Wysoko, w Karyntii [podpis] Paweł Kwaśniewski TURYSTYKA nr 20
Transkrypt
Wysoko, w Karyntii [podpis] Paweł Kwaśniewski TURYSTYKA nr 20
Wysoko, w Karyntii [podpis] Paweł Kwaśniewski TURYSTYKA nr 20 dodatek do TURYSTYKA nr 210, wydanie z dnia 09/09/1995 , str. 3 Austria nieznana W 1880 r. karyncka gazetka gminna pisała: " W pokoju gościnnym muszą być łóżka z pościelą, zamykane komody i nocne szafki z lampkami. Ale pokój kompletnie wyposażony winien mieć jeszcze mydelnicę, lustro, łyżkę do butów i spluwaczkę". Hotele, pensjonaty, Gasthofy w Austrii nie są może tanie, ale eleganckie, czyściutkie, a mydelnice zastąpiono toaletami. W Gasthofie za nocleg ze śniadaniem trzeba zapłacić mniej więcej 200 szylingów, czyli około 20 dolarów. Toaleta to wnęka z prysznicem; telewizję goście oglądają na korytarzu. Noc w hotelu lub pensjonacie z trzema gwiazdkami, telefonem i telewizorem kosztuje co najmniej sto szylingów drożej. Poza sezonem ceny spadają o 10 proc. Nocny telefon do właściciela W nawet najmniejszej karynckiej wiosce jest biuro informacji turystycznej. Czasem, jak w Karnburgu, mieści się w prywatnym domu. Johann, właściciel, wie wszystko o możliwościach noclegowych i atrakcjach wsi i okolic. W większych ośrodkach przed drzwiami biur znajdują się monitory z prostą klawiaturą. Pokazują się tam nazwy hoteli z wolnymi pokojami, ceny i warunki. Obok bezpłatny telefon. Nawet nocą można obudzić właściciela. Przewodnik "Romantyczne hotele i restauracje na świecie" poleca w Austrii klagenburski hotel Musil. Cztery gwiazdki i 450 lat historii. Na początku naszego wieku hotel kupił Bartolomeusz Musil, były kucharz cesarza Franciszka Józefa. Robert Musil, słynny pisarz, urodził się i mieszkał trzysta metrów od hotelu. Autor mrocznej powieści "Niepokoje wychowanka Toerlessa" często pijał w kawiarni na dole. - Szkoda, że nie był z nami spokrewniony - mówi ze smutkiem Uta Musil, właścicielka. Olbrzymie, stylowe pokoje warte ceny - 2100 szylingów za noc. Zgrzyta tylko plastikowy nóż na tacy z owocami. Frau Musil jest zawstydzona: - Bo platery nam giną. Kuszenie z toboganem w tle U podnóża Koenigsshtul (2334 m n.p.m.) na północy Karyntii górale wciąż przygotowują kąpiele według metody starożytnych Spartan i Scytów. Rozgrzewają na ogniu kwarcowe zlepieńce i przenoszą je w cebrach do łaźni. Wrzucają do drewnianych balii, a woda nagrzewająca się do ponad 40 stopni wyciąga z kamieni minerały. - Trzeba siedmiu kąpieli, by poczuć ich działanie - mówi Harald Stani z ośrodka informacji turystycznej z pobliskiego Bad Kleinkirchheim. - Po 14. ustępują poślednie choroby, po 21. koniec z artretyzmem. Wierzymy, że po 27 kąpielach ułomni mogą tańczyć. Okolica znana jest z ciepłych źródeł. W Bad Kleinkirchheim zbudowano dwie cieplice - Sankt Kathrein i Roemerbad. Termy St. Kathrein to trzy baseny kryte: prostokątny dla dorosłych, okrągły dla dzieci i "kleks" z fontanną w kształcie muchomora - wielopokoleniowy. W zakątkach "kleksa" co chwilę puszczane są bicze wodne. Wyprofilowanie basenu pozwala na masaże każdej części ciała. Dodatkową atrakcją jest hot-whirl-pool. Strumienie porywają ciało, które bezwładnie krąży dookoła wystającej z basenu kolumny. Specjalny kanał łączy "kleksa" z basenem na powietrzu. Woda ma stałą temperaturę - 34 stopnie. Wejście kosztuje 95 szylingów. Bilet uprawnia także do korzystania z term przez dwie pierwsze godziny następnego dnia. Warto zainwestować 80 szylingów w wejściówkę do sauny. To pokaźne pomieszczenie mieszczące łaźnię turecką, rzymską, fińską. Jest barek i specjalny pokój do medytacji - na podłodze grube materace, na ścianie tarcza w czerwono-żółte pierścienie. Harald mówi, że miejscowi też mają swoje atrakcje. W zimie uprawiają na przykład toboganing. Ostatnim kursem kolejki wjeżdżasz na szczyt z dziewczyną, flaszką i toboganem (sanie do zwożenia rannych z gór kierowane przez dwóch narciarzy). Potem przykrywacie się kocem i jazda w dół. Już w połowie stoku jest twoja. Bolesław spoczywa nad jeziorem Karyntia ma bogatą historię. Początkowo zamieszkana przez celtyckie ludy Karnów została w I w.n.e. rzymską prowincją Norikum. Pięć wieków później podbiły ją plemiona słowiańskie. Do dziś wiele rodzin nosi nazwiska: Strimljan, Asic, Cuvan. Potem władali tu Bawarowie i Habsburgowie. Historia zostawiła na zboczach Wielkich Taurów ślady: zamek Hochosterwitz, Goldenstein, Ebenthal, Oberfalkenstein. W ruinach zamku Londskron pod Villach codziennie za 95 szylingów można podziwiać sokolników z orłami, krukami, jastrzębiami i puchaczami. Wieś Ossiach nad malowniczym jeziorem o tej samej nazwie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Za bramą starego klasztoru Benedyktynów jest jednak malutki cmentarz, a na nim gdzieś w rogu kamienna płaskorzeźba z wizerunkiem rycerza. Prawie niewidoczny już napis nad grobem głosi: "Bolesław II Śmiały, król Polski". Bolesław, po skazaniu na śmierć krakowskiego biskupa Stanisława, został wypędzony z kraju. Piechotą udał się w podróż pokutną do Rzymu. Możliwe, że znużonego drogą, zauroczyły góry nad Ossiachsee. Postanowił pokutować tu do końca życia. Zmarł w 1081 r. Pojedynek na trzycalówki - Eeeeeein, zweeeeeei, dreeeeeei! - krzyczy Andreas, wysportowany chłopak z wytatuowanym na ramieniu wizerunkiem indiańskiego wodza. Wodna piana jest wszędzie - za kołnierzem, w butach, pod kaskiem. Dziesięcioro śmiałków próbuje wiosłować w rytm pokrzykiwań Andreasa. Nad nami skalne nawisy, pod nami kamienie przykryte niewielką warstwą wody. My - w pontonie. Rafting, czyli rozrywka dla odważnych. Staramy się przepłynąć 14-kilometrowy odcinek górskiej rzeki Moell. Nieco powyżej jest tor kajakarstwa górskiego. Tam rozgrywane są mistrzostwa świata. Jesteśmy ubrani w pianki nurków, kapoki i kaski; stopy wsunęliśmy w pasy bezpieczeństwa. Tylko raz na dziesięć minut Andreas daje komendę: - Paaaause! Bez szybkości ponton traci sterowność, nurt może go znieść na skały. Co chwilę nasza tratwa staje dęba. Albo kamień jest za wysoki, albo wody za mało. Jeszcze tylko mały wodospad i spływ skończony. Po spływie jedziemy w góry, w stronę szczytu Polinik (2784 m n.p.m.) do malutkiego schroniska. Szef podaje jadło drwali - jajka zapiekane z serem i słoniną. - Do tego musi być metr - decyduje i przynosi dziesięć pełnych kieliszków ustawionych na metrowej desce. Morelowa wódka jest destylowana domowym sposobem. Mocna. Pali się niebieskim płomykiem. - Oprócz turnusów kajakowych, narciarskich na lodowcu i spadochronowych przygotowaliśmy na lato dwa nowe - mówi Franz Scheiber, szef turystyki w Obervellach. - Tydzień dla mistyków z nocnymi wędrówkami przy pełni księżyca z psychologiem, astrologiem, pochodniami i fletnią Pana. Przyjmuję zakład gospodarza schroniska. Mamy zmierzyć się w pojedynku na wbijanie gwoździ. Szef demonstruje - ostrzem siekiery z całej siły wali w główkę trzycalówki. Gwóźdź leciutko zagłębia się w gruby pień. Moja kolej. Nie jestem gorszy. Idziemy łeb w łeb. Szef nie trafia. Wykorzystuję szansę. Po szóstym uderzeniu mój gwóźdź chowa się całkowicie. Wygrywam metr morelówki. Jazda samochodem odpada. W Austrii stężenie alkoholu we krwi nie może przekroczyć 0,8 promila. Marmota marmota na czekoladę W 1912 r. armia cesarza Franciszka Józefa odbywała manewry. Generałowie przepędzili sześć tysięcy żołnierzy ze sprzętem ciężkim (armaty) i końmi przez najwyższe partie Wysokich Taurów. Ta podróż zajęła prawie trzy miesiące. Dziś na największy lodowiec w tych okolicach wjeżdża się samochodem. Grossglockner-Hochalpenstrasse, drogę z Heiligenblut przez przełęcz Hochtor do Fusch wybudowano 65 lat temu. W zimie nieprzejezdna, jest otwarta od maja do października. Za przejechanie 50 kilometrów trzeba zapłacić 300 szylingów. Tuż przy języku lodowca zbudowano stację widokową. Stąd widać najwyższy szczyt Austrii Grossglockner (3797 m n.p.m.). Ruch jak na Marszałkowskiej - zbudowano nawet betonowy, kilkupiętrowy garaż. - Niestety, rocznie lodowiec kurczy się średnio o 6-7 metrów - mówi przewodnik. - Zeszły rok był fatalny - język cofnął się o 36 metrów. Jeśli dopisze szczęście, można tu zobaczyć koziorożca alpejskiego, ssaka z rodziny kóz, z olbrzymimi rogami. Świstaki widać wszędzie, odcinają się od bieli śniegu. - Tutejsze nazywają się po łacinie marmota marmota turisticus - śmieje się przewodnik. - Jedzą wyłącznie czekoladę mleczną. Samochody powoli wspinają się w górę. Wszędzie śnieg, wyciągi działają bez przeszkód. Przełęcz Hochtor to granica Karyntii. Tunel pod przełęczą leży na wysokości 2504 metrów nad poziomem morza. Rysy są o pięć metrów niższe. Paweł Kwaśniewski WA-TTU