Zaragoza – witaj w krainie cierzo
Transkrypt
Zaragoza – witaj w krainie cierzo
Zaragoza – witaj w krainie cierzo Wizyta w stolicy Aragonii na początku lipca nie jest dobrym pomysłem. Temperatury szybują powyżej czterdziestu stopni już w okolicy południa i niemiłosierny żar przelewa się przez szerokie ulica miasta do późnych godzin nocnych. Radio podaje kolejny komunikat o pobitym rekordzie ciepła, to już trzeci taki komunikat w tym tygodniu. Informacja daje do myślenia, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że pomiary zaczęto notować w sposób usystematyzowany w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Słowo calor (upał) jest na ustach wszystkich mieszkańców miasta, pomimo że Hiszpanie przywykli do temperatur, które Polacy mogą uznać za ekstremalne. Saragossa leży w północnowschodniej Hiszpanii nad malowniczą rzeką Ebro. Do morza stąd daleko, nad rzeką również nie odnajdziemy wytchnienia. Ebro leniwie przepływa szerokim korytem przez środek miasta, nadając mu wyjątkowy klimat. Jest jednak najgorętszy lipiec od lat, poziom rzeki nadzwyczaj niski i nikt już nie pamięta o powodzi, która nawiedziła miasto zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Pomimo wakacyjnego okresu miasto funkcjonuje swoim normalnym tempem, może trochę wolniejszym niż zwykle, bo upał wysysa siły i tłamsi wszelką chęć do działania. Jestem w Saragossie zaledwie na dwa tygodnie, chcę gruntownie zwiedzić miasto, odkryć zarówno miejsca z pocztówek, jak i te, o których wiedzą tylko mieszkańcy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wychodzi błąkać się po ulicach po godzinie 16, więc szybko postanawiam, że celem moich wypraw będą liczne muzea, które cieszą gości klimatyzacją, przyprawiającą o gęsią skórkę. Obowiązkowym punktem programu jest Museo de Goya. Sławny aragoński malarz bardzo długo związany był z tym miastem, zostawiając po sobie szereg malunków, których wartość nie sposób dziś przecenić. Na wystawie można obejrzeć dzieła z różnych etapów jego twórczości oraz odkryć artystów, których Goya zainspirował. Wychodząc z Muzeum Goi możemy śmiało skierować się w stronę katedry, nieopodal której, odnajdziemy kilka mniejszych muzeów. Odkryją przed nami fascynującą historię początków miasta Ceasaraugusta: Foro, Puerto fluvial, Termas públicas i Teatro. Największe wrażenie robi Museo del Teatro. W samym centrum nowoczesnej Saragossy, pomiędzy mieszkalnymi budynkami, widzimy nagle wielki teatr z czasów rzymskich, który odkryto przez przypadek w latach siedemdziesiątych. Miłośników bardziej współczesnych klimatów zachęcam do wizyty w Museo Pablo Gargallo, gdzie wystawia się najważniejsze dzieła tego aragońskiego rzeźbiarza i malarza. Muzeum ma bardzo kameralny klimat i mieści się w pięknym budynku o kilkupiętrowej konstrukcji. Znakomitą ochłodę i inspirację estetyczną odnalazłam wreszcie w Museo Pablo Serrano, które cieszy oko swoją wyszukaną formą architektoniczną. Przestronne sale wystawowe prezentują dzieła hiszpańskiej sztuki współczesnej o zróżnicowanej estetyce. Dla odważnych na koniec zwiedzania pozostaje wejście na dach, będący tarasem widokowym. Widok na miasto rekompensuje uczucie gorąca, które zapiera dech w piersiach. Pierwszy tydzień wędrówek po muzeach już za mną, poranki spędzam na uniwersytecie. Nadchodzi drugi tydzień. Jak co rano zbieram się do pracy po lekkim hiszpańskim śniadaniu i wychodzę na zalaną słońcem ulicę. Tego dnia jednak coś wyraźnie się zmienia, w powietrzu jest coś takiego, co przyprawia o gęsią skórkę. Pomimo słońca wieje wiatr, ale to nie jest zwykły wiatr, to jest wiatr, który podcina nogi. Stoję na skrzyżowaniu najważniejszych arterii miasta i czekam na zielone światło. Ledwo stoję, podmuchy powietrza są tak silne, że muszę dostosować pozycję ciała do fal, które uderzają we mnie z wielką siłą. Jest środek lipca i po raz pierwszy żałuję, że mój jedyny dyżurny sweter został w domu. Kampus uniwersytecki jest zasłany suchymi liśćmi, które opadły z upału w zeszłym tygodniu. Teraz wirują na wietrze, tworząc leje i trąby. Wszystko szumi i szeleści i w tych odgłosach jest jakiś dziwny, nieokreślony niepokój. Od studentów dowiaduję się, że to cierzo, lokalny wiatr, który wieje w dolinie rzeki Ebro, wywołany różnicą ciśnień między Morzem Kantabryjskim i Śródziemnym. Nie ma żadnej reguły, kiedy cierzo wieje, choć zazwyczaj to zimą przyprawia Aragończyków o ból głowy. Tego lata przynosi niespodziewaną ulgę w lipcu i sprawia, że po raz pierwszy od wielu, wielu dni można odetchnąć. Cierzo wieje przez trzy dni, robiąc niemały bałagan w mieście. Przynosi jednak tak długo oczekiwane wytchnienie i choć upał wróci po trzech dniach, to już nie z taką mocą, by zgasić we mnie pragnienie odkrywania tego wyjątkowego miasta. Aleksandra Cach