Między nostalgią a nadzieją. Dziedzictwo kulturowe jako

Transkrypt

Między nostalgią a nadzieją. Dziedzictwo kulturowe jako
Elżbieta Nieroba, Anna Czerner, Marek S. Szczepański
„Między nostalgią a nadzieją. Dziedzictwo kulturowe jako dyskursywny
obszar rzeczywistości społecznej”
w: „Między nostalgią a nadzieją. Dziedzictwo kulturowe w ujęciu
interdyscyplinarnym.” Red. Elżbieta Nieroba, Anna Czerner, Marek S. Szczepański,
Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2009, s. 17-36.
„Każde miejsce to żywe muzeum, dynamiczne i pieczołowicie wypełnione
swoimi małymi bogactwami, symboliką i wartością, przypisanymi
do pozornie zwykłych budynków, drzew i rzeczy” (Clifford i King 1993).
Dziedzictwo kulturowe – poza iluzjami
Tekst, który przedstawiamy poświęcony został roli dziedzictwa kulturowego i
poszczególnych jego elementów w budowaniu tożsamości regionalnej. Empirycznym
układem odniesienia uczynili autorzy Opolszczyznę, obszar pogranicza kulturowego o
mozaikowym układzie etnicznym i społecznym. Dziedzictwo kulturowe nie jest na
ogół kojarzone z gorączkowymi dysputami rozgrzewającymi adwersarzy i publikę do
czerwoności. Powszechne asocjacje to nobliwość i elitaryzm muzeum, chłód
kościelnej nawy, zacisze biblioteki. I nie jest to wyłącznie kwestia wiązanego ze
spuścizną kulturową planu czasowego – „spokojnego”, gdyż rozpościerającego się z
dala od bieżących problemów życia codziennego (jest to dystans pozorny, co zostanie
wykazane w dalszej części tekstu). Wszak bez trudu przytoczyć można niejeden
przykład sporu wynikającego z odmiennych interpretacji wydarzeń historycznych.
Natomiast dziedzictwo kulturowe choć też zakorzenione w przeszłości jawi się raczej
jako
przedmiot
eleganckiej,
neutralnej
ideologicznie
i
politycznie
dyskusji
akademickiej niźli przestrzeń żywiołowego stawania się społeczeństwa. Czy tak jest w
istocie?
Ta
prosta
wątpliwość
stała
się
zalążkiem
bardziej
precyzyjnie
sformułowanych pytań badawczych, na które poszukiwano odpowiedzi w trakcie
szeroko zakrojonych badań socjologicznych nad dziedzictwem kulturowym Śląska
Opolskiego1.
Nie
sposób
zaprzeczyć,
że
dziedzictwo
kulturowe
Opolszczyzny
jest
dyskutowane przez elity regionu – naukowców, dziennikarzy, polityków. Niemniej
jednak to zainteresowanie nie zaowocowało ukierunkowaną na teoremat późnej
1
Praca naukowa finansowana ze środków na naukę w latach 2008-2009 jako projekt badawczy pt.
„Dyskursywny charakter dziedzictwa kulturowego – wizja opolskich elit a perspektywa społeczności regionu”.
Szersze informacje zamieszczone zostały we Wprowadzeniu do tomu.
1
nowoczesności analizą. Przykładowo, na płaszczyźnie naukowej zdecydowana
większość prac socjologicznych eksplorujących problematykę kultury i życia
społecznego na Śląsku Opolskim eksponuje wymiar etniczny, teoretyczne inspiracje
czerpiąc z socjologii narodu i stosunków etnicznych. Konkretne problemy
podejmowane przez badaczy to między innymi: migracja, przemoc symboliczna
(zwłaszcza w kontekście tzw. „wojen pomnikowych”), więzi społeczne w regionie,
przemiany pokoleniowe, problemy edukacji, mobilizacja społeczna (społeczność
regionu w obliczu klęski żywiołowej, integracja społeczna ukierunkowana na obronę
województwa opolskiego). Ten bogaty dorobek może zostać uzupełniony perspektywą
przyjętą w toku badań nad dyskursywnym charakterem dziedzictwa kulturowego
Opolszczyzny.
Główny
akcent
kładzie
się
w
tym
wypadku
na
różnorodne
-
zindywidualizowane i stale negocjowane - sposoby definiowania dziedzictwa
kulturowego prezentowane przez mieszkańców Opolszczyzny a pochodzenie etniczne
jest tylko jednym z czynników kształtujących tę różnorodność. Przy czym proces
„definiowania” nie jest zawieszonym w próżni społecznej teoretyzowaniem
prowadzącym do wykreowania konglomeratu elementów kulturowych arbitralnie
uznanych za istotne i cenne - z punktu widzenia historii, estetyki czy ideologii
narodowej / regionalnej, lecz wyłania się w praktykach społecznych a nade wszystko
– w interakcjach. Dziedzictwo kulturowe jest zmiennym w czasie plastycznym
konstruktem uzależnionym od pozycji społecznej, pochodzenia i biografii podmiotu, a
także koniunktury politycznej czy momentu historycznego.
Refleksyjne ja i odczytywanie znaczeń
Pieczenie chleba, wodzenie niedźwiedzia, zabudowa Paczkowa, drewniane
kościółki, gwara, darcie pierza, skansen, przywiązanie do religii, Wieża Piastowska,
dożynki, kołocz… Oto skromny wycinek z szerokiego spektrum odpowiedzi
mieszkańców województwa opolskiego na otwarte pytanie „Co Pan/i uważa za
szczególnie warte przekazania przyszłym pokoleniom z dziedzictwa kulturowego
Opolszczyzny?”2 Przytoczone odpowiedzi sprawiają wrażenie chaotycznego zbioru
elementów o bardzo różnej proweniencji. Najogólniej wskazania respondentów
podzielić można na dwie kategorie: dobra materialne oraz niematerialne. Poza tą
podstawową klasyfikacją, trudno o wprowadzenie jakiekolwiek ładu przy próbie
2
Badania ankietowe zrealizowane w ramach grantu 2008-2009.
2
rekonstrukcji społecznej definicji dziedzictwa kulturowego. Co więcej, nie ma takiej
potrzeby - na tym bowiem zasadza się istota dyskursywnego, zindywidualizowanego
ujęcia tego fenomenu. Rzec można, że określaniu tego, co należy do dziedzictwa
kulturowego towarzyszą wybory autonomicznych jednostek, kierujących się bardzo
różnymi
kluczami
selekcyjnymi,
które
mogą
być
natury
ekonomicznej,
sentymentalnej, kommemoratywnej, aksjologicznej czy wreszcie pragmatycznej.
Filtrując przeszłość pod kątem wydobycia tego, co cenne i bliskie, możemy się
odwoływać do prawdy historycznej, szacunku dla przodków, przywiązania do ziemi
ojczystej, ważnych wydarzeń z naszego życia, pamięci zbiorowej, kapitału
symbolicznego ale i też ekonomicznego. Dla porządku, nadmienić należy, że owa
selekcja nie jest niczym nieskrępowana, co ujawnia chociażby analiza mechanizmu
przemocy symbolicznej kształtującego sposoby „czytania” historii.
Dziedzictwo kulturowe nie jest martwym zespołem znaczeń, przeciwnie –
ewoluuje a zarazem w ogromnym stopniu wpływa na tożsamość regionalną. Procesy
tworzenia tożsamości społecznej
oraz konstruowania semantycznego zbioru
nacechowanych emocjonalnie elementów zwanego „dziedzictwem kulturowym” są ze
sobą sprzężone. Refleksyjne poszukiwania „ja” wiodą współczesnego człowieka ku
przeszłości – nie tylko w perspektywie indywidualnej biografii ale także w wymiarze
losów całej zbiorowości. Postawa retrospektywna nie musi być bynajmniej oznaką
skostniałego, uporczywego odwracania się od tego, co nowe a co za tym idzie –
potencjalnie zagrażające. Wynika to z umowności granic pomiędzy ukierunkowaniem
na przeszłość, teraźniejszością oraz orientacją prospektywną: „Nic, co minione nie
jest przeszłością ostatecznie zamkniętą. Przeszłość trwa w teraźniejszości, uczestniczy
też w kształtowaniu przyszłości” (Kapuściński 2007: 76). Pozostając w kręgu
literackiej przenośni, spojrzenie w przeszłość ująć można jako nostalgię, zaś postawy i
działania ukierunkowane na przyszłość wpisać w kategorię nadziei. Nostalgia wyraża
się poprzez tęsknotę za tym, co bliskie, bezpieczne, znajome, swojskie, za domem
rodzinnym. Nadzieja natomiast nakazuje śmiało wykraczać poza miejsca oswojone,
nawet jeśli miałoby się to wiązać z podjęciem ryzyka. Oba te nurty nie są wobec siebie
antagonistyczne – nadzieja czerpie z przeszłości, tradycji, stwarzając możliwości do
tworzenia „nowej jakości” - zasobów wyrastających z zakorzenionych lokalnie dóbr
kulturowych. Tak wygenerowane zasoby są atrakcyjne w dwójnasób. Stanowią cenny
materiał do wykorzystania w promocji regionu a zatem pozostają w związku z
rozwojem ekonomicznym a jednocześnie funkcjonują jako „zaplecze” tradycjonalnych
3
zrębów tożsamości regionalnej. Współistnienie nostalgii i nadziei – ujmując rzecz
metaforycznie – prowadzi do sytuacji, gdy: „...tożsamość regionalna znajduje
schronienie w butelkach wina i kawałkach sera” (za: Wieczorkiewicz 2008: 279).
W dobie globalizacji regiony potrzebują wyrazistych emblematów – ikon
będących nośnikami prostych skojarzeń. Wiele z tych symboli pochodzi ze świata
smaku i zapachu (Szczepański, Ślęzak-Tazbir 2008). Część z nich jest wyjątkowo
silnie zinternalizowana – z „Kanadą pachnącą żywicą” na czele. Powszechnie
funkcjonujące skojarzenia kulinarne z konkretnymi regionami europejskimi, to
między innymi: Toskania – chianti, Bawaria – piwo, Burgundia – burgund, Szkocja –
whisky, Andaluzja – paella, Normandia – camembert. Dziedzictwo kulinarne
uważane jest za szczególnie plastyczne, łatwo poddające się wpływom pochodzącym z
innych kręgów kulturowych, stąd też trudno mówić o „czystej” kuchni narodowej i
regionalnej. Jak docieka Ludwik Stomma - do narodowej kuchni polskiej zaliczane są:
niemieckie ogórki kiszone i kapuśniak, ukraiński barszcz, francuskie ziemniaki w
mundurkach, żydowskie śledziki, litewski chłodnik, czy na deser – wiedeńskie
wuzetki (za: Burszta, Kuligowski 2005: 114). Interesujące jest to, że o ile wcześniej w
procesie historycznym kuchnia narodowa powstawała w wyniku fuzji potraw
regionalnych (oraz – jak wyżej zaznaczono – w efekcie zapożyczeń od bliższych i
dalszych
sąsiadów),
o
tyle
obecnie
obserwuje
się
przeciwstawny
trend
dowartościowujący kulinarne tradycje regionalne. Powody tego są dość prozaiczne:
„…dzisiaj owe regionalizmy – domniemane bądź rzeczywiste – stanowią kolejny
haczyk zarzucany na turystę, są jeszcze jedną marketingową marchewką mającą
znęcić turystycznego osiołka do odwiedzenia konkretnego regionu i wysupłania
pieniędzy na jego oryginalne specjały” (Burszta, Kuligowski 2005: 112). Region
opolski również podąża tą drogą, starając się o wykrystalizowanie „pakietu” tak
zwanych
potraw
regionalnych.
Istotnym
rysem
kuchni
opolskiej
jest
jej
wielokulturowy charakter, co może być „rozegrane” zarówno jako atut, jak i stanowić
źródło potencjalnych problemów w sytuacji, gdy jedna z lokalnie występujących,
niszowych potraw aspirowałaby bez powodzenia do statusu produktu regionalnego.
Wydaje się, iż jak dotąd na Opolszczyźnie mamy raczej do czynienia z sytuacją
pokojowego współistnienia różnych tradycji kulinarnych niż z agresywną rywalizacją.
Obok imprez typu Oktoberfest organizowanych między innymi w podopolskich
Górkach, leżącym w okolicach Kluczborka Kuniowie i Centawie w gminie Jemielnica,
obchodzone jest na przykład Święto Pieroga w Starych Kolniach (powiat opolski).
4
Warto zauważyć, że mimo tradycyjnego sztafażu, przysmaki serwowane przy takich
okazjach czasami dość znacznie odbiegają od pierwowzorów. Podczas drugiej edycji
wspomnianego Święta Pieroga goście degustowali między innymi pierogi nadziewane
aronią, dziką różą, kaszą, serem żółtym i szpinakiem z dodatkiem sosu czosnkowego a
nawet bananami. Rzecz jasna, prym i tak wiodły poczciwe „ruskie”, choć nie wszyscy
byli przekonani co do ich wschodniego pochodzenia: „Jakie one tam ruskie! To są
nasze, tradycyjne polskie” – zaoponowała jedna z gospodyń ze Skorogoszczy (Jagiełło
2008).
Wariacje na temat pieroga to efekt spontanicznie rodzących się pomysłów. Z
drugiej strony takie kolaże kulinarne bywają zaplanowane, czego przykładem jest
organizowany przez gminę Lubrza (w powiecie prudnicki) Wielkanocny Stół, do
którego zaprasza się gminy partnerskie. Jest to okazja, by: „…spróbować smakołyków
wywodzących się z tradycji śląskich, niemieckich, kresowych i czeskich…” („Tygodnik
Prudnicki” z dn. 26.03.08 r.). Celem imprezy nie jest wyłącznie konsumpcja potraw z
multikulturowego menu, „…to również kultywowanie tradycji chrześcijańskiej,
prezentacja strojów ludowych różnych grup etnicznych, zacieśnianie współpracy z
mieszkańcami pogranicza” („Tygodnik Prudnicki” z dn. 26.03.08 r.). Trawestując
znane przysłowie, można więc podsumować: „przez żołądek do poznania”. A co za tym
idzie
–
być
może
zrozumienia
i
akceptacji
różnic
międzykulturowych.
Probabilistyczny ton jest tu niezbędny, trudno bowiem optymistycznie (acz naiwnie)
zakładać, że jednorazowa wspólna zabawa na opolskim Oktoberfest spowoduje, że
nagle zniknie podszyty etnocentryzmem wandalizm, którego „ofiarą” padają na
przykład dwujęzyczne tablice miejscowości.
Potencjał tkwiący w dziedzictwie kulinarnym dostrzegli nie tylko lokalni liderzy
z powiatu prudnickiego ale także elity polityczne działające na poziomie regionu. W
trakcie obrad Sejmiku Województwa Opolskiego zgłoszono wniosek o utworzenie
„specjalnego sklepu z potrawami regionalnymi” (protokół nr 28/XVIII/08 XXVII
sesji Sejmiku Województwa Opolskiego z dnia 19.12.2008 r.). Pomysł spotkał się z
ogólną aprobatą a założenia i sens jego realizacji wyłożono następująco: „…na
zorganizowanie takiego przedsięwzięcia pierwsze środki finansowe powinny
pochodzić od samorządu województwa. Możliwe, że później taki sklep będzie się
samofinansował i gdy to się sprawdzi to podobne sklepy mogłyby powstać w każdym
mieście powiatowym. Chodzi o to, żeby te produkty regionalne były w stałej
sprzedaży. (…) można uruchomić pierwszy sklep (punkt), gdzie będą oferowane
5
produkty regionalne. (…) myślę, że każda zagraniczna wizyta rozpoczynałaby
zwiedzanie naszego województwa od takiego »punktu«” (protokół nr 28/XVIII/08
XXVII sesji Sejmiku Województwa Opolskiego z dnia 19.12.2008 r.).
Obecnie Śląsk Opolski może poszczycić się ponad czterdziestoma produktami
regionalnymi ale palma pierwszeństwa zdaje się należeć do śląskiego kołocza.
Staropolska tradycja przygotowywania tego obrzędowego wypieku przetrwała tylko
na Śląsku, zatem faktycznie kołocz predestynowany jest do tego, aby stać się
regionalnym emblematem3. Od pewnego czasu to drożdżowe ciasto z serową, makową
bądź jabłkową masą i posypką jest pomysłowo wykorzystywane w promocji regionu
opolskiego. Dlaczego pomysłowo? Najbardziej spektakularnym działaniem w tym
zakresie była podjęta w sierpniu 2008 roku próba bicia rekordu Guinnesa w długości
kołocza śląskiego. Próba ta była częścią obchodów 10-lecia obrony województwa
opolskiego i została zwieńczona sukcesem. Przygotowane przez 16 cukierników z całej
Opolszczyzny ciasto miało 136,6 metrów, poza przyjemnością dla opolskich
podniebień, przynosząc finansowe wsparcie dla Domowego Hospicjum dla Dzieci w
Opolu, bowiem cały dochód ze sprzedaży kołocza został przeznaczony na ten właśnie
cel.
Dziedzictwo kulturowe i jego depozytariusze
Obok tego typu działań - inspirowanych odgórnie i prowadzonych na dużą
skalę, istnieje szereg pozainstytucjonalnych inicjatyw ukierunkowanych na ochronę
dziedzictwa kulturowego Opolszczyzny oraz upowszechnianie wiedzy o nim.
Szczególną rolę odgrywają tu lokalne autorytety, na ogół nie związane profesjonalnie
z systemem władzy czy nauki. Jako depozytariusze wiedzy na temat dziedzictwa
kulturowego najbliższej okolicy spełniają ważną społecznie rolę archiwistów i
kronikarzy
dokumentujących
trajektorie losów wybranych
postaci i całych
społeczności. Kolekcjonowanie okruchów przeszłości jest dla nich rodzajem
introspektywnej podróży, albowiem wędrówka w przeszłość jest jednocześnie formą
określania własnej tożsamości. Te prywatne peregrynacje w czasie i przestrzeni
tworzą swoisty „drugi obieg” – nieoficjalny, amatorski dyskurs pasjonatów na własną
rękę zajmujących się opisem, zachowaniem i społecznym „ożywianiem” dziedzictwa
kulturowego. Amatorski – nie oznacza mniej wartościowy od eksperckiego, o czym
świadczy chociażby fragment prywatnej recenzji Romana Sękowskiego zamieszczonej
3
http://www.minrol.gov.pl/DesktopModules/Announcement/ViewAnnouncement.aspx?
ModuleID=1317&TabOrgID=1528&LangId=0&AnnouncementId=7303&ModulePositionId=1795
6
w monografii „Rozmierz” autorstwa Piotra Smykały (2006: 143): „Tego rodzaju
książki nie jest w stanie napisać ktoś z zewnątrz. Nawet profesjonalny historyk. Autor
musi być członkiem społeczności, znać każdą rodzinę, dom, budynki, znać ich życie i
żyć ich problemami”. Dziedzictwo kulturowe jest o tyle wdzięcznym obszarem do
takich indywidualnych, amatorskich poszukiwań, iż nie wymaga dostępu do
profesjonalnego, specjalistycznego instrumentarium ani ogromnych nakładów
finansowych. W tym wypadku największe znaczenie ma nie zaplecze instytucjonalne,
technikalia i logistyka, lecz czynnik wolicjonalny.
Z czego więc wynika ta tak silnie przejawiana przez pasjonatów-amatorów wola
eksplorowania dziedzictwa kulturowego? Istotną przesłanką są niewątpliwie względy
sentymentalne, gdyż jak podkreśla Smykała: „Dzisiejsza Rozmierz ma 750 lat. Ta
mała wioska leżąca na Ziemi Strzeleckiej bliska jest mojemu sercu. Tutaj są korzenie
mojej rodziny. Nazwisko Smykała widnieje w księgach parafialnych już w XVIII
wieku. Ja sam w tutejszej parafii przyjmowałem Pierwszą Komunię Świętą, przez
wiele, wiele lat byłem też ministrantem” (Smykała 2006: 5). Emocjonalnym
motywacjom towarzyszą bardzo racjonalne uzasadnienia. Jednym z nich jest
pragnienie utrwalenia wydarzeń i postaci w pamięci zbiorowej: „Chcąc ocalić od
zapomnienia wszystko to, co tworzyło i nadal tworzy historię Rozmierzy podjąłem
trud napisania niniejszej publikacji” (Smykała 2006: 5). Inną racjonalną przesłanką
jest dążenie do usystematyzowania i upowszechnienia wiedzy na temat małej
ojczyzny, o czym pisze autor wstępu do „Kroniki parafii Dobrzenia Wielkiego”:
„Ukazano w niej historyczne dzieje parafii, przez to przybliża ona dzisiejszym
czytelnikom jej przeszłość i pozwala zrozumieć jej złożone losy oraz teraźniejszość”
(Scheitza 1994: 7). Przytoczony cytat pochodzi z publikacji będącej wznowieniem
kroniki, która pod tytułem „Kronika parafii Wielko Dobrzyńskiej w zarysie” po raz
pierwszy ukazała się w 1934 roku we Wrocławiu. Jeszcze starszą pracą, również na
nowo obecnie odkrywaną, jest pochodzące z 1877 roku dzieło księdza Augustyna
Weltzla „Pomniki pobożności po ślachetnej rodzinie hrabiów z Gaszyna w Górnym
Śląsku” (2003). Jak widać, pełną pasji pracę dzisiejszych badaczy-amatorów można
uznać za kontynuację zainteresowań zacnych prekursorów oddolnie rodzącego się
dyskursu dotyczącego dziedzictwa kulturowego.
Lokalny, wewnętrzny ekspert oprócz roli dokumentalisty - kolekcjonera
faktów, może w inny jeszcze sposób zajmować się dziedzictwem kulturowym –
zbierając materialne ślady historii. Jednym ze znanych na Opolszczyźnie pasjonatów
7
gromadzących zmaterializowane świadectwa przeszłości jest Konrad Mientus od
ponad trzydziestu lat prowadzący z własnej inicjatywy a nie w ramach zawodowych
obowiązków Izbę Muzealną w Dańcu (w powiecie opolskim). Izbę, której jest także
założycielem. Rzeczywistość wykreowana przez Mientusa stanowi frapujący przykład
na to, jak tożsamość narracyjna kolekcjonera splata się z narracją „opowiadaną” przez
samą ekspozycję. To nie przypadek, że w Izbie podziwiać można pokaźny zbiór
strażackich mundurów i ekwipunku – pasjonat z Dańca pracował przez dużą część
swojego życia jako strażak. Z kolei, obecność licznych krucyfiksów, figur i obrazów o
religijnej symbolice, zdjęć upamiętniających pielgrzymki Jana Pawła II a także
pamiątek z dalekich misji uzasadnić można wskazując na charakterystyczne dla
społeczności regionu silne przywiązanie do wiary katolickiej ale równie istotne są tu
osobiste przeżycia, przemyślenia i wartości wyznawane przez Mientusa, które
współdeterminują dobór eksponatów w Izbie. Paralelność biografii i uchwyconych
przez ekspozycję zmian historycznych i społeczno–kulturowych (zwłaszcza tych
dotyczących społeczności lokalnej) wynika także z otwartej, interaktywnej postawy
założyciela Izby, który zarówno chętnie włącza do swojej kolekcji pamiątki oferowane
mu przez osoby z zewnątrz, jak i wypożycza obiekty ze swojego bogatego zbioru. Jest
to jednocześnie przykład społecznego procesu definiowania dziedzictwa kulturowego,
o czym wspomniano na początku niniejszego tekstu. Inkluzja bądź wykluczenie
danego elementu z dziedzictwa rozstrzyga się dyskursywnie i in vivo – jako proces
zakotwiczony w konkretnej rzeczywistości społecznej i biografii twórcy definicji.
Ponadto, działalność Mientusa jest interesującą egzemplifikacją tego, jak ściśle
mogą się splatać dyskursy oficjalny i amatorski - treści dystrybuowane przez
danieckiego kronikarza stają się elementem zinstytucjonalizowanego procesu
dydaktycznego, bowiem jak on sam zaznacza: „Szczególnie przychodzą tu nauczyciele
i dzieci z całego regionu. I tak ma być” (Mientus 1997: 39). Nie tylko Mientus
dostrzega wagę międzypokoleniowej transmisji wiedzy na temat dziedzictwa
kulturowego.
Świat oswojony i reguły jego poznawania
Popularną formą socjalizacji w duchu tradycji jest edukacja regionalna. Jej
istotą jest wspomaganie procesu tworzenia tożsamości regionalnej, odkrywanie przed
dziećmi (i przez dzieci) historycznych, kulturowych i przyrodniczych atrybutów
regionu. Efektem zaś powinien być kompleks kompetencji społecznych ułatwiających
8
określenie siebie oraz funkcjonowanie w relacjach z Innym w sytuacji kontaktu
międzykulturowego. Jerzy Nikitorowicz (2006: 104) cele edukacji regionalnej ujmuje
następująco: „W edukacji regionalnej mamy więc do czynienia z treściami »świata
oswojonego«, czyli specyficznymi dla danego regionu. Istotne w tym procesie
edukacyjnym jest zauważenie tych treści i nadanie im wartości, co umożliwia dialog
ze sobą i z innymi w kontekście szacunku dla rdzennych wartości”. Mając na uwadze
kapitał kulturowy współczesnego, mobilnego człowieka, podkreśla się, iż: „Związanie
z charakterystycznym regionem powoduje wzmocnienie osobistego bezpieczeństwa
posiadania czegoś szczególnego, do czego można się odwoływać. To pewnego typu
oparcie na solidnym i trwałym fundamencie nawet wtedy, gdy podróżując, zmieniając
miejsca zamieszkania tracimy fizyczny kontakt z rodzimym terytorium” (Przewoźny
2006: 153).
Perspektywa interpretacyjna w odniesieniu do dziedzictwa kulturowego
zasadza się na trzech podstawowych aspektach: przedmiotowym - przekazywane
treści, czynnościowym - forma transmisji dziedzictwa oraz podmiotowym - stosunek
wobec treści przekazywanych, zarówno w wymiarze grupowym, jak i jednostkowym
(Szacki 1971: 97-98). Instytucje i osoby bezpośrednio odpowiedzialne za edukację
regionalną kształtują swoje działania w oparciu o te trzy wymiary. Przekaz konkretnej
wiedzy na temat regionu może przybierać różnorodne, często bardzo atrakcyjne dla
młodego pokolenia formy. Zwornikiem tych działań jest finalny cel ścieżki
edukacyjnej w postaci zespołu pożądanych wartości – poczucia zakorzenia,
przywiązania do małej ojczyzny, bezpieczeństwa, świadomości swojego pochodzenia,
szacunku dla przodków oraz dumy z ich osiągnięć cywilizacyjnych i kultury.
Jedną z możliwości zaszczepienia u dziecka żywego zainteresowania jego
„prywatnym” dziedzictwem, jest praca nad drzewem genealogicznym, koordynowana
przez nauczyciela prowadzącego lekcje regionalizmu. Tego rodzaju działania
edukacyjne „dają młodym Ślązakom okazję do odkrywania swojej prawdziwej
tożsamości i identyfikowanie się z przodkami, których rodowód ma początek na tej
ziemi, na której ludzie posługują się gwarą” (Młynarska 2008: 17). Fundamentalnej
wiedzy na temat antenatów i „posagu kulturowego” przez nich pozostawionego,
faktycznie brakuje – Teresa Sołdra-Gwiżdż opowiadając niegdyś o badaniach
prowadzonych na Opolszczyźnie wśród młodzieży szkolnej, z rozbawieniem
wspominała, że dzieci proszone o podanie pochodzenia swojej rodziny, gremialnie
sięgały po telefony komórkowe, aby zapytać rodziców „skąd tu się wzięliśmy?”. Na
9
marginesie warto odnotować, że zabawa w genealoga, obok cennych informacji może
także dostarczać dodatkowych gratyfikacji, tak jak miało to miejsce wówczas, gdy
jeden z uczniów głogóweckiego gimnazjum przyniósł do szkoły pamiątki świadczące o
pracy jego pradziadka – inżyniera w Egipcie (Młynarska 2008: 17). Poznawcza
wartość tego przerzuconego przez chłopca pomostu pomiędzy egzotyką Egiptu,
szkolną rzeczywistością (rzecz działa się na lekcji poświęconej lekturze „Faraona”)
oraz biografią podróżującego po Egipcie Ślązaka, jest ogromna. Przy odwołaniu się do
standardowych narzędzi dydaktycznych trudno jest chyba osiągnąć podobny efekt,
przekonując dzieci, że otaczający ich Umwelt korzeniami tkwi głęboko w dorobku
cywilizacyjnym i kulturowym poprzednich pokoleń a liczne ścieżki łączące
teraźniejszość z przeszłością nie są wbrew pozorom zatarte. Należy przy tym
podkreślić, że generalnie edukacja regionalna jako zinstytucjonalizowany proces
dydaktyczny szuka oparcia w logice „koniunkcji czasowej”. Istnieje tu zasada uczenia
o przeszłości w stałym nawiązaniu do obecnych realiów, co pozwoli odbiorcy
uruchomić wyobraźnię i umożliwi mu „uczestniczenie” w opowiadanych historiach.
Przekładając tę regułę na praktykę dydaktyczną, można liczyć na to, że młody
człowiek „zrozumie, dlaczego uczestniczymy w dorocznych obrzędach i tak dziwacznie
się zachowujemy w trakcie Wigilii, Świąt Wielkanocnych, wesela i pogrzebu”
(Przewoźny 2006: 155). Zatem, i na polu edukacji spojrzenie wstecz mocno osadzone
jest w ramach świata codzienności. Wzruszenie, podziw i często zaskoczenie
towarzyszące pochyleniu się nad „światem minionym” nie oznacza negacji wartości i
norm kształtujących współczesne życie społeczne. Z drugiej zaś strony trudno
zakładać, że zupełnie zaniknie zjawisko idealizacji i sentymentalizacji przeszłości symbolizowane przez nostalgiczne westchnienie „za moich czasów…”.
Atrakcyjną, dynamiczną i wykorzystującą potrzebę rywalizacji formą edukacji
regionalnej są wszelkiego autoramentu konkursy i turnieje wiedzy o miejscowości,
okolicy, województwie, historii regionu. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują
konkursy prezentujące oratorskie umiejętności uczestników, przy czym – pozwólmy
sobie na użycie adekwatnego w tym miejscu zwrotu – cały wic, polega na tym, że
dzieci przedstawiając swoje opowieści posługują się gwarą śląską. Często posługują
się nader sprawnie, tak jak uczestnicy zorganizowanego w 2008 roku konkursu
„Godki Śląskie”, których zmagania krasomówcze zrelacjonowano następująco:
„Wszystkie prezentowane prace to autorskie teksty występującej młodzieży, pełne
dowcipu i ciekawych spostrzeżeń. Od razu można zauważyć, że gwara śląska to dla
10
nich także język codzienny, a nie tylko w czasie okazjonalnych występów”
(Wiszniewski 2008: 10). Aby panorama etniczna, która wyłania się z przytaczanych
przykładów, nie była zbyt jednowymiarowa, dodać należy, że obok konkursów
kultywujących gwarę śląską, organizowane są podobne imprezy mające na celu
popularyzację języka niemieckiego. Do tego typu przedsięwzięć należą między innymi
Przegląd Powiatowych Teatrzyków Niemieckojęzycznych w Kolonowskiem w powiecie
strzeleckim („Schlesisches Wochenblatt” z dn. 27.11.2008 r.) oraz Festiwal Chórów i
Zespołów Śpiewaczych Mniejszości Niemieckiej w Walcach w powiecie krapkowickim
(„Schlesisches Wochenblatt” z dn. 27.11.2008 r.).
Obydwa wyżej przywołane przykłady choć dotyczące regionu opolskiego, warto
wzbogacić o myśl wyrażoną przez Angela Hugueta w odniesieniu do dualizmu
językowego w Hiszpanii: „Na płaszczyźnie edukacji istniejące języki powinny być
efektywnie nauczane, tak aby ludzie mieli wolność używania wybranego przez siebie
języka i nie byli dyskryminowani z powodu kryterium językowego. Takie założenie
prowadzi nas jednak do utopijnej idei, że język może przetrwać wyłącznie dzięki
szkolnictwu, nawet jeśli nie jest funkcjonalny i nie posiada prestiżu w życiu
społecznym (w potocznym odbiorze taką funkcjonalną i prestiżową słabość
przypisuje się gwarze śląskiej w opozycji do przydatnego języka niemieckiego –
przyp. aut.). Trzeba stwierdzić, że jeśli język nie funkcjonuje w realnym kontekście, to
niezależnie od tego, jakie kompetencje językowe zdobywają w szkołach dzieci, to i tak
straci on swoje naturalne uzasadnienie dla istnienia” (za: Melosik 2007: 289). Uwagę
tę można przenieść poza obszar lingwistyczny - na cały proces socjalizacji
ukierunkowanej na poznanie dziedzictwa kulturowego regionu oraz internalizację
jego niematerialnych elementów. Trudno uznać tę socjalizację za efektywną, jeśli – o
czym była już wcześniej mowa – młody człowiek nie dostrzeże głębokich relacji
wiążących przeszłość z teraźniejszością i przyszłością, czy innymi słowy nie uzna, że
nostalgia i nadzieja to dwa komplementarne względem siebie nurty mentalne a nie
konkurencyjne orientacje.
Muzeum ziemi ojczystej - transgresje
To właśnie osobliwe wrażenie przenikania się nostalgii i podziwu dla
futurologicznych niemal technik towarzyszyło Agnieszce Morawińskiej (2003)
uczestniczącej ponad dekadę temu w londyńskim seminarium poświęconym
zarządzaniu muzeami. To, co stanowiło podówczas nowinkę technologiczną (m.in.
11
multimedialne, wirtualne maksymalnie aktywizujące widza instalacje) jedenaście lat
później należy do standardów nowoczesnego muzealnictwa. Na Opolszczyźnie
również, o czym łatwo się przekonać podczas wizyty na przykład w Muzeum Czynu
Powstańczego na Górze św. Anny, gdzie widz konfrontowany jest z poruszającą
prezentacją multimedialną przywołującą dramatyczne wydarzenia historyczne.
Morawińska po raz pierwszy stykając się z tymi imponującymi przemianami w
muzealnictwie, odnotowała: „Oglądając (…) muzea londyńskie po przekształceniach
ulega się na przemian poczuciu podziwu i nostalgii. Podziwu przede wszystkim dla
nowych technik muzealnych pozwalających pokazać każde zagadnienie, nawet takie,
które nie zawiera się w materialnych formach i przedmiotach (…). Skąd wobec tego
nostalgia? W tych zalecających się widzowi muzeach zatraca się sens samotnej
wędrówki, indywidualnych odkryć (…). Pojawia się tęsknota za elitarnym muzeum dla
dorosłego amatora zdecydowanego poświęcić czas na dociekanie i oglądanie, a nie
muzeum dla masowego widza, któremu trzeba pokazać »rzeczy najważniejsze« w
określonym czasie i porządku” (Morawińska 2003: 55-56). Misternie zaplanowane
przez twórców ekspozycji „prowadzenie za rękę” może czasami dorosłego bywalca
muzeów drażnić, ale ta sama kuratela roztaczana nad młodszymi widzami, sprawdza
się znakomicie, co przyznaje sama autorka, pisząc o specjalnych działach muzealnych
przeznaczonych dla dzieci, sklepach z pamiątkami, programach edukacyjnych oraz
wysiłkach muzealników, aby zachęcić dzieci do współtworzenia wystaw (Morawińska
2003: 56). W opolskich placówkach muzealnych powszechnie organizowane są lekcje
muzealne a sposób ich realizacji niejednokrotnie dalece odbiega od wyobrażeń na
temat tradycyjnej lekcji.
Posiadające bogatą kolekcję związaną z pszczelarstwem Muzeum im. Jana
Dzierżona w Kluczborku organizuje plenery rzeźbiarskie, podczas których twórcy
ludowi wykonują ule figuralne, równocześnie prowadząc warsztaty dla dzieci i
młodzieży.
Plenery
rzeźbiarskie
wykorzystuje
się
także
jako
pretekst
do
przeprowadzenia lekcji muzealnych – dzieci przychodzą z nauczycielami podpatrzeć
twórców przy pracy, dydaktycy opowiadają im o historii i technice rzeźbienia uli, a
następnie dzieci samodzielnie wykonują z plasteliny ich miniaturowe modele. To
samo muzeum organizuje lekcje regionalne w formie pokazu zdobienia pisanek
techniką batikową, po którym dzieci same próbują swych sił w tej trudnej sztuce pod
okiem etnografa oraz gospodyni od ponad 40 lat zajmującej się wykonywaniem
12
pisanek. Jak twierdzi dyrektor placówki: „Te pokazy cieszą się dużym powodzeniem,
tak że zgłoszenia zawsze już mamy na następny rok”4.
Większość opisywanych do tej pory form kultywacji tradycji i społecznego
tworzenia dziedzictwa kulturowego wpisuje się w kategorię dóbr kulturowych,
pozostając tym samym w nurcie nostalgii. Wykorzystanie nostalgicznego ducha,
tęsknoty za tym, co swojskie, tradycyjne do kreacji zasobów kulturowych nie jest
nowym pomysłem. Już w latach siedemdziesiątych XX wieku Robert M. Newcomb
pisał: „…zamienienie w towar pewnych aspektów nostalgii za przeszłością kultury
okazało się zarówno możliwe, jak i zyskowne. Sugerowanie się tu, że elementy
nostalgii za miejscem i aktywnością wzbogacają wiele rysów pejzażu historycznego i
że eksploatacja ich jest działalnością rozrywkową…” (za: Tuan 1987: 247).
Klasycznym miejscem, w którym „przedmioty zakotwiczają czas” (Tuan 1987: 234)
jest muzeum. Gromadzenie pamiątek zarówno w wymiarze indywidualnym jak i
zinstytucjonalizowanym (jako eksponatów w muzeach) służy umacnianiu poczucia
tożsamości (Tuan 1987: 245). Ten najgłębszy sens muzeum nie zmienił się, natomiast
zredefiniowana została koncepcja muzeum - w kierunku uczynienia z niego miejsca
kojarzonego raczej z otwartą i przyjazną postawą oraz rozrywką.
Efektem tych przeobrażeń są takie inicjatywy, jak cieszące się dużym
powodzeniem europejskie „Noce Muzeów”. Od kilkunastu lat raz w roku z okazji Dnia
Muzealnika zwiedzający mają okazję oglądnąć ekspozycje w „świetle księżyca”, w
nietypowych, nastrojowych okolicznościach, co podkreśla się przez organizację
dodatkowych atrakcji – nieraz dość osobliwych – na przykład w nyskim muzeum
gości kusiły „atrakcyjne wampirzyce” (Kłonowska 2008). Takim wabikiem może być
interesująco wyeksponowany obiekt. W Nysie otwarte do trzeciej rano muzeum
postanowiło „…»wytoczyć swoje największe działa« a wśród nich skrywaną w
przepastnych magazynach niezwykłą rzecz – (…) Wilgefortis (legendarna postać
ukrzyżowanej kobiety z brodą, uznawana przez niektórych za świętą – przyp. aut.)”
(Wojtasik 2008). W Polsce jest tylko kilka takich rzeźb, nyska z uwagi na brak
warunków technicznych nigdy wcześniej nie była wystawiana. 17 maja 2008 roku w
Opolu zorganizowano po raz pierwszy Noc Muzeów. W ciągu jednego wieczora
(koniec imprezy przewidziano na godz. 23.00) zainteresowani mogli wędrować
szlakiem łączącym cztery opolskie muzea – od Muzeum Śląska Opolskiego, gdzie
„przebojem nocy” było tonące w blasku świec wnętrze mieszczańskiej kamienicy,
4
Wywiad przeprowadzony dnia 1 grudnia 2008 r. z dyrektor Muzeum im. Jana Dzierżona w Kluczborku. Grant
2008-2009.
13
poprzez
opolską
placówkę
Centralnego
Muzeum
Jeńców
Wojennych
w
Łambinowicach i Muzeum Diecezjalne, aż do oświetlonego lampionami Muzeum Wsi
Opolskich w Bierkowicach, do którego „autobus musiał kursować dwa razy”
(Dmitruczuk 2008) – tak duże zainteresowanie wzbudziła cała impreza. Szczególnie
dużo atrakcji czekało na zwiedzających na tym ostatnim „przystanku” muzealnej trasy
– w bierkowickim skansenie można było obejrzeć sceny z życia mieszkańców dawnej
wsi odgrywane przez aktorów Studio Eko w zabytkowych chatach oraz spróbować
tradycyjnego chleba ze smalcem. Teatralne i kulinarne doznania zostały w tym
wypadku wykorzystane jako istotna atrakcja zachęcająca gości do zwiedzenia
muzeum oraz do udziału w najważniejszym wydarzeniu tego wieczora – otwarciu
wystawy „Dachy wsi opolskiej” - nie tylko interesującej wizualnie ale przede
wszystkim bogatej w warstwie merytorycznej. Opolska Noc Muzeów była zatem
udaną próbą wpisania kulturalnej i edukacyjnej funkcji muzeum w ramy atrakcyjnej
dla szerokiego odbiorcy rozrywki.
Skąd powodzenie idei otwarcia muzeów nocą? Istotne są względy praktyczne –
część zwiedzających ze względu na liczne obowiązki i zaaferowanie codzienną
krzątaniną, na spokojną kontemplację sztuki i niespieszne podążanie szlakiem historii
może pozwolić sobie dopiero „wieczorową porą”. Nie mniej istotna jest wyjątkowa
atmosfera nocnych peregrynacji muzealnych, zwłaszcza, że w czasach intensywnej
„kolonizacji nocy” (Melbin 1987: 61-62) aktywność związana z rozrywką chętnie
przenoszona jest na porę należącą do bogini Nyks. A jak wygląda ocena atrakcyjności
muzealnych nocy z perspektywy publiczności? Zwiedzający pytani o wrażenia,
odpowiadali: „Jest pięknie. Przyszliśmy tutaj z rodzinami i dopiero teraz wiemy, że to
muzeum jest także nasze. Najbardziej podoba nam się kolekcja rzemiosła nyskiego.
Nie chce się wierzyć, że te cudeńka wyszły spod rąk nyskich złotników, stolarzy,
szklarzy. Świetna jest także atmosfera – środek nocy a przychodzą setki nysan”
(Kłonowska 2008). Pozostaje jeszcze pytanie o długofalowe, trwalsze korzyści z
opisanych wyżej inicjatyw. Dyrektor muzeum w Nysie nie ma wątpliwości, że akcje
typu Noc Muzealna czy Noc Skarbów z czasem mogą zwiększyć poziom uczestnictwa
w życiu kulturalnym: „Być może nie skończy się na jednorazowym wyjściu, bo kogoś
zachęcimy do częstszego odwiedzania naszej placówki, zaszczepimy »kulturalnego
bakcyla«. Bardzo na to liczymy!” („Nowiny Nyskie” z dn. 28.05.2008 r.).
Kreowanie wrażeń poprzez intensyfikację sensualności – bodźce wzrokowe,
dźwięk i „zakazany” niegdyś dotyk, jest domeną nie tylko współczesnego
14
muzealnictwa. Figura turysty poszukującego intensywnych, przyjemnych doznań
odmiennych od doświadczenia codzienności (Urry 2007: 16) zdaje się być
wszechobecna. Turystą w takim ujęciu jest nie tylko przybysz poznający „dziewicze”
dla niego miejsca ale także „tubylec” – na przykład opolanin, który dzięki Nocy
Muzeów może spojrzeć na swoje miasto wzrokiem wzniesionym ponad znaną mu
doskonale, doświadczaną na co dzień rzeczywistość. Wchodząc w rolę turysty
oczekuje, że zostanie zaskoczony, przy czym są to niespodzianki zaaranżowane i choć
brzmi to paradoksalnie, doskonale spodziewane, w tym sensie, że wie, iż będą one
emocjonujące w miły sposób.
Przeszłość wywołana – między emocjami i interaktywnością
Podobny mechanizm, jak w przypadku turystycznych „jednonocnych przygód”
obserwuje się w odniesieniu do rekonstrukcji historycznych. Przeszłość ewokowana
jest tu w jeszcze bardziej emocjonalny, kipiący wręcz od wrażeń, sposób. Przekaz
pozbawiony tradycyjnego, często natrętnego dydaktyzmu, łatwiej poddaje się
percepcji i zapamiętaniu. Zwrot w kierunku takich form komunikacji wynika z szerzej
ujmowanych zmian kulturowych opisywanych przez Andrzeja Szpocińskiego: „…
zmysłowość a więc wyzwolenie się z więzów kultury, bierze górę nad różnymi
zintelektualizowanymi formami obcowania z nią” (za: Kwiatkowski 2008: 177).
Widzowie imprez rekonstrukcyjnych (inscenizacji bitew, turniejów rycerskich,
inscenizacji scen z życia codziennego w dawnych epokach) mogą biernie przyglądać
się rekonstrukcji. Są wtedy tylko „turystami patrzącymi z perspektywy teraźniejszości
na obcą, minioną rzeczywistość” (Kwiatkowski 2008: 173). Zdecydowanie bardziej
interaktywny model uczestnictwa w rekonstrukcjach zakłada, iż: „…rekonstruktor
staje się pośrednikiem pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, dzięki niemu widz
uzyskuje wgląd w czas przeszły…” (Kwiatkowski 2008: 173). Organizatorzy
rekonstrukcji historycznych często wybierają właśnie ten model, starając się o
zaangażowanie widza w przebieg wydarzenia. Namiestnik Opolskiego Bractwa
Rycerskiego Andrzej Kościuk odpowiedzialny za przygotowanie festynu rycerskiego w
Opolu deklarował: „…chcieliśmy wciągnąć ludzi w zabawę tak, by mogli na własnej
skórze przekonać się, ile waży zbroja czy topór albo jak się lepi garnki” (Szubryt
2008). Poza tym, uczestnicy festynu mieli okazję nauczyć się dawnych tańców,
czerpania papieru, strzelania z łuku. Tego typu imprezy oprócz celów heurystycznych
i rozrywkowych, pełnią znaczącą rolę w promocji miejscowości, tak jak ma to miejsce
15
w przypadku inscenizacji bitwy o Twierdzę Nysa, prezentowanej jako jedna z
największych atrakcji miasta. Rekonstrukcje historyczne mają charakter nie tylko
spektakli. To także repliki historycznych obiektów. Od 2007 roku w Biskupicach pod
Byczyną działa Polsko-Czeskie Centrum Szkolenia Rycerstwa, zlokalizowane w
odtworzonym średniowiecznym grodzie. Jest to miejsce nader wielofunkcyjne z
pokojami gościnnymi, karczmą, kramem z pamiątkami, hodowlą zwierząt, oferujące
szeroki wachlarz atrakcji: lekcje historii dla dzieci, szkolenia z zakresu fechtunku
bronią średniowieczną, jazdę konną, warsztaty rzemiosł średniowiecznych, pokazy
strojów z epoki, pokazy katowskie, scen inkwizycji, koncerty zespołów muzyki
dawnej. Wykorzystanie grodu do celów promocyjnych oprócz standardowych w tym
zakresie działań, obejmuje również organizację w tym miejscu rycerskich kolonii i
obozów młodzieżowych. Oferta przygotowana przez jedno z opolskich biur podróży
dystrybuowana jest w całym kraju i cieszy się dużym powodzeniem.
Szczególnie pociągająca w rekonstrukcjach historycznych jest możliwość
wejrzenia w to, co dzieje się poza sceną, uchwycenie społecznego „dziania się”,
obserwacja procesów tworzenia artefaktów. Podobną możliwość stwarza się
uczestnikom ludowych / ludycznych jarmarków, festynów, pikników czy wystaw
rzemiosła ludowego. Na marginesie warto odnotować, że związki z kulturą ludową
mogą być tu dość luźne a tak zwana autentyczność oferowanych produktów mocno
wątpliwa. Tylko czy ta autentyczność nie ma już czasami statusu świętego Graala?
Wojciech J. Burszta stanowczo twierdzi, że kultura ludowa nie odzyska już swojego
twórczego potencjału: „…trzeba o tym zapomnieć. W XXI wieku zamiast niej będzie
przemysł agroturystyczny – rustykalność na siłę dla stęsknionego sielanki
mieszczucha. To jest wprawdzie nieautentyczne, ale ciekawe” (Grzymisławski 2009).
W miejsce tego, co oryginalne, otrzymujemy feeryczność potęgowaną jeszcze
elementami dramaturgicznymi – jarmarkom towarzyszą często występy muzyczne,
taneczne, wokalne oraz pokazy rzemiosła ludowego. Konsumpcja przeobraża się w
spektakl dostarczając przeżyć intensywnych i niecodziennych (Kwiatkowski 2008:
100). Takie wpuszczenie widza za Goffmanowskie kulisy, daje mu poczucie obcowania
z czymś autentycznym pomimo tego, że rzeczywistość kulis może być już pełna
symulakrów. Czym innym jest nabycie papierowego koszyka jeśli uprzednio możemy
obserwować jego twórcę przy pracy. Inscenizacje przenoszą widza do przeszłości,
dostarczają mu emocji i wiedzy na temat tego jak było „naprawdę”. Natomiast
konsument uczestniczący w inscenizacji zyskuje dodatkowo poczucie, że to, co zakupił
16
jest niepowtarzalne a przez to szczególnie wartościowe. Wyjątkowość takiej
konsumpcji wynika też po części z braku dystansu pomiędzy twórcą produktu a
nabywcą, zniesienia rozbudowanego na ogół etapu dystrybucji.
Niegdyś, laik skonfrontowany z bogactwem dziedzictwa kulturowego z powagą
i pewną wyniosłością prezentowanego w przybytkach sztuki, mógł czuć się
onieśmielony, czy nawet przytłoczony tradycyjnym przekazem kulturowym. Procesy
komercjalizacji, które nie ominęły także sfery dziedzictwa kulturowego (tak, że
właściwie mówić można o zarządzaniu dziedzictwem) spowodowały, że ów dystans
znacząco się zmniejszył. Pisze o tym Anna Wieczorkiewicz (2008: 291): „Wydaje się,
że »historia« (...) to sos, jakim współczesność przyprawia różne elementy masowej
konsumpcji (...). Nadaje to odpowiednią stylistykę sytuacji konsumpcji i określa jej
(przekładalną na pieniądz) wartość. Tego rodzaju stosunek do dziedzictwa
historycznego działa na rzecz znoszenia dystansu, jaki powstaje wówczas, gdy jedynie
oglądamy zabytki”.
Brak dystansu należy rozumieć również jako wkomponowanie elementów
dziedzictwa kulturowego w życie codzienne. To z kolei rodzi nowe problemy, które
wcześniej występowały marginalnie bądź wcale. Sam proces konwersji dóbr
kulturowych w zasoby najeżony jest rafami – politycznymi, ideologicznymi,
ekonomicznymi. Stawką nie jest tylko przewaga czysto symboliczna ale i na przykład
konkretne kwoty dotacji, które mogą być zainwestowane w „nasze” dziedzictwo
kulturowe. Losy dóbr kulturowych i koncepcji przekucia ich w ważne dla regionu
zasoby rozstrzygane są dyskursywnie a kryteria dokonywanych wyborów bywają
złożone. Ekonomia splata się z argumentacją ideologiczną i interesami politycznymi
tworząc wielowymiarową przestrzeń dyskursu angażującego zarówno elity, jak i
społeczność regionu. Za Yi-Fu Tuanem (1987: 245) powtórzyć można fundamentalne
pytanie towarzyszące władzom oraz ekspertom - urbanistom, architektom,
konserwatorom zabytków: „Jakie oblicze przeszłości miasta ma być zachowane?”
Zdaniem słynnego geografa, w pierwszej kolejności miasto pozbywa się świadectw
społecznych klęsk i miejsc z różnych powodów uznanych za zasługujące na
zapomnienie – więzień, fabryk, szpitali psychiatrycznych (tamże). Po ponad
czterdziestu latach od pierwszego wydania „Przestrzeni i miejsca”, zauważyć należy,
że status niektórych miejsc, które wcześniej zakwalifikowano by do „rozbiórki”
zmienił się. Tak stało się z fabrykami, które obecnie z powodzeniem przekształca się w
luksusowe lofty, centra kulturalne i galerie handlowe.
17
Czy tak ponure wydarzenia z przeszłości jak kaźnie kobiet oskarżanych o czary
powinny stanowić turystyczną atrakcję regionu? Takie pytanie zadali sobie radni
powiatu nyskiego debatując nad realizacją projektu „Szlakiem czarownic po czeskopolskim pograniczu”? Spór, który wywiązał się podczas rady powiatu, zwłaszcza z
uwagi na charakter argumentów przywoływanych przez uczestników debaty, jest
dobrym przykładem negocjowania kwestii związanych z dziedzictwem kulturowym,
dyskursywnie traktowanym. Jeden ze zwolenników projektu podnosił sprawę atutów
marketingowych i szeroko rozumianych korzyści finansowych: „...każdy pretekst dla
rozwoju regionu jest dobry, jednak proponuje aby nie szukać w tym projekcie
walorów edukacyjnych. (…) mają znaczenie głównie argumenty materialne, czyli to że
wyremontujemy część Muzeum” (protokół z posiedzenia Rady Powiatu w Nysie z dn.
28.02.2008 r.). Niektórzy radni wyrazili jednak wątpliwości. Martwiąc się o
wizerunek powiatu:„...temat związany z paleniem czarownic ma negatywną wartość
marketingową (...). Naszym zadaniem powinno być tworzenie wizerunku powiatu
jako miejsca przyjaznego, z wartościowymi tradycjami” (protokół z posiedzenia Rady
Powiatu w Nysie z dn. 28.02.2008 r.) lub dowodząc, że projekt jest sztucznym
tworem marketingowym bez oparcia w faktach: „...wyraz »czarownica« kojarzy się
pejoratywnie. Poza tym wiedza na temat procesów czarownic jest niewielka, a źródła
historyczne wątpliwe. Podkreślił, że powiat nyski ma bardzo wiele walorów
przyrodniczych i historycznych i nie trzeba wymyślać kolejnych” (protokół z
posiedzenia Rady Powiatu w Nysie z dn. 28.02.2008 r.). Pojawiła się także postawa
bardzo pragmatyczna i naznaczona dystansem do faktów historycznych: „W tym
projekcie elementów odwołujących się do procesów czarownic będzie bardzo mało.
Jest to jedynie pretekst do tego, aby pozyskać środki. (...) W projekcie tym nie ma
miejsca na wydobywanie prawdy historycznej czy badania naukowe. (...) Jeśli nazwa
projektu spowoduje, że będzie o nas głośno w Polsce i Czechach, to należy się z tego
cieszyć” (tamże).
Dziedzictwo kulturowe i świat codzienności – na zakończenie
Na początku niniejszego tekstu postawiono pytanie, czy dziedzictwo kulturowe
może stać się przedmiotem żywiołowej dyskusji. Odpowiedź jest twierdząca, przy
czym trzeba podkreślić, że to nie konkretny temat dyskusji, jak mogłaby sugerować
zrelacjonowana pokrótce „sprawa czarownic”, jest bodźcem a następnie regulatorem
temperatury dyskusji. Istota dyskursywnego charakteru dziedzictwa kulturowego
18
tkwi w tym, że zakorzenione jest w praktykach społecznych, w świecie codzienności,
angażując tym samym emocje, uruchamiając różne punkty widzenia i odmienne sfery
wpływów. Poruszamy się pomiędzy bezpiecznym, bliskim, oswojonym miejscem a
pełną wyzwań, swobody ale też ryzyka przestrzenią (Tuan 1987: 75). W klinczu
opozycyjnych często interesów łatwo o zachwianie równowagi pomiędzy nostalgią a
nadzieją - zatracenie się w przeszłości jest tu równie niepożądane, co całkowite
odwrócenie się od niej. Ochrona spuścizny naszych przodków jest trudnym zadaniem,
którego trzeba się jednak podjąć z sentymentalnych i całkiem pragmatycznych
powodów. Zachowanie differentia specifica regionu jest istotne dla umacniania
tożsamości społeczności oraz służy jego rozwojowi.
„Jak dotąd, powstało niewiele mechanizmów chroniących mniejsze, lecz nie
mniej istotne cechy krajobrazu kulturowego. Sady, mury, owce i bramy, które przez
generacje powoli ewoluowały, odzwierciedlając potrzeby i uwarunkowania lokalnych
społeczności dziś tracą tą funkcję – wyróżnika szepczącego do ucha podróżnika
»jesteś w...«” (Clifford i King 1993).
Bibliografia:
1. Burszta Józef, Kuligowski Waldemar (2005), Sequel. Dalsze przygody kultury
w globalnym świecie. Warszawa: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA
S.A.
2. Clifford Sue, King Angela (1993) Za: Davis Peter (2007), Places, „cultural
touchstones” and the ecomuseums. W: Heritage, Museums and Galleries. An
introductory reader. (red.) Corsane Gerard, London and New York: Routledge.
3. Dmitruczuk Anita (2008), Noc w muzeach to hit. „Gazeta Wyborcza – Opole” z
dn. 19.05.
4. Grzymisławski Łukasz (2009), Kultury ludowej już nie będzie – rozmowa z
prof. Wojciechem J. Bursztą. „Gazeta Wyborcza” z dn. 08-09.03.
5. Jagiełło Andrzej (2008), Stare Kolnie: Święto pieroga. „Nowa Trybuna
Opolska” z dn. 01.09.
6. Kłonowska Dorota (2008), Noc skarbów, cudów i dziwów w Nysie i Opolu.
„Polska Gazeta Opolska” z dn. 19.05.
7. Kwiatkowski Piotr Tadeusz (2008), Pamięć zbiorowa społeczeństwa polskiego
w okresie transformacji. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Scholar.
8. Melbin Murray (1987), Night as Frontier: Colonizing the World After Dark.
New York: The Free Press. Za: City Worlds (1999), (red.) Massey Doreen, Allen
John, Pile Steve, London: Routledge.
19
9. Melosik Zbyszko (2007), Teoria i praktyka edukacji wielokulturowej. Kraków:
Oficyna Wydawnicza „Impuls”.
10.
Mientus Konrad (1997), Na 700-lecie parafii raszowskiej – krótki zarys
jej dziejów. Opole.
11.Młynarska Henryka (2008), Mój pradziadek pracował w Egipcie. „Tygodnik
Prudnicki” z dn. 05.03.
12.
Morawińska Agnieszka (2003), Rozszerzanie funkcji edukacyjnych
współczesnego muzeum. „Kultura Współczesna”, nr 3 (37), s. 55-58.
13.
Nikitorowicz Jerzy (2006), Edukacja regionalna na pograniczach. W:
Edukacja regionalna. (red.) Anna Weronika Brzezińska, Aleksandra Hulewska,
Justyna Słomska, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
14.
Przewoźny Witold (2006), Edukacyjna rola muzeów. W: Edukacja
regionalna. (red.) Anna Weronika Brzezińska, Aleksandra Hulewska, Justyna
Słomska, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
15.
Scheitza Roch (1994), Kronika parafii Dobrzeń Wielki. Dobrzeń Wielki.
16.
Smykała Piotr (2006), Rozmierz 1256-2006. Strzelce Opolskie:
Wydawnictwo Mariang.
17.
Szacki Jerzy (1971), Tradycja. Przegląd problematyki. Warszawa: PWN.
18.
Szczepański Marek S., Ślęzak-Tazbir Weronika (2008), Miejskie
pachnidło. Fragmentacja i prywatyzacja miejskiej przestrzeni w perspektywie
osmosocjologicznej. „Studia Regionalne i Lokalne”, 2 (32), s. 18-40.
19.
„Schlesisches Wochenblatt” z dn. 27.11.2008 r.
20.
Szubryt Marek (2008), Rycerskie życie bliżej. „Gazeta Wyborcza –
Opole” z dn. 04.08.
21.
Tuan Yi-Fu (1987), Przestrzeń i miejsce, Warszawa: PIW.
22.
„Tygodnik Prudnicki” z dn. 26.03.08, nr 13, s. 11.
23.
Urry John (2007), Spojrzenie turysty, Warszawa: Wydawnictwo
Naukowe PWN.
24.
Weltzel Augustyn (2003), Pomniki pobożności po ślachetnej rodzinie
hrabiów z Gaszyna w Górnym Szląsku. Opole.
25.
Wieczorkiewicz Anna (2008), Apetyt turysty. O doświadczaniu świata w
podróży. Kraków: Universitas.
26.
Wiszniewski Janusz (2008), Jak to pirwyj w szkole było? „Tygodnik
Prudnicki” z dn. 02.01.
27.
Wojtasik Piotr (2008), Muzealna noc. „Nowiny Nyskie” z dn. 10.01.
20

Podobne dokumenty