Księżyc i Miecz - roz.I Nawałnica cz.1
Transkrypt
Księżyc i Miecz - roz.I Nawałnica cz.1
Księżyc i Miecz - roz.I Nawałnica cz.1 Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: Kamisha Wstępnie... będę wdzięczna jeżeli ktoś zauważy coś, co międlę i powtarzam w kółko bez potrzeby, zwłaszcza jeżeli informacje stąd będą się powtarzać w kolejnych fragmentach. Cięłam tekst i komponowałam z niego konkretny rozdział, swoim zwyczajem pisząc fragmentami, nie ciurkiem po kolei... tym bardziej będę wdzięczna za wszelką pomoc w uporządkowaniu tego, co mnie w ferworze walki umknęło... 1 Nieszczęście spadło na kraj jak czarny kruk. Bogedor, był wcale jeszcze młody. Miał ledwie czterdzieści lat a tylko trzy minęły jak włożył na skronie dumną, anviliońską koronę. Wszyscy czekali, że rychło pojmie małżonkę godnego rycerskiego rodu, by ta dała królestwu dziedzica z krwi danargidów. Ojcowie bacznym okiem spoglądali na córki w odpowiednim wieku. Niejeden widział się już w roli królewskiego teścia, a w przyszłości dziada. Śmierć banalna, podstępna i cicha rozbiła w proch wszelkie plany i marzenia. Bogedor, na polowaniu spadł z konia i skręcił kark. Nie pozostawił potomka, za to pozostał po nim pusty tron i korona, którą jak najszybciej należało włożyć na godną głowę. Stare prawo stanowiło, że musi w żyłach króla płynąć zacna krew rodu z Danargo. Niestety, ród ów szlachetny, nie należał do zbyt płodnych. Tymczasem, do pośpiechu w poszukiwaniu odpowiednio urodzonego następcy, skłaniały pogłoski o starych dokumentach, traktatach oddających dziedzictwo raskońskim władcom, w przypadku wygaśnięcia linii anvioliońskich danargidów. W odległej przeszłości, królowie z Alsarath spokrewnieni byli bowiem z rodem z Danargo. Początkowo nie chciano dawać wiary plotkom, lecz królewski archiwista odnalazł owe stare pisma. Co gorsza, okazało się, że kopie tych dokumentów posiadają i Raskończycy. Stary Arthiran przysłał posłów, by ci, wziąwszy wpierw udział w ceremonii pogrzebowej, następnie w imieniu swego władcy zażądali korony i berła, powołując się na rzeczone traktaty. I uczynili to, nie czekając aż ciało zmarłego Bogedora ostygnie w grobowcu. Posłów oczywiście odprawiono z Danargo z kwitkiem. Oddanie korony Arthiranowi oznaczałoby włączenie anviliońskich ziem do terytorium Rasków. Dumni Anviliończycy słyszeć nie chcieli o utracie niepodległości. Tym pilniejszym się stało jednak znalezienie odpowiedniego kandydata, z bodaj kroplą krwi danargidów w żyłach. Na Wielką Radę zwołano do Danargo przedstawicieli wszystkich rycerskich rodów. Strona: 1/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl 2 Przed progiem okazałego domostwa, dworu właściwie, stał wysoki mężczyzna w lekkiej paradnej zbroi. Głowę miał odkrytą, a zwichrzona wiatrem czupryna połyskiwała czerwienią miedzi i ogniem złota w promieniach porannego słońca. Rycerz przyciskał do piersi brzemienną niewiastę. Czule gładził jej ciemne włosy, spływające miękkimi falami na plecy. - Bądź dobrej myśli, Gedris. Racja jest nasza. Bogowie muszą nam sprzyjać. - Bogowie opuścili ten kraj dawno temu i zapomnieli o nim... – odpowiedziała cicho. Mężczyzna ujął w dłonie i uniósł lekko w górę jej twarz. - Nie pozwól, by twe serce opanowały lęk i rozpacz. Wrócę przecież, kochana moja. Do ciebie, do naszego domu, ty czekaj... – nachylił się i ucałował drżące usta. – Zobaczysz, szybko przyjdzie dzień i znów wezmę cię w ramiona i przytulę do piersi naszego syna – na te słowa Gedris skrzywiła się lekko i ściągnęła brwi niezadowolona – albo córkę... – dodał śpiesznie mężczyzna uśmiechając się łobuzersko. Podszedł do nich jeden z oczekujących w oddaleniu, wyekwipowanych wojowników i położył rękę na ramieniu rudowłosego rycerza. - Czas nam ruszać, Ilvegorze, jeżeli mamy jutro przed nocą w stolicy stanąć – rzekł cicho. - Już idę, Gimrodzie, siadajcie na koń – rzucił przez ramię ponaglony. – Uważaj na siebie, Gedris – zwrócił się znów do żony – bywaj zdrowa i czekaj... - O mnie się nie troskaj, Ilvegorze. Mnie nic tu nie grozi... tylko ty wróć… żywy – w srebrzystych oczach błysnęły łzy, a głos się załamał. Mężczyzna uśmiechnął się i uścisnął kobietę raz jeszcze, chcąc dodać otuchy. Nie podzielał jej niepokoju, choć świadom był zbliżającej się wojny z Raskonią. - Wrócę, serce moje... – szepnął ocierając kciukiem spływającą po bladym policzku słoną kroplę. – Nie płacz, wrócę... Oderwał się wreszcie od niej i podszedł czekającego, osiodłanego konia. Giermek podał wodze, a on zwinnie wskoczył na grzbiet wielkiego, bojowego rumaka. Uniósł w górę ramię i podał drużynie komendę. Podkowy zadźwięczały ostro na brukowanym dziedzińcu. Ruszyli z miejsca kłusem. Gedris stała w podcieniu domu, spoglądając w ślad za odjeżdżającymi. Jedną dłoń wsparła na drewnianej kolumnie, drugą opiekuńczym gestem położyła na brzuchu. Drużyna oddalała się pozostawiając za sobą tuman kurzu. Wjechali na wzgórze, za którego szczytem nikła droga. Ilvegor wstrzymał wierzchowca i zwrócił się w kierunku domu. Wojowie minęli go i skryło ich wzniesienie. Kurz opadł i na szczycie widoczna była teraz tylko sylwetka wysokiego jeźdźca, dosiadającego masywnego konia. Ilvegor podniósł ramię w geście Strona: 2/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl ostatniego pożegnania, zawrócił wierzchowca i pomknął galopem za drużyną. Młoda kobieta zacisnęła szczupłe palce na drewnianej kolumience, aż zbielały kostki. W chwili, gdy Ilvegor znikał za wzgórzem przeszył ją dziwny, zimny dreszcz, serce zmroził niezrozumiały lęk, a w głowie, nie wiadomo skąd, zrodziła się myśl, że oto widzi swego męża po raz ostatni. Zamknęła powieki i trwała tak dłuższą chwilę, starając się stłumić nieprzyjemne przeczucie, przegonić czarne kruki złowrogich myśli i opanować drżenie rąk. Przeczucia. Nienawidziła ich. Przeklęty dar. Przeklęte dziedzictwo. Odruchowo zacisnęła dłoń na medalionie, który zawsze nosiła na szyi. Księżyc otoczony trzema gwiazdami. Pamiątka po praprababce ojca, Amavilde z Limherith. Z Limherith, miejsca owianego legendami, o którym nikt nie wiedział, gdzie dokładnie się znajduje, ani czy w ogóle istnieje. Dawno temu Amavilde odeszła do swoich. Medalion był częścią pozostawionego przez nią dziedzictwa, darem. W rodzinie Gedris zawsze przechodził na pierworodne dziecko. Wraz z nim ród przechowywał ustną tradycję, że przedmiot ów powróci do tajemniczego Limherith, z jego ostatnim dziedzicem. Medalion podobno posiadał jakąś moc i ochraniał tego, do kogo należał. Powinnam była dać go Ilvegorowi, pomyślała, za późno, już za późno... Można tyko czekać, tylko czekać... Gedris była jedynym i ostatnim dzieckiem w rodzie swego ojca. Ostatnią dziedziczką... Czy to miało znaczyć, że czeka ją wyprawa w nieznane? Ech, legenda, stare bajki... Wydano ją za mąż, niebawem miała urodzić dziecko. O tym powinna teraz myśleć. Jednak dziwne przeczucie mrocznego losu nie opuszczało jej od dnia, w którym posłańcy ze stolicy przybyli do Falersei. Rada Królestwa wzywała głowy wszystkich starych rodów, wśród nich męża Gedris. Ilvegor domyślał się celu wezwania, ale milczał nie chcąc niepokoić żony. - Wejdź do domu, pani – usłyszała za plecami zatroskany głos starej Velise. – Jest chłodno, przeziębisz się... - Nie czuję zimna. – Gedris nie ruszyła się z miejsca. Nadal stała ze wzrokiem utkwionym w pustej już wstędze drogi. - Czuję tylko strach. Nie wiem dlaczego, ale czuję go... Boję się, Velise... Stara ochmistrzyni westchnęła, podeszła i narzuciła na ramiona Gedris płaszcz z wełnianego sukna. Sama także miała się, o kogo lękać. Starszy z jej dwóch synów odjechał z Ilvegorem. Velise objęła opiekuńczo młodą szlachciankę. - Rozwiązanie blisko, a ten którego kochasz jest daleko od ciebie teraz, gdy powinien być blisko. Nic w tym dziwnego, że się lękasz. Taki już los nas, kobiet, nam czekanie, im wojowanie. Nie zadręczaj się, moje dziecko, chodź do środka – powtórzyła. - Za chwilę – potrząsnęła głową Gedris. Chciała jeszcze przez chwilę pobyć sama ze swoim niepokojem i przeczuciami. Uporządkować je jakoś. Strona: 3/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Idź Velise, zarządź, niech szykują posiłek. Zaraz przyjdę, ale teraz chcę być sama. - Jak sobie życzysz – Velise westchnęła bezradnie i odeszła. Gedris została w podcieniu. 3 Po bezdzietnej śmierci króla Bogedora, sprawa kłopotliwej sukcesji spadła na barki Rady Królestwa. Przekopywano się wytrwale przez stare rodowe kroniki poszukując pośród możnych rodów choćby nikłego pokrewieństwa z rodziną królewską. Choć zebrani w stolicy panowie spierali się zajadle, wszyscy mieli świadomość, że pogrążenie kraju w wojnie domowej nie wchodzi w rachubę. Taka wojna byłaby znakomitym pretekstem, dla roszczeń wysuwanych przez Raskonię. Arthiran Raskoński natychmiast wkroczyłby do Anvilionu i ukoronował się jako jego prawowity władca. I bez zachęty zagrożenie, ze strony wojowniczego sąsiada, rosło z każdym dniem. By skutecznie zapchać paszczę, raskońskiemu Lwu, rodowód nowego króla nie mógł pozostawiać wątpliwości. Musiał być danargidą. Jedynym pasującym do owego schematu, okazał się być Ilvegor z Falersei i Rada Królestwa właśnie jemu postanowiła powierzyć koronę. Natychmiast pchnięto posłów za zachodnią granicę z informując, iż anviliońska korona ma godnego spadkobiercę, a co za tym idzie, roszczenia Arthirana są bezpodstawne. Oczywiście Raskończyk nie uznał sukcesora w osobie Ilvegora. Od dawna szukał sposobu na przyłączenie Anvilionu do swoich ziem. Już Bogedor nie był danargidą w prostej linii, ale jego pokrewieństwo z rodem królów z Danargo było znacznie mniej enigmatyczne niż Ilvegora i praw tamtego, Arthiran nie mógł zakwestionować. Prawa Ilvegora, owszem. Gdy tylko Rada Królewska ogłosiła decyzję o wyborze nowego króla, Raskonia oświadczyła, iż zbrojnie upomni się o należne dziedzictwo skoro Rada, w tak bezczelny sposób, śmie go odmawiać. Anvilioński Smok próbował szczerzyć kły. Kolejnych już posłów z Alsarath, skrępowanych i bez pisemnej odpowiedzi, odstawiono do granicy, i pieszo przez nią przegnano. Była to jawna wzgarda okazana Arthiranowi i jego żądaniom. Stąd, następnym krokiem mogła być już tylko zbrojna konfrontacja. Wojska raskońskie zaczęły gromadzić się przy granicy z Anvilionem i jedynie kwestią czasu pozostawało, kiedy ruszą w głąb kraju. W pośpiechu, Ilvegora z Falersei, mianowano tytularnie królem Anvilionu oraz Głównym Wodzem, uroczystą koronację odkładając na czas, po zwycięskim, jak mniemano, zakończeniu wojny z raskońskim uzurpatorem. Ilvegor, choć niechętnie, przyjął koronę i stanął na czele armii. Jego pokrewieństwo z danargidami sięgało piątego, czy szóstego pokolenia wstecz. Ugiął się jednak pod presją. Przeciwny był wojnie, bo znał potęgę raskońskiego wojska i zdawał sobie doskonale sprawę, że Anvilion nie jest zdolny skutecznie stawić jej czoła. W tej wojnie będzie można jedynie z honorem polec i nowo obrany król był tego w pełni świadom. Ale Anvilion chciał za wszelką cenę, choćby wbrew rozsądkowi, utrzymać niezależność i członkowie Rady nie chcieli słyszeć o oddaniu władzy Arthiranowi Raskońskiemu. Strona: 4/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Prowincją nas uczynią jeno! – zebrani szlachcice i przedstawiciele starych rycerskich rodów, gniewnie walili pięściami w stoły. - Nie potrzeba nam łaskawego namiestnictwa Rasków! Arthiran naszego zboża tylko łaknie, drewna z lasów i złota z naszych skrzyń! – Padały dokoła gniewne głosy. - Własnego chcemy mieć króla! Danargidę! Nie Raska! Rada chciała też natychmiast sprowadzić do stolicy małżonkę Ilvegora, jako prawowitą królową, lecz on sam, ze względu na jej stan nie zgodził się uznając, iż lepiej i bezpieczniej będzie pozostawić ją w spokojnej Falersei. Tymczasem w stolicy trwał niepokój. Rozesłano wici i w pośpiechu gromadzono wojska, albo raczej to, co miało stanowić namiastkę armii. Nie opatrywano miasta uznając, że wszystko rozstrzygnie się w jednej, walnej bitwie. Anvilion stawał w obronie swojej niezależności i racji, nie dopuszczano myśli o klęsce. Musieli zwyciężyć. Zwyciężą, a upokorzeni Raskończycy, jak już niegdyś bywało, powrócą do swych domów pokonani, z podkulonymi ogonami. Tak właśnie powiadano: niczym psy, z podkulonymi ogonami. Wreszcie zgromadzona na granicy armia raskońska ruszyła. Szli w kierunku Danargo podporządkowując sobie napotkane po drodze osady i pomniejsze miasta. Anviliończycy pozwolili się jej na razie poruszać swobodnie, tym bardziej, że Arthiran nie pozwalał na plądrowanie i rzeź w kraju, którego panem spodziewał stać się niebawem. Niszczono jedynie nielicznie napotykane wojskowe posterunki. Krwi, jednak owe potyczki, napsuły Raskom niemało, bowiem Anviliończycy, byli upartymi patriotami i nigdy nie poddawali się bez walki, walcząc do ostatniego tchu, przy całej beznadziejności owej walki, z przeciwnikiem, z którym ani liczebnie, ani zbrojnie równać się nie mogli. Niewiele wszakże owych mini bitew stoczono, bo większość wojsk z posterunków wcześniej ściągnięto do stolicy, gdzie formowano armię, która miała ostatecznie stawić czoła najeźdźcy i zakończyć definitywnie wojnę. Starannie wybrano miejsce bitwy i tam też zgromadziło się i rozłożyło obozem wojsko Anvilionu, w gotowości oczekując nadejścia wroga. Na wzgórzach Vitille. 4 Anviliońskie rycerstwo z dawna już osiadło rodowych majątkach i z biegiem lat przekształciło się w gospodarujących ziemian. Do tej pory, góry na południu, a od wschodu i północy dzikie puszcze Lossedonu, były wystarczającą ochroną. Wojownicza Raskonia na zachodzie, zawsze stanowiła zagrożenie, ale od dni Dawnych Wojen związana ustanowionym wtedy pokojem, swe oczy kierowała zwykle w inne strony. Ów pozorny brak zagrożenia ze strony śpiącego Lwa, sprawił, że kolejni anviliońscy władcy nie przywiązywali zbyt wielkiej wagi do utrzymywania stałej, regularnej armii. Przez dziesiątki lat, pokolenia zajmowały się w pokoju uprawą roli, hodowlą bydła i koni. Teraz jednak, gdy na tronie zabrakło króla, Lew na zachodzie przebudził się i zaczął ryczeć. Strona: 5/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Zbrojną „siłę” Anvilionu stanowiła Gwardia Królewska, około pięciuset konnych rycerzy i tysiąca ciężkozbrojnej piechoty i... pospolite ruszenie, zbieranina chłopów, myśliwców i trochę lekko uzbrojonej szlachty. Cóż za opór mogła stawić, ta „armia”, wielu tysiącom ciężkiej, opancerzonej raskońskiej jazdy? Czy leśni myśliwcy, łucznicy mogli się równać z zastępami znakomitych kuszników, stanowiących dumę księcia Helmoda, syna Arthirana, dowodzącego armią Rasków? Czy, byle jak uzbrojone, niewielkie zastępy rolników mogły stawić skuteczny opór zahartowanej, raskońskiej piechocie, którą też w tysiącach głów liczyć należało? c.d.n (w bliżej nie określonej przyszłości ;)) Strona: 6/6 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl