. Prawdziwy mąż stanu. Słyszałem już go raz wcześniej, mówił o organizacji Armii Polskiej, o Legionach.6
Kolejne wiersze i artykuły pisał w dodatku literackim do „Głosu
Prawdy”, „Gazety Polskiej”, „Miesięcznika Żydowskiego”... W roku
1928 wydał pierwszy tom poezji pt. Jarzma. W tym samym roku, po
ukończeniu studiów (1928) wyjechał do Francji, gdzie w latach 19291931 przebywał na stypendium rządowym w Paryżu. Przygotowywał
wówczas pracę na temat „Adam Mickiewicz jako krytyk literatury
w okresie wileńsko-kowieńskim” 7. Obronił ją w 1932 na Uniwersytecie
Jagiellońskim jako dysertację doktorską. Po powrocie do kraju przez
rok pracował jako nauczyciel w jednym z warszawskich gimnazjów.
Rok 1932 stał się dla Romana Brandstaettera czasem przełomu.
Uświadomił sobie, że jest Żydem, a jego syjonizm „jest hebrajski, owiany klasycznym tchnieniem mesjanizmu żydowskiego narodu”8. Główną
kanwą jego utworów stała się więc sprawa żydowska, a przede wszystkim syjonizm 9. Wówczas nakładem wydawnictwa „Meonora” opublikował Legion żydowski Adama Mickiewicza (Dzieje i dokumenty)10. Rok
później został redaktorem działu literackiego czasopisma „Opinia”11.
W tym samym roku wydał m.in. opowiadanie biograficzne Tragedia
Juliana Klaczki12, ukazujące syndrom odejścia od żydowskich korzeni:
hebrajskiego języka, macierzystej religii, jak również – wybór innego
narodu, mimo że nie mniej tułaczo pielgrzymującego od narodu żydowskiego. Tu brały początek jego wewnętrzne dramaty, poczucie niestabilności, ale zarazem umiejętność wczucia się w polską psychikę.
6
P. Bystrzycki, Szabasy z Brandstaetterem, Zwierzyniec-Rzeszów 2002, s. 47.
K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera, dz. cyt., s. 13.
8
A. Seul, Biblia w powieści Romana Brandstaettera „Jezus z Nazaretu“, Zielona Góra
2004, s. 40.
9
Syjonizm – nacjonalistyczny ruch żydowski powstały pod koniec XIX w., dążący do
utworzenia niepodległego państwa żydowskiego w Palestynie;
10
Odbitka z „Miesięcznika Żydowskiego”.
11
„Opinia” była syjonistycznym periodykiem wydawanym w Warszawie w latach
1933-1936.
12
Julian Klaczko, właśc. Jehuda Lejb Klaczko (1825-1906) – pisarz, krytyk literacki,
eseista żydowskiego pochodzenia zasymilowany z kulturą polską. Uznany za znakomitego stylistę i eseistę; członek-korespondent Akademii Francuskiej, nagrodzony za Wieczory florenckie; członek Akademii Umiejętności, doktor honoris causa UJ, hofrat dworu austriackiego, współwydawca emigracyjnych „Wiadomości Polskich”, członek Biura Hotelu
Lambert, autor głośnych rozpraw o Bismarcku. Odznaczony Francuską Legią Honorową.
2013 tom IV
7
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
225
W roku 1935 znany już jako autor po raz pierwszy wyjeżdża do Palestyny – ziemi swoich przodków. Tam często rozmyśla o Jezusie i szuka
Jego śladów. Niejednokrotnie zadaje sobie pytanie: kim był Chrystus?
Nauczycielem wędrownym czy Mesjaszem? „Święta” podróż owocuje
tomikiem Jerozolima światła i mroku, w którym późniejszy autor Jezusa z Nazarethu przedstawia tragiczne zapasy Żydów z ich prześladowcami oraz tęsknotę za starodawną stolicą Izraela – państwa walczącego
z Bogiem13. Odwiedza również Turcję i Grecję.
W WOJENNEJ ZAWIERUSZE
13
Izrael (z hebr.) – wg Starego Testamentu: ten, który walczy z Bogiem. Księga Rodzaju 32:29.
14
Płk. dypl. piech. Roman Umiastowski (1893-1982) – oficer Sztabu Generalnego WP,
wykładowca Wyższej Szkoły Wojennej. We wrześniu 1939 szef propagandy w Sztabie Naczelnego Wodza, zdymisjonowany po apelu radiowym. Następnie na emigracji – powieściopisarz. Zmarł w Wielkiej Brytanii.
15
K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera, dz. cyt., s. 15.
16
Tamara Karren z domu Salomonowicz, 1.v. Brandstaetter, 2.v. Zagórska (19131997) – publicystka, poetka, dramatopisarka polska. Powtórnie wyszła za mąż za Wacława Zagórskiego. Autorka m.in. Kim był ten człowiek? Rzecz o Januszu Korczaku (1981).
Zmarła w Londynie.
17
Istnieje uzasadnione podejrzenie, że wyjazd ten umożliwiły Brandstaetterom izraelskie służby specjalne „Joint” – American Jewish Joint Distribution Committee (JDC) –
organizacja założona przez amerykańskich Żydów w czasie I Wojny Światowej w celu
niesienia pomocy żydowskim ofiarom wojny w Europie. Prowadzi działalność do dnia
dzisiejszego, m.in. na terenie Polski. Zob. Portal Jewish.org.pl.
WIZERUNKI
Pożoga wrześniowa 1939 roku zastaje Romana Brandstaettera
w Warszawie. W przeddzień dotarcia 8. armii niemieckiej na przedpola stolicy, w nocy z 6 na 7 września w związku z apelem płk. Romana
Umiastowskiego14, wyrusza na wschód z zamiarem dotarcia do mieszkającej we Lwowie rodziny. Na krótko zatrzymuje się w Rafałówce15.
Brak transportu do Lwowa decyduje o tym, że pisarz udaje się do Wilna. Tam spotyka dawną koleżankę z Warszawy, żydowskiego pochodzenia Tamarę Karren16, z którą w marcu 1940 zawiera związek małżeński. Kilkakrotnie są przesłuchiwani przez NKWD.
Następnie wyjeżdżają do Moskwy i Baku z zamiarem opuszczenia Rosji Sowieckiej i przedostania się przez Iran, Irak do Palestyny17.
226
Krzysztof A. Tochman
I wówczas pisarz nie rozstaje się z Biblią. Ten fakt wspomina (kwiecień
1979) w liście do Zofii Cierniakowej18:
[...] W r. 1940, w grudniu, na komorze celnej w Baku podczas wsiadania na
okręt, którym miałem płynąć do Iranu, urzędnik N.K.W.D. chciał mi tę Biblie
odebrać. Wybuchła między nami kłótnia, albowiem Biblii oddać nie chciałem.
Rozwścieczony urzędnik krzyknął na mnie: „Jesteś amerykańskim agentem! Biblię z sobą wozisz po świecie, ale pism Stalina z sobą nie wziąłeś! Co!? A na to ja
spokojnie odpowiedziałem: „Mylisz się. Mam z sobą pisma Stalina...” A urzędnik
Pokaż”! Jeżeli pokażesz mi pisma Stalina, oddam Ci Biblię”. Wyciągnąłem z walizki wybór pism Stalina, które kupiłem w Moskwie. „Widzisz? – powiedziałem.
– I co teraz będzie? Urzędnik zgłupiał, oddał mi Biblię i powiedział: Weź sobie...
Masz”.
Tę historię przypomniałem sobie, gdy podarowane mi przez Panią Psalmy
postawiłem na półce obok uratowanej Biblii19.
2013 tom IV
Podejrzewani o zafałszowanie wizy są aresztowani w Iranie i dzięki
pomocy angielskiego dyplomaty zostają zwolnieni i przez Irak docierają do Ziemi Obiecanej. Tam pisarz podejmuje współpracę z syjonistycznymi wydawnictwami, prasą i teatrem.
W Palestynie, w Hebrajskim Teatrze Narodowym Brandstaetter
wystawia Habimah, w Tel Awiwie Kupca warszawskiego (1940/1941)
– pierwszy dramat, napisany na świętej ziemi. Niestety – dramat odczytany zostaje jako antypolski. Być może pisarz chciał się „wkupić”
w kręgi syjonistyczne, chociaż nie wydaje się, by był to jego sposób postępowania.
Następnie dzięki pomocy prof. Stanisława Kota20, dawnego wykładowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, otrzymuje posadę w nasłuchu
18
Zofia Cierniakowa z domu Langier (1891-1983) – pedagog, działaczka harcerska
i niepodległościowa od 1914 roku. Po II wojnie światowej uczyła łaciny w Liceum Sióstr
Urszulanek. Po likwidacji szkoły w 1949 została zaangażowana przez prof. Stanisława
Pigonia do opracowywania Dzieł zebranych Stefana Żeromskiego, które wydano w latach
1956-1957. Pracowała m.in. jako tłumaczka tekstów literackich i religijnych z francuskiego, angielskiego, włoskiego i niemieckiego.
19
List Romana Brandstaettera do Zofii Cierniakowej: R. Brandstaetter, Krąg biblijny,
dz. cyt, s. 363.
20
Stanisław Kot (1885-1975) – dr praw, historyk kultury i wychowania, działacz niepodległościowy, związany z ruchem ludowym, profesor UJ. W latach 1920-1934 kierownik katedry Historii Kultury UJ, pozbawiony wykładów z przyczyn politycznych. Od
września 1939 na emigracji, wicepremier i minister spraw wewnętrznych I rządu gen.
Sikorskiego; wrogo nastawiony do ludzi związanych z sanacją. W latach 1941–1942 ambasador rządu RP w Rosji Sowieckiej, 1942–1943 minister stanu na Bliskim Wschodzie,
1943–1944 minister informacji w rządzie Mikołajczyka. W 1945 powrócił do kraju i z ramienia komunistów został ambasadorem w Rzymie (1945-1947), gdzie prowadził zło-
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
227
radiowym Polskiej Agencji Telegraficznej, gdzie pracuje do czasu wyjazdu z Palestyny. Wówczas dociera do niego wiadomość o śmierci rodziców w niemieckim obozie zagłady, w Treblince. Niebawem rozstaje
się z żoną Tamarą.
Wyrazem swoistego cierpienia po stracie najbliższych staje się napisanie w latach 1941-1946 pięciu kolejnych dramatów, których nigdy
nie wystawił na scenie. Wtedy też powstaje (1944) sztuka Powrót syna
marnotrawnego, którą po wojnie jej autor debiutuje na scenie Teatru
Starego w Krakowie21.
Pewnego dnia w Jerozolimie wpada mu w ręce reprodukcja krzyża
znajdującego się w kościele w Asyżu. W życiu pisarza od wczesnych lat
poszukującego idei chrześcijaństwa, starającego się poznać ChrystusaBoga, dokonuje się przełom. Reprodukcję przyjmuje jako rodzaj listu
– Dobrej Nowiny, który długo wędrując po świecie, trafia wreszcie do
adresata.
Pod Jakubowym namiotem rozgrywała się trudna walka. Człowiek coraz zajadlej bronił się przed Bogiem, który na każdy sprzeciw odpowiadał deszczem
kamieni i karał nocami pełnymi lęku i grozy
– pisał Brandstaetter w Kronikach Asyżu. Ten zapewne od dawna oczekiwany dzień już nastał... Tak wspominał o tym wydarzeniu:
wrogą kampanię przeciwko II Korpusowi PSZ. W 1947 wobec odwołania do Warszawy
ponownie wybrał emigrację. Od 1955 przewodniczący Rady Naczelnej PSL na obczyźnie.
Zmarł w Wielkiej Brytanii.
21
K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera, dz. cyt., s. 15.
WIZERUNKI
Była grudniowa [1944 roku], wietrzna noc, jedna z owych jerozolimskich
bezsennych nocy, które spędzałem od dwóch lat w biurze Polskiej Agencji Telegraficznej, gdzie pracowałem, niekiedy do świtu, przy nasłuchu radiowym. Zdarzenia, które wtedy rozegrały się w dużym pokoju o kamiennej posadzce i wąskich oknach, zaopatrzonych w druciane moskitiery, były w swoim zewnętrznym
wyrazie znikome, nieefektowne i w żadnym wypadku nie należały do kategorii
gwałtownych.
[...] Skończyłem pracę po północy. Zapaliłem papierosa. Wstałem od stołu,
rozejrzałem się po pokoju i przypomniałem sobie, że nie mam w domu nic do
czytania. Przerzuciłem leżące na stole broszury propagandowe, zwalone w nieładzie na półkę, jakieś powieści, które nie wiadomo dlaczego i po co, znalazły
się w biurze nasłuchu radiowego, i zatrzymałem wzrok na leżącej obok jednego
z biurek stercie starych tygodników. Wyciągnąłem na chybił trafił kilka numerów.
Z jednego z nich wypadła na podłogę dużych rozmiarów wkładka. Podniosłem
ją. Była to reprodukcja rzeźby z XVII wieku Innocenta da Palermo z kościoła San
228
Krzysztof A. Tochman
Damiano w Asyżu, przedstawiająca ukrzyżowanego Chrystusa. Usłyszałem szelest oliwek rosnących na stokach wzgórz umbryjskich i poczułem nieprzepartą
konieczność powrotu do Asyżu – tak! powrotu! – chociaż w tym mieście nigdy dotychczas nie byłem. Miała to być zdumiewająca droga powrotna ze świata
rozbitych wartości do wartości stałej, absolutnej i niezniszczalnej, którą niegdyś
lekkomyślnie i marnotrawnie opuściłem w okolicznościach tak odległych i tajemniczych, że ich w żaden sposób w świadomości odbudować nie umiem. Mogło się to równie zdarzyć przed wiekami, w nieubłaganej pamieci czasu, która
tkwi w każdym człowieku, jak i przed bardzo wieloma laty, gdy niepostrzeżenie
dla samego siebie przekroczyłem linię dzieciństwa. Spojrzałem na reprodukcję.
Wyobrażała Chrystusa w chwilę po Jego śmierci. Z półrozchylonych warg uszedł
ostatni oddech. Kolczasta korona spoczywała na Jego głowie jak gniazdo uwite
z cierni. Miał oczy zamknięte, ale widział. Głowa Jego wprawdzie opadła bezsilnie ku prawemu ramieniu, ale na twarzy malowało się skupione zasłuchanie we
wszystko, co się wokół działo. Ten martwy Chrystus żył.
Pomyślałem: Bóg.
I włożywszy reprodukcję do teczki, wyszedłem22.
Uwierzył... Zdecydował się przejść na wiarę katolicką.
2013 tom IV
WE WŁOSZECH
W lipcu 1946 Roman Brandstaetter z poręki prof. Kota został zatrudniony, jako attaché kulturalny ambasady reżimu warszawskiego
w Rzymie. Wówczas poznał sekretarkę ambasadora Reginę herbu Brochwicz-Wiktor. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.
15 grudnia 1946 pisarz pod wpływem doznań asyskich przyjął
chrzest, a 6 dni później pobrali się z Reginą w Rzymie w polskim kościele oo. paulinów. Wiele podróżował po Włoszech, ale najbardziej ulubionym jego miastem był Asyż. Tam bowiem zrozumiał istotę Jezusa
Chrystusa – Boga i Człowieka, starotestamentowego i narodzonego
z Maryi Dziewicy, który umarł na krzyżu, by zbawić ludzkość i świat.
Podróże owocowały przede wszystkim przemianą duchową Brandstaettera i jego Kronikami Asyżu, które napisał w latach 1946-1947.
Echa tych podróży znalazły odzwierciedlenie m.in. w takich utworach
pisarza jak: Faust zwyciężony, Dwie muzy, Krajobrazy włoskie, Teatr św.
Franciszka.
22
R. Brandstaetter, Krąg biblijny, dz. cyt., s. 89-90.
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
229
Postać św. Franciszka z Asyżu, odnowiciela Kościoła powszechnego,
i jego idee były dla Brandstaettera swoistym cudem, światłem i pięknem, w których widział Boga.
Każde piękno wg Franciszka jest odbiciem Boskiego piękna. [...] Ład w przyrodzie nie był dla Franciszka Bogiem. Był cudownym odbiciem Ładu Boga,
Twórcy najpiękniejszego Piękna, którego cząstką jest przyroda. Niszczenie przyrody jest równoznaczne z uśmiercaniem Piękna Bożego i godzi w święty Ład,
i zakłóca doskonałą Harmonię wszechrzeczy. Albowiem wszyscy razem tworzymy wielką, kosmiczną rodzinę, w której człowiek, przyroda, cały wszechświat,
słońce, księżyc planety, powietrze, woda i ogień, nawet śmierć cielesna są braćmi
i siostrami żyjącymi w cieniu Boga23.
Z ZIEMI WŁOSKIEJ DO POLSKI
Po powrocie do Polski z Rzymu w 1948 roku Roman Brandstaetter zamieszkał w Poznaniu. Zainteresowała się nim reżimowa bezpieka. Marzył o zamieszkaniu w Krakowie, na co w obawie, że wzmocni
„podwawelską reakcję”, nie pozwolili komuniści. Pomimo zatrudnienia
na stanowisku kierownika literackiego Teatru Polskiego, a następnie
Teatru Wielkiego, wiodło mu się biednie. Ale od czego byli przyjaciele?
Z pomocą pospieszyli poznańscy księgarze, m.in. Jan Jachowski24, bibliofil, wydawca, i Bolesław Żynda25. Pełnił również funkcję wiceprezesa Oddziału Poznańskiego Związku Zawodowego Literatów Polskich.
E. Krawiecka, Ze świateł zostały stworzone światy, [w:] Terebinty prozy poznańskiej.
Roman Brandstaetter, Przemysław Bystrzycki, Eugeniusz Paukszta, red. J.K. Pytel, Poznań
2007, s. 48-49.
24
Jan Jachowski (1891-1977) – księgarz, wydawca, właściciel Księgarni Uniwersyteckiej w Poznaniu. Po wojnie założył Spółkę Księgarsko-Wydawniczą „Księgarnia Akademicka”. Autor Wspomnień poznańskiego księgarza i wydawcy (1959). Odznaczony Srebrnym Wawrzynem Akademickim.
25
Bolesław Józef Żynda (1904-1988) – wileński i poznański księgarz. W latach
1912-1914 z rodziną na zesłaniu w Westfalii za trzykrotne złamanie zakazu sprzedaży
w księgarni Leona Żyndy w Gnieźnie Telegramów Kościuszkowskich i Śpiewników Narodowych. W 1920 rozpoczął praktykę w Księgarni Św. Wojciecha w Poznaniu (KŚW),
gdzie pracował jego ojciec Leon, a od 1922 w fi lii KŚW w Wilnie, następnie kierownik
fi lii wileńskiej. Z jego inicjatywy przy KŚW powstał prężny hurt księgarski, a w 1934
uruchomiono nowoczesny antykwariat. Zdobywał doświadczenie i szkolił się na USB
i w Niemczech. W latach 1939-1944 należał w Wilnie do konspiracji ZWZ-AK pod pseud.
„Kujawa” i „Kujawiak”; pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej Okręgu
Wileńskiego AK. Brał udział m.in. w operacji „Ostra Brama” – w Kolonii Kolejowej organizował i obsługiwał szpital polowy. W lutym 1945 repatriował się do Poznania. W 1948
WIZERUNKI
23
230
Krzysztof A. Tochman
W roku 1950 dla poratowania zdrowia przeniósł się do Zakopanego.
W grę wchodziły zapewne i sprawy polityczne. Jak zauważył jego kolega po piórze z „drugich” czasów poznańskich, Przemysław Bystrzycki, pisarz i cichociemny26, autor znanych rozmów – konwentykli z tym
słynnym pisarzem,
działać tu mogła świadomość większego osobistego bezpieczeństwa w narastającym politycznym terrorze: w miejscowości niedużej z falowymi napływami
turystów, pośród niewielu ale znaczących, znajomych, „pomiędzy góralami” (ci
na groźbę upaństwowienia ich lasów odpowiadali: „To my je, panocku spolim”;
nigdy nie oddali serca władzy ludowej, zresztą z wzajemnością)27.
2013 tom IV
W tym mieście przyszło mu spędzić kolejnych 10 lat życia. Otrzymał zatrudnienie jako przewodniczący Rady Kultury przy Miejskiej
Radzie Narodowej miasta Zakopanego. W roku 1950 został członkiem
Pen Clubu, co nie uchroniło pisarza od bardzo przykrego wydarzenia.
Wydane przez wrocławską oficynę Książnica Atlas Kroniki Asyżu decyzją Ministerstwa Kultury i Oświaty skierowano w 1952 na przemiał28.
Znane są jego „boje”, uwieńczone powodzeniem o nadanie głównej
ulicy Zakopanego imienia hr. Władysława Zamoyskiego, który przed
I wojną światową wykupił lasy tatrzańskie i wprowadził racjonalną gospodarkę, mającą chronić je przed dewastacją.
Władza ludowa nie próżnowała. Od roku 1949 pisarz jest rozpracowywany przez poszczególne piony aparatu represji w Poznaniu, a następnie w Krakowie i Zakopanem. – Poddawany inwigilacji z zaangażowaniem tzw. osobowych źródeł informacji: kontaktów operacyjnych
(ko), czyli tajnych informatorów UB, konfidentów, inaczej – kapusiów.
został aresztowany (zwolniony w 1949) pod zarzutem chęci oderwania upaństwowionego mienia KŚW. W 1953 powołany na członka Zarządu firmy oraz na kierownika KŚW,
członek honorowy Stowarzyszenia Księgarzy Polskich, Klubu Miłośników Historii Księgarstwa. Inicjator budowy Domu Księgarza w Przeźmierowie. Autor około 60 publikacji,
m.in. książek: Niezawiniona krzywda, czyli rzecz prawdziwa o Domu Księgarza w Przeźmierowie, Bibliografia wydawnictw Księgarni św. Wojciecha 1895-1969: w 75-lecie działalności wydawniczej (1970), Kazimiera Iłłakowiczówna we wspomnieniach starego księgarza (1988). Wiele jego prac zostało nagrodzonych: Kartki z pamiętnika poznańskiego
księgarza, Pierwsze ćwierćwiecze mojej księgarskiej pracy Poznań–Wilno 1920-1945. Odznaczony m.in. Komandorią Orderu Św. Sylwestra.
26
Zob. obszerny biogram Przemysława Bystrzyckiego (1923-2004), [w:] K.A. Tochman, Słownik biograficzny cichociemnych, t. I, wyd. 3, Zwierzyniec–Rzeszów 2008,
s. 36-40.
27
P. Bystrzycki, Szabasy z Brandstaetterem, Zwierzyniec–Rzeszów 2002, s. 15.
28
Drugie wydanie Kronik Assyżu ukazało się dopiero staraniem poznańskiego Pallottinum w 1957 (Kościan: Drukarnia Kościańskich Zakładów Przemysłu Terenowego).
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
231
Rok po brutalnej cenzurze wobec Kronik Asyżu napisał libretto do
opery Tadeusza Szeligowskiego Bunt żaków. Niebawem dokonał także
przekładów wybranych dzieł Szekspira. W roku 1956 zostaje członkiem
korespondentem francuskiej Academie Rhodanienne des Lettres29.
Z zachowanych szczątkowych akt UB dotyczących Romana Brandstaettera, które obecnie znajdują się w oddziale krakowskim Instytutu
Pamięci Narodowej, dowiadujemy się, jak permanentna była to inwigilacja. Dla przykładu: pismem z 22 września 1953 Naczelnik Wydziału
V Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bydgoszczy (WUBP), kpt. Jan Kusz30 składa raport Naczelnikowi Wydziału V
WUBP w Krakowie, powiadamiając, że w załączeniu przesyła dotyczący pisarza następującej treści wyciąg z doniesienia tajnego informatora
pseudonim (dalej: pseud.) „R-24”31 z 15 września:
Był w Toruniu w związku z prapremierą swojej sztuki [...] zajmuje wobec dzisiejszej rzeczywistości stanowisko lawirująco negatywne. Od kogoś (nie wymienił od kogo) w Krakowie dostaje do przejrzenia czasopisma polskie wychodzące
za granicą na Zachodzie. Ma je u siebie w Zakopanem, a potem zwraca tej osobie,
która mu je daje, otrzymując z Anglii drogą zdaje się dyplomatyczną32.
6 listopada 1953 kierownik Miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (MUBP) w Zakopanem por. Ireneusz Wikieł33 w odpowiedzi na pismo Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego
Academie Rhodanienne des Lettres – Literackie stowarzyszenie francusko-szwajcarskie założone w 1948. Skupia m.in. pisarzy Doliny Rodanu.
30
Kpt./ppłk Jan Kusz funkcję Naczelnika Wydziału V WUBP w Bydgoszczy pełnił
w czasie (III 1952–VII 1954). Później m.in. w stopniu majora był zastępcą Naczelnika Wydziału „B” KW MO ds. SB (I 1957 – XII 1958) i Naczelnikiem Wydziału „B” (VI 1961–V
1975). Zob. Aparat bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza, t. I-II, pod red. P. Piotrowskiego, Warszawa 2005-2006.
31
Pod pseud. „R-24” zarejestrowana 17 X 1951 jako informatorka UB Helena Bychowska-Iwanowa (1909-1959), literatka, tłumaczka, pracownik naukowy UMK w Toruniu.
W latach powojennych publikowała pod pseud. Jan Wujek felietony, humoreski, korespondencje zagraniczne (głównie z Bułgarii), opowiadania, utwory sceniczne, recenzje
teatralne, przekłady. Była m.in. autorką (z Tadeuszem Petrykowskim) – sztuki historycznej pt. Krzyż i jaszczurka. Zapis do nr 5729 z Dziennika Rejestracyjnego sieci agenturalnej b. WUBP w Bydgoszczy, IPN By 077/188, k. 1; Zapis do nr 5729/174 z Księgi rejestracji
sieci agenturalno-informacyjnej WUBP w Bydgoszczy, k. 1; J. Bełkot, Helena Bychowska,
Toruński Słownik Biograficzny, t. II, pod redakcją K. Mikulskiego), Toruń 2000, s. 51-53.
32
IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera,
k. 2.
33
Por Ireneusz. Wikieł (ur. 21 VI 1922 Warchoły), syn Józefa. Szefem MUBP był od
VIII 1952 do XI 1953. Służbę rozpoczął w 1948 jako milicjant plutonu operacyjnego i p.o.
komendanta ORMO w Komendzie Powiatowej ORMO w Bochni, zakończył w stopniu
WIZERUNKI
29
232
Krzysztof A. Tochman
w Krakowie, informuje Naczelnika Wydziału V WUBP, iż literat Roman Paweł Brandstaetter, syn Ludwika i Marii, urodzony w Tarnowie,
przybyły do Zakopanego w 1951 z Poznania, gdzie mieszkał przy ul.
Chełmońskiego 22,
utrzymuje zażyłe stosunki z Mejsnerem [Meissnerem] Januszem – literatem34.
Mejsner jest oficerem RAF-u, rozpracowywanym przez tut[ejszy] Urząd.
W załączeniu kierownik MUBP w Zakopanem przesyła doniesienia
trzech konfidentów, którzy mieli informować bezpiekę o Brandstaetterze i Meissnerze. Warto zacytować dużą część doniesienia informatora
UB o pseud. „Władek”35. Oddaje ono bowiem nie tylko ducha „cynicznej” i „topornej” epoki socrealizmu PRL, ale też charakteryzuje panujące układy pomiędzy literatami w kraju. Należy zaznaczyć, że niektórzy
z literatów nie poddawali się komunistycznemu dyktatowi bezwolnie.
2013 tom IV
Meissner mieszka razem z Brandstaetterem na parterze swojego domku. Jest
to człowiek niesłychanie nietowarzyski i jak się orientuję nie ma żadnych bliższych znajomości i może poza Kornelem Makuszyńskim36 czy Morstinem37, którzy mieszkają także w Zakopanem [...].
pułkownika na stanowisku zastępcy komendanta ds. SB Komendy Wojewódzkiej MO
w 1980 (IPN Kr 0151/1163, Akta osobowe funkcjonariusza UB/SB Ireneusza Wikieła).
34
Janusz Meissner (1901-1978), prozaik, pisarz marynistyczny, pilot myśliwski, oficer
Polskich Sił Powietrznych. Uczestnik II powstania śląskiego (1920). W latach 1926-1939
szef pilotażu Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie, dowódca eskadry i komendant
Szkoły Pilotów w Krakowie. Brał udział w wojnie 1939 roku; następnie we Francji i Wielkiej Brytanii. W latach 1942-1944 kierownik Polskiego Radia na obczyźnie; 1944-1946
oficer angielskich wojsk lotniczych RAF. W 1946 wrócił do kraju, zamieszkał w Zakopanem, od 1956 – w Krakowie. Autor książek, m.in.: Eskadra (1928), Szkoła orląt (1930),
Żądło Genowefy (1943), L-jak Lucy (1945). Odznaczony m.in. Krzyżem Virtuti Militari
5 klasy, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, dwukrotnie Krzyżem Walecznych.
35
Brak możliwości identyfi kacji.
36
Kornel Makuszyński (1884-1953) – prozaik, poeta, felietonista, krytyk teatralny,
członek Polskiej Akademii Literatury. W czasach II Rzeczypospolitej jeden z najpłodniejszych i najpoczytniejszych polskich pisarzy, autor ponad 60 książek. W 1904 współredaktor lwowskiego dziennika „Słowo Polskie”. Studiował polonistykę i romanistykę na Uniwersytecie Jana Kazimierza i na Sorbonie (1908-1910). W latach 1914-1915 internowany
w Rosji, w 1918 zamieszkał w Warszawie, od 1944 – w Zakopanem. Szykanowany przez
komunistyczne władze reżimowe w 1945 objęty został zakazem publikacji. Żył w zapomnieniu i niedostatku. Zmarł w Zakopanem, pochowany na Cmentarzu Zasłużonych na
Pęksowym Brzyzku. Odznaczony Krzyżami: Legii Honorowej i Komandorskim Orderu
Odrodzenia Polski.
37
Hr. Ludwik Hieronim Morstin (1886-1966) – legionista, dyplomata, redaktor, prozaik, poeta, dramaturg, tłumacz. Studiował (1906–1910) w Monachium, Berlinie i Paryżu. Do 1913 współredaktor miesięcznika „Museion”. Od 1914 w Legionach Polskich.
Członek Rady Regencyjnej. W latach 1919–1924 dyplomata w Paryżu i Rzymie, pełnił
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
233
także funkcję adiutanta szefa Polskiej Misji Wojskowej gen. Tadeusza Rozwadowskiego.
W latach 1930–1931 redaktor „Pamiętnika Warszawskiego”. W czasie kupacji niemieckiej działał w AK. Po wojnie przeniósł się do Zakopanego – m.in. prezes Towarzystwa
Miłośników Teatru im. Heleny Modrzejewskiej. Kierownik literacki w teatrach Krakowa
i Katowic. W 1960 przeniósł się do Warszawy, gdzie zmarł. Odznaczony m.in. Krzyżem
Oficerskim i Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Legii Honorowej i Orderem
Sztandaru Pracy I klasy.
38
Właśc. Stanisław Strumph-Wojtkiewicz (1898-1986) – pisarz, dziennikarz, żołnierz
I Korpusu Polskiego w Rosji, brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Oficer WP i PSZ
na Zachodzie. W 1945 powrócił z Londynu do Polski. Po wojnie wydał 31 książek.
39
Jerzy Wittlin (1925-1989) – pisarz, żołnierz AK. Autor słynnych za czasów reżimu
PRL „wademeków” i Dziennika – pamiętnika (t. 1-3, 1980-1986). Redaktor wydawnictwa
Książka i Wiedza (1950-1952) oraz Iskry (1952-1968), dyrektor Wydawnictw Artystycznych i Filmowych (1969). W latach 1949-1962 rejestrowany przez UB jako informator
bezpieki, pseud. „Janusz” (J. Siedlecka, Kryptonim „Liryka”. Bezpieka wobec literatów,
Warszawa 2008, s. 336; Twórcy na służbie. W służbie twórczości, red. S. Ligarski, Warszawa 2013, s. 24).
40
Maria (Mula) Krasicka (1915-1989) – córka Amelii i Kazimierza Zdziechowskich,
żona Władysława Krasickiego (1910-1942), ziemianina. W latach 1950-1975 kierowała zakopiańskim Domem Pracy Twórczej Związku Literatów Polskich „Asturia”, gdzie często
bywał z przyjaciółmi Brandstaetter.
WIZERUNKI
Ponieważ jego przeszłość przedwojenna jako pisarza jest ogólnie znana,
więc chciałbym się ograniczyć do tego, że wiele wie o nim Stanisław Skorupka-Wojtkiewicz38, pisarz zamieszkały w Warszawie, ponieważ Wojtkiewicz w okresie wojny pracował także w propagandzie rządu londyńskiego. Nie lubią się oni
bardzo i kiedyś Wojtkiewicz opowiadał mi długo i szeroko o dziejach Meissnera
w Anglii, niestety prawie wszystko wyleciało mi z głowy. Sadzę jednak, że można
by rozmowę tą przeprowadzić jeszcze raz pod jakimkolwiek pozorem.
Ostatnio Meissner po wydaniu powieści Wraki przystąpił na zamówienie
Spółdzielni Wydawniczej „Iskry” w Warszawie [...] do pisania powieści o dywersji i sabotażu w polskim lotnictwie. Zdaje się, że odbyto z nim jakieś rozmowy na
ten temat w Wydziale Propagandy KC PZPR. O tym może powiedzieć wszystko
wraz ze szczegółami Jerzy Wittlin39, kierownik Działu Literatury Współczesnej
w „Iskrach”, członek PZPR i człowiek jak mi się wydaje bezwzględnie godny zaufania. Tam dobrze byłoby pójść jako UB, gdyż [Jerzy] Wittlin z racji swej funkcji w tym ściśle politycznym wydawnictwie, na pewno nie raz udzielał informacji
o rozmaitych ludziach. Wittlin wie ze szczegółami, co Meissner ma za temat i jak
głęboko dopuszczono go do akt i tajemnic związanych z sabotażem.
Zarówno Meissner jak Brandstaetter stołuje się w „Astorii” Domu Pracy
Twórczej Zw[iązku] Lit[eratów] Polskich. Kierowniczką „Astorii” jest eks-hrabina Krasicka40, która jest z oboma w dużej przyjaźni. Meissner teraz także jest
o ile można wierzyć wrogiem Polski Ludowej. W dzień po śmierci Tow. Stalina
w rozmowie o Meissnerze, Brandstaetter na pytanie: „A jak tak Meissner patrzy
na to wszystko?” rozłożył tylko ręce i mrugał porozumiewawczo okiem. Potem
była mowa o nagrodzie państwowej, którą Meissner ma szanse otrzymać w tym
234
Krzysztof A. Tochman
roku i doszło do wynurzenia, że bodajże Meissner z jednej strony się cieszy z tego
ze względu na swą ambicję, lecz za to z drugiej strony nie bardzo mu w smak brać
nagrody od Rządu Ludowego.
[...] Roman Brandstaetter, ogólnie biorąc nie jest przyjacielem naszego ustroju. Umie to zresztą maskować dość dobrze i mówi na te tematy dopiero wtedy,
kiedy orientuje się, że rozmówca nie jest ostro nastawiony prorządowo. Zresztą mówi o tym b. rzadko, gdyż z trudem wierzy ludziom i jest b. powściągliwy
w wypowiedziach. Z tego co wiem o nim wnioskuję, że ma bardzo za złe komunizmowi, że zmusza artystów do pisania w pewnej dydaktycznej koncepcji,
która ma służyć ludziom bezpośrednio. Brandstaetter jest pisarzem raczej katastroficznym, smutnym mistycznym, chociaż z usposobienia jest raczej pogodny.
Nie utrzymuje stosunków towarzyskich na terenie Zakopanego i bardzo trudno
dostać się do niego do domu, gdzie przyjmuje tylko nielicznych ludzi.
Co do jego życia, to wiem o nim dość dużo, chociaż [...] chaotycznie i myślę,
że każde z tych wiadomości, jako słyszane od jego kolegów, lub od niego samego
żartem, powinno być jeszcze sprawdzone41.
2013 tom IV
W dalszej części donosu konfident „Władek” przybliża pochodzenie
pisarza i pisze, że Brandstaetter wykładał w chederze42 albo szkole rabinackiej. Wedługg Minkiewicza43 u niego uczył się młody poeta Arnold
Słucki, członek PZPR, zamieszkały obecnie w Warszawie. Słucki mógłby dużo powiedzieć o wczesnym życiu Brandstaettera, o ile informacja uzyskana od Minkiewicza jest prawdziwa. Twierdził on również, że
był z pisarzem w Wilnie w latach 1939-194944 i jako jeden z nielicznych
otrzymał od rządu radzieckiego pozwolenie na wyjazd do Palestyny.
Informator dalej kontynuował, że po powrocie do Polski Brandstaetter
pisał bardzo dobre sztuki, tylko, że ani jedna z nich nie była „dialektycznie w porządku”45.
Tajny Współpracownik (TW) „Władek” dziwi się ponadto jak to się
stało, że kandydat na rabina przeszedł na „obłędny momentami kato41
IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera,
Doniesienie informatora „Władka”, Zakopane 8.3.1953, k. 5.
42
Cheder – elementarna niedzielna szkoła żydowska o charakterze religijnym, obejmująca nauczanie czytania hebrajskiego.
43
Janusz Minkiewicz (1914–1981) – satyryk, autor książek dla dzieci i szopek politycznych, tłumacz literatury rosyjskiej. Studiował fi lozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Po wybuchu wojny kierował (1940-1941) wileńskim teatrem satyrycznym, od 1941
współpracował z warszawskimi teatrami i pismami satyrycznymi: „Szpilki“, „Przekrój“
i „Cyrulik Warszawski“.
44
Informacja nieścisła: R. Brandstaetter wyjechał z Rosji Sowieckiej w 1940 roku.
45
IPN Kr 010/7799, Sprawa rozpracowania Romana Brandstaettera, Doniesienie informatora „Władka”, Zakopane 8.3.1953, k. 6.
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
235
licyzm, że nosi pod koszulą wielki złoty krzyż ”. Ponadto zaznacza, że
wszystkie te pobieżne informacje, będzie można pogłębić, jeżeli zajdzie
taka potrzeba. Przypuszcza, iż koledzy Brandstaettera po piórze, którzy go znają od dawna i byli praktykującymi Żydami, tj. Adolf Rudnicki46 i Karol Szpalski47 z Krakowa, mogą o nim i jego rodzie dużo
powiedzieć.
Informator „Władek” zapoznaje również funkcjonariusza UB z Zakopanego, Waszczeka, z rozmową sprzed piętnastu lat, z której miało
wynikać, że Brandstaetter był jednym z najlepszych propagandzistów
ruchu socjalistycznego48 i wiele na ten temat pisał i mówił. Według konfidenta należałoby rozmawiać z Żydem, który zna dobrze tamte czasy.
Jego tematyka w tym czasie dotyczy historii Polski o zabarwieniu zdecydowanie nacjonalistycznym. Zaufany agent komunistyczny „Władek” poucza ponadto Urząd Bezpieczeństwa jak penetrować sprawy
Adolfa Rudnickiego i Karola Szpalskiego: nie przy pomocy własnych
konfidentów, gdyż ani jeden z tych pisarzy nie wydaje się godny zaufania bezpieki. Zaleca, by informacje pod pozorem rozmowy wydobył od
wymienionych któryś z pisarzy.
Inny konfident UB pseud. „Janusz”49 w donosie z 29 kwietnia 1953
tak m.in. mówi o Romanie Brandstaetterze:
46
Adolf Rudnicki, właśc. Aron Hirschhorn (1909-1990) – polski pisarz żydowskiego pochodzenia, prozaik, eseista. Debiutował na łamach „Kuriera Porannego” (1930);
uczestnik kampanii wrześniowej, wzięty do niewoli, uciekł. W latach 1940-1941 we Lwowie, gdzie był działał w Narodowym Komitecie Żydowskim. W 1940 wstąpił do Związku
Radzieckich Pisarzy Ukrainy. Od 1942 w Warszawie, brał udział w podziemiu kulturalnym; uczestnik Powstania Warszawskiego. Po wojnie współpracował m.in. z warszawskim czasopismem „Świat”.
47
Karol Szpalski, właśc. Mojżesz Spielmann (1908-1963) – ur. w Tarnowie w rodzinie
żydowskiej, pisarz, redaktor naczelny pisma satyrycznego „Szpilki”, członek i dyrektor
artystyczny kabaretu Wagabunda, autor książek dla dzieci. Od 1957 na emigracji w Brukseli, gdzie zmarł.
48
Konfident myli się, chodziło o ruch syjonistyczny, a nie socjalistyczny.
49
TW „Janusz“ (pseud. Jerzego Wittlina) – brak możliwości identyfi kacji. (http://
pl.wikipedia.org/wiki/Jerzy_Wittlin, dost. 1 II 2014; S. Ligarski, Twórczy donosiciele. Pomocnicy aparatu represji w Polsce Ludowej, http://niniwa22.cba.pl/cytaty_z_donosow.
htm, dost. 1 II 2014).
50
Prawdopodobnie chodzi o Gieysztora. Brak możliwości identyfi kacji.
WIZERUNKI
[...] od Geysztora50 uzyskałem następujące dane. Znajomość Geysztora [...] była
z [...] Palestyny. [...] Brandstaetter pisał za granicą przeciwko Andersowi rzekomo dla pucu i swojego nazwiska. Widywał się i przeprowadzał rozmowy z Andersem. Do Polski wyjechał jako komunistyczny publicysta i całą swoją pracą
236
Krzysztof A. Tochman
twórczą służy Polsce Ludowej, dla zatuszowania swej działalności i w całej pełni
zgrywa proletariusza
Nie zatrudnia służącej ani kucharki. Chodzi sam z menażkami po obiady, że
to on jako publicysta-proletariusz też jada z kuchni zbiorowego żywienia, ubiera
się dość skromnie, aby się w oczy nie rzucało, unika lokali, aby się za dużo nie
afiszować. Mieszka w Zakopanem celowo. Aby mieć szczegółowe wyjaśnienia co
to wszystko ma znaczyć w mniemaniu ob. Gieysztora, starałem się przeczyć, że
to wszystko lipa i poronione pomysły jego jak i wszystkie inne z jego życia.
Wyjaśnienia Geysztora były w ten sposób, że za granicą dla pucu to robił
przeciwko Andersowi, aby dobry grunt sobie przygotować na pobyt i działalność
w Polsce.
[...] ubiera się nie rażąco, ale w jego ubiorze nie ma ani jednej nitki z naszej
produkcji, tylko wszystko zagraniczne materiały. W lokalach jak bywa, to formalnie się ogląda, czy nikomu nie podpada. W Zakopanem mieszka celowo,
aby być na granicy i w razie, gdy go wytropią, to na pewno by mógł nawiać51.
Poza tym ma możność widywania się z ludźmi z całej Polski i komunikować się
z nimi pod pozorem wczasów i imprez sportowych. Widuje jego b. często w towarzystwie przedwojennej elity, arystokracji, dwójkarzy, wojskowych itp., których mało kto zna i zauważy. Wyjeżdża często na dość długi pobyt do Warszawy
pod pozorem działalności literackiej. Przebywa w towarzystwie literatów, którzy
nie są zwolennikami obecnego ustroju. Wszystko to, jak twierdzi Gieysztor, daje
Brandstaetterowi aż za dużo możliwości do wykonywania i spełnienia jego zadania, tak, że nikomu nie podpada.
[...] W lutym i marcu [1953 r.] Gieysztor zwracał się do Brandstaettera w celu
uzyskania pomocy materialnej i pracy. W tym celu widywał się z Brandstaetterem w kawiarni „Europejskiej” i u „Fuksa”. Jak opowiadał, to u „Fuksa” był
razem z nim Meissner i Makuszyński. [...]. Brandstaetter przyrzekł mu postarać
się o pracę [...]52.
Na Brandstaettera donosi również konfidentka UB pseud. „Zaleska”53, informując m.in. swojego mocodawcę z UB, por. I. Wikieła, iż
p. Romana poznała zimą 1952 w kawiarni „Dziurka” w Zakopanem
2013 tom IV
51
IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera,
Wyciąg z doniesienia informatora o pseud. „Janusz” z dnia 29.4.1953, Zakopane, k. 8.
52
IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera,
Wyciąg z doniesienia informatora pseud. „Janusz” z dnia 29.4.1953, Zakopane, k. 8.
53
Pod tym pseudonimem zarejestrowana informatorka UB o pseud. „Zaleska” to
Helena Ilona Potocka-Kaczmarek (ur. 1914 w Krzywoszynie), mieszkała w Zakopanem; tancerka baletowa. W 1962 wyjechała do RFN i odmówiła powrotu do PRL. IPN
Kr 009/5863, Teczka personalna „Zaleska”: IPN Kr 39/013701, Kartoteka paszportowa
R. Brandstaettera: IPN Kr 041/51/1, Kserokopia zapisu z dziennika rejestracyjnego sieci
agenturalnej WUBP/WUdsBP/KW MO w Krakowie; IPN Kr 00175/16, Kserokopia zapisu dziennika archiwalnego KWMO/WUSW w Krakowie, Dział I.
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
237
przez Marię Stpiczyńską zamieszkałą w Warszawie przy ul. Złotnej54
nr 9. Wyjaśnia, że p. Roman z p. Marią są w zażyłych stosunkach, i że
Stpiczyńska jest żoną byłego redaktora „Kuriera Porannego” (Wojciecha Stpiczyńskiego), który zginął w wypadku samochodowym jeszcze
przed wojną. Informatorka wie, że Brandstaetter mieszka w domu Janusza Meissnera i utrzymuje kontakty m.in. z Wąsowiczową55, dr. Zysem, Morstinem i Gutowską, żoną adwokata z Warszawy, który do 1947
był attaché handlowym ambasady komunistycznej we Włoszech56.
Kolejny TW o sporym stażu donosicielskim pseud. „Longin”57 tak
charakteryzuje pisarza:
O panu Romanie krakowską bezpiekę informowali jeszcze inni konfidenci
reżimowej bezpieki: TW „Rudnicki” (Olgierd Terlecki) i „Wadowska”58 Inwigilował Brandstaettera Departament IX Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego
centrali warszawskiej. Pismem z 17 listopada 1955 mjr Jan Duda, zastępca naczelnika Wydziału VI Departamentu III informował naczelnika Wydziału III
Wojewódzkiego Urzędu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego, iż Departament
IX Centrali jest w posiadaniu pisma, z którego wynika, że ww. literat zamieszkały w Zakopanem utrzymuje szereg kontaktów z osobami przebywającymi za
granicą, m.in. z Januszem Poray-Biernackim59 z Londynu, oraz przesyła swoje
prace do Londynu. Do listu dołączono dwie recenzje sztuki Brandstaettera Noce
narodowe – autorstwa Jana Bielatowicza, wydrukowaną w londyńskim „Życiu”,
54
Mowa o ul. Złotej w Warszawie.
Prawdopodobnie chodzi o Janinę Dunin-Wąsowicz z domu Rubach (1896-1972).
56
IPN Kr 010/7799, Sprawa operacyjnego rozpracowania Romana Brandstaettera,
Wyciąg z doniesienia informatorki pseud. „Zaleska” z dnia 9.10.1953, Zakopane, k. 11.
57
TW „Longin” to Aleksander Witold Junosza Olszakowski (1902-1977) – literat,
dziennikarz. Absolwent Wydziału Filozoficznego UW (1929). Współpracował z redakcjami „Naokoło świata”, „Ilustracja Polska”, „Kurier Warszawski”, „Robotnik”; od 1946
– z Głównym Zarządem Informacji Wojskowej WP w Warszawie. 29 XII 1950 zwerbowany do współpracy z UB przez kierownika Sekcji 7 Wydz. V WUBP Antoniego Wojnara,
od 1964 k.p. „Platon”. IPN Kr 009/3135, Teczka personalna TW „Longin”.
58
„Wadowska” – pod tym pseudonimem została zarejestrowana Anna Natalia Rudzka-Cybis (1897-1988) – artystka malarka, żona Jana Cybisa. W 1945 powołana na stanowisko profesora Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, od 1960 dziekan Wydziału
Malarstwa.
59
Janusz Poray-Biernacki pseud. literacki Janusz Jasieńczyk (1907-1996) – absolwent
prawa Uniwersytetu Warszawskiego, adwokat (1936). Dziennikarz „Wieczoru Warszawskiego” i „Małego Dziennika”. W latach 1939-1940 redagował konspiracyjny tygodnik
„Pobudka”. Pod koniec roku 1940 jako emisariusz ZWZ, przedostał się do Palestyny,
gdzie wstąpił do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Brał udział w obronie Tobruku i bitwie pod Gazalą. Od 1943 pracował w Polskim Centrum Informacji w Jerozolimie. Od 1947 – w Londynie. Współpracował z „Dziennikiem Polskim” – „Dziennikiem
Żołnierza”, „Kulturą”, „Orłem Białym”, „Polską Walczącą” i „Wiadomościami”. W 1952
otrzymał nagrodę KOW „Veritas”. Zmarł w Londynie.
WIZERUNKI
55
238
Krzysztof A. Tochman
oraz Marii Danielewicz Zielińskiej wydaną w „Dzienniku Polskim i Dzienniku
Żołnierza”. Obok – wrogie artykuły emigracyjne.
POZNAŃ PO RAZ DRUGI
W roku 1960 Roman Brandstaetter powrócił z Zakopanego do Poznania. Zamieszkał w domu przy ul. Winogrady 37, gdzie z żoną zajęli nieduże mieszkanie. Jego kłopoty z bezpieką nie skończyły się, ale
w miarę normalnie w domowym zaciszu mógł w służbie Bogu i Narodowi pracować i tworzyć.
I tak w latach 1962-1972 powstało 4-tomowe dzieło jego życia Jezus z Nazaretu60. O rodowodzie swego najważniejszego prozatorskiego
dzieła, którego napisanie wymagało dużej odwagi, wspomina później
w rozmowie z redaktorem „Nowych Książek” Andrzejem Bernatem:
2013 tom IV
[...] biłem się z myślami bardzo długo. Już potem, kiedy siadłem do pracy nad
tą książką i zacząłem zbierać materiały, kiedy one zaczęły się mi piętrzyć, a ja
straciłem orientację w masie tych dróg, ścieżek, kolein, w pewnej chwili zwątpiłem o możliwości napisania o Jezusie z Nazaretu. Uważałem to w pierwszej fazie
za szaleństwo. Ale potem wszedłem pewnego ładnego poranka w tę całą robotę, zaczęło się pisanie i trwało przez 10 lat. Jednak pierwsze kiełki pojawiły się
jeszcze w roku 1935 podczas mojego pierwszego pobytu w Palestynie. Już wtedy
chodziła mi książka o Chrystusie, ale byłby to inny Chrystus niż ten w Jezusie
z Nazarethu i byłaby to inna książka. I z racji tej, że nie miałem jeszcze tych różnych doświadczeń literackich, i z racji mojego ówczesnego światopoglądu. Jeżeli
chodzi o Chrystusa z roku 1935, to byłby najprawdopodobniej wielkim prorokiem żydowskim. Byłaby to ta teza, która jest oficjalnie przyjęta przez współczesną judaistykę. Nie negatywny stosunek do Chrystusa, przeciwnie pozytywny,
ale do Chrystusa – człowieka, a nie Chrystusa – Boga. Za drugim pobytem w Palestynie ta myśl o napisaniu książki wciąż wracała i rosła. Nie miałem możliwości wówczas pracować, człowiek żył wówczas pod obuchem wojny. Z tego okresu
jerozolimskiego pozostały właściwie dwie rzeczy61.
Tłumaczono dzieło na najważniejsze języki świata. Po ukazaniu się
pierwszych dwóch tomów Jezusa z Nazarethu w recenzji ks. prof. Jana
K. Pytla czytamy:
60
Tom I dzieła ukazał się w 1967, II w 1969, III w 1971, IV w 1973, nakładem wydawnictwa „Pax”.
61
Na skrzyżowaniu dwóch kultur. Rozmowa z Romanem Brandstaetterem. Rozmawiał
Andrzej Bernat, „Nowe Książki” 1981, nr 21, s. 8.
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
239
jest to dzieło wielkiej klasy, jego nowością jest to, że stosuje zasadę Augustyna
o przenikaniu się obu Testamentów, uwzględnia „piątą Ewangelię” (znajomość
ojczyzny Jezusa), odwołuje się do tekstów talmudycznych i qumrańskich” 62.
Po latach ks. profesor wspomina:
W odpowiedzi na recenzję zatelefonował do mnie Roman Brandstaetter z podziękowaniem i zaznaczył, że jest to najlepsza recenzja, jaką otrzymał o pierwszym i drugim tomie Jezusa z Nazarethu. Uważam że pod względem treści
budowane na teologii obu Testamentów opisów piękna przyrody i znajomości
kontekstu biblijnego. Tetralogia przewyższa życie Jezusa Ernesta Renana, historię Jezusa Józefa Papiniego, Dzieje Chrystusa Henri Daniel-Ropsa, Życie Jezusa.
Na tle kraju i narodu Izraelskiego Franciszka Michała Willama.
Imię Brandstaettera rozsławione zostało również przez dramat Dzień gniewu.
Prawdopodobnie dramat ten po raz pierwszy odegrali klerycy Arcybiskupiego
Seminarium Duchownego w Poznaniu. O ile nie zawodzi mnie pamięć rolę Żyda
Emanuela Blatta odtwarzał kleryk, który się nazywał Zenon Grocholewski i jest
dzisiaj kardynałem prefektem Kongregacji ds. Wychowania w Watykanie.
Jestem przekonany, że Roman Brandstaetter swoją wspaniałą książką Krąg
Biblijny oraz opowiadaniem Lament nieczytanej Biblii przewyższył także Paula
Claudela, który był propagatorem Pisma Świętego, domagał się przywrócenia
Ludowi Bożemu Pisma świętego Starego Testamentu w niewielkiej książeczce
Umiłowanie Pisma Świętego63.
Wspomina Brandstaetter o łączności z czytelnikami, jako że pisarz
tworzy z myślą o nich. – O tym, iż otrzymywał dużo listów na temat
swojej twórczości, o jej odbiorze oraz o różnych zagadnieniach moralnych. Często te listy dostarczały mu dramatycznych, a nierzadko wzruszających przeżyć. Pomagał czytelnikom zrozumieć Boga, a oni byli
mu za to wdzięczni.
W tym samym wywiadzie pisarz snuje rozważania na temat polskiego romantyzmu, Krasińskiego, Mickiewicza, jest pełen uznania
zwłaszcza dla Słowackiego:
62
Ks. J.K. Pytel, Żniwobranie z trudnego z zasiewu (25 rocznica śmierci Romana
Brandstaettera). 1 Z trudnego zasiewu, kps, s. 1. Ze zb. ks. J.K. Pytla.
63
Tamże.
WIZERUNKI
[...] Dużo wysiłku mnie kosztowało, by przezwyciężyć pewne schematy romantyczne, pewne kategorie romantycznego myślenia. Podobnie jeśli idzie o warsztat
literacki, również trzeba było w sobie pewne wartości romantyczne przewalczyć.
Miałem też niewątpliwe skłonności do patosu, choć go bardzo nie lubię, jego też
musiałem pokonać. Choć z drugiej strony bardzo często patrząc na to wszystko,
co się dookoła nas dzieje, dochodzę do wniosku, że romantyzm to była rzecz bardzo mądra i bardzo polska. Ze Słowackim wiążę się moje wspomnienie z roku
240
Krzysztof A. Tochman
1927. Dla ludzi, pisarzy z mojego pokolenia, którzy w Krakowie stali naprzeciw
trumny z prochami Słowackiego wystawionej w Barbakanie, na niej białoczerwony sztandar, to była jakaś chwila wielkiej nobilitacji tego pisarza, który zresztą
skrzywdzony był przez Życie. Nie zapominajmy, że Mickiewicz ani słowem nie
wspomniał o Słowackim w College de France64. Gdy Słowacki umarł, Mickiewicz
nie był na jego pogrzebie, choć był wtedy w Paryżu. Na tym pogrzebie było tylko
trzydziestu ludzi. Tego człowieka nie uznawano, nie tworzył legend o sobie, był
niedoceniany, a Mickiewicz robił wszystko, żeby go pogrążyć. Mówiąc między
nami Mickiewicz nie zawsze był sprawiedliwy w ocenach ludzi i sytuacji. Jego
koncepcja socjalistyczno-bonapartystyczna była swoistym szaleństwem, organizacja legionu we Włoszech fantasmagorią. Tworzenie legionu żydowskiego
w Konstantynopolu, którego dokumenty znalazłem i ogłosiłem drukiem w 1931
roku w Paryżu, było wielkim nieporozumieniem. Zamiast siedzieć w Lozannie,
pisać i tworzyć, bawił się w rzeczy nierealne. Jego koncepcja polityczna na pewno
nie zwyciężyła. Wizje realnej przyszłości miał Krasiński w Nieboskiej komedii
i Słowacki. Tylko oni dwaj. Ten Słowacki szedł za mną w życiu jak cień. Pytanie
Anhellego – dlaczego ja żyję? – typowo Pascalowskie, egzystencjalne, po latach
stało się początkiem mojej świadomości pisarskiej i życiowej.
2013 tom IV
Publikował w „Przewodniku Katolickim”, „Niedzieli”, „W drodze”
i „Gościu Niedzielnym”, książki drukował głównie w Wydawnictwie
„Pax”. Chętnie spotykał się z czytelnikami, w różnych miejscach i czasie, ale nie lubił udzielać wywiadów. W jednym z nielicznych z roku
1981 wyjaśnia powód tej niechęci:
Mówiąc szczerze nie lubię udzielać wywiadów. Gdy mam coś do powiedzenia
o sobie, to piszę na takiej Flaubertowskiej zasadzie – madame Bovary to ja. To
nie jest jakaś poza czy fanaberia. Powody są inne. Jestem z charakteru i z temperamentu nastrojowcem, typem właściwie kameralnym. Często się zdarzało, że
wywiady ze mną przeprowadzane ograniczały się do udzielenia informacji odpowiadających na pytanie – co pan pisze? A więc piszę to, piszę tamto, zamierzam to, nie zamierzam tamtego. Takie wywiady nie mają sensu. Ustalamy sobie
dzień, ustalamy godzinę. Nie zawsze do rozmów jestem przygotowany. Niekiedy
człowiek jest tak usposobiony, że właśnie w tej chwili nie umie z siebie niczego
wskrzesić. Wywiad rozumiem, jako pewnego rodzaju dialog, a u nas takie wywiady ograniczają się do monologu. Z tymi dialogami w ogóle jest bardzo krucho. Nie mamy ani tradycji dialogu, ani kultury dialogu. [...] Nigdy w Polsce nie
było salonów literackich, wobec tego nie prowadzono w nich literackich rozmów.
Nie wykształciła się forma dialogu w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie mamy tej
kultury dialogu, która istnieje choćby we Francji czy w Niemczech. Stąd kultu64
Wg Artura Sandauera Mickiewicz w czasie pobytu w Paryżu i podczas tzw. prelekcji paryskich (1940-1944) nawoływał Żydów do zachowania swojej tożsamości i kultu
religijnego.
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
241
ra dramatopisarska w Polsce też nie stoi wysoko. Przecież właściwie poza kilkudziesięcioma dramatami dramatopisarstwa nie posiadamy. Nie jesteśmy, tak jak
powiedzmy Francuzi, narodem dramatopisarzy. Wynika to stąd znowu, że Polak
lubi monologizować, lubi wygadać się, drugiego rzadko słucha. W tradycji naszej
kultury każdy Polak musi mieć rację i ta jego racja bardzo trudna jest do obalenia. W takim klimacie nie powstają dramaty, nie powstają sztuki sceniczne65.
Mistrz Brandstaetter miał ulubione miejsca spotkań dla wymiany
myśli z bliskimi mu osobami. Takim miejscem była poznańska kawiarnia „W-Z” przy ul. Fredry 12, niedaleko Collegium Maius. Bywali
w niej w różnych odstępach czasu i z różną częstotliwością m.in.: bibliofil Jan Jachowski, księgarz Bolesław Żynda, prof. Roman Pollak66
z UAM, Kazimierz Flatau67, dyrektor Banku PKO Kalwaryjski, filozof
Andrzej Siemianowski68, dyrektor drukarni uniwersyteckiej Kazmierz
Schmidt, Jerzy Lubicz-Chojnowski69, ks Franciszek Jęcz, ks. dr Jerzy
Szelmeczka70, inż. Kornel Białobłocki71... Rozmowy w swoich słynnych
65
Na skrzyżowaniu dwóch kultur. Rozmowa z Romanem Brandstaetterem [...], s. 5.
Roman Pollak (1886-1972) – historyk literatury, rektor tajnego Uniwersytetu Poznańskiego, profesor UAM, badacz literatury staropolskiej, szczególnie polskiego baroku. Członek-założyciel Cracovii (1906) i jej piłkarz. Prześladowany przez reżim komunistyczny.
67
Kazimierz Flatau (1910-2000) – klawesynista, pedagog, krytyk muzyczny, wykładowca fizyki na UAM, tłumacz i astrolog. Inwigilowany i prześladowany przez reżim
PRL.
68
Andrzej Siemianowski (1932-2009) – fi lozof, socjolog, publicysta, działacz katolicki, ekumenista. Wykładał na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, Uniwersytecie
Wrocławskim, członek zespołu „Więzi”. W ostatnich latach życia wykładał na Wydziale
Teologicznym UAM i w Seminarium oo. karmelitów w Poznaniu. Zarejestrowany przez
SB jako ko „Alfa”, TW „Herbert”. http://lustronauki.wordpress.com/2010/02/11/andrzejsiemianowski/, dost. 5. I 2014.
69
Jerzy Lubicz-Chojnowski (1917-2010) – w 1938 szef pionu organizacyjnego RNR
“Falanga” w Białymstoku; We wrześniu 1939 walczył jako żołnierz 2. pułku ułanów, ranny. W 1939 został zaprzysiężony do Służby Zwycięstwu Polski. Po nawiązaniu kontaktu z podziemiem narodowym przeszedł do Narodowej Organizacji Wojskowej, był inspektorem powiatowym Okręgu Warszawa-powiat. Aresztowany przez Niemców w 1942
– więziony na Pawiaku, skąd uciekł; w 1945 aresztowany przez UB – więziony w Rawiczu.
Po wyjściu z więzienia pracował w PGR na Ziemiach Odzyskanych, następnie działał
w Stowarzyszeniu „Pax”. Zmarł w Poznaniu (Informacje od Rafała Sierchuły, 7 I 2014).
70
Jezuita dr Jerzy Szelmeczka (zm. 1998) – pchor. WP, wykładowca matematyki na
KUL i UAM. Redaktor „Biblioteki Kaznodziejskiej”.
71
Inż. Kornel Białobłocki (zm. 2011) – żołnierz AK, wieloletni prezes Towarzystwa
Archeologicznego i Numizmatycznego, długoletni pracownik „Energopolu 7” w Poznaniu. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Armii
Krajowej, Krzyżem Partyzanckim, Honorową Odznaką Miasta Poznania i Odznaką Honorową za Zasługi dla Województwa Poznańskiego.
WIZERUNKI
66
242
Krzysztof A. Tochman
„szabasach” spisywał znany literat Przemysław Bystrzycki. W czasie
jednego ze spotkań, gdy dyskutowano powstające dzieło teatrologii Jezus z Nazaretu, Brandstaetter powiedział: „Chciałbym, jak święty Paweł z Tarsu, szerzyć słowo Pańskie”72. Bystrzycki zanotował, iż to wyznanie świadczyło o szczerości i przyjaźni dla niego:
Tę szczerość ceniłem sobie wysoko. Obie cechy mieściły się w jego stosunku
do byłych współwyznawców. Na moje narzekania na Żydów, nie pamiętam już
z jakiego powodu, odpowiedział cytatem z Goethego: „Niech pan zostawi Żydów
i komary...”. O polsko-żydowskich wzajemnych niechęciach wspominał rzadko.
Do podobnych animozji stosował bardziej obserwację obyczajową niż rasową.
Wyznał: „Proszę pana, Pan Bóg miał z moim narodem tak wiele zmartwień...”.
Może myślał o perypetiach praojców przedstawionych w książce, którą akurat
pisał [...]. Dawał też świadectwo dystansu i obiektywizmu. Nigdy nie mówił o tak
zwanym polskim antysemityzmie. Wiedział, związany z polską kulturą, tworzący tę kulturę, z obyczajem, z kręgiem przyjaciół, że określenie: „antysemityzm”
służy często do gry politycznej. Nie jest odbiciem rzeczywistości. Jako pojecie
– jest także nieścisłe. Może być stosowane do samych Żydów, prowadzących wojnę z Semitami-Arabami, jak do Arabów objętych płomieniem intifady przeciwko
tymże współbraciom Semitom. A wprowadzenie terminu bez ścisłego desygnatu,
terminu wywodzącego się z contraditctio in adiecto73 wprowadza w debacie zamęt, służy – tak o języku w ogóle powiadał Talleyrand 74– do zakrywania myśli.
Zdaniem kardynała Paryża Jeana Marie Lustigera75 – prawy katolik nie może być
antysemitą, ponieważ Chrystus był Żydem76 .
72
P. Bystrzycki, Szabasy [...], s. 45.
Contradictio in adiecto (z łac.) – sprzeczność w przymiotniku, błąd logiczny.
74
Charles Maurice de Talleyrand-Périgord (1754-1838) – francuski dyplomata, minister spraw zagranicznych Francji, m.in. za rządów cesarza Napoleona I Bonaparte, biskup
Autun, książe Benewentu. Znany był jako wyjątkowo zdolny, cyniczny i bezwzględny.
75
Jean-Marie Lustiger, do 1940 Aron Lustiger (1926-2007) – kardynał, metropolita
Paryża, pochodzenia żydowskiego z Będzina. Rodzina jego w 1917 wyemigrowała z Polski do Magdeburga, a następnie do Paryża. Karol Lustiger (1898-1982), ojciec przyszłego
duchownego katolickiego w 1925 poślubił Gizelę z domu Lustiger, córkę o będzińskiego rabina. Od 1939 przebywał w Orleanie u zaprzyjaźnionej rodziny katolickiej Suzanne
Combes. Pod wpływem wypadków wojennych przeszedł na wiarę katolicką i ochrzcił się
w 1940, zmieniając imię na Jean-Marie. W czasie okupacji Francji jego ojca wcielono do
wojska, a matka została w 1942 wywieziona do obozu koncentracyjnego w Auschwitz,
gdzie w 1943 zginęła.
76
P. Bystrzycki, Szabasy [...], s. 45.
2013 tom IV
73
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
243
Nie stronił od spotkań z czytelnikami, m.in. z seminarzystami. Jedno z takich zapamiętał prof. dr. hab. UAM Ryszard Fiedorow77, który
notuje po latach:
Przypominam sobie, że pierwszy raz spotkałem Brandstaettera w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu w roku 1967. Ks. [Jan Kanty] Pytel78,
który był wówczas wicerektorem tego Seminarium, zaprosił Romana Brandstaettera na spotkanie z klerykami, na którym Brandstaetter opowiadał o I tomie
„Jezusa z Nazaretu”, którego pisanie właśnie ukończył. Odpowiadał także na pytania o midrasze79 w Piśmie Świętym. Brandstaetter miał dość krytyczny stosunek do teorii midraszy w Piśmie Świętym. Na tym samym spotkaniu wygłosiłem
prelekcję na temat „Wiara a nauki przyrodnicze”, o co poprosił mnie ks. Pytel.
Następnie ks. Jerzy Pikulik (późniejszy profesor muzykologii kościelnej na warszawskiej ATK) odwiózł nas samochodem do domu (Brandstaetter i ja mieszkaliśmy w tym samym rejonie Poznania)80.
77
Prof. zwyczajny Ryszard Fiedorow (ur. 1937) – pracownik naukowy Zakładu Katalizy Heterogennej Wydziału Chemii, wykładowca UAM w Poznaniu; dr (1965), dr hab.
(1972), prof. (1986). Od 2002 członek Komitetu Założycielskiego i wiceprezes Stowarzyszenia im. Romana Brandstaettera.
78
Ks. prof. zwyczajny Jan Kanty Pytel (ur. 1928) – biblista. Członek Zwyczajny (19851995) Rady Naukowej Episkopatu Polski z wyboru Konferencji Plenarnej Episkopatu,
archidiecezjalny duszpasterz inteligencji (1975-90), asystent kościelny (1989-1996) Klubu Inteligencji Katolickiej w Poznaniu, dziekan (1981-1987) Papieskiego Wydziału Teologicznego w Poznaniu, kierownik (1983-1988) Zakładu Nauk Biblijnych, wykładowca
(1975-1998) w Instytucie Filologii Polskiej i Klasycznej UAM. Autor, współautor i redaktor kilkudziesięciu książek. Współtwórca Brandstaetterologii w Polsce, od 2002 prezes
Stowarzyszenia im. Romana Brandstaettera.
79
Midrasz (z hebr.: badać, dociekać) – rodzaj opowieści homiletycznej w Judaizmie
rabinicznym, wyjaśnianie poszczególnych fragmentów Biblii hebrajskiej Starego Testamentu, sposób objaśniania jej przez rabinów – studiowania, komentowania za pomocą
opowieści i sentencji.
80
List Ryszarda Fiedorowa do autora z 28 XII 2013.
WIZERUNKI
Mistrz Brandstaetter był również polskim patriotą. W dobie Solidarności bardzo mocno zaangażował się w prace nad powstaniem
pomnika upamiętniającego bohaterskich „cegielszczaków” i innych
mieszkańców Poznania z pamiętnego czerwca 1956.
Po wydarzeniach sierpniowych 1980 roku jedną z pierwszych inicjatyw organizującego się w Poznaniu niezależnego związku zawodowego
NSZZ „Solidarność” była budowa pomnika upamiętniającego zryw
wolnościowy 1956 roku. Zebranie przedstawicieli Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ Solidarność Region Wielkopolska
10 października 1980 uchwaliło postulat zbudowania Pomnika Ofiar
Czerwca 1956, a 21 października powstał Społeczny Komitet Budowy
2013 tom IV
244
Krzysztof A. Tochman
pod przewodnictwem Romana Brandstaettera, który całym sercem zaangażował się w to przedsięwzięcie.
Pomnik zamierzano postawić w 25 rocznicę poznańskich wydarzeń.
Aby zdążyć z budową, Komitet podjął szereg inicjatyw społecznych,
takich jak publiczne zbiórki funduszy, imprezy kulturalne i sportowe.
Zmobilizował odpowiednie kręgi społeczeństwa miasta Poznania oraz
regionu Wielkopolski i obudził pamięć o zrywie niepodległościowym,
który zapoczątkował tzw. odwilż gomułkowską. Następnym krokiem
było rozpisanie konkursu na budowę pomnika, a w grudniu 1980 zorganizowany został konkurs na treść napisu na pomniku.
Po wielu dyskusjach, 6 lutego 1981, podjęto decyzję o realizacji projektu rzeźbiarza Adama Graczyka i architekta Włodzimierza Wojciechowskiego, który przedstawiał „dwa kroczące krzyże spięte jednym
ramieniem, więzy na nim, a u boku krzyży strzegący ich orzeł”. Ostatecznie, po uzyskaniu zgody od władz komunistycznych, pomnik stanął
na placu Mickiewicza, gdzie w 1956 wielotysięczny tłum upomniał się
o swoje prawa i wolność; w miejscu, gdzie w 1932 erygowano pomnik
Serca Jezusowego – wotum wdzięczności za odzyskaną niepodległość.
28 czerwca 1981, w 25. rocznicę wydarzeń poznańskich, odbyła się
uroczystość odsłonięcia i poświęcenia pomnika przez metropolitę poznańskiego ks. abp. Józefa Strobę; Odczytano apel poległych. Olbrzymią szarfę z ustalonymi po raz pierwszy nazwiskami ofiar reżimu PRL
rozpostarto z wieży Zamku. W czasie uroczystej mszy św. odczytano
telegram od Ojca św. Jana Pawła II.
W roku 1986 z okazji 80. rocznicy urodzin tego wielkiego pisarza dziennikarze w Poznaniu zorganizowali uroczystości jubileuszowe. Między innymi Olgierd Łukaszewicz recytował jego Psalmy
Dawidowe81.
W sierpniu tego roku zmarła jego żona Rena. Był to dla Brandstaettera dotkliwy cios. Poczuł się osamotniony. Rok później w tomiku
Księga modlitw dawnych i nowych wydał Psalmy żałobne. W grudniu
1986 otrzymał nagrodę im. Gotfrieda Herdera, którą przyznała mu
Austriacka Akademia Nauk. Pisarz osobiście odebrał ją z rąk rektora
Alma Mater Rudolphina Vindobonensis.
Roman Brandstaetter – pisarz, który jasno widział polską przeszłość,
teraźniejszość i przyszłość – zmarł w poznańskim szpitalu 28 września
81
K. Ruta, Życie i twórczość Romana Brandstaettera [...], s. 17.
OD SYJONIZMU DO KATOLICYZMU. ROMAN BRANDSTAETTER
245
1987 roku. W tym czasie jeden z jego przyjaciół, charyzmatyczny dominikanin o. Jan Góra82 przebywał w Rzymie. O śmierci Pana Romana
– Mistrza, jak o nim powiadał, poinformował go dominikanin o. Piotr
Prus na Placu Św. Piotra w Rzymie, kiedy zdążał na spotkanie z Ojcem Świętym. Jak o. Góra zapamiętał, na wiadomość o śmierci pisarza
papież Jan Paweł II zareagował natychmiast. „Modlimy się razem za
śp. Romana. Niech przemawia do czasem <zmęczonych> chrześcijan
żywiołowa wiara tego wielkiego chrześcijanina – syna Izraela”83. Na
pogrzeb nadesłał telegram:
82
O. Jan Wojciech Góra OP (ur. 1948) – dominikanin, doktor teologii (ATK, 1981),
twórca i animator ośrodków duszpasterskich na Jamnej, w Hermanicach i nad Lednicą,
organizator corocznych spotkań młodych m.in. na polach lednickich. W 1966 wstąpił do
zakonu dominikanów, święcenia kapłańskie w 1974. Od 1987 duszpasterz akademicki
w Poznaniu. Propagator idei Małych Ojczyzn, organizator konkursów literackich im. Romana Brandstaettera, współpracownik wielu pism i wydawnictw. Autor m.in. 38 książek.
Odznaczony m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, wyróżniony
licznymi nagrodami i tytułami.
83
J. Góra OP, Z Narodu Wybranego, b.d., kps, s. 6. Ze zbiorów o. J. Góry.
84
Tamże.
WIZERUNKI
Pan wieków i wieczności wezwał do siebie Romana Brandstaettera. Przez
całe swoje długie i owocne życie docierał on do Chrystusa. Wyrósł w kręgu biblijnym, w którym uczestniczył przez urodzenie i od urodzenia krąg ten zaprowadził go do Jezusa z Nazarethu. Od chwili spotkania Jezusa z Nazarethu całe
swoje życie i twórczość koncentrowały się wokół Osoby Boga Wcielonego, oczekiwanego przez naród Mesjasza. Wyrażały się pieśnią: Pieśń o moich Chrystusie,
Hymny Maryjne, Księga modlitw, poetyckie tłumaczenia Pisma Świętego. Pieśń
jest w Biblii wyrazem nadziei. Pisarstwo Romana Brandstaettera było w całości
wyrazem biblijnej i Bożej nadziei, owej mocy duchowej, która wyróżnia prawdziwych chrześcijan, mocy, która przebija się i zwycięża ciążenie natury skażonej
grzechem, by mocą natchnienia i łaski wznieść siebie i innych ku Bogu. Roman
Brandstaetter tak dźwigał nie tylko siebie, dźwigał nas wszystkich, swoich czytelników. Przez całe życie pielgrzymował i szukał dla siebie miejsca w Kościele,
w literaturze, w środowisku, w świecie. Znajomość tradycji Ojczyzny Chrystusa,
a przede wszystkim świadoma przynależność do Narodu Wybranego, pozwalały
mu tworzyć w oparciu o realia Wcielenia się Boga.
Niech Ten, któremu całym sercem zawierzył i któremu śpiewał tak osobistą
pieśń, a z całym Kościołem pielgrzymującym powtarzał Kyrie elejson, przeniesie
go tam, gdzie słychać już tylko radosne Alleluja tych, którzy razem z Chrystusem
przechodzą ze śmierci do życia (por 1J 3,14)84.
Jan Paweł II, Papież
Rok 2013
tom IV
Edward ZYMAN
ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM
Irena Habrowska-Jellaczyc
Tytułu najnowszej książki Ireny Habrowskiej-Jellaczyc Aktor nie
opuszcza sceny (Toruń 2014), stanowiącej ważne dopełnienie jej twórczej sylwetki, nie należy czytać dosłownie. Jego właściwy sens ma wymiar metafory. Mówi nie tyle o scenie teatralnej, choć autorka pisze
głównie o teatrze, ile przede wszystkim o scenie życia. A także o determinującej działania człowieka myślącego aksjologii, kodeksie wartości
podstawowych, orzekających o istocie ludzkiej egzystencji.
W zakończeniu swych wspomnień o torontońskiej Melpomenie,
zamieszczonych w tomie Ze sceny i estrady (Toronto 1987) wydanym
wspólnie z Adamem Tomaszewskim ceniona aktorka, zwracając się
w latach 80. do przedstawicieli najmłodszej fali emigracyjnej, która już
w niedalekiej przyszłości miała zająć miejsce jej generacji, przypomina
znane słowa z wiersza Zbigniewa Herberta Przesłanie Pana Cogito:
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
Takim właśnie świadectwem jest pełne dramatycznych przeżyć, ale
także wielu głębokich satysfakcji, zwrócone ku innym życie pani Ireny.
Sporządzając jego zwięzły zapis, czynię to w dużej mierze z autopsji,
a mówiąc precyzyjniej – na podstawie trzydziestoletniej znajomości
jej emigracyjnej egzystencji, wypełnionej aktywną działalnością artystyczną i społeczną w środowisku polskiej diaspory w Kanadzie, a także szeregu rozmów i wspólnych inicjatyw podejmowanych w ramach
Polskiego Funduszu Wydawniczego w Toronto.
ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC
247
Jako młoda dziewczyna, wyróżniająca się niepospolitą urodą i rzadkim talentem, dokonała najważniejszego wyboru, który zadecydował
o jej późniejszych losach – emigrację! Nieudana ucieczka z komunistycznej Polski w końcu lat czterdziestych mogła mieć – i często miała –
tragiczne konsekwencje. W przypadku p. Ireny wszystko zakończyło się
szczęśliwie, choć okoliczności tamtego, wynikającego z niezwykłej determinacji, kroku jeszcze dziś, po kilkudziesięciu latach, budzą dreszcz
autentycznego przerażenia. Możemy sobie wyobrazić jak niezwykle
silny musiał być wewnętrzny sprzeciw młodziutkiej osoby, przed którą
życie dopiero otwierało pełnię swych możliwości, skoro nie zawahała się opuścić kręgu najbliższych znajomych i przyjaciół, znakomitych
wychowawców, zrezygnować ze świetnie zapowiadającej się kariery aktorskiej i – narażając się na liczne niebezpieczeństwa – podjąć wielkie
ryzyko emigracji. Piszę o ryzyku emigracji, mając na myśli nie tylko
zagrożenie ze strony gorliwych służb strzegących „porządku” w komunistycznym państwie, ale także życie w obcym jej środowisku na obczyźnie, gdzie trzeba było budować wszystko od podstaw.
W udzielonym mi w roku 2007 wywiadzie Teatr był całym moim
życiem, Irena Habrowska-Jellaczyc wyznała, że choć aktorstwo od najmłodszych lat było i pozostało największą pasją i miłością jej życia,
powojenny teatr obfitujący w gwiazdy międzywojennej sceny i talenty,
które w latach późniejszych miały zajaśnieć pełnym blaskiem – nie był
jej teatrem. Nie mógł być! Nie tylko dlatego, że – jak powie w pewnym
momencie – „czułam obrzydzenie wobec jawnie demonstrowanego
przez wielu moich kolegów politycznego serwilizmu”, co dla osoby o jej
wrażliwości i imponderabiliach musiało być czymś niezwykle przykrym, ale przede wszystkim ze względu na uwarunkowania szersze,
dotyczące całokształtu ówczesnego społecznego życia. W najbliższym
jej środowisku aktorskim znajdowała wiele przygnębiających przykładów, do czego może doprowadzić system, który uzurpuje sobie prawo
totalnej kontroli nie tylko działań, lecz także myśli jednostki. Największe zagrożenie dotyczyło łamania ludzkich charakterów, co w kulturze
musiało prowadzić, wyraźniej niż w innych sferach publicznych zachowań, do niezwykle bolesnych i destrukcyjnych następstw. Autorka
jest w swych opiniach niezwykle dyskretna i subtelna, nie wymienia
nazwisk, podkreślając, że nie chodziło w tamtym czasie o konkretne
WIZERUNKI
*
2013 tom IV
248
Edward Zyman
przypadki, lecz o system. Wspomina o szczecińskim zjeździe Związku
Literatów Polskich (styczeń 1949), podczas którego „w trosce o budowę
kultury Polski Ludowej” wprowadzono oficjalnie doktrynę socrealizmu; objęła ona, jak wiadomo, nie tylko literaturę, ale także teatr, film,
muzykę, architekturę i plastykę. W tych warunkach młoda, przekorna
i ceniąca sobie swobodę artystycznej wypowiedzi aktorka nie mogła
mieć złudzeń. Na jej oczach utrwalały się polityczne podstawy Polski,
w której nie widziała dla siebie miejsca.
Nie bez znaczenia był również fakt, że miała w sobie żywy, zarejestrowany chłonną spostrzegawczością dziecka obraz Polski międzywojennej oraz patriotycznych postaw młodzieży w okresie okupacji, która
masowo zasilała struktury niepodległościowej konspiracji. Zwieńczeniem jej bohaterskiego poświęcenia miała być suwerenna i niepodległa Polska, tymczasem każdy dzień utwierdzał ją w przekonaniu, że
żyje w kraju wasalnym, podporządkowanym władzy obcego państwa
i zarządzanym przez ludzi reprezentujących ideologię, której zaakceptować nie chciała i nie mogła. Po przeżytym w Polsce koszmarze pobyt w Toronto, poznanie tak wspaniałych osób jak Wacław Iwaniuk,
Jadwiga Jurkszus-Tomaszewska, Adam Tomaszewski, Eugeniusz Chruścicki, Mary Schneider, Jan Stocker, Irena Ungar czy Stanisław Wcisło
było dla niej czymś wyjątkowo ożywczym. Kontakt z nimi przekonał
ją, że są ludzie, dla których wolność, godność i patriotyzm nie stanowią
pustego dźwięku. Dla których życie nie sprowadza się do codziennej
krzątaniny, mającej na celu przede wszystkim zabezpieczenie materialnej strony bytu. Świadomość ta, mimo początkowych trudności, które
przeżywa każdy emigrant, nastrajała ją optymistycznie, inspirowała,
dodawała siły. Niezwykły entuzjazm wojennej emigracji, żarliwe dyskusje, gorące spory o pryncypia utwierdzały ją w przekonaniu, że los
złożył w ręce jej generacji szczególny rodzaj misji, którą najprecyzyjniej
wyrażała maksyma Słowa to nasza broń ostatnia zaczerpnięta z Cypriana Kamila Norwida.
To właśnie owo przekonanie doprowadziło w polskim środowisku
w Toronto do ożywionego, choć niespełniającego wszystkich ambicji
i potrzeb tego środowiska, życia artystyczno-literackiego. Do powstania w latach 50. Konfraterni Artystycznej „Smocza Jama” i jej doskonałej literacko i głęboko patriotycznej „Szopki politycznej” Wacława
Iwaniuka i Michała Feuera, do późniejszych narodzin Towarzystwa
Kulturalno-Artystycznego, Klubu Literacko-Kinowo-Artystycznego
„Klika”, Klubu Polskiego, Towarzystwa Przyjaciół Paryskiej „Kultury”,
w latach 70. Teatru Polskiego w Toronto, u schyłku tych lat Polskiego Funduszu Wydawniczego w Kanadzie i pod koniec lat 80. Fundacji
Władysława i Nelli Turzańskich.
To podzielana przez Irenę Habrowską-Jellaczyc i jej przyjaciół wiara w potrzebę i sens podtrzymywania tradycji niepodległościowych,
odwoływania się do symboliki Wielkiej Emigracji, która była dla okupowanego kraju szansą i nadzieją sprawiły, że autorka książki włączyła
się z wielką pasją w organizowanie życia artystycznego w polskim środowisku, nie zawsze spotykając się ze zrozumieniem ze strony licznej,
lecz dość biernej kulturalnie torontońskiej Polonii.
Było to tym bardziej deprymujące, że mimo ograniczonych możliwości, oczywistego odcięcia od kultury w kraju, powstawały w środowisku niezwykle piękne i pożyteczne inicjatywy. Dotyczyło to nie tylko
bliskiego jej Teatru Polskiego w Toronto, który w latach siedemdziesiątych zapisał piękną kartę, biorąc udział w festiwalu teatralnym grup
etnicznych. Autorka ze zrozumiałych względów poświęca mu w swej
książce wiele miejsca, odtwarzając z literackim talentem niepowtarzalną atmosferę tamtych lat i przybliżając warunki, w jakich narodziła się
ta niecodzienna inicjatywa.
Upór i konsekwencja garstki twórców i animatorów kultury doprowadziły także do powstania unikalnej na kontynencie północnoamerykańskim instytucji – Polskiego Funduszu Wydawniczego w Kanadzie,
którego współinicjatorem był Wacław Iwaniuk. Wraz z nim tę ważną
dla polskiej kultury oficynę emigracyjną, co warto podkreślić – o statusie organizacji charytatywnej, tworzyli Eugeniusz Chruścicki, Jadwiga Jurkszus-Tomaszewska, Baltazar Krasucki, Mary Schneider, Adam
Tomaszewski, Irena Ungar, Stanisław Wcisło i właśnie Irena Habrowska-Jellaczyc. Ludzie ci znali siłę i znaczenie wolnego polskiego słowa
na obczyźnie. W ich głębokim przekonaniu niezależna oficyna była dla
całego środowiska polskiego w Kanadzie, a także w Ameryce – ogromną szansą.
W wypowiedzi na temat Funduszu, opublikowanej po latach w mojej książce Mosty z papieru. O życiu literackim, sytuacji pisarza i jego
dzieła na obczyźnie na przykładzie Polskiego Funduszu Wydawniczego
w Kanadzie (Toronto-Rzeszów 2010), Irena Habrowska-Jellaczyc nie
ukrywa trudności, na jakie jego organizatorzy natrafiali szczególnie
w pierwszym okresie. Nie ma wątpliwości, że gdyby na ich apele Polonia
249
WIZERUNKI
ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC
2013 tom IV
250
Edward Zyman
odpowiedziała mocniej i życzliwiej, Toronto stałoby się już wówczas,
w latach 70. i 80. jednym z czołowych ośrodków kultury polskiej poza
granicami kraju.
Dziesięć lat po powstaniu Polskiego Funduszu Wydawniczego, pani
Nelli Turzańska powołała do życia jedną z ważniejszych instytucji
kultury polskiej w Kanadzie – prywatną Fundację Władysława i Nelli
Turzańskich (zob. E. Zyman: Scalić oddalone. Fundacja Władysława
i Nelli Turzańskich (1988-2008), Toronto 2008).
Była to właściwie ostatnia w polskim Toronto głęboko ideowa inicjatywa, której geneza daje się wywieść z niepodległościowych tradycji
polskiej emigracji. Lata późniejsze, choć niepozbawione kulturalnych
przedsięwzięć, niekiedy nawet znaczących, to już całkiem inna historia. Polega to głównie na tym, że typ bezinteresownego społecznika zastąpił profesjonalny, choć głównie zorientowany na zysk, impresariat.
Na szczęście idee społecznikowskie nie zanikły. Od czasu do czasu
dają o sobie znać, a ich efektem są m. in. tak potrzebne w środowisku
instytucje, jak Polsko-Kanadyjskie Towarzystwo Muzyczne, które rozwinęło piękną działalność muzyczną pod kierownictwem Macieja Jaśkiewicza, czy Salon Teatru, Muzyki i Poezji im. Jerzego Pilitowskiego,
prowadzony przez Marię Nowotarską. Innym pozytywnym przykładem jest powstanie periodyku „Punkt.ca”, którego ambicje wyrażają
się w podejmowaniu najważniejszych dla współczesnego Polaka problemów społeczno-politycznych i kulturalnych i uwrażliwianiu polskiej diaspory na jej istotną rolę, jako ośrodka opiniotwórczego na obczyźnie.
Nie jest moim zamiarem wymienianie w tym miejscu wszystkich
ważnych i pożytecznych inicjatyw, które zainspirowała nowa emigracja – było ich więcej. Chcę tylko podkreślić, że nawet te najbardziej ambitne działają dziś w zdecydowanie odmiennej sytuacji: mogą korzystać
z pomocy finansowej (i merytorycznej) nie tylko środowiska polonijnego w Kanadzie, ale także wyspecjalizowanych instytucji i agend rządu
Rzeczypospolitej, co dawniej, w okresie PRL – z oczywistych względów – było niemożliwe.
Przywołuję te wszystkie fakty, by ukazać kontekst, w jakim przyszło żyć autorce książki poza granicami kraju i równocześnie uwypuklić rangę i znaczenie podejmowanych przez nią – i współpracujących
z nią przyjaciół – przedsięwzięć artystyczno-kulturalnych. W tamtych
warunkach, sprzed lat kilkudziesięciu, świadomi roli emigracji wobec
kraju, traktowali oni swe wysiłki w kategoriach misji, imperatywu moralnego i ideowego, nakazu wypływającego z najgłębiej pojętego patriotyzmu.
Była to więc odmienna – pod każdym względem – od dzisiejszej
emigracja. Zastanawiam się zresztą, czy można mówić o dwóch emigracjach w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Teraz, gdy każdy Polak ma
paszport w domu, a granice Kanady są – przynajmniej dla potrzebnych
w tym kraju specjalistów – praktycznie otwarte, mówienie o emigracji ma niewiele sensu. To już inny rodzaj społecznej zbiorowości, którą trafniej byłoby określić Polakami żyjącymi, niekiedy czasowo, poza
krajem. Oni nie muszą walczyć o wolność Polski, choć treść i kształt tej
wolności nie powinny im być obojętne. A często są, niestety. Dla wielu
nowoprzybyłych liczą się inne standardy. Nie powiem brutalnie, że są
to standardy materialne. Określmy je cywilizacyjnymi, choć w gruncie
rzeczy problemu to nie zlikwiduje.
Mógłby ktoś zapytać, czy w ogóle możemy mówić o problemie, skoro mamy wspólną Europę, globalizację współczesnego świata, a ważne
jeszcze do niedawna dla większości Polaków słowo patriotyzm (w obronie, którego wielu, o czym przejmująco pisze autorka w swych wspomnieniach, nie zawahało się ponieść ofiary największej) wymawia się
często dzisiaj wstydliwie i z zakłopotaniem. Irena Habrowska-Jellaczyc
stwierdza przekonująco, że problem jest i to duży. Ci, którzy potrafią
patrzeć i widzieć, dostrzegać fakty i wyciągać z nich prawidłowe wnioski, nie mają w tej mierze najmniejszych wątpliwości. Relatywizm moralnych postaw, szerzący się na wzór epidemii konsumeryzm, opacznie rozumiana postępowość, która tradycyjne wartości chrześcijańskie
usiłuje zastąpić wyzwoleniem od wszystkiego, co integruje społeczną
zbiorowość wokół wartości nadrzędnych, takich jak rodzina, wiara, czy
myślenie w kategoriach odpowiedzialności za losy naszego wspólnego
domu, jakim była, jest i pozostanie Ojczyzna, bez względu na to, gdzie
przyjdzie nam w danym momencie żyć – to w opinii autorki książki
źródła niezwykle istotnych zagrożeń. Niedostrzeganie tych przejawów
jest w jej przeświadczeniu wyrazem zatracenia samozachowawczego
instynktu. A to jest już niebezpieczne nie tylko dla naszej narodowej
tradycji i kultury, ale także dla egzystencji nas samych.
Systemu symboli i idei, tak ważnego w życiu każdego człowieka
i każdej szanującej swą odrębność społeczności, a więc rozstrzygającego, o tym kim jesteśmy, systemu wartości, nie da się zastąpić żadną
251
WIZERUNKI
ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC
2013 tom IV
252
Edward Zyman
kolekcją rzeczy. Te, choćbyśmy zgromadzili ich jak najwięcej, nie zbudują świadomego swych humanistycznych celów człowieka. Pełna chaosu współczesność i jej święta krowa w postaci kultury masowej nie
może stanowić dla nas żadnego usprawiedliwienia. A z pewnością
nie będzie takim usprawiedliwieniem dla tych, którzy przyjdą po nas
i trzeźwym, obiektywnym okiem ocenią wszystkie nasze – świadome i nieświadome – błędy i zaniechania. Zaczerpnięte z pism i wypowiedzi Jana Pawła II, poprzedzające książkę motta układają się w ważną dla Ireny Habrowskiej-Jellaczyc triadę. Prawda – Ojczyzna – Wiara
to fundamentalne drogowskazy, wedle których wyznaczała azymut
swej życiowej wędrówki od lat wczesnej młodości i którym pozostała
wierna do dzisiaj. Potwierdzenie tego przynosi tom Aktor nie opuszcza
sceny, w którym praktycznie na każdej stronie znajdujemy czytelne,
niebudzące najmniejszych wątpliwości przesłanie.
Wystarczy wczytać się uważnie w jej wspomnienia dotyczące teatru
polskiego czasu wojny i okupacji, podejmowanej działalności teatralnej po opuszczeniu kraju, we wzruszające pożegnania: Nic o prócz pamięci (o Bronisławie Habrowskiej), Aktorzy, którzy tu byli opuścili scenę
(o Wacławie Iwaniuku), Popiół i róże (O Michale Olbryskim), Refleksje
z pogrzebu (o ks. Jerzym Popiełuszce), a także w artykuły poświęcone pierwszej pielgrzymce Ojca Świętego (Człowiek dzierżący klucze),
twórczości czeskiego prozaika, eseisty i tłumacza Jana Czepa, oraz
w sygnalizujący autentyczny talent literacki Tryptyk wielkanocny, by
uświadomić sobie, jak koherentną, spójną w sensie etycznym, światopoglądowym i filozoficznym całość tworzy ta fascynująca, ponadprzeciętna i zarazem uderzająca naturalnością biografia.
W zakończeniu swego szkicu Teatr polski pod okupacją autorka przytacza fragment Wyzwolenia Stanisława Wyspiańskiego, dramatu nawiązującego do wielkiej tradycji romantycznej, którego akcja rozgrywa
się w teatrze i stanowi żarliwy dyskurs o potrzebie działań wiodących
do wyzwolenia pozbawionej państwowego bytu ojczyzny. To w teatrze,
zdaniem wybitnego twórcy, można „odżyć – słowa łaską”, czyli ocalić
fundamentalne dla – żyjących wówczas pod zaborami – Polaków wartości.
We wspomnianym wcześniej wywiadzie Teatr był całym moim życiem, mówiąc o swej działalności teatralno-artystycznej i społecznej,
pani Irena unika wielkich słów. To, co udało się jej osiągnąć, a co wzbudza szacunek największy, postrzega jako coś oczywistego, czego nie
czynić nie mogła. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie przynosi tytuł
jej wypowiedzi o Polskim Funduszu Wydawniczym w Kanadzie: Inne
życie byłoby rodzajem więzienia. A więc bezsensowne, jałowe, prowadzące donikąd. To uzasadniony lęk przed takim życiem właśnie, w którym musiałaby tłumić swoje najgłębsze, wyrastające z wewnętrznej
potrzeby uczucia i pragnienia, i co więcej: zaprzeczać samej sobie na
każdym kroku w życiu prywatnym i zawodowym, skłonił ją do – jak
przyzna z perspektywy lat – szaleńczej, ale jedynej i oczywistej dla niej
decyzji o emigracji za wszelką cenę.
Stwierdziłem, że p. Irena unika wielkich słów, a przecież to, co
w swoim życiu osiągnęła, dar, jaki w postaci swego talentu, pasji
i bezinteresowności przekazała innym, podobnie jak było to udziałem
wspomnianego wcześniej grona jej przyjaciół i współtwórców polskiego życia artystycznego i kulturalnego w Kanadzie, zasługuje na słowa
najwyższego podziwu i uznania.
Pani Irena była nie tylko cenioną i lubianą aktorką i animatorką
znaczących inicjatyw kulturalnych, inspiratorką wielu ważnych przedsięwzięć wzbogacających nasze emigracyjne życie duchowe i intelektualne, ale także świadomym swego powołania, współodpowiedzialnym
członkiem polskiej diaspory. To właśnie w odpowiedzialności za wspólnotę, w której żyć jej wypadło tkwi geneza jej aktywności aktorskiej
i społecznej. To ona sprawiła, że w sposób naturalny współtworzyła
fakty dla tej wspólnoty istotne, jak choćby anglojęzyczną książkę przeznaczoną głównie dla młodej generacji Polaków na obczyźnie – Polonia semper Fidelis, podręcznik dla szkół polskich w Kanadzie Polska
wczoraj i dzisiaj, czy dokumentujący działalność Konfraterni Artystycznej „Smocza Jama” i Teatru Polskiego w Kanadzie, przygotowany wspólnie z Adamem Tomaszewskim, tom Ze sceny i estrady. To ona
nakazywała jej uczestniczyć w najważniejszych gremiach polonijnej
wspólnoty, gdzie dyskutowano nad problemami, powinnościami i perspektywami kanadyjskiej Polonii, m.in. w „Polonii Jutra” – Konferencji
zorganizowanej w 1972 roku przez Zarząd Główny Kongresu Polonii
Kanadyjskiej (Toronto: Polonia of Tomorrow, 1977, s. 197-199; J. Jurkszus-Tomaszewska Kronika pięćdziesięciu lat. Życie kulturalne polskiej
emigracji w Kanadzie 1940-1990, 1995, s. 343). Podczas tej konferencji mówiła o trudnej sytuacji i potrzebach polskiego ruchu teatralnego w Kanadzie. Podejmowała problemy kanadyjskiej Polonii również
sześć lat później (25-28 maja 1978) podczas podobnej, choć ze znacznie
253
WIZERUNKI
ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC
2013 tom IV
254
Edward Zyman
większym rozmachem pomyślanej Konferencji „Polonia 78 – Polonia
Jutra”.
Dyskusjom prowadzonym na forach oficjalnych, które najczęściej
nie przynosiły praktycznych efektów, towarzyszyły dysputy prywatne,
w kręgu bliskich znajomych i przyjaciół, twórców i animatorów kultury. W latach 70. i 80. jednym z najważniejszych nieformalnych salonów
literacko-artystycznych w Toronto był dom pani Ireny. To w nim spotykały się największe indywidualności literatury, sceny i estrady – z Kanady, Stanów Zjednoczonych, Anglii i – znacznie rzadziej – z Polski. To
w nim odbywały się interesujące wieczory literacko-artystyczne i długie, inspirujące rozmowy poświęcone poezji, teatrowi, plastyce i muzyce. To tutaj wreszcie rodziły się ciekawe koncepty ważnych inicjatyw,
ożywiających rytm polskiego życia kulturalnego w torontońskiej metropolii.
I właśnie podczas jednego z takich spotkań w gościnnym dla twórców domu pani Ireny w Oakville, w październiku 2006 roku piszący te
słowa zaprezentował – z okazji Jej imienin – wiersz okolicznościowy
Poemat dla mistrzyni sceny, czyli kilka słów prawdy, które składam na
ręce Ireny. W wierszu tym pojawia się wiele pięknych postaci nie tylko polskiego kulturalnego Toronto: Wacław Iwaniuk i Kazimierz Wierzyński, Aleksander Janta i Józef Wittlin, Jadwiga i Adam Tomaszewscy, Zofia Bohdanowiczowa, Jerzy Zawieyski z Wysoka ścianą i Taniec
śmierci Strindberga, a także obecni stale w biografii pani Ireny Jej mistrzowie: Leon Schiller i Aleksander Zelwerowicz. Po to, by w lekkiej,
niezobowiązującej formie ukazać życiową i artystyczną peregrynację
Solenizantki i oddać, przynajmniej w części, klimat podobnych, organizowanych w przeszłości wieczorów.
Chronologiczny układ publikowanych w książce tekstów ma w moim przeświadczeniu istotne znaczenie dla przybliżenia „portretu” pani
Ireny. Z jednej strony informuje o obszarach zainteresowań autorki,
z drugiej – o aktywnym uczestnictwie w otaczającej ją współczesności, rozumianej nie tylko w sensie realiów jej życia na obczyźnie, lecz
przede wszystkim w znaczeniu głęboko przeżywanej sytuacji współczesnej Polski.
Jedną z ważniejszych funkcji polskiej diaspory jest dokumentowanie
przejawów jej artystycznej i intelektualnej aktywności, by w ten sposób
ocalić pamięć o twórcach i ich dokonaniach, zachować ciągłość działań, które rozstrzygają o naszej kulturowej tożsamości. W tym sensie
ŻYCIE ZWRÓCONE KU INNYM. IRENA HABROWSKA-JELLACZYC
świadomy – nie wstydźmy się tego słowa – swej misji aktor emigracyjnej sceny nigdy nie opuszcza jej do końca. Nawet gdy zgasną światła
i opadnie kurtyna – spektakl trwa dalej, dopóty, dopóki żyją stworzone
przezeń wartości.
Najnowszy tom Ireny Habrowskiej-Jellaczyc – Aktor nie opuszcza
sceny – zawierający wiele faktów, składających się na niebanalną biografię autorki, jest równocześnie ważnym dokumentem zaświadczającym
o miejscu i roli wojennej emigracji w budowaniu ideowego i moralnego
etosu oraz kulturalnego dorobku polskiej diaspory w Kanadzie.
255
Rok 2013
O KSIĄŻKACH
Andrzej PALUCHOWSKI
OJCZYZNA W WIDZENIU JANA PAWŁA II
Jan Jaworski, Podstawy patriotyzmu Jana Pawła II, Lublin: Norbertinum, 2012
Osobliwa książka. Pobieżne zetknięcie z Podstawami patriotyzmu Jana Pawła II Jana Jaworskiego skłaniać może
do potraktowania tej pracy jako jeszcze jednego elementu całej rzeki druków laudacyjnych na cześć Papieża-Polaka. Dopiero staranna lektura odsłania
niekonwencjonalny charakter dociekań
i ujęć autora, ujawnia jego dążność, by
nie wpadać w wyryte już koleiny myślowe i stylistyczne, być rzeczowym
i merytorycznym w wywodach, unikać
wielosłowia, tak częstego przy okazji
rozwijania podobnych tematów.
Książkę można uznać za próbę interpretacji sławnego wyznania Jana Pawła II, zawartego w przemówieniu podczas otwarcia (1981) Domu Polskiego
w Rzymie. Jaworski cytuje to wyznanie
na początku swych rozważań.
Będąc z woli Bożej następcą świętego
Piotra na rzymskiej stolicy, pragnę z jednakową miłością i jednakowym oddaniem
służyć Kościołowi powszechnemu w jego
uniwersalnej wspólnocie, wszystkim narodom i ludom, każdemu człowiekowi. Nie
muszę jednak ukrywać tego szczególnego
związku, jaki mnie łączy i jaki głęboko odczuwam, z Kościołem i narodem, z którego
wyszedłem, ze wszystkimi moimi Rodakami, zarówno żyjącymi w Ojczyźnie, jak
i poza nią (s. 7).
Otóż Jaworski wyznaczył sobie ambitne zadanie, aby odszukać i wskazać
rysy epoki historycznej, sytuacje i doświadczenia życia, lektury oraz osoby i środowiska, które w ten sposób ukształtowały
przyszłego Papieża, że będąc pasterzem
uniwersalnego Kościoła, równocześnie tak
żywiołowo – jak chyba żaden z papieży XX
wieku – daje wyraz swemu przywiązaniu
do ziemi, tradycji, kultury ojczystej (11).
tom IV
258
Andrzej PALUCHOWSKI
Zarysowując „konteksty wyjaśniające” postawę patriotyczną Jana Pawła II, znajduje je autor przede wszystkim w oddziaływaniu atmosfery duchowej Dwudziestolecia międzywojennego. Przypomina więc najpierw fakt
zasadniczej wagi:
Karol Wojtyła (ur. 18 maja 1820 roku) należy do pierwszego pokolenia Polaków, których cała młodość, a więc także edukacja
szkolna (podstawowa w latach 1926-1930,
gimnazjalna w latach 1930-1938 i początki
edukacji uniwersyteckiej 1938-1939), przypadły w czasach odrodzonej i niepodległej
Rzeczypospolitej. Druga Rzeczpospolita to
jest ta Polska, która ukształtowała Karola
Wojtyłę i jego patriotyzm (41).
To przekonanie uzasadnia obszerny
rozdział Druga Rzeczpospolita: odzyskana niepodległość, państwo europejskie i jego tradycja historyczna, doprowadzając do konkluzji:
2013 tom IV
W tej Polsce ukształtowały się trzy wymiary jego widzenia Ojczyzny: jako pamięci przeszłości, jako ziemi rodzinnej, jako
członka wielonarodowej rodziny ludzkiej,
zwłaszcza europejskiej (64).
Rozdział Doświadczenie komunizmu
wypada uznać za najbardziej odkrywczy i obfitujący w wiele pobudzających
sformułowań (jest to jakby zwięzły zarys odrębnej książki!), a we wnioskach
stwierdzający obecność tego doświadczenia Polaka i człowieka Europy
Wschodniej – implicite w całym dziele Ojca Świętego! Przytoczę obszerniej
podsumowanie autora:
Tak więc w k at ol ic k i e j n au c e s p o ł e c z ne j, kontynuowanej i rozwijanej przez
Jana Pawła II w ślad za znakomitymi poprzednikami (przede wszystkim Leonem
XIII, Piusem XI i Janem XXIII), jest to
świetne zużytkowanie doświadczenia realizowanej w Polsce przez kilkadziesiąt lat komunistycznej utopii społecznej, okupionej
wieloma cierpieniami, ale ostatecznie ponoszącej klęskę w starciu z wielka tradycją
chrześcijańskiej etyki.
W nauczaniu Papieża o pr o ble m a c h
k u l t u r y jest to przeświadczenie o sile i znaczeniu kultury narodu bez państwa (polski
wiek XIX, ściślej okres 1795-1918, w historii Polski) oraz narodu pod presją totalitaryzmów (hitlerowskiego i sowieckiego).
W zjawisku, które określaliśmy przez
wiele lat jako p ol it y k ę w s c ho d n i ą Wat y k a nu, jest to wyraźny zwrot w stosunku
do poprzedników (Jana XXIII i Pawła VI),
zauważony trafnie przez wielu komentatorów, a zdeterminowany bezprecedensową
w Kurii Rzymskiej wiedzą Ojca Świętego
o Kościele Milczenia.
Wreszcie w f i lo z of ic z nyc h poglądach
Papieża jest to postawa nieustępliwego realizmu (skutecznej broni w starciu z irracjonalnym w gruncie rzeczy marksizmem
sowieckim), tym wymowniejsza, że prezentuje ją człowiek wrażliwy na osiągnięcia
tradycji fenomenologicznej i egzystencjalistycznej w filozofii (81).
Przywołałem ten dłuższy tekst Jaworskiego z kilku powodów: by dać przykład zwięzłości i precyzji jego sformułowań oraz dlatego, by stało się widoczne,
że jego rozważania i wnioski na temat
spuścizny intelektualnej Ojca Świętego wykraczają wielokrotnie poza ramy
wyznaczone tytułem rozprawy. Natomiast w głównym nurcie narracji: do
wcześniej skonstatowanych właściwości patriotyzmu papieskiego – ten ważny rozdział dorzuca rys nowy: „widzenie O jc z y z ny jako s p o łe c z e ń s t w a
c ie r pi ą c e go i dzielnie m i lc z ą c e go,
poddanego naciskowi sowieckiego komunizmu”.
Bogaty rozdział Polska jako dziedzictwo kultury skupia naszą uwagę kolejno: na sile oddziaływania macierzystej
uczelni Wojtyły – Uniwersytetu Jagiellońskiego (gdzie – jak wiadomo – naj-
OJCZYZNA W WIDZENIU JANA PAWŁA II
Były to dwie instytucje kultury w komunistycznej Polsce prawdziwie niezależne. Nie w tym znaczeniu, że wolne od zewnętrznych ograniczeń (np. cenzuralnych),
bo to nie było wówczas możliwe, ale niezależne w tym sensie, że panowały tu: duch
prawdy w zakresie wiedzy o przeszłości
i duch obrony praw człowieka (ok.reślenia
tego nie używało się wówczas; raczej: duch
szacunku dla osoby ludzkiej) (96).
Wszystko to prowadzi do wzbogacenia patriotyzmu Papieża o kolejną cechę: widzenie Polski jako niepow tarza lnej ku ltur y.
Wreszcie rozdział Naród żyje nie tylko [...] nad Wisłą sugestywnie przekonuje, że Polska dla Papieża to rodzina wszystkich Polaków rozproszonych
w świecie. Wskazuje też autor na bardzo wymowne zjawisko:
ilekroć Ojciec Święty dotyka spraw tożsamości polskiej, odrębności kulturowej
Polaków, patriotyzmu polskiego, tylekroć
tę polską swoistość uporczywie umieszcza
w szerszej perspektywie: Kościoła, Europy,
rodziny ludzkiej (49).
Zwłaszcza ścisła więź Polski i Europy silnie dochodzi do głosu w myśli
Papieża. Sporo i ciekawie – w różnych
miejscach – mówi Jaworski o europejskim wymiarze papieskiego patriotyzmu (m.in. celna egzegeza przemówienia Jana Pawła II o Norwidzie, 117-118).
Przypomina autor, że Karola Wojtyłę pasjonował temat „europejski” jeszcze zanim został Papieżem. Świadczy
o tym artykuł Metropolity napisany
w roku 1978, a opublikowany po polsku
dopiero w 1994 roku: Gdzie znajduje się
granica Europy? Określił w nim Europę
jako „wielkie dziedzictwo kultur, związanych ze sobą na różne sposoby ewangelicznym zaczynem”.
Ze szczególnym naciskiem Jaworski
podkreśla personalistyczny rys, wyróżniający patriotyzm Papieża. Powinności wobec ojczyzny winny być rozpatrywane w kontekście obowiązków wobec
każdego człowieka. Naród domaga się
szacunku, bo jest wspólnotą osób. Ale
właśnie dlatego winniśmy szanować
każdy naród.
Kto tej perspektywy nie dostrzega, – pisze Jaworski – kto usiłuje patriotyzm Ojca
Świętego kierować przeciw komukolwiek,
w szczególnosci przeciw narodom sąsiednim, ten w istotny sposób go deformuje”
(99).
Tak, to przecież sumienie nam mówi, że nasze przywiązania nie mogą być
skierowane przeciw cudzym przywiązaniom, nasze ideały – przeciw ideałom
innych narodów. Ale, że Papież dopuszcza walkę w obronie narodu, tego do-
O KSIĄŻKACH
pierw rozpoczął studia polonistyczne,
zmieniając je następnie na studia teologiczne); dalej: na pożytkach edukacji
polonistycznej i ściśle z nią związanych
fascynacjach i doświadczeniach teatralnych Wojtyły (przyjaźń i współpraca
z Mieczysławem Kotlarczykiem, jedną
z najwybitniejszych postaci teatru polskiego w XX wieku) – jedno i drugie
owocowało głębokim zakorzenieniem
przyszłego Papieża w wielkiej poezji polskiej; na etapie jego studiów rzymskich
w dominikańskim Angelicum (Jaworski pisze: „Rzym antyczny i chrześcijański bez wątpienia pozwolił młodemu kapłanowi – teologowi i filozofowi
– zobaczyć Polskę z dystansu, w perspektywie powszechnego Kościoła oraz
w perspektywie Europy i całego chrześcijaństwa”, 96); wreszcie na związkach Karola Wojtyły z dwoma ważnymi ośrodkami katolicyzmu polskiego:
Katolickim Uniwersytetem Lubelskim
oraz środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”. Mówi Jaworski:
259
260
Andrzej PALUCHOWSKI
wodzą jego wypowiedzi o Westerplatte, Powstaniu w Getcie i Powstaniu
Sierpniowym w Warszawie.
Oczywistym brakiem rozprawy jest
pominięcie (świadome zresztą i wskazane przez autora) twórczości poetyckiej Karola Wojtyły jako wyrazu emocji
także patriotycznych. (Autorzy wszystkich znanych mi charakterystyk tej
poezji – W.P. Szymański, K. Dybciak,
B. Taborski – piszą o tym motywie).
Trzy czynniki sposobu pisania Jana
Jaworskiego sprawiają, że lektura jego
książki przykuwa naszą uwagę, że jest
to książka niekonwencjonalna, o czym
napomknęliśmy na początku tego sprawozdania. Zwięzłość to bodaj naczelny
rys jego wykładu. Nie darmo przytacza
jako motto słowa Norwida (z odczytów
O Juliuszu Słowackim):
2013 tom IV
Żaden rzymski patrycjusz nie napisał
dwunastu tomów o p at r iot y z m i e, bo
to jest rzecz nieprzyzwoita. Rozgadaniem
albowiem takim można ucodziennić i na
bok usunąć nie tylko pr z y j a ź ń , m i ł o ś ć,
ale same nawet słowa wol no ś ć i oj c z yz n a (7).
Ale to piętno lakoniczności bywa niekiedy zbyt radykalne. Oto w pewnym
miejscu swej narracji mówi autor, że na
temat znaczenia okresu 1918-1939 w historii Polski zarysowały się „dwa stanowiska, dwa bieguny oceny”. Następnie
obszernie uzasadnia ogromne znaczenie pozytywne Dwudziestolecia w formowaniu osobowości Jana Pawła II.
Powiada też: „Stanowisko bardziej krytyczne i <lewicowe> sprowadzić można
w uproszczeniu do tego poglądu, który
reprezentuje Czesław Miłosz w książce
Wyprawa w Dwudziestolecie”. Otóż ci
czytelnicy Jaworskiego, którzy mają też
za sobą lekturę wskazanej rzeczy Miłosza, wiedzą dobrze, jak celne jest to
przeciwstawienie autora, ale pozostali
czytelnicy mają niewielki z niego pożytek. – Podobnie: gdy w innym miejscu charakteryzuje autor w kilku zaledwie zdaniach (także bardzo trafnie)
przesunięcie roli ideowo-politycznej
krakowskiego „Tygodnika Powszechnego” – czyni to z pewnością zbyt skrótowo dla czytelnika, który nie pamięta
już owego czasu.
Lapidarność autora święci triumfy w rozdziale Doświadczenie komunizmu. Ale i w tym rozdziale pewne fragmenty wprost wołają o pełniejsze rozwinięcie.
Drugie ważne znamię książki to jej
źródłowość. Wszystkie twierdzenia autora są starannie dokumentowane przytoczeniami tekstów Papieża. Właściwie cały ten traktat można określić jako świetną komentowaną antologię wypowiedzi Ojca świętego. (Mniej więcej
połowa książki to teksty papieskie).
Dodajmy, że rozdział Warsztat bibliograficzny to znakomicie, z wyczuciem
dydaktycznym, pomyślany przewodnik po bogatej literaturze dotyczącej Jana Pawła II.
Wreszcie – po trzecie – trzeba powiedzieć, że myślenie Jana Jaworskiego
jest samodzielne, niepodległe wobec
utrwalonych stereotypów (także kościelnych). Przykładem może być potraktowanie przezeń sprawy Papieża
jako polityka:
Jest to pewne tabu, które nie ma racjonalnych podstaw: w środowiskach kościelnych nie wypada mówić wprost o roli politycznej Papieża. Oczywiście, decydujące
jest rozumienie: czym jest polityka? Jeżeli
rozumie się tę dziedzinę wąsko: jako strategię i taktykę walki o władzę i jej utrzymanie (a takie rozumienie jest dominujące we
współczesnej publicystyce), to oczywiście
nie ma sensu traktować Ojca świętego jako
polityka (choć z pewnością bywali w historii papieże, których także w tym zna-
BOHATER BIAŁEGO KONIA
czeniu można nazwać politykami). Nie ma
jednak żadnych racji, abyśmy odchodzili
tutaj od klasycznego, arystotelesowskiego
rozumienia polityki jako sztuki stawiania
przed społecznością ważnych i godnych
celów oraz umiejętności ich urzeczywistniania. [...] W tym znaczeniu Jan Paweł II
był znakomitym politykiem, a jego wkład
w organizację współczesnego świata objawił się może najpełniej na polu przekazania Zachodowi doświadczenia totalizmu
komunistycznego (69).
Notując nasze spostrzeżenia czytelnika, nie ogarnęliśmy w całej rozciągłości pożytków tej lektury. Zwróćmy
więc jeszcze krótko uwagę na to, że mamy tu garść istotnych wywodów teoretycznych (w dwóch rozdziałach: Kilka
ustaleń i rozróżnień teoretycznych dotyczących pojęć patriotyzmu i nacjonalizmu oraz Inkulturacja: jak Kościół rozumie problem więzi między Ewangelią
a kulturami narodowymi), że bardzo
wnikliwie mówi się tu o papieskim patriotyzmie jako „złotym środku” między nacjonalizmem a kosmopolityzmem (bardzo celna jest kpina Jaworskiego z kosmopolityzmu!), że wreszcie
261
– w zgodzie ze stałą dążnością do precyzji – autor raz po raz czyni uściślające uwagi, w rodzaju tej oto:
W papieskim nauczaniu o ojczyźnie
i patriotyzmie winien być zaznaczony ważny moment: zarówno w tym zakresie, jak
we wszystkich dziedzinach katechezy, Papież przedstawia jedynie z a s a d y, fundamentalne re g u ł y, które stanowią warunki konieczne chrześcijańskiej postawy. Nie
wskazuje natomiast konkretnych dróg ich
realizacji, nie opowiada się więc na przykład za ściśle określoną koncepcję polityczną, społeczną, ekonomiczną (119).
Rozważania swe zamyka Jaworski
następująco:
W świetle wypowiedzi Ojca Świętego patriotyzm winien być nie tylko „uczuciem”,
„poczuciem”, „odruchem serca”, ale przede
wszystkim p ow i n no ś c i ą, świadomie
kształtowaną p o s t aw ą bezinteresownej
s ł u ż by. Winien być konkretny i realistyczny w winnościach, a zarazem ugruntowany
w chrześcijaństwie, a więc w hierarchii
tych powinności (122).
Osobliwa, ale i bogata, choć niewielka książka!
Janusz PIERZCHAŁA
BOHATER BIAŁEGO KONIA
Wydana przez Literackie Towarzystwo Wydawnicze praca Zbigniewa
S. Siemaszki Generał Anders w latach
1892-1942 jest najpoważniejszą, jak do
tej pory, biografią jednej z trzech najważniejszych postaci polskiego życia
O KSIĄŻKACH
Zbigniew S. Siemaszko, Generał Anders w latach 1892-1942, Londyn–Warszawa: Wydawnic-two LTW, 2012
2013 tom IV
262
Janusz PIERZCHAŁA
publicznego podczas II wojny światowej, wybitnego wojskowego, którego
krwawe i zawrotne wydarzenia dziejowe, ale też specyficzna charyzma i inteligencja uczyniły nolens volens pierwszoplanową postacią polityczną i wyrazistym symbolem polskich dążeń niepodległościowych w Polsce i w polskiej
diasporze poza krajem.
Dla mnie, „urodzonego w niewoli,
okutego w powiciu” w obrzydliwej, zsowietyzowanej PRL, dla mojej rodziny
wyrzuconej z Kresów, postać Andersa była jedną ze współczesnych patriotycznych legend. Jeszcze wiele lat po
1945 roku, zanim się urodziłem, moja
rodzina wyczekiwała III wojny światowej i Armii Andersa, która wraz z armią amerykańską miała przynieść nam
niepodległość i wyzwolenie z upodlającego ustroju. Marzenia bardzo naiwne,
ale takie one były. Im bardziej komunistyczna propaganda powtarzała od czasu do czasu, dla mentalnego wzmocnienia, swój sardoniczny, wzgardliwy
slogan o „Andersie na białym koniu”,
tym bardziej myśmy oczyma duszy tego białego konia widzieli. Także – Andersa, którego twarzy ze zdjęć nie znałem, ale który kojarzył mi się z generałem Stanisławem Szeptyckim wjeżdżającym na koniu na czele oddziałów
Wojska Polskiego do Warszawy, z szablą w ręku na tle udekorowanego patriotycznie mostu chyba Poniatowskiego, w listopadzie 1918. Jego zdjęcie
z tej uroczystej chwili oglądałem ciągle w jednej z przedwojennych książek.
Nie pamiętam, czy w ogóle zdawałem
sobie sprawę, że generał Anders to już
mocno wiekowy pan i nie wiadomo,
czy jeszcze na konia wsiada, ale był dla
nas symbolem Polski londyńskiej, Polski niepodległej.
Biografia Andersa autorstwa pana
Siemaszki to praca historyczna niezwykła szczególnie pod dwoma względami. Po pierwsze, odbiega od akademickiego, tradycyjnego warsztatu historycznego sposobem przedstawiania
materiałów, źródeł i bardzo specyficzną narracją. Z nieprzeciętną pedanterią i drobiazgowością historyk odtwarza fakty, postaci, powiązania, relacje
służbowe i zwykłe, międzyludzkie, ale
nie zawsze. Zamiast relacjonować źródła, przytacza je, nawet bardzo obszernie, tam gdzie uważa, że trzeba je odnotować. Zbigniew Siemaszko nie jest ani
hagiografem, ani tym bardziej „brązownikiem”. Niektórych faktów lub
sytuacji z życia Władysława Andersa,
zwłaszcza intymnych, każe się domyślać za cienką aluzją lub niedomówieniem; inne, mało chwalebne, omawia
szeroko, nie kryjąc oburzenia, niesmaku i goryczy w stosunku do swego bohatera. Nie chce też przesądzać spraw,
co do których brak mu wystarczających materiałów lub dowodów.
Po drugie, w tle narracji wyczuwa
się lub pisze on o tym explicite, że był
świadkiem i uczestnikiem części relacjonowanych wydarzeń. Miejsca, detale mundurów, szczegóły pejzażu znane
mu są z własnych przeżyć, znani mu są
osobiście lub pośrednio liczni uczestnicy tego fragmentu Historii (a w każdym razie identyfikuje ich dokładnie
i przedstawia wyraziście), często też
wprowadza w narrację barwne anegdoty, osobiste sądy moralne, opinie i przemyślenia, co zbliża jego dywagacje do
publicystyki historycznej, i co nie jest
żądną ujmą w opinii piszącego te słowa,
dla omawianej biografii, a wręcz przeciwnie. Ten „osobisty” dotyk, obecny
w pracy Zbigniewa S. Siemaszki czyni
ją bliższą czytelnikowi i cieplejszą, niż
klasyczne opusy historyczne powstające w uniwersyteckich czytelniach.
Wydaje się, że prezentowany passus
życia gen. Andersa można podzielić na
trzy etapy: młodość i okres „rosyjski”,
czyli piękna kariera w armii ostatniego
cara, Mikołaja II, okres walki o granice
Polski i kariery wojskowej w II RP oraz
etap trzeci – niewola u Sowietów, utworzenie armii polskiej i ewakuacja tejże
(wraz z cywilami) na Bliski Wschód.
Proporcje objętościowe tych trzech
etapów nie są jednak zachowane.
Pierwszy etap życia Władysława Andersa jest potraktowany trochę po macoszemu. Zaledwie trzy rozdziały, ok.
50 stron na 530 całej biografii (licząc
bez aneksów!). Można to do pewnego
stopnia zrozumieć, ponieważ nie jest
łatwo znaleźć materiały po dwóch wojnach światowych i rewolucji komunistycznej w naszej części kontynentu, po
zniszczeniu ogromnej ilości archiwów
publicznych i prywatnych. Nie wiadomo, czy posiada jeszcze jakieś materiały rodzina generała. Zdarza się, że rodziny nie chcą udostępniać badaczom
swych archiwaliów z różnych powodów.
Ciekawą rzeczą byłoby prześledzenie
polonizacji rodu Andersów, ich koneksji w XIX stuleciu, wtapiania się w środowiska ziemiańskie, ich stosunku do
Polski i do rozbiorów, zasad wychowawczych w rodzinie i religijności. Czy
jeszcze kiedyś uda się komuś coś więcej
na ten temat odtworzyć?
Wiemy w każdym razie, że młody Władysław nie planował zawodowej kariery wojskowej w armii carskiej
i że była ona rezultatem zmobilizowania go jako chorążego rezerwy z chwilą
wybuchu I wojny światowej. Natomiast
niewątpliwie znalazł „smak” i osobiste
powołanie w tej karierze. Ze strony zaś
swych ówczesnych przełożonych uznanie, wsparcie i szybkie awanse.
Współczesnego czytelnika tej biografii zastanawia z pewnością niezwykła lojalność młodego oficera Andersa
wobec Rosji carskiej, połączona z ofiarnością i ryzykiem. Zbigniew Sięmaszko
opisuje i objaśnia nieco lakonicznie, ale
bardzo ciekawie i prawidłowo, atmosferę tamtych czasów. Uważam, że zjawiska te powinny stać się w Polsce przedmiotem szerokich studiów historycznych. Otóż Rosja u schyłku panowania
Romanowych nie była już krajem barbarzyńskim, nie była też krajem biednym i liberalizowała się coraz bardziej,
zwłaszcza po reformach Aleksandra II.
Reformy te, zmierzające do monarchii
konstytucyjnej, przerwał jak wiadomo zamach Hryniewieckiego. Później
mieli je podjąć na swój sposób Witte,
Stołypin i inni. Tymczasem w byłym
Królestwie Kongresowym, czy szerzej
w zaborze rosyjskim, po upadku nieszczęsnego powstania styczniowego,
Polacy zaczęli przejawiać realizm polityczny w myśleniu o życiu codziennym. A może po prostu życie narzuciło
swoje prawa.
Setki, jeśli nie tysiące Polaków z dobrych, szlacheckich rodzin, szukały karier w Petersburgu i Moskwie i robiły
je rzeczywiście. Nie tylko w carskiej armii, gdzie spotykamy postać admirała Henryka Cywińskiego, generałów:
Bronisława Grąbczewskiego (geografa
i etnologa zarazem), Klembowskiego,
Kasztalińskiego, Kwiecińskiego, Kietlińskiego, Kądzerowskiego, Wołkowickiego, wreszcie Dowbora-Muśnickiego
i wielu innych (nie licząc pułkowników
i niższej kadry oficerskiej), ale też w nauce, architekturze, malarstwie, muzyce, kolejnictwie i przemyśle naftowym.
263
O KSIĄŻKACH
BOHATER BIAŁEGO KONIA
264
Janusz PIERZCHAŁA
Dla przykładu – pod protekcją dworu petersburskiego rozwijał swą renomę wspaniały architekt mostów Andrzej Pszenicki (zaprojektował ich 43
w Petersburgu!), późniejszy rektor Politechniki Warszawskiej. Europejską
karierę malarską rozpoczynał tu Henryk Siemiradzki, którego obrazy kupował sam car Aleksander III, a wielki książę Paweł odwiedzał go w jego
rzymskiej rezydencji. Tu uczył się dyrygować i komponować Emil Młynarski. Stanisław Ignacy Witkiewicz-Witkacy zaś, mimo że od dziecka mieszkał
w Galicji, uważał się tak dalece za poddanego cara, że w 1915 wstąpił ochotniczo do Lejb-Gwardyjskiego Pułku
Pawłowskiego, jednego z elitarnych
w armii carskiej. A przecież wszyscy ci
ludzie byli dobrymi Polakami.
Dla niedowiarków wychowanych na
historii podręcznikowej, przytaczam
ilustrujący te realia fragment wspomnień Tomasza Zana, niekwestionowanego patrioty, ziemianina, oficera AK, z jego dzieciństwa na Litwie,
z sierpnia 1914:
2013 tom IV
Stało tam wojsko rosyjskie. Był kapitan
Różański, lekarz III saperskiego batalionu
pontonowego, porucznik Kozłowski i inni Polacy. Mama zaprosiła wszystkich na
podwieczorek do Poniemónia. Przyjechali
konno wraz ze swoim dowódcą – Rosjaninem Miedwiejewem, starszym panem i jego trzema synami w tego samego batalionu.
Gościliśmy rodaków i Moskali – przedstawicieli armii, która miała nas bronić przed
Niemcami.
Ludzie, o których mowa, którym rewolucja bolszewicka zniszczyła ich
świat, wspominali go potem z nostalgią, ponieważ był on rzeczywiście niezwykły i był częścią europejskiej la
belle epoque. Zdaje się, że przeżycia te
głęboko naznaczyły również psychikę
„korneta” Andersa i wpłynęły na jego
stosunek do Rosji.
W tej części biografii spotykamy też
u Andersa po raz pierwszy ten rys okrucieństwa i brutalności, który Zbigniew
Siemaszko wypomni mu z oburzeniem
i goryczą, opisując rozstrzeliwania
z jego rozkazów żołnierzy i cywilów
za błahe kradzieże, podczas formowania się armii polskiej w Buzułuku. Tym
razem chodzi o rozkaz wymordowania bagnetami 60. jeńców niemieckich
podczas zbrojnego wypadu na wieś
Kuchcze na Rówieńszczyźnie, w noc
12/13 listopada 1915, który wydał 23letni wówczas Anders, dowodzący
tym wypadem. Rosjanie wymordowali
wówczas Niemców, którzy zapewne na
tę wojnę się nie prosili. Nie sposób nie
wstrząsnąć się z obrzydzenia na złamanie przez Andersa elementarnych, obowiązujących już wówczas konwencji
międzynarodowych o ochronie jeńców.
Dodajmy, że zrobił to, by dostać w nagrodę dowodzenie jednym z polskich
szwadronów Legionu Puławskiego.
W sumie, odwaga i brawura Andersa i autentyczne zdolności dowodzenia
doprowadziły go szybko do carskiej
Akademii Sztabu Generalnego i do
stopnia podpułkownika. Z tym stopniem znalazł się w lipcu 1918, w tworzących się w Warszawie polskich siłach zbrojnych.
Tak miał rozpocząć się w życiu naszego bohatera etap drugi – oficera,
a wreszcie generała II RP. Dwudziestolecie Władysława Andersa w II RP jest
opisane dokładniej i obszerniej, zarówno od strony rozwoju kariery zawodowej, jak też życia rodzinnego. Cztery rozdziały, około 70 stronic tej części biografii „oficera wielkich nadziei”,
pełne anegdotycznych, barwnych dygresji, wprowadzają czytelnika bardzo
plastycznie w atmosferę życia oficerów
Wojska Polskiego (WP) w okresie międzywojennym. Kwalifikacje wojskowe
Andersa i wybitna osobowość są tak
dostrzegane, że zostaje on wysłany na
dwuletni kurs oficerski do Francji, do
sławnej Ecole Militaire założonej jeszcze przez króla Ludwika XV. Istotnym
wątkiem, podkreślanym przez Siemaszkę jest nie tyle może załamanie
się wojskowej kariery Andersa, ile jej
wyraźne spowolnienie w konsekwencji
znalezienia się – wówczas jeszcze pułkownika – po stronie rządowej podczas
zamachu majowego Piłsudskiego.
Zbigniew Siemaszko bez ogródek
opisuje, jak wielkie szkody w korpusie
oficerskim WP poczyniła czystka pomajowa, jak stopowano lub niszczono
kariery ludziom, którzy nie znaleźli się
po właściwej stronie barykad.
Najbardziej wyczerpujący jest rozdział 4., ponieważ opisuje tylko wrzesień 1939 i perypetie wojenne oraz talenty i determinację Andersa jako dowódcy Nowogródzkiej Brygady Kawalerii, a potem samodzielnej Grupy
Operacyjnej Kawalerii, aż do chwili
aresztowania go, ciężko rannego, przez
patrole sowieckie.
Osobliwe i niezrozumiałe było w tych
dniach klęski wrześniowej, że gen. Anders sugerował swym podwładnym jedynie dwie możliwości: przedostanie
się na Węgry lub poddanie się Sowietom. Argumentem za tym drugim wyjściem miało być to, że Rosjanie rzekomo zwalniali szeregowych. Ciekawe
skąd się wzięła wtedy ta opinia? To akurat Niemcy znacznie częściej zwalniali
szeregowych, a nawet podoficerów, niż
Rosjanie. Nie trudno sobie wyobrazić,
że gdyby Anders z grupą oficerów, po
rozwiązaniu oddziałów, pomaszerował na Zachód i poddał się Niemcom,
trafiłby z honorami do oflagu, gdzie
w znośnych warunkach, bez bestialstwa, tortur, bicia, mrożenia i ocierania się o śmierć, pobierając nawet pewną gażę oficerską, doczekałby spokojnie końca wojny. A jego towarzyszy nie
wymordowano by w Katyniu. Niemcy
zasadniczo nie mordowali jeńców polskich. Do tego jeszcze, zanim Sowieci
rozbili jego ostatnie oddziały, w uznaniu męstwa otrzymał od dowódcy niemieckiej 28. Dywizji Piechoty glejt nietykalności (respektowany!), pozwalający im maszerować na Węgry. Historia
ta zrelacjonowana dokładnie przez Siemaszkę jest zadziwiająca, tak jak meandry myślenia generała.
Wreszcie etap trzeci – na 400 stronicach Autor przedstawił drobiazgowo
prawie 3 lata z życia gen. Andersa: od
więzień sowieckich we Lwowie i w Moskwie, przez „amnestię” w wyniku układu Majski–Sikorski, aż po dzieje tworzenia się korpusu polskiego w ZSSR
i jego ewakuacji na Bliski Wschód, czyli do sierpnia 1942. To wszystko na tle
pewnego rodzaju panoramy losów polskich w zbrodniczym, ociekającym
krwią i nienawiścią komunizmie Rosji
Sowieckiej.
Zadziwiony czytelnik zastanawia się
chwilami zapewne, w świetle ogromnej ilości materiałów, zestawień i liczb
(tytaniczna praca Pana Siemaszki!), czy
jest to bardziej biografia gen. Andersa, czy bardziej monografia deportacji
i eksterminacji Polaków i tworzenia się
korpusu polskiego w ZSSR, zwanego
późnej obiegowo Armią Andersa.
Dzieje się tak, ponieważ wiele aspektów tamtych wydarzeń jest omawianych
bardzo szczegółowo, czasem odrębnie, jak na przykład kwestia żydowska
w korpusie, domniemana prowokacja
ze strony organizacji „Muszkieterów”
265
O KSIĄŻKACH
BOHATER BIAŁEGO KONIA
2013 tom IV
266
Janusz PIERZCHAŁA
z kraju, inwigilacja sowiecka, czy
wreszcie postać i rola biskupa Józefa
Gawliny. (Nota bene – biskup Gawlina, jako wzór duchownego i Polaka, od
dawna zasługuje na odrębną biografię
dla teraźniejszych i przyszłych pokoleń polskiego duchowieństwa, którego
kondycja dzisiejsza jest – szczerze mówiąc – nie najlepsza.)
Po zwolnieniu Władysława Andersa
z Łubianki, jego działania w tamtym
czasie należy widzieć, jak mi się wydaje, w trzech najbardziej istotnych dla
sformowania i ocalenia korpusu polskiego perspektywach: primo – w świetle oficjalnych stosunków z władzami sowieckimi; secundo – w świetle
infiltracji sowieckiej środowisk przybywających do punktów mobilizacyjnych Polaków oraz szczególnej inwigilacji oficerów i sztabu; tertio – historii
współpracy z generałem Sikorskim, to
znaczy rozpadu dobrego początkowo
porozumienia oraz wzajemnego zaufania i przejście na pozycje ciągłych utarczek i konfliktów.
Nie ulega wątpliwości, że nominacja Andersa na dowódcę Polskich Sił
Zbrojnych w ZSSR była najlepszą decyzją personalną Sikorskiego w ogóle
i, o dziwo, zaakceptowaną bez zastrzeżeń przez Sowiety. Dlaczego Rosjanie
nie próbowali mieć wtedy człowieka
bardziej spolegliwego, tego nie dowiemy się pewnie nigdy. Może zadecydowała o tym ich dramatyczna sytuacja
na froncie, a może jednak to, że Anders
był byłym oficerem carskim, znał Rosję, mówił płynnie po rosyjsku i był łatwy w kontakcie osobistym. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje rozumowanie może być użyte w odwrotnym kierunku. Pozostaje faktem, że przez cały
ten okres, aż do ewakuacji swej armii
na Bliski Wschód, na tle twardniejącej
postawy władz sowieckich, Anders radził sobie dobrze zarówno ze Stalinem,
jak z „opiekującymi się” nim i jego otoczeniem oficerami NKWD.
Kwestia infiltracji i inwigilacji była
cały czas niezmiernie groźna, ponieważ Rosjanie nie tylko starali się przez
swą agenturę manipulować poczynaniami Polaków, ale posuwali się do
prowokacji. Wydaje się, że gen. Anders
wywijał się z tych sytuacji jak piskorz;
w każdym razie jego wysoka inteligencja i przenikliwość pozwalały mu na
neutralizowanie części sowieckich zamierzeń. W końcu na wyprowadzenie
swej Armii z „nieludzkiej ziemi”.
Generał Anders miał z czasem świadomość, że oficerowie polscy internowani
w ZSSR w 1939 zostali wymordowani,
ale mając świadomość położenia własnego, nie drążył tej sprawy do końca.
Omawiając niesłychanie szczegółowo i precyzyjnie dzieje układu MajskiSikorski, Zbigniew Siemaszko ukazuje
jego rezultaty doraźne i pewne późniejsze następstwa, nie analizując układu
szerzej w kontekście polityki polskiej
władz emigracyjnych i kraju, ponieważ nie temu tematowi poświęcona jest
praca. Kryzys wewnętrzny rządu emigracyjnego, dymisja gen. Kazimierza
Sosnkowskiego, czołowego oponenta
linii postępowania premiera i kwestia
ostatecznej katastrofy sprawy polskiej,
jako konsekwencji niesuwerennej polityki Sikorskiego, pozostają poza ramami dzieła Siemaszki. Być może szersze rozważania na ten temat zostały zaplanowane do tomu drugiego biografii
Andersa.
Relacjonując krok po kroku wydarzenia, które doprowadziły do podpisania
układu, Siemaszko uwypukla błędy popełnione przez stronę polską, a przede
wszystkim brak w układzie anulowa-
nia przymusowego obywatelstwa sowieckiego narzuconego siłą mieszkańcom Kresów w 1939 oraz brak klauzuli
o powołaniu do Polskich Sił Zbrojnych
wszystkich zesłańców zdolnych do
służby wojskowej. Na tym tle ukazane zostały słabości merytoryczne ekipy
Sikorskiego do rozmów z Sowietami,
improwizacje w montowaniu zespołu
dyplomatycznego (w który Brytyjczycy wkomponowali swego agenta Józefa
Retingera), a później oscylowanie premiera pomiędzy realizmem a iluzjami
(z naciskami brytyjskimi w tle) w kwestii współpracy z ZSSR.
Rzetelność i wstrzemięźliwość Zbigniewa Siemaszki w wyrażaniu łatwych sądów jest tak dalece nie do podważenia, że dopiero na jej tle widać, jak
niezbyt ciekawie wypada postać gen.
Sikorskiego przy zestawieniu jego osobowości z osobowością gen. Andersa.
Zakompleksiony ambicjoner, reagujący
emocjonalnie na rezultaty własnej podejrzliwości, że ktoś zamierza go przewyższyć czy odsunąć od władzy, lub na
idące w tym samym kierunku podszepty jego doradców. Małostkowy w swoistym mszczeniu się na oficerach sanacyjnych, odsuwaniu ich od stanowisk
i spraw publicznych. Na tym tle jeszcze
bardziej urasta postać Andersa jako
dowódcy realizującego to, czego wymaga dramatyczna sytuacja, twardego,
logicznego, ogromnie trzeźwego w ocenie sytuacji i możliwości, a asertywnego i giętkiego jednocześnie wobec perfidii i obłudy sowieckich władz. Widać
też na każdym kroku autorytet i mir,
jakie otaczały Andersa w wojsku, czego nie można powiedzieć o Sikorskim.
A jednak w ocenie Sikorskiego przez
Andersa dominuje respekt, elementarne poczucie sprawiedliwości wobec niechętnego mu po pewnym czasie
premiera, a przede wszystkim uznanie dla jego pryncypialnej postawy
wobec sprawy granic Polski. „Gen. Sikorski był dobrym Polakiem i patriotą
i na pewno nie zgodziłby się na oddanie ZSSR Lwowa i Wilna” – mówił gen.
Anders Zbigniewowi Siemaszce w 1967.
Trzeba o tym pamiętać w kontekście
dramatycznego oporu, z jakim zarówno gen. Andres, jak i generał-premier
Sikorski (mimo jego uległej polityki
wobec aliantów) bronili polskich praw
do Lwowa i Wilna oraz granic Traktatu Ryskiego.
Po niemiecko-sowieckim układzie
o granicach i przyjaźni z 28 września
1939, pod okupację rosyjską dostało się
204 tys. km2 powierzchni państwa polskiego i 13,5 miliona ludności, z czego
Polacy stanowili 7 milionów, li większość mieszkańców tego obszaru. I to
nie specjalne związki Andersa z Kresami, ale świadomość przedstawiciela
tamtego pokolenia, że Ziemie Wschodnie są integralną częścią Polski, że reprezentują one 600 lat polskiej pracy
i polskiego wysiłku cywilizacyjnego, że
ziemie te od ponad 200 lat, mimo klęsk
narodowych, dominują w życiu społecznym i kulturalnym Polaków, wnosząc wszystko co najistotniejsze i wartościowe, ze szczególną rolą w tym
względzie Lwowa i Wilna, kazały stać
mu pryncypialnie na stanowisku nienaruszalności granic.
Z całej litanii problemów w polskich
obozach wojskowych na południu Rosji, jak bumerang powraca w tej części
biografii, sprawa okrucieństwa i łamania prawa przez Andersa (pamiętnego
z roku 1915). Tym razem zarówno wobec żołnierzy, jak i cywilów polskich –
skazywania ich przy pomocy spolegliwych sędziów na karę śmierci za drobne przestępstwa lub ich usiłowania.
267
O KSIĄŻKACH
BOHATER BIAŁEGO KONIA
268
Janusz PIERZCHAŁA
Według Autora dopuszczono się tych,
co tu dużo mówić, zbrodni wobec 1520 osób. Tej sprawie Siemaszko poświęca osobny rozdział wraz z obszernymi
relacjami osobowymi, nie kryjąc własnego oburzenia i zdystansowania wobec
swego bohatera. Goryczy Autora dopełnia fakt, że Anders ułaskawił skazanych
błahymi wyrokami za takie same kradzieże 4 żołnierzy ze swego szwadronu przybocznego. Autor pisze (s. 305):
2013 tom IV
Widocznie gen. Anders był o wiele bardziej łaskawy dla żołnierzy ze swego bliskiego otoczenia niż dla zwykłych <szaraków>, w stosunku do których był co
najmniej bezwzględny.
Siemaszko pamięta zapewne z własnego żołnierskiego doświadczenia, co
znaczyło wtedy być zwykłym „szarakiem”.
Pojawia się też w tle sprawa dostatku
materialnego Andersa i jego otoczenia
na tle nędzy i głodu przybywających do
Buzułuku zesłańców.
Ciekawią mnie pewne relacje osobowe gen. Andersa z jego otoczeniem.
Na przykład z gen. Borutą-Spiechowiczem, którego osobiście znałem. Nie
wiem, czy wiadome jest Panu Siemaszce, że Spiechowicz miał na tle Andersa pewną obsesję. Uważał go mianowicie za rosyjskiego agenta i dzielił się tą
tezą z szerokimi gremiami. Dowodów
konkretnych nie miał. Ot, że oficer carskiej armii, lubiący kobiety i pieniądze
i jakieś podobno sugestie w tej materii
pochodzące od pewnego sowieckiego
generała. Nikt w Krakowie, czy szerzej
w Polsce nie traktował tego poważnie,
jednak to ciężkie oskarżenie rzucało
ponure światło na stosunki pomiędzy
oboma generałami w okresie ich nolens volens współpracy podczas tworzenia się Armii Polskiej w Sowietach
i później. Z biografii nie dowiadujemy
się właściwie, dlaczego Boruta-Spiechowicz został odwołany ze stanowiska dowódcy Piątej Dywizji piechoty.
Spiechowicz nie był może człowiekiem
wysokich lotów umysłowych, charyzmatyczny z pewnością nie był, ale we
wrześniu 1939 dowodził Grupą Operacyjną „Bielsko” w składzie dwu dywizji
piechoty, jednej brygady i trzech samodzielnych batalionów, z trudnym zadaniem opóźniania niemieckiego natarcia w kierunku Krakowa, nie był więc
byle kim, dlatego potomni chcieliby zapewne poznać zastrzeżenia Andersa do
Boruty.
Poważniejszą sprawą, wymagającą dogłębnego zbadania i naświetlenia
jest rola pułkownika Leopolda Okulickiego w otoczeniu Andersa. Zwłaszcza
w świetle twierdzeń zmarłego 4 lata temu prof. Pawła Wieczorkiewicza, wyrażonych expressis verbis w wywiadzie
z Piotrem Zychowiczem, że Okulicki
był sowieckim agentem, „przekręconym” podczas brutalnego śledztwa we
Lwowie i na Łubiance. Według prof.
Wieczorkiewicza nie była to tylko jego wiedza na ten temat, ale też wiedza
kilku innych polskich historyków, którzy widzieli odnośne akta Okulickiego
w Moskwie i ukrywają te fakty przed
opinią publiczną. (To mnie akurat nie
dziwi; historycy o korzeniach peerelowskich nie chcą się w dalszym ciągu
narażać Moskalom.)
W tym kierunku idzie, jak rozumiem, dyskretnie Zbigniew Siemaszko,
przytaczając olbrzymi fragment raportu Berii z 24 lipca 1942 sporządzonego
dla Stalina. Jest w raporcie jeden szokujący fragment, zawierający zdanie wypowiedziane 10 lipca 1942 do Andersa
w obecności wielu osób przez Leopolda
Okulickiego:
W imieniu wszystkich żołnierzy pozwalam sobie zadać pytanie Panu Generałowi – dlaczego nie jesteśmy dotychczas na
froncie?
Anders wzburzył się, lecz nie odpowiedział na to pytanie.
Pomijając tu całkowicie sprawę uzurpowania sobie przez Okulickiego prawa do reprezentowania wszystkich żołnierzy, zachodzi pytanie, czy Anders
nie odpowiedział Okulickiemu, ponieważ zbyt dużo osób słyszałoby tę odpowiedź, czy też dlatego, że ta gwałtowna chętka wysłania kilkudziesięciu tysięcy dopiero co uratowanych z łagrów
i kopalń, wycieńczonych ludzi, na rzeź
za sowiecką sprawę, wzbudziła jego podejrzenia? Co sądził o Okulickim, czy
wiadomo coś na ten temat? Szkoda, że
tego zdania, tej sprawy Pan Siemaszko
nie opatrzył jednak, wbrew swej ostrożności, szerszym komentarzem, ponieważ okazuje się, że wiedziano w jakiejś
mierze o tym, że Okulicki załamał się
we Lwowie i sypał.
Tak czy inaczej, cytowanie obszernych fragmentów ww. raportu Berii
uważam za sprawę kapitalną właśnie
z uwagi na Okulickiego, jak również
z uwagi na rewelacje dotyczące adiutanta gen. Andersa, rotmistrza Klimkowskiego, to znaczy raportowaną przez
Berię propozycję dokonania wraz z nieokreśloną grupą oficerów przewrotu
wojskowego przeciwko Andersowi. Zachowanie Klimkowskiego szło więc
jakby po linii intencji Berii, wstrzymania ewakuacji korpusu polskiego
na Bliski Wschód i skierowania go na
front rosyjski.
Nawet, jeżeli w tamtych czasach raport Berii nie mógł być znany, to jednak chyba polska Dwójka nie próżnowała i dlatego budzi duże zdziwienie
fakt, że w roku 1967 Anders twierdził –
w rozmowie ze Zbigniewem Siemaszką
– że Klimkowski nie był agentem sowieckim, tak jak zasugerowanie pułkownikowi Bąkiewiczowi zatrudnienia
go jako agenta Dwójki (by miał z czego żyć!). Moje osobiste zdziwienie w tej
kwestii graniczy z podejrzeniami.
Sprawa Klimkowskiego kojarzy mi
się z lekceważeniem obcej agentury, ze
sprawą gen. Stanisława Tatara, którego
Komenda Główna AK, mając w podejrzeniu, że pracuje dla Moskwy, wolała
wysłać, aby się go pozbyć, do Londynu,
niż po prostu tęgo przesłuchać i zastrzelić. Skutki tego są znane (> Z.S. Siemaszko, Działalność generała Tatara
1943-1949, wyd.: 1999, 2004).
Pojawia się wiele pytań, na które nie
mamy odpowiedzi. Czy ostatecznie udało się Autorowi ustalić miejsce zdeponowania archiwum Drugiego Oddziału Korpusu Andersa? Czy też, tak jak
archiwum Delegatury WiN na Zachodzie, pod koniec lat 80. (przechowywane w prywatnym mieszkaniu w Londynie), wpadło w ręce polskiej bezpieki,
czy też KGB, co zresztą na jedno wychodzi?
Jest rzeczą dość ciekawą, że ani we
wspomnieniach Andersa, ani w dziele
Siemaszki nie występuje nazwa GRU –
Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije, ani jego poprzednia nazwa: Razwiedupr. Chodzi o sowiecki wywiad
wojskowy. W tamtym czasie szefem
GRU był gen. Iwan Illiczow. W pracy
Siemaszki występuje ciągle tylko
NKWD. Prawdą jest, że w ramach podziału kompetencji GRU miało zajmować się wywiadem zagranicznym, zaś
NKWD kontrwywiadem, ale w tym
wypadku Armia Polska powinna była
być przedmiotem jego choćby częściowego zainteresowania, z uwagi na mocne i zaawansowane kontakty Polaków
269
O KSIĄŻKACH
BOHATER BIAŁEGO KONIA
270
Janusz PIERZCHAŁA
z Brytyjczykami. W tamtych czasach
istniała zadawniona już, brutalna konkurencja pomiędzy NKWD i Razwieduprem, która w czasach czystek przybierała formy wzajemnego wyrzynania się.
Jak się wydaje, sprawa wyjścia armii Andersa z ZSSR na Bliski Wschód
jest kontrowersyjna dla niektórych polskich historyków (nie mam na myśli
broń Boże historyków komunistycznych, bo tym w ogóle odmawiam intelektualnej uczciwości). Otóż np. Leszek
Moczulski (w „Zeszytach Historycznych” pod pseudonimem Natalia Naruszewicz) w swej pracy Zarys historii
PRL pisze:
2013 tom IV
Armia polska, wkraczając wraz z armią
radziecką na ziemie polskie, w połączeniu
z siłami podziemnymi stanowić mogła wynik rozstrzygający o przejęciu władzy nad
krajem przez rząd emigracyjny. Doskonale
zdawali sobie z tego sprawę Rosjanie. [...]
Dlatego najpierw stwarzali warunki uniemożliwiające utworzenie tej armii, pragnąc, aby opuściła ona terytorium ZSRR,
później skwapliwie podchwycili sugestię
brytyjską translokowania jej na Bliski
Wschód i mimo początkowych sprzeciwów
gen. Sikorskiego doprowadzili do takiego
rozwiązania, zaś w końcu całą sprawę wykorzystali jeszcze propagandowo przeciwko Polakom.
Jest to zatem kontrowersja nie tylko
historyków. Istniała ona również, jak
się okazuje, w otoczeniu gen. Andersa
w tamtym czasie. Na tym stanowisku,
tzn. pozostania w Sowietach, stał gen.
Zygmunt Bohusz-Szyszko i, jak wynika
to z lektury aneksów książki Siemaszki,
również szef Drugiego Oddziału Korpusu płk. Wincenty Bąkiewicz. Mówił
on w trakcie rozmów Siemaszce:
Osobiście byłem zwolennikiem pozostania w Sowietach i na ten temat miałem z gen. Andersem rozmowy, które nie-
raz przybierały nieco kontrowersyjną formę. [...] Musiałem zamilknąć. Gen. Anders
miał rację.
I jest to prawda. Rację miał Anders,
nawet jeżeli ewakuacja armii polskiej
była również na rękę Rosjanom. Otóż
nie trudno sobie wyobrazić, że zanim
armia Andersa wkroczyłaby na ziemie
polskie, zostałaby wyniszczona przez
Rosjan na froncie wszelkimi sposobami i opanowana politycznie, jak później dywizja Berlinga. Wykrwawiano
by ją na najgorszych odcinkach frontu,
rozdzielano by poszczególne dywizje
i pułki, i wreszcie – co pokazuje sprawa rzekomego buntu młodych oficerów motanego przez adiutanta Andersa rtm. Klimkowskiego, którzy jakoby
zamierzali aresztować generała i część
jego sztabu – Rosjanie zaaranżowaliby rzeczywiście aresztowanie Andersa,
Bohusza-Szyszko i związanych z nimi
oficerów, a na ich miejsce wstawiliby
swoich ludzi, takich jak Berling, Bukojemski i inni. Obecność Armii Andersa na froncie rosyjskim i jej ostateczne wkroczenie do Polski utrudniałyby
zapewne do jakiegoś stopnia realizację
planów Stalina, ale nie byłyby w stanie
im zapobiec.
Zdając sobie z tego sprawę, gen. Anders postąpił słusznie, stawiając na ocalenie swych ludzi, dlatego budzi zdziwienie jego późniejsza decyzja o podjęciu się zdobycia Monte Cassino.
Zatrzymanie biografii gen. Andersa
na sierpniu roku 1942, na chwili ostatecznej ewakuacji z ZSSR jego armii,
pozostawia czytelnika w sytuacji niedosytu, tym bardziej, że większy lub
mniejszy erudyta, a nawet w miarę wykształcony człowiek, będzie ciekawy
analizy dwóch wielkich spraw w życiu
generała u schyłku II wojny światowej:
BOHATER BIAŁEGO KONIA
da, w podwójnym dnie ani na spodzie
walizki, a właśnie na wierzchu rzeczy
ppłk. A. Kosiby, co wynika z jego własnej relacji:
wyjeżdżając z Kozielska obraz owinąłem
w brudny brunatny papier i położyłem na
wierzchu swojej walizki. Gdyśmy przyjechali do Griazowca i stanęli w szeregu na
podwórzu, czekając na rewizję, stanąłem
obok swojej walizki. Enkawudyści przechodzili i wszystkie rzeczy więźniów oglądali Ponieważ ten obraz leżał na wierzchu,
wyjąłem go, położyłem obok walizki, na to
wszystkie swoje rzeczy [...] Na spodzie walizki było szereg monet niklowych i srebrnych, polskich i litewskich. Enkawudzista,
który mnie kontrolował, zainteresował się.
Zaczął wybierać, ja mu bardzo uczynnie
w tym pomagałem i tak go to zafrapowało, że nie interesował się niczym więcej.
W ten sposób przemyciłem ten obraz. (Relacje świadków powstania obrazów. Mówią
więźniowie Kozielska, „Marianum w służbie”, Londyn 1977, nr 4-5, s. 50; A. Siomkajło, Kozielska czy emigracyjna?, „Więź”
1998, nr 11, s. 112)
Summa summarum, dzieło Zbigniewa Siemaszki zadziwia rozmachem,
wysiłkiem badawczym, obfitością źródeł, wnikliwością przemyśleń i sądów.
Interesujące jest, jak przedstawia się
krajowa recepcja książki Generał Anders w latach 1892-1942. Nie wiem, czy
i kiedy Pan Zbigniew Siemaszko zamierza opublikować drugą część tej
pasjonujacej biografii*). Słyszałem, że
przynajmniej częściowo została już napisana. Życzę Mu z całego serca, aby ją
wydał pewnego dnia i nie przestaję na
nią czekać.
*)
Tymczasem na uwagę zasługują przyczynki do drugiej części biografii gen. Andersa, wymienić choćby niektóre: Władysław Anders, Bez ostatniego rozdziału.
O KSIĄŻKACH
primo – decyzji z maja 1944 o zdobywaniu Monte Cassino, okupionej prawie tysiącem poległych i trzema tysiącami rannych żołnierzy polskich, ocalonych cudem z „nieludzkiej ziemi”,
decyzji kontrowersyjnej, kontestowanej obecnie po latach przez co odważniejszych historyków (bardzo ostrą
krytykę tej decyzji, jako będącej wyrazem ulegnięcia prowokacji sowieckiej propagandy o unikaniu przez Polaków walki z Niemcami, przedstawił
ostatnio w swej świetnej pracy Obłęd
’44 krajowy historyk i publicysta Piotr
Zychowicz);
secundo – stosunku do Powstania
Warszawskiego, którego decyzję gen.
Anders [mimo Rozkazu 112 z 4 października 1944 „z powodu upadku Powstania Warszawskiego”] nazwał aktem zbrodniczym wobec własnego narodu – tu akurat i Piotr Zychowicz, i piszący te słowa podzielają w zupełności
tę opinię. Ciekawość tę podnieca fakt,
że przecież losy Andersa i Bora-Komorowskiego skrzyżowały się znów
w Londynie po II wojnie. Co mieli sobie do powiedzenia ci dwaj ludzie właśnie o Powstaniu Warszawskim, o roli Okulickiego w tym dramacie, o tym
kim był właściwie Okulicki? Nie są mi
znane żadne publikacje emigracyjne na
ten temat.
Zupełnie na marginesie należy zauważyć, że dzieło Pana Siemaszki ma
dużo błędów interpunkcyjnych i trochę stylistycznych. Może warto było
jednak przed drukiem skorzystać z pomocy zawodowego korektora.
Uściślenia wymaga też informacja
zamieszczona w Aneksie K na temat
przewożenia z Kozielska do Griazowca płaskorzeźby Matki Boskiej Kozielskiej. Otóż drzeworyt nie został przewieziony, jak głosi popularna legen-
271
272
Elżbieta LEWANDOWSKA
Wspomnienia z lat 1939-1946, Londyn 1949,
1950, Warszawa 2007; S. Hervey, Zdobywcy
Monte Cassino. Generał Anders i jego żołnierze, Warszawa 2006; Generał Władysław Anders. Soldier and Leader of the Free
Polses in Exile, pod red. J. Pyłat, J. Ciechanowskiego, A. Suchcitza, London 2007; Anna Anders-Nowakowska, Mój Ojciec Generał Anders, Warszawa 2007; Maria Nurowska, Anders, Warszawa 2008; Generał Władysław Anders żołnierz pokoju i wojny, pod
red. A. Szczepaniaka, Opole 2008. W opracowaniu Bogusława Polaka: Dziennik czynności p.o. Naczelnego Wodza gen. dyw. Władysława Andersa. 26 luty-28 maja 1945 r.,
Koszalin 1998, Leszno 2003; Generał broni Władysław Anders. Wybór pism i rozkazów, Warszawa 2008; edycja albumowa Generał Władysław Anders (11 VIII 1892-12 V
1970), (współautorzy: Juliusz L Englert, Michał Polak), Londyn–Leszno 2012.
Elżbieta LEWANDOWSKA
ŚLADEM ARTYSTÓW ŻOŁNIERZY
2013 tom IV
Jan Wiktor Sienkiewicz, Artyści Andersa. Continuità e novità, Toruń–Warszawa: Oficyna Wydawnicza Kucharski, 2013
Jan Wiktor Sienkiewicz (> Noty
o autorach) należy do postaci znanych
m.in. w kręgach kulturalnego Londynu. Kolejna książka, popularno-naukowe opracowanie Artyści Andersa [...] –
kontynuacja i jakby ukoronowanie
25-letnich badań autora nad polską
sztuką emigracyjną, w środowisku artystycznym zapewne nie tylko polskiego Londynu, była niemal oczekiwana.
Zakrojony szeroko tytuł książki robi
czytelnikowi nadzieję nie tylko na wyprawę w świat artystów sztuk wizualnych, którym książka jest poświęcona,
ale również artystów słowa i sceny – pisarzy i aktorów. Ostatnio wymienieni
nie są przedmiotem opracowania prof.
Sienkiewicza. Autor oddaje im uncję
sprawiedliwości, przywołując niekiedy
w przypisach literaturę na ich temat.
Poprzednie publikacje Sienkiewicza
podejmujące twórczość polskich artystów plastyków na emigracji to m.in.
Polskie galerie sztuki w Londynie w drugiej połowie XX wieku (2003), luksusowo wydane monografie malarzy: Wojciecha Falkowskiego – 2005, Halimy Nałęcz – 2007, Ryszarda Demela –
2010, czy Sztuka w poczekalni. Studia
z dziejów plastyki polskiej na emigracji 1939-1989 – 2012). Autor dziesięciu
książek i dwunastu współautor nie wyczerpał możliwości odkryć, a więc i tematów. Eksploracyjny narkotyk historyka sztuki, inspiruje go nieustannie
do kolejnych opracowań.
Tym razem prof. Sienkiewicz podjął się niełatwego wydobycia na światło
osiągnięć artystów żołnierzy, którzy
wraz z gen. Andersem po opuszczeniu
„nieludzkiej ziemi” przeszli szlak bojowy i tułaczą wędrówkę przez Bliski
i Środkowy Wschód, Afrykę, Półwysep
Apeniński – aż po Wielką Brytanię. Pole badań prawie dziewicze, mimo że zaraz po państwowym przełomie w Polsce w roku 1991 Instytut Sztuki PAN
przecierał badaczom nieco drogę, poświęcając zbieżnej problematyce sesję
„Między Polską, a światem”, zwieńczoną książką z podtytułem Kultura emigracyjna po 1939 roku (pod red. Marty
Fik, 1992). Naturalnie, książka znana
jest autorowi Artystów Andersa. Warto jednak przywołać z niej choćby niektóre artykuły: Jarosława Kiliana Feliks Topolski – kronikarz XX wieku, Ireny Dżurkowskiej-Kossowskiej i Piotra
Paszkiewicza Marian Bohusz-Szyszko jako współorganizator polskiego życia artystycznego na obczyźnie, Danuty
Wróblewskiej Wokół Londynu...
Nie żyją już świadkowie tamtych wydarzeń i niewiele pisano o artystach 2.
Korpusu. Po zakończeniu drugiej wojny światowej w Polsce Ludowej o sztuce i kulturze polskiej na wychodźstwie
panowało milczenie. A powroty artystów do Kraju były skutecznie ograniczone ze względu na ich „andersowską” przeszłość. Powracali więc nieliczni, m.in. Piotr Potworowski i Stanisław
Drozd. Po roku 1989 sytuacja zaczęła
się nieco poprawiać, ale ciągle w różnych przestrzeniach omawianej historii istniały białe plamy.
W roku 1986 wybitny historyk sztuki
Karolina Lanckorońska, która w latach
1945-1948 pracowała jako wykładowca akademicki w strukturach 2. Korpusu, ogłosiła na łamach londyńskiego
„Tygodnia Polskiego” i nowojorskiego
„Nowego Dziennika” apel o ratowanie
materiałów źródłowych oraz ikonograficznych dotyczących polskich studen-
tów-żołnierzy 2. Korpusu na uczelniach
włoskich. Materiały przesyłane do
dr. Romana Lewickiego zaowocowały
opracowaniem Polscy studenci żołnierze we Włoszech (Caldra House 1996).
Dzięki prof. Karolinie Lanckorońskiej, jej uczeń Ryszard Demel udostępnił materiały dotyczące Szkoły Malarskiej Mariana Bohusza-Szyszki, ale nie
miał możliwości skorzystania z archiwaliów Akademii di Belle Art w Rzymie, gdzie przechowywana jest dokumentacja polskich stydendystów. Do
wcześniej niedostępnych materiałów
źródłowych prof. Sienkiewicz mógł dotrzeć dopiero po roku 2011.
Bezcenne spotkania i rozmowy z malarką Gemmą Riccardi, artystką o polskich korzeniach, ostatnim świadkiem
i czynną uczestniczką powojennego środowiska bohemy artystycznej Włoch,
pomogły autorowi odkryć rzymski dorobek artystyczny Polaków nad Tybrem, gdzie w pracowniach artystycznych i galeriach przy Via Margutta
i Via del Babuino oraz w Circolo Artisto Internazionale polscy artyści spotykali się z mistrzami sztuki włoskiej
i artystami z innych krajów europejskich. Wiele dokumentów potwierdzających dokonania polskiej kolonii artystycznej w Rzymie znalazł Sienkiewicz
w archiwum malarza Karola Badury.
Opracowanie obejmuje okres od wyjścia Armii Andersa w 1942 z terenów
Związku Radzieckiego aż po rozwiązanie Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (PKPR) w roku
1949, kiedy to zakończyła się rola Generała jako opiekuna m.in. polskich
żołnierzy-artystów. W tym samym roku polscy malarze założyli w Londynie
awangardową grupę artystyczną zwaną
Grupą 49. W minionym czasie – siedmiu lat w trudnych warunkach woj-
273
O KSIĄŻKACH
ŚLADEM ARTYSTÓW ŻOŁNIERZY
2013 tom IV
274
Elżbieta LEWANDOWSKA
skowych – artyści żołnierze znajdowali
czas na tworzenie. Dowództwo Armii
Polskiej na Wschodzie i dowództwo
2. Korpusu dbało o artystyczną realizację żołnierzy poprzez urządzanie
wystaw ich prac, ułatwianie im organizowania się w grupy, stowarzyszenia.
Kształcono młodych studentów artystycznie uzdolnionych w zakresie malarstwa, rzeźby, grafiki, którzy nie zdążyli rozpocząć edukacji w Polsce przed
wybuchem wojny. Zakładano szkoły,
pracownie artystyczne; udzielano studentom pomocy materialnej.
Po wojennej tułaczce, zwłaszcza po
opuszczeniu ZSRR, w żołnierzach Andersa zauroczonych warunkami klimatycznymi Bliskiego i Środkowego
Wschodu wyzwalała się radość tworzenia. Tworzywem stawał się egzotyczny
krajobraz, architektura, intensywne kolory i obyczaje miejscowej ludności. Malarzy przywiązanych do tradycji postimpresjonistycznej i francuskiego kapizmu fascynowało kontrastowe światło,
niebo, słońce. Zetknięcie z pozaeuropejską sztuką otwierało ich wyobraźnię na różnorodność poszukiwań i prądy artystyczne.
Do twórców podwalin ruchu wystawniczego i pierwszych artystycznych sukcesów w krajach Lewantu należeli m.in.: Józef Czapski, Stanisław
Westwalewicz, Józef Jarema, Zygmunt
Turkiewicz, Edward Matuszczak, Henryk Siedlanowski, Stanisław Frenkiel.
Już wkrótce po opuszczeniu Związku
Radzieckiego Anders mianował Józefa
Czapskiego szefem Referatu Propagandy i Oświaty. W miejscach stacjonowania wraz z Józefem Jaremą (malarzem
i scenografem) Czapski organizował
wystawy: w Aleksandrii, Kairze, Bagdadzie Tel Awiwie, Jerozolimie, Teheranie... W omówieniu tej działalności
w książce Sienkiewicza zabrakło Halimy Nałęcz, o której autor wspomina
dopiero w Zakończeniu. W czasie zawieruchy wojennej znalazła się ona w Moskwie, skąd przez Odessę i Turcję dotarła do Hajfy. Tutaj wstąpiła do służby
Pomocniczej Kobiet YMCA formującej
się przy 2. Korpusie Wojska Polskiego,
której została dekoratorką.
Cenne informacje z życia kolonii
plastyków polskich wnosi artykuł Stanisława Frenkla Malarze w Bejrucie
(w: Pod cedrami Libanu.Wspomnienia polskich studentów z Bejrutu 19421952, pod red. H. Adamiak-Wagner,
H. Chojeckiej Szeremeta, R. Jakubskiego i W. Nattera, Londyn 1996), który studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Bejrucie. Mimo że po przeżyciach wojennych żołnierzy, inwencja
artystów plastyków – odmiennie niż
artystów słowa – nie była skrępowana tematyką wojenną czy podtekstami ideologicznymi, ich prace oceniane
są li tylko przez pryzmat wartości artystycznych. O wysokim poziomie wojenno-powojennej polskiej sztuki plastycznej mówią więc setki drukowanych w prasie (polskojęzycznej, także angielskiej, francuskiej, hebrajskiej
i arabskiej) krytyk: recenzji, relacji,
sprawozdań z wystaw w krajach postoju polskiego wojska. Do tych i do późniejszych wypowiedzi, łatwo dotrzeć
przez zamieszczoną na końcu książki
Sienkiewicza Bibliografię: źródeł niepublikowanych, różnego rodzaju informatorów, publikacji prasowych i katalogów wystaw.
Nieco inaczej przedstawiała się sytuacja polskich artystów we Włoszech.
Pod koniec roku 1943 kilkudziesięciu
plastyków żołnierzy 2. Korpusu znalazło się na Półwyspie Apenińskim. Wielu z nich brało udział w bitwie o Monte
Cassino: Aleksander Werner, Stanisław
Westwalewicz, Karol Badura, Zygmunt
Turkiewicz, Stanisław Gliwa, Tadeusz
Wąs. Chwała tym, którzy na gorąco
wykonywali szkice i rysunki. Reprodukcje prac Karola Badury, Zygmunta
Turkiewicza oraz linoryty Stanisława
Gliwy są w książce prezentowane i obszernie interpretowane.
Już po „bitwie” wielu żołnierzy gen.
Andersa mogło studiować w ośrodkach akademickich Rzymu, zwłaszcza
w Akademii Sztuk Pięknych. Wydarzeniem było utworzenie Szkoły Malarskiej Mariana Bohusza-Szyszki w podrzymskiej Cecchignoli. Szkoła, powstała jako część planu Andersa, by po
zakończeniu wojennych działań zapewnić byłym żołnierzom możliwości intelektualnego rozwoju i przystosować ich
do życia w cywilu. Do realizatorów tego
przedsięwzięcia, zarazem opiekunów
studentów, należeli: prof. Jerzy Aleksandrowicz, prof. Karolina Lanckorońska, prof. Henryk Paszkiewicz, ks.
prałat Walerian Meysztowicz i oczywiście – Marian Bohusz-Szyszko.
Autor książki Artyści Andersa opisuje
szczegółowo warunki bytowe, problemy finansowe i warsztatowe. Zauważa
świetne przygotowanie Bohusza do roli dydaktyka, jego staż i doświadczenie,
entuzjazm i charyzmę. Szkoła Malarska
Bohusza-Szyszki miała charakter pomocniczo-w ychowawczy, wiedzę akademicko-warsztatową zdobywali studenci w Akademii Sztuk Pięknych
w Rzymie. Zauważa autor, że po przybyciu „artystów Andersa” do Londynu
zaczęły się ujawniać różnice w podejściu do kwestii warsztatowych i do
twórczych kierunków między byłymi
studentami Akademii Sztuk Pięknych
w Rzymie, a uczniami Szkoły Malarskiej Bohusza-Szyszki.
Na gruncie włoskim dużą rolę w poszukiwaniach stylu odegrał Józef Jarema. Malarze, przywiązani do tradycji
postimpresjonistycznej kontynuowali ten kierunek pod wpływem Jaremy – tak jak on czynili poszukiwania
na polu pociągającej nowością sztuki abstrakcyjej, którą promowała wyżej wspomniana londyńska Grupa 49.
Podtytuł książki Jana Sienkiewicza
continuitŕ e novitŕ wskazuje właśnie na
ten proces.
Zajmując się okresem rzymskim,
Sienkiewicz najwięcej uwagi poświęca
malarzom, bo też spośród grupy polskich studentów-żołnierzy tylko kilku
studiowało rzeźbę: Jerzy Stocki, Wiesław Łabędzki, Benon Paszkowski,
Adam Kobierski i Aleksander Werner,
który zaczął studia w Palestynie, a od
drugiego roku akademickiego kontynuował je w Rzymie. Po rozwiązaniu Armii Andersa ostatnim akcentem obecności artystów w Rzymie stała się wystawa „Na pożegnanie Włoch”.
Rozdziały książki Sienkiewicza o początkach życia artystycznego w Wielkiej Brytanii chłonie się jednym tchem.
Czytamy o twardych warunkach obozowych w Sudbury, o barakach – tzw.
beczkach śmiechu, o piętrowych pryczach... Dowiadujemy się o okolicznościach, jakby się wydawało, niesprzyjających twórczości artystycznej. Podstawowe warunki źyciowe i możliwość
zatrudnienia miały być zapewnione
przez PKPR. W praktyce widoki na
studia (zwłaszcza na pracę dla byłych
żołnierzy i ich rodzin) okazały się nikłe. Ale już w pierwszych tygodniach
pobytu na ziemi angielskiej zorganizowano w obozie przysposobienia pracownię malarską pod kierownictwem
Mariana Bohusza-Szyszki i Wojciecha
Jastrzębowskiego. Pracownia otrzyma-
275
O KSIĄŻKACH
ŚLADEM ARTYSTÓW ŻOŁNIERZY
2013 tom IV
276
Elżbieta LEWANDOWSKA
ła nazwę Studium Malarstwa Sztalugowego i Grafiki Użytkowej. Problem
miejsc na londyńskich uczelniach też
z czasem został rozwiązany. Z pomocą ambasadora RP, Edwarda Raczyńskiego, Bohuszowi udało się większość
chętnych na studia artystyczne umieścić w londyńskich szkołach.
W roku 1949 pojawiła się ważna dla
sztuki polskiej na emigracji inicjatywa
powołania awangardowej grupy artystycznej, co w atmosferze sporów i napięć okazało się niełatwe. Jan Sienkiewicz rekonstruuje procesy konsolidowania się grupy, pokonywania różnic
i łagodzenia starć miedzy plastykami z różnych formacji artystycznych:
uczniów Bohusza-Szyszki z Rzymskiej
Szkoły Malarstwa, absolwentów Akademii Sztuk Pięknych w Rzymie, artystów z bejruckiej Akademii Sztuk
Pięknych i tych, którzy różnymi drogami dotarli do Anglii z Polski. Wszyscy
mieli odmienne wyobrażenia o sztuce.
Podobnie pod względem rozumienia
powinności sztuki, metod nauczania
malarstwa, poglądów na współczesną
sztukę europejską różnił się Bohusz-Szyszko z Frenklem. Obaj pozostawali
w konflikcie w ciągu lat. Sytuacja stawała się trudna, bo starszy od Frenkla
Bohusz-Szyszko kierował w Rzymie
Szkołą Malarską i miał swoich zwolenników. Natomiast Frenkiel nie studiował we Włoszech, a do Anglii przybył
prosto z Bejrutu z doskonałymi pracami i własną wizją. W takiej atmosferze powstał Związek Młodych Artystów Plastyków, który rozpadł się już
po upływie roku. Jak już wiemy, w roku 1949 Bohusz-Szyszko założył „Grupę 49”. Zdaniem Frenkla ugrupowanie
to powstało z inicjatywy Tadeusza Beutlicha, grafika i tkacza (> Polskie malarstwo i rzeźba w Wielkiej Brytanii 1945-
1985, w: Polskie Więzi kulturowe na obczyźnie, 1986). Według ustnej relacji
Stefana Stachowicza obok nowej grupy istniało aktywne Studium Malarstwa Sztalugowego Bohusza-Szyszki.
Oba te zespoły artystów rywalizowały ze sobą. Do Grupy 49 należeli m.in.:
Tadeusz Beutlich, Janina Baranowska,
Andrzej Bobrowski, Marian BohuszSzyszko, Ryszard Demel, Kazimierz
Dźwig, Piotr Mleczko, Tadeusz Znicz-Muszyński, Aleksander Werner.
Marian Bohusz-Szyszko potrafił
skonsolidować obie grupy, udowadniając, że najważniejsza w zespole jest
zgoda i solidarność. Nie wymagał więc
wypracowania jednorodnego kierunku
w wypowiedziach malarskich. Wspólne wystawy obok prac kubistycznych
i surrealistycznych eksponowały prace postimpresjonistyczne i nawiązujące
do kapizmu. W kolejnych latach grupa
wyraźnie podążała w kierunku malarstwa abstrakcyjnego. Autor omawianej
książki analizuje style poszczególnych
malarzy, często podaje, z jakich wywodzą się środowisk artystycznych.
Książka zawiera zdjęcia historyczne,
archiwalne, wnętrza wystawowych sal,
malarskich pracowni, okładek katalogów, zbiorowe zdjęcia studentów. Zebrany materiał ikonograficzny to: rysunki tuszem i ołówkiem, rysunki lawowane, akwarele, fotografie rzeźb,
także kolorowe i czarno-białe fotografie prac olejnych.
Zastanawiam się, czy warto było zamieszczać reprodukcje czarno-białe
prac w oryginale kolorowych? Zwłaszcza, gdy praca jest niefiguratywna, czyli
abstrakcyjna? Niewieście portrety malowane przez Józefa Jaremę w manierze
postimpresjonistycznej tracą na wizji,
rozczarowują brakiem wibrujących kolorów. „Kompozycja abstrakcyjna” Ja-
ŚLADEM ARTYSTÓW ŻOŁNIERZY
49, ze Studium Malarstwa Sztalugowego i z tego Środowiska: Bohusza-Szyszkę, Frenkla, Mleczkę, Stockiego, Wernera, Wieliczkę. Pierwszy dyplomant
Studium Malarstwa Sztalugowego,
Tadeusz Ilnicki, był moim nauczycielem, jego cenne wskazówki pamiętam
do dzisiaj. A jeden z najmłodszych absolwentów owego Studium, Stefan Stachowicz, jest nadal członkiem Zrzeszenia APA. Artyści z Armii Andersa,
zwłaszcza Grupy 49 i Studium Malarstwa Sztalugowego Bohusza-Szyszki,
to korzenie i kolebka m.in. dzisiejszego Zrzeszenia Artystów Plastyków Polskich w Wielkiej Brytanii.
Zasługi książki Jana Sienkiewicza
wyliczać można długo: ujmująca graficzną szatą i pouczająca; udostępnia
dotychczasowe, a zwłaszcza dotąd nieznane materiały faktograficzne oraz
ikonograficzne; podejmuje zagadnienia
warsztatowo-formalne, analizuje artystyczne style i szczegóły biograficzne,
a nawet animuje dawne anegdoty.
Badacz śledzi zapoczątkowany przez
żołnierzy-artystów 2. Korpusu proces
rozwojowy malarstwa w świecie, wskazuje na pomnażanie się profitów edukacyjnych płynących z żołnierskiej twórczosci wojenno-powojennej, etc. Imponująca praca (530 stronic, w tym 300
ilustracji) zdumiewa ogromem zebranego materiału. Jest wypełnieniem luki w wiedzy na temat XX-wiecznej polskiej plastyki poza granicami Kraju.
O KSIĄŻKACH
remy, przy której zatrzymuje się autor
jako przy pracy przełomowej, pozbawiona oryginalnego koloru traci sens
istnienia w książce. Eliminacja wielu
fotografii czarno-białych prac olejnych
malowanych w kolorze nie przyniosłaby szkody opracowaniu, a może wręcz
przeciwnie.
Ale znalazły się w dziele prof. Sienkiewicza świetne cykle prac kilku malarzy: Stanisława Frenkla r ysunki lawowane akwarelą z lat 1945-1947 przedstawiające sceny rodzajowe z bejruckich
ulic; 14 prac Zygmunta Turkiewicza
Z cyklu Monte Cassino, 5 linorytów
Stanisława Gliwy utrwalających sceny
z pola walki oraz rysunki kredką Karola Badury z 1944 roku.
Książka kończy się opisem powstania Grupy 49. Autor nie wspomina, że
właśnie z tej grupy i ze Związku Młodych Artystów wyłoniło się w roku
1957 Zrzeszenie Artystów Plastyków
Polskich w Wielkiej Brytanii – APA
(> „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, Londyn 1957, nr 67). Zrzeszenie
prężne do dnia dzisiejszego i wciąż –
w miarę napływu członków – odradzające się. To w londyńskiej POSK-owej
Galerii, w tej samej, w której wystawiali: Marian Bohusz Szyszko, Stanisław
Frenkiel, Aleksander Werner, Jerzy
Stocki, Zrzeszenie ma ekspozycje dwa
razy w ciągu roku.
Jako wieloletni członek Zrzeszenia
APA znałam wielu artystów z Grupy
277
278
Wojciech LIGĘZA
Wojciech LIGĘZA
ODKRYWANE KARTY
2013 tom IV
Beata Dorosz, Nowojorski pasjans. Polski Instytut Naukowy w Ameryce Jan
Lechoń Kazimierz Wierzyński. Studia o wybranych zagadnieniach działalności
1939-1969, Warszawa: Biblioteka „Więzi”, 2013
Książkę Beaty Dorosz bez wahania uznać należy za wybitne osiągnięcie. Autorka, podejmując ważny temat,
rozszerza zakres wiedzy o dziejach polskiej emigracji niepodległościowej, weryfikuje domniemania i legendy biograficzne, a zarazem – poprzez sprawne operowanie przekazami źródłowymi – udowadnia, jak znacząca jest rola
dokumentacji w badaniach literaturoznawczych. Prawdziwy podziw budzi
ilość przywoływanych archiwaliów, ale
też taki sposób ich wyzyskania, by zaświadczały o wysiłkach polskiego środowiska naukowego oraz artystycznego w Nowym Jorku, które w trudnym
wojennym czasie, a także w niełatwych
latach późniejszych pragnęło zachować
stan posiadania polskiej nauki i kultury. Stworzenie podstaw instytucjonalnych dla tego rodzaju działań stawało się potrzebą pierwszą. Dodajmy,
że książka Beaty Dorosz ma charakter
pionierski, bowiem dotąd dzieje powstania i rozwoju Polskiego Instytutu
Naukowego nie były przedmiotem całościowej systematycznej refleksji.
Joanna Rostropowicz-Clark w recenzji zatytułowanej Wartości niezniszczalne, opublikowanej w nowojorskim
„Przeglądzie Polskim”, używa określenia „monumentalna książka”. Nie znajduję w tym określeniu przesady, ponieważ rozprawa Beaty Dorosz zawiera
wielką liczbę informacji na temat działalności kulturalnej PIN-u, zasobne
w szczegóły rekonstrukcje wielorakich
związków Jana Lechonia i Kazimierza
Wierzyńskiego z tą instytucją, a także
zaopatrzoną w wypisy źródłowe kronikę wydarzeń literackich, przedsięwzięć
naukowych i uroczystości (rocznic, jubileuszów) organizowanych, bądź inspirowanych przez PIN. W ostatniej
części książki – nazywanej tu Aneksem – czytelnik znajdzie starannie
opracowane biogramy ludzi zasłużonych dla nowojorskiego ośrodka nauki
i sztuki oraz materiały źródłowe wydobyte z archiwów. Prezentowane w Nowojorskim pasjansie fakty (ze względu
na wielość, z powodu rozproszenia informacji) mogłyby tworzyć zamgloną
mgławicę, tymczasem wykład autorki
jest przejrzysty i zdyscyplinowany. Rozbudowana narracja historycznoliteracka, z której powstaje imponująca całość,
jeśli spojrzymy na poszczególne ogniwa-epizody, zachowuje zwięzłość wywodu – sprzeciwiającą się wielosłowiu.
Do walorów omawianej książki należy rzetelność postępowania badawczego. Autorka świetnie panuje nad zgromadzoną dokumentacją, z precyzją
dobiera argumenty, porządkuje układ
heterogenicznych faktów, dodając celne i lapidarne komentarze. Unika zarazem eseistycznych fajerwerków, któ-
re obecnie uznaje się za styl obowiązujący. Wie o tym, że w przypadku rekonstrukcji opartych na dokumentach
właśnie konkretne świadectwa mają
po latach przemówić, a zatem, innymi
słowy, trzymanie się dat, liczb, miejsc
wzmacnia wiarygodność przekazu naukowego. Odnosimy wrażenie, iż nie
istnieją takie źródła archiwalne, bądź
zapisy w trudno dostępnych periodykach, których badaczka by nie znała.
A jeśli się zdarza, że jakiś trop w badawczym śledztwie zostaje przerwany,
to wówczas uczona powiadamia czytelnika o tym, że materiały nie zostały
odnalezione lub (najprawdopodobniej)
nie przetrwały do dziś.
Cztery rozdziały Nowojorskiego pasjansa nawzajem się oświetlają oraz
uzupełniają. Trudna jest korelacja nawarstwiających się historii, ale z taką
niedogodnością badaczka świetnie sobie radzi, wyczuwając, gdzie dokonać
„cięć” w sekwencji faktów i od którego punktu w kolejnym rozdziale kontynuować zawieszone wcześniej wątki.
Zatem przeplot wydarzeń ważnych dla
środowiska polskiego w Nowym Jorku,
widzianych raz z oddalenia, innym razem – z „personalnej” perspektywy Lechonia oraz Wierzyńskiego świadczy
o oryginalności ujęcia, wpływa również na atrakcyjność omawianej książki. Warto też zwrócić uwagę na opisywane przez Beatę Dorosz kontakty listowe poetów, na wymiany opinii oraz
konfrontacje spostrzeżeń. Taki układ
narracji łączy się z tytułowym konceptem „nowojorskiego pasjansa”, bowiem
częściowe odsłonięcia wielowymiarowej prawdy o wydarzeniach ważnych
dla wspólnoty i epizodach biografii
znanych poetów, dążą do rozwiązania, lecz też napotykają na karty zakryte, domysły, hipotezy. Układany przez
autorkę dialog głosów, pomimo upływu lat oraz zmian historycznych, jakie
nastąpiły, nie traci ani pouczającej wymowy (ważne są debaty o wartościach
w myśli programowej PIN), ani dramatyzmu – jeżeli odczytamy los uchodźców i emigrantów, skazanych na życie
w zawieszeniu, rozczarowanych pojałtańskim rozstrzygnięciem, pozbawionych publiczności czytającej w kraju.
Strategia organizacyjna, tradycje instytucjonalne, krystalizowanie się myśli programowej Polskiego Instytutu
Naukowego, a także świadomość zadań kulturalnych, patriotycznych, politycznych we wspólnocie uczonych, intelektualistów i pisarzy – w czasie drugiej wojny światowej, w Nowym Jorku,
jest przedmiotem wnikliwych rozważań w pierwszym rozdziale książki. Beata Dorosz kreśli dzieje instytucji, które poprzedziły powstanie PIN, pisząc
o paryskim Uniwersytecie Polskim za
Granicą, Stowarzyszeniu Polskich Pracowników Naukowych w Ameryce im.
Tadeusza Kościuszki, relacjonuje też
przebieg dyskusji w listach między stroną rządową (reprezentowaną przez ambasadora Jana Ciechanowskiego i Stanisława Strońskiego) a polskimi uczonymi (m.in. Oskarem Haleckim, Bronisławem Malinowskim, Wacławem
Lednickim, Florianem Znanieckim).
Tak w dialogu kształtowały się idee
przewodnie PIN-u, tak krystalizowała się myśl programowa. Podkreślano,
iż nowa instytucja winna nawiązywać
do tradycji Polskiej Akademii Umiejętności, reprezentować krajowe stowarzyszenia w Stanach Zjednoczonych,
tworzyć dobre relacje ze środowiskami
amerykańskimi. Istotną rolę w rozpoznawaniu „terenu działania” przyszłego
Instytutu, wedle tropów wskazywanych
przez badaczkę, odegrał korespondu-
279
O KSIĄŻKACH
ODKRYWANE KARTY
2013 tom IV
280
Wojciech LIGĘZA
jący z Oskarem Haleckim – Stanisław
Mierzwa, wieloletni prezes Fundacji Kościuszkowskiej oraz społecznik.
Kolejnym podejmowanym przez Beatę Dorosz zagadnieniem jest organizacja Instytutu, stworzenie ram statutowych, działania Komitetu Organizacyjnego. Badaczka pisze o inauguracji
Polskiego Instytutu Naukowego, o sporach, kontrowersjach i rozbieżnościach
stanowisk (dowiadujemy się protestach
i „sprawie” prof. Wojciecha Świętosławskiego, przedwojennego ministra, jak
podnoszono w listach, odpowiedzialnego m.in. za „getto ławkowe”), politycznych wymiarach inicjatyw Instytutu, wreszcie – o działającej pod przewodnictwem Wacława Lednickiego
Sekcji Badań Historyczno-Literackich
i Artystycznych. W tej książce osobne rozważania poświęcone zostały wydawnictwom Instytutu. Autorka omawia wydanie poezji Mickiewicza po angielsku (w tłumaczeniu G. R. Noyesa),
a także referuje krytyczną recepcję tego tomu. Jak udowadnia Beata Dorosz,
twórcy Instytutu nie chcieli zamykać
się w kręgu spraw polskich, dlatego do
udziału w pracach zapraszali uczonych
amerykańskich.
W pierwszym rozdziale książki historia Polskiego Instytutu Naukowego
doprowadzona zostaje do roku 1945,
kiedy mocarstwa zachodnie w ycofały
poparcie dla Rządu RP w Londynie.
Ten punkt graniczny oznacza rozsypywanie się nadziei oraz złudzeń projektodawców, a zatem wówczas nastąpiła zmiana strategii. Jak przeczytamy
w konkluzji:
Heroiczna, obliczona na czas wojny,
misja Instytutu – zachowania przy życiu
nauki polskiej – w dużym stopniu się powiodła, pozostała jednak niedokończona, skoro planowanym finałem miało być
przeniesięnie osiągnięć tego czasu na grunt
krajowy [...]. Wbrew wcześniejszym założeniom Polski Instytut Naukowy musiał
od nowa budować swoją egzystencję teraz
już nie uchodźczą, a emigracyjną (s. 140).
W kolejnych partiach omawianej
książki, w rozdziałach poświęconych
Lechoniowi oraz Wierzyńskiemu (niejako w tle) kontynuowana jest opowieść
o dalszej działalności PIN-u. Zwornikiem narracji stają się wielorakie
związki z Instytutem dwóch Skamandrytów mieszkających w Nowym Jorku. Ten wymiar „kulturowej biografii”
Lechonia i Wierzyńskiego nie był dotąd dość wyraźnie dostrzegany przez
literaturoznawców. Opowieść o emigracyjnych losach Jana Lechonia autorka rozpoczyna od ewakuacji Ambasady RP w Paryżu w czerwcu 1939. Po
ucieczce z Europy (autorka dokładnie
opisuje trasę wojenną poety z Paryża do
Lizbony) ważnym epizodem wędrówki
wojennej Lechonia był pobyt w Rio de
Janeiro. W tej części rozważań istotne miejsce zajmuje literackie śledztwo
dotyczące drobinowej faktografii. Beata Dorosz dokonuje korekty dziennej
daty przybycia Stefanii i Juliana Tuwimów oraz Lechonia do Rio de Janeiro
(nastąpiło to 4 sierpnia 1940, nie zaś,
jak podają znane źródła, 5 sierpnia), pisze o przyjęciu polskich poetów przez
środowiska intelektualne w Brazylii,
notuje utrwalone ślady wystąpień publicznych Jana Lechonia. Dramatyczny
przebieg, co potwierdzają cytowane listy, miała walka poety o amerykańską
wizę. Ze świetnym rozeznaniem Beata
Dorosz omawia komplikujące tę sprawę okoliczności.
Według zgromadzonych dokumentów nowojorskie lata Jana Lechonia
odznaczały się jego niezwykłą aktywnością społeczną. Lechoń brał udział
w przedsięwzięciach kulturalnych
PIN-u adresowanych do Amerykanów, wygłaszał wykłady i odczyty, prowadził wieczory autorskie, włączał się
w obchody i jubileusze, w akcje pomocy dla polskich artystów na obczyźnie,
pisał o Mickiewiczu, a także uczestniczył w zorganizowanych przez PIN
obchodach stulecia śmierci wieszcza
w 1955 roku. Ważne miejsce wśród
rozlicznych aktywności poety zajmowało redagowanie „Tygodnika Polskiego” i współpraca Lechonia-redaktora
z Polskim Instytutem Naukowym. Nie
sposób przekazać bogactwa tematycznego Nowojorskiego pasjansa, zatem
z konieczności ograniczam się do wybranych kwestii.
Relacje badaczki o nowojorskim „życiu i sprawach” Lechonia i Wierzyńskiego układają się w dwie linie, które w wielu punktach się łączą, bowiem
poeci korespondowali ze sobą, recenzowali się nawzajem i uważnie czytali
oraz, co istotne, zamieniając się miejscami, celebrowali jubileusze. Mówcalaudator przy kolejnej uroczystej okazji odbierał powinszowania i hołdy.
Dokładne relacje o jubileuszach Jana
Lechonia i Kazimierza Wierzyńskiego, wraz z echami prasowymi i środowiskowymi głosami, w książce Beaty
Dorosz przybrały kształt rozbudowanych szkiców, nie rozrywających jednak dobrze skomponowanej całości.
Można by się posłużyć kategorią „żywotów równoległych” poddanych próbom wychodźczego i emigracyjnego
losu. Obaj poeci starający się utrzymać
na powierzchni życia, walczący o byt
codzienny, w indywidualnych wariantach realizowali ogólniejsze wzory biografii. Autorka książki wplata w swój
wywód partie porównawcze, nieraz
krótkie, kilkuzdaniowe. Zestawia-
jąc zachowania oraz reakcje Lechonia
i Wierzyńskiego, jakby mimochodem
szkicuje ich portrety psychologiczne.
O mocnych więziach przyjacielskich
świadczy trauma, jaką przeżywał Kazimierz Wierzyński po samobójczej
śmierci Jana Lechonia w czerwcu 1956.
Przemówienie Wierzyńskiego nad grobem przyjaciela Beata Dorosz nazywa
„jednym z najbardziej przejmujących
tekstów funeralnych w literaturze polskiej” (s. 371).
Beata Dorosz stara się wypełniać
wszystkie miejsca swego wykładu
świetnie przyswojoną faktografią. Toteż dopowiedzeń (czy sprostowań) w tej
recenzji będzie niewiele. Chciałbym się
odnieść do przypisu 6. ze stronicy 145.
Otóż autorka zaznacza, że „w archiwum Lechonia w PIN zachował się manuskrypt powieści Bal u senatora – 335
stronic „wypełnionych drobnym i bardzo trudno czytelnym pismem, z licznymi skreśleniami i wariantami tekstu”, i dodaje, że po „wnikliwej analizie
rękopisu” tekst mógłby być (w całości?)
wydany. Jak pamiętam z moich kwerend w Polskim Instytucie Naukowym,
w manuskrypcie Jana Lechonia przeważają warianty tekstu, małe odcinki
pisma oddzielone ukośnymi kreskami.
Ta niecodzienna notacja (tutaj powołuję się na telefoniczną rozmowę sprzed
lat – z Jerzym Krzywickim) dlatego powstała, że lekarz-psychoanalityk odradził poecie skreślanie po to, by proces
twórczy został odblokowany. Z zapisów alternatywnych i wariantów tylko
sam pisarz mógłby skomponować ostateczną wersję tekstu. Dodajmy, iż fragmenty nie dokończonej powieści Bal
u senatora drukowane w „Tygodniku
Polskim”, „Wiadomościach Polskich”
i „Wiadomościach” ukazały się w edycji książkowej w Warszawie roku 1981 –
281
O KSIĄŻKACH
ODKRYWANE KARTY
2013 tom IV
282
Wojciech LIGĘZA
w opracowaniu Tadeusza Januszewskiego.
Warto pomyśleć o możliwych dopełnieniach rozważań Beaty Dorosz – bogatych i rozbudowanych w kilku kierunkach. Moglibyśmy, niejako na marginesie książki, podjąć refleksję o kulturze
oralnej polskiej emigracji niepodległościowej, o retoryce patriotycznej i politycznej, o rytualnym – powtarzającym
przyjęte wzory – charakterze opisywanych uroczystości, a także o wizjach
przetrwania zagrożonej kultury polskiej. Choć to zapewne uwaga z drugiego planu, to rozpoznania warsztatu
krytycznego i uwagi o zasadach wartościowania w pismach o literaturze Lechonia i Wierzyńskiego, wzbogaciłyby
poświęcone tym kwestiom partie
książki.
Wypadnie powrócić do wygnańczej
i emigracyjnej biografii Wierzyńskiego. Badaczka opisuje kolejno epizod
brazylijski, nowojorską akcję pomocy
dla poety, którą organizowały Halina
Rodzińska i Aniela Mieczysławska, wykłady w Alliance College, liczne odczyty i wieczory poetyckie, publiczną prezentację tomu Róża wiatrów (1942). Co
warto podkreślić, Beata Dorosz nie zajmuje się wyłącznie wzniosłymi potrzebami ducha lub pracą artysty dostarczającego wzruszeń wspólnocie wygnańców, lecz podejmuje także rozważania o finansowej mizerii życia
artystów na obczyźnie, jak również potrzebie zarabiania na skromne utrzymanie. W książce Nowojorski pasjans
odnajdziemy niemal harmonogram
zatrudnień Kazimierza Wierzyńskiego
tak wypełniony, że, jak pisze Dorosz:
„Gdy spojrzeć na liczbę odbywanych
wieczorów i spotkań autorskich, ilość
przemierzonych kilometrów, trudno
nie zadać pytania, czy w takich warun-
kach jakikolwiek wysiłek twórczy był
w ogóle możliwy” (s. 341)?
Szanse czystej w swej postaci realizacji twórczych pojawiły się później, kiedy Wierzyński przyjął złożoną przez
Artura Rodzińskiego propozycję napisania biografii Chopina adresowanej
odbiorców amerykańskich. Jak wiadomo, wówczas w Stockbridge, po latach
przerwy, rozpoczął się nowy okres poetycki autora Korca maku. Jakkolwiek
przemianę literacką badacze już przedstawiali w rozlicznych pracach, to jednak Beata Dorosz wydobywa inne
aspekty pobytu poety w amerykańskiej
samotni. Zatrzymuje się przy decyzji Wierzyńskiego, by wstęp do książki Życie Chopina napisał Artur Rubinstein, zajmuje – przekładem tej biografii na język angielski, przytacza oceny
recenzentów w prasie amerykańskiej,
gromadzi echa uroczystej promocji
książki. W kolejnych fragmentach pojawiają się dowody na to, że Kazimierz
Wierzyński aktywnie uczestniczył
w działaniach Sekcji Badań Historyczno-Literackich i Artystycznych Polskiego Instytutu Naukowego. Należy
też zwrócić uwagę na materiały źródłowe oraz eksplikacje autorki oświetlające rozpisanie subskrypcji na wydanie
Poezji zebranych (1959) Wierzyńskiego, na rozważania o sporach i zmianach personalnych w PIN.
Osobny blok tematyczny poświęcony został nagrodom literackim. Zatem
dowiadujemy się o zabiegach czy raczej
marzeniach o Noblu dla Wierzyńskiego, o dwojakiej roli poety – doradcy komitetu i laureata Nagrody Fundacji Alfreda Jurzykowskiego. Kodę rozdziału
tworzy opis Akademii Hołdu Pamięci Kazimierza Wierzyńskiego, która
odbyła się w Nowym Jorku po śmierci poety – 13 lutego 1969. W cytowa-
ALIANS MUZYKI Z POEZJĄ
nym przez autorkę wierszu Wierzyńskiego Wieczór nowojorski znamienne jest rozpoznanie sytuacji duchowej
emigrantów, czyli ludzi „najsamotniejszych w tym największym mieście”.
Może dlatego, walcząc z wysysającą
pustką, wygnani i osamotnieni poszukiwali kontaktów międzyludzkich, za-
283
kładali instytucje na obczyźnie, uczestniczyli w życiu kulturalnym, lepszym
od życia codziennego, integrowali się
i gromadzili – często wokół wielkich
osobowości artystycznych, kultywowali przyjaźnie, brali udział w licznych
uroczystościach i jubileuszach.
Marek BATEROWICZ
ALIANS MUZYKI Z POEZJĄ
W tomiku Zielona wyspa Joanny Mądroszkiewicz (www.madroszkiewicz.
com) znajdziemy strofy nasycone tęsknotą za Polską, subtelną syntezą muzyki i poezji, a są też wiersze dramatyczne o „kraju, co w sercach wieki trwał”.
I są również myśli, poświęcone ofiarom
deportacji pamiętającym „Zamarznięte rzeki Syberii” (z wiersza: *** [Jakie
sandały nosiłaś]), wreszcie – smoleńskiej tragedii.
Autorka jest znakomitą skrzypaczką,
także poetką. Od lat 80. żyje na emigracji w Austrii. Koncertuje w Wiedniu, Salzburgu i w wielu krajach Europy. Przypadający na rok 1979 jej debiut
w warszawskiej Filharmonii Narodowej entuzjastycznie ocenił Kazimierz
Wiłkomirski: „w dziedzinie wirtuozerstwa skrzypcowego Joanna Mądroszkiewicz jest zjawiskiem zupełnie wyjątkowym. Jej umiejętności techniczne
zdają się nie mieć granic, a intensywność przeżycia procesu muzykowania,
zasób i różnorodność środków ekspresji świadczą o niezwykłej wrażliwości
na piękno dźwiękowe w jego nieskończonych postaciach” (Festiwal Młodych, „Ruch Muzyczny”, styczeń 1979).
O wysoko cenionych przez recenzentów sukcesach muzycznych Joanny
można pisać wiele. W jej repertuarze
jest ponad 40 koncertów skrzypcowych
najsławniejszych kompozytorów, są nagrania wszystkich sonat i partii solowych Bacha. W roku 2005 otrzymała
nagrodę miasta Wiednia za najlepsze
interpretacje utworów Mozarta. Jednocześnie propaguje muzykę polską, a jej
nagrania Szymanowskiego i Wieniawskiego zostały uznane za odkrywcze.
W 2008 – z okazji 30-lecia pontyfikatu
Jana Pawła II – przedstawiła w Wiedniu i w Rzymie program muzyczno-li-
O KSIĄŻKACH
Joanna Mądroszkiewicz, Zielona Wyspa, wybór wierszy emigracyjnych 19812011, 2012; Polskie drogi. Warkocze miłości, Kraków: Towarzystwo Słowaków
w Polsce, 2013
284
Marek BATEROWICZ
teracki własnego konceptu, w którym
recytowano wiersze Karola Wojtyły.
Wróćmy do wierszy skrzypaczki-poetki, zamieszczonych w tomiku Zielona Wyspa, obejmującym utwory powstałe na emigracji.
CZARNA SKRZYNKA
Chciałabym być czarną skrzynką
Przeżyłabym zamach
Wiedziałabym wszystko
Siedziałabym w niewoli
Ale moja pamięć
Działałaby długo
Aż do dnia
W którym by mi otworzono serce
I ktoś godny
Wyjąłby zeń
Ziarno prawdy
2013 tom IV
Ten wstrząsający wiersz nie w ymaga
komentarzy, jest przecież lirycznym
krzykiem duszy zranionej masakrą
z Tupolewa, którą pseudośledztwo stara się przedstawić jako „wypadek”.
Problem rozwija także inny wiersz Joanny Mądroszkiewicz poświęcony pamięci ofiar uwięzionych w zaplombowanych trumnach.
PRAWDA
Płaczę nad Wami
którzy
w niewyjaśnionych
tajemniczych
niewiadomych
ukrytych
przemilczanych
zakłamanych
nieznanych
Okolicznościach
Męczęńską śmiercią
Rozdarci
[...]
Szczątki
prawda Smoleńska
nie arcybolesna
tylko
Ta
Jedna
czysta jak łza
10.04.2011
Ta „łza” w jej wierszach unosi się nad
Polską, umiłowaną do bólu przez poetkę, co ilustrują choćby wiersze z cyklu
Mazurki. I – jak pisze – wykres mazurka rysuje pracę polskiego serca. Ważnym kluczem jej poezji jest „słowo tęsknota / słowo miłość / Polska” (Słowo
z cyklu Polska). A w tytułowym wierszu
Zielona wyspa daje wizję Polski w stanie dalekim od obiecanej nam szczęśliwości podczas pamiętnych wyborów w roku 2007. Stan tej Polski osiąga
powoli pustkę zimnych pól, a w ludzkich sercach krzyże – wyraża poetka to
w wierszu Był taki kraj... (z cyklu smoleński krzyż). Inne niuanse tej niedoli
odkrywamy w wierszach Czas barbarzyńców i Krakowskie Przedmieście. To
zestawienie nie jest chyba przypadkowe, a rysuje obraz współczesnych barbarzyńców („w butach wyczyszczonych na błysk / chlupie im smoleńskie błoto”), którzy w sercu stolicy, na
wprost samotnego Krzyża, proklamują cynicznie: „Polska jest nasza / pijcie
panowie!”. Obok tych wierszy – jakby
„obywatelskich” – są oczywiście liryki
bardzo osobiste, zrodzone z palących
do głębi iskier duszy. To zbiór poezji
autentycznej, w niej serce jest filtrem
i arbitrem, odrzuca agresję zła. Pozostaje w intymnej więzi ze Stwórcą: „pamiętam Boga / sprzed czasów / kiedy
tworzył struktury” (mój Bóg). Bogactwo odwołań odkryje czytelnik sam,
powiedzmy jeszcze, że wiersze Joanny
są jak żywe kwiaty, które pulsują szeroką gamą uczuć do Ojczyzny-Matki lub
wyjaśniają decyzję opuszczenia ziemi,
na której „Chciałoby się [...] całować
każde napotkane drzewo” (z cyklu Polska: VII).
ALIANS MUZYKI Z POEZJĄ
SZTORM
zostawiłam sztorm
w połowie drogi do domu
klęczeć nie mogłam już dłużej
wszystkie palce
rozerwał mi wicher
skrzypce same wróciły
do lasu
gdzieś tam cicho zawodzą...
[...]
A jako nadzieję i pociechę w tym samym wierszu poetka proponuje nam
„ognisko, / Którego nie zgaszą żadne
łzy”. Nosimy je – rozpalone lub przygaszone – pod sercem, i to ono – jak
Feniks – jest źródłem każdej odnowy
i odrodzenia człowieka, jak również
i narodów.
W rok po wymienionym debiutanckim tomiku w tej samej krakowskiej
oficynie ukazał się drugi zbiorek Joanny Mądroszkiewicz – Polskie drogi –
będący swoistą kontynuacją poprzedniego. Oczywiście czytelnikowi, który
nie zna Zielonej Wyspy z trudem przyszłoby odkryć to continuum, widoczne
zwłaszcza w wierszach podejmujących
tematy lub obrazy ojczyźniane, ale
w obu tomikach są także nurty osobne.
Oto w Polskich drogach pojawia się znaczący cykl wierszy miłosnych, lecz nie
tylko „świeckich”, albowiem znajdziemy również wiersze przepełnione miłością do Pana Stworzenia, a zarazem
Tego, który otwiera nam „wieczności
bramy” (Do R...).
W opisach polskich pejzaży nie tylko oko jest nam przewodnikiem. Poetka-skrzypaczka włada słuchem absolutnym, co ilustrują np. wersy z wiersza
Polskie drogi:
Strumyk cichy
Szeleści odwieczną prawdę
Spadających liści
„Prawda” jest zresztą jednym ze słów-kluczy tej poezji, a o wartości i cenie
prawdy mówi najlepiej fragment Oksymoronu:
Wolę szczerą garść popiołu
Niż diament
Fałszywej prawdy
Innym ważnym słowem-kluczem
jest „miłość”, zjawia się w wielu kontekstach i przenika tytuł jednego z cyklu wierszy tego tomiku: Warkocze miłości:
Splatam i rozplatam
Warkocze miłości
Miłość jest wszechobecna i jakby poza
wymiarem czasu „Bez początku / Bez
końca” (*** II), wszechwładna (*** III),
ale bywa i niespełniona (*** X). A czasem osiąga wymiar katastroficzny –
w strofach (... z mojego okna...) jawi się
jak „Apokalipsa miłości...”.
Niezwykłą definicję poezji odkrywamy też w wierszu Nie ma poezji:
Poezja to wiatr w szalonych snach
To szron błyszczący w butwiejących
liściach
I kwiat, i dłoń, i warkocze
Definicja to subtelna i pojemna, idzie
dalej niż np. propozycja Grochowiaka: „Oddechem poezji jest śnieg albo sadza”. A tak się składa, że wiatr
i sen przenikają Wesele Wyspiańskiego – inne dzieło przepojone polskością.
I te trzy linijki Joanny Mądroszkiewicz
mówią więcej o esencji poezji niż wywody Valéry’ego czy Jakobsona. Zdarza się poetom przeniknąć tajemnice
poetyckiej kreacji, by jeszcze wspomnieć tu choćby wiersz Lechonia Poezja,
wart dłuższego omówienia.
O KSIĄŻKACH
W imponującym aliansie muzyki
z poezją słowo p. Joanny nie ustępuje
w finezji smyczkowi:
285
286
Anna NOWICKA
W drugim tomiku Joanny godny
szczególnej uwagi jest utwór Polska Litania. Stanowi on kondensację liryczną polskości, widzianej z perspektywy
martyrologii – by oddać to bodaj tym
fragmentem:
Jesteśmy potomkami Wołynia
Piaśnicy i Katynia
Smoleńska, [...]
Dziećmi Syberii
I Kazachstanu [...]
I pogromów z czterech stron świata...
Żyjemy wszędzie
I nigdzie
Od krańca do krańca
Nieludzkich ziem [...]
W tej poetyckiej litanii wibruje los
tragiczny naszych serc, unicestwianych i udręczonych na szlakach Historii. W tej litanii brzmi dramatyczne
przesłanie poetki do nas, nosicieli polskich dziejów, tradycji i narodowej pamięci. Pod tym względem tomik Joanny zasługiwałby na nagrodę Instytutu
Pamieci Narodowej, gdyby taka nagroda istniała. Nie uciekniemy przecież
przed pamięcią wspólnego losu, chyba że ktoś od polskiej i kruchej brzozy
ceni bardziej „smoleńskie błoto”. Wnikając głębiej w wiersze p. Joanny możemy zgodzić się z Miłoszem, który sądził, że „prawdziwą dziedziną poezji
jest kontemplacja [...] a jej przedmiotem cała rzeczywistość ludzka poddana niezmiennym koniecznościom miłości i śmierci...” (vide londyński kwartalnik „Oficyna Poetów”: 1967, nr 4).
Ale u Joanny Mądroszkiewicz nie tylko rzeczywistość bywa przedmiotem
kontemplacji, bo obejmuje ona historię
(„Był kiedyś taki kraj / w marzeniach
/ w snach / we krwi...”), czas („To tylko zegar w moim sercu / i znowu mija
ta godzina...) albo Stwórcę („pamiętam
Boga / sprzed czasów / kiedy tworzył
struktury...”). Poetka wyznaje też, że
nie ucieknie przed Panem, który smaga
ją „co dzień / Na nowo/ Łaską cierpienia” (z cyklu Pieśni samotności). A my
dziękujmy Panu, że dał nam wyjątkową artystkę skrzypiec i słowa.
Anna NOWICKA
2013 tom IV
ŚWIAT WEDŁUG KIEPSKICH
Jacek Ozaist, Szorty, grafiki Władysława E. Gałki, wyd. 2, Kraków: Bogdan
Zdanowicz 2012
U „Robin Hooda” w Londynie na deser można było dostać zbiór opowiadań. Ich autor to człowiek konsumpcyjnego renesansu – dbały nie tylko
o sprawy ducha, ale też o degustację
polskiej sztuki kulinarnej z przyprawą literackiego słowa. Ręką, którą swobodnie poczyna sobie z piórem, w restauracyjnej kuchni trze ziemniaki na
wyśmienite placki. Jacek Ozaist odnaj-
duje się bowiem w poezji, prozie, w dalekich podróżach, dziennikarstwie i gastronomii. Publikuje felietony o bieżących wydarzeniach filmowych, przygodach emigracyjnych i o pasjonujących
wyprawach w świat.
Wprawiający w zaciekawienie, ale też
budzący uśmiech, tytuł – Szorty – szesnastu opowiadań został ulepiony z polsko-angielskiego skojarzenia: krótkich
spodenek i short stories – krótkich opowiadań. W dedykacyjnym miejscu
książki dowcipny autor nie bez kozery zaleca: „Po przeczytaniu skonsultuj
się / z lekarzem lub farmaceutą”. Już tytuł i przekorna przestroga sygnalizują
groteskową grę, wymagającą od autora umiejętności żonglowania Mrożkowym stylem, a od czytelnika – poczucia specjalnego humoru.
Wydawca Szortów zauważa (w Facebooku: jacek-ozaist.art.pl), że opowiadania Ozaista mają wiele wspólnego z myślą Sartre’a: „każdy musi znaleźć swój sposób, żeby dźwigać słowa”.
A w epilogu do zbioru, w miniaturze
pt. Ewolucja, własną koncepcję „dźwigania słowa” dojaśnia sam autor: opisanie życia takim, jakie ono jest. Temu
„opisaniu” służą graniczące z absurdem, szokujące siłą paradoksu anomalia życia.
W kilku opowiadaniach p. Jacka: Infekcja, Noc w Kasztelańskiej, Leżał na
śniegu, Bladym świtem; wybija się wątek śmierci. Napięcie narasta jakby zauroczone słowami Alfreda Hitchcocka:
„powinno zaczynać się od trzęsienia
ziemi, a potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Otwiera Szorty opowiadanie Infekcja – motyw niewytłumaczonej śmierci przykuwa uwagę od
pierwszych „zdarzeń”: od oglądania reality szołów i seriali pęka studentowi
głowa, a od wysłuchiwania wyimagi-
nowanych historii nabawia się śmiercionośnej infekcji ucha.
Język bohaterów Ozaista zwykle odzwierciedla ich status społeczny. Wplatanie języka potocznego zabarwionego
ludowym (luda, kobita, ludziska bawiły
się, weselicho) wspomaga realistyczny
komizm sytuacyjny i przejaskrawienia
życiowych zawirowań burzących schematyczny porządek. Narrator używa
też plastycznych zwrotów w rodzaju:
pełgające myśli, pełgające dni; pęczniejąca bryła słońca... Potoczne słownictwo i fatalizm bogactwa absurdalnego folkloru charakteryzuje zwłaszcza
Noc w Kasztelańskiej. W opowiadaniu tym autor kreuje cyrk głupoty tragicznego wesela Mimogłąbów. Wesela,
które zamienia się w funeralną stypę.
Innym razem (Target komando) prowadzi nas do „cyrku” przygód emeryta z domokrążcami ... Czy oglądający
z góry dzieło własnej kreacji Stwórca
zrywa boki ze śmiechu? – zda się sceptycznie pytać narrator powątpiewający w wartość ziemskich spraw, problemów, zmartwień, w jakich zasklepia się bezsilna wobec zrządzeń świata,
a przede wszystkim wobec siebie, ludzka społeczność.
Młodociani bandyci zabijają bejsbolowymi kijami starego człowieka, bo
nie podobała im się jego broda – nikt
takiej nie nosi (Leżał na śniegu). Tracą
rozum, gdy spostrzegają, że uśmiercili
Świętego Mikołaja, a wraz z nim marzenia dzieciństwa, to co najpiękniejsze – naiwną niewinność baśnioworzeczywistego świata.
W miniaturze Nie zaczął imbryk
wszystko jest na odwrót. Zapowiada się
niezwykła noc wigilijna – zamiast śniegu lato pod pochmurnym niebem (jakby w Anglii). Bohater spędza wieczór
przed telewizorem. Budzi go transmi-
287
O KSIĄŻKACH
ŚWIAT WEDŁUG KIEPSKICH
288
Anna NOWICKA
sja pasterki z Watykanu i przemawiający do niego jego pies. Pupil hardo na
sposób ludzki rzecze, że jest głodny
jak pies. Pryska anielska aura rozmów
ze zwierzętami w wigilijny wieczór.
Przemawia mucha na ścianie, nazywając bohatera „głupkiem”. Z głębi jego
trzewi opinie o rodzaju ludzkim wygłasza tasiemiec, wyzywający człowieka od pasożytów. Zwierzęta, które odgrywają w literaturze rolę jako alegoria
ludzkich charakterów, u Ozaista bywają przyjaciółmi, ale też towarzyszami
w samotności przyprawiającymi człowieka o psychiczny chaos:
2013 tom IV
Ulica wrzała mieszaniną przeróżnych
głosów, wśród których – jak mi się zdawało
– rozpoznawałem głosy moich znajomych.
To był istny obłęd. Dwa gawrony na gałęzi
rosłego kasztanowca oceniały figurę dziewczyny, rozbierającej się w oknie naprzeciwko. Gołębie na dachu śmiały się, że robią na
ludzi z góry, a pijany kot, oparty o kubeł na
śmieci śpiewał z dwoma szczurami „Dzisiaj
w Betlejem”. (Nie zaczął imbryk)
– Cóż, zwierzęta w noc wigilijną
przemawiają współczesnym ludzkim
głosem. Innym razem (Uwiązany) głos
ma koza – symbolizująca przyjaciółkę
– ucząca bohatera odpowiedzialności.
Większość postaci opowiadań Ozaista nie ma nawet imienia, ponieważ
ich życie, podobnie jak oni sami jest
bez wyrazu. A gdy natrafiamy na kogoś
„w Kasztelańskiej” z imieniem i nazwiskiem – Tomaszek Mimogłąb, to jest
ono piętnujące... W szkicu Bladym świtem tylko pies bezimiennego właściciela ma imię Wielgus (a W pełni – Dulux). Pies wykazujący więcej rozumu
niż jego pan, dla którego największą
wartością jest „święty spokój”, zasługuje na imię.
Jak trwać w przyspieszonym rozpędzie świata? – pyta, jak się wydaje, au-
tor powołujący do bytu bohaterów
z zaburzeniami relacji międzyludzkich
wynikających z problemów emocjonalno-uczuciowych, zrodzonych z moralnej pustki, z irracjonalnych sytuacji,
z przepełnienia beznadziejną egzystencją. – Bohaterów, którzy przeżywają
destrukcyjną samotność i rozpaczliwe
zagubienie. – Klonowany przez Ozaista frustrat oddziela się od świata murem obojętności, żyje w żółwiej skorupie, bez próby wychylenia z niej głowy.
Sklepikarz F. w Drelichu pracowitością, pomysłowością i życzliwością dla
zwierząt i ludzi potrafi jednak zawojować życie. A bohater opowiadania
W pełni (księżyca) – mąż „kanapowiec”
zaszczuty piekłem ekspresowej cywilizacji doznaje przemiany. Gdy wyrzeka się ogłupiającej telewizji, zauważa,
że ma żonę. Egoistyczne „ja”, wymienia na „my” – życie małżonków nabiera różowej „pełni”.
Wymowna pod adresem ułomnego
nauczania historii może być idea opowiadania Wycieczka – o szkolnej wyprawie do Krakowa. Dzieci nie potrafią odpowiedzieć, kiedy rozegrała się
Bitwa pod Grunwaldem, anemicznym
zainteresowaniem darzą zabytki królewskiego miasta, ale gdy dostrzegają
godło (tak: godło!) z charakterystyczną żółtą literą „M” na czerwonym tle,
wykrzykują z zachwytem „Mac Donalds!!!”
W nocnej scenerii rozgrywa Ozaist
dreszczowce (Uwiązany, W pełni, Bezsenność), niekiedy z udziałem „cyberpotworów” wirtualnego świata – Ctrl
+ Alt + Del. Codzienne perypetie szarych, z duchowej biedy tragicznych ludzi, przyprawia szczyptą absurdu, parodiując, np. w Konsumentach, chory tryb życia. – Napompowany piwem
bywalec pubu, wracając po balandze
„WITTLINOLOGOWIE” NIE PRÓŻNUJĄ
nocą do domu, spotyka dziwnie zakamuflowaną postać – wampira, któremu we krwi także buzują promile. Na
odtrutkę wampir poszukuje więc krwi
czystej „jak górski potok”i wiedzie dyskurs o tym, „jak paskudnie zmienił się
świat”. Nie ugasi już wewnętrznego pożaru ludzką krwią, – kosztując krwi
rozmówcy, zamienia się w słup ognia.
W typowy „Świat według Kiepskich”
wprowadza miniatura Target komando. Anonimowy bohater A wegetuje
z dnia na dzień pośród nudnej przewidywalności spraw przeciętnego żywota: utrzymuje się z emerytury, pochłania tandetne programy telewizyjne. Nie
ma większych potrzeb kulturalnych –
drażni go muzyka. Je chleb z margaryną, używa Brutala, oszczędza na gazie,
prądzie i wodzie, rozwiązuje krzyżów-
289
ki i ogląda kipiące akcją i egzotyką latynoskie seriale.
Jak już wspomniałam, w ostatnim
opowiadaniu zbioru – Ewolucja – autor objaśnia motywy własnego działania. Głos ma „ona” – twórca rozmawia
ze swoją Muzą. „Ona” namawia go do
kreowania rzeczywistości, on zachwyca się jej pięknem. Czar pryska, gdy
„ona” zamienia się w brzydką staruchę, na zasadzie: chciałeś prawdy, to ją
masz... Znów materializuje się filozofia
Hitchcocka: „rzut oka na świat wykazuje, iż okropności nie są niczym innym jak realizmem”. O to też, jak się
wydaje, chodzi w grotesko-makabreskach Ozaista, oswajających odbiorcę
z realistycznym absurdem, trafiającym
w sedno „kiepskich” prawd o życiu.
Kazimierz NOWOSIELSKI
„WITTLINOLOGOWIE” NIE PRÓŻNUJĄ
Zorganizowana w dniach 14-15
kwietnia 2011 przez Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego
i Krakowski Oddział Stowarzyszenia
Pisarzy Polskich naukowa sesja poświęcona pisarskiemu dorobkowi Józefa Wittlina zgromadziła badaczy oraz
krytyków literatury rozmaitych generacji i o zróżnicowanych kompetencjach (od zwyczajnych profesorów po
doktorantów, od specjalizujących się
w „wittlinologii” po przybywających
z obrzeży tego typu historyczno-literackich zainteresowań), z różnych uniwersyteckich i pozauniwersyteckich
ośrodków, i w związku z tym o różnym metodologicznym zorientowaniu,
badawczych doświadczeniach oraz poznawczym temperamencie. Rzadko się
jednak zdarza, by wygłoszone na tego
O KSIĄŻKACH
Etapy Józefa Wittlina, red. Wojciech Ligęza i Wojciech S. Wocław, Kraków:
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego 2014
2013 tom IV
290
Kazimierz NOWOSIELSKI
typu konferencjach referaty prezentowały tak wyrównany poziom jak ten
w zestawie przedstawianej publikacji. Właściwie każdy z tekstów wnosi
coś odkrywczego i oryginalnego, każdy na swój sposób zaleca się badawczą
rzetelnością oraz niepowtarzalnością
spojrzenia na literackie dzieła tłumacza Gilgamesza i Odysei. (Właśnie – sekundę przed zamknięciem tego tomu
„Ekspresji” – ukazała się drukiem pokonferencyjna książka, będąca przedmiotem tego omówienia – A.S.)
Dominuje w niej klasyczne, filologiczne, analityczno-interpretacyjne podejście, w większości uwzględniające
przy tym historyczno-literacki kontekst
dzieł, ale nie brak też tekstów, w których zaznacza się eseistyczna swoboda w dociekaniach, stawianiu tez i formułowaniu wniosków. Wspaniałą kodą czy też podkreśleniem specyficznej
poetyki oraz treści przedłożonej całości jest intrygujący wywiad z córką pisarza Elżbietą Wittlin-Lipton, wnoszący bardzo osobisty ton do prezentowanych w tomie eksploracji i wywodów.
Warto przy tym zaznaczyć, iż poprzedza go równie intrygująca próba psychologicznego i pisarskiego portretu
autora Orfeusza w piekle XX wieku pióra Niny Taylor-Terleckiej. Być może poznawcza różnorodność oraz stylistyczne zróżnicowanie poszczególnych dyskursów bierze się i stąd także, iż Wittlinowskiej konferencji współpatronował
Krakowski Oddział SPP, a więc instytucja, w której nie obowiązują scjentystyczne rygory, i gdzie chwalebne bywa
zróżnicowanie twórczych postaw oraz
literackich praktyk.
Sam Józef Wittlin – poeta, prozaik,
eseista i tłumacz, jak sądzę, byłby również zadowolony z takiego doboru
i ustawienia tematycznych wystąpień.
Ja w każdym razie przeczytałem zaprezentowane teksty z ogromnym zainteresowaniem. Nie widzę żadnego szkicu, który zawiódłby czytelnika książki.
Oczywiście znajduję wśród nich takie,
z których tezami chciałoby się polemizować, pewne konstatacje pogłębiać
i uwiarygodnić.. W każdym razie w czasie lektury byłem głęboko przekonany, iż mam do czynienia z jedną z najciekawszych ofert pokonferencyjnych
publikacji, jakie dane mi było czytać.
Jeśli chodzi o jakieś ogólne refleksje
to powiem, że zaskoczyła mnie wielość tekstów poświęconych jedynemu
prozatorskiemu dziełu Józefa Wittlina
– Soli ziemi. Zdumiała przy tym różnorodność jego odczytań (m.in. sytuujących dzieło między groteską a epickim
serio) i stosunkowo częste wskazywanie oraz powoływanie się na arcydzielność tej powieści. Osobiście jestem trochę innego zdania: uważam mianowicie, iż nie zawsze jej twórcy udaje się
zsynchronizować odautorską perspektywę opisu i oceny zjawisk z perspektywą głównego bohatera książki – wioskowego tragarza Piotra Niewiadomskiego. Obie – wydaje mi się, że wbrew
zamierzeniom autora – momentami
„rozjeżdżają się”: językowo-narracyjne
imitowanie sposobu widzenia i doświadczania świata przez huculskiego
prostaczka (czasami wręcz, co tu dużo
mówić, prostaka) dość często nie przylega do rejestru inteligenckich pojęć,
w jakich główny, jak to określał Kazimierz Wyka, „gospodarz opowieści”
usiłuje ów świat usytuować. Trochę
szkoda, iż w książce nie pojawił się referat zajmujący się krytycznymi opiniami zwłaszcza dotyczącymi Wittlinowej
poezji, a były one znaczące i formowano je nie tylko z powodów ideologicznych czy rasowo-religijnych.
„WITTLINOLOGOWIE” NIE PRÓŻNUJĄ
Niezmiernie ucieszył mnie fakt upomnienia się o krytyczne opracowanie
i udostępnienie czytelnikowi możliwie
wszystkich listów pisarza, które wydają
się ważnym świadectwem życia duchowo-intelektualnego w Europie XX wieku. Na pełne udostępnienie czekają też
bardzo interesujące, jak wynika z tek-
stu Violetty Wejs–Milewskiej, radiowe felietony autora Hymnów. Książka
zapewne będzie owocowała inspirująco. Pokazuje, jak wiele na omawianym
polu jest jeszcze do zrobienia, i że – na
szczęście! – „wittlinologowie” nie próżnują.
291
Rok 2013
ARCHIWUM PAMIĘCI
Dariusz ŁASKA
POLISH DINNER
RAF Northolt, 14.03.2013*
Ladies and Gentlemen, I am very grateful to Group Captain Tim
O’Brien, the Station Commander of RAF [Royal Air Force] Northolt,
for the invitation to this event and his warm welcome. I very much appreciate his edifying remarks and moving tribute to the Polish airmen
who fought arm in arm with their RAF colleagues against the common
enemy during World War II. I would also like to thank Group Captain
Tim O’Brien for the continuous support shown by the Station towards
the Polish Veterans’ community in the UK through its’ involvement
in annual September commemorations at the Polish War Memorial, as
well as for the regular hosting of this event. In my view, it is a sincere
testimony of how very much alive the memory and the heritage of the
Battle of Britain are, not just to the members of the Royal Air Force,
but more broadly to the British nation.
This memory, of course, is shared by both our countries. It is a memory of immense hardship and sacrifice of the war-time generation, but
tom IV
2013 tom IV
294
Dariusz ŁASKA
ultimately – if we look at it from the perspective of today’s Poland – it is
a memory full of hope and justified pride.
Some 17 thousand men and women passed through the ranks of the
Polish Air Force while its 14 squadrons were stationed on British soil
during the war. Northolt was the ‘home turf’ to some of them, including the famed 303 Kościuszko Squadron, whose fighter pilots distinguished themselves as the highest ‘scorers’ in the dogfights against the
enemy aircraft in 1940. The contribution of the Polish airmen, however,
extended far beyond the Battle of Britain. They played a significant role
in the overall Allied war effort in the air and took part in virtually every type of RAF operation, from the bombing of Germany to the Battle of the Atlantic and special operations. In Poland we are immensely
proud of their achievements in all theatres of war.
It is impossible to do justice to all those involved in this enormous
military effort, especially within the confines of a short speech. I would
like to emphasize, though, the strong sense of moral values: loyalty,
honour, responsibility and the dedication to the cause of freedom,
which drove those men and women during probably the darkest period
in European history. We owe them a great deal indeed. And I, for one,
certainly feel humbled standing here tonight in the company of some
of them, their families and descendants, surrounded by the memorabilia and symbols of their struggle. I am convinced that despite the
passage of time, the ideals and human qualities they represented have
lost nothing in importance, and deserve being cherished and passed on
to younger generations.
Soon after the war in Europe ended, the chairman of the Air Council, Sir Archibald Sinclair graciously recognized the part played by the
Polish airmen of all ranks in the Allied victory over Nazi Germany in
his celebratory message on VE Day, addressed to Air Vice-Marshall
Iżycki, commander of the Polish Air Force at the time. The message expressed admiration for the courage, skills and industry demonstrated
by Poles and underscored that after manifold trials, they came to Britain’s aid when Britain most needed their help. It also expressed hope
that the comradeship which had grown up between the respective Air
Forces of Poland and Great Britain would prove a lasting bond, while
the exploits of Polish airmen could form the foundations of an enduring peace.
BANKIET POLSKI
295
Today, after quite a few historical twists and turns, we can fully
endorse Sir Archibald’s fine words. Poland and Britain remain close
allies bound not only by history, but also by the contemporary structures of the EU and NATO, which have proven crucial to the cause of
peace and prosperity in Europe. We certainly appreciate the potential for strengthening the bilateral relations between Poland and the
United Kingdom, not least through cultivating the shared heritage of
joint struggle. That’s why we highly value such initiatives as the exhibition commemorating “Poles and Czechs in the Battle of Britain and
beyond”, recently shown at the Royal Air Force Museum and attended
by Poland’s Foreign Minister, Mr Radosław Sikorski, or indeed such
gatherings as tonight’s Polish dinner.
Once again, on behalf of the Embassy of the Republic of Poland,
I would like to thank Group Captain O’Brien and RAF Northolt for
their unstinting efforts to uphold the best traditions of British-Polish
co-operation and brotherhood-in-arms. Thank you.
* Speech by Mr Dariusz Łaska, Deputy Head of Mission, Embassy of the Republic of Poland to the UK.
BANKIET POLSKI
Szanowni Państwo, jestem bardzo wdzięczny Panu pułkownikowi
Timowi O’Brianowi, dowódcy jednostki Królewskich Sił Powietrznych
[RAF] w Northolt za zaproszenie na to wydarzenie, jak też za serdeczne
powitanie. Jestem bardzo wdzięczny za budujące słowa, które są wzruszającym hołdem dla polskich lotników walczących ramię w ramię
z kolegami z RAF-u przeciwko wspólnemu wrogowi podczas II wojny światowej. Pragnę także podziękować Panu pułkownikowi za stałe
ARCHIWUM PAMIĘCI
Jednostka Królewskich Sił Powietrznych w Northolt, 14.03.2013*
2013 tom IV
296
Dariusz ŁASKA
wsparcie udzielane przez jednostkę społeczności kombatantów poprzez
udział w corocznych obchodach „września” pod polskim pomnikiem
Polish War Memorial w Norholt, jak również za regularne organizowanie takich uroczystości jak dzisiejsza. Jest to, w moim odczuciu, dowód na to, jak bardzo żywa jest pamięć i dziedzictwo Bitwy o Anglię
nie tylko wśród członków Królewskich Sił Powietrznych, ale także szerzej – wśród całej społeczności brytyjskiej. Naturalnie, pamięć ta jest
wspólna dla obu naszych krajów. Jest to pamięć o wielkich zmaganiach
i poświęceniu pokolenia czasu wojny, a ostatecznie – jeżeli spojrzymy
na to z punktu widzenia dzisiejszej Polski – jest to pamięć przepełniona nadzieją i uzasadnioną dumą.
Około siedemnastu tysięcy mężczyzn i kobiet służyło w szeregach
Polskich Sił Powietrznych, a 14 dywizjonów stacjonowało podczas wojny na brytyjskiej ziemi. Northolt był domem dla wielu z nich, w tym
także dla słynnego Dywizjonu 303 imienia Tadeusza Kościuszki, którego bohaterscy piloci wyróżnili się najwyższą liczbą zestrzeleń w walce
z samolotami wroga w 1940 roku. Wkład polskich lotników nie ograniczał się jedynie do Bitwy o Anglię. Odegrali oni ważną rolę w wielu
działaniach Aliantów w przestrzeni powietrznej i brali udział praktycznie we wszystkich rodzajach działań RAF-u, począwszy od bombardowania Niemiec poprzez Bitwę o Atlantyk aż po różne akcje specjalne.
W Polsce jesteśmy niezmiernie dumni z ich osiągnięć na wszystkich
frontach wojny.
Oddanie zasług wszystkim osobom zaangażowanym w ten ogromny wysiłek militarny nie jest możliwe w ramach krótkiego przemówienia. Niemniej jednak chciałbym podkreślić silne poczucie wartości
moralnych, takich jak: lojalność, honor, odpowiedzialność i zaangażowanie w walkę o wolność, które przyświecały kobietom i mężczyznom
w prawdopodobnie najbardziej ponurym okresie historii Europy. Zawdzięczamy im naprawdę wiele. Dzisiaj stoję tu w pokorze w towarzystwie tych ludzi, ich rodzin i potomków, w otoczeniu pamiątek i symboli ich walki. Jestem przekonany, że pomimo upływającego czasu,
reprezentowane przez nich ideały oraz wartości nie straciły na znaczeniu i zasługują na pielęgnowanie oraz przekazywanie młodszym pokoleniom.
Wkrótce po zakończeniu wojny w Europie, prezes Rady Lotniczej,
Sir Archibald Sinclair w uroczystym przemówieniu z okazji Dnia Zwycięstwa (VE)** skierowanym do wicemarszałka Iżyckiego, ówczesnego
BANKIET POLSKI
297
dowódcy Polskich Sił Powietrznych, podkreślał rolę, jaką wszyscy polscy lotnicy, niezależnie od posiadanych stopni, odegrali w zwycięstwie
Aliantów nad nazistowskimi Niemcami. W swoim przesłaniu wyraził
on podziw dla odwagi, umiejętności i pracowitości Polaków oraz podkreślił, że Polacy po licznych przejściach przyszli z pomocą Brytyjczykom wtedy, gdy Wielka Brytania ich wsparcia potrzebowała najbardziej.
Wyraził również nadzieję, że braterstwo, które narodziło się pomiędzy
polskimi i brytyjskimi siłami powietrznymi okaże się trwałą więzią,
a czyny polskich lotników będą stanowić podwaliny trwałego pokoju.
Dziś, po wielu historycznych zawirowaniach, możemy w pełni podpisać się pod pięknymi słowami Sir Archibalda. Polska i Wielka Brytania pozostają bliskimi sojusznikami połączonymi nie tylko przez historię, ale także przez współczesne struktury Unii Europejskiej i NATO,
które okazały się kluczowe dla sprawy pokoju i dobrobytu w Europie.
Z pewnością doceniamy ten potencjał dla umacniania stosunków dwustronnych między Polską a Wielką Brytanią, nie tylko poprzez pielęgnowanie dziedzictwa wspólnej walki. Dlatego też cenimy takie inicjatywy, jak wystawa pt. „Polacy i Czesi w Bitwie o Anglię i nie tylko”,
zaprezentowana niedawno w Muzeum RAF-u, gdzie miał okazję zobaczyć ją Minister Spraw Zagranicznych RP Pan Radosław Sikorski; jak
również takie spotkania jak dzisiejszy bankiet polski.
Jeszcze raz, w imieniu Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej, chciałbym podziękować Panu Pułkownikowi O’Brianowi oraz jednostce
RAF w Northolt za ich nieustające starania zmierzające do podtrzymania najlepszych tradycji brytyjsko-polskiej współpracy i braterstwa
broni. Dziękuję.
ARCHIWUM PAMIĘCI
* Przemówienie wygłoszone przez Pana Dariusza Łaskę, Zastępcę Ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie
** 8 maja 1945 r.
Rok 2013
tom IV
Tadeusz KONDRACKI
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
w Wielkiej Brytanii
Ojczyzna jest to w i e l k i – z b i o ro w y – O b o w i ą z e k
Cyprian Norwid, Memoriał o Młodej Emigracji
W maju 1945 roku dobiegła końca II wojna światowa w Europie. Dla
Polaków, którzy pierwsi przeciwstawili się tyranii Hitlera, zwycięstwo
nad III Rzeszą nie oznaczało jednak odzyskania niepodległości.
W sytuacji oddania Polski na łup Stalina, około 200 tysięcy walczących na Zachodzie żołnierzy polskich zdecydowało się na pozostanie
na emigracji, by pełnym głosem upominać się o niezbywalne prawa
narodu polskiego. Wierni przysiędze złożonej we Włoszech na groby
poległych kolegów przez żołnierzy 2. Korpusu gen. Władysława Andersa:
Zespoleni z dążeniami całego narodu, tak w Kraju, jak i na Obczyźnie, ślubujemy trwać nadal w walce o wolność Polski bez względu na warunki, w których
nam przyjdzie żyć i działać.
Wybierali gorzki los politycznych emigrantów. Osiedlali się na stałe
w Wielkiej Brytanii – na terenach od południowej Anglii aż po Szkocję,
tworząc podwaliny pod istnienie licznej ideowej społeczności – Polski
poza Polską.
FORMOWANIE SIĘ ORGANIZACJI
Rok 1945 zapoczątkował dzieje Drugiej Wielkiej Emigracji. Był to
czas powstania w Wielkiej Brytanii pierwszych polskich organizacji
kombatanckich, grupujących personel trzech formacji wojskowych.
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
299
Należały do nich: Samopomoc Lotnicza (SL; późniejsze Stowarzyszenie Lotników Polskich – SLP), Samopomoc Wojska (SW; późniejsze
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów – SPK) i Samopomoc Marynarki Wojennej (SMW; późniejsze Stowarzyszenie Marynarki Wojennej). Wszystkie te organizacje powstały w okresie pomiędzy końcem
czerwca i początkiem listopada 1945 roku.
Obraz aktywności środowisk kombatanckich w okresie po roku
1945 byłby niepełny bez odrębnej struktury kół oddziałowych (do
szczebla dywizji). Już sama liczebność kół oddziałowych, powstałych
w łonie Polskich Sił Zbrojnych (znacznie ponad sto), potwierdza, jak
bardzo rozbudowane było – mimo oderwania od okupowanego Kraju
– wojsko narodu walczącego o wolność.
W latach 1945-1990 polskie organizacje kombatanckie w Wielkiej
Brytanii odegrały ważną rolę w kształtowaniu opinii swoich członków;
całej społeczności emigracyjnej i – co warto zauważyć – wielu Brytyjczyków na temat sytuacji panującej w Polsce. W pierwszych powojennych dziesięcioleciach część z tych organizacji aktywnie działała też na
ARCHIWUM PAMIĘCI
Rada Główna SPK w latach 1947-1950*
300
Tadeusz Kondracki
rzecz przygotowania emigracji do spodziewanej walki o wyzwolenie
Kraju. Celowi temu podporządkowane były działania paramilitarne
(np. Brygadowe Koło Młodych „Pogoń”). Sprawie służyło też tworzenie
trwałego zaplecza działalności społecznej, w postaci m.in. sieci domów
kombatanta, jak też skupianie w ramach wspomnianych organizacji
możliwie wielu rozproszonych byłych żołnierzy i marynarzy, do roku
1949 pozostających w fazie demobilizacji – opuszczania obozów Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia.
2013 tom IV
FILAR POLSKI POZA POLSKĄ
Spośród wszystkich polskich organizacji kombatanckich działających na obszarze Wielkiej Brytanii, ze względu na liczebność wojsk
lądowych w szeregach Polskich Sił Zbrojnych, największe rozmiary
osiągnęła Samopomoc Wojska. Z czasem zyskała ona powszechnie
rozpoznawalne miano SPK – Stowarzyszenia Polskich Kombatantów.
Geneza SPK przypada na miesiące letnie 1945 roku, kiedy to zrodziła się idea powołania do życia organizacji społecznej, skupiającej ogół
żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych (PSZ), pozostających na Zachodzie.
U podstaw było dążenie do zapewnienia żołnierzom PSZ (pozbawionym już od lipca 1945 politycznego i materialnego wsparcia ze strony
legalnych polskich władz) zaplecza organizacyjnego sprzyjającego adaptacji do egzystencji z dala od Ojczyzny.
23 października 1945 w Londynie przyjęto uchwałę o powołaniu do
życia Stowarzyszenia „Samopomoc Wojska”, zwanego później (podczas Zjazdu23-24 maja 1946 w Londynie) Stowarzyszeniem Polskich
Kombatantów.
Rozbudowa SPK również poza Wielką Brytanią w krajach wolnego
świata i powołanie władz naczelnych warunkowały z kolei – podczas
I Walnego Organizacyjnego Zjazdu Delegatów SPK z terenu Wielkiej
Brytanii – wyłonienie Oddziału SPK w Wielkiej Brytanii. Oddział ten
został zatwierdzony przez Radę Główną SPK we wrześniu 1947 roku.
Pierwotnym celem powstania Stowarzyszenia była samopomoc koleżeńska i kontynuowanie na emigracji walki o Polskę całą, prawdziwie
wolną, suwerenną i demokratyczną. Zgodnie z tym powołaniem SPK
w ciągu kilkudziesięciu lat pełniło rolę ideowego przewodnika emigracji w drodze do Wolnej Polski.
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
301
Podstawę pracy Stowarzyszenia w terenie od początku stanowiła
sieć kół. W okresie największego rozwoju organizacyjnego, w czerwcu 1947, było ich 257 z blisko trzydziestoma tysiącami członków. Do
lat 50. XX wieku rolę koordynowania pracy znajdujących się w pobliżu
kół pełniły okręgi SPK w Wielkiej Brytanii. Od 1969 roku istniały one
w kilkunastu rejonach. Praca społeczna i życie kulturalne kombatantów
polskich w Wielkiej Brytanii ogniskowało się w domach kombatanta.
Jako pierwsze, w latach 1947-1952, powstały takie domy w następujących miejscowościach: Glasgow, Bradford, Bridgwater, Bristol, Dundee,
Edynburg, Chorley, Manchester, Coventry i Worcester. Łącznie działało 36 domów kombatanta. Jeszcze w 1996 roku w SPK WB było ich 26.
W pierwszych latach funkcjonowania SPK w Wielkiej Brytanii
ukształtował się podział władz Oddziału Wielka Brytania na: Zjazd
Delegatów, Radę Oddziału (do 1951 roku), Zarząd Oddziału, Komisję
Rewizyjną i Sąd Koleżeński Oddziału. Na czele Zarządu Głównego
SPK w Wielkiej Brytanii w ciągu 67 lat stali następujący prezesi: Stefan
Jodłowski (1947), Władysław Stępień (1947-1949), Edward Kozłowski
ARCHIWUM PAMIĘCI
Członkowie władz SPK WB i pracownicy przed jedną z siedzib Stowarzyszenia
przy Queens Gate Terrace – rok 1974
302
Tadeusz Kondracki
(1949-1952), Jan Płazak (1952-1953), Maciej Przedrzymirski (1953-1957),
Zygmunt Szadkowski (1957-1960 i 1971-1983), Stefan Soboniewski
(1960-1971), Czesław Zychowicz (1983-2002), Mieczysław S. Jarkowski (2002-2006). Od 2006 roku do zamknięcia SPK WB, 25 maja 2013
roku, pracami Stowarzyszenia kierował prezes Czesław Maryszczak.
Edward Kozłowski
Stefan Soboniewski
Maciej Przedrzymirski
Czesław Zychowicz
2013 tom IV
Zygmunt Szadkowski
Mieczysław Jarkowski (z prawej) i Czesław Maryszczak
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
303
W działalności kombatanckiej szczególne miejsce zawsze zajmowała problematyka ideowo-polityczna. SPK w Wielkiej Brytanii stawiało
sobie zaszczytnie ambitne cele: 1) utrzymanie i realizację wśród emigracji i społeczeństwa brytyjskiego idei Polski Niepodległej i Wolnej,
2) obronę dobrego imienia Polski i Polaków, 3) współpracę z organizacjami polskimi, między innymi ze Zjednoczeniem Polskim w Wielkiej Brytanii, Skarbem Narodowym, Związkiem Harcerstwa Polskiego,
Polską Macierzą Szkolną, Towarzystwem Polskiego Uniwersytetu na
Obczyźnie oraz z organizacjami w ramach – utworzonej w 1995 roku
(z inicjatywy SPK WB) – Federacji Organizacji Kombatanckich Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
O WOLNY KRAJ
Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów przyświecał zawsze los
Ojczyzny. Sytuacja Polski, poddanej represyjnej dyktaturze komunistycznej, stanowiła centralny punkt odniesienia opinii i oficjalnych do-
ARCHIWUM PAMIĘCI
W siedzibie SPK w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) – rok 1988.
Od lewej: Zygmunt Szadkowski, prof. Karolina Lanckorońska,
gen. Klemens Rudnicki, Artur Rynkiewicz
304
Tadeusz Kondracki
kumentów SPK. Sprawy Kraju przenikały na co dzień pracę Stowarzyszenia, jego dokumenty programowe i praktyczne zadania.
Już Pierwszy Walny Zjazd Delegatów SPK (Samopomocy Wojska)
24 maja 1946 jako najważniejszy dokument zjazdowy uchwalał rezolucję, która wyraźnie określała stanowisko największej organizacji kombatanckiej wobec dramatycznych wydarzeń w Ojczyźnie:
2013 tom IV
Skazani przez historyczną katastrofę na dalsze pozostawanie poza ojczystym
krajem, ślubujemy dochować wiary tym wszystkim ideałom, za które walczyli
i umierali członkowie Polskich Sił Zbrojnych na pobojowiskach całego świata
[...] Stwierdzamy, że dochowamy wierności ideałom narodowym w służbie społecznej z tą samą sumiennością, z jaką dochowaliśmy w szeregach Polskich Sił
Zbrojnych [...] Zadaniem naszym jest dalsze utrwalanie związków cywilizacyjnych z Zachodem, z równoczesnym zachowaniem rdzenia polskich wartości kulturalnych.
Od roku 1946 nie było zjazdu SPK, na którym nie poruszano by kwestii
związanych z sytuacją w Kraju.
Podczas Pierwszego Zjazdu Oddziału SPK Wielka Brytania, w sierpniu 1947, zebrani delegaci wyrazili niepokój losem kolegów, „którzy – jak pisano – na skutek terroru obcej agentury w Polsce, muszą
uchodzić na emigrację”, a których przetrzymywano w więzieniach na
terytorium Niemiec. IV Zjazd SPK WB, w maju 1950, przyjął uchwałę, wzywającą Władze Główne SPK do podjęcia energicznej akcji protestacyjnej w sprawie losu trzech członków Krajowej Rady Ministrów
(Adama Bienia, Stanisława Jasiukowicza i Antoniego Pajdaka), aresztowanych przez stalinowskie NKWD w marcu 1945, sądzonych i skazanych w Moskwie, których los ciągle był nieznany. Podczas tego samego Zjazdu SPK WB wyrażano hołd duchowieństwu polskiemu za
„bezkompromisową walkę w obronie duszy Narodu Polskiego przed
usiłowaniem znieprawienia jej przez bezbożnych, komunistycznych
popleczników Rosji sowieckiej”. Wyrażano też podziw „dla znakomitej
większości społeczeństwa polskiego, które mimo prześladowań i niebezpieczeństwa utraty pracy i środków do życia, trwa w niezłomnej
wierności Bogu i najlepszym tradycjom narodowym”.
V Zjazd SPK w roku 1951 przyjął uchwałę, w której składano „słowa najwyższego uznania i otuchy wszystkim Polakom, cierpiącym za
sprawę wolności w komunistycznych więzieniach, obozach przymusowej pracy i deportowanym do Związku Sowieckiego”. Kolejne zjazdy
SPK podejmowały uchwały zapewniające Kraj o stałej gotowości kom-
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
305
batantów „do wszelkich wysiłków, mających na celu przywrócenie Polsce niepodległości” (uchwała IX Zjazdu SPK WB, 1955 rok).
Wyczulone na prześladowania Kościoła, SPK WB podejmowało
uchwały w obronie uwięzionych duchownych, przede wszystkim prymasa, kardynała Stefana Wyszyńskiego.
W roku 1956 X Zjazd SPK WB obradował w atmosferze doniesień
o krwawej pacyfikacji robotników Poznania w czerwcu tego roku przez
władze PRL. Wśród zjazdowych uchwał na pierwszym miejscu znalazła się zatem uchwała „W sprawie tragedii Poznania”. Wyrażano w niej
hołd: „ofiarom, które padły pod gradem kul w chwili, gdy głos ich na
ulicach miasta wołał o chleb i wolność”. Zwracano się do rodaków
w Polsce, by „w obliczu tyranii i przewrotnych metod okupanta – zachowali rozwagę i spokój w imię oszczędzania narodowi dalszych ofiar
z życia ludzkiego”.
Tenże Zjazd SPK WB odniósł się do nowej linii postępowania, realizowanej przez władze PRL, pod nazwą „odwilży”. „Każda ulga,
którą odczuwa społeczeństwo w Kraju na skutek odwilży – czytamy
w uchwale – budzi w nas zrozumiałe zadowolenie”. Jednak ze względu
na ciągle niezrealizowane zadanie walki o „niepodległość oraz demokrację polityczną, społeczną i gospodarczą Polski”, deklarowano pozostanie na emigracji: „mimo tęsknoty za Ojczyzną, mimo oderwania od
rodzin, mimo często niełatwych warunków bytowania”. Zasadniczym
celem nadal była walka o Wolną Polskę.
Do naczelnych zadań SPK WB należała sprawa uwolnienia Polaków
przetrzymywanych na obszarach ZSRR. W lipcu 1955 roku IX Zjazd
Stowarzyszenia przyjął uchwałę w sprawie apelu do rządów i narodów
wolnego świata, a zwłaszcza organizacji kombatanckich
Jesienią 1955 Zarząd Oddziału SPK WB organizował wielką akcję,
polegającą na przedstawieniu dramatycznej sytuacji Polaków w ZSRR
zarówno brytyjskim czynnikom oficjalnym, jak i opinii publicznej
w Londynie i na prowincji. Stowarzyszenie zainicjowało wśród Polaków
i Brytyjczyków zbieranie podpisów pod „Apelem Wolności”. W akcji
tej – poza SPK WB – wzięły udział organizacje o zasięgu światowym:
ARCHIWUM PAMIĘCI
o podjęcie wysiłków dla uwolnienia z więzień i obozów sowieckich, bezprawnie
więzionych żołnierzy Armii Krajowej, z ostatnim jej dowódcą gen. [Leopoldem]
Okulickim i przywódcą politycznym w walce podziemnej z Niemcami, wicepremierem [Stanisławem Janem] Jankowskim na czele.
2013 tom IV
306
Tadeusz Kondracki
SPK, Światowy Związek Polaków (Światpol) i Zjednoczenie Polskiego
Uchodźstwa Wojennego.
Na początku 1956 roku SPK WB poparło inicjatywę antykomunistycznej organizacji brytyjskiej „Common Cause”, w sprawie zbierania
podpisów pod petycją do Parlamentu, w związku z zapowiedzianą na
wiosnę roku 1956 wizytą w Londynie I sekretarza KC KPZR Nikity
Chruszczowa i premiera ZSRR Nikołaja Bułganina. W okólniku SPK
WB z 14 lutego 1956 zalecano, „aby między podpisami polskimi były
podpisy Brytyjczyków – kolegów z pracy bądź też naszych przyjaciół”.
Oprócz zbierania podpisów, Stowarzyszenie było jednym z głównych
organizatorów pochodu protestacyjnego w centrum Londynu.
22 kwietnia 1956 ponad 20 tysięcy Polaków przeszło przez centrum stolicy Wielkiej Brytanii, protestując siłą wymownego milczenia.
Po zakończeniu pochodu, rozwiązanego na Whitehallu, przed Cenotaphem, w siedzibie premiera Anthony’ego Edena na Downing Street
złożono petycję domagającą się poruszenia w rozmowach z Chruszczowem i Bułganinem postulatów strony polskiej. W następstwie akcji
Polaków, 23 kwietnia szef Foreign Office, Selwyn Lloyd, przyjął gen.
Władysława Andersa i amb. Edwarda Raczyńskiego. Było to pierwsze
od zakończenia wojny oficjalne spotkanie członka rządu brytyjskiego
z przywódcami polskiej emigracji.
Zmiany, do jakich doszło w Polsce w odwilżowym roku 1956, spowodowały wśród emigracji wiele zamieszania wywołanego różnicami
ocen. Stowarzyszenie Polskich Kombatantów WB zachowywało wobec
tych wydarzeń postawę tolerancyjnie elastyczną, ale zasadniczy aksjomat postępowania pozostawał niezmienny. Wyrażała go instrukcja:
„Należy utrzymywać stosunki najserdeczniejsze ze społeczeństwem
w Kraju”, a w odniesieniu do władz PRL – „zdecydowanie odcinać się
od urzędów reżimowych i jego komórek, zwłaszcza powołanych celowo przez reżim do rozkładu zorganizowanej emigracji”.
Nadzieje SPK WB związane z „odwilżą” w Polsce, już wkrótce (w
roku 1958) uległy rewizji. W uchwale XII Zjazdu z lipca tego roku odnotowano „odbieranie [...] społeczeństwu polskiemu nawet tych ograniczonych swobód, które wymusiło ono na komunistach w ciągu 1956
roku”. W latach 60. piętnowano ataki władz PRL wobec intelektualistów
i Kościoła, zwłaszcza w kontekście znanego listu biskupów polskich do
biskupów niemieckich. Ukazywano instrumentalne traktowanie przez
reżim PRL Millennium Chrztu Polski, jako imprezy o charakterze
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
307
propagandowym – nie respektującej odniesień religijnych. Potępiano
władze PRL za uniemożliwienie papieżowi Pawłowi VI w dniach obchodów Millennium pielgrzymki do Polski – kraju o korzeniach chrześcijańskich.
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii opracowało wytyczne przeciwstawiania się infiltracji środowisk emigracyjnych przez Towarzystwo „Polonia” i inne placówki PRL. Wskazania
dotyczyły m.in. sprawy kategorycznego zakazu przyjmowania paszportów konsularnych, czy też nakazu zrzekania się funkcji w strukturach
SPK WB na czas wyjazdu z wizytą do rodziny w Kraju. Najpełniejszą
wykładnię stanowiska Stowarzyszenia w ostatniej sprawie formułowała uchwała VIII Światowego Zjazdu SPK z 1966 roku:
VIII Światowy Zjazd SPK stoi na stanowisku, że członkowie
władz Stowarzyszenia nie powinni jeździć do Polski. Gdyby wyjazd
okazał się konieczny z powodu ważnych przyczyn rodzinnych, czy
innego rodzaju, wyjeżdżający członek władz Stowarzyszenia musi
przed odjazdem zrzec się wszystkich piastowanych w Stowarzyszeniu funkcji.
Ponowny wybór do władz SPK WB był możliwy w następnej kadencji. Warto podkreślić, że większość działaczy Stowarzyszenia i duża
część szeregowych członków organizacji po raz pierwszy odwiedziła
Polskę dopiero po odzyskaniu przez Kraj suwerenności w roku 1990.
W niektórych kołach SPK WB sprawa paszportów konsularnych
i kontaktów z przedstawicielstwami PRL budziła dyskusje ujawniające różne, niekiedy sprzeczne poglądy. Wyraźne, nie pozostawiające
niedomówień, określenie stanowiska Stowarzyszenia w tych sprawach
służyło utrzymaniu ideowej spoistości organizacji.
W pierwszych dziesięcioleciach swego istnienia SPK WB zachowało również niezmienne stanowisko w kwestii granic Polski. W dokumentach organizacja opowiadała się za granicami ryskimi na Wschodzie i za granicą zachodnią na Odrze i Nysie Łużyckiej. Potwierdza to
uchwała IX Zjazdu SPK WB:
Ziemie Zachodnie stanowią integralną część naszego Państwa pod względem
etnograficznym, kulturalnym i gospodarczym. Są one gwarancją bezpieczeństwa
ARCHIWUM PAMIĘCI
O IDEOWE OBLICZE EMIGRACJI
308
Tadeusz Kondracki
dla krajów środkowo-wschodniej Europy i najskuteczniejszym zabezpieczeniem
przed zaborczymi tendencjami niemieckimi.
Stowarzyszenie z satysfakcją przyjęło podpisanie układu z grudnia
1970 roku pomiędzy PRL a Republiką Federalną Niemiec, w którym
Niemcy uznały zachodnie granice Polski.
Rok 1968 zapisał się w dziejach Polski wolnościowymi wystąpieniami studentów i falą antyżydowskich represji ze strony ekipy Władysława Gomułki. Uczestnicy XXI Zjazdu Oddziału SPK WB z lipca 1968
demonstracje młodzieży w Polsce uznali za przejaw walki o wolność
jednostki i narodu. Piętnowano antyżydowskie działania reżimu, które
przyniosły Polsce szkodę w opinii światowej i były sprzeczne ze stanowiskiem narodu w Kraju i na emigracji. Szeroka analiza wydarzeń
1968 roku zawarta jest w uchwałach XXII Zjazdu SPK WB z września
1969. Za jeden z przejawów postępującej – jak oceniano – służalczości
Gomułki wobec Kremla, uznano w uchwale użycie Wojska Polskiego
do tłumienia wolności Czechów i Słowaków (sierpień 1968):
My, polscy kombatanci potępiamy gwałt dokonany na narodzie
czeskim i słowackim, zadany również prawdziwym uczuciom żołnierza i społeczeństwa polskiego.
Momentem szczytowym napięć politycznych epoki Gomułki był –
utopiony we krwi – masowy protest robotników Wybrzeża (Gdańska,
Gdyni, Szczecina i Elbląga) w grudniu 1970 roku. W deklaracji XXIII
Zjazdu SPK WB (z lipca 1971) odniesiono się do tej tragedii w sposób
następujący:
2013 tom IV
Naród polski nie przyjął komunizmu, lecz zachował swą świadomość narodową i chrześcijańską wiarę. Dwukrotnie, w Poznaniu w 1956 roku i na Wybrzeżu
w roku 1970 upomniał się przelaną krwią o swe prawa i zrywał maskę z rządów,
sprawowanych rzekomo w imieniu klasy robotniczej.
W latach 60. XX wieku Stowarzyszenie Polskich Kombatantów
w Wielkiej Brytanii zaangażowało się w akcję zmierzającą do poinformowania opinii brytyjskiej o stanowisku społeczności polskiej wobec
planów NATO dotyczących atomowych bombardowań terytorium
Polski w razie konfliktu z ZSRR: „cały obszar Polski winien być traktowany jako obszar państwa sojuszniczego, podobnie jak Włochy czy
Francja”. W wyniku tej akcji społeczeństwo polskie uzyskało zapewnienie, że w razie wojny z ZSRR obszar Polski nie będzie atakowany
bronią jądrową.
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
309
Zespolenie wysiłków dla dobra Kraju i ogółu członków realizowano w kilku dziedzinach: ideowej, kulturalnej, gospodarczej i opieki
społecznej. Polem działania pozostawały nie tylko wielkie miasta, ale
wszystkie obszary Wielkiej Brytanii objęte działalnością SPK WB. To
właśnie lokalne komórki SPK jako pierwsze organizowały na brytyjskiej
prowincji polskie parafie oraz szeroko rozumiane życie kulturalnooświatowe. To Stowarzyszenie, uruchamiając dział opieki społecznej,
pomagało rodakom znajdującym
się w potrzebie. W latach 19621998 przy SPK WB funkcjonowało
też biuro brytyjskiego Rządowego
Komitetu (Funduszu) Rozdzielczego, zajmujące się dystrybucją wśród polskich kombatantów
środków wyasygnowanych przez
Rząd Brytyjski i dotacji przyznawanych przez Royal British Legion (organizację kombatantów
brytyjskich).
W pracy Stowarzyszenia ważne
miejsce zajmowało wychowanie
młodzieży drugiego i trzeciego
pokolenia emigracji. Od początku istnienia jednym z naczelnych
zadań SPK WB była więc edukacja młodzieży w duchu polskości
i niepodległości. Przy Kołach SPK
powstawały zatem szkoły, drużyny harcerskie, gromady zuchowe,
młodzieżowe zespoły artystyczne:
teatry, zespoły taneczne, chóry, drużyny sportowe. Szczególnie wiele
uwagi poświęcano tworzeniu i popieraniu polskich szkół sobotnich,
organizowaniu świetlic, podręcznych bibliotek. Wydawano uświadamiające broszury.
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów WB miało siedzibę w luksusowej dzielnicy Londynu – Kensington, przy Queen’s Gate Terrace,
ARCHIWUM PAMIĘCI
O POLSKOŚĆ EMIGRACJI
310
Tadeusz Kondracki
2013 tom IV
gdzie prowadziło polską księgarnię, która w roku 1974 została przeniesiona do nowo powstałego Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego przy King Street
(Hammersmith). SPK
WB wspomogło budowę POSK-u ogromną
wówczas sumą 75 tys.
funtów.
Działacze Stowarzyszenia rozumieli
potrzebę wychowania
młodego pokolenia
dla Kraju w duchu
niepodległościowym.
Owocowało to wkrótce wstąpieniem w szeregi SPK WB znacznej liczby przedstawicieli drugiego pokolenia emigracji.
W trudnym, początkowym okresie pobytu w Wielkiej Brytanii,
duże znaczenie dla polskiego emigranta niepodległościowego miała
praca Biura Informacji i Porad. Pośredniczyło ono w znalezieniu pracy, a nawet w załatwianiu formalności dla osób wybierających emigrację za Oceanem. Od pierwszych lat istnienia, SPK WB przywiązywało
Rok 1970 – Bradford – Puchar im. gen. Andersa (w pierwszym rzędzie pośrodku) dla
Związku Polskich Klubów Sportowych
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
dużą wagę do rozwoju kombatanckiego sportu (od 1953 roku w ramach
Związku Polskich Klubów Sportowych).
Środki na różnorodną aktywność samopomocową czy kulturalnooświatową zapewniała działalność gospodarcza Stowarzyszenia. Kierował nią Zarząd Gospodarczy PCA Ltd. (The Polish Ex-Combatants
Association Limited), podlegający początkowo Radzie Federacji Światowej SPK, a od roku 1994 Zarządowi Głównemu SPK WB.
Stowarzyszenie organizowało lub współorganizowało obchody wielkich rocznic narodowych, walk Polskich Sił Zbrojnych z okresu II wojny światowej, uroczystości Millennium Polski Chrześcijańskiej, 100-lecia Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. W oddawanie należnego
wydarzeniom patriotycznym wyrazu czci angażowało młodzież.
W 20-lecie bitwy
pod Monte Cassino
– rok 1964
Obchody Millennium, Londyn –White City 1966. Harcerskie Poczty Sztandarowe
311
312
Tadeusz Kondracki
Monte Cassino 1969
LATA SIEDEMDZIESIĄTE
Kombatancka społeczność w Wielkiej Brytanii pilnie śledziła budzące nadzieje zmiany, jakie dokonywały się w Polsce w 70. latach.
Zmieniają się mandatariusze Moskwy – mówił podczas otwarcia XXIV Zjazdu SPK WB prezes ZG SPK WB Zygmunt Szadkowski – obserwujemy pewne
zmiany, przynoszące polepszenie bytu materialnego, ale niewola pozostaje.
W uchwale „Kraj i emigracja” Zjazd notował, iż „postawa i dotychczasowy bilans działalności reżimu [Edwarda] Gierka nie uprawnia
do wiązania żadnych nadziei z tą nową górą partyjną”. Zarazem czynił istotne rozróżnienie „między wysiłkiem narodu, usiłującego budować lepszą przyszłość, a reżimem marnującym owoce pracy narodu na
Demonstracja w roku 1975 w Londynie podczas przyjazdu do Anglii
Aleksandra Szelepina (b. szefa KGB, członka Biura Politycznego KC KPZR)
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
313
rzecz obcych interesów”. Stowarzyszenie zwracało uwagę na zmiany
konstytucji PRL w 1976 roku, które „zwiększyły kontrolę reżimu komunistycznego nad narodem oraz pogłębiły zależność Polski od Rosji”.
Kombatanci z podziwem obserwowali w roku 1976 postawę narodu,
protestującego na ulicach Radomia i innych miast Polski „przeciwko
stałemu ograniczaniu wolności oraz przeciwko zubożeniu Kraju i skazywaniu ludności na nędzę i niedostatek”. Dostrzegano, że – jak to
odnotowane zostało w deklaracji Zjazdu SPK WB w 1977 – „sprzeciw
społeczeństwa wobec reżimu, we wspólnym działaniu z Kościołem,
przybiera coraz śmielsze formy i częstokroć urasta do miary buntu”.
Zaznaczała się wówczas w Kraju wzmożona działalność organizacji,
które domagały się „coraz głośniej przywrócenia utraconych praw obywatelskich” – podkreślał podczas obrad konferencji Rejonu XII SPK
w grudniu 1978 prezes Zarządu Federacji Światowej SPK Stefan Soboniewski.
Środowisko kombatanckie w Wielkiej Brytanii z ogromną radością i nadzieją na odnowę Kraju przyjęło 16 października 1978 wybór
kardynała Karola Wojtyły na papieża. W intencji Ojca Świętego Jana
Pawła II celebrowano 4 listopada 1978 uroczystą mszę św. w polskim
kościele garnizonowym pw. św. Andrzeja Boboli w Londynie. Na zakończenie rozbrzmiewało dziękczynne Te Deum.
Komitet Budowy Pomnika Katyńskiego w Londynie. Od lewej: Zygmunt Szadkowski, Adam Treszka,
Eugeniusz Lubomirski; zasłużeni dla budowy Pomnika Brytyjczycy: Helen Marcinek, Lord St Oswald,
Lord Barnby (przewodniczący), Sir Frederic Bennett, Louis FitzGibbon; Stanisław Grocholski, Stefan
Soboniewski i projektant pomnika Ryszard Gabrielczyk
314
Tadeusz Kondracki
SPK WB jako pierwsza organizacja,
szybko zareagowała i odtąd powszechnie czci ofiary mordów dokonanych
w latach wojny na narodzie polskim
przez ZSRR. Moralnym i materialnym
wyrazem składanego ofiarom hołdu stały się liczne pomniki. Jednym z pierwszych jest Pomnik Katyński w Londynie. Mimo kilkudziesięciu protestów
ambasad (sowieckiej i PRL) został on
odsłonięty – dzięki pomocy brytyjskich
przy jaciół sprawy polskiej – 18 września 1976 na cmentarzu Gunnersbury.
Odsłonięcie
Pomnika
Katyńskiego
2013 tom IV
Coroczne uroczystości pod Pomnikiem.
Rok 2009. Przemawia Prezydent Ryszard Kaczorowski
Podobną wymową, jak Pomnik Katyński w Londynie, szczycą się
pomniki pamięci ofiar Katynia stawiane przez SPK na obszarach polskiej emigracji wszystkich kontynentów. (Wydobywając zasługi także
zagranicznych Oddziałów SPK; pochód przez świat tego rodzaju hołdów przeprowadziła Alina Siomkajło w opracowaniu albumowym Katyń w pomnikach świata – 2003).
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
315
W PRZEŁOMOWEJ DEKADZIE
W kręgach SPK WB wydarzenia krajowe 1989 roku przyjęto z odczuciem dumy z rodaków. Podkreślano, że siłą sprawczą zmian jest
młode pokolenie, mimo że „wychowane w systemie narzuconym przez
Jałtę”. Podnoszono znaczenie NSZZ „Solidarność”. Podczas konferencji
SPK Rejonu Londyn 1 marca 1981 z dużą przenikliwością zwracano
uwagę, że świadome swej klęski PZPR
Poza Londynem na straży polskich interesów stały, jak zawsze, terenowe ogniwa SPK. Informowały one miejscowe społeczności brytyjskie
o rzeczywistej sytuacji Polski i Polaków. Owocowało to dziesiątkami
przychylnych sprawie polskiej artykułów prasowych.
Wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, 13 grudnia 1981, i następujące po tym fakcie represje, spotkały się z gwałtownym sprzeciwem
SPK WB. Wiele kół organizowało zebrania protestacyjne. Członkowie
SPK demonstrowali m.in. przed placówkami PRL w Londynie i na prowincji. Koła SPK włączyły się również w niesienie „solidarnościowej”
pomocy fali ówczesnej emigracji. Potwierdzano poparcie i pomoc dla
działań prowadzonych w Polsce „w walce Narodu Polskiego o Jego prawa do samostanowienia o Jego bycie”. Apelowano o wzmożenie pomocy dla Kraju, „nie ograniczając jej wyłącznie do pomocy materialnej,
ale również moralnej i politycznej”.
Pierwotnie ofiarność organizacji kombatanckich adresowana była
przede wszystkim do kolegów z szeregów Polskich Sił Zbrojnych.
W dokumentach SPK WB wielokrotnie przewija się motyw pomocy dla
kombatantów mieszkających w Kraju. W dezyderatach Komisji Opieki,
przyjętych jeszcze podczas II Walnego Zjazdu SPK WB w 1948 roku,
podkreślono, że w sytuacji, gdy władze komunistyczne w Polsce odmawiają udzielenia pomocy rodzinom byłych wojskowych, którzy służyli
w PSZ, zaś władze brytyjskie opiekują się tylko osobami znajdującymi
się w Wielkiej Brytanii –
naszym [SPK] obowiązkiem jest, w miarę naszych skromnych możliwości, udzielić pomocy, nawet minimalnej, tym rodzinom, które się do Stowarzyszenia na-
ARCHIWUM PAMIĘCI
zaczyna się konsolidować, na co wskazuje nominacja gen. [Wojciecha] Jaruzelskiego na premiera rządu [w lutym 1981 – T.K.]. Stwarza to pewne zagrożenie, bo
może myśli się o użyciu wojska do walki z „Solidarnością”. Następuje infi ltracja
„Solidarności”, szykanowanie jej przez administrację”.
316
Tadeusz Kondracki
2013 tom IV
szego zwracają, by dać dowód, że łączność została zachowana, by choć w ten sposób ulżyć rodzinom po poległych naszych kolegach.
W rezultacie SPK WB świadczyło dużą pomoc w postaci finansowej
i darów materialnych mieszkającym w Polsce kombatantom i ich rodzinom.
Otwarcie polskich organizacji kombatanckich w Wielkiej Brytanii
na Kraj najpełniejszy wyraz znalazło jednak w bezprecedensowej akcji
pomocy dla rodaków w okresie głębokiego kryzysu na początku lat 80.
W sferze ekonomicznej wyrażał się on znacznym spadkiem poziomu
życia w Polsce.
Podczas XXVIII Zjazdu SPK w Wielkiej Brytanii, w październiku 1981 roku, wystosowany został apel do członków Stowarzyszenia
i wszystkich Polaków w Wielkiej Brytanii o kolejną wzmożoną pomoc
żywnościową dla Kraju oraz o dalsze interwencje u przyjaciół brytyjskich, z przedstawieniem sytuacji politycznej i gospodarczej Polski.
Specjalne podziękowanie otrzymali Brytyjczycy, którzy ofiarnie włączyli się do tej akcji.
Na brytyjskiej prowincji akcje pomocy dla Polski koordynowały
poszczególne koła SPK. Na przykład tylko Koło SPK nr 451 w Bradford
w ciągu 8 lat zebrało i wysłało do Polski około 40 ton żywności i odzieży
oraz ponad 2 tysiące funtów w gotówce. W kole nr 340 w Cheltenham
(Gloucestershire) tony odzieży i innych darów dla rodaków w Kraju we
własnym garażu gromadził przed wysyłką prezes Koła SPK, a późniejszy prezes ZG SPK WB, Czesław Maryszczak. Z Cheltenham wysłano
do Polski kilkadziesiąt ton darów.
Wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, 13 grudnia 1981, spowodowało napływ do Wielkiej Brytanii najnowszych emigrantów politycznych – w większości studentów szkół wyższych. SPK w Wielkiej
Bry tanii czynnie włączyło się w niesienie pomocy uchodźcom. Zarząd Stowarzyszenia wielokrotnie interweniował u brytyjskich władz
w sprawie przedłużenia pobytu, pozwoleń na podjęcie pracy czy prolongowania statusu emigranta. SPK wspierało wysiłki trustu Polish Students Appeal Fund, zorganizowanego przez przyjaciół sprawy polskiej
– Brytyjczyków. W roku 1982/1983 trust ten zwrócił się do SPK WB,
jako największej polskiej organizacji, z prośbą o roztoczenie opieki nad
polskimi studentami, kontynuującymi naukę w różnych uczelniach
Zjednoczonego Królestwa. Zarząd SPK WB zaapelował w tej sprawie
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
317
do swoich Kół. W następstwie liczne z nich objęły opieką znajdujących
się w potrzebie studentów z najnowszej, „solidarnościowej” fali emigracji.
A oto znaczniejsze przykłady ofiarności Stowarzyszenia Polskich
Kombatantów w Wielkiej Brytanii zaczerpnięte z bliższych nam czasów. Stowarzyszenie (Zarząd i Koła terenowe) aktywnie uczestniczyło
w akcji „Medical Aid for Poland”. W jej wyniku zgromadzono łącznie setki tysięcy funtów – do października 1985 przekazana została do
Polski pomoc materialna wartości ośmiu milionów funtów. SPK WB
miało w tej pomocy znaczny udział. Podobnie w materialnym wspieraniu powodzian w południowej Polsce, dla których oprócz sum wyasygnowanych na ten cel przez Zarząd Główny SPK wśród kombatantów i za ich pośrednictwem od społeczności na terenach Kół SPK
WB zebrano i w roku 2002 wysłano 78 tys., a w 2012 – 68 500 funtów.
W roku 2009 dotacją 150 tys. funtów wsparto budowę Pomnika Polskiego Czynu Zbrojnego w National Memorial Arboretum (Staffordshire, Anglia). Tylko w ostatniej dekadzie SPK WB wspomogło „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” przeszło 160-cioma tysiącami funtów.
W 2013 roku trzy 50-tysięczne dotacje Stowarzyszenie przeznaczyło na
wyposażenie (w odpowiednie obiekty sanitarne oraz windę dla osób
starszych i niepełnosprawnych) polskiego kościoła pw. św. Andrzeja Boboli w Londynie, – na potrzeby Polskiego Ośrodka Opieki dla
Osób Starszych w Penhros (Walia), – na budowę Świątyni Opatrzności
w Warszawie...
Pierwsze sygnały o stopniowych przemianach politycznych w Polsce, zapoczątkowane na wiosnę roku 1989 kontraktem „Okrągłego Stołu” przyjęto w środowiskach SPK WB ze zrozumiałą rezerwą. Dopiero
wyniki wyborów z czerwca 1989, wygranych przez „Solidarność”, i powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego, obudziły nadzieje na trwałe
zmiany w Polsce. Odgłosy politycznego zwycięstwa środowisk antykomunistycznych pobrzmiewały na kolejnych Zjazdach SPK WB. Do
roku 2013, tj. do momentu zamknięcia działalności SPK WB zorganizowano 43 zjazdowe spotkania.
ARCHIWUM PAMIĘCI
WOBEC DEMOKRATYCZNYCH PRZEMIAN
318
Tadeusz Kondracki
Rok 2006. Członkowie Zarządu Głównego SPK WB (od lewej:) Marek Straczyński,
Zygmunt Kędzierski, Teresa Szadkowska-Łakomy, Barbara Orłowska, Edmund Szymczak,
Antoni Siemiernik, (w rzędzie pierwszym:) Czesław Maryszczak, Stefania Brewka,
Józef Wojtecki, Jacek Bernasiński
W wyniku obrad XXXII Zjazdu SPK WB (październik 1989) w deklaracji znalazły się słowa aprobaty dla pragmatycznej polityki opozycji, która powinna doprowadzić do niepodległości, drogę do tego celu
uznając za trudną i daleką:
Dopóki w PRL nie zostaną przeprowadzone całkowicie wolne wybory, a urząd
prezydenta [gen. Wojciecha Jaruzelskiego] z obecnymi uprawnieniami pozostawać będzie w rękach komunistów, nie widzimy realnych podstaw do spełnienia
oczekiwanych nadziei.
Zjazd reagował też na katastrofalny stan gospodarki PRL:
2013 tom IV
Polska wyniszczona biologicznie i ekonomicznie przez wojnę z hitlerowskimi
Niemcami i stalinowskim Związkiem Sowieckim, a później oddana Związkowi
Sowieckiemu do kolonialnego wyzysku – znajduje się nad przepaścią. Polska ma
prawo moralne i polityczne – podkreślano – oczekiwać od Zachodu odbudowania gospodarki, opartej na zasadzie „Planu Marshalla”.
W przełomowym dla Polski okresie, Zarząd Główny SPK WB brał
czynny udział we wszystkich działaniach Zjednoczenia Polskiego
w Wielkiej Brytanii, ściśle współpracował z rządem RP i prezydentem
RP na uchodźstwie, Ryszardem Kaczorowskim.
Dalej idące zmiany w stosunkach na linii emigracja – Kraj stały się
możliwe w następstwie wyboru w Polsce na prezydenta RP Lecha Wałęsy. Wtedy to zapadła decyzja prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego
o przekazaniu do Polski insygniów najwyższego urzędu II RP. Za po-
średnictwem swoich przedstawicieli SPK WB znajdowało się w centrum
dokonujących się przemian. Podczas konferencji w Fenton, z udziałem prezesów, delegatów kół i sekretarzy rejonów (13-14 października
1990 roku) powzięto uchwałę popierającą decyzję prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego w sprawie przekazania symboli II RP prezydentowi Lechowi Wałęsie w Warszawie. Na czele delegacji, ktόra w imieniu
rezydującego w Londynie Prezydenta RP przygotowała w stolicy Polski zasady i formy przekazania urzędu, stanął Zygmunt Szadkowski.
Podczas podniosłej ceremonii na Zamku Królewskim w Warszawie
22 grudnia 1990 obecni byli m.in. wiceprezes ZG SPK WB Mieczysław
Jarkowski i prezes ZG SPK WB Czesław Zychowicz. Dzień przekazania
insygniów władzy prezydenta RP uznawany jest odtąd za symboliczny
moment przywrócenia Polsce suwerenności, a zatem i spełnienia zasadniczego celu politycznego, jakiemu przez 45 wcześniejszych lat służyło Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii.
Zwieńczeniem akcji pomocy świadczonej przez polskich kombatantów dla Kraju przed grudniem 1990 roku stała się akcja Funduszu Doraźnej Pomocy Krajowi im. Tadeusza Mazowieckiego – Help Poland
Fund. Fundusz powstał na przełomie lat 1989/1990 i był całkowicie administrowany przez Biuro Zarządu Głównego SPK. Pierwszą połowę
roku 1990 wypełniły w życiu kół SPK WB, jak i całej zorganizowanej
społeczności polskiej na Wyspach Brytyjskich, zbiórki na „Fundusz
Mazowieckiego”. Tylko do 23 maja 1990 na konto Funduszu wpłynęło
ponad 458 tys. funtów i 6 tys. dolarów USA zebranych od 8680 osób,
organizacji i podczas imprez. Z tego na ręce działaczy antykomunistycznych w Kraju przekazano na rzecz najpilniejszych potrzeb rodaków 450 tys. funtów i 6 tys. dolarów (na ręce Lecha Wałęsy podczas
pobytu w Londynie – 30 tys. funtów i 6 tys. dolarów; – Tadeusza Mazowieckiego w Brukseli i Londynie – 300 tys. funtów, na ręce Aleksandra
Halla w Londynie – 120 tys. funtów). Komitet Zbiórkowy zakończył
zbiórkę ogólną 30 czerwca 1990 roku. Łącznie na „Fundusz Mazowieckiego” wpłynęło 503 452,52 funtów i 6 tys. dolarów. (Po roku 1989 SPK
w Wielkiej Brytanii organizowało akcje pomocy materialnej także dla
rodaków na Wschodzie, m.in. w Kazachstanie.)
Nowa sytuacja polityczna Polski dała początek regularnej współpracy SPK WB z Urzędem Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”.
319
ARCHIWUM PAMIĘCI
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
320
Tadeusz Kondracki
Szczególnie ważnym wydarzeniem, wieńczącym drogę SPK WB ku
Wolnej Ojczyźnie, był Światowy Zjazd Kombatantów Polskich, w sierpniu 1992 roku. W ramach tego Zjazdu, 15 sierpnia na Placu Piłsudskiego w Warszawie odbyła się wielka parada zwycięstwa z udziałem tysięcy polskich kombatantów wszystkich frontów i formacji.
Wreszcie w Kraju – pamiętny marsz Kombatantów
2013 tom IV
Szli zwartymi kolumnami, reprezentując różne jednostki, różne armie, różne
kraje, szli pod swymi sztandarami, niektórzy w swych dawnych mundurach –
relacjonował sprawozdawca londyńskiego „Tygodnia Polskiego”. – Towarzyszyły im nieustanne brawa. Po raz pierwszy pod sztandarem „Antykomunistyczne
podziemie” szli żołnierze NSZ, po raz pierwszy w wolnej Warszawie szli żołnierze od Andersa i Maczka, po raz pierwszy szli kombatanci, którzy pozostali poza
obecną wschodnią granicą Polski. Ten wspaniały marsz im się należał. Ich wysiłki zostały wreszcie docenione. Ich idee urzeczywistnione. Dane im było dożyć
wolnej Polski. Wzruszeni byli nie tylko uczestnicy marszu, ale i obserwujący ich
zarówno tam, na placu, jak i ci, którzy oglądali tę uroczystość w swych domach
za pośrednictwem telewizji. Nie wstydzono się łez. To warto było przeżyć.
Spoza Polski szczególnie liczny udział w paradzie wzięli kombatanci
zrzeszeni w Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii.
Istotę zaangażowania we wszechstronną pomoc dla Kraju emigracji polskiej w Wielkiej Brytanii (w tym polskich organizacji kombatanckich, spośród których SPK było najliczniejsze) wyraził 14 sierpnia
1992, podczas Światowego Zjazdu Kombatantów Polskich w Warszawie (w hali „Torwaru”), ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard
Kaczorowski:
Pozostaliśmy na Obczyźnie, żeby dalej prowadzić, już innymi środkami, walkę o niepodległość i żeby w wolnym świecie być głosem suwerennej Polski. [...]
Dzisiejszy Zjazd stanowi nasz wspólny, wojskowy, symboliczny powrót do Oj-
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
321
czyzny. Jest on ukoronowaniem naszych wysiłków i najlepszą za nie nagrodą. [...]
Do Zamku Królewskiego w Warszawie przekazaliśmy oryginalny rękopis Konstytucji uchwalonej 23 kwietnia 1935 roku, która stanowi nasz polityczny testament. Przysięgaliśmy stać na jej straży najpierw jako żołnierze, później zaś jako
obywatele, służący Polsce poza Krajem na różnych stanowiskach. Dochowaliśmy
jej wierności w myśl żołnierskiej przysięgi.
Członkowie SPK WB czy to w Londynie, czy na brytyjskiej prowincji, zawsze współdziałali z Brytyjczykami, na których ziemi osiedli.
Bliskie związki utrzymywało Stowarzyszenie z wieloma organizacjami
brytyjskimi na czele z Royal British Legion. Znakiem uznania dla SPK
WB ze strony czynników brytyjskich były spotkania działaczy i członków Stowarzyszenia z przedstawicielami władz Zjednoczonego Królestwa, m.in. z Księciem Walii – Karolem.
Z GODNOŚCIĄ I HONOREM
Koło SPK WB w Fenton – zjazd rodzin Kombatantów z okazji 50-lecia SPK WB
ARCHIWUM PAMIĘCI
Wraz z upływem lat coraz więcej kombatantów II wojny światowej
odchodziło na wieczną wartę. Jeszcze w okresie obchodów 50-lecia
w roku 1996 SPK w Wielkiej Brytanii dysponowało 85 kołami i liczyło
ok. 7 tys. członków– zamieszkałych na terenach od południowej Anglii
po Walię i Szkocję. Po wymienionym roku szeregi członków wykru-
322
Tadeusz Kondracki
2013 tom IV
szają się w sposób zauważalny, dla przykładu: w grudniu 1999 SPK WB
posiadało jeszcze 79 kół, a w maju 2006 było ich już 68.
Po upływie 67 lat działalności, w roku 2013, SPK WB liczyło tylko około tysiąca osób, wśród których weterani stanowili już niewielką garstkę, pozostali członkowie to głównie wdowy i dzieci
kombatantów. Sytuacja prowadziła do nieuchronnego zamknięcia
działalności Stowarzyszenia. W dniach 25-26 maja 2013 dokonały się
w Londynie uroczystości zakończenia pracy Stowarzyszenia Polskich
Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Ceremonia, podczas której okryte czcią sztandary SPK WB
składano w londyńskiej świątyni kombatantów – w garnizonowym kościele pw. św.
Andrzeja Boboli – nabrała
wymiarów doniosłego symbolu.
Sztandarowi i goście po złożeniu sztandarów w kościele garnizonowym.
W rzędzie pierwszym od lewej: prezes SPK WB Czesław Maryszczak, Antoni Siemiernik,
Alfred Ostaszewski, przedstawicielka UdSKiOR Franciszka Gryko, Józef Filipczyk, minister
Bożena Żelazowska z UdSKiOR, Edmund Szymczak, Julius Szolin, Jan Klonowski;
w rzędzie drugim: Michał Rudnik, attaché wojskowy płk Roman Szymaniuk, Krzysztof
Szczepański, Eugeniusz Niedzielski, Marek Straczyński, Edward Piskozub, Zbigniew Lepisz,
Konsul Generalny RP Ireneusz Truszkowski
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
323
Programy uroczystości wydane z okazji Święta Żołnierza Polskiego (wybór)
ARCHIWUM PAMIĘCI
Tak, jak na to zasłużyło przez kilkadziesiąt lat wytężonej pracy Zarządu Głównego SPK WB i tysięcy szeregowych członków, Stowarzyszenie przeszło do historii polskiego ruchu kombatanckiego z pięknym
bilansem, znaczonym godnością i honorem. Dalszą pracę nad realizacją celów środowiska kombatanckiego przejęła Fundacja Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii (FSPK WB).
Krzewiące ideę Wolnej Polski, Stowarzyszenie Polskich Kombatantów WB pozostanie w pamięci pokoleń.
2013 tom IV
324
Tadeusz Kondracki
O jego dokonaniach będą świadczyły nie tylko patriotyczne uroczystości, popularne i naukowe publikacje wydane także dzięki dotacjom
SPK WB; rokrocznie sponsorowana Nagroda Literacka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą, wzniesione z inicjatywy i z udziałem
SPK WB liczne pomniki, utrwalające pamięć o walkach narodu polskiego... Zasług SPK WB nie sposób
przecenić.
Przypomnijmy, że w ostatnich latach SPK WB miało m.in. udział
w budowie Pomnika Premiera i Naczelnego Wodza PSZ gen. broni Władysława Sikorskiego, odsłoniętego
przez Księcia Kentu 24 września 2000
roku przy Portland Place w Londynie.
A we wrześniu 2009 ujrzał światło
Pomnik Polskiego Czynu Zbrojnego,
wzniesiony staraniem SPK WB w National Memorial Arboretum koło
Lichfield w Staffordshire.
Pomniki – trwałe ślady polskiej
obecności w Wielkiej Brytanii – po
wszystkie czasy będą przypominały
Brytyjczykom, gospodarzom tej ziemi, a także przedstawicielom innych
narodowości i osiedlonym tu rodakom, że właśnie Polacy byli jedynymi wiernymi do końca sojusznikami
Zjednoczonego Królestwa w walce
z tyranią III Rzeszy i nawałą sowiecką.
Pomnik Polskiego Czynu Zbrojnego
Rola, jaką przez kilkadziesiąt lat
swojej działalności spełniało Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii, została wysoko
oceniona przez Ojca Świętego Jana Pawła II. W sierpniu 1996, na 50-lecie SPK WB, Papież złożył Stowarzyszeniu wyrazy głębokiego uznania:
[...] nieustanna postawa walki i świadectwo, jakie przyszło Wam dawać
przez długie dziesięciolecia powojenne, zasługują na wdzięczność pokoleń i głęboki szacunek. Stanowią również szczególny wkład w dzieje
W SŁUŻBIE OJCZYŹNIE
325
polskiego Narodu, w dzieje chrześcijańskiej kultury i cywilizacji całego europejskiego kontynentu. Myślę także o Waszej działalności i pracy kombatanckiej, która miała na celu wyłącznie troskę o Polskę wolną
i niepodległą.
Słowa Papieża na zawsze pozostaną niezastąpionym lapidarnie
esencjonalnym streszczeniem lat pracy Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii; lat wypełnionych pełną oddania służbą
dla Ojczyzny.
A jeśli komu droga otwarta do nieba,
Tym, co służą ojczyźnie.
(Jan Kochanowski, Pieśni, II)
Rozmijające się z celem i moralnie wątpliwe byłoby powierzenie poważnego, utrwalonego w dziejach statusu byłego Stowarzyszenia Kombatantów nowszym pokoleniom emigracji. Wartości, wynikających
z dokonań byłej już organizacji, utrwalonych walką, cierpieniem i trudami życia prawdziwych Kombatantów, nie wolno wypaczać.
ARCHIWUM PAMIĘCI
* Zdjęcia w tym artykule pochodzą z archiwum SPK WB. Wybrała i do druku podała Teresa Szadkowska-Łakomy.
Rok 2013
tom IV
Czesław MARYSZCZAK
METODYCZNA WYWROTOWOŚĆ
WOBEC SPK WB
Od kilkunastu miesięcy, dokładniej od 22 czerwca 2012 roku (a więc
od wywołującego wilka z lasu listu [Szymona Zaremby – A.S.] Organizacje społeczne to nie są prywatne przedsiębiorstwa, „Dziennik Polski”,
nr 125), na forum publicznym toczy się żałośnie bezpłodna i uwłaczająca Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii (SPK
WB) „dyskusja”. Czujemy się w obowiązku podsumować ją i podać do
ogólnej wiadomości choćby niektóre fakty dementujące dezinformację
szerzoną nieprawdziwymi i oszczerczymi pomówieniami.
Wywrotową robotę kontynuuje rozesłany do wielu urzędów w Polsce i w polskim Londynie, w złagodzonej formie podany do prasy list
Wiktora Moszczyńskiego pt. Rozmawiajmy („Dziennik Polski” 11 października 2013, nr 201). Podżegając, rozbijając organizację – prowadząc
na naszym terenie dywersyjną robotę, agresor zabiega teraz o modus
vivendi – o kompromis, który ostatecznie pozwoliłby mu bezprawnie
przechwycić majątek Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii.
Mamy za sobą 67 lat owocnie aktywnej pracy w SPK WB, organizacji byłych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Z przyczyn
naturalnych wykruszyły się szeregi członków SPK WB. Nadeszła chwila zakończenia działalności Stowarzyszenia zgodnie z wolą większości
Weteranów – z godnością i honorem. W październiku 2010 roku odbył
się 43. Walny Zjazd Delegatów Stowarzyszenia Polskich Kombatantów
w Wielkiej Brytanii, który zadecydował o zamknięciu organizacji. Na
51 uprawnionych do głosowania delegatów za wnioskiem zakończenia
działalności SPK WB opowiedziało się 37 głosów, sprzeciw zgłosiło 14
METODYCZNA WYWROTOWOŚĆ WOBEC SPK WB
327
głosów. Wniosek o zakończeniu działalności poparty został 2/3 głosów.
Statutowym, prawnym i demokratycznym wymaganiom stało się zadość z nadwyżką. Obowiązkiem członków Zarządu Głównego SPK
WB jest przestrzeganie i obrona postanowień 43. Walnego Zjazdu.
Zarząd Główny SPK WB (od lewej rząd 2.): Edmund Szymczak, Teresa Szadkowska-Łakomy, Stefania Brewka, Zygmunt Kędzierski, Genowefa Marzec, Antoni Siemiernik;
(rząd 1.:) Barbara Orłowska, Czesław Maryszczak, Marek Straczyński, Jacek Bernasiński
ARCHIWUM PAMIĘCI
Przy stole prezydialnym (od lewej:) Zygmunt Kędzierski, Marek Straczyński, Czesław
Maryszczak, kapelan SPK WB ks. Marek Reczek, Jacek Bernasiński, Barbara Orłowska.
Przemawia Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii – ks. prałat Stefan Wylężek
2013 tom IV
328
Czesław MARYSZCZAK
Pełne poparcie dla postanowień Zarządu Głównego SPK WB wybranego na 43. Walnym Zjeździe wyraził obradujący w Londynie dwa
lata później (22-23 września 2012) Zjazd SPK Federacji Światowej.
Zgodnie z otrzymanym mandatem Zarząd Główny SPK WB podjął prace doprowadzające do rozwiązania Stowarzyszenia. W 2010 roku
SPK WB liczyło 39 Kół. Większość z nich rozwiązała się, przekazując
archiwa, sztandary i fundusze do Centrali SPK WB. Niektóre Koła
przyjęły nową nazwę i nadal działają przy parafiach.
W dniach 25-26 maja 2013 podczas dwudniowej uroczystości
w obecności Konsula Generalnego przy Ambasadzie RP, Ataszatu RP
w Londynie, delegatów Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, Arcybiskupa Szczepana Wesołego, b. Rektora Polskiej
Misji Katolickiej ks. Stanisława Świerczyńskiego, Kapelana SPK WB ks.
Marka Reczka, Weteranów, Gości Honorowych i przy pełnym audytorium w Sali Teatralnej POSK, a następnego dnia podczas dziękczynnej Mszy św. i złożenia sztandarów Kół SPK przed ołtarzem w Kościele Garnizonowym, dokonało się oficjalne zamknięcie Stowarzyszenia
Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Zakończeniowe prace,
m.in. porządkowanie archiwum Stowarzyszenia, trwają.
Majątek SPK WB składał się z Domów Kombatanta (DK), kapitału Fundacji SPK WB oraz złożonych w Centrali depozytów niektórych
Kół SPK WB. Po rozwiązaniu SPK WB Statut Fundacji Stowarzyszenia został przystosowany do zaistniałych zmian i zatwierdzony przez
Charities Commission – Brytyjską Komisję, która reguluje i nadzoruje
organizacje charytatywne. Ośmiu członków b. Zarządu Głównego SPK
WB jest powiernikami Fundacji SPK WB.
Kilka miesięcy przed rozwiązaniem SPK WB niektóre postronne
osoby obudziły się do kandydowania do członkostwa. Trudno im było
wyperswadować, że skoro zamykamy SPK, to nie możemy przyjmować
nowych członków. Wyjaśniły się wkrótce nagłe sentymenty do SPK
WB. W lipcu 2012 (po upływie półtora roku od postanowień 43. Walnego Zjazdu) malkontencka mniejszość (powszechnie zwana grupą
samozwańców lub rebeliantów), ignorując założenia Statutu SPK WB,
mówiące o tym, że do zwołania Nadzwyczajnego Walnego Zebrania
powołany jest Zarząd Główny SPK WB, doprowadza w Leicester do zebrania, na którym pod pozorem ratowania SPK WB wybiera „władze”
z Wiktorem Moszczyńskim na czele, stawiające sobie za cel usunięcie
prawowitego Zarządu Głównego i przejęcie majątku SPK WB. Znany
z umiejętności wywierania „nacisków” publicysta Wiktor Moszczyński w liście z 1 października (Dz.P. 2012) uprawia taktykę mylenia. Na
zarzut zorganizowania zebrania w Leicester bez powiadomienia o tym
Zarządu Głównego SPK odpowiada beztrosko, że Zarząd SPK WB
otrzymał powiadomienie o zebraniu 7 dni wcześniej przed publikowaniem wymienionego listu (czyli 21 września), a zatem o całe dwa miesiące za późno.
Uzurpatorzy organizują bezkompromisową kampanię próbującą
podważać godność członków Zarządu Głównego i prawomocność decyzji Walnego Zjazdu 2010. Nie przebierając w środkach, metodą puczu
(23 lipca 2012), starają się przechwycić władzę nad kombatancką organizacją. Żeby przejąć jej majątek, tworzący podstawę nadal działającej
Fundacji, w podstępny sposób podmieniają w Companies House nazwiska 5 dyrektorów The Polish Ex-Combatants Association Limited
(PCA Ltd) swoimi nazwiskami, a wysyłając listy do banku, informują, że są właścicielami konta SPK WB. Na szczęście fałszerstwa zostały
w porę zdementowane.
Jak już wyżej było wspomniane, kontynuacją kampanii roszczącej
sobie nieuzasadnione pretensje do władzy i majątku, którego jedynym
prawowitym właścicielem było SPK WB (obecnie – Fundacja SPK WB)
jest rozesłane pismo i list Wiktora Moszczyńskiego z 15 września 2013.
Pisma te, podobnie jak cała jego korespondencja w omawianej sprawie,
posługują się niezgodnymi ze stanem faktycznym danymi. Wprowadzają odbiorców w błąd, szafując 873 podpisami. Również wymieniona
w ankiecie p. Moszczyńskiego liczba w rzeczywistości jest o wiele niższa. Na liście rzekomych członków fikcyjnego SPK znalazły się nazwiska
osób, które do SPK WB nie należały. Podpisy zbierano na prywatnych
przyjęciach i pod kościołami. Osoby podpisujące ankietę nie zawsze
wiedziały, jaki jest jej cel. Ufały temu, co im wmawiano, że chodzi o „ratowanie” SPK WB. Podobnie myląca jest liczba „1100” członków z 18
Kół (zawyżona jest także liczba „18”) płacących składki, która pochodzi
z sierpnia 2013, czyli przedstawia stan liczbowy członków po założeniu
przez p. Moszczyńskiego firmy Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Limited, i po podjęciu decyzji z roku 2010 o zamknięciu SPK WB.
Młody w 1939 roku, wówczas niespełna 20-letni żołnierz, dziś ma
ponad 90 lat. Stan zdrowia nie pozwala mu już na dawną aktywność.
Ponadto w skład Kół firmy p. Moszczyńskiego w przeważającej liczbie
wchodzą osoby, które nie stworzyły żadnej charytatywnej organizacji,
329
ARCHIWUM PAMIĘCI
METODYCZNA WYWROTOWOŚĆ WOBEC SPK WB
2013 tom IV
330
Czesław MARYSZCZAK
a te z nowej emigracji zarobkowej nie umieją uszanować nawet symboli
walk i męczeństwa Żołnierza Polskiego, ale chcą się nimi popisywać.
Domy Kombatanta (DK), o które uzurpatorzy zabiegają, są własnością PCA Ltd., które odpowiada za stan majątkowy Stowarzyszenia. Do
obowiązków pięciu dyrektorów PCA Ltd. należy m.in. przyjmowanie
i zwalnianie etatowych pracowników Centrali i DK, kontrolowanie
licencji, ubezpieczeń, przygotowywanie rozliczeń kasowych do rocznej kontroli sprawowanej przez przysięgłych audytorów brytyjskich.
Z założenia Domy Kombatanta miały być samowystarczalne i przynosić dochód na działalność Stowarzyszenia. Naturalne wykruszanie się
członkostwa spowodowało, że DK przestały wypracowywać wystarczające sumy na własne utrzymanie. Nie sprawdziła się pod tym względem
nowa emigracja. Pozostałe DK przynoszą deficyt, dlatego ich sprzedaż
stała się koniecznością.
Od momentu przyjęcia uchwały o zaprzestaniu działalności Kół
SPK i przekazaniu funduszy jasno informowaliśmy, że fundusze te
wzmocnią kapitał Fundacji SPK WB, założonej w roku 1957, która
obecnie w wielu zakresach kontynuuje statutową działalność zamkniętego SPK WB. Fundacja SPK WB wspiera m.in. działalność organizacji,
które przedstawiają odpowiednie wnioski.
Koła SPK, które sprzeciwiły się uchwale, domagają się wypłacenia
depozytów. W dużym procencie w Kołach tych są osoby, które wstąpiły do SPK w ciągu ostatnich lat. Ich wkład w tworzeniu depozytów,
zwłaszcza wkład osób nowo przybyłych z Polski, jest żaden. Dlatego pisanie p. Moszczyńskiego o „zagarniętym majątku” jest tylko wyrazem
rozgoryczenia, że jego firma nie może zawładnąć majątkiem SPK WB.
Niektóre Koła wpłaciły pokaźnie sumy na „Fundusz Bojowy” –
utworzony i nazwany tak przez uzurpatorów władzy SPK. Miał on pokryć koszty sprawy sądowej wytoczonej przez nich przeciwko legalnym
władzom SPK WB. Adwokat Fundacji poinformował p. Moszczyńskiego, że logo SPK jest znakiem zarejestrowanym i obecnie własnością jedynie Fundacji SPK WB. Pan Moszczyński ignoruje ostrzeżenie i nadal
bezprawnie posługuje się tym logo. Zawłaszczając w różnych pismach
także adres oraz pełną nazwę Stowarzyszenia Polskich Kombatantów
szerzy dezinformację.
Pan Moszczyński, który jeszcze w roku ubiegłym szantażował nas
sądem, kończy teraz list pytaniem „Czy nie lepiej rozstrzygnąć te sprawy we wspólnym dialogu przy stole, a nie ośmieszać społeczeństwo
polskie [...] poruszając je na prawnym i medialnym forum brytyjskim”?
– Owszem, chcieliśmy rozmawiać, ale ten sam Wiktor Moszczyński
spalił już dwie okazje. Pierwsza miała dojść do skutku w szybkim terminie na jego życzenie. Zapowiedział mi jednak, że wylatuje do Stanów
Zjednoczonych. Terminu przed weekendem nie mogłem przyjąć z powodu wcześniej podjętych zobowiązań, więc sugerowałem spotkanie
po powrocie p. Moszczyńskiego. W niedzielę, podczas uroczystej Mszy
św. w Święto Żołnierza (18 sierpnia 2012), p. Moszczyński, który miał
być za oceanem, zjawia się w kościele pw. św. Andrzeja Boboli, by kilka
dni później napisać w swoim felietonie (Dz.P. 26.08.2012), że obserwował nasze siwe głowy (nie bardziej zresztą siwe od jego głowy, pozostającej w tym samym przedziale pokoleniowym, co głowy przedstawicieli Zarządu Głównego) i zastanawiał się czy zrozumieliśmy homilię.
Drugą okazję do „dialogu przy stole” zaproponował przewodniczący
Rady Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, Krzysztof Zarębski.
Wyraziliśmy gotowość na rozmowę. Mieli w niej uczestniczyć Rektor
Polskiej Misji Katolickiej i przedstawiciele Konsulatu RP w Londynie.
Termin został ustalony, ale w ostatnim tygodniu przed wyznaczonym
spotkaniem p. Moszczyński nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na
maile – p. Zarębski był zmuszony odwołać spotkanie w ostatniej chwili.
„Nie ośmieszać społeczeństwo polskie ... na forum brytyjskim” (poprawnie: nie ośmieszać społeczeństwa polskiego) – słuszna myśl! Trudno jednak pojąć, dlaczego głosząc ją, nie stosuje jej p. Moszczyński
w swoim postępowaniu, wypisując np. absurdy do Royal British Legion
(brytyjska organizacja weteranów), troszcząc się publicznie o bilety na
przemarsz 11 listopada dla „swoich weteranów”, mimo że SPK WB nigdy nie dzieliło weteranów na lepszych i gorszych.
W łańcuchu rebelianckich napaści docelową tarczą stała się Barbara Orłowska (przewodnicząca PCA Ltd.), z urzędu pełniąca obowiązki
wykonawcze wobec postanowień dotyczących zamknięcia SPK WB.
23 października 2013 zadaniem Barbary Orłowskiej było zamknięcie Domu Kombatanta w Glasgow. W wykonaniu zadania pomagało
dwóch b. członków SPK WB. Niestety, nie obyło się bez kolejnej rebelii nieznanych nam polskich migrantów, podających się za właścicieli
zamykanego DK. Obrzucali oni prawomocnych wykonawców zadania
obelgami i grozili rękoczynem. Zobligowane prawnie zamknięcie z konieczności musiało się dokonać przy interwencji policji. W zamieszaniu zaginął sztandar Koła SPK Glasgow.
331
ARCHIWUM PAMIĘCI
METODYCZNA WYWROTOWOŚĆ WOBEC SPK WB
332
Czesław MARYSZCZAK
O dezinformowaniu stosowanym przez amatorów łatwego łupu pisał sekretarz Zarządu Głównego SPKWB Jacek Bernasiński (Dz.P. 2012
nr 190), pisałem ja (Czesław Maryszczak, Dz.P. 28 IX 2012). Uzurpatorzy nadal kierują się wyłącznie podstępem, przemocą i zaborczymi
planami, wciąż od nowa wzniecając zamieszanie. Niezrównoważone
postępowanie nielojalnych byłych członków SPK WB wobec Zarządu
Głównego wystarczająco wyjaśnia ich zgubne wobec Stowarzyszenia
i Fundacji SPK WB zamiary.
Niepoważni ludzie chcieliby kierować losem organizacji żołnierskiej
i przywracać jej „świetność”. Nie jesteśmy już zainteresowani rozwiązywaniem ich problemów, które sami sobie nawarzyli, nie przestrzegając zasad demokracji, kultury i sprawiedliwości.
Londyn, 29 października 2013 r.
2013 tom IV
Zdjęcia z Archiwum SPK WB. Niniejszy tekst przekazany do „Dziennika Polskiego” z wyraźną prośbą o opublikowanie go w formie artykułu, wydrukowany
został kursywą jako słabo czytelny list w gęstwinie innych listów (Dz.P. 8 listopada 2013).
Rok 2013
Alina SIOMKAJŁO
PRZEKAZANE DO KRAJU
polskie archiwa i księgozbiory z Wielkiej Brytanii
O przeznaczeniu prywatnych księgozbiorów, a zwłaszcza archiwów
emigracyjnych, decydują ich właściciele. Zbiory te często więc zasilają
krajowe centra kultury w miejscowościach, z których darczyńcy pochodzą: kierowane są do lokalnych archiwów lub do wybranych ośrodków akademickich.
Inna zasada, do niedawna imperatyw, dotyczy archiwów instytucjonalnych dokumentujących społeczno-kulturalne życie emigracyjne
i stanowiących własność społeczną. W tym przypadku zalecana jest /
obowiązuje zasada tzw. pertynencji terytorialnej: przekazywania zbiorów do biblioteki lub archiwum środowiska, w którym kolekcje powstawały (International Council for Archives. Code for Ethnics, 1996). Przypomina te zasady Mirosław A. Supruniuk (Archiwa pisarzy i instytucji
emigracyjnych w badaniach nad literaturą wychodźstwa polskiego):
Międzynarodowe prawo publiczne dotyczące rozmieszczenia materiałów archiwalnych stosuje się wyłącznie do akt instytucji państwowych i publicznych,
dla archiwaliów i kolekcji prywatnych i prywatno-prawnych nie ma i nie może
być uregulowań prawnych.
W praktyce przekazywanie zbiorów łączy się z ubożeniem poza granicami Kraju dokumentacji działalności emigracji. Dają się zauważyć
także inne czynniki destrukcyjne wobec archiwaliów w środowiskach
emigracyjnych, np.: emigracyjny niedostatek funduszy na konserwację, nie najlepsze warunki przechowywania dokumentów, brak profesjonalnie opracowujących zbiory archiwistów… Nie bez znaczenia są
również nie zawsze łatwe do pokonania odległości krajowego świata
uczonych od emigracyjnych diaspor. Wszystko razem przyczynia się
tom IV
334
Alina Siomkajło
do tego, że w ciągu lat, zwłaszcza w miarę ujednolicania spraw emigracyjno-krajowych w ostatnim ćwierćwieczu, zacierają się ostrzejsze
granice norm postępowania obowiązujących w omawianych przestrzeniach i przekraczane są zasady terytorialnej pertynencji. Na przykładzie Biblioteki Polskiej w Londynie oraz archiwaliów w Instytucie Polskim i Muzeum gen. Sikorskiego problem został wyraźniej oświetlony
m.in. w wypowiedziach: Ewy Lipniackiej (Archiwa i ich miejsce) – byłej
przewodniczącej Komisji Bibliotecznej POSK; Hanny Świderskiej (Dyskusja o archiwach) – w ciągu 30. lat kustosza Polish Section w British
Library; oraz przez zastępcę kierownika Biblioteki Polskiej w Londynie – Grzegorza Pisarskiego (A jednak. „Archiwa – rzecz ważna”), któremu dziękuję za przekazane mi uwagi. Jak dotąd nie powstała jednak
lista komentowanych tutaj zbiorów.
Tymczasem zarówno pozostające pod opieką prywatnych osób,
jak też organizacji, archiwa i księgozbiory z „polskiej Brytanii” coraz
częściej przekazywane są krajowym instytucjom kultury, gdzie dostają się zwykle w ręce fachowców ze specjalizacją archiwalną lub biblioteczną.
2013 tom IV
DZIAŁANIA CHAOTYCZNE
Jak wiemy, do przełomowego roku 1989 emigracyjne książki mogły do PRL-u przenikać tylko drogą nielegalną. Zupełną rzadkością
było przekazywanie do Polski większych całości archiwalnych lub bibliotecznych. Zdarzały się one jedynie przez zrządzenie przypadkowe.
Przykładem archiwalia (dokumentacja, materiały historyczne, księgozbiór) i pamiątki ostatnią wolą zmarłego w roku 1969 gen. Kazimierza
Sosnkowskiego – Komendanta Głównego Związku Walki Zbrojnej, po
śmierci gen. Sikorskiego – Wodza Naczelnego Polskich Sił Zbrojnych,
przekazane dla dobra obecnych i przyszłych pokoleń Polaków w Polsce.
Dostały się w niepożądane ręce. Komuniści przejęli je podstępnie od
pełnej zaufania wykonawczyni testamentu, wdowy po generale – Jadwigi, by używać dla celów reżimowo-propagandowych (J. Sosnkowska – W.T. Kowalski, Testament). W roku 2012 zestaw cennych dokumentów z prywatnego archiwum po gen. Sosnkowskim, ocalony przez
Ambasadę RP w Madrycie, trafił do Centralnego Archiwum Wojskowego w Rembertowie.
PRZEKAZANE DO KRAJU
335
Sytuacja zmienia się zasadniczo po przełomie politycznym. Emigracja Niepodległościowa bez większych obaw, chętnie i świadomie przekazuje odtąd do kraju własne księgozbiory i archiwa.
Początkowo spotykamy się jeszcze z działaniami wprawdzie pożytecznymi, ale chaotycznymi. Oto przykład jak jednym z pierwszych po
roku 1989 ośrodków książki emigracyjnej stała się (doprowadzona do
ładu w 1992) Biblioteka Główna Politechniki Rzeszowskiej. W 1990
przed Biblioteką Politechniki Rzeszowskiej stanęła lora wypełniona
książkami z Wielkiej Brytanii. Tak to dość nietrafnie do rzeszowskiej
uczelni technicznej dostał się oryginalny zbiór książek powojskowych –
przeważnie polonica emigracyjne: 141 edycji z klasyki literackiej, 245
opracowań i źródeł historycznych, 27 kompletnych i zdekompletowanych roczników czasopism. W ten sposób powstała Sekcja Literatury
Emigracyjnej Biblioteki Głównej Politechniki Rzeszowskiej. W roku
1994 Anna Daszkiewicz opracowała Informator o zbiorach literatury
emigracyjnej dostępnych w Bibliotece. Zbiór stanowią książki i czasopisma wydane wyłącznie na emigracji w latach 1941-1990. Każda książka
otrzymała okolicznościowy stempel: Dar Polaków z Anglii dla Politechniki Rzeszowskiej 1990-1991; oprócz stempla – nazwisko „Zwierzchowski” (prawdopodobnie inicjatora wprowadzonego w czyn pomysłu).
W większości najcenniejsze w tych książkach są pieczęcie podręcznych
biblioteczek wojskowych, szpitalnych – z miejsc, jakie żołnierz polski
zaliczał na szlaku bojowym podczas II wojny światowej. Obecni właściciele gotowi byli (są?) przekazać księgozbiór instytucji potrafiącej lepiej niż Politechnika spożytkować książkę emigracyjną.
Rzeszów, rodzinne miasto Stanisława Gliwy (1910-1986), serdecznie
przyjął artystę typografa. Wprawdzie archiwum i księgozbiór Gliwy
– Gliwianum – zostało rozproszone po wielu miejscach w Polsce, ale
tu o stałą ekspozycję (kilkanaście planszy z pracami Gliwy i kilkanaście wydrukowanych przez niego książek) w Bibliotece Uniwersytetu
Rzeszowskiego zadbał historyk literatury, dr Jan Wolski, przekazując
uczelni nieco domowych drobiazgów, zdjęć, dokumentów, druków,
które otrzymał od żony artysty, Marii Gliwowej. Dopełnił ten zbiór
kolejnymi zdobyczami prac typografa, m.in. kopiami listów Gliwy do
ARCHIWUM PAMIĘCI
W RODZINNE STRONY
2013 tom IV
336
Alina Siomkajło
Melchiora Wańkowicza (oryginały w posiadaniu byłej asystentki Wańkowicza Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm – USA). Za pośrednictwem
Wolskiego kilkanaście prac linorytniczych, druków ulotnych i galanterii drukarskiej trafiło do Muzeum drukarstwa w Warszawie.
Najznaczniejszą kolekcję korespondencji Gliwy, archiwaliów, klocków linorytniczych, dokumentacji fotograficznej ma jednak Książnica
Kopernikańska w Toruniu. Tutaj znajdują się listy wielu korespondujących z Gliwą osób z kraju i z emigracji. Kilka jego linorytów i drzeworytów (pochodzących ze zbiorów osób, które toruńskiemu Archiwum powierzały własne archiwalia) posiada Biblioteka Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika. A pełną kolekcję wydanych przez Gliwę książek
(bez archiwaliów) zgromadził Oddział Historii Książki Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Wszystkie wymienione zbiory to prywatna
zasługa i serdeczne dary Marii Gliwy, zmarłej 23 września 2009 roku
w Dublinie, której prochy wolą testamentu spocząć mają obok jej męża
w Rzeszowie-Słocinie.
Wkrótce po przełomie (w latach 1991-1994) znaczna część londyńskiego księgozbioru Kazimierza M. Smogorzewskiego (1896-1992)
– dziennikarza, pisarza politycznego, encyklopedysty, bibliofila: prasa
emigracyjna i ponad 2 tysiące książek głównie o tematyce historycznopolitycznej okresu od końca XIX wieku do czasów najnowszych, oraz
unikalny zbiór 52. grafik karykaturzysty brytyjskiego Ralpha Sallona,
złożona została w Bibliotece Śląskiej w Katowicach – a zatem na terenie, z którego pochodził urodzony w Sosnowcu Smogorzewski.
Ambasador RP w Wielkiej Brytani, hr. Edward Raczyński (18911993) założył Fundację im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym
w Poznaniu. Po śmierci założyciela Fundacja przejęła jego cenny księgozbiór druków nowych w liczbie 500 publikacji: fachowej literatury
dyplomatycznej, wielojęzycznych prac poświęconych historii, zwłaszcza okresu międzywojennego. Natomiast bardzo cenna kolekcja druków po Edwardzie Raczyńskim przekazana została do Biblioteki im.
Raczyńskich w Poznaniu. Wśród najstarszych znajdują się publikacje
jego pradziada, również Edwarda, i tegoż brata – Anastazego. Biblioteczno-antykwarycznym cymelium w tej kolekcji jest 3-tomowy zbiór
grafik Sir Joshua Reynoldsa z XVIII wieku. Osobną grupę w kolekcji
stanowią książki z dedykacjami autorów ze świata polityki, kultury,
nauki. W zbiorze ambasadora nie zabrakło pamiątkowego wydania
PRZEKAZANE DO KRAJU
337
Konstytucji Kwietniowej ani bibliofilskich rarytasów z kolekcji oficyny
Samuela Tyszkiewicza.
Jerzy Pietrkiewicz (1916-2007) to przedstawiciel wielkiej humanistyki: poeta i teoretyk poezji, prozaik (pisarz dwujęzyczny), tłumacz,
historyk literatury polskiej, profesor School of Slavonic and East European Studies. Pochodził z Fabianek (ziemia dobrzyńska) – własnym
księgozbiorem wzbogacił bliskie jego sercu macierzyste Gimnazjum
im. Długosza we Włocławku.
17 września 2009 roku Biblioteka Uniwersytetu Białostockiego im.
Jerzego Giedroycia otrzymała, można powiedzieć, dar sentymentalny,
bo skierowany do miasta urodzenia i młodości Prezydenta RP na Wychodźstwie: archiwum Ryszarda Kaczorowskiego (1919-2010). Zawiera
ono około 800 jednostek, w tym 296 książek, 252 nagrania, 60 tytułów
czasopism i 100 dokumentów życia społecznego na emigracji.
Jednym z najwcześniejszych w ostatnim 25-leciu i najważniejszych
ośrodków gromadzenia emigracyjnych archiwów, księgozbiorów i kolekcji z Wielkiej Brytanii (nie biorę pod uwagę kolekcji muzealnych)
i dzięki szczodrym darom – naukowo wydajnie prosperującym – jest
utworzone w roku 1995 Archiwum Emigracji Biblioteki Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika w Toruniu. (> M.A. Supruniuk Archiwum pisarzy
i instytucji emigracyjnych [...]).
Trafiła tu jedna z największych kolekcji emigracyjnych, jakie z Londynu powędrowały do Polski. De c y z ją Stef a n i i Kos s ow s k iej,
przy finansowej pomocy Fundacji z Brzezia Lanckorońskich, Uczelni
Mikołaja Kopernika przekazanych zostało ponad 60 tysięcy rękopisów
i listów (m.in. listy Stanisława Balińskiego, Mariana Hemara, Jana Lechonia, Józefa Mackiewicza do redaktora „Wiadomości”), składających
się na archiwum „Wiadomości” (1946-1981) oraz wyposażenie redakcyjne tygodnika. Złożone zostały tutaj także inne londyńskie archiwa:
„Środy Literackiej” (dodatek do „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza”), teatru „Syrena”, wydawnictwa Książnica Polska w Glasgow,
częściowe lub kompletne archiwa dziennikarzy, pisarzy i wybitnych
osobistości wychodźczego życia społeczno-kulturalnego. Wymieńmy
choćby niektóre: całe archiwum (łącznie z maszynopisami wywiadów,
ARCHIWUM PAMIĘCI
ARCHIWUM EMIGRACJI W TORUNIU
2013 tom IV
338
Alina Siomkajło
słuchowisk, adaptacji teatralnych) Zdzisława Broncla (1009-1998) od
lat 50. związanego z polską sekcją radia BBC; poety, eseisty, krytyka,
od 1966-1974 naczelnego redaktora „Wiadomości” – Michała Chmielowca (1918-1974); poety satyrycznego, dramaturga, aktora – Edwarda
Chudzyńskiego (1921-1990); autorki dwu dramatów i publicystki – Tamary Karren-Zagórskiej (1913-1997); malarza, rzeźbiarza i pisarza –
Adama Kossowskiego (1905-1986); felietonistki, dziennikarki, w latach
1974-1981 naczelnego redaktora „Wiadomośći” – Stefanii Kossowskiej
(1909-2003); prozaika i krytyka – Janusza Kowalewskiego (1910-1996);
pisarza, redaktora, znawcy spraw wschodnio-europejskich – Jana
Krok-Paszkowskiego (1887-1969); dziennikarza, autora prac o Polskich
Siłach Zbrojnych – Witolda Leitgebera (1911-2007); krytyka teatralnego
i radiowego, pisarza – Janusza Poray-Biernackiego (1907-1996); poetki
Marty Reszczyńskiej-Stypińskiej (1905-1995); działacza politycznospołecznego, prezydenta RP na wychodźstwie w latach 1986-1989 – Kazimierza A. Sabbata (1913-1989); pisarza, wydawcy i działacza politycznego – Juliusza Sakowskiego (1906-1977); generała, premiera, w 1947
osiadłego w Wielkiej Brytanii autora wspomnień – Felicjana SławojSkładkowskiego (1885-1962); autora powieści i słuchowisk, dziennikarza w Radiu Wolna Europa – Wiktora Trościanki (1911-1983); malarza
i pisarza Marka Żuławskiego (1908-1985)…
Dzięki emigracyjnym darczyńcom i nie bez zasług naukowych
opiekunów toruńskiego Archiwum Emigracji pośród innych archiwów
emigracyjnych w Polsce Toruń wydajnie opracowuje oraz popularyzuje
emigracyjne archiwa w publikacjach. Dotychczas ukazały się 53 tomy
w toruńskiej serii wydawniczej: „Archiwum Emigracji – Źródła i materiały do dziejów emigracji polskiej po 1939 roku” (w druku jest nowa
seria pod redakcją Wacława Lewandowskiego: „Dokumentacja życia literackiego kręgu londyńskich <Wiadomości> 1945-1981”; w roku 2014
ma się ukazać 11 tomów), kilkanaście książek w serii literackiej „Archiwum”; oraz 17 zeszytów rocznika ( w latach 2003, 2006 i od 2010
półrocznika) „Archiwum Emigracji. Studia – Szkice – Dokumenty”.
W WARSZAWIE
W Zamku Królewskim 8 października 1986 założona została przez
Andrzeja Stanisława Ciechanowieckiego (ur. 1924) Fundacja Zbiorów
PRZEKAZANE DO KRAJU
339
Emigracja polska w Wielkiej Brytanii często pojedyncze polonica
– publikacje polskie lub Polski dotyczące wydane poza Krajem: drukowane (piśmiennicze, kartograficzne, ikonograficzne i muzyczne),
dźwiękowe, audiowizualne i elektroniczne – przesyła do zbiorów warszawskiej Biblioteki Narodowej.
W roku 2002 Zgromadzene Księży Marianów Prowincji Brytyjskiej
z siedzibą w Fawley Court (nieopodal Londynu) przekazało Bibliotece
Narodowej kilka tysięcy (dwie ciężarówki) książek, czasopism i dokumentów życia społecznego z XX wieku – polskich, poloników i obcych.
Po śmierci historyka literatury, bibliografa i bibliotekarki, Marii
Danilewicz Zielińskiej (1907-2003), listy jej do zaprzyjaźnionej Hanny
Świderskiej (kustosza Polish Section w British Library) adresatka złożyła w Bibliotece Narodowej, w której p. Maria pracowała do wybuchu
II wojny światowej.
W 2004 Biblioteka Narodowa otrzymała dar po śp. profesorze Ralphie Milibandzie (1924-1994): 97 paczek literatury – głównie z kręgu
historii myśli politycznej.
Spuściznę po rodzinie Kwapińskich, zwłaszcza po polityku Janie
Kwapińskim (1885-1964) z Londynu, w roku 2006 jego wnuczka, Barbara Woroncow, przekazała do Archiwów Państwowych w Warszawie.
Zbiór (3,8 metra bieżącego) zawiera dokumenty działalności społecznej i politycznej, listy prywatne i pamiątki rodzinne.
W roku 2008 zakończyły wędrówkę do Warszawy pamiątki po polskim teatrze i polskich artystach, pracujących za granicą, pamiątki po
ARCHIWUM PAMIĘCI
im. Ciechanowieckich. Na rzecz Fundacji przekazał Fundator kolekcję
i nienaruszalny kapitał. W skład kolekcji fundacyjnej wchodzi: malarstwo, rysunek, akwarele, rzeźba, rzemiosło artystyczne, księgozbiór
i archiwum. Dzieła sztuki należące do kolekcji fundacyjnej to przede
wszystkim polonica. Księgozbiór obejmuje głównie publikacje (książki
i czasopisma) polskie i zagraniczne dotyczące dziedziny historii sztuki. Archiwalia zawierają dokumenty działalności Andrzeja S. Ciechanowieckiego w Polsce i za granicą (m.in.: spraw Fundacji im. Ciechanowieckich; budowy kościoła w Krakowie-Mistrzejowicach), ponadto
jego dokumenty osobiste i rodzinne (dyplomy, korespondencja, materiały dotyczące Boczejkowa). Księgozbiór udostępniany jest przez Bibliotekę Naukową Zamku Królewskiego w Warszawie, a Archiwum
Andrzeja S. Ciechanowieckiego – przez Archiwum Zamkowe.
2013 tom IV
340
Alina Siomkajło
ludziach, których losy wojenne, a potem polityka wygnały z kraju. W 90.
rocznicę istnienia krajowego ZASP-u Instytutowi Teatralnemu w Warszawie zostało przekazane z Londynu archiwum Związku Artystów
Scen Polskich za Granicą (ZASPzG powstał w roku 1942) z siedzibą
w Londynie. Zbiór (ok. 40 pudeł) zawiera teatralne dokumenty w tym
listy, dokumentację warsztatów teatralnych, scenariusze, statuty, protokoły zjazdowe ZASP za Granicą, programy, afisze, projekty scenografii, recenzje, zdjęcia. Pośród innych znajdują się unikatowe dokumenty
związane z ludźmi estrady, radia i filmu, m.in.[związane z] Zofią Terne,
Feliksem Konarskim, Marianem Hemarem, Romanem Ratschke, Leopoldem Kielanowskim, aktorami: Renatą Bogdańską [żoną gen. Władysława Andersa], Ireną Delmar [od 1981 prezesem londyńskiego ZASP-u].
Kopie dokumentów zachowano w londyńskiej siedzibie ZASPzG.
Gros archiwów polskich z Wielkiej Brytanii z woli właścicieli lub
upoważnionych do dysponowania zbiorami złożono w A rc h iw u m
A k t Now yc h (AAN) w Warszawie. Znalazły się tutaj m.in. następujące archiwa osobowe: żołnierza Armii Krajowej w Powstaniu Warszawskim Haliny Martinowej (1911-2007), prawnika, działacza niepodległościowego Romana Lewickiego (1912-2004); bogata kolekcja
dokumentacyjna Aleksandry (1922-2010) i Mieczysława (1919-2004;
(Honorowego Obywatela Miasta Londynu) Białkiewiczów zawierająca:
materiały osobiste i środowisk związanych z Polskimi Siłami Zbrojnymi, m.in.: dokumentacja środowiska żołnierzy broni pancernej okresu po zreformowaniu PSZ, oprócz wymienionych – zapiski dzienne,
sztambuch, „Dziennik bojowy” z okresu akcji na Bolonię. Szczególne
miejsce w w kolekcji Białkiewiczów zajmuje spuścizna po gen. Józefie
K. Zamorskim (1890-1983), znalazły się w niej materiały dokumentacyjne polskiego Klubu Motorowego – Jaguar Club – w Anglii, Kapituły Orderu Odrodzenia Polski oraz Zgromadzenia Kawalerów Virtuti
Militari na Obczyźnie. – Trafiły do AAN akta polityka, działacza PPS,
w latach 1955-1965 premiera rządu RP na uchodźstwie Antoniego Pająka (1893-1965) i jego rodziny. Do AAN przekazanych zostało przede
wszystkim wiele archiwów rządowych RP na uchodźstwie: Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej Rządu RP w Londynie (za lata 19391946), Ministerstwa Informacji i Dokumentacji (1939 1946), Ministerstwa Prac Kongresowych (1940-1946), zbiór akt władz emigracyjnych
w Londynie (1939-1946), Ministerstwa Przemysłu, Handlu i Żeglugi
(1939-1945, [1946-1947]), Ministerstwa Sprawidliwości (1939-1990)…
PRZEKAZANE DO KRAJU
341
W roku 2013 Maria Kędzierska z Londynu przekazała do AAN dokumenty i ponad 1000 zdjęć swego ojca płk. dyplomowanego Leona Wacława Koca (1892-2013) – historyka z wykształcenia, z zawodu wojskowego wiernego ideałom Józefa Piłsudskiego.
Z gestii Karoliny Lanckorońskiej (1898-2002) od roku 1997 krakowska Polska Akademia Umiejętności jest właścicielem Biblioteki Fundacji z Brzezia Lanckorońskich, od miejsca powstania zwanej Biblioteką
Rozdolską (Rozdół – dziś na Ukrainie). Początkami gromadzenia Biblioteka ta sięga wieku XVIII. W roku 1969 przywieziona przez Karolinę Lanckorońską do Wielkiej Brytanii, najpierw była depozytem
w Bibliotece Polskiej w Londynie, następnie umieszczona została w siedzibie Fundacji z Brzezia Lanckorońskich w dzielnicy Earl’s Court.
W jej zbiorach znajdowało się wiele rzadkich druków polskich i Polski
dotyczących (skatalogowali je stypendyści Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego). – Drugi, odrębny i stale uzupełniany księgozbiór w Fundacji stanowiły źródła publikowane i prace historyczne dotyczące historii Polski XX wieku. Razem z książkami Karolina Lanckorońska (historyk sztuki) ofiarowała PAU zbiór sztychów z XVIII i XIX wieku oraz
część rodzinnych i własnych naukowych materiałów archiwalnych. Biblioteka Rozdolska liczy 3000 poloników krajowych i zagranicznych,
w tym 800 starodruków (m.in. kalendarze i broszury polityczne z XVII
i XVIII wieku, zbiór konstytucji, ustaw i przywilejów I Rzeczpospolitej, XVIII-wieczne edycje źródeł do historii Polski, herbarze, komplet
oświeceniowych „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”). Biblioteka ta
służy obecnie przede wszystkim społeczności akademickiej. Można
z niej korzystać w czytelni Archiwum Nauki PAN i PAU w Krakowie.
Natomiast wiele eksponatów Karoliny Lanckorońskiej trafiło do Biblioteki Jagiellońskiej (także do Muzem Uniwersytetu Jagiellońskiego).
Bogatą w starodruki własną bibliotekę miał przekazać z Londynu
do Polskiej Akademi Umiejętności polityk, publicysta, lider Federacji
Ruchów Demokratycznych, wybitny działacz NID-u (Niepodległość
i Demokracja), Rowmund Piłsudski (1903-1988).
Stworzone przez Krystynę (1923-2011) i Czesława (1912-1994) Bednarczyków archiwum londyńskiej Oficyny Poetów i Malarzy (OPiM)
ARCHIWUM PAMIĘCI
W KRAKOWIE I WROCŁAWIU
342
Alina Siomkajło
– funkcjonującej od 1949 (od 1954 w Londynie „pod mostem” (146
Bridge Arch, Sutton Walk) do późnych lat 90. (wyborem poezji K. Bednarczyk zamknięte w 2005) – zostało w roku 2012 przekazane polonistyce Uniwersytetu Jagiellońskiego dla użytku dydaktycznego katedry
edytorskiej prof. Janusza S. Gruchały. W listopadzie 2013 dokonało się
uroczyste przekazanie dorobku Oficyny władzom Uniwersytetu.
Dr Józef Garliński (1913-2005) – oficer Komendy Głównej AK, więzień Auschwitz, historyk, działacz polskiej emigracji politycznej, prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (1975-2003) – w roku
2000 własne archiwum (materiały zebrane przez historyka-pisarza)
przekazał do Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu.
Również Bibliotece Ossolineum we Wrocławiu powierzone zostało
w roku 2006 archiwum polityczne i historyczne Tadeusza Żenczykowskiego (1907-1997) – autora książek o podziemnej Polsce i początkach
PRL, w latach 1958-1972 wicedyrektora Rozgłośni Polskiej Radia „Wolna Europa”.
Prawem wyjątku odnotujmy, że Ossolineum weszło też w posiadanie archiwum polityka, pisarza, publicysty, kuriera i emisariusza Naczelnego Wodza i Komendanta Głównego AK, redaktora Polskiej Sekcji
BBC, a w latach 1952-1976 dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna
Europa – Jana Nowaka-Jeziorańskiego (właśc. Zdzisława Jeziorańskiego 1914-2005), który wprawdzie nie osiedlił się w Wielkiej Brytanii,
ale często przekraczał jej granice, kontaktując się zarówno z polskimi,
jak i z angielskimi wybitnymi postaciami wojskowymi i politycznymi.
(Część jego księgozbioru znajduje się w Bibliotece Centrum Informacji
im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego w Warszawie).
2013 tom IV
ARCHIWA ROZPRO SZO N E
Liczne księgozbiory i archiwa wolą ofiarodawców – podobnie jak archiwum Gliwy – zostały zlokalizowane w dwu lub w kilku miejscach.
I tak część archiwum osiadłej w Londynie Beaty Obertyńskiej (18981980) kilka lat temu siostrzeniec poetki, Kasper Pawlikowski, złożył
w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Inna część archiwum Obertyńskiej powędrowała do Muzeum Narodowego w Przemyślu.
PRZEKAZANE DO KRAJU
343
Kilka zbiorów z Londynu i z Fawley Court trafiło do akademickich
ośrodków Lublina. Do Biblioteki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przekazane zostały następujace zbiory: – księgozbiór romanistyczny (około 500 książek) romanistki, pieśniarki Toli Korian (1911-1983)
ofiarowany przez jej męża, Tymona Terleckiego; – część archiwum poety i tłumacza Zygmunta Ławrynowicza (1925-1987) zawierająca dotąd
nieopracowany ogromny Dziennik tego autora (listy do brata Antoniego znajdują się w osobowym Archiwum Emigracji w Toruniu); – księgozbiór filozoficzny, ze szczególnym uwzględnieniem dzieł Bergsona,
historyka filozofii Zygmunta Hładkiego (1896-1984).
ARCHIWUM PAMIĘCI
Księgozbiór działaczy socjalistycznych, Lidii (1902-2002) i Adama
(1901-1978) Ciołkoszów, w roku 1998 na życzenie i z rozmysłem specyfikacyjnym Ciołkoszowej został przekazany do trzech bibliotek w Polsce: 110 pudeł z książkami w języku polskim i angielskim, głównie o tematyce społecznej skierowanych zostało do Biblioteki Jagiellońskiej; 34
pudła książek (z przewagą anglojęzycznych) o podobnej tematyce – do
Biblioteki Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Rzeszowie; 13 pudeł książek wyłącznie w języku polskim, wydanych za granicą oraz zbiór miesięcznika „Kultura” wpłynęło do Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tarnowie. W przypadku ostatniej darowizny dokonało się symboliczne
zwieńczenie związków rodzinych Ciołkoszów z Tarnowem. Voluminy
opatrzono napisem „ex dono Familiae Ciołkosz”. W roku 2007 zbiór
ten otrzymał opracowanie monograficzne (> Źródła: A. Dura). W 2004
do Biblioteki Narodowej w Warszawie wpłynął (tym razem pośmiertnie) czwarty dar Ciołkoszów dla Kraju: 23 paczki publikacji polskich
i obcych, głównie z zakresu polskiego ruchu robotniczego i polskiego
socjalizmu.
Archiwum Bronisława Przyłuskiego (1905-1980) z Londynu – poety, prozaika, dramaturga, pośmiertnie podzielone zostało między Bibliotekę Narodową w Warszawie i Wyższą Szkołę Artylerii w Toruniu.
Podobnie ma się rzecz z archiwum Juliusza L. Englerta (1927-2010)
–londyńskiego artysty fotografika i publicysty, który część korespondencji i zdjęć przekazał do Biblioteki Narodowej w Warszawie, około
200 książek z dedykacjami podarował Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego. Akta J. Englerta z lat 1930-2008 (mierzone w metrach: 0,45)
otrzymało Archiwum Akt Nowych, a około 107 000 fotografii – Narodowe Archiwum Cyfrowe (NAC).
344
Alina Siomkajło
Natomiast Wyższa Szkoła im. Króla Władysława Jagiełły w Lublinie w roku 2003 weszła w posiadanie humanistycznego księgozbioru
(ok. 15 tys. książek) Jana Krasnodębskiego (1930-2013). Księgozbioru
wyróżniającego się szczególnie reprezentowaniem nauk pomocniczych
historii: heraldyki, numizmatyki, sfragistyki. Drugą osobliwością tegoż
zbioru jest duży dział literatury emigracyjnej: Biblioteka „Kultury”,
„Kultura”, „Zeszyty Historyczne” i liczne pisma emigracyjne. – Wymieniona Szkoła przejęła też teologiczno-literacko-filozoficzny zbiór
około 12 tysięcy książek profesora matematyki Sławomira Biela (19292000) z Londynu.
W 2006 roku w Mariańskim Domu Studiów im. Świętych Cyryla
i Metodego w Lublinie została zdeponowana pozostała część biblioteki
polskiego ośrodka rekolekcyjno-konferencyjnego i rekreacyjnego im.
Jana Pawła II w Fawley Court prowadzonego przez Księży Marianów.
Znajdują się w tym księgozbiorze także starodruki. Również w 2006
zbiory muzealne i rękopisy (m.in. dotyczące Powstania Styczniowego)
z polskiego ośrodka zarządzanego przez Księży Marianów w Fawley Court trafiły do Lichenia, gdzie planowane było zorganizowanie muzeum.
2013 tom IV
*
Dzięki przychylności darczyńców emigracyjne archiwa nie spoczywają na laurach, nie muzealnieją – są żywe. Ku pożytkowi nowych
pokoleń po latach cenzuralnych ograniczeń dostęp do źródłowych
materiałów emigracyjnych stał się powszechny. A odkąd studia nad
dziejami i dorobkiem polskiej emigracji wychodźczej wraz z archiwami
i księgozbiorami przenoszą się i w przewadze prowadzone są w Polsce,
poszerzają się ich przestrzenie tematyczne. Wzrasta poziom zainteresowań emigracją, a także operatywność krajowych bibliotek w zakresie
przejmowania polskich zbiorów emigracyjnych.
Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z „transakcją wiązaną”:
powojenna polska emigracja, uzupełniając krajowe zbiory, nie tylko
wspomaga rozwój archiwów i wiedzy o polskiej emigracji, zapewnia
sobie również trwałą pamięć w licznych opracowaniach teraźniejszych
i przyszłych pokoleń profesjonalnych badaczy krajowych.
Od wielu lat Ministerstwo Spraw Zagranicznych aktywnie uczestniczy w sprowadzaniu do Polski dokumentów historycznych. Osob-
PRZEKAZANE DO KRAJU
345
nego rozpatrzenia wymagałaby kwestia ustalenia koniecznych granic
przekazywania do Kraju, a więc i ubożenia polskich archiwów emigracyjnych i księgozbiorów. Wydaje się, że zwłaszcza „instytucje długiego trwania”, takie jak Biblioteka Polska w Paryżu, Biblioteka Polska
w Londynie, Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego, Instytut
Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku i tegoż odpowiednik w Londynie,
biblioteka i archiwum Muzeum Polskiego w Rapperswilu, świadcząc
wśród obcych o polskim dziedzictwie narodowym, powinny nadal żyć
i rozwijać się poza granicami Rzeczypospolitej.
Źródła
Archiwum Akt Nowych (AAN): www.aan.gov.pl
Archiwum Emigracji, artykuł hasłowy w: Encyklopedia polskiej emigracji i Polonii, pod red. Kazimierza Dopierały, t. 5, Toruń 2005
„Archiwum Emigracji. Studia, Szkice, dokumenty” Z. I – X, Toruń 1998 -2009;
oraz informacja internetowa na ten temat: www.bn.uni.torun.pl./i/emigr.
htm.
Magdalena Białonowska, Andrzej Stanisław Ciechanowiecki. Kolekcjoner, marszand i mecenas, Lublin: Towarzystwo Naukowe KUL, 2012
Stanisław A. Bogaczewicz, Życie i dzieła Karoliny Lanckorońskiej 1898-2002,
Wrocław: IPN 2002
Anna Daszkiewicz, Informator o zbiorach literatury emigracyjnej dostępnych
w Bibliotece, Rzeszów: Biblioteka Główna Politechniki Rzeszowskiej, 1994
Anna Dura, Emigracyjny księgozbiór Lidii i Adama Ciołkoszów w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. J. Słowackiego w Tarnowie, Warszawa 2007
Iwona Gronkiewicz, Księgozbiór po hr. Raczyńskim, „Dziennik Polski” 2001,
nr 201
Janusz S. Gruchała, Wdzięczna pamięć [propozycja UJ zaopiekowania się archiwum OPiM Krystyny i Czesława Bednarczyków], „Pamiętnik Literacki”,
t. XXXVI, Londyn 2008
Inwentarz Archiwum „Wiadomości”(1946-1981), wstęp: Mirosław A. Supruniuk,
Aneta Jadowska, Marta Karpińska, Toruń 2006
Dorota Juszczak, Hanna Małachowicz, Galeria Lanckorońskich. Obrazy z daru
Profesor Karoliny Lanckorońskiej dla Zamku Królewskiego w Warszawie,
Warszawa 1998
KIN, Cenne archiwum [Kazimierza Smogorzewskiego], „Dziennik Polski” 2001,
nr 152
ARCHIWUM PAMIĘCI
(„Dziennik Polski”, „Tydzień Polski” – pisma ukazujące się w Londynie)
346
Alina Siomkajło
2013 tom IV
Wanda Lesiszowa, Archiwum żywe [Listy do Redakcji], „Dziennik Polski” 2007,
nr 56
Ewa Lipniacka, Archiwa i ich miejsce [Listy do Redakcji], „Dziennik Polski” 2001,
nr 194
Maria Kędzierska, Do Archiwum Akt Nowych [list], „Dziennik Polski 2013,
nr 201
Krzysztof Muszkowski, Archiwum w hołdzie literaturze emigracyjnej, „Tydzień
Polski” 2007, nr 11
Maciej Nowak, Z Londynu do Warszawy [archiwum ZASP za Granicą], „Dziennik Polski” 2008, nr 189
Od Żurawicy do Londynu. Tułacze losy majora Białkiewicza. Kolekcja Aleksandry
i Mieczysława Białkiewiczów: http//www.lazienki-krolewskie.pl/
Grzegorz Pisarski, A jednak.. „Archiwa – rzecz ważna” [list-artykuł], „Tydzień
Polski” 2003, nr 11
Aleksandra Podhorodecka, A co z archiwum?, „Dziennik Polski” 2013, nr 47
Agnieszka Rakoczy, Księgozbiory Kazimierza M. Smogorzewskiego oraz Lidii
i Adama Ciołkoszów, „Tydzien Polski” 1999, nr 36
Alina Siomkajło, Mylący protest [Listy do Redakcji], „Dziennik Polski” 2001,
nr 212
Jadwiga Sosnkowska, Włodzimierz T. Kowalski, Testament, w: W kręgu mitów
i rzeczywistości, Warszawa b.r.w.
Mirosław Adam Supruniuk, Archiwa pisarzy i instytucji emigracyjnych w badaniach nad literaturą wychodźstwa polskiego, w: Powroty w zapomnienie. Dekada literatury emigracyjnej 1989-1999, oprac. zbior. pod red. Bolesława Klimaszewskiego i Wojciecha Ligęzy, Kraków 2001
Hanna Świderska, Dyskusja o archiwach [Listy do Redakcji], „Dziennik Polski”
2008, nr 231
Ważny jest każdy dokument. Z profesor Darią Nałęcz, Naczelnym Dyrektorem Archiwów Państwowych w Warszawie rozmawia Robert Małolepszy, „Dziennik
Polski” 2006, nr 195
Jan Wolski, Lista książek i innych druków [Stanisława Gliwy], w: tenże, Pisanie
książek bez użycia pióra, Rzeszów 2006
Wykaz wydawnictw zwartych przekazanych w darze Bibliotece Uniwersyteckiej
im. Jerzego Giedroycia w Białymstoku przez Pana Ryszarda Kaczorowskiego,
Białystok: Biblioteka Uniwersytecka (wydruk komputerowy), 2009
Zaktualizowany obecnie artykuł, w krótszej wersji drukowany w „Nowym Czasie”
(Londyn 2010, nr 6), pierwotnie wygłoszony został w warszawskich Łazienkach Królewskich podczas Międzynarodowej Konferencji Naukowej (23-24 X 2009) na temat „Niepodległościowe uchodźstwo polskie w Europie i na świecie i jego rola w pomocy Krajowi
po układzie jałtańskim 1945-1990” (pokonferencyjna książka nie doszła do wydawniczego skutku). Autorka przyjmie z wdzięcznością uzupełniające artykuł uwagi.
Rok 2013
KONFERENCJE 2013
Jolanta PASTERSKA
O TWÓRCZOŚCI JÓZEFA BUJNOWSKIEGO
Od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego (UR) prowadzone
są badania nad literaturą Drugiej Wielkiej Emigracji. Pośród wielu
ogólnopolskich spotkań naukowych poświęconych Emigracji należy
wymienić choćby te, których tematem były syntezy historycznoliterackie: Londyńska grupa literacka „Kontynentów”; Literatura utracona,
poszukiwana czy odzyskana. Wokół problemów emigracji; Proza polska
na obczyźnie. Aspekty – oblicza – przemiany; Teatr i dramat polski na
emigracji; Małe ojczyzny w twórczości pisarzy emigracyjnych, jak i omówienia dorobku pojedynczych poetów i pisarzy: Twórczość literacka Beaty Obertyńskiej, Czesław Miłosz – triumf słów dostojnych i czystych,
„Trzeba się trzymać pięknych przyzwyczajeń”. Twórczość Jana Darowskiego. Warto wspomnieć, że w Instytucie Filologii Polskiej działają dwie
pracownie naukowe: Pracownia Literatury Polskiej poza Krajem i Pracownia Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej. Ostatnio wymieniona gromadzi zbiory polskich pisarzy emigrantów, m.in.: Floriana Śmiei,
tom IV
2013 tom IV
348
Jolanta PASTERSKA
Jana Darowskiego, Bogdana Czaykowskiego, Andrzeja Buszy, Kazimierza Brauna, Józefa Wittlina, Wojciecha Gniatczyńskiego. Oprócz publikowanych monografii i tomów pokonferencyjnych wydawane są w Instytucie katalogi archiwaliów oraz seria Z archiwum pisarza.
23-24 października 2013 roku rzeszowska uczelnia znów gościła
badaczy literatury emigracyjnej. Tym razem naukowym zainteresowaniem objęty został dorobek pisarski Józefa Bujnowskiego.
Józef Bujnowski, ważna postać emigracji niepodległościowej, tak
jak wielu pisarzy z tego kręgu, niesłusznie znalazł się dzisiaj pomiędzy
nieco zapomnianymi. Poeta, prozaik, eseista, badacz, krytyk literacki,
pedagog, profesor Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie oraz visiting
professor na uniwersytetach w Amsterdamie i Heidelbergu, uhonorowany wieloma odznaczeniami i nagrodami, m.in. Krzyżem Oficerskim
Polonia Restituta za całokształt działań niepodległościowych oraz
pracy naukowej. Józef Bujnowski pozostawił ważny dorobek twórczy
i naukowy oraz wartościowe wspomnienia dotyczące zarówno walk
polskiego podziemia na Wileńszczyźnie, jak i zesłania w głąb Związku
Sowieckiego, szlaku bojowego z Armią generała Władysława Andersa,
wreszcie – spraw emigracji.
Biografia Józefa Bujnowskiego, jego spuścizna literacka, a także naukowa, dotąd nie dość opisane, zasługiwały na szczegółowy badawczy
namysł. Ogólnopolską konferencję naukową Zesłania i powroty. Twórczość Józefa Bujnowskiego zorganizowalismy wspólnymi siłami: Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego, Zakładu Teorii
i Antropologii Literatury, Pracowni Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej oraz Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego (UJ)
i Katedry Historii Literatury Polskiej XX Wieku. Swoją obecnością
sympozjum uświetniła wdowa po poecie pani Heide Pirwitz-Bujnowska. Referaty koncentrowały się wokół czterech przestrzeni tematycznych odzwierciedlających główne aspekty twórczej działalności autora
Krawędzi. Objęły zatem zainteresowaniem jego poezję prozę, krytykę
literacką i translatorykę.
Pierwszą część obrad zdominowały wystąpienia omawiające dorobek poetycki Józefa Bujnowskiego. W zagadnienia wileńskiego etapu
życia Bujnowskiego i jego poetyckich juweniliów wprowadził referat
Tadeusza Bujnickiego (Uniwersytet Warszawski, UW) Józef Bujnowski i „Smuga”. Syntezy dorobku poetyckiego autora Powrotów dokonał
Wojciech Ligęza (UJ) w wystąpieniu zatytułowanym „Z krawędzi nocy
– z tajemnic dnia”. Tematy i formuły Józefa Bujnowskiego. Paweł Majerski (Uniwersytet Śląski, UŚ) podjął temat Struktury, modele, konstelacje… Józefa Bujnowskiego systematyka poezji konkretnej, Zbigniew
Andres (UR) skoncentrował się na omówieniu nurtu filozoficzno-egzystencjalnego w tej liryce („Lustro mijania”. O liryce Józefa Bujnowskiego), a Grażyna Maroszczuk (UŚ) poddała analizie wątki eschatologiczne obecne w tomach poetyckich Bujnowskiego („Pochylam pióro nad
sprawą dnia dzisiejszego”. „Rzecz o przemijaniu” Józefa Bujnowskiego).
Z kolei rozważaniom na temat pierwiastków metafizycznych w poezji
autora Krawędzi wystąpienie poświęcił Janusz Pasterski (UR) „Czy to
poranek znowu?” Rzeczywistość i metafizyka w poemacie „Poranki” Józefa Bujnowskiego. Natomiast Barbara Trygar (UR) skoncentrowała się
na analizie poetyckiego przesłania Józefa Bujnowskiego (Poezja Józefa Bujnowskiego jako nec plus ultra rozumienia życia). Naukową część
sympozjum wieńczyły dwa wystąpienia akademików Uniwersytetu
Rzeszowskiego: Jana Wolskiego Tak bywa w bajce, jako w życiu. Józefa Bujnowskiego próba humorystyczno-satyryczna, oraz Jolanty Pasterskiej Konwencja baśniowa w „Trylogii miłosnej” Józefa Bujnowskiego,
prezentujące poetę jako twórcę pełnego poczucia humoru władającego
dowcipem. Na zakończenie tego dnia obrad Grzegorz Dolata (Biblioteka UR) zapoznał zebranych ze zbiorami, które zostały zgromadzone
dzięki staraniom członków Pracowni Badań i Dokumentacji Kultury
Literackiej i zdeponowane w Bibliotece UR (Spuścizna Józefa Bujnowskiego w archiwach poetów emigracyjnych w Zbiorach Specjalnych Biblioteki Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Część drugą obrad poświęcono dokonaniom prozatorskim Józefa
Bujnowskiego. Referentów szczególnie zainspirowała jego proza wspomnieniowa o tematyce wojennej: Anna Wal (UR) „Twarde karty historii”.
Tematyka wojenna w prozie wspomnieniowej Józefa Bujnowskiego oraz
powieść Koła w mgławicach. Interpretacji wymienionym wspomnieniom szkice poświęciły: Agnieszka Nęcka (UŚ) W spirali agonalnych
wspomnień. O „Kołach w mgławicach” Józefa Bujnowskiego i Marcelina
Majewicz (UR) Poetyckie mgławice snów. Motywy oniryczne w wybranych utworach Józefa Bujnowskiego. Natomiast analizę porównawczą
aspektów metafizycznych obecnych w prozie Bujnowskiego i Kuśniewicza przeprowadziła Elżbieta Dutka (UŚ) Ratowanie nieba” i „odwet
na rozumie” Metafizyczne niepokoje w „Kołach w mgławicach” Józefa
Bujnowskiego oraz w „Stanie nieważkości” Andrzeja Kuśniewicza.
349
KONFERENCJE 2013
O TWÓRCZOŚCI JÓZEFA BUJNOWSKIEGO
2013 tom IV
350
Jolanta PASTERSKA
Część trzecia sympozjum dotyczyła działalności krytycznej i przekładowej autora Kół w mgławicach. W problematykę tego kręgu dorobku literackiego poety wprowadził zebranych Marian Kisiel (UŚ).
Omówił on dokonania Bujnowskiego jako krytyka (Syntezy Józefa
Bujnowskiego). Zainteresowania innych badaczy skupiały się wokół
kwestii metody krytyczno-badawczej Bujnowskiego. Temu zagadnieniu poświęcił wystąpienie Rafał Moczkodan (Uniwersytet Mikołaja
Kopernika w Toruniu, UMK), opatrując własne rozważania tytułem
Między sylwetką a syntezą – uwagi o metodzie krytyczno-badawczej Józefa Bujnowskiego. Natomiast Ewa Bartos (UŚ) skoncentrowała się na
analizie tekstów krytycznych Bujnowskiego poświęconych Gombrowiczowi (Bujnowski o Gombrowiczu). Tę część obrad zamykał Arkadiusz
Luboń (UR) referatem „Ład w świecie wielkich rzeczy, porządek w iskrze
i atomie”. Bujnowski – tłumacz, wskazując charakterystyczne cechy
warsztatu translatorskiego autora Rzeczy o przemijaniu. Całość obrad
domykały wypowiedzi o wspomnieniach, którym początek dał szkic
Floriana Śmiei (University of Western Ontario, Kanada) zatytułowany
Bujnowski i Koło Polonistów. Wspomnienia były też ważnym elementem dyskusji toczącej się po każdej części obrad. Nie do przecenienia
wydają się uwagi Heide Pirwitz-Bujnowskiej (Londyn) – uzupełniane
prezentacją rodzinnych zdjęć i albumu ilustrującego „drogę do wolności” Józefa Bujnowskiego – oraz retrospektywy Anny-Marii GrabaniiRichards (przed powrotem do Polski mieszkajacej w Londynie) ze spotkania autorskiego z Józefem Bujnowskim, zorganizowanego w ramach
prowadzonego przez nią przed laty „Teatru Małych Form”.
W podsumowaniu dokonano interpretacji tytułu konferencji, rozpatrując zwrot „zesłania i powroty” – w kontekście biografii Bujnowskiego
– zesłańca, jak i w znaczeniu przenośnym. Wachlarz metaforycznych
odniesień do tytułu sympozjum – jak się okazało – przynosi twórczość
poetycka Bujnowskiego (poświadczają to tytuły tomików poezji i pojedynczych utworów). Dzięki zaprezentowanym na konferencji wykładniom powstał wielowymiarowy portret pisarza i uczonego, tak potrzebny w refleksji o literaturze powstającej w oddaleniu od ojczystego Kraju.
Konferencji towarzyszył wernisaż wystawy „Zesłania i powroty.
Twórczość Józefa Bujnowskiego” zorganizowany w Pracowni Zbiorów
Specjalnych Biblioteki UR. Na wystawie, której kustoszami byli Grzegorz Dolata i Elżbieta Worek, wyeksponowane zostały archiwalia dotyczące życia i twórczości pisarza.
Rok 2013
Patrycja GRUBKA
NOWE OBLICZA ANDRZEJA BOBKOWSKIEGO
W dniach 28-29 października 2013 roku w Krakowie odbyła się międzynarodowa konferencja naukowa „Andrzej Bobkowski wielokrotnie.
W 100. rocznicę urodzin pisarza”, zorganizowana przez Katedrę Krytyki Współczesnej Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego
we współpracy z Zakładem Literatury XX i XXI wieku Instytutu Literatury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Obrady miały miejsce
w Collegium Maius, w Sali im. M. Bobrzyńskiego, w której doszło do
spotkania grona badaczy oraz miłośników twórczości pisarza. Pośród
licznych wydarzeń związanych z obchodami setnych urodzin Andrzeja
Bobkowskiego krakowska konferencja zajęła miejsce szczególne, stając
się na dwa dni prawdziwym ośrodkiem kultury i sztuki, centrum dyskusji, refleksji i rozważań nad niezwykle różnorodną twórczością autora Szkiców piórkiem.
Organizatorzy zdecydowali się na przyjęcie tradycyjnej formy odczytywania referatów, przeplatanych dyskusjami o interdyscyplinarnym charakterze – w ramach poszczególnych paneli swój głos zabrali
nie tylko teoretycy, krytycy i historycy literatury, ale także znawcy teatru, socjolodzy, historycy sztuki czy idei. Obrady otwierała dr Dorota
Janiszewska-Jakubiak z Ministerstwa Kultury wraz z Dziekan Wydziału Polonistyki – prof. Renatą Przybylska, która w swoim powitalnym
przemówieniu podkreśliła wysoką rangę wartości propagowanych
przez Bobkowskiego, takich jak wolność i umiłowanie życia. Prof. Maciej Urbanowski przedstawił z kolei cel jaki przyświecał organizatorom
konferencji, a była nim próba ukazania nowych, możliwych odczytań
i interpretacji dzieł Bobkowskiego.
tom IV
352
Patrycja GRUBKA
2013 tom IV
O RECEPCJI BOBKOWSKIEGO
Zgodnie z myślą przewodnią konferencji, „Bobkowski wielokrotnie”, wygłoszone podczas obrad referaty można by usytuować w kilku
grupach problemowych. Jedną z nich stanowiłyby niewątpliwie rozważania na temat recepcji twórczości Bobkowskiego w Polsce i za granicą,
a także miejsca, jakie autor Szkiców piórkiem zajmuje na gruncie literatury XX wieku. Dyskusję na ten temat zapoczątkowało wystąpienie
Krzysztofa Dybciaka (UKSW), w którym padło stwierdzenie, że Bobkowski „nie był rozpieszczany” przez autorów syntez literackich i badaczy literatury. Profesor na potwierdzenie tej tezy przytoczył tytuły kilku publikacji, w których Bobkowskiemu poświęcono niewiele miejsca.
Badacz zastrzegł jednak, że ostatnie lata przyniosły zmiany takiego stanu rzeczy, wynikające najprawdopodobniej z przemian, jakie zaszły na
gruncie świadomości literackiej. Krzysztof Dybciak uznał Szkice piórkiem za jedno z trzech najznakomitszych dzieł polskiej diarystyki XX
wiecznej (obok dzienników Gombrowicza i Herlinga-Grudzińskiego).
Zagadnieniem recepcji twórczości Bobkowskiego zainteresował się
także Oles Herasym, autor tłumaczenia Szkiców piórkiem na język ukraiński. Badacz podkreślił, że literackie walory dzieła, sposób prowadzenia narracji czy talent obserwatora to główne czynniki, które mogły
mieć wpływ na dobry odbiór Szkiców piórkiem w Ukrainie. Pytanie
o recepcję dzienników wojennych Bobkowskiego padło również po
wystąpieniu Brigitte Gautier (Université Charles de Gaulle-Lille 3),
która wygłosiła referat dotyczący obrazu Francji w Szkicach piórkiem.
Zdaniem Gautier Bobkowski nie odniósł we Francji większego sukcesu, a recepcji jego dziennika praktycznie nie było. Taki stan rzeczy
spowodowany został przez brak odpowiedniego mediatora-tłumacza,
który mógłby przyczynić się do rozpropagowania twórczości autora
Szkiców piórkiem. Ponadto dzienniki Bobkowskiego przypominające
„opowieść-rzekę” nie mieściły się w kanonie literatury francuskiej,
przy wiązanej do tradycji klasycznej.
ANTYSYSTEMOWY PIEWCA TERAŹNIEJSZOŚCI
Jens Herlth (Univeristé de Fribourg) w referacie „Szkice piórkiem”
Andrzeja Bobkowskiego na tle krytyki kultury pierwszej połowy XX wie-
NOWE OBLICZA ANDRZEJA BOBKOWSKIEGO
353
ku wskazywał na paralele między Bobkowskim, Frobeniusem i Keyserlingiem, konstatując, że polskiemu pisarzowi blisko jest do niemieckiego modelu krytyki kultury opartej na koncepcjach morfologicznych
i organicystycznych. Badacz poruszył ponadto, niezwykle istotną
w przypadku twórczości Bobkowskiego, kwestię stosunku autora Szkiców piórkiem do tradycji i przeszłości, wskazując na jego anty-historyczną postawę.
Alina Molisak (Uniwersytet Warszawski), prócz rozważań nad realnymi i symbolicznymi przestrzeniami w Szkicach piórkiem, zwróciła
uwagę na antysystemowość Bobkowskiego i jego umiłowanie teraźniejszości. Temat stosunku pisarza do życia, przeszłości, rozumienia przez
niego pojęcia pracy powracał wielokrotnie, także w panelu dyskusyjnym na temat aktualności pisarstwa Bobkowskiego z udziałem Dariusza Gawina (Muzeum Powstania Warszawskiego), Andrzeja Horubały („Do rzeczy”), Andrzeja Nowaka (UJ – PAN, „Arcana”) i Jarosława
Klejnockiego (UW, Muzeum Literatury).
Andrzej Stanisław Kowalczyk (UW) przypomniał o negatywnym
stosunku diarysty do rzeczywistości II Rzeczypospolitej, podkreślając,
że Bobkowskiego uwierała każda forma ograniczająca jego autonomię, dlatego też zakorzenienie się autora Szkiców piórkiem w jednym,
konkretnym środowisku było niemożliwe. Kowalczyk przedstawił
Bobkowskiego jako krytyka okresu Dwudziestolecia, opowiadającego
się za wolnością jednostkową i prywatną, postulującego konieczność
ograniczenia działania władz.
Maciej Nowak (KUL) podjął w swoim wystąpieniu problem stosunku Bobkowskiego do praktyki pisarskiej. Według badacza autor Szkiców piórkiem chciał być i był pisarzem, co zresztą potwierdził słowami pojechałem do Gwatemali zrobić sobie miejsce do pisania (fragment
wywiadu z Tadeuszem Nowakowskim dla RWE). Badacz wykazał, że
zanim ostateczna wersja dziennika trafiła do druku uległa rozmaitym
modyfikacjom, a nad rękopisem pracował p i s a r z, który zdobył
już uznanie wśród grona krytyków. Tym samym Szkice piórkiem nie
są wcale chronologicznie książką „pierwszą” Bobkowskiego (jak do tej
pory uważano), lecz „ostatnią”.
KONFERENCJE 2013
PISARZ?
354
Patrycja GRUBKA
Odmiennego zdania był Paweł Rodak, który konstatował, że autor
Szkiców piórkiem „nie uważał się za pisarza”, a dziennik w poprawionej
wersji ujrzał światło dzienne tylko i wyłącznie dzięki namowom Giedroycia, który wymusił na Bobkowskim opublikowanie dzieła. Wszyscy
prelegenci zgodnie podkreślali natomiast ścisły związek praktyki pisarskiej Bobkowskiego z jego doświadczeniami życiowymi oraz istotną
rolę, jaką autor Szkiców piórkiem przypisywał prozie fikcjonalnej.
2013 tom IV
PRZYJACIELE, MISTRZOWIE, NASTĘPCY
Michał Kopczyk (ATH Bielsko) w referacie: Bobkowski i Keyserling
poruszył kwestię fascynacji bohatera sesji osobą i twórczością niemieckiego filozofia Hermanna von Keyserlinga, wskazując na istnienie duchowej oraz intelektualnej więzi między myślicielami. Zdaniem
Kopczyka obu twórców łączyła refleksja nad jakością człowieka współczesnego i sposobem jego przeżywania świata, a inspiracje Keyserlingiem znalazły wyraz zarówno w Szkicach piórkiem, jak i w utworach
fabularnych Bobkowskiego.
W gronie mistrzów Bobkowskiego znajdował się także Kazimierz
Wierzyński. Wojciech Ligęza (UJ) wygłosił w trakcie konferencji niezwykle interesujący referat, w którym zmyślnie prześledził dzieje wielowymiarowej przyjaźni łączącej obu twórców, wskazując na podobieństwo w stylu przeżywania, odczuwania otaczającej rzeczywistości.
Ligęza konstatował, że Bobkowski jawi się Wierzyńskiemu jako pisarz
będący w stanie przekraczać wszelkie możliwe granice, indywidualista,
umysł głęboko przenikliwy.
Ciekawe tezy na temat istnienia wielopłaszczyznowych paraleli
pomiędzy Mariuszem Wilkiem, Andrzejem Stasiukiem i Andrzejem
Bobkowskim zaprezentowała Dorota Kozicka (UJ). Zdaniem Kozickiej
Bobkowskiego, Stasiuka i Wilka łączy istnienie „podobnych podróżnych fascynacji”, pokrewieństwo dusz, chęć realizacji własnych projektów, umiłowanie życia czy witalność.
Aleksander Fiut (UJ) wskazywał z kolei na dialog Bobkowskiego
z Giedroyciem, próbując odnaleźć odpowiedź na pytanie o to, w jaki
sposób mogło dojść do zawiązania się przyjacielskich relacji pomiędzy
dwoma tak skrajnie różnymi, pod względem charakteru i temperamentu, osobami. Zdaniem Profesora rozwiązanie tej zagadki nie leży
NOWE OBLICZA ANDRZEJA BOBKOWSKIEGO
355
w kwestiach światopoglądowych. Należałoby raczej stwierdzić, że podstawą ich przyjaźni była całkowita szczerość, wzajemny szacunek oraz
umiejętność wyrażania własnego zdania bez ogródek.
Temat mistrzów autora Szkiców piórkiem zabrzmiał także w ostatnim z referatów, zatytułowanym Wilde Bobkowskiego wygłoszonym
przez organizatora konferencji, Macieja Urbanowskiego. Krytyk wskazywał na istnienie paraleli w biografiach obu twórców, takich jak: fascynacja Francją czy stosunek do katolicyzmu. Urbanowski zwrócił
także uwagę na pojawienie się u Bobkowskiego Wildowskich motywów
i przywołań pewnych konkretnych dzieł. Ta fascynacja Wildem, zauważył referent, była nietypowa na tle literackich wyborów rówieśników Bobkowskiego.
Pośród wielu portretów Bobkowskiego, jakie zostały naszkicowane
w trakcie konferencji, istotny był szczególnie ten pozwalający na przyjrzenie się lawirowaniu autora Szkiców piórkiem na pograniczu kolejnych światów kulturowych, w których przyszło mu żyć. Zdaniem Brigitte Gautier (Université Charles de Gaulle-Lille 3) Francja w Szkicach
piórkiem jawi się jako urokliwe miejsce, pełne książek, taniego jedzenia
i napojów, a sam dziennik można by potraktować jako poetyckie odtworzenie mitu o Francji.
Temat Krakowa i atmosfery domu rodzinnego Bobkowskich podjęły w swoich wystąpieniach Grażyna Kubica-Heller (UJ) oraz Joanna
Podolska (UŁ). Pierwsza z badaczek, zwróciwszy baczną uwagę na protestanckie korzenie pisarza, prześledziła krakowskie perypetie rodu
Bobkowskich, jego społeczne umiejscowienie i zróżnicowanie. Prelegentkę zainteresowała antropologiczna i socjologiczna strona biografii
autora Szkiców piórkiem. Zdaniem Heller rodzinne środowisko, będące
swoistym pomieszaniem katolicyzmu i protestantyzmu miało znaczący wpływ na całą dorosłą twórczość Bobkowskiego. Dom krakowski
jawi się socjolożce jako miejsce pełne sprzeczności. W referacie Joanny
Podolskiej, autorki wystawy „Chuligan wolności”, pojawiło się wiele
wzmianek na temat losów rodziny Bobkowskich, przeplatanych licznymi cytatami z młodzieńczych dzienników autora Coco de Oro.
KONFERENCJE 2013
OJCZYZNY BOBKOWSKIEGO?
2013 tom IV
356
Patrycja GRUBKA
Badaczy zainteresowały także gwatemalskie perypetie Bobkowskiego oraz jego stosunek do Europy i Ameryki Środkowej. Hanna
Gosk wspomniała interesującą korespondencję autora Szkiców piórkiem z Anielą Mieczysławską, w której Bobkowski jawi się jako artysta
piszący o sprawach życia codziennego, wyrażający opinie o ludziach
zaprzyjaźnionych, człowiek momentami samotny. Gosk potraktowała
listy jako epistolograficzny autoportret Bobkowskiego, który w sposób
kategoryczny realizował w życiu konkretny projekt egzystencjalny, nie
dostrzegając w nim aporii. Zdaniem Jagody Wierzejskiej (UW) Gwatemala pełni funkcję swoistego kraju-symbolu, pełnego ludzi wewnętrznie wolnych. Badaczka, podobnie jak Hanna Gosk stoi na stanowisku,
że wyjazd do Ameryki Środkowej należy traktować jako swoisty projekt egzystencjalny Bobkowskiego. Doskonałym uzupełnieniem rozważań obu Pań był referat Łukasza Mikołajewskiego (UW), w którym
Bobkowski został przedstawiony jako Wschodni Europejczyk-krytyk,
spoglądający z uwagą, a czasem z przymrużeniem oka na życie mieszkańców Ameryki Środkowej.
Z powyższych rozważań badaczy wynika, że Andrzej Bobkowski
doświadczył życia na pograniczu wielu światów kulturowych. Która
z tych wielu „ojczyzn” była mu jednak najbliższa? Zdaniem Krzysztofa
Ćwiklińskiego autor Szkiców piórkiem nie miał jednej, jedynej przestrzeni, którą mógłby z całym przekonaniem nazwać prawdziwym domem. Bobkowski był zawsze „pomiędzy”. Pomiędzy poligonem (ojcem),
a matką (teatrem), pomiędzy Polską, a Francją, Niemcami, Gwatemalą.
Osobną grupę referatów stanowią wystąpienia będące bardzo oryginalnym przyczynkiem do Bobkowskiego portretu wielokrotnego.
Autor pierwszego z nich, Andrzej Zieniewicz (UW) wskazywał na
dwie główne figury epistemiczne pisarstwa autora Szkiców piórkiem:
wycieczki i modelarstwo, które potraktował jako odmiany artystycznego paktu z życiem. Krzysztof Miklaszewski zainteresował natomiast
słuchaczy referatem na temat scenicznych kodów w Szkicach piórkiem.
Według badacza w teście dziennika uwidacznia się nie tylko doskonała
znajomość kompozycji dramatu antycznego, ale i czyste kody zapisu
teatralnego, a twórczość Bobkowskiego jest ciekawą kompilacją dramaturgicznego żywiołu i diarystycznego pisania.
Autorką niezwykle interesującego referatu dotyczącego sarmatyzmu
Bobkowskiego była Prof. Marta Wyka, która inspiracje dla swoich rozważań zaczerpnęła ze szkicu Jana Błońskiego Sarmata święty i śmiesz-
NOWE OBLICZA ANDRZEJA BOBKOWSKIEGO
357
ny. Zdaniem krytyczki, u autora Szkiców piórkiem odpowiednikiem
Sarmaty wydaje się być literat i inteligent warszawski. Marta Wyka
podkreśliła ponadto, że diarysta sam nie był wolny od przywar, które niejednokrotnie wyśmiewał. Na zakończenie swoich wywodów badaczka, odwołując się do koncepcji Baumana, sportretowała Bobkowskiego jako pisarza, który wykorzystując sarmackie inspiracje przyjął
rolę południowego nomady.
Asumpt do rozważań dla Jana Zielińskiego dał artykuł Macieja
Urbanowskiego „Bobkowski jako kolorysta”, w którym jego autor konstatuje, że Bobkowski „bywał wrażliwy na kolor”. Stwierdzenie to zdaniem Zielińskiego jest trudne do udowodnienia, zważywszy na fakt, że
autor Szkiców piórkiem miał ostrożny stosunek do sztuki, nie lubił chadzać po muzeach. Badacz wspominał w swoim wystąpieniu o fascynacji Bobkowskiego malarstwem Egona Schielego, konstatując, że autora
Szkiców piórkiem należałoby nazwać raczej pudentystą, niż kolorystą.
*
Wykaz referatów:
– Krzysztof Dybciak (UKSW): Miejsce Bobkowskiego w literaturze polskiej XX wieku
KONFERENCJE 2013
Sportretowanie osoby o tak różnorodnych zainteresowaniach, pasjach, inspiracjach jak autor Coco de Oro jest zadaniem niełatwym, wymagającym zastosowania całego wachlarza perspektyw badawczych.
Ogromny rozmach wydarzenia, liczba jego uczestników oraz słuchaczy
pozwala mieć jednak nadzieję, że z powodzeniem udało się naszkicować na nowo wielokrotny portret autora Szkiców piórkiem – myśliciela,
diarysty, artysty, modelarza, a przede wszystkim człowieka podejmującego rozmaite życiowe wybory, piewcy oraz propagatora idei wolności.
Rację ma z całą pewnością Andrzej Horubała, pisząc, że nie zastyga
nam Bobkowski w 100-lecie swoich urodzin w pomnikowym geście, przeciwnie, za sprawą krakowskiej konferencji autor Szkiców piórkiem zyskuje zupełnie nowe oblicza. W niepamięć odchodzi dawny, kompletny
portret dziarskiego chuligana, pewnego siebie witalisty. Odkrywamy na
nowo Bobkowskiego: pisarza problematycznego, zwykłego człowieka
z jego słabościami, ułomnościami, zmyśleniami. Taki Bobkowski, nieoszlifowany, nieugładzony wydaje się być o wiele bardziej interesujący.
2013 tom IV
358
Patrycja GRUBKA
– Maciej Nowak (KUL), Bobkowski przed i po „Szkicach piórkiem”
– Jens Herlth (Univeristé de Fribourg): „Szkice piórkiem” Andrzej Bobkowskiego na tle krytyki kulturypierwszej połowy XX wieku
– Michał Kopczyk (ATH Bielsko), Bobkowski i Keyserling
Andrzej Stanisław Kowalczyk (UW): Andrzej Bobkowski o Dwudziestoleciu 1918-1939: wspomnienia i diagnozy
– Jan Zieliński (UKSW/ Univeristé de Fribourg), Andrzej Bobkowski
jako pudendysta. Autor „Szkiców piórkiem” wobec malarstwa
– Brigitte Gautier (Université Charles de Gaulle-Lille 3), Atmosphère,
atmosphère... Obraz Francji w„Szkicach piórkiem»
– Alina Molisak (UW): Przestrzenie realne, przestrzenie symboliczne
w „Szkicach piórkiem”
– Oles Herasym (Ukraina), O recepcji „Szkiców piórkiem” Andrzeja
Bobkowskiego w Ukrainie
– Krzysztof Miklaszewski, Sceniczne kody „Szkiców piórkiem”
– Grażyna Kubica-Heller (UJ), Protestanckie korzenie pisarza, czyli
o ewangelickim rodzie Bobkowskich z Krakowa
– Joanna Podolska (UŁ), Kraków Bobkowskiego
– Krzysztof Ćwikliński (UTH Radom), Między poligonem a teatrem.
Andrzeja Bobkowskiego epizod toruński
– Paweł Rodak (UW), „Metafizyka w akcji…” – doświadczenie życiowe
i praktyka pisarska Andrzeja Bobkowskiego
– Hanna Gosk (UW), Projekt egzystencjalny. Andrzej Bobkowski w listach z Gwatemali do Anieli Mieczysławskiej
– Jagoda Wierzejska (UW), Być kwezalem, czyli o projekcie „Gwatemala” Andrzeja Bobkowskiego.
– Łukasz Mikołajewski (UW), Wschodni Europejczyk w Ameryce Środkowej. Bobkowski i Gwatemala.
– Marta Wyka (UJ), Sarmatyzm Bobkowskiego?
– Andrzej Zieniewicz (UW), Andrzej Bobkowski: symbolika wycieczki,
symbolika modelarstwa
– Dorota Kozicka (UJ), Następcy Bobkowskiego? Podróżne poszukiwania „prawdziwego życia”
– Wojciech Ligęza (UJ), Wierzyński – Bobkowski. O literackim dialogu
– Aleksander Fiut (UJ), Bobkowski – Giedroyc (paralela)
– Maciej Urbanowski (UJ), Wilde Bobkowskiego
Rok 2013
Jan Wiktor SIENKIEWICZ
SZTUKA ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA
Polski Instytut Studiów nad Sztuką Świata (PISnSŚ), Uniwersytet
Mikołaja Kopernika (UMK) oraz Zakład Historii Sztuki Nowoczesnej
Wydziału Sztuk Pięknych zorganizowały (w dniach 9-11 października
2013) V Konferencję Sztuki Nowoczesnej w Toruniu pt. „Sztuka Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii w XX-XXI
wieku oraz polsko-brytyjskie i irlandzkie kontakty artystyczne” (Art of
the United Kingdom of Great Britain and Northern Ireland & Republic
of Ireland in 20th – 21st Centuries and Polish – British & Irish Art Relations”).
Konferencja (w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, Wały
gen. Sikorskiego 13) otworzyła nową serię spotkań dotyczących sztuki
współczesnej różnych kręgów kulturowych Europy i Ameryki Północnej. Kolejne – co dwa lata – poświęcone zostaną państwom: Ameryki
Północnej (w 15-lecie założenia Instytutu w 2015 roku), Półwyspu Iberyjskiego, Bałkanów, Grupy Wyszehradzkiej, Skandynawii i Beneluksu.
Sztuka Zjednoczonego Królestwa znana jest w Polsce i w kontynentalnej Europie bardzo nierównomiernie. Obok nurtów artystycznych
i wybitnych dzieł sztuki, o których informacje rozpowszechniły się
w świecie (m.in. dzięki międzynarodowemu znaczeniu języka angielskiego), wiele zjawisk zachowało lokalny charakter. Zapewne przyczyniła się do tego stanu rzeczy dominacja międzynarodowych środowisk
Paryża, Monachium i Berlina, po II wojnie światowej Nowego Jorku,
powodująca marginalizację sztuki państw i środowisk odległych od
centrów. Brytyjscy artyści przekraczali kanał La Manche (English
Channel) w poszukiwaniu inspiracji dla swej twórczości. Przywozili nowe tendencje ekspresjonizmu, kubizmu, surrealizmu i abstrakcji
tom IV
2013 tom IV
360
Jan Wiktor SIENKIEWICZ
w malarstwie i rzeźbie, modernizmu w architekturze, które przełamywały tradycje Wiktoriańskiej ery. Wiele nowości wnieśli około 1910
i po 1939 roku do londyńskiego środowiska artyści z Europy Środkowej i Wschodniej, często Polacy, także żydowskiego pochodzenia. Pojawienie się po wygranej wojnie na światowej scenie artystycznej wybitnych brytyjskich malarzy, rzeźbiarzy i architektów zapewne łączyło
się z odmienną sytuacją polityczną, w której Zjednoczone Królestwo
i połączone z nim sojuszem Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, pragnęły zdominować kulturowo i językowo świat. Zjednoczone
Królestwo i Londyn stały się niekiedy artystycznym przedsionkiem
Stanów Zjednoczonych z Nowym Jorkiem, silnie jednak oddziałując
na niektóre tendencje artystyczne. W tej rzeczywistości znalazła się
znaczna liczbowo grupa polskich artystów plastyków oraz studentów
szkół artystycznych, którzy po osiedleniu się w Wielkiej Brytanii po
1945 roku tworzyli znaczące środowisko artystyczne, określane mianem Polskiego Londynu.
W świetle sztuki angielskiej znikają z kontynentalnej perspektywy
inne kulturowe kręgi Wyspy, jak Szkocja czy Walia. Dotyczy to także mało znanej sztuki irlandzkiej, zarówno w Republice Irlandii, jak
w Irlandii Północnej. Akcentując wspaniały dorobek brytyjskich twórców, warto zwrócić uwagę na zjawiska pozornie marginalne i odległe.
W końcu nie wiadomo, skąd mogą się pojawić fenomeny, które zmienią
sztukę i – nasze otoczenie.
Program trzydniowej konferencji realizowano w 6. sekcjach:
– myśl o sztuce i krytyka artystyczna,
– malarstwo, grafika, rzeźba, sztuka nowych mediów,
– architektura i urbanistyka,
– sztuka Szkocji i Walii,
– sztuka irlandzka,
– kontakty artystyczne między Polską a Wielką Brytanią i Irlandią.
Obrady przebiegały w dwóch równoległych sesjach w sąsiednich
salach Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Dyskusje panelowe
przeprowadzono z udziałem wybitnych historyków i krytyków sztuki
oraz kuratorów muzeów i galerii sztuki współczesnej.
Językami konferencji był angielski i polski, natomiast publikację
materiałów przewiduje się w języku angielskim i ewentualnie polskim
(ze względu na potencjalne walory poznawcze dla osób zainteresowanych sztuką współczesną).
SZTUKA ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA
361
Organizatorzy konferencji: prof. Jerzy Malinowski, prof. Jan W. Sienkiewicz, dr Małgorzata Geron, dr Joanna Kucharzewska, dr Katarzyna
Kulpińska oraz dr Filip Pręgowski i Malina Barcikowska (sekretarze
naukowi konferencji).
– Otwarcie – prof. Jerzy Malinowski (prezes PISnSŚ; UMK)
– Krzysztof Cieszkowski (Tate Library, London): Documenting modern British art: archives, libraries and bibliographies
– Paul Collinson (England’s Favourite Landscape, Hull): England’s Favourite Landscape: Paintings in search of The Picturesque and Cautionary
Tales of Landscape
– prof. Piotr Marciniak (Politechnika Poznańska): Nowe koncepcje miasta i przestrzeni. Recepcja brytyjskiej architektury i urbanistyki
w Polsce
– Tadeusz Barucki (Warszawa): Nowy gmach parlamentu Szkocji
w Edynburgu
– dr Artur Zaguła (Politechnika Łódzka): Postmodernistyczna architektura brytyjska (m.in. tzw. nowy klasycyzm)
– Lidia Gerc (Stacja PAN, Wiedeń; PISnSŚ): Pracownia Future Systems Kaplicky’ego i Levete
– prof. Jeremi Królikowski (Szkoła Głóna Gospodarstwa Wiejskiego,
Warszawa): Angielska architektura kolonialna w Warszawie na przełomie
XX i XXI wieku. Norman Foster na stołecznym placu Piłsudskiego.
– David Bingham (University of Liverpool): Albert Lipczinski (18761974)
– dr Mirella Korzus (PISnSŚ): Wielcy twórcy reformy teatralnej:
Edward Gordon Craig i Stanisław Wyspiański. Założenia nowoczesnego
obrazowania w plastyce teatralnej
– dr Piotr Kopszak (Muzeum Narodowe, Warszawa): Londyńskie kontakty z Polakami Henri’ego Gaudier-Brzeska
– dr Edyta Barucka (Uniwersytet Warszawski, PISnSŚ): Hampstead
w latach 1930-tych: międzynarodowy epizod w historii brytyjskiego modernizmu
– dr Izabela Curyłło-Klag (Uniwersytet Jagielloński): Obraz polskiego
środowiska artystycznego w prozie Wyndhama Lewisa
– Magdalena Zdrenka-Ciałkowska (PISnSŚ): Sztuka reklamy w Polsce
i Wielkiej Brytanii. Realizacje duetu Levitt – Him
KONFERENCJE 2013
Program Konferencji:
2013 tom IV
362
Jolanta PASTERSKA
– prof. Waldemar Deluga (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, PISnSŚ): Polska grafika w British Museum (1918-1939)
– prof. Irena Kossowska (UMK): Polska recepcja wystawy sztuki brytyjskiej w Warszawie w 1939 roku
– Maciej Tybus (UMK): The art and cultural activities of the British
POWs in Stalag XXA in Toruń
– dr Dominika Buchowska-Greaves (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza): ‘Whitechapel Boys’ and the British Avant-Garde: Exploring the
Polish Connection
– dr Małgorzata Geron (Uniwersytet Mikołaja Kopernika; PISnSŚ):
Henryk Gotlib. Twórczość w Polsce i Anglii
– dr Artur Kamczycki (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza; PISnSŚ):
Kilka refleksji o Jankielu Adlerze
– dr Magdalena Maciudzińska-Kamczycka (Uniwersytet Mikołaja Kopernika, PISnSŚ): Down to the Earth with Light. Josef Herman in Wales
– Malina Barcikowska (PISnSŚ): Wyjątki od reguły, czyli o związkach
Franciszki i Stefana Themersonów z brytyjskim światem logików i matematyków
– prof. Jan W. Sienkiewicz (UMK; PISnSŚ): Polacy w uczelniach artystycznych i sztuce Wielkiej Brytanii po drugiej wojnie światowej
– prof. Małgorzata Biernacka (Instytut Sztuki PAN, Warszawa): The
Continental British School of Painting – Zrzeszenie Artystów Polskich
w Wielkiej Brytanii
– dr Łukasz Kiepuszewski (Uniwersytet im. Adama Mickiewicza): Język malarski Piotra Potworowskiego w okresie „angielskim” i „polskim”
– dr Magdalena Howorus-Czajka (Uniwersytet Gdański): Okres angielski w twórczości Piotra Potworowskiego w świetle tekstów krytyki artystycznej w czasopiśmiennictwie polskim na uchodźctwie
– dr Agata Soczyńska (PISnSŚ): Marek Żuławski i Stanisław Frenkiel
o współczesnej sztuce brytyjskiej
– dr Katarzyna Kociołek (Uniwersytet Warszawski): Visualising Irishness in Contemporary Irish Art
– Gail Prentice (Flax Art Studios, Belfast): Flax Art Studios, Belfast and
its impact on Contemporary Northern Irish Art
– dr Łukasz Guzek (Akademia Sztuk Pięknych, Gdańsk): Inspiracje irlandzkie w polskiej sztuce performance.
– prof. Artur Tajber (Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie): Available Resources / Occident-Action
SZTUKA ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA
363
KONFERENCJE 2013
– dr Aneta Pawłowska (Uniwersytet Łódzki; PISnSŚ): Twórczość artystów pochodzenia brytyjskiego w Afryce Południowej w XX wieku
– prof. Mirosława Buchholtz (UMK): Artist in Conflict: Yinka Shonibare’s FlowerTime
– dr Ewa Toniak (Collegium Civitas, Warszawa): Odwaga patrzenia.
Moore w Auschwitz
– dr Dorota Grubba-Thiede (Akademia Sztuk Pięknych, Gdańsk;
PISnSŚ): „Mystery / Score-Poem” – Jerzy Bereś i Zbigniew Warpechowski
w Wielkiej Brytanii w roku 1979 – „pielgrzymia” wędrówka po 11 ośrodkach (w tym akademickich) i pytanie o możliwość oddziaływania Jerzego
Beresia na artystów New British Sculpture
– dr Andrzej Jarosz (Uniwersytet Wrocławski): Inspiracje rzeźbą brytyjską w sztuce wrocławskiej
– Ewelina Kwiatkowska (Muzeum w Nysie): Obiekt, rzeźba, instalacja
– współczesna sztuka szkła w Wielkiej Brytanii
– Małgorzata Micuła (Uniwersytet Wrocławski): W stronę (nie)szlachetności – nowe formy rzeźbiarskie w brytyjskiej sztuce lat 90.
Rok 2013
tom IV
Violetta WEJS-MILEWSKA
PARYŻ – LONDYN – MONACHIUM – NOWY JORK
Miejsce Emigracji Niepodległościowej po roku 1939
na mapie kultury nie tylko polskiej – II RP
30-31 maja 2014
(ZAPOWIEDŹ)
Zapraszamy wszystkich zainteresowanych problematyką emigracyjną w ujęciu interdyscyplinarnym i komparatystycznym do udziału
w dyskusji rozpoczętej w maju 2007 roku na temat znaczenia spuścizny kulturalnej wychodźstwa niepodległościowego, której plon został
utrwalony w tomie Paryż–Londyn–Monachium–Nowy Jork. Powrześniowa emigracja niepodległościowa na mapie kultury nie tylko polskiej,
pod redakcją Violetty Wejs-Milewskiej i Ewy Rogalewskiej (Białystok
2009).
Zapowiadana w powyżej podanym terminie w Białymstoku konferencja zorganizowana została przez: Zakład Teorii i Antropologii Literatury Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu w Białymstoku (UwB)
oraz Oddziałowe Biuro Edukacji Publicznej Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku.
Uważamy, że ponowne skierowanie wysiłku badawczego w obszary zarysowane przed sześcioma laty jest zasadne i pożądane. Mamy
nadzieję, że konferencja ta pozwoli jeszcze bardziej wzbogacić obecny (bez wątpienia imponujący) stan wiedzy o emigracji o wątki nowe
– dotąd niepodjęte, nieznane lub przemilczane, oświetlić i zarazem pogłębić problemy, które wydają się istotne w kontekście najnowszych interdyscyplinarnych zainteresowań. Liczymy również na reinterpretację
możliwą dzięki pracy „u źródeł”, tj. dzięki eksploracji rozmaitych zasobów archiwalnych (autorskich i instytucjonalnych) znajdujących się
za granicą i w Kraju. Interesujące w tym kontekście będzie zwłaszcza
spojrzenie na środowisko wychodźcze przez pryzmat zgromadzonych
już interpretacji, utrwalonych rozpoznań i ocen wartościujących czy
przyzwyczajeń recepcyjnych, które wzmacniają zarówno pozytywne,
SZTUKA ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA
365
PROPONOWANE ZAGADNIENIA DO DYSKUSJI
Emigracja-Kraj – dialog nieujawniony; życie elit kulturalnych kraju
i emigracji w świetle zapisów dyskrecjonalnych (np.: promocje, nagrody, stypendia, krytyka, epizody z życia kulturalnego i środowiskowe-
KONFERENCJE 2013
jak i negatywne stereotypy na temat działań osób i instytucji poza Polską po roku 1939.
Ponowne spojrzenie zatem na polski Paryż, Londyn, Monachium
czy Nowy Jork (a miasta te pełnią jedynie rolę sygnalno-symboliczną,
określają geograficzny rozrzut „miejsc postoju” diaspory), pozwoli – jak
sądzimy – nie tylko potwierdzić to, co już o emigracji wiemy, ale przede
wszystkim zmierzyć się z narosłymi mitami czy uroszczeniami, na powstanie których wpłynął utrudniony dostęp do archiwaliów (zdeponowanych poza Krajem) oraz rozmaite klauzule ograniczające korzystanie z tych zasobów oraz uniemożliwiające ich publikację. Wydaje się
też, że w latach 90. XX wieku większą wagę w badaniach nad emigracją
przykładano do relacji i świadectw życia współczesnego, mniejszą do
dokumentacji archiwalnej, co z pewnością musiało wpłynąć na zawężenie perspektywy poznawczej i w pewnym sensie na jej zniekształcenie oraz na nadmierną subiektywizację ostatecznych rozpoznań.
Przewodnim tematem tym razem chcielibyśmy uczynić ważny,
a jeszcze niedostatecznie rozpoznany i opisany dyskurs między Krajem
a Emigracją, utrwalony m.in. w publikowanych po 1989 roku dziennikach i wspomnieniach, których autorami byli twórcy krajowi z okresu
PRL oraz dialog sygnalizowany w korespondencji, zintensyfikowanej
zwłaszcza po odwilży. Liczymy więc na udokumentowanie funkcjonującej poza (i ponad) propagandą PRL-u intelektualnej dyskusji o pryncypia i wizje Polski. Owa dyskusja, która niejednokrotnie zamieniała
się w ostry spór, przyczyniała się do napięć, w których konsekwencji
trwałe przyjaźnie zarówno na emigracji, jak i w Kraju, wystawiane
były na dramatyczne próby, skutkowały środowiskowym ostracyzmem
i wykluczeniem. Ten ostry spór (w łonie samej emigracji i na odległość
– spór o pryncypia z Krajem) zarówno hamował aktywność twórczą,
polityczną i intelektualną, jak i stawał się źródłem wzrostu, możemy go
dziś traktować również jako katalizę dla wszystkiego, co było wówczas
nowe i oryginalne po obu stronach żelaznej kurtyny.
366
Violetta WEJS-MILEWSKA
go) oraz dialog ujawniony (oficjalny) – przebijający się przez żelazną
kurtynę (z łam prasowych i sprzed mikrofonów stacji radiowych).
Przemilczenia, przeinaczenia; rola instytucjonalnej cenzury krajowej; na emigracji – presji środowiskowej, obyczajowej, ograniczeń wynikających z polityki kraju osiedlenia, paradoksalnego usytuowania
emigracyjnej agory wolnego słowa.
Reinterpretacje, korektury, dopełnienia w świetle badań najnowszych, dyskusje nad kanonem twórczości emigracyjnej (dot. zarówno
monografii oraz syntez autorów krajowych, jak i emigracyjnych), polemika z utrwalonym obiegiem recepcyjnym.
Inwigilacja (aparat bezpieczeństwa PRL wobec emigracji, jego
wpływ na kształt życia diaspory, zwłaszcza w kontekście niezrealizowanych projektów i wykluczania, zniekształceń i przekłamań; współpraca środowisk twórczych PRL-u ze służbami specjalnymi nakierowana na emigrację).
Polska Emigracja Niepodległościowa a emigracje inne (kontakty
i wpływy, dyskusje, literatura).
Postulaty badawcze w zakresie syntez, monografii, przyczynków,
antologii, wznowień.
2013 tom IV
Koordynatorzy konferencji: dr Ewa Rogalewska (ewa.rogalewska@
ipn.gov.pl) – Instytut Pamięci Narodowej, Oddział w Białymstoku;
prof. Violetta Wejs-Milewska ([email protected].) – Uniwersytet w Białymstoku.
Rok 2013
Odeszli
JAN JANUS KRASNODĘBSKI
(1930-2013)
Urodzony 12 stycznia 1930 roku w Natalinie (Białostockie) – inżynier, numizmatyk, bibliofi l, społecznik, Lord of the Manor of Parkbury.
W roku 1940 deportowany był wraz z rodzicami do Archangielskiej Obłasti
w Rosji. Po uwolnieniu z Armią Polską w 1942 – ewakuowany do Persji, następnie do Palestyny, gdzie w latach 1944-1947 ukończył Junacką Szkołę Kadetów.
W Wielkiej Brytanii przebywał od roku 1947. Następnie od 1950 do1958 służył
w Brygadowym Kole Młodych „Pogoń” w Londynie i uczestniczył w kursach desantowo-dywersyjnych dla oficerów w Armii Francuskiej. Do rezerwy przeniesiony został w stopniu kapitana.
Studiował m.in. w londyńskim: Hammersmith School of Building and Arts
and Crafts (1950-1951), język japoński w Princeton College (1952-1953), mechanikę w Regent Polytechnic (1953-1956), ekonomię polityczną i język hiszpański
w Państwowym Uniwersytecie Irlandzkim w Dublinie. W 1992 otrzymał doktorat z nauk politycznych Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie (Londyn). Jako
kontraktowy inżynier projektant pracował (1956-1992) w przedsiębiorstwach
międzynarodowych, m.in. w Kellogg International Corporation w Londynie,
Crawford and Russel w Hadze, Badger BV w Antwerpii, Hadze i Londynie.
Współprojektant m.in. rafinerii dla Turcji, Rosji, Meksyku; elektrowni atomowej
Tokai Mura w Japonii oraz platformy wiertniczej na Morzu Północnym.
Pasją Krasnodębskiego było kolekcjonerstwo: starych map, książek (ok.
20 000 woluminów), ekslibrisów, monet i medali, dzwonów i dzwonków (prawie 3000 eksponatów) Zgromadził m.in. około 1400 medali i monet z podobizną
Jana Pawła II. Organizatował wystawy numizmatyczne, wymienić choćby wystawy: „15 lat pontyfi katu Jana Pawła II w światowej numizmatyce i grafice” (Londyn 1993), „20 lat pontyfi katu Jana Pawła II w światowej numizmatyce (Londyn
1998). Inicjował i zrealizował wydanie okolicznościowego medalu dla upamięt-
tom IV
368
ODESZLI
nienia XII Sesji Stałej Konferencji Muzeów, Archiwów i Bibliotek Polskich na Zachodzie (Rzym 1990).
Jest autorem katalogów i opracowań: Młodzież polska w Wielkiej Brytanii i jej
stosunek do spraw polskich (1972), International Numismatic Directory (1973),
The Phenomenon of Micro-State in the United Nations (1985), Human Rights in
Poland under Communist Role: 1945-1956 (1991). Publikował artykuły w pismach
polskiego Londynu: „Merkuriuszu Polskim”, w „Dzienniku Polskim i Dzienniku
Żołnierza”, „Pamiętniku Literackim”, „Dialogu Dwóch Kultur”, Roczniku Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie”.
Działał w Zrzeszeniu Studentów Polskich na Uchodźstwie – prezes Zarządu
Głównego (1951-1972). Był założycielem (1964) i prezesem Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego za Granicą i Towarzystwa Przyjaciół Fundacji Jana Pawła II w Wielkiej Brytanii (1995-), a w ostatnich latach członkiem Rady Głównej
tej Fundacji w Rzymie. Od wielu lat pracował systematycznie jako wolontariusz
w Muzeum Gen. Sikorskiego oraz w Bibliotece Polskiej w Londynie. Ponadto
– członek wielu innych stowarzyszeń. Odznaczony został: Srebrnym Krzyżem
Zasługi, srebrnym i złotym Medalem Skarbu Narodowego RP, Medalem Honorowym „Polonia Semper Fidelis”, srebrnym i złotym Medalem Church in Need,
Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Grzegorza Wielkiego. Kawaler Orderu Odrodzenia Polski (kl. V).
Zmarł 11 maja 2013 w Londynie. Po funeralnej mszy św. w kościele pw. św.
Andrzeja Boboli koncelebrowanej pod przewodnictwem Duszpasterza Emigracji – ks. abp. Szczepana Wesołego, z udziałem Rektora Polskiej Misji Katolickiej
w Anglii i Walii – ks. prałata Stefana Wylężka oraz proboszcza kościoła – ks.
Marka Reczka, spoczął na cmentarzu Gunnersbury w Londynie.
JERZY KULCZYCKI
(1931-2013)
Urodzony 12 października 1931 we Lwowie – inżynier drogowy, księgarz,
wydawca, działacz polityczny i społeczny.
Ojciec Jerzego – Zdzisław, znany sędzia lwowski, aresztowany w marcu 1940
przez NKWD, został rozstrzelany na Ukrainie. Jerzy najpierw deportowany
13 kwietnia 1940 z matką z Baternayów do Kazachstanu, w roku 1942 z Armią
Andersa przedostał się do Persji. Tam uczęszczał do Szkół Junackich, następnie
do Szkoły Kadetów w Palestynie. W roku 1947 osiedla się w Wielkiej Brytanii.
W 1954 kończy studia inżynieryjne w Uniwersytecie Londyńskim ze stopniem
magistra.
Od roku 1963 do 1990 prowadził w Londynie zainicjowane przez środowiska Stronnictwa Pracy wydawnictwo emigracyjne Odnowa. Wydał około 100 tytułów, m.in. książki: Karola Popiela (Na mogiłach przyjaciół, Od Brześcia do
„Polonii”, Gen. Sikorski w mojej pamieci), Jana Nowaka-Jeziorańskiego (Kurier
ODESZLI
z Warszawy, trzy wydania), Józefa Garlińskiego (Politycy i żołnierze, Oświęcim
walczący, Enigma, Ostatnia broń Hitlera, Polska w drugiej wojnie światowej), Zbigniewa S. Siemaszki (Narodowe Siły Zbrojne), Jana Ciechanowskiego (Powstanie
Warszawskie), Zbigniewa Brzezińskiego (Jedność czy konflikty), pracę zbiorową
Państwa komunistyczne u progu lat siedemdziesiatych…
W 1972 roku nabył od Ireny Słowińskiej goodwill księgarni Orbis – najstarszej księgarni polskiej w Anglii, którą pod nazwą Orbis Books (London) Ltd.
prowadził do 2008 roku. W okresie PRL zajmował się przerzutem wydawnictw
emigracyjnych i zachodnich do Polski i do krajów bloku sowieckiego. Współinicjator Institute of Polish Jewish Studies.
Od roku 1970 był głównym organizatorem i animatorem Towarzystwa Przyjaciół Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a także Towarzystwa Powierników. Jego niezwykłe zaangażowanie w pracę owocowało znaczną pomocą przede
wszystkim dla Instytutu Filologii Angielskiej oraz dla Biblioteki Uniwersyteckiej
KUL. Zasługi Jerzego Kulczyckiego na tym polu w roku 1981 zostały ukoronowane przez Senat Akademicki Medalem za Zasługi dla KUL.
Do momentu powstania III Rzeczypospolitej był członkiem kierownictwa
Stronnictwa Pracy. – Członkiem zarządu oraz (krótko) prezesem Ogniska Polskiego w Londynie. Zorganizował dwa popularne kioski z książkami i polską
prasą (w Ognisku Polskim oraz w kościele pw. św. Andrzeja Boboli), które funkcjonowały przez kilkadziesiąt lat.
Odznaczony Krzyżem Kawalerskim, Krzyżem Oficerskim i Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta.
Zmarł 18 lipca 2013 w Londynie. Uroczystości pogrzebowe 30 lipca w kościele
pw. św. Andrzeja Boboli koncelebrowali proboszcz ks. Marek Reczek i ks. Leon Pietroń (KUL). Pochowany został w kolumbarium przy kościele św. Andrzeja Boboli.
Zarząd Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą
łączy się w żalu z Duchową Wspólnotą po utracie
profesor Joanny Mądroszkiewicz z Wiednia – poetki, skrzypaczki,
której odkrywczo mistrzowskie wykonania muzyki klasycznej
gwarantują trwałe miejsce wśród wirtuozów naszych czasów.
Urodzona 22 marca 1956, zmarła 4 czerwca 2014 roku.
Była członkinią naszego Stowarzyszenia.
Będzie żyła w naszej pamięci!
369
Rok 2013
Z kalendarza 2013
STYCZEŃ
1 (-30 grudnia): Rok Witolda Lutosławskiego (1013-1994) na całym świecie,
w tym w Wielkiej Brytanii, celebrowany przede wszystkim licznymi koncertami. 26 stycznia: w setną rocznicę urodzin znakomitego kompozytora, pianisty
i dyrygenta zorganizowany został 42. Polski Bal w hotelu Lancaster London pod
honorowym patronatem Ambasadora RP w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej
Brytanii i Irlandii Północnej – Witolda Sobkowa. Komitet organizacyjny: Ewa
Butryn (przewodnicząca), Marlena Anderson, Misia Hewanicka, Anna Lichtarowicz-Piesakowska, Jolanta Piesakowska, Robert Wiśniowski. Uzyskane z balu
fundusze przeznaczono na pomoc Polakom w potrzebie, przekazano je głównie
na konto The Alina Foundation wspierającą hospicja dla dzieci w Polsce.
12-13: XXI finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (WOŚP). Fundusze
przeznaczone dla najsłabszych: na ratowanie życia dzieci i godną opiekę dla seniorów. 12: Sztab w Leeds – grupa Polish Invadarts. 13: Sztab w Londynie – Hurricane of Hearts.
20: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Odznaką Honorową
„Zasłużony dla Kultury Polskiej” odznaczona została piosenkarka Barbara Trzetrzelewska. Wręczał Ambasador RP w Londynie Witold Sobków.
23: odznaką Bene Merito – za działalność umacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej – w Ambasadzie RP w Londynie uhonorowany został były
(1997-2001, 2003-2009) prezes Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, Jan
Mokrzycki – stomatolog, działacz polonijny, społecznik.
24: szósta gala londyńskiego „Dziennika Polskiego”: Ludzie roku 2012. Kapituła
Honorowej Nagrody „Dziennika” tytuł Człowieka Roku przyznała prof. Leszkowi Borysiewiczowi – lekarzowi, uczonemu polskiego pochodzenia, prorektorowi
Cambridge University; tytuł Organizacji Roku – z Ireną Delmar na czele – przyznała Społecznemu Komitetowi Budowy Pomnika „Dla Nich”(w Warszawie na
tom IV
372
Z KALENDARZA 2013
Cmentarzu Powązkowskim, w Kwaterze Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na
Zachodzie), honorowe nagrody „Dziennika” otrzymali: działacz społeczny regionu północnej Anglii – Genowefa Marzec, prezes Ogniska Polskiego – Barbara
Kaczmarowska-Hamilton, brytyjska wokalistka o polskich korzeniach – Katy
Carr; radca prawny kancelarii w Birmingham, prezes Midlands Polish Business
Club – Agata Dmoch. Uroczystość zaszczycili m.in. następujący goście: ambasador RP w Londynie Witold Sobków, konsul generalny Ireneusz Truszkowski;
przewodniczący Kapituły Nagrody „Dziennika” prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” – Longin Komołowski; poseł Janina Fabisiak, prezydentowa Anna
Sabat z córką Jolantą, córka gen. Andersa – Anna Maria Costa, wnuczka gen.
Maczka – Karolina Maczek-Skilton, córka prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego
– Jagoda Kaczorowska. Prowadzili redaktorzy „Dziennika Polskiego” – Jarosław
Koźmiński i Elżbieta Sobolewska.
26-27: premiera teatralna (POSK w Londynie) spektaklu poetycko-muzycznego
Sceny Poetyckiej: „a wariatka jeszcze tańczy”, poświęconego twórczości Agnieszki Osieckiej. Reżysria – Maria Drue i Magda Włodarczyk; aktorzy – Joanna Kańska, Magda Włodarczyk, Dorota Zięciowska, Paweł Zdun; fortepian – Daniel
Łuszczki.
LUTY
2: w Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii (Londyn – Devonia) obchodzono
60. rocznicę powstania Instytutu Polskiej Akcji Katolickiej (IPAK). Z tej okazji
odbyła się konferencja zorganizowana przez prezesa IPAK-u Zenona Handzla,
podczas której referat na temat „Wizyta Papieża Jana Pawła II w byłych republikach ZSRR jako terapia społeczna” wygłosił ks. prof. Roman Dzwonkowski
z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
12: premiera fi lmu dr. Marka Stelli-Sawickiego „Arnhem – A Debt of Dishonour
(2012) w Ambasadzie RP w Londynie. Aranżacja spotkania – zastępca Ambasadora RP w Londynie, minister Dariusz Łaska.
14: konkurs na dziennik, pamiętnik, wspomnienia z lat II wojny światowej (19391945) w 71. rocznicę utworzenia Armii Krajowej (14 II 1942) ogłosił prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Łukasz Kamiński. Celem konkursu utrwalenie
wiedzy o losach Polaków i Polski. Termin nadsyłania tekstów do Biura Edukacji
Publicznej IPN upłynął 14 lutego 20014.
19: prezentacja książki Zbigniewa S. Siemaszki Generał Anders w latach 18921942 (Londyn–Warszawa 2012). Spotkanie prowadził dr Andrzej Suchcitz, zorganizowała dyrektor Biblioteki Polskiej w Londynie, dr Dobrosława Platt.
MARZEC
3: konferencja (Sala Malinowa POSK) na temat „Teraźniejszość i przyszłość polskich szkół sobotnich na Wyspach Brytyjskich” zorganizowana przez Polską
Z KALENDARZA 2013
Macierz Szkolną i Wydział Konsularny Ambasady RP w Londynie. Konferencję
otwierali prezes PMS Aleksandra Podhorodecka oraz konsul generalny Ireneusz Truszkowski. Spotkanie prowadził przedstawiciel zarządu szkoły sobotniej
dzielnicy Ealing, Andrzej Rumun.
5: zastępca rektora Cambridge University, lekarz, prof. Sir Leszek Borysiewicz
odebrał w Ambasadzie RP w Londynie Honorową Nagrodę „Dziennika Polskiego” i tytuł Człowieka Roku 2012. W ramach wykładów organizowanych przez
Polski Ośrodek Naukowy UJ wespół z Ambasadą RP mówił na temat „Rola uniwersytetów badawczych w globalnym świecie”.
7-17: Londyn, Liverpool, Belfast, Edynburg – Kinoteka Polish Film Festival / Festiwal Filmów Polskich organizowany w Wielkiej Brytanii od 2013 roku przez Instytut Kultury Polskiej w Londynie.
9-10: na uniwersytecie w Warwick przebiegał Szósty Kongres Polskich Stowarzyszeń Studenckich istniejących na uniwersytetach brytyjskich. Tematem dyskusji było m.in. wykorzystanie polskiego potencjału na Wyspach Brytyjskiech,
polskość na arenie europejskiej i kwestia powrotu do Kraju polskich studentów
po studiach w Wielkiej Brytanii. Pod przewodnictwem Doroty Zimnoch Grupa
„Aspire” – działacze Polish City Club, programem aktywizacji Polaków w Wielkiej Brytanii promowała wizerunek nowoczesnego Polaka w mediach brytyjskich.
14: Manchester, The Bridgewater Hall – „Concerto for Orchestra” Lutosławskiego w wykonaniu Hallé Orchestra pod dyrygenturą Stanisława Skowrońskiego.
17: „Mazury” – Zespół Pieśni i Tańca polskiej YMCA wystąpił w londyńskim
Beck Theatre (Grange Road Hayes).
17-19: obchody imienin Pierwszego Marszałka Polski, organizowane przez Instytut Józefa Piłsudskiego i Bibliotekę Polską w Londynie. W programie: 17 III
msza św. w kościele garnizonowym pw. św. Andrzeja Boboli, 19 III promocja
książki Jerzego Kirszaka Generał Kazimierz Sosnkowski 1885-1969 (czytelnia Biblioteki).
KWIECIEŃ
7: uroczysta akademia w 150. rocznicę (1863-2013) Powstania Styczniowego,
Sala Teatralna POSK. Dyskusja na temat „Polacy na Syberii w XIX i XX wieku”
z udziałem gości z Polski – prof. Zbigniewa Wójcika, dr. Krzysztofa Czajkowskiego, płk. Jerzego Abramowicza. Honorowy patronat Ambasady RP w Londynie.
Organizatorem Krąg Starszoharcerski „Nadzieja” im. Jana Pawła II w Londynie na czele z druhną Grażyną Pietrykowską. Sponsorzy Ambasada RP w Londynie, Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii.
13-14: prelekcje redaktora, publicysty, autora książek Rafała Ziemkiewicza na temat sytuacji w III RP i Unii Europejskiej (POSK – Sala Malinowa i Sala św. Józefa
373
374
Z KALENDARZA 2013
przy Little Brompton Oratory). Organizatorem Centralne Koło Członków Indywidualnych Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.
21: dyskusję z prof. Andrzejem Nowakiem (Uniwersytet Jagielloński) na temat
„Czy Powstanie Styczniowe miało sens?” prowadził dr Richard Butterwick-Pawlikowski (University College London). Organizatorem Biblioteka Polska w Londynie.
28: Katyń Memorial w 73. rocznicę katyńskiej masakry. Uroczystość organizowana przez parafię Kościoła Garnizonowego i Stowarzyszenie Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Program: msza św. w kościele pw. św. Andrzeja
Boboli; przy Pomniku Katyńskim (Gunnersbury, Kensington Cemetery) – wprowadzenie sztandarów, otwarcie uroczystości przez prezesa SPK WB Czesława
Maryszczaka, wprowadzenie flag (polskiej i brytyjskiej), przemówienie ambasadora RP w Londynie – Witolda Sobkowa, modlitwy (abp Szczepan Wesoły oraz
rektor Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii – ks. prałat Stefan Wylężek),
składanie wieńców, odśpiewanie hymnów narodowych polskiego i angielskiego,
odprowadzenie sztandarów.
MAJ
3: program Sceny poetyckiej pt. „Poeta jakiego nie znacie!!! oparty na twórczości Władysława Broniewskiego, przedstawiony w Jazz Cafe (POSK w Londynie).
Wykonawcy: Magdalena Włodarczyk, Konrad Łatacha, Wojciech Piekarski. Reżyseria – W. Piekarski, fortepian – Daniel Łuszczki.
18-19: premiera opartego na poezji, satyrze i piosenkach naszych czasów Kabaretu „Perły PRL-u”. Aranżacja – Scena Poetycka POSK-u, scenariusz i reżyseria – Helena Kaut Howson, oprawa muzyczna – Maria Drue i Daniel Łuszczki,
perkusja – William Hetherington, udział aktorski: Renata Chmielewska, Janusz
Guttner, Joanna Kańska, Konrad Łatacha, Wojciech Piekarski, Magdalena Włodarczyk, Paweł Zdun.
21: uroczystość wręczenia odznaczeń w Ambasadzie RP w Londynie z nadania
Prezydenta RP (z grudnia 2012) na wniosek ministra spraw zagranicznych. Za
wybitne zasługi w krzewieniu polskich tradycji narodowych, za upowszechnianie
wiedzy o polskiej historii i kulturze, za działalność na rzecz polskich środowisk
w Wielkiej Brytanii odznaczeni zostali: Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski: Danuta Gradosielska, Bolesław Indyk, Ryszard Kotaś, Ludwik Maik,
Andrzej Suchcitz, Klementyna Szymaniak; Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski: Halina Kosicka, Krzysztof Rowiński; Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej – Andrzej Łowczynowski; Złotym Krzyżem
Zasługi – Maciej Behnke; Srebrnym Krzyżem Zasługi – Alicja Zwiefka-Sibley.
25-26: XLIII Walny Zjazd Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej
Brytanii. Zgodnie z postanowieniami walnego zebrania SPK WB z 22-24 paź-
Z KALENDARZA 2013
dziernika 2010 – czyniącego zadość statutowym, prawnym i demokratycznym
wymaganiom, podczas XLIII Walnego Zjazdu dokonało się uroczyste zakończenie działalności SPK WB. Kombatancką działalność kontynuuje obecnie Fundacja SPK WB. Członkowie Zarządu Fundacji SPK WB zostali zobowiązani do
przestrzegania i obrony postanowień XLIII Walnego Zjazdu.
CZERWIEC
1-5: gościł w Anglii Metropolita Gnieźnieński, Prymas Polski abp Józef Kowalczyk, duchowy opiekun polskiej emigracji. Prymas udzielał sakramentu bierzmowania w Nottingham i Mansfield, celebrował święto Bożego Ciała w Laxton
Hall (gdzie spotkał się z kapłanami Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii)
oraz w parafii pw. MB Częstochowskiej i Św. Kazimierza (Devonia – Londyn),
głosząc słowo na temat „Dzielmy się wiarą w miłości”. Spotkał się również z arb.
Westminsteru Vincentym Nicholsonem Prymasem Anglii i Walii.
11: wykład Ambasadora Witolda Sobkowa „Poland’s Foreign Policy after 1989.
Poland and the UK – Partners in the EU and Allies in NATO”. Spotkanie w Ambasadzie RP w Londynie zorganizowane przez Polski Ośrodek Naukowy (PON)
Uniwersytetu Jagiellońskiego w Londynie (The Jagiellonian University Polish
Research Centre in London) we współpracy z Ambasadą RP.
14: prelekcja językoznawcy prof. Jana Miodka (dyrektora Instytutu Filologii
Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego) na temat „Rzeczywistość elektroniczna
w codziennym językowym obcowaniu” – na zaproszenie Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Sala Malinowa, POSK.
16: popołudnie ze sztuką słowa i muzyki nowej emigracji, w Domu Polskim
w Birmingham. Temat: „Wierszowe debiuty 2013”. – Z udziałem: poety, krytyka,
wydawcy Aleksandra Nawrockiego; poety, prozaika, tłumacza Miłosza K. Monasterskiego; oraz wykonawców: Grażyny Winniczuk, Marty Wiltshire, Beaty
Korabiowskiej, Renaty Brodzkiej, Hanny Ł. Orłowskiej, Krystyny Radwan, Dominika Witosza, Aleksandra Sławińskiego, Jacka Wąsowicza, Radosława Rdzanka. Prowadzenie Piotr Kasjas i Grażyna Winniczuk. Impreza inspirowana przez
Głos Polskiej Kultury – organizację polonijną na rzecz rozwoju i promocji kultury polskiej w Wielkiej Brytanii.
18: projekcja fi lmu dokumentalnego Cornelii Bauer-Borzęckiej: „Moja Polska.
Ostatnia opowieść Ryszarda Kaczorowskiego”, w obecności Prezydentowej Karoliny Kaczorowskiej. Ambasada RP w Londynie.
22 i 23: dwa spotkania z posłanką na Sejm RP Dorotą Arciszewską-Mielewczyk:
w Sali Malinowej (POSK) i w sali przy Little Brompton Oratory. Tematy: „Dyplomacja polsko-niemiecka w ostatnich latach III RP”, „Sprawy mniejszości polskiej
w Niemczech i niemieckiej w Polsce”. Inicjatywa Koła Członków Indywidualnych Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.
375
376
Z KALENDARZA 2013
23: wykład prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Ryszarda Legutki, posła do Parlamentu Europejskiego, na temat „Europa w uścisku politycznej poprawności.
O związkach między komunizmem i socjalizmem a liberalną demokracją”
– w kontekście najnowszej książki prelegenta Triumf człowieka pospolitego. Organizatorem Biblioteka Polska w Londynie (Sala Malinowa, POSK).
29: Zjazd Loretańczyków w ośrodku Polskiej Misji Katolickiej w Birmingham
– osób, które w ciągu lat brały udział w kursach w Loreto (środkowe Włochy).
Kursy te formowały m.in. społeczników do pracy w polskich i angielskich parafiach katolickich. Gościem specjalnym zjazdu był abp Szczepan Wesoły, inicjator
i wieloletni organizator kursów.
LIPIEC
4-15: upamiętnienie 70. rocznicy śmierci (4 VII 1943) gen. Sikorskiego, premiera
Rządu Polskiego i Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych. 4 VII: poświęcenie
nowo erygowanego na Gibraltarze pomnika ku czci tych, którzy zginęli w katastrofie gibraltarskiej: gen. Władysław Sikorski, gen. Tadeusz Klimecki, col. Andrzej Marecki, lt. Józef Ponikiewski, Adam Kułakowski, Jan Gralewski, Zofia
Leśniowska (córka gen. Sikorskiego), lt-col. Victor Cazalet MP, Walter H. Lock,
W/T Harry Pinder, Mr John P. Whitele MP, Sq/Ldr. Wilfred S. Herring, W/O Lewis Zalsberg, F/Sgt George B. Gerry, F/Sgt Dobson Hunter, F/Sgt Francis S. Kelly.
8 VII: w Ambasadzie RP w Londynie słowo o Generale głosili: prof. Jan Ciechanowski Na śmierć Generała, Joanna Hanson Generał Sikorski w oczach Churchila,
dr. Andrzej Suchcitz Dokumenty wydobyte z morza po katastrofie gibraltarskiej.
Drugą część spotkania wypełnił koncert – w wykonaniu Szymona Komasa (baryton) oraz Julii Samojło (fortepian) utwory: I. J. Paderewskiego, M. Karłowicza, F. Chopina, S. Moniuszki. 15 VII: złożenie wieńców przed pomnikiem gen.
Władysława Sikorskiego przy Ambasadzie RP w Londynie (róg Portland Place
i Weymouth Street), uroczysta Msza Święta w Westminster Cathedral koncelebrowana pod przewodnictwem ks. abpa Szczepana Wesołego z udziałem Biskupa
Polowego Wojska Polskiego ks. Józefa Guzdka i Rektora PMK w Anglii i Walii
Ks. Prałata Stefana Wylężka.
13-14, 27-28: dwuczęściowe szkolenie w Jagiellońskiej Szkole Przedsiębiorczości
Polskiego Ośrodka Naukowego UJ w Londynie. Temat „12 kroków od pomysłu
do biznesplanu”. Projekt współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
25: spotkanie – zorganizowane przez Jacka Ozaista w restauracji Robin Hood
– twórców spod znaku PoEzja Londyn (>Adam Siemieńczyk, Piękni ludzie. Poeci mojej emigracji, 2012) z przedstawicielami Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
za Granicą. Prezentacja tomiku wierszy Przebieranka (Kraków 2012) Bogdana
Zdanowicza, wymiana autorskich książek i poglądów.
Z KALENDARZA 2013
SIERPIEŃ
18: Święto Żołnierza Polskiego w Londynie: msza św. w kościele pw. św. Andrzeja Boboli, otwarcie wystawy „Generał Władysław Sikorski” w Galerii POSK-u.
W teatrze POSK-u: prelekcja autorki wystawy Jadwigi Kowalskiej, koncert
(Michał Ćwiżewicz – skrzypce, John Paul Ekins – fortepian, Barbara Lityńska
– śpiew). Uroczystość organizowana przez Fundację Stowarzyszenia Polskich
Kombatantów w Wielkiej Brytanii.
24: muzyka Krzysztofa Pendereckiego na największym międzynarodowym festiwalu sztuki – Fringe Edinburgh (2-26 sierpnia). Ujęcie audiowizualne wg projektu Macieja Fortuny, Anny Sudy i Pawła Wypycha, inspirowane obrazami z fi lmów, do których muzykę komponował Penderecki.
WRZESIEŃ
11: z recitalem fortepianowym wystąpił pianista Maciej Raginia. W programie:
Scarlatti, Beethoven, Schubert, Brahms. Organizatorzy Konfraternia Artystów
Scen Polskich w Wielkiej Brytanii i Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny. Aranżacja – Barbara Bakst. Sala Teatralna POSK.
12: spotkanie z prof. Janem Żarynem, temat: „Polityka historyczna w Polsce
i u naszych sąsiadów”. POSK, Sala Malinowa. Organizatorem Biblioteka Polska
w Londynie.
16: w edynburskich ogrodach Princes Street Gardens na wniosek fundacji Wojtek Memorial Trust, poparty przez Radę Miasta Edynburg i ambasadora RP
w Wielkiej Brytanii – Witolda Sobkowa, zainicjowano pomnik upamiętniający
słynnego niedźwiedzia Wojtka – wyjątkowego żołnierza II Korpusu Wojska Polskiego i weteranów tego Korpusu, którzy po wojnie osiedlili się w Szkocji. Pomnik ma symbolizować braterstwo żołnierzy, przyjazną więź między narodami.
Rzeźbę wykonał artysta rzeźbiarz Alan Beattie Herriot. Produkcja – Powderhall
Bronze Foundry w Edynburgu. Sceneria pomnika – usytuowanie, oprawa – Raymonda Muszyńskiego ze stowarzyszenia architektów Morris and Steedman Association.
22: program poetycko-muzyczny „Epitafium dla frajera” oparty na twórczości
Jonasza Koft y w aranżacji i wystawieniu Sceny Poetyckiej. W programie m.in.
„Pamiętajcie o ogrodach”, „Śpiewać każdy może”, „Wakacje z Blondynką”. Jazz
Cafe w POSK-u. Wykonawcy: Renata Chmielewska, Teresa Greliak, Janusz Guttner, Konrad Łatacha, Magdalena Włodarczyk, Paweł Zdun, Daniel Łuszczki
– fortepian.
26: wieczór Laureata Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą (SPPzG) – prof.
Andrzeja Buszy z Kanady (Vancouver), poety, historyka i krytyka literatury, tłumacza, konradysty – wyróżnionego Nagrodą Literacką roku 2013 kategorii „za
całokształt twórczości”, przyznawaną przez jury nagrody (dr Marek Baterowicz
377
378
Z KALENDARZA 2013
– Sydney, prof. Andrzej Biernacki – Warszawa, Krystyna Kulej – Slough, prof.
Wojciech Ligęza – Kraków, prof. Janusz Pasterski – Rzeszów, dr Alina Siomkajło
– Londyn), a sponsorowaną przez Fundację Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii. Gospodarzem spotkania Ambasada RP w Londynie,
współorganizatorem – Konsulat przy Ambasadzie RP. W programie: powitanie
Gości przez konsula generalnego Ireneusza Truszkowskiego, laudacja ku czci
Andrzeja Buszy – prof. Janusz Pasterski, wręczenie nagrody – prezes Fundacji
SPK WB Czesław Maryszczak oraz prezes SPPzG Alina Siomkajło; oprawa artystyczna: poemat poetycki Andrzeja Buszy Kohelet – wykonawcy: Laureat i aktor
Krzysztof Różycki; koncert na dwoje skrzypiec (Henryka M. Góreckiego Sonata
op. 10: Allegro molto, Addagio Sostenuto, Andante con moto; Henryka Wieniawskiego Étiudes-Caprices op. 18, nr 1 g-moll, Wiązanka Wierchowa w aranżacji
Krzysztofa Ćwiżewicza) w wykonaniu Michała i Filipa Ćwiżewiczów. Galowa
recepcja w salonach Ambasady. Prowadzenie „wieczoru” Alina Siomkajło. Kierownictwo organizacyjne – radca-konsul Tomasz Stachurski.
28: wykład „Gaz łupkowy: potencjał surowcowo-energetyczny Polski, realia wewnętrzne i międzynarodowe” bezpartyjnego posła na Sejm RP, b. wiceministra
środowiska i Głównego Geologa Kraju, prof. Mariusza Oriona Jędryska. Sala
Malinowa POSK. Organizatorem Koło Członków Indywidualnych Zjednoczenia
Polskiego w Londynie.
28: spotkanie w POSK-u z pisarką opowieści o polskich pisarzach i narodowych
bohaterach, Barbarą Wachowicz. Temat: „W Ojczyźnie serce me zostało”. Organizatorem Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie we współpracy z Polskim
Ośrodkiem Naukowym (PON) Uniwersytetu Jagiellońskiego w Londynie.
29: czwarty Salon Literacki w Ognisku Polskim w Londynie. Repertuar: opowieść
Barbary Wachowicz o Henryku Sienkiewiczu, przy sztaludze Sławomir Blatton,
w wykonaniu operowym Agnieszka Kozłowska, w tańcu baletowym Lizzy Taylor. Udział: Katarzyny Bzowskiej, Zbigniewa Choroszewskiego, Anny Gonty, Janusza Guttnera, Daniela Łuszczki, Reginy Wasiak-Taylor. Prowadził spotkanie
prezes Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, Andrzej Krzeczunowicz.
PAŹDZIERNIK
11: inauguracja roku akademickiego Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie – Sala
Malinowa POSK-u. Ambasadę RP w Londynie reprezentowali konsul generalny
Ireneusz Truszkowski i radca-konsul Tomasz Stachurski. Przemówienia głosili:
rektor PUNO prof. Halina Taborska, senator Piotr Zientarski, prof. Arkady Rzegocki z Polonijnego Ośrodka Naukowego UJ. Wykład inauguracyjny „Generał
Sikorski z perspektywy czasu” miała Eugenia Maresch. Senat PUNO doktoratem
honoris causa uhonorował rektora Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii, ks.
prałata Stefana Wylężka – laudację wygłosił ks. prałat Władysław Wyszowadzki.
Absolwentom PUNO wręczone zostały świadectwa ukończenia studiów. Śpiewał
chór „Schola Gregoriana”.
Z KALENDARZA 2013
12: spotkanie (Sala Malinowa POSK) z profesorem Uniwersytetu kardynała Wyszyńskiego (Warszawa) – Janem Żarynem, temat „Polityka historyczna w Polsce
i u naszych sąsiadów”. Organizatorem dyrektor Biblioteki Polskiej w Londynie
– dr Dobrosława Platt.
12: gala z okazji 60-lecia działalności Polskiej Macierzy Szkolnej (PMS) na Wyspach Brytyjskich (Sala Teatralna Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego w Londynie). Na uroczystość przybyli: ambasador RP w Londynie Witold
Sobków, konsul generalny Ireneusz Truszkowski, konsul do spraw polonijnych
Tomasz Stachurski, arcybp Szczepan Wesoły, córka gen. Andersa Anna Maria,
doradca ministra finansów Ludomir Lasocki, reprezentanci Wydziałów Konsularnych w Manchesterze i Edynburgu, minister spraw zagranicznych Radosław
Sikorski, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Longin Komołowski, posłanki Joanna Fabisiak i Ligia Krajewska, senator Piotr Zientarski, podsekretarz
stanu Maciej Jakubowski, przedstawiciele PMS z Litwy, Irlandii i Belgii, delegacje organizacji polonijnych, ZHP i szkół sobotnich. Gości witała, na temat przeszłości i przyszłości PMS mówiła prezes Macierzy Aleksandra Podhorodecka.
Podczas galowego wieczoru: zasłużonym dla oświaty wręczano Medale Komisji
Edukacji Narodowej, otworzono wystawę PMS, wystąpił zespół Volare z „Balladą o sobotnim poranku”, wiersze recytowali laureaci „Wierszowiska”, taneczny
popis dała grupa „Mazury”.
16: koncert ATMA DUO: Michał Ćwiżewicz – skrzypce, John Paul Ekins – fortepian. W programie: Wieniawski, Szymanowski, Lutosławski, Beethoven, Brahms.
Sala Teatralna POSK. Organizacja: prezes Konfraterni Artystów Scen Polskich
w Wielkiej Brytanii – Barbara Bakst.
17: uroczystość w Ambasadzie RP w Londynie dla uczczenia pamięci Ireny Sendler (uratowała przed Holocaustem 2 500 dzieci). W programie wieczoru: promocja książki Jacka Mayera Life in a Jar / Życie w słoiku (w tłumaczeniu Roberta
Reuvena Stillera), emisja fi lmu „In the Name of Their Mothers”, recital wokalny
pieśni żydowskich w wykonaniu Niny Stiller, wręczenie Lili Pohlmann medalu
za zasługi w pracy społecznej.
23-24: Ogólnopolska Konferencja Naukowa „Zesłania i Powroty” (w 50-lecie
polonistyki Uniwersytetu Rzeszowskiego [UR]), Sala Senatu UR. Temat: „Twórczość Józefa Bujnowskiego”. W programie referaty: prof. Wojciecha Ligęzy (UJ),
mgr. Grzegorza Dolata (BUR), prof. Tadeusza Bujnickiego (UW), prof. Arenta
van Nieukerken (U. Amsterdamski), dr. Pawła Majerskiego (UŚ), prof. Zbigniewa
Andresa (UR), prof. Janusza Pasterskiego (UR), dr. Grażyny Maroszczuk (UŚ),
mgr Barbary Trygar (UR), prof. Jolanty Pasterskiej (U.R), dr. Jana Wolskiego (UR), prof. Mariana Kisiela (UŚ), dr. Rafała Moczkodana (UMK), mgr. Ewy
Bartos (UŚ), dr. Arkadiusza Lubonia (UR), prof. Floriana Śmiei (Ontario), prof.
Elżbiety Dutki (UŚ), dr. Elżbiety Nęckiej (UŚ), mgr. Marceliny Majewicz (UR),
dr Anny Wal (UR). Organizatorzy: Instytut Filologii Polskiej UR: Zakład Teorii
379
380
Z KALENDARZA 2013
i Antropologii Literatury, Pracownia Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej;
Wydział Polonistyki UJ: Katedra Historii Literatury Polskiej XX wieku. Z okazji
konferencji w Pracowni Zbiorów Specjalnych Biblioteki UR udostępniona została wystawa „Zesłania i Powroty. Twórczość Józefa Bujnowskiego”.
24: prelekcja „Operation Unthinkable the Third World War. British Plans to Attack the Soviet Empire 1945” Jonathana Walkera (wice-prezesa West Country
Writers’ Association), autora publikacji m.in.: Poland Alone / Polska osamotniona, Aden Insurgency, The blood Tub, War Letters to the Wife. Ognisko Polskie
(Londyn).
26: konferencja dla nauczycieli polskich szkół sobotnich zorganizowana w Londynie (w trzech grupach tematycznych w trzech salach POSK-u) przez Polską
Macierz Szkolną zgromadziła ok. 150 przedstawicieli głównie młodej Polonii zainteresowanej nauczaniem na Wyspach Brytyjskich. Prelekcje połączone z warsztatami głosiły: Eva Goddard z PSS w Milford o „metodach pracy ze sposobami
myślenia”; Anna Jurek – psycholog kulturowy z Poradni PPA, o rozwoju językowym dzieci; Elżbieta Kardynał z PSS Walsall, European’s Welfare Association
CIC, Joseph Leckie Academy, m.in. o konspekcie lekcji, relacjach szkoły polskiej
z brytyjską, systemach nagradzania i minimalizowania stresu szkolnego.
27: Dzień Nauczyciela – uroczystość zorganizowana przez Zrzeszenie Nauczycielstwa Polskiego za Granicą z prezes Ireną Grocholewską na czele (Sala Malinowa
POSK-u). Prelekcję „Doskonalenie zawodu nauczycielskiego” głosił prof. Arkady
Rzegocki (politolog, kierownik Polskiego Ośrodka Naukowego UJ w Londynie).
Medalem Komisji Edukacji Narodowej odznaczono nauczycielki sobotnich szkół
polonijnych: Grażynę Ross oraz Iwonę Siemaszko, medalem Pro Patria – Elżbietę
Barras. Odznaczenia wręczali konsul generalny przy ambasadzie RP w Londynie
Ireneusz Truszkowski i konsul do spraw polonijnych Tomasz Stachurski.
31: prelekcja dr. Pawła Chojnackiego „Nie tylko <Emigrejtan>” w Bibliotece Polskiej w Londynie z okazji 50. rocznicy śmierci Zygmunta Nowakowskiego – powieściopisarza, dziennikarza, publicysty, działacza społecznego.
LISTOPAD
8: z okazji Narodowego Święta Niepodległości uroczyste przyjęcie wydane przez
JE Ambasadora Witolda Sobkowa w salonach Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.
10: obchody Święta Niepodległości organizowane przez Zjednoczenie Polskie
w Wielkiej Brytanii: msza św. w kościele pw. św. Andrzeja Boboli celebrowana
przez ks. infułata Stanisława Świerczyńskiego – wprowadzenie do kościoła relikwii błogosławionego ks. Wincentego Frelichowskiego. Uroczysta akademia
w Sali Teatralnej POSK-u – prelekcja Krzysztofa de Berg, Karol Rybarczyk – fortepian, kominek harcerski hufców ZHP w Londynie.
Z KALENDARZA 2013
13-29: festiwal fi lmowy Play Poland. W kilku miejscach Londynu (cafe 1001,
Clapham Picturehouse, Intersection, Secret Location) wyświetlano fi lmy: krótkometrażowe z Łódzkiej Szkoły Filmowej, Studia Munka, Short Waves, T Mobile
Nowe Horyzonty, Katowickiej Filmówki, Se-ma-for, Platige Image, Krakowskiej
Fundacji Filmowej. Prowadzono konkurs krótkometraży, warsztaty filmu animowanego, warsztaty charakteryzacji, otwarto wystawę plakatów Franciszka
Starowieyskiego. 24 XI – pokaz fi lmu „Syberiada Polska” Janusza Zaorskiego
(w Clapam Picturehouse). Festiwal zakończył się galą. Głównym inspiratorem
Play Poland była organizacja Polish Art. Europe z Edynburga. Produkcja i programowanie – Dominika Akuszewska, logistyka i koordynacja muzyczna – Gati
Gatuszewska, koordynator ekranu – Agnieszka Szara, koordynator medialny
– Agna Poznańska.
14-16: interaktywny, wielokulturowy (sztuka plastyczna i słowna; muzyka, teatr...) pokaz (w Ognisku Polskim w Londynie): pt. „Is London a Bridge?” Kurator
Marek Borysiewicz, projektant – Monika Ciapala, organizatorzy – Teresa Bazarnik i Grzegorz Małkiewicz (redaktorzy miesięcznika „Nowy Czas”). Artyści
par tycypujący: Richards Adams, Sławomir Blatton, Andrzej Maria Borkowski,
Marek Borysiewicz, Sophie Carpenter, Monika Ciapala, Joanna Ciechanowska,
Elżbieta Chojak-Myśko, Agnieszka Engelien, Mengistu Etim, Alan Fletcher, Konrad Grabowski, Agata Hamilton, Agnieszka Handzel-Kordaczka, Maria Jaczyńska, Julianna Jagielska, Maria Kaleta, Carolina Khouri, Paweł Kordaczka, Andrzej Krauze, Barbara Lautman, Christopher Malski, Tomasz Myśko, Wojciech
Sobczyński, Danuta Sołowiej, Tomasz Stando, Ryszard Szydło, Paweł Wąsek.
16: sympozjum na temat „Introduction to Human Trafficking Course” / „Handel ludźmi” zorganizowane przez Polską Misję Katolicką, Instytut Polski Akcji
Katolickiej w Wielkiej Brytanii oraz International Organization for Migration
(Londyn – Devonia). Wypowiedzi konferencyjne: bp Patrick Lynch „Welcome”,
Christopher Gaul „Introduction to Human Trafficking & Case Studies Legislation – Trafficking vs. Smuggling”, Ch. Gaul & Annie Morris: “Causes of Human
Trafficking Identification – General & Direct Indicators”, “National Referral Mechanism. Return & Reintegration”, Cecilia Taylor-Camara „Closing Remarks”.
18: – uroczyste otwarcie wystawy (trwającej od 10 XI do 15 XII 2013) „Righteous Among the Nations”: Polish help for the Jewish population of South-Eastern
Poland 1939-1945” zorganizowanej w londyńskim Jewish Cultural Centre przez
Instytut Kultury Żydowskiej, Instytut Pamięci Narodowej (oddział w Rzeszowie) i Ambasadę RP w Londynie. – Spotkanie w Ambasadzie RP w Londynie:
wyświetlenie fi lmu „The History of the Kowalskis” w reżyserii Arkadiusza Gołębiowskiego i Macieja Pawlickiego. Organizatorzy: Ambasada RP w Londynie,
Central Synagogue London, Poland Street.
19: wykład dr. Mikołaja Kunickiego w ramach programu: polska historia dla niepolskiej publiczności. Temat „Between National and Transnational Approaches:
381
382
Z KALENDARZA 2013
Chalenges in Teaching Polish History Abroad” w Ambasadzie RP w Londynie.
Inicjatorem The Jagiellonian University Polish Research Centre in London / Polski Ośrodek Naukowy UJ w Londynie.
21: spotkanie z dr Justyną Chłap-Nowakową w Bibliotece Polskiej w Londynie.
Temat „Bez znieczulenia: II wojna w wierszach i zapiskach Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej”. Prowadziła dyrektor Biblioteki dr Dobrosława Platt.
22-24: po raz pierwszy w Londynie Festiwal Poezji Słowiańskiej. Przybyło ok.
70 osób z Polski, Rosji, Litwy, Jakucji, Słowacji, Holandii, Niemiec, Brazylii…
Liczący 12 imprez, trwający 3 dni Festiwal rozpoczęty wystawą „Człowiek”
w Galerii Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego przenosił się: z Sali Teatralnej POSK (galowy koncert) do Ambasady RP w Londynie (spotkanie festiwalowej delegacji z Ambasadorem Witoldem Sobkowem i konsulem Tomaszem
Stachurskim), – Szkoły im. Lotników Polskich przy Ambasadzie RP (spotkanie
z najmłodszymi miłośnikami poezji), – Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen.
Sikorskiego (sesja popularno-naukowa poświęcona poezji w krajach postkomunistycznych po upadku Związku Sowieckiego), – do Sali Malinowej POSK-u
(dawka poezji „Poeci poetom”) i nad Tamizę do pubu The Bedford (wieczór poetycko-muzyczny). Patronat Festiwalu objęła Redakcja warszawskiego dwumiesięcznika „Poezja dzisiaj”. Organizował Aleksy Wróbel.
24: podwieczorek przy mikrofonie (POSK, Sala Malinowa) zorganizowany w 65.
Rocznicę Zjednoczenia Polek w Wielkiej Brytanii przez Janinę Kwiatkowską.
Promocja książki Anny Marii Stefanickiej Zjednoczenie Polek w Wielkiej Brytanii: wczoraj, dziś i jutro, 1946-2011 (2012). Wolne datki i sumę uzyskaną ze sprzedaży książki przeznaczono na polskie hospicjum w Wilnie.
GRUDZIEŃ
4: koncert „The Blue Cafe” Konfraterni Artystów Scen Polskich w Wielkiej Brytanii (POSK, Sala Teatralna). Wystąpili: wokalistka Magdalena Reising – harfa,
Terry Seabrook – fortepian, Steve Thompson – bas. Organizowała prezes Konfraterni Barbara Bakst.
8: Salon Literacki w Ognisku Polskim: pisarz, tłumacz, reżyser Antoni Libera
wygłosił prelekcję o swojej książce Niech się Panu darzy. Przy sztaludze wystąpiła
Maria Kaleta. Program kabaretowy „Śpiewamy Tuwima” przygotowany przez aktorów Teatru Powszechnego w Łodzi. Pierwsza kolacja z kuchni Jana Woronieckiego. Udział w programie: Katarzyna Bzowska, Zbigniew Choroszewski, Anna
Gonta, Janusz Guttner, Billy Maxwell, Paweł Ulman, Regina Wasiak-Taylor.
14: promocja biograficznej monografii Generał „Monter” Antoni Chruściel. Komendant podziemnej Warszawy – książki pióra prof. Andrzeja K. Kunerta, Sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Spotkanie w Bibliotece Polskiej w Londynie zorganizowała dyrektor Biblioteki dr Dobrosława Platt.
Z KALENDARZA 2013
16: wręczenie w Ambasadzie RP w Londynie nadanych przez prezydenta RP
Bronisława Komorowskiego odznaczeń państwowych dla Polaków z Wielkiej
Brytanii zasłużonych dla rozwoju środowisk polonijnych, harcerskich i kombatanckich. Odznaczeni zostali: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski
– Krystyna Szwagrzak, Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej
Polskiej – Bogdan Szwagrzak, Krzyżem Zesłańców Sybiru: Danuta Janas, Aniela Polnik, Bolesław Polnik, Halina Salvage i Zdzisław Tadeusz Swiniarski; Medalem za Długoletnie Pożycie Małżeńskie – Anna i Wacław Gąsiorowscy. Przez
ministra Jana S. Ciechanowskiego, kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów
i Osób Represjonowanych, Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski uhonorowani zostali: Jacek Michał Bernasiński oraz Irena Siedlecka.
19: koncert uświetniający Wieczór Wigilijny w Ambasadzie RP w Londynie zorganizowany przez Wydział Konsularny Ambasady z udziałem polskich muzyków z Wielkiej Brytanii: sopran – Magdalena Molendowska, skrzypce – Joanna
Klimaszewska, fortepian – Julia Samojło. Artystki wykonały utwory Belliniego,
Wieniawskiego i Dworzaka, razem z gośćmi śpiewały kolędy.
383
Rok 2013
Przypadki i wpadki
Sprostowanie
W tomie III „Ekspresji” w dziale Książki nadesłane (s. 375) wkradła się redakcyjna omyłka: książce Joanny Mądroszkiewicz Zielona Wyspa (Kraków 2012)
zostało błędnie przypisane autorstwo Józefa Mackiewicza – za co Autorkę i Czytelników bardzo przepraszamy.
Wiwat cenzura emigracyjna!
Prezes Polskiej Macierzy Szkolnej (PMS) – Aleksandra Podhorodecka, w sierpniu 2013 wydała zakaz przyjmowania Rocznika „Ekspresje” Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą do Księgarni PMS w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK) w Londynie. Nasza interwencja nie przyniosła skutku. Zdarza
się to Pani Prezes nie po raz pierwszy. Już w roku 2004 jarzmo księgarnianej cenzury założyła na raport Stan edukacji i oświaty polonijnej w Wielkiej Brytanii.
*
Przybysz z obcej planety rodzaju żeńskiego – osoba nie legitymująca się nazwiskiem, ale zidentyfi kowana jako członkini zarządu Związku Pisarzy Polskich
na Obczyźnie, spowodowała w roku 2013 usunięcie „Ekspresji” z eksponującej
pismo gabloty POSKLUB-u w Londynie.
PAFT bez zaufania
Co można począć, gdy podstawnie straciło się zaufanie do powierników społecznej Fundacji? Można im tylko złożyć votum nieufności. Zarząd Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą w piśmie z dnia 14 III 2014 skierowanym na
ręce prezesa Polonia Aid Foundation Trust – dr. Andrzeja Suchcitza, złożył swoje
votum nieufności wobec PAFT-u jako instytucji społecznej środowiska polskiego
tom IV
386
PRZYPADKI I WPADKI
w Londynie. Utrata zaufania wobec Fundacji podyktowana jest dwoma faktami:
tolerowaniem w gronie powierników obecności oskarżonego o współpracę z SB
w okresie PRL Andrzeja Morawicza (który nadal ignoruje oskarżenie); dotowaniem i promowaniem przez prezesa Suchcitza sekretarza Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie Reginy Wasiak-Taylor, która była Kontaktem Operacyjnym
SB i uchyliła się od powinności lustracyjnej.
Rok 2013
Komunikat
NAGRODA POETYCKA
im. KRYSTYNY I CZESŁAWA BEDNARCZYKÓW
Wypełniając zapis testamentowy śp. Krystyny Bednarczyk,
Krakowski Oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
oraz Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego
ogłaszają pierwszą edycję konkursu
o Nagrodę Poetycką im. Krystyny i Czesława Bednarczyków.
Wyróżnienie przyznawane jest
za zbiór wierszy wydany w 2013 roku,
bliski ideom i myślom przewodnim działalności kulturalnej
londyńskiej Oficyny Poetów i Malarzy.
Prawo zgłaszania kandydatur mają:
instytucje kulturalne, wydawnictwa, stowarzyszenia twórcze
oraz krytycy literatury. Termin upływa 30 września 2014 roku.
Nagroda pieniężna w tej edycji wynosi 15 000 złotych.
Bliższe informacje oraz regulamin dostępne są na stronie internetowej
Katedry Edytorstwa i Nauk Pomocniczych Wydziału Polonistyki UJ:
www.edytorstwo.polonistyka.uj.edu.pl
Pytania można kierować na adres:
[email protected]
Dziekan Wydziału Polonistyki UJ
prof. dr hab. Renata Przybylska
tom IV
Rok 2013
Noty o autorach
Marek Baterowicz (Australia) – ur. 1944 w Krakowie, poeta, prozaik, publicysta,
tłumacz poezji krajów romańskich, latynoskich i Quebec’u. Romanista – doktorat w University of New South Wales (1998). Jako poeta debiutował na łamach
„Tygodnika Powszechnego” i „Studenta” (1971). Debiut książkowy – Wersety do
świtu (1976). Wydał tomik wierszy w języku francuskim – Fée et fourmis (Paris
1977). W 1981 ukazał się poza cenzurą zbiór jego wierszy Łamiąc gałęzie ciszy.
Od 1985 na emigracji – najpierw w Hiszpanii, a od 1987 w Australii. Autor wielu
zbiorów poezji, publikowanych głównie w Sydney: Serce i pięść (1987), Z tamtej
strony drzewa (Melbourne 1992), Miejsce w atlasie (1996), Cierń i cień (2003), Na
smyczy słońca (2008). Wybór jego wierszy w wersji polsko-włoskiej Canti del pianeta (tłumaczył Paolo Statuti) wydała oficyna Empirìa (Rzym 2010). Opublikował też kilka książek prozą, m.in. powieść ze stanu wojennego Ziarno wschodzi
w ranie (Sydney 1992). W 1992 odwiedził Polskę. Laureat nagród: Circe Sabaudia
(Rzym 1985), Pegaz (Sydney 2004), Białe pióro („Gazeta Polska” 2008), Nagroda Literacka 2012 SPPzG za całokształt twórczości (> Ekspresje”, t. III, Londyn
2013). Członek Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i zarządu Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.
Magdalena Białonowska (Polska) – ur. 1981 w Lublinie; absolwentka (2005)
historii sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego; doktorat (2011) w macierzystym uniwersytecie. Za rozprawę doktorską wyróżniona w XI konkursie
Nagrodą „Archiwum Emigracji” Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Stypendystka Getty Center w Los Angeles (2008) i Fundacji z Brzezia Lanckorońskich (2009). Do roku 2013 adiunkt Katedry Kultury Artystycznej Instytutu
Historii Sztuki KUL, obecnie pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu
Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Autorka licznych artykułów na
temat kolekcjonerstwa i muzealnictwa oraz książki: Andrzej Stanisław Ciechanowski. Kolekcjoner, marszand i mecenas (2012).
tom IV
390
NOTY O AUTORACH
Justyna Chłap-Nowakowa (Polska) – ur. w Krakowie, historyk i krytyk literatury, poetka, redaktor serii książek poświęconych malarstwu polskiemu (Wydawnictwo Kluszczyński). Absolwentka polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W 1993 była stypendystką Fonds d’Aide aux Lettres Polonaises Independantes.
Doktorat (2002) w macierzystej uczelni. Adiunkt w Instytucie Kulturoznawstwa
Akademii Ignatianum w Krakowie. Opublikowała m.in.: monografię Sybir, Bliski
Wchód, Monte Cassino. Środowisko poetyckie 2. Korpusu i jego twórczość (2004),
Dwór polski. Architektura – tradycja – historia (współautor, 2007); kilka antologii
polskiej poezji: Najpiękniejsze polskie kolędy i pieśni w 2003, a w 2004 – Najpiękniejsze polskie modlitwy i pieśni, Tatry w poezji i malarstwie, Miłość w poezji i malarstwie, Najpiękniejsze polskie pieśni patriotyczne. Wydała zbiór własnej poezji
Niewidzialny ślad (2013).
Ewa Chruściel (USA) – ur. 1972 w Rzeszowie. Ukończyła anglistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz studia doktoranckie w Illinois State University. Prowadzi zajęcia o twórczym pisaniu i współczesnej poezji w Colby-Sawyer College
(New Hampshire, USA). Debiutowała w 2003 tomikiem Furkot. W 2009 wydała
tomik Sopiłki, a w 2011 (New York) w języku angielskim tom prozy poetyckiej
– Strata (pierwsze miejsce w międzynarodowym konkursie Emergency Press).
Tomik Contraband of Hoopoe ukaże się w 2014 (Omnidawn Press). Publikuje
w „Odrze”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Studium”, „Frazie,” „Toposie”, „Pracowni”, „Zeszytach Literackich”, „Tekstualiach”; na Łamach: „Boston Review”, „Colorado Review”, „Jubilat” „American Letters and Commentary”, „Aufgabe”. Biuro Literackie wydało (2013) w jej i Miłosza Biedrzyckiego tłumaczeniu wiersze
Jorie Graham.
Patrycja Grubka (Polska) – ur. 1985 w Oświęcimiu. Tłumacz, lektor języka włoskiego i polskiego dla obcokrajowców. Absolwentka (2009) fi lologii polskiej UJ,
w latach 2007-2010 studia licencjackie z języka włoskiego, od 2009 doktorantka
UJ; absolwentka języka włoskiego jako obcego (2012) w Università per Stranieri
di Perugia. Współpracuje (2008/2009) z redakcją czasopisma komparatystycznego „BezPorównania”, redaktor działu humanistycznego „Zeszytów Naukowych
Towarzystwa Doktorantów Uniwersytetu Jagiellońskiego” (2010); stypendystka
(2009) Deutscher Akademischer Austausch Dienst (DAAD). Od 2012 członkini
Krajowego Pogotowia Tłumaczy. Opublikowała m.in. Homo irrequietus na wietrze. Rozważania o jednym tomie wierszy Szymona Babuchowskiego („ARCANA”
2008); Gawędowe science-fiction czyli o „Bajkach robotów” i „Cyberiadzie” Stanisława Lema („BezPorównania” 2009); Ożywić i zrozumieć czas miniony – świat
zarejestrowany w pamięci Zygmunta Haupta [w oprac. zbior.:] Trauma, pamięć,
wyobraźnia (2011).
Teresa Halikowska-Smith (Wielka Brytania) – ur. we Lwowie; polonistka, tłumacz. Absolwentka (1963) polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, na którym
NOTY O AUTORACH
studiowała również anglistykę. Od 1966 w Anglii – na stypendium w St Hugh’s
College (Oxford). W 1968 uzyskała dyplom z literatury porównawczej (B.Litt).
W latach 70. wykładała literaturę polską na oxfordzkich studiach slawistycznych i w Open Studies Warwick University. Publikowała recenzje w „Dzienniku
Polskim i Dzienniku Żołnierza”, w londyńskich „Wiadomościach”, w paryskiej
„Kulturze” i w slawistycznym „Modern Languages Review”. Współredagowała antologię polskich opowiadań The Eagle and the Crow (Serpent’s Tail, 1966).
Przygotowuje do druku antologię prozy Tadeusza Różewicza.
Tadeusz Kondracki (Polska) – ur. 1956 w Warszawie. Historyk dziejów Polskich
Sił Zbrojnych na Zachodzie w latach 1939-1947 i polskich organizacji kombatanckich w Wielkiej Brytanii. Absolwent (1979) Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Doktorat z nauk humanistycznych obronił w 1989 w Instytucie Historii PAN w Warszawie. Profesor Instytutu Historii PAN. Pracuje
w Zakładzie Dziejów Dyplomacji i Systemów Totalitarnych. Profesor wizytujący
Wszechnicy Polskiej – Szkoły Wyższej w Warszawie. Autor około 300 publikacji w tym książkowych: Niszczyciel ORP „Orkan” (1994), Historia Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Wielkiej Brytanii 1946- 1996 (1996), Stowarzyszenie
Marynarki Wojennej 1945-1992 (2003), Polskie Towarzystwo Historyczne w latach
1918-1939 (2006), Polskie organizacje kombatanckie w Wielkiej Brytanii w latach
1945-1948 (2007), „Mała Polska” nad Tamizą. Dwa stulecia polskiej obecności
w Wielkiej Brytanii (2009), Niszczyciele Grom i Błyskawica (2013), Niszczyciele
Wicher i Burza (2013), Okręty podwodne Orzeł i Sęp (2013), Moc ducha wytrwania. Warszawskie Termopile 1939 (2013). Współautor kilkuset fi lmów i programów dokumentalnych, w tym serialu telewizyjnego „Powstanie Warszawskie”
(1994), autor mapy „Powstanie Warszawskie 1944”. Laureat nagrody Rady Porozumiewawczej Badań nad Polonią (2000). Członek Polskiego Towarzystwa Historycznego. Odznaczony Brązowym Medalem „Za zasługi dla obronności Kraju”.
Katarzyna Latała z domu Winiarska (Wielka Brytania) – ur. 1974 w Krakowie;
literatka. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego (fi lologia polska, reklama)
i University of the Arts London (Copywriting). Od 2004 w Londynie. W latach
2007-2009 współpracowała z „Dziennikiem Polskim i Dziennikiem Żołnierza”.
Opublikowała m.in. W krainie wietrznych deszczowców, w: Na końcu świata napisane. Autoportret współczesnej polskiej emigracji (2008), Don Kichot, w: Oto
właśnie ballada, która o tym opowiada... (2008). Pisze utwory sceniczne: Makao,
Meta („Ekspresje”: t. III, 2013; t. IV, 2014). Złożyła do druku tom opowiadań.
Członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.
Elżbieta Lewandowska z domu Wyroślak (Wielka Brytania) – malarka i poetka.
Absolwentka (1965) fi lologii polskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Gdańsku.
Od 1967 w Londynie, do roku 2000 pracowała w polskich księgarniach „Orbis”
i Earlscourt Publications LTD. Publikuje artykuły i wiersze w czasopismach pol-
391
392
NOTY O AUTORACH
skiego Londynu – „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, „Nowy Czas”; m.in.
wspomnienia: Szlachetna misja i Skrzydlaci chłopcy z Lasham („Ekspresje”:
t. I, 2011; t. III, 2013). Autorka poetycko-malarskiego tomiku „Szczęśliwe oczy”
(2012). Od 1986 ma udział w wystawach malarskich. Sekretarz Zrzeszenia Artystów Plastyków w Wielkiej Brytanii, członkini zarządu Stowarzyszenia Pisarzy
Polskich za Granicą.
Wojciech Ligęza (Polska) – ur. 1951 w Nowym Sączu, historyk literatury, krytyk,
eseista, profesor tytularny na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wykłada w Studium Artystyczno-Literackim UJ. Autor książek: Jerozolima
i Babilon. Miasta poetów emigracyjnych (1998), Jaśniejsze strony katastrofy. Szkice
o twórczości poetów emigracyjnych (2001), O poezji Wisławy Szymborskiej. Świat
w stanie korekty (2002), Pod kreską – teksty z lat 1996-2013, (2013); i współautor tomów zbiorowych, m.in.: Pamięć głosów. Studia nad twórczością Aleksandra
Wata (1992), Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny. Topika polskiej współczesnej poezji
emigracyjnej (1995), Poszukiwanie realności. Literatura-Dokument-Kresy. Prace ofiarowane Tadeuszowi Bujnickiemu (2003), Portret z początku wieku. Twórczość Zbigniewa Herberta – kontynuacje i rewizje (2005). Autor kilkuset rozpraw,
szkiców, recenzji, felietonów literackich publikowanych w pismach krajowych
i zagranicznych. Wiceprezes Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy
Polskich. Otrzymał Nagrodę Fundacji im. Turzańskich w Toronto (2001) oraz
Nagrodę Ministra Edukacji Narodowej i Sportu (2003). W 2011 odznaczony
Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Dariusz Łaska (Wielka Brytania) – ur. 1963 w Wierzchowie. Prawnik, dyplomata, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
w Toruniu oraz podyplomowych studiów dyplomatycznych (1990 z wyróżnieniem) Westminster University London. Od 1990 pracownik Służby Zagranicznej
RP – Ministerstwo Spraw Zagranicznych, od 2011 zastępca (w randze ministra)
Ambasadora RP w Londynie. W 1998 przez Radę Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa uhonorowany Złotą Odznaką Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej,
a w 2013 otrzymał odznaczenie Freedom of the City of London.
Czesław Maryszczak (Wielka Brytania) – ur. 1936 w Grabówce koło Tarnopola. Księgowy, działacz społeczny. W lutym 1940 wywieziony z rodziną do Rosji,
w 1942 przez Persję, Indie wyjechał z matką do Ugandy – w Afryce uczęszczał do
polskiej szkoły podstawowej. Od 1948 w Anglii, od 1952 w Cheltenham Gloucestershire. Ukończył polską szkołę średnią i Technical College ze świadectwem
The Association of Certified and Corporate Accountants. Do 2010 – księgowy
w firmach angielskich, skarbnik, następnie prezes Koła Młodzieży Polskiej oraz
Polskiej Wspólnoty Katolickiej w Cheltenham. Od 1964 członek, skarbnik, od
1976-2013 prezes Koła nr 340, a od 2006-2013 prezes Stowarzyszenia Polskich
Kombatantów w Wielkiej Brytanii, obecnie prezes Federacji Światowej SPK
NOTY O AUTORACH
i Fundacji SPK WB. Członek Zarządu Polonia Aid Foundation Trust, w ciągu
kilku lat był przewodniczącym Rady Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii. Otrzymał odznaczenia: Złoty Krzyż Zasługi (1990), Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (2004), Medal Pro Memoria (2005), Krzyż Zesłańców
Sybiru (2006), Krzyż Oficerski Odrodzenia Polski (2009), Srebrny Medal Wojska
Polskiego (2010), Złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej (2011), Kombatancki Krzyż Zasługi SPK WB i Krzyż Kombatancki SPK Federacji Światowej.
Anna Nowicka (Wielka Brytania / Polska) – ur. 1981 w Kaliszu. Polonistka i ekonomistka. Ukończyła (2001) Liceum Ekonomiczne w Kaliszu. Magister (2006)
polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego, w tej samej uczelni zdobyła w 2006 bakalarat w zakresie marketingu i zarządzania. W latach 2005-2006 – wolontariuszka
w sierocińcu w Łodzi, od 2006 do 2007 zaliczała kursy języka angielskiego w Kalifornii, w latach 2010-2011 studiowała księgowość w Holandii. Od 2012 w Londynie.
Kazimierz Nowosielski (Polska) – ur. 1948 w Rybnie. Krytyk sztuki, eseista,
poeta. Absolwent (1971) fi lologii polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Habilitację
uzyskał w 1994, profesor zwyczajny w Instytucie Filologii Polskiej (Zakład Literatury Współczesnej) UG. Opublikował 8 książek poświęconych współczesnej
poezji, prozie, eseistyce oraz sztukom pięknym, m.in.: Ryzyko obecności. Doświadczenie biograficzne i powieść chłopska (1983), Przestrzeń oczekiwania. Historia, natura, sacrum we współczesnej poezji polskiej (1993), Troska i czas. Szkice o poezji i przemijaniu (2001), Dar zamieszkiwania. Eseje o doświadczeniach
i wartościach (2002), Rozróżnianie głosów. O poetyckim myśleniu według wartości
(2004), Czytać i pytać. Analizy oraz interpretacje dwudziestowiecznej poezji polskiej (Gdańsk 2009). Jest również autorem 14 tomów poezji uhonorowanej m.in.
ogólnopolskimi nagrodami: im. Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, im. Włodzimierza Pietrzaka. Inicjator i redaktor podziemnego pisma „Podpunkt”. Otrzymał
(1988) nagrodę POLCUL Foundation. W latach 1991-1992 prezes Gdańskiego
Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Beata Obertyńska (1898-1980) – znana poetka, nowelistka, autorka (pod pseud.
Marta Rudzka) wspomnień Z domu niewoli. Zob. m.in.: „Ekspresje” t. IV: Wojciech Ligęza, Odzyskiwanie głosu w dziale Poezja, Kasper Pawlikowski, Ciocia
Dziodzia [...] – Wizerunki; Współcześni polscy pisarze i badacze literatury: słownik biobibliograficzny, oprac. zespół pod red. J. Czachowskiej i A. Szałagan, t. VI,
Warszawa 1999; Encyklopedia polskiej emigracji i Polonii, pod red. K. Dopierały,
t. III, Toruń 2004.
Anna Owsikowska z domu Zwierzyk (Polska) – ur. 1988 w Radomiu. Absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Władysława Żeleńskiego w Krakowie i Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunkach: filologia polska – kompa-
393
394
NOTY O AUTORACH
ratystyka, zarządzanie w sektorze publicznym i pozarządowym. W kręgu jej
zainteresowań są m.in. związki literatury i muzyki. W przygotowaniu artykuł
Wielki mistrz i jego ideowy uczeń. Karol Szymanowski oczami Romana Palestra,
w druku Ten los, ten dźwięk... Twórczość Karola Szymanowskiego w kulturze
współczesnej.
Jacek Ozaist (Wielka Brytania) – ur. 1972 w Bielsku Białej. Dziennikarz, poeta i prozaik. Absolwent (2001) fi lmoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W Londynie od roku 2004. Pracuje w branży gastronomicznej. Autor zbioru
wierszy Pesymfonia (2003), powieści Podstawiony (2005), zbiorów opowiadań
Szorty (2003, 2012), Szorty 2 (2007). W przygotowaniu powieść Wyspa. Współpracuje z czasopismem londyńskim „Nowy Czas”. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.
Andrzej Paluchowski (Polska) – ur. 1933 w Częstochowie, historyk literatury,
edytor, bibliotekarz, bibliotekoznawca i bibliofi l, znawca piśmiennictwa polskiej emigracji politycznej po roku 1939 oraz wydawnictw „drugiego obiegu” lat
1976-1989. Absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (filologia polska).
W latach 1972-1997: wicedyrektor (do 1975) i dyrektor Biblioteki Uniwersyteckiej
KUL. Autor licznych rozpraw naukowych, artykułów i prac edytorskich. Współautor m.in.: Matka Boska w poezji polskiej (1959), Portrety uczonych polskich
(1974), udział edytorski w przygotowaniu wykładów Wacława Borowego O poezji Mickiewicza (1958, 1999); autor antologii 70 żywotów (1975), współredaktor:
wyboru prac Borowego Studia i szkice literackie, t.1-2 (1983). W latach 1991-2005
członek i uczestnik prac Komitetu Wydawniczego Dzieł Mickiewicza (tzw. Wydanie Rocznicowe). Członek Towarzystwa Naukowego KUL i Towarzystwa Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej. Otrzymał Nagrodę im. A. Mickiewicza
dla najlepszego bibliotekarza w Polsce (1998). Odznaczony Medalem za Zasługi
dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (2004) i Krzyżem Komandorskim
Orderu Odrodzenia Polski (2008).
Jolanta Pasterska (Polska) – ur. w Kraśniku. Historyk i antropolog literatury,
profesor nadzwyczajny w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego. Kierownik Pracowni Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej. Opublikowała ponad 100 prac naukowych poświęconych zwłaszcza polskiej literaturze
emigracyjnej i migracyjnej. Autorka książek: Świat według Tyrmanda. Przewodnik po prozie (1998), „Lepszy Polak?” Obrazy emigranta w polskiej prozie na
obczyźnie po 1945 roku (2008). Redaktor i współredaktor 17 monografii, m.in.
Obszary kultury. Księga ofiarowana Profesorowi Krzysztofowi Dmitrukowi w 70.
rocznicę urodzin (2011); „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Rzeszowskiego. Seria Filologiczna. Historia Literatury – 6. Tematy i Konteksty. Wielka Emigracja
– Druga emigracja niepodległościowa – (E)migracja końca XX wieku” (2011); Polonistyka w Europie. Kierunki i perspektywy rozwoju. Redaguje serię Z archiwum
NOTY O AUTORACH
pisarza – ukazało się 6 tomów, tam m.in.: Z. Raklewska-Braun, K. Braun, Bracia
Adamowiczowie. Pierwsi polscy zdobywcy Atlantyku (2011); F. Śmieja, Zapiski
o świcie (2012), K. Braun: Mój Teatr Różewicza (2013); Mój Teatr Norwida (2014).
Janusz Pasterski (Polska) – ur. 1964 w Gorlicach. Historyk literatury polskiej XX
wieku, krytyk, poeta, redaktor. Magisterium (1989) i doktorat (1999) w Wyższej
Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie, habilitacja (2012) na Uniwersytecie Śląskim
w Katowicach. Profesor w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Rzeszowskiego, w latach 2002-2007 prodziekan Wydziału Filologicznego UR, od 2012
– dyrektor Instytutu. W dorobku posiada następujące publikacje książkowe: Tristium liber. O twórczości literackiej Stefana Napierskiego (2000), Inne wyzwania.
Poezja Bogdana Czaykowskiego i Andrzeja Buszy w perspektywie dwukulturowości
(2011), tomy poezji Plac Kromera (2009), Mity i kamienie (2013). Współredaktor
dwutomowych wydań: Proza polska na obczyźnie. Problemy – dyskursy – uzupełnienia (2007) oraz Inna literatura? Dwudziestolecie 1989-2009 (2010). Sekretarz
zarządu Stowarzyszenia Literacko-Artystycznego „Fraza” i redaktor kwartalnika „Fraza” – prowadzi dział poezji i jest autorem felietonów z cyklu „Notatnik
otwarty”. Redaktor tomów poetyckich i antologii studenckich.
Kasper Pawlikowski (Polska) – ur. 1927 w Medyce. Literat, rzeźbiarz, redaktor,
pedagog. Pod okupacją niemiecką pobierał lekcje na kursach tajnych w powiecie
proszowskim. Gimnazjum ukończył (1942) w Rzymie, gdzie wyjechał z rodziną. Tego samego roku przeszedł przeszkolenie w II Korpusie Wojska Polskiego.
W 1945 przyjęty do podchorążówki. Po demobilizacji związał się w Londynie
z Ośrodkiem Wydawniczym Veritas. W 1953 wyemigrował do Kanady. Tam
w 1956 na Université de Montreal uzyskał licencjat z nauk politycznych i slawistyki. W 1958 podjął pracę w Organizacji Narodów Zjednoczonych jako redaktor dokumentów specjalistycznych. Podczas przygotowań do wystawy światowej
EXPO’67 w Montrealu pełnił funkcję dyrektora wykonawczego. W 1970 przeniósł się do Ottawy – w University of Ottawa magisterium na Wydziale Pedagogiki. Został zaangażowany w Ministerstwie Imigracji jako instruktor w formowaniu kadr, po czym podjął pracę w rządowych programach pomocowych
dla krajów rozwijających się, doskonaląc się w analizach systemów szkolnictwa
i kadr. Jedną z jego pasji stała się rzeźba – już na emeryturze odbył studia w Ottawa School of Art. Pisze, opracowuje dokumenty rodzinne. W 2007 przeniósł się
z rodziną do Krakowa.
Janusz Pierzchała (Wielka Brytania) – ur. 1954 w Krakowie w rodzinie repatriantów z ziemi lwowskiej. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim
i fi lozofii na Uniwersytecie Paris-Nanterre (1990). Specjalizował się w fenomenologii i fi lozofii neoplatońskiej. Związany z organizacjami antykomunistycznymi
– zakładał m.in. Ruch Młodej Polski w Krakowie. W latach 1985-1991 i 19951998 – we Francji. Od 1989 do1990 – Skarbnik Skarbu Narodowego Rządu RP
395
396
NOTY O AUTORACH
na Uchodźstwie na obszar Francji. W latach 1990-2006 korespondent Europejskiego Centrum Informacji (CEI) Pierra de Villemarest, 2002-2005 wiceprezes
Zarządu Agencji Rozwoju Miasta S.A. w Krakowie, 2005-2006 – członek Zarządu Międzynarodowego Portu Lotniczego Kraków-Balice. Od paru lat mieszka
z rodziną w Londynie. Publikuje w „Nowym Czasie”. Odznaczony w 2009 przez
Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za działalność niepodległościową.
Jan Wiktor Sienkiewicz (Polska) – ur. 1960 w Przerośli (powiat grodzieński); historyk sztu ki. Tytuły: magistra (1987), doktora (1992), dr. habilitowanego (1998),
uzyskał w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W tej uczelni do 2007 był kolejno m.in.: asystentem, rzecznikiem prasowym, sekretarzem Sekcji Historii Sztuki,
kustoszem Muzeum Uniwersyteckiego, adiunktem w Katedrze Historii Sztuki
Nowoczesnej, kierownikiem Katedry Kultury Artystycznej. Od 2000 – kierownik
Zakładu Historii Sztuki i Kultury Polskiej Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie
w Londynie). W roku ak. 2006/2007 wykładał w Katedrze Antropologii Kultury na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
w Warszawie. Od 2009 prof. nadzwyczajny w Katedrze Historii Sztuki i Kultury
na Wydziale Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
W dorobku posiada 12 książek współredagowanych i 10 autorskich: Zbiory im.
Olgi i Tadeusza Litawińskich w Muzeum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego
(1991), Marian Bohusz-Szyszko 19001-1995, życie i twórczość (1995), Attilio Alfieri
a malarstwo włoskie XX wieku (1997), Polskie galerie sztuki w Londynie w drugiej
połowie XX wieku (2003), Wojciech Falkowski. Malarstwo. Painting (2005), Halima-Nałęcz (wyd. w jęz. polskim i angielskim, 2007), Ryszard Demel. W drodze do
tajemnicy światła (2010), Sztuka w poczekalni. Studia z dziejów plastyki polskiej
na emigracji 1939-1989 (2012), Bluj. Przestrzeń i figura (2012), Artyści Andersa.
Continuità e novità (2013), Polscy artyści w Libanie 1942-1952 (2013). Członek
licznych towarzystw i redakcji. W 2008 odznaczony przez Prezydenta RP srebrnym Medalem za Długoletnią Służbę.
Alina Siomkajło (Wielka Brytania od 1985) historyk-krytyk literatury, b. nauczyciel akademicki (KUL, UW, UMCS), lektor języka polskiego. Magister (1967)
fi lologii polskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, doktor (1978) nauk
humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Opublikowała m.in.: Ewolucje
epigramatu (do początków Romantyzmu w Polsce) (1983), Antologię epigramatyki polskiej: Mała Muza. Od Reja do Leca (1986), raport Stan edukacji i oświaty
polonijnej w Wielkiej Brytanii (2003), opracowanie albumowe Katyń w pomnikach świata (2003), wspomnienia Widma przeszłości (2004). W dorobku posiada
kilkaset publikacji naukowych i popularnych – rozpraw i artykułów w wydawnictwach zbiorowych: Słownik literatury polskiego Oświecenia (1977), Cyprian
Norwid. Interpretacje (1986), Słownik literatury XIX wieku (1991), Liberalism
Yesterday and Today (1998), XXI Sesja Stałej Konferencji Muzeów, Archiwów
NOTY O AUTORACH
i Bibliotek Polskich na Zachodzie (1999), Tymon Terlecki – etos emigranta (2004),
Encyklopedia polskiej emigracji i Polonii, t. I-V (2003-2005), „Młodsza Europa”.
Od średniowiecza do współczesności (2008), II Kongres Polskich Towarzystw Naukowych na Obczyźnie (2010); w periodykach krajowych i prasie zagranicznej.
Otrzymała kilka stypendiów naukowych. Odznaczona Medalem Światowej Federacji Rodzin Katyńskich (2004) i Medalem Pro Patria (2011) nadanym przez
Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Członkini Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu i Amnesty International, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą.
Jacek Sojan (Polska) – ur. 1952 w Krakowie. Krytyk literatury, eseista, organizator spotkań literackich. Studiował fi lologię polską w Uniwersytecie Jagiellońskim. W ciągu przeszło 5. lat prezes Klubu Literackiego „Pod Jaszczurami”. Poza
zasięgiem cenzury wydał (1982, 2002) własne wiersze pt. Niemy poeta. Poetycki
debiut oficjalny – zbiór Dziedzictwo kataryniarza (1983). Kolejne zbiory jego poezji: Dmuchawiec (2007), Babia góra (2010), Pocztówka spod limby (2011). W zapowiedziach wydawniczych: Wiersze metafizyczne i Zeszyt sztuk teatralnych.
Krzysztof A. Tochman (Polska) – ur. 1959 w Szczebrzeszynie. Absolwent (1988)
rzeszowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Doktorat obronił (2013) w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W latach 1979-1989 represjonowany przez Służbę Bezpieczeństwa. Pracownik naukowy Oddziałowego
Biura Edukacji Publicznej IPN w Rzeszowie. Autor kilkuset publikacji naukowych i popularnonaukowych, w tym książkowych, m.in.: Słownik biograficzny cichociemnych (t. 1-4, 1994-2011 – kilka wydań), Adam Boryczka. Z dziejów WiN-u
(t. 1-2, 1999-2001); Z ziemi obcej do Polski. Losy żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych
na Zachodzie, którzy powrócili do kraju po zakończeniu II wojny światowej (t. 1-2,
2006-2009). Współpracuje m.in. z Zakładem Polskiego Słownika Biograficznego
Instytutu Historii PAU w Krakowie. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za
Granicą.
Violetta Wejs-Milewska (Polska) – ur. 1960 w Drohiczynie. Historyk literatury,
profesor w Zakładzie Teorii i Antropologii Literatury Uniwersytetu w Białymstoku. Magisterium uzyskała (1983) w Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, doktorat (2001) na Wydziale Polonistyki UW, habilitację (2014) w Uniwersytecie Jagiellońskim. Głosiła w 2006 cykl wykładów o literaturze emigracyjnej
w Turynie. Pełniła funkcje: zastępcy dyrektora Instytutu Filologii Polskiej UwB
(2001-2004), prezesa Białostockiego Oddziału Towarzystwa im. A. Mickiewicza (2006-2009). Członek redakcji „Biblioteki Pamięci i Myśli” oraz „Poetyki
i Horyzontów Tradycji”. Inicjowała i współorganizowała w Białymstoku: w 2007
międzynarodową megakonferencję: „Paryż–Londyn–Monachium–Nowy Jork.
Emigracja powrześniowa na mapie kultury nie tylko polskiej”, w 2009 „Tradycja,
formy i przemiany dyskursu podróżniczego w literaturach narodowych”. Autor-
397
398
NOTY O AUTORACH
ka licznych artykułów, audycji radiowych, prac edytorskich i monografii: Wykorzenieni i wygnani. O twórczości Czesława Straszewicza (2003), Radio Wolna
Europa na emigracyjnych szlakach pisarzy. Gustaw Herling-Grudziński, Tadeusz
Nowakowski, Roman Palester, Czesław Straszewicz, Tymon Terlecki (2007), Wykluczeni – emigracja, kraj. Studia z antropologii emigracji polskiej XX wieku (idee,
osobowości, instytucje) (2012). Otrzymała kilka Nagród Rektora UwB za działalność naukową i organizacyjną, nagrodę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie
(Londyn 2009) za Radio Wolna Europa [...] oraz Nagrodę Rektora UW (2013) za
Wykluczonych [...].
Edward Zyman (Kanada – ur. 1943 w Dobromierzu. Poeta, prozaik, krytyk literatury, publicysta, wydawca. Absolwent socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Był zastępcą kierownika Redakcji Literackiej Polskiego Radia w Katowicach,
kierownikiem literackim Zespołu Filmowego „Silesia”, redaktorem wydawanego
poza cenzurą „Tygodnika Katowickiego”, przewodniczącym Komisji Zakładowej
NSZZ „Solidarność” katowickiej Rozgłośni PR. Represjonowany z chwilą wprowadzenia w PRL stanu wojennego. Od 1983 w Kanadzie: redaktor miesięcznika
„Dialogi” (1984), „Głosu Polskiego” (1984-1988), „Gazety” (1988-1989). Autor
tomów poezji: Dzień jak co dzień (1978), Co za radość żyć (1979), W czyimś obcym domu (1981), Jak noc, jak sen (1987), Kim Stwórca mądre te eseje pisze (2004)
Z podręcznego leksykonu (2006); zbioru felietonów U Boga każdy błazen (1987).
Wydał pamflety krytyczno-literackie Metamorfozy głębin Twoich. Polonijny parnas literacki (2003), opracowania biograficzne: Widzieć dalej niż dziś. Rozmowa
z Jerzym Korey-Krzeczowskim (2003), Przeznaczenie jest wyborem. Henryk Słaby,
czyli filozofia skutecznego działania (2005). Współredaktor m.in. tomu Podróż
w głąb pamięci. O Wacławie Iwaniuku szkice, wspomnienia, wiersze (2005). Redaktor licznych edycji poezji, prozy i wspomnień. Wydał monografię Fundacji
Władysława i Nelli Turzańskich – Scalić oddalone (2008), Mosty z papieru. O życiu literackim, sytuacji pisarza i jego dzieła na obczyźnie (2010) – nagroda literacka (2011) Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, powieść Ściana pełna jerzyków
(2011) – wyróżnioną w III edycji Konkursu Literackiego Wydawnictwa Telbit.
Współzałożyciel-członek, obecnie wiceprzewodniczący Fundacji W. i N. Turzańskich. Należy do krajowego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Rok 2013
Książki nadesłane
(w chronologicznym układzie wydań)
Jacek Ozaist, Pesymfonia [wybór wierszy], Kraków: PReS, 2003
Andrzej Bogusławski, Uwagi o mowosocjotechnice. Od układu monopartyjnego
do układów niemonopartyjnych, Łask-Warszawa: Oficyna Wydawnicza LEKSEM,
2008
Katalog Archiwum Profesora Floriana Śmieji, oprac. Jolanta Pasterska, współudział: Iwona Rządecka-Mikołajczyk, Monika Kołodziej, Paulina Wojtowicz,
Nina Cieślik, Wojciech Maryjka, t. I serii Pracownia Badań i Dokumentacji Kultury Literackiej: Z Archiwum pisarza, Rzeszów: Drukarnia Uniwersytetu Rzeszowskiego, 2010
Magdalena Białonowska, Andrzej Stanisław Ciechanowiecki. Kolekcjoner,
marsznd i mecenas, Lublin: Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego Jana Pawła II, 2012
Wojciech Karpiński, Twarze, Warszawa: Fundacja Zeszytów Literackich, 2012
Anna Maria Stefanicka, Zjednoczenie Polek w Wielkiej Brytanii: wczoraj, dziś
i jutro, 1946-2011, Warszawa: Wydawnictwo Non omnis, 2012
Florian Śmieja, Zapiski o świcie, oprac. Jolanta Pasterska, Rzeszów: Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, 2012
Zygmunt Błażejewicz, W walce z wrogami Rzeczypospolitej. Partyzanckie
wspomnienia z Wileńszczyzny i Podlasia, oprac. i przypisami opatrzył Jerzy Gillern, Zwierzyniec-Rzeszów: Wydawnictwo Drukarnia Diecezji Rzeszowskiej,
2013
Jan Darowski, Eseje, posłowie Jan Wolski, Rzeszów: Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza”, 2013
tom IV
400
KSIĄŻKI NADESŁANE
Beata Dorosz, Nowojorski pasjans. Polski Instytut Naukowy w Ameryce. Jan
Lechoń. Kazimierz Wierzyński. Studia o wybranych zagadnieniach działalności
1939-1969, Warszawa: Towarzystwo „WIĘŹ”, 2013
Krystyna Kulej, Serce na… medal, Stary Sącz: Wydawnictwo OKSYMORON,
2013
Ewa Lewandowska-tarasiuk, Każdy w sobie cień pięknego nosi. Eseje i felietony publikowane w „Dzienniku Polskim” w Londynie w latach 2009-2012, Warszawa: Wydawnictwo Pani Twardowska, 2013
Józef Mackiewicz, Optymizm nie zastąpi nam Polski, Londyn: Kontra, 2013
Joanna Mądroszkiewicz, Polskie drogi. Warkocze miłości, Kraków: Towarzystwo Słowaków w Polsce, 2013
Janusz Pasterski, Mity i kamienie [wiersze], Rzeszów: Biblioteka „Frazy”, druk
„Bonus Liber”, 2013
Jan Wiktor Sienkiewicz, Artyści Andersa. Continuità e novità, Toruń–Warszawa: Oficyna Wydawnicza Kucharski, 2013
Ten of the Best. A Showcase of Poetry, London: United Press Ltd, 2013
Barbara Toporska, Athene noctua, Poezje, Londyn: Kontra, 2013
Barbara Toporska, Na Mlecznej Drodze, Powieść, Londyn: Kontra, 2013
Barbara Toporska, Siostry, Powieść, Londyn: Kontra, 2013
Spis ilustracji
Laureat Nagrody Literackiej Stowarzyszenia Pisarzy Polskich za Granicą
– prof. Andrzej Busza. Fot. Ryszard Szydło
9
Gości wita konsul generalny przy Ambasadzie RP w Londynie Ireneusz
Truszkowski. Fot. Ryszard Szydło
10
Laudację głosi prof. Janusz Pasterski. Fot. Aleksander Sławiński
10
W salonie Ambasady RP w Londynie. Przy mównicy Andrzej Busza.
W pierwszym rzędzie (od lewej) prezes Fundacji SPK WB Czesław Maryszczak, poeta Adam Czerniawski, aktor Krzysztof Różycki z synem
Konradem, radca-konsul Janusz Stachurski, konsul generalny Ireneusz
Truszkowski, prezes SPPzG Alina Siomkajło. W rzędzie drugim prezes
Zrzeszenia Nauczycielstwa Polskiego za Granicą Irena Grocholewska,
dr Nina Taylor-Terlecka, dyrektor Stowarzyszenia Powierniczego w Zarządzie POSK-u Janina Kwiatkowska, prof. prof. Jolanta i Janusz Pasterscy.
Fot. Ryszard Szydło
12
Nagroda (fot. Janusz Pasterski), dyplom (fot. Ryszard Szydło) i kwiaty (fot.
Aleksander Sławiński) dla prof. Andrzeja Buszy. Wręczają: prezes Fundacji SPK WB Czesław Maryszczak, prezes SPPzG Alina Siomkajło, konsul
generalny Ireneusz Truszkowski
17
Poemat Kohelet Andrzeja Buszy w wykonaniu autora i aktora Krzysztofa
Różyckiego. Fot. Janusz Pasterski
21
Koncert w wykonaniu braci Michała i Filipa Ćwiżewiczów. Fot. Aleksander Sławiński
21
Andrzej Busza w rozmowie z artystami: (od lewej) pędzla – Maria Kaleta,
skrzypiec –bracia Michał i Filip Ćwiżewicze, słowa – redaktor „Nowego
Czasu” Teresa Bazarnik-Małkiewicz. Fot. Aleksander Sławiński
26
402
SPIS ILUSTRACJI
Fot. ze zbiorów archiwum Stowarzyszenia Polskich Kombatantów
w W. Brytanii:
Rada Główna SPK w latach 1947-1950
299
Członkowie władz SPK WB i pracownicy przed jedną z siedzib Stowarzyszenia przy Queens Gate Terrace – rok 1974
301
Edward Kozłowski
302
Maciej Przedrzymirski
302
Zygmunt Szadkowski
302
Stefan Soboniewski
302
Czesław Zychowicz
302
Mieczysław Jarkowski (z prawej) i Czesław Maryszczak
302
W siedzibie SPK w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym (POSK)
– rok 1988. Od lewej: Zygmunt Szadkowski, prof. Karolina Lanckorońska,
gen. Klemens Rudnicki, Artur Rynkiewicz
303
Rok 1970 – Bradford – Puchar im. gen. Andersa (w pierwszym rzędzie
pośrodku) dla Związku Polskich Klubów Sportowych
310
W 20-lecie bitwy pod Monte Cassino – rok 1964
311
Obchody Millennium, Londyn – White City 1966. Harcerskie Poczty
Sztandarowe
311
Monte Cassino 1969
312
Demonstracja w roku 1975 w Londynie podczas przyjazdu do Anglii Aleksandra Szelepina (b. szefa KGB, członka Biura Politycznego KC KPZR)
312
Komitet Budowy Pomnika Katyńskiego w Londynie. Od lewej: Zygmunt
Szadkowski, Adam Treszka, Eugeniusz Lubomirski; zasłużeni dla budowy Pomnika Brytyjczycy: Helen Marcinek, Lord St Oswald, Lord Barnby
(przewodniczący), Sir Frederic Bennett, Louis FitzGibbon; Stanisław Grocholski, Stefan Soboniewski i projektant pomnika Ryszard Gabrielczyk
313
Odsłonięcie Pomnika Katyńskiego
314
Coroczne uroczystości pod Pomnikiem. Rok 2009. Przemawia Prezydent
Ryszard Kaczorowski
314
Rok 2006. Członkowie Zarządu Głównego SPK WB (od lewej:) Marek
Straczyński, Zygmunt Kędzierski, Teresa Szadkowska-Łakomy, Barbara
Orłowska, Edmund Szymczak, Antoni Siemiernik, (w rzędzie pierwszym:)
Czesław Maryszczak, Stefania Brewka, Józef Wojtecki, Jacek Bernasiński
318
Wreszcie w Kraju – pamiętny marsz Kombatantów
320
Koło SPK WB w Fenton – zjazd rodzin Kombatantów
z okazji 50-lecia SPK WB
321
403
SPIS ILUSTRACJI
Sztandarowi i goście po złożeniu sztandarów w kościele garnizonowym.
W rzędzie pierwszym od lewej: prezes SPK WB Czesław Maryszczak, Antoni Siemiernik, Alfred Ostaszewski, przedstawicielka UdSKiOR Franciszka Gryko, Józef Filipczyk, minister Bożena Żelazowska z UdSKiOR,
Edmund Szymczak, Julius Szolin, Jan Klonowski; w rzędzie drugim: Michał Rudnik, attaché wojskowy płk Roman Szymaniuk, Krzysztof Szczepański, Eugeniusz Niedzielski, Marek Straczyński, Edward Piskozub,
Zbigniew Lepisz, konsul generalny RP Ireneusz Truszkowski
322
Programy uroczystości wydane z okazji Święta Żołnierza Polskiego
(wybór)
323
Pomnik Polskiego Czynu Zbrojnego
324
Przy stole prezydialnym (od lewej:) Zygmunt Kędzierski, Marek Straczyński, Czesław Maryszczak, kapelan SPK WB ks. Marek Reczek, Jacek Bernasiński, Barbara Orłowska. Przemawia Rektor Polskiej Misji Katolickiej
w Anglii i Walii – ks. prałat Stefan Wylężek
327
Zarząd Główny SPK WB (od lewej rząd 2): Edmund Szymczak, Teresa
Szadkowska-Łakomy, Stefania Brewka, Zygmunt Kędzierski, Genowefa
Marzec, Antoni Siemiernik; (rząd 1:) Barbara Orłowska, Czesław Maryszczak, Marek Straczyński, Jacek Bernasiński
327
Spis zawartości
Pogoda dla Emigracji
Current Interest in Émigré
Culture
6 Redaktor
7 The Editor
(translated by Teresa Halikowska-Smith)
Nagroda literacka 2013
Janusz Pasterski
9
Kruszec kulturowy Andrzeja Buszy
Poezja
Wojciech Ligęza
27 Odzyskiwanie głosu
Beata Obertyńska
33 Zapatrzona w zieleń. INEDITA
34
34
35
36
36
37
38
38
Persefona
Sad w księżycu
Noc na okręcie
Żyrafy i cień samolotu
Trzmiel
Gladiator
To
Zielona zmora
39 Jętki – jednodniówki
Przed cudownym obrazem, Mój
zegar słoneczny, Obłoki, Błękitny
asfalt, Leniwy Nil, Burza idzie,
Ulewa, Sierpniowe gwiazdy,
Cierpienie, Klepsydra, Bywało...,
Jesienią, Prawda
406
SPIS ZAWARTOŚCI
Jacek Sojan
42
43
44
45
46
46
47
Między słowem a myślą
noeza albo okruszki z weselnego stołu
królewny
rehabilitacja
plaga
pierwiastek
rzeźba
Ewa Chruściel
49 Modlitwa
49 *** [Zamówiłeś wczoraj kwiat paproci]
50 badania emigracji poprzez jej materialne świadectwa
51 *** [Piszę o cioci Anielce]
Alchemia prozy
Marek Baterowicz
53 W ogonku
58 Żongler pochodni
62 Azyl w Prado
Izabela Fietkiewicz-Paszek
67 Raport z kanału Babinka
Jacek Ozaist
72 Oeconomia Divina
Na bieżni scenicznej
Katarzyna Latała
85 Meta
Wizerunki
Magdalena Białonowska 137 Polska jest moją jedyną miłością
Kasper Pawlikowski
150 Ciocia Dziodzia. Beata Obertyńska
Justyna Chłap-Nowakowa
166 Świadkowie i świadectwa wojennych
losów Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej
Wojciech Ligęza
180 Polscy poeci o Karolu Szymanowskim
Anna Owsikowska
195 Roman Palester o kulturze polskiej
Krzysztof A. Tochman
222 Od syjonizmu do katolicyzmu. Roman
Brandstaetter
SPIS ZAWARTOŚCI
Edward Zyman
407
246 Życie zwrócone ku innym. Irena Habrowska-Jellaczyc
O książkach
Andrzej Paluchowski
257 Ojczyzna w widzeniu Jana Pawła II
(J. Jaworski, Podstawy patriotyzmu Jana
Pawła II)
Janusz Pierzchała
261 Bohater białego konia
(Z.S. Siemaszko, Generał Anders w latach
1892-1942)
Elżbieta Lewandowska
272 Śladem artystów żołnierzy
(J.W. Sienkiewicz, Artyści Andersa [...])
Wojciech Ligęza
278 Odkrywane karty
(B. Dorosz, Nowojorski pasjans [...])
Marek Baterowicz
283 Alians muzyki z poezją
(J. Mądroszkiewicz: Zielona Wyspa,
Polskie drogi)
Anna Nowicka
286 Świat według Kiepskich
(J. Ozaist, Szorty)
Kazimierz Nowosielski 289 „Wittlinologowie” nie próżnują
(Etapy Józefa Wittlina, red. W. Ligęza,
W.S. Wocław)
Archiwum pamięci
Dariusz Łaska
293 Polish dinner. RAF Northolt,
14.03.2013
295 Bankiet polski. Jednostka Królewskich
Sił Powietrznych w Northolt,
14.03.2013
Tadeusz Kondracki
298 W służbie Ojczyźnie – Stowarzyszenie
Polskich Kombatantów w Wielkiej
Brytanii
Czesław Maryszczak
326 Metodyczna wywrotowość wobec
SPK WB
Alina Siomkajło
333 Przekazane do Kraju polskie archiwa
i księgozbiory z Wielkiej Brytanii
408
SPIS ZAWARTOŚCI
Konferencje 2013
Jolanta Pasterska
347 O twórczości Józefa Bujnowskiego
(Rzeszów)
Patrycja Grubka
351 Nowe oblicza Andrzeja Bobkowskiego
(Kraków)
Jan Wiktor Sienkiewicz 359 Sztuka Zjednoczonego Królestwa
Wielkiej Brytanii i Irlandii [...]
(Toruń)
Violetta Wejs-Milewska 364 Paryż – Londyn – Monachium – Nowy
Jork (Białystok 2014)
Odeszli 367
Z kalendarza 2013 351
Przypadki i wpadki
385
Komunikat 387
Noty o autorach 365
Książki nadesłane 399
Spis ilustracji 401
Rocznik EKSPRESJE
można nabyć lub zamówić w następujących punktach sprzedaży:
1. WYDAWNICTWO TEST
[email protected]
www.bernard-nowak-wydawnictwo-test.com
2. HURTOWNIE
AVA Sp. z o.o. – ul. Nadarzyńska 58, 05-230 Kobyłka
Firma Dystrybucyjna „Antyk” Piotr Derewiecki – ul. Piastów Śląskich 3/43,
43-300 Bielsko-Biała
Firma Księgarska Wiesława Juszczaka – ul. Pomorska 40, 91-408 Łódź
Grupa Matras sp. z o.o. – ul. Łopuszańska 38b, 02-232 Warszawa
Ogólnopolski System Dystrybucji Wydawnictw „Azymut” sp. z o.o.
– ul. Suwak 5, 02-676 Warszawa
Firma Księgarska Olesiejuk – ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów
3. KSIĘGARNIE INTERNETOWE
www.mareno.pl
www.poczytaj.pl
4. KSIĘGARNIE
Białystok – Księgarnia „Akcent”, Rynek Kościuszki 17, 15-421 Białystok
Chełm
– Księgarnia Barbara Szubert, ul. Wojsławicka 2, 22-100 Chełm
– „Tawa” Taurogiński Waldemar, ul. Krzywa 41/3, 22-100 Chełm
Kraków – Główna Księgarnia Naukowa, ul. Podwale 6, 31-118 Kraków
– Księgarnia „Naszego Dziennika”, ul. Starowiślna 49,
31-038 Kraków
Londyn – Veritas Bookshop, 63 Jeddo Road, London W12 9EE
Lublin
– Księgarnia „Ezop II”, ul. Krakowskie Przedmieście 62,
20-076 Lublin
– Księgarnia Uniwersytecka sp. z o.o., pl. M. Curie-Skłodowskiej 5,
20-031 Lublin
– Księgarnia Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. H. Łopacińskiego, ul. Narutowicza 4, 20-950 Lublin
Łódź
– Księgarnia „Wojskowa”, ul. Tuwima 34, 90-002 Łódź
Poznań
– Księgarnia „Powszechna” s.c., ul. Stary Rynek 63, 61-772 Poznań
– Poznańska Księgarnia Akademicka sp. z o.o., ul. Piotrowo 3,
61-138 Poznań
Warszawa – Główna Księgarnia Naukowa im. B. Prusa s.j., ul. Krakowskie
Przedmieście 7, 00-068 Warszawa
– Księgarnia „Gryf”, ul. J. Dąbrowskiego 71, 02-586 Warszawa
– Księgarnia „M.D.M”, ul. Piękna 31/37, 00-677 Warszawa
– Księgarnia 2„ Naszego Dziennika”, Al. Solidarności 83/89,
00-143 Warszawa
– „Liber” sp. z o.o., ul. Krakowskie Przedmieście 24,
00-325 Warszawa
Zamość
– Księgarnia „Antykwariat”, ul. Staszica 21, 22-400 Zamość
– Zamojski Ośrodek Informacji Turystycznej, ul. Rynek Wielki 13,
22-400 Zamość

Podobne dokumenty