Dominika Sobel „Mimo wszystko, mogę wszystko” Była zima, płatki
Transkrypt
Dominika Sobel „Mimo wszystko, mogę wszystko” Była zima, płatki
Dominika Sobel „Mimo wszystko, mogę wszystko” Była zima, płatki śniegu wirowały eleganckiego walczyka w powietrzu, a wiatr cichutko zawodził swoją melodię. Na dworze, mimo wczesnej pory, ściemniało się. Agatka z przyklejonym do szyby nosem siedziała przy oknie i obserwowała podwórko kamienicy, do której niedawno się przeprowadzili z rodzicami i starszą siostrą Elą. Dookoła domy z czerwonej cegły, trochę dalej mały kiosk, po prawej stronie jakiś kolorowy budynek otoczony parkanem… Właśnie tam teraz spoglądała dziewczynka. Rzucające się śnieżkami dzieci o zarumienionych od mrozu buziach, inne biegające to tu, to tam wzajemnie się przekrzykiwały, jeszcze inne — chyba młodsze — lepiły bałwana. Dochodzący stamtąd przez szybę gwar, zirytował Agatkę. Minęła jesień, znów jest zima, a ona nie może wyjść nawet na sanki, pomyślała z zawodem. Z zazdrością patrzyła na goniące się dzieci — była trochę zła, bo ona musiała być w domu i omijała ją taka frajda. Pan doktor powiedział ostatnio, że jej serduszko szybko się męczy, więc musi dbać o nie jak o najlepszego przyjaciela. Polecił wprawdzie Agatce dużo się uśmiechać, ale jak się tu uśmiechać, kiedy nic nie można, bo jest się chorym? Nagle ni stąd, ni zowąd coś uderzyło w okno. Dziewczynka natychmiast otrząsnęła się z ponurych rozmyślań — to śnieżka trafiła w szybę. Agatka spojrzała w dół. Jeden z chłopców bawiących się na podwórku przyległym do kolorowego budynku, pomachał jej serdecznie ręką. Zaskoczona Agatka schowała się za firanką. „Dlaczego ten chłopczyk mi pomachał? Przecież wcale się nie znamy”, przebiegło przez myśl dziewczynce, ale głos mamy wołającej ją na obiad sprawił, że po chwili to zdarzenie całkiem uleciało jej z pamięci. * Po obiedzie Agatka wróciła do swojego pokoju. 1 — Może byś coś narysowała? — zaproponowała mama widząc znudzenie córki. — Nie mam ochoty… — odparła znużonym głosem. — Zobacz, dostałaś nowe kredki. Te, o których marzyłaś… — mama najwyraźniej nie dawała za wygraną. — Mogłabyś na przykład narysować naszą ostatnią wizytę u cioci Krysi i wujka Leona albo niedzielny spacer... To prawda — zabawa u wujostwa z Zuzią, Marianką i Wojtkiem była przednia, a wspomnienie ostatniego spaceru w parku, na placu zabaw jeszcze długo będzie ją cieszyć — ale Agatka po prostu nie miała ochoty na rysowanie. Wolałaby szalone psoty na podwórku, może mogłaby nawet uprosić mamę, żeby zawitać do dzieci, które wcześniej widziała przez okno, niż siedzieć w pokoju sama jak palec. Ela była jeszcze w szkole, a kiedy wróci pewnie będzie musiała odrabiać lekcje, a jej się nudzi teraz! Agatka znów podeszła do okna — dzieci już nie było. Ale zaraz, zaraz… Ktoś tam jeszcze skacze na jednej nóżce po śniegu jak wróbelek. To ten chłopiec, który przed obiadem ją pozdrowił. Teraz też — jakby spodziewając się, że ją zobaczy — nagle odwrócił się prosto w stronę okna dziewczynki i radośnie pomachał. Tym razem Agatka się nie speszyła — ucieszyła się, że ktoś nowy wie, że tutaj mieszka i może kiedyś go spotka. Ale niestety, po chwili jakaś pani podeszła do chłopca, nachyliła się od niego i powiedziała coś, po czym chłopiec odwrócił się i razem z nią pomaszerował w stronę tego dużego, kolorowego domu. Podwórko zostało całkiem puste, umilkły głosy, które wcześniej tak zezłościły dziewczynkę i zrobiło się całkiem cicho i pusto. * Następnego dnia Agatka po śniadaniu postanowiła obserwować, co dzieje się za oknem. Może ten chłopiec, który wczoraj ją zauważył, znów będzie się tu bawił? Agatka z nadzieją co chwila podchodziła do okna zaniedbując Anię — swoją ulubioną lalkę. — Mamusiu… — zaczęła niepewnie, gdy mama weszła do pokoju. — Dlaczego dziś nie ma tych dzieci, które wczoraj bawiły się tam na podwórku? — Agata wskazała brodą niewiele oddalony od ich kamienicy budynek. 2 — Kochanie, może pojechały na wycieczkę lub wyszły na spacer… — rozważania mamy przerwał nagły dźwięk domofonu. „Kto to może być o tej porze? Pan listonosz, a może babcia?” — mama już otwierała drzwi, gdy Agatka analizowała w myślach, kto mógł ich odwiedzić. W przedpokoju słychać było jakieś nieznajome głosy — jeden młodszy, drugi starszy. Agata z ciekawością wyściubiła nos zza drzwi pokoju. „To ten chłopiec!” — pomyślała rozgorączkowana widząc znajomą twarz. — „Co on może tu robić?” Tymczasem mama już zapraszała panią, która go przyprowadziła, do kuchni, a małego gościa kierowała w stronę pokoju Agaty. „Puk, puk!” — rozległo się pukanie. — Agatko, masz gościa. — zakomunikowała uroczyście mama, otwierając drzwi. — To Piotrek, mieszka nieopodal… — trajkotała dalej. — Cześć! — chłopiec dziarsko wyciągnął rękę na powitanie. — Jestem Piotrek. — Cześć… — wychrypiała zdziwiona dziewczynka. — Agata… — przedstawiła się podając dłoń chłopcu. — Co tutaj robisz? — Przyszedłem cię odwiedzić. Pomyślałem, że się nudzisz i zapytałem się naszej pani, czy mogę do ciebie pójść. — tłumaczył chłopiec. Agatka patrzyła na niego zaskoczona: — To nie była twoja mama? — Nie, nie mam ani mamy, ani taty — wyjaśnił zdumionej dziewczynce w warkoczykach mały chłopiec. — Mieszkam w domu dziecka… Agata zaczęła wypytywać Piotrusia o to, jak to jest w domu dziecka, czy ma miłe towarzystwo, sama zaś opowiedziała mu o swojej chorobie… Chłopiec ochoczo opowiadał o sobie z zapałem pałaszując ciastka z marmoladą, które przyniosła na tacy mama; zaskoczył Agatkę, że wszyscy są bardzo dobrzy dla siebie i chętnie sobie pomagają. — Ale jak to? Nie kłócicie się o zabawki? Ja z moją siostrą czasami drzemy koty, bo ja chcę jej nowe mazaki albo puzzle, a ona nie chce mi pożyczyć. — buzia dziewczynki przybrała chmurny wyraz. — Ja mam wszystko. — odpowiedział dumnie Piotrek. — Wszystko?! To niemożliwe! Czy ty jesteś czarodziejem? Agatka z niedowierzania aż szeroko otwarła oczy. 3 — Nie jestem czarodziejem. — odparł beztrosko. — Ale potrafię czarować. Jeśli chcesz, to cię nauczę. Agatka bardzo chciała, ale w tym momencie ktoś zastukał we drzwi. To był znak od pani, która czekała na Piotrka. Tak bardzo się rozgadali, że nie zauważyli, że zbliża się pora obiadu. Piotruś prędko pożegnał się z koleżanką, obiecując, że przyjdzie wkrótce. * Agata nie umiała doczekać się jutra. W nocy śniło jej się, że Piotrek jest magikiem. Ma taki śmieszny cylinder na głowie, różdżkę i wyjmuje lizaki z kapelusza. To takie zabawne! Będzie musiała mu o tym opowiedzieć. Rano szybko zjadła owsiankę, nie grymasząc przy tym jak zwykle i migiem uwinęła się z całą robotą. Po przyjściu z zakupów, na których była z mamą, parę minut po dwunastej, usłyszała dzwonek. „To na pewno Piotrek!” — ucieszyła się i pobiegła do drzwi. Mama otworzyła i — rzeczywiście — na progu stał jej nowy, niezwykły kolega. Piotrek przywitał się grzecznie, zdjął kurtkę i buty. Kiedy rozgościł się w pokoju, Agatka wstrzymała oddech. Nadszedł wreszcie czas na czary! — Zamknij oczy… — poprosił i zaczął snuć swoją opowieść. — Hen w oddali, niczym statek płynący w bezmiarze oceanu nieba, biały łabędź trzepoce dostojnie skrzydłami. Leci przez rozgwieżdżone przestworza coraz niżej i niżej, aż w końcu zbliża się do ciebie. Chce zabrać cię w podniebną podróż, do krainy, w której jeszcze nie byłaś. Sadowisz się więc wygodnie na jego grzbiecie. Jest taki miękki i delikatny, gdy dotykasz jego piór. Kiedy podrywa się do lotu, nabierasz powietrza w płuca i zaczynasz powoli oddychać. Ogarnia cię błogość — widok z góry jest zachwycający. Wszystko jest takie małe i odległe — domki jak pudełka, ludzie jak lalki i zmartwienia, które gdzieś się rozpłynęły. Spójrz, jaki świat jest piękny! Razem z łabędziem lecicie nad krainami, które oglądałaś w książkach — widzisz piaszczystą pustynię i małego Beduina pomagającego starszemu bratu nieść bukłaki z wodą, dalej małą Chinkę siedzącą na macie i przygotowującą zieloną herbatę dla 4 swojej babci i dziadka, a tam… — brrr! — cóż to za zima! — Eskimos trzymany za ręce przez rodziców brnie wśród zasp śniegu w stronę swojego igloo. Pochłonięta obserwowaniem tego, co dzieje się na Ziemi, nie zauważasz, że znaleźliście się w nieznanym miejscu. Zamiast nieba i białych obłoków rosną tu kwiaty — to Niebo Liliowe skrzy się różnymi odcieniami turkusu, fioletu i różu. Zawsze świeci tu słońce, a jeżeli pada to jest to deszcz kwiatów. Często też wtedy pojawia się tęcza, która mieni wszystkie kwiaty na inne kolory. Te, które były złote są wtedy modre, różowe stają się zielone, a rubinowe — mandarynkowe. Latają tu niesamowite ptaki o rozłożystych skrzydłach malowniczych jak u papug, które widywałaś na obrazkach. Ziemia cała pokryta jest kwiatami w kolorach, jakie nie istnieją w naszym świecie. Są tak urzekająco nasycone barwą, że mają moc wyciągania z nas wszystkich zmartwień i smutków. Są tu frezje, dalie, konwalie i mieczyki. Zaś najwięcej jest niezapominajek, które sprawiają, że pamięć o tym miejscu przetrwa w tobie na zawsze. Nad nimi unoszą się drzewa wyglądające jak bukiety najpiękniejszych gatunków kwiatów — w ciepły dzień dają cień i wytchnienie. Wędrując po wyspie, gdzieś w oddali słychać szum — to wodospad szemrze najpiękniejszą muzykę świata, która czaruje serca tym, którzy tutaj przebywają. To tutaj jest kraniec świata skąd dostrzeżesz gwiazdy i księżyc. Tam, na skale urwiska, skąd widać cały, nieprzenikniony wszechświat, siedzi — odwrócona plecami do ciebie — dziewczynka. Podchodzisz do niej, a gdy się odwraca, ze zdumieniem odkrywasz, że to ty sama. Myślisz, że to lustro lub jakaś sztuczka, ale to naprawdę ty. To ty z Krainy Niezapomnienia. Chcesz ją o coś zapytać, ale ona ucisza cię kładąc paluszek na ustach. Pokazuje ci całą krainę. Mimo że nie otwiera ust, zdajesz się słyszeć: „To miejsce to nie raj, to Twoja Wyobraźnia. Tutaj zawsze jesteś bezpieczna, tu zawsze ktoś na ciebie czeka, tu jest twoje miejsce. Pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić.” — Jak? — Agata, zdawało się, wracała z tajemniczej krainy, której ślad ostatnim mgnieniem tlił się w jej umyśle… — „Wystarczy zamknąć oczy i dać się ponieść wyobraźni, która zabierze cię tam, gdzie chcesz.” — dobiegł ją jeszcze milknący głos z tamtego świata. Ze świata migoczącej feerii barw i czarów. 5 Agatka raz jeszcze zacisnęła mocniej powieki. I wyobraziła sobie ciepłą, umajoną kwieciem wiosnę. Wtem poczuła coś dziwnego. Coś jakby… — czy to możliwe? — jakby w jej sercu zakwitły maki i chabry, jakby skowronek zanucił najwspanialszą pieśń prosto do jej duszy. To wiosna narodziła się w jej sercu i wypełniła ją słodkim śpiewem ptaszków, zapachem porannej łąki i radością wstającego słoneczka, które roztopiło zimowe smutki. 6