przeczytaj nagrodzone prace
Transkrypt
przeczytaj nagrodzone prace
XVII Powiatowy Konkurs Literacki „Opowieści Wigilijne” Kategoria: IV- VI NAGRODA Ewelina Węgrzynowicz kl. VI Niepubliczna Szkoła Podstawowa w Białobrzegach Opiekun: Aleksandra Pietraszek Wyjątkowy wieczór W szarym świetle jasnego jutra Nadchodzi to jedno, jedyne Święto w roku – światełko A cały świat, staje się lepszy Zapada ludzka cisza. Słychać tylko… Dźwięk dzwonów I świst wiatru… Zapada zmrok. Ubieramy choinkę… Rodzina dzieli się białym chlebem. To właśnie tego dnia, To właśnie tego wieczoru. Odrodzą się nasze serca I jednym rytmem wyśpiewają Radość z narodzin Pana… Radość narodzin Betlejemska gwiazda Złotym blaskiem świeci, A w stajence mały Jezus Błogosławi wszystkie dzieci. Biedni pastuszkowie do szopy Przybyli i ubogie prezenty Jezusowi złożyli. Aniołowie w bieli Z niebios przylecieli i hołd Pospiesznie oddać mu chcieli. Mały Kuba proste nuty Na fujarce składa. Każdy na swój sposób, Chce powitać Pana. NAGRODA Martyna Bronisz, kl. V Szkoła Podstawowa w Brzezinach opiekun: Marzena Rola ,,Pamiętnik...'' Wszystko zaczęło się kilka lat temu kiedy, Anna na swoje 7 urodziny dostała od rodziców pamiętnik. Dziewczynka dopiero zaczynała przygodę z pisaniem, więc wpisy były krótkie, a litery koślawe. Anna jedna nie chciała przestawać pisać. Była bardzo ambitną dziewczynką. Kilka lat później Anna i jej rodzice jechali do babci, dziewczynka była bardzo szczęśliwa z powodu wyjazdu, jednak ten dzień na zawsze zapadł jej w pamięci... Wszystko opisała w swoim pamiętniku Środa 30 VIII 2004r. Wczorajszy dzień był najgorszym dniem w moim życiu... Trudno mi o tym pisać, ale piszę tu o wszystkim, więc dlaczego mam nie napisać i tego? Całą noc płakałam.... Dlaczego przydarzyło się to akurat mi? Zawsze byłam posłuszna rodzicom, miałam dobre oceny, nauczyciele mnie lubili, a mama powtarzała mi, że jestem najgrzeczniejszym dzieckiem jakie zna, a była.... właśnie była...Już jej nie ma... Nigdy do mnie nie wróci! Nigdy nie usłyszę już jej głosu, nigdy już jej nie zobaczę.... Nigdy już nie pocałuje mnie na dobranoc... Nie zobaczy jak dorastam... Jutro mam 11 urodziny i mówiła, że ma dla mnie coś specjalnego, ale ja już nawet nie chcę wiedzieć co to było, chcę aby mama wróciła, a tata... Z tatą jest bardzo źle, ale żyje... Jechaliśmy spokojnie samochodem, nic nie wskazywało na to ,co się miało zaraz wydarzyć. Byliśmy już blisko domu babci, a tu nagle wyjechał samochód. Jechał złym pasem-wprost na nas- ,nikt nie wie dlaczego... Nawet nie zwolnił, a wręcz przeciwnie- zwiększył prędkość. Mama siedziała na fotelu, twarz miała we krwi, nie wiedziałam czy jeszcze żyje, a tata siedział obok niej, i oddychał, ale był nieprzytomny. Próbowałam ich obudzić, ale nic nie skutkowało. Jestem cała i zdrowa , mam tylko kilka ran i siniaków, ale z rodzicami.... Mama… nie żyje... A tata jest w bardzo złym stanie. Lekarze powiedzieli, że może umrzeć, że nigdy nie wróci do pełnej sprawności, amputowali mu nogę... Nie wiem jak sobie poradzę bez mamy, która budziła mnie co rano, bez taty, który pomagał mi w każdej sytuacji... Już nie mam normalnej rodziny, jestem taka samotna. Zostawili mi po sobie tylko zdjęcia i wspomnienia… Anna siedziała cały czas w pokoju, jakby cała radość życia z niej wyparowała... Odrabiała zadaną prace domową z polskiego, ale nic nie wchodziło jej do głowy. Przed wypadkiem chciała zaprosić wszystkie koleżanki jak wróci od babci, ale już nie chciała. Nie chciała też wiedzieć, co to za niespodziankę przygotowali da niej wcześniej rodzice i oświadczyła, że chce ją dostać w Wigilię, jak już trochę ochłonie. Miała coraz gorsze oceny, nie słuchała nauczycieli tylko siedziała odrętwiała na lekcji i rozmyślała o wypadku, który pozbawił ją matki. Tato leżał w szpitalu od kilku miesięcy w śpiączce, i były coraz mniejsze szanse na to, że kiedyś się obudzi. Nastał słoneczny dzień. Anna siedziała w pokoju i nie chciała wyjść na podwórko. Dziewczynka nagle stwierdziła, że ma zagrożenie z kilku przedmiotów i zaniedbała naukę, ale jednak nie mogła otrząsnąć się ze swojego nieszczęścia. ''W tym momencie doznałam jakby olśnienia. Zdałam sobie sprawę, że muszę się wziąć w garść. Muszę naprawić to, co zepsułam przez te kilka miesięcy od wypadku. Mama nie powróci... Ta myśl mnie zasmuca, ale muszę żyć dalej. Stan taty się polepszył, mam powód by się cieszyć...’’ Tydzień później do babci Ani zadzwonił lekarz z informacją, że ojciec dziewczynki wybudził się ze śpiączki. Babcia była wniebowzięta. Annie zabrakło słów, żeby wyrazić zachwyt. W pełnym nadziei nastroju zjadły obiad i pojechały do szpitala. Ojciec Anny był podłączony do kilkudziesięciu kabelków i innych maszyn. ,,Czy to cud? Czy Bóg widział jak cierpię? Jak potrzebuję ojca- ,kogoś bliskiego, kto pocieszy mnie po stracie najważniejszej mi osoby- mamy.’’ Ojciec Anny nie czuł się najlepiej, ale nie stracił swojego poczucia humoru. Babcia promieniowała radością, ponieważ jej jedyny syn żył i miał się coraz lepiej. Tata dziewczynki szybko wracał do zdrowia i cieszył się każdą chwilą spędzoną w rodzinnym gronie. Nie było po nim widać, że stracił nogę, ale nadal było czuć w powietrzu smutek po stracie żony… Święta zbliżały się wielkim krokiem. Anna zapomniała o przygotowaniu prezentów pod choinkę. Ważne było teraz tylko, aby ojciec wrócił do domu na Gwiazdkę. Dwa dni przed Wigilią dziewczynka przypomniała sobie o prezencie- niespodziance od rodziców. Rozmyślała o tym co to mogło być, podejrzewała, że babcia wie co to za prezent, ale nie chciała nic powiedzieć. Anna nie chciała pytać się taty, bo go znała i wiedziała, że nic jej nie powie. Niedziela 24 XII 2004r. Dziś spędziliśmy pierwszą wspólną Niedzielę z tatą od czasu wypadku. Wszyscy byliśmy weseli z tego powodu, ale dało się czuć smutek po stracie mamy… Zawsze będzie mi jej brakowało, nie ma dnia, żebym o niej nie myślała. Przypominam sobie jej głos, jej uśmiech, najlepsze i najweselsze chwile razem… Zawsze będę ją pamiętać jako najlepszą nauczycielkę i ciepłą, cierpliwą, miłą, wyrozumiałą i wymarzoną mamę, która mnie wspierała nawet w trudnych sytuacjach. Nauczyłam się tego, że trzeba żyć chwilą, cieszyć się wszystkim co nas spotyka. Wiem, że zawsze będę pamiętać o matce, która mnie wychowała na dobrego człowieka, ale muszę przestać płakać nad rozlanym mlekiem, bo ona już do mnie nie wróci… Gnębi mnie ta myśl, ale muszę żyć dalej. Anna nie mogła się doczekać wieczornej kolacji w gronie rodziny. Nie mogła się też doczekać, aż zobaczy niespodziankę od rodziców. Babcia krzątała się po kuchni gotowała coś na wieczór. Tata odpoczywał na kanapie I oglądał wiadomości. Dziewczynka była w swoim pokoju I czytała lekturę. Kilka godzin później babcia zawołała Annę na dół, by przywitała się z zaproszonym wujostwem. Wszyscy zasiedli do stołu. Pod ubraną przez dziewczynkę choinką stała duża paczki. Anna wiedziała, że to dla niej, ponieważ na wieku pudełka był napis ,,Anna”. Po kolacji I podzieleniu się opłatkiem babcia podała Annie pudełko. Ku zaskoczeniu dziewczynki paczki była pusta. Dziewczynka spojrzała na babcię, a ona się tylko uśmiechnęła. Minutę niezręcznej ciszy przerwał odgłos otwieranych drzwi. Wujek Franek wszedł do domu trzymając coś pod białym od śniegu płaszczem. Rozwinął zawiniątko i okazało się, że był to mały kot rasy Ragdoll, o którym marzyła dziewczynka. Podbiegła do drzwi, wzięła kotka i przytuliła go mocno. Pierwszy raz od wypadku Anna była w pełni szczęśliwa. Kotek był przez ostatnie kilka miesięcy u sąsiada babci pana Bogdana. Wieczór był miły, Wszyscy śpiewali kolędy i zachwycali się pięknym kotkiem Anny. Tata opowiadał historie o mamie dziewczynki, a ona słuchała z otwartymi ustami. Opowiadał o tym jak się poznali, o ich weselu i o samej Annie, kiedy ta była mała i on, i mama uczyli ją czytać. Wszyscy zajadali się potrawami wigilijnymi przyrządzonymi przez babcię, a tata opowiadał i opowiadał. Ani zdawało się, że opowiadał tak kilka godzin, lecz nie nudziło jej się to wcale. Słuchała z zapartym tchem, tak jak i reszta rodziny. Te święta zbliżyły całą rodzinę do siebie. Dziewczynkę przepełniła miłość i nadzieja, że kiedyś będzie szczęśliwa tak ja teraz, że mama widzi ją i nad nią czuwa. Siedziała tak i rozmyślała co będzie dalej? A mały puchaty kotek leżał na jej kolanach i mruczał wesoło. To były najlepsze i zarazem trochę smutne święta dla dziewczynki, ponieważ nie było jej mamy, lecz czuła jej obecność. Sobota 24 XII 2004r. Jednak magia świąt istnieje. Czułam obecność mamy tak jak nigdy dotąd. Na pewno chciałabym abym była szczęśliwa, nawet kiedy jej nie ma. A kot, którego dostałam od niej jako prezent, jest cudowny! Kiedy mruczy mi na kolanach, przepełnia mnie spokój. Te święta zapadną mi na długo w pamięci. Choinka migała tysiącem światełek , różnokolorowe bombki zwisały z zielonych gałązek, a ja i cała rodzina śpiewaliśmy kolędy i jedliśmy barszcz, rybę i wiele innych pysznych potraw. Jakby nie było tego wypadku... Czułam po prostu tą magię świąt. Tych cudownych, corocznych świąt, które przepełniają radością i miłością. Tego smutku już nie ma... Tak kończy się historia Anny. Dziewczyna ma teraz 22 lata. Choć minęło już tyle lat od tragedii, która spotkała ją i jej rodzinę nadal wspomina matkę ze smutkiem, lecz kot którego podarowała jej mama, jest dla niej wsparciem. Mruczy głośno i wesoło jakby chciał powiedzieć: ,,Nie martw się, ona nad tobą czuwa i zawsze będzie przy tobie..." NAGRODA Martyna Bednara kl. IV Zespół Szkół w Kamionce Opiekun: Beata Waśkowska *** Dzisiaj jest ten rodzaj ciszy, Że każdy wszystko usłyszy: I sanie w obłokach mknące, I gwiazdy na dach spadające. A wszędzie to ufne czekanie. Czekajmy! Dziś cud się stanie! *** W domu już nam pachnie Bożym Narodzeniem. Pachnie choinką, Świątecznym jedzeniem. Siądźmy wraz do stołów Ciepło i rodzinnie… Odświętnie , w zadumie, Słowem… wigilijnie! Dzielmy się opłatkiem, Uśmiechem, darami, I poczujmy w sercach: Nie jesteśmy sami! Niech magia Wigilii W to święto rodzinne Uczyni dni przyszłe Jakie być powinny. Niech radość zagości W sercach na dni wiele. Niechaj dni powszednie Przemieni w niedziele! WYRÓŻNIENIE Emilia Wawryniuk Kl. VI Zespół Szkół w Woli Skromowskiej Opiekun: Alicja Więch Obudziły ją wrzaski. Zobaczyła pod drzwiami pomarańczowy ogień i kłęby szarego dymu. Przygotowana wyjęła spod łóżka spakowaną torbę i wyjrzała za okno. - Czysto. - stwierdziła. Zbiła szybę. Nie można było niestety inaczej otworzyć okna, było bowiem zabezpieczone przed ewentualnymi próbami ucieczek podopiecznych ośrodka wychowawczego. Nie kalecząc się, ostrożnie i zwinnie przeskoczyła je upadając na miękki śnieg. Poczuła zapach wolności. Czekała na tę chwilę od dwóch lat, od momentu śmiertelnego upicia się matki, która zdała sobie w końcu sprawę, że została samotna i opuszczona przez męża - również alkoholika. To niezwykłe, że w ciągu 2 lat dostając 2 dolary tygodniowo kieszonkowego, można ich zebrać ponad 200. Tyle pieniędzy miała właśnie w tej taniej, kupionej w lumpeksie torbie, ukrytych między dwoma parami jeansów, trzema podkoszulkami, czterema bluzkami, bluzą, kurtką, szczotką do włosów, szczoteczką do zębów. Teraz, czując śnieg na swoich gołych ramionach, wyciągnęła z torby bluzę i kurtkę, a następnie założyła na siebie w oka mgnieniu, nie tracąc cennych sekund. Niewidocznie przebiegła do pobliskiego lasu i zniknęła między gęstymi drzewami. W ciemności potknęła się o wystające korzenie, ale w końcu dostała się na pokryty lodem chodnik. Zaczęła iść w stronę przystanku autobusowego. Pełna nadziei i skrywanej radości czternastoletnia Joanna Black, nazywana Jo, zdążyła na stary i obskurny autobus. Nie było w nim nikogo prócz jakiejś dwudziestolatki słuchającej muzyki i grubego kierowcy w poplamionym t-shircie. „ - Doskonale. - myśli - Teraz może jechać do Calgary, z którego, z podrobionym dokumentami na nazwisko Ellie Jones i fałszywą zgodą rodziców, wyjedzie z Kanady do Nowego Jorku. Tam odbierze ją jej siostra – Cathy. Ona nigdy nie miała problemów z prawem, chociaż skończyła 29 lat. Miała mieszkanie w najbogatszej dzielnicy, skończyła studia architektoniczne (pracowała jako dekoratorka wnętrz), wyszła za mąż za prawnika Jamesa. Tworzą szczęśliwe małżeństwo, które na wszystko stać. Zupełne przeciwieństwo ich matki i ojca. Cathy z Jo kontaktuje się co drugi dzień i bardzo przejmuje się losami siostry, dlatego zaproponowała przyjazd do siebie. Wiedziała o szczegółowym planie dziewczyny. Szczerze mówiąc, młode małżeństwo cieszyło się na myśl o spędzeniu świąt razem z czternastoletnią siostrą, tym bardziej, że chcą jej ogłosić w Wigilię bardzo ważną wiadomość. Przygotowali też dla niej drobne prezenty. Zamierzają kupić jej nowe ubrania i kosmetyki potrzebne nastolatce, zapisać ją do najlepszej szkoły. Jej pokój stoi gotowy od dwóch miesięcy. Postarali się również o terapię po trudnych przeżyciach, a kieszonkowe będzie dostawać raz w tygodniu po 20 dolarów. Mówiąc w skrócie, byli przygotowani. Jo odetchnęła z ulgą, gdy wysiadała z autobusu. Po dwunastu godzinach jazdy miała dość. Teraz ruszyła w stronę lotniska według wskazówek mieszkańców miasta. Zaszła po drodze do taniej knajpki, gdzie kupiła potężnego hamburgera i zwykłą wodę, a następnie zasiadła do stolika. „Delektując” się smakiem chemicznego jedzenie obiecała sobie, ze u swojej siostry będzie grzeczna, nie ma mowy o wagarach, a nauka będzie na poziomie celującym. Cathy na to zasługuje. Skończywszy posiłek wypiła pół butelki wody i ruszyła dalej. Pokazując swoje nielegalnie zdobyte dokumenty, bilet i zgodę poczuła dreszczyk emocji, ale w końcu siedząc na wygodnym siedzeniu samolotu, pozwoliła sobie zasnąć. Obudziła się, gdy stewardesa zapytała o podanie obiadu. Zamówiła naleśniki z lodami, czyli „Lodową Niespodziankę”. Było naprawdę pyszne. Uszczęśliwiona stwierdziła, że dzieliła ją tylko godzina od upragnionego spotkania z Cathy. Zaczęła czytać magazyn „New York Times”, by czas szybciej zleciał. Ale i tak dziewczynie zdawało się, że oglądanie czasopisma zajmuje jej wieki. Po niepełnej godzinie odezwał się głos stewardesy informujący o zapięciu pasów i przygotowaniu się do końca podróży. Gdy samolot skończył trasę Jo niemal natychmiast znalazła się na zewnątrz. Bez problemu przeszła punkt kontrolny, lecz nie mogła znaleźć swojej siostry. Zrezygnowana usiadła na wygodnym krześle i rozważała zadzwonienie do niej z budki telefonicznej, gdy nagle czyjaś ręka dotknęła jej ramienia. Odwróciła się i niemal natychmiast rzuciła się Cathy na szyję. Czuła swoje gorące łzy spływające po pliczkach. Nigdy w życiu nie była taka szczęśliwa! I smutna… nagle ożyły przed jej oczami obrazy sprzed kilku lat, w których siedzi skulona w kącie i płacze, słysząc szloch bitej przez ojca Cathy, śmiejącej się matki i dźwięku tuczonego szkła. Starsza siostra broniła jej przed nienormalnymi rodzicami. Ufff…. Znikajcie!!! W końcu obrazy rozmazały się, dźwięki ustały. Teraz nie ma ich, jest tylko Jo i Cathy! I to się liczy! - Gotowa? – zapytała troskliwym głosem siostra. Jo potwierdziła to kiwnięciem głowy, ponieważ wzruszenie odebrało jej umiejętność mowy. - Teraz będziesz miała prawdziwy, kochający dom. – powiedziała ze łzami w oczach. Cathy bardzo się zmieniła. Miała teraz krótkie, czarne włosy, była wyższa niż dwa lata temu. Jej dłonie zdobiły długie, zadbane i pomalowane na czerwono paznokcie, które świetnie komponowały się z czarnymi szpilkami, niebieskimi spodniami - rurkami i białym swetrem. Jo miała czas, aby to zauważyć podczas jazdy jej luksusowym samochodem. Wciąż była wzruszona, ale mniej niż przedtem. Nie wierząc we własne szczęście z chęcią odpowiadała na pytania siostry i miło z nią gawędziła, jakby np. wracały z salonu piękności, a nie z lotniska po dwóch latach rozłąki. Szybko nawiązały ze sobą wspólny temat, czuć było narastającą więź. Jo była jeszcze bardziej zachwycona, gdy zobaczyła gdzie będzie mieszkać. Był to dwupiętrowy nowoczesny dom, który otaczał piękny ogród z licznymi klombami, kwiatami, dróżkami i fontanną. Brama była automatyczna, a ogrodzenie zasłaniały od drugiej strony wysokie tuje. Joanna wyjęła z bagażnika swoja nędzną torbę i udała się za Cathy do domu. Widok zafascynował i oszołomił dziewczynę. Wszystko była takie piękne i nowoczesne! Sam dół składał się z kuchni połączonej z jadalnią, salonem, holem i łazienką. Kuchnia miała piękne, białe szafki, które świetnie prezentowały się z błękitnymi i czarnymi płytkami. W jadalni stał drewniany stół, a wokół niego sześć krzeseł. Salon był wyłożony dębowym parkietem. Tapeta była w czarne kropki na czerwonym tle. W pomieszczeniu umieszczono szarą, wygodną sofę, szklany stolik, wysoką komodę, na której stał wielki telewizor plazmowy. Salon miał szklane drzwi. Wychodziło się przez nie ogrodu, którego znaczną część zajmował basen. Jo żałowała, że jest grudzień, ponieważ z chęcią by się wykąpała w tym luksusowym zbiorniku. Łazienka wyposażona była w ogromną, srebrną wannę połączoną z jacuzzi. Obok była umywalka (w tym samym kolorze), a pod nią niezliczona ilość szafek i półek. U góry zamontowano ogromne lustro. Płytki na ścianach były białe, a podłogę zakrywał czarny, puchaty dywan. Na górę prowadziły nowoczesne, dębowe schody. Były tam trzy pokoje i łazienka, która niewiele różniła się od tej na dole. Pierwszy to czerwona sypialnia Cathy i Jamesa. Stała tam czarna szafka, ogromne łóżko dwuosobowe, komoda z wieloma szufladami, a na niej wielki telewizor. Drugi pokój stał pusty. Jo wydało to się dziwne, ale Cathy bardzo chciała pokazać jej ostatnie pomieszczenie. Otworzyła drzwi i zamarła. Przed nią wisiał wspaniały transparent: POKÓJ DLA JOANNY. Ściany były w nim pomarańczowe, panele jasnobrązowe, a dywanik czarny. Po lewej stronie stała ciemna szafa, w której wisiał mundurek szkolny do gimnazjum oraz wiele spódnic i eleganckich, białych bluzek. Niedaleko tego mebla była bieliźniarka, zapełniona po brzegi modnymi, markowymi ubraniami i bielizną. Przestrzeń zapełniającą lukę między tymi szafkami wypełniała czarna komoda, na której stał plazmowy telewizor. W niej było mnóstwo książek, w tym te niezbędne do szkoły. Obok drzwi balkonowych, a pod oknem z pomarańczowymi roletami, stało dopasowane do mebli biurko z lampką. Naprzeciwko umiejscowiono łóżko, a na nim starannie zapakowane prezenty. Cathy obserwująca całe szczęście, zagubienie, lęk siostry zachęcała ją do rozpakowania upominków. Po zrobieniu tej czynności Jo nie mogła uwierzyć własnym oczom, a jednocześnie nacieszyć się tabletem, kosmetyczką wypełnioną po brzegi najdroższymi kosmetykami, torbą szkolną z wyposażeniem. Zarzuciła ręce na szyję Cathy i dziękowała jej tyle razy, ile pozwoliły jej na to siły i wzruszenie. - James zaraz przywiezie choinkę i będziemy ją wspólnie stroić. Jak weźmiesz prysznic, przebierzesz się w nowe ubrania (i wyrzucisz stare), to pomożesz przynieść mi z garażu ozdoby świąteczne. Jutro zrobimy te słynne dwanaście potraw, w tym kompot z suszu, więc będziemy mieć ręce pełne roboty, ponieważ w tym roku przyjeżdża do nas również rodzina Jamesa. I poznasz swoją rówieśnicę Annie – świergotała Cathy zadowolona z uszczęśliwienia dziewczyny. Parę godzin później Jo poznała fantastycznego męża siostry i z uśmiechem na twarzy przystrajała razem z nimi łańcuchami, bombkami, światełkami i koralami żywą choinkę. A na koniec założyli cudowną, złotą gwiazdę na sam szczyt drzewka. Następnego dnia radosna i pogodna Jo lepiła razem z Cathy pierogi z grzybami i kapustą, uszka, gotowała barszcz czerwony, przygotowywała makaron z makiem, śledzie, krokiety, karpia, kapustę z grochem, kutię, kompot z suszu, rybę po grecku. Upiekły też piernik wigilijny, który wyszedł im całkiem smaczny. Na wizycie duszpasterskiej dostały opłatek, więc kupiły tylko chrupiący chleb w pobliskim sklepie. James, w czasie gdy kobiety szalały w kuchni, rozwieszał błyszczące łańcuchy wokół barierek i lampki na zewnątrz domu, by w nocy świeciły ozdabiając radośnie budynek. Na życzenie Jo zawiesił jedną nad łóżkiem dziewczyny. Wszyscy wyczerpani po całym dniu pracy położyli się wcześniej spać, aby wstać rano wypoczętymi i gotowymi do przeżywania świąt. Cała trójka wstała równo o szóstej rano. Jo przejęta tym ważnym dniem i pierwszą Wigilią z siostrą, Jamesem i jego liczna rodziną, co chwilę sprawdzała, czy prezenty podłożone nocą przez Mikołaja są równo ułożone, czy wigilijne kolędy są prawidłowo odtwarzane. Cały czas w tle brzmiał ciepły utwór „Chrismas Day”. Dzięki temu świąteczny nastrój po brzegi napełniał dom. O godzinie 18 mieli pojawić się goście, nieco wcześniej na stole pięknie prezentowało się dwanaście potraw i trzynaście talerzy ze sztućcami, w tym jeden dla tajemniczego gościa. Pod meblem było sianko, którego cudowny aromat roznosił się po domu. Zapalono światełka na choince i na dworze. Z telewizora słychać było piękne kolędy. Wszyscy mieli już czas dla siebie… Po tylu latach rozłąki, tęsknoty, bólu aż trudno było uwierzyć w realność tej chwili. Powoli zaczęli schodzić się goście i dom napełniał się wesołą atmosferą. Jo znalazła wspólny język z Annie, a czteroletni rozbójnik John i trzyletnia Cass zauroczyli ją. Gdy wszyscy goście zebrali się przy stole odmówiono modlitwę i podzielono się opłatkiem składając sobie najszczersze życzenia. Następnie odśpiewano kolędy i zabrano się do spożywania wytwornej kolacji wigilijnej w wesołym gwarze. Po niej nastąpił czas rozpakowywania prezentów. W obawie przed wywróceniem się choinki Cathy podawała kolejno upominki. Jo dostała nową modną kurtkę zimową oraz kupon na pięćset dolarów do galerii handlowej. Trochę się zawstydziła, bo nie miała dla innych prezentów, ale obiecała przygotować się nie następny rok. To były jej najlepsze Święta Bożego Narodzenia. WYRÓŻNIENIE Iga Małyska kl.VI Szkoła Podstawowa w Nowodworze opiekun: Maria Ścibura- Krzewińska Limeryk 1 Wielki świąteczny gwar w Pile Nikt nie wie, czego ma być ile Czy mam kupić colę? Bo przy wigilijnym stole Każdy widziany jest bardzo mile. Limeryk 2 Kawowe święta panują w Warszawie Bo nawet karp moczony jest w kawie. Pod choinką prezenty, I barszcz mętny, Co od rana podawany jest na ławie. Limeryk 3 Wielki świąteczny konkurs w Lubartowie. W wigilijnym wierszu piszemy , co wymyślimy w głowie. Postaramy się wygrać, Z losem nie igrać. Lecz nie wiemy, co komisja na te limeryki powie. WYRÓŻNIENIE Julia Czuchryta kl. V Szkoła Podstawowa nr 3 w Lubartowie Opiekun: Grażyna Antoniuk Wigilia Wigilia jest jak bombka. W niej odbija się dusza Świąt. W świecie tym jest Dziecię, a obok Maryja uśmiecha się. Na górze jest gwiazdka, a obok pasterz pochyla się. To małe Dziecię – to Jezus. Spoglądając w przyszłość widzimy, jak Jezus na krzyżu umiera… wówczas ta bombka spada i rozbija się. Bombka jest ze szkła. Bombki już nie ma, ale szkło pozostało. To tak, jak Jezus… Umarł. Lecz każdego roku rodzi się by trwać razem z nami. Więc czekam na kolejny czas tak ważny dla nas. Na Wigilię… Julia Czuchryta Wigilia serca W małym mieście, niedaleko lasu mieszkała dziewczynka imieniem Kasia. - Święta, Święta, co to jest? Skoro ja jestem sama bez nikogo… - mówi sobie dziewczynka pod nosem. Jej twarz wyraża ogromny smutek. Kasia smuciła się za każdym razem coraz bardziej, kiedy zerkała na dom naprzeciwko, gdzie mieszkała Marta ze swoją rodziną. Marta była mniej więcej w wieku Kasi, ale nie miały bardzo okazji do rozmowy, ponieważ Marta dopiero całkiem niedawno zamieszkała w sąsiedztwie. Kasia strasznie jej zazdrościła czasu zbliżających się Świąt, który Marta spędzała ze swoją rodziną. Natomiast ona czuła się strasznie osamotniona, ponieważ rodzice wyjechali do szpitala, a ona została w domu sama pod opieką babci. Kasia była tak zazdrosna, że wybiegła z domu i chciała za wszelką cenę dokuczyć Marcie. Choć Kasia nie rozumiała, że to nie przyczyni się do szybszego powrotu rodziców i wspólnego świętowania, ale dla niej liczyło się „tu i teraz”. Czuła się bardzo osamotniona i nie potrafiła sobie poradzić z tym, że inni w sąsiedztwie szykują się do Świąt, uśmiechają się, rozmawiają. Martę i Kasię dzieliła tylko jedna ulica. Kasia podbiegła do ulicy i zatrzymała się, ponieważ wiedziała, że nigdy przez nią sama nie przechodziła, ale jej nieszczęście okazało się silniejsze. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że samochody jeżdżą dosyć szybko, a na drodze jest ślisko. Kasia długo myślała i zdecydowała, że przebiegnie i tyle, przecież musi się udać. Przebiegając przez ulicę na środku jezdni poślizgnęła się i wywróciła. Chciała wstać, lecz było zbyt ślisko. Wtedy podniosła głowę i zobaczyła nadjeżdżający samochód. Rozpłakała się, ponieważ wiedziała, że to wszystko nie powinno było się wydarzyć. Miała siedzieć w domu i czekać. Kątem oka, przez łzy zobaczyła drobną postać z rudymi włosami i w czerwonej kurteczce, biegnącą w jej kierunku. Coś wołała, ale Kasia nie była w stanie nic usłyszeć. Kiedy dziewczynka się zbliżała, Kasia rozpoznała w niej Martę z naprzeciwka. Nie zwracając uwagi na samochody, Marta wbiegła na ulicę, wzywając pomocy. Samochód przyhamowywał, omijając wystraszone dziewczynki. Rodzice Marty, którzy bardzo szybko znaleźli się przy dziewczynkach, pomogli im zejść z ulicy. Marta z Kasią trzymały się mocno, były wystraszone i zapłakane. Chwilę potem trafiły do szpitala, ponieważ Kasia była przemarznięta i na chwilę straciła przytomność. Nagle dziewczynka się przebudziła. Rozejrzała się i zobaczyła, że przy niej jest Marta i jej rodzice. Zamknęła oczy, ponieważ ogarnął ją ogromny wstyd, że chciała zrobić krzywdę właśnie Marcie, która ruszyła jej na ratunek. Zaczęła mocno szlochać, kiedy Marta znowu ją przytuliła. Kasia była ogromnie smutna, gdyż w uszach słyszała ciągle jakiś szept: „Zobacz! Chciała tobie uratować życie, a ty chciałaś jej zepsuć Święta.” Kiedy obie dziewczynki siedziały na łóżku, Kasia zaczęła się uspokajać. - Bo wiesz, moi rodzice są w szpitalu, a ja myślałam, że spędzimy razem Święta. – powiedziała Kasia spoglądając na Martę. - I na pewno z nimi spędzisz ten ważny czas i nie tylko z nimi, lecz i z kimś jeszcze. Rodzice mają dla Ciebie niespodziankę. – odezwała się nagle mama Marty i przytuliła mocno obie dziewczynki. Kasia zaczęła znowu szlochać, ale nie ze smutku. Cieszyła się, że mogła się do kogoś przytulić. Tego przecież bardzo potrzebowała. Bardzo chciała wierzyć w każde słowo, które wypowiedziała mama Marty. Przecież obiecała, że Kasia spędzi te Święta z rodzicami. Ale skąd ona o tym wie? – zastanawiała się Kasia. Nagle przy łóżku pojawił się tata Kasi, który bardzo mocno ją przytulił. - Tato, tato! – zaczęła wołać Kasia. – Przepraszam, Tatusiu! – dodała zapłakana dziewczynka wtulając się w ramię ojca. – Tak bardzo za Wami tęskniłam. Babcia powiedziała, że pojechaliście do szpitala, a przecież Wigilia się zbliża i te takie bardzo ważne Święta. Zawsze ten czas spędzaliśmy razem. Ty zawsze opowiadałeś mi o Wigilii i narodzeniu Jezusa, a mama zawsze śpiewała nam kolędy! To wszystko sprawiało, że czułam się, że staję się jeszcze lepszym człowiekiem… A teraz was zabrakło i ten szpital… - rozpłakała się dziewczynka. - Och, Kasiu, Kasiu, co ty mówisz? Już jesteśmy razem. Święta też spędzimy razem w domu. I razem będziemy się już za chwilę do nich przygotowywać. – wyjaśnił tata Kasi. - Przepraszam was wszystkich! Dziękuję ci, Marto, że nie zastanawiałaś się długo i szybko ruszyłaś mi na ratunek – powiedziała Kasia do Marty i jej rodziców, którzy zaopiekowali się nią. Bardzo było wstyd Kasi, kiedy myślała sobie o swoim smutku i zazdrości. Policzki delikatnie jej się zaczerwieniły, ale może nikt tego nie zauważył. - Dobrze, dobrze, a teraz chcielibyśmy, abyś kogoś poznała. – Kasia usłyszała magiczny głos swojej mamy, która nagle pojawiła się w drzwiach. Ten głos zawsze sprawiał jej tyle radości… Kasia podbiegła do mamy, która trzymała na rękach jakieś małe zawiniątko. Zanim rodzice wyjaśnili Kasi, co to jest, mama bardzo ją przytuliła, oddając tacie to, co trzymała. Chwilę potem, uwagę Kasi zwrócił cichy płacz u taty na rękach. Mama z Kasią podeszły do niego i Kasia zobaczyła małe dzieciątko. - To jest Twój braciszek, Marcel – odezwała się mama, wyjaśniając Kasi, dlaczego musiała przyjechać do szpitala. - Już teraz możemy wrócić wszyscy do domu i zacząć nasze wspólne przygotowania do Wigilii i do naszych wspólnych Świąt. Kasiu, jako starsza siostra, będziesz mogła opiekować się nim i opowiadać mu wszystko o tym pięknym czasie Bożego Narodzenia. Wszyscy razem, wspólnie z Martą i jej rodzicami cieszyli się, że wszystko tak dobrze się zakończyło. - Dobrze, że trafiliśmy do tego samego szpitala. – pomyślała sobie Kasia jadąc do domu z rodzicami i z Marcelem. Wszystko się poukładało tak szczęśliwie. Mama zawsze miała rację mówiąc, że Wigilia to magiczny czas, kiedy prawdziwe cuda się zdarzają. Kasia i Marta bardzo się zaprzyjaźniły! Marta wraz z rodzicami te Święta spędziły z rodziną Kasi. Marcel też miał swój talerzyk, chociaż tak naprawdę go jeszcze nie potrzebował. Dziewczynki pamiętały również o tym jednym wolnym talerzu dla przypadkowego gościa, który zbłąkany nie ma swojego miejsca tu, na ziemi. Była pachnąca choinka, a pod nią prezenty dla każdego. Po uroczystej kolacji wszyscy siedzieli i śpiewali wspólnie kolędy i wtedy Kasia odezwała się cicho – Wiecie, ksiądz na katechezie wyjaśnił nam, że Bóg rodzi się w każdym człowieku. Dzięki Marcelowi te Święta są dla nas wyjątkowe. Urodził się Marcel, a Bóg w nim narodził się na nowo w naszym domu. Tu będzie Jego Betlejem. WYRÓŻNIENIE Wiktoria Cieniuch Klasa IV Szkoła Podstawowa w Annoborze Opiekun: Sylwia Cieniuch Lubartów, 24.12.2015r. Kochany Tatusiu! Piszę do Ciebie ten list, bo dawno Cię nie widziałam. Obiecałeś, że na te święta już wrócisz do nas na zawsze, a znów telefonowałeś, że musisz jeszcze zostać w tej Anglii, bo masz nowy kontrakt, bo termin przesunięto, bo musisz zarobić na nowy samochód. Tatusiu, samochód czy kolejne nowe meble nie są dla mnie takie ważne. Wracaj, bo bardzo tęsknię. Wczoraj kupiłyśmy z mamą choinkę – zieloną, pachnącą, ma miękkie igiełki i wcale nie kłuje. Postanowiłam zrobić nowe ozdoby choinkowe. Pamiętasz, jak dawniej robiliśmy taki długi, śmieszny, papierowy łańcuch? Okręciliśmy nim choinkę, mamę, Janka, Ciebie i mnie. Ten łańcuch, który nas łączył, teraz się zerwał. Dzisiaj będę kleiła aniołki z białego papieru. Tylko mi przykro, bo zawsze mi pomagałeś w takich pracach, a teraz muszę zrobić to sama, no chyba że mi pomoże braciszek. W kuchni już pachną świąteczne potrawy. Rano ulepiłyśmy z mamą uszka do barszczu z takim farszem jak lubisz. Pamiętam, że zawsze przytulałeś mamę, gdy zrobiła twoje ulubione danie. Teraz mama chodzi po kuchni i widzę, że ociera łzy po kryjomu, chociaż udaje przed nami, że nic jej nie jest. Pewnie też tęskni. Babcia ugotowała czerwony barszcz i zrobiła bigos z grzybami. Pycha! Mówiła, że jak byłeś mały, to wyjadałeś grzybki z bigosu, bo wymyśliłeś sobie, że kto zje najwięcej, będzie miał cały rok szczęście i spełnią się jego marzenia. Teraz to chyba ja zjem najwięcej i zażyczę sobie, żebyś już wrócił i nigdy nie musiał wyjeżdżać. Dziadek przyniósł sianko pod obrus. Podobno jak podczas wieczerzy wigilijnej wyciągnie się długie i zielone źdźbło, to wróży długie życie. Pomyślałam, że jak wyciągnę zielone, to szybko do nas wrócisz, a jak czarne to nie. Zrobiłam próbę. Wyciągnęłam ciemne. Janek nie może się doczekać prezentów pod choinką. Nadal wierzy, że to aniołek je tam zostawia. Kupiłyśmy mu z mamą nowe klocki i autko, a ja dostanę jakąś niespodziankę; tak mówi mama. A ja myślę, że nie chcę żadnej niespodzianki, najlepszym prezentem byłby twój powrót. Kocham Cię i tęsknię ogromnie. Gdy będziemy się dzielić bielutkim opłatkiem i zaśpiewamy ,,Wśród nocnej ciszy” to będzie mi Ciebie bardzo brakowało. Zawsze wtedy odczytywałeś fragment Ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa. Czy tam w Anglii też są takie zwyczaje? Słyszałam, że tam nie ma żadnej Wigilii, tylko jeden dzień świąt – Boże Narodzenie. A w dzień Św. Szczepana będziemy sypać owsem na księdza podczas Mszy Św. Babcia już przygotowała niemały woreczek. Gdy my będziemy świętować, ty pewnie będziesz pracował. Jak zobaczę pierwszą gwiazdkę na wigilijnym niebie, to pomyślę sobie o Tobie i Ty też o nas pomyśl, Tatusiu. A przed świętami grałam w szkolnych jasełkach. Byłam Aniołem i śpiewałam kolędę „Cicha noc”. Pani powiedziała, że pięknie śpiewam. Nie mogę się już doczekać, kiedy zaśpiewam dla Ciebie. Może też z kolegami pójdziemy jako kolędnicy. Gdybyś ty był, zrobiłbyś mi gwiazdę, taką kręcącą się i migającą. Albo lepiej turonia. Nikt w całej klasie takiego by nie miał. Bo Ty tatusiu potrafisz wszystko. Wracaj jak najszybciej, kochamy Cię i tęsknimy! Twoja córeczka Agnieszka P.S. Pozdrowienia i mocne, gorące uściski i całusy od mamy, Janka, babci i dziadka. WYRÓŻNIENIE Julia Misiak Kl. IV Szkoła Podstawowa w Sernikach Opiekun: Małgorzata Karczmarz Święta z punktu widzenia choinki Jest mroźny, słoneczny grudniowy poranek. Moje gałązki pokrywa biały puch. Wśród promieni słońca mienia się płatki śniegu. Na plantację , na której rosnę, przyjeżdżają ludzie., aby wybrać dla siebie najładniejsze drzewko. Pewnego dnia podeszła do mnie dwójka dzieci, której bardzo się spodobałam. To byli Klaudia i Piotrek. Zabrali mnie do swojego domu. Było tam bardzo ciepło i przytulnie. Przedmiot , który nazywali grzejnikiem ogrzewał cały dom. Po południu Piotrek pomógł swojemu tacie ustawić mnie w salonie, a Klaudia przygotowała piękne ozdoby, by mnie przystroić. Gdy byłam już gotowa, dzieci zaczęły ozdabiać moje gałązki. Bałam się, żeby mi ich nie złamały, lecz one z nadzwyczajną delikatnością zaczepiały kolejne świecidełka. Tata pomógł im poprzyczepiać bombki na samej górze oraz zakładać lampki. Na moim czubku zabłysła złota gwiazda. Później dzieci pozawieszały pachnące słodką czekoladą cukierki. Klaudia poszła pomóc mamie szykować potrawy na Wieczerzę Wigilijną, a Piotrek siedział przy mnie i zachwycał się moją urodą. Czułam się wyjątkowo. Gdy się ściemniło, na moich gałązkach zabłysły światełka. Bardzo się bałam, żeby się moje igiełki nie zapaliły i abym nie spłonęła. W całej okazałości wyglądałam jak księżniczka z bajki – wiem, bo widziałam się w lustrze na ścianie. Po dniu pełnym wrażeń rodzina położyła się spać. Jednak ja nie miałam spokoju. W nocy co jakiś czas ktoś przychodził i podkładał pod moje gałązki dziwne kolorowe pakunki ze wstążkami. Jedne były malutkie, inne z kolei duże. Bardzo mnie ciekawiło co to i dlaczego to robią. Jak się później okazało, były to prezenty. Od rana wszyscy o mnie zapomnieli i krzątali się szykując dom na Wieczerzę Wigilijną. Ciekawa byłam , co to jest, gdyż wszyscy nie mogli się tego doczekać. Wieczorem zrozumiałam, co to takiego i dlaczego tak wszyscy z niecierpliwością na ten czas czekali. Wraz z nadejściem wieczoru do domu zaczęli przychodzić goście i wszyscy zasiedli do uroczyście przygotowanego stołu. Moją uwagę zwróciła malutka dziewczynka, która z lękiem i niepewnością , ale jednocześnie z zachwytem przyglądała mi się – była to Zosia. Tata Klaudii i Piotrka przeczytał fragment Pisma Świętego. Wszyscy dzieląc się opłatkiem składali sobie życzenia. Zagościła miła atmosfera. Potem zaczęto ucztować, rozmawiać ze sobą, wspominać wydarzenia z całego roku i innych członków rodziny. Następnie w domu rozbrzmiały kolędy, a Rodzina wspólnie zasiadła do stołu. Po kolacji Klaudia, Piotrek oraz ich kuzyni z wypiekami na twarzach zaczęli otwierać prezenty. W środku pakunków znajdowały się kolorowe zabawki. Starsze dzieci poszły się bawić nowymi zabawkami. Cieszyłam się, ze mogłam być częścią tych świątecznych dni. Jeszcze raz jak sobie o tych chwilach pomyślę, robi mi się ciepło w środku. Mała Zosia odważyła się i podeszła do mnie zupełnie blisko, gdzie cichaczem zjadła cukierka z jednej z moich gałązek. Po pewnym czasie zauważyłam, że jej twarz zaczęła puchnąć i dziewczynka miała problemy z oddychaniem. Przestraszyłam się bardzo, wyglądało to przerażająco, a ja nie wiedziałam, co się dzieje. Chciałam krzyczeć i wołać o pomoc, jednak nie miałam jak. W tym momencie moja radość zmieniła się w przerażenie. Zastanawiałam się, co się stało. Przecież nic nie zrobiłam, nawet moje igiełki nie drgnęły. Na szczęście w porę dorośli zauważyli, że z Zosią coś się dzieje. Ktoś wezwał pogotowie. Z braku powietrza dziewczynka straciła przytomność. Po kilku minutach pogotowie zabrało ją do szpitala. W czasie, gdy Zosia była w szpitalu, cała rodzina strasznie się o nią martwiła. Ja również. Jak się okazało, było to uczulenie na orzechy, musiał być w tym cukierku, który zjadła, gdy nikt nie widział. Przed północą rodzice ciepło ubrali dzieci i poszli razem na Pasterkę – tak nazywali mszę. Ale w nocy msza? To musiało być wyjątkowe wydarzenie. Wieczorem kolejnego dnia do drzwi zapukali kolędnicy. Byli poprzebierani i nosili ze sobą gwiazdę i szopkę. Gospodarze byli zadowoleni z tych odwiedzin, bo dali kolędnikom słodycze. Gdy święta minęły, tata wysadził mnie do ogródka przy domu i teraz tylko przez okno oglądam przeżywanie świąt u „mojej rodziny”. I tak jestem szczęśliwa.