Za dużo na jedno życie

Transkrypt

Za dużo na jedno życie
42
Za dużo na jedno życie
MONIKA ANDRUSZEWSKA ZE WSCHODNIEJ UKRAINY
Nie wiadomo, ilu dokładnie ukraińskich żołnierzy walczących
w Donbasie popełniło samobójstwo. Wiadomo tylko,
że to liczba bardzo wysoka. Sasza to ledwie jeden przykład.
K
oledzy z oddziału mówili, że kiepsko
strzela. Nic dziwnego. Nie pasjonowała
go wojna ani nawet kwestie militarne. Tęsknił za przerwanymi studiami. Czytał książki i słuchał Johnny’ego Casha. Ale ten jeden
raz strzelił celnie. Do siebie.
– Nie będę dziś jadł, idę spać – oznajmił
kolegom, którzy szykowali obiad. Zdziwili
się, bo była siedemnasta.
– Nie budźcie mnie – poprosił, wchodząc
do namiotu.
Godzinę później ciszę polany przerwał
strzał. Dopiero po chwili zorientowali się,
że dobiegł z tyłu, gdzie stały namioty, a nie
od strony wroga.
Sasza strzelił sobie w głowę, leżąc na łóżku. Nie można już było nic zrobić.
Podobno trudno było domyć krew ze
ścian namiotu.
1.
Sprawę szybko wyciszono. Tamtego dnia
wojskowy sztab Operacji Antyterrorystycznej – jak oficjalnie nazywano (i nazywa się
nadal) konflikt zbrojny z Rosją i wspieranymi przez nią donbaskimi Rosjanami – optymistycznie poinformował, że w strefie ATO
nie było poległych.
W akcie zgonu napisano, że zginął przez
nieszczęśliwy wypadek z bronią. Nie podoba
się to kolegom: – Powinna być informacja,
że zginął w boju. Przecież jakby nie wojna,
to wciąż by żył.
2.
Wszyscy wiedzieli, że był sierotą.
Gdy szli na front i wypełniali specjalny
formularz, Sasza nie podał żadnego telefonu kontaktowego do rodziny.
Dwa miesiące po jego śmierci, skrzynki
pocztowe szkolnych kolegów Saszy na Facebooku zapełniły się wiadomościami od nieznanej im osoby, młodej kobiety mieszkającej w Szwecji. – Szukam aktualnego numeru telefonu do mojego brata, jego komórka
przestała odpowiadać – pisała.
Nikt nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Sasza był już pochowany, na cmentarzu pod
rodzinnym Dniepropietrowskiem. Ludzie
odwiedzający cmentarz, widząc datę śmiertygodnik powszechny
45 | 8 listopada 2015
ci i zdjęcie młodego chłopaka w mundurze, wciąż kładli na mogile świeże kwiaty.
– Taki młody, 22 lata, a zginął za ojczyznę!
– komentowali.
W końcu koledzy szkolni przekazali siostrze kontakt do kolegów z oddziału. Ale oni
też nie wiedzieli, co jej odpowiedzieć.
3.
Natalia, siostra Saszy, mieszka w Sztokholmie. Jest szczęśliwą matką dwójki dzieci.
Oczywiście wie, że na Ukrainie jest wojna.
Ale nie przyszło jej do głowy, że jej młodszy
brat, wrażliwy, mógłby brać w niej udział.
Frontowi koledzy w końcu postanowili
odpisać Natalii. Umówili się, że będą zgodnie twierdzić, iż po prostu zginął w boju.
Natalia domagała się szczegółów. Zdecydowali, aby powiedzieć prawdę. Natalia długo nie odpisywała. Potem zapytała: czemu to
zrobił? Zaczęli tłumaczyć. Choć tak naprawdę nikt nie rozumie, dlaczego.
Najpierw: że może przez Majdan? A szczególnie przez to, że przyjechał tam za późno.
– Na wszystko się spóźniałem – powtarzał Sasza.
Na Majdan przyjechał pociągiem ze Lwowa. Ale zamiast iść od razu na plac, pojechał
przespać się u przyjaciółki. Gdy tego dnia,
22 lutego 2014 r., padły strzały na Instytuckiej, jadł śniadanie. Przyjaciółka była szczęśliwa, że Saszę ominęła rzeź. Sasza szczęśliwy nie był. Bo jak to: kiedy już tam pobiegł,
nie zdążył nawet nikomu pomóc. Rannych
już zabrali. Zostały tylko ciała poległych bohaterów, leżące w rzędach na bruku. Oni
zdążyli na Instytucką. A on miał kurs ratownika medycznego. Może gdyby przyjechał
wcześniej, mógłby kogoś uratować?
4.
Dalej: może dlatego, że był nieodpowiednią
osobą w nieodpowiednim miejscu?
Nie szukał przygód na wojnie. Poszedł na
nią, bo uważał, że tak trzeba. Jak zobaczył
pierwszego trupa, zwymiotował.
– Nie jesteś do wojny – miał go pocieszyć
starszy kolega. – Napij się – podał menażkę.
– Nie piję – odparł Sasza.
– To do życia też nie jesteś.
Mimo niebieskich oczu i blond włosów,
układających się w dziecięce loczki, wybrał
sobie pseudonim „Czarny”.
– Pozory mylą, mam czarną duszę – miał
żartować, gdy ktoś zwracał mu uwagę,
że pseudo nie pasuje mu do aparycji.
5.
A może i przez to, że się wtedy zgubili?
Szli przez las, gdy zaczęła się burza. W ulewie szybko stracili orientację. Nie wiedzieli,
gdzie wróg, a gdzie własne pozycje. To było
tuż po bitwie pod Iłowajskiem, gdy po rosyjskiej inwazji nie ustaliła się jeszcze stała
linia frontu. W lesie pod Łuhańskiem krążyły grupy zwiadowcze obu stron. Przez przypadek wpadli na jedną z nich. Obie strony
otworzyły ogień. Do końca nie byli pewni,
czy strzelali do Rosjan, czy do swoich.
Nie mieli łączności radiowej. Po walce pozostało im iść przed siebie, z nadzieją, że dotrą do jakiejś drogi.
Sasza szedł obok Andrija, chłopaka spod
Lwowa. – Chodź tu, koło mnie – powiedział
do Andrija. Gdy ten ruszył w stronę Saszy,
trafił na minę przeciwpiechotną.
Podobno i tak mieli szczęście, bo deszcz
zagłuszał jęki rannego. Na ich grupę, dziewięciu ludzi, przypadała jedna apteczka. Andrij ciągle krwawił, opatrunki się skończyły.
A krwotoku i tak nie udało się zatrzymać.
Sasza nie odstępował rannego, zgłosił się,
by nieść prowizoryczne nosze.
– To przeze mnie – miał powtarzać.
6.
A może to przez psy?
Wtedy, w lesie, nad ranem przestało padać. Na początku zjawił się jeden pies. Kundel. Ktoś z nich powiedział, że ma podobnego w domu. Zdziwili się: co domowy pies
robi w lesie? Kundel krążył. Odgonili go.
Ale potem pojawiły się kolejne. Bernardyn,
owczarek niemiecki, spaniel, kolejnych kilka kundli – tak je wymieniali. Głodne, zdziczałe psy mieszkańców Łuhańska krążyły
wokół nich jak wilki.
Iwan, weteran sowieckiej wojny w Afganistanie, powiedział na głos to, co myśleli
wszyscy: – One są głodne, wywęszyły krew.
Trzymajcie rannego w środku kolumny.
Sasza wspominał potem odganianie zdziczałych psów nożem jako koszmar, wracający w snach. Nie mogli strzelać, strzały mógł
usłyszeć wróg.
Gdy spotkaliśmy się kilka miesięcy później, Sasza opowiadał mi o wydarzeniach
w lesie, z trudem kryjąc emocje. – Była taka
polska bajka, gdzie wilki atakowały miasto. Tam był książę, który, żeby przed nimi
uciec, zamienił się w szpaka – mówił.
Chodziło mu o „Akademię Pana Kleksa”.
– Uczniowie szkoły przyklejali sobie piegi do twarzy i dzięki nim mogli latać. Nie
Ś W I AT
7.
Taka scena: żołnierze siedzą w dawnej
szkolnej stołówce, grają na gitarze. Sasza
obok, w kuchni, obserwuje ich zza szyby. Nikogo to nie dziwi. Przywykli, że jest
z nimi, ale jednocześnie osobno i śledzi ich
czujnym spojrzeniem.
– Żołnierze w tych piosenkach są piękni i waleczni – mówił, gdy się spotkaliśmy.
– Nie to, co my. Wszyscy tu zginiemy, a nikt
z nich tego nie rozumie. Żaden z nas nie
wróci do domu. Jak można zabijać, a potem
wziąć na ręce dziecko? Będzie się kiedyś
o nas mówiło jak o straconym pokoleniu.
Gdy jesteś na akcji, cały świat jest przeciw
tobie. Śmierć może przyjść z ziemi, gdy staniesz na minie, albo z nieba, albo spomiędzy
drzew. To oddziela cię na zawsze od życia.
– Nie zauważyliście, że dzieje się z nim coś
złego? – zapytałam potem jego kolegów.
Wzruszyli ramionami: – Cichy intelektualista, zawsze ze słuchawkami. Za dużo myślał. Tu wszystko jest proste: strzelasz albo
strzelają do ciebie. Nie ma miejsca na filozofię.
8.
Tymczasem Sasza wyruszał na coraz dłuższe akcje zwiadowcze. Czasem wracał po
kilku dniach.
Niektórzy podejrzewają, że to on zastrzelił Mikę – owczarka niemieckiego, maskotkę oddziału. Martwego psa znaleziono obok
opuszczonego internatu, gdzie stacjonowali.
– Ktoś ją zabił, bo w lesie zobaczył, czym
może stać się pies na wojnie. To tak jak
z człowiekiem, który raz już zabił: zabije znów. Nas wszystkich powinno się na
wszelki wypadek zastrzelić – miał powiedzieć Sasza, gdy usłyszał o śmierci Miki.
9.
Jeszcze inni twierdzą, że popełnił samobójstwo przez tę paskudną sytuację z jeńcami.
Było tak: podczas operacji złapali dwóch
miejscowych mężczyzn, kręcących się po
okolicy. Mieszanką ukraińskiego i rosyjskiego zapewniali, że spacerowali. – Szpiedzy separów – orzekł ktoś.
Potem wszystko stało się szybko. Jeden
z mężczyzn wykonał gwałtowny ruch, jakby po coś sięgał. Po rewolwer? Żołnierze
otworzyli ogień, na ziemię padły dwa ciała.
Okazało się, że miejscowy miał tylko nóż.
Nie wiadomo, czy w ogóle chciał po niego
sięgnąć.
Saszy nie interesowały usprawiedliwienia: – Rozstrzelaliśmy jeńców. Staliśmy się
tacy sami jak Rosjanie.
„Dziś moralnie przegraliśmy wojnę” – napisał mi w jednym z ostatnich esemesów.
10.
Koledzy uważają, że gdyby w armii był ktoś
zdolny do tego, by pomóc Saszy, on mógłby
żyć: – W innych armiach są psychologowie.
U nas to abstrakcja. Nie mieliśmy nawet porządnie wyszkolonego medyka pola walki.
Wiedzieliśmy, że Sasza ciężko przeżywa
każdą akcję. Ale nie było komu tego zgłosić.
– Wszystkie bojowe zadania wykonywał
bez zarzutu – mówi jego dowódca.
Jednostka, do której należał, ma w swej
długiej oficjalnej nazwie określenie „oddział
specjalnego przeznaczenia”. – To znaczy, że
możemy zginąć w nieco bardziej spektaku-
larny sposób – mówią żołnierze. – Połowa
z nas to ludzie, którzy odbyli służbę wojskową w czasie pokoju. Druga połowa to ochotnicy po krótkim szkoleniu. Żadne tam Delta
Force. Do wojny wszyscy żyliśmy normalnie, są tu nauczyciele, elektrycy, studenci.
Samobójstwo Saszy wstrząsnęło nawet
najbardziej doświadczonymi.
– Śmierć w boju to co innego. Ale że on
zginął tak bezsensownie, tego nie mogę sobie wybaczyć – mówi ktoś.
11.
Natalia przyjeżdża ze Szwecji, spotyka się
z chłopcami z oddziału brata.
Na początku milczą. Mają opory, żeby zacząć opowiadać. Potem mówią bez przerwy,
przez kilka godzin.
W końcu jeden przerywa kolejną wojenną historię z udziałem Saszy: – O tym, co
przeżyliśmy przez te miesiące, można by
opowiadać całymi dniami. Ale może pani
już wystarczy?
Teraz Natalia milczy.
– To za dużo – ukrywa twarz w dłoniach.
– Za dużo na jedno życie. Jego zabiła wojna.
Dla mnie jest bohaterem.
©
VA D I M G H I R D A / A P / E A S T N E W S
chciałem być bohaterem, nie chciałem walczyć za kraj, chciałem tylko stamtąd odlecieć! – ożywił się Sasza.
– Ten chłopak, Andrij, umarł. Postanowiliśmy go zostawić. I wtedy te psy pewnie...
– tu głos mu się załamał. – Przecież to scena
jak z horroru. Żaden reżyser filmów wojennych nie wpadłby na coś takiego.
– Nie sądziłem, że mogę siebie tak rozczarować – mówił. – Ten chłopak, Andrij, nie
miał nawet pogrzebu. Nasz dowódca powiedział jego rodzinie, że zaginął na akcji
dywersyjnej, a nie, że koledzy zostawili jego
ciało. Wiesz, że umarli robią się ciężsi? Gdy
jeszcze żył, nieśliśmy go bez problemu.
43
Jeden na ośmiu
INFORMACJA BYŁA SUCHA: kilka zdań i liczby, bez komentarza. Odpowiadając na pytanie jednej z organizacji pozarządowych, na
początku października ministerstwo obrony
w Kijowie podało, że podczas wojny w Donbasie zginęło 2027 żołnierzy armii ukraińskiej.
Informacja nie obejmowała zaginionych,
a jedynie potwierdzone przypadki śmierci,
i to tylko w regularnej armii. Nie uwzględniono więc poległych, którzy służyli
w Gwardii Narodowej (do niej należy spora
część oddziałów ochotniczych) ani w innych
jednostkach podległych MSW, w straży granicznej czy w służbach specjalnych (SBU).
W swej odpowiedzi Ministerstwo Obrony
podało też, że aż 597 zabitych to tzw. straty
niebojowe: w większości ofiary wypadków
(komunikacyjnych czy na poligonach albo
na skutek nieostrożnego obchodzenia się
z bronią). A także – 171 samobójców. Oznacza to, że w regularnej armii na ośmiu poległych w walce przypadał jeden samobójca.
To dane oficjalne. Faktyczna liczba samobójstw może być wyższa, bo część przypadków jest rejestrowana jako śmierć w boju
– jak w przypadku Saszy.
©
tygodnik powszechny
45 | 8 listopada 2015

Podobne dokumenty