jeden poseł kosztuje nas milion złotych rocznie

Transkrypt

jeden poseł kosztuje nas milion złotych rocznie
Jako pierwsi publikujemy projekt budżetu parlamentu RP na 2004 rok
JEDEN POSEŁ KOSZTUJE NAS
MILION ZŁOTYCH ROCZNIE
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Ü Str. 7
Nr 45 (192) 13 XI 2003 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
N
ie wierzę, że dojdzie do licytacji choćby
jednego kamienia z ogrodu plebana
w Dalikowie. Znamy się z panami księżmi nie od dziś i ręczę Wam – nie dopuszczą do
takiego precedensu. Skonstatowali, że zadyma
medialna wokół licytacji jest na rękę wizerunkowi Kościoła – cierpiącego i poniżanego. Taki
wizerunek, zwykle sztucznie (jak w tym przypadku) kreowany, zawsze wychodził Kościołowi na dobre. Będą teraz moi bracia sutannowi
mieli supertemat na kazania adwentowe! Dostali do ręki oręż w postaci najświętszej świątyni z Bogiem w szufladzie, którą Urban na
dyskotekę chce im przerobić. Orężem tym będą wymachiwać już podczas najbliższych rozmów z delegacją rządową i płakać przy tym,
jaka krzywda się im dzieje, jakie odwieczne przywileje „świętej własności” w tym kraju tracą
i do czego może doprowadzić taka konfrontacja... Już po trosze wytrącili z ręki argument
tym, którzy krzyczeli, że Kościół w sądzie zawsze wygra, wszystko z każdym załatwi, że
księża na pieniądzach śpią itp. A tu guzik
– pieniędzy nie ma! Akurat!!! 12 lat temu, kiedy jako wicedziekan łódzkiego seminarium nadzorowałem liczenie pieniędzy zebranych przez
kleryków na cmentarzach 1 listopada, tylko
z łódzkich i podłódzkich nekropolii przytargano
w workach ponad milion złotych! Tak więc lada moment znajdą się pieniądze na wykupienie kościoła w Dalikowie wraz z całym inwentarzem. I znów pasterze portfeli będą mogli
wygrać dla siebie i zawsze wiernych tę dobrą
nowinę – bo oto polscy katolicy od ust sobie
odejmują, żeby wykupić „narodowe dobro” (tfu!).
Gdyby jednak stał się cud – a w tym towarzystwie o takowy nietrudno – deklaruję to, co
już oznajmiłem w „Informacjach” Polsatu: jestem zdecydowany kupić kościół w Dalikowie, a następnie przerobić go na halę sportową i udostępnić za darmo miejscowej młodzieży. Chciałbym w ten sposób udowodnić, że
z grania w ping-ponga czy z podnoszenia sztangi ludzie będą mieli o NIEBO (dosłownie!) więcej pożytku niż z oddawania czci świętym obrazom i papieżowi. Zyskają na zdrowiu, także
psychicznym...
JONASZ
Ü Str. 9
2
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
POLSKA NIK poinformował, że w latach 1999–2002 wydano
z naruszaniem prawa 112 mln zł przeznaczonych na ratownictwo
medyczne. Tymczasem, m.in. w Łodzi i w Jeleniej Górze, z braku
pieniędzy ogranicza się przyjmowanie chorych na przykład na oddziały chemioterapii, gdzie leczone są nowotwory. Dla wielu chorych oznacza to szybką śmierć.
Rząd realizuje jeden z lewicowych postulatów – powszechny dostęp do eutanazji. Szkoda tylko, że jest ona przymusowa.
Zdaniem zbulwersowanego księdza prof. Zdaniewicza, szefa Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, z charakterem święta Wszystkich Świętych nie licują cmentarne zbiórki pieniędzy na rewaloryzację zabytkowych i zaniedbanych nekropolii (najczęściej zresztą
katolickich...). Wyjątkowy charakter dnia 1 listopada na cmentarzach podkreślają natomiast zbiórki na seminaria duchowne.
Nie dość, że państwo nie utrzymuje seminariów, to jeszcze
wchodzi im w paradę, wyrażając zgodę na zbiórki!
Polski Kościół watykański uruchomił kolejną usługę – każdy, kto
zarejestruje się w serwisie Moja Wiara, dostanie co miesiąc 44
SMS-y z biblijnymi cytatami. Księża liczą, że skłoni to wiernych
do refleksji...
Za głód ducha trzeba jednak płacić – koszt usługi to 9 zł plus VAT.
WARSZAWA Trzydziestoosobowa grupa członków Krajowej
Wspólnoty Emerytów i Rencistów wtargnęła do Ministerstwa
Gospodarki, Pracy i Polityki Socjalnej, domagając się ustąpienia
Jerzego Hausnera.
Twierdzą, że nie będzie to ich bój ostatni...
GDAŃSK Tak jak zapowiadaliśmy („FiM” 33/2003), prałat Henryk Jankowski, a właściwie jego fundacja, stanie się właścicielem
gdańskiego szpitala przy ulicy Łąkowej. Jankowski jako jedyny oferent nabędzie obiekt za 7 mln złotych. Tyle że... zapłaci tylko 2 miliony, i to nie swoje, bo prywatną klinikę chirurgiczno-kardiologiczną Jankowskiego chce wspierać Prokom i Polonia amerykańska.
Ludzie! – CUD, po prostu CUD!!!
PUCK Z braku dowodów przestępstwa prokuratura zawiesiła śledztwo w sprawie rzekomych aborcji dokonywanych na holenderskim
statku Langenort w czerwcu br. Doniesienie złożyli wówczas
członkowie LPR.
Rzeczywiście, aktywiści LPR padli ofiarą skrobanki. Skrobano
mózgi, a w rolę ginekologa wcielił się Kościół.
WATYKAN Hucznie obchodzono imieniny Karola, czyli święto
narodowe Watykanu. Janowi Pawłowi, oprócz uroczystego posiłku w towarzystwie kardynałów, zorganizowano wieczór muzyki
i poezji. Poematy Wojtyły i inne pobożne śpiewali i recytowali przed
Najświętszym Obliczem m.in.: Stanisław Sojka, Edyta Geppert,
Halina Frąckowiak, Danuta Stenka, Krzysztof Pieczyński i Artur
Żmijewski.
Organizatorzy znają Karolowy gust: nic mu nie sprawi większej
przyjemności niż własna twórczość...
NIEMCY Wybuchł antysemicki skandal: poseł do Bundestagu ze
związanej z Kościołem Chrześcijańskiej Demokracji, Martin Hohmann, porównał zbrodnie „bolszewików pochodzenia żydowskiego” do holokaustu. Nazwał też Żydów „narodem sprawców zbrodni”. Od Hohmanna odcięli się wszyscy z własną partią włącznie,
a poparł go jedynie generał Reinhard Guenzel, dowódca sił specjalnych armii. Guenzel natychmiast został zdymisjonowany przez
ministra obrony i przeniesiony do rezerwy.
W Polsce, kraju tolerancji (czyt. bezprawia), byle Bubel od lat
nawołuje do mordowania Żydów. I nic.
LITWA Czym są polskie afery wobec oskarżenia przez litewskie
media samego prezydenta Rolandasa Paksasa o powiązania z rosyjską mafią?
Małym pikusiem Rywinkiem!
ROSJA Aleksiej II, przywódca rosyjskich prawosławnych, wyraził ubolewanie, że stosunki Cerkwi z Watykanem nie ulegają poprawie, a słowa papieża rozmijają się z czynami. Bardziej pojednawczo nastawiony wydaje się Putin, który strzelił nawet komplementem: „Papież jest osobą inteligentną i mądrą”.
Panie Putin: ON jest osobą NAJmądrzejszą i NAJinteligentniejszą!
Prokuratura pod naciskiem Putina nakazała aresztowanie czołowego rosyjskiego biznesmena, Michaiła Chodorkowskiego (10 mld
dolarów majątku!). Co najciekawsze, aresztowano także akcje przedsiębiorcy oskarżanego o oszustwa podatkowe, czyli o rzecz oczywistą w krajach na wschód od Bugu.
Jak się Putinowi skończy kadencja, zapraszamy do Polski.
DANIA Specjalista od międzynarodowego terroryzmu – Rohan
Gunaratna – uważa, że islamscy bojownicy mogą wkrótce zaatakować cele w Europie. Na pierwszy ogień miałyby pójść Dania,
Norwegia i Polska – za inwazję na Irak. Zdaniem Gunaratny,
w krajach skandynawskich mieszka już wielu bojowników al-Kaidy,
przeszkolonych w latach 1999–2001 w Afganistanie.
Kiedy facet wypowiadał te „mrzonki”, przed ambasadą holenderską w Turcji eksplodował samochód-pułapka.
IRAK Po zestrzeleniu amerykańskiego helikoptera (15 trupów) wśród
Irakijczyków pod Bagdadem zapanował powszechny entuzjazm.
Opublikowano także dane, według których była firma wiceprezydenta Cheneya – Haliburton – na samym wożeniu benzyny z Kuwejtu
do Iraku zarobiła w ostatnich miesiącach 162 mln dolarów.
Sojusznicy, moglibyście choć nasze „mrówki” przygraniczne zatrudnić.
Nie rzucim kruchty
U
ważam się za patriotę. Takiego, co to chce dobrze dla
Polaków, niekoniecznie dla Polski. Dlatego gotów byłbym
przyklasnąć unijnemu rozbiorowi naszego pięknego kraju, gdyby tylko Unia zechciała go faktycznie dokonać. Z tej okazji
całą naszą narodową tradycję, wraz z pomnikami, cmentarzami, kościołami i kremówkami papieskimi można by zaorać,
przyklepać i obsiać unijnym zbożem. Aby tylko rosło i dało
chleb Polakom. Taki ze mnie patriota.
Bywają jednak nad Wisłą obrońcy polskości zgoła inni,
a nawet jest ich dużo więcej. Jeden z nich to dr Janusz Ratajczak, autor tzw. kłamstwa oświęcimskiego, według którego w Oświęcimiu nie było komór gazowych, a Żydzi pozabijali się tam sami, jak to Żydzi. Pan doktor, z braku innych trybun, ubogaca ostatnio fale eteru dyrektora Rydzyka. Ale bez
żartów – człowiek nie wypadł sroce spod ogona.
Nie zdziwiłem się zbytnio, gdy dużą publikację pt. „Koniec Polski według dr. Ratajczaka” zobaczyłem w „Nowej
Trybunie Opolskiej” znanej z klerykalnych tekstów i autorów,
jak na współczesną „Trybunę” przystało. Ale to, co przeczytałem, postawiło mi resztę włosów na plecach.
Autor już we wstępie lojalnie ostrzega, że „impulsywnie”
i „frontowo” postara się odpowiedzieć na pytanie: „dlaczego
Polacy na przełomie XX/XXI wieku dobrowolnie, z idiotycznym
uśmiechem na twarzy, zmierzają ku zatraceniu?”. Rzec można – kluczowy problem dla tych, którzy mają czas takie
problemy roztrząsać albo z tego żyją. Przytoczę obszerne fragmenty naprawdę ciekawej publikacji, pod
którą właściwie mógłbym się podpisać, gdyby nie... ale o tym później.
„Ostatnie 200 lat, czyli 1/5 naszego bytu
państwowo-narodowego, ukształtowały polski charakter
narodowy. Od końca XVIII wieku aż do
dnia dzisiejszego nie
uległ on większym
zmianom. Dlatego kroczymy od klęski do klęski. Oczywiście na własne życzenie (...)” – zaczyna swój artykuł bądź
co bądź historyk. „(...) XX- i XXI-wieczni Polacy są narodem
kompletnie, klinicznie, wręcz modelowo nieodpowiedzialnym
(...)”. Najlepszym tego przykładem, według Ratajczaka, jest
szybki upadek mocarstwa, którym niegdyś Polska była. Powód to „nieodpowiedzialność i głupota”, które akurat w polskim (klinicznym) przypadku „powtarzają się cyklicznie”. Ich
wynikiem były głupie „kolejne powstania narodowe robione
na zamówienie egoistycznej (co zrozumiałe!) zagranicy, insurekcja kościuszkowska (...)”, nie wyłączając powstania warszawskiego. „Z drugiej strony nie stać nas na bunt mądry,
uwzględniający sprzyjającą sytuację międzynarodową” – pisze Ratajczak i ubolewa nad zaprzepaszczoną szansą „wkopania w ziemię PRL z jej politykami, ekonomistami i czerwonymi profesorami od siedmiu boleści”. Takiemu „wkopaniu”
Reagan i Bush senior by przyklasnęli, a „Gorbaczow słałby
jakieś papierowe protesty warte klozetu”. Nie wiemy jednak,
niestety, jak taka rozprawa z PRL przysłużyłaby się polskiemu charakterowi narodowemu. Wszak to politycy i ekonomiści z obozu Solidarności są specjalistami od dziur budżetowych i monstrualnego bezrobocia. Trudno się jednak nie zgodzić z diagnozą polskich cech narodowych pióra dr. Ratajczaka, według którego Polaków „oprócz głupoty i nieodpowiedzialności cechuje słaby duch – tak zwany słomiany zapał,
którego konsekwencją jest najczęściej słaniająca się pod
płotem skacowana apatia. Owszem, Polak potrafi powiedzieć »a«, czasami również »b«, ale z »c« ma już kłopoty.
Brak konsekwencji i grzech zaniechania (...) Polacy, a jakże,
potrafią również wiele wycierpieć, ale nie zdają sobie sprawy, że cierpienie bez należytej zapłaty jest nic nieznaczącym
cierpiętnictwem. Historia prędzej czy później eliminuje takie
narody (...) Wcale niemały procent Polaków ma skłonność
do sklepikarskiego traktowania Ojczyzny. (...) Obecnie bulą
forsę panom posłom, radnym i profesorom III RP różni »zachodni inwestorzy«, szefowie niemieckich, w istocie antypolskich instytutów naukowych itp. (...) oto polska rzeczywistość,
oto polskie »byliśmy i jesteśmy k...mi« (...)”. Tych zdumiewających konkluzji i niewybrednych epitetów rzucanych narodowi przez narodowca jest całe mnóstwo. Wymienię je
więc dalej ciurkiem. Polacy to: męskie cioty, biedne pod każdym względem; puszą się wiedzą, która jest po prostu powierzchowna; mistrzowie pokrętności, nieszczerości, lokajstwa, nadskakiwania; brak im odwagi cywilnej, instynktu
stadnego i solidarności narodowej; na wszystko mają gotowe powiedzenie: jakoś to będzie. „Nie, drodzy Polacy. Ani jakoś, ani będzie. Zmierzamy..., co tam zmierzamy – właśnie
wpadamy w przepaść. Nawet tego nie zauważacie. Cóż, zapomniałem o waszej ślepocie” – kończy dr Ratajczak.
Niestety, poza epitetami i skądinąd przeważnie słusznymi spostrzeżeniami – nie otrzymaliśmy od autora długiego
tekstu odpowiedzi na dwa kluczowe pytania: 1. Skąd się wziął
ten dziadowski charakter Polaków?; 2. Jak uchronić naród
przed wpadnięciem w przepaść?
No to teraz ja – patriota ulepiony z tej samej gliny co Ratajczak, ale skutecznie nawrócony kosmopolita – korzystając
z nieuwagi (zamierzonej?) autora rozprawy, postaram się dać
własną odpowiedź. Jako historyk z pewnością pan doktor
wie, jaka to ideologia w ciągu tysiąclecia kształtowała niezmiennie polską mentalność, tę
u podstaw pod strzechami oraz tę na książęcych i królewskich dworach. Zapewne „przypadkiem” najbardziej zdewociali, katoliccy władcy Polski zaprzepaszczali historyczne szanse umocnienia polskiej
racji stanu. Dość wspomnieć Jagiełłę, który „odpuścił” Krzyżakom
po Grunwaldzie (wcześniej tę zarazę sprowadził nawiedzony
książę Konrad Mazowiecki),
czy Zygmunta III Wazę – pa-
pieskiego sługusa, który poparł unię
brzeską. Animozje z nią związane odczuwamy do dziś w kontaktach z Rosją. Równie „dziwnym trafem” osłabienie Rzeczypospolitej, a w konsekwencji rozbiory, poprzedziło umocnienie kościelnej kontrreformacji, rozwój zakonów, wzrost zamożności i znaczenia biskupstw oraz ekspansja wyższego kleru
w polityce państwa. Którzy biskupi byli posłami zdrajcami
i od których mocarstw brali pieniądze, też chyba nie muszę
przypominać.
Przez całe wieki, aż do wprowadzenia powszechnej edukacji i wyplenienia analfabetyzmu za czasów PRL (tak, tak!),
polski naród dosłownie skazany był na edukację z ambon. Dał
temu wyraz prześmiewca Mikołaj Rej, wkładając w usta Wójta słowa: „To mamy za wszytko zdrowie, co on (ksiądz
– dop. J) nam w kazanie powie”. W kościołach nasi przodkowie uczyli się obłudy i merkantylizmu, konstatując, że ksiądz
mówi swoje, a robi swoje: wyciąga do biedaków rękę po
dziesięcinę, jednocześnie przekonując o potrzebie życia w ubóstwie; ględzi chłopom o tajemnicy spowiedzi, by później przy
kartach zdradzać dziedzicowi, ile mu zboża z majątku wynieśli; chełpi się przed gawiedzią celibatem, a przed gosposią
tym, czym go grzeszna natura obdarzyła.
Zawsze i przede wszystkim liczy się interes Kościoła, jego majątek, przywileje oraz tzw. dobre imię. To skąd ta polska prywata? I wreszcie, narodowe sumienie przyzwyczajone do okresowych przepierek w konfesjonale, aby tym bardziej ochoczo grzeszyć od nowa, do następnej spowiedzi
itd., itp. Jakże inaczej (niż właśnie patologicznie) mógł się
ukształtować charakter narodowy Polaków, skoro Kościół katolicki i jego kapłani byli (i dla wielu są nadal!) pierwszymi
wzorami do naśladowania? Przecież tego, czego Zawisza Czarny się uczył, pan Zenek Czarnociński się nauczył i umie! Aż
tacy głupi to my nie jesteśmy.
Czy teraz już wiecie, doktorze Ratajczak, skąd ten idiotyczny uśmiech na twarzach Polaków i jak uchronić polski
naród przed przepaścią?
JONASZ
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
W
arto mieć w parafii jakiegoś dyżurnego zboczeńca.
To prawdziwy skarb, szczególnie wtedy, gdy pojawi się problem
w postaci zwłok nastolatki odnalezionych na plebanii.
Za kilka dni rozpocznie się w Kielcach ponowny proces w sprawie zabójstwa 14-letniej Joanny K. Pięć lat
temu nie wróciła po lekcjach do domu. Jeszcze 23 września 1998 r. około godziny 14 była widziana w pobliżu plebanii kościoła pw. św. Jana
Chrzciciela w Pawłowie. Jej ciało, owinięte w stare koce i wciśnięte pod łóżko, znaleziono dwa dni później w położonej na terenie zabudowań parafialnych, niezamieszkanej wikariatce.
W poszukiwaniach uczestniczyli
szkolni koledzy dziewczynki. Przeszukali opuszczony budynek, ale jej nie
znaleźli. Nie zaglądali pod łóżko. Proboszcz – ks. Bogdan N. – namówił
ich, żeby zrobili to jeszcze raz. „Trzeba dokładniej przeszukać ten obiekt”
– powiedział niczym wizjoner...
Oględziny zwłok wykazały, że
dziewczyna została uduszona, a mord
miał podłoże seksualne, choć – jak
stwierdziła Krystyna Boroń z Prokuratury Rejonowej w Starachowicach – Joanna nie została zgwałcona!
O zbrodnię oskarżony został
mieszkający w tej samej wsi Jarosław
H. Ojciec dwojga dzieci, pomocnik
murarski z zawodu, w 1997 r. skazany na 1,5 roku więzienia za publiczne obnażenie się. Od chwili aresztowania konsekwentnie nie przyznawał się do winy. Ostatecznie skazano go na 4 lata więzienia, gdyż – zdaniem kieleckiego sądu – H. jedynie
utrudniał postępowanie karne, ukrywając prawdziwego sprawcę. Uratowała go opinia prof. Ryszarda
Pawłowskiego, biegłego genetyka:
„Badanie DNA włosów zabezpieczonych na garderobie dziewczynki wyklucza pochodzenie od oskarżonego. Także w materiale pobranym
z jej dróg rodnych nie stwierdzono
DNA Jarosława H.”.
Decyzją Sądu Apelacyjnego
w Krakowie proces zostanie powtórzony. Prokuratura upiera się, bowiem: „Nie znaleziono innej osoby,
N
iemcy, całkowicie zgodnie z prawem, mogą domagać się zwrotu około
30 tysięcy nieruchomości w Polsce. Mogą, bo katastrofalny błąd
popełniły polskie urzędy.
Niedawno – jako pierwsi w Polsce – napisaliśmy, że tzw. „wypędzeni Niemcy” czynią starania, aby
odzyskać swoje dawne, przedwojenne posiadłości. Nasza publikacja spotkała się z niedowierzaniem,
wręcz kpiną ze strony niektórych
polityków. Minęły dwa miesiące
i problem „wypędzonych” wszedł
na czołówki gazet, a o ewentualnych roszczeniach rozmawiają prezydenci Polski i Niemiec. Głośno
o tym także w telewizyjnych debatach i coraz głośniej wśród przestraszonych mieszkańców Szczecina, Wrocławia, Opola i innych zachodnich, polskich miast.
A my mamy kolejny pasztecik, w który znów władza uwierzy
GORĄCE TEMATY
Sutan-nowy
Inna z dziewcząt ujawniła, że też była na plebanii: „Ksiądz O. nagle
zaczął mówić coś o Joasi, a potem, gdy napomknęłam o jego związku ze sprawą, krzyczał,
by z niego nie żartować,
bo zarżnie”.
Wikary nie przyznał
się do przypisywanych
mu wypowiedzi: „Takie
żarty w stosunku do dzieci byłyby niestosowne. A zresztą, z wszelkich podejrzeń oczyściły mnie wyniki badań
DNA”. Sędzia Adam Kabziński dociekał, czy ksiądz przyjmował na plebanii dziewczynki ze szkoły w Pawłowie. „Tak, ale to jest ogólnie przyjęte” – odpowiedział ksiądz O.
Gminny listonosz opowiedział sądowi o kartce, którą tydzień po zabójstwie znalazł w skrzynce na listy.
Anonim dokładnie opisywał samochód widziany we wsi w dniu zaginięcia dziecka. Nawiązujące do tego faktu zeznanie złożył 14-letni szkolny kolega Joanny: „Widziałem w tym dniu
w pobliżu plebanii czarnego lub ciemnogranatowego sedana, a tuż
obok stał czerwony tico
lub uno. Przy samochodach rozmawiali dwaj
mężczyźni, których nigdy wcześniej nie widziałem. Zachowywali się
bardzo dziwnie. Usłyszałem tylko: »Dobra, a teraz spierdalamy«. Na
mój widok zamilkli”.
Sensacją procesu było ujawnienie związków
zastępczy
rodzinnych Jarosława H.
z księdzem Stanisławem H. (brat ojca oskarżonego), proboszczem jednej z podradomskich parafii. Dlaczego? Otóż, jak oświadczył przed sądem prof. Pawłowski,
„istnieje duże prawdopodobieństwo,
że ślady pobrane z plamy krwi zabezpieczonej na miejscu zbrodni pochodzą od osoby spokrewnionej z oskarżonym bądź jego ojcem”.
Sam ks. H. (niżej fragment jego
zeznań) kategorycznie odciął się od
sprawy:
wątek zbrodni
Usiłował bagatelizować, twierdził,
że chyba „ksiądz szokiem nazwał jedynie reakcję na to tragiczne wydarzenie”.
Sąd zapytał księdza N., skąd powziął przekonanie o społecznym
wstrząsie, jaki wywoła ujawnienie nazwiska sprawcy. „Już wtedy policja
mówiła mi, że podejrzewają mieszkańca Pawłowa, wcześniej karanego
za podobne przestępstwa” – odparł
proboszcz. Skoro tak, to gdzie tu miejsce na szok?
Inny ze świadków twierdził, że
dzień przed zabójstwem zauważył dziewczynkę spacerującą z wi-
której można by postawić zarzut”. Takie curiosum znalazło się w argumentacji oskarżyciela, żądającego dla H.
25 lat pozbawienia wolności.
Jarosława H. bronił znany kryminolog prof. Jan Widacki (jeden
z droższych adwokatów w Polsce) oraz
mec. Jerzy Siwonia. Są zgodni: „Faktyczny sprawca zbrodni wciąż pozostaje na wolności. Już w śledztwie pojawiły się osoby, od których powinny
zostać pobrane ślady do badań DNA,
a tego nie uczyniono”. Kogo mają
na myśli?
Choć większość mieszkańców wsi
zarzekała się w trakcie śledztwa, że
nic nie widzieli i nic nie
słyszeli (ba!, nawet nie
rozmawiali o zbrodni),
to z czasem mur solidarnego milczenia zaczął
pękać.
Jeden ze świadków
zeznał (zarówno w prokuraturze, jak i w toku
procesu), że tuż przed
pogrzebem dziewczynki
ksiądz N. wyznał mu:
„Nawet nie podejrzewacie, kto to zrobił. Wkrótce się dowiecie. Będziecie tym wszyscy zaskoczeni, całe społeczeństwo”. Jeszcze w trakcie egzekwii podszedł do świadka organista. Miał wiadomość od proboszcza: „Błagam, nikomu nie powtarzaj tego, co przed
chwilą usłyszałeś”.
Organista potwierdził w prokuraturze, że również jemu proboszcz
sugerował, że wie, kto jest mordercą. „Gdy społeczeństwo pozna, kto
to zrobił, będzie w szoku” – cytował
swojego chlebodawcę. Przed sądem
wycofał się z wcześniejszych zeznań.
kariuszem – ks. Piotrem O. – w
okolicach miejscowego cmentarza:
„Wyglądało to tak, jakby ksiądz przygadał sobie jakąś”...
Charakterystyczne były zeznania
dwóch koleżanek Joanny K.: „Półtora miesiąca po tragedii zaprosił nas
do siebie ksiądz wikariusz. »Wiem, że
niektórzy mieszkańcy Pawłowa oskarżają mnie o to morderstwo« – powiedział. – Pytał, czy nie boimy się, że
nas zabije i podrzuci do wikariatki”.
dopiero za kilka miesięcy i... znów
obudzi się z ręką w nocniku.
Jest bowiem tak: w latach
1956–1982 wyjechało z Polski ponad
milion obywateli pochodzenia nie-
dodamy informację, że polscy urzędnicy zaspali, a mianowicie nie wydawali decyzji o przejęciu nieruchomości przez Skarb Państwa, a nawet
jeśli decyzję ową wydali, to nie skła-
Zbrodniarz
DRANG NACH OSTEN (4)
RP Dezerterzy
mieckiego. By móc to uczynić, podpisywali tak zwany dokument podróżny, w którym zrzekali się raz
na zawsze obywatelstwa polskiego
i praw do wszelkich nieruchomości
pozostawionych w Polsce. Gdyby się
jakiś „dezerter” nie zrzekł praw do
własności, pozwolenia na wyjazd by
nie otrzymał.
Do tej pory wszystko jest logiczne, ale logicznym być przestaje, gdy
dali wniosku do sądu o dokonanie
wpisu do księgi wieczystej.
No i mamy teraz spory problem: tysiące nieruchomości zarządzanych (TYLKO!) latami przez
państwo (remonty, ogrzewanie, gaz,
prąd, kanalizacja, telefony itp.) jest
de facto nadal własnością niemieckich właścicieli.
Ktoś powie: wszak zrzekli się
na piśmie, więc gdzie jest problem?
Problem jest takiego rodzaju, że
lwia część tych dokumentów (owych
zrzeczeń) zaginęła w tajemniczych
okolicznościach. Poza tym każdy
adwokat, niekoniecznie nawet niemiecki, udowodni, że zrzeczenia
owe były pisane pod przymusem,
który uniemożliwiał (w przypadku
niepodpisania dokumentu) legalny
wyjazd do ojczyzny (Niemiec).
Stan na dziś jest więc taki: nie
ma wpisu do ksiąg wieczystych, nie
ma dokumentów potwierdzających
decyzje administracyjne urzędników, nie ma kwitów potwierdzających zrzeczenie się nieruchomości.
Co więc jest? Około 30 tysięcy niemieckich wniosków o zwrot kamienic, młynów, domów, gruntów.
Ale to jeszcze nie koniec głupoty polskiej administracji. Oto
Niemiec, jak już odzyska swoją
dawną własność (a w tej sytuacji
odzyskać ją musi), może zażądać (i jako Niemiec z pewnością
3
Sędzia: – W materiałach śledztwa
są informacje, że kilkanaście razy wraz
z oskarżonym wyjeżdżaliście na dyskoteki, a tam oskarżony przyprowadzał do samochodu dziewczęta.
Ksiądz Stanisław H.: – To absolutne oszczerstwa zrodzone w czyjejś
chorej wyobraźni.
Oszczerstwa? Doprawdy, trudno
znaleźć motyw do pomówień ze strony bratanka...
Chorej? Jest faktem, że po dwóch
latach tymczasowego aresztowania Jarosław H. schudł ze 130 do 50 kg, co
biegli skwitowali następująco: „...cierpi na silną depresję, która spowodowała utratę masy ciała, niewielki zanik mięśni, ogólne wyczerpanie i osłabienie”. W konsekwencji sąd zamienił areszt na przymusowy pobyt
w szpitalu dla nerwowo i psychicznie
chorych w Krychnowicach koło Radomia. Jednak zeznania na temat wujka księdza, Jarosław H. złożył dużo,
dużo wcześniej!
Tuż przed wydaniem wyroku ojciec zamordowanej dziewczynki
oświadczył: „Jestem pewien, że to
on (Jarosław H. – dop. A.T.) zabił
moją córkę, a pomagał mu jego wujek ksiądz. Kiedy wyszedł z aresztu,
kupił mu dom i samochód. Na pewno zapłacił ksiądz, bo skąd H. miałby na to pieniądze?”.
Z kolei Jarosław H. pyta: – Dlaczego do badań nie pobrano próbki DNA od księdza N.? Przecież
to on zachowywał się w tych dniach
najbardziej podejrzanie i wiedział
o wiele więcej, niż miał prawo wiedzieć.
– Aśka była bardzo nieufna i nikt
obcy nie namówiłby jej na spotkanie. To działo się w biały dzień. Niedaleko, na placu przed kościołem, stała grupa ludzi, więc kompletną bzdurą są wersje o jakimś podstępnym lub
siłowym uprowadzeniu. Myślę, że była umówiona z księdzem – mówi mi
jedna z jej szkolnych koleżanek.
Spotkanie? Z którym księdzem?
Czy rozpoczynający się ponowny proces ujawni wreszcie role, jakie panowie w sutannach niewątpliwie w tej
sprawie odegrali?
ANNA TARCZYŃSKA
Fot. archiwum
zażąda) czynszu za korzystanie
z jego nieruchomości. Będą to
sumy astronomiczne w każdym
pojedynczym przypadku.
Czy to znów są tylko nasze
czcze, kasandryczne wieszczenia?
Otóż nie! Już dwa takie przypadki miały miejsce: W Kędzierzynie-Koźlu niemiecka rodzina odzyskała właśnie okazałą nieruchomość
tylko dlatego, że urzędnicy zagubili gdzieś kwit potwierdzający zrzeczenie się do niej praw.
Sąd w Głogówku przywrócił
prawa własności do kamienicy innym Niemcom, bo urzędnikom nie
chciało się wcześniej dokonać stosownych wpisów do księgi wieczystej. Za to chciało im się wydzierżawić ową kamienicę rodzinie polskiej, która w nieruchomość inwestowała przez lata ciężką kasę. Ciąg
dalszy, NIESTETY, nastąpi.
MAREK SZENBORN
ANNA KARWOWSKA
4
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Niebo gwiaździste
„Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie” – napisał Emmanuel Kant. A na czym jak na czym,
ale na kantach to my – Polacy – znamy się doskonale. Ot, naród filozofów, jasna cholera.
Kto nie lubi wyjść sobie ciepłą
nocą na spacer i popatrzeć na gwiazdy? Ja lubię bardzo. A Wy? Wszak
dopiero wówczas człek widzi swoją
nicość, swoją małość i przybliża się
do Absolutu – czymkolwiek ten Absolut się nam wydaje. Tysiące światełek na niebie skłaniają do pocałunków, do westchnień i uniesień – gdy
spacerujemy z miłą sercu osobą
– albo do rozważań egzystencjalnych
lub astrofizycznych.
Szedłem sobie tedy po parku,
podniosłem głowę i tak oto myślałem: O! Jaki piękny księżyc w pełni.
Ten przyjaciel Ziemi oddalony jest od
nas o 400 tysięcy kilometrów... a tymczasem premier Leszek Miller twierdzi, że Polska nie ma prawie żadnych
zaległości w negocjacjach z Unią Europejską. Unia jest szczera i jest odmiennego zdania. Lubię księżyc na
nocnym niebie... Millera mniej.
A ta nasza biedna planeta Ziemia (i jej satelita) ogrzewana jest
przez Słońce, do którego mamy marne 150 000 000 kilometrów. Cały
nasz układ planetarny ma promień
o długości zaledwie 6 000 000 000
kilometrów, a taki facet o imieniu
Jan Paweł II akurat nie dostał Nagrody Nobla.
Lecz co tam Nobel, jeśli wziąć
pod uwagę, że nasza Galaktyka składa się z około 100 000 000 000 gwiazd.
Prawie każda z nich ma najprawdopodobniej swój własny układ planetarny, a na trzeciej planecie każdego z nich też pewnie ktoś właśnie
Nobla nie dostał. Nie ma więc o co
kruszyć kopii. Z drugiej strony mamy w Galaktyce sto miliardów mocno wkurzonych facetów.
Najbliższą Ziemi gwiazdą (poza
Słońcem) jest Proxima Centauri.
O tym, czy tamtejszy jakiś JPII dostał Nobla, dowiemy się dopiero za
2 000 000 lat, bo tyle potrwa lot wywiadowczy tam i z powrotem. Nawet
światło (300 000 kilometrów na sekundę) potrzebuje 4 lat na przebycie tej drogi – w jedną stronę.
Uzbrojony zapewne w ową informację Aleksander Kwaśniewski powiedział dziennikarzom, że współczuje swojej żonie, która ewentualnie
chciałaby kandydować w przyszłych
wyborach prezydenckich. Współczuje, bo to trudne wyzwanie. On już się
tak, bidak, szarpie drugą kadencję.
Bogatszy o tę wiedzę spojrzałem
na dobrze znaną Gwiazdę Polarną.
Odległość od Ziemi sprawia, że światło biegnie od niej 700 lat. Innymi
słowy, widzimy to, co gwiazdeczka ta
wyemitowała w XIV wieku, czyli wtedy, gdy Kościół rozpalał na naszej
planecie stosy.
Przy okazji muszę zmartwić biblistów. Cała Droga Mleczna (firmament nieba), którą z takim mozołem tworzył Wasz Bóg aż sześć
dni, to zaledwie marny ułamek
wszechświata. Takich bowiem galaktyk naukowcy odnaleźli do tej pory
ponad 100 000 000, a Rywina
– jak się okazuje – nie należy sądzić
za płatną protekcję, tylko za korupcję, bo za to dostanie więcej do odsiadki.
Nie patrzmy jednak aż tak daleko. Najbliższą nam galaktyką jest
Andromeda. Składa się ze 100 000
000 000 gwiazd, czyli z możliwości
D
o końca kadencji pozostało Sejmowi około półtora roku. To niewiele na wywiązanie się z podjętych zobowiązań, zwłaszcza że przez dwa lata parlament nie był w stanie podjąć żadnej inicjatywy ustawodawczej w sprawie prawa do przerywania ciąży.
Ustawa do laski
Obecna ustawa antyaborcyjna wymaga radykalnej
zmiany. W Sejmie trwają prace nad nowym projektem
regulującym kwestię przerywania ciąży. U jego podstaw
leży projekt przygotowany przez organizacje kobiece, oparty na uniwersalnych prawach człowieka, w tym na prawie kobiety do samostanowienia. Projekt opiera się na
założeniu, że prawo do godności, równego traktowania,
zdrowia, prywatności, decydowania o swoim życiu osobistym i wolności sumienia – to podstawowe prawa człowieka. Prawa te, stanowiące wartość konstytucyjną, powinny być chronione przez państwo. Co więcej, projekt
przyjmuje poszanowanie praw reprodukcyjnych należących do katalogu podstawowych praw człowieka, uznając
tym samym prawo każdego do odpowiedzialnego decydowania o posiadaniu dzieci oraz prawo dostępu do informacji, edukacji, poradnictwa i środków umożliwiających korzystanie z tego prawa.
Zgodnie z projektem, kobieta miałaby możliwość
przerwania ciąży do 12 tygodnia bez podawania przyczyn.
Lekarz mógłby odmówić przerwania ciąży na bardzo
określonych zasadach: jego decyzja o korzystaniu z klauzuli
istnienia tyluż światów... o Boże...
i z tyluż Glempów... tych samych
Glempów, którzy na razie mogą spać
spokojnie, bo z przecieków wynika,
że out pójdzie biskup Gulbinowicz
z Wrocławia.
Owa Andromeda, na której
szczęśliwie (zapewne) nie ma Glempa oddalona jest od nas o 700 kiloparseków. Zaś jeden kiloparsek
to czas, jaki światło pokonuje przez
3000 lat. W tym czasie „Gazeta Wyborcza” zastanawia się jednak, kto
zastąpi prymasa. W naszym najbliższym otoczeniu (1000 kiloparseków)
jest równo 30 takich jak Andromeda galaktyk. Każda z nich ma
mniej więcej po sto miliardów
gwiazd, a poseł Ziobro znów chce
przesłuchiwać premiera, zaś SLD
ma dylemat, czy specjalnie nie przegrać najbliższych wyborów, aby się
samooczyścić.
Oto są skale zjawisk. Żyjemy na
tej naszej śmiesznej Ziemi, która
– niosąc na sobie papieży, Glempów, Kwaśniewskich i Millerów
– z niesamowitą szybkością obiega
Słońce, a wraz z nim – centrum Galaktyki. Jeden obieg to 200 000 000
lat. Zamknijmy oczy i spokojnie pomyślmy o tym. A w najbliższą noc
pójdźmy na spacer. Na pogodnym
niebie łatwo odnaleźć Wielki Wóz.
Jest w nim taka gwiazda (Koń), która znajduje się dokładnie na przełamaniu dyszla. Obok niej (na godzinie 11) można czasem dojrzeć
maleńką gwiazdeczkę (Jeździec),
którą widzi tylko 5 procent ludzi na
świecie. Zachęcam do jej poszukania. Zapewniam, że odnalezienie
Jeźdźca sprawi wam więcej radości
niż lektura porannej prasy codziennej.
MAREK SZENBORN
sumienia będzie podana do publicznej wiadomości i musiałby się do niej stosować zarówno w szpitalu, jak i w
gabinecie prywatnym. Zgodnie z zasadą, że aborcja powinna być legalna, bezpieczna i rzadka, projekt zakłada
powszechny dostęp do antykoncepcji, co można osiągnąć
dzięki stworzeniu sieci poradni publicznych (co najmniej
jednej w każdym powiecie) propagujących nowoczesną
antykoncepcję. Antykoncepcja ma być tania, by mogły sobie na nią pozwolić osoby bezrobotne czy nastolatki, jak
ma to miejsce w wielu krajach europejskich. Leczenie
bezpłodności byłoby objęte ubezpieczeniem zdrowotnym.
Projekt znalazł uznanie Parlamentarnej Grupy Kobiet,
która podjęła się koordynacji prac nad ustawą. Pracami
kieruje Joanna Senyszyn – energiczna posłanka z Gdyni.
Tymczasem ostatnie wypowiedzi liderów SLD wzbudziły poważny niepokój. Wystarczyło, by hierarchowie kościoła tupnęli nogą, a już SLD mruga okiem we wszystkich kierunkach: organizacje kobiece Sojusz próbuje przekonywać, że jest zdecydowany zrealizować swoje obietnice wyborcze, hierarchów kościelnych przekonuje, że zmiana prawa nie nastąpi; społeczeństwu oznajmia, że jeśli
zmiana ustawy nie nastąpi, to będzie sobie mogło przynajmniej podyskutować.
Jest to ostatni moment, by SLD wykazało rzeczywistą, a nie udawaną wolę polityczną realizacji swoich zobowiązań przedwyborczych. Władze Sojuszu muszą zrozumieć, że wyborcy nie dadzą się dłużej zwodzić. W tej
sprawie, choćby się nie wiem jak bardzo starało, nie zadowoli wszystkich. Tylko konsekwentne działanie pozwoli zachować resztki wiarygodności.
WANDA NOWICKA
Prowincjałki
Wpadłeś, bracie, za jazdę po pijaku
i straciłeś prawko? Nie pękaj! Za jedyne 3 tys. pani Jadzia załatwi sprawę od ręki. Jadwiga P., woźna z prokuratury w miejscowości Przysucha, miała dostęp do różnorodnych dokumentów
i urzędowych pieczątek. „Klientów” wybierała sama, dzwoniła, inkasowała
pieniądze i wydawała dokumenty. Wpadła przez przypadek, bo jednego z kierowców jeżdżących na podwójnym gazie zatrzymał ten sam policjant. Woźna
jest osobą nadzwyczaj religijną. Pod jej wpływem koleżanki z więziennej celi
porobiły sobie różance z chleba i kilka razy dziennie oddają się... modlitwie.
„ŚWIĘTA” WOŹNA
Dziesiątki świadczeń nie trafiło do
gdyńskich rencistów i emerytów, ponieważ 37-letni listonosz Ireneusz M. przepił je i przehulał w... agencjach
towarzyskich. Gdy wreszcie po czterech dniach zakończył balangę, natychmiast zameldował się w jednym ze szpitali i jako alkoholik poprosił o pomoc.
Miał jeszcze 8 tys. zł, o czym nawet nie wiedział. Dla policjantów i przełożonych listonosza zagadką pozostaje, w jaki sposób w ciągu kilku dni stracił aż 26 tys. zł. A nas zastanawia jeszcze jedno – gdzie znajdują się tak
uczciwe panienki, które nie oskubały pijaniutkiego klienta?
LUDZIE, ZEJDŹCIE Z DROGI
Wyjątkowym tupetem wykazał się kierowca czerwonej toyoty, który na parkingu w Radomiu przejechał młodego człowieka. Ofiara wypadku zmarła po
kilku dniach, a sprawca – tuż po pogrzebie – zgłosił się do matki Darka, by
wypłaciła mu 6 tys. zł odszkodowania za uszkodzony samochód. Jak się
okazało, właściciel toyoty nie miał żadnych problemów z ustaleniem potrzebnego mu adresu, podczas gdy matka ofiary przez długi czas nie mogła
się dowiedzieć, kto jest winien śmierci jej syna. Na domiar bezczelności
sprawca tragedii nadal bezkarnie jeździ po drogach, bo policja nie zabezpieczyła śladów wypadku i być może celowo zatuszowała sprawę.
TOYOTA NAD ŻYCIE
Przez kilka lat na Podkarpaciu działała zakonspirowana szajka. Za 9 tys.
dolarów oszuści umożliwiali wyjazdy do USA, fałszując dokumenty wizowe
i paszportowe. A że w stosunku do swoich „klientów” zachowywali się niezwykle lojalnie, np. pilotując ich przez granice i pomagając po wpadce, nie
było chętnych do sypania oszustów. Wreszcie coś nawaliło w przestępczym
eldorado i 11 sprytnych Polaków nakryli stróże prawa. Amerykanie mówią,
że po 1 stycznia przyszłego roku, gdy wprowadzone zostaną skanery źrenic
i kontrola odcisków palców, takie oszustwa nie będą miały miejsca. Zobaczymy...
RP
POLAK POTRAFI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE
Norwescy parlamentarzyści w kontekście zbieżności beatyfikacji Matki
Teresy z jubileuszem pontyfikatu Jana Pawła II dali Kościołowi znak,
gdzie widzą dla niego przestrzeń działania. Slumsy – tak, ale wara od
rządu dusz.
(„Niedziela Warszawska” 43/2003)
¶¶¶
Jest naszym pragnieniem, by na jednego księdza wypadało tysiąc mieszkańców. W naszej diecezji wypada ponad dwa i pół tysiąca. Dlatego zlitujcie się nad nami! W naszym seminarium jest jeszcze trochę wolnego
miejsca.
(bp K. Romaniuk do ministrantów podczas Pierwszego Zlotu Służby
Liturgicznej)
¶¶¶
Wygląda na to, że UE ma być nirwaną. W momencie naszego wejścia
do niej mamy tracić naszą bytowość, nasze „ja”, naszą tożsamość, nie
mieć już żadnego własnego interesu, a tylko mamy rozpłynąć się w ogólnym interesie Europy, jak słowiańska kropla w germańsko-romańskim
Atlantyku. (...) Cherubini „raju” europejskiego, prezydent Francji
i kanclerz Niemiec, czuwają u bram „raju”, byśmy tam nie przyszli w roli trzeciego cheruba, lecz w roli ich parobka i dłużnika.
(ks. prof. Cz. Bartnik, „Nasz Dziennik” 255/2003)
¶¶¶
Wielki pokaz telewizyjny rzekomo na cześć Papieża, przez który TVP usiłowała sobie podreperować opinię w Narodzie, zanim dokona moralnego
samobójstwa przez podjęcie (zawsze wraz z rządem) zmasowanej akcji propagandowej na rzecz zabijania dzieci poczętych i prawnego uprzywilejowania zboczeńców.
(ks. prof. J. Bajda, „Nasz Dziennik” 250/2003)
¶¶¶
Nie wiadomo, czy pan Miller, będąc w Rzymie, spowiadał się ze swoich
niecnych zamiarów przed Papieżem, kiedy „dziękował Mu za 25 lat pontyfikatu”. (...) Bo jak można z czystym sumieniem spojrzeć w oczy Ojcu Świętemu, szykując w zanadrzu sztylet legislacyjny, gotowy zadać cios
w serce Kościoła i Papieża?
(jw.)
Wybrała O.H.
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
JONASZ NADCHODZI!
Nasz „rodzony” Jonasz kupuje
kościół w podłódzkim Dalikowie.
O tym jest już głośno. Na proboszczów w całej Polsce padł blady strach,
że to dopiero początek Jonaszowych
zapędów. Pierwszy przejął się tym
ks. Apoloniusz Leśniewski z parafii Ostrobramskiej Matki Miłosierdzia w Olsztynie. Zabił on deskami
Atrakcja druga: z nowym rokiem
akademickim począł się tu kształcić na księdza pan Choong Chun
Yean, Chińczyk z Malezji. W Anglii studiował ekonomię, ale poznał
jakiegoś księdza „łowcę głów” i dał
Rzecz w tym, że na tej samej sesji Rady Miasta stanowczo odmówiono Adwentystom Dnia Siódmego drobnej korekty w planie dla
gruntów przy ulicy Okólnej, uniemożliwiając w konsekwencji wybudowanie tam kaplicy. Radnym nie
chciało się nawet dyskutować o wniosku i odrzucili go głosami prawicowych klubów Porozumienie Toruńskie i Obywatele Torunia.
A.T.
DUCHU PRZYBYWAJ
schody prowadzące do kościoła, by
nikt się na nich nie poślizgnął i nie
wystąpił czasem o odszkodowanie.
Stopnie pozostaną zaryglowane do
wiosny – wtedy deski zastąpi metalowy płot. Parafianom zostało bezpieczniejsze, boczne wejście – bez
schodów. A może lepiej zabić dechami cały kościół? Posadzka przecież śliska...
PaS
WYKUPIĆ OSZUSTÓW
Ciężkie czasy nadchodzą dla
komorników Bozi. Lubiński komornik właśnie wystawił na licytację
cztery salezjańskie nieruchomości:
dwie kamienice, grunt i siedzibę
Fundacji im. Jana Bosko. Na razie nie planuje sprzedaży kościoła, który jest zastawem pod dług
zakonników. Spłata całego zadłużenia zakonu (z odsetkami) przekracza 200 mln zł! Z wystawionych
teraz na licytację nieruchomości
można uzyskać zaledwie... 2 mln
zł. Spieniężone obiekty, zakupione przecież kiedyś za pieniądze parafian, pójdą na poczet oszustw ks.
Matkowskiego i spółki. Ale komornika mogą się też spodziewać
osoby, które za namową lubińskich
księży wzięły na siebie kredyty dewizowe. Jak dotąd – komornicze
nakazy otrzymało 30 osób. Zapłacą za oszustów i własną naiwność,
zwaną wiarą w Kościół.
PaS
ZNACZY ZŁODZIEJ
Łódzkie Wyższe Seminarium
Duchowne ma dwie nie lada atrakcje. Pierwsza to intensywne śledztwo mające ustalić, kto ukradł 45
tys. zł z dwudniowej kwesty na
cmentarzach. Zginął bilon posegregowany w dziewięciu woreczkach
– przyznał prorektor ks. Dariusz
Kucharski. Złodziej trochę się natrudził, bo forsa ważyła prawie 60
kg. Zdaniem policji, która jeszcze
nic nie wie, w kradzież niewątpliwie zaangażowany był „ktoś z wewnątrz”.
się namówić na chrzest w Justynowie k. Łodzi. Zaraz potem poczuł
powołanie, więc wstąpił do najbliższego seminarium. Nauka idzie mu
bardzo dobrze – najlepsze stopnie
ma z wf., a konkretnie z karate. Są
pewne kłopoty ze spowiedzią, ale
przecież ojciec duchowny ks. Jerzy
Świątek jest także egzorcystą diecezjalnym i nie z takich powłok cielesnych diabła przeganiał. Z Malezyjczykiem studiują też dwaj Białorusini. Niespecjalnie lubiani, a nawet podejrzewani przez niektórych
kleryków o to, że są nasłani przez
Łukaszenkę.
A.T.
PEWNY INTERES
Proboszcz parafii pw. św. Floriana w Stalowej Woli wpadł na genialny pomysł. Otóż przez cały listopad
zaprasza do kościoła mieszkańców
poszczególnych bloków, by mogli polecać swoich zmarłych w ramach tzw.
wypominków. Przed mszą każdy
krewniak umarlaka musi oczywiście wstąpić do zakrystii i złożyć
odpowiednią ofiarę w kopercie. Obszerny kalendarzyk proboszcza obejmuje wszystkie dni miesiąca, nie wyłączając sobót i niedziel, a także
komplet domostw i przypisanych im
nieboszczyków. Ten biznesplan
przedkładamy pod rozwagę innym
proboszczom, bowiem czego jak czego, ale nieboszczyków to w tym kraju będzie coraz więcej.
RP
Miłośnicy Papy z nadmorskiej
Łeby zaskoczyli, że w ich mieście nie
dano jeszcze świadectwa uwielbienia
dla Białego Ojca. Pobożne władze,
z panią burmistrz Haliną Klińską
na czele, skrzyknęły więc grono hołdowników i w parku im. Jana Pawła II urządzono imprezę. Posadzono
dość duży dąb jako symbol trwałości, siły i mocy (to nie żart!) papieża. Spędzono młodzież szkolną, której nakazano sadzić obok więcej drzewek. A żeby było jeszcze śmieszniej, do każdego dołka wykopanego
pod drzewko wrzucano butelki,
w których były... wiersze jubilata oraz
hasła jemu poświęcone.
W niebo wypuszczono kilkaset
gołębi – symboli papieskiego pokoju. Ptaki dostały wariacji i miotały się jak oszalałe, ponieważ jednocześnie puszczono w górę kilkaset balonów. Oczywiście w biało-żółtych, czyli papieskich barwach.
Były – nieudaczny – wojewoda słupski, były senator AWS, a obecnie jałowy radny sejmiku wojewódzkiego z PO i PiS, Kazimierz Kleina,
zapiał do mikrofonu: – Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, tej Ziemi...
Ciągle mamy wielką nadzieję, że
w końcu zstąpi i odnowi...
J.K.
Nie płacili przecież ze swoich, tylko z publicznego. Od prywaciarzy
pasterz zgarniał więcej.
Kasa płynęła wartkim strumieniem na konto remontu organów
i teraz wrażliwe biskupie uszy będą
mogły raczyć się niebiańską muzyką.
J.K.
SYMULTANA
Gdańskim klechom nie wystarcza już to, że od ośmiu lat odprawiają publiczne modły – zwane litanią za miasto – przy pomniku poległych stoczniowców. Według ich
organizatora, pomorski ludek zdecydowanie za mało afiszuje swoją
wiarę.
W tym roku we Wszystkich Świętych ksiądz Zbigniew Drzała, organizator spędów, nakazał władzom
samorządowym urządzenie ich również w innych miastach Wybrzeża.
I tak pokorne władze Sopotu zorganizowały modły przy pomniku
ofiar II wojny światowej, gdynianie
zebrali się przy pomniku Ofiar Grudnia ’70, a mieszkańcy Elbląga przy
takim samym pomniku na placu Solidarności. Całość przedsięwzięcia
sutannowi nazwali pompatycznie Litanią Miast Wybrzeża. Według ks.
Drzały, takie publiczne mamrotanie
paciorków jest świadectwem walki
o wolność.
J.K.
POLITYKA
PRORODZINNA
Prawicowa ekipa rządząca Mazowszem ogłosiła, że brzydzi się korupcją i wyda jej bezpardonową walkę. Zwłaszcza wstrętne miało być wykorzystywanie stołków do prywatnych
biznesów. Ot, słowa, słowa, słowa...
Popatrzmy np. na Mazowiecki
Zarząd Dróg. Jeden z jego szefów
zlecał i nadzorował roboty drogowe prowadzone przez firmę... własnej żony. W latach 2002–2003 rodzinna spółka zarobiła milion osiemset tysięcy złotych.
MP
ORGANY BISKUPA
RATUSZOWY AMOK
KUDY DO RYDZYKA
Radni Torunia pokornie zatwierdzili plany inwestycyjne
o. Tadeusza Rydzyka. Oficjalnie
nazywa się to „Zmianą planu zagospodarowania przestrzennego na
terenach przy Porcie Drzewnym
w Toruniu”. Jak już pisaliśmy
(„Port to jest poezja” – „FiM”
24/2003), tatko kupił (o dziwo!) sobie te hektary za 4 mln zł, zamierzając wybudować m.in. studio telewizyjne, boiska sportowe, tereny rekreacyjne, przystań jachtową
i różne takie obiekty sakralne. Dajemy błogosławieństwo.
5
NA KLĘCZKACH
Biskup pelpliński Jan Bernard
Szlaga (na zdjęciu) za 950 tys. zł
zrekonstruował barokowe organy
w katedrze w Pelplinie.
Przez kilka lat szef diecezji pielgrzymował po pomorskich samorządach z zapowiedzianymi wizytami,
kolędami, poświęceniami i innymi
duperelami. Za zaszczyt ujrzenia
osoby biskupa władze gmin musiały zawsze kapnąć co łaska. W praktyce – nie mniej niż tysiąc złociszów.
Prawicowi radni Łomży w kościelnym amoku brną od sukcesu do
sukcesu – ledwie przebrzmiały echa
uroczystej intronizacji Chrystusa na
władcę Łomży i okolic, a już 29 października urządzili mieszkańcom
miasta nowy cyrk. Tym razem chodziło o nadanie nazwy „Solidarności” rondu u zbiegu ulic Zawadzkiej
i Piłsudskiego. Decyzja najbardziej
ucieszyła kilka tysięcy łomżyńskich
bezrobotnych (ok. 30 proc.), zawdzięczających tej organizacji swą
dzisiejszą nędzę. Ucieszyła tym bardziej, że rondo godne jest patronki – właśnie tam zdarza się najwięcej wypadków drogowych w mieście.
J. Rzep
KLAWISZE
ORGANOWE
Klawisze Zakładu Karnego
w Sztumie – zamiast pilnować skazanych – modlą się (o rozum?) do
Bozi. Oficerowie za przyzwoleniem
dyrektora Tadeusza Bubra-
-Bubrowieckiego systematycznie
uczestniczą w drodze krzyżowej na
jasnogórskich wałach. By nadać
większą rangę modłom, przywdziewają mundury i dopychają się do
obrazu. W Dniu Papieskim „święta delegacja” znów znalazła się na
Jasnej Górze, gdzie kapelan więziennictwa wygłosił spicz o sumieniu. Sam kapelan sumienie ma czyste... mało używane.
RP
ECCE PIJAK
Piotrkowski magistrat szkoli
sprzedawców sklepów monopolowych w temacie, jak rozpoznawać
nietrzeźwych klientów (w Polsce!).
Można się dowiedzieć, że pijak zazwyczaj bełkocze i chwieje się na
nogach oraz że może być wesoły lub
agresywny. Do przekazywania tej
nowatorskiej wiedzy został zatrudniony psycholog. Urząd „wyszkolił”
już 120 sklepikarzy, wydając na to
2,5 tys. zł. Nie wydaje nam się, by
ktoś organizujący podobne szkolenie był zupełnie trzeźwy.
PaS
O, HOLENDER!
Holandia pozbywa się kościołów. Coraz więcej budynków sakralnych jest zamykanych lub użytkowanych w innych celach. W ostatniej dekadzie liczba świątyń zmniejszyła się o 623! Część z nich to dziś
biblioteki, muzea, a nawet mieszkania. Szacuje się, że w ciągu najbliższych kilku lat aż jedna czwarta kościołów zmieni swój charakter z sakralnego na świecki. Obecnie tylko
10 proc. Holendrów uczestniczy
w nabożeństwach.
PaS
AUTOMIŁOSIERDZIE
Biskupi filipińscy, zaraz po powrocie z odprawy w Watykanie, gdzie
papież przypomniał im, że muszą
okazywać miłosierdzie księżom popełniającym przestępstwa seksualne,
ogłosili, że księżom pedofilom będzie dana szansa na poprawę. Arcybiskup Gaudencio Rosales przypomniał, że Watykan odrzucił jako „zbyt
surowe” prawo uchwalone przez biskupów amerykańskich, na mocy którego każdy sprawca miał być zawieszany w obowiązkach księdza.
Przewodniczący konferencji biskupów filipińskich, bp Orlando
Quevedo, twierdzi, że w ciągu 20 lat
dwustu księży popełniło przestępstwa seksualne. Ostatnio zawieszono kolejnych 34 kapłanów. T.Sz.
DYNI NIE CHOCZU
Moskiewskim szkołom zakazano obchodzić Halloween. Dyrektorom placówek polecono stworzenie w to miejsce nowych uroczystości uwzględniających wartości kultury rosyjskiej. Władzom nie podobają się w świętowaniu Halloween...
treści religijne, które nie przystają,
jak napisano, do świeckiego szkolnictwa. Kult śmierci ma szkodzić
psychice uczniów i ich duchowi.
W Polsce biskupom i księżom przeszkadza w Halloween... brak treści
religijnych.
PaS
6
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
J
ak w Polsce najszybciej zarobić dużą kasę? Najlepiej zagrać na naiwności lub głupocie,
głównie najstarszych i najbiedniejszych: emerytów, rencistów,
bezrobotnych. W maryjny interes
tradycyjnie umoczona jest Poczta Polska.
Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi w Krakowie zainwestowało niemało gotów-
rzecz jasna na wpłacaniu kasy. Podaje się konkretne stawki: od 20 do
100 złotych, przy czym za „stówkę”
i jej wielokrotność Matka Boska
„uczyni najwięcej, cicho działając
w głębi dusz tych, którzy uczestniczą”,
czyli wyłożą gotówkę. Dodatkowo,
czytając książkę, zyskujemy konkretną wiedzę na temat „jakie są przyczyny obecnego kryzysu rodziny i degradacji moralnej, przed którymi Mat-
Przesyłki
od Królowej
ki, żeby zafundować całej Wielkopolsce (w innych rejonach kraju też przerabia się taki numer, por. „FiM”
24/2003) wizerunek Matki Boskiej
Fatimskiej. Nie w wersji live ani nawet nie na szybie – lecz wyłącznie
na błyszczącym kolorowym papierze
i w skrzynkach pocztowych.
Krakowskie stowarzyszenie dodatkowo uszczęśliwiało na siłę tysiące osób, które nigdy nie zamawiały,
ale otrzymały paczki z książką pt.
„Fatima – orędzie tragedii czy nadziei?” pióra niejakiego Antoniego
A. Borellego (12 zł za egzemplarz!).
Doręczyciele za dostarczone książeczki żądali gotówki, jak choćby
od Iwony Raczek z Poznania czy
Marii Kaczmarek z Ostrzeszowa.
Innym razem pieniądze należało przesłać na konto Instytutu Edukacji Społecznej i Religijnej – też
w Krakowie. Dowiadujemy się, że
– kupując tego „białego kruka” od
ręki – mamy „ważne zasługi w oczach
Matki Najświętszej”. Powiększamy je
jeszcze bardziej, kiedy postanowimy
uczestniczyć – jak donosi załączona
reklama – w akcji „Orędzie fatimskie
nadzieją dla Polski” – no bo cóż innego?! Nasze uczestnictwo polega
K
ka Boska dawno przestrzegała”. A „jeśli Cię coś trapi, ale nie straciłeś jeszcze nadziei, spójrz na matczyną twarz
Najświętszej Panny” – troski miną,
kłopoty znikną...
– Za przesyłki, których nie zamawialiśmy – powiedziała prezes Federacji Konsumentów w Warszawie,
Małgorzata Niepokulczycka – nie
musimy płacić. Nasza federacja wraz
ze Stowarzyszeniem Marketingu Bezpośredniego zachęca do uczynienia
z własnej skrzynki pocztowej Czystego Punktu. Wystarczy na skrzynkę
przylepić odpowiednią naklejkę.
Stowarzyszenie z Krakowa musiało wydrukować naprawdę sporo
ulotek, skoro nasi Czytelnicy znajdowali w jednej skrzynce po kilkanaście, zaś akcja trwała kilka dni. – To
niedopuszczalne, by tak wiele druków znajdowało się w jednej skrzynce – grzmiał Radosław Kaźmierski
z biura rzecznika prasowego Poczty
Polskiej w Warszawie i skierował nas
do swojego odpowiednika w Okręgowej Dyrekcji PP w Poznaniu,
Jerzego Sygidusa.
– Mamy stosowną umowę
z krakowskim stowarzyszeniem
– mówi rzecznik Sygidus – która
ościelne imprezy dla młodzieży, w założeniu religijne, czasem wywołują zgorszenie. Czyżby to
oznaczało, że młodzi katolicy są skandalistami?
Organizowane corocznie przez kurię zielonogórsko-gorzowską Diecezjalne Dni Młodzieży odbywają się
przemiennie w Głogowie, Zielonej Górze i Gorzowie.
W tym roku wypadło właśnie na Gorzów. Taka impreza
musi mieć oczywiście jakieś fajne hasło, więc wymyślono (a biskup Adam Dyczkowski dał
imprimatur): „Młodzi! Podpalajcie świat miłością”.
– Chcemy, żeby młodzież szła i zarażała miłością kolejnych młodych ludzi – tłumaczył znaczenie sloganu
ks. Robert Patro, diecezjalny duszpasterz młodzieży.
No więc oni szli i, zgodnie z wolą swoich duszpasterzy,
zarażali.
Nabożeństwa, tańce i swawole odbywały się w rozstawionym na placu przy kościele Pierwszych Męczenników namiocie widowiskowym wypożyczonym przez
o. Tadeusza Rydzyka. „Zjazd odbył się niemal pod
naszymi oknami. Od rana na podwórkach, skwerkach
i ławkach młodzi gówniarze palili papierosy i pili piwo.
Wszędzie walały się rozbite butelki” – skarżyli się mieszkańcy osiedla Górczyn w listach do lokalnej prasy.
Ale co tam ranki! Dopiero wieczorem imprezka się
rozkręciła! „Zauważyłem z okna, że ktoś dobiera się do
początkowo objęła Poznań, a następnie miasta w całej Wielkopolsce.
Sprawdzimy informacje o ilościach
druków bezadresowych pozostawianych przez doręczycieli w jednej
skrzynce. Od razu powiem, że jeżeli
klient nie życzy sobie otrzymywania
jakichkolwiek druków, może powiadomić o tym najbliższy urząd pocztowy. Ci, którzy tak zrobili, nie dostali nawet Konstytucji RP, rozsyłanej przez Kancelarię Prezydenta...
Konstytucji od Kwacha mogli nie
dostać, ale Matkę Boską Królową
Polski – na pewno. Niestety, tajemnica handlowa nie pozwala rzekomo na udzielenie informacji o nakładzie, który Poczta Polska przyjęła do
rozpowszechnienia. Za nic w świecie
nie chciano się tym pochwalić również w siedzibie Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra
Skargi w Krakowie.
I tu może być właśnie ciekawie.
Za jeden druczek ludzie od księdza
Skargi powinni zapłacić Poczcie Polskiej około 10 groszy. W Wielkopolsce (aktualne dane ze spisu powszechnego) jest 1 079 700 gospodarstw domowych posiadających skrzynki pocztowe. Aby umieścić w nich tylko jedną Matkę Boską, należało wyłożyć
blisko 110 tysięcy złotych, a rozwijając maryjne uczestnictwo na inne województwa Katolandu... Łatwo policzyć, z jaką ogromną kasą mamy do
czynienia. Chyba że Poczta Polska,
ciągle zasobna w funkcjonariuszy
ZChN (zesłanych tam przez rząd
Buzka), nie potraktowała Najświętszej Maryi według obowiązującego
innych klientów taryfikatora, bo ma
nadzieję „na ważne zasługi w jej
oczach”. To więcej niż pewne, bo tak
już w przeszłości bywało nie raz.
Mimo wszystko trzeba przyznać,
że chrześcijańsko stowarzyszeni centusie z Krakowa potrafią liczyć: zamiana 10 groszy na 12 złotych (cena książki) wbrew woli wielu ludzi to
nawet większy cud niż zamiana wody w wino, do wypicia którego chętnych nie brakowało...
JAN KALINOWSKI
mojego samochodu. Gdy zbiegłem na dół, po bmw
nie było już śladu” – relacjonuje jeden z poszkodowanych. Na jego szczęście policyjny pościg okazał
się skuteczny, choć złodzieje – jak informuje podkom. Katarzyna Sokołowska (rzecznik prasowy lokalnej policji) – uciekali ulicami miasta z prędkością
dochodzącą momentami do 200
km/h. Sprawcami
okazali się dwaj delegaci z parafii
w Gubinie. 18- i 15-latek byli kompletnie pijani. Jak
wynika z zeznań chłopaków, kończący uroczystości
koncert muzyki chrześcijańskiej tak bardzo ich nakręcił, że choć żaden nie ma prawa jazdy, absolutnie
„musieli przejechać się czymś szybkim”.
Kuria biskupia, ustami swojego rzecznika, ks.
Andrzeja Draguły, stanowczo odcięła się od moralnej
odpowiedzialności za pijackie i złodziejskie ekscesy.
Przypomnę słowa prymasa Józefa Glempa porównującego młodzież przybyłą do Żar na Przystanek Woodstock z rozmodlonymi niewiniątkami z Przystanku
Jezus: „Młodzież z pielgrzymek, obozów harcerskich
i innych form wychowania i samowychowania za 10 lub
15 lat obejmie w Polsce i Europie kierownicze stanowiska. A inni? Ci, co stoją pod kioskami, wytarzani
w błocie, niech się porządnie wymyją”.
ANNA TARCZYŃSKA
Podpalacze świata
Prezydent jaśnie oświecony
Według planu przedstawionego radzie miejskiej przez prezydenta
Gdańska, Pawła Adamowicza (Platforma Obywatelska), do 2007 roku na instalację oświetlenia zabytków miasto ma wydać 3 mln 48
tys. zł. Prawie 60 proc. z tej kwoty, czyli około 2 mln zł, pochłonie
oświetlenie kościołów.
Na pierwszy rzut pójdą: kościół
św. Katarzyny i znajdująca się tuż
obok bazylika św. Brygidy, czyli siedziba bursztynowego prałata.
W przyszłym roku prezydent Adamowicz chce z miejskiej kasy sypnąć prałatowi
Jankowskiemu tylko 40 tys.
zł, ale już w 2005
r. więcej, bo 510
tys. zł. Wszystko po
to, aby prałat mógł odpowiednio iluminować. Jeśli
radni zatwierdzą prezydencki projekt, to w 2004 r. kasę na iluminacje dostaną też
inne parafie. Najwięcej kościół św. Józefa – 195 tys.
zł i kaplica Królewska – 130
tys. zł. Parafia św. Mikołaja dostanie w przyszłym roku 25 tys. zł, ale w 2006
r. już 250 tys. zł. Kościół św. Jana w 2004
r. – 30 tys. zł, a w 2005
r. dziesięć razy tyle. Na
2006 rok kościelny
prezydent przewidział pieniężne
gesty z krwawicy podatników dla parafii świętych Piotra i Pawła w wysokości 20 tys. zł, a w 2007 r. 330 tys.
zł. To jednak nie wszystko. Kiedy
iluminacje kościołów powstaną, hojny prezydent zdecydował, że za prąd
będą płacili podatnicy.
Ratuszowi tłumaczą wnerwionym mieszkańcom Gdańska, szczególnie tym przebywającym na zasiłkach i pozostającym bez pracy,
że to dla ich dobra, a każde europejskie miasto dba o swoje zabytki i je podświetla, bo
wtedy wyglądają lepiej i są piękniejsze.
Władze liczą, że do
takiego lunaparku
tłumnie zwalą inwestorzy i turyści.
To prawda, że Europejczycy dbają o zabytki,
ale je remontują zanim
oświetlą. Tymczasem w Gdańsku co krok można natknąć się
na historyczne budowle ledwo
trzymające się kupy. Na remont od lat czeka baszta „Jacek”, Bramy Wyżynna i Nizinna, miejskie mury obronne
i inne. Dobrze się mają jedynie kościoły i to tylko katolickie.
Paweł Adamowicz uważa jednak, że atrakcyjność
Gdańska zależy od iluminacji kościołów. Reszta jest
mniej ważna. Tu się załata, tam poszpachluje i jakoś tam będzie.
JACEK KOSER
Z pustego w pełne
Lębork to piękne rządzone przez
katoprawicę miasto. Dla 37 tys.
mieszkańców
wybudowano
sześć kościołów. Bezrobocie sięga 30 proc., co nie przeszkadza
proboszczom w wymyślaniu coraz to nowych ekstrawagancji,
za które płacą parafianie.
Co jakiś czas w miasto ruszają
zastępy dewotek, aby molestować
mieszkańców o datki. Bezczelne baby walą do drzwi mieszkań i wyciągają łapy po forsę. Swoją drogą klechy dostają działkę od niezawodnych
pomagierów – radnych. Ci po prostu
wywalają z miejskiej i powiatowej kasy odpowiednie kwoty, a ubytki rekompensują podwyżkami opłat lub
zmniejszeniem dotacji na pomoc społeczną. Ważne, żeby ksiądz był zadowolony.
Wiosną tego roku ksiądz Tomasz
Król, proboszcz parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, umyślił sobie, że jego kościół powinien mieć
ogrzewanie geotermalne (wykorzystujące różnice temperatur w głębi
ziemi; inwestycja droga, eksploatacja tania). Ruszyła machina zbiórek
pieniędzy i dotacji. Pomysłowości księdzu Tomkowi pozazdrościł zwierzchnik, dziekan Henryk Krenczkowski,
proboszcz z kościoła NMP Królowej
Korony Polski. On także zapragnął
geotermalnego ogrzewania. Ludzie
burzyli się okrutnie, ale – przyciśnięci – od ust sobie odjęli i kasę
wysupłali. Ciągle jednak było mało... Dziekan uderzył do Witolda
Piórkowskiego (PSL), który obecnie piastuje stanowisko starosty lęborskiego. Swego czasu starosta,
w podzięce za wsparcie w wyborach,
ufundował kościołowi ogromny witraż. Nie zawiódł i tym razem. Tak
zbajerował radnych, że ci zgodzili
się z mizernego budżetu przeznaczyć 20 tys. zł na ogrzewanie geotermalne domu Bożego i księdza
Krenczkowskiego przy okazji. Od
głosu wstrzymał się jedynie lewicowy radny Andrzej Duda. Reszta „lewicy” jak w dym głosowała za.
Na to zazdrością zapałali radni
miejscy. Dla księdza Tomka, który
buduje wielką i luksusową świątynię i plebanię, z okazji 25-lecia pontyfikatu Wojtyły burmistrz Witold
Namyślak przekazał 25 tys. zł na
zegar na kościelną wieżę. W mieście
są już cztery wieżowe zegary i nic
tak nie jest potrzebne jak piąty...
Klechy zrewanżowały się piętnastominutowym waleniem w dzwony
we wszystkich lęborskich kościołach.
Gloria, gloria...
J.K.
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
K
siądz twierdzi, że leczył dotykiem. Najchętniej „uzdrawiał” małe dziewczynki z bólów
podbrzusza...
Przed Sądem Rejonowym w Krośnie rozpoczął się proces 60-letnie-
A TO POLSKA WŁAŚNIE
niejako przy okazji, dotykał genitaliów, a także masował brzuszki, bo
on „posiada właściwości terapeutyczne i dar leczenia dotykiem”.
Władze świeckie zastosowały
wobec oskarżonego księdza (grozi
Przygotowano – zapewne w ramach
powszechnych oszczędności zapowiadanych przez premiera Millera – projekty
budżetów Kancelarii Sejmu i Senatu
na rok 2004.
Jęzor, który leczy
Oto marszałek Senatu profesor Longin Pastusiak
(SLD) uznał na przykład, że senatorowie potrzebują więcej kasy na prowadzenie swoich biur. Szefom komisji
i podkomisji kupimy laptopy za, bagatela, 65 tysięcy złotych. Milion złotych wydamy na przepisywanie i redago-
go księdza Michała Moskwy z parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Tylawie (gm. Dukla, diec. przemyska)
oskarżonego o molestowanie seksualne sześciu dziewczynek. Skandal
wybuchł już przed dwoma laty, jednak Stanisław Piotrowicz, prokurator rejonowy w Krośnie, nie dopatrzył się niczego zdrożnego w obmacywaniu i wpychaniu księżego jęzora do ust dzieciaków. Dopiero kampania medialna (m.in. „FiM” 45/2002,
10/2003 i „Gazeta Wyborcza”) sprawiła, że sprawa ruszyła z miejsca.
Pleban idzie w zaparte, twierdząc,
że jego zachowania „nie miały w żadnym wypadku podtekstu seksualnego”. Podczas pierwszej rozprawy potwierdził jednak, że sypiał z dziećmi na plebanii we wspólnym łóżku,
całował je, kąpał i... „siłą rzeczy”,
mu od roku do 10 lat więzienia) zakaz katechizowania i opuszczania
kraju. Natomiast władze kościelne
nie widziały potrzeby zakazania „terapeucie” czegokolwiek. Abp Józef
Michalik ogłosił: „Biorąc pod uwagę zmęczenie ks. prałata Michała Moskwy prowadzoną przeciw niemu kampanią, arcybiskup metropolita przemyski udzielił w.wym. kapłanowi urlopu, pozostawiając mu tytuł oraz prawo pobytu na plebanii w Tylawie”.
W pierwszym dniu rozprawy pod
salą sądową dopingowała ks. Moskwę
grupka parafian ze znaczkami Radia
Maryja. – Tu nie chodzi o molestowanie dzieci, tylko o odebranie kościoła, który w Tylawie w przeszłości
był greckokatolicki – ujawniła dziennikarzom kulisy spisku jedna z pań.
JOANNA GAWŁOWSKA
Sprzedawcy złudzeń
Wyjazdy do Lichenia organizowane
przez parafie – 100 złotych; msze za
„co łaska” – nie mniej niż 200 złotych; „Fakty i Mity” – 2,40 zł. I co?
Nie lepiej czytać nasz tygodnik?
Werbiści z Pieniężna idą z duchem czasu, czyli z nową modą na
sprzedaż wysyłkową. Rozsyłają na cały kraj ulotki reklamujące oferty
sprzedaży mszy świętej oraz wypominków za zmarłych. Cała gama: wieczyste, okazjonalne, zwykłe – do wyboru, do koloru.
W kopercie znajdziemy wszystko, co potrzebne, aby złożyć zamówienie. Jest blankiet wpłaty (już zaadresowany), broszurka reklamowa
oraz specjalny kupon zamówienia, na
którym widnieją m.in. życzenia długiego życia z okazji... Świąt Bożego
Narodzenia!
O
Wszystko,
co nasze...
wanie stenogramów z obrad Senatu (prace te powinni
wykonywać etatowi pracownicy kancelarii!). Na wycieczki po Polsce nazywane posiedzeniami wyjazdowymi
komisji kancelaria chce kupić mikrobus za 480 tysięcy
złotych. Kancelaria uznała również, że musi kupić nowe meble (650 tys. zł) dla swoich urzędników, gdyż przeprowadzają się oni do nowego budynku przy ulicy Frascati 2. Dotychczasowe meble mają 3 lata, a część jest
z tego roku...
Posłowie nie są gorsi: podnieśli sobie limity na utrzymanie biur. W roku 2004 wydaMY na to łącznie 57 960
tys. zł. Komisja badająca sprawę Rywina dostanie od
podatników 250 tysięcy złotych ekstra na ekspertów i analizy danych. Nowe służbowe samochodziki
Oferta jest znacznie szersza. Dowiadujemy się, że sprytni werbiści odprawiają m.in. misyjne wieczyste msze
święte, a na wypadek, gdyby ktoś nadal się wahał lub nie bardzo rozumiał,
o co w tym wszystkim chodzi, przedsiębiorczy księża dopisali informacje
o łaskach, jakie płyną dzięki odprawianym przez nich nabożeństwom.
Czytamy więc w ulotce, że młodym
dają szansę dobrego, chrześcijańskiego wychowania i pomyślnego startu
życiowego; chorym przywracają nadzieję na powrót do zdrowia. Czytamy też, że zamówienie mszy świętej
(opłata według stawek obowiązujących w parafiach) będzie najlepszym,
duchowym prezentem okolicznościowym z okazji urodzin, chrztu, Pierwszej Komunii, bierzmowania, imienin.
Niby takie nic, a jak cieszy!
OH
kazuje się, że zdychające Polskie Koleje Państwowe śpią na forsie i nie wiedzą, co z nią zrobić. Bydgoskie PKP Cargo
właśnie przepieprzyło ponad 14 milionów
złotych.
Było tak. Pod koniec kwietnia ubiegłego
roku dyrekcja bydgoskiego Zakładu Przewozów Towarowych PKP Cargo podpisała lekką
rączką umowę z grudziądzką spółką Olipol.
Firma ta chciała przewozić węgiel ze Śląska do
elektrowni i zakładów w całym kraju. O dziwo, nie zbadano dokładnie kondycji finansowej i wiarygodności Olipolu, choć robiono tak
cyklicznie nawet ze stałymi, długoletnimi klientami. Wbrew wewnętrznym przepisom bydgoska Cargo nie ustaliła przed podpisaniem umowy, ile węgla będzie przewozić grudziądzka firma. Nie wyznaczono więc sensownej kaucji,
którą wpłacają wszyscy klienci chcący koleją
wozić dużo towaru.
Dyrekcja Cargo zadowoliła się jedynie deklaracją Olipolu, że miesięczna wartość przewozów wyniesie 100 tysięcy złotych. W związku
7
z tym firma zapłaciła kolejom kaucję 50 tys.
zł. Sprawa śmierdziała od samego początku,
bo już pierwsza faktura powinna skutkować
zmianą umowy z Olipolem. Od 10 do 15 ma-
posłów (ewenement w skali światowej!) będą nas kosztowały 760 tysięcy złotych. Dwa miliony 300 tysięcy złotych wydamy na panie i panów posłów, którym nie odpowiada Hotel Poselski i wynajmują mieszkania w stolicy. Na kształcenie niedouczonych parlamentarzystów
oraz urzędników kancelarii – 635 tysięcy złotych. Krajowe wycieczki lotnicze posłów będą kosztować prawie
6 milionów złotych. Tyle samo nowe, kolorowe kserokopiarki. Ponad milion zabulimy za nowe mebelki dla urzędników Kancelarii Sejmu.
Szefowie obu kancelarii znaleźli pilnych uczniów. Szef
Urzędu Regulacji Energetyki zamarzył sobie nowy biurowiec. Chciał na to prawie 16 milionów złotych. Nie
znalazł zrozumienia w Ministerstwie Finansów, ale już
zyskał poparcie wśród wielu posłów.
To wszystko na razie tylko projekty, ale nasze krasnale na Wiejskiej twierdzą, że w obu izbach (SLD zapowiadało w kampanii wyborczej zniesienie Senatu!)
istnieje atmosfera bardzo przychylna i wyjątkowo zgodna co do uchwalenia owych projektów. Wszelkie wydatki Senatu i Sejmu RP, łącznie z dietami wybrańców narodu, wyniosłyby zatem w 2004 r. 481 mln 728 tys. zł
(prawie pół miliarda!). Tyle samo państwo wydaje rocznie na utrzymanie wszystkich domów dziecka.
Premier Miller wzywa naród do oszczędzania, a parlament prawdopodobnie przyklepie ustawy, na mocy których budżet zaoszczędzi 5 miliardów zł rocznie, zabierając je najbiedniejszym, czyli bezrobotnym, emerytom
i rencistom. Tymczasem główny architekt tego projektu,
wicepremier Hausner, za ponad 3 miliony zł chce przebudować ośrodek wypoczynkowy swojego resortu na Mazurach, przydając mu luksusów. W polskim rządzie i parlamencie w ogóle fajnie się żyje...
MP
(ten sam, który podpisał tę cudną umowę), zawiadomił o przestępstwie policję i Agencję
Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W tym czasie
Olipol zdążył wyprowadzić się z Grudziądza
do Poznania. Prezesa firmy,
Jana K., zdymisjonowano,
a prokuratura szuka go jak wiatru w polu.
Najwyższa Izba Kontroli
zarzuciła dyrektorowi bydgoskiego zakładu PKP-Cargo i jego zastępcy
Andrzejowi W. spowodowanie „szkody majątkowej wielkich rozmiarów”. Jednak obaj panowie nadal spokojnie dyrektorują i nie czują
się winni. Wiadomo – za straty i tak zapłacą
klienci PKP, gdy wsiądą do brudnego wagonu
opóźnionego pociągu z drogim biletem w ręku.
ROMAN KRAWIECKI
Nie dbać o bagaż
ja 2002 r., tj. w ciągu 5 dni, PKP-Cargo dokonały przewozów za... milion złotych! Kolejarzy to jednak w ogóle nie zdziwiło.
Zachęceni tym szefowie Olipolu uznali, że
nie ma sensu płacić za usługi PKP. Rachunki
przestali regulować już w maju. Polskie Koleje Państwowe – jak wiadomo – do najbystrzejszych jednak nie należą. Dopiero na początku
lipca umowę wypowiedziano.
Do tego czasu dług oszukańczej firemki wobec PKP-Cargo urósł do 14,4 mln zł! Dopiero
po miesiącu od wypowiedzenia umowy dyrektor bydgoskiego zakładu PKP-Cargo, Maciej S.
PS W całym kraju kolej na podobnych interesach straciła miliard złotych. Tych pieniędzy kolej nie odzyska, bo większość oszukańczych firm już nie istnieje.
„List Gabrieli – 2”
Broszura bezpłatna (33 strony).
Zamówienie wraz ze znaczkiem
pocztowym za 1,50 zł przyjmuje:
Życie Uniwersalne skr. poczt. 550
58-506 Jelenia Góra 8
Internet: www.das-wort.com
8
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
BEZ DOGMATU
est mądra tym rzadkim rodzajem mądrości, za którą
stoi i humor, i błyskotliwość,
i głęboka refleksja. No, ale
jak ktoś jest profesorem filozofii
wyspecjalizowanym w logice, a przy
tym pomysłodawcą i wieloletnim
redaktorem naczelnym pisma „Bez
dogmatu”, to trudno się dziwić.
Rozglądam się po niewielkim
mieszkanku pani profesor i nigdzie
nie widzę miotły. Dziwne, bo przecież kościelne zastępy okrzyknęły
ją współczesną czarownicą, wiedźmą, demonem. O... jest za to kot!
Z tym, że zupełnie nie czarny.
J
trzy życzenia łatwo się rozstać, bo
nikt jej od nas nie żąda pod groźbą potępienia czy odtrącenia. Wiara religijna natomiast – choć równie baśniowa – zostaje nam zaszczepiona jako warunek akceptowania nas przez najbliższych.
I właśnie ten instynktowny lęk
przed nieakceptacją, przed utratą poczucia bezpieczeństwa, otacza wiarę religijną grubym murem, który potem izoluje ją od rozumu. Trzeba wielkiego wysiłku,
by mur ten skruszyć.
– A może jest trochę i tak,
że być wierzącym to znacznie
– Czy zawsze we wczesnych?
Czy u swoich kolegów naukowców na Uniwersytecie Warszawskim nie obserwuje Pani zadziwiającej fali nawróceń? Jeszcze niedawno profesor X i doktor Y pisali prace z naukowego marksizmu i przesiadywali
na egzekutywach, a teraz klepią pacierze i za żadne skarby
nie opuszczą niedzielnego nabożeństwa.
– Takie przykłady mogłabym
mnożyć. Najczęściej są to nawrócenia udawane. Ale zapewne zdarzają się też nawrócenia autentycz-
O wierze, wiedzy
i prozie życia
z prof. Barbarą Stanosz rozmawia Marek Szenborn
Moja rozmówczyni ma wesołe
oczy, często się śmieje, choć na
dnie tego śmiechu widnieje smutek. Im dłużej rozmawiamy, tym
lepiej wiem, skąd on się bierze...
Marek Szenborn: – Jest Pani naukowcem, więc zacznijmy
od nauki. Proszę mi wyjaśnić,
jak to jest, że w XXI wieku
w Polsce przedstawiciele nauk
biologicznych, fizyki, astronomii, matematyki teoretycznej
z jednej strony zagłębiają się
w materię i wszechświat, a z drugiej prowadzają się pod rękę z biskupem i na uczelniach organizują kościelne uroczystości?
Prof. Barbara Stanosz:
– Przeciętny fizyk czy biolog uważa, że nie musi wyprowadzać ze
swojej dyscypliny wniosków światopoglądowych. Często zresztą nie
ma odpowiedniej wiedzy filozoficznej – nawet w zakresie metodologii nauki, którą uprawia. Ale
intuicyjnie zapewne każdy z nich
wie, że do twierdzeń nauki stosuje całkiem inną miarę niż do tez
religii, którą wyznaje. I chyba każdy miewa, przynajmniej od czasu
do czasu, przykre uczucie wewnętrznego dysonansu poznawczego...
– Ależ to jest schizofrenia!
– Rzeczywiście, jest to rodzaj
schizofrenii, ale łatwo ją wyjaśnić.
Jej źródłem jest swoista tresura religijna, której poddawane są dzieci od najwcześniejszych lat życia.
Przekonania religijne wpaja się im
jako prawdy nie tylko bezsporne,
lecz nadto takie, w które wątpić
nie wolno, tak jak nie wolno łamać rodzicielskich zakazów, kłamać itd. W ten sposób przekonania tego rodzaju obrastają skorupą emocjonalną, która długo, często przez całe życie, chroni je przed
odrzuceniem. Z wiarą w krasnoludki albo złote rybki spełniające
wygodniejsze, niż nim nie być.
Świat wierzących jest prosty:
czarne to czarne, białe to białe. Będę postępował źle – pójdę do piekła; dobrze – do nieba...
– ...opatrzność uchroni mnie
przed nieszczęściem, modlitwa
sprawi, że spełnią się moje życzenia i tak dalej. To rzeczywiście nadzieje rozpowszechnione wśród ludzi wierzących. Czy jednak takie
nadzieje naprawdę ułatwiają życie?
Wydaje się, że są raczej źródłem
nieustających rozczarowań. Wiem,
można łagodzić te rozczarowania,
postanawiając bardziej przypodobać się opatrzności (gdy nas przed
czymś nie uchroniła) albo modlić
się jeszcze żarliwiej (gdy modlitwa okazała się nieskuteczna). Ale
zagłuszanie w taki sposób własnego zdrowego rozsądku, odruchu
wyciągania wniosków z doświadczenia, wymaga chyba wielkiego
wysiłku. Dlaczego więc nie wszystkim ludziom narzuca się myśl, że
ich bezpieczeństwo i pomyślność
zależą wyłącznie od innych, całkiem ziemskich czynników?
Być może ma na to wpływ cały ten teatr związany z religijnością – obrzędy, rekwizyty, sceneria świątyń – pewnie działa to jak
narkotyk lub czad, pod wpływem
którego człowiek nie jest w stanie
myśleć krytycznie...
– Są teraz takie modne, nowoczesne teorie, że religijność
jest immanentną, nawet fizyczną, cechą ludzkiego mózgu.
– Ma pan na myśli teorię,
w myśl której istnieje „gen religijności”? Czytałam jakąś amerykańską publikację na ten temat. Moim zdaniem, to nonsens. Wszystko przemawia za tym, że religijność jest kwestią wychowania. To
nie gen, lecz raczej wirus, który
człowiek „łapie” we wczesnych latach życia.
ne, zwłaszcza ludziom, którzy dawniej głęboko i bez wątpliwości wierzyli w marksizm...
– Bo przecież marksizm
w pewnym sensie też był pseudoreligią.
– Tak, w każdym razie bywał
wyznawany jak religia. Ludzie,
u których się ta wiara gwałtownie załamała, zapewne odczuli bolesną pustkę i zapełnili ją nowym
„jedynie słusznym światopoglądem”.
– Coś mi się wydaje, że usiłuje Pani troszeczkę tłumaczyć
swoich kolegów. Moim zdaniem,
jest to w lwiej części zwykły
koniunkturalizm.
– Oczywiście, często bywa i tak.
Ale ci, którzy stają się nadzwyczaj religijni z czystego koniunkturalizmu zasługują nawet na pewien podziw.
– Podziw?
– Tak, bo bardzo niewygodnie
jest żyć, bezustannie coś udając.
Sądzę, że wielu takich światopoglądowych koniunkturalistów z czasem naprawdę zaczyna wierzyć
w to, w co udawali, że wierzą. To
psychiczny mechanizm samoobrony.
– A ja jednak nadal nie rozumiem naukowców oglądających przez teleskop Hubble’a
krańce wszechświata, a później
biegnących do kościoła i oglądających Maryję Zawsze Dziewicę.
– Nie rozumie pan? A proszę
spróbować obalić mit złotej rybki, krasnoludków albo złowrogich
wiedźm. Wiedza naukowa nie pozwala wykluczyć takich bytów, każe jedynie uznać je za nieskończenie mało prawdopodobne. Tezy o istnieniu Maryi Zawsze Dziewicy też nie można definitywnie
obalić, bo jest to byt podobnego
gatunku: niezgodny ze znanymi
nam prawami przyrody, ale nasze
prawa przyrody nigdy nie są niepodważalne, nawet jeśli sprawdziliśmy je najlepiej jak umiemy. Taka już jest natura nauki. A na
gruncie czystej logiki można dowieść nieistnienia jedynie bytów
wewnętrznie sprzecznych.
– Ależ Tomasz z Akwinu przedstawił logiczny dowód na istnienie Boga.
– Wszystkie
„dowody” Tomasza są błędne. Jego wiedza logiczna
odpowiadała
epoce, w której żył: była
bardzo niedorozwinięta.
– Porozmawialiśmy sobie, Pani Profesor, o tej
nauce
przez wielkie „n”, to teraz porozmawiajmy o tej przez „n”
nieco mniejsze, czyli o systemie
kształcenia w polskich szkołach.
Czy ze świadomością Polaków
nie będzie coraz gorzej, skoro
dzieci już na poziomie przedszkoli, a potem szkół kolejnych
szczebli są tak dalece indoktrynowane przez Kościół?
– Zapewne będzie coraz gorzej. Już teraz moi przyjaciele nauczyciele logiki narzekają, że młodzież przychodzi na uniwersytet
z większym niż dawniej bałaganem w głowach. Na przykład
z przeświadczeniem, że każdy ma
swoją własną prawdę, a obiektywnie nic nie jest ani prawdziwe, ani
fałszywe. Trudno się temu dziwić, skoro w tych samych szkolnych murach aplikuje się dzieciakom tzw. prawdy religii na równi
z naukową wizją świata. Młode
umysły, wrażliwe na wszelkie niekonsekwencje, uciekają w skrajny relatywizm poznawczy. Niszczy
się w ten sposób ich krytycyzm
i zdolność do racjonalnego myślenia. Jako stary belfer myślę o tym
z rozpaczą. Nie mam wątpliwości,
że taka edukacja nie tylko wyrządza szkody intelektualne młodym
ludziom, lecz będzie też miała
fatalne skutki dla naszego życia
społecznego – dla rozwoju kultury narodowej i dla budowy społeczeństwa obywatelskiego.
– No to z jednej strony pocieszę Panią Profesor, a z drugiej – zasmucę. Znakomita
większość tych dzieciaków chodzi na lekcje religii dla świętego spokoju, bowiem ci, którzy
nie chodzą, są często w rozmaity sposób represjonowani, np.
otrzymują gorsze stopnie z innych przedmiotów.
– To jest dodatkowy groźny
aspekt tej sprawy: dzieci uczą się
hipokryzji, a więc są przez szkołę
demoralizowane. Nabierają przekonania, że ukrywanie tego, co się
naprawdę myśli, jest warunkiem
sukcesu, a nawet przetrwania.
Większość z nich zapewne zachowa to przekonanie w swoim dorosłym życiu. Łatwo uświadomić
sobie, jak bardzo oddala to perspektywę uzdrowienia naszego życia społecznego, zwłaszcza politycznego.
– Przeto, jak rozumiem, jest
Pani zdecydowanym przeciwnikiem religii w szkołach?
– Oczywiście! Krzywd ludzkich
i szkód społecznych wyrządzanych
przez podniesienie religii katolickiej do rangi obowiązującej ideologii jest wiele. Jednym ze źródeł ludzkich tragedii jest zakaz
aborcji. Ale nauczanie religii
w szkołach publicznych przynosi
chyba najpoważniejsze szkody społeczne.
– Jest jeszcze jedna strona
tego medalu. Młody człowiek
wychodzi ze szkoły, w domu
włącza „Wiadomości” i widzi,
jak pan prezydent, pan premier, panowie ministrowie klęczą, jak całują pierścień, jak
wprost rozpływają się przed papieżem, prymasem, i myśli sobie: tak widać należy w życiu
postępować. To jest droga do
kariery.
– Tak, to żenujące, gdy lewicowy prezydent i lewicowy premier
pokornie chylą głowy przed kościelnymi autorytetami i walczą jak
lwy o invocatio Dei lub o uznanie
„chrześcijańskich korzeni Europy”
w unijnej konstytucji.
– Mam w takim razie proste pytanie: dokąd my zmierzamy?
– Jeżeli nie zdarzy się cud,
a w cuda nie wierzę, to nadal będziemy się zbliżać do modelu tradycyjnego państwa wyznaniowego,
oddalając się tym samym od modelu nowoczesnej demokracji. Materialne przywileje kleru i jego
wpływ na rozmaite formy naszego życia publicznego oraz na treść
powszechnie obowiązujących praw
nie tylko nie zmaleje, ale będzie
wzrastać. A już teraz stanowi to
jedną z głównych patologii polskiej
demokracji.
– Podczas całej naszej rozmowy uśmiecha się Pani, ale
coś mi się wydaje, że jest to taki śmiech przez łzy.
– Ma pan rację. Źle znoszę
polską „nową rzeczywistość”. Chyba niewiele lepiej niż tę dawną.
Każda z nich na swój sposób zdeformowała pojęcie demokracji,
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
wolności i sprawiedliwości społecznej. Oczywiście, wszędzie pojęcia te bywają wypaczane, ale
w cywilizowanych krajach Zachodu choroby demokracji są stopniowo leczone, zakres wolności
jednostki stale wzrasta, a niesprawiedliwość społeczną próbuje się
jakoś ograniczać. W Polsce zaś
wszystkie patologie utrwalają się
i dominują nad zdrowymi elementami życia społecznego.
– Czy, paradoksalnie, okres
PRL nie był uczciwszy? Jasny
podział na „My” i „Oni” na to,
z czym trzeba walczyć i na to,
co trzeba pielęgnować?
– W tym sensie rzeczywiście
był uczciwszy. Teraz rozmaite podziały są iluzoryczne – na przykład podział rządzących i pretendentów do władzy na lewicę
i prawicę. Wszyscy oni (lub prawie wszyscy) – cała ta „klasa polityczna” – mają w istocie te same interesy i takie same zamiary. Jedynie na nasz użytek zachowują pozory różnicy zdań,
a przed wyborami inscenizują licytację fikcyjnych programów
i pustych obietnic.
– Może akces do Unii będzie lekiem na całe zło?
– Kiedyś miałam taką nadzieję, ale już jej nie żywię. Skoro polscy politycy z góry zapewnili sobie, że Unia nie będzie się wtrącać w nasze wewnętrzne ustawodawstwo (a chodzi tu nie tylko
o aborcję, eutanazję i związki homoseksualne, lecz także o standardy polityki socjalnej), to trudno oczekiwać poprawy w przyszłości. Według zachodnich prognoz,
w najbliższych latach znacznie
wzrośnie nasz dochód narodowy,
ale bezrobocie nie zmaleje. Przekreśla to nadzieję na ograniczenie obszarów biedy. Zyskają tylko krezusi i ci, którzy już teraz
są dość zamożni. Spotęguje się
rozwarstwienie społeczne, wzrośnie wyzysk, nierówność szans na
starcie życiowym i zjawisko dziedziczenia biedy.
– Powrót do niewolnictwa?
– Może nie powrót, ale swoiste nowoczesne niewolnictwo, zachowujące fasadę demokracji
i praw człowieka, a za nią barbarzyńskie, niewolnicze relacje społeczne.
– Czy w takim razie nie
uważa Pani, że dla Polski nieszczęściem był wybór Polaka
na papieża, który przecież przyłożył rękę do tych zmian, do
globalizacji?
– Nie. Nie przypisuję temu wydarzeniu większego znaczenia. Karol Wojtyła nie odegrał żadnej historycznej roli. Tym, co go wyróżnia, są co najwyżej talenty aktorskie, predysponujące go do roli
idola mas. Dzięki tym talentom
miliony ludzi polubiło teatr papieskich „pielgrzymek”, ale niewielu
poważnie traktuje jego słowa,
a już na pewno nie ci, od których
zależą wydarzenia o znaczeniu historycznym. Ostatnim tego przykładem jest bezskuteczność nawoływań papieża do zaniechania inwazji na Irak; nawet bezgranicznie go miłujące polskie władze nie
wzięły sobie do serca tych apeli.
Tym bardziej jego opinie, wyrażane zresztą dość powściągliwie i metaforycznie, nie mogły mieć wpływu na upadek PRL czy całego bloku wschodniego.
– Jednak w Polsce jest wielkim autorytetem...
– Gdzież tam! Badania opinii
publicznej pokazują, że większość
Polaków nie podziela przekonań
papieża nawet w sprawach tak dla
niego fundamentalnych, jak aborcja czy eutanazja. A wielu entuzjastycznych widzów wspaniałych
spektakli organizowanych w ramach jego wizyt po prostu nie wie,
co właściwie papież powiedział,
gdy go oglądali. Chyba nie przypisują jego słowom żadnej wartości semantycznej, traktują je jak
śpiew...
– Są jednak tacy, którzy
twierdzą, że swoją postawą cofnął świat o całe dziesięciolecia
przed Sobór Watykański II
i jego ustalenia.
– Nie tyle świat, ile katolicyzm.
Może to dobrze... Pewien Holender powiedział mi kilka lat temu, że bardzo sobie ceni ten pontyfikat, bo od jego początku liczba katolików w Holandii zmalała dwukrotnie. Za sprawą Karola Wojtyły katolicyzm stał się bardziej twardogłowy, odpychający
i nieludzki. Dlatego w krajach liberalnej demokracji wielu ludzi
„wypisuje się” z tej religii, na ogół
stając się ateistami. Uważam, podobnie jak ów Holender, że jest
to pozytywny efekt tego pontyfikatu.
– A jak Pani skomentuje to,
że Wojtyła nie otrzymał Nobla?
– Chyba się pan domyśla: nie
widzę żadnego powodu, dla którego miałby on otrzymać tę nagrodę. Nie przyczynił się ani do
utrwalenia pokoju, ani do zapobieżenia żadnej wojnie, o co zresztą trudno mieć pretensje – minęły już czasy, gdy papieże mieli
wpływ na bieg dziejów. A jeśli
chodzi o prawa człowieka, to wiele zachowań Karola Wojtyły jest
moralnie nagannych. Na przykład
wzywanie do niestosowania środków antykoncepcyjnych w Afryce, gdzie dzieci masowo giną
z głodu, a rocznie trzy miliony ludzi umierają na AIDS. Jeśli jakaś
część mieszkańców Afryki usłuchała tego wezwania, to decyzję
papieża, by je tam głosić, wolno
uznać za rodzaj zbrodni moralnej. Pokojową Nagrodę Nobla
otrzymało już paru ludzi, których
zasługi były wątpliwe. Dobrze,
że komitet przyznający tę nagrodę nie popełnił kolejnego błędu.
– Dziękuję Pani Profesor.
Ta rozmowa była dla mnie
prawdziwą przyjemnością.
Kwartalnik „Bez dogmatu”,
którego redaktor naczelną jest profesor Barbara Stanosz, można kupić w sieci księgarń MPiK w całym
kraju. Informacji o sposobie i warunkach prenumeraty udziela wydawca:
Instytut Wydawniczy „Książka
i Prasa”, ul. Twarda 60, 00-818 Warszawa; tel. (22) 624 17 27.
POLSKA PARAFIALNA
W głośnej sprawie
licytacji kościoła
w Dalikowie koło Łodzi
zapadła klamka:
majątek parafii idzie
pod młotek. Chęć
nabycia świątyni wyraził Jonasz, naczelny
„FiM”, który zamierza
urządzić w niej halę
sportową i udostępnić
miejscowej młodzieży.
O sprawie jest bardzo głośno
w mediach, choć jak zwykle nikt
nie chce się nawet zająknąć, że
„Fakty i Mity” pierwsze wzięły
dziewczynę w obronę („FiM”
47/2002).
Relacjonowaliśmy na bieżąco
tę skandaliczną historię, która
świetnie obrazuje obłudę Kościoła powołanego do brania, a nie
dawania. Z jednej strony nabożne gadki o pomaganiu potrzebującym, z drugiej – odmowa wypłacenia zasądzonej prawomocnym
wyrokiem (sic!) kwoty 400 tys. zł
(wraz z odsetkami) kalekiej dziewczynce. Dziś oddajemy głos matce Agnieszki, która najlepiej opowie o kulisach sprawy. To wielka
bohaterka, walcząca dziś z całą
machiną kościelnej propagandy:
– W ostatnich tygodniach pojawiło się bardzo dużo nieprawdziwych i krzywdzących nas informacji. Przede wszystkim, nieprawdą jest, że córka otrzymała już od
Kościoła olbrzymie pieniądze
i rentę. Boli nas także i to, że
gniew wielu parafian z Dalikowa
skierowany został właśnie na nią.
A przecież wystarczyło, by ksiądz
wcześniej ubezpieczył cmentarz.
Z pomocą materialną pośpieszyli nam jedynie uczniowie Szkoły
Podstawowej nr 1 w Aleksandrowie, którzy kilka tygodni po wypadku zebrali 15 tysięcy złotych,
a ponadto 500 zł ofiarowała
Agnieszce jedna z mieszkanek naszego miasta. Kościół, niestety,
umył ręce, nie interesując się olbrzymimi kosztami leczenia. Gdy
przez siedem miesięcy dzień i noc
siedziałam przy niej w szpitalu,
musiałam płacić za hotel, o kosztach leczenia, masaży itp. nie
wspominając. Na samą kurację
Agnieszki wydaliśmy dotąd 70 tysięcy złotych, nie mówiąc o bólu
i cierpieniach psychicznych. Sprawę odszkodowania chcieliśmy jednak załatwić bez hałasu, targów
i dyskutowania o pieniądzach, bo
przecież nie jest to temat przyjemny ani dla nas, ani dla Kościoła, ale okazało się to nierealne.
Dzięki olbrzymiej determinacji,
zarówno Agnieszki, jak i lekarzy,
nasza córka porusza się, choć jest
niepełnosprawna. Odnoszę jednak wrażenie, że przedstawiciele
Kościoła, z którymi miałam do
czynienia, woleliby, żeby nadal leżała bezwładna w łóżku lub nawet zmarła. Przykro mi to mówić.
Jesteśmy rozczarowani rozmowami z łódzką kurią. Ponieważ wcześniej wysłaliśmy pisma do nuncjusza papieskiego i arcybiskupa
9
Rąk umywanie
Władysława Ziółka z propozycją polubownego rozwiązania problemu, wyznaczono nam termin
wizyty w Łodzi. Pierwsze spotkanie z arcybiskupem zrobiło na
mnie dobre wrażenie, bo współczuł on mojej córce i zaproponował dalsze rozmowy w celu znalezienia kompromisowego rozwiązania satysfakcjonującego obie
strony. Drugie spotkanie, już bez
udziału abp. Władysława Ziółka,
miało jednak zaskakujący przebieg. Okazało się, że w kurii zwołano właśnie konferencję praso-
Do ostatniej chwili liczyłam
na sensowny kompromis. Szliśmy
na ustępstwa, nie chcąc zaogniać
i tak trudnej sytuacji, ale stanowisko księży było nie do przyjęcia. Bolało mnie szczególnie to,
że tak naprawdę nie interesowali się losem córki, która z powodu zaniedbań stała się ofiarą wypadku i osobą niepełnosprawną,
lecz najważniejsze stały się dla
nich pieniądze. A przecież nie
chcemy nikogo okraść ani pozbawić własności. Zależy nam jedynie na zdrowiu Agnieszki. Tym-
wą, o czym nic wcześniej nie wiedziałam. Wprowadzono nas na salę pełną dziennikarzy. Kanclerz
Andrzej Dąbrowski wskazał na
teczkę, w której było 100 tysięcy
złotych. Początkowo sądziłam, że
jest to pierwsza rata, bo przecież
łączna kwota (wraz z odsetkami)
zasądzona Agnieszce przez sąd
jest czterokrotnie wyższa, ale okazało się, że kanclerz chciał tymi
pieniędzmi zamknąć sprawę i liczył na to, że zrzeknę się dalszych
roszczeń i renty dla córki. Chcieliśmy iść na ugodę, to prawda,
bo przecież ani licytacja, ani kościół w Dalikowie nie jest nam
potrzebny, ale stanowisko kanclerza było nie do przyjęcia. Tłumaczyłam wówczas, że nie chcemy walki w Kościołem, że jedynie zależy nam na zdrowiu i wyleczeniu dziecka, ale słowa te nie
docierały do księży. Ksiądz kanclerz wyjaśniał, że parafia jest biedna i dlatego udało się zebrać tylko 100 tysięcy złotych. Odparłam,
że Kościół to nie jedna parafia,
lecz potężna i bogata instytucja,
o czym świadczą m.in. luksusowe
plebanie i pojazdy księży. „Czyżby pani chciała, by księża mieszkali w walących się chałupach
i jeździli na rowerach?” – zapytał ks. Dąbrowski.
Trzecie spotkanie miało już zupełnie inny klimat. Dano nam do
zrozumienia, że albo weźmiemy 100
tysięcy złotych, albo nie ma o czym
rozmawiać. Padło wówczas stwierdzenie, że przecież nic wielkiego się
nie stanie, jeśli nawet dojdzie do licytacji kościoła. Byłam tym wszystkim rozgoryczona. Rozeszliśmy się
bez jakichkolwiek ustaleń.
czasem na jej leczenie w USA potrzeba 250 tysięcy złotych. Jeśli
znajdą się takie pieniądze i córka wróci do zdrowia, nie będziemy nawet domagać się żadnej renty, choć jest ona również zasądzona przez sąd. Czyż nie świadczy
to o naszej dobrej woli?
BARBARA SAWA
Fot. Autor
Czy kościelny majątek dalikowskiej parafii, m.in. świątynia
i cmentarz, będzie zlicytowany?
– oto pytanie, na które prawnicy usiłują znaleźć odpowiedź.
Kodeks postępowania cywilnego mówi jedynie o tym, że
egzekucji nie mogą podlegać
„przedmioty służące do wykonywania praktyk religijnych”.
Sąd Najwyższy w uchwale z 17
września 1969 r. rozszerzył zakres tego zapisu, stwierdzając,
że do takich przedmiotów, „gdy
dłużnikiem jest parafia jakiegokolwiek Kościoła lub wyznania, należą rzeczy służące z samego przeznaczenia do wykonywania praktyk religijnych (kultu religijnego), a więc takie, jak
same świątynie (domy modlitwy), urządzenia świątyni (zakrystii), szaty i naczynia liturgiczne, figury, krzyże itp.”.
Zdaniem profesora Andrzeja
Marciniaka z Uniwersytetu
Łódzkiego, egzekucji komornika
nie mogą więc podlegać ani
obiekty nieruchome, czyli świątynie, ani przedmioty służące do
wykonywania praktyk religijnych.
(MP, RP)
10
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Maślakowej droga krzyżowa
„Bóg pana zesłał, czekałam na waszą gazetę” – takie
słowa padły z ust Krystyny Maślak, mieszkanki
Wojciechowa (woj. wielkopolskie), kiedy reporter
„FiM” uchylił zawieszoną przy futrynie białą firankę
i stanął w progu jej domu (nr 55).
– Żeby pojąć cokolwiek, trzeba
wpierw zrozumieć Biblię, bo samo
pisanie po gazetach nie wystarcza.
Odnoszę wrażenie, że ci, co pisali
do tej pory, robili to, żeby mnie
i moją rodzinę jedynie zastraszyć.
Takie ple, ple, ple – dodaje.
Z okna domu Maślaków widać
drewniany krzyż. Nie wiadomo, jak
długo kotwiczy sobie na skraju pola, bo nawet najstarsi mieszkańcy
wsi tak daleko nie sięgają pamięcią.
Po raz pierwszy ścięli go podobno
Niemcy w czasie okupacji, ale jeden
z chłopów miał przechować świętość w stodole. Historyjkę taką kolportuje sołtys Roman Giernacki,
lecz nie wszyscy wierzą. A gdyby nawet, to najprawdopodobniej odbędzie się niedługo cięcie numer dwa,
gdyż pani Krystyna... nie chce na
swojej ziemi „tego kawałka drewna”. Z powodu tego postanowienia
– zgodnego zresztą z konstytucją
– została znienawidzona przez proboszcza parafii w Jaraczewie,
Stefana Czarneckiego, który pisze też historyjki w parafialnej gazetce – głównie o sobie. Występuje w nich jako potomek wielkiego
rodu, niebieskokrwisty duszpasterz,
kolega purpuratów i oczywiście miłośnik drewnianych krzyżyków. Tak
naprawdę to człek z niego tchórzliwy, z dziennikarzami rozmawiać
nie chce, drzwi przed nimi barykaduje i udaje, że na plebanii go nie
ma. Żeby tak tylko przed „FiM”,
ale gdzie tam! Nawet publicznej telewizji z Poznania nie wpuścił, chociaż, patrząc ostatnio w srebrny
ekran, można odnieść wrażenie, że
ogląda się TV Watykan.
Do duszy Maślakowej chcą się
też dobrać, choć w trochę mniejszym stopniu, katolicy świeccy. Niejaki Władysław Makarewicz, radny gminy, i jego bardzo krzykliwa
córka, wspomniany sołtys i paru
innych wsiowych pieniaczy, którzy
nagle zapragnęli krzyża i są gotowi
go bronić w równym stopniu co niskiej ceny „jabola” w miejscowym sklepiku.
Ale w sumie wieś okazuje się być tolerancyjna i wyrozumiała.
Większość mieszkańców gotowa byłaby
przenieść krzyż na
inne pole i zakończyć trwający od
czterech lat konflikt. Jednak pleban
jest nieugięty i buntuje ludzi, więc końca
działań zaczepnych nie
widać. Swoje trzy grosze
wrzuca do sprawy poprzednik
Czarneckiego na probostwie, emerytowany klecha Józef Nowak, który obserwuje wydarzenia z Pokrzywna koło Poznania, gdzie koszaruje
się sukienkowych starców. To on napisał w liście do mieszkańców Wojciechowa, że „Maślakowa jest chora umysłowo”. Odważna kobieta byłaby oddała sprawę do sądu, gdyby
miała czas, pieniądze i nie potrafiła
wybaczać. Pretensji nie ma do nikogo, nawet do tych, którzy początkowo wyzywali ją od jehowców, zielonoświątkowych i „kociej wiary”.
A jakże, osiem lat temu wystąpiła z Krk i przeszła do Zboru
Chrześcijan
Grabów–Stradomia–Wieruszów. Zaczęła studiować
Biblię i przestała biegać wokół krzyża, sadzić bratki oraz tulipany, wieszać kolorowe wstążki i inne takie
wyczyniać brewerie. W końcu
grzecznie wyznała sąsiadom: – Proszę, weźcie z mojej ziemi ten krzyż,
bo ja go nie chcę i czcić nie mam
już zamiaru.
W Biblii można odszukać
32 miejsca, gdzie mówi się
o przedmiotach, którym
oddaje się cześć. Ot,
chociażby: ,,Nie czyń
sobie obrazu rytego
ani żadnego podobieństwa rzeczy tych,
które są na niebie
w górze i które na ziemi nisko, i które są
w wodach pod ziemią”
(Wj 20. 4–5) albo:
„Tworzyciele bałwanów
wszyscy
nic nie są i te najmilsze rzeczy ich nic im nie
pomogą, czego oni sobie sami świadkami będąc, nic nie widzą ani
rozumieją”. (Iz 44).
Tymczasem ludzie
przychylni Maślakowej rady jej różne dają. Pewna pani napisała, że powinna do
proboszcza pismo wysmarować i przestrzec
drania, że w ciągu 14
dni ma z jej gleby
krzyż zabierać, bo inaczej sama go wywiezie. Dostała też adres Rzecznika Praw
Obywatelskich.
– Ja zimę jeszcze
przeczekam – mówi
pani Krystyna – a potem faktycznie do proboszcza pismo skieruję. Drewno już stare
jest, korniki i próchnica zrobiły swoje,
może sam się przewróci? Naprawiać
nie dam, dekorować też nie pozwolę, takie moje prawo i obecne przekonania. Ja po cudzych działkach
nie spaceruję, modłów pod figurą
nie urządzam. Gdy byłam katoliczką, nikt się krzyżem oprócz mnie
nie opiekował, gdy zmieniłam wyznanie, nagle
wszyscy go zauważyli.
Jakieś płoty budować chcą, kafelki
kłaść. Proszę bardzo, ale na swojej
ziemi...
Pleban Czarnecki,
wojując
o krzyż, próbował
zajść z innej strony
i gdakał po wsi, że
ziemia, na której stoi
krzyż, wcale nie należy do Krystyny Maślak.
Bzdura.
W Urzęd z i e
Gminy
w Jaraczewie
bez problemów
ustaliliśmy,
że
Habem
Mimo lekkiego spadku pr
pieży, Polska wciąż jest
ką konkurencją. Cieszą s
choć biedni, cieszą się te
jest odwrotnie, a dodatkowo krzyż
nie jest wyodrębniony na żadnej mapie geodezyjnej, czyli właścicielka
gruntu może w każdej chwili go rozebrać, tym bardziej że nie jest też
wpisany do rejestru zabytków. Udało nam się jednak ustalić, że numer „na zabytek” może być ćwiczony jako ostatnia szansa na ratowanie krzyża. Ponoć jest tym zainteresowany sam arcybiskup poznański Stanisław Gądecki i jego imiennik z Kalisza, biskup Napierała,
który miał powiedzieć, że „trzeba
zrobić wszystko, żeby krzyż w Wojciechowie stał na starym miejscu...”.
„Zrobić wszystko” – ot, krzyżowiec
współczesny!
Tworzenie zabytków na zamówienie Krk może jednak nie być
wcale takie łatwe. Martyna Dworniczak z Wojewódzkiego Oddziału
Służby Ochrony Zabytków w Poznaniu powiedziała nam: – Do 20 października nie wpłynął żaden wniosek o wpisanie do rejestru zabytków
przydrożnego krzyża w Wojciechowie. Poza tym, żeby krzyż taki stał
się zabytkiem, musi posiadać odpowiednie cechy zabytkowe i znaczenie historyczne. Wspomniany obiekt
nie spełnia takich wymogów. Ale
gdyby wniosek wpłynął, to powołamy komisję do oględzin obiektu...
Pożyjemy, zobaczymy, bo w Katolandzie nie takie działy się historie. W każdym razie nie radzimy
Maślakowej, aby przeczekiwała zimę, bo na wiosnę może się okazać,
że spróchniały kawałek dębiny jest
pomnikiem przyrody albo zabytkiem
równie cennym jak Wawel w Krakowie czy Zamek Królewski w Warszawie. A wtedy, za cholerę, ruszać
go nie wolno!
Jan KALINOWSKI
Fot. Autor
Cytaty pochodzą z Biblii wydanej przez Brytyjskie i Zagraniczne
Towarzystwo Biblijne w Warszawie.
To wstyd, że w roku jubileuszu po
słonięto raptem dwa (Kielce i Paradyż
numenty JPII. Można nawet powiedz
tora, bo ten kielecki to model wybitni
nościowy (koszt około 3 tys. zł) w
z żywicy epoksydowej imitującej (co z
ne „Scyzoryki”!) odlew z brązu. Czyż
ciele Karola Wojtyły stwierdzili, że
75 proc. wszystkich istniejących
ziemskiej pomników JPII usytuowa
ju nad Wisłą, to prymat jest już abso
zagrożony? (wykres 1).
Katoliccy komentatorzy u
spadek polskiej aktywności
wych pomników JPII
jest zjaw
wym: „Już wkrótce
nastąp
się domyślić, co
ją
A
DYN
W POSZC
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
to, że obecny marazm wpisuje się w tendencje światowe. (patrz wykres na dole strony).
Jeśli chodzi o kontynent – jesteśmy debe-ś c i a k i .
Zwłaszcza, że te 154 pomniki to przecież nie
wszystko. Pominęliśmy wszak popiersia, figury we wnętrzach kościołów, kaplic, bibliotek,
muzeów, obeliski, kopce, tablice i płaskorzeźby. Po prostu nie da się tego policzyć!
Jednak w Polsce jest jeszcze wiele do zrobienia, czego dowodem jest ponura dla niektórych biskupów statystyka emanacji uwielbienia Wojtyły w rozbiciu na poszczególne
diecezje. I niech nikomu nie mydlą tam
w Watykanie oczu wymówki typu: „Odsłoniliśmy tablicę pamiątkową”, „Zorganizowaliśmy bieg
szlakiem...” czy też „Nadaliśmy imię...”. Niektóre
regiony zbyt wyraźnie odstają od średniej pomni-
rodukcji papoza wszelsię wierni,
eż gołębie...
ontyfikatu odż) nowe mozieć, że półie oszczędwykonany
za bezczelżby wielbiskoro ok.
h na kuli
ano w kraolutnie nie-
uspokajają, że
i w budowie nowiskiem przejściopi eksplozja (łatwo
wywoła – dop.
A.T.) obrazów, witraży, figur, płaskorzeźb, pomników”. Wiemy, że spiżowi
producenci bardzo
uważnie
śledzą
stan
zdrowia Najwyższego i niemal
od zaraz gotowi są potroić
obroty.
Ale – póki
co – usprawiedliwia nas
kowej! Nie trzeba zaraz równać
się z Krakowem,
w którym jest 5 pomników traktowanych niczym punkty
erogenne, ale skoro
np. Ełk (6), Łódź (7),
Wrocław
(12),
Gdańsk (5), Płock (7) czy Szczecin (3) mogą mieć więcej niż
jeden, to co przeszkadza innym?
Dlaczego bogata Wielkopolska
(4) ma mniej, niż uboga Zamojszczyzna (6)? Czyste skąpstwo,
choć niektórzy twierdzą, że to
gospodarność.
Mało kto wypowiada się na
temat urody pomników papieża.
„To sprawa delikatna i szalenie ryzykowna” – twierdzą
artyści. „Wszystkie te pomniczyska będą się rozpadać,
będą się śmiać z tego. To są takie kukły – te papieże”
– ocenia prof. Jan Kucz z warszawskiej ASP.
Najbardziej krytykowany przez plastyków jest prof.
Czesław Dźwigaj z ASP w Krakowie, ulubieniec biskupów (w przeszłości studiował w Seminarium Duchownym w Tarnowie), który ma na swoim koncie 24
figury (zwane w środowisku „dźwigaizmami”). Gdy tę
ostatnią odsłonięto w 2002 r. w Gorzowie, prof. Janusz
Marciniak (członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki) ubolewał: „Współczuję miejscu,
które zostało oszpecone tym pomnikiem”.
Spory toczą nie tylko profesjonaliści. Gdy np. w październiku 2000 r. odsłonięto pomnik przed ratuszem
w Trzciance (woj. wielkopolskie), zdecydowana większość
parafian upierała się, że to nie papież stoi na cokole. 25
lat pontyfikatu też robi swoje – papież odlany w 1979
roku niewiele przypomina tego z roku 2003.
Jedno jest pewne: pomniki mają moc. Co prawda
zdarzają się incydenty, takie jak w Siedlcach, gdzie tuż
po odsłonięciu Wojtyły pewien mieszkaniec Wołomina
NAMIKA UPOMNIKOWIENIA
CZEGÓLNYCH LATACH (ŚWIAT)
UPOMNIKOWIENIE
ŚWIATA
(1,6 promila) powypisywał na nim obsceniczne
teksty, ale generalnie, to one
bardzo dobrze
oddziałują na
lokalną żulernię. – Od
kiedy pomnik stanął na placu miejskim, wyprowadzili
się z niego
pijaczkowie,
którzy wcze-
mus (154) Papam!
śniej urządzali tu
libacje. „O nie,
pod taką osobą
nie będziemy ani
pić, ani śpiewać”, słyszałem od nich – twierdzi ks. infułat Władysław Bochnak, proboszcz katedry w Legnicy.
A co zrobić, gdy eksponowane miejsce
jest już zajęte przez jakiegoś Mickiewicza
czy Konopnicką? Trzeba ich, niestety, eksmitować, jak to się stało np. w Poznaniu,
gdzie abp Juliusz Paetz, mimo protestów
środowisk „niekościelnych”, zadecydował,
11
że Jan Kochanowski (przed
wiekami tytularny proboszcz kapituły katedralnej) musi ustąpić
JPII.
I tylko gołębiom
jest wszystko jedno.
ANNA
TARCZYŃSKA
Fot. archiwum
CO SĄDZISZ O STAWIANIU POMNIKÓW NASZEMU PAPIEŻOWI?
(Dyskusja na forum katolickiej strony www.rilian.republika.pl)
î Całkowicie poroniony pomysł. To jest naciąganie podatników na koszty związane z postawieniem pomnika, a potem z utrzymaniem jego i niemałego terenu wokół pomnika (Iza);
î U mnie w mieście pomnik powstał głównie z dobrowolnych datków i nie można ludziom tego zabronić!
Jeśli zdecydowali się przeznaczyć na to swoje pieniądze, a nie na pomoc innym... Inna sprawa, że teraz niektórzy modlą się do papieża, klękają przed jego pomnikiem (Agata);
î Jak by to wyglądało, gdyby JPII zakazał stawiania sobie pomników! Skromnie milczy. Dobrze, że jest taki ślad nadziei, którą w nas zawsze wlewał. Jednak sponsoring np. domów samotnej matki w miejsce kolejnych już pomników – to by było to (ks. Filip Krauze);
î Jeśli papież wie o takiej ilości pomników i nie reaguje, to jak można mówić, że jest człowiekiem skromnym? Jeśli natomiast nie wie, to znaczy że, niewiele już do niego dociera. A szkoda. No... chyba że woli
udawać, że tego nie widzi (Luzer);
î Popieram stawianie pomników naszemu Wielkiemu Rodakowi, ale myślę, że On sam bardziej ucieszy się
z wiadomości, że wybudowano nowy szpital lub szkołę, którym nadano Jego imię (s. Małgorzata);
Niestety, uważam, że papieżowi bardzo podoba się idea stawiania mu pomników. Jest to przykre, ale prawdziwe. To nie jest jakiś jednostkowy przypadek, to masowe zjawisko w naszym kraju, więc niemożliwe, że
o tym nie wie (Obserwator);
î Bardzo mi przykro, że komentarze w większości pochodzą od maleńkich ludzików – a szkoda. Ja, oczywiście, popieram całym sercem stawianie pomników Papieżowi! (Basia).
ASNP
Tajemniczy skrót – powiecie. Może i tajemniczy, ale jak tak dalej pójdzie, to Wasze
dzieci będą umiały go rozszyfrować obudzone w środku nocy.
Rok temu („FiM” 40/2002) ks. Wiesław
Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych, odkrył, w jaki sposób Polacy mogą zachować
świadomość narodową po wejściu do Unii Europejskiej. Recepta była prosta. „Trzeba – przekonywał
kapłan – postawić pomnik Anioła Stróża Narodu Polskiego, będącego znakiem firmowym naszej tożsamości oraz świata ducha, który jest naszym bogactwem i ofertą”. Rozpisano więc konkurs na anioła. Wymagania organizatorów musiały być jednak niezwykle wysokie, bo pierwszej nagrody nie przyznano. Na zaszczytnym drugim miejscu znalazł się natomiast artysta szczególnie zasłużony, którego dzieło pod tytułem „Papież Jan Paweł II” od 1991 roku zdobi Kraków – Gustaw Zemła.
Autor, specjalizujący się w rzeźbach pomnikowych,
wymyślił sobie, że anioł narodu będzie mierzył
320 cm, a – żeby nikt go przypadkiem nie przeoczył – ustawiony zostanie na 7-metrowej kolumnie.
Bo Anioł Stróż Narodu Polskiego to, proszę Państwa, nie jakiś tam zwykły anioł. On
– jak informuje współautor pomysłu,
architekt Krzysztof (nomen omen)
Chwalibóg – daje coś najcenniejszego:
pokój.
Nowe dziecko Zemły od przyszłego roku, jeśli
Bóg nie zaszkodzi, będzie zdobić warszawski plac
Teatralny. Zygmunt – trzymający w ręce krzyż
– to już przeżytek!
WIKTORIA ZIMIŃSKA
12
Rzym bez Ducha
T
rójca Święta rozmawia o swych planach wakacyjnych... Ja
chciałbym się wybrać do Rzymu – mówi Duch Święty – nigdy tam nie byłem. Czy to wstrętny, bluźnierczy kawał antyklerykałów? Nie! Opowiedział go prof. Eugene Kennedy – ksiądz, wybitny psycholog z Loyola University i ekspert Kościoła.
Miało to miejsce podczas konferencji Voice of the Faithful (niezależnej organizacji katolików)
zorganizowanej na Fordham University, w której wzięło udział
1600 osób.
W swym wystąpieniu ksiądz
Kennedy oświadczył, że hierarchia kościelna spowodowała
skandal pedofilski swym postępowaniem i tłumieniem seksualności, co przyczyniło się do zatracenia zdolności pojmowania
istoty ludzkiej i jej prawdziwej
świętości.
„To problem oficjalnego Kościoła, do którego ludzie utracili zaufanie, a nie problem katolicyzmu, w który wciąż wierzą” –
stwierdził prof. Kennedy. Inny
wybitny ekspert od spraw kościelnych, były ksiądz i psychoterapeuta Richard Sipe, dodał, że
wierni nie przywiązują wagi do
kościelnego nauczania w sprawach seksualizmu, którego nigdy
nie wytłumaczono, a zawsze surowo sekowano. Powiedział też:
„Ludzie w kościelnych nawach
wiedzą, że instytucja, która nie
jest w stanie powiedzieć prawdy
o sobie samej, nie zasługuje na
to, by być słuchaną”.
Podczas tej samej konferencji siostra Dorothy Kelly – była
rektor katolickiego College of
New Rochelle – wezwała świeckich wiernych, by nadal wywoływali presję na biskupów mimo
oporu hierarchii.
Wypowiadali się także aktywiści organizacji zrzeszających
ofiary pedofilii kleru. „Kościół nie
będzie miał autorytetu moralnego zanim nie upora się z tymi
sprawami. Nie ma prawa wypowiadać się przeciw aborcji, przeciw inżynierii genetycznej i eutanazji, zanim nie wyjdzie na prostą z tym problemem” – oświadczył Paul Baier z organizacji Survivors First. Barbara Blaine,
która w roku 1998 założyła grupę Survivors Network, ostrzegła
natomiast, by nie dać się zasugerować oświadczeniami prasowymi i nowymi programami Kościoła: „Patrzcie na poczynania, nie
na słowa biskupów” – stwierdziła.
TSz
Ale kangur!
W
Australii zmierza ku końcowi proces najgorszego z wykrytych dotąd przestępców seksualnych – 59-letniego recydywisty – księdza Michaela Glennona.
Od roku 1986 do 1991 brutalnie zgwałcił co najmniej piętnaścioro dzieci; niektóre miały
mniej niż 10 lat.
9 tygodni po warunkowym wypuszczeniu na wolność (odsiadywał karę za gwałt i pedofilię)
zgwałcił w samochodzie 10-letnią dziewczynkę. Trzem chłopcom,
Aborygenom, powiedział, że wprowadzi ich w męskość według starego rytuału. Pierwszym stopniem
było pieszczenie księżowskiego
prącia. Wyższe stopnie obejmowały masturbację i seks analny.
„Glennon działał z wyjątkową
premedytacją, nie okazywał cienia skruchy i nie rokuje żadnych
nadziei na rehabilitację. Był przekonany, że prawo nie odnosi się
do niego” – skonstatował sędzia
i wyraził przekonanie, że oskarżony powinien pozostać w więzieniu do czasu, kiedy osiągnie wiek,
w którym nie będzie zagrażał innym ludziom.
TSz
Tajemnica księdza
W
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
ZE ŚWIATA
ierni kościoła pw. św. Katarzyny w Mount Union mogą być
dumni, że mieli wyjątkowo jurnego proboszcza.
Mimo siedmiu krzyżyków na
karku, zaraz po mszy ksiądz
Elwood Figuelle biegał do
komputera parafialnego
i ściągał z Internetu zdjęcia dorosłych kopulujących z dziećmi. Jest to
rozrywka w USA karalna
– można dostać do 5 lat odsiadki i do ćwierć miliona
grzywny. FBI zwąchało, że kapłan robi sobie nieprzyzwoite
przyjemności. Przeprowadzono więc rewizję,
zarekwirowano
komputer i hobby się rypło. Duchowny podał się do dymisji, a jego następca,
ks. Leo Arnone,
oświadczył wiernym najspokojniej,
że każdy ma swoje
tajemnice.
TSz
D
ochodzenia prowadzone
w Kościele katolickim
w Anglii i Walii doprowadziły
właśnie do wykrycia nowej fali przestępstw seksualnych kleru katolickiego. Jest co najmniej
150 nowych spraw, ale przypuszcza się, że to czubek góry
lodowej.
W rezultacie afery pedofilskiej,
która wyszła na jaw
w latach 90., arcybiskup Walii John
Ward został zmuszony do rezygnacji. Za
to, że ignorował doniesienia o seksualnych przestępstwach
dwu księży z jego bezpośredniego otoczenia, którzy zostali potem skazani na kary więzienia. W następstwie tego faktu
w roku 2001 powołano do
życia kościelny urząd
ochrony dziecka, do którego na chwilę obecną zgłosiło się ze skargami ponad
tysiąc osób. W ten sposób wiele kolejnych
spraw – głównie
z przeszłości – zostanie wykrytych, bo dotąd nie objęto ich oczywiście żadnymi
dochodzeniami zakonów.
„Kościół musi się jeszcze wiele
nauczyć à propos postępowania
z oskarżeniami o molestowanie seksualne dzieci. Każdy wie, że w przeszłości popełniono wiele błędów”
– oświadczył niedawno szef urzędu ochrony dziecka, arcybiskup Birmingham Vincent Nichols.
Urząd Nicholsa wystosował anonimowy kwestionariusz do 2704
Odpowiedziało zaledwie 18 procent
respondentów. Natomiast sondaż
przeprowadzony wśród wiernych wykazał, że 58 procent ankietowanych
jest zdania, iż Kościół w sposób skandaliczny bagatelizuje problem.
Na temat kłopotów stojących
przed Kościołem w Anglii i Walii
wypowiedział się 23 października
lider Kościoła – Jan Paweł II:
„Największym
wyzwaniem stojącym przed tamtejszym Kościołem jest stawienie czoła sekularyzmowi, któremu należy się
przeciwstawić
z nowym, chrześcijańskim impetem.
Jeśli ludzie żyją tak, jakby Boga nie
było, ma to negatywne konsekwencje dla życia obywatelskiego. U korzeni tej sytuacji leży próba promowania wizji
ludzkości bez Boga i bez Chrystusa. To mentalność przesadnego indywidualizmu, która prowadzi do rozziewu między wolnością a prawdą, co w konsekwencji niszczy więzi
kreujące życie społeczne”.
Po prostu dreszcz przechodzi od
nadmiaru hipokryzji...
LF
Dzieciom krzywda,
światu pokój
księży, indagując o kwestie związane z przemocą seksualną
wobec nieletnich.
Styl bycia
A rcybiskup Cincinnati Daniel Pilarczyk ma świetne samopoczucie, natomiast wierni już go nie tolerują. To coraz częstszy obrazek w USA.
– Arcybiskup po prostu nie może pojąć, o co chodzi – mówią katolicy.
– Czego oni ode mnie chcą? – dziwi się naiwnie
hierarcha. – No przecież zrobiłem, co chcieli. Przeprosiłem. Zmieniłem regulamin ochrony dzieci, zawiesiłem 5 księży, zainicjowałem programy ochrony uczniów
w katolickich szkołach przed napastowaniem seksualnym. O co im jeszcze chodzi?
Parafianom chodzi o styl bycia. Są wściekli, że
do spraw seksualnego molestowania dzieci Pilarczyk
C
zas chyba, by powstało – na
razie przynajmniej w USA
– pudło dla księży. Liczba puszkowanych kapłanów nieprzerwanie rośnie.
podchodzi z ostentacyjną obojętnością. – Arcybiskup
cierpi na brak osobistego ciepła i wrażliwości i ma jeszcze bardzo, bardzo dużo do zrobienia, by przekonać
wiernych, że Kościół jest na drodze ozdrowienia
– stwierdza Nan Fisher, przewodniczący oddziału
niezależnej organizacji wiernych – „Voice of the Fathful”. – Jest mur złości, który trudno nam przełamać, komunikując się z wiernymi – uskarża się w odpowiedzi rzecznik arcybiskupa, Dan Andriacco.
Ale nie chodzi tylko o maniery i osobisty styl Pilarczyka. W zeszłym roku z wyższością oświadczył, że
pięciu księży oskarżonych o molestowanie seksualne
dzieci będzie miało wciąż miejsce w Kościele. Złość
wiernych zamieniła się w furię, gdy odmówił podania
nazwisk pedofilów. Ostatniego zawiesił w obowiązkach
dopiero kilka dni temu, tłumacząc, że – jego zdaniem
– nie zagrażał dzieciom.
T.W.
wezwaniem bp. Laughlina w Nowym Jorku. Gdy policja złożyła mu
wizytę, odkryła w jego mieszkaniu
pornografię pedofilską, literaturę
nazistowską oraz stertę bankno-
Klecha z puszki
Mieszanie księży pedofilów ze
standardowymi rzezimieszkami nie
przynosi dobrych efektów, o czym
świadczy niedawne zabicie seryjnego gwałciciela nieletnich, ks.
Geoghana, przez współwięźnia, który potem twierdził, że jego motywem
było bezpieczeństwo dzieci. Mamra
świeckie zaludniają sprawcy szerokiej gamy przestępstw. Kapłańska
paka będzie bardziej zuniformizowana, bo 95 proc. rezydentów zostanie tam osadzonych za pedofilię.
Na tym tle wyróżnia się bez wątpienia ks. John Johnson, którego
– z pewnymi zastrzeżeniami – można nazwać Leonardem da Vinci garujących. Wielebny (lat 64) wpadł
na telefonach z groźbami do personelu katolickiego liceum pod
tów na stole. Duchowny wyjaśnił,
że mamona pochodzi ze skarbonki
na biednych w jego macierzystej parafii św. Marcina z Tours. Co tydzień – objaśnił – podprowadzał
z datków stówę. Niby niewiele, ale
gdy pomnożyć przez wszystkie tygodnie 25 lat spędzonych na bożej
placówce...
Johnson poinformował też policję, że traktował redystrybucję datków jako wpłatę na swój fundusz
emerytalny. Po przeliczeniu wyszło,
że odłożył sobie 188 tys. dolarów.
Było nie było, harował na dwa etaty, bo oprócz probostwa, wbijał wiedzę o Bogu uczniom szkoły katolickiej. Teraz nie ma się nawet komu wyżalić, bo zamknięto go z pospolitymi kryminalistami.
LF
Siostry
lubieżniczki
Niełatwy okres przeżywa kierownictwo Kościoła w San Diego (Kalifornia). Do dotychczasowych
spraw o przestępstwa seksualne
duchownych dowalono w połowie października 80 nowych.
Wśród oskarżonych znalazła się
zakonnica. Jeden z poszkodowanych zeznał, że gdy miał 10 lat i był
w szkole z internatem prowadzonej
przez zakonnice, jedna z nich molestowała go seksualnie. Dzieckiem
zabawiali się też wizytujący księża,
a nawet, jak utrzymuje adwokat
ofiary, niektórzy świeccy wierni, którzy zgłaszali się do prac społecznych przy pilnowaniu dzieci.
Oskarżenie wysunęła także
Diana B., która twierdzi, że gdy
była nastolatką, inna zakonnica,
siostra Brigette, dopuszczała się
względem niej przemocy seksualnej przez dwa lata.
TSz
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
M
ając na ustach święte
imię papieża, prawie
nikt w Polsce nie wychodzi poza dozwoloną poetykę
peanów, kadzideł, wyrazów dumy i miłości. A co z okazji 25-lecia Papy pisała bardziej obiektywna reszta świata?
Komentator religijny „The New
York Timesa”, Frank Bruni, pisze:
„Adoruje go wielu katolików, ale też
wielu innych ubolewa nad tym co zrobił. Bezgranicznie energetyczny i wizjonerski w swych podróżach, ale zagorzale tradycyjny w interpretacjach nauczania Kościoła”. Przytaczając wypowiedź brazylijskiego
kard. Claudio Hummesa, że
papież „uczynił tak wiele dla
jedności Kościoła”, Bruni
stwierdza: „Wielu katolików,
zwłaszcza w USA, nie zgadza
się z tym. Jan Paweł raz po
raz zawodził nadzieje postępowych katolików, którzy pragnęli dyskusji na temat możliwości wyświęcania kobiet oraz
zmiany zasad celibatu księży.
Papież stał twardo na stanowisku niedopuszczalności antykoncepcji oraz
partnerskich związków ludzi tej samej
płci. Pod jego panowaniem Kościół
w USA pogrążył się w kryzysie po ujawnieniu rewelacji o przemocy seksualnej księży wobec dzieci i niedbałego
nadzoru ze strony biskupów”.
Francuska agencja AFP w komentarzu z Watykanu pisze, że „papież
upolitycznił swój urząd, ale jego konserwatywna postawa wobec wielu spraw
społecznych, np. zakaz antykoncepcji
w dobie, gdy AIDS zabija miliony ludzi, spowodowała alienację wielu wierzących. Jan Paweł II będzie długo pamiętany za swą umiejętność czarowania, zwłaszcza wielkich tłumów oraz
emocjonalnie nastawionych młodych
ludzi, ale nie udało mu się zapobiec
spadkowi liczby wyświęceń. Również
ZE ŚWIATA
frekwencja w kościołach, zwłaszcza
w Europie, w dalszym ciągu spada (...).
Mimo swych starań zjednoczenia chrześcijan, uczynił małe postępy w ocieplaniu stosunków z prawosławiem w Rosji, gdzie patriarcha Aleksiej II oskarża Watykan o nawracanie ortodoksów
na katolicyzm (...). Naraził się na
otwarty krytycyzm, gdy odwiedził Augusto Pinocheta w Chile i Fidela Castro na Kubie, mimo że odpowiadali
za ciężkie gwałcenie praw ludzkich.
Dla wielu największym cieniem na tym
pontyfikacie kładzie się nieprzejednana opozycja wobec antykoncepcji”.
między Kościołem a wiernymi. Sondaże pokazują, że katolicy angażują
się w seks przedmałżeński, stosują środki antykoncepcyjne i rozwodzą się tak
samo często jak protestanci”.
Amerykański tygodnik „National
Catholic Reporter” z okazji 25-lecia
tak podsumowuje schyłek pontyfikatu: „Jego charyzma dodała z pewnością energii Kościołowi, ale jednocześnie pozostawił samym sobie amerykańskich katolików, głęboko podzielonych ideologicznie, zwłaszcza jeśli idzie
o kwestię kierownictwa. Skandal seksualny roku 2002 był dramatyczną
erupcją pod fundamentami
strukturalnymi Kościoła. Amerykańscy katolicy rzadko kiedy
bywali tak rozzłoszczeni na kierownictwo swego Kościoła, a co
za tym idzie na Rzym, jak są dzisiaj (...). Wyznacznikiem postępowania biskupów mianowanych przez tego papieża stała
się lojalność wobec papieża,
a nie poczucie odpowiedzialności i instynkt przewodzenia. Zgodzili się nie zadawać pytań i nie
formułować żądań w pewnych sprawach bardzo interesujących wiernych,
zgodzili się na wyeliminowanie wszelkiej na pewne tematy dyskusji. Sondaż
„Boston Globe” pokazuje, „że w grupie katolików w wieku 18–39 lat 51
procent ankietowanych jest za utworzeniem niezależnego od Watykanu,
amerykańskiego Kościoła katolickiego
(...). Kobiety, teologowie, katolicy świeccy, nauczyciele, przepracowani księża
parafialni oraz umiarkowani i postępowi biskupi mają wiele do powiedzenia o porażkach tego pontyfikatu
w minionym ćwierćwieczu”.
Oto zaledwie garść komentarzy
pochodzących z mediów uznawanych
za przychylne Kościołowi kat. Jak widać, punkt widzenia zależy od innego punktu. A z klęcznika widać jeszcze mniej... TOMASZ SZTAYER
Ćwiartka
ze smugą
Reuters zaczyna komentarz jubileuszowy w mało laurkowym stylu:
„Podczas ćwierćwiecza panowania nad
miliardem światowych katolików papież Jan Paweł II prowadził nieprzejednaną kampanię na rzecz utwierdzenia watykańskiej ortodoksji, pośród
okrzyków entuzjazmu tradycjonalistów
i jęków zgrozy kościelnych liberałów.
Nawet umiarkowany kardynał niemiecki Walter Kasper dostrzega rozdźwięk między Kościołem a wiernymi
(...). Średni wiek księdza wynosi obecnie 60 lat. Liczba parafii bez księdza
pnie się na całym świecie w górę. Liberałowie mówią, że tradycyjne przepisy zniechęcają do wyboru drogi kapłaństwa i wzywają do reform, które
otworzą ją dla kobiet i żonatych mężczyzn (...). Zakaz używania środków
antykoncepcyjnych otworzył przepaść
D
o czego to doszło! Kardynał publicznie łaje kardynała. A żeby było jeszcze ciekawiej, dodać należy, że
poszło o... kondomy.
homoseksualistom. Jak wiadomo, papież absolutnie
wykluczył jakąkolwiek dyskusję na te tematy i podparł
się swą urzędową nieomylnością.
Nie minęły dwa tygodnie,
a O’Brien dziwnie spokorniał, ogłaszając, że już popiera stanowisko
Kościoła we wszystkich trzech kwestiach i w całej rozciągłości. Jego
rzecznik pośpieszył z wyjaśnieniami, że wypowiedź kardynała została mylnie zinterpretowana... A jak to się ma
do jego wypowiedzi na konferencji biskupów europejskich
w Watykanie w roku 1999, kiedy stwierdził, że powinno
się otworzyć dyskusję na temat obligatoryjności celibatu,
czym wprawił w popłoch większość
kolegów? Zatrzęsły się portki pod
sutanną?
Catholic Truth Society (Towarzystwo Prawdy Katolickiej) utrzymuje, że Watykan wywarł presję
na O’Brienie, by odszczekał swe
herezje. Skądże znowu?! – oburza
się Watykan. LF
Kondom-inium Kościoła
Belgijski kardynał Godfried Danneels jest wielką
personą w Krk. Wymieniany bywa niekiedy jako potencjalny następca Karola Wojtyły. Gość właśnie nie po
raz pierwszy pokazał, że stać go na szczerość.
Przewodniczący Pontyfikalnej Rady do spraw Rodziny, kard. Lopez Trujillo, w wywiadzie dla telewizji BBC
oświadczył uczenie, że prezerwatywy nie gwarantują nawet powstrzymania spermy, a co tu mówić o zapobieganiu przeniknięciu wirusa HIV! No i co? Wszyscy lekarze
świata mogą mówić co innego, dokumentować to badaniami, a Kościół i tak wie swoje.
Co pocieszające, nie cały, bo na takie dictum zatrzęsło Danneelsem i na konferencji prasowej w swej rezydencji w Mechelen oświadczył: „Ubolewam nad tym komentarzem i formą jego przekazu. Nie przynosi chwały
kardynałowi angażowanie się w ocenę jakości tego produktu. Nie wiem, czy to, co mówi, jest wiarygodne. Kardynał powinien się raczej zajmować etycznym, religijnym
i duchowym wymiarem kwestii AIDS”.
Na podobnie nieregulaminową wypowiedź pozwolił
sobie ostatnio świeżo upieczony kardynał szkocki,
Keith O’Brien. Wkrótce po mianowaniu przez papieża (29 września) w jednym z wywiadów oświadczył,
że kwestia celibatu księży oraz zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych powinny być poddane dyskusji. Stwierdził też, że nie jest przeciwny księżom
13
Cuda na pniu
P
iętnaście mil na zachód od Nowego Jorku jest miasteczko Passaic. W Passaicu jest ulica Madison. A na ulicy Madison jest cud.
Sama Matka Boska zamieniła
się w zmurszały pień i ulokowała
na ulicy Madison właśnie. Walą tam
tabuny pobożnych, którzy normalnie w dzielnicy latynoskiego lumpenproletariatu za Boga nie postawiliby nogi w obawie o własne bezpieczeństwo. Przed obliczem półmetrowego pniaka, tzn., pardon,
Maryi Dziewicy nikt jednak nie
dba, że może postradać portfel czy
zegarek.
Ktoś w mistycznym uniesieniu
dojrzał w pniu rozłożone ramiona
i pochyloną głowę rodzicielki Chrystusa. Raz dwa zinterpretował to
jako symbol nadziei dla miejscowej
biedoty i puścił wieść w świat. Cudowiercy jęli ciągnąć do pieńka jak
pszczoły do miodu, otaczając go
kartkami z odręcznie pisanymi modłami i prośbami o wsparcie, świeczkami i kwiatami niemal jak jakiś
pomnik papieża.
Bez wątpienia okolica na tym
skorzysta. Ruszy handel dewocjonaliami. Wkrótce pień okoli kapliczka, a później kościół. Wyrosną McDonald’sy i stanie co najmniej jeden Holy Mather Motel.
Ale jaki święty pieniek pomoże odbić się od dna innym, mnogim gettom na peryferiach dumnie strzelistego Big Apple?
T.W.
Kat-Kaida
C
zyżby Kościół katolicki dorobił się swojej al-Kaidy? O jej istnieniu donosi katolickie pismo wydawane w Niemczech, „Kirchliche Umschau”,
a także „Die Welt”. Redaktorzy tego pierwszego z satysfakcją informują
o rosnącej liczbie grup, którym tęskno za czasami sprzed soboru.
Jedna z tych organizacji nazywa się „Sieć”. Tygodnik „Kirsche
Umschlau” zamieścił obszerny wywiad z założycielem „Sieci” w Niemczech, księdzem doktorem Guidem
Rotheudem. Dlaczego założył taką
organizację? „Jako diecezjalny ksiądz
żyłem w stałym konflikcie między wiernością Tradycji a obowiązkami, które na mnie przełożeni nakładali. Nie
mogę pogodzić się z tym, jak wielu
niemieckich księży jest przesiąkniętych teologią protestancką. Wystarczy
spojrzeć tylko na to, co przyniósł ze
sobą Sobór Watykański II. Oto przyczyna kryzysu Kościoła – soborowa
filozofia” – wyjaśnia doktor Guido.
Dowiadujemy się, że Rotheud już
chciał rzucić kapłaństwo, ale „na
szczęście” (?) spotkał kilka podobnie myślących osób i na początku
lat 90. założył z nimi „Sieć”.
Jej członkowie to wyłącznie katoliccy księża w wieku 30–85 lat.
Głośno domagają się prawa odprawiania mszy po staremu (tzn. tyłem do ludzi i po łacinie), zwalczają podawanie komunii na rękę, tępią rozwodników, na kazaniach gadają na okrągło o kondomach i aborcji. I tak dalej... „po bożemu”.
Dziwi jedynie to, że udało się
stworzyć tak chorą strukturę
w Niemczech. Ale kto się spodziewał, że terroryści trenują latanie
w amerykańskich szkołach? R.Cz.
Zamknięte wrota
Z
nana hollywoodzka scenarzystka Elizabeth Anderson napisała
coś, co być może zostanie zekranizowane. Z tym, że nie na
pewno, a jeśli już, to nie od razu, bo Kościół dostał szału.
Rzecz nazywa się „Storming the
Gates of Heaven” („Kołacząc do
wrót nieba”). Anderson opowiada w
niej, jak w wieku 7 lat była seksualnie torturowana i okaleczana przez
zakonnice w szkole katolickiej dla
dziewcząt oraz o tym, jak wraz
z mężem, producentem telewizyjnym
Bobem Stevensem, przez minione
ćwierćwiecze szukała sprawiedliwości. Anderson wspomina dramatyczną konfrontację ze swą dawną oprawczynią – siostrą Thomasiną. Pamięta też zdumiewającą reakcję Kościoła, gdy starała się ostrzec jego
zwierzchników o potencjalnym zagrożeniu, jakie może stanowić pedofilka mieszkająca przy szkole.
W roku 2000 Anderson wysłała w tej sprawie list do arcybiskupa Seattle, Alexa Brunetta.
Odpowiedział jej, że wszczyna dochodzenie. Po pewnym czasie
oświadczył, że powinna skontaktować się z przeoryszą siostry Thomasiny, bo on nic nie może zdziałać.
Przeorysza oświadczyła, że przeprowadziła dochodzenie i Anderson nie
ma się już czego obawiać. Ta jednak nie zadowoliła się wybiegiem
i ponowiła korespondencję z arcybiskupem. Efekt był taki, że po pewnym czasie adwokat eminencji
ostrzegł ją: „Proszę zaprzestać prób
kontaktów z abp. Brunettem”.
Autorka „Kołacząc do wrót nieba” wysłała manuskrypt do kilkunastu wydawców, ale na razie nie wskórała nic poza pochlebnymi opiniami. Jej praca jest zbyt drastyczna,
a Kościół robi wszystko, aby nigdy
nie ujrzała światła dziennego. LF
14
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
KULISY REWOLUCJI
Co krok, to kłamstwo
Wystrzał z krążownika
„Aurora” i szturm na
Pałac Zimowy – sowieccy
propagandyści wybrali te
wydarzenia, aby przewrót,
jaki dokonał się w nocy
z 7 na 8 listopada, można
było nazwać rewolucją...
Potem utrwalili ten obraz w filmach, powieściach, podręcznikach
historii, stworzyli mity. Bo rewolucja musi kojarzyć się z uzbrojonym
prostym ludem ruszającym do szturmu na bastylie tyranów.
W rzeczywistości nie było ani ludu, ani szturmu, ani twierdzy tyranów. Był natomiast zwyczajny, wojskowy przewrót. W Pałacu Zimowym przebywała grupa starszych panów zwanych ministrami Rządu
Tymczasowego, który praktycznie był
już pozbawiony władzy. Politycznie
nie istniał. „Pałac był stopniowo otaczany w ciągu 25 października (czyli wg nowego kalendarza – 7 listopada – dop. red.) przez nasze wojska ze wszystkich stron. (...) Kiereński ściągnął do Pałacu Zimowego junkrów, oficerów i batalion kobiecy”
(Lew Trocki, „Moje życie”). Ilu
ludzi broniło pałacu? Według sowieckich danych (mocno zawyżonych, tzn. fałszywych) – 1800 żołnierzy z czterema samochodami pancernymi, sześcioma działami i kilkunastoma karabinami maszynowymi.
Jeśli tak, to szturm na pałac musiał
spowodować liczne ofiary.
Atak został odtworzony w filmie „Październik” Sergiusza
Eisensteina z 1927 roku, którego
kadry niejednokrotnie pokazywano
jako... zdjęcia dokumentalne. A trup
ścielił się tam gęsto. W rzeczywistości po wystrzeleniu z „Aurory”
salwy ślepymi pociskami – co było
sygnałem do ataku – oddziały bolszewickie po prostu weszły do Pałacu Zimowego, gdzie niemal nikt
nie stawiał oporu, a Rząd Tymczasowy natychmiast się poddał. W całym Piotrogrodzie podczas 2 dni
„Wielkiej Rewolucji Październikowej” zginęło 20 osób.
Demokracja zniszczona 7 listopada 1917 roku narodziła się kilka
miesięcy wcześniej, podczas rewolucji lutowej. Na początku 1917 roku wyniszczone wojną imperium rosyjskie nie było już w stanie stawiać
oporu na frontach, a w kraju szerzył się głód. Gdy 25 lutego (10 marca według kalendarza zachodniego)
wybuchł strajk robotników piotrogrodzkich i na ulice wyszli demonstranci, żołnierze skierowani do tłumienia rozruchów zbratali się z robotnikami. Mikołaj II został zmuszony do abdykacji, a władzę przejęła Duma. Ten niby-parlament, istniał od 1905 roku, ale jak dotąd miał
tylko uprawnienia doradcze. Teraz
Duma powołała Rząd Tymczasowy.
Wprowadzono swobodę zrzeszania
się i wolność słowa oraz zapowiedziano program zmierzający do zniwelowania różnic klasowych. Rząd
Tymczasowy zapowiedział też przeprowadzenie pierwszych wyborów
powszechnych do zgromadzenia konstytucyjnego, które miało zaprowadzić ustrój demokratyczny.
Jednak demokracja w Rosji
w 1917 roku nie miała szans. Chcieli ją zniszczyć nie tylko bolszewicy,
lecz także siły skrajnie prawicowe.
Generał Ławr Korniłow przygotował pucz wojskowy, który skończył
się klęską. Bolszewicy swój przewrót
przygotowali staranniej. Poważnym
błędem Rządu Tymczasowego było
to, że nie doprowadził do zawieszenia broni, a właśnie zakończenie wojny stało się jednym z punktów programu bolszewików. Dobrze wiedzieli o tym Niemcy, którym także zależało na szybkim zakończeniu wojny
na Wschodzie.
Niemieccy dyplomaci utrzymywali stały kontakt z przebywającymi
na emigracji działaczami bolszewickimi. 23 marca 1917 roku ambasador Cesarstwa Niemiec w Bernie,
Gisbert von Romberg, przesłał raport swemu ministrowi spraw zagranicznych. Informował, że przebywający w Szwajcarii Włodzimierz
Iljicz Lenin i inni czołowi działacze
bolszewiccy nalegają, aby umożliwić im powrót do Rosji drogą przez
Niemcy. Powrót szybko zorganizował i sfinansował niemiecki sztab.
Lenin z towarzyszami przejechał
przez całe Niemcy w zaplombowanym wagonie, a następnie, via Sztokholm, powrócił do Piotrogrodu (ten
zaplombowany wagon aż do rozpadu ZSRR będzie stanowił tajemnicę państwową). Wielokrotnie opisywano i pokazywano w filmach przyjazd Lenina na dworzec Finlandzki
16 kwietnia 1917 r., ale o tym, skąd
i którędy jechał – ani słowa.
Sprawa znana była na Zachodzie
i dlatego często mówiono o bolszewikach jako niemieckich agentach.
Podobnie uważał Aleksander
Kiereński, szef Rządu Tymczasowego, który kulisy zaplombowanego wagonu opisał szczegółowo we wspomnieniach wydanych na emigracji
(1928). Jego zdaniem, „gdyby Lenin
nie miał poparcia ze strony całej materialnej i technicznej potęgi niemieckiego aparatu propagandowego i niemieckiego szpiegostwa, to nigdy by mu
się nie powiodło zniszczenie Rosji”.
Nikt jednak nie przedstawił dowodów, że Lenin i czołowi bolszewicy byli niemieckimi agentami.
Prawda jest chyba taka, że w sensie
formalnym nimi nie byli, ale w pewnym punkcie historii ich program
polityczny był zgodny z interesami
niemieckimi. Dlatego rząd Wilhelma II pomógł im w powrocie do
Rosji, a skutki tego powrotu okazały się zbieżne z niemieckimi oczekiwaniami. Wynika to także z pamiętników feldmarszałka Ericha
Ludendorffa, co przyznaje Lew
Trocki: „Ludendorff spodziewał się,
że rewolucja w Rosji doprowadzi do
rozkładu armii carskiej (...) Lenin zaś
mówił sobie: przejadę wagonem Ludendorffa, a za przysługę zapłacę mu
po swojemu”.
Następnego dnia po
zdobyciu Pałacu Zimowego II Ogólnorosyjski
Zjazd
Rad obwieścił
przejęcie całej
władzy. Nocą
uchwalił dekret o pokoju,
dekret o ziemi i powołał
pierwszy
rząd sowiecki – Radę Lenin w peruce przed nielegalnym przedostaniem
Komisarzy – lipiec 1917
Ludowych,
składającą się wyłącznie z bolszewiPrawo do samookreślenia pozoków. Wkrótce bolszewicy rozpoczęstało na papierze, dekret o pokoju
li negocjacje z Niemcami i 22 grudnie oznaczał pokojowej polityki,
nia 1917 roku nastąpiło zawieszea dekret o ziemi wcale nie oznaczał
nie broni. Pokój podpisano w Brzeoddania jej chłopom na zawsze. Mieściu 3 marca 1918 roku; strona soli się nią cieszyć tylko do czasu przywiecka zgodziła się na wszystkie niemusowej kolektywizacji.
mieckie żądania terytorialne.
Co krok, to kłamstwo, bo główne hasło bolszewików – „Cała właGdy państwo sowieckie okrzepdza w ręce rad” – także rozmijało
nie, szybko puści w niepamięć desię z prawdą. Rady nie miały nic
kret o pokoju i prowadzić będzie
wspólnego z ludowładztwem. Wławojny zmierzające do odzyskania
dza należała do kierownictwa parkontroli nad całym dawnym impetyjnego, a nie do ciał przedstawicielrium carskim. Taki sam los spotka
skich, które zresztą także były fikcją,
prawo narodów do samostanowiebo instytucja wolnych wyborów ninia. Sam Lenin wyznał, że chodzi
gdy w Kraju Rad nie funkcjonowao to, aby narody carskiego impeła. Do rad wszystkich szczebli sworium zrezygnowały ze starań o nieich ludzi wyznaczała partia.
podległość i zadowoliły się uczestRównież „dyktatura proletariatu”
nictwem w radzieckiej rodzinie nanie oznaczała rządów tych, którzy „nie
cji. Te narody „Ruś wielka na setki
mają nic do stracenia, a wszystko do
złączyła lat” – jak głosiły słowa hymzyskania”. Była po prostu terrorem,
nu ZSRR.
przy pomocy którego partyjne kierownictwo likwidowało wszelką opozycję i to profilaktycznie, zanim zdążyła się ukształtować. A za czasów
rządów Stalina „dyktatura proletariatu” oznaczała również mordowanie wiernych komunizmowi partyjnych działaczy, jeśli dyktator uznał
ich za niewygodnych lub zanadto popularnych. Piękne słowa o ludowej
demokracji, wszelkich swobodach
i sprawiedliwości miały maskować dyktaturę, totalitaryzm, terroryzowanie
społeczeństwa, obozy koncentracyjne, masowe mordy, zsyłki, niewolniczą pracę
więźniów i niemal religijny kult partyjnych
przywódców.
W grudniu 1917
roku odbyły się wybory do zgromadzenia konstytucyjnego. Można
by je uznać za
pierwsze
posię do Finlandii wszechne wybory
Fot. archiwum w dziejach Rosji,
gdyby objęły cały kraj. Głosowało 36 milionów osób,
lecz tylko 9 milionów oddało głosy
na bolszewików. Zgromadzenie zostało otwarte 18 stycznia 1918 roku
i... następnego dnia zamknięte. Bolszewicy opuścili obrady, a resztę deputowanych wojsko wyrzuciło z sali. Lenin oświadczył: „Tylko łajdacy
i głupcy sądzą, że proletariat będzie
czekać na uzyskanie większości w wyborach. Proletariat musi najpierw obalić burżuazję, a następnie objąć władzę – oto, na czym polega dyktatura
proletariatu”.
Obecnie rocznicę wydarzeń, które za czasów ZSRR określano mianem Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, obchodzi się
w Rosji jako Dzień Zgody i Pojednania. Jest to nadal dzień wolny od
pracy i okazja do demonstracji rozmaitych formacji politycznych.
JANUSZ CHRZANOWSKI
Dokończyć reformację
Kiedy reformacja w Europie skostniała,
a obdarzone przywilejami kościoły protestanckie zaczęły wręcz prześladować
zwolenników całkowitego powrotu do wartości biblijnych, z pomocą przyszła im
nowo odkryta ziemia amerykańska.
To tam podążali pielgrzymi,
by budować „państwo bez króla,
Kościół bez papieża”. Tam reformacja znalazła dobry grunt do dalszego rozwoju.
Konieczne uświęcenie
Zaczęło się w XVIII w. od braci Wesleyów, którzy – zrażeni martwotą życia religijnego Anglii – zachęcali do większego uświęcenia.
Kontakty w Ameryce z braćmi morawskimi zwróciły uwagę Jana Wesleya na to, czego na początku nie
mógł pojąć i Luter: zbawienie nie
zależy od dobrych uczynków, lecz
od zasług Chrystusa. Tę prawdę
Luter uczynił później podstawą
swych nauk. Po 200 latach jego
nauka przypominana teraz przez
Wesleya odbierana była przez kościoły protestanckie jako zupełna
nowość. Spełniła się więc największa obawa Lutra. „Jeżeli nauka
o usprawiedliwieniu zostanie kiedyś zgubiona, to znaczy, że zgubiono wszystkie prawdziwe nauki
chrześcijańskie. (...) obawiam się,
że gdy umrzemy, nauka ta zostanie... okryta ciemnością”.
Wesley nie chciał zakładać nowego Kościoła, lecz zreformować istniejący. XVI-wieczna reformacja kładła nacisk na usprawiedliwienie przez
wiarę, natomiast XVIII-wieczny ruch
Wesleyów i Jerzego Whitefielda dodatkowo podkreślał potrzebę uświęcenia w wędrówce ku apostolskim
korzeniom wiary. Wesley głosił naukę o zgodności Ewangelii i Prawa:
„Z jednej strony zakon bezustannie
toruje drogę i wskazuje na Ewangelię, z drugiej Ewangelia bezustannie
prowadzi nas do dokładniejszego wypełniania zakonu” – przekonywał.
Uśpione duchowo Kościoły nie
przyjęły jednak jego nauki, więc
poszedł własną drogą, dając początek metodystom.
Chrzest i wolność
Inny kamień – zgodnie z testamentem Lutra – odwalił ruch reformacyjny zwany baptyzmem. Baptyści odrzucili – jako niebiblijny
– chrzest niemowląt, praktykując
świadomy chrzest dorosłych przez
całkowite zanurzenie w wodzie. Słowo „chrzczę” znaczy dosłownie zanurzam (gr. baptidzo) i taką formę
symbolicznego wyznania wiary zostawił Jezus. Apostoł Paweł tłumaczył, że zanurzenie oznacza śmierć
starego człowieka (śmierć Jezusa),
a wynurzenie symbolizuje powstanie do nowego życia i narodziny „nowego stworzenia w Chrystusie”
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
W
czasie zaborów mieliśmy takie szanse na niepodległość, jak dzisiaj Kurdowie mieszkający na terytorium
Iranu, Iraku i Turcji – państw o sprzecznych interesach, ale zgadzających się, aby
nie pozwolić mieszkańcom na suwerenność.
Polska, podzielona przez trzy mocarstwa, mogła liczyć tylko na wojnę
między zaborcami. O takiej „powszechnej wojnie” pisał z nadzieją
Adam Mickiewicz. Kiedy wybuchła,
żołnierze polscy zostali wcieleni do
armii każdej ze stron. Pierwsze były
Legiony Piłsudskiego utworzone w roku 1914 w austriackiej Galicji.
W czerwcu 1917 roku prezydent Francji powołał do życia armię polską;
w tym samym miesiącu w Piotrogrodzie powstał I Korpus Polski. W lipcu niemiecki generał gubernator Hans
Hartwig von Beseler usiłował wymóc na Piłsudskim, by złożył przysięgę niemieckiemu kajzerowi. Usłyszał w odpowiedzi: „Gdybym przyjął
Pańską propozycję, wy – Niemcy, zyskalibyście jednego Polaka, ja zaś straciłbym cały naród”. Piłsudski został
uwięziony w Magdeburgu, większość
legionistów internowano.
Szczęśliwy los
Ale to nie polskie bagnety wywalczyły niepodległość... Jeszcze w listopadzie 1916 roku znany na całym świecie wirtuoz fortepianu Ignacy Jan
Paderewski spotkał się z prezydentem elektem Woodrowem Wilsonem
i zyskał jego poparcie dla sprawy niepodległości Polski – fakt bez znaczenia, gdyby Stany Zjednoczone nie włączyły się do wojny. 8 stycznia 1918
roku, prezydent W. Wilson wystąpił
z czternastopunktowym planem pokojowym. Punkt 13 mówił o konieczności „powstania państwa polskiego
z dostępem do morza”.
Rosyjski Rząd Tymczasowy, który powstał po obaleniu Mikołaja
II, wyraził w marcu 1917 r. gotowość uznania państwa polskiego,
związanego z Rosją unią militarną.
(zmartwychwstanie Chrystusa).
W niektórych językach, a szczególnie greckim, dość dziwacznie muszą
brzmieć słowa: „Zanurzam cię (polskie chrzczę) przez pokropienie”.
Część baptystów odkurzyła kolejną biblijną prawdę, że właściwym
dniem odpoczynku jest sobota,
a nie niedziela (patrz: IV przykazanie). Skutkiem było wyodrębnienie się w XVII wieku Baptystów
Dnia Siódmego (według biblijnego kalendarza sobota jest siódmym,
a niedziela pierwszym dniem tygodnia).
Przeświadczenie Kościoła, że Bóg
dał mu prawo do panowania nad
sumieniami ludzi, tak głęboko wryło się w świadomość chrześcijan, również tych prześladowanych, że po
schronieniu się w Ameryce sami zaczęli powtarzać ten błąd. Nie umieli do końca pojąć zasady wolności religijnej i próbowali ponownie powołać Kościół państwowy. Wielu kolonistów domagało się, by wierni łożyli na duchowieństwo, a władze były
zobowiązywane do tłumienia wszelkich herezji. Otwarcie przeciwstawił
się temu Roger Williams i... został
W Wiedniu, w maju 1917 r., planowano dodanie do Austro-Węgier trzeciego członu i stworzenie cesarstwa
austro-węgiersko-polskiego. O projekcie szybko zapomniano, bo 12
września 1917 roku na mocy reskryptu dwóch cesarzy: niemieckiego i austriackiego, powołana została w War-
PRZEMILCZANA HISTORIA
Perspektywa wycofania wojsk niemieckich przeraziła Radę Regencyjną, która obawiała się wybuchu rewolucji w Polsce. W imieniu Rady Janusz Radziwiłł zwrócił się do kanclerza Niemiec z prośbą o zwolnienie
Piłsudskiego z więzienia. Zanim zgoda została wyrażona, przyszłe plany
Przystanek
niepodległość
szawie Rada Regencyjna (abp Aleksander Kakowski, książę Zbigniew
Lubomirski i hrabia Józef Ostrowski), która urzędować miała do czasu powołania króla. Kandydatem na
tron był austriacki arcyksiążę Karol
Stefan Habsburg, właściciel Żywca.
Plany przekształcenia Polski w satelitarne królestwo Niemiec i Austrii
wzięły w łeb, gdy zaczęła rozpadać się
Austria, prosząc sprzymierzonych
o rozejm, a armia niemiecka cofała
się na całym froncie. Wilhelm II, zmuszony do abdykacji, uciekł z kraju ogarniętego rewolucją. W Berlinie i w innych miastach powstawały rady robotników i żołnierzy.
W Krakowie władzę przejęła Polska Komisja Likwidacyjna, a w Lublinie powstał rząd Polskiej Republiki Ludowej z przywódcą galicyjskich
socjalistów Ignacym Daszyńskim na
czele. Zapowiedziano wniesienie pod
obrady przyszłego sejmu ustaw dotyczących „upaństwowienia kopalń, salin, przemysłu naftowego, dróg komunikacyjnych”, a także „przymusowego
wywłaszczenia i zniesienia wielkiej
i średniej własności ziemskiej i oddania jej w ręce ludu pracującego”.
skazany na wygnanie. Jego idee zyskały poparcie wśród Baptystów Dnia
Siódmego.
Chrystus wraca
Wiele wydarzeń z przełomu
XVIII i XIX wieku – rozumianych
jako spełniające się znaki czasu – spowodowało wzrost zainteresowania
proroctwami, a w szczególności Księgą Daniela. Wcześniej koncentrowano się na zagadnieniach zbawczych,
teraz w centrum zainteresowania znalazły się przepowiednie związane
z czasami końca i powtórnym przyjściem Chrystusa (tzw. drugim adwentem – stąd nazwa tego ruchu: „przebudzenie adwentowe”). Ruch ten pojawił się w Europie i w Ameryce.
Wkład w przebudzenie w Europie
miał chilijski jezuita Manuel Lacunza. Podczas pobytu w Europie zaczął
głosić naukę o bliskim przyjściu Chrystusa, która ukazała się drukiem po
jego śmierci w r. 1801 i została potępiona przez papieża. Jak ujął to
współczesny mu kaznodzieja,
Edward Irwing, Lacunza pragnął
„pobudzić, a nawet zmobilizować
bo „w suwerennej Polsce na nowo nabierają blasku i właściwego znaczenia
patriotyczne idee związane z obroną
ojczyzny, marszałkiem Józefem Piłsudskim – honorowym obywatelem
Kielc – i legionami”. A przecież nie
kto inny, jak arcybiskup Popiel
w początkach niepodległości wyklinał Piłsudskiego i jego działania niepodległościowe, a biskup kielecki
Łosiński, „ten sam biskup Łosiński, który powstania polskie nazywał »żydowskiemi«, ten sam, który
w roku 1917 oświadczył w swoim
okólniku, że nie rozgrzeszy ani członka POW, ani członkini Ligi Kobiet,
ani nawet prenumeratorów »Piasta«,
zabraniał odprawić 3 maja mszy
w intencji Polski oraz grzebać legionistów na cmentarzach. Biskup Łosiński wkraczającym Legionom odmówił posług religijnych. O Piłsudskim szerzył i szerzy niesłychane
oszczerstwa, z ambony pomawia go
o bandyckie napady i rabunki. Biskup Łosiński do ostatnich czasów
zakazywał śpiewać w kościele: »Boże, coś Polskę«” (Czapiński).
Nawet zwycięstwo Piłsudskiego
w bitwie warszawskiej zostało przez
kler zdeprecjonowane i zakłamane. Propagowano zwycięstwo
jako tzw. cud nad Wisłą, o czym
do dziś uczy się w szkołach („FiM”
33/2003). Już w październiku w „Gazecie Świątecznej” zamieszczono zdanie: „...cóż dziwnego, że udało się Polakom zwyciężyć bolszewików, przecie
sam widziałem na polu bitwy, jak Matka Boska osobiście granatami rzucała w bolszewików”. Pomysł szybko
podchwycono: jezuita ks. Henryk
Mroczko, w piśmie „Sodalis Marianus”, przypisał całą zasługę... ni
mniej, ni więcej, tylko przyszłemu
papieżowi Piusowi XI, kooperującemu w tym zbożnym dziele
z Matką Boską: „Rozpoczął się
straszliwy srom (...). Jeden chciał
z nami pozostać... ukochany
przez naród Nuncjusz papieski
Mgr. Ratti, a miłościwie nam dziś panujący Pius XI... W rozełkany jęk ludu wplotło się gorące wołanie:
Ü Dokończenie na str. 16
był bardziej popularny niż w Europie. Jego najbardziej reprezentatywnym przedstawicielem był
urodzony w rodzinie baptystycznej
William Miller – stąd amerykańskie przebudzenie często nazywa
się milleryzmem. Miller odszedł
od wiary, by – po śmierci ojca
– powrócić do niej ze zdwojoną siłą. O swym nawróceniu napisał:
„Stwierdziłem, że Biblia przedstawia takiego Zbawiciela, jakiego potrzebuję. Zdziwiłem się, że taka zwykła książka może zawierać doskonałe, odpowiadające potrzebom
upadłego świata prawdy. Byłem
zmuszony przyznać, że Pismo Święte jest objawieniem Boga... byłem
zdumiony, że mogłem je kiedyś odrzucić”. Szczególnie głęboko Miller studiował prorocze wersety
Księgi Daniela i Objawienia. Na
temat bliskiego powrotu Chrystusa wygłosił ponad cztery tysiące kazań w setkach miejscowości.
Ruch millerowski nie był jednak wolny od błędów. Wbrew
ostrzeżeniu samego Jezusa zaczęto obliczać datę Jego powrotu na
ziemię. Opierając się na proroctwie
z Księgi Daniela (8. 14), ustalono,
że Chrystus przyjdzie 22 października 1844 r. W oczekiwaniu na rychły koniec świata ludzie masowo
się nawracali, głosili ewangelię,
sprzedawali posiadłości, majątki rozdawali biednym. Ale tego dnia Jezus nie wrócił. Nastały godziny wielkiego rozczarowania, które zebrało swoje żniwo. Z licznej grupy pozostała garstka gorliwych, którzy
próbowali dociec, gdzie popełnili
błąd. Nawet oponenci Millera przyznawali jednak, że błąd nie tkwił
w samych obliczeniach. Przyczyną
rozczarowania XIX-wiecznych reformatorów było błędne rozumienie proroctw dotyczących powtórnego przyjścia Chrystusa. W końcu
odkryto, że rok 1844 nie wskazywał na powrót Chrystusa, lecz na
inne wydarzenie: oczyszczenie świątyni. Nie była nią ziemia, jak początkowo zakładano, ani też żaden
budynek – jerozolimska świątynia
została przecież zniszczona w 70 r.
n.e. Zrozumiano, że chodziło o świątynię w niebie jako nowotestamentowy ośrodek zbawienia.
Ü Dokończenie na str. 16
stanowi: „Słusznie porównuje się Kościół do armii uszeregowanej do bitwy...
albowiem jego posłannictwem jest zwalczanie widzialnych i niewidzialnych wrogów Boga i dusz... Otóż tym, co stanowi siłę armii, jest dyscyplina, jest
ścisłe i surowe posłuszeństwo wszystkich wobec tych, na których spoczywa
ciężar rozkazywania”. Encyklika „Graves de communi” precyzuje: „Tymi Bóg
raduje się w duchu, którzy własne swe
zdanie odrzucając, rozkazów zwierzchników Kościoła całkiem tak samo słuchają, jak Jego samego”. Z obcymi rozkazami niezupełnie jest tak, jak mówił Glemp...
Podobną hipokryzję znaleźć można w stosunku Kościoła do postaci samego Piłsudskiego. Dziś Jan Paweł
II pisze do Polaków, że raduje się,
więźnia Magdeburga wobec Niemiec
badał hrabia Harry Kesslera. Usłyszał to, o co mu chodziło – że Polacy „nie pójdą na wojnę o Poznańskie
czy Prusy Zachodnie”. Piłsudski rzeczywiście zachowywał się biernie
w czasie powstań: śląskich
i wielkopolskiego...
Obłuda Kościoła
11 listopada przyjęto
za datę święta, które również współczesny polski Krk obchodzi z wielką pompą. Obłuda, zakłamanie i puste frazesy...
Prymas Glemp wołał podniośle
11 listopada 2002 r.: „Niepodległość to zbiorowa wolność. Gdy ktoś
wychodzi z więzienia, otrzymuje wolność, może dysponować własnymi krokami. Kiedy cały naród,
który musiał słuchać rozkazów innych władców, został od tych władców uwolniony, mógł rządzić sam
sobą...”. Nie całkiem to zgodne z prawdą. Wierni nie znają ustaw zwierzchników Jego Eminencji Księdza Prymasa. Do dziś obowiązująca encyklika Leona XIII „Depuis le jour”
kapłanów do strząśnięcia kurzu ze
swych Biblii i zachęcić do studiowania Bożej księgi na nowo”.
Innym wybitnym przedstawicielem XIX-wiecznej reformacji był
Józef Wolff. Jego ojciec – żydowski
rabin – nie mógł znieść, że syn uwierzył w Jezusa i jako jedenastolatka
wyrzucił go z domu. 6 lat później
Wolff stał się katolikiem, jednak jego niezależne myślenie i sprzeciw wobec nadużyć Kościoła skończyły się
zarzutem herezji. Usunięty z Rzymu udał się do Anglii, gdzie przeszedł na protestantyzm i włączył się
do adwentowego ruchu. Wolffa zwano misjonarzem świata, bo – znając
14 języków – ideę drugiego adwentu głosił przed szejkami, królami, prezydentami, na uniwersytetach i wśród
dzikich plemion. Takich oddanych jak
Wolff reformatorów było więcej. Nauczali o powrocie Chrystusa w Afryce i Azji.
Data końca świata
W Ameryce, kraju bez wpływowych kościołów tradycyjnych,
ruch przebudzenia adwentowego
15
16
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
MITY KOŚCIOŁA
Ü Dokończenie ze str. 15
»Królowo Korony Polskiej – Módl
się za nami...« (...). Polska zwyciężyła, bo za nią stała matka Kościół, bo
przy niej trwał wiernie przyjaciel, który
jako namiestnik Chrystusowy miał zasiąść na papieskim tronie”.
Rządy Naczelnika
Rada Regencyjna i ludowy rząd
lubelski chciały jak najszybciej przekazać Piłsudskiemu władzę. On jednak nie zamierzał rządzić z niczyjego
nadania – dopiero, gdy rząd i rada
rozwiązały się, przystąpił do tworzenia władz, obejmując funkcję Naczelnika Państwa.
18 listopada Piłsudski mianował
premiera: „Powołałem na prezesa ministrów oficera I Brygady, przy tym kapitana saperów, inż. Moraczewskiego.
Na wszelki wypadek kazałem mu stanąć na baczność (...), a potem powiedziałem mu, panie kapitanie, ma pan
zostać prezesem ministrów, ale pod dwoma warunkami. Pierwszy, by pan nie
wkraczał swoimi zarządzeniami w jakiekolwiek stosunki społeczne, drugi
– i tu podniosłem głos – wypracuje pan
w ciągu jednego tygodnia ustawę wyborczą i to tak, jak gdyby miał Pan
budować okopy”. Ale Jędrzej Moraczewski miał sprawować urząd tylko
przejściowo. Był bowiem socjalistą,
a Piłsudski chciał demonstrować apolityczność i stać się przywódcą całego
narodu. „Długo jechaliśmy wspólnym,
czerwonym tramwajem socjalistycznym
– ale ja wysiadłem na przystanku, który nazywa się Niepodległość” – oświadczył towarzyszom z PPS.
Odzyskanie niepodległości nie było wynikiem powstania zbrojnego ani
cudu, ale wyjątkowo korzystnej sytuacji, w której rozpadły się wszystkie
trzy zaborcze imperia. 11 listopada
1918 roku historia zrobiła Polakom
prezent, który miała brutalnie odebrać 21 lat później – we wrześniu 1939
roku. JANUSZ CHRZANOWSKI
MARIUSZ AGNOSIEWICZ
Ü Dokończenie ze str. 15
W ten sposób przypomniano
kolejną naukę, tak żywą wśród
pierwszych chrześcijan (patrz List
do Hebrajczyków), o arcykapłańskiej służbie Chrystusa w świątyni
„zbudowanej nie rękami ludzkimi,
lecz przez samego Boga”. Obliczona data nie wskazywała na zakończenie tej służby i powrót Chrystusa na ziemię, lecz na rozpoczęcie
jej ostatniej fazy. Z tego ruchu wyłonił się Kościół, który do prawd
przywróconych wcześniej przez reformatorów biblijnych dodał naukę
o świątyni w niebie i bliskim powrocie Chrystusa. Z czasem przyjął on
nazwę Kościoła Adwentystów
Dnia Siódmego. Przez następne
lata powracano do kolejnych biblijnych praktyk, jak na przykład
obrzęd umywania nóg przed Wieczerzą Pańską, reforma zdrowotna
ze szczególnym uwzględnieniem biblijnej diety, nacisk na dary Ducha
Świętego oraz misja ewangelii, by
była głoszona „wszystkim narodom
i plemionom, i językom, i ludowi”.
Bo reformacja będzie trwać do końca.
PAULINA STAROŚCIK
rzeciego
dnia około
południa ktoś
zorientował
się, że zapomniano o musze. Powrotna podróż okazała się trudna i długa, głównie z braku map i kompasu, ale i z powodu zmian
w ukształtowaniu wybrzeża. Stale podnosząca
się woda zatopiła niektóre niżej położone punkty charakterystyczne
i zmieniła wygląd wyższych. W końcu, po szesnastu dniach wytężonych
i dokładnych poszukiwań, mucha została odnaleziona i wprowadzona na
pokład wśród hymnów, modlitw i gratulacji – w obecności całej Rodziny,
stojącej z odkrytymi głowami, co było oznaką szacunku dla boskiego pochodzenia muchy. Mucha była utrudzona i zmęczona, ucierpiała też trochę od pogody, ale ogólnie była
w niezłym stanie. Całe rodziny umierały z głodu na jałowych szczytach
gór, ale mucha nie narzekała na brak
T
po czyny materialne, z piekła rodem. Boga krótkotrwałych uprzejmości ginących na tle ciągłych
złośliwości.
Jednakże, kiedy – łamiąc głowę – znajdziecie klucz do
Jego
natury,
w końcu zaczniecie
wreszcie coś rozumieć.
Z osobliwą szczerością,
zdumiewającą i młodzieńczą, sam dostarczył tego klucza.
Jest nim zazdrość!
Spodziewam się, że to może
odebrać wam oddech. Zostaliście
uprzedzeni – bo mówiłem wam we
wcześniejszym liście – że wśród
istot ludzkich zazdrość stawiana
jest na równi ze słabością jako
oznaka umysłów małostkowych,
właściwie wszystkich umysłów małostkowych. W dodatku cecha, której nawet najmniejszy umysł się
wstydzi, a oskarżony o jej posiadanie kłamliwie zaprzeczy i uzna zarzut za obelgę.
MARK TWAIN
dziewice, ale nie na lepszych warunkach niż on sam, kiedy przyjdzie
jego kolej. Chciał być im równy.
Na to nalegał bardzo wyraźnie: nie
chciał mieć innych bogów przed sobą. Mogli iść pierś w pierś, bez nikogo na czele. Sobie też nie przyznał prawa do przewodzenia.
Myślicie, że był w stanie utrzymać
tę uzasadnioną i chwalebną pozycję? Nie. Przy złych postanowieniach
mógł wytrwać zawsze, przy dobrych
nie mógłby wytrzymać nawet miesiąc.
Wkrótce porzucił swój zamiar i chłodno zażądał, by być jedynym Bogiem
w całym wszechświecie. Jak mówiłem,
kluczem jest zazdrość – obecna i dominująca w całej Jego historii. Jest
krwią z krwi jego natury i podstawą
charakteru. Jakież drobiazgi mogą
wyprowadzić Go z równowagi i zburzyć Jego sądy, jeśli tylko dotkną czułego punktu – zazdrości! Nic nie rozpala owej cechy tak szybko, tak pewnie i tak przesadnie, jak podejrzenie, że zbliża się konkurencja dla Wiary w Boga. Obawa, że zjedzenie przez
(List 6)
Listy z Ziemi
pożywienia, bo liczne ciała zapewniały je w wielkiej i zgniłej obfitości.
I tak opatrzność zachowała święte
stworzenie.
Opatrzność. To jest właściwe słowo. Bo mucha wcale nie była pozostawiona przypadkiem. Działała tu
ręka Opatrzności. Żadnego przypadku. Wszystko, co się wydarza, dzieje
się w jakimś celu. Jest przewidziane
i określone od początku czasu. Od
świtu Stworzenia Pan przewidział,
że Noe, zaalarmowany i zakłopotany inwazją przerażających skamielin,
może przed czasem uciec na morze
bez pewnej bezcennej choroby. Miałby wszystkie inne, które mógłby rozdzielać pomiędzy pojawiające się nowe rasy ludzkie, lecz brakowałoby mu
jednej z najlepszych – gorączki tyfusu; choroby, która – szczególnie
w sprzyjających okolicznościach
– zdolna jest całkowicie zniszczyć pacjenta, nie zabijając go. Można go wyleczyć i zapewnić jeszcze długie życie, ale stanie się głuchy, tępy, ślepy,
okaleczony i zidiociały. Mucha jest
główną roznosicielką tyfusu, katastrofalnie skuteczną i bardziej precyzyjną niż wszyscy pozostali roznosiciele
tej straszliwej plagi razem wzięci. Tak
więc, jak jej przeznaczono od początku czasu, mucha została pozostawiona, by znaleźć ciało zarażone tyfusem, pożywić się jego rozkładem
i na własnych odnóżach przenieść zarazki do ponownie zaludnianego świata, by tam się mogły uaktywnić. Z powodu tej jednej muchy w ciągu minionych wieków zapełniły się miliardy szpitalnych łóżek, miliardy zrujnowanych i zataczających się ciał pojawiło się na Ziemi, a umarli zapełnili miliardy cmentarzy.
Najtrudniej zrozumieć naturę Boga z Biblii, chaotyczną i pełną sprzeczności: od płynnej niestałości po żelazną stanowczość; od smakowitych,
abstrakcyjnych morałów w słowach
Zazdrość. Nie zapominajcie, postarajcie
się zapamiętać.
Jest kluczem.
Dzięki niemu
uda się wam
częściowo zrozumieć
Boga w dalszych wywodach; bez tego nikomu nie uda się
Go pojąć. Mówiłem: sam otwarcie
wręczył nam ten cenny klucz, wszystkim. Powiedział naiwnie, szczerze
i bez śladu zakłopotania: „Ja jestem
Pan twój i Bóg, zazdrosny Bóg”.
Widzicie, to jest inny sposób powiedzenia: „Jestem Pan i twój Bóg,
mały Bóg; mały Bóg drażliwy na punkcie małych spraw”.
Ostrzegł, że nie zniesie nawet myśli, by jakiś inny bóg odbierał mu trochę Niedzielnych pozdrowień od komicznej, małej rasy ludzkiej – wszystkich chce dla siebie. Cenił je. Były
dla niego bogactwem, jak dla Zulusa drobna moneta.
Chwileczkę – jestem niesprawiedliwy, przekręcam Jego słowa.
Uprzedzony mamię was tym, co nie
jest prawdą. Nie powiedział, że pragnie wszystkich pochlebstw; nic nie
mówił o niedzieleniu ich z rywalizującymi bogami; powiedział tylko:
„Nie będziesz miał innych bogów
przede mną”.
To jest spora różnica i stawia
go w o wiele korzystniejszym świetle – przyznaję. Zawsze był dostatek bogów; lasy były ich pełne, jak
mówią, a wszystko, czego on żądał,
to tyle, by cenić go jak innych – nie
wyżej niż każdego z nich, ale też nie
mniej. Nie miał nic przeciwko temu,
by tamci mogli zapładniać ludzkie
Adama i Ewę owocu z Drzewa Mądrości spowoduje, iż „będą
jak bogowie”, rozpaliła Jego zazdrość
tak, że wpłynęła na rozsądek. Nie był
w stanie postąpić wobec tych biednych istot ani sprawiedliwie, ani miłosiernie, ani nawet powstrzymać się
od okrutnego, zbrodniczego traktowania ich niewinnego potomstwa.
Do dziś jego rozsądek nie otrząsnął się z szoku; od tamtego czasu
miotają nim dzikie koszmary mściwości i prawie zmarnował wrodzoną
pomysłowość na wynajdywanie bólu,
nieszczęść, upokorzeń i zgryzot, którymi zatruwał krótkie życie potomków Adama. Pomyślcie o chorobach,
które zesłał! Są niepoliczalne, żadna książka ich nie wymieni. Każda
jest pułapką zastawioną na niewinną ofiarę.
Istota ludzka jest maszyną. Maszyną automatyczną. Zbudowaną
z tysięcy złożonych i delikatnych mechanizmów wypełniających swoje
funkcje perfekcyjnie i harmonijnie
– zgodnie z prawami przewidzianymi w celu kierowania nimi – nad którymi sam człowiek nie posiada władzy, panowania ani kontroli. Dla każdego z tych tysięcy mechanizmów
Stwórca zaplanował wroga, którego
zadaniem jest gnębić, zakłócić, prześladować, zniszczyć, doświadczać bólem, nieszczęściem i ostatecznie zniszczyć. Żaden nie został pominięty.
Od kołyski po grób wrogowie ci
nieustannie pracują. W dzień i w nocy, nie znając odpoczynku. Jest ich
armia – zorganizowane wojska, oblegające i zabójcze. Armia gotowa,
pilnująca, chętna i bezlitosna; armia,
która nigdy nie słabnie, nie zawiera
rozejmu.
Porusza się oddziałem, kompanią, batalionem, pułkiem, brygadą,
dywizją, korpusem; jeśli nadarzy się
okazja, łączy oddziały i rusza przeciwko ludzkości całą potęgą. To jest
Wielka Armia Stwórcy, a on jest
jej Naczelnym Wodzem. Wzdłuż linii frontu powiewają przerażające
sztandary, wystawiając ku słońcu zawołania: Nieszczęście, Kataklizm
i pozostałe.
Choroba! To główna siła; pracowita i niszcząca siła. Atakuje niemowlę w momencie narodzin; zsyła jedną zarazę po drugiej: krup, odrę, świnkę, kłopoty jelitowe, bóle ząbkowania, szkarlatynę i inne przypadłości
dziecięce. Ściga dziecko do wieku
młodzieńczego, a i wtedy obdarza odpowiednimi dolegliwościami. Ściga
młodość do dojrzałości, tę do starości, a starość do grobu.
Czy – wiedząc to wszystko – spróbujecie odgadnąć ulubioną przez człowieka nazwę dla srogiego Naczelnika? Wybawię was z kłopotu, ale nie
możecie się śmiać. To imię brzmi:
Nasz Ojciec w Niebiosach.
Dziwaczne – sposób działania
ludzkiego umysłu. Chrześcijanin za-
czyna od prostego założenia, kategorycznego, niezmiennego i bezkompromisowego: Bóg jest wszech-wiedzący i wszech-mocny. Skoro tak,
nic nie zdarza się bez jego uprzedniej wiedzy, że ma się wydarzyć; nic
się nie dzieje bez Jego zgody. Nie
zdarzy się nic, czemu postanowi zapobiec.
Dość jasno określone, nieprawdaż? Czyni to Stwórcę wyraźnie odpowiedzialnym za wszystko, co się wydarza, prawda?
Chrześcijanin przyznaje to w zdaniu drukowanym kursywą. Przyznaje
z uczuciem i entuzjazmem.
Po czym, uczyniwszy w ten sposób Stwórcę odpowiedzialnym za
wszystkie cierpienia, choroby i nieszczęścia, którym mógł zapobiec, utalentowany Chrześcijanin uprzejmie
nazywa go Naszym Ojcem!
Jest dokładnie tak, jak powiedziałem. Człowiek przypisuje Stwórcy
wszystkie cechy tworzące demona,
a potem dochodzi do wniosku, że diabeł i ojciec jest tym samym! A przecież zaprzeczy, że nieprzyjazny szaleniec i kierownik Szkółki Niedzielnej są w zasadzie jednym.
Co sądzicie o ludzkim umyśle?
To znaczy w przypadku, jeśli ludzki
umysł w ogóle istnieje.
(Cdn.)
Tłumaczył MAREK SITKOWSKI
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
DWA ŚWIATY
Legendy o potopie
Starożytni uważali
potop za linię de markacyjną w dziejach ludzkości. Potop
zniszczył
pierwszy świat i pogrzebał złoty wiek
ziemi, dlatego stał się najbardziej
znaną ludzką tradycją.
Na przykład sumeryjska lista
przedpotopowych królów dzieli dzieje świata na dwie epoki: przed potopem i po potopie. Na świecie istnieje około 500 legend o globalnym
potopie. Pochodzą z Azji, Europy,
Australii, Oceanii, Afryki i Ameryki. Proces przekazu trwał tysiące lat,
dlatego wiele z nich ulegało zniekształceniu. Ich trzon jest jednak
wspólny. Zgadzają się przynajmniej
w trzech zasadniczych punktach:
1. Globalny potop zniszczył ludzi
i zwierzęta. 2. Nieliczni uratowali życie w łodzi lub statku. 3. Cała ludzkość pochodzi od rodziny, która przeżyła potop.
Aztekowie wierzyli w potop, zanim w XVI w. przybyli do nich misjonarze. Ich historyk, Ixtlilxochitl,
głosił, że ziemię zniszczył wielki potop zesłany przez boga Tlaloca. Świat
liczył sobie wtedy 1716 lat. Jest to data zbliżona do biblijnej chronologii,
według której potop przypadł na 1656
rok od stworzenia. Według azteckiej
wersji, potopowi towarzyszyły potężne trzęsienia ziemi, a przeżyła go
tylko garstka ludzi, w tym Nata i Nena. Przeżyli oni dzięki statkowi, który nakazał im zbudować bóg Tezcatlipoca. Co ciekawe, Aztekowie pamiętali też proroka zwanego Huemac
lub Quetzalcoatl, który nauczał ludzi moralności. Kojarzy się to z biblijną historią o Henochu, który
– według Pisma Świętego – zapowiedział przyjście Mesjasza. Może dlatego Aztekowie wzięli początkowo
Hiszpanów za powracającego Quetzalcoatla.
Fascynującą historię potopu zachowało pewne plemię aborygenów
z zachodniej Australii. Ze względu
na złe zachowanie ludzi, najwyższy
bóg Ngadja poinstruował Gajarę,
aby zabrał na statek żonę, synów, ich
żony, zwierzęta i żywność, która pozwoli im przetrwać, gdyż na ziemię
spadnie deszcz i zaleje ją potop. Gajara tak zrobił. Wtedy Ngadja zesłał
deszcz z chmur, a wody wystąpiły
z mórz, pokrywając ląd. Ziemia
otwierała się, a wiatry burzyły morze. W końcu wody potopu przyprowadziły Gajarę z powrotem. Posłał on ze statku ptaki, aby przekonać się, czy znajdą suchy ląd. Kiedy
wody opadły, zwierzęta opuściły statek, a ludzie znaleźli sobie dom i pożywienie. Żona Gajary przygotowała posiłek, a wznoszący się do nieba dym sprawił przyjemność najwyższemu bogu. Ngadja położył tęczę
na niebie, aby opady z chmur nie były za duże, a ludzie, widząc ją, nie
lękali się już potopu.
Według prof. Alexandra Heidela z chicagowskiego uniwersytetu, legendy o potopie podobne są w tak
wielu szczegółach dlatego, że mają
wspólne korzenie. Inaczej nie sposób wyjaśnić ich ogólnoświatowego
zasięgu. Trudno potraktować potop
jako biblijny mit, a to ze względu
na bezprecedensowe pozabiblijne odnośniki. Richard Huggett w swej
książce o pozabiblijnych przekazach
o potopie wyznał: „Niezwykle trudno wyjaśnić, dlaczego tak wiele starożytnych kultur zachowało wiarę
w kataklizm”.
Nie tylko Biblia uważa potop za
wydarzenie historyczne. Platon czy
Arystoteles także pisali o potopie jako o wydarzeniu historycznym. Wielu badaczy uważa, że relacja o nim
współistnieje od zarania ludzkiej cywilizacji. Ciekawe, że im bliżej Armenii i III tysiąclecia p.n.e., tym relacje o potopie są bliższe biblijnej.
Biblia wskazuje okolice Armenii jako miejsce, gdzie wylądowała arka
i skąd rozprzestrzeniła się cywilizacja. Wyjaśnia to różnice między poszczególnymi wersjami, a także to, że
najbliższe wersji biblijnej są zapisy
mezopotamskie, które powstały niedługo po potopie w regionie położonym w pobliżu Armenii. A.J.P.
Arka nie była byle
łódką. Biblia uka zuje ją jako trzy pokładowy statek
o ładowności zbli żonej do dzisiejszych oceanicznych
okrętów handlowych.
Biblia nie opisuje kształtu arki,
ale podaje jej wymiary: 300 x 50 x
30 łokci (Rdz 6. 15–16), a zatem
około 137 m x 23 m x 14 m. Stosunek długości, szerokości i wysokości arki (30 x 5 x 3) jest fascynujący, gdyż w świetle współczesnych badań nautycznych zapewnia maksymalną stabilność na wzburzonym
morzu. W kalifornijskim Instytucie
Oceanografii w La Jolla przetestowano model arki w zbiorniku symulującym najgorsze warunki na morzu. Fale wyższe niż na oceanie nie
mogły go przewrócić. Eksperymenty wykazały, że arka oparłaby się nawet falom przekraczającym 30 m
wysokości. Dzięki swemu prostokątnemu kształtowi zachowałaby stabilność nawet przy nachyleniach rzędu 90 stopni, co jest niesłychane,
gdyż najlepsze współczesne statki
mają problemy ze stabilnością przy
ponad 60 stopniach nachylenia.
Kształt arki świadczy o tym, że jej
celem nie było podróżowanie po
morzu, lecz bezpieczne dryfowanie.
Wiedza nautyczna, którą dysponowali budowniczowie arki, zanikła
po potopie, na co wskazują najwcześniejsze przekazy mezopotamskie.
Epos o Gilgameszu podaje wymiary arki: 120 x 120 x 120 łokci. Statek o takich rozmiarach kręciłby się
w kółko, a jego stabilność na wzburzonym morzu byłaby katastrofalna. Według babilońskiego kapłana
Berossosa, arka miała 1000 m długości i 400 m szerokości. Statek
z drewna o takich rozmiarach rozleciałby się na morzu.
Czy statek z drewna o długości
blisko 140 m mógłby dryfować przez
rok po morzu? Niektórzy uważają,
że deski przesiąkłyby, a dno wygięłoby się, powodując zatopienie.
Van der Werf, którego rodzina
od pokoleń zajmuje się budową stat-
Arka Noego
Biblijny opis arki nie wymienia
steru ani kilu, gdyż była ona czymś
w rodzaju barki o płaskim dnie, tak,
że przypominała bardziej podłużny dom niż statek. Epos o Gilgameszu opisuje ją słowem „ekallu”,
które oznacza „wielki dom” – w
sensie pałac – ze względu na jej
ogromne rozmiary: trzy piętra i liczne pomieszczenia (Rdz 6. 14–16).
W innych mezopotamskich przekazach arka zwana jest „wielkim statkiem” (sum. magurgur, babil. elippu rabitu). W wielu legendach zachowały się wzmianki o prostokątnym kształcie arki. Grecy wierzyli,
że Deukalion uszedł przed potopem, żeglując z rodziną i zwierzętami w „wielkiej skrzyni”. Wietnamczycy opowiadają legendę, według
której w wielkiej skrzyni potop przeżyło rodzeństwo oraz po parze
z wszystkich zwierząt. Egipski Ozyrys, grecki Dionizos, rzymski Bakchus, którzy wzorowani są na biblijnym Noem, także spędzili wiele miesięcy w skrzyni długo żeglującej po morzu.
ków w Holandii, uznał, że można
temu zaradzić, konstruując dno
z kilku warstw pni drzew. Thor
Heyerdahl zbudował z jednej tylko warstwy pni dno mniejszego statku (10 m długości), który bez problemu zniósł trzymiesięczną podróż
oceaniczną. Wspomniany holenderski inżynier obliczył, że dno zbudowane z zaledwie czterech warstw
pni (np. z balsy) dałoby arce nośność ponad 10 tys. ton.
Starożytni potrafili transportować duże ciężary. W czasach Totmesa I przewieziono statkiem mierzącym 60 x 30 m dwa obeliski
o łącznej wadze około 350 ton.
W czasach Hatszepsut statek o wadze około 800 ton przewiózł dwa
obeliski o łącznej wadze 700 ton.
Wymiary i zanurzenie arki (Rdz 7.
20) pozwalają obliczyć jej wagę na
około 4 tys. ton, a ładowność na
11 tys. ton. Załadowana arka ważyła przeszło 15 tys. ton. Jest to waga porównywalna ze współczesnymi handlowymi statkami oceanicznymi.
A.J. PALLA
17
Rozmowa z prof. Marią
Szyszkowską, filozofem,
senatorem RP
– Dlaczego jako jedyny senator SLD poparła Pani parlamentarną inicjatywę Samoobrony
wzywającą władze do wycofania
wojsk polskich z Iraku? Głosowała Pani wbrew stanowisku
rządu i prezydenta.
– Pomijając już nawet to, że jestem pacyfistką, uważam, że wojna
w Iraku naraża na szwank polskie
interesy. W każdej chwili w naszym
kraju mogą się pojawić terroryści,
którzy będą podejmować działania
skierowane przeciwko nam i to, niestety, w sposób całkowicie uprawniony. Poza tym, nie znajduję żadnego uzasadnienia dla tej wojny. Uważam
Fot. Krzysztof Krakowiak
główne państwa Unii były zdecydowanie przeciwne wojnie.
– Władze powoływały się jednak na szczytne idee, angażując
nas w ten konflikt. Mówiono
o sojuszniczej wierności, o walce z terroryzmem.
– Niestety, biorąc udział w wojnie, jedynie ściągamy sobie na głowę niebezpieczeństwo terroryzmu.
Nie po to atakowano Irak, aby
z terroryzmem walczyć. Zresztą
agresja rodzi agresję. Nie da się
przezwyciężyć terroryzmu wojną.
OKIEM HUMANISTY (49)
Iracka awantura
zresztą, że żadna wojna nie ma sensu, ale skoro chcemy już jakąś prowadzić, to musi ona mieć cel, chronić interes narodowy. Skoro Amerykanie chcą mieć dostęp do taniej
ropy, to nie znaczy, że my mamy
brać udział w tej wojnie.
– Może nasze władze liczą na
udział w łupach wojennych, czyli na dostęp do tej ropy?
– Ale my jesteśmy pobożnym
krajem i nie powinniśmy na cudzej
krzywdzie budować naszego dobrobytu. Wszyscy deklarują przywiązanie do wartości chrześcijańskich,
wszędzie wiesza się krzyże, nawet
w sejmie i senacie nikt nie odważył się ich zdjąć. To wydaje się nielogiczne... Wreszcie staramy się
o aprobatę innych państw europejskich. A tymczasem jeszcze na dobre nie weszliśmy do Unii, a już
uderzamy w jej fundamenty. Przecież Unia Europejska powstała jako konkurencja dla potęgi amerykańskiej. Tymczasem my deklarujemy nadgorliwy proamerykanizm.
– Ale nasz rząd głosi, że
udział Polski w tej wojnie, a właściwie operacji pokojowej...
– ...nazywajmy rzeczy po imieniu: to jest zwykła wojna i nic więcej. Kiedy słyszę zwrot „operacja
pokojowa”, to przypomina mi się
propaganda z czasów PRL, która
najazd na Czechosłowację nazwała
„pomocą sojuszniczą”...
– No dobrze, więc ta wojna
miała przynieść Polsce prestiż
międzynarodowy i nawet umocnić nasze miejsce w Europie jako głównego sojusznika USA.
– Zastanówmy się, jaki prestiż
płynie z odgrywania roli państwa
satelitarnego Ameryki? Oczywiście,
można na tej drodze leczyć kompleksy, ale zastanówmy się wreszcie, czego właściwie chcemy. Przecież zdecydowaliśmy się na budowanie wspólnej Europy, a nie można być jednocześnie proamerykańskim i prounijnym, tym bardziej że
– Zresztą w Iraku nie było
terrorystów, aż do czasu amerykańskiej okupacji. Teraz nie ma
dnia bez zamachów. Można więc
powiedzieć, że dzięki wojnie terroryzm się rozwinął.
– Właśnie! Do tego dnia był
to również kraj życzliwy Polakom.
Teraz tę życzliwość tracimy i narażamy się na skutki nienawiści,
jaką zazwyczaj okazuje się okupantom. Jeżeli chodzi o sojuszniczą lojalność, to ma ona przecież
swoje granice. Skoro Amerykanie chcą brutalnie narzucać ustrój
demokratyczny, to niech to robią
bez nas. Ta wojna przekracza granice lojalności. Zauważmy, że demokracja jest czymś obcym irackiej historii i kulturze. Polskie dowództwo nad siłami międzynarodowymi może także łechce ambicje niektórych osób. Zapewne
niektórzy politycy, gorliwie namawiający do wojny, liczą także na
intratne międzynarodowe stanowiska, jakie otrzymają dzięki poparciu Amerykanów. Ale to nie
jest powód, aby Polacy ryzykowali życie w tej wojnie.
– A jak ocenić postawę Kościoła? Papież był niby przeciwko wojnie, a w końcu bez szemrania wysłano do Iraku kapelanów.
– Jest to sprzeczne ze słowami Jana Pawła II o pokoju. Widocznie podlegli mu duchowni nie
traktują poważnie poglądów
papieża.
– Może owi duchowni wiedzą,
że nie należy tego nauczania traktować poważnie...?
– W gruncie rzeczy Kościół był
i jest przeciwny ruchom pacyfistycznym. Właśnie na gruncie myśli
chrześcijańskiej zbudowana została nauka o słusznej, czyli sprawiedliwej, wojnie. Nie sposób tego pogodzić z deklarowaną miłością bliźniego.
Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
NASZA RACJA
ZŁOWIONE W SIECI
Studenci już zapomnieli o wakacjach. Współczujemy!
W przepełnionym tramwaju siedzi chudy, blady, siny z przemęczenia student. Pod oczami ma wory,
a przez rękę przewieszony płaszcz.
Wsiada staruszka. Student z trudem
podnosi się, odstępuje jej miejsce
i łapie się uchwytu. Staruszka, z troską w oczach, przygląda się studencinie i mówi:
– Młody człowieku, to bardzo
ładnie, że ustąpił mi pan miejsca,
ale coś mizernie pan wygląda. Może lepiej niech pan usiądzie.
– Ależ nie. Niech pani siedzi. Ja,
widzi pani, uczę się od miesiąca,
a teraz jadę na egzamin. Mam średnią ocen 4,5 i chcę ją utrzymać.
– No to może da mi pan chociaż ten płaszcz do potrzymania?
– To nie płaszcz. To kolega. On
ma średnią 5,0.
¤¤¤
W podstawówkach, gimnazjach i liceach też praca wre. Oto jak piszą
wypracowania ci, którzy za kilka lat
rozpoczną batalię o uniwersyteckie
indeksy.
Chłopi brali Jagnę na języki,
bo inaczej nie można było jej dogodzić.
Aleksander Fredro napisał komedię pt. „Wielki człowiek z małym
interesem”.
Na łące leżała Zosia, a przez
jej środek płynął strumień.
Matejko namalował „Bitwę pod
Grunwaldem”, chociaż ani razu nie
widział jej na żywo.
Zenon kochał Elżbietę, mimo
że był w ciąży z Justyną.
Gdy dorosnę, to chciałbym być
bramkarzem w lokalu, gdzie grają
striptisy.
Po wejściu do pokoju w oczy rzucał się Kościuszko z szablą w ręku.
Dziewczynka doiła krowę nad
strumieniem. W wodzie odbijało się
na odwrót.
Marynarzy o jednym oku nazywamy piratami.
Chłopi byli biedni, bo nie mieli pieniędzy ani ziemi i tylko leżeli
ugorem.
Religijność chłopów wzrasta
w zależności od pogody, zwłaszcza
w czasie burz.
Przerażony pilot poczuł, że ma
obcięty ogon.
Amerykę odkrył niejaki Colombo.
Owies stracił swoje walory odżywcze od czasu, jak zlikwidowano
kawalerię i konnicę.
Robinson znęcał się nad kozami, dojąc je.
W Krakowie wybudowano ostatnio wiele zabytków.
Rak jest stawonogiem, bo trzyma nogi w stawach.
Najczęściej spotykanym ssakiem
górskim jest góral.
Po śmierci Urszulki Kochanowski od trenu IX zaczyna powątpiewać w jej cnotę.
Aleksander Głowacki to panieńskie nazwisko Bolesława Prusa.
Antygona była wdową, jakiej
wielu mężów mogłoby sobie życzyć.
Baryka zakopał precjoza wraz
z żoną i synkiem.
Beniowski zabił Kozaków. Jeden z nich umarł, a inni uciekli.
Boryna był teściem żony syna
Antka Hanki.
Chory więzień nie dość, że nie
był leczony, musiał jeszcze niekiedy umierać.
Czarniecki zebrał dużą kupę
chłopską.
Danusia, ratując Zbyszka przed
napaścią dzikiego zwierza, zabiła go.
Dosyć szybko można się zorientować, że Izabela nie nadaje się do
interesu, który ma Wokulski.
Dulska była powodem ciąży
Hanki.
Gerwazy wyciągnął szablę
i strzelił.
Góral pogłaskał konia po głowie i na to cicho zarżał.
Gramatycznie rzecz biorąc
dziewczynka ma inną końcówkę niż
chłopiec.
Jacek Soplica miał długie rzęsy
i dlatego nazywali go wąsalem.
Kain zamordował Nobla.
¤¤¤
PRAWIE ZŁOTE MYŚLI
Mężczyzna, który odniósł sukces, to taki, który zarabia więcej, niż
jego żona jest w stanie wydać. Kobieta, która odniosła sukces, to taka, która znalazła takiego faceta.
Inteligentny mężczyzna + inteligentna kobieta = romans.
Inteligentny mężczyzna + głupia kobieta = udana para.
Naiwny mężczyzna + inteligentna kobieta = małżeństwo.
Głupi mężczyzna + głupia kobieta = niechciana ciąża.
¤¤¤
WAŻNE PYTANIA
– Co zrobić, gdy żona rzuca
w ciebie granatem? – Złapać, wyciągnąć zawleczkę i odrzucić z powrotem.
– Jaka jest różnica między kobietą atrakcyjną seksualnie a nieatrakcyjną? – Mniej więcej kilka
setek wódki.
– Co dla przeciętnego faceta
oznacza gra wstępna? – Rozpięcie
rozporka.
– Co dla mężczyzny jest przyjemniejsze od najlepszego seksu?
– Opowiadanie o tym kumplom.
Złowił JĘDREK
R
ozpoczęta w Krakowie z wielkim zadęciem wojna o Tadeusza Boya-Żeleńskiego, pozornie już
ucichła. Ogień do jej rozpętania podłożyła Młodzież
Wszechpolska i LPR, żądając unicestwienia wszystkiego, czego ten wspaniały człowiek dokonał.
Solą w oku tych katolickich mścicieli była
walka Boya o dopuszczalność świadomego
macierzyństwa i aborcji,
a także jawne sprzeciwianie się klerowi i różnica
w poglądach na temat eutanazji.
Te sprawy, które popierał za swego życia, ranią również serce dzisiejszego watykańskiego władcy. Ci, którzy tę wojnę rozpętali, a i sam Karol Wojtyła, zapomnieli, że to w Watykanie kastrowano zdrowych, młodych chłopców, aby zachować ich dziecinne głosy do
śpiewania w chórze i zaspokajania próżności urzędującego tam despoty. Czasy tego zdarzenia nie są odległe. Zainteresowanie dziećmi płci obojga pozostało ulubionym zajęciem kleru do dziś, a Karol Wojtyła zalecił ukrywanie zboczeńcowi erotomanów w sutannach.
Czytając podłe oszczerstwa pod adresem Boya, tylko „Fakty i Mity” (36/2003) zajęły właściwe stanowisko i zdemaskowały prawdziwych inspiratorów tej
nagonki – Krk w Polsce. W obronie Boya wystąpiło
również szereg znanych w Krakowie osobistości życia
społecznego, kulturalnego i naukowego.
Właściwe stanowisko w tej bulwersującej sprawie zajął zastępca prezydenta miasta Krakowa – Józef Winiarski, który w piśmie
z dnia 23.09.2003 r. skierowanym do Zarządu Wojewódzkiego APP RACJA
w Krakowie stwierdził
m.in. „(...) jeden z teatrów w Krakowie – Teatr Bagatela nosi imię Boya Żeleńskiego i nikt nie domaga się
zmiany patrona dla tej instytucji kultury”. Taka oficjalna reakcja władz miasta nas zadawala. Rozum zwyciężył
ciemnogród. APPR w Krakowie nie wierzy jednak, że
MW i LPR zaniecha swoich doktrynalnych pomysłów na
zawsze, dlatego organizuje w dniu 11 listopada zgromadzenie w obronie czci Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
Zbiórka o godzinie 13.30 przed Collegium Novum UJ, skąd przejdziemy pod pomnik Boya-Żeleńskiego na Plantach.
Przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego
APP RACJA w Krakowie
Zbigniew Sawiński
Wiceprzewodniczący Zarządu Wojewódzkiego
APP RACJA w Krakowie
Stanisław Błąkała
W obronie Boya
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA – ul. Zegrzyńska 8, 05-110 Jabłonna, tel. (22) 782 45 86; strona internetowa: www.racja.org; e-mail: [email protected]. Osoby zainteresowane finansowym wspieraniem działalności partii prosimy o dokonywanie wpłat na konto: APP RACJA ING BANK
ŚLĄSKI Oddział w Łodzi; 04105014611000002266001722. Wpłaty do kwoty 800 PLN winny zawierać imię, nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty
(darowizna). Powyżej 800 PLN, wpłat dokonywać można TYLKO z konta bankowego lub kartą płatniczą. Biuletyn APP RACJA do nabycia: Arkadiusz Henszel, 00-950 Warszawa, skr. poczt. 491, tel. 0-602 405 282.
KOMUNIKATY CENTRALNE:
1. Biuletyn nr 6 APP RACJA do nabycia: Arkadiusz Henszel, 00-950 Warszawa skr. poczt.
49, tel. 0-602 405 282.
2. Poszukujemy osób chętnych do zakładania
i prowadzenia kół sympatyków APP RACJA
oraz tygodnika „Fakty i Mity” poza granicami
kraju. Wszystkich, dla których ważna jest idea
antyklerykalizmu, prosimy o kontakt z Zarządem Krajowym 004822-782 45 86, [email protected] oraz redakcją 0048426307066, [email protected].
Kontakty: USA Chicago – Waldemar Synowiecki, 708-050210; Niemcy Hamburg – Leszek
Śnieżek, 0172-4054147; Duisburg – Henryk
Gruszczyk, 203 426353.
3. Kontakty z powiatami prosimy nawiązywać
poprzez zarządy wojewódzkie.
NAJBLIŻSZE ZEBRANIA:
DOLNOŚLĄSKIE
Wrocław – zarząd wojewódzki, ul. Braniborska 19/3, tel. (71) 355 45 03.
Kamienna Góra – dyżury zarządu powiatowego w pierwszy piątek miesiąca w kawiarni
hotelu „Karkonosze” w godzinach 18–19.30.
Wałbrzych – 16.11, godz. 11, sala NOT przy
ul. Szmidta 4a – zebranie członków i sympatyków APPR z miasta i powiatu Wałbrzych.
W zebraniu uczestniczy zarząd wojewódzki.
Wrocław – salon dyskusyjny w każdą środę
o godz. 16, a sprawy organizacyjne od godz.
17, ul. Dąbrowskiego 44, restauracja „Bankowa”. Zapraszamy członków i sympatyków oraz
czytelników tygodnika „Fakty i Mity”.
Ząbkowice Śląskie – 2 i 4 czwartek miesiąca od 18 w ZOK – dyżury członków zarządu powiatowego. Zapraszamy członków i sympatyków oraz czytelników tygodnika „Fakty
i Mity”.
KUJAWSKO-POMORSKIE
Bydgoszcz – zarząd wojewódzki i miejski,
ul. 20 Stycznia 21, tel. (52) 347 83 60-62, dyżury w każdy czwartek w godz. 17–19.
Grudziądz – 7.11, ul. Pułaskiego 10a/18,
(siedziba zarządu). Kontakt: Teresa Nowaczyk
0-605 924 182; Edward Poraziński 0-603 703
904.
LUBELSKIE
Lublin – zarząd wojewódzki, ul. Czarnieckiego
13a, tel. (81) 746 97 24.
LUBUSKIE
Zielona Góra – plac Słowiański 21, tel. (68)
320 44 02; Konrad Ciesielski, (68) 322 32 98;
dyżury w każdy piątek w godz.17–19. Gorzów
Wielkopolski – Eugeniusz Mikołajczak, tel. (95)
737 10 58.
Zielona Góra – 7.11, godz. 17, lokal przy placu Słowiańskim 21, dyżury w każdy piątek
w godz. 17–18.
ŁÓDZKIE
Łódź – zarząd wojewódzki, ul. Próchnika 1
(pok.307) tel.(42) 632 34 83, dyżury: poniedziałki 14–17 środy 10-18.
Najbliższe zebrania:
Łódź – 8.11, godz. 13, ul. Próchnika 1 (p. 307)
– zjazd wojewódzki. Obecność obowiązkowa.
MAŁOPOLSKIE
Kraków – zarząd wojewódzki, ul. Wójtowska
3/39, tel. (12) 634 54 53, dyżury: środy 16–18,
piątki 12–14;
Andrychów – 7.11, godz. 16, ul. Lenartowicza 7, klub osiedlowy.
Kraków – zarząd wojewódzki APP RACJA
w Krakowie serdecznie zaprasza naszych członków i sympatyków do uczestnictwa w złożeniu kwiatów na Grobie Nieznanego Żołnierza
w Krakowie, pl. Matejki w dniu 11.11, godz.
12 oraz na zgromadzenie w obronie czci
T. Boya-Żeleńskiego. Zbiórka 11.11, godz.
13:30, ul. Gołębia 24 przed wejściem do Collegium Novum UJ. Zapraszamy mieszkańców Krakowa młodzież szkół średnich i studentów oraz wszystkich, którym myśl wolna
od dogmatów religijnych jest droga.
Olkusz – 9.11, godz. 16, Kawiarnia Arka (dawne PTTK), Rynek 19.
MAZOWIECKIE
Zarząd wojewódzki, ul. Zegrzyńska 8, 05-110
Jabłonna, tel. (22) 782 45 86, dyżury w poniedziałki 15–19.
Otwock – 9.11, godz. 15, kontakt: Stanisław
Wiśniewski 0-601 761 652, spotkanie z Przewodniczącym APP RACJA.
Płońsk – 7.11, godz. 18, Sobanice k. Płońska,
„Pub Nostalgia”. Na spotkanie z Przewodniczącym Partii zapraszamy wszystkich sympatyków i członków partii z Płońska i okolicznych powiatów.
Płock – 7.11, godz. 17, ul. Kościuszki 26
w budynku ZNP.
Chętnych do tworzenia struktur partii na terenie powiatów: Białobrzegi, Garwolin, Gostynin, Grójec, Kozienice, Legionowo, Lipsko,
Łosice, Maków Mazowiecki, Mińsk
Mazowiecki, Ostrołęka, Ostrów Mazowiecki,
Przasnysz, Przysucha, Pułtusk, Sierpc, Sokołów Podlaski, Szydłowiec, Węgrów, Wołomin, Wyszków, Zwoleń, Żuromin, Żyrardów
prosimy o kontakt telefoniczny: 0-502 469
430, 0-609 206 715.
Warszawa – 11.11, godz. 11, Park Saski (przy
fontannie – zapraszamy wszystkich członków i sympatyków partii na obchody Święta
Odzyskania Niepodległości.
OPOLSKIE
Opole – zarząd wojewodzki, ul. Domańskiego
21, tel. (77) 457 49 04.
Opole – 30.11, godz. 10, ul. Domańskiego 21
– Nadzwyczajny Zjazd Wojewódzki.
Nysa – 12.11, godz. 18, siedziba związku zawodowego Budowlani, ul. Wolności 1.
PODKARPACKIE
Rzeszów – zarząd wojewódzki, ul. Słowackiego 24 (pok.91). Dyżury: wtorki i czwartki
w godz. 16–18 Kontakt: Andrzej Walas
0-606 870 540.
PODLASKIE
Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Zwycięstwa 8, tel. 651 25 70 (wew.119), dyżury:
wtorek, środa, czwartek w godz. 16–18.
Kontakt: Grzegorz Kotarski (Łomża), 0-501
247 578.
POMORSKIE
Gdańsk – zarząd wojewódzki, ul. Grodza
Kamienna 1. tel. (58) 305 17 30, dyżury: sobota 10–15.
Gdynia – 9.11, godz. 13, restauracja Arkadia, ul. Władysława IV. Zapraszamy sympatyków z Rumii, Redy Wejherowa, Pucka, Władysławowa i Helu.
ŚWIĘTOKRZYSKIE
Kielce – zarząd wojewódzki, ul. Warszawska 6, tel. (41) 344 72 73.
ŚLĄSKIE
Bytom – zarząd wojewódzki, ul. Dworcowa
2, dyżury: poniedziałki 14–16, kontakt: Tomasz
Sroka 0-501 858 115.
Cieszyn – 19.11, godz. 16, spotkanie członków i sympatyków partii w remizie OSP, Bobrek przy ul. Stawowej.
Częstochowa – zebrania w każdy pierwszy
wtorek miesiąca o godz. 17.
Katowice – 13.11, godz. 17, ul. Sokolskiej
10a/4.
Mysłowice – 12.11, godz. 17, ul. Korfantego (Brzęczkowice), lokal ALF.
Ruda Śląska – zebrania 16 dnia każdego miesiąca o 18 w siedzibie, ul. 1 Maja 270, (Wirek).
Tarnowskie Góry – 15.11, godz. 15, Spółdzielnia Rzemieślnicza, ul. Sienkiewicza 17 – spotkanie członków i sympatyków.
Tychy – 18.11, godz. 18, ul. Grota Roweckiego 10, sala konferencyjna – zebranie APPR.
Zabrze – 08.11, godz. 15, ul. Szczęść Boże,
pub „Galeria”.
WARMIŃSKO-MAZURSKIE
Olsztyn – zarząd wojewódzki, ul. Panasa 1A,
tel. (89) 541 19 05, dyżury: środa 17–20, sobota 14–17.
Elbląg – 8.11, godz. 16, ul. Grunwaldzka 31,
zebranie wszystkich członków i sympatyków
APPR. Kontakt: Leszek Bogutyn, tel. 0-601
391 586.
Iława – 13.11, godz. 17 – zebranie APP RACJA w Ośrodku Wypoczynkowym „Perkoz”, ul.
Konstytucji 3 Maja. Kontakt: Kazimierz Jeziorski, 0-506 195 556.
WIELKOPOLSKIE
Poznań – Elżbieta Grzegorczyk 0-502 330 842.
Poznań – 14.11, godz. 16, w restauracji „Słoneczna”, ul. Świt 34/36 – zebranie członków
oraz sympatyków APP RACJA z dzielnicy Grunwald.
ZACHODNIOPOMORSKIE
Szczecin – Zbigniew Ciechanowicz 0-600 368
666.
Koszalin – 11.11– zapraszamy członków i sympatyków partii do przemarszu organizacji politycznych ulicami miasta, zbiórka przed ratuszem o godz. 11.
Szczecin – 16.11, godz. 14, ul. Włościańska
1 (pawilon, I p., Pomorzany). Wybory miejskie.
Obecność członków obowiązkowa.
Szczecin – 11.11, godz. 15.50 – zapraszamy
wszystkich członków i sympatyków partii na
obchody Święta Odzyskania Niepodległości.
Zbiórka na placu Sprzymierzonych pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego.
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
LISTY
Dopiero początek
W poniedziałek 3 XI 2003 r.
członkowie Krajowej Wspólnoty Emerytów i Rencistów złożyli niezapowiedzianą wizytę w Ministerstwie Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej
(Warszawa, plac Trzech Krzyży)
i oczekują na podjęcie rozmów przez
wicepremiera Jerzego Hausnera.
W związku z przyjęciem przez
rząd SLD tzw. „Programu uporządkowania i ograniczenia wydatków publicznych” autorstwa wicepremiera,
zakładającego drastyczne oszczędności w sferze polityki społecznej poprzez ograniczanie świadczeń przedemerytalnych, zrównanie i uelastycznienie wieku emerytalnego kobiet
i mężczyzn, odebranie 500 tysięcy rent,
zmiany w systemie zatrudnienia osób
niepełnosprawnych oraz całościowej
zmiany zasad waloryzacji świadczeń
– Krajowa Wspólnota Emerytów
i Rencistów (KWEiR) stanowczo
sprzeciwia się wprowadzeniu takich
„reform”.
Planowane przez rząd ograniczenia wydatków na cele społeczne dotyczyć mają osób najuboższych i niesprawnych. Rząd chce oszczędzać
na waloryzacji świadczeń emerytalno-rentowych, odbierając prawa nabyte obywateli Rzeczpospolitej.
Plan Hausnera oceniamy jako nieludzki, niehumanitarny i rząd powinien się z niego wycofać. KWEiR będzie organizować nacisk społeczny
przeciwko planom rządu SLD – rządu pseudolewicowych oszustów!
O godz. 11.30 pięćdziesięciu
przedstawicieli KWEiR zajęło budynek Ministerstwa Gospodarki, Pracy
i Polityki Społecznej na pl. Trzech
Krzyży. Krajowa Wspólnota Emerytów i Rencistów domaga się od Premiera ujawnienia rzeczywistego zakresu i konsekwencji przygotowanych
„reform”. Ta wizyta jest początkiem
ogólnopolskiej akcji protestacyjnej
Krajowej Wspólnoty Emerytów i Rencistów.
Za Radę Naczelną Krajowej
Wspólnoty Emerytów i Rencistów
Elżbieta Postulka
[email protected]
Warszawa, 3 XI 2003 r.
Kto ich rozliczy?
12 października 2003 r. obchodzony był w Polsce Dzień Papieski.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby
nie to, że próbowano naśladować
Jerzego Owsiaka, który zbiera pieniądze dla szpitali na aparaty do ratowania życia dzieci. Pieniądze te są dokładnie liczone, a podawane przez
media kwoty wzbudzają zachwyt tysięcy ludzi. Zbierający posiada odpowiednie zezwolenie – organizuje koncerty, na których bawi się zarówno
młodzież, jak i dorośli.
Dlaczego kler nie bierze przykładu z p. Owsiaka i nie rozlicza się co
do złotówki z zebranych choćby za
wigilijne świece pieniędzy? Tylko
współczuć ludziom wrzucającym do
puszek swoje złotówki, z których nie
wiadomo, ile zostanie przeznaczonych na cele reklamowane w mediach.
Marian Kozak
LISTY OD CZYTELNIKÓW
ludzie. Czyżby pod Lenino obowiązywały inne prawa niż pod Monte Cassino, gdzie straty sięgały 70 proc.?
płk rez. Józef Żabójski
Szczecin
Różaniec za godziny
Przeczytałam w „FiM” (40/2003)
artykuł pt. „Bóg? Zapłać!”, dlatego
chciałabym dorzucić jeszcze jeden
przykład pomysłowości księży. Mieszkam w Kowarach (woj. dolnośląskie).
insynuacje i oszczerstwa. Pisze mianowicie, że Jonasz jest pedałem, a w
czasie studiów nie znalazł kompana
i dlatego, bojąc się krytyki, poślubił
kobietę. Rozbiór logiczny tego zdania stawia autora tego listu w rzędzie nieuków o mentalności konia na
biegunach. Na seminariach i studiach
teologicznych pedałów bywa nadprodukcja, jak donoszą media, i nie ma
trudności ze znalezieniem partnera.
W razie wątpliwości można się zwrócić o opinię do specjalisty bp. Paetza z Poznania.
Autor listu pisze: „Może i księża
są źli, choć ja takich nie spotkałem...”,
a szkoda! Gdyby facio czytał „FiM”,
dowiedziałby się np., jak ciężko zarobione pieniądze składane na tacę
elbląski bp Andrzej Śliwiński przelewał na chwałę bożą i dobro Kościoła. Widać w tej 25-letniej głowie kruchtowy idealny porządek, tylko jakby
brak pewnego elementu... piątej klepki!
Edward W., Elbląg
Jak to możliwe?
Jeszcze o Lenino
Z przykrością muszę stwierdzić,
że czułem się rozczarowany tym, co
miał do powiedzenia ksiądz biskup
generał żołnierzom generała Z. Berlinga z okazji okrągłej rocznicy bitwy
pod Lenino. W jego słowach nie było miłości i miłosierdzia bożego. Czyżby żołnierze kościuszkowcy byli żołnierzami innego boga? A może i dlatego, że na cmentarzu w miejscu tej
bitwy obok katolickich krzyży stoją
również tablice i krzyże z nazwiskami prawosławnych, żydów itp.
Czyżby ks. biskup nie wiedział, że
dzień I Armii WP zaczynał się od
„Kiedy ranne wstają zorze...”, a kończył na „Wszystkie nasze dzienne sprawy...”, nie mówiąc o Rocie? Ówczesny dowódca I Dywizji Zygmunt Berling pierwszy składał przysięgę na
sztandar dywizji, a obok stał kapelan
ks. Franciszek Kubsz, trzymając w ręku krzyż i Ewangelię. To miało przecież wymowny wymiar duchowy, ludzki, polsko-katolicki, choć niektórzy
księża i biskupi, a w tym ksiądz generał, nie chcą tego wiedzieć i przypominać.
Po przemianach ustrojowych systematycznie usiłuje się zohydzić sens
tej bitwy i dowódców Ludowego Wojska Polskiego. Są tacy, którzy mówią,
że bitwa pod Lenino to drugi Katyń,
a zdrajcą jest generał Berling, który
wysłał swoich żołnierzy na rzeź. Wiadomo, że dywizja poniosła duże straty – około 25 proc. stanu osobowego. Niemcy również ponieśli ogromne straty – około 200 tys. zabitych,
rannych i zaginionych. Ale przecież
była to wojna, a na wojnie giną
Moją sąsiadką jest starsza pani, bardzo miła zresztą. Pewnego dnia córka tej pani mówi do mnie: „Wiesz,
moja mama to już całkiem zwariowała. Siedzi przed telewizorem i odmawia różaniec”. Zdziwiłam się, bo niby co w tym takiego nienormalnego.
Okazało się, że ów różaniec to jakieś monstrum: ogromny, z wielkimi
drewnianymi kulami. Starsza pani, nie
mogąc sobie poradzić (ze względu na
ciężar), okręciła nim jedną rękę. Teraz siedzi i się modli. Córka zapytała ją: „Skąd mama wytrzasnęła ten
okaz?”. A ona na to, że z kościoła.
Księża wypożyczają. Płaci się 10 zł,
bo to jest specjalny różaniec i dlatego można się „specjalniej” pomodlić.
Uśmiałyśmy się do łez. Zresztą,
skoro brakuje słów, to już nic innego nie pozostaje.
L.G., Kowary
Koń na biegunach
Jako stały czytelnik tygodnika poruszony zostałem do białości listem
podpisanym przez „katolika wierzącego i praktykującego” („FiM”
42/2003). Już w pierwszych słowach
tego listu widać, że napisał go 25letni osiłek, który nie czytał ani trylogii Jonasza, ani tygodnika „Fakty
i Mity”, a całą swą wiedzę wynosi
z plebanii, gdzie – jak pisze – często
bywa, oraz z „Niedzieli” i „Gościa
Niedzielnego”. Przypuszczam, że duszpasterze z plebanii i redaktorzy dwóch
ostatnich tytułów prasowych winni się
rumienić ze wstydu za treść tego listu, jeśli uczucie wstydu nie jest im
obce. Treść listu jest – jak na katolika – wyjątkowo podła, gdyż zawiera pomówienia, pozbawione logiki
Właśnie wysłuchałem (i obejrzałem) w „Faktach” TVN informacji na
temat niemiecko-francuskich rakiet
plot. „Roland”, które nasi żołnierze
znaleźli w Iraku. Padło tam wyjaśnienie – podane, nawiasem mówiąc, przez
oficerów irackiej OPL – że rakiety te
zostały wyprodukowane w latach 80.
i 90. we Francji i potem były modernizowane w Iraku – stąd data 2003
roku, wymalowana na korpusach wyrzutni. Dziwne, że redaktorom TVN
nie przyszło do głowy, że jest to za
piękne, by było prawdziwe... No bo
popatrzcie – jak to było możliwe, by
napis – np.: „07-01 KND 2003 3827”
– był wykonany za pomocą łacińskich
liter i cyfr arabskich, a nie liter arabskich i cyfr z tegoż języka, i to w kraju, w którym dyktator nakazał używania wyłącznie arabskiego?!
Inne napisy – jak mi się wydaje
– powinny być wykonane także w języku arabskim i literami arabskimi,
a nie łacińskimi. To trochę tak, jakbyśmy np. importowane z Japonii
samochody opisywali japońskimi ideogramami, a nie literami naszego alfabetu.
inż. Robert K. Leśniakiewicz
Kpt. Rez. SG
Kolumb = Hitler
12.10.2003 r. o godzinie 10 lub 11
radiowa Trójka nadała w serwisie informacyjnym m.in. taką wiadomość:
Prezydent Wenezueli Chavez zaapelował do narodu, by nie obchodzić
uroczyście rocznicy odkrycia Ameryki przez Kolumba i spółkę, gdyż byli to mordercy gorsi od Hitlera. A dlaczego? To oczywiste – przywieźli oni
19
Ameryce „wartości chrześcijańskie”,
czyli śmierć, grabież i gwałty.
Wiktor Barcikowski, Bydgoszcz
Siła wyższa
Mój syn, uczeń trzeciej klasy liceum, podjął decyzję o zaprzestaniu
uczęszczania na lekcje tzw. religii
i oznajmił to swojej wychowawczyni.
Okazało się, że to nie wystarczy,
ponieważ jest niepełnoletni. Napisałem więc krótkie pisemko, w którym
poinformowałem ją, że przyjąłem do
wiadomości suwerenną decyzję syna.
Dziś dowiaduję się od niego, że to
również nie wystarczy (tu chcę nadmienić, że w szkole podstawowej,
a później w gimnazjum, takie pisemko uznano za wystarczające i nikt nie
stwarzał problemów). Wychowawczyni uzasadnia swą decyzję rozmową
z jakimś klechą!!! Cezary Gonera
Zgodnie z prawem, wystarczy Pana oświadczenie. Powoływanie się
nauczycielki na opinię księdza to
już zupełna bezczelność: katecheci
nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia. Decyzja o uczestniczeniu
w lekcjach religii należy do dziecka
i jego rodziców.
Redakcja
TVP (nie)publiczna
Dużo się dyskutuje, jak to zrobić,
aby telewizja była publiczna. A kiedy będzie publiczna? Otóż wtedy, kiedy z ustawy o radiofonii i telewizji
zniknie zapis o przestrzeganiu wartości chrześcijańskich. Dopóki ten zapis będzie istniał, dopóty nie będzie
ona telewizją ludzi innych wyznań niż
katolickie, niewierzących, agnostyków... Wiemy, że pojęcie „wartości
chrześcijańskie” w naszej rzeczywistości oznacza wartości katolickie.
Ci inni, poza katolikami, a jest ich
około 40 proc. społeczeństwa, nie płacą abonamentu.
S.B., Kraków
UWAGA, CZYTELNICY!
Jak już wielokrotnie informowaliśmy, mamy problemy z reklamowaniem naszego tygodnika.
Tchórzostwo i chęć podlizania się
Kościołowi sprawiają, że odmawia się nam prawa do zamieszczania płatnych ogłoszeń. Skutek jest taki, że większość Polaków nie słyszała nawet o istnieniu tygodnika antyklerykalnego. Postanowiliśmy zatem postawić na reklamy przydrożne.
Stąd nasza prośba: jeżeli dysponujecie kawałkiem ziemi przy
uczęszczanej trasie, na którym
moglibyśmy ustawić nasz billboard, prosimy – skontaktujcie się
z nami pod numerem telefonu
(42) 630 70 66.
Redakcja
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27;
Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter:
Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected]; Wydawca:
„BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005
lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających
w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat)
88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326.
4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.
Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2004 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076
0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
ŚWIĘTUSZENIE
Pismo... Ustęp I
Oto widok przy wejściu do toalety dla ludu katolickiego na cmentarzu w Bydgoszczy (ul. Lotników), o czym APP RACJA powiadomiła sanepid. Dla właściciela obiektu, parafii pw. Świętej Trójcy
w tymże mieście, najwyraźniej nie zasługują na szacunek ani
miejsce spoczynku zmarłych, ani ludzkie cztery litery
EP, TN
Fot. Edward Poraziński, Teresa Nowaczyk
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 45 (192) 7 – 13 XI 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
S
ąsiadka prenumeruje „Nasz
Dziennik”, a ja go czytam,
oczywiście tylko z dziennikarskiego obowiązku, a właściwie
z przymusu.
Przeważnie drukuje się tam teksty pochwalne i obronne dotyczące Radia Maryja. Większość artykułów pisana jest na jedno kopyto
i horyzontów w żaden sposób nie
poszerza. Czasami jednak zdarzają
się perełki...
Oto ksiądz profesor Jerzy Bajda
w artykule pt. „W obronie Radia Maryja” (27–28 września) broni Rydzykowej rozgłośni rękami i nogami,
uciekając się nawet do apokaliptycznych nauk Nowego Testamentu:
„Księga Apokalipsy ukazuje Smoka,
czyli szatana, który nienawidzi Niewiasty i walczy z jej potomstwem
(por. Ap 12. 17). To wyjaśnia,
dlaczego tak są atakowane
pewne dzieła apostolskie
prowadzone pod imieniem i patronatem Maryi Niepokalanej”.
Ksiądz
(nomen
omen) Bajda nie kryje
swojego oburzenia na
wszystkich, którzy ośmielają się krytykować RM, telewizję „Trwam” czy też samego ojca Dyrektora. Dostaje się
przede wszystkim tym, „którzy uczestniczą we władzy publicznej, na wszelkich jej poziomach”.
Najbardziej jednak denerwują autora pesymistyczne wizje dotyczące
dalszego istnienia cenionych przez
niego katomediów: „Ci, którzy trąbią
na pogrzeb Radia Maryja z powodu
Sumienie Polaków
deficytu finansowego, niech pamiętają, że działa ono jedynie w oparciu
o Opatrzność Bożą, wyrażającą się
w dobrowolnych ofiarach najbiedniejszych”.
Cóż, jeżeli najbiedniejszych stać
na finansowe utrzymywanie mediów, to znaczy, że dysponują niezłym kapitałem, a tym samym najbiedniejszymi być nie mogą. Chyba że właśnie w wyniku swojej szczodrobliwości względem Radia Maryja doprowadzają się do skrajnej
nędzy. Wtedy sami stają się ofiarami „swoich dobrowolnych ofiar”.
Wydaje się to nawet prawdopodobne w świetle kolejnych wypowiedzi księdza Bajdy: „Jeżeli Pan
Bóg na mocy swych tajemniczych
dekretów postanowi położyć koniec
istnieniu tego Radia, katolicy będą
mieli obowiązek poddać się woli
Boga. Ale jeżeli w sytuacji wyczerpania się finansów wspierających Radio
Maryja i telewizję Trwam serca Polaków pozostaną nieczułe i zamknięte,
i z ich powodu zakończy swoje istnienie ta wspaniała inicjatywa apostolska, to będzie to nie tyle zawalenie się
jakiegoś »imperium«, lecz potworna
krzywda wyrządzona Kościołowi i Polsce. (...) Zbrodnia taka obciążyłaby
sumienia wszystkich Polaków”.
A jeżeli już któregoś „zbrodniarza” sumienie nie ruszy, to znaczy, że nie pojmuje, iż Radio Maryja i telewizja „Trwam” to „...dar
Boga i jego Matki Najświętszej dla
Polski, w szczególny sposób dla
Kościoła w Polsce, dar, za
który trzeba Bogu dziękować; a wyrazem tej wdzięczności niech będzie wspieranie finansowe i moralne
tych mediów”.
Co do moralnego wsparcia i obmodlenia ojca Dyrektora nie możemy mieć
żadnych wątpliwości. Rydzykoentuzjastom pozostaje
więc tylko nabijanie konta bankowego Radia Maryja, którego numer ukazuje się na ekranie
TV „Trwam” znacznie częściej niż
jego święta patronka. My w „Faktach i Mitach” jesteśmy przy nadziei – nie wszystko stracone!
TYMOTEUSZ

Podobne dokumenty