Znajomy wszystkich, których (…) – A.Ulman

Transkrypt

Znajomy wszystkich, których (…) – A.Ulman
Anatol Ulman
Znajomy wszystkich, których warto było znać
Lubimy czytać pamiętniki znanych, sławnych ludzi. Obecnie nawet bardziej aniżeli, w
przypadku głośnych pisarzy, ich wielkie dzieła. Przyczyna wydaje się prosta: utwór
literacki jest w znacznej części wytworem wyobraźni i o tyle nie stanowi zwierciadła
prawdziwego życia. Chociaż jesteśmy świadomi, iż najdziwniejsza fikcja wyrasta z
doświadczeń twórcy, to zawsze istnieje wątpliwość, czy mogło się tak zdarzyć jak
sugeruje fabuła, czy odczucia i myśli bohaterów stanowią trafny wyraz doświadczeń
realnych ludzi. Natomiast pamiętniki wydają się być prawdziwymi świadectwami
minionego czasu. Tego rodzaju postawa powoduje często bezkrytyczny stosunek do
memuarów, wydaje się bowiem, że autorzy są w nich bezwzględnie szczerzy, zwłaszcza
że obowiązuje zasada publikowania prywatnych zapisów dopiero wówczas, kiedy umrą
ludzie i sprawy. Zapomina się przy tym, iż autorzy pamiętników mogą, i czynią to bardzo
często, świadomie kreować swój pozytywny dla potomności obraz oraz celowo zohydzać
innych świadków swej epoki. Niemniej jest rzeczą pasjonującą poznawać prywatny, w
tym nieraz intymny świat głośnego ongiś człowieka i konfrontować tę wiedzę z
oficjalnymi, podręcznikowymi wersjami charakterów czy oceny zdarzeń. Stąd trwające
zainteresowanie wydawnictwami z tej dziedziny literatury. Ostatnio wydawnictwa
obdarowały nas dwoma pamiętnikami: carycy Katarzyny II z okresu jej młodości i
Benjamina Constanta z wieku dojrzałego. Pierwszy nie wymaga reklamy z uwagi na
postać autorki smutno zapisanej w naszej historii i głośnej w anegdocie ze swego
rozpustnego życia. Informuję jednak, że w spisanym przez Katarzynę okresie
obejmującym lata 1729 (data urodzin przyszłej imperatorki) - 1759 autorka nie była
jeszcze carycą. Stąd w książce znajdziemy tylko świetny, złośliwy obraz carskiego dworu
i rządzących nim koterii, trochę polityki w feudalnej Europie i niewiele, prawie nic z tych
ekscytujących treści, jakich by się można po osobie piszącej spodziewać. Bardziej
interesujące z wielu względów są „Dzienniki poufne“ Benjamina Constanta, opasły tom
obejmujący zapiski pisarza z lat 1803-1816. Constant, żyjący w latach 1767-1830, znany
jest w wąskim raczej gronie miłośników literatury francuskiej ze swej jedynej powieści,
która zapewniła mu nieśmiertelność. Mowa o psychologicznym utworze „Adolf“ (1816),
w którym pisarz w odkrywczy sposób przedstawił zamieranie uczucia miłości. Jest to
dzieło autobiograficzne przedstawiające doświadczenia Constanta związane z panią
Lindsay (w powieści - Eleonora), która stanowiła epizod w uczuciowych związkach
Constanta z kobietą jego życia - panią de Staël. Słynny utwór wiąże się częściowo z
Polską, choć nie ma to większego znaczenia, bo realia nie są w nim najważniejsze. Ze
dwa lata temu oglądaliśmy w TV jego francuską ekranizację, bardzo nieudaną, gdyż
reżyser przeniósł miłosną historię w czasy nam współczesne i ośmieszył się
nieznajomością naszej rzeczywistości. Już wiele razy bywało tak w dziejach kultury, że
twórca nadzieję na sławę pokładał w czym innym niż docenili potomni. Constant lwią
część pisarskiego życia poświęcił pracy nad rozprawą, z pozycji ateistycznych, o
pochodzeniu, roli i źródłach religii. Dyletanckie dzieło zupełnie słusznie zostało
zapomniane, a mała książeczka - „Adolf“ - należy do klasyki. Pamiętniki Constanta swą
szczególną wartość zawdzięczają szeregowi walorów tak treści jak i formy. Ten Szwajcar
pochodzenia francuskiego nie pisanie lecz politykę oraz wojażowanie po Europie uczynił
głównym zajęciem swego życia. Jako zdecydowany liberał nienawidził Cesarstwa
uważając Bonapartego za wielkiego łajdaka („Ten człowiek jest zdumiony, że się nim
pogardza“). Jako deputowany Paryża zwalczał Restaurację, a za Ludwika Filipa
przewodniczył Radzie Stanu. Może to dla nas mniej ważne, ale udział w polityce
zapewniał mu kontakty z głośnymi w ówczesnej historii osobistościami, których ostre,
subiektywne, a przez to ciekawe charakterystyki pomieścił w „Dziennikach...“. Jako
zasobny przedstawiciel tzw. dobrego towarzystwa podróżując po Anglii, Szwajcarii,
Niemczech i oczywiście Francji podejmowany był przez luminarzy nauki, twórców kultury
oraz innych znaczących ludzi i nie szczędził prywatnych uwag o ich inteligencji,
wyglądzie, wartości ich dzieł czy przedsięwzięć. Był też bliskim, nieraz bardzo, znajomym
szeregu głośnych kobiet napoleońskiej epoki (kreślił ich portrety, ale unikał szczegółów
życia erotycznego). Constant nie oszczędza nikogo. Chociaż jest gościem Goethego w
Weimarze i odbywa przyjacielskie rozmowy z Schillerem, pisze o ich twórczości tak:
„Widziałem „Ifigenię“ Goethego (...) sztuka ma kapitalne błędy“. Jego zdaniem „Wilhelma
Tella“ wygwizdano by w każdym nie niemieckim teatrze. O wybitnym filozofie Schellingu:
„Żadne człowiek nie zrobił na mnie tak nieprzyjemnego wrażenia. Jest to mały jegomość
z zadartym nosem..., uśmiech gorzki, głos oschły“. Constant dowodzi raz jeszcze jak
niesprawiedliwi są współcześni dla wielkich swojej epoki. „Dzienniki poufne“ (ogłoszone
dopiero w roku 1952!) są pamiętnikami wielkiego egoisty. W zasadzie cała uwaga
Constanta skupiona jest na samym sobie. Ale że w tym drobiazgowym (czasem
męczącym podczas lektury) zapisie nawet namiętności podporządkowane są racjonalnej,
uporządkowanej analizie, stad twierdzić można o zaletach stylu autora przedstawiającego
rzeczy i ludzi w sposób naturalny, bez romantycznej afektacji. Osobną wartość
„Dzienników...“ stanowią celne sformułowania odkrywczych myśli mających charakter
aforyzmów. Oto niektóre z nich: „W ogóle należy możliwie najmniej dziękować ludziom,
ponieważ, jak zauważyłem, sama wdzięczność przekonuje ich łatwo, że robią za dużo“.
„Głupotą i oszustwem jest chęć zjednania sobie słowem ludzi, których interes jest różny
od naszego“. „Nienawiść to wielki powód przyjaźni między ludźmi. Odkąd niemiło mu, że
go nie lubię, znacznie jest lepiej usposobiony do mnie, którego dawniej nie lubił“.
Pamiętniki są wzorowo opracowane. Sam indeks nazwisk zawiera ich około tysiąca, a
niektóre przypisy bywają równie pasjonujące co lektura zasadniczej treści „Dzienników
poufnych“.
Benjamin Constant
Dzienniki poufne
Warszawa 1980 Czytelnik
Zbliżenia, nr 34/1980, 21 VIII 1980