Ze wstępu - Katechizmy.pl
Transkrypt
Ze wstępu - Katechizmy.pl
3 BERTRAND RUSSELL BADANIA DOTYCZĄCE ZNACZENIA I PRAWDY Tłumaczenie Jan Wawrzyniak Wydawnictwo WAM Kraków 2011 9 WSTĘP Celem niniejszej pracy jest zbadanie pewnych problemów dotyczących wiedzy empirycznej. Przyjęta przeze mnie metoda różni się od tej akceptowanej w tradycyjnej teorii wiedzy1, głównie pod względem znaczenia przypisywanego rozważaniom kwestii językowych. Proponuję, by badać język w kontekście dwóch podstawowych problemów, które wstępnie i niezbyt precyzyjnie można ująć w następujący sposób: I. Co znaczy wyrażenie „empiryczne świadectwo na rzecz prawdziwości sądu2”? II. Co można wywnioskować z faktu, że czasami istnieje takie świadectwo? W tym przypadku, jak zwykle w filozofii, pierwszą trudnością jest dostrzeżenie, iż problem jest trudny. Jeśli zapyta się osobę nieobeznaną w filozofii „skąd wiesz, że mam dwoje oczu?”, to odpowie „co za śmieszne pytanie? Przecież widzę”. Nie należy spodziewać się, że gdy nasze badania zostaną zakończone, dojdziemy do wniosku całkowicie różnego od tego niefilozoficznego stanowiska. Rezultat będzie następujący: okaże się, że to, o czym sądziliśmy, iż jest proste, ma skomplikowaną strukturę; uświadomimy sobie, że cień niepewności pada na sytuacje, które nie wzbudzają żadnych wątpliwości; uznamy, że wątpliwości są znacznie częściej uzasadnione, niż przypuszczaliśmy; okaże się, że nawet na podstawie najbardziej wiarygodnych 1 Pomimo iż tradycyjnym tłumaczeniem angielskiej nazwy theory of knowledge jest określenie „teoria poznania”, zdecydowałem się na na przekład „teoria wiedzy”. Moja decyzja jest podyktowana dwoma względami. Po pierwsze, dzięki temu rozstrzygnięciu można w bardziej adekwatny i przejrzysty sposób przetłumaczyć wiele fragmentów książki, w których Russell wskazuje, iż jednym z podstawowych zadań teorii wiedzy (theory of knowledge) jest wyjaśnienie znaczenia słów takich jak „wiedza” (knowledge), „wiedzieć” (know). Po drugie, użycie sformułowania „teoria wiedzy” wskazuje, że tym, co przede wszystkim interesuje klasycznych epistemologów (w tym także Russella), jest kwestia prawomocności naszych przekonań, nie zaś sposób dochodzenia do nich. Wszystkie przypisy oznaczone liczbami, podobnie jak uwagi w nawiasach kwadratowych, pochodzą od tłumacza. 2 W przeważającej większości przypadków termin proposition tłumaczę jako „sąd”. Od tej konwencji odstępuję: (a) w wykorzystanych przeze mnie cudzych przekładach cytowanych przez Russella fragmentów tekstów; (b) w przypadku następujących zwrotów: proposition of logic, proposition of mathematics; (c) gdy autor przedstawia poglądy logicznych pozytywistów. Tłumaczenie proposition jako „sąd” jest, moim zdaniem, uzasadnione ze względu na podane przez Russella wyjaśnienia sensu tego słowa (zob. rozdział XII). Ze względu na to, że termin judgment także tłumaczę jako „sąd”, w przypadkach budzących wątpliwości zaznaczam, o którym terminie jest mowa. 10 Wstęp przesłanek można wyciągnąć niewiarygodne wnioski. Rezultatem końcowym będzie zastąpienie niewyartykułowanej pewności wyartykułowaną niepewnością. Pytania, czy ten wniosek ma jakąkolwiek wartość, nie będę rozważał. Dopóki traktujemy całkiem poważnie nasze dwie kwestie, trudności wręcz nas osaczają. Weźmy na przykład sformułowanie „empiryczne świadectwo na rzecz prawdziwości sądu”. Wymaga ono zdefiniowania słów „empiryczne”, „świadectwo”, „prawda”, „sąd”, jeśli nie mamy, po zbadaniu go, dojść do wniosku, iż nasze pytanie zostało źle sformułowane. Zacznijmy od słowa „sąd” (proposition). Sąd jest czymś, co może być wypowiedziane w każdym języku: „Sokrates jest śmiertelny” oraz „Socrate est mortel” wyrażają ten sam sąd. W danym języku może on być wypowiedziany na różne sposoby: różnica pomiędzy „Cezar został zamordowany podczas id marcowych” a „podczas id marcowych został zamordowany Cezar” ma jedynie charakter retoryczny. Zatem dwa odmienne sformułowania mogą „mieć to samo znaczenie”. Możemy, przynajmniej tymczasowo, zdefiniować „sąd” jako „ogół zdań posiadających to samo znaczenie co pewne określone zdanie”. Teraz musimy więc zdefiniować „zdanie” oraz „posiadanie tego samego znaczenia”. Pomijając chwilowo to drugie, zajmijmy się pytaniem, czym jest zdanie. Może ono być pojedynczym słowem, ale częściej jest zbiorem kilku słów zestawionych zgodnie z regułami składni. Jego cechą wyróżniającą jest to, że wyraża ono stwierdzenie, przeczenie, rozkaz, życzenie lub pytanie. Z naszego punktu widzenia w zdaniu jeszcze bardziej godne uwagi jest to, że możemy zrozumieć, co ono wyraża, jeśli znamy znaczenie jego słów składowych oraz reguły syntaktyczne. Nasze dociekania musimy więc rozpocząć od zbadania słów, a dopiero potem możemy przejść do badania składni. Zanim zajmiemy się szczegółowo naszym zagadnieniem, kilka ogólnych uwag może pomóc nam dowiedzieć się, co jest istotne z punktu widzenia naszych rozważań. Nasz problem jest jednym z zagadnień teorii wiedzy. Czym jest teoria wiedzy? Wszystko, co wiemy, lub wszystko, o czym myślimy, iż wiemy, należy do jakiejś nauki szczegółowej – cóż więc pozostaje dla teorii wiedzy? Istnieją dwa rodzaje badań, oba ważne, a każde z nich ma prawo do nazwy „teoria wiedzy”. W jakiejkolwiek dyskusji dotyczącej tego tematu łatwo popaść w zamęt spowodowany tym, że nie zostało określone, do którego z tych dwóch rodzajów ma ona należeć. I dlatego już na wstępie w kilku słowach wyjaśnię ich naturę. Wstęp Teoria wiedzy w pierwszym rozumieniu akceptuje naukowe wyjaśnienie świata, jednak nie jako z pewnością prawdziwe, lecz jako najlepsze spośród dostępnych w danym momencie. Świat przedstawiany przez naukę zawiera zjawisko zwane „posiadaniem wiedzy”, a teoria wiedzy w pierwszym rozumieniu ma badać, jakiego typu jest to zjawisko. Z perspektywy zewnętrznej jest ono przede wszystkim cechą charakterystyczną żywych organizmów, której intensywność (ogólnie rzecz biorąc) jest wprost proporcjonalna do stopnia złożoności organizmu. Jest jasne, że posiadanie wiedzy jest relacją organizmu do czegoś zewnętrznego lub do jakiejś jego własnej części. Niemniej jednak przyjmując pozycję zewnętrzną wobec obserwatora, możemy odróżnić świadomość percepcyjną od wiedzy opartej na nawyku. Świadomość percepcyjna jest rodzajem „wrażliwości zmysłów”, która występuje nie tylko wśród żywych organizmów – przejawiają ją także instrumenty naukowe, a do pewnego stopnia wszystkie przedmioty. Polega ona na zachowywaniu się w obecności pewnego rodzaju bodźca w sposób, w jaki dane zwierzę lub rzecz nie zachowuje się, gdy ów bodziec jest nieobecny. Kot zachowuje się w charakterystyczny sposób w obecności psa – to zmusza nas do powiedzenia, że kot „postrzega” psa. Jednak galwanometr również zachowuje się w charakterystyczny sposób, gdy przepływa przezeń prąd elektryczny, lecz nie mówimy, że „postrzega” on natężenie prądu. Różnica pomiędzy tymi dwoma przypadkami ma związek z wiedzą opartą na nawyku. Nieożywiona rzecz, tak długo jak długo jej fizyczna budowa pozostaje niezmieniona, reaguje na ten sam bodziec zawsze tak samo. Inaczej zwierzę: stykając się wielokrotnie z jakimś bodźcem, początkowo reaguje w p e w i e n określony sposób. Stopniowo jednak zmienia ów sposób reagowania, aż osiągnie (przynajmniej tymczasowo) stan równowagi. Gdy ów stan zostaje osiągnięty, zwierzę nabywa „nawyku”. Każdy nawyk jest związany z czymś, co z punktu widzenia behawioryzmu może uchodzić za uznanie3 ogólnego 3 Termin belief tłumaczę w zależności od kontekstu jako „przekonanie” lub „uznanie”. Podobnie postępuję w przypadku czasownika to believe, najczęściej oddaję jego znaczenie za pomocą zwrotu „być przekonanym”, jednak w niektórych kontekstach (takich jak to believe a proposition) za pomocą czasownika „uznawać”. Powodem jest to, że zwrot „być przekonanym” można uzupełnić tylko na dwa następujące sposoby „być przekonanym o”, „być przekonanym, że”, a w niektórych kontekstach oddanie sensu wypowiedzi wymaga posłużenia się inną konstrukcją. Wydaje się bowiem, iż lepiej nie tłumaczyć zwrotu to believe a proposition jako „być przekonanym, że sąd jest prawdziwy”, ponieważ Russell nie utożsamia akceptacji sądu z uznaniem jego prawdziwości (por. r. XIII A). Można by próbować uniknąć tej trudności, tłumacząc – w tego typu kontekstach – to believe jako „wierzyć”, wydaje się jednak, że nie wszędzie – a moim zdaniem raczej w nielicznych przypadkach – jest to odpowiednie 11 12 Wstęp prawa, lub nawet (w pewnym sensie) za jego znajomość – o ile tak się składa, że to przekonanie jest prawdziwe. Na przykład o psie, który nauczył się czekać na jedzenie w charakterystycznej pozycji proszącej, behawiorysta mógłby powiedzieć, że wierzy on w następujące ogólne prawo: „po zapachu jedzenia oraz proszeniu pojawia się jedzenie, natomiast po samym zapachu nie”. Uczenie się przez doświadczanie – charakterystyczne dla żywych organizmów – jest tym samym, co nabywanie nawyków. Pies uczy się poprzez doświadczanie, że ludzie mogą otwierać drzwi, i dlatego gdy chce on wyjść – jeśli jego pan jest obecny – to szczeka wokół niego, zamiast drapać drzwi. „Znaki” są z reguły zależne od wyuczonych poprzez doświadczenia nawyków. Dla psa głos właściciela jest jego znakiem. Możemy powiedzieć, że A jest „znakiem” B, jeśli powoduje ono zachowanie, które B również by spowodowało, ale za które nie odpowiada samo tylko A. Trzeba jednak przyznać, że skuteczność niektórych znaków jest niezależna od doświadczenia: zwierzęta reagują na pewne zapachy w sposób, w jaki należy zareagować na przedmioty, które wydzielają te zapachy, i czasami są w stanie to uczynić nawet wtedy, gdy nigdy wcześniej nie doświadczyły owych przedmiotów. Precyzyjna definicja „znaku” jest trudna, zarówno z tego powodu, jak i dlatego, że nie istnieje satysfakcjonująca definicja „odpowiedniego” zachowania. W zarysie jest jednak całkiem jasne, co mam tutaj na myśli, i zobaczymy, że znaki językowe stanowią tylko jeden gatunek znaków. Skoro tylko na zachowanie organizmu zaczynają wpływać znaki, można śledzić kształtowanie się rozróżnień: „subiektywne – obiektywne”, „wiedza – błąd”. Subiektywnie A jest znakiem B dla organizmu O, jeśli O zachowuje się w obecności A w sposób odpowiedni do obecności B. Obiektywnie A jest znakiem B, jeśli faktycznie bądź A towarzyszy B, bądź też B następuje po A. Kiedykolwiek A jest subiektywnie znakiem B dla organizmu O, to możemy, ujmując rzecz z behawiorystycznego punktu widzenia, powiedzieć, że O „uznaje” sąd ogólny „A zawsze towarzyszy B lub B następuje po A”, ale to przekonanie jest „prawdziwe” tylko pod warunkiem, iż A jest obiektywnie znakiem B. Zwierzęta mogą być zwodzone przez odbicia lub przez zapachy i ślady. Takie przykłady jasno pokazują, że zgodnie z naszym rozwiązanie. Użycie czasownika „wierzyć” może, po pierwsze, sugerować, że musimy mieć do czynienia z postawą, której przyjęcie w żadnym stopniu nie jest uzasadnione, a przecież ze znaczenia słowa to believe wcale to nie wynika. Po drugie, akceptacja takiego rozwiązania mogłaby skłonić kogoś do wyciągnięcia błędnego wniosku, iż w danym kontekście mowa jest o pewnym religijnym, czy też parareligijnym, nastawieniu. Pomimo tych zastrzeżeń, czasami to believe tłumaczę jako „wierzyć”. Wstęp obecnym punktem widzenia rozróżnienia „subiektywne – obiektywne”, „wiedza – błąd” powstają w bardzo wczesnym stadium rozwoju zwierzęcego zachowania. W tym wczesnym stadium zarówno wiedza, jak i błąd są dającymi się zaobserwować relacjami pomiędzy zachowaniem organizmu a faktami zachodzącymi w otoczeniu. W obrębie swych granic tego typu teoria wiedzy jest nie tylko uprawniona, ale również pełni ważną rolę. Istnieje jednak teoria wiedzy innego rodzaju, która sięga głębiej oraz ma, jak sądzę, dużo większe znaczenie. Gdy behawiorysta obserwuje poczynania zwierząt i rozstrzyga, czy są one przejawem wiedzy, czy też błędu, to nie myśli on o sobie jako o zwierzęciu, lecz – przynajmniej hipotetycznie – jako o nieomylnym kronikarzu relacjonującym to, co faktycznie ma miejsce. On „wie”, że zwierzęta są zwodzone przez odbicia i jest przekonany, że „wie”, iż o n nie jest w podobny sposób zwodzony. Pomijając fakt, że o n – będąc organizmem podobnym do innych – jest obserwatorem, nadaje rezultatom swoich obserwacji złudną otoczkę obiektywności. Z chwilą uprzytomnienia sobie omylności obserwatora, wąż pojawia się w raju behawiorysty. Wąż podsuwa wątpliwości i bez trudu może na ich potwierdzenie powołać się na naukową biblię. Naukową biblię, w jej najbardziej kanonicznej formie, ucieleśnia fizyka (w obręb której wchodzi fizjologia). Fizyka zapewnia nas, że zdarzenia, które nazywamy „postrzeganiem przedmiotów”, stanowią koniec długiego łańcucha przyczynowego, zaczynającego się od przedmiotów, i że prawdopodobnie nie przypominają one tych przedmiotów, lub w najlepszym razie przypominają je tylko pod pewnymi bardzo abstrakcyjnymi względami. Początkowo wszyscy akceptujemy „naiwny realizm”, to jest doktrynę, że rzeczy są takimi, jakimi się wydają. Myślimy, że trawa jest zielona, kamienie są twarde, a śnieg jest zimny. Fizyka zapewnia nas jednak, że zieleń trawy, twardość kamieni oraz zimno śniegu nie są zielenią, twardością oraz zimnem, które znamy z naszego doświadczenia, lecz że są czymś całkowicie innym. Jeśli mamy wierzyć fizyce, to gdy obserwatorowi wydaje się, że obserwuje kamień, tak naprawdę obserwuje skutki, jakie ów kamień wywiera na nim. Zatem nauka zdaje się walczyć sama ze sobą: dążąc do maksymalnej obiektywności, ujawnia, że wbrew sobie sama jest pogrążona w subiektywności. Naiwny realizm prowadzi do fizyki, a fizyka pokazuje, że naiwny realizm jest fałszywy. Zatem, jeśli naiwny realizm jest prawdziwy, to jest fałszywy – a więc jest on fałszywy. I dlatego behawiorysta, gdy myśli, że rejestruje obserwacje dotyczące zewnętrznego świata, tak naprawdę rejestruje obserwacje dotyczące tego, co dzieje się w nim samym. 13 14 Wstęp Te rozważania skłaniają do wątpienia i dlatego prowadzą nas do krytycznego badania tego, co uchodzi za wiedzę. To krytyczne badanie jest „teorią wiedzy” w drugim z dwóch wspomnianych poprzednio sensów, lub – jak się je również nazywa – „epistemologią”. Pierwszym krokiem w takim badaniu jest zestawienie tego, co uznajemy za wiedzę, w pewnym porządku, w którym to, co pojawia się później, jest znane (o ile jest znane) na podstawie tego, co pojawiło się wcześniej. Ta koncepcja nie jest jednak tak jasna, jaką się wydaje. Nie jest ona identyczna ani z porządkiem logicznym, ani z porządkiem odkrywania, aczkolwiek wiąże się z oboma. Zilustrujmy to za pomocą kilku przykładów. W czystej matematyce, zgodnie z podstawami tej nauki, porządek logiczny jest identyczny z porządkiem [dochodzenia do] wiedzy. Czytając – powiedzmy – traktat na temat teorii funkcji, uznajemy to, co mówi autor, ponieważ dedukuje on to z prostszych twierdzeń, co do których już jesteśmy przekonani – to znaczy przyczyna naszych przekonań stanowi również ich logiczną rację. Nie jest to jednak prawdą w przypadku podstaw matematyki. Logicy zredukowali ilość niezbędnych przesłanek do bardzo niewielkiej liczby wysoce abstrakcyjnych – wyrażonych za pomocą notacji symbolicznej – sądów, które trudno zrozumieć, a które są uznawane przez logików tylko dlatego, że okazują się logicznie równoważne znacznej liczbie bardziej znanych nam sądów. Fakt, iż matematyka może być wydedukowana z t y c h przesłanek, niewątpliwie nie jest racją na rzecz naszego przekonania o prawdziwości matematyki. Chociaż tym, czego epistemologia wymaga od matematyki, nie jest porządek logiczny, to nie jest tym także podanie psychologicznej przyczyny naszych przekonań. Dlaczego jesteś przekonany, że 7 x 8 = 56? Czy kiedykolwiek zweryfikowałeś to twierdzenie? Ja z pewnością nigdy tego nie zrobiłem. Uznaję je, bowiem zapoznano mnie z nim w dzieciństwie, a od tego czasu widziałem, że jest powtarzane przez autorów wiarygodnych. Gdy jednak zajmuję się epistemologicznymi dociekaniami dotyczącymi wiedzy matematycznej, to pomijam historię powstania mojego przekonania, że 7 x 8 = 56. Problemem dla epistemologii nie jest to, „dlaczego m a m takie lub inne przekonania?”, lecz to, „dlaczego p o w i n i e n e m mieć takie lub inne przekonania?”. Całe zagadnienie jest w istocie rezultatem kartezjańskiego wątpienia. Spostrzegam, iż ludzie popełniają błędy i zadaję sobie pytanie, co muszę uczynić, aby uniknąć błędów. Oczywiście muszę rozumować poprawnie, ale muszę mieć także przesłanki dla tego rozumowania. W udoskonalonej epistemologii sądy zostaną ujęte w j a k i ś porządek logiczny, aczkolwiek nie w porządek logiczny preferowany przez logika. Wstęp Weźmy astronomię. W matematycznej teorii ruchów planet na początku porządku logicznego znajduje się prawo grawitacji, natomiast na początku porządku historycznego znajdują się obserwacje Tychona Brahe, które przyczyniły się do sformułowania praw Keplera. Porządek epistemologiczny jest podobny do porządku historycznego, ale nie jest z nim identyczny, bowiem nie możemy się zadowalać dawniejszymi obserwacjami. Jeśli mamy je wykorzystać, musimy najpierw znaleźć świadectwo ich wiarygodności, to zaś możemy uczynić tylko dzięki temu, iż sami przeprowadzimy obserwacje. Albo też rozważmy historię. Gdyby istniała nauka historii, to jej fakty dałoby się wydedukować z ogólnych praw, znajdujących się u podstaw porządku logicznego. W porządku epistemologicznym większość z nas zadowala się przyjęciem przekonań dotyczących (powiedzmy) Juliusza Cezara, które można znaleźć w wiarygodnych książkach. Jednak krytyczny historyk musi zająć się manuskryptami oraz inskrypcjami. Jego danymi są pewne kształty, których interpretacja czasami może być bardzo trudna. Na przykład odczytanie pisma klinowego zależy od zastosowania bardzo wyszukanych rozumowań indukcyjnych. Podanie racji, dla których ma on takie, a nie inne przekonania na temat Hammurabiego, jest skomplikowanym zadaniem. Dla krytycznego historyka istotną przesłanką jest to, że widzi on pewne kształty lub pewne tabliczki. Dla nas zaś to, że mówi, iż to widzi, oraz to, że posiadamy jakiekolwiek racje, by wierzyć w jego prawdomówność – racje, które muszą opierać się na porównaniu jego stwierdzeń z naszymi doświadczeniami. Epistemologia musi ułożyć wszystkie nasze przeświadczenia – zarówno te, co do których czujemy się przekonani, jak i te, które wydają się nam mniej lub bardziej możliwe do przyjęcia – w pewien porządek logiczny. Po pierwsze, porządek ten zaczynałby się od tych przekonań, które po zastanowieniu jawią się nam jako wiarygodne – niezależnie od jakiegokolwiek argumentu na ich rzecz – oraz po drugie, wskazywałby na naturę wnioskowań (w większości nie ściśle logicznych), na mocy których przechodzimy od tych przeświadczeń do przeświadczeń pochodnych. Owe stwierdzenia dotyczące faktów, które wydają się wiarygodne, niezależnie od jakiegokolwiek argumentu na ich rzecz, można nazwać „sądami bazowymi”*. Są one powiązane z pewnymi niejęzykowymi zdarzeniami, które można nazwać „doświadczeniami”. Natura tego związku jest jednym z fundamentalnych zagadnień epistemologii. * Wyrażenie to zostało użyte przez Ayera. 15