Udanych wakacji życzy Bartek
Transkrypt
Udanych wakacji życzy Bartek
Numer 4 Rok szkolny 2015 / 2016 Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych! Bartek, by poznać lepiej Świat! Bartek Szkolna gazetka Gimnazjum nr 7 im. Bartosza Głowackiego w Krakowie Udanych wakacji życzy Bartek ! I znowu minął rok, czyli „WYMIANA” PO RAZ KOLEJNY… Przez bardzo długi czas wszyscy czekaliśmy na 5 maja. W czwartek po lekcjach koło godziny 16 mieli do nas kolejny raz przyjechać koledzy z Niemiec. No właśnie... mieli. Zepsuł się autokar na lotnisku w Pyrzowicach. W czasie kiedy na nich czekaliśmy, biegaliśmy po boisku, przygotowywaliśmy salę na ich przyjazd i stołówkę do naszych zajęć z lepienia pierogów…. Naszczęście obyło się bez dodatkowych problemów i dojechali do Krakowa prawie 2 godziny później. Szybko się przywitaliśmy ze sobą, zagraliśmy w parę krótkich gier zapoznawczych i poszliśmy do stołówki lepić pierogi ruskie :). Zrobiliśmy 6 grup. Połowa była w kuchni, a reszta w stołówce. Każdy oczywiście ze swoim partnerem. W tym roku była bardzo liczna grupa w porównaniu do wcześniejszych lat. Rok temu było po 12 uczniów z Polski i z Niemiec. W tym roku aż 18. W czasie przygotowywania pierogów przełamaliśmy pierwsze lody. Poznaliśmy się wszyscy, a potem usiedliśmy przy stołach, aby zjeść kolacje. Zmęczeni po całym dniu wróciliśmy do domów. Następnego dnia mieliśmy oficjalne powitanie naszych gości. Uczniowie robili prezentacje związane z naszym wyjazdem, pani dyrektor przywitała naszych gości, a na koniec zaśpiewaliśmy razem kilka niemieckich piosenek. Po tym mieliśmy zajęcia sportowe. Zaczęliśmy od rozgrzewki. Na dobry początek parę osób przewróciło się na boisku do koszykówki, bo zapomnieliśmy o tym, że nawierzchnia jest jeszcze trochę mokra. Po podzieleniu się na dwie mieszane grupy mogliśmy zacząć wyścigi rzędów. Wygrała drużyna numer 1. Po zawodach mieliśmy przeciąganie liny. Najpierw Niemcy przeciwko Polakom. Polska wygrała :). Potem Chłopcy przeciwko dziewczynom. Chłopcy od razu przegrali :) Już trochę zmęczeni poszliśmy się przebrać, a jeszcze część osób pograła w tym czasie w piłkę nożną. Obiad zjedliśmy na stołówce. Pożegnaliśmy się i małą grupką poszliśmy do Galerii Krakowskiej, aby nasi partnerzy mogli sobie coś kupić, a my poszliśmy na lody. Wieczorem odbyła się dyskoteka. Gdy już nie mieliśmy siły, poszliśmy wszyscy do naszej klasy i tam spędziliśmy resztę dyskoteki integrując się. Jako, że moja partnerka i partnerka mojej siostry miały siłę, pojechałyśmy na Rynek żeby napić się czegoś ciepłego i coś przekąsić. W sobotę mieliśmy zwiedzanie Krakowa. Byliśmy na Wawelu, przeszliśmy przez smoczą jamę, a później zobaczyliśmy kościół Mariacki. Po zwiedzaniu ponownie mieliśmy czas wolny. Był to Familientag. Wieczorem całą grupą poszliśmy na kręgle, a po nich poszliśmy na boisko, na które zamówiliśmy pizzę. Graliśmy w piłkę nożną, siatkówkę itp. Takie proste czynności w nawet małej grupce bardzo integrują ze sobą. Można się wtedy bawić jak dziecko, zwłaszcza gdy reszta grupy też się dobrze bawi. Ten dzień wszystkim się bardzo podobał, więc staraliśmy się robić podobne spotkania w następnych dniach. Niedzielnym rankiem zebraliśmy się pod szkołą, aby pojechać do Zakopanego. Pogoda w czasie drogi była brzydka. Nie świeciło słońce, padało, nie było tak ciepło jak dzień wcześniej. Mieliśmy duże obawy, że tak będzie przez cały wyjazd. Ale na szczęście już na miejscu było ładnie i ciepło. Szybko się rozpakowaliśmy (kto się rozpakowywał ten się rozpakowywał). Ubraliśmy buty trekkingowe i wsiedliśmy do autokaru, który zawiózł nas pod Dolinę Strążyską. Wędrowaliśmy przez 3 godziny. Później wróciliśmy na obiadokolację, po której poszliśmy na Krupówki. Tam mieliśmy czas wolny. Wszyscy doszliśmy do wniosku, że takie wieczory są najfajniejsze na wyjazdach. Nie musimy się martwić o to, co trzeba zrobić na zadanie domowe oraz czego trzeba nauczyć się na sprawdzian. Wróciliśmy do ośrodka chwilę przed 22. Jeszcze przez jakiś czas szaleliśmy w ośrodku, a potem poszliśmy spać. Następnego dnia także mieliśmy dzień wędrówki. Ale tym razem w Dolinie Kościeliskiej. Doszliśmy do samego końca, ale jak na złość zaczęło padać przez całą drogę powrotną. Wszyscy byliśmy cali mokrzy. Oczywiście przestało padać, gdy wsiedliśmy do autokaru. Bo czemu by nie. Najlepiej, żeby pogoda się poprawiła od razu po wycieczce. Przez to, że spakowaliśmy się przed wycieczką i wsadziliśmy rzeczy do autokaru, pojechaliśmy prosto do stołówki na obiad. Najedzeni ruszyliśmy w drogę powrotną do Krakowa. Część drogi przespaliśmy, bo byliśmy zmęczeni. Na swój sposób wymiana jest męcząca, bo cały czas trzeba rozmawiać w obcym języku, większość ustąpiła swoje łóżka i spała na kanapach, bądź materacach oraz trzeba było się cały czas opiekować swoimi partnerami. Ale naprawdę warto brać udział w wymianie. Jest to jedna z piękniejszych i przyjemnych chwil w życiu :). Wieczorem po powrocie znowu mieliśmy czas wolny dla siebie. Graliśmy na konsoli, w planszówki na przykład Monopol. We wtorek na 4 pierwszych lekcjach mieliśmy hospitacje, gdzie uczniowie niemieccy mogli zobaczyć, czego się uczymy i jak przebiegają lekcje. My niestety musieliśmy jeszcze zostać na reszcie lekcji, a oni po obiedzie pojechali do Oświęcimia zwiedzić Auschwitz. Zostałam z moją siostrą, Olgą i Kamilą na boisku. Czekałyśmy tam na nich do wieczora. W międzyczasie przyszła jeszcze reszta osób. Graliśmy w piłkę. Gdy odebraliśmy naszych partnerów spod szkoły, poszliśmy znowu na boisko. Graliśmy tam do nocy. W środę na pierwszych dwóch lekcjach uczyliśmy się polskich tańców. Poloneza i Krakowiaka. Szło nam to naprawdę nieźle. Załapaliśmy to już na pierwszej lekcji, a na drugiej dopracowywaliśmy. Po tańcach mieliśmy 2 godziny hospitacji, wyjście do pizzerii w ramach obiadu i zwiedzanie Kazimierza. Po zwiedzaniu poszliśmy na Rynek. Był to ostatni wieczór, więc daliśmy Niemcom czas wolny na kupno jakichś pamiątek, a my poszliśmy na lody i coś zjeść. Gdy nam zostało jeszcze trochę czasu, posiedzieliśmy na bulwarach. Kiedy już się wszyscy rozdzieliliśmy, odwiedziłyśmy jeszcze Kubę i jego partnera Paula. Graliśmy w różne gry, dużo rozmawialiśmy o przyszłości, jakichś historiach, głupotach, które zrobiliśmy. Znowu wróciłyśmy późno do domu. Dziewczyny się spakowały i poszłyśmy spać. Już przed 7 musieliśmy być pod szkołą. Wtedy zrozumieliśmy, jak szybko upłynął ten czas, i jak bardzo się do siebie przywiązaliśmy w ciągu tygodnia. Po długich uściskach, wylanych łzach i powiedzeniu sobie do zobaczenia, poszliśmy na boisko, żeby odreagować ich wyjazd. Naprawdę dziwnie jest, kiedy po długich godzinach rozmów, słuchania języka niemieckiego i chodzeniu po mieście do późna, jest cicho i spokojnie. Człowiek zaczyna się nudzić. Jest dobity, że ta część wymiany już się skończyła. Jedyne, co nam zostało to miłe wspomnienia i czekanie, aż do września na ciąg dalszy czasu spędzanego razem... Ola Orzech, 2b Zakopane 2016 4 czerwca 2016r. grupa uczniów z naszej szkoły wraz z kilkoma nauczycielkami wyjechała na wycieczkę integracyjno-edukacyjną do Zakopanego trwającą od soboty do niedzieli. Głównym celem naszej podróży było obejrzenie przedstawienia pt. ”Caligula” w wykonaniu obsady Teatru Witkacego. Po przyjeździe do Zakopanego i zakwaterowaniu się w domu wypoczynkowym wybraliśmy się na krótki spacer w kierunku Doliny Białego. Był to znakomity czas nad odreagowanie po nużącej podróży i odpoczynek na świeżym powietrzu. Po drodze zjedliśmy pyszne lody, rozkoszując się również pięknem natury. Po powrocie na jadalni czekał już na nas ciepły posiłek. Jedzenie bardzo wszystkim smakowało; nasyceni poszliśmy się przygotowywać do wyjścia do teatru. Teatr Witkacego nie jest typowym teatrem, w którym często bywamy. Znajduje się on w specyficznym miejscu, a scena jest inna niż wszystkie. Przedstawienia bywają w nim kontrowersyjne, a publiczność po spektaklu nie może wyjść z podziwu nad fenomenalną grą aktorską. W jednym z takich przedstawień mieliśmy okazję wziąć udział. "Andrzej Dziuk (...) stworzył powściągliwy w emocjach, wyciszony poemat sceniczny o pogoni za niedosiężnym absolutem, o niewystarczalności czystego rozumu, o złudzie ludzkiej mocy, o okrucieństwie wprzęgniętym w służbę logicznych paradoksów, nie niwelującym jednak żadnej ze sprzeczności bytu.(...) Caligula [Krzysztofa Łakomika] mocą skupienia, żarem szaleństwa, a co najważniejsze, człowieczym bólem doskonale wyczuwalnym pod drwinami i błazeństwem, nie pozwalał widzom ani na chwilę zbagatelizować, przejść do porządku nad swoją tragigroteskową szamotaniną." – tak wypowiadał się wybitny krytyk Jacek Sieradzki na temat obejrzanego przez nas spektaklu. Gdy opuściliśmy teatr było już dosyć późno, jednak humory wciąż nam dopisywały. Po powrocie do hotelu dużo rozmawialiśmy na temat przedstawienia i myśli filozoficznych w nim zawartych. Kolejnego dnia po śniadaniu wybraliśmy się na wycieczkę w Kierunku Kuźnic. Po drodze oglądaliśmy piękne widoki gór, a także odkrywaliśmy historię Zakopanego. Po obiedzie spakowaliśmy nasze rzeczy i wyruszyliśmy w drogę powrotną. W autokarze wszyscy zasnęli zmęczeni wyjazdem i nieprzespaną nocą. :P Uważam, że wycieczka była bardzo udana. Był to nasz ostatni wyjazd w gimnazjum i zapamiętam go na bardzo długo ze względu na świetną atmosferę panującą miedzy uczniami. Sądzę, że tego typu wyjazdy powinny być organizowane znacznie częściej. Monika Trojan Zielona szkoła klasy 1a Szesnastego maja uczniowie naszej klasy wyjechali na zieloną szkołę do Krynicy Zdrój. Zbiórka była w szkole. Prawie wszyscy byli na czas! Niektórzy mieli naprawdę małe walizki, a inni TROCHĘ większe. Kiedy wsiedliśmy do autokaru okazało się, że dużo miejsc jest jeszcze wolnych, ale i tak każdy siadał obok siebie. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zakwaterowaliśmy się i rozpakowaliśmy , a następnie poszliśmy na krótki spacer po mieście. Powygłupialiśmy się na scenie, która była w centrum i odwiedziliśmy pijalnię wód. Następnego dnia po śniadaniu podeszliśmy pod Górę Parkową i wjechaliśmy kolejką wąskotorową na jej szczyt. Tam wysłuchaliśmy ciekawych informacji od pani przewodniczki. Potem mieliśmy wolną chwilę dla siebie. Prawie każdy kupił sobie przepyszne lody w wafelku i parę pamiątek. Zeszliśmy na dół spacerkiem. Było bardzo miło. W środę prawie cały dzień padało, ale około godziny 15:00 wybraliśmy się na koncert do pijalni wód , który trwał godzinę i był bardzo ciekawy. Oprócz koncertu znowu zjedliśmy smaczne lody w rożku. W kolejnym dniu weszliśmy na własnych nogach na Jaworzynę. Początek wędrówki był dość trudny i nie obyło się bez paru upadków, ale potem droga była coraz łatwiejsza. Kiedy byliśmy już prawie na szczycie zatrzymaliśmy się w schronisku na odpoczynek i chwilę czasu , by coś zjeść. Kiedy byliśmy już na samej górze zachwycaliśmy się pięknymi widokami. Na dół zjechaliśmy kolejką gondolową, z której wrażenia i widoki były jeszcze lepsze. Wieczorem bawiliśmy się w różne zabawy integracyjne. Było bardzo, bardzo śmiesznie! Każdego wieczoru spotykaliśmy się w swoich pokojach, rozmawialiśmy i nawet umawialiśmy się , żeby obejrzeć wieczorem jakiś ciekawy film w telewizji! W ostatni wieczór rozpaliliśmy ognisko i piekliśmy kiełbaski. Grała muzyka, tańczyliśmy i śpiewaliśmy. Była prze cudowna atmosfera ogniska, ponieważ śpiewaliśmy również nie tylko do muzyki z radia, ale też do gry Natalii na gitarze. Ten wieczór minął nam naprawdę miło i przyjemnie. W dzień wyjazdu zjedliśmy śniadanie i spakowaliśmy się. Jednak nie od razu ruszyliśmy w drogę do Krakowa, bo zatrzymaliśmy się w Kamiennej, gdzie odwiedziliśmy centrum pszczelarstwa i apiterapii. Oglądaliśmy ciekawie zrobione i ozdobione ule, jak powstaje miód i co zawdzięczamy pszczołom. Po skończonej wycieczce wstąpiliśmy do sklepiku, w którym mogliśmy kupić prze różne produkty pszczele, z dodatkiem miodu, od smacznych smakołyków, aż po produkty do higieny. Na sam koniec degustowaliśmy miody. Wtedy ostatecznie ruszyliśmy w drogę do domu. Wysiedliśmy pod szkołą, podziękowaliśmy za wspaniałą zabawę i pożegnaliśmy się. Tak, czy inaczej spotkaliśmy się zaraz w poniedziałek. Pogoda nie była jakaś niesamowita, nawet jeden cały dzień padało, ale i takie mieliśmy udany wyjazd! Bardzo nam się podobało i chcemy to jak najszybciej powtórzyć! Alicja Guzior, kl. 1a Konkurs z „Kamieni na szaniec” Jak co roku, w marcu, aby uczcić wspomnienie Akcji pod Arsenałem, w naszej szkole odbył się konkurs dotyczący Książki „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. Wzięli w nim udział wszyscy pierwszoklasiści. Miesiąc przed tym każda klasa miała tę książkę jako lekturę, i była ona omawiana na lekcjach języka polskiego. Pierwszy etap polegał na tym, że podczas lekcji przyszli do nas harcerze ze Szczepu Dąbie i rozdali nam testy na których było 30 pytań jednokrotnego wyboru. Mieliśmy pół godziny na ich rozwiązanie. Choć niektóre zadania nas zaskoczyły, nie było ciężko, i szybko poradziliśmy sobie z ich rozwiązaniem. Dwa tygodnie później dowiedzieliśmy się kto przeszedł do drugiego etapu, który miał się odbyć w formie gry terenowej. Z każdej klasy dostały się trzy osoby. Mieliśmy tydzień na powtórne przeczytanie książki, i przypomnienie sobie wszystkich szczegółowych informacji. Na grę przyszło dwunastu uczniów. Zostaliśmy zaprowadzeni do harcówki, która znajduje się w piwnicy naszego gimnazjum, a tam podzielono nas na sześć patroli po dwie osoby. Wyruszaliśmy co dziesięć minut, więc zanim mogliśmy iść, mieliśmy czas na wymyślenie nazwy patrolu i ozdobienie naszej karty patrolowej. Chodziliśmy po Dąbiu i jego obrzeżach szukając harcerzy. Na każdym punkcie mieliśmy różne zadania przygotowane w ciekawej formie, aby nie było nudno. Związane były z Małym Sabotażem, Akcjami Dywersyjnymi, Akcją pod Arsenałem, głównymi bohaterami, informacjami dotyczącymi książki i autora i wiele innych, dostając odpowiednią ilość punktów za zrobione zadania. Punkty były zapisane szyframi, więc nie wiedzieliśmy, kto ma jaką ilość i kto wygra. Choć pogoda nie dopisywała i na ostatnie zadania musieliśmy wrócić do budynku, to i tak świetnie się bawiliśmy, i dużo się nauczyliśmy. Na koniec stworzyliśmy książeczki gdzie zawarliśmy wszystkie zdobyte informacjeoraz cytaty, które dostaliśmy i różne elementy zdobyte wcześniej wróciliśmy do szkoły. Minął miesiąc i wtedy dowiedzieliśmy się, kto zajął miejsca na podium, co było niemałym zaskoczeniem. Rozdanie dyplomów i nagród odbędzie się dopiero na zakończenie roku szkolnego. Cieszę się, że mogłam wziąć udział w tym konkursie, ponieważ dużo się przez to dowiedziałam, świetnie się bawiłam oraz poznałam nowe osoby. Trzeba pamiętać o historii, a to coroczne przedsięwzięcie nam w tym pomaga. Zuzanna Siwek Ia Wydawać by się mogło, że już po egzaminach, już koniec trzyletnich zmagań z wyzwaniami stawianymi przez nauczycieli.. Tymczasem, ni stąd, ni zowąd, otrzymałem zadanie rozdzierające sumienie mnie i mojej rodzinie. Otóż, już na wstępnym etapie rozważań nad nim, musiałem się zastanowić nad powodem mojego kłopotu. Zapytacie zapewne „cóż to za wrażenia rozdzierające sumienie autorowi i jego rodzinie?”. Doszedłem oto do wniosku, że nie posiadam autorytetu. Byłoby poprawnie napisać „moim autorytetem jest moja pani od języka polskiego”, jednak pozwalam sobie domniemywać, że nie zabrakłoby jej sprytu, aby dostrzec próbę manipulacji z mojej strony. Przygotowując się do napisania tego wypracowania, zorganizowałem spotkanie rodzinne, którego tematem były autorytety szesnastolatków. To, czego dowiedziałem się podczas dyskusji uspokoiło mnie: nikt bowiem-jak twierdzą zgodnie oboje rodzice i wszyscy żyjący ich przodkowie-nie posiadał w moim wieku własnego autorytetu. Pod tym względem jestem nieodrodnym potomkiem moich przodków. Ze wszystkich pamiętników mych przodków, sięgając aż do XV wieku, wynika bez wątpienia, że jest to pięta achillesowa całego rodu. Opisane wyżej zjawisko prawdopodobnie spowodowane było błędem wychowawczym popełnianym przez wszystkie znane nam pokolenia obu stron rodziny. Tym błędem jest opowiadanie własnym dzieciom aż do znudzenia o własnych autorytetach. Pomimo tego, że wiem, że jestem dziedzicznie obciążony, cały czas poszukuję kogoś, kto mógłby być moim autorytetem. Życie bez autorytetów jest o wiele trudniejsze. Z drugiej strony, jak z przekąsem powiadają wszyscy moi krewni: „z autorytetem, to każdy potrafi”. Wciąż zatem nie posiadam autorytetu. I choć może nie jest to powód do dumy, pociesza mnie myśl, że jestem tylko kolejnym ogniwem w łańcuchu pokoleń. Odkąd sięga pamięć mojego rodu, każdy był pytany przez nauczycieli o swoje autorytety. Każdy z nich odpowiadał prawdziwie i prawdopodobnie jak i ja w tym przypadku został ukarany. Rodzinna dyskusja zakończyła się wnioskiem, że jestem pierwszą w historii obu rodzin szansą na przełamanie złej passy. Muszę jednak oprzeć się pokusie ględzenia o własnych autorytetach. Sam już nie wiem, czy udźwignę brzemię odpowiedzialności, jakie ciąży na mnie po powyżej opisanej rodzinnej dyskusji. Alan Szymański, 3a Cudze chwalicie, swego nie znacie…, czyli „Gdzie na wakacje?” Ziemia Kłodzka Ziemia Kłodzka to kraina historyczna leżąca na południe od Dolnego Śląska na terenie dawnego hrabstwa kłodzkiego. Obejmuje ona Kotlinę Kłodzką i otaczające ją górskie tereny. Uważam, że warto ją odwiedzić, ponieważ oprócz pięknych krajobrazów znajdziemy tam wiele atrakcji turystycznych m.in. liczne uzdrowiska, szlaki górskie o różnej trudności, sanktuaria Maryjne, zamki, budowle obronne, skanseny oraz muzea. Piękne krajobrazy bogate w wodospady, jaskinie, góry, szczeliny, a także labirynty dodają cudownego uroku temu bajecznemu miejscu. Można także wśród gór doszukiwać się malowniczych wiosek nadających tajemniczego klimatu. Podsumowując naprawdę warto odwiedzić niezwykłą i zjawiskową Ziemię Kłodzką i „pobawić się” w jej odkrywanie... Dolina Chochołowska Dolina Chochołowska jest najdłuższą spośród dolin znajdujących się na zachodnim skraju polskich Tatr Zachodnich. Trasę, którą tam napotkamy możemy pokonać rowerem, pieszo lub jej połowę przejechać kolejką. Dolina jest gęsto zalesiona, a bardzo dobrym punktem widokowym możemy nazwać Polanę Chochołowską, na której wypasane są owce. Jeśli chcemy lepiej poznać urok doliny, warto wznieść się na jeden z otaczających ją łańcuchów górskich. Widoki zapierają dech w piersiach, więc z pewnością każdemu się spodobają. Szlak nie należy do trudnych, co dodatkowo uprzyjemnia wychodzenie mniej sprawnym fizycznie osobom. Na końcu trasy docieramy do schroniska, w którym możemy coś zjeść lub przenocować. Warta odwiedzenia jest także umiejscowiona niedaleko schroniska kapliczka, w której w sezonie od czerwca do października odbywają się msze święte. Dolina Chochołowska to przepiękne miejsce, które każdy powinien zobaczyć. Morskie oko Dawniej i obecnie główny cel tatrzańskich wycieczek. Morskie Oko otoczone jest przez najwyższe szczyty polskich Tatr - w tym należy upatrywać pochodzenia nazwy. Nad jezioro można przyjść z trzech stron: zwykle zatłoczoną "asfaltówką" od Wodogrzmotów Mickiewicza (czerwony szlak) albo z Doliny Pięciu Stawów Polskich przez Świstówkę (niebieski) albo przez Szpiglasową Przełęcz i później Doliną za Mnichem (żółty). Stawu nigdy nie zarybiano, pstrągi i lipienie żyją tu w sposób naturalny. Schronisko zbudowano jeszcze przed odzyskaniem niepodległości przez Polskę. Puszcza Niepołomicka Niepołomice to miasto położone w centrum kotliny sandomierskiej. Jego najbliższymi sąsiadami są Wieliczka, Kraków i Bochnia.Puszcza Niepołomicka zajmuje 10758 hapowierzchni.Rosną tam drzewa liściaste oraz iglaste. Na terenie Puszczy znajduje się sześć rezerwatów przyrody, zanotowano też 181 gatunków ptaków np. orlik krzykliwy, brodziec samotny, puszczyk uralski, włochatka. Są to gatunki, które zanikają w skali europejskiej. Na terenie puszczy występują dziki, żubry, sarny, jelenie, zające itd. Obszar ten jest własnością nadleśnictwa w Niepołomicach. Puszcza jest idealna na wycieczkę rowerową oraz spacer z rodziną. Zamek w Mosznej (Opole) Będąc w Opolu warto wstąpić do przepięknego zamku w Mosznie. Powstało wiele legend o owym zamku. Według jednej z nich gród w Mosznie należał kiedyś do zakonu Templariuszy. Dziś jest głównie znany z 99 wież i 365 pomieszczeń. Wokół pałacu rozciąga się urokliwy park z dębami i lipami. Moszna ma bogata historię, w którą warto się zagłębić. Jeśli ktoś na jedną noc chciałby poczuć się jak król to Zamek w Mosznie funkcjonuje również jako hotel. Ojcowski Park Narodowy (Małopolska) Ojcowski Park Narodowy to najmniejszy park narodowy w Polsce, ale zdecydowanie nie jest gorszy. Żyje tam 11 tys. różnych gatunków zwierząt. W owym parku znajduje się około 700 jaskiń, ponieważ jest on położony jest na wapiennym podłożu, które sprzyja ich powstawaniu. W Ojcowskim Parku Narodowym jest wiele obiektów i zabytków, które warto zwiedzić. Są to na przykład Ruiny średniowiecznego Zamku w Ojcowie, słynna Maczuga Herkulesa, Kaplica "Na Wodzie" i wiele innych. Kinga Czajka Julia Lachowska Kasia Marek kl.1a. „Czy warto?” Wielokrotnie rozmawiając z rówieśnikami słyszałam pytania: “Dlaczego czytasz, przecież to nudne?!” Osób w moim wieku nie ciągnie do lektury. Uważają, jak sami mówią, że książki są niepotrzebne i głupie. Jednakże jest dużo powodów i zalet czytania. Postaram się udowodnić, że lektura może sprawiać przyjemność lub być pożyteczna. Pierwszym powodem , by czytać jest możliwość rozwijania języka i słownictwa. Rozmawiając z drugim człowiekiem jesteśmy w stanie dokładniej opisać emocje lub sytuację. Większy zasób słów zdecydowanie ułatwia komunikację z pojętnym rozmówcą. My także łatwiej rozumiemy innych. Drugim powodem jest różnorodność kultur i języków oddalonych od siebie zakątków świata. Nie musi być to od razu pozycja z działu literatury pięknej, chociażby najzwyklejsza młodzieżówka. W każdej z nich można znaleźć coś dla siebie, na przykład jedna z popularniejszych serii: “Klątwa tygrysa”, w której poznajemy kulturę Indii oraz jakie jedzenie spożywają ludzie mieszkający na terenach tamtego kraju. Natomiast osoby lubiące mroźniejsze klimaty powinny przeczytać książki związane z krajami skandynawskimi, miedzy innymi sagę „Krąg”. Nie każda książka, którą mamy przeczytać ma być “mądra”, bo skąd wiedzielibyśmy, które nie są warte naszej uwagi? Wszystkie mogą nam coś dać, to zależy od nas jak zinterpretujemy słowa autora. Trzecim powodem jest pobudzanie wyobraźni. Kolejne przeczytane pozycje ułatwiają nam wizualizację przedmiotów, sytuacji oraz emocji. Dzięki temu osoba czytająca może stworzyć swoje własne zakończenie do serialu, który przestali emitować w najbardziej niespodziewanym momencie, lub co mogłoby się wydarzyć kolejnego dnia. Osobiście uważam, że każdy powinien sam zdecydować czy zamierza wziąć książkę i z niej skorzystać. Natomiast niektórzy mogą potrzebować tylko i wyłącznie zachęty i dobrej rady. W takiej sytuacji trzeba im pomóc. Anna Orzech 2b „Jakie książki najbardziej lubisz czytać i dlaczego?” Do niedawna moja przygoda z książką ograniczyła się głównie do lektur szkolnych. Bardzo niechętnie czytałam, a im większa była presja mamy, tym większy mój opór i niechęć do czytania. Moja mama kocha czytać i każdą wolną chwilę wykorzystuje na lekturę. Już od dziecka próbowała zaszczepić we mnie swoją miłość do literatury, ale mimo jej usilnych starań jakoś mnie to nie interesowało. Dopiero niedawno przekonałam się, jak wciągające i przyjemne może być czytanie. Stało się to przy okazji wizyty w bibliotece, do której przyszłam, aby wypożyczyć zadaną lekturę. Pani Małgosia – bibliotekarka – zaproponowała mi wypożyczenie książek, które jak zapewniała, przeznaczone są wyłącznie dla nastolatek i których lepiej nie pokazywać mamie. No i się nabrałam – na próbę wzięłam dwie do domu. Dopiero później okazało się, że zrobiła to za namową mojej przebiegłej rodzicielki, która ciągle ubolewała, że córka nie lubi czytać. Teraz czytam sporo. Mama się śmieje, że chcę nadrobić zaległości. Lubię książki przygodowe, chętnie sięgam też po serię „Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty”. Na pewno nie jest to literatura „ambitna”, lecz czyta się ją z zapartym tchem i wypiekami na twarzy. Książki te mają różnych autorów i pisane są językiem młodzieżowym. Dzięki nim choć na chwilę można oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o problemach dania codziennego, przenosząc się w świat pełen wyobraźni, perypetii innych nastolatków, ich rozterek, sympatii i miłości. Fajne jest to, że prawie każda z nich kończy się happy end-em. Na nowo odkryłam serię „Ani z Zielonego Wzgórza”, której autorką jest Lucy Maud Montgomery, i którą czytała mi mama przed snem, gdy byłam małą dziewczynką. Książki te bawią, uczą, uwrażliwiają na piękno otaczającego świata oraz wywołują wiele pozytywnych emocji. Trzeba przyznać, że dziewczyna miała fantazję. Czytając, nieźle się przy nich bawię. Przekonałam się również do literatury fantastycznej, a moim ulubionym autorem jest John Tolkien. Fakt, że zanim przeczytałam „Hobbita”, czy „Władcę pierścieni” („Drużyna pierścienia”, „Dwie wieże”, „Powrót króla”), obejrzałam filmy na dużym ekranie. Cechą wspólną tych książek jest walka dobra i zła, która odbywa się zarówno na polu militarnym, jak i w świadomości oraz sumieniach głównych bohaterów. Ostatecznie zawsze zwycięża dobro, a sprzymierzeńcy zła ponoszą zasłużona porażkę. Moja przygoda z książką trwa krótko, ale teraz już wiem, że sporo wcześniej straciłam. Cieszę się, że mama wykazała się ogromnym uporem, aby przekonać mnie, że lektura może być fascynująca, ekscytująca i budzić tyle emocji. Magdalena Stach, 1b ,,Lot Ikara…’’-refleksje o przenikaniu się sztuk Wybraną przeze mnie ekfrazą Jacka Kaczmarskiego jest ta, która powstała do obrazu Petera Brugela pt."Upadek Ikara". Wiersz ukazał się w śpiewniku "Mimochodem" w 2000 r. Uważam postać Ikara za niezywkłą. To zadecydowało o moim wyborze EKFRAZY J.Kaczmarskiego. Syn Dedala nie zważał zupełnie na przestrogi ojca, robił to, co podpowiadało mu serce. . Czy wyszedł na tym dobrze? Można by o tym dyskutować. Nie wiemy , co "siedziało mu w głowie", ponieważ my, ludzie, najzwyczajniej w świecie nie mamy zdolności czytania innym w myślach, możemy jedynie podejrzewać, czy kierował się typowo romantycznym tokiem myślenia, którego nie jestem w stanie w żaden sposób negować, czy po prostu był bezmyślny. Ikarowy lot stał sie inspiracją do napisania ekfrazy "Upadek Ikara" oraz wiersza "Lot Ikara", które Jacek Kaczmarski umieścil w jednym śpiewniku. "Upadek Ikara"- to liryczna ilustracja znanego mitu o Dedalu i Ikarze. Starożytna opowieść kreteńska, to historia ojca i syna, którzy przedstawieni byli jako totalne przeciwieństwa. Dedala cechowała powaga, rozsądek i racjonalne myślenie. Ikar natomiast "bujał w obłokach", był ciekawski, buntowniczy i działał pochopnie. Dedal był sławnym ateńskim budowniczym i wynalazcą. Spokojne i ustabilizowane życie architekta przerwała zbrodnia, która stała sie jego udziałem. Z zawiści zabił swojego siostrzeńca. Uniknął kary, ponieważ uciekł na Kretę. Tam znalazl schronienie na dworze króla Minosa i zasłynął z wielu świetnych projektów. Wzniósł mnóstwo wspaniałych budowli, m.in. Labirynt –więzienie Minotaura – pół byka, pół człowieka – syna królowej Pazyfae. W końcu jednak ateński konstruktor zatęsknił za ojczyzną i chciał do niej powrócić. Król Minos nie pozwalał na to, chcąc mieć tak wybitnego człowieka i wieloletniego powiernika sekretów państwowyc, obok siebie. Jedyną możliwą drogą ucieczki była droga powietrzna – Dedal doszedł do takiego wniosku, obserwując lecące ptaki. Skonstruował dla siebie i swojego syna Ikara skrzydła z ptasich piór sklejonych woskiem. W ten sposób mieli opuścić miasto. Przed odlotem przestrzegł Ikara, aby ten trzymał się blisko niego. Nie można było lecieć ani zbyt wysoko, gdyż słońce roztopiłoby wosk, ani zbyt nisko, ponieważ pióra nasiąknęłyby wilgocią od wody i stały się ciężkie. Ojciec z synem opuścili Kretę. Ikar, zachwycony tym, że leci, zapomniał o uwagach ojca i zaczął wzbijać się coraz wyżej. W końcu promienie słoneczne roztopiły wosk w jego skrzydłach i młodzieniec zginął, spadając na ziemię. Dedal, po długich poszukiwaniach, odnalazł ciało syna i pochował je na wyspie – Ikarii. Ekfraza Jacka Kaczmarskiego inspirowana obrazem P. Breugla ilustruje ostatnie chwile Ikara.: "Odurzone nieba skalą Morze marszczy się beztrosko Z migotliwą tańczy falą Białe piórko z kroplą wosku." Dokładniej można by rzec, nie ostatnie chwile, a sekundę po upadku i smierci. "Porażone nieba skalą Morze cierpnie gęsią skórką... Z migotliwą znika falą Z kroplą wosku martwe piórko" Tekst Jacka Kaczmarskiego to wiersz stroficzny składający się z czterech strof przeplatanych stałym refrenem, który trzykrotnie brzmi tak samo,. Jego treść zmienia się w ostatniej odsłonie i stanowi doskonałą puentę całego wiersza. Ekfraza jet bardzo regularna w swej budowie. Każda strofa ma cztery wersy, podobnie jak i refreny. Tekst pisany jest ośmiozgloskowcem (pierwszy, trzeci, piąty, siódmy wers) przeplatanym siedmiozgłoskowcem (drugi, czwarty, szósty, ósmy wers). Refreny to typowe ośmiozgłoskowce. Utwór jest bardzo rytmiczny, pojawiają sie rymy końcowe, przeplatane o układzie ABAB. Wśród nich pojawiają się rymy żeńskie i męskie. Wiersz Jacka Kaczmarskiego to liryczny opis dzieła sztuki. W wypełnieniu poetyckiego obrazu barwą pomagają liczne epitety (bure, tłusta, płytki, odurzone, migotliwą, białe, kręty, płynnym itd.) Nastrój dopełniają pojawiające sie onomatopeje (szumne, beczy, klaszczą, stęka). Podobają mi się świetne metafory, dzięki którym z łatwością można odtworzyć obraz Breughla w wyobraźni. Dzieło, które zainspirowało Jacka Kaczmarskiego do napisania ekfrazy to, jak się powszechnie uznaje, obraz renesansowego, niderlandzkiego malarza Pietera Bruegela Starszego. „Upadek Ikara” powstał w 1558 roku. To obraz olejny namalowany na płótnie naciągniętym na drewno. Znajduje się obecnie w brukselskim Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych. Posiada wymiary: 73,5 × 112 cm. Z powstaniem obrazu wiąże się ciekawa historia. A mianowicie, nie można jednoznacznie potwierdzić autora obrazu-zakwestionowano je po wykonaniu szczegółowych badań technicznych. Obraz nie jest podpisany, brakuje wzmianek historycznych oraz stosownych dokumentów, które potwierdziłyby autorstwo niderlandzkiego malarza. Oficjalne stanowisko muzeum utwierdza nas w przekonaniu, że nie ma pewności co do twórcy obrazu, ale kompozycja z całą pewnością jest Bruegela. Być może mamy do czynienia z kopią zaginionego oryginału. Styl obrazu to malarstwo renesansowe, o czym mówi nam lekko zamglone światło na obrazie, światłocień i oczywiście sam fakt, że odnosił się on do mitologii. Na pierwszym planie naszą uwagę przykuwa postać chłopa idącego za pługiem, ciągniętym przez konia. Na drugim planie widać morze, dwa statki, dostrzegamy również rybaka łowiącego ryby. Pod drugiej stronie jednak ma miejsce scena, którą ciężko dostrzec przy pierwszym kontakcie z dziełem. Otóż gdzieś dalej : "Morze marszczy się beztrosko Z migotliwą tańczy falą Białe piórko z kroplą wosku" Fragment odtworzenia Kaczmarskiego pozwala nam zrozumieć przesłanie obrazu, gdy wyśpiewuje : "Nad urwiskiem gnie się gałąź Znieruchomiał na niej ptak Ptasim wzrokiem pojął całość Lecz – nie pojął jej i tak (...) Z migotliwą znika falą Z kroplą wosku martwe piórko" Dzieło mówi o tym, że społeczeństwa tak naprawdę nie obchodzi nieszczęście jednostki, ponieważ sami zajmują się swoimi żmudnymi pracami. Ponadto, można się odwołać do flamandzkiego przysłowia mówiącego o tym, że nic, nawet śmierć człowieka nie może odciągnąć uwagi chłopa od pracy. Według części krytyków dzieło jest pochwałą ciężkiej i prostej pracy, jednocześnie wyraża niechęć do lekkomyślnych czynów, nawet jeśli są one opiewane przez artystów. Według Feliksa Timmermana, autora biografii Bruegla, Ikar jest personifikacją malarzy renesansowych, którzy zamiast malować rzeczy ich otaczające, utwierdzają na płótnach postacie i wydarzenia mitologiczne. Wyidealizowana piękność spala się niczym wosk na słońcu w zetknięciu się z rzeczywistością. Bruegel jako jeden z nielicznych odcinał się od stylu renesansowego i malował otaczającą go codzienność Perspektywa artysty i – jednocześnie – odbiorcy dzieła jest zbliżona do perspektywy osób przedstawionych na obrazie. Nam również bardzo trudno dostrzec postać Ikara, ponieważ skupiamy się na innych elementach przedstawionego świata. Wzrok odbiorcy przyciąga nadmorski pejzaż, zajmujący centralne miejsce w kompozycji obrazu. Duże znaczenie ma tutaj jasna i intensywna kolorystyka . Artysta skupił się na pokazaniu morza i horyzontu, a więc żywiołu wody i powietrza. Obie sfery zdają się ze sobą przenikać, dominują tu różne odcienie błękitu i gra świateł odbijającego się w morzu słońca. Okazuje się zatem, że fascynuje nas to, co pokochał Ikar – słońce jako metafora niespełnionych marzeń. Bruegel, posługując się językiem malarskim, dokonuje swoistej reinterpretacji mitu. Tragedia Ikara nie zajmuje tu miejsca centralnego, jest tylko nic nieznaczącym epizodem dnia powszedniego. Jednocześnie jednak – sportretowana przez artystę ludzka obojętność wywołuje w odbiorcy sprzeciw. Nie chcemy zgodzić się na świat, w którym nie ma miejsca na empatię. Współczucie i wrażliwość stanowią jeden z podstawowych wymiarów ludzkiej egzystencji, a wyeliminowanie tych cech czyni świat groźnym i obcym. Tym samym obraz zyskuje sens głęboko moralny. Jacek Kaczmarski w rozmowie z Jolantą Piątek w cyklu audycji w radiu Wrocław "Za dużo czerwonego" opublikowanej w miesięczniku Odra, 483 (II, 2002) na pytanie o ulubionych malarzy, odpowiada: "[...] bliższy jest mi Bruegel. Ja nazywam to jego spojrzenie brueglowską perspektywą, takie spojrzenie lekko z góry, czyli z dystansem, na panoramę, ale ten dystans nie jest na tyle odległy, żeby utracić szczegół. Niektórzy naukowcy twierdzili, że po twarzach czy po zachowaniach ludzików, którzy się tam poruszają, można rozpoznać, na co chorowali, więc jest jednocześnie realistą i epikiem metafizycznym. [...] dopiero niedawno napisałem “Upadek Ikara”, gdzie ta niepojętność, niezrozumiałość świata jest najbardziej zaakcentowana. Z jednej strony jest chłop orzący pole i całym światem jego oczu jest zad konia, który się porusza rytmicznie, a z drugiej strony jest ptak, który to wszystko widzi, ale nie rozumie tego, co się dzieje, a tragedia jest gdzieś z boku, niedostrzegalna. Ta brueglowska perspektywa jest mi najbliższa i będę dalej jej używał, niekoniecznie w oparciu o obrazy, bo tu chodzi po prostu o przeniesienie na grunt poezji sposobu widzenia świata, jaki on zawarł w swoich obrazach. " Źródła : http://eszkola.pl/ https://www.wikipedia.org/ http://www.kaczmarski.art.pl/ Oliwia Jarguz, 3a Poczytajcie…. “Dwa spojrzenia na ekfrazę Jacka Kaczmarskiego” Jacek Kaczmarski to jeden z najciekawszych twórców XX wieku. Poeta, bard, który w swoich pieśniach nawiązywał do historii sztuki, etyki, filozofii. Wiele z jego wypowiedzi tzw. ekfraz odwołuje się do archetypicznych postaci, mitów, przypowieści, gobelinów, obrazów, zdjęć. Stały się one źródłem natchnienia dla barda ,,Solidarności’’. Do swojej pracy wybrałam ekfrazę ,,Upadek Ikara". Obraz nawiązuje do mitycznego lotu Ikara i Dedala. Dedal był wybitnym rzeźbiarzem. mówiono, że, ,umie w drzewo lub w kamień tchnąć duszę żywą". Wraz ze swoim synem - Ikarem - postanowili wznieść się pod niebiosa. Dedal przygotował piękne skrzydła wykonane z wosku i piór. Ostrzegł swojego syna przed tym, aby nie leciał za wysoko ponieważ słońce może stopić wosk i aby nie leciał zbyt nisko, gdyż pióra mogą nasiąknąć wilgocią. W obu przypadkach mogła stać się mu krzywda. Ikar jednak nie posłuchał ojca. Zachwycony podniebną wędrówką zapomniał o przestrodze ojca i wznosił się coraz wyżej i wyżej. Nagle cały wosk się roztopił i Ikar spadł do morza. Zginął. Tak oto zakończył się jego żywot. ,,Pejzaż z upadkiem Ikara’’ wyszedł spod pędzla Pietera Bruegela (starszego) w roku ok. 1557. Obraz znajduje się w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych w Belgii. Na pierwszym planie widzimy mężczyznę i wołu, którzy orzą ziemię. Oracz jest już zmęczony monotonią pracy. Głową zwieszoną w dół patrzy na zad zwierzęcia i przemierza kolejne pola łany. Nie interesuje go , co się dzieje obok niego. U podnóża wąwozu idzie wędrowiec. Jego wzrok zwrócony jest do góry. Przystanął ,aby porozmyślać nad dalszym celem podróży. Nie zwraca uwagi na nic innego. Liczy się tylko jego wędrówka. Niedaleko wędrowcy znajduje się pasterz wraz ze swoimi owcami. Owce ufnie podążają za mężczyzną, choć nie wiedzą, co je czeka. Czy jak zwykle ostrzyże czy uśmierci? Na morzu znajduje się statek. Jest na nim dużo ludzi. Osoby znajdujące się na statku pracują, chodzą, rozmawiają ze sobą. Panuje wszędzie zamieszanie. Niedaleko tych wszystkich osób tonie Ikar, zawiedziony, że jego skrzydła nie wykonały swojego zadania. Nikt nie przyjdzie mu z pomocą. Nawet rybak, najbliżej umierającego, nie rzuci się w morze na ratunek. Wszyscy słuchają, ale nie słyszą jego błagalnych krzyków o pomoc. Każdy zajęty swoją pracą nie zwraca uwagi na agonię Ikara. Ekfraza Jacka Kaczmarskiego ma formę wiersza. Należy do liryki pośredniej. Podzielona jest na 4 strofy, po 12 wersów w każdej. Naprzemiennie w wersach występuje 8 i 7 sylab. Pojawiają się średniówki. Występują w nim rymy męskie , np. dół - wół. Układ rymów ma charakter krzyżowy. Dwa ostatnie wersy strof są refrenem. Możemy zauważyć liczne epitety. Wybrałam ten tekst i obraz, gdyż moim zdaniem idealnie nawiązuje do współczesności. W dzisiejszych czasach ludzie patrzą, ale nie widzą. Zauważają cierpienie innych ludzi, ale nic z tym nie robią. To przecież ich nie dotyczy. Zatraceni w natłoku obowiązków, zapominają o tym, co najważniejsze. O tym, że należy pomagać i wspierać się wzajemnie. Nie zamykać oczu i nie udawać, że to nas nie dotyczy. Dopiero wtedy człowiek będzie spełniony. Weronika Fira, 3a Co z tym odżywianiem? Jak zapewne wszyscy wiemy, zrównoważone odżywianie to jeden z filarów zdrowego stylu życia, jeżeli dołączymy do tego wysiłek fizyczny możemy być pewni, że staramy się w stu procentach zachować nasz organizm w dobrej formie. Śniadanie – jeden z pierwszych i najważniejszych posiłków w czasie dnia. Zazwyczaj jednak wielu z nas pomija ten ,,punkt programu” z wielu różnych powodów, najczęstszym z nich jest dotkliwy brak czasu. Niewielu z nas wie o tym, że jeżeli nie dostarczymy organizmowi potrzebnej mu, porannej dawki energii, odbije się to na funkcjonowaniu w ciągu dnia. Każdy zna ten przypadek, kiedy jest jedenasta rano, już prawie południe, a my chodzimy nadal głodni, nie możemy się skoncentrować, łatwo się denerwujemy, boli nas głowa, zaczynają nam drżeć nogi i ręce. Twój brzuch głośnym burczeniem daje ci wyraźne znaki o swoim istnieniu i zastanawiasz się dlaczego tak właściwie nie zdążyłeś zjeść tej kanapki, czy chociażby płatków z mlekiem. Oto rada na tę, niezbyt zachęcającą, perspektywę rozpoczęcia dnia. Jeśli samo zjedzenie przeciętnego śniadania zajmuje nam około dziesięciu minut, nie musisz go koniecznie przygotowywać rano. Możesz poświęcić kilka minut wieczorem na zrobienie prostej kanapki z białym lub żółtym serem, najlepiej na ciemnym pieczywie. Dodatkiem do tego może być warzywo np. marchewkę, mały kawałek jabłka lub pomarańczy. Dodatki w misce włóż do lodówki. Kanapkę zawiń w folię i pozostaw na wierzchu do kolejnego dnia. Tym sposobem ty będziesz mógł się obudzić dziesięć minut później, a pożywnym śniadaniem zaczniesz kolejny dzień. W trakcie dnia weź dla siebie np. mały jogurt naturalny lub jabłko. Zjedzenie takiej przekąski zapewni ci utrzymanie prawidłowego poziomu energetycznego. Obiad – z powiedzenia ,,śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację oddaj wrogowi” wynika pewna ważna informacja. Jeśli śniadanie, wcześniej omówione powinno być posiłkiem dostarczającym najwięcej kalorii w ciągu dnia, w takim razie obiad, jest posiłkiem tylko nieco mniej ważnymniż śniadanie. Powinien on dostarczaćniewiele mniej energii. Zazwyczaj jednak jemy obiad, który zdecydowanie przewyższa pod kątem kalorycznym pierwszy posiłek w ciągu dnia. Jedną z propozycji zdrowego i pełno wartościowego obiadu jest ryż przygotowany z warzywami na parze. Wystarczy zagotować jedną paczkę ryżu i dodać do tego gotowany zestaw warzyw. Jest to prosty przepis nie wymagający zdolności kucharskich oraz czasu. Podwieczorek – jego składniki można stosować zamiennie z drugim śniadaniem, jeżeli zjadłeś przed południem jogurt teraz zjedz warzywo lub owoc, jeśli zjadłeś owoc lub warzywo wcześniej, teraz zjedz jogurt. Proste? Nawet bardzo. Po pewnym czasie znajdziesz przekąski odpowiadające twoim gustom. Kolacja – jak już zdążyliście się zapewne zorientować śniadanie miało mieć najwięcej kalorii, obiad nieco mniej, a nasz ostatni posiłek ma być lekki, ponieważ po nim nie potrzebujemy już wiele energii na czynności codzienne. Powód jest prosty, krótkiego czasu pomiędzy kolacją a położeniem się do spania. Moją propozycję na smaczną i odpowiednią kolację stanowi kiwi lub szklanka soku owocowego. Nasz organizm nie ma zapotrzebowania na większą ilość energii, więc te produkty zawierają odpowiednią do poziomu naszej aktywności wieczornej ilość składników odżywczych. Oprócz kaloryczności posiłków, ważne jest dostarczanie organizmowi składników odżywczych we właściwych proporcjach, które możemy znaleźć w tak zwanej ,,piramidzie żywieniowej”. Agnieszka Dudzik 1A