czarodziejski imbryczek

Transkrypt

czarodziejski imbryczek
CZARODZIEJSKI IMBRYCZEK
BAŚNIE I LEGENDY JAPOŃSKIE
WYDAWNICTWA „ALFA" • WARSZAWA 1986
MARIA JUSZKIEWICZOWA
CZARODZIEJSKI IMBRYCZEK
BAŚNIE I LEGENDY JAPOŃSKIE
1
CZARODZIEJSKI IMBRYCZEK
W ciemnym sosnowym lesie stała niegdyś drewniana świątynia. Obok niej w małym domku
mieszkał bonza*, który odprawiał nabożeństwa i strzegł świętego przybytku. Pośród sprzętów
należących do świątyni znajdował się stary imbryk do zaparzania herbaty. Na pozór naczynie
to nie odznaczało się niczym szczególnym: ot, imbryk, jakich wiele. Chodziły jednak słuchy,
że posiada on właściwości czarodziejskie, i pewnie dlatego nie używano go do przyrządzania
herbaty.
Pewnego dnia, kiedy bonza układał się do zwykłej poobiedniej drzemki, zapragnął napić się
herbaty. Nie mając pod ręką innego naczynia, sięgnął po stary imbryk, nalał do niego wody
i postawił na piecyku wypełnionym żarzącymi się węglami. Po chwili podszedł, aby zaparzyć
herbatę, ale cofnął się przerażony. Stała się bowiem rzecz niezwykła. Tam gdzie był dziobek
imbryka, bonza zobaczył kształtny łebek borsuka o rozwartym pyszczku, na miejscu uszka
imbryka sterczał puszysty ogonek. Bonza osłupiał. A imbryczkowi-borsukowi widocznie
zrobiło się na piecyku gorąco, bo żywo zeskoczył na matę i zaczął węszyć po kątach.
Kiedy mu się to sprzykrzyło, podszedł do bonzy. Nie miał zapewne złych zamiarów,
bo wesoło kręcił ogonkiem, a małe oczka iskrzyły mu się przyjaźnie. Ale bonza przestraszył
się nie na żarty i zawołał rozpaczliwie: — Ratunku!...
Na krzyk bonzy zbiegli się jego uczniowie, którzy korzystając z przerwy w nauce
odpoczywali w ogrodzie. Nie wiedzieli, co się stało, więc każdy porwał co miał pod ręką.
I oto naprzeciw borsuka stanęła zbrojna gromadka: jeden trzymał miotłę, drugi szczypce, inny
łopatę, a nad nimi, niby chorągiew, powiewały białe spodenki na bambusowej tyczce, takiej,
na jakich zazwyczaj w Japonii suszy się bieliznę. Pośród zdumionych niezwykłym widokiem
uczniów znalazł się śmiałek, który zawołał głośno:
— Skoro nicpoń-borsuk dostał się do świątyni, trzeba go stąd wypędzić!
Zapomniał on, że borsuk wcale nie jest złym stworzeniem, chociaż czasem lubi płatać
ludziom figle. Tak to imbryk, który tymczasem przyjął swą zwykłą postać, został wyrzucony
na śmietnik.
Kiedy bonza ochłonął z pierwszego wrażenia, zaczął żałować, że pozwolił uczniom wyrzucić
imbryk. Lepiej by było sprzedać go mieszkającemu w pobliżu staremu blacharzowi.
* Bonza — kapłan lub mnich w Japonii.
2
Przydałoby się trochę grosza w skarbonce. A że omyłka była do naprawienia, wziąwszy
imbryk, wyszedł o zmierzchu z domu.
Blacharz, do którego skierował się chciwy bonza, był niezamożny, ale uczciwy.
Zarabiał niewiele, a rodzinę miał liczną, toteż każdy wydatek był dla niego przykrym
ciężarem. Nie zachwycił się więc propozycją bonzy, ale nie okazał mu tego. Długo szperał
w swojej połatanej sakiewce, aż wreszcie wydobył kilka miedziaków. W ten sposób imbryk
stał się własnością ubogiego blacharza.
Zapadła ciemna, głęboka noc. W domu blacharza wszyscy już twardo spali, kiedy staruszka
obudził jakiś szmer. Przekonany, że to hałasują myszy albo szczury, zawołał sennie:
— Szszu... szszu... wstrętne szkodniki! I byłby może spał dalej, lecz nagle coś go musnęło po
twarzy.
— To mi dopiero! — krzyknął rozgniewany nie na żarty i zerwał się z posłania.
Zapalił lampkę i wzdrygnął się nie wierząc własnym oczom. Kupiony wieczorem imbryk stał
przed nim w postaci borsuka. Blacharz nie był tchórzem, ale nie lubił mieć do czynienia
z duchami. Chwycił więc pręt, który mu się nawinął pod rękę, i chciał wystraszyć zwierzątko.
Ale borsuka już nie było — przed blacharzem znowu stał zwykły, stary imbryk.
— Co za przywidzenie — przemówił staruszek przyglądając mu się z niedowierzaniem.
Nie dostrzegłszy nic podejrzanego, zgasił lampkę i zasnął. Reszta nocy upłynęła spokojnie.
Nazajutrz blacharz opowiedział żonie o nocnym zdarzeniu i po wspólnej naradzie postanowił
zwrócić imbryk bonzie. Tego dnia jednak staruszek nie mógł się oderwać od roboty,
gdyż jakimś dziwnym trafem u wszystkich sąsiadów popękały imbryki.
Nastała noc. I znów o północy powtórzył się dziwny hałas.
— Jeśli cię nie oddam bonzie, to przynajmniej wyrzucę z domu! — zawołał gniewnie
blacharz i wyskoczył z łóżka.
— Ach, nie wyrzucaj mnie! — odezwał się nagle imbryczek. — Jak widzisz, nie jestem
zwykłym naczyniem i jeżeli posłuchasz mej rady, wiele na tym skorzystasz. Wiem, że jesteś
biedny i musisz utrzymywać liczną rodzinę, więc chciałbym ci dopomóc. Zostaw swoją
3
robotę i chodź lepiej ze mną w szeroki świat. Nie musisz się o nic martwić, weź tylko z sobą
jakikolwiek instrument muzyczny.
Słowa te trafiły do przekonania staruszkowi. Zabrał bambusowy flet, parę drobiazgów
w skromnym zawiniątku i wraz z imbrykiem ruszył w drogę.
Wkrótce blacharz i jego czarodziejski imbryczek zasłynęli na całą Japonię. Gromady ludzi
zbiegały się zewsząd, gdy imbryk puszczał się w tany i wyczyniał przedziwne sztuki,
a blacharz przygrywał mu na flecie. Bogaci chętnie zapraszali ich do siebie, a razu pewnego
sam cesarz wezwał blacharza, aby wraz z czarodziejskim imbrykiem wystąpił w jego pałacu.
Staruszek nigdy nie marzył o tak wielkim zaszczycie. Przepyszne szaty rodziny cesarskiej
i dam dworu — barwne, bogato haftowane srebrem i złotem — onieśmielały go.
Cesarz z podziwem przyglądał się tańcom czarodziejskiego imbryczka i hojnie nagrodził
blacharza. Poczciwy staruszek pośpieszył zaraz do domu, gdzie z utęsknieniem czekała
na niego żona i dzieci.
Odtąd rodzina blacharza nie zaznała już biedy. Żyli w dostatku, wspierając ludzi ubogich,
jakimi sami niegdyś byli. A sprawca ich szczęścia — czarodziejski imbryczek stał się jakby
członkiem rodziny. Umieszczono go na honorowym miejscu, we wnęce obok posążka Buddy.
4

Podobne dokumenty