O potworach wszelakich z diabłem mieszkających

Transkrypt

O potworach wszelakich z diabłem mieszkających
O potworach wszelakich z diabłem
mieszkających
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Inez415
Sowa zahuczała dźwięcznie, upewniając wszystkich o trwającej wciąż nocy. Neil wyciągnął
się mocno, pozwalając strzelić każdej małej kosteczce w swym drobnym ciele. Uwielbiał to
uczucie. Takie silne i pobudzające w swej prostocie. Z niechęcią ułożył się w łóżku,
zaciągając kołdrę na głowę. Zawsze miał wrażenie, że coś czai się w ciemności, a piernat
zdawał się być jedyną, skuteczną tarczą.
Jednakże sen nie chciał przyjść tak szybko, jak to sobie zaplanował. Dosłownie – minęli się w
drzwiach.
— Co pan powie na mały eksperyment? — rzekł głos w jego głowie.
Może to właśnie Morfeusz rzucił mu parę bezsensownych słów na odchodnym. Jednak
niezależnie od tego czy był to Władca Snów, czy też nocna zjawa mącąca mu w myślach,
ten wdzierający się do jego umysłu dźwięk, wywarł na nim tak ogromne wrażenie, że
wyskoczył z łóżka, nie bardzo wiedząc w którą stronę się udać. Jednak ‘głos’ nie pozostawił
go samego na pastwę losu. Nie pozwolił, aby biedny i zagubiony w swym chaosie Neil, na
długo pozostał bezradny. Ponownie zaszczycił go swą jakże cenną i niezawodną radą.
— Wyjdź na zewnątrz — kolejny szept, siłą wdarł się gdzieś pomiędzy jego przestrzeń
uszną.
Tym razem zadziałało. Tym razem było mobilizujące. Narkotyzujące. Doznał jakby cała jego
świadomość toczyła zacięty bój, z tym jakże z pozoru niewinnym i nieszkodliwym intruzem.
Czuł, że jest bliski wywieszenia białej flagi i odpłynięcia wraz ze swą mentalnością na
bezludną wyspę.
Nowy świat przyjął go ciepłym podmuchem wiatru. Zawsze chciał być piratem.
***
Wiedział jedynie, że musi udać się do Larundu. Miasta oddalonego o kilkanaście godzin od
jego domu, także by dotrzeć tam przed zmierzchem, musiał wyruszyć natychmiast. To nic,
że był środek nocy. Księżyc świecił wyjątkowo mocno, oświetlając srebrzyście ścieżkę przy
lesie.
Strona: 1/7
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Larundo było stolicą od kilku dobrych wieków, szczycąc się nieprzebranymi księgozbiorami i
masą przeróżnych legend. Każda z nich, choć przez moment, wspominała o dawnych,
mitycznych stworzeniach – smokach. Jednak czy była to tylko bajka, czy istotny fakt, nie
wiedział nikt.
Po wielu godzinach szybkiego marszu, młodzieniec stanął wreszcie u progu bram. Udało mu
się tu dotrzeć przed zmierzchem, dokładnie tak jak to sobie zaplanował. Strażnik zerknął na
niego przez sporą szparę w drzwiach.
— Co cię sprowadza, wędrowcze?
— Chciałem jedynie zasiąść w dobrej karczmie i wypocząć po długiej podróży —
odpowiedział.
Dróżnik przyjrzał mu się przez chwilę, skrupulatnie mierząc jego postawę.
— Dobrze, możesz wejść. — Odsunął się od furtki, odryglował zamek i otworzył ją na oścież.
– Polecam oberżę „Pod Zabójczą Kulą”. Jest zaraz za tym zakrętem w prawo. Tylko nie
narób kłopotów, chłopcze.
Ten tylko spojrzał na niego przelotnie, pośpiesznie udając się we wskazany skręt. Choć w
głowie ułożyła mu się właśnie całkowicie przeciwna myśl: Biblioteka, wszedł do gospody
poleconej przez strażnika. Po długiej podróży przyda się zdrowy sen, na odświeżenie umysłu
i ciała.
Poranek obudził go smrodem z rynsztoku i głośnym gwarem dobiegającym z rynku. Nikt nie
wspominał, że życie w stolicy jest tak uciążliwe i hałaśliwe. Niechętnie podniósł się z łóżka i
mocno przetarł zaspane oczy.
— Gdzie ja…? — zastanowił się przez moment, a poranna amnezja uciekła pośpiesznie,
zastąpiona trzeźwą myślą. — Ach tak! Czas zajrzeć do biblioteki – rzekł do siebie, ubierając
się gorączkowo.
Do diabła, czemu się tak śpieszył?
Księgozbiór znajdował się parę uliczek dalej, wiedział o tym doskonale, choć nie
przypominał sobie, by kiedykolwiek był w stolicy. Jednak ta niepewność w ogóle go nie
zaskoczyła. Wręcz przeciwnie, upewnił się jedynie w przekonaniu, że musi tam dotrzeć i to
jak najszybciej się da.
Przedzierając się przez gęstwinę ludzi i zwierząt, doszedł do obszaru całkowicie
wyróżniającego się od pozostałej przestrzeni. Przed nim rozpościerał się widok na wielką,
porośniętą bluszczem wieżę, która stanowiła epicentrum owej panoramy. Nie byłoby w tym
nic nadzwyczajnego, jednak kilkanaście metrów dookoła owego budynku panowała
kompletna pustynia roślinności. Zupełnie jakby ktoś postawił tabliczkę: „Florze i faunie:
wstęp wzbroniony”, a dzieła natury po prostu grzecznie usłuchały napisu. Nie było wokół
niej nawet brukowanej kostki, po prostu czarna ziemia wymieszana z kamykami. Wiatr
zadął mocno, wzburzając tumany kurzu, sprawiając tym samym, jeszcze większe wrażenie
nieprzystępności donżonu.
Lekko oniemiały, zatrzymał się na moment. Po co właściwie tu przyszedł? Ach tak! To
przecież oczywiste, jak mógł o tym zapomnieć?
Strona: 2/7
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Lekkim krokiem podszedł do wielkich, zgniłozielonych drzwi, wtapiających się w kolor
roślinności na wieży. Głośno zaczerpnął powietrza i mocno zapukał w stare drewno. Echo
rozniosło się po całym budynku. Po chwili usłyszał odgłos ciężkich kroków, odbijających się
od drewna, tworząc charakterystyczny, nieco przeraźliwy dźwięk. Chłopak wyobraził sobie
naraz ogromnego potwora czyhającego na niewinne, młode duszyczki, które pożerał w
akcie nienawiści. Nie wiedział nawet skąd tak nagle pojawiła się ta dziwna myśl.
— Kto tam? — odezwał się głos.
— Mistrz Vertis chciał wypożyczyć jedną z waszych ksiąg.
— Vertis? No dobrze. – Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. — Wejdź. Och, to
znowu ty!
Mężczyzna zdawał się być o wiele bardziej przyjazny, niźli zdawało mu się z początku.
Uśmiechnął się do niego, gestem zapraszając do środka. Pomieszczenie było jednak
znacznie większe, niż się tego spodziewał. Mimo, że zostało zawalone z góry na dół
przeróżnymi księgami, ogrom wnętrza był wyczuwalny już od progu. Żółte stronice
oprawione w stare okładki, leżały gromadnie w stosach na każdej kondygnacji. Chłopak
zerknął w górę, jednak nie udało mu się doliczyć ilości pięter.
„Ciekawe ile ich jest?” zastanowił się.
— Jakiej książki potrzebujesz? – zapytał bibliotekarz, przerywając nagłe zaciekawienie.
Chłopak wytrącony z rozmyślań, popatrzył się na niego głupkowato. Po co tu przyszedłem?
— Pop — zająknął się — poproszę „O potworach wszelakich z diabłem mieszkających”
autorstwa Namy Mori.
— Oho, ciekawa lektura. — Mężczyzna zaśmiał się serdecznie. — Na co ona mistrzowi?
Przecież to zwykłe bajeczki dla dzieci.
— Nie wiem. Kazał przynieść, więc przyniosę. Nie tłumaczy mi się ze swoich wymysłów.
— Dobrze, dobrze, rozumiem. Nie musisz być taki poważny. — Uniósł lekko prawy kącik ust,
starając się rozluźnić napiętą nieco atmosferę. — Znajdziesz ją na trzecim piętrze po lewej
stronie. Pomógłbym ci jej szukać, niestety jak widać, mam tutaj niekończący się natłok
pracy.
— Rozumiem. Poradzę sobie sam.
— Zaczekaj chwilę. — Zajrzał do stojącej obok szafki i wyciągnął z niej papier, pióro oraz
atrament. — Zapiszę sobie co bierzesz.
Nachylił się nad blatem, zamoczył pióro w czarnym płynie, odczekując chwilę, by nadmiar
mazi spłynął z powrotem do inkaustu. Wziął lekki zamach i delikatnym ruchem wypisał na
kartce wszelkie potrzebne mu informacje:
— M-i-s-t-r-z — literował — V-e-r-t-i-s. O p-o-t-w-o-r-a – zamilkł, spojrzał uważnie na
młodzieńca i kontynuował pisanie w ciszy.
Męczył się jeszcze przez chwilę, po czym pochował wszystko z powrotem do szafki.
Strona: 3/7
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
— Dobrze. To dla ciebie. — Podał mu jeden ochlapany tuszem arkusz. — Drugi będzie tutaj
bezpiecznie czekał i w razie czego, upomnimy się o ciebie. Księgę proszę zwrócić najpóźniej
do następnej pełni księżyca. W każdym bądź razie życzę powodzenia w szukaniu! —
krzyknął na odchodnym, znikając w gąszczu woluminów.
Chłopak w odpowiedzi wzruszył ramionami i pośpiesznie wdrapał się na schody,
przeskakując co dwa stopnie. Czuł, że musi znaleźć księgę jak najszybciej, jednak skąd
brało się to przeświadczenie? Nie miał pojęcia i póki co, nie miał czasu się nad tym
zastanawiać. Pomyśli, gdy wykona zadanie.
Na trzecim piętrze tomy poukładane były dość schludnie i przejrzyście. Skręcił w lewo i
zatrzymał się, przeszukując wzrokiem po półkach. Na szczęście tytuły zostały wpisane na
bokach, w dodatku ułożone były alfabetycznie. Znalezienie właściwego było tylko kwestią
czasu.
Księga okazała się być znacznie starsza i potężniejsza niż się tego spodziewał. Szarpnął
mocno za okładkę, jednak pod jej ciężarem zatoczył się mocno i z łoskotem upadł na
podłogę, wzburzając dookoła tumany kurzu. Kichnął głośno, po czym siadł wygodnie,
opierając się o pobliski mebel. Przetarł powierzchnię ręką, niecierpliwie ocierając ją z brudu.
Jego oczom ukazało się sporych rozmiarów wyżłobienie w kształcie smoka ziejącego ogniem.
Ogon zawijał się i przechodził na tylnią obwolutę, a łuski na cielsku zdawały się układać w
wielkie jajo. Razem stanowiły niebanalną kompozycję, zachęcającą czytelnika do
zagłębienia się w nieznaną krainę. Otworzył ją z zaciekawianiem, by po chwili pośpiesznie
wertować stronice, w poszukiwaniu tej jedynej w swoim rodzaju historii.
— Jest! — krzyknął do siebie.
„Jak stworzyć własnego smoka?
Wystarczy jedna łuska i trochę magicznych zdolności. Co prawda tylko wyszkolony
czarodziej potrafi ze starej łupiny odtworzyć nowe życie, jednak każdy musiał kiedyś
zaczynać od podstaw. Bazyliszkowa powłoka (wraz z odpowiednimi komponentami,
oczywiście) może zamienić się w przerażającego potwora, potrafiącego nawet, zmienić bieg
wydarzeń.
Według legendy, takowym smokiem był Fushigiryuu, wierny kompan jednego z najlepszych
magów wszech czasów, Honou Midori’ego. Jego tęczowa łuska czyniła cuda potężniejsze,
niźli jest w stanie wyobrazić to sobie wasz umysł, a jego płonący oddech spalał większe
miasta, niż wasze oczy zdołałyby sięgnąć. Nie groźne były mu gorące wichry i srogie cięgi
zimy. Mawia się wręcz, iż sam Pan Ciemności zazdrościł takiego stwora, toteż porwał go i
trzyma po dziś dzień w swych mrocznych pieczarach.
Wybacz Drogi Czytelniku, że podstępnie zmyliłem Cię fałszywym tytułem, jednak by
zachęcić kogoś do przeczytania mych teorii i fantazji, potrzebny był mi właśnie taki, a nie
inny zabieg. Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie i z uśmiechem na ustach
przejdziesz do kolejnej, równie fascynującej legendy.”
Młodzieniec zamknął książkę, trzaskając głośno.
— To o to chodziło? O tę mało wiarygodną legendę? — zdumiał się.
Cóż, nie miał zamiaru sprzeciwiać się rozkazom. Włożył księgę pod pachę i szybkim krokiem
wyszedł z wieży, nie zwracając nawet uwagi na machającego mu na pożegnanie pracownika.
Strona: 4/7
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Z tego co pamiętał, po odnalezieniu baśni, miał udać się na północny trakt i czekać tam na
mistrza. Powinien zjawić się lada chwila. Niestety czas ciągnął się nieubłaganie. Każda
sekunda zdawała się trwać niczym minuta, a minuty niczym godziny. Nawet Matka Natura
w swej złośliwości, spowalniała mu wyczekiwanie. Ślimak z wolna sunął naprzód, nie
przerywając ani na chwilę swego monotonnego biegu. Wydawało się, iż gnał na łeb na
szyję, gdy tak usilnie wyciągał swe czułki do przodu. Liście opadały powoli, wciąż wirując
wokół własnej osi, dopóki nie opadły na ziemię. Ptaki ćwierkały smutne i rzewne melodie,
wprowadzając chłopaka w iście melancholijny stan. Długo już tak siedział? Chyba nie,
słońce wciąż stanowczo trzymało się chmur, wiszących na środku nieba.
Około południa usłyszał głośny pomruk. Leniwie otworzył oczy.
— Neil? — zapytał siwobrody staruszek.
Mrużąc oczy, mocno oślepione od światła, niepewnie kiwnął głową.
— Doskonale — rzekł dziadek, zamachując dłonią, w której trzymał sporej wielkości,
drewnianą laskę. Z całej siły uderzył go w skroń, tak że chłopak natychmiast stracił
przytomność.
Ocknął się niedługo później, otoczony zapachem wilgoci i stęchlizny. Zimno przewiało go po
plecach. Skrzywił się brzydko, dotykając ręką rozwalonej głowy. Gdzie był? Co się stało?
Pamiętał jedynie, że kładł się spać, a potem ten dziwny sen, który zaczął pomału stapiać się
w jedną, niezrozumiałą całość. Podniósł się nagle, uświadamiając sobie, że leżał na jakiejś
starej, zakurzonej pryczy. Dookoła niego dominowała ciemność, lecz można było dostrzec
delikatne zarysy mebli. Ściany były kamienne i mokre, z całą pewnością znajdował się w
piwnicy, być może w pobliżu rzeki. Jednak to nie pomogło mu w odkryciu położenia. Woda
płynęła w pobliżu jego domu, w stronę stolicy i jeszcze dalej, nie wiedział nawet gdzie
znajduje się jej ujście. Krzyknął głośno:
— Hej! Jest tu kto?!
Odpowiedział mu dźwięk odryglowywanych drzwi.
— Cicho — warknęła postać u progu.
— Przepuść mnie. — Druga osoba wepchnęła się bezceremonialnie, popychając strażnika.
— Witaj króliczku. Widzę, że zdążyłeś się już obudzić. — Uśmiechnął się nieestetycznie.
Chłopak cofnął się szybko w stronę najdalszej ściany i oparł się o nią, z wolna opuszczając
ciało na podłogę. Miał pustkę w głowie, która zaczęła zmieniać się w coraz szybciej rosnącą
panikę. Czuł się jak zwierzę zapędzone do klatki, które nie ma żadnego wyjścia. Co tutaj
robił? Kim są ci ludzie? O co chodzi? Natłok myśli zabolał go nienaturalnie mocno,
wysuwając na pierwszy plan zamazane wspomnienia. Był już tu kiedyś. Był i bał się równie
mocno jak teraz. W takim samym stopniu nie wiedział co się dzieje, a rosnąca panika
zaczęła zmieniać się w agresję.
— Wypuść mnie, ty chory sukinsynu! – rzucił, zaciskając mocno dłonie w pięści.
— Och, znowu przypomniałeś sobie co nieco. Ciekawe, ciekawe… — zadumał się, teatralnie
łapiąc za podbródek.
Miał na sobie długi, czarny płaszcz, przywodzący na myśl obrazki z czarodziejami, które
Strona: 5/7
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
czytywał w dzieciństwie. Westchnął głośno, starając się, by emocje nie wzięły górę. Musiał
się wreszcie dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi!
— Kim jesteś?
— Już kiedyś zadawałeś mi to pytanie, Neil. Nie pamiętasz?
— Odpowiadaj!
— No dobrze … nazywam się Vertis, mistrz magii.
— Magii? — Neil prychnął głośno, niczym ugodzona kotka. — Nie ma czegoś takiego jak
magia!
— Ależ jest. Doświadczyłeś jej wiele razy na własnej skórze.
To stwierdzenie zdziwiło go tak mocno, że aż usta odmówiły współpracy. Chciał coś
powiedzieć, cokolwiek, jednak żadne słowo nie chciało opuścić bariery. Co gorsza, w głębi
ducha czuł, że starzec mówi prawdę. Czyżby już wcześniej słyszał taką odpowiedź?
— J-jak to? — wreszcie udało mu się wydusić z siebie te z pozoru proste pytanie.
— Czyli trzeba zacząć od początku. Znowu. — Zmarszczył brwi. — Siadaj — rozkazał mu i
sam zbliżył się do łóżka. — Mel! Podaj mi wina. Naszemu gościowi też.
Strażnik kiwnął lekko głową i szybkim krokiem wyszedł z celi. Vertis westchnął głośno.
— Od wielu lat staram się przywrócić dawne bogactwo magii. Póki co, udało mi się odnaleźć
niewiele pozostałości po dawnych czarodziejach i jestem przekonany, że jest to malutki
zalążek ich świetności. Już od dawna wykorzystuję cię do różnego rodzaju misji, z równie
różnym skutkiem.
— Że co proszę?! Wykorzystujesz mnie?! I mówisz mi o tym tak spokojnie?!
— Oczywiście, i doskonale o tym wiesz. Tłumaczyłem ci to już wiele razy. Za każdym razem,
gdy cię tu zabieram, wyjaśniam ci wszystko po kolei. Co ciekawe zdajesz się pamiętać
jedynie szok wywołany pobudką w tym miejscu, ale całej reszty nigdy — pokiwał, niby
gniewnie, głową.
Neil zerwał się nogi. Czuł, że znowu narasta w nim gniew i agresja, która tym razem
potrzebowała fizycznego ujścia. Miał ochotę przywalić mu w tę starą gębę, lecz
jednocześnie, chciał usłyszeć resztę tej historii. Zresztą…
— Ty popieprzony łajdaku! — Uderzył go mocno w twarz. Zużył na to całą swoją siłę, poczuł
to poprzez nagle mdlejące nogi i ręce, osuwając się wolna na ziemię. Przygoda musiała
wyczerpać go mocniej niż przypuszczał. Zerknął pośpiesznie na starca, jednak jego twarz
przyozdobił jedynie skrzywiony uśmiech.
— To też nie pierwszy raz, króliczku.
— Ale…jak to? – zapytał się bezradnie, siadając na podłodze. Nie wiedział już w co wierzyć,
co jest prawdą, a co nie. Może magia faktycznie istniała?
— Sądziłeś, że zostałbym z tobą sam na sam, bez żadnego zabezpieczenia? Po raz kolejny
Strona: 6/7
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
przekonujesz się, że bariera ochronna działa bez zarzutu. Naprawdę dziwi mnie fakt, że
wciąż nic nie pamiętasz. Ani swych misji, ani rozmowy po przebudzeniu … być może jedynie
silnie emocje zakorzeniają się na dłużej w pamięci – zamyślił się na moment. - A teraz
usiądź grzecznie i wysłuchaj co mam do powiedzenia. Wyjątkowo lubię patrzeć się na twą
zdziwioną i zdezorientowaną twarz. To chyba zaczęło podchodzić pod jakieś zboczenie –
zaśmiał się, spoglądając wesołym wzrokiem na chłopaka. - Chyba chcesz się dowiedzieć, co
się z tobą działo?
Chłopak posłusznie kiwnął głową, wpatrując się w wilgotne podłoże. O Pani Światła, jak tu
zimno.
— Zastosowałem na tobie Voiceless. Jest to podświadoma komenda wprowadzana do
umysłu podczas snu. Dzięki niej, mogę zaprogramować twe myśli, by podążały według
ustalonego według mnie toku. Wpierw miałeś udać się do Larundu, następnie, gdy
przekroczysz bramę – udać się do biblioteki. Z tym był mały problem, wycieńczenie
organizmu było silniejsze od zaklęcia. Jednak gdy tylko ujrzałeś wieżę, przypomniało ci się,
że musisz wypożyczyć dla mnie księgę, a potem czekać przy północnym trakcie. Dodatkowo,
za każdym razem gdy zaczynałeś wątpić, zaklęcie umacniało cię w przekonaniu, że jesteś
zobowiązanym wykonać zadanie i to jak najszybciej. Zależało mi na pośpiechu z
oczywistych względów. Magia nie działa w nieskończoność.
Strażnik wszedł do pomieszczenia, podając im kielichy z winem. Neil pociągnął szybko
haust, starając się zagłuszyć wirujące wokół niego przeraźliwe myśli.
— Mogę jeszcze dodać, że Voiceless, w twoim przypadku — kontynuował, sącząc małe
łyczki czerwonego nektaru — aktywuję jednym, bardzo prostym zdaniem, które powinieneś
jeszcze pamiętać.
— Co pan powie na mały eksperyment… — westchnął chłopak, ciężko trawiąc usłyszaną
historię. — Dlaczego ja…?
— Szczerze mówiąc , nie jestem pewien — zaśmiał się. — Zauważyłem cię pewnego
letniego dnia i stwierdziłem, że nadajesz się idealnie. Takie magiczne przeczucie. To jak?
Kontynuujemy? — wstał z łóżka.
— J-jak to…kontynuujemy? To nie koniec? — spytał się, ledwo formując zdania. Nie miał już
nawet sił, by ruszać ustami. Dosypali coś do wina?
— Oczywiście, że nie. Będziesz mi jeszcze potrzebny. Księga, którą mi przyniosłeś jest
niezwykle cenna, zawiera w sobie sporo ukrytych informacji, ale istnieje jeszcze wiele z
podobnymi właściwościami. Także…miłych snów, Neil.
Młodzieniec czuł, że jego świadomość już z ledwością kojarzy fakty i najchętniej ulotniłaby
się gdzieś daleko w ferworze snu. Uległ jej, nie mając siły, by dłużej walczyć.
— Co pan powie na mały eksperyment? — starzec uśmiechnął się, delikatnie kładąc
podopiecznego na pryczy.
Strona: 7/7
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty