Bitwa o ostatnią fortecę 2 cz.3
Transkrypt
Bitwa o ostatnią fortecę 2 cz.3
Bitwa o ostatnią fortecę 2 cz.3 Gdy słońce zaczęło zachodzić, złożyli namiot, wsiedli na konie i rozpoczęli poszukiwanie bezpiecznego miejsca na noc. Po około 15 minutach dotarli do małej jaskini, idealnej na przenocowanie. Weszli do środka i uwiązali tam konie. -Tej nocy ja trzymam wartę – rzekł Elcharon – wy możecie się wyspać. Elcharion usiadł w wejściu jaskini i wypatrywał wroga. Noc minęła spokojnie. Rano wyruszyli w dalszą drogę. Według obliczeń Arrana mieli tego dnia dotrzeć do celudo starożytnej świątyni. Znajdowała się ona między górami, a jedynym przejściem był mały tunel przez jedną z gór rozpoczynający się ukrytymi drzwiami. Po dwóch godzinach jazdy dojechali w końcu do celu. Teraz trzeba było znaleźć tajne wejście. - Rozdzielmy się. – powiedział Elcharion – Niech każdy szuka wejścia. Elcharion poszedł w prawo, Elara w lewo, a Arran zaczął szukać na najbliższej ścianie. Wzrok Elary nagle przyciągnęły liany zwisające z drzewa, które stało pod bardzo dziwnym kątem. Wisiało poziomo do ściany góry. Liście coś zasłaniały. Elara wyjęła miecz i zaczęła robić sobie przejście. Po chwili jej oczom ukazał się tunel. -Znalazłam! – krzyknęła. Nie dostała żadnej odpowiedzi. -Słyszycie!? Znalazłam! Dalej nie było odzewu. ,,Co im się mogło stać? Przecież nie jestem daleko od ich poszukiwań.” - pomyślała. Czym prędzej pobiegła w stronę, gdzie byli jej kompani. Gdy dobiegła na miejsce poszukiwań, spotkała ich obu. Kłócili się. -Wołam cię i wołam, Arran, a ty nic, chociaż byłeś około 20 metrów ode mnie! krzyczał Elcharion. -A ja krzyczę do ciebie, że znalazłem wejście, a ty nie przychodzisz! - odparł Arran. -Ja też Was wołam, a wy sobie nic z tego nie robicie! – wtrąciła się Elara. -Robi się dziwnie. - powiedział spokojnie Arran – Przejście miało być jedno – znaleźliśmy trzy. Wszyscy do siebie krzyczeliśmy i nikt nic nie słyszał. -Prawda, to dziwne. - odrzekła Elara – To którym przejściem idziemy? -Jak wyglądały wasze? Moje było po prostu dziurą bez żadnego ukrycia. - powiedział Elcharion. -Moje też nie było ukryte. - odpowiedział Arran. -Moje było zakryte liśćmi dziwnego drzewa. - powiedziała Elara. -Myślę, że to ukryte będzie dobre. - rzekł Elcharion. -Ale wiemy, że nasi przodkowie bronili świątyni. Podejrzewam, że wrogowie przedarli się przez tunel, a jeśli tak, to na pewno nie zostawili drzwi zamkniętych. Zwykłe potwory, nie mówię o rodzie królewskim, z którego pochodzi Unhart, nie myślą logicznie. Prędzej ustawią żołnierzy w wejściu niż zamkną drzwi. -To nie wiem, którędy mamy iść. - powiedział Elcharion. -Pójdźmy środkiem. - zdecydował Arran i ruszył do tunelu. Reszta poszła za nim. Szli około 10 minut w całkowitych ciemnościach. Nagle zauważyli światło na końcu tunelu. Gdy doszli do końca, zobaczyli wielką bramę wejściową. W niej stał szkielet w zbroi, z tarczą i mieczem w rękach. Gdy podeszli bliżej, szkielet ustawił przed sobą tarczę i skierował miecz w ich stronę. -Co tu robicie, najeźdźcy? - rzekł szkielet. -Jesteśmy potomkami tutejszych ludzi, szukamy artefaktu. - rzekł Elcharion. Na słowo ,,artefakt” czaszka szkieletu ułożyła się w grymas wściekłości i szkielet zaatakował drużynę. Elcharion szybko wyjął miecz i uderzył wroga. Szkieletowi nic to nie zrobiło i nawet nie przerwał natarcia. Przyjaciele go wyminęli i przebiegli przez bramę. Za bramą był wielki most, a pod nim przepaść, w której nie było widać dna. Szkielet znów przypuścił na nich natarcie. Wtedy Elara szybkim ruchem uderzyła szkielet, przez co ten się zachwiał. Wykorzystała to i drugim ciosem zrzuciła wroga z mostu. -Chyba go nie obchodziło, że jesteśmy potomkami. - rzekła Elara. Szli dalej przez puste komnaty, w których cisza zalegała jak mroczna mgła. Po godzinach błądzenia dotarli do wielkiej sali. W środku widać było ślady dawnej bitwy. W ścianach tkwiły wbite strzały z łuków, na ziemi leżały miecze, włócznie, tarcze i zbroje wojowników obu stron walki. W sali panował mroczny klimat. Dzięki małej dziurze w dachu, przez którą wlatywał promyk światła dziennego, nie było tu absolutnej ciemności. Na środku sali stała starożytna budowla. Leżał tam niewielki, pozłacany nożyk. Nagle Elara zapadła się pod ziemię. Elcharion od razu odwrócił się i zobaczył, że Elara uchwyciłajedną ręką krawędź podłogi. Pod nią była przepaść taka sama jak pod mostem. Elcharion złapał ją za rękę i wciągnął na górę. -Dzię... dziękuję. - powiedziała poważnie przerażona Elara. Arran pomógł jej wstać i podeszli bliżej. Wtedy ściany po lewej i po prawej stronie zaczęły przebijać ostrza.Do wnętrza weszły potwory. Przed oddziałami szedł Aledor. -Witajcie, przyjaciele. - powiedział z szyderczym uśmiechem – Dziękuję, że mnie tu doprowadziliście. Sam bym nie znalazł tej świątyni. Drużyna patrzyła na niego ze złością. Wszyscy wyjęli broń. Potwory zaatakowały. Arran i Elcharion walczyli ze zgrają, a Elara rzuciła się na Aledora. Natarła z taką siłą, że wróg przewrócił się na podłogę. Wstał szybko i zaatakował ją mieczem. Odskoczyła na bok i kopnęła wroga w plecy. Aledor uderzył twarzą w podłogę. -Niczego się nie nauczyłeś od ostatniego pojedynku. - powiedziała Elara. Wtedy dwa potwory próbowały zaatakować ją z tyłu. Odwróciła się i jednym machnięciem miecza pokonała obu wrogów. Tymczasem Elcharion i Arran odpierali potwory bez żadnego trudu. Nagle sklepienie sali się rozpadło i wskoczył do niej wielki potwór. Miał co najmniej dwa metry wysokości. W ręce trzymał wielki młot. To był Rairk. -To twój koniec! - krzyknął i uderzył młotem tuż obok Elchariona. Elara radziła sobie z Aledorem bez żadnych problemów. Każdy jego atak wykorzystywała tak, że co chwilę lądował na ziemi. Po około dziesięciu kolejnych natarciach udało mu się trafić ją mieczem. Trafił ją w prawą rękę, przez co bardzo ją osłabił. Wzięła szybko miecz do lewej ręki i zaatakowała wroga. Teraz walka się wyrównała. Ich klingi co chwila się krzyżowały. Wtedy Aledora trafiła strzałą. Jego prawe ramię odmówiło posłuszeństwa. Teraz Elara znowu była silniejsza. Uderzyła go kilka razy mieczem, a na koniec trafiła pięścią w jego twarz. Wróg się zachwiał i wpadł do dziury w podłodze, do której jeszcze kilka minut temu wpadła ona. Różnica polegała na tym, że on nie zdążył się złapać i spadł w przepaść. Wtedy Elara rozpoczęła atak na Rairka. Uderzyła wroga w nogę mieczem. Rairk odwrócił się z wściekłością na twarzy. Zamachnął się młotem i uderzył nim Elarę. Nie zdążyła uniknąć ciosu. Przeleciała kilka metrów i uderzyła w boczną ścianę, po czym zemdlała. Walka trwała dalej. Wojsk potworów było coraz mniej. Elchariona powoli opuszczały siły. Po jeszcze kilku minutach walki Elcharion był tak wyczerpany, że padł na ziemię i zasnął. Do walki z Rairkiem włączył się Arran. Potwory zostały odparte. Ostatnim wrogiem został Rairk. Arran podobnie jak Elara został uderzony młotem, ale zamiast polecieć w ścianę, przewrócił się na ziemię. Wtedy Rairk podszedł do nożyka, wziął go do ręki i powiedział: ,,Przywróć Unharta do życia”. Nic się nie stało. Rairk z wściekłością rzucił nożykiem w ścianę. Wtedy w plecy uderzyło go ostrze miecza – królewskiego miecza Elchariona. Wróg padł na ziemię. Elcharion podbiegł szybko do nożyka i powiedział: ,,Proszę, przywróć mojego przyjaciela Edera do życia”. Z nożyka wystrzelił promień i obok Elchariona pojawił się duch jego przyjaciela. Duch ten popatrzył przez chwilę na Elchariona, a później kolejny promień z nożyka wciągnął w siebie. Promień ten wrócił do nożyka z duchem. Sekundę później nożyk wybuchł, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Elcharion przez chwilę zastanawiał się, co to było. -Nie jest możliwe przyzwać kogoś, kto zginął. – odezwał się niespodziewanie Arran. -Tak. Już teraz wiem. Jego duch na chwilę wyszedł, ale po chwili wrócił do nożyka i go wysadził. - odrzekł Elcharion. Podbiegli do Elary i spróbowali ją obudzić. Podniosła się z ziemi. -Nic nie zyskaliśmy na tej wyprawie. – powiedział ze smutkiem Elcharion. -.Nieprawda. - odparł Arran. -.To niby co zyskaliśmy? – spytał Elcharion. -Doświadczenie i wzajemną przyjaźń. – powiedział z uśmiechem Arran. Pozostali też się uśmiechnęli. Później po wyjściu z tunelu wsiedli na konie i ruszyli w stronę domu. Po trzech dniach wrócili do zamku. Jak po każdej udanej walce rozpoczęła się biesiada, w której uczestniczyli wszyscy. Adrian Balcerczyk IIa