Przykłady sylwetek pracowników i pracownic z zagranicy
Transkrypt
Przykłady sylwetek pracowników i pracownic z zagranicy
1. Carlos Nério Barbosa ma 36 lat, jest żonaty i ma dwoje dzieci: czternastoletniego syna i pięcioletnią córkę. Mieszka i pracuje w dzielnicy Taipas na północy São Paulo. Jest pracownikiem firmy wywożącej śmieci. O swojej pracy opowiada z dużą radością. Na codziennej trasie śmieciarki, którą jeździ, znajduje się niewielka szkoła, a kiedy dzieci widzą zbliżającą się śmieciarkę, podnoszą rwetes: „Dzieciaki wołają: hej, jedzie pan śmieciarz! To dla nas radość, robi się wesoło”. Mimo swobody, jaką daje praca na powietrzu, zajęcie to wiąże się z wieloma trudnościami, takimi jak zwiększający zmęczenie upał, a także problemy zdrowotne. Carlos dużo mówił o wypadkach, którym najczęściej ulegają śmieciarze, w tym także on sam, takich jak skaleczenia nieodpowiednio zapakowanym szkłem, a także o urazach kręgosłupa wywołanych ciężarem dźwiganych worków ze śmieciami. Aby leczyć te urazy i obrażenia, wielu pracowników musi brać wolne. Carlos nie szczędzi pochwał związkowi zawodowemu reprezentującemu jego branżę, czyli Związkowi Pracowników Usług Oczyszczania Miasta i Konserwacji Zieleni w São Paulo (SIEMACO), który uważa za świetnego partnera w walce o poprawę sytuacji zatrudnionych w tym sektorze. Na pytanie, jakie można by wprowadzić zmiany na lepsze w jego pracy, odpowiada: „Mogliby zmniejszyć liczbę sektorów, które musimy objechać, żebyśmy mogli trochę krócej pracować i wcześniej wracać do domu”. Jeśli chodzi o poprawę warunków życia, Carlos mówi, że czeka na swoją szansę, ale niepewność co do tego, o której godzinie skończy pracę danego dnia, nie pozwala mu wrócić na studia. 2. Monalisa Monica jest 43-letnią kobietą z Sacele, miasta w okręgu Braszów w Rumunii. Po rozwodzie sama wychowuje i utrzymuje syna w wieku szkolnym. Mieszkają we dwójkę w dwupokojowym mieszkaniu, w normalnych warunkach. Firma, w której pracuje, to SC ROULEAU GUICHARD SRL. Ponieważ matka jest jedynym żywicielem rodziny, żyje im się ciężko: Monica zarabia 600 lei (136 euro) jako szwaczka z kwalifikacjami zdobytymi w miejscu pacy. Musi dużo pracować w nadgodzinach, za które dostaje 200% zwykłej stawki, a w tym czasie jej syn pozostaje bez opieki. Francuska firma, którą ją zatrudnia, ma rady pracownicze, ale rumuński związek zawodowy nie został do nich przyjęty ani zaproszony na żadne spotkanie, chociaż dwa lata temu wystąpił z wnioskiem o członkostwo. Związek działa od 2007 r., podpisuje co roku układ zbiorowy, zapewnia członkom porady prawne i jest stowarzyszony z oddziałem Cartel ALFA w Braszowie. W firmie istnieje też wymagana ustawowo Komisja BHP. Związek walczy o uzyskanie reprezentatywności (tj. aby należała do niego ponad połowa pracowników: 50% + 1). Ubezpieczenie zdrowotne jest obowiązkowe, wymagane prawnie, a składkę wyznacza co roku Narodowy Fundusz Zdrowia. Emerytura jest niższa od zarobków, a żeby uzyskać do niej uprawnienia, trzeba spełnić przewidziane prawem warunki. Pracownicy na ogół nie są zjednoczeni na poziomie krajowym. Branża włókiennicza nigdy nie zorganizowała ogólnokrajowego strajku, dochodziło tylko do sporadycznych, spontanicznych protestów na małą skalę. O wyzysku kobiet w przemyśle odzieżowym często pisano w prasie, ale nie było widać zbytniej solidarności. Konieczne jest wzmocnienie solidarności między pracownikami na wszystkich poziomach. 3. Ababei Cristina ma 27 lat i urodziła się w miejscowości Seitin w dolinie Maruszy w Rumunii, 47 km od Aradu. Oprócz Rumunów, stanowiących 93,7% ludności, mieszkają tu mniejszości etniczne: Romowie (3,9%), Węgrzy (0,9%), Słowacy (0,7%) i Ukraińcy (0,5%). Cristina skończyła 11 klas: 8 szkoły podstawowej i gimnazjum oraz 3 lata zawodowej szkoły technicznej. Nie ma na własność mieszkania i wynajmuje niewielki domek o powierzchni 51 m2, z dwoma pokojami, bez dostępu do ciepłej wody. Pracuje od 18. roku życia, trzykrotnie zmieniała pracę, a do swojej obecnej firmy przyszła 2 lata temu, jako niewykwalifikowana pracownica, z kontraktem na 8 godzin dziennie. Firma osiąga roczny obrót około 200 000 euro i jest jedną z czołowych włoskich firm, która pracuje dla europejskich klientów w sektorze artykułów gospodarstwa domowego i finansów. Cristina mieszka 46 km od miejsca pracy i razem z innymi pracownikami codziennie dojeżdża autobusem opłacanym przez firmę. Czas dojazdu jest długi, około 48 minut. Cristina otrzymuje płacę minimalną, która wystarcza jej tylko na życie na granicy ubóstwa. Nie ma odwagi założyć rodziny, bo uważa, że nie mogłaby wychowywać dzieci w przyzwoitych warunkach, a z pensji nie da się odłożyć na mieszkanie. Firma nie jest zainteresowana podnoszeniem kwalifikacji pracowników, co oznaczałoby dodatkowe koszty. Szkolenie przeprowadzają starsi stażem operatorzy bezpośrednio w miejscu pracy. Warunki pracy są trudne, a stres wynikający z obawy o utratę zatrudnienia sprawia, że atmosfera jest napięta, zaś groźby ze strony przełożonych często prowadzą do tego, że pracownicy nie mogą wyrażać swoich potrzeb. Cristina jest członkiem związku zawodowego, należącego do federacji i konfederacji, które z kolei są stowarzyszone z organizacjami międzynarodowymi. Jej kontrakt podlega corocznym negocjacjom, ale z powodu kryzysu i wysokiej stopy bezrobocia nie może liczyć na zbyt wiele udogodnień. 4. Aidan, kelner na Zanzibarze, Tanzania Aidan ma 23 lata i od roku pracuje jako kelner w barze dla turystów. Urodził się w Singidzie, ale musiał przeprowadzić się do Nungwi na Zanzibarze, żeby znaleźć pracę. Jego rodzinne miasto, w którym wciąż mieszka jego rodzina, leży 700 km od Dar es Salaam, skąd płynie się 1,5 godziny promem na wyspę Zanzibar, a z portu trzeba jeszcze pokonać 60 km do Nungwi. Podróż do domu to mniej więcej równowartość jego trzymiesięcznych zarobków. Aidan pracuje w barze codziennie od 6.00 do 22.00. Zarabia 100 000 szylingów tanzańskich (czyli ok. 50 euro). To niewiele. Jego szef pochodzi z Zanzibaru i nie chce płacić więcej, tłumacząc się wysokimi podatkami i kiepską koniunkturą. Aidan lubi swoją pracę, ale chciałby mieć wyższą pensję. Trudno mu kupić sobie nowe ubrania czy opłacić pokój. Mieszka w małym pokoju z łazienką, ale bez bieżącej wody. Za pokój płaci 30 000 szylingów (ok. 15 euro). Część pensji wysyła też do domu. Chciałby się ożenić, ale w tym celu musiałby zapłacić rodzicom panny młodej wiano, np. 3 krowy (wartość jednej to ok. 300 000 szylingów), a to w tej chwili przekracza jego możliwości. Pracuje bez żadnej umowy. Kiedy prosi szefa o jej podpisanie, słyszy, że na jego miejsce jest wystarczająco dużo chętnych. Panuje nadpodaż siły roboczej. Ponieważ nie ma umowy, nie ma też ubezpieczenia zdrowotnego ani emerytalnego. Jeśli zachoruje na malarię, robi test w szpitalu. Sam musi płacić za leki. Jeśli bardzo źle się czuje, może zostać w domu, za co szef nie potrąca mu z pensji. Jak mówi Aidan, szef jest ogólnie w porządku, dobrze traktuje pracowników, chociaż czasem na nich krzyczy. Napiwki od gości wolno im zatrzymywać dla siebie. Na Zanzibarze działają związki zawodowe, ale są skorumpowane. Podczas kontroli prywatnych firm przyjmują łapówki. Kiedy przychodzi związkowiec, szef płaci mu, żeby się więcej nie pokazywał. „Życie jest ciężkie, ale da się wytrzymać”.