Wizyta gości z Belgii - Gimnazjum Sierakowice
Transkrypt
Wizyta gości z Belgii - Gimnazjum Sierakowice
Nr 68 luty–marzec 2009 r. Przedstawienie Warsztaty taneczno-teatralne Wizyta gości z Belgii Zajęcia teatralno-taneczne Od poniedziałku 23 lutego 2009 roku aż do piątku w naszej szkole organizowane były zajęcia tanecznoteatralne prowadzone przez studentki z Warszawy i Krakowa. Były to panie: Anna Byś, Magda Garlińska i Marta Przywara – studentki wiedzy o teatrze z Akademii Teatralnej w Warszawie, Małgorzata Badaj – studentka psychologii z Uniwersytetu Warszawskiego oraz Olga Grzesiuk – studentka historii sztuki z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Część osób miała już okazję poznać panie, bo były u nas także we wrześniu. Zajęcia zostały podzielone na dwie odrębne grupy: teatralną i taneczną. Każdy mógł chodzić na to, co go pasjonowało. W trakcie zajęć teatralnych były prowadzone różnego rodzaju ćwiczenia dykcji, tworzyliśmy teledyski do piosenek, poznaliśmy elementy teatru improwizowanego, pisaliśmy recenzję z fragmentu spektaklu Witolda Gombrowicza „Operetka”. Ciekawym doświadczeniem było oglądanie dzieł światowego malarstwa i próby naśladowania postaci na nich umieszczonych. Oprócz zabawy pani Olga przekazała nam też informację na temat poszczególnych artystów. Dużo śmiechu przyniosła zabawa Wywiad Niedawno zakończyły się warsztaty teatralne, prowadzone przez Anię, Gaję i Martę z Warszawy. Udało się nam złapać je i spytać o wszystkie nurtujące nas sprawy... Jak zaczęła się wasza przygoda z teatrem? Marta: Ja zakochałam się w aktorze (śmiech). A potem w samym teatrze. Ania: Już od dziecka kochałam teatr, od przedszkola byłam wybierana do większości ról (miałam najmocniejszy głos i nie wstydziłam się). Po prostu od samego początku myślałam o karierze aktorskiej. Grają panie w teatrze? A i M: Kiedyś grałyśmy, w liceum. Chodziłyśmy do klasy dziennikarsko-teatralnej i zorganizowałyśmy własną grupę. Byłyśmy bardzo aktywne, opuszczałyśmy mnóstwo lekcji na rzecz naszych przedstawień. Teraz mamy za mało czasu, poszłyśmy inną, bardziej teoretyczną drogą, aby samodzielnie coś tworzyć. Czy panie tańczą naprawdę? M: Ja nie tańczę, jestem stworzona do innych rzeczy 2 (śmiech). w „dyskotekę”. Polegała ona na tym, że jako niepełnoletni uczniowie musieliśmy przekonać ochroniarzy, by wpuścili nas na imprezę. W ostatnim dniu próbowaliśmy za pomocą rekwizytów przedstawić jakąś scenkę. W tym ćwiczeniu każdy mógł choć na chwilkę być kimś innym niż jest w rzeczywistości. Druga połowa uczniów uczęszczała na zajęcia taneczne. Mieliśmy okazję nauczyć się podstawowych kroków salsy kubańskiej, walca angielskiego i mambo. Przed rozpoczęciem nauki studentki prowadziły profesjonalną rozgrzewkę. Było ciężko, ale dzięki niej uniknęliśmy zakwasów i bólu mięśni. Jednak najwięcej czasu poświęciliśmy na taniec nowoczesny. Pod koniec tygodnia osoby, które zawsze uczestniczyły w zajęciach potrafiły zatańczyć cały układ. W niektórych dniach mieliśmy zajęcia razem z uczniami z Saint-Ghislain w Belgii, którzy uczestniczyli w wymianie młodzieży. Warsztaty te pozwoliły nam rozwijać swoje pasję i miło spędzić czas. Mamy nadzieję(szczególnie trzecie klasy), że w tym roku szkolnym takie zajęcia jeszcze się odbędą. Dominika Bir i Joanna Tandek IIIe A: Ja tak, ale teraz miałam długą przerwę. Taniec współczesny i jazzowy. Głównie tańczy Gaja, ona od dziecka ćwiczyła balet na specjalnych baletowych ogniskach. Teraz jest naszą specjalistką w tej dziedzinie. Jaki teatr preferujecie? Klasyczny czy nowoczesny? M: Jestem tradycjonalistką. W teatrze najważniejszy jest dla mnie aktor i słowo - tekst dramatyczny. A: Raczej alternatywny, offowy. I przepadam za festiwalami teatralnymi, gdzie można zetknąć się z tego typu teatrem Czy aktorstwo to ciężki zawód? M: Bardzo! Wymaga wielu poświęceń i trzeba mieć odpowiednie predyspozycje. A: Studia na tym wydziale to praktycznie cztery lata wycięte z życiorysu. Ale na ciężkiej nauce się nie kończy – potem trzeba walczyć o role. I to wcale nie jest takie proste. Jak się zdaje do szkoły teatralnej? A: Trzeba być silnym psychicznie, mieć wyczucie rytmu, dobrze śpiewać, być kimś oryginalnym. Komisja na takich właśnie ludzi zwraca uwagę – tych, którzy przyciągają wzrok, są niepowtarzalni. . Na początku każdy uczestnik przedstawił się i zadeklarował, na które zajęcia chce uczęszczać (były do wyboru taneczne, teatralne lub dwa w jednym). Następnie wraz z Martą rozgrzaliśmy swoje aparaty mowy i popracowaliśmy nad dykcją, co w praktyce nie było takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Kolejnym naszym zadaniem był „pomysł na zawołanie”. Każdy z nas musiał przekonać dziewczyny, żeby wpuściły go na dyskotekę bez dowodu, niestety, nie każdemu się udało za pierwszym razem. Potem podzieliliśmy się na dwie grupy. „Tancerze” uczyli się pod okiem Olgi salsy kubańskiej oraz mambo, natomiast na zajęciach teatralnych trzeba było zaprezentować etiudy z krzesłem, czyli krzesło przedstawić jako NIEkrzesło, np. jako psa, plecak, narzeczoną. Wtorek był w pierwszej połowie zajęć dniem pisania. Podzieliliśmy się na kilka zespołów i każda grupa miała za zadanie ułożyć scenariusz do podanego hasła, a następnie go przedstawić w formie scenki. W międzyczasie obejrzeliśmy fragment spektaklu „Operetka” i musieliśmy napisać recenzje, które potem zostały ocenione przez studentki. Najlepszą, zresztą po raz kolejny, okazała się recenzja Amelii Recław. Tego dnia grupa taneczna tańczyła taniec współczesny, a teatralna uczyła się zaufania do drugiej osoby. Każdy musiał wpaść partnerowi w ramiona. W środę odbyły się zajęcia z historii sztuki poprowadzone przez Olgę. Naszym zadaniem było pokazanie różnych dzieł sztuki, np. rzeźb, na podstawie wyświetlanych obrazów, co nie wyszło nam najgorzej. Następnie Ania nauczyła nas kroków walca angielskiego. Druga zaś grupa miała za zadanie przedstawić jakąś osobę TYLKO za pomocą jej stylu chodzenia, co było dosyć trudne. Kolejnego dnia mieliśmy stworzyć teledysk do podanej piosenki. Grupa teatralna pracowała na podstawie scenki z „Kaliguli” A. Camusa. Ostatniego dnia każdy uczestnik dostał ankietę na temat warsztatów, którą trzeba było wypełnić. Później, jak każdego dnia, podzieliliśmy się na grupy. Taneczna grupa uczyła się tańca jazzowego oraz powtórzyliśmy wtorkowy taniec współczesny. Na zajęciach teatralnych odbywało się tzw. przerywane opowiadanie, czyli jedna osoba rozpoczynała, mówiąc kilka słów i dalej kolejna osoba mówiła, ale całkiem coś innego i tak powstawała jakaś „historyjka”. Każdy z nas, bez wyjątku, był zadowolony z tych warsztatów, szkoda tylko, że trwały tak krótko. Cieszymy się, że mogliśmy pogłębiać swoją wiedzę o teatrze oraz uczyć się nowych układów tanecznych. Agnieszka Kwiecień kl. III f M: I oczywiście, potrzeba uporu. Nikt o słabej kondycji psychicznej, ktoś, kto się szybko załamuje , nie nadaje się do teatru. Jak jest w Warszawie? M: Warszawę można kochać albo nienawidzić. A: Ja to pierwsze. Zwłaszcza, że mamy świetną szkołę, zupełnie inną od reszty. Nasza jest kameralna, mamy jedynie dwustu uczniów i znamy nawet numery telefonów swoich dziekanów, co dla ludzi na innych kierunkach jest czymś nieosiągalnym. Jak wyglądają zajęcia praktyczne? A: Mamy zajęcia z aktorami, reżyserami i scenografami, np. elementarne zadania reżyserskie, pracę z aktorem czy ćwiczenia recytatorskie. Próbujemy łączyć teoretyzowanie z prawdziwymi praktycznymi działaniami teatralnymi. Zajęcia odbywają się w malutkich grupach, w specjalnie do tego przystosowanych szkolnych salach. Jak długo pracujecie w wolontariacie? A: To jest nasza czwarta szkoła. Moja kuzynka pracuje w Wolontariacie Studenckim „Projektor” i spytała, czy nie chcemy poprowadzić takich zajęć. A same mamy z takich warsztatów miłe wspomnienia, więc się zgodziłyśmy. M: Zgodziłyśmy się i nie żałujemy, bo - jak napisał to w ankiecie któryś z uczniów Waszego Gimnazjum „ogólnie to fajny pomysł z tymi warsztatami”. Czy chciałybyście przyjechać za rok? A i M: TAK!! Rozmawiała Amelia Recław 3 Wymiana polsko-belgijska Sobota 21lutego2009 roku była długo oczekiwanym przez nas dniem. Zapewne tak samo jak grupa polska, Belgowie nie mogli się doczekać przyjazdu i zobaczenia nas. Na lotnisku wszystkie dziewczyny co chwile poprawiały się, żeby jak najlepiej wypaść przed nimi. Nikt z nas nie wiedział, kogo ma się spodziewać: czy spokojnych i miłych dzieciaków, czy roztrzepanych, pełnych energii, podobnych do nas wariatów. Pewnie w głębi duszy wszyscy chcieli tej drugiej opcji. Dostaliśmy więc to, czego chcieliśmy. Już w autobusie w drodze powrotnej zaczęliśmy się razem śmiać i nawet jakoś porozumiewać. Wiedzieliśmy, że wszystko będzie dobrze. Po dotarciu do szkoły rodzice już na nas czekali. Pani dyrektor opowiedziała wszystko dokładnie, jak, co i kiedy będziemy robić. Pani Basia przetłumaczyła wszystko na francuski, tak, że nasi nowi koledzy też wszystkiego się dowiedzieli. Potem Belgowie zostali przydzieleni do rodzin. Śmiesznie to brzmi, ale tak naprawdę było . Wszystko roztrzygnęło się w przeciągu 20 min., więc udaliśmy się do domów, każdy ze swoim nowym/nową przyjacielem/przyjaciółką. Po jakiś 2-3 godzinach spotkaliśmy się wszyscy razem, żeby zarówno nam, jak i Belgom, było raźniej. Pierwsza „impreza” odbyła się najpierw u Kornelii, a potem przenieśliśmy się do Martyny. Podczas drogi w ogóle się nie nudziliśmy, gdyż z nimi zawsze było co robić . Na miejscu byli wszyscy oprócz Alexa i Caroline, ale i tak było super. Te wariaty od razu zaprosiły nas do wspólnego tańczenia MAKARENY! Mniejsza o to, że każdy tańczył w inną stronę, a druga połowa nie potrafiła, wszyscy nieźle się bawiliśmy. Potem już tylko słynne pożegnanie Belgów, czyli całus w policzek ze wszystkimi i do domu. W końcu drugi dzień zapowiadał się jeszcze lepiej. W niedzielę Belgowie przebywali u rodzin cały dzień, 4 więc wspólnie wymyśliliśmy kulig! Oczywiście nasi koledzy nie mieli bladego pojęcia, w co się pakują. Nieźle się zdziwili, kiedy każdemu daliśmy specjalny kostium, żeby nie przemókł. Na początku upierali się, że jest dobrze, że sobie poradzą! Tak tak! Śniegu po kolana, a oni tylko w płaszczykach! Potem w końcu zmiękli i założyli kostiumy. Wtedy się zaczęło. Podjechaliśmy pod taką wielką górę, wszyscy razem busem, po czym usiedliśmy na sanki i w drogę! Widać było uśmiechy, szok na twarzach Belgów. Chyba nie spodziewali się takiej zabawy. Długo jeździliśmy po różnych drogach, zaspach i nawet po asfalcie. Ale na pewno nikt nie żałował. Co chwilę ktoś leżał na śniegu, a w tym czasie reszta rzucała się śnieżkami. Gdy już dotarliśmy na miejsce, czekała na nas ciepła herbatka i coś do przegryzienia . Ale byliśmy cali w śniegu. Chyba każdemu dojście do siebie zajęło z 20 minut. Po herbatce wróciliśmy do domu na obiad, prysznic i dalej w teren. Tym razem do Brygidy. Na początku było dziwnie. Przybyło kilka nowych osób, więc nie było tak samo, jak u Martyny. Ale po jakimś czasie każdy się rozkręcił i było super! Połowa osób poszła na spacer, oczywiście w tym chłopaki z Belgii, którzy nie byliby chłopakami gdyby nie skorzystali z okazji i nie „umyli” wszystkich dziewczyn. W Belgii, jak wiadomo, nie ma dużo śniegu. Po spacerze całe mokre dziewczyny bez zastanowienia poszły się przebrać, a potem migiem na ciepłą herbatę! W tym dniu nasza ukochana Hedwige obchodziła 17. urodziny, więc nie obeszło się bez tortu i prezentu. Potem już szaleliśmy na całego. Ktoś tam włączył muzę i tańczyliśmy do samego wieczora. Belgowie tańczą wprost cudnie, każdy kto był z nami, doskonale to potwierdzi, a w szczególności dziewczyny. W poniedziałek odwiedziliśmy fabrykę porcelany w Lubianie, potem obiadek i zajęcia na sali. Za pierwszym razem graliśmy w piłkę nożną Polska–Belgia. Trzeba też dodać, że w polskim składzie grało tylko 3 chłopaków, reszta to dziewczyny, które przeważnie w trójkę stały na jednej bramce. Nie wiadomo jednak, z jakich przyczyn, Sierakowice przegrały 12:4. Ale zawsze pocieszaliśmy się tymi 4 golami. Wieczorem małe spotkanko, jak co dzień. Te spotkania były chyba najbardziej oczekiwaną atrakcją z całego dnia. Belgowie mają dużo siły, trzeba było im to przyznać. Cały dzień robiąc różne rzeczy, wieczorem mieli jeszcze wiele sił na imprezę. Wtorek – z początku była „Eurowizja Szkolna” w której uczestniczyli nasi koledzy. Polegała ona na wykonaniu różnych piosenek w kilku językach. Ostatni zaśpiewali Belgowie, słynną piosenkę „AUX-CHAMPS-ELLES”. Fajnie było ich posłuchać albo i zaśpiewać razem z nimi. Lecz nie ma tak dobrze, więc przyszła pora na nich, aby zaśpiewali słynną polska piosenkę „Szła dzieweczka do laseczka”. Nawet dobrze im to wyszło. Ich polski był good. Super powtarzali, gorzej było, jak mieli zaśpiewać solo. Po eurowizji czekały nas atrakcje na śniegu. Tym razem były to dętki na Wieżycy. Tam się działo! Na każdego przypadło 12 zjazdów, ale patrząc na to, że przeważnie jechaliśmy po dwie, a nawet 3 osoby, nasze zjazdy się mnożyły. Aż w końcu zabronili nam jeździć razem, ale Polacy zawsze coś wykombinują. Tym razem czekaliśmy na siebie u końca stoku i tak jeździliśmy w kilka osób. Po tych ciągłych zjazdach było ognisko, kiełbaski i znowu ciepła herbatka w styropianowych kubeczkach. Kubki były bardzo dziwne, ponieważ ten Brygidy stopił się od ciepła. Środa – to najpierw taneczne warsztaty w szkole, zajęcia na sali, tym razem czekały nas „dwa ognie” Polacy byli najlepsi, gorzej było z kolejnymi konkurencjami sportowymi, gdyż raz Sierakowice, raz SaintGhilain wygrywało! Ale i tak było sympatycznie. Po obiedzie - zwiedzanie Sierakowic. Głównym obiektem było muzeum kaszubskie w GOK-u. Tam sobie trochę posiedzieliśmy. Stacy coś wymyśliła, ale jej żarty zostaną naszą tajemnicą. Jak co wieczór - wszyscy razem! Czwartek – mmm… Gdańsk – Manhattan = wielkie zakupy! Potem lodowisko, gdzie nie było nikogo poza nami. Wszyscy robili nieco dziwaczne figury, zwane przez nas piruetami. Tam też pojechał z nami nasz kochany dyrektor, który śmigał po lodzie jak mało kto. Następnie obiadek w Neptunie i czas wolny. Uff… czyli cała Starówka nasza... gdzie Polacy, tam Belgowie, gdzie Belgowie, tam Polacy, a to wszystko równa się jedna wielka zadyma. Wieczór jak wieczór, imprezka udana! Piątek – rano zajęcia taneczne, wszyscy razem nauczyliśmy się salsy. Ale się działo, nikt się nie spodziewał tego, że każdy umie tak dobrze tańczyć. Następnie wyjazd do Szymbarku. Długa deska, bunkier, dom do góry nogami itp. Najlepiej było w Chmielnie, tańczyliśmy (co prawda był post) do upadłego. Wszyscy razem. Nie było nikogo, oprócz rodziców, kto siedziałby bezczynnie. Nikt nie żył myślą, że jutro się z nimi żegnamy. W ten dzień dogadywaliśmy się z nimi jak z najlepszymi przyjaciółmi, których znamy od urodzenia. Sobota – o nie! Jednak nadszedł ten dzień, chodź mieliśmy nadzieję, że nigdy nie nadejdzie. Wyjazd na lotnisko z naszymi kochanymi Belgami. Tam płacz, płacz, płacz i jeszcze raz płacz. Pożegnanie ich było najgorsze Potem powrót, ale już bez nich ! W autobusie smutek i rozpacz. Do dziś, jak wspominamy ich, to jest nam smutno i bardzo za nimi tęsknimy. Ale są dwie dobre wiadomości. Pierwsza to taka, że mamy z nimi kontakt non stop. A druga to taka, że przyjeżdżają do nas w wakacje!!! Patrycja Okrój i Kornelia Bojanowska III d . Nasi belgijscy przyjaciele Chcielibyśmy zaprezentować naszych gości, z którymi bardzo się zaprzyjaźniliśmy: Alex Buchet - tzw Big Alex - fajny chłopak, który nie da po sobie poznać, że coś jest nie tak. Zwariowany i troszczący się o innych facet . Jest dobry zarówno w pocieszaniu, jak i w rozbawianiu ludzi. Dobrze zna język angielski, więc łatwo było nam się z nim 5 dogadać. Naprawdę wart poznania. Dodajmy, że miał świrnięte pomysły, a wyglądał na takiego spokojnego... Amelie Dindoure - ta dziewczyna ma w sobie coś takiego, co pociąga innych, ma dobre serducho , nie odmówi ci niczego, no... z wyjątkiem założenia kombinezonu na kulig. Zawsze uśmiechnięta i mimo że w ogóle nie rozumiała polskiego, ciągle się z nas śmiała: oczywiście, jak rozmawialiśmy między sobą. Hedwidge Laurent - niezwykła nastolatka z niezwykłymi planami na przyszłość, mająca bardzo dobre podejście do życia. To właśnie z Hedwige można było pogadać, pośmiać się i potem jeszcze popłakać. Lubi czytać książki i się uśmiechać, została nazwana tłumaczem, gdyż do niej wszyscy po angielsku, a ona do Belgów po swojemu. Louise Vangulick - ogólnie rzecz biorąc - Crazy Girl - to właśnie ona zachęciła nas wszystkich do zatańczenia makareny już w pierwszy dzień, choć tęskniła bardzo za swoim chłopakiem. Ciężko było jej się z nami ,,Polaczkami'' rozstać. Caroline Levebvre - tego jej ,, śmiesznego'' śmiechu chyba nigdy nikt nie zapomni; pełna radości, odważna dziewczyna. Zwiedziła już bardzo dużo cudnych miejsc, aha no i kocha jazz. Lisa Malray - nazwijmy ją tak: ,,spokojna do czasu''. Wystarczyło spotkanko i cichutka Liza stała się nie do poznania. Słodka dziewczynka , która bardzo polubiła naszych chłopaków i dzięki swoim miodzio-oczkom uprosiła sobie wiele dobrego, ale nigdy nie narzekała to się liczy. Adrien Toubeau - On był zawsze i wszędzie na wszystko gotowy, bardzo polubił polskie dziewczyny, co było widać, w głębi duszy był wrażliwym chłopakiem... Swoje prawdziwe ,,ja '' pokazał nam wszystkim na lotnisku. Arnaud Olivier - słodziak lubiący dzieci i dobrą zabawę , z drugiej strony najwrażliwszy chłopak ze wszystkich. Jego oczy pokazywały wszystko... A, i miał ogromne łaskotki, takie, że w bunkrze w Szymbarku zamiast słuchać bombardowania, skakał i piszczał, oczywiście za naszą sprawą troszeczkę... Maxime Cantineau - Nasz Myszka Miki w skrócie to: cudownie rysował, cudnie się uśmiechał, cudnie tańczył, cudnie powtarzał po Polsku. Był wszechstronnie uzdolniony i bardzo bardzo nas wszystkich pokochał. Ciężko było się nam z nim rozstać, gdyż jego polskiego akcentu wszystkim będzie brakowało. Wart poznania, jak mało kto - nie kłamał, mówił, co myśli... takiego go zapamiętamy . Alex Quierry - tzw. Small Alex - zakręcony atleta. Lubi sygnety, rzemyki, pieszczochy i wszystko, co możliwe. Lubił przegadywać się z innymi i zawsze się śmiał. Cudnie tańczył i fajnie udawał innych, trzeba też dodać, że słucha dobrej muzyki i ma dobry gust. Bardzo mocno za nimi tęsknimy wszyscy, bo 6 zawsze tak jak chupa chups był do szczęścia potrzebny. Stacy Lessines - najcudowniejsza dziewczyna pod słońcem, gdyby nie ona, nie byłoby tak śmiesznie i bekowo. Jej pomysły przerastały wszystko - dosłownie wszystko. Lubiła rozmawiać przez telefon z naszymi polskimi kolegami, tak naprawdę to mówić do nich po swojemu. Dawać naszego ulubionego ,,żółwika'' inaczej zwanego check! Co chwilę śmiała się, choć nikt nie wiedział, czemu. Kilka osób nawet się jej bało, a miała tylko 13 lat. Ta emocjonalna dziewczynka najbardziej ze wszystkich przeżywała rozstanie z nami . Było nam strasznie żal ją opuścić. Zżyła się z każdym z nas bardzo mocno. Niesamowite, jak jeden tydzień i 11 osób potrafi zmienić nastawienie człowieka do życia. Na ile w przeciągu jednego tygodnia człowiek może poznać drugiego człowieka. Mieliśmy swoje własne przywitania, rozmowy czy pożegnania. Będzie nam tego brakowało bardzo. Nawet Pani Dyrektor powiedziała, że nie widziała jeszcze tak zżytej grupy polsko-belgijskiej. To było dla nas coś, bo dla mnie osobiście to był zaszczyt poznać tak wspaniałych ludzi. To był tydzień, a zrobił tak wiele... Niezwyciężeni i niezapomniani! Kornelia Bojanowska IIId P.S CHECK! . A wieczorami… Każdego wieczoru, aby nasi nowi koledzy i koleżanki z Belgii nie czuli się samotnie, robiliśmy im spotkania towarzyskie. Ich rozkład podajemy poniżej: sobotaspotkanie u Martyny Lejkowskiej, niedziela - u Brygidy, poniedziałek-u Angeli , wtorek-dyskoteka i spotkanie u Martyny Lejkowskiej, środa - u Julity, czwartek u Martyny Skrzypkowskiej, piątek - ostatnie pożegnalne spotkanie w Chmielnie. Zawsze każdy przynosił coś dobrego na ząb. Do środy pozwalaliśmy im na tańczenie, ale już po niej post, post i jeszcze raz post. W sobotę wszyscy wpakowaliśmy się do Martynki L. na imprezkę, tam właśnie się z nimi poznaliśmy. Na drugi dzień u Brygidy było tak sympatycznie, że naprawdę szok. Ale że na początku trochę było im nudno, poszliśmy na dwór, a że w Belgii rzadko pada śnieg, oni skorzystali z tego i wyzwali nas na bitwę śnieżną. Trudno określić, kto wygrał. Cali mokrzy wróciliśmy do domu Brygidy i tam częstowaliśmy się rogalikami. Już pod wieczór tak się Belgowie rozkręcili, że cały parkiet w kuchni był ich. Tak mniej więcej wyglądało każde spotkanie. Otóż następnego dnia bawiliśmy się u naszej kochanej Angeli. To nic, że leciała w kółko ta sama piosenka „Stronger” , ale i tak było bardzo fajnie. We wtorek po szkolnej dyskotece wstąpiliśmy do Martynki L. i oczywiście bawiliśmy się świetnie, a co najważniejsze, przyjechała nasza duuuża dostawa pizzy. W środę zrobiliśmy mały bałagan u Julitki, ale to nic nie szkodzi. W czwartek zabawiliśmy się u Martynki S., gdzie największą atrakcją była zabawa w chowanego. W piątek (niezapomniany wieczór), korzystając z tego, że to nasza ostatnia impreza z nimi, pozwoliliśmy sobie na małe przesadzenie . Naprawdę nigdy ich nie zapomnimy, były to jedne z najlepszych dni w naszym życiu. Bye! We love Belgia Brygida Jelińska i Julita Andryskowska W kinie i na lodowisku . Belgijska młodzież w Sierakowicach Nasze koleżanki i koledzy z Belgii przyjechali do nas w sobotę 21 lutego 2009 roku, a odjechali z wielkim smutkiem w następną sobotę 28 lutego. Pierwsze dni pobytu nasi goście spędzali razem z rodzinami, które przyjmowały ich w swoich gościnnych domach. Trzeba było rozmawiać w różnych językach. W tych dniach mieliśmy okazję obejrzeć produkcję porcelany ”Lubiana” w Kościerzynie. Spędzaliśmy czas także na nauce tańca i wspólnych zabawach. Następne dni mijały coraz szybciej. Wtorek zaczęliśmy konkursem piosenki obcojęzycznej, a następnie pojechaliśmy na Wieżycę. Po kilku godzinach zabawy na śniegu wróciliśmy do Sierakowic, by rozgrzać się tańcami na dyskotece szkolnej. Kolejny dzień pobytu zorganizowano w szkole. Były zajęcia z języka francuskiego, gry sportowe na sali gimnastycznej, pokazy multimedialne gmin SaintGhislain i Sierakowie. Był także spacer ośnieżonymi ulicami Sierakowic. Czwartek przeznaczyliśmy na zwiedzanie Gdańska, a jedną z atrakcji była jazda na łyżwach lodowisku. Przedostatniego dnia pojechaliśmy do Szymbarka i zwiedzaliśmy skansen oraz „krzywy dom’’. Wieczorem spotkaliśmy się wszyscy przy ognisku w Chmielnie, gdzie zorganizowano spotkanie na pożegnanie dla naszych przyjaciół z Belgii oraz rodzin przyjmujących młodzież w swoich domach. Nadszedł ostatni dzień wizyty, rozstaliśmy się na lotnisku w Rębiechowie. Wyjazdy na Wieżycę, do Gdańska i Szymbarka miały charakter zabawy i zarazem naukowy. Każdy z nas świetnie się bawił. Ale zawsze kiedyś musi nastąpić koniec. Pożegnanie z naszymi przyjaciółmi było smutne. Pobyt Belgów minął szybko, przyjemnie i radośnie. Błażej Fularczyk Ih Po raz kolejny klasa IIIe z p. Iwoną Andraszewicz i klasą IIh z p. Jadwigą Grabowską pojechała na zajęcia Akademii Filmowej do centrum Alfa w Gdańsku. Tematem w dniu 24 lutego były efekty specjalne. Młody twórca filmowy z Trójmiasta – Michał Goriew wytłumaczył, jak je zrobić, by były niewidoczne. Poznaliśmy też rolę specjalisty od efektów specjalnych. Wykład trwał ok. 30 min., potem oglądaliśmy film „Sky Kapitan i świat jutra”. Jest to amerykański film przygodowy science-fiction z 2004r. w reżyserii Kerry Conran. Gdy najwybitniejsi światowi naukowcy giną w tajemniczych okolicznościach, a zabójcze olbrzymie roboty zaczynają tratować ulice Nowego Jorku, Polly Perkins (Gwyneth Paltrow), reporterka z „Chronicle" rozpoczyna własne śledztwo w tej sprawie. Z pomocą spieszy jej dawna miłość, kapitan H. Joseph Sullivan (Jude Law), zwany Sky Kapitanem, nieustraszony as przestworzy. Oboje mogą liczyć jedynie na pomoc Franky Cook (Angelina Jolie), odważnej kapitan żeńskiej eskadry amfibii oraz Dexa (Giovanni Ribisi), technicznego geniusza. To właśnie w ich rękach leżą losy naszej planety. Zdania na temat filmu były podzielone. Niektórym się podobało, innym zaś mniej. Myślimy, że to zależy od tego, czy ktoś lubi produkcje science-fiction, czy nie. Gdy film się skończył, pojechaliśmy na lodowisko. Wielu z nas po raz pierwszy jechało na łyżwach, ale i tak znakomicie sobie radziliśmy. Oczywiście niektórzy zaliczyli kilka wypadków, ale na szczęście zawsze kończyło się to śmiechem. Po godzinie szaleństw na lodzie wróciliśmy do Sierakowic. Była to jedna z najlepszych wycieczek jednodniowych. Szczególnie spodobało się nam lodowisko. Polecamy wszystkim Joanna Tandek i Dominika Bir IIIe 7 Występ grupy ,,Niepospolite Ruszenie’’ ,,Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" jugosłowiańskiego autora Ivo Bresnana mieliśmy okazję oglądać w naszej szkole 26 marca 2009 roku. Młodzi aktorzy przyjechali do nas z Tuchlina. Sztuka był bardzo interesująca. Opowiadała o tym, jak aktyw frontu narodowego, spółdzielni produkcyjnej oraz organizacji partyjnej w pewnej wsi postanawia wystawić przedstawienie „Hamleta". Robią to, aby zademonstrować zaangażowanie w pracę kulturalno-oświatową . Do reżyserowania zmuszają miejscowego nauczyciela, który tak przydziela role, że przedstawienie staje się próbą odbicia walki o sprawiedliwość z tymi, którzy sprawują władzę we wsi. Wszyscy zostaliśmy mile zaskoczeni. W sztuce wystąpili: Andzia-Aneta Mielewczyk, JocaMateusz Grzenkowicz, Bukara-Eryk Witt, MajkacaNatalia Wica, Mile-Mateusz Naczk, Macak-Dawid Choszcz, Simurina-Grzegorz Garski, NauczycielBartłomiej Mielewczyk, Chłopi-Mirosław Marciński, 8 Krzysztof Cybula, Hubert Pranczk, Chłopki-Paulina Krefft, Marta Nowicka. Scenografię opracowała pani Joanna Lost-Laskowska, wykorzystano nagrania Emira Kusturicy i Gorana Bregovica. Scenariusz i reżyseria - ks. Jarosław Dunajski. Aktorzy zagrali profesjonalnie i bardzo przekonująco, mimo że są naszymi rówieśnikami. Według uczniów najbardziej interesująco zagrał odtwórca roli króla w ,,Hamlecie". Najzabawniejszym aktorem był chłopak o tęgiej budowie grający Simurinę. Sympatię zaskarbili sobie również sam Hamlet i Ofelia w sztuce - Joca Skoko i Andzia. Najbardziej zaskoczyła nas scena, gdy Hamlet chlusnął wodą w twarz króla. Bardzo śmieszne były wypowiedzi aktorów podczas pierwszego zebrania. Jesteśmy bardzo zadowoleni. Mamy nadzieję, że częściej będziemy oglądać tak utalentowaną artystycznie młodzież, a rówieśnikom z Tuchlina życzymy wielu sukcesów. Weronika Migowska Gazeta Gimnazjum w Sierakowicach. Redaguje zespół. Nauczyciel prowadzący: Ewa Glińska. Projekt winiety: Iwona Wejher.