10-latek z Lubonia porwany na Dominikanę. Odnalazł go Interpol
Transkrypt
10-latek z Lubonia porwany na Dominikanę. Odnalazł go Interpol
10-latek z Lubonia porwany na Dominikanę. Odnalazł go Interpol Wpisany przez Administrator Środa, 12 Styczeń 2011 21:29 - Zmieniony Środa, 12 Styczeń 2011 21:40 10-latek z Lubonia porwany na Dominikanę. Odnalazł go Interpol Piotr Żytnicki 2011-01-07, Dziesięcioletni Albert z Lubonia, którego przed ponad rokiem uprowadził ojciec, mieszka na Dominikanie - ustalił Interpol. Dramat Agnieszki M. z Lubonia zaczął się 3 października 2009 r. Była sobota - i jak co tydzień jej syn Albert miał spotkać się ze swoim ojcem. Cztery lata wcześniej sąd ograniczył Radosławowi K. prawa rodzicielskie, ale pozwolił mu widywać się z dzieckiem. Mógł je zabierać na osiem godzin w każdą sobotę. A wieczorem musiał - odwieźć do matki. Ale 3 października Agnieszka M. dostaje SMS-a, w którym Radosław K. informuje ją, że nie odda syna. Wieczorem kobieta zgłasza policji porwanie. Sześć dni później policjanci dzwonią do matki. Ustalili, że ojciec uciekł z synem do Monachium, a stamtąd razem polecieli na Dominikanę. Agnieszka M., która założyła w internecie specjalną stronę, pisze na niej: "Przedostał się przez kontrolę paszportową, mimo iż dziecko widniało w rejestrze jako zaginione. Aż sześć dni policja i prokuratura miała na to, aby zabezpieczyć przedostanie się ich poza granice kraju. Nic nie zrobili." Policjanci odpowiadają, że gdy odkryli plany Radosława K., było już za późno. Sprzedał cały dobytek i uciekł. - Poprzez nasze biuro współpracy międzynarodowej powiadomiliśmy Interpol o zaginięciu chłopca - mówi rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak. Matka poprzez internet prosi wyjeżdżających na Dominikanę, by zabierali plakaty z informacją o porwaniu i rozklejali je na miejscu. Szuka detektywa, który na miejscu zajmie się poszukiwaniami. Ojciec chłopca w tym czasie prowadzi bloga. "Pierwszy raz od ponad sześciu lat spędziłem święta w tak dobrym nastroju. Była prawdziwa Wigilia, prezenty i nawet polskie kolędy. Może potrawy wigilijnego stołu były nieco odmienne, ale zapewniam, że było bardzo smacznie" - to jeden z pierwszych wpisów z Dominikany. Ostatni jest sprzed dwóch miesięcy: "Jest mi tu dobrze, jestem bezpieczny, a przede wszystkim zależy mi na dobru mojego syna. Jest on szczęśliwy, świetnie się uczy, zna obce języki. Lubiany przez nauczycieli i kolegów. Priorytetem 1/4 10-latek z Lubonia porwany na Dominikanę. Odnalazł go Interpol Wpisany przez Administrator Środa, 12 Styczeń 2011 21:29 - Zmieniony Środa, 12 Styczeń 2011 21:40 dla mnie jest zapewnienie mu spokoju i szczęśliwego dzieciństwa". Prokuratura wystawia za Radosławem K. list gończy. Porwanie syna to tylko jeden z zarzutów. Jest podejrzany także o oszustwa. Dominikanę wybrał nieprzypadkowo, bo Polska nie ma z nią podpisanej umowy o ekstradycji. Może więc czuć się tam bezpiecznie. Ale kilka dni temu - po 15 miesiącach - następuje przełom. Interpol zawiadamia polską policję, że naciski na władze Dominikany przyniosły wreszcie efekt. Radosława K. zatrzymano, a jego syn trafił do placówki opiekuńczej. Dominikana, choć nie ma z Polską umowy o ekstradycje, ratyfikowała tzw. Konwencję haską. Jej idea jest prosta: gdy jedno z rodziców wbrew drugiemu wywozi dziecko za granicę, konwencja nakazuje powrót dziecka do kraju, w którym się wychowywało. Agnieszka M. musi jednak lecieć po syna na własny koszt. Gdy dzwonimy na jej komórkę, odbiera jej partner. - Ministerstwo Spraw Zagranicznych i ambasada w Bogocie odpowiedziały nam, że nie mają pieniędzy na pokrycie podróży. Rodzice Agnieszki wybłagali jednak kredyt w banku - mówi. Czy matka już poleciała po syna? - Ze względu na ich bezpieczeństwo nie odpowiem - ucina mężczyzna. Co z Radosławem K.? Prokuratura może wnioskować o ekstradycję również do tego państwa, z którym Polska nie ma podpisanej umowy. Nie wiadomo jednak, czy to zrobi. - Ta historia nie jest czarno-biała - mówi nam jeden z policjantów. - Chłopiec był za ojcem. Ustaliliśmy, że przed spotkaniem, po którym zniknął, sam wykradł z domu swój paszport. Chciał uciec. Agnieszka M. ze swoim partnerem mieszka w baraku. Radosław K. na blogu opisuje fatalne warunki, które - jak tłumaczy - były przyczyną chorób syna: "Albert opowiadając mi o swoich warunkach mieszkaniowych, ze łzami w oczach błagał, abym nie oddawał go w to fatalne miejsce." Matka chłopca, także w internecie, odpiera zarzuty Radosława K. i sama go oskarża: "Obiecywał jedynie wyimaginowane rzeczy, a jedną obietnicę zamieniał na kolejną. Nie dotrzymywał terminów spotkań, wywierał negatywny wpływ na dziecko. Manipulował jego psychiką, aby miał zły obraz swojej rodziny." Joanna Ciesielska-Borowiec, rzeczniczka poznańskiego sądu: - W wydziale rodzinnym toczy się postępowanie w sprawie uprowadzenia dziecka. Jednak ze względu na dobro chłopca nie udzielamy żadnych informacji. Więcej... http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,8913758,10_latek_z_Lubonia_porwany_na_ Dominikane_ _Odnalazl.html#ixzz1ANDXHQw2 2/4 10-latek z Lubonia porwany na Dominikanę. Odnalazł go Interpol Wpisany przez Administrator Środa, 12 Styczeń 2011 21:29 - Zmieniony Środa, 12 Styczeń 2011 21:40 Komentarz CPOiD Mieliśmy kontakt z ojcem Radosławem na Dominikanie. Jednego co jestem pewien i co mu przekazałem: „nie ma Pan co liczyć na sprawiedliwy proces w Polsce. To feministyczne państwo, feministyczne sądownictwo rodzinne, które absolutnie nie wysłucha Pana racji, prokurator będzie Pana ścigał jak przestępcę, sąd skaże za kidnaping, będzie Pan potraktowany jak ci, co porywają dzieci, by je potem sprzedać do domów publicznych, poćwiartować, by zyskać organy do przeszczepów, używać jak niewolników na plantacji itp. Tu w Polsce nie przestrzega się podstawowego prawa konstytucji: czyli równości wobec prawa. Tu w Polsce Pana syn i Pan nie macie szans. Niech Pan tu nie wraca”. Nie muszą żadne służby ściągać moich bilingów, by odtworzyć naszą rozmowę, bo oficjalnie piszę to, co powiedziałem Panu Radosławowi, który tam na Dominikanie z żoną zapewnił synowi to, że chłopak czul się najważniejszy w rodzinie. Tutaj nie czyta, a jeśli czyta, to nie bierze pod uwagę pobudek, którymi kierował się ojciec, gdy zabrał syna na wakacje i postanowił, że do takich fatalnych warunków, w jakich przebywał pod pieczą matki, go nie odda. Sąd w Polsce nie bierze racji ojców i nie traktuje ich doniesień, wniosków, dowodów na równi z tym, co przekaże matka, nawet, jeśli z jej strony nic nie jest wiarygodne. Telewizja również nie pokwapiła się, by cokolwiek powiedzieć normalnego o ojcu. Porywacz i koniec. W Polsce nie ważne przecież czy dziecko wychowuje prostytutka, karana za kradzieże, mająca licznych kochanków czy po prostu zdemoralizowana kobieta, nie ważne czy po drugiej stronie stara się o dziecko ktoś całkiem inny. Przecież polski prokurator zawsze może mu dołożyć jakiś paragraf i już mówi się, że nie tylko za porwanie ścigają takiego. „Dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”— według takiej zasady działa część naszych prokuratorów. Co innego z bandytami, tymi prawdziwymi. Tu można oberwać, a i układy się przecież liczą. A tam przecież tylko ojciec, więc nie ma się czego bać. Sąd Najwyższy orzekł wyraźnie już wiele lat temu, iż ”nie ma porwania jeśli czyni to rodzic nie pozbawiony praw rodzicielskich”. Prokuratorzy nasi wykorzystują to, a owszem, ale tylko, gdy dziecko „uprowadza” kobieta. Jeśli czyni to ojciec, wówczas działają całkiem odwrotnie. Zatem: 3/4 10-latek z Lubonia porwany na Dominikanę. Odnalazł go Interpol Wpisany przez Administrator Środa, 12 Styczeń 2011 21:29 - Zmieniony Środa, 12 Styczeń 2011 21:40 ile znaczy orzeczenie naszych „najwyższych sędziów” .? Odpowiedź brzmi : nic. Można je wykorzystywać tylko w niektórych przypadkach, bo równości wobec prawa w naszym kraju nie traktowało i nie traktuje się poważnie. Mało każdy z nas zna podobnych przypadków? Pamiętacie Państwo historią Taty – Polaka z Belgii, który zabrał swego synka wywiezionego przez matkę do Polski, gdyż tylko tu gwarantuje się od razu alimenty dla matki bez gwarancji kontaktów dziecka z ojcem. Ścigali go helikopterami, straż graniczna postawiona na nogi, policja cała. Dopadli go i zarzucili stekiem różnych oskarżeń, by mu się żyć odechciało na przyszłość. Ot, taka taktyka. Nasz podopieczny z Gliwic 4 rok płaci na wirtualne dzieci, które wywiozła matka za granicę w ucieczce przez długami, a policja, prokuratura czy sąd myślicie Państwo, że cokolwiek uczyniły? Owszem: nakazują podać aktualny adres uciekinierki, która zaliczyła kilka kolejnych krajów. Ojciec oczywiście go nie zna i sprawę zamykają. Alimentami na dzieci, które zajmuje komornik spłaca wierzycieli, których okradła i naciągnęła. Umyte ręce, bo wnosi sprawę ojciec-mężczyzna. Ot, taka taktyka. Na tym polega dyskryminacja. Taka prawdziwa, nie wyimaginowana. Podła to rzecz, ale u nas ma się dobrze. Jakich mamy sędziów, taką i praworządność. Czyli mierną i tej miernoty bronią obecnie sędziowie i prokuratorzy, gdyż ich przywileje, których boją się utracić, w czasie planowanej likwidacji sądów rodzinnych, mogą być zagrożone, a one są dla nich ważniejsze niż dobro państwa, misja społeczna i powołanie do której zostali mianowani i …nasze dzieci. A dziennikarzom proponujemy wywiad z tym, który miał zastąpić Albertowi prawdziwego ojca, tu w Polsce, czyli z konkubentem matki Alberta. Obyście się nie zdziwili za mocno. Ireneusz Dzierżęga Stowarzyszenie Centrum Praw Ojca i Dziecka 4/4