Stylistyka i przekłady
Transkrypt
Stylistyka i przekłady
Stylistyka i przekłady Urszula Dąmbska-Prokop Stylistyka i przekłady: Conrad, Orwell, Beckett Kraków – Kielce 2007 Copyright © 2007 by Urszula Dąmbska-Prokop ISBN 978-83-60880-36-4 Spis rzeczy Wprowadzenie ................................................................. 7 Część pierwsza Rozdział I O stylistyce ....................................................15 1. Uwagi ogólne ........................................................15 2. Dwie stylistyki, językowa i literacka? ....................18 3. Dwie stylistyki: funkcjonalna i pragmatyczna? .... 22 4. Tekst i dyskurs .................................................... 24 5. Ile więc jest stylistyk? .......................................... 27 6. Jedna ze stylistyk francuskich ............................. 29 7. Jedna ze stylistyk angielskich .............................. 30 8. Interpretacja stylistyczna tekstu .......................... 33 9. Dokąd więc zmierzają badania nad stylem? .......... 35 10. Uwagi końcowe .................................................. 36 Rozdział II O tłumaczeniu ............................................. 39 1. Uwagi ogólne ....................................................... 39 2. Tłumaczenie jako interakcja ................................ 40 3. O analizie dyskursu ............................................ 42 4. Dlaczego przekład nie jest kopią? ......................... 45 5. Udomowienie a obcość ......................................... 48 6. Krytyka przekładu ................................................51 7. Nieprzekładalność ................................................ 54 8. Uwagi końcowe .................................................... 56 Część druga Rozdział 1. O Josepha Conrada The Shadow Line. A Confession ..................................61 1. Uwagi o tekstach ..................................................61 2. Uwagi o przekładach ........................................... 65 3. Aneks – teksty ......................................................76 Rozdział 2. O George’a Orwella Nineteen eighty four ..................................................81 1. Uwagi o tekstach ..................................................81 2. Uwagi o przekładach ........................................... 87 3. Aneks: teksty; pierwsze dwa akapity ...................105 Rozdział 2. O Samuela Becketta Waiting for Godot ...................................................... 111 1. Uwagi o tekstach ................................................ 111 2. Uwagi o przekładach ..........................................125 3. Aneks: teksty ......................................................130 Podsumowanie .............................................................139 Lista opracowań ...........................................................143 Wprowadzenie Książka ta jest zbiorem szkiców, które dotyczą polskich przekładów wybranych angielskich tekstów literackich. Wynikła z szukania odpowiedzi na szereg pytań, m.in. na te, które stawiali studenci w trakcie rozważań nad sposobami tłumaczenia. Pytania te odnosiły się przede wszystkim do relacji między przekazywaną informacją a użytymi środkami językowymi. Konieczne zatem wydało się najpierw przypomnienie problemów, które dotyczą stylu tekstów, głównie ich strony językowej. Dlatego podjęte zostały rozważania nad problematyką, która stanowiła, i nadal stanowi przedmiot zainteresowania stylistyki. Ale – czym zajmuje się stylistyka tekstów literackich dziś? Czy można się zgodzić, że styl jest tylko „narzędziem” ekspresji? Jakie koncepcje dotyczące stylu konkurują ze sobą? A jak można go badać? W jakim stopniu zagadnienia takie interesują tłumacza i w jakiej mierze są mu potrzebne? Także, w jakim stopniu problemy te są ważne dla krytyki przekładu? Książka powstała więc w wyniku refleksji nad przydatnością i możliwościami badania stylu dla tłumacza – dziś. Celem jej jest też zwrócenie uwagi, na kilku przykładach polskich przekładów tekstów angielskich, na trudności jakie stają przed tłumaczem oraz na wysiłki podejmowane, by trudności te pokonywać. Z tego powodu konieczne wydało się także przyjrzenie się nowszym koncepcjom przekładoznawstwa i otwieranym przez nie oryginalnym, ciekawym perspektywom. Przedmiotem książki ma być również zwrócenie uwagi na stosunek do „Innego”, na sposoby traktowania go w języku docelowym i jego kulturze, przekazywania o nim wiedzy, także ewentualnego zachowywania jego sposobu myślenia. 7 Wymieniona problematyka interesuje językoznawców i przekładoznawców. Wydaje się ważna zarówno dla tłumaczy jak i dla tych, co ich przekłady analizują i poddają krytyce. W jakimś stopniu może też zainteresować tzw. zwykłego czytelnika, który – intuicyjnie – odbiera niekiedy dany tekst jako „źle przetłumaczony” i pragnąłby może wiedzieć, dlaczego tak jest: czy „winę” ponosi jedynie strona stylistyczna przekładu? Jedna z nowszych definicji stylu – co będzie dalej omówione szerzej – określa go jako rezultat motywowanego wyboru sposobu ekspresji, związanego z określonym kontekstem (Verdonk 2002: 121). Definicja ta podkreśla rolę autora wypowiedzi, który dokonuje wyboru środków wyrazu z pośród faktów dostarczanych mu przez jego język. Równocześnie zwraca uwagę na związek wypowiedzi z kontekstem, w którym wypowiedź powstała i w którym funkcjonuje. Czy jednak definicja ta jest zadowalająca? Czy nie zakłada ona jakby pierwszeństwa informacji nad formą, a więc „treści” nad sposobem wyrażenia myśli? Czy nie rozdziela tego, co stanowi jedność? – tekst literacki przecież i informuje i „wyraża”. Styl rozpatrywany był i jest od strony formalnej. Fakty językowe funkcjonujące jako środki stylistyczne należą do kategorii określanych jako gramatyczne i leksykalne. Ale styl ma oczywiście także stronę semantyczną, użyte „chwyty” (jak mówili formaliści rosyjscy) służą budowaniu lub raczej współbudowaniu treści – a więc nie tylko jej „wyrażaniu”. Ma także aspekt pragmatyczny: wypowiedź funkcjonuje w kontekście, który wpływa na jej kształt i sens; ma ona swojego autora, odbiorcę, miejsce i czas wypowiadania oraz także określony przez autora cel. W utworach literackich sposób użycia środków stylistycznych zależy od wszystkich wymienionych czynników pragmatycznych. Czyż trzeba przypominać, iż nie można wśród nich pominąć także znaczenia względów historyczno-literackich, miejsca, jakie dane dzieło zajmuje w literaturze? – i również roli osobistych upodobań twórcy? Uwarunkowania sytuacyjne oddziałują też na tłumacza, który, przenosząc utwór literacki do innego obszaru kulturowego, działa w innym języku i w innym kontekście, uważa się go zatem za „drugiego autora” (Legeżyńska 1986). Zastanawia się on nad dostosowaniem kształtu tłumaczonego tekstu do 8 zmienionych warunków. Jeśli robi to odruchowo, nie całkiem świadomie, lub przeciwnie, jeśli w sposób świadomy wybiera konwencje i środki, „dopasowujące” przekład do języka i kultury przyjmującej, jego przekład jest, wg określenia Antoine Bermana, przekładem etnocentrycznym, „udomowionym”, negującym obcość tj. inność kultury, w której powstał tekst oryginalny. Jest to problem szczególnie ważny, osadzony właśnie w przestrzeni stylu i będzie dalej szerzej omówiony. Bo zachowanie Bermanowskiej „obcości” (Lawrence Venuti, podejmując to zagadnienie, będzie mówił o „egzotyzacji”; Venuti 1995) czyli szerzej: stosunku do „Innego”, jest tym ważnym dziś pytaniem, które wznosi się nad kwestie traktowania przekładu jako „kopii”, badania jego „ekwiwalencji”, stopnia nieprzekładalności itp. Uwaga badaczy zwróciła się dziś – nareszcie – w innym kierunku, ku znaczeniu poznawczemu „przekładu w dialogu międzykulturowym” (tak brzmi tytuł szkicu Bożeny Tokarz; Tokarz 2006) i na sprawę tę trzeba spojrzeć i w tej książce. Rozważania w niej zawarte składają się z dwóch części. Część pierwsza ma charakter teoretyczny i zawiera, w dwóch kolejnych rozdziałach, uwagi na temat stylistyki i stylu tekstów literackich, także częściowo przypomina rozwój tej dyscypliny oraz, następnie, przedstawia niektóre problemy dotyczące tłumaczenia i krytyki przekładów. W rozdziale pierwszym przypomina się więc te problemy stylu, które uznać można, w pracach dotyczących przedmiotu, za najważniejsze dla lektury i próby zrozumienia wybranych tekstów. Stylistyka przeżywa dziś kryzys tożsamości. Zamiast jednak wdawać się w ryzykowną szczegółową dyskusję nad jej statusem oraz możliwościami, dokonuję tutaj wyboru, przedstawiam zatem poglądy i opinie, które uważam za sensowne i prawdziwe. Pełnego opracowania i przeglądu problematyki stylistycznej na pewno brak w literaturze światowej, nie wiadomo zresztą, w jakiej mierze byłby on możliwy. Ale istnieje wiele prac, w których można z pożytkiem szukać odpowiedzi na kwestie tutaj nie poruszone; szereg takich opracowań zawiera bibliografia. Tutaj proponuję podwójne spojrzenie odbiorcy obydwu tekstów, oryginału i przekładu. Czytelnika interesuje autorska motywacja użycia faktów językowych. Można się jej jednak 9 tylko domyślać. Jeśli bowiem autor nie wyraził expressis verbis własnego stanowiska, jego intencja pozostaje w znacznej mierze poza naszym zasięgiem. Natomiast czytelnika interesuje zarówno co tekst komunikuje jak i w jaki sposób się to dokonuje. Starając się pojąć sens tekstu, powinien on zatem przeprowadzić także, choćby pobieżną, analizę stylistyczną. Podobnie tłumacz jako czytelnik, i to czytelnik motywowany szczególnie, bo odpowiedzialny za swoją lekturę i wynikające z niej własne decyzje, stara się przed przystąpieniem do tłumaczenia zrozumieć tekst – i jego więc obowiązuje refleksja nad stylem. Refleksja ta ma w jego wypadku charakter szczegółowy i dotyczy zarówno rodzaju środków, z których autor zbudował oryginał, jak i ról, jakie fakty stylistyczne w nim pełnią. Ich uważna analiza nie może nie wpłynąć na decyzje tłumacza, gdy rozważa on dobór środków, a więc sposób konstruowania dyskursu w języku na który tłumaczy. Warto przypomnieć, że czytelnikiem szczególnym – tym razem tekstu przełożonego – jest też krytyk, którego również interesuje styl, zarówno styl przekładu jak i porównywany z nim styl oryginału. Ale problematyka stylu interesuje mnie tu przede wszystkim od strony praktycznej, w omawianych w części drugiej przełożonych tekstach, choć rozdział pierwszy zwraca uwagę na ważniejsze aspekty teoretyczne stylistyki i stylu. W rozdziale drugim zaś przedstawione są poglądy na tłumaczenie oraz uwagi o krytyce produktu procesu tłumaczenia tj. przekładu. Przypomniane myśli i opinie są także rezultatem wyboru oraz przemyśleń – i także warto je uzupełnić w oparciu o bardzo liczne studia, istniejące i powstające dziś nadal w literaturze przedmiotu na całym świecie. Część druga książki ma charakter analityczny. W trzech kolejnych rozdziałach zaproponowana jest lektura fragmentów trzech ważnych i znanych XX-wiecznych tekstów angielskich oraz także komentarze dotyczące ich przekładów na język polski, ew. również i na inne języki. – Jest to fragment powieści Josepha Conrada The Shadow Line. A Confession. – Jest to następnie część powieści George’a Orwella Nineteen eighty four; uwagą objęte są także przekłady francuski oraz niemiecki. 10 – Jest to wreszcie fragment sztuki Samuela Becketta Waiting for Godot oraz, co w tym wypadku konieczne, tekstu francuskiego En attendant Godot. Wyboru tekstów dokonano tak, aby każdy z analizowanych fragmentów prozy angielskiej ukazywał dominantę nieco innych właściwości stylu. Właściwości te są następnie badane w aspekcie porównawczym w polskich przekładach, tak się bowiem szczęśliwie składa, że każdy z tych utworów był tłumaczony co najmniej dwa razy. Analiza przekładów służy, powtarzam, ukazaniu trudności, z jakimi borykali się tłumacze oraz zwróceniu uwagi na rozmaite sposoby ich pokonywania. Szczególnie interesujące są projekty tłumacza (termin A. Bermana), czyli wybrane strategie, które zależą także od indywidualnych upodobań. Tłumacz bywa bowiem jak wiadomo więźniem nie tylko ograniczeń wynikających z jego języka ojczystego oraz szeroko pojętego kontekstu kulturowego, lecz także własnych nawyków, których zresztą nie zawsze musi być świadomy. Dlatego, podkreślam to raz jeszcze, analiza środków stylistycznych użytych w danym tekście będzie niewystarczająca, pozostanie tylko wyliczeniem wybranych przez autora, i następnie przez tłumacza, faktów językowych, jeśli nie uwzględni się usytuowania pragmatycznego tekstu, jego rodzaju-typu i także gatunku i intencji. Oznacza to tak ważne dla stylistyki otwarcie się na tekst, uznanie za jednostkę podlegającą badaniu nie pojedyncze zdanie, lecz całą wypowiedź, osadzoną w konkretnej sytuacji wypowiadania. *** Muszę dodać, że rozwijam tutaj problemy, o których mówiłam już także w poprzednich książkach: Śladami tłumacza, 1997; Warsztat tłlumacza i jego pułapki, 2005; Traduire – interpréter, 2006 oraz w tomie zbiorowym pod moją redakcją Mała encyklopedia przekładoznawstwa, 2000. 11 CZĘŚĆ PIERWSZA Rozdział I O stylistyce 1. Uwagi ogólne Wśród licznych definicji stylu i badającej go dyscypliny, stylistyki, którą wiąże się zarówno z językoznawstwem jak i z refleksją nad dziełem literackim, w nowszych słownikach, encyklopediach czy podręcznikach znajdują się np. takie określenia. Styl to: „sposób ukształtowania tekstu w ramach tej samej zawartości komunikacyjnej w zależności od wyboru środków synonimicznych należących do danej odmiany językowej… podkreśla się zazwyczaj indywidualne, ekspresywno-impresywne i estetyczne czynniki wyboru. Ważną rolę w kształtowaniu konkretnej wypowiedzi odgrywają … czynniki ponadindywidualne i niezależne od zawartości komunikacyjnej…” (Encyklopedia Językoznawstwa Ogólnego 1999). Można znaleźć także nieco inną definicję stylu: „Sposób ukształtowania wypowiedzi, wynikający z użycia określonych środków językowych i form tekstowych dobieranych (świadomie lub nie) spośród różnych możliwości wyrazu. Dobór ten bywa nastawiony na odrzucenie utartych wzorców (s. indywidualny)…” (Słownik literatury staropolskiej t. 1. 1998). 15 Definicje te kładą nacisk na kształt wypowiedzi, zależny od decyzji autora dobierającego środki językowe oraz także od innych czynników wpływających na akt komunikacji. Wybór determinowany jest przez funkcję ekspresywno-impresywną oraz przez względy estetyczne i dokonuje się wśród elementów synonimicznych. Pierwsza definicja mówi też o tekście jako jednostce, w której bada się styl. Definicje te są już nowoczesne, wydaje się jednak, że mogłyby być jeszcze uzupełnione; problem ten powróci w dalszym ciągu rozważań. W nauce o języku miejsce stylistyki tak określił Tadeusz Milewski: „Mowa jest ... kunsztownym połączeniem powszechnie obowiązujących zasad porozumienia z twórczością jednostki mówiącej. Tym dwom czynnikom kształtującym mowę odpowiadają dwie nauki jej poświęcone: gramatyka i stylistyka; gramatyka jako nauka o elementach mowy mających znaczenie dzięki tradycji społecznej, i stylistyka jako nauka analizująca te wartości znaczeniowe, które wyraz zyskuje dzięki temu, że znajduje się w tym miejscu tekstu, gdzie umieścił go autor” (Milewski 1953: III). Na pytanie czy stylistyka jest dyscypliną językoznawstwa, odpowiedź brzmi twierdząco – tak odpowiadał m.in. Milewski. Dzisiaj stylistykę traktuje się jako dyscyplinę z pogranicza nauki o literaturze i językoznawstwa. Przedmiotem jej badania są bowiem zarówno tzw. style językowe, jak i style indywidualne: dzieł literackich, autorów, kierunków literackich czy całych epok. Zaś metodologia badań wiąże się z rozwojem językoznawstwa. Za Małą Encyklopedią Przekładoznawstwa (odtąd: MEP 2000; artykuł pt. „Stylistyka i tłumaczenie”), przypomnę jeszcze jedno określenie: „Przez termin «stylistyka» rozumie się opis zjawiska stylu, «styl» zaś definiowany jest najkrócej jako «sposób ukształtowania tekstu», pewien dobór środków językowych. Określana jako dyscyplina zajmująca się badaniem 16 stylu, stylistyka związana jest ściśle z innymi gałęziami językoznawstwa i z nauką o literaturze... Właśnie związek stylistyki z wieloma gałęziami współczesnego językoznawstwa spowodował krytyczne sądy o sensie wyodrębniania jej jako osobnej dziedziny badań i odsuwanie w cień pojęć stylu i stylistyki (por. Przewodnik po stylistyce polskiej 1995: 27). Nie można jednak nie uznać argumentów francuskiej lingwistki Anne-Marie PerrinNaffakh (1989: 8 i nast.), która na pytanie czy stylistyka jest potrzebna, odpowiada, że «językowy opis funkcjonowania tekstów literackich» (taka jest jej definicja stylu), czyli jeden z parametrów obserwacji nad tekstem, służy... «rozmontowywaniu mechanizmów, rozumieniu pęknięć, braków lub migotania tekstu w jego własnych granicach». Tak rozumiana stylistyka, którą określa się jako strukturalną, pozwala na szczegółowy opis «tego jak zrobiony jest tekst».” (MEP 2000: 220). W Polsce rolę stylu i stylistyki krótko ujmuje Stanisław Gajda: „Wydaje się, że stylistyka i jej kategorie mogą odegrać ważną rolę integrującą i pogłębiającą nasze poznanie” (Gajda 1995: 27). Takie też zadanie stylistyki, określone krótko jako „badanie środków, które budują sens tekstu” i pogłębiają naszą o nim wiedzę, spotyka się w wielu nowszych opracowaniach (por. np. Calas, Charbonneau 2000: 22). Nie jest to ujęcie jedyne, chociaż bardzo ważne, bo uzupełnia te tradycyjne koncepcje stylu, które traktowały go jedynie jako rezultat wyboru spośród możliwości ekspresji lub odchylenia od tzw. normy językowej. Uzupełnia je właśnie o podkreślenie współodpowiedzialności strony „formalnej” za stronę semantyczną, o podkreślenie roli stylu w współ-konstruowaniu tekstu. A sposób konstruowania wypowiedzi stanowi przedmiot zainteresowania badań zarówno nad językiem jak i nad tekstem; interesuje więc także w wysokim stopniu zarówno tłumacza jak i krytyka przekładu. 17 2. Dwie stylistyki, językowa i literacka? Mówiąc o stylistyce nie można nie wspomnieć, że rozróżnia się do dziś, za Charles’em Bally, dwa obszary jej zainteresowań. Stylistykę językoznawczą, która opisuje i systematyzuje style językowe, przeciwstawia się „nauce o indywidualnych formach ekspresji językowej”, a więc stylistyce nazywanej literacką. Terminy te wprowadził Ch. Bally, uczeń i kontynuator Ferdynanda de Saussure’a, autor pierwszych ważnych prac o stylistyce w XX-tym wieku (Bally, zwłaszcza 1909). Spotyka się je nadal w badaniach stylistycznych. Obszar zainteresowań tej pierwszej – ekspresywny potencjał istniejący w języku z jednej strony, i z drugiej tzw. style językowe – należy dziś do językoznawstwa. To poszczególne gałęzie lingwistyki, fonetyka, leksykologia, składnia, semantyka, gramatyka tekstu omawiają zestaw środków oferowany przez dany język oraz także zwracają uwagę na ich zabarwienie emocjonalne (np. zdrobnienia czy wykrzykniki) lub społeczne (poziomy języka). Takiego opisu faktów należących do „gramatyki stylistycznej języka polskiego” doczekała się polszczyzna XX-wieczna w książce Teresy Skubalanki (Skubalanka 2000). Zaś typologię „stylów funkcjonalnych” – uznawaną nadal za teren należący do stylistyki – znaleźć można w licznych pracach polskich (por. wspomniany Przewodnik po stylistyce polskiej pod redakcją S. Gajdy 1995). Na użytek popularny spotyka się również innego rodzaju klasyfikację stylów: Słownik poprawnej polszczyzny pod redakcją Witolda Doroszewskiego (Doroszewski 1996) wymienia m.in. styl lekki, prosty, gładki, górnolotny, kwiecisty, napuszony, lakoniczny, zwięzły, rozwlekły itd.; pojęcia te wydają się jednak dla naszych celów zbyt ogólnikowe. Bally zaproponował następującą definicję stylistyki: „Stylistyka bada fakty ekspresji językowej... z punktu widzenia ich treści afektywnej, tj. wyrażanie odczuć przez język oraz oddziaływanie faktów językowych na odczucia” (Bally 1909: 6) i jest to zadanie, które stoi przed stylistyką językową. 18 Zaś stylistykę literacką, najkrócej mówiąc, interesują właściwości stylu indywidualnego i jego rola w tekście. W ujęciu Tadeusza Milewskiego, stylistyka literacka zajmuje się twórczością indywidualną jednostki, która – jak w cytowanych na początku definicjach – dokonuje wyboru spośród synonimicznych faktów językowych. „Każdy element językowy: wyraz, forma wyrazu czy konstrukcja składniowa nabiera dzięki wyborowi dokonanemu przez osobę mówiącą i dzięki zestawieniu z innymi elementami języka nowej treści uczuciowej, a w mniejszym stopniu i pojęciowej, która związana jest z jego obecnością w tym właśnie tekście” (Milewski 1953: VI). W ujęciu tradycyjnym stylistyka literacka zajmuje się zatem twórczością indywidualną jednostki, która jest odpowiedzialna za dokonane wybory. Twórczość ta charakteryzuje mówiącego „i wpływa na psychikę słuchacza”. Stylistyka posługuje się metodami badań językoznawstwa, zajmuje się ekspresją indywidualną, analizuje wybór środków ekspresji z pomiędzy faktów danego języka, środki te współgrają z innymi obecnymi w tekście. Przypominam te opinie, oczywistą jednak jest rzeczą, że wymagają one uzupełnienia. Arcyciekawe badania nad tzw. stylami funkcjonalnymi, należące do stylistyki językowej nie będą jednak w tej książce przedmiotem obszerniejszych uwag. Koronnym zadaniem stylistyki literackiej pozostaje nadal refleksja nad stylem wybitnych twórców. A dziś szczególnie ważny – i zarazem oczywisty – okazuje się postulat Milewskiego, by traktować tekst jako całość (tj. by nie analizować tylko jego elementów składowych: wyrazów czy zdań). Także – by identyfikować jego typ. Nie jest to novum, bo wiemy, że retoryka antyczna rozróżniała trzy podstawowe typy wypowiedzi. Arystoteles mówił wszak o trzech gałęziach wymowy, doradczej, sądowej i popisowej. Jednak wskazanie na tekst, a nie tylko na jego językowe elementy składowe, tj. wyraz, grupę wyrazów, zdanie, czy tzw. artykulację dźwiękową, można już uznać za ważną zapowiedź tego, co przyniesie późny wiek XX-ty: 19 powiązania nowoczesnej stylistyki z innymi dyscyplinami językoznawczymi (zwłaszcza z gramatyką tekstu oraz z teorią dyskursu) i w konsekwencji oparcia refleksji nad stylem na rozróżnianiu gatunku tekstu oraz na jego aktywizacji jako dyskursu – pojęcia za czasów Milewskiego jeszcze nie rozpowszechnionego. Ale przecież wielokrotnie wskazuje on na potrzebę badania stylu w tekście w formie integralnej. Stylistyce tradycyjnej nie mogło być jeszcze znane rozróżnienie podstawowych dziś pojęć: tekstu jako artefaktu, bytu fizycznego złożonego ze zdań – oraz dyskursu, którego sensy realizują się w konkretnej sytuacji wypowiadania. Takie rozumienie stylu spotykamy już np. u Erika Entkvista, wg którego „styl jest związany z częstotliwością jednostek językowych występujących w danym kontekście”, pozostaje zatem w związku z „treścią” w najszerszym sensie i uwzględnia kontekst zarówno tekstowy jak i sytuacyjny (Entkvist 1964: 29). Trzeba jednak zauważyć, na co m.in. zwraca uwagę Halina Grzmil-Tylutki (Grzmil-Tylutki 2007), że odróżnienie tekstu od dyskursu funkcjonuje przede wszystkim w myśli francuskiej, podczas gdy tradycja anglosaska, a za nią często i polska, łączy chyba na ogół obydwa sensy, tekstu-produktu i dyskursuzanurzonego w sytuacji wypowiadania, pod jedną, wymienną etykietką tekstu. W stylistyce to novum zapowiadał już strukturalizm, rozwinęła je pragmatyka. Warto zatem czekać na efekty dalszych badań nad stylem, związanych z rozwojem psycholingwistyki czy kierunków postmodernistycznych; być może dostrzegą one także inne, nowe aspekty stylu. Na razie wróćmy jeszcze do rozróżnienia dwu stylistyk: językowej i literackiej. Przypomnę zarzuty stawiane przez Milewskiego niemieckiej szkole stylistyki literackiej, reprezentowanej przez Karla Vosslera i Leo Spitzera. Stwierdza on, że dla nich „Celem badań nie był tekst, lecz psychika autora” oraz że tekst miał stanowić jedynie „dokument pozwalający na odtworzenie życia wewnętrznego pisarza” (Milewski 1973: 312). Przypomnę też: 20 „Stylistyka literacka w wydaniu neoidealistycznej szkoły Karla Vosslera i Leo Spitzera (w Polsce uprawiana przed drugą wojną światową m.in. przez Wiktora Weintrauba i Zygmunta Łempickiego) traktowała styl jako indywidualny sposób użycia środków językowych przez wielkich pisarzy, którzy wpływali na rozwój danego języka. W swoich badaniach stylistycznych, Leo Spitzer proponował najpierw «intuicyjny ogląd» i następnie, poprzez wielokrotną lekturę tekstu i drobiazgową analizę wybranych faktów stylistycznych, ukazywał to, co w tekście istotne i charakterystyczne, tj. co charakteryzuje język i świadomość danego pisarza jako wybitnej jednostki, zarazem co stanowi o odrębności dzieła literackiego i ukazuje wkład twórcy w rozwój języka i stylu narodowego” (MEP 2000: 221). Stylistyka ta była ostro krytykowana za psychologizm i jednostronność, choć, jak to ujmie Milewski „studia szkoły Vosslera opierając się o psychologię obracają się w kręgu zainteresowań historii literatury. Pozwalają one lepiej zrozumieć twórczość poszczególnych pisarzy i jako takie mają swe znaczenie” (Milewski 1973: 10). Nieco inny zarzut postawiony został również Bally’emu, mianowicie, że „przedmiotem jego zainteresowań nie był tekst, lecz system środków wyrażania uczuć... Wielką zasługą Karola Bally było wykazanie, że wartość uczuciowa wyrazów w bardzo szerokim zakresie związana jest z grupą społeczną, w której są one używane. Był on więc raczej językoznawcą badającym uczuciową stronę stylu, aniżeli stylistą. Natomiast właściwą stylistykę uprawiał Jan Marouzeau, który idąc śladami starożytnych określał styl jako wybór dokonany przez jednostkę między istniejącymi formami języka” (ibid.: 312). 21 Stylistyka wg propozycji Marouzeau miała jednak badać „formę językową utworów literackich w granicach, w jakich spełnia ona funkcję samodzielnego środka ekspresji artystycznej” (Milewski ibid.: 13-16), wyraźnie więc przechyliła się ku stylistyce literackiej. W opozycji do stylistyki zainteresowanej świadomością twórcy (tj. „szkoły neoidealistów niemieckich” K. Vosslera i L. Spitzera) istniały w ciągu XX inne kierunki badań nad tekstem literackim, zwłaszcza wspomniana już stylistyka „strukturalna”, którą rozwijali uczniowie Bally’ego, rosyjscy formaliści czy szkoła praska. W Polsce rozwój stylistyki omawia m.in. Stanisław Gajda, przypominając, w XX wieku, wielu zasłużonych pionierów. Po drugiej wojnie światowej wskazuje zwłaszcza na zainteresowanie tzw. stylistyką funkcjonalną (termin przejęty od szkoły praskiej) z jednej strony oraz studiami nad stylem indywidualnym z drugiej strony. Zwraca uwagę na ewolucję stylistyki językowej. Podkreśla fakt, że badania nad stylem literackim pozostają w bliskim związku z rozwojem językoznawstwa, chociaż mają własny, określony przedmiot zainteresowania, tj. styl tekstu literackiego związanego z miejscem w kulturze. 3. Dwie stylistyki: funkcjonalna i pragmatyczna? W badaniach nad stylem tekstów literackich dokonało się więc ważne przejście od opisu poszczególnych środków wyrazu do analizowania ich roli w całości, jaką stanowi tekst a raczej dyskurs. Dominuje dziś postulat, znany m.in. z hermeneutycznego podejścia proponowanego już przez Leo Spitzera, aby od uznanych za istotne faktów językowych przejść, w trakcie analizy stylistycznej, do zweryfikowanego uogólnienia. Takie całościowe badanie struktury tekstu, nie zaś poszczególnych faktów 22 językowych, uzupełniono następnie o podejście pragmatyczne i o traktowanie tekstu w jego powiązaniach dyskursywnych. W podręcznikach, a więc opracowaniach o nastawieniu dydaktycznym, znajdujemy nadal np. takie definicje: „Stylistyka przede wszystkim opisuje poszczególne środki językowe ze względu na ich wartość stylistyczną, a tym samym przydatność w konstruowaniu tekstów podporządkowanych różnym celom i rozmaitym sytuacjom komunikacyjnym. Zajmuje się również opisem warunków harmonijnego zestrojenia środków należących do różnych poziomów i różnych odmian języka. Ponadto stawia sobie za cel rejestrację i charakterystykę stylów funkcjonalnych” (Wiedza... 2004: 65). Wspominając o „harmonijnym zestrojeniu środków”, autorzy takiej definicji słusznie proponują podejście nastawione na badanie roli środków stylistycznych. W zdaniu pierwszym jednak mówią o wartości stylistycznej, jaką fakty językowe mogą mieć w języku; mogą mianowicie być ekspresywne (np. wspomniane już zdrobnienia) lub, jak mówił Charles Bally, mogą ewokować, tj. konotować środowiska społeczne (np. polskie zdanie „Dej mi pani tego pomarańcza” należy do poziomu języka substandardowego, konotuje zatem m.in. niski poziom wykształcenia mówiącego). Opis stylów funkcjonalnych mieści się jednak w obszarze zainteresowań opisu języka, a nie badań nad stylem tekstów literackich. Stylistyka, której zadania pragnę tutaj przypomnieć, nie koncentruje się zatem na opisie poszczególnych środków ekspresji. Ma natomiast podejście całościowe, tj. interesuje się analizą tych faktów językowych – „zestrojeniem środków” użytych w tekście – które są w nim istotne, ponieważ współtworzą jego sensy: środki stylistyczne stanowią integralne właściwości danego tekstu. Wiele lat temu hiszpański specjalista, Dámaso Alonso, podkreślał jeszcze inny aspekt stylu: „Stylem jest właśnie to, co indywidualizuje poszczególny sposób mówienia. To, co w jakiejś mowie nie da się zredukować do mowy wspólnej, to, co wyznacza ostateczną 23 różnicę osobowości – oto przedmiot stylistyki” (Dámaso Alonso, cyt. za: Współczesna teoria..., t. I. 1976: 117). Warto przypomnieć, że stylistyka tradycyjna, podejmując opis formy i użytych w tekście poszczególnych faktów językowych, proponowała jako kryterium oceny dwa hasła: wybór z pośród wielu możliwości dostarczanych przez kod językowy, lub odchylenie od normy językowej – problematycznej bo opartej na intuicji. Do haseł: wybór z pośród zasobów języka oraz odchylenie od normy, dodano później hasło elaboratio, szczególne opracowanie językowe całości tekstu. Są to trzy podejścia w istocie podobne, bo łączy je postulat traktowania stylu jako rezultatu decyzji autora co do sposobu użycia danych faktów językowych. Różni je jednak perspektywa: wybór i szczególne opracowanie zwracają uwagę na funkcje ekspresywną i impresywną, a więc na świadomą działalność autora i chęć oddziałania na odbiorcę, podczas gdy odchylenie od normy ukazuje zwłaszcza aspekt społeczny danego stylu w relacji do poziomów danego języka. Dziś pojęcia te nie zostały odrzucone, we współczesnych słownikach zostały jednak uzupełnione – o czym świadczą m.in. następujące definicje: „Styl – właściwość tekstu kultury lub grupy tekstów, wyrażająca się poprzez szczególny dobór środków – stosowanie jednych, eliminację innych, częstsze lub rzadsze użycie niektórych z nich – co jest uwarunkowane celami, jakie ma spełniać tekst, a także postawą estetyczną lub światopoglądową, jaka ujawnia” (Słownik pojęć... 2002). 4. Tekst i dyskurs Stylistyce tradycyjnej zarzuca się, przypomnę, zbyt wąskie podejście do stylu, który nadal bywa rozumiany jako 24 „przeobrażanie jednostek systemu językowego w jednostki tekstowe dokonujące się zgodnie z określonymi dyrektywami wyboru stylistycznego. Zakres użytych środków ograniczony jest ramami systemu językowego... Problem kompozycji i organizacji tekstu nie należą w takim ujęciu do stylistyki” (Wyderka 1995: 54). Ale dziś nie wystarcza już jak wiadomo postulat badania budowy tekstu na poziomie mikro-językowym. Lektura tekstu prowadzi do odkrywania sensów zawartych w jego całości i realizujących się w dyskursie. Wobec tego to szeroko pojęty sens decyduje o specyfice danego tekstu, przy czym ów „sens” jest współtworzony przez integralnie z nim związane środki stylistyczne, których nie można izolować. W Polsce na rolę tekstu, i także jego typu, zwracała już uwagę Maria Renata Mayenowa. Podkreślała też, iż tekst funkcjonuje w sytuacji komunikacyjnej. Tekst to „pewna całość informująca, przedmiot o charakterze znakowym zorganizowany w pewien sposób, mający swój początek i koniec i przekazujący informację skończoną z punktu widzenia jego nadawcy” (Mayenowa 1974: 253). Rolę tekstu dostrzegano w językoznawstwie co najmniej od lat 70-tych XX-go wieku. Podkreśla się jego istotne właściwości, m.in. fakt że tekst stanowi ramę, wewnątrz której zdania tracą wieloznaczność, że zatem zawiera on inne presupozycje i implikacje niż stanowiące go zdania, czy że ma on inne możliwości parafrazowania niż zdanie. Brzemiennym w skutki dla stylistyki było jednak chyba dopiero określenie „dyskursu” i następnie rozwój badań na nim. Rozróżniono mianowicie dwa pojęcia: tekstu rozumianego jako wytwór oraz dyskursu jako „wydarzenia komunikacyjnego”, tj. wypowiedzi osadzonej w konkretnej sytuacji wypowiadania. Obok elementów spójnościowych, wewnątrztekstowych, na całość dyskursu składają się wspomniane przez Mayenową uwarunkowania komunikacyjne, usytuowanie każdej wypowiedzi w konkretnej sytuacji historycznej, literackiej, społecznej, ideologicznej itd. 25 Emile Benveniste określał dyskurs jako „wypowiedź nadawcy skierowaną do odbiorcy z zamiarem oddziaływania na niego”. Wypowiedź taka ma miejsce w danej sytuacji językowej i kulturowej w szerokim znaczeniu (czyli w énonciation, w „sytuacji wypowiadania”). W przeciwieństwie do zdania, które jest dla Benveniste’a najwyższą jednostką języka, dyskurs należy do płaszczyzny parole. Badanie dyskursu polega wg niego na opisywaniu „wskaźników subiektywności”, czyli formalnych śladów obecności nadawcy w wypowiedzi, przede wszystkim modalności, sposobu użycia zaimków czy czasów – ale przecież nie tylko; ślady mówiącego mogą występować na wszystkich poziomach języka. Badania nad dyskursem rozwinęły się następnie w kilku kierunkach. Warto sobie uświadomić, że stylistykę interesują dzisiaj wszelkie propozycje badań nad dyskursem. Każdy tekst stanowi bowiem akt językowy służący komunikacji międzyludzkiej, a to znaczy, że nie tylko informuje o czymś – co interesuje m.in. badania komunikacyjne, ale także angażuje wszystkich partnerów komunikacji, a więc uruchamia całą gamę elementów określanych jako illokucja i perlokucja, także fundujących treść w szerokim sensie tego słowa – dopuszczając oczywiście różnice w interpretacji zależne od sytuacji i nadawcy i odbiorcy – taki jest punkt widzenia językoznawczej pragmatyki. Polscy badacze podkreślają więc dziś, że znaczenie stylistyczne nie jest elementem struktury semantycznej jednostki, lecz zależy od kontekstu. Stylistyka rozszerza zatem swoje zainteresowanie także na środki poza systemowe. Traktuje styl „jako humanistyczną strukturę tekstu, rozumianą jako jedność językowych, pozajęzykowych i parajęzykowych elementów tworzących tekst oraz funkcji... Elementy konstytuujące styl widziane są tu przez pryzmat poziomu tekstowego... Uwzględnia się też pozajęzykowe aspekty stylu (społeczne, psychiczne, pragmatyczne, estetyczne itp.)” (Wyderka 1995: 55). W ten sposób podkreślony jest fakt, że nie tylko instrumentarium badań nad stylem, ale także metody i pytania 26 badawcze stylistyki ulegają dziś zmianom i otwierają przed badaczami szerokie perspektywy. 5. Ile więc jest stylistyk? Czy ma sens mówienie nadal o dwu stylistykach, językoznawczej i literackiej? Przypominam: Stylistyka lingwistyczna bada możliwości ekspresywne języka. Jej zadaniem jest dostarczenie naukowego opisu, typologicznego i historycznego, stylów funkcjonalnych. Ma ona, jak to sformułował Tadeusz Milewski, badać „normy semantyczne języka tj. konieczności ponadindywidualne” Natomiast stylistyka literacka bada teksty literackie, styl indywidualny, dzieła, pisarza, epoki. Propozycja hermeneutycznego podejścia do środków stylistycznych oznacza analizę zauważonych w trakcie lektury faktów i zweryfikowane uogólnienie ich roli, czy raczej wielorakich ról; taki też punkt widzenia staram się przyjąć w proponowanych analizach. A oto inne spojrzenie, które niweluje rozróżnienie dwóch stylistyk wprowadzone przez Bally’ego: Styl artystyczny (odtąd: s.a.) to „zespół norm i środków językowych charakteryzujących ukształtowanie wypowiedzi w dziełach literackich i odróżniających te dzieła od innych typów wypowiedzi. Z lingwistycznego punktu widzenia s.a. traktowany jest jako jeden ze stylów funkcjonalnych występujących w obrębie języka literackiego. Jednak w odróżnieniu np. od stylu naukowego czy urzędowo-kancelaryjnego mogą być przezeń wykorzystywane do swoistych celów estetycznych (funkcja estetyczna wypowiedzi) środki wykształcone w różnych odmianach stylowych, terytorialnych i historycznych określonego języka narodowego. S.a. jest 27 zjawiskiem historycznie zmiennym, jego właściwości i rozwój pozostają w związku z ogólnym stanem języka narodowego, ale jednocześnie sam wpływa kształtująco na możliwości i kierunki przemian języka literackiego...” (Tekst – Styl – poetyka. Zbiór studiów, red. T. Dobrzyńska, 2004). Dziś na pytanie ile jest stylistyk odpowiada się chyba inaczej. Istnieje stylistyka funkcjonalna (można ją nazwać semantyczną) oraz stylistyka pragmatyczna. Stanisław Gajda (2001) mówi jeszcze o rozwijającej się stylistyce kognitywnej. Można także mówić o współistnieniu szeregu tendencji, których wizje się uzupełniają. – Stylistyka „semantyczna” zajmuje się językowymi środkami wyrazu w tekście. – Stylistyka „pragmatyczna” także bada ekspresję językową, sytuuje ją jednak w szeroko rozumianym kontekście, językowym zarówno jak i nie-językowym. Chodzi tu o czynniki określające tekst, jego typ oraz gatunek oraz inne determinujące tekst uwarunkowania: m.in. o wiedzę, poglądy czy talent autora, także oczekiwania autora od odbiorcy (Verdonk 2002: 4). Taki podział wydaje się dziś ważny. Zwróćmy uwagę na fakt, że przebiega on wpoprzek podziału poprzedniego. Uwzględnia także więcej parametrów, z których najważniejszym jest orientacja na tekst i traktowanie go jako dyskursu tworzonego w kontekście. Badacza stylu, powtarzam, interesuje dziś już nie tylko praktyka językowa: z czego zbudowane są poszczególne zdania – lecz tekst jako całość, w perspektywie historycznej i socjokulturowej, jako przedmiot estetyczny, w którym forma współtworzy sens i oba te aspekty tekstu uznaje się za równie ważne. Warto przy tym podkreślić stanowisko Umberta Eco, stwierdzającego, że o sensie dzieła literackiego decyduje zawarta w nim intentio operis, hard core danego tekstu, i intencji tej nie może całkowicie zanegować żadna subiektywna lektura zależna od sytuacji, w której dokonuje się lektura i interpretacja. Zwrócę uwagę na dwie, z pośród bardzo wielu, nowsze propozycje analizy stylistycznej, najpierw, krótko, francu28 skich badaczy Frédérica Calas i Rity Charbonneau z r. 2000, następnie zatrzymam się przy stylistyce angielskiego autora Petera Verdonka, Stylistics, z r. 2002. 6. Jedna ze stylistyk francuskich F. Calas i R. Charbonneau podkreślają, że badanie chwytów językowych w służbie interpretacji literackiej prowadzi do odczytania wizji świata pisarza, sposobu w jaki buduje on i przekazuje czytelnikowi własne universum. Przypominając, iż środki językowe pełnią w tekście określone funkcje i służą tworzeniu sensu, autorzy stwierdzają, że analiza formy (wyboru wyrazów, zdań oraz jednostek większych od zdania, także figur) pozwala najpierw na postawienie hipotezy interpretacyjnej dotyczącej całości. Podkreślają, że tekst jest „tkaniną” utkaną z wielu elementów, których rola ujawnia się stopniowo. Analiza środków stylistycznych pozwala więc (jak u Spitzera) najpierw na uchwycenie tego co uznaje się za istotne, następnie na weryfikację sądów poprzez ukazanie efektów użytych chwytów, zwłaszcza dominanty stylowej, która gwarantuje spójność i charakteryzuje dzieło literackie (Calas, Charbonneau 2000: 3). Następnym istotnym krokiem, po postawieniu hipotezy dotyczącej stylu, jest badanie rodzaju tekstu, jego właściwości archetypowych, każdy rodzaj tekstu zakłada bowiem pewien horyzont oczekiwania, czyli określa reguły kierujące jego rozumieniem (choć nadawca często prowadzi grę z odbiorcą, utrudnia mu odczytanie sensów, stosując np. ironię). Na tak przygotowanym gruncie padają następnie pytania o kompozycję utworu, o parametry właściwe rodzajowi w zależności od wybranego tematu (np. melanż narracji i opisu, dialog-modlitwa), o temat (topos), i wreszcie o realizację stylistyczną (np. użycie zwrotów fatycznych, ton, rejestr, figury). Z proponowanych drobiazgowych analiz warto np. przypo29 mnieć uwagi autorów Méthodes du commentaire stylistique o paratekście, np. o roli tytułu w tekście, autorzy rozróżniają mianowicie tytuły tematyczne (np. Pani Bovary), rematyczne (Petits poèmes en prose), lub mieszane. Podkreślić trzeba, że uwagi francuskich autorów odnoszące się do tekstów literackich mają oczywiste zastosowanie do tekstów przełożonych: tłumacz nie może nie uwzględniać „horyzontu oczekiwania” odbiorców w języku, na który tłumaczy, zmienionych warunków kulturowych, w tym tradycji literackiej, łatwo lub z trudem akceptującej „nowinki”. 7. Jedna ze stylistyk angielskich Druga z wspomnianych książek, opracowana przez Petera Verdonka Stylistics, to próba syntezy, której kolejne rozdziały omawiają m.in. pojęcie stylu, styl w literaturze, relacje między tekstem a dyskursem, problemy znaczenia. Verdonk, jak autorzy wspomnianej stylistyki francuskiej, jest zwolennikiem stylistyki pragmatycznej. Przypomina, że przedmiotem zainteresowania stylistyki jest ekspresja językowa, która funkcjonuje w określonym kontekście językowym, w relacji między faktami językowymi z wszystkich poziomów: układem typograficznym, dźwiękami, wyrazami, budową zdania. Tekst odczytywany jest w kontekście rozumianym szeroko: w kontekście paradygmatycznym, jako rezultat wyboru z pośród względnie synonimicznych środków wyrazu oraz również w kontekście szerszym, nie tylko językowym. Chodzi tu więc również o czynniki określające tekst, jego typ oraz gatunek oraz także o inne determinujące tekst uwarunkowania pragmatyczne, w tym wiedza, poglądy czy talent autora, jego oczekiwania od tzw. modelowego czytelnika itd. (Verdonk 2002: 4). Każde z omawianych w poszczególnych rozdziałach zagadnień ilustruje Verdonk przykładem. Stwierdza np., że 30 tytuł prasowy zależy od typu gazety, jej celów handlowych, rodzaju czytelników. Apeluje do wiedzy i wyobrażeń czytelnika, do jego sceptycyzmu co do istnienia życia na Marsie (omawiany przykład brzmi: Life on Mars – war of the words) oraz do jego przyzwyczajeń językowych. Podkreśla, że wybór środków ekspresji które składają się na styl danego tekstu jest zawsze motywowany i zależy od sytuacji (kontekstu) w jaką są uwikłani i autor i odbiorca, pisarze podporządkowują na ogół styl społecznej funkcji tekstu i formalnym konwencjom gatunku. W innym przykładzie, w blurb (reklama na skrzydełku książki), tekście z natury krótkim, przeważa funkcja informacyjna oraz perswazyjna (zachęta do kupna) – stąd słownictwo obrazowe i emocjonalne (np. exceptional intelligence, unexpected violence). Perswazję wzmacnia struktura retoryczna, m.in. brak konektorów przekazujących relacje logiczne (występuje jednak łącznik «and» wzmacniający efekt, np. terror and laughter czy compassion and recognition). W konkluzji 1.go rozdziału, o pojęciu stylu, Verdonk przypomina o związku między intencją i interpretacją – do problemu tego powrócę w dalszym ciągu tych rozważań. Przypomnę jeszcze, że w kolejnych rozdziałach Verdonk zwraca uwagę na szereg innych aspektów badań nad stylem tekstów literackich. Do ważniejszych stwierdzeń należy podkreślenie ich zanurzenia w sytuacji kulturowej, co oznacza np. konieczność rozpoznania gatunku tekstu i prowadzi do pewnych oczekiwań co do faktury tekstu. W tekście literackim, dodatkowo, nastawieni jesteśmy na jego wieloznaczność, na zagęszczenie pewnych chwytów, może na łamanie niektórych reguł gramatyki, także na intertekstualność – choć wiemy, że nie ma regularnej odpowiedniości między typem tekstu i stylem. W tekście poetyckim nie ma na ogół referencji do rzeczywistego świata, świat jest przedstawiany poprzez szczególny, niekonwencjonalny sposób użycia języka, który prowokuje czytelnika do zbudowania sobie świata wyobrażonego. Ta potencjalność świata wyobrażanego jest wg Verdonka główną funkcją tekstu poetyckiego, która pozwala zadowolić potrzeby intelektualne oraz emocjonalne czytelnika, ew. uciec od realiów, odnaleźć porządek we własnych stanach uczuciowych 31 itd. Podkreśla on bowiem, że poezja nie „socjalizuje”, nie służy zwykłej praktyce i komunikacji językowej, lecz indywidualizuje; zachęca do odczytania sensu, który nie jest podany explicite. Tekst określa Verdonk jako znaczącą całość, produkt, podlegający obserwacji. Sens tekstu jest rozpoznawalny dzięki kontekstowi: Slow czy Exit jako teksty mają określone znaczenia w danym otoczeniu, jako znaki drogowe – w innym natomiast nie są tekstami i mogą mieć sens niejasny. Dyskurs zaś określony jest jako akt komunikacyjny, a więc proces, który spowodował wytworzenie tekstu (Verdonk 2002: 18). Interpretacja sensu tekstu opiera się więc zarówno na sygnałach wewnątrz tekstowych, językowych jak i na sygnałach spoza tekstu, wynikających z danej sytuacji komunikacyjnej (pragmatycznej). Sens jest zawsze przedmiotem negocjacji między pisarzem/autorem i słuchaczem/odbiorcą. A więc odczytanie dyskursu opiera się na studium semantycznym, tj. na analizie języka tekstu oraz na studium pragmatycznym, czyli odczytaniu sygnałów uzupełniających, zawartych w szeroko rozumianym kontekście. Kontekst obejmuje typ i gatunek tekstu, jego zawartość, cel i funkcję, otoczenie przestrzenno-czasowe, sytuację społeczną i kulturową tekstu, wiedzę, stan emocjonalny i przekonania nadawcy i odbiorcy, relacje między nimi dwoma, relacje z innymi tekstami. W tekście literackim kontekst ma jednak charakter szczególny, uczestnicy aktu komunikacji nie spotykają się naogół twarzą w twarz, dyskurs literacki przedstawia świat, który można interpretować wielorako. Verdonk zastrzega się jednak, że tekst literacki może także opisywać świat rzeczywisty, opis taki nadaje mu jednak sens indywidualny i zarazem zmusza do szukania uogólnienia. Omawiam problematykę o charakterze bardziej ogólnym przedstawioną w książce Verdonka; warto wiedzieć, że książka ta zawiera także interesujące analizy szczegółowe. Najważniejsze stwierdzenia – przypomnę – odnoszą się do podstawowych dziś pojęć, niezbędnych dla analizy stylistycznej. Tekst rozumiany jest jako artefakt, jako byt fizyczny, złożony ze zdań. Dyskurs natomiast wiąże tekst z kontekstem. Można go określić jako akt komunikacji zwerbalizowany w da32 nej sytuacji wypowiadania, a więc jako tekst, którego sensy realizują się w konkretnej sytuacji, w oparciu o kontekst. W Polsce pojęcia rodzaju i gatunku funkcjonują od dawna w badaniach literackich. Tak oto np. określony jest styl w Słowniku terminów literackich redagowanym przez Janusza Sławińskiego (Słownik terminów literackich 1988): „Styl dzieła literackiego wyznaczany jest przez założenia stylu autora, ale jednocześnie kształtuje się pod ciśnieniem możliwości danego języka narodowego, panujących w danym okresie konwencji stylistycznych i literackich, uwarunkowań związanych z wyborem tematu oraz norm właściwych realizowanemu przez pisarza rodzajowi i gatunkowi literackiemu”. 8. Interpretacja stylistyczna tekstu Analiza środków ekspresji jest więc jednym z zabiegów umożliwiających lekturę i zrozumienie tekstu zanurzonego w danej sytuacji komunikacyjnej. Wśród czynników, które wpływają na interpretację tekstu, Umberto Eco wylicza trzy sposoby podejścia do jego treści, które nazywa „intencjami”; są to intentio operis, intentio auctoris i intentio lectoris. Warto jego poglądom przyjrzeć się nieco bliżej. Trzeba najpierw przypomnieć ich rozwój. Umberto Eco podkreślał we wcześniejszych książkach rolę czytelnika w odbiorze, tj. w wytwarzaniu sensu i sposobie jego interpretacji. Następnie jednak zaprotestował przeciw semiosis illimitata, niekontrolowanej, subiektywnej, często bardzo daleko idącej interpretacji tekstu, czyli jego nadinterpretacji; o taką nadinterpretację oskarża on postmodernizm. Dla uzasadnienia swojego stanowiska posługuje się wspomnianym pojęciami trzech intencji. 33 Intencja dzieła, różna od pozostałych dwóch intencji, związana jest z pojęciem lektora „modelowego”, który powinien odczytać poprawnie sens dzieła. Poprawne odczytanie umożliwia spójność semantyczna tekstu, potwierdzanie przez kolejny fragment, iż odczytane sensy układają się w znaczącą całość. „Rozpoznać intentio operis znaczy rozpoznać strategię semiotyczną”, którą da się zidentyfi kować w oparciu o konwencje stylistyczne – pisze U. Eco (2002: 78). Na przykład wyrażenie „Był raz sobie...” pozwala rozpoznać początek bajki. Intencja dzieła opiera się na spójności, na izotopii, którą Algirdas Julien Greimas definiuje jako „zespół redundantny kategorii semantycznych zapewniających jednolitą lekturę tekstu” (Greimas 1970, za Eco 2002: 76). Powtarzanie, w różnej szacie językowej, wspomnianych „kategorii semiotycznych” (elementów sensu) buduje bowiem spójność tekstu, a więc ułatwia lekturę intencji tekstu. Na sens ten wpływa, jak już wiadomo, sytuacja, w której dzieło literackie powstało. Inaczej mówiąc, sens tekstu zależy w dużej mierze od kontekstu, od warunków w jakich działa autor. Dlatego odbiorca – który znajduje się w innej sytuacji wypowiadania i często zanurzony jest w innej tradycji literackiej – powinien tę pierwotną sytuację spróbować sobie odtworzyć i zrozumieć. Intencję dzieła określa U. Eco jako strategię, której zrozumienie opiera się właśnie na analizie środków stylistycznych. Jest to szczególnie ważne dla procesu tłumaczenia. Mimo zmieniających się warunków odbioru, tłumacz nie może zmienić tego, co stanowi o istocie dzieła, czyli właśnie jego „intencji”. Mówiąc zaś o wierności w tłumaczeniu, Eco odnosi się do niej krytycznie, bo tłumaczenie jest formą interpretacji i ma przekazywać nie tyle intencję autora, ile intencję dzieła, „to co tekst «mówi» lub sugeruje, w odniesieniu do języka w jakim jest wyrażony i do kontekstu kulturowego w jakim powstał” (Eco 2003: 16). Za najtrudniejszą do odczytania przez czytelnika i tłumacza uznaje U. Eco intencję autora. Ale dziś kategoria podmiotu wypowiadającego wróciła do łask. Jej rolę podkreślali już uznani 34 za przedstawicieli „niemieckiej szkoły neoidealistycznej” Leo Spitzer i Karl Vossler. Na znaczenie podmiotu-nadawcy zwraca uwagę np. Stanisław Gajda, określając styl jako „konstrukcję poznawczo-pragmatyczno-językową zrelatywizowaną do szeroko rozumianego kontekstu poprzez swego twórcę: (Gajda 1996: 251). „Intencja autora”, niełatwa często do odcyfrowania, nie może więc być całkowicie pominięta, gdy pada pytanie o motywację wyboru danych środków ekspresji, ściślej, gdy próbuje się odcyfrować cel, któremu dany wybór ma służyć. 9. Dokąd więc zmierzają badania nad stylem? Przywołam raz jeszcze wypowiedź Stanisławy Gajdy, redaktora ukazującego się w Opolu międzynarodowego czasopisma „Stylistyka”. Omawiając w r. 2001 „sytuację poznawczą w stylistyce” wskazuje on mianowicie na współistnienie wielu koncepcji „układających się w dość bezładny archipelag” oraz na dominującą w rozwoju „orientację komunikacyjno-tekstową” (Gajda 2001: 15). Stwierdza, że „pogłębił się i poszerzył «wolny rynek» koncepcji”, że mówi się o kryzysie stylistyki”. Czy jednak, pyta, jesteśmy skazani „na refleksję teoretyczno-metodologiczną cechującą się lokalnością, labilnością i anarchicznym pluralizmem? Czy można zadowolić się oprócz tego uprawianiem małych poletek według sprawdzonych wzorów metodologicznych lub postmodernistyczną minoderią retoryczną? Sądzę, że nie” (ibid.: 16) odpowiada i przypomina „dwa wielkie paradygmaty” w stylistyce XX-wiecznej: strukturalizm i komunikacjonizm. Przypomina też o istnieniu w XX w. znanych już czterech orientacji: niemieckiej szkole neoidealistycznej, której zasługą jest propozycja interpretacji zapewniającej wgląd w całość przesłania; 35 szkoły francuskiej, wg której „styl to zasada wyboru i organizacji środków stylowych w tekście”; formalizmu rosyjskiego, który wpłynął na sposób widzenia stylistyki w literaturoznawstwie; i szkoły praskiej, dla której przedmiotem stylistyki jest „całe universum tekstowo-językowe” (ibid.: 17). Dziś, jego zdaniem, można mówić zwłaszcza o trzech orientacjach, o stylistyce funkcjonalnej, pragmatycznej oraz kognitywnej, które łączy podejście komunikacyjne i zainteresowanie zarówno stylem jak i teorią badań stylistycznych. Pojęcie stylu stało się mianowicie, jak przypomina, zasadą integrującą elementy formalne, treściowe i kontekstowe. „Dla teorii stylu ważne było przesunięcie na tekst i wypracowanie wielu pojęć operacyjnych dotyczących jego budowy, powrót podmiotu mówiącego (homo loquens) oraz zwrócenie uwagi na uwarunkowania kontekstowe” (ibid.: 20). 10. Uwagi końcowe Ponieważ problematyka stylistyki przypomniana została tutaj jako wprowadzenie do refleksji nad procesem tłumaczenia i nad przekładami, podkreślę jeszcze, że w badaniu nad przekładami chciałabym uwzględniać zarówno, co jest oczywiste, budowę tekstu na poziomach interesujących językoznawstwo, jak i wszystkie trzy „intencje”, o których mówił Umberto Eco, z naciskiem zwłaszcza na „intencję dzieła”. W grę wchodzi więc nie tylko optyka podmiotu mówiącego tj. nadawcy („intencja autora”) i jej uwarunkowania, i także determinowana kontekstowo i kulturowo „intencja odbiorcy”, ale właśnie, mówiąc w sposób uproszczony, nie podlegająca w zasadzie zmianom „zawartość” wypowiedzi, skonstruowany świat. Świat, który indywidualna lektura może odczytać częściowo, w sposób 36 niepełny, nawet wykrzywiony, ale którego istnienie i sens nie mogą być zanegowane. Dlatego przedstawione w tej książce uwagi nad przekładami wybranych tekstów angielskich opierają się na badaniu stylu pojętego w szerokim sensie jako, powtarzam, „zestrojenia środków” użytych w tekście. Krytyka przekładów jest po prostu nie do pomyślenia bez analizy środków stylistycznych. To one przecież współtworzą sensy tekstów, zarówno oryginału jak i przekładów. To ich wybór ujawnia projekt realizowany przez tłumacza. To ich kształt współdecyduje o jakości przekładu, o jego zbliżaniu się – lub nie – do „dzieła”, o którym mówi A. Berman. Przeprowadzone badania będą jednak miały charakter wybiórczy. Ograniczą się do analizy i ukazania roli tych środków stylistycznych, które zwracają uwagę i które wydają mi się istotne. W przekładach zastosowana musi być krytyka negatywna, muszą być ukazane najważniejsze „deformacje”, bo one właśnie w sposób wyraźny wskażą na strategię przyjętą przez tłumacza. A dopiero potem podjęta może być krytyka pozytywna, która ujawni projekty tłumaczy i sposoby pokonywania przez nich oporu języka, także ukazywania przez nich „Innego”, inność kulturową, którą emanuje tłumaczony tekst oryginalny. 37 Rozdział II O tłumaczeniu 1. Uwagi ogólne Czy stylistyka jest tłumaczom na pewno potrzebna? Wiadomo, że ma ona z założenia charakter porównawczy. W obrębie tego samego języka, czyli w tzw. tłumaczeniu wewnątrzjęzykowym (termin Romana Jakobsona), porównuje się fakty należące do różnych jego poziomów. W tłumaczeniu międzyjęzykowym stylistyka kontrastywna, tak jak ją rozumieli Jean Vinay i Jean Darbelnet, analizując wyrażenia angielskie i francuskie w Kanadzie (1967), służy porównywaniu jakości i wartości poszczególnych faktów w dwu językach, ukazując różnice w ich semantyce, zabarwieniu emocjonalnym, konotacjach... Ale czy trzeba przypominać, że badania kontrastywne nie zawsze są w pełni przydatne dla tłumaczy? Bo nie wystarczy dostrzec, że nie ma ekwiwalencji między poszczególnymi wyrażeniami w dwu językach. Niezbędna jest natomiast refleksja nad ich rolą w dwu porównywanych tekstach, która może rzucić na nie światło i pozwolić je lepiej rozumieć. Nie zmienia to faktu, że osiągnięcia stylistyki językowej i badania stylu w ujęciu językoznawczym mają nadal wartość dla tłumacza, bo, jak dobitnie przypomina Wojciech Soliński (2004: 257), „dzisiaj badania lingwistyczne poprzedzają refleksję translatologiczną i zaopatrują ją w odpowiednie narzędzia”. 39 Analiza stylistyczna przekładu polega, podkreślam raz jeszcze rzecz dziś oczywistą, na porównywaniu dwóch tekstów, a nie dwóch języków. Ściślej porównuje się dwa dyskursy: tekstu oryginalnego w sytuacji w jakiej został napisany, jeśli da się ją odtworzyć – oraz tekstu przetłumaczonego i jego interpretację zaproponowaną przez tłumacza, który wprowadza zmiany w obszarze dyskursu ze względu na inną sytuację kulturową. Analiza stylistyczna jest zatem niezbędna tłumaczowi, i zwłaszcza krytykowi, gdy poszukuje on odpowiedzi na pytanie, w jakiej mierze przekaz zawarty w przekładzie odpowiada dyskursowi oryginału, jakie zaś modyfikacje wprowadził ewentualnie tłumacz. Także – gdy próbuje odgadnąć powody wprowadzonych zmian. 2. Tłumaczenie jako interakcja Przypominam tu ważne stwierdzenia Jean-Louis Cordonnier’a (1995), który podkreśla rolę tłumaczenia w budowaniu relacji między kulturami: – Analizować przekład i rozpatrywać tłumaczenie tylko pod kątem języka jest myopią, krótkowzrocznością. Jednym z zadań refleksji nad tłumaczeniem w XXI w. jest potrzeba określenia na nowo stosunku do Innego. – Tłumaczenie było zawsze związane z wymianą między kulturami. Wynika stąd mieszanie kultur od czasów niepamiętnych, nieuchronne i zarazem niezbędne nadal i dziś (pisze też o tym m.in. Mounin 1963). – Tłumaczenie jest interakcją, przekazywaniem właściwości kultury języka wyjściowego, które dokonuje się punktowo i stopniowo i które pozwala na nawiązanie kontaktu z Innym, na budowanie mostów, tak pięknie podkreślane przez Karla Dedeciusa (1988). – Nieprzekładalność związana jest z aspektami jakościowym i ilościowym wymiany między kulturami, w żadnym wypadku nie stanowi jednak istoty tłumaczenia. 40 J.L. Cordonnier interesuje się sposobem rozumienia tłumaczenia przez kulturę zachodnią, a ponieważ odgrywa ono istotną rolę w relacjach z Innym, z jego bogactwem, zastanawia się nad sposobem traktowania przez nią stosunku do Innego. Pojęcie inności uwidacznia się w sposobach tłumaczenia, które są wpisane w episteme epoki (termin przywołany za Foucault, Les mots et les choses). Cordonnier chce zatem badać, w jaki sposób tłumaczenie przekłada obcość kulturową i czy służy ono dialogowi czy odrzuceniu poprzez to, co on nazywa „Tym Samym”, Swoim, le Même. Tłumaczenie nie jest bowiem „niewinne” – stąd pytanie o etykę tłumaczenia, właśnie jak Swoje postrzega Inne. Każdej kulturze wydaje się bowiem, że jej wizja świata jest uniwersalna, dlatego niezwykle trudno jest postrzegać Inne w jego całej prawdzie. Swoje zawsze wprowadza deformacje. Należy jednak przyjąć, że Inne ma coś do powiedzenia Swojemu – i tym samym zmniejszyć przestrzeń między tym co subiektywne, swoje, a niemożliwym do osiągnięcia obiektywizmem. Warunkiem spełnienia przez tłumaczenie ważnej roli, którą ma do odegrania, twierdzi dalej Cordonnier, jest rezygnacja z przekonania o wszechmocy języka i o prymacie sensu. Obszarem tłumaczenia jest bowiem dyskurs, co podkreśla powołując się zwłaszcza na H. Meschonnica, dyskurs w swoim rytmie, strukturze i przede wszystkim w swojej dialogiczności. Etyka tłumaczenia wymaga więc, podkreśla Cordonnier, aby odrzucić to, co A. Berman nazwał etnocentryzmem (por. dalej, p. 5.). Ale etnocentryzm posiada także strony pozytywne: Kultura łacińska, którą uznaje się za etnocentryczną, stanowiła przecież model aż do początków powstawania językówkultur w XVI w. Ale dziś, choć tłumaczenie nadal, jak ongiś łacina, pożycza od innych kultur, jego zadaniem przestało być zagarnianie i przywłaszczanie (annexion). Zadanie przekładów widzi Cordonnier w otwieraniu się i takim przyjmowaniu Innego, które służy przekazywaniu bogactwa przedstawianej rzeczywistości i tym samym wzbogacaniu wiedzy własnej, tj. wiedzy i świadomości kultury przyjmującej (Cordonnier 1995: 18). 41 3. O analizie dyskursu Zanim przypomnę i rozwinę poglądy A. Bermana na etnocentryzm oraz udomowienie, chciałabym sięgnąć do klasyfikacji dyskursów, jakie proponują teoretycy tłumaczenia. Warto zwrócić uwagę na ewolucję koncepcji dyskursu oraz na uznanie roli tego pojęcia, i także pojęcia gatunku tekstu, dla krytyki przekładu i równocześnie dla samych tłumaczy. Na przykład Jean Delisle proponuje podziały tekstów (ich gatunków) w zależności od dziedzin, rodzajów i przeznaczenia na: – literackie, biblijne, prawnicze, – sprawozdania, przedmowy, podręczniki szkolne, broszury turystyczne, powieści i nowele, – teksty opisowe, narracyjne, argumentacyjne (Delisle 1993: 47). Basil Hatim i Jan Mason mówiąc o trzech poziomach analizy: kontekstowym, semiotycznym i pragmatycznym, definiują tłumaczenie jako akt komunikacji i interakcji, dyskurs zaś jako „niedoskonałe sprawozdanie z wydarzenia komunikacyjnego” (Hatim, Mason 1997: 14). W innym miejscu (Hatim 1998: 68), J. Hatim wyraźniej podkreśli różnice między dyskursem, gatunkiem (genre) i tekstem: Pojęcie gatunku oznacza skonwencjonalizowany sposób ekspresji (np. list do redakcji); pojęcie tekstu obejmuje ciąg zdań połączonych celem retorycznym (np. tekst argumentacyjny); zaś pojęcie dyskursu odnosi się do „materiału” interakcji i do poruszanych tematów. Analiza dyskursu, i następnie tłumaczenie przebiega więc na kilku poziomach. Na poziomie tekstu jest to badanie „tekstowości” czyli sposobów łączenia elementów tekstu (kohezja) oraz spójności semantycznej, która dotyczy pojęć i relacji a więc świata przedstawionego w tekście (koherencja). Na poziomie semiotycznym Hatima i Masona interesuje intertekstualność, tj. proces, obejmujący „wszystkie te czynniki, które pozwalają użytkownikom tekstu na identyfikowanie jego elementów lub sekwencji elementów w oparciu o wiedzę o jednym lub więcej spotkanych wcześniej tekstów lub ich elementów” (Hatim, Mason 1997: 18). Na tym poziomie roz42 różnia się aspekt socjokulturowy (np. gdy „europocentrycznie” zorientowany autor nazywa dawnych mieszkańców Meksyku «Indianami», a nie «Aztekami») oraz aspekt retoryczny. Na poziomie pragmatycznym istotne wg Hatima i Masona są cele, jakie pragnie zrealizować autor, odpowiedniość tekstu w danej sytuacji oraz tzw. rejestr pragmatyczny, czyli kierunek, z jakiego tworzony jest tekst, np. z pozycji władzy, albo tekst wyrażający dystans społeczny, lub przeciwnie bliskość (ibid.: 19). Z kolei J.S. Sager posługuje się różnym od tekstu terminem dokument, rozumianym jako tekst, który wyraża intencję piszącego / mówiącego i jest nastawiony na określonych odbiorców (Sager 1997: 28). Skoro „tłumaczenie to tworzenie w języku docelowym dokumentów, których treść zależy od innego tekstu lub przekazu w języku wyjściowym, z zastrzeżeniem, że ...wiedza [informacja] zawarta w dokumencie w języku docelowym nie różni się istotnie od informacji zawartej w dokumencie w języku wyjściowym”, (ibid.: 37-38), istnieją przekłady, które – a. przekazują intencje piszącego w stanie niezmienionym, i wtedy tłumacz albo oddaje myśl piszącego „i jest jego rzecznikiem”, albo też „poprawia” piszącego, jeśli ten niewłaściwie ocenił możliwości czytelników; – albo b. odpowiadają na oczekiwania czytelników, i wtedy tłumacz „dostosowuje dokument do określonej grupy wtórnych czytelników”. Podstawową strategią, mówi Sager, jest w tym wypadku zmiana kodu; tłumacz, w zależności od potrzeb swoich odbiorców, może też jednak zmienić treść lub typ dokumentu, przekazując go np. w formie punktów czy streszczenia; uwaga ta nie powinna jednaj odnosić się do tłumaczenia literackiego. Istnieją więc, zdaniem Sagera, przekłady, które – a. realizują typ tekstu, lub dopasowują dokument do typu tekstu znanego w kulturze docelowej, – albo b. wprowadzają nowy rodzaj tekstu. Z powyższych uwag dotyczących kilku prób podziału tekstów i dyskursów wynika dla teorii i praktyki tłumaczenia ważne choć 43 oczywiste przypomnienie o potrzebie zwrócenia uwagi na cechy gatunkowe tekstu i na jego rolę/cel jako dyskursu. Orientacja w rodzaju i gatunku tekstu pozwala tłumaczowi na zastosowanie właściwych strategii, bez których przekład nie będzie adekwatny. Skoro piszący wybiera schemat/typ tekstu, który często ma ustaloną strukturę i właściwości retoryczne, również i tłumaczowi nie mogą być obojętne takie czynniki determinujące tłumaczony tekst jak sytuacja komunikacyjna (skonwencjonalizowana lub nie), charakter tekstu (prywatny lub urzędowy), jego struktura związana ze zwyczajami w danym języku (forma instrukcji czy np. listu) i przede wszystkim intencja. O podziale tekstów i ich gatunków pisze szerzej Halina Grzmil-Tylutki (2007). Przypomnę za nią, że tekst, „konkretny, materialny, empiryczny obiekt” ...nie może być... zinterpretowany inaczej niż w odniesieniu do gatunku i właściwej mu hermeneutyki... Gatunek... jest narzędziem porozumiewania się ludzi w określonych sytuacjach społeczno-kulturowo-historycznych”. (2007: 40). Zaś typ dyskursu definiuje ona „jako zsemiotyzowaną przestrzeń wyznaczoną przez zinstytucjonalizowane relacje podmiotowe i sytuacyjne, która wytycza możliwy zakres tematyczny (dziedzina!) oraz możliwe funkcje pragmatyczne” (ibid.). Dla rozważań nad przekładami analizowanymi w tej książce powyższe rozróżnienia są ważne i każą zwrócić uwagę na różnice gatunkowe między poszczególnymi tekstami: – The Shadow Line jest powieścią, która ma podtytuł A confession i pisana jest w pierwszej osobie. – Nineteen eighty four jest powieścią „antyutopijną”, satyryczną, profetyczną – wszystkie te określenia sygnalizują ale nie wyczerpują specyfiki gatunkowej tekstu opowiadającego o „horrorach totalitaryzmu”. – Waiting for Godot jest sztuką teatralną, jednak wybrany fragment, monolog Lucky’ego, jest prozą szczególną, którą najkrócej można chyba nazwać prozą poetycką. 44 Cytowane określenia gatunku i typu dyskursu podkreślają też konieczność uwzględnienia tego, co H. Grzmil-Tylutki określa jako „zsemiotyzowaną przestrzeń wyznaczoną przez zinstytucjonalizowane relacje... sytuacyjne”, a więc konieczność uwzględnienia wspomnianych już wielokrotnie parametrów „sytuacji wypowiadania” w jakiej powstały teksty angielskie oraz tej, w której powstały i funkcjonują przekłady polskie. 4. Dlaczego przekład nie jest kopią? W odpowiedzi na tak postawione pytanie, trzeba wyjść od znanego stwierdzenia, że tłumaczenie to zastępowanie materiału językowego w jednym języku przez drugi – tak uważał jeszcze m.in. Catford (1965). Tłumaczenie zależy jednak, jak wiadomo, od wielu czynników, m.in. dlatego, że proces tłumaczenia jest związany z interpretacją, której dokonuje odbiorca. Tłumacz, w swojej dwojakiej roli, odbiorcy i „drugiego autora”, uwzględnia kulturowe rozbieżności między obu językami, które utrudniają przekładalność. Przekład zatem, mimo ewentualnych starań tłumacza o ekwiwalencję, zawierać musi zmiany. Jak stwierdził Walter Benjamin „Wszelki przekład jest jakby doraźnym sposobem rozprawienia się z odmiennością języków... Przekład, jakkolwiek nie może sobie rościć pretensji do długowieczności, czym różni się od sztuki, nie wypiera się tego, że ciąży w kierunku ostatecznego i decydującego stadium językowego kształtu... Jeśli bowiem w oryginale stanowią one [treść i język] pewną jedność, jak owoc i łupina, to język przekładu okrywa treść niczym królewski płaszcz, luźno układający się w szerokie fałdy. Przerasta on przekład, a przez to jest nieadekwatny do treści, przygniatający i obcy...” (Benjamin 1957: 299-300). 45 Zadanie tłumacza, wg W. Benjamina, polega na ustaleniu takiej formy językowej, w której odezwałoby się echo oryginału: „Prawdziwy przekład jest przezroczysty, nie przesłania oryginału, nie pozbawia go światła, lecz czysty język, niejako wzmocniony przez swe własne medium, tym jaśniejszym snopem rzuca światło na oryginał” (ibid.: 303). Straty mogą dotyczyć informacji na poziomie przekazywanej treści, obrazu świata, przypuszczalnej intencji autora. Zawsze też są to zmiany dotyczące stylu – i to właśnie analiza stylu rzuca na nie światło. Twierdzenie, że przekład ma wywoływać te same efekty co oryginał napotyka, co też już wiadomo, na oczywiste kontrargumenty. Zwraca się uwagę na trudności, z jakimi ma do czynienia tłumacz w procesie tłumaczenia. Mówi się o ich trzech rodzajach: – Wynikają z różnic między językiem oryginału i językiem przekładu, różnic systemowych zarówno jak i konotacyjnych. – Są rezultatem różnic kulturowych, tj. innego universum dyskursu czyli zwłaszcza wiedzy o świecie oraz także często innych konwencji tekstu. – Wiążą się z subiektywnym doświadczeniem oraz projektem tłumacza czyli przyjętą przez niego strategią (por. m.in. Garcarz 2003). Andre Lefevere przypomina, że tłumacze działają zawsze w obszarze pogranicznym, między dwiema poetykami, z których jedna należy do obcej, druga do własnej kultury i dlatego pewne rzeczy są zrozumiałe w danej kulturze i w danym momencie, inne zaś nie. Język, podkreśla, nie jest ani czystym logosem ani mechanicznym stosowaniem reguł; jest raczej polem stałego napięcia między obydwoma (Lefevere 1984). Pierwszą trudnością, różnicami systemowymi między dwoma językami, zajmują się gramatyki kontrastywne i stylistyki kontrastywne (m.in. wspomniani już J. Vinay i J. Darbelnet). Ale dla tłumacza ważny jest w istocie nie obiektywny opis 46 struktury danego języka, lecz raczej jego „duch” (génie de la langue), możliwości nie tylko denotacyjne, lecz także konotacyjne w obydwu językach. Bo nie chodzi przecież o tzw. ekwiwalentne – i w istocie niemożliwe – zastępowanie materiału z jednego języka przez materiał z drugiego, lecz o orientację w tym, co język tłumacza może z oryginału przekazać, a co musi wyrazić inaczej, co także musi pominąć. Następne trudności związane są z sytuacją, w której działa tłumacz, tj. z uwarunkowaniami kulturowymi i równocześnie ze sposobem odczytania tekstu przez tłumacza. Lektura tekstu zależy bowiem od subiektywnych dyspozycji tłumacza, ale także od jego kompetencji. Przekłady, np. tego samego tekstu przez kilku tłumaczy, przekłady w „serii” (termin E. Balcerzana), dlatego przecież są różne, że różna jest nie tylko wrażliwość tłumacza i jego zdolność do „budowania świata”, lecz także jego wiedza: o autorze oryginału, o obszarze literatury, z której się tłumaczy i literatury, w której obieg wprowadza się przekład, o wspomnianych już możliwościach ekspresji w obydwu językach, o ewentualnych oczekiwaniach czytelników – nie wspominając już o stopniu znajomości języków, zarówno języka oryginału jak i zwłaszcza języka przekładu. Świat budowany przez tłumacza zależy od wszystkich trzech „intencji”, które rozróżnił Umberto Eco: intencji dzieła, autora, i czytelnika, czytelnika, do którego zwraca się tłumacz, i także czytelnika, jakim jest sam tłumacz. Wracamy do subiektywnego doświadczenia tłumacza: przekłada on jedne sposoby wyrażania sposobu postrzegania i budowania obrazu świata na inne. Uznaje, subiektywnie, za odpowiedniki te środki ekspresji, które jego zdaniem pozwalają najlepiej oddać przybliżoną wizję i sens w języku przekładu. Raz jeszcze muszę podkreślić tu rolę analizy stylistycznej: tłumacz wybiera te elementy organizacji fonicznej, struktury morfologicznej (zwłaszcza słowotwórstwa i składni), słownictwa, także te właściwości budowy tekstu, które wydają mu się odpowiednie dla przekazania podobnych jak w oryginale wartości semantycznych, składających się na sens całości i współdecydujących o nim. Następną trudnością z jaką boryka się tłumacz jest wybór strategii. Wybrany – świadomie, ale często także realizowany 47 w sposób intuicyjny – projekt tłumacza mieści się pomiędzy dwoma biegunami, które, za A. Bermanem, nazywa się udomowieniem i tendencją do zachowania obcości. Pierwsza strategia jest zapewne bliższa, druga jest, przeciwnie, dalsza od wyobrażenia sobie przekładu jako kopii. Ale żadna z nich nie może do owej kopii całkowicie prowadzić (por. Brajerska-Mazur 2003). 5. Udomowienie a obcość Antoine Berman, jak już wspomniałam, krytykuje dominujące w tradycji trzy rodzaje tłumaczenia, które określa jako etnocentryczne, hipertekstowe i wywodzące się z myśli platońskiej. (Przypomnieć muszę, że jego poglądy referowałam już częściowo w książkach wymienionych na końcu „Wprowadzenia”). Tłumaczenie etnocentryczne, twierdzi on, „sprowadza wszystko do własnej kultury, do jej norm, wartości, i uważa to, co znajduje się poza nią – Obcego – za coś negatywnego lub nadającego się jedynie do zaanektowania, zaadaptowania” (Berman 1985a: 29). Tłumaczenie hipertekstowe oznacza daleko idącą transformację: imitację, adaptację, parodię, pastisz, plagiat, itd. Obydwa wymienione rodzaje są ściśle powiązane, leżą u podstaw 17-to i 18-towiecznej, głoszonej zwłaszcza we Francji koncepcji les belles infidèles. Przykładowo, w polskich przekładach osiemnastowiecznych arcydzieł literatury francuskiej prowadzą one do spolszczania, do m.in. nie zawsze szczęśliwego podstawiania imion „rodzimych”, swojskich w miejsce imion obcych. Tłumaczenie etnocentryczne ma charakter synkretyczny i „przywłaszczający”: już Rzym tworzy przecież swoją kulturę poprzez pillage, 48 przywłaszczanie tego co obce. O przywłaszczania sensu mówi też Berman w wypadku św. Hieronima i słynnego pojmowania przez niego istoty tłumaczenia: sed quasi captivos sensus in suam linguam victoris iure transposuit oraz non verbum e verbo, sed sensum exprimere de sensu (Berman 1985a: 50; por. S. Hieronymus, wyd. 2006: 118). Jak jednak również przyznaje, łacina była pierwszym językiem, w którym zaistniał nowy rodzaj związku człowieka z językiem, kultura Rzymu oparta była na tłumaczeniu, choć sam termin jest późniejszy (1995: 18-19) – nie było to więc tłumaczenie etnocentryczne w wąskim znaczeniu. Odwołując się do tradycji Greków, Cicero i inni tłumacze wzbogacali bowiem i współtworzyli język i kulturę Rzymu. Tłumaczenie etnocentryczne prowadzi, zdaniem Bermana, do niewierności temu, co nazywa on „literą”, w istocie prawdą tekstu, tworzoną przez ścisły związek między obydwu „stronami” znaku: jego signifiant (tj. w przekładzie de Saussure’a dokonanym przez Krystynę Kasprzyk, 1961, elementem znaczącym) i signifié, elementem znaczonym. Jak stwierdza, „wierność sensowi jest w sposób konieczny niewiernością literze” i oznacza przyznanie pierwszeństwa językowi (Berman 1985a: 53). Jest negacją mitu wieży Babel, odrzuceniem faktu, iż wielość języków ma sens (ibid.: 52). Obydwa wymienione rodzaje tłumaczenia, etnocentryczne i hipertekstowe, opierają się na przekonaniu, że idea tłumaczenia zakłada iluzoryczną jedność języków i pełną przekazywalność sensu. Wynikają zdaniem A. Bermana z poglądu, jakoby przekładalność polegać miała na szukaniu, wzorem Platona, tego co ogólne kosztem tego co szczegółowe, logos, sensu traktowanego jako byt sam w sobie, jako inwariant (ibid.: 53), z pominięciem jego szaty, tj. jego signifiant. Tłumaczenie etnocentryczne polega właśnie na traktowaniu sensu tekstu wyjściowego w taki sposób, by został on przekazany w tekście docelowym i zarazem by nie został zmieniony. W istocie jest to właściwie niemożliwe, każda bowiem zmiana, ściślej, każde niewłaściwe odczytanie związku między 49 elementem znaczącym i elementem znaczonym, zakłóca ów sens, modyfikuje go, narusza jego prawdę. Klasyczne zalecenie, aby w przekładzie nie było widać iż jest on przekładem oraz aby przekład sprawiał wrażenie, że jest tym co napisałby autor, gdyby pisał w języku tłumaczenia stanowi naprawdę nadużycie. Antoine Berman stwierdza jednak, że istnieje coś w rodzaju drakońskiej umowy, (ibid.: 58), polegającej na nakazie „wierności” w przekładzie wobec sensu oryginału. Umowa ta wymusza i etnocentryczność i hipertekstowość i pozorną wierność znaczeniu, podkreśla pierwszeństwo języka, traktowanego jako „byt wyższy i niedotykalny” (ibid.: 53). Ale przecież, jak podkreśla, istotą tłumaczenia jest konieczność zachowania i przekazania w miarę możliwości całości sensu. Mówienie np. iż poezja jest nieprzetłumaczalna, oznacza podkreślanie w istocie rzeczy roli w utworze poetyckim „ciała”, signifiant, i tym samym oznacza negowanie „litery”. Tłumacz musi bowiem odkryć, iż „litera i sens są zarazem rozłączne i nierozłączne” (ibid.: 59). Nie dostrzeżenie „ciała” w tłumaczeniu – a taka bywa jak mówi cytowany przez Bermana Derrida „zasadnicza energia tłumaczenia” (ibid.) czyli uzus wielu tłumaczy – mści się, pisze Berman, i prowadzi właśnie do odstępstw, nieporozumienia i błędnych przekładów. Sam on opowiada się za zasadą „tradycyjności” w tłumaczeniu tekstów literackich. Oznacza to po prostu to, co już wiemy: nastawienie na sens całości a nie na sens jednostek językowych. Tłumaczenie literackie, podkreśla, ma bowiem służyć zachowaniu czy raczej przekazywaniu właściwości języka i tekstu wyjściowego i wywieraniu wpływu na szeroko pojętą kulturę, w której funkcjonuje język przyjmujący, język docelowy. Oznacza to, powtórzmy, że tłumaczenie literackie „nastawione na sens całości” nie może więc być tzw. „tłumaczeniem dosłownym”, mot-à-mot, servile, wiernym, a więc w istocie nieporozumieniem. Antoine Berman rozwija dalej tę myśl, podkreślając, że tłumaczenie nazwane przez niego „literalnym”, uwzględniające lettre, „literę” w odróżnieniu od „słowa”, a więc tłumaczenia dosłownego, nie polega na kalkowaniu, ani na problematycznym zresztą „odtwarzaniu” równie problematycznego znaczenia tekstu wyjściowego czy szukaniu „ekwiwalencji dynamicznej”, w znaczeniu zaproponowanym 50 przez Nidę. Polega natomiast na odczytaniu i twórczym przekształceniu – w innym języku, w innej kulturze, dla innych odbiorców – tego, co A. Berman nazywa niepowtarzalną „grą signifiants” (ibid.: 36). Gra owa służy budowaniu oryginału, tłumacz świadomy jedyności tłumaczonego dzieła musi tę grę odczytać i odtworzyć, równocześnie – jak pisze Karl Dedecius (1988: 69) – „pozostając z tyłu”, tzn. nie narzucając się (bo jest tylko „drugim autorem”), ale jednak zachowując swoją rozpoznawalność. Twórcze odtworzenie owej „gry signifiants”, tzw. „formy” ściśle dopasowanej do „treści”, służy zachowaniu w przekładzie „obcości”: wzbogacaniu języka przez elementy mające istotne znaczenie w języku oryginału – i zarazem poszerzaniu oglądu świata poprzez zjawiska nieznane dotąd w języku, na który dzieło jest tłumaczone. Pogląd ten, pogłębiona refleksja A. Bermana nad Benjaminowską koncepcją „obcości”, jest dziś przedmiotem rozważań licznych prac, które go rozwijają i ilustrują. W analizach zawartych w tej książce problem obcości w tłumaczonym tekście, zarówno w języku jak i na poziomie sensów zajmuje ważne miejsce. 6. Krytyka przekładu Samo to pojęcie jest trudne do uściślenia, niesamodzielne, związane z krytyką literacką, której stanowi część. Opiera się też w sposób oczywisty na językoznawstwie. Jest nie do pomyślenia bez instrumentarium badawczego stylistyki i teorii dyskursu. Istnieje krytyka negatywna, która zajmuje się błędami i deformacjami. Choć np. Wacław Borowy (1955) cytuje szereg zabawnych nieraz pomyłek i błędów (np. w przekładach dokonanych przez Boya), sam on podkreśla, że wyliczenie błędów nie prowadzi daleko. 51 Krytyka pozytywna natomiast opiera się, jak pisze A. Berman, na kilku podstawowych filarach i celem jej jest „wydobycie prawdy o przekładzie” (Berman 1995: 14) i także ułatwienie dalszych, często niezbędnych tłumaczeń. Ponieważ tłumaczenie jest „doświadczeniem opartym na refleksji”, stanowi przedmiot zainteresowania dziedziny, którą Berman nazwał „traduktologią” i która nakazuje „refleksję tłumaczenia nad sobą w oparciu o doświadczenie” (Berman 1985a: 39). „Traduktologia, właśnie dlatego, że musi być refleksją i doświadczeniem, nie stanowi obiektywnej «dyscypliny» naukowej, lecz jest myślą-w-trakcie-tłumaczenia” (ibid.: 40), ma zatem ścisły związek z aktem filozofowania. Krytyka przekładu, zdaniem Edwarda Balcerzana, może być opisowa lub ewaluacyjna (Balcerzan 1998). Jest też ponadczasowa, z punktu widzenia modelu optymalnego, i współczesna (Święch 1975). Wg A. Bermana, polega ona na rygorystycznej analizie przekładu, jego właściwości, projektu jaki zaistniał w głowie tłumacza, „horyzontu” i „pozycji” tłumacza. Zbudowana jest w oparciu o założenia dwudziestowiecznej hermeneutyki, zwłaszcza w oparciu o myśl Paula Ricoeura i Hansa-Roberta Jaussa, i także o idee Waltera Benjamina. Krytyka przekładu oparta na interpretacji odwołuje się też do osądu, dotyczy mianowicie trzech „intencji: autora, dzieła i czytelnika (Eco) oraz także intencji szczególnego czytelnika jakim jest tłumacz (Szczerbowski 1999). Tłumacz interpretuje oryginał i intencje autora oraz dzieła. Krytyk odczytuje intencję tekstu i także intencje tłumacza dostrzegalną w przekładzie, jego projekt i ślady. Wg Wojciecha Solińskiego, możliwa jest także krytyka przekładu pomijająca sytuację wypowiadania oryginału, zainteresowana tylko reakcją odbiorcy. Czyżby tu można było pomyśleć o krytyce subiektywnej Stanisława Barańczaka? Przypomnę tutaj (raz jeszcze, bo robiłam to już kilkakrotnie w innych miejscach) etapy krytyki przekładu proponowanej przez A. Bermana: 52 – Lektura, lub raczej wiele lektur przełożonego tekstu, połączona z wyrywkową analizą języka, stylu, tekstu, dyskursu – jak bowiem np. w koncepcji stylistycznej Leo Spitzera, krytyk francuski także podkreśla konieczność zwrócenia uwagi w trakcie lektury na fakty rzucające się w oczy, ściślej, poleca zatrzymywanie się i refleksję nad uznanymi za ważne faktami należącymi do języka lub do struktury tekstu; i jest to właśnie wstępny moment analizy, dostrzeżenie tego, co – subiektywnie – wydaje się istotne. – Następnym etapem jest lektura oryginału i – także próba ogarnięcia jego właściwości. – W etapie trzecim pojawia się refleksja nad autorem przekładu: kim jest tłumacz, jaka jest jego wspomniana już „pozycja”, jaki jest jego projekt i horyzont tłumaczenia. – Ostatni etap, krytyka właściwa, opiera się wg niego na czterech zasadach: jasności przedstawienia, refleksyjności, dygresyjności i stosowaniu komentarzy. Wtedy dopiero możliwa jest ocena przekładu, nie wyłącznie subiektywna, nie normatywna, nie nakazująca. Przedstawiona koncepcja krytyki nie ma więc służyć unicestwieniu przekładu, w którym dostrzeże się niedoskonałości, chociaż powinna ukazać przyczyny pomyłek. Krytyka przekładu ma mieć charakter pozytywny, a więc wg A. Bermana prawdziwy. Jest ona, jak każdy typ krytyki, ontologicznie związana z tekstem i z dyskursem, zwraca na nie w pełni uwagę, pozwala tekstowi zaistnieć w świadomości czytelnika. Ale krytyka negatywna także jest przydatna, może bowiem nie tylko ukazać rozmaite uchybienia, ale przede wszystkim może rzucić światło na wspomniany już projekt i pozycję tłumacza. Pozycja to sposób rozumienia pracy tłumacza i procesu tłumaczenia, na które mają oczywiście wpływ uwarunkowania natury historycznej, społecznej, literackiej itd. i które determinują w dużej mierze własny projekt tłumacza. Pozycja i projekt sytuują się w pewnym horyzoncie hermeneutycznym – np. w stanie poezji czy prozy w danej epoce, wiedzy o nim tłumacza, jego kultury ogólnej i świadomości literackiej; na horyzont składają się też inne przekłady danego utworu. Horyzont, referuję dalej poglądy A. Bermana, to z jednej strony, to wszystko co oddziałuje na tłumacza i ewentualnie ograni53 cza jego działanie; z drugiej strony to wszystko, co pozwala mu na otwarcie, na kreatywność, na wykorzystanie własnych możliwości. Zadaniem krytyki jest ukazanie „formy” przekładu – tłumaczenie nie może bowiem, powtórzę, być kopią ani przekazywać jedynie sensu zawartego w oryginale. Tłumaczenie zmierza do stworzenia nowego tekstu / dyskursu: przekład ma zaistnieć jako nowe dzieło, „nowy oryginał”. Opis i interpretacja tekstów, przyjmuję w zasadzie tę myśl A. Bermana, powinny zatem zacząć się od lektury i analizy przekładu – wbrew częstszej chyba praktyce systematycznego (lub wyrywkowego) porównywania oryginału i przekładu. Francuski krytyk przypomina jednak, że wybór określonego sposobu postępowania zależy od projektu tłumacza, projektu, który może odbiegać od intencji autora i także czasem naruszać intencję dzieła. Zależy też w sposób oczywisty od optyki, jaką przyjmie krytyk. Wbrew zatem wymienionemu wyżej nakazowi, zacznę tu jednak opis przekładów od uwag o oryginałach i, krótko, o ich autorach. Wymaga tego potrzeba przypomnienia istotnych – jak mi się zdaje – informacji, które rzutowały zapewnie na przyjęte projekty tłumaczenia, mogą więc w jakiejś mierze wspomóc ich rozumienie. 7. Nieprzekładalność Według Edwarda Balcerzana (2003) tłumaczenie jest pokonywaniem nieprzekładalności. Rozróżnia on 6 jej rodzajów, które wynikają z: – a. konstrukcji utworu i próby ocalenia w przekładzie tego co najważniejsze, – b. rodzaju użytych chwytów językowych, trudności w tłumaczeniu sprawiają bowiem wieloznaczność czy hominimia, – c. zastosowanych ewentualnie chwytów graficznych, 54 – d. występowania w tekście cytatów, czytelnych dla odbiorcy oryginału, trudnych do odgadnięcia dla tłumacza oraz dla czytelnika przekładu, – e. denotacji, choć jak stwierdza Balcerzan, „pojęcia denotowane w jednym kręgu cywilizacyjnym prędko w naszej «globalnej wiosce» stają się dostępne”; trudność stanowią więc nazwy obcych realiów i neologizmy, – f. konotacji, zarówno utrwalonych w języku oryginału jak i konotacji indywidualnych wprowadzonych przez autora, a więc trudnych często do odgadnięcia. E. Balcerzan traktuje jednak nieprzekładalność jako „usprawiedliwienie awarii komunikacyjnej”. Eksponuje się – stwierdza – substytucje, wymianę poszczególnych znaków, bagatelizuje natomiast „translokację”, tj. „przeniesienie w postaci niezmienionej pewnych cech czy składników tekstu wyjściowego” do tekstu przekładu. „Tymczasem przekład jest grą, nieodzowną kolizją substytucji i translokacji... W dziejach myśli translatorskiej bezustannie konkurują ze sobą dwie szkoły – nastawione już to na zacieranie śladów obcości... już to na pozostawienie w książce cudzego autorstwa – takich śladów «przez które by, że cudzą jest, poznaną być mogła» (słowa Franciszka Karpińskiego). Owe znaki obcości rodzi chwyt translokacji, który nie musi być czynnością mechaniczną, nie ogranicza inwencji tłumacza, przeciwnie – potęguje ją, gdy trzeba w tekście przekładu dokonać specjalnych uzgodnień między jakościami «wymienionymi» i «przetransportowanymi» z oryginału. ... Indywidualny styl tłumacza kształtuje się jako jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne następstwo decyzji «rozcięcia» dzieła oryginału na strefę, która podlega substytucji oraz strefę zawierającą elementy «przeznaczone» do translokacji. Jeden tłumacz dokonuje «zamiany» materii brzmieniowej, ale «przenosi» do przekładu rytm; inny – odwrotnie; jeszcze inny «wymienia» obraz i jednocześnie dokonuje przeniesienia jego sensu; albo: zastępuje grę słów inną grą słów, dbając o translokację wizerunku człowieka bawiącego się mową” (Balcerzan 2003: 322). 55 Dodałabym może do ważnych uwag poznańskiego badacza, że „obcość” wydaje mi się – kontynuując rozważania A. Bermana – czymś więcej niż jedynie translokacją niektórych elementów oryginału. Obcość będę tu rozumiała tak, jak ją przedstawiał Berman, gdy podkreślał potrzebę, a więc i możliwość oddania w przekładzie owej „gry signifiants”, która jest niepowtarzalna, która decyduje o jedyności dzieła, która musi więc być zachowana i przekazania w przekładzie. 8. Uwagi końcowe Niech te skrótowe rozważania, w których przywołane są poglądy istotne, moim zdaniem, dla analizy przekładów, posłużą jako punkt wyjścia i oparcie dla dalszych refleksji. Czy wybrane fragmenty znanych i wybitnych angielskich dzieł literackich są rozpoznawalne w polskich przekładach jako malujące świat inny niż rodzimy – polski (także ewentualnie niemiecki czy francuski); na czym polegają zmiany w stosunku do oryginałów i w jakim idą kierunku; jakie „ślady” pozostawili tłumacze w przekładach – oto kilka pytań, które kierować będą podjętymi analizami stylistycznymi, chociaż trudno oczekiwać, by mogły one dać w pełni zadowalające odpowiedzi. Jak pisze Bożena Tokarz (1998: 8): „Najczęściej zmiany zachodzą wśród elementów peryferyjnych, których inne odczytanie daje odmienny obraz oryginału, choć nie niszczy sensu, pozostając zwykle w zgodzie z doświadczeniami percepcyjnymi odbiorcy przekładu... Dlatego m.in. przekład nie odtwarza oryginału, lecz go przedstawia, zbliżając się dzięki podobieństwu do wzorca. Podobieństwo służy bowiem przedstawieniu, które warunkuje zrozumienie”. 56 Muszę jeszcze podkreślić fragmentaryczność, niepełność zawartych tu analiz. Także – ich uwarunkowanie dydaktyczne – celem moim jest bowiem pewna propozycja krytycznego odczytania przekładów, nie zaś ich pełne (czy w ogóle możliwe i sensowne?) omówienie. Interesujące są sposoby rozumienia oryginałów przez tłumaczy, poszczególne analizy stanowić zatem będą próbę ich ukazania. Ale poza zasięgiem ciekawości pozostać muszą inne ważne pytania, które przekraczają zakreślone tu ramy: pytania o odbiór w Polsce inności („obcości”) i oryginalności dzieł należących do literatury angielskiej; pytania o recepcję Innego, której jednak analiza stylistyczna nie jest w stanie ukazać wystarczająco. CZĘŚĆ DRUGA Rozdział 1. O Josepha Conrada The Shadow Line. A Confession 1. Uwagi o tekstach Przedmiotem obserwacji są ostatnie akapity rozdziału V-go powieści wydanej w 1917, w późnym, dojrzałym okresie twórczości Conrada. Wybrany fragment ukazuje ważne cechy jego pisarstwa, które trzeba w skrócie przypomnieć. W opowiadaniu dominuje funkcja informacyjna. Sposób budowania universum jest linearny, zgodny z upływem czasu, wprowadzający sukcesywnie nowe elementy; w tekście nie ma w zasadzie gry z wieloznacznością, choć Conrad nie stroni od metafory. Opowieść dotyczy problematyki morskiej i równocześnie, jak i w innych jego utworach, traktuje o rozterkach moralnych. Ta spowiedź – tak sam pisarz określił gatunek powieści – służy celom poznawczym i zarazem prezentuje wartości drogie pisarzowi: wierność, odpowiedzialność, godność, honor... W centrum narracji znajduje się młody kapitan statku, który w czasie swojego pierwszego dowodzenia doświadcza przeciwności losu i przechodzi próbę charakteru. W „poczuciu odpowiedzialności za innych ludzi i przyjęty na siebie obowiązek znajduje dość siły, aby wyjść zwycięsko z próby” (Najder 1996: XVI). 61 Opowiada o trudnościach wyprowadzenia z cieśniny statku żaglowego w beznadziejnej zdawałoby się sytuacji. Brak wiatru i febra załogi stawiają przed nim szczególne wyzwania, wymagające wytrwałości, decyzji i siły ducha. Shadow line oznacza właśnie linię graniczną w życiu kapitana i zarazem próbę odpowiedzialności. Jak powiedział o Conradzie Prezydent Polski Lech Kaczyński w trakcie otwierania w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, z okazji 150. rocznicy urodzin pisarza, wystawy „Joseph Conrad między lądem a morzem”: „Przesłanie etyczne jego powieści i opowiadań interpretuje się jako przetworzenie w duchu uniwersalnym polskiego sposobu pojmowania honoru i etosu narodowego, którymi kierowali się powstańcy styczniowi... Conrad był nie tylko nauczycielem wierności, ale też sam dawał jej przykład”. Nauczycielem wierności można właśnie nazwać kapitana z opowiadania The Shadow Line. A Confession, choć nie ma on w tej powieści „mitycznych” w swoim heroizmie wymiarów np. Lorda Jima. Jako pisarz, Conrad terminował u wielkich powieściopisarzy francuskich i angielskich, także rosyjskich. The Shadow Line wydaje się bardzo angielska. Narracja w czasie przeszłym toczy się tu w pierwszej osobie, przedstawia jednak z dystansem, w sposób chłodny, działania podjęte przez kapitana, który jest bezsilny wobec przeciwności losu: wspomnianej już uniemożliwiającej żeglugę bezwietrznej pogody oraz choroby załogi. Chłód przyjętego sposobu opowiadania polega m.in. na użyciu wyrażeń pozornie pozbawionych zabarwienia emocjonalnego. Choć Conrad mówi o sense of finality, o fortaste of annihilation, o blind stillness czy nawet o my moral dissolution, a więc o pojęciach nacechowanych aksjologicznie ale chyba nie emocjonalnie, forma zdań zdaje się pozostawać w sprzeczności z sugerowanym, nie przedstawianym wprost stanem ducha kapitana. Zdania są krótkie i rzadko tylko mają za podmiot zaimek osobowy I, zaś zaimek me ukazuje w wybranym fragmencie narratora w formie pasywnej, jako obiekt obserwacji 62 i działań, nie zaś jako ich sprawcę; osoba opowiadającego ukazana jest też metonimicznie, np. przez wyrażenie my eyes. W funkcji podmiotu występują zaś na ogół pojęcia i przedmioty – the quietness, the seaman’s instinct, the starlight – lub, w pierwszym akapicie analizowanego urywka, bezosobowy zaimek it. Proponowany ogląd jest właśnie chłodny, bo jakby zewnętrzny i pozornie obiektywny, pozbawiony wszelkiego sentymentalizmu. Pierwszy akapit wybranego fragmentu mówi wprawdzie o myślach i doznaniach opowiadającego kapitana, sam on jednak kryje się przed czytelnikiem we wspomnianych już zdaniach bezosobowych lub w zdaniach z podmiotem nie -osobowym: It was impossible to shake off that sense of finality. The quietness that came over me was like a foretaste of annihilation. It gave me a sort of comfort, as though my soul had become suddenly reconciled to an eternity of blind stillness. The seaman’s instinct alone survived whole in my moral dissolution. Można zatem mówić w sposobie prowadzenia narracji przez Conrada o jego podziwie dla anglosaskiej self control, o czym zdaje się świadczyć m.in. dystans zachowany w powieści przez narratora – choć sam narrator jest uwikłany w akcję jako jej najważniejszy uczestnik. Jego doznania przedstawione są w sposób oszczędny, jakby wstydliwy, mowa bowiem – w pierwszym zdaniu nieosobowym – o «sensie» czy, jak w przekładzie Jana Józefa Szczepańskiego, o «wrażeniu ostateczności», o «przedsmaku unicestwienia» i o «rodzaju pociechy». Conrad nie nazywa wprost doznawanych odczuć uczuciami, także łagodzi i relatywizuje ich sens, używając porównujących, budujących dystans słówek like i a sort of. W zdaniu opisującym stan wyczerpania marynarzy stosuje również inne środki stwarzające dystans: łagodzący wyrażaną opinię czasownik modalny could a także użyte jako metonimie grupy wyrazów a voice i both voices oraz jako metafory wyrazy shadows i ghosts określające ludzi, słabo słyszalnych i słabo widzialnych «przy świetle gwiazd»: 63 The shadows swayed away from me without a word. Those men were the ghosts of themselves, and their weight on a rope could be no more than the weight of a bunch of ghosts. To kapitan nazywa ludzi cieniami i duchami. Metafory te, o charakterze pozornie tylko opisującym, ukrywają niewyrażone wprost, podkreślone jednak przez dwukrotne porównanie pracujących ponad siły ludzi do duchów, uczucia litości i współczucia. W końcowych zdaniach omawianego fragmentu kapitan-narrator zdaje się jednak mocniej i bardziej bezpośrednio przeżywać swoją niemoc, gdy opisuje własne reakcje na krańcowe wyczerpanie marynarzy, ale i tu sposób wyrażania tych reakcji jest nadal powściągliwy, m.in. w skutek przedstawieniu ich w porównaniu: I stood amongst them like a tower of strength, impervious to desease and feeling only the sickness of my soul. I waited for some time fighting against the weight of my sins, against my sense of unworthiness, and then I said... Oczytanie i fascynacja Conrada literaturą Wielkiej Brytanii wpłynęły zapewne na przyjętą poetykę, na sposób traktowania z dystansem doświadczenia osobistego, słabości i pomyłek. Ale dystans ten służy tylko częściowo osłonięciu problematyki moralnej, obowiązku podejmowania odpowiedzialności za los innych, chorych i bezsilnych. Czyż zatem nie jest słuszne mówienie o przetworzeniu „w duchu uniwersalnym polskiego sposobu pojmowania honoru”? Chociaż z określeniem tym można jednak dyskutować: w etosie polskim, obok honoru, mieści się inne podejście do wiary niż u Conrada. Mówi on przecież o fortaste of annihilation oraz o cytowanej już eternity of blind stillness, nie dostrzegając Trancendencji – a nawet, w nocie „Od autora” (przełożonej w wydaniu „Biblioteki Narodowej”) wyraźnie podkreślając, że w jego opowiadaniu „nie ma niczego nadprzyrodzonego, niczego, inaczej mówiąc, spoza granic tego świata” (1994: 8). 64 2. Uwagi o przekładach A. Uwagi ogólne Tytułowa Shadow Line oddana jest przez polskich tłumaczy jako „Smuga cienia”. Wprawdzie Jan Józef Szczepański (przypominam za notką „Od tłumacza”, PIW 1987) stwierdza, że wolałby inne odpowiedniki wyrazu line: „skraj” czy „brzeg” cienia. Warto przytoczyć jego argumentację: „tytuł ten nie spełnia warunków przekładowej precyzji... Nie chodzi tu o smugę, którą się przecina, aby wkrótce powrócić znowu w blask, lecz o linię rozdzielającą definitywnie dwa różne światy – w tym wypadku świat opromienionej nadzieją młodości i ten drugi, w którego coraz głębszy mrok zagłębiamy się po przekroczeniu granicy”. Wcześniej (w wydaniu z 1973) jednak pisał inaczej: „semantyczna nieścisłość uległa w świadomości czytelników korekcie. Dlatego bez żalu rezygnuję z moich skrupułów”. Taki zatem tytuł, choć nie dokładny, został w Polsce przyjęty i utrwalony. J.J. Szczepański tak wyjaśnia kryjący się za tą metaforą jego sens: „kiedy mówimy «smuga cienia» wiadomo, że chodzi o granicę między młodością a wiekiem dojrzałym. Nie każdy zauważa moment przekroczenia owej granicy... W każdym wypadku przejście przez «smugę cienia» oznacza podjęcie odpowiedzialności” (Wprowadzenie do: J. Conrad, Smuga cienia, „Biblioteka Narodowa” 1994: 1). Sam Conrad także informował, że „Celem tego utworu było początkowo przedstawienie pewnych wydarzeń, na pewno związanych z przecho65 dzeniem młodości, beztroskiej i żarliwej, w bardziej świadomy i bardziej przejmujący okres dojrzalszego życia” (ibid.: 8). Ale mottem The Shadow Line. A Confession są słowa brzmiące w przekładzie „Godni mego nieprzemijającego szacunku”. Ta powieść-spowiedź, nie można o tym zapominać, mówi także, a raczej przede wszystkim, o wierności i godności, godności marynarzy i godności własnej, w obliczu próby. Jak tę powieść angielską z początku XX wieku odczytali polscy tłumacze? Podkreślam, że interesuje mnie właśnie sposób odczytania i interpretacja dokonana przez tłumaczy – nie zaś recepcja tej powieści w Polsce, zagadnienie całkowicie inne. Wśród pytań, na które analiza powinna ukazać odpowiedzi znajdują się m.in. pytania następujące: Do jakiego stopnia tłumacze uszanowali i oddali w przekładach „harmonijne zestrojenie środków” użytych przez Conrada? Do jakiego stopnia ich dyskurs modyfikuje – jeśli to robi – „intencję dzieła” tekstu angielskiego, funkcjonującego przecież w Polsce, zarówno przedwojennej jak i po wojnie, w innej sytuacji i w odmiennej tradycji literackiej? „Smuga cienia» nie jest opowieścią morską traktującą np. o przygodach Moby Dicka, nie przypomina psychologicznych powieści Henry James’a czy Thomasa Hardy’ego – choć Conrad musiał się i w nich rozczytywać. Jest, na co dobitnie kładzie nacisk J.J. Szczepański, „gloryfikacją wierności, odpowiedzialności, honoru” (w Posłowiu do: J. Conrad, Smuga cienia, „Biblioteka Narodowa” 1994: 167). Oczywiście, powieść angielskich wielkich poprzedników nie mogła pozostać bez wpływu i na poetykę i na tematykę twórczości Conrada – mimo że sposób potraktowania tematu jest jego własny. W Polsce jego oryginalność w literaturze angielskiej podkreślał wielokrotnie Zdzisław Najder (m.in. w 1996, gdy przedstawiał «Lorda Jima» w „Bibliotece Narodowej”). Przypomina on np., że na pisarza oddziaływały „dwa potężne bodźce, które można umownie nazwać artystycznym i «problemowym». Z jednej strony miał wyjątkowo silne poczucie odpowiedzialności za kunszt literacki – z drugiej zaś poszczególne utwory... powstawały 66 jako próby uporania się z nurtującymi go zagadnieniami moralnymi...” (1996: XII). Trzeba też przypomnieć niektóre uwagi Z. Najdera o programie literackim Conrada: „Na przekór przeważającej w literaturze angielskiej tradycji, widział [Conrad] powieść nie jako sprawozdanie z życia bohaterów – ale jako dzieło sztuki, wymagające konstrukcji równie starannej, jak kunsztowny poemat: aby każdy jej składnik tłumaczył się wewnętrzną potrzebą dzieła. Wbrew współczesnym tendencjom uważał s p r a w y za ważniejsze od bohaterów i ich środowisk – nie pisał więc powieści psychologicznych ani obyczajowych... świadomie zabiegał o aktywizację uczuciową i intelektualną czytelnika, o wciągnięcie go – poprzez unaocznianie przedstawianych wydarzeń i uzyskiwaną zabiegami formalnymi ekscytację poznawczą – w sedno podejmowanej problematyki” (ibid.: X). W Polsce przełom XIX i XX wieków to jak wiadomo przełamywanie ale i kontynuacja poetyki młodopolskiej. Pierwszy przekład, z 1925 wpisuje się w tę tradycję, drugi natomiast, z lat 50, świadczy już o bardziej świadomym podejściu tłumacza do zaistniałych przemian w literaturze polskiej i wyraźnie także o przyjęciu innej poetyki tłumaczenia. B. Omówienie przekładów Przedmiotem analizy są tutaj fragmenty dwu przekładów polskich: „Smugi cienia”, tłumaczonej przez Jadwigę Sienkiewiczównę (tu: wydanie z r. 1930; następne wznowienia sygnowała nazwiskiem Jadwiga Korniłowiczowa) oraz „Smugi cienia” w przekładzie Jana Józefa Szczepańskiego (wielokrotnie przedrukowywanym od 1973, przez PIW i także przez Ossolineum, por. opracowanie w „Bibliotece Narodowej dla młodzieży”; tu cytuję za: Wrocław 1997). W trakcie ich pierwszej lektury zwraca uwagę inny w każdym z nich ton opowiadania oraz także wyraźne różnice 67 w stosunku do oryginału. Powtórzyć trzeba postawione wyżej pytanie: czy teksty polskie modyfikują intencję dzieła? Jadwiga Sienkiewiczówna stosuje co najmniej trzy zabiegi stylistyczne, które wskazują na jej „udomawiające” podejście do procesu tłumaczenia, na jej, jakby powiedział A. Berman, etnocentryczny projekt tłumacza. Jeden z tych sposobów to odwracanie perspektywy funkcjonalnej zdania, drugi to eliminacja jego części, trzeci dotyczy słownictwa i nazywania wprost uczuć kapitana, które w tekście angielskim były stonowane jakby „przez flegmę angielską”. Zmiany te dotyczą u tłumaczki zarówno strony formalnej jak i tym samym przekazywanych sensów, budują więc inny niż u Conrada dyskurs. Tłumaczy ona np. the sense of finality jako «uczucie „końca”» – gdy J.J. Szczepański mówi o «wrażeniu ostateczności tej chwili». Zdanie «Ślepa, milcząca wieczność przestała mnie przerażać, pogodziłem się z nią w duszy i to sprawiło mi ulgę» nazywa i wylicza uczucia odczuwane przez kapitana, podczas gdy Conrad mówi tylko o «poczuciu komfortu» a sort of comfort, oraz sugeruje stan ducha poprzez zdanie porównawcze as though my soul had become suddenly reconciled to an eternity of blind stillness. Zdanie polskie zaproponowane przez J. Sienkiewiczównę jest zatem innym aktem mowy, stwierdzeniem a nie przypuszczeniem. Przesuwa ona też punkt ciężkości z obrazu «spokoju» ukazanego jako coś nie całkiem jasnego, i następnie omówionego w długim porównaniu hipotetycznego stanu własnej duszy pogodzonej z «wiecznością oślepłej ciszy» (jak tłumaczy to zdanie Jan Józef Szczepański), identyfikuje doznania narratora jako przedsmak owej nicości, przedstawia jako fakty dokonane jego uczucia: przerażenie, «pogodzenie się z nim w duchu» oraz doznanie ulgi – i jest to wyraźna zmiana punktu widzenia narratora i tym samym naruszenie sensów angielskiej powieści. 68 Także inne wspomniane już modyfikacje, np. odwracanie perspektywy zdania, świadczą o odmienności wizji, a zatem strategii realizowanej przez tłumaczkę. Ingerencje ilustrują np. w pierwszym akapicie wszystkie trzy zdania. Także część następnego akapitu buduje tłumaczka odmiennie niż Conrad. Porównajmy: I descended the ladder to the quarter-deck. The starlight seemed to die out before reaching that spot, but when I asked quietly: “Are you there, men?” my eyes made out shadowy forms starting up around me, very few, very indistinct; and a voice spoke: “All here, sir.” i zdania polskie: «Zeszedłem na główny pokład i spokojnym głosem spytałem: – Jesteście, chłopcy? Mimo iż gwiazdy nad naszymi głowami gasły jedna po drugiej, oczy moje potrafiły rozróżnić kilka ludzkich cieni majaczących w mroku. Jakiś głos odpowiedział: – Wszyscy obecni, panie kapitanie»... J. Sienkiewiczówna maluje inny obraz, przestawia kolejność wyrażeń, zmienia strukturę zdania, dzieląc je lub np. dodając spójnik «mimo iż», eliminuje modalność zawartą w czasowniku seemed, nie dostrzega też roli powtórzenia przysłówka very, który każe tu zwrócić uwagę na fakt, że głosy te są nieliczne i słabe. Uogólniając, lektura pierwszego polskiego przekładu, bardzo przecież atrakcyjnego mimo zauważonych zmian, budzi skojarzenia z polską powieścią początku XX w., głównie może z tym, co nazwano „żeromszczyzną” w języku i obrazowaniu, a co w „Smudze cienia” J. Sienkiewiczówny oznacza pewną poetyzację tekstu. Wrażenie takie potęgują partie opisowe i użyte w nich, dodane określenia „wyjaśniające”, np.: Eternity of blind stillness – to u tłumaczki «ślepa, milcząca wieczność». 69 „Impresjonizm” Conrada («wieczność» określona przez „abstrahującą” przydawkę przyimkową), porównanie ciszy morskiej i stanu własnej duszy do «wieczności oślepłej ciszy», jak maluje ten obraz drugi tłumacz, został zastąpiony, zamazany przez konstrukcję mniej niezwykłą, przez przymiotniki, które ten obraz banalizują. Można to chyba uznać za przykład nadinterpretacji. Podobne wrażenie wywołują też inne przykłady, w których zwraca uwagę zarówno dodawanie określeń jak i ich charakter przejaskrawiający: We were an hour at it at least, and all the time the black universe made no sound – to «Praca zajęła nam przeszło godzinę, a przez cały ten czas, w otaczającej nas ciemności, nie było drgnienia ni szelestu»: One hung over the capstan, sobbing for breath – to «jeden z nich wsparł się całem ciałem o kołowrót i, nie mogąc złapać oddechu, szlochał po prostu z wysiłku». Pierwszy polski przekład przekazuje zatem czytelnikowi Conrada bardziej sentymentalnego niż oryginał. Zdaniem Wacława Borowego (1950: 15), „Ostateczna wartość przekładu zależy od stosunku wad do zalet”. Przekład Sienkiewiczówny uznać trzeba chyba za przekład etnocentryczny, dostosowany do warunków w jakich powstał. Jeśli Conrad „świadomie zabiegał o aktywizację uczuciową i intelektualną” odbiorcy, nie znaczy to wcale, że podsuwał mu gotowe, właśnie sentymentalne, rozwiązania. Zapewne dlatego, powieść ta musiała być przetłumaczona ponownie. Ale fakt iż przekład ten był wznawiany wielokrotnie – dopóki nie doczekał się następcy – dowodzi jednak, że budził żywe zainteresowanie, także prze70 cież dzięki kształtowi użytego języka, który musiał trafiać do smaku współczesnych mu odbiorców. W latach 70-tych XX-go wieku powstał następny przekład, pisany w innej sytuacji w literaturze polskiej i ukazujący odmienny projekt tłumacza. O «Smudze cienia» Jana Józefa Szczepańskiego można powiedzieć, że jest bliższa oryginałowi, przede wszystkim dlatego, że zachowana została większa wstrzemięźliwość ekspresji. Tłumacz mówi np. tylko o «wrażeniu ostateczności», o «jakby przedsmaku unicestwienia». Ale i sam także stosuje szereg zabiegów, nazywanych przez A. Bermana deformacjami. Trzeba wśród nich wymienić dodawanie zbędnych chyba wyrażeń, np. «tej chwili» w pierwszym zdaniu i, przeciwnie, opuszczanie wyrazów, np. przysłówka anxiously, potrzebnego, bo określającego odpowiedź marynarzy. Another amended anxiously: W tej samej odpowiedzi jest to np. eliminacja ważnego słówka sir, powodująca zanik sposobu wyrażania szacunku podwładnych do kapitana, szacunku podkreślonego przez Conrada przy pomocy dwukrotnego użycia tego słowa; znika też kulturowa odmienność używanej w takiej sytuacji formy angielskiej. “All here sir”... “All that are any good for anything, sir” „Jesteśmy, panie kapitanie”, a inny dodał: „Wszyscy, którzy jeszcze do czegoś się nadają.” Dodajmy jeszcze zmianę konstrukcji zdania, gdy tematem staje się to, co w angielskim zdaniu było novum: «Słaniając się i dysząc, wędrowali za mną» to w angielskim tekście There wandered feebly after me..., stumbling and panting. 71 Tłumacz akcentuje postawę marynarzy: posłuszeństwo i samozaparcie, gdy Conrad podkreśla przede wszystkim, przynajmniej „na powierzchni” tekstu, ich ostateczne wyczerpanie. Znika też m.in. metonimiczne mówienie o sobie, my eyes made out shadowy forms a więc postrzeżenie zmysłowe zostaje zastąpione przez akt świadomości «rozpoznałem ciemne postacie». Sam Conrad wprowadziłby do tego przekładu, być może, jakieś poprawki – tak jak poprawił polską wersję swojej noweli Il Conde, akcentując m.in. wyrażenia bardziej „archaiczne” (por. Borowy 1950). Od wspomnianych deformacji o wiele bardziej istotne wydają się pozytywne właściwości przekładu Szczepańskiego. Próbuje on bowiem przekazać jeśli może nie „angielskość” (wspomniałam już, że np. eliminuje słówko sir), to na pewno wstrzemięźliwość narracji Conrada, oszczędny i w miarę możliwości bezosobowy sposób sygnalizowania kolejnych stanów ducha kapitana. Zachowuje m.in. porównania w pierwszym akapicie analizowanego fragmentu (zastąpione u pierwszej tłumaczki przez konstrukcję stwierdzającą fakty). Podobnie jak oryginał, przekazuje dystans emocjonalny w obrazie nadludzkiego wysiłku wyczerpanych marynarzy w przedostatnim akapicie. Jest to obraz pozornie chłodny, choć w spokojnym opisie tego co „moje... oczy... rozróżniły» pulsuje przecież ogrom współczucia. Jak Conrad, Szczepański wylicza wykonywane czynności, stwierdzając jedynie wydłużone tempo ich wykonywania oraz «tytaniczny» charakter wysiłku. Jak Conrad także, pozornie bezbarwnie ukazuje opanowanie kapitana. Fragment: … and I stood amongst them like a tower of strength, impervious to desease and feeling only the sickness of my soul. I waited for some time fighting against the weight of my sins, against my sense of unworthiness, and then I said… oddany przez pierwszą tłumaczkę bardziej ekspresywnie, kładzie bowiem nacisk na stan duszy kapitana, powtarzając wyraz «chory» i dodając określenia: «do głębi duszy» oraz «z osaczającymi mnie wyrzutami sumienia»: 72 «Stałem wpośród nich jak uosobienie siły – nie tknięty przez zarazę, a mimo to zbolały i chory, chory do głębi duszy. Milczałem czas jakiś, zmagając się z osaczającymi mnie wyrzutami sumienia, z poczuciem własnej niegodności, wreszcie rzekłem»... – to u Szczepańskiego: «I oto ja stałem pośród nich, mocny jak twierdza, nie tknięty przez zarazę, trawiony tylko chorobą duszy. Jakiś czas czekałem, zmagając się z ciężarem moich win i z poczuciem własnej niegodności. Wreszcie powiedziałem»... Zdanie to jest prawie „dosłownym” przekładem zdania oryginału, a wyrażenie «ciężar win» brzmi obiektywnie, podobnie jak the weight of my sins. Tłumacz ingeruje jednak w tok narracji. U Conrada ukazany jest stan, w jakim znajdują się poszczególne postacie, marynarze oraz kapitan: One hung over the aftercapstan sobbing for breath; and I stood… like a tower of strength – Szczepański zaś mocniej akcentuje różnicę między wyczerpaniem marynarzy i postawą kapitana, «mocnego jak twierdza», zastępując spójnik and przez całe wyrażenie przeciwstawiające «I oto ja», umieszczone dodatkowo na początku odrębnego zdania: «I oto ja stałem pośród nich, mocny jak twierdza...» Zamienia też – podobnie zresztą jak J. Sienkiewiczówna – słówko then wyrażające jedynie następstwo przez przysłówek «wreszcie», nacechowany emocjonalnie, podkreślający bowiem – czego nie ma w oryginale – czas i tym samym wysiłek potrzebny na opanowanie się, na powrót do rzeczywistości. Za to w końcowej partii fragmentu tłumacz trafia, jak mi się zdaje, w ton wypowiedzi Conrada. Pozornie pozbawione emocji słowa kapitana: 73 “Now, men, we’ll go aft and square the mainyard. That’s about all we can do for the ship; and for the rest she must take her chance” J. Sienkiewiczówna zamienia na jakby wylewną wypowiedź, która, przez rozwinięcie ostatniego zdania oraz dodanie wyrazów «A potem… potem», ujawnia to co w oryginale było bardziej ukryte, żal czy bezradność mówiącego: «– No, chłopcy, musimy jeszcze skantować reje wielkiego masztu. To wszystko, co możemy zrobić dla statku. A potem... potem nie pozostanie już nic innego, jak zdać się na jego odporność.» Wprawdzie Szczepański także nie dostrzega roli słówka about, w którym zdaje się jakby tlić resztka nadziei, za to wypowiedź kapitana brzmi w jego przekładzie jak słowa komendy, bez niepotrzebnej modalności («musimy» u tłumaczki); ma też w pierwszym zdaniu rytm komendy. Rzeczowość ostatnich dwu zdań podkreślona jest przez ich zwięzłość: polski tekst, co jest przecież rzadkością, jest krótszy niż angielski: «– A teraz, chłopcy, pójdziemy na rufę i obrócimy na trawers grotreję. To będzie wszystko, co możemy zrobić dla statku. Z resztą niech sam sobie radzi.» O przekładzie Jana Józefa Szczepańskiego można, mimo niektórych krytycznych uwag (m.in. mimo opuszczenia ważnego przysłówka about w ostatnim zdaniu), powiedzieć, że „zbliża się do wzorca” i „służy przedstawieniu, które warunkuje zrozumienie”. Na pytanie czy tekst ten potraktował na pewno w należyty sposób „obcość” dyskursu Conrada – fakt nie zachowania słowa sir – które przecież mogło pozostać, w formie oryginalnej, lub przynajmniej, jak u J. Sienkiewiczówny, jako wołacz: «kapitanie» – zdaje się nieść odpowiedź przeczącą. Podkreślmy jednak to, co na pewno istotne. Mimo drobnych zmian, których nie można chyba uznać za kompromitujące, tłumacz stara się przekazywać – i to jest ważne – „angielski” 74 sposób sygnalizowania przeżyć i odczuć kapitana, mianowicie rezerwę w opowiadaniu o własnej postawie i trudnych decyzjach. Chociaż nie da się przesądzić, czy jest to już właściwe „dzieło”, ostatni najlepszy przekład z serii, tj. czy nie ukaże się tekst jeszcze lepszy, trzeba dostrzec (i ocenić wysoko) wysiłek J.J. Szczepańskiego, by przenieść na teren polski nie tylko właściwości stylu Conrada, lecz także – poprzez styl – jego przesłanie. 3. Aneks – teksty Joseph Conrad, The Shadow Line, New York 1959, 252253: It was impossible to shake off that sense of finality. The quietness that came over me was like a foretaste of annihilation. It gave me a sort of comfort, as though my soul had become suddenly reconciled to an eternity of blind stillness. The seaman’s instinct alone survived whole in my moral dissolution. I descended the ladder to the quarter-deck. The starlight seemed to die out before reaching that spot, but when I asked quietly: “Are you there, men?” my eyes made out shadowy forms starting up around me, very few, very indistinct; and a voice spoke: “All here, sir.” Another amended anxiously: – “All that are any good for anything, sir.” Both voices were very quiet and unringing; without any special character of readiness or discouragement. Very matterof-fact voices. “We must try to haul this mainsail close up,” I said. The shadows swayed away from me without a word. Those men were the ghosts of themselves, and their weight on a rope could be no more than the weight of a bunch of ghosts. Indeed, if ever a sail was hauled up by sheer spiritual strength it must have been that sail, for, properly speaking, there was not muscle enough for the task in the whole ship, let alone the miserable lot of us on deck. Of course, I took the lead in the work myself. They wandered feebly after me from rope to rope, stumbling and panting. They toiled like Titans. We were an hour at it at least, and all the time the black universe made no sound. When the last leech-line was made fast, my eyes, accustomed to the darkness, made out the shapes of exhausted men drooping over the rails, collapsed on hatches. One hung over the aftercapstan, sobbing for breath; and I stood amongst them like a tower of strength, impervious to desease and feeling only the sickness of my soul. I waited for some time fighting against the weight of my sins, against my sense of unworthiness, and then I said: 76 “Now, men, we’ll go aft and square the mainyard. That’s about all we can do for the ship; and for the rest she must take her chance.” Joseph Conrad, Smuga cienia. Przekład J. Sienkiewiczówna, (Warszawa 1930, 136-138) Agencja Praw Autorskich i Wydawnictwo „Interart”, Warszawa 1992, 111-112: «To uczucie „końca” górowało we mnie nad wszystkimi innymi uczuciami. Opanował mnie z wolna spokój będący przedsmakiem nicości. Ślepa, milcząca wieczność przestała mnie przerażać, pogodziłem się z nią w duszy i to sprawiło mi ulgę. Jednakże instynkt żeglarza okazał się silniejszy ponad wszystko. Zeszedłem na główny pokład i spokojnym głosem spytałem: – Jesteście, chłopcy? Mimo iż gwiazdy nad naszymi głowami gasły jedna po drugiej, oczy moje potrafiły rozróżnić kilka ludzkich cieni majaczących w mroku. Jakiś głos odpowiedział: – Wszyscy obecni, panie kapitanie – drugi zaś poprawił go nieśmiało: – Wszyscy, co się jeszcze na nogach trzymają. Oba głosy były spokojne i bezdźwięczne, nie zdradzały ani szczególnej gorliwości, ani zniechęcenia. Ogromnie „trzeźwe” głosy. – Musimy postawić wielki żagiel w kierunku wiatru – rzekłem. Cienie rozpierzchły się bez słowa. Ludzie ci podobniejsi byli do własnych widm niż do ludzkich istot, a wszyscy razem, ciągnący linę, ważyli tyle, co wiązka bezcielesnych duchów. Śmiem twierdzić, iż postawienie tego wielkiego żagla dokonane zostało tym razem mocą ducha, bez udziału mięśni, nie było bowiem na naszym statku fizycznej siły, która by takiemu zadaniu mogła sprostać. Oczywiście, sam stanąłem na czele roboty. Marynarze posuwali się za mną, potykając się i ciężko dysząc. Wysiłek ich przy ciągnieniu lin był wręcz tytaniczny. Praca zajęła nam przeszło godzinę, a przez cały ten czas w otaczającej nas ciemności nie było drgnienia ni szelestu. Gdy ostatnia linka została wreszcie umocowana, oczy moje, nawykłe do ciemności, poczęły rozglądać się po pokładzie. Rozpoznawałem sylwetki poszczególnych ludzi przewieszonych 77 przez burtę lub skulonych na luku – jeden z nich wsparł się całym ciałem o kołowrót i nie mogąc złapać oddechu szlochał po prostu z wysiłku. Stałem wpośród nich jak uosobienie siły – nie tknięty przez zarazę, a mimo to zbolały i chory, chory do głębi duszy. Milczałem czas jakiś, zmagając się z osaczającymi mnie wyrzutami sumienia, z poczuciem własnej niegodności, wreszcie rzekłem: – No, chłopcy, musimy jeszcze skantować reje wielkiego masztu. To wszystko, co możemy zrobić dla statku. A potem... potem nie pozostanie już nic innego, jak zdać się na jego odporność.» Joseph Conrad, Smuga cienia. Wyznanie. Przełożył J.J. Szczepański, PIW 1973, 119-120: «Nie mogłem otrząsnąć się z wrażenia ostateczności tej chwili. Spokój, który mnie ogarnął, był jakby przedsmakiem unicestwienia. Było to dla mnie rodzajem pociechy, jak gdyby dusza moja pogodziła się nagle z wiecznością oślepłej ciszy. Jedynie instynkt marynarza oparł się we mnie temu moralnemu obezwładnieniu. Zeszedłem po drabince na pokład śródokręcia. Światło gwiazd zdawało się nie docierać tutaj, ale gdy zapytałem cicho: „Jesteście tu, chłopcy?”, rozpoznałem ciemne postacie, podnoszące się wokół mnie – bardzo nieliczne i bardzo niewyraźne. Jakiś głos powiedział: „Jesteśmy, panie kapitanie”, a inny dodał: „Wszyscy, którzy jeszcze do czegoś się nadają.” Oba głosy były bardzo spokojne i bezdźwięczne. Nie brzmiała w nich ani szczególna skwapliwość, ani zniechęcenie. Głosy rzeczowe po prostu. Musimy spróbować sprzątnąć grotżagiel! – powiedziałem. Cienie rozproszyły się chwiejnie, bez słowa. Ci ludzie byli już tylko własnymi duchami, a uczepieni lin, musieli ciągnąć je nie silniej niż gromadka duchów. I rzeczywiście, jeśli kiedykolwiek jakiś żagiel został sprzątnięty za pomocą samej siły ducha, to był to właśnie ów żagiel, jako że na całym statku nie znalazłoby się dość energii mięśniowej dla dokonania tego dzieła, nie mówiąc o tej garstce nędzarzy na pokładzie. Oczywiście sam objąłem przywództwo w pracy. Słaniając się i dysząc wędrowali za mną od liny do liny. Był to dla nich tytaniczny wysiłek. Zajęło nam to co najmniej godzinę, a przez ten czas czarny 78 świat trwał w milczeniu. Kiedy ostatni nokgording został umocowany, moje nawykłe do ciemności oczy rozróżniły sylwetki wyczerpanych marynarzy przewieszone przez reling lub leżące na lukach ładowni. Jeden z ludzi zwisając bezwładnie na kabestanie rufowym łapał oddech wydając podobne do szlochu dźwięki. I oto ja stałem pośród nich, mocny jak twierdza, nie tknięty przez zarazę, trawiony tylko chorobą duszy. Jakiś czas czekałem, zmagając się z ciężarem moich win i z poczuciem własnej niegodności. Wreszcie powiedziałem: – A teraz, chłopcy, pójdziemy na rufę i obrócimy na trawers grotreję. To będzie wszystko, co możemy zrobić dla statku. Z resztą niech sam sobie radzi.» Rozdział 2. O George’a Orwella Nineteen eighty four 1. Uwagi o tekstach Nie można w wypadku tej powieści pominąć trudnego pytania o sposoby jej rozumienia przez współczesnych czytelników; sporo na ten temat pisze Maciej Broński (tj. Wojciech Skalmowski, 1973) we Wstępie do paryskiego wydania, przez Instytut Literacki, pierwszego polskiego przekładu, pod tytułem „1984”. Dla dalszych rozważań ważny jest jednak przede wszystkim fakt, że powieść funkcjonuje dziś w zmienionej sytuacji i dotyczy to zarówno oryginału, jak i oczywiście przekładów. Składa się na to wiele czynników. Odpadła m.in. jej profetyczność, wiemy już bowiem jaki koniec przypadł w udziale Big Brotherowi. Wiemy też, że anty-utopia przewidywana przez angielskiego pisarza – podobnie jak wcześniejsze prognozy Aldousa Huxleya – nie została na szczęście w pełni zrealizowana. Ale warto też wiedzieć, że Orwell pisał tę powieść jako ostrzeżenie przed złem totalitaryzmu jako takiego (Broński ibid.: 30) i że to czytelnicy, do czego przyczyniła sie także zapewne jego poprzednia powieść, Animal farm, odczytali ją tylko jako satyrę na komunizm. Warto mieć w pamięci karierę, jaką zrobił jeden z jej głównych tematów, nowo-mowa, newspeak, groźne zjawisko kulturowe podpatrzone przez Orwella, mające swój odpowied81 nik w Sowietach, w Polsce tzw. „minionej epoki”, czy w NRD. W Niemczech nowo-mowę poprzedziła opisana przez Wiktora Klemperera Lingua tertii imperii, funkcjonująca jednak jako narzędzie manipulacji politycznej w innej wersji totalitaryzmu. Francja miała swój „nov-langue”, którym pisywano w organie francuskiej partii komunistycznej, dzienniku L’Humanité. Można jednak przypuszczać, że francuski czy niemiecki czytelnik inaczej interpretuje tę powieść niż czytelnik polski, zarówno ten, który żył w czasach dwu-mowy i dwój-myślenia, jak i odbiorca młody, nie dysponujący wystarczającą wiedzą o tamtej epoce. Nowo-mowa panoszyła się w Polsce w życiu oficjalnym a obok niej istniał język polski używany dla celów prywatnych – chociaż nowo-mowa przenikała, w różnym stopniu, także do języka prywatnego. Zjawisku temu poświęcona została sesja naukowa, zorganizowana przez NSZZ Solidarność w Uniwersytecie Jagiellońskim w r. 1981; materiały te wydane zostały następnie pod redakcją Jolanty Rokoszowej; zwracam uwagę m.in. na artykuły Jolanty Rokoszowej i Leszka Bednarczuka (w: Rokoszowa 1985). Może warto przypomnieć definicję nowomowy, jaką podaje współczesny Uniwersalny słownik języka polskiego pod redakcją Stanisława Dubisza (2003): „język władzy i kontrolowanych przez nią środków przekazu w państwach komunistycznych, tworzony wewnątrz partii, przenikający do języka urzędowego i potocznego, używany do manipulowania zachowaniami i nastrojami społecznymi”. Jako przykład niech posłuży np. „wojenny” język PRLu, jego „kampanie żniwne” czy „bitwy o węgiel”, czy także zbitki słowne, np. „demokracja ludowa” czyli ludowładztwo ludowe (!), bo inna demokracja, bez przymiotnika, nie była do pomyślenia. W Roku 1984 nowo-mowa ma, pod rządami komunistów w „Oceanii”, ostrą wymowę polityczną i posługuje się manipulacyjnymi, przewrotnymi sloganami: War is Peace, Freedom is slavery czy Ignorance is strength, w polskim tłumaczeniu: «Wojna to pokój», «Wolność to niewola», «Ignorancja to siła». Jak pisze Orwell (w przekładzie Juliusza Mieroszewskiego), 82 „Celem urzędowego języka Oceanii było nie poszerzanie światopoglądu, lecz przeciwnie, zwężanie go do partyjnego minimum i cel ten osiągano pośrednio przez zwężanie do minimum zapasu słów na użytek obywateli” (Orwell 1979: 295; także w: Rokoszowa 1985: 18). Newspeak służy w powieści do ukazania całkowitej kontroli nad myślą. Praca Winstona Smitha, pozbawionego pamięci i wspomnień z dzieciństwa, polega przecież na poprawianiu historii, nadawaniu właściwej, stale się zmieniającej interpretacji temu, co było. Jego obraz świata jest ograniczony do tego, co postrzega on zmysłami, ale zwłaszcza do tego, co w języku którego używa jest „do pomyślenia”, co nie przekracza granic dozwolonych i narzuconych przez propagandę. Percepcja świata ogranicza się do hic et nunc, tu i teraz zmieniającej się sytuacji Oceanii. Ale świat ten ulega nieustannym przekształceniom. Tytułem dygresji można zauważyć, że dziś termin nowomowa funkcjonuje inaczej, jako metafora określająca różnego typu dyskurs, uwikłany ideologicznie i politycznie. Używanie tego słowa stanowi jednak dzisiaj w gruncie rzeczy nadużycie, bo wyrwane ono zostało z określonego historycznie kontekstu. Oznacza dziś pewien szablon, sposób mówienia i pisania zubożony i pełen stereotypów, nastawiony jednak zawsze na manipulację odbiorcą. Przykładem – choć trudno tu mówić o systemie nowo-mowy – może być ekspresja tzw. poprawności politycznej i używanie wielu terminów w znaczeniu zmienionym lub zawężonym do sensu „jedynie słusznego”. Ilustracją, bardzo łagodną, jest w polszczyźnie narzucenie przez przekazy masowej komunikacji słowa «partner» zamiast «mąż» czy «żona», itp. *** Refl eksja nad przekładami początkowego fragmentu tej powieści, polskimi, dla porównania także francuskim i niemieckim, każe zauważyć, iż strategie przyjęte przez rozmaitych tłumaczy różnią się między sobą w sposób wyraźny. Narzuca to konieczność postawienia szeregu 83 oczywistych pytań, o projekty tłumaczy i o rodzaj śladów pozostawionych przez nich w języku przekładu. Także pytania, dlaczego w moim odbiorze jako zwykłego czytelnika obie drukowane polskie wersje powieści są jednak, mimo pewnych zastrzeżeń, interesujące. Czyżby jednak różnice stylistyczne nie wpływały na przekazywaną wizję świata? Czy zatem proponowana przez tłumaczy lektura tekstu narusza – czy może jednak nie narusza – intentio operis oryginału? Lektura przekładów ma ukazać w jaki sposób kolejni tłumacze polscy, Juliusz Mieroszewski w wydaniu paryskim w 1979 i następnie Tomasz Markowicz w edycji krajowej, w r. 1988, (oraz dodatkowo studentka w r. 2006) odczytali przekaz tej powieści. Przytoczony jest tu tylko fragment, tj., ze względów praktycznych tylko dwa pierwsze akapity ze strony pierwszej, ale omawiane przykłady pochodzą także z innych części tekstu. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że mimo iż powieść jako gatunek łączy partie opisowe i partie narracyjne, w wybranym fragmencie dominuje opis, jemu więc poświęcona będzie większość obserwacji. Przed omówieniem przekładów trzeba raz jeszcze przypomnieć, że analiza stylistyczna zwraca uwagę na współdziałanie chwytów stylistycznych włączonych w realizację określonego celu: ukazania rzeczywistości Oceanii oraz zmuszenia do refleksji nad nią. Powinnaby także rzucić światło na zmiany funkcji środków stylistycznych i ich sensu w trakcie rozwijającej się akcji; także na jej odczytywanie w miarę rozwoju i ujawniania się sensów oraz uwarunkowań dyskursu – ale ta kwestia potraktowana będzie skrótowo. Skoro tekst jest porównywany do tkaniny, utkanej z elementów należących do języka i do struktury tekstu, jest rzeczą oczywistą, przypomnę, że ekspresja jest zależna od przekazu i równocześnie nań wpływa. Badanie przebiegać tu będzie od szczegółów do uogólnienia: refleksja nad poszczególnymi faktami językowymi poprzedza postawienie hipotezy interpretacyjnej, ma bowiem zasygnalizować to co wydaje się istotne. Dominanta formalna zapewnia kohezję, dominanta semantyczna określa specyfikę dzieła. Nowsze stylistyki podkreślają przecież, że analiza stylistyczna musi uwzględnić 84 różne parametry tekstu, każdy tekst zakłada bowiem pewien, swój własny, horyzont oczekiwania, czyli reguły kierujące jego rozumieniem. Otóż w powieści Orwella świat przedstawiony jest z perspektywy narratora, który w tonie bezbarwnym, „zwężając do minimum zapas słów” relacjonuje to, co bohater powieści robi i zdaje się odczuwać. Zwraca uwagę sposób opisu świadomości Winstona Smitha, który postrzega świat naskórkowo, głównie wzrokiem, także słuchem i węchem, który nic nie pamięta z dzieciństwa, który także czuje a complete helplessness, jest zagubiony i niczego nie wie z całą pewnością, nawet he did not know with any certainty that this was 1984. Tak samo, pozornie obiektywnie, przedstawiona jest jego działalność i jego długa ewolucja, „pranie mózgu” uwieńczone wyznaniem I love Big Brother. Trzeba podkreślić, na poziomie retorycznym, rolę ironii, rzucającej się w oczy m.in. w nazwach nadanych poszczególnym ministerstwom czy w natrętnym opisie plakatu. Ironia jest wszechobecna; ujawnia się w pełni w sposobie traktowania języka w całej powieści: za dystansem w sposobie przedstawiania manipulowanej postaci kryje się kpiąca twarz narratora. Wybrany fragment, początek tekstu, ma, jak już wspomniałam, charakter opisowy. Zauważmy, że prezentacja akcji ogranicza się do kilku krótkich, „sprawozdawczych” zdań: Winston... skipped quickly through the glass doors of Victory Mansions... Winston made for the stairs. ... Winston went slowly... Winston turned a switch... He moved over to the window... Winston turned up abruptly. Reszta wybranego fragmentu przedstawia Winstona oraz przestrzeń, w której się porusza. Orwell używa czasowników i przymiotników konkretnych, które precyzyjnie opisują szczegóły wnętrza budynku oraz wyeksponowanego na każdym piętrze ogromnego afisza. Zwraca uwagę prostota krótkich zdań i częstotliwość użycia form czasownika to be, w formie 85 bezosobowej, w formie ciągłej lub w stronie biernej: aż 21 razy w dwóch pierwszych akapitach, przykładowo: Il was a bright cold day..., and the clocks were striking...; ... a coloured poster... had been tacked to the wall;... It was no use trying the lift. Even at the best of times it was seldom working and at present the electric current was cut off... It was part of the economy drive...; The flat was seven flights up...; ... Winston... was thirty-nine...; It was one of those pictures which are so contrived...; ... Big Brother is watching you... . Wiele mówiący jest również podział na akapity, ukazujący kolejność postrzegania przestrzeni przez Winstona Smitha: wejście do Victory Mansions, hall i schody prowadzące do mieszkania, widok ogromnego afisza z «Wielkim Bratem», inside, outside i wreszcie opis tego, co w mieszkaniu najważniejsze, tele-ekranu. Szczegóły takiego opisu i takiego sposobu budowania przestrzeni wydają się tak istotne, że tłumacze nie mają tu dużej swobody działania i powinni utrzymać język i układ tekstu w przekładzie w tym samym tonie i porządku. Czy jednak na pewno tak się dzieje? 86 2. Uwagi o przekładach Jak wiadomo, tłumacz podejmuje pracę z własnym językiem w oparciu o szereg czynników. O intuicję, wrażliwość na subtelności językowe, także własny horyzont (to, przypominam, termin A. Bermana), na który składa się m.in. posiadana przez niego wiedza, znajomość sytuacji kulturowej, społecznej, psychologicznej w obu językach, kompetencja w obu językach oraz oczywiście także jego skłonności czy upodobania indywidualne. I wreszcie tłumaczenie zależy od przyjętej strategii czyli projektu tłumacza. Jest oczywiste, że tłumacz nie „mówi” po prostu w swoim języku tego, co ktoś inny przekazał w innym języku. Praca tłumacza jest zawsze swojego rodzaju grą lub lepiej manipulacją, podlega wpływom wspomnianego horyzontu tłumacza, wyznawanej przez niego ideologii, wartościowania, sposobu percypowania rzeczywistości i, oczywiście, odmiennej struktury języków. Zależy od projektu tłumaczenia, jaki świadomie, czasem być może nie całkiem, ponieważ wpływa na niego jego horyzont, przyjmuje tłumacz. Ale tłumaczenie służy zawsze ekspatriacji (to także termin używany przez Bermana), wzbogaca zarówno sam język jak i kulturę kraju, który go przyjmuje. Częściową odpowiedź na pytanie o jakość przekładów polskich przynosi obserwacja zastosowanych przez tłumaczy deformacji, trzeba więc przyjrzeć się niektórym z nich. Zaczynam od analizy mikro-stylistycznej, dość z konieczności długiej, wiadomo bowiem, że poprowadzi ona do ukazania przesunięć także na poziomie dyskursu. A. Berman twierdzi, że „każdy tłumacz narażony jest na grę tendencji deformujących, nawet jeśli jego zamiar jest inny. Więcej: te nieświadome siły należą do jego istoty jako tłumacza, determinują jego pragnienie tłumaczenia. Złudą jest myśleć, iż może on się od nich uwolnić” (Berman 1985). 87 A. Zastosowane deformacje a. Racjonalizacja. Polega na modyfikacjach składniowych, wprowadzanych przez tłumaczy już w pierwszym akapicie: It was a bright cold day in April, and the clocks were striking thirteen. Winston Smith, his chin nuzzled into his breast in an effort to escape the vile wind, slipped quickly through the glass doors of Victory Mansions, though not quickly enough to prevent a swirl of gritty dust from entering along with him. Mieroszewski (i podobnie tłumaczka francuska) dzieli zdania, eliminując w pierwszym z nich spójnik współrzędny and, w następnym spójnik upodrzędniający though; nie przekłada też wyrazu quickly po czasowniku slipped, być może dla uniknięcia powtórzenia. Deformacja ta oznacza zmianę sposobu przedstawiania akcji: zdanie angielskie podkreśla celowość wysiłku Winstona i pochylenia przez niego głowy: in an effort to escape the vile wind, w zdaniu polskim narrator uwypukla jedynie fakt chronienia się «przed uderzeniem dzikiej wichury». Z wprowadzonych zmian wynika inna logika budowania akcji i tym samym inny porządek dyskursu: «Był pogodny, chłodny dzień kwietniowy. Biła godzina trzynasta. Winston Smith z głową pochyloną na piersi, chroniąc się przed uderzeniem dzikiej wichury wśliznął się poprzez szklane drzwi do gmachu Victoria. Nie uczynił jednak tego dość szybko i tuman piaszczystego pyłu wtargnął za nim do wnętrza.» Mirkowicz natomiast stosuje taktykę odmienną, jego przekład wydaje się dosłowny, bardziej przekonująco maluje postawę Winstona Smitha «z głową wtuloną w ramiona dla osłony przed tnącym wiatrem», «tnący wiatr» bliższy jest chyba wyrażeniu angielskiemu vile wind, niż przesadnie brzmiące określenie «dzika wichura» Mieroszewskiego. Zwraca natomiast uwagę oddanie obcej nazwy własnej, Victory Mansions, przez 88 wyrażenie «Blok Zwycięstwa», które zaciera obcość oryginału, zdaje się bowiem przenosić miejsce akcji na teren „swojski”, polski i to teren współczesny, ze względu choćby na konotacje, jakie niesie słowo «blok»: «Był jasny, zimny dzień kwietniowy i zegary biły trzynastą. Winston Smith, z głową wtuloną w ramiona dla osłony przed tnącym wiatrem, wśliznął się szybko przez szklane drzwi do Bloku Zwycięstwa, ale nie dość szybko, by powstrzymać tuman ziarnistego pyłu, który wtargnął za nim do środka». Tłumacz niemiecki postępuje jeszcze inaczej, łączy bowiem cały pierwszy akapit w jedno długie zdanie i dodaje dwukrotnie upodrzędniający spójnik «als» – jest to racjonalizacja, która służy równocześnie wyjaśnianiu. Tekst staje się też dłuższy, co powoduje m.in. dodanie szczegółów: «gerade» czy «eines der Häuser des Victory-Blocks». Podobnie też jak Mieroszewski w tłumaczeniu polskim, tłumacz niemiecki zmienia częściowo obraz wtargnięcia pyłu (czemu nie zapobiegło zamknięcie w porę drzwi wejściowych): «Es war ein klarer, kalter Tag im April, und die Uhren schlugen gerade dreizehn, als Winston Smith, das Kinn an die Brust gepreßt, um den rauhen Wind zu entgehen, rasch durch die Glasstüren eines der Häuser des Victory-Blocks schlüpfte, wenn auch nicht rasch genug, als daß nicht zugleich mir ihm ein Wirbel griesigen Staubs eingedrungen wäre.» Zarówno zmiana struktury akapitu u Mieroszewskiego oraz skrócenie fragmentu though not quickly enough to prevent – jak i pewna skrótowość w drugim przekładzie polskim (opuszczenie wyrazu mówiącego o «wysiłku») oraz tym samym przypisanie bohaterowi świadomego działania, bo to prevent oznacza raczej «zapobiec» niż «powstrzymać» – naruszają relacje między stroną formalną i przekazem. Są typowe, jak pisze A. Berman, dla postawy etnocentrycznej tłumacza, dla sposobu odczytania przez niego intentio lectoris, próby dostosowania 89 się do możliwości rozumienia przypisywanych czytelnikowi. Tłumacz stara się tłumaczyć „w sposób jasny i zrozumiały” dla odbiorcy, nawet za cenę opuszczeń i przekształceń. Tu także trzeba wspomnieć o zamianie zwracającego uwagę częstością użycia przez Orwella czasownika to be, w różnych formach, przez inne czasowniki w przekładach: gdy w dwu pierwszych akapitach (tekst cytuję w aneksie) czasownik ten występuje 11 razy, u Mieroszewskiego – pięć razy, u Mirkowicza – tylko dwa razy, w przekładzie niemieckim trzy razy; jedynie tłumaczka francuska posługuje się nim częściej, bo siedem razy. Tłumaczom polskim było jakby za ciasno w płaskich ramach słowa «być». Mieroszewski używa więc czasowników znaczących, np. «Biła godzina trzynasta», czy «W jednym z rogów przybito do ściany barwny afisz». U Mirkowicza podobnie: «zegary biły trzynastą... Na jednym jej końcu wisiał barwny plakat», itd. b. Wyjaśnianie. Jest ono związane z racjonalizacją i dotyczy szczególnie poziomu „jasności” wyrazów i sensów. Tam gdzie oryginał porusza się bez problemu w tym co nieokreślone, tłumacz zmierza do narzucenia tego co określone. Może także wyjaśniać to co, jak pisze A. Berman, nie jest jednoznaczne, wyraźne, lecz przeciwnie, jest domyślne w oryginale. Wyjaśnienia czynią może tekst „jaśniejszym”, ale równocześnie zaciemniają jego własną „jasność”, jego właściwy sens. Jako przykład może posłużyć interwencja tłumaczki francuskiej, gdy dzieli zdanie, zastępuje konektory, bo zamiast and proponuje «d’ailleurs», «zresztą», i w ten sposób wprowadza komentarz, podkreślając mocniej opozycję między „najlepszymi czasami”, które przeminęły i chwilą obecną. W oryginale (i w przekładzie niemieckim) opis pozbawiony jest tego komentarza. Porównajmy: Even at the best of times it was seldom working, and at present the electric current was cut off during daylight hours. It was part of the economy drive in preparation for Hate Week. «Même aux meilleures époques, il fonctionnait rarement. Actuellement, d’ailleurs, le courant électrique était 90 coupé dans la journée. C’était une des mesures d’économie prises en vue de la Semaine de la Haine». Mirkowicz także używa innego spójnika, tj. zastępuje neutralne and przez wyrażające opozycję «zaś». Łączy zarazem dwa ostatnie zdania, powodując destrukcję struktury zdania Orwella i tym samym zmianę relacji semantycznych. Przestawienie kolejności części zdania minimalizuje rolę przygotowań do Tygodnia Nienawiści, który u Orwella zajmował ważne, rematyczne miejsce, podkreśla zaś sam fakt wyłączenia prądu, nie jego przyczynę: «Nawet w najlepszym okresach rzadko bywała czynna, obecnie zaś, w ramach oszczędności związanych z przygotowaniem do Tygodnia Nienawiści, nie włączano prądu przez zmrokiem». Inny rodzaj wyjaśniania zastosował Mirkowicz w przekładzie zdania: Winston kept his back turned to telescreen. It was safer; though, as he well knew, even a back can be revealing, które w tekście studenckim brzmi bardzo dosłownie; wyjaśnienie grupy can be revealing jako «mogą dostarczać informacji» wydaje się najbliższe sensowi zdania angielskiego. Gdy zatem studentka tłumaczy: «Winston był tylem do ekranu. Tak było bezpieczniej, jednak, jak sam dobrze wiedział, nawet plecy mogą dostarczać informacji», Mirkowicz używa innego konektora («też» w miejsce oczekiwanego «nawet») oraz zmienia i konstrukcję zdania i punkt widzenia: interpretuje sens czasownika to reveal i wyjaśnia antropologicznie sens zastosowanej przez Orwella metonimii. To człowiek może «wyczytać wiele» w miejsce bezosobowej informacji o plecach: 91 «Winston stał tyłem do teleekranu. Tak było bezpieczniej, choć – jak wiedział – z pleców też można wiele wyczytać». Mieroszewski również dzieli zdanie (racjonalizacja), dodaje wyrazy («sam», «własne») i też interpretuje jednoznacznie sens angielskiego czasownika to reveal: «Winston stał obrócony plecami do tele-ekranu. Tak było bezpieczniej. Chociaż – jak sam dobrze wiedział – i własne plecy mogą zdradzić...» (co brzmi jak u Leca). Tłumaczka francuska zaś proponuje: «Winston restait le dos tourné au télécran. Bien qu’un dos, il le savait, pût être révélateur, c’était plus prudent» – i przestawiając kolejność zdań modyfikuje relację przyczyna – skutek. Orwell stwierdza, że bezpieczniej jest stać tyłem do ekranu, chociaż wiadomo, że nawet plecy mogą be revealing, co w kontekście omawianej wcześniej roli Tajnej Policji czytelnik rozumie jako możliwość uzewnętrzniania myśli przez postawę ciała i odczytania jej przez obserwatora. Tekst francuski natomiast przekazuje informację o możliwości zagrożenia («c’était plus prudent») i później dopiero wyjaśnia, dlaczego stanie tyłem do ekranu było pozycją bezpieczniejszą. Tłumacz niemiecki postępuje podobnie jak Mieroszewski i zamiast stwierdzenia faktu odwrócenia się od ekranu przekazuje jego przyczynę: «Das was sicherer»: «Winston richtete es so ein, daß er dem Televisor den Rücken zuwandte. Das war sicherer, wenn auch, wie er wohl wußte, sogar ein Rücken verräterisch sein kann.» c. Wydłużanie. Jak stwierdza A. Berman, „Każdy przekład jest dłuższy niż oryginał. Steiner mówi o «inflacji». Wynika ona częściowo z dwóch po92 przednich tendencji. Racjonalizacja i wyjaśnianie wymagają wydłużenia, rozwinięcia tego, co w oryginale jest «zwinięte». To wydłużanie może być «puste». Może współistnieć z różnymi formami zubożania ilościowego. To znaczy dodawanie niczego nie dodaje, zmienia jedynie masę tekstu, nie zmieniając jego wymowy ani znaczenia. Jest to jedynie gadulstwo, które zasłania właściwy głos dzieła. Wydłużenie to rozciągnięcie, rozluźnienie, które narusza rytm dzieła. Nazywane jest «nadtłumaczeniem»” (Berman 1985). Wydłużanie ilustruje ostatni przykład z przekładu niemieckiego: wyjaśnienie odbyło się kosztem dodania szeregu wyrazów i tym samym wydłużenia zdania. Podobnie postępuje tłumaczka francuska; porównajmy: Winston turned a switch and the voice sank somewhat, though the words were still distinguishable. The instrument (the telescreen, it was called) could be dimmed, but there was no way of shutting it off completely. «Winston tourna un bouton et la voix diminua de volume, mais les mots étaient encore distincts. Le son de l’appareil (du télécran, comme on disait) pouvait être assourdi, mais il n’y avait aucun moyen de l’éteindre complètement». Tekst niemiecki także jest jeszcze dłuższy: «Winston drehte an einem Knopf, und die Stimme wurde daraufhin etwas leiser, wenn auch der Wortlaut noch zu verstehen blieb. Der Apparat, ein sogenannter Televisor oder Hörsehschirm konnte gedämpft werden, doch gab es keine Möglichkeit, ihn völlig abzustellen» – chociaż w obu tych wypadkach za wydłużenie odpowiedzialność ponosi struktura języków francuskiego i niemieckiego (jak wiadomo język angielski ma wiele wyrazów jednosylabowych). 93 Natomiast Mirkowicz, przeciwnie, najpierw zgrabnie skraca zdanie: «Winston obrócił pokrętło i głos nieco przycichł, lecz mimo to każde słowo dobiegało wyraźnie. Urządzenie (nazywane teleekranem) można było ściszyć, ale nie wyłączyć», ale w jego wersji brakuje wyrazów no way i completely, uwydatniających u Orwella opozycję znaczenia między przysłówkami «nieco» i całkowicie»: the voice sank somewhat… there was no way of shutting it completely. d. Uszlachetnianie. Polega ono na tworzeniu zdań zgrabniejszych i „ładniejszych” – a przynajmniej bardziej ekspresywnych. A. Berman stwierdza: „Tak dzieje się na polu literatury, ale także w naukach humanistycznych, gdzie zabieg ten służy tworzeniu tekstów «czytelnych», «atrakcyjnych», pozbawionych ciężkości i złożoności na korzyść «sensu». Taki sposób «przepisywania» zdaje się być usprawiedliwiony, bo akcentuje – banalizując i przydając znaczenia – retoryczność właściwej każdej prozie” (Berman 1985). Otóż w polskich przekładach Nineteen eighty four widoczna jest w niektórych fragmentach opisowych dążność do wybierania wyrazów bardziej malowniczych, które zresztą służą nie tyle ozdabianiu ponurej, nieatrakcyjnej rzeczywistości, ile raczej sugerowaniu emocji. Oto np. opis daremnych wysiłków Winstona, próbującego przypomnieć sobie dzieciństwo: He tried to squeeze out some childhood memory that should tell him whether London had always been quite like this. Were there always these vistas of rotting nineteenth94 century houses, their sides shored up with baulks of timber, their windows patched with cardboard and their roofs with corrugated iron, their crazy garden walls sagging in all directions? And the bombed sites where the plaster dust swirled in the air and the willow-herb straggled over the heaps of rubble: and the places where the bombs had cleared a larger path and there had sprung up sordid colonies of wooden dwellings like chicken-houses? But it was no use, he could not remember: nothing remained of his childhood except a series of bright-lit tableaux, occuring against no background and mostly unintelligible. Porównajmy różne przekłady tego fragmentu: U Mieroszewskiego uderza np. afektywność i hiperboliczność określeń w rodzaju «mury wijące się wariacko», «pył strzaskanych murów», czy «bomby wymiotły wszystko»: «Usiłował z wspomnień dzieciństwa wydobyć odpowiedź na pytanie, czy Londyn zawsze był taki? Czy zawsze były owe perspektywy walących się domów ujętych w ramowania z bali drzewnych, z oknami pozabijanymi tekturą, z dachami pokrytymi falistą blachą i owe mury ogródków wijące się wariacko we wszystkie strony? Czy zawsze były to po-bombowiska, gdzie pył strzaskanych murów wibruje w powietrzu i wiklina rośnie dziko na zwałach gruzów? Albo miejsca, gdzie bomby wymiotły wszystko tworząc wolną przestrzeń na której wyrosły brudne, drewniane budy, jak kurniki? Nic nie pamiętał. Z jego dzieciństwa nie pozostało nic z wyjątkiem serii jakby prześwietlonych klisz – pozbawionych perspektywy, tła i sensu.» Mirkowicz ukazuje np. «rzędy sypiących się dziewiętnastowiecznych czynszówek», «rachityczne» murki, «biały pył», czy «tereny doszczętnie zniwelowane przez bomby» i także ten fragment wydaje się u niego bardziej ekspresywny niż tekst angielski: «Usiłował wydobyć z pamięci jakieś wspomnienia z dzieciństwa, żeby się przekonać, czy Londyn zawsze wyglądał 95 tak samo. Czy zawsze widziało się tu tylko rzędy sypiących się dziewiętnastowiecznych czynszówek o ścianach podpartych stemplami, oknach pozatykanych kawałkami dykty, dachach łatanych blachą falistą oraz rachityczne, walące się murki między ogródkami? I te porośnięte wierzbówką gruzy zbombardowanych domów, nad którymi unoszą się tumany białego pyłu, lub tereny doszczętnie zniwelowane przez bomby, gdzie zaraz wyrosły kolonie obskurnych drewnianych chat, istnych kurników? Wysiłki Winstona były jednak daremne, nie potrafił sobie nic przypomnieć; z dzieciństwa pozostała mu w pamięci tylko seria świetlistych obrazów, pozbawionych tła i sensu.» W przekładzie studenckim (w którym widać i inne deformacje) znajdują się także określenia bardziej wyraziste, np.: «bomby przetrzebiły szeroką połać» czy «wyrosły jak po deszczu nędzne kolonie drewnianych domów jak nędzne kurniki»: «Próbował wycisnąć coś z pamięci z okresu dzieciństwa, co powiedziałoby mu, czy Londyn zawsze był taki. Czy zawsze tam były długie rzędy zniszczonych dziewiętnastowiecznych domów, ściany przykryte drewnianymi belkami, ich okna łatane tekturą, ich dachy pokryte falowaną blachą, ich dziwne murki w ogrodach umieszczone na wszystkie strony. I zbombardowane tereny, gdzie kurz tynku wirował w powietrzu i wierzbówka zarastała stosy gruzu i miejsca, gdzie bomby przetrzebiły szeroką połać i wyrosły tam jak po deszczu nędzne kolonie drewnianych domów jak nędzne kurniki. Ale to nie miało sensu, nie pamiętał: nic nie pozostało w pamięci z jego dzieciństwa poza seriami jasno świecących obrazów pojawiających się w kontraście do tła i w większości niezrozumiałych.» Tłumaczka francuska jest bardziej oszczędna (ale np. udomawia porównanie, pisze bowiem o «klatkach dla królików», nie o «kurnikach»): «Il essaya d’extraire de sa mémoire quelque souvenir d’enfance qui lui indiquerait si Londres avait toujours 96 été tout-à-fait comme il la voyait. Y avait-il toujours eu ces perspectives de maisons du XIXe siècle en ruine, ces murs étayés par des poutres, ce carton aux fenêtres pour remplacer les vitres, ces toits plâtrés de tôle ondulée, ces clôtures de jardin délabrées et penchées dans tous les sens? Y avait-il eu toujours ces emplacements bombardés où la poussière de plâtre tourbillonait, où l’épilobe grimpait sur des monceaux de décombres? Et ces endroits où les bombes avaient dégagé un espace plus large et où avaient jailli de sordides colonies d’habitacles en bois semblables à des cabanes à lapins? Rien ne lui restait de son enfance, hors une série de tableaux brillamment éclairés, sans arrière-plan et absolument inintelligibles.» Podobnie tekst niemiecki: «Er versuchte in seinen Kindheitserinnerungen nachzuforschen, ob London immer so ausgesehen hatte. Hatten da immer diese langen Reihen heruntergekommen aussehender Häuser aus dem neunzehnten Jahrhundert gestanden, deren Mauern mit Balken gestützt, deren Fenster mit Pappdeckel verschalt und deren Dächer mit Wellblech gedeckt waren, während ihre schiefen Gartenmauern kreuz und quer in den Boden sackten? Und diese zerbombten Ruinen, wo der Pflasterstaub in der Luft wirbelte und Unkrautgestrüpp auf den Trümmern wucherte, dazu die Stellen, wo Bombeneinschläge eine größere Lücke gerissen hatten und trostlose Siedlungen von Holzbaracken enstanden waren, die wie Hühnerställe aussahen? Aber er führte zu nichts, er konnte sich nicht erinnern; von seiner Kindheit hatte er nichts nachbehalten als eine Reihe greller Bilder ohne Hintergrund, die ihm zumeist unverständlich waren.» W polskich przekładach występują określenia nacechowane stylistycznie. Wydaje się, że zwłaszcza T. Mirkowicz szuka wyrażeń barwniejszych, w jakimś sensie upiększających obraz miasta, podkreślających zarazem przerażenie rozmiarami zniszczenia. Przekłady francuski i niemiecki są chyba bliższe 97 oryginałowi. W Orwellowskiej wizji Londynu podkreślona jest opozycja między przywoływanym z opornej pamięci obrazem utworzonym z a series of bright-lit tableaux i tym, który ukazuje aktualne zniszczenie i opuszczenie. Jakiekolwiek upiększanie, czy dopowiadanie emocji, nie wydaje się tutaj wskazane. Można także dostrzec, co jednak nie jest może bardzo ważne, tendencję przeciwstawną, do „pogrubiania”. Gdy oryginał i przekład francuski mówią tylko o „zapachu” gotowanej kapusty i starych chodników: the hallway smelt of boiled cabbage and old rag mats, polscy tłumacze stosują nadinterpretację: Mieroszewski mówi o «zapachu gotowanej kapusty i odorze starych szmat chodnika», Mirkowicz stwierdza, że «Klatka schodowa cuchnęła gotowaną kapustą i starymi, butwiejącymi wycieraczkami». I ta tendencja także zwiększa stopień nasycenia tekstu wyrażeniami bardziej ekspresywnymi – choć podkreślałam już, że język oryginału jest nastawiony na opis zewnętrzny przestrzeni i reakcji Winstona, nie zaś na ukazanie i interpretację jego stanów emocjonalnych. e. Zubożanie jakościowe. Jest to zastępowanie terminów i wyrażeń przez odpowiedniki, które nie posiadają ani bogactwa dźwiękowego ani bogactwa semantycznego czy „ikonicznego”, obrazowego. Można ukazać tę deformację np. w przekładzie Mirkowicza, gdy w akapicie siódmym pisze: «Mówiono, że Ministerstwo Prawdy ma trzy tysiące pomieszczeń nad ziemią i tyleż samo pod ziemią», zastępuje więc i upraszcza dłuższe i bogatsze semantycznie wyrażenie Orwella: The Ministry of Truth contained, it was said, three thousand rooms above ground level, and corresponding ramifications below. J. Mieroszewski także zubaża sens zdania, zacierając przeciwstawienie tego, co «nad ziemią» i tego, wiejącego chyba szczególną grozą, co «pod ziemią». Przy okazji odnotujmy 98 także obecność innej deformacji, wyjaśniania, gdy dodane są wyrazy «gmach» oraz «ogromne»: «Mówiono, że gmach Ministerstwa Prawdy liczy 3.000 pokoi i posiada ogromne odgałęzienia podziemne». Przykładów zubożania sensu spotkać można więcej, np. zdanie Orwella, na końcu akapitu trzeciego, Only the Thought Police mattered, w tłumaczeniu J. Mieroszewskiego zachowuje sens oryginału: «jedynie była ważna „Policja Myśli”», natomiast Mirkowicz pomija rolę przysłówka only, kładącego akcent na znaczenie „Policji Myśli” i równocześnie wyjaśnia (a więc amplifikuje) znaczenie w tym zdaniu wyrazu „mattered»: «Prawdziwą grozą napawała Policja Myśli». Obydwom polskim przekładom można też zarzucić raz jeszcze racjonalizację, gdy czynią ze zdania wtrąconego, it was said, zdanie główne: «Mówiono że». Czy hipotetyczna, niesprawdzona informacja nie staje się w ten sposób bliższa prawdzie? Przy okazji warto przyjrzeć się jak polscy tłumacze przekładają – chyba nie najlepiej, bo język polski preferuje chyba skróty literowe nad sylabowe – ironiczne nazwy Ministerstw i ich skróty Minitrue, Minipax, Miniluv i Miniplenty. U Mieroszewskiego to «Prawdomin», «Mirmin», «Miłomin» i «Obfitomin»; u Mirkowicza «Miniprawd», «Minipax», «Minimiło» i «Miniobfi». Po francusku «Miniver», «Minipax», «Miniamour», «Miniplein» – co dziś, gdy w szerokim użyciu występuje przedrostek „mini”, brzmi szczególnie zabawnie. Niemieckie odpowiedniki to «Miniwahr», «Minipax», «Minilieb», «Miniflux» brzmią chyba nieco lepiej, z wyjątkiem dziwnego «Miniflux». f. Niszczenie relacji semantycznych. Oznacza to naruszanie spójności tekstu. Np. Orwell opisuje skutki wypicia ginu przez Winstona: Instantly his face turned scarlet and the water ran out of his eyes. The stuff was like nitric acid, and moreover, in swallowing it one had the sensation of being hit on the 99 back of the head with a rubber club. The next moment, however, the burning in the belly died down and the world began to look more cheerful. He took a cigarette… Opis ma charakter behawiorystyczny: dotyczy oglądanych z zewnątrz reakcji twarzy, oczu, żołądka, także zmysłu smaku, i w tym metonimicznym zestawieniu poszczególnych części ginie całość, jak gdyby to nie człowiek miał te rozmaite doznania, lecz jego ciało. Winston odzyskuje godność człowieka dopiero the next moment, «w następnym momencie», tj. gdy ustąpiły niemiłe doznania: wówczas Orwell używa zaimka he. Ale tłumacze polscy przedstawiają scenę mniej bezosobowo i zdają się przypisywać Winstonowi inny sposób widzenia («człowiek czuł się tak, jakby dostał w łeb...» u T. Mirkowicza). J. Mieroszewski, tłumaczy zaimek one przez mniej nieokreślony rzeczownik «pijący», przestawia zdania, wymienia „za wcześnie” imię bohatera i zamiast o burning in the belly, mówi o «bólu w kiszkach». Także „wie”, jak smakował dżin: «W sekundzie jego twarz stała się purpurowa a z oczu pociekły łzy. Dżin smakował jak kwas azotowy, a pijący odczuwał sensacje jakby go ktoś zdzielił pałką gumową po ciemieniu... Jednak po chwili Winston odczuł ulgę. Ból w kiszkach ustał a świat wydał mu się znacznie weselszy. Wyciągnął papierosa...». T. Mirkowicz, podobnie, zastępuje bezosobowy opis Orwella i np. interpretuje zdanie The stuff was like nitric acid: «Dżin miał smak kwasu…», używa utartego wyrażenia «dostał w łeb»; fragment ten zdaje się różnić od przekładu Mieroszewskiego właśnie większą potocznością. «Twarz natychmiast mu spurpurowiała, oczy zaszły łzami. Dzin miał smak kwasu azotowego, a w dodatku człowiek po każdym łyku czuł się tak, jakby dostał w łeb gumową pałką. Jednakże w następnej chwili palenie w żołądku nieco zelżało i świat wydał się Winstonowi weselszy. Wydobył papierosa...». 100 B. Uwagi o projektach tłumaczy Starałam się, za A. Bermanem, podkreślić rolę niektórych tendencji deformujących w tłumaczeniu, takich których tłumaczom nie udało się uniknąć. Ukazałam m.in. racjonalizację i wyjaśnianie, dosłowność czy podstawianie innych wyrazów, itd. Deformacje te rzutują na projekty tłumaczy i ukazują między nimi różnice. A. Berman uważa, przypominam, że większość tendencji deformujących wynika zarówno z tradycji trwającej dwa tysiąclecia jak i ze struktury etnocentrycznej każdej kultury, każdego języka jako języka cywilizacji: Umberto Eco dostrzegłby tu zapewne rolę intentio lectoris: tłumacz uwzględnia dziś w większym stopniu możliwości percepcji odbiorcy i nagina do nich formę i tym samym sens przekazu. Ale uwzględniając rolę czytelnika, tłumacz musi równocześnie mieć świadomość „etyczności” swojego działania: tekst jest dziełem autora, nie tłumacza. Interwencje w intentio operis – ale czy o nich świadczą naprawdę zaobserwowane deformacje? – nie mogą iść za daleko, tj. nie mogą naruszać prawdy przesłania. Za część modyfikacji odpowiada oczywiście „geniusz” języków, różnice systemowe między językiem angielskim i innymi językami. Na pytania o skutki interwencji wynikających z decyzji tłumaczy odpowiedzi mogą jednak być różne, tj. niektóre z pytań można powtórzyć. Czy np. nie można było w języku polskim zachować w większym stopniu owego behawiorystycznego sposobu przedstawiania centralnej postaci? Bo nawet bardziej świadome ruchy Winstona Smitha są w oryginale obiektywizowane: narrator podkreśla możliwości, jakie daje Winstonowi „geografia” pokoju: By sitting in the alcove, and keeping well back, Winston was able to remain outside the range of the telescreen, so far as sight went. He could be heard, of course, but so long as he stayed in his present position he could not be seen. It was partly the unusual geography of the room that suggested to him the thing that he was now about to do. W obydwu omawianych przekładach polskich fragment ten uległ jednak skróceniu. Zmienił się też sposób prezentacji 101 pokoju i postaci: to nie Winston mógł być słyszany, jak w oryginale, lecz tylko, u J. Mieroszewskiego metonimicznie, «jego głos». Natomiast T. Mirkowicz, odrzucając modalność was able oraz he could, pomija to, co jest istotne w tym zdaniu, mianowicie sposób, w jaki Winston próbuje – nie całkiem skutecznie – znaleźć się poza polem obserwacji i słyszalności: J. Mieroszewski: «Winston siedząc w tej wnęce, przyparty do ściany, znajdował się poza zasięgiem tele-ekranu. Jak długo trwał w tej pozycji, jego głos można było podsłuchać, nikt jednak nie mógł go obserwować. W pewnej mierze to niezwykłe rozplanowanie pokoju podsunęło mu ów projekt, który właśnie zamierzał wprowadzić w czyn». T. Mirkowicz: «Siedząc we wnęce, cofnięty jak najgłębiej, Winston znajdował się poza polem widzenia teleekranu. Wciąż, oczywiście, było go słychać, lecz dopóki się nie podnosił, pozostawał niewidoczny. W pewnej mierze to ten niezwykły układ pokoju podsunął mu pomysł, do którego realizacji właśnie się zabierał.» Trzeba wrócić do pytania o projekty tłumaczenia widoczne w obydwu polskich przekładach. Każdy z nich wprowadza liczne zmiany, niektóre korzystne, inne chyba niepotrzebne. Przekład Juliusza Mieroszewskiego wydaje się na ogół bardziej „intelektualny”, Tomasz Mirkowicz zaś mówi językiem bardziej „dzisiejszym”, z wstawkami z rejestru swobodniejszego, np. używając wyrażenia «Ale zwykła policja to pestka», potrafi też trafniej, zwięźlej i w sposób bardziej zgodny z poetyką sloganu oddać ostrzeżenie zawarte w słowach na afiszu: Big Brother is watching you – to u niego, przypominam, «Wielki Brat patrzy». Forma tego sloganu w przekładach jest godna uwagi. Tłumaczenie na polski i na niemiecki ukazuje różnice między systemami języka: język niemiecki nie pozwala pominąć dopełnienia, w polskim natomiast jest to dopuszczalne. Skoro 102 zaś można je opuścić, slogan w formie zaproponowanej przez Mieroszewskiego, «Wielki Brat śledzi cię», jest trudniej akceptowalny wskutek niepotrzebnej interpretacji czasownika to watch jako «śledzić» i koniecznego w polszczyźnie dodania zaimka, podczas gdy przekład T. Mirkowicza wydaje się bardziej adekwatny, jest bowiem zwięzły i przekazuje w pełni zawarty w nim akt mowy: groźne ostrzeżenie. Warto jednak zwrócić uwagę na inny ważny fakt: intencja dzieła uległa dziś, w jakimś stopniu, częściowej modyfikacji, z racji wyroku historii i zmienionej sytuacji politycznej oraz ideologicznej – choć dla Polaka tekst ten jest zapewne mniej szokujący w lekturze niż dla Anglika. Ale zmiany wprowadzone przez polskich tłumaczy mają też charakter indywidualny. Gdy bowiem obserwuje się rodzaj zastosowanych deformacji, nie można uniknąć pytania o konsekwencje wybranych projektów tłumaczy. W jakim bowiem stopniu uwzględnili oni wyraźną tendencję autora, a więc ważną część „intencji dzieła”, by świat przedstawiony był płaski i ponury, i zarazem przedstawiony w krzywym zwierciadle ironii? Czy ich interwencje – nie odczytanie do końca behawioralnego i metonimicznego sposobu przedstawiania głównej postaci, nie w pełni uzasadnione przypisywanie jej pewnych zamiarów, także skracanie tekstu lub naruszanie jego struktury poprzez przekształcanie zdań – czy więc interwencje te można uznać za jeszcze dopuszczalne? Oba polskie przekłady różnią się przy tym stopniem i rodzajem deformacji. Przypominam np. sposoby tłumaczenia, lub zachowania w angielskim brzmieniu, nazw własnych, np. przełożenie Victory Mansions jako «gmach Victoria» w jednym wypadku, jako wywołujące niezamierzone chyba skojarzenia wyrażenie «Blok Zwycięstwa» w drugim, czy wspomniane już, nie najlepiej chyba brzmiące tłumaczenie nazw ministerstw Oceanii. Przykłady te potwierdzają etnocentryczną tendencję tłumaczy polskich do odczytania i przetłumaczenia powieści Orwella. Tłumaczenie, trzeba to także przypomnieć za A. Bermanem, służy przecież zawsze ekspatriacji, przenosi tłumaczony tekst do ziemi, która go przyjmuje i akceptuje. Nie można jednak zapominać, że obcość, którą przekład powinien sygnalizować, ma służyć gościnnej ziemi i wprowadzając cechy obce, poszerzać wiedzę o innym świecie, jego kulturze, jego języku – zmuszając tym 103 samym do refleksji. Jeśli zgodzimy się, że polskie przekłady wykazują raczej – ale nie zawsze! – tendencję do spolszczenia niż do podkreślania obcości świata Orwella, pytanie o ich rolę w wzbogacaniu kultury i języka pozostaje nadal otwarte. Jedno jest oczywiste: «Rok 1984» zajął ważne miejsce w Polsce – dzięki obu przekładom, które – jak starałam się podkreślić – ukazują grozę totalitaryzmu i jego wszechwładnej policji, także czy może przede wszystkim ukazują skorumpowany język i jego złowrogą rolę. Przekłady te czyta się do dziś – mimo ich uchybień – jako rewelacje. Mimo wskazanych zmian na poziomie stylu nie można jednak zarzucić obu przekładom, iż naprawdę naruszają intentio operis. Powieść Nineteen eighty four czeka na dalsze tłumaczenia, wydaje się to oczywiste. Powodem nie są jednak, w każdym razie nie przede wszystkim, stwierdzone deformacje. Właściwą racją wskazującą na potrzebę re-translacji (następnego tłumaczenia) jest zmiana kontekstu historycznego i literackiego i potrzeba ukazania także innych sensów powieści. Bo dotychczas proponowana lektura kazała uznawać ją jednoznacznie, jako satyrę na rzeczywistość sowiecką, „nowo-mowę” zaś jako karykaturę języka sowieckiej Prawdy. Ale przecież – jak podkreśla Maciej Broński, „Ta totalitarna utopia była syntezą obserwacji... i jego refleksji na ten temat. Formę science-fiction wybrał dla tych samych celów, dla których swój atak na stalinizm ubrał w formę bajki; rzecz miała być obrazowa i przystępna” (Broński 1979: 23). Dlatego głębsza lektura tej powieści i jej przekładów powinna pójść dalej – choć nie jest winą obu polskich tłumaczy, że w rzeczywistości lat siedemdziesiątych i jeszcze osiemdziesiątych zatrzymała się na etapie krytyki jednego z totalitaryzmów, komunizmu, nie próbując nawet wniknąć głębiej, w sam mechanizm narzucania innym jedynego, politycznie słusznego, sposobu myślenia i mówienia. 104 3. Aneks: teksty; pierwsze dwa akapity George Orwell, Nineteen eighty four (1949), Penguin Books, Harmondsworth, Middlesex 1979, s. 5: It was a bright cold day in April, and the clocks were striking thirteen. Winston Smith, his chin nuzzled into his breast in an effort to escape the vile wind, slipped quickly through the glass doors of Victory Mansions, though not quickly enough to prevent a swirl of gritty dust from entering along with him. The hallway smelt of boiled cabbage and old rag mats. At one end of it a coloured poster, too large for indoor display, had been tacked to the wall. Il depicted simply an enormous face, more than a metre wide: the face of a man of about fortyfive, with a heavy black moustache and ruggedly handsome features. Winston made for the stairs. Il was no use trying the lift. Even at the best of times it was seldom working, and at present the electric current was cut off during daylight hours. It was part of the economy drive in preparation for Hate Week. The flat was seven flights up, and Winston, who was thirtynine and had a varicose ulcer above right ankle, went slowly, resting several times on the way. On each landing, opposite the lift-shaft, the poster with the enormous face gazed from the wall. Il was one of those pictures which are so contrived that the eyes follow you about when you move. BIG BROTHER IS WATCHING YOU, the caption beneath it ran. George Orwell. Rok 1984, tł. Juliusz Mieroszewski, Paryż 1979, s. 37: «Był pogodny, chłodny dzień kwietniowy. Biła godzina trzynasta. Winston Smith z głową pochyloną na piersi, chroniąc się przed uderzeniem dzikiej wichury wśliznął się poprzez szklane drzwi do gmachu Victoria. Nie uczynił jednak tego dość szybko i tuman piaszczystego pyłu wtargnął za nim do wnętrza. W sieni czuć było zapach gotowanej kapusty i odór starych szmat chodnika. W jednym z rogów przybito do ściany barwny afisz, zbyt wielki by mógł pomieścić się wewnątrz gmachu. Widniała na nim olbrzymia, metrowej długości twarz, około 105 45-letniego mężczyzny z potężnym czarnym wąsem o grubych choć regularnych rysach. Winston skierował się ku schodom. Nie było celu próbować windy. Nawet za najlepszych czasów winda rzadko kiedy działała, a obecnie w czasie godzin dziennego światła wyłączano prąd. Było to w związku z akcją oszczędnościową w przygotowywaniu „Tygodnia nienawiści”. Mieszkanie Winstona znajdowało się na 7-mym piętrze. Smith, który miał 39 lat i żylak na prawej nodze nad kostką – szedł wolno, wielokrotnie zatrzymując się by wypocząć. Na każdym piętrze ściany na wprost klatki windy olbrzymia twarz patrzyła z afisza. Był to jeden z tych portretów, które malowane są w taki sposób, że oczy idą za tobą gdziekolwiek się obrócisz. „WIELKI BRAT ŚLEDZI CIĘ” – głosił napis umieszczony pod afiszem.» George Orwell, Rok 1984, tł. Tomasz Mirkowicz, Warszawa 1988, s. 5: «Był jasny, zimny dzień kwietniowy i zegary biły trzynastą. Winston Smith, z głową wtuloną w ramiona dla osłony przed tnącym wiatrem, wśliznął się szybko przez szklane drzwi do Bloku Zwycięstwa, ale nie dość szybko, by powstrzymać tuman ziarnistego pyłu, który wtargnął za nim do środka. Klatka schodowa cuchnęła gotowaną kapustą i starymi, butwiejącymi wycieraczkami. Na jednym jej końcu wisiał barwny plakat, zbyt wielki do eksponowania w ciasnym wnętrzu. Przedstawiał tylko ogromną twarz, przeszło metrowej szerokości: przystojną, czerstwą twarz mniej więcej czterdziestopięcioletniego mężczyzny z sutym czarnym wąsem. Winston skierował się w stronę schodów. Sprawdzanie, czy winda działa, nie miało żadnego sensu. Nawet w najlepszych okresach rzadko bywała czynna, obecnie zaś, w ramach oszczędności związanych z przygotowaniami do Tygodnia Nienawiści, nie włączano prądu przed zmrokiem. Winston mieszkał na siódmym piętrze, a ponieważ miał już trzydzieści dziewięć lat i owrzodzenia żylakowe na prawej nodze powyżej kostki, wspinał się wolno, kilka razy odpoczywając po drodze. Na każdym piętrze, na wprost drzwi windy, spoglądał ze ściany plakat z olbrzymią twarzą. Była tak namalowana, że oczy mężczyzny zdawały się śledzić każ106 dy ruch przechodzącego. WIELKI BRAT PATRZY, głosił napis u dołu plakatu.» George Orwell – przekład studencki, 2007 (cytowany tutaj dla porównania, choć nie wolny od uchybień): «Był pogodny, zimny dzień kwietnia. Zegary wybijały trzynastą. Winston Smith, z brodą wetkniętą w pierś starając się ochronić przed wiatrem, prześliznął się szybko przez szklane drzwi Victory Mansions, jednak nie wystarczająco szybko, żeby nie wpuścić do środka kłębów kurzu ze żwirem. W korytarzu czuło się gotowaną kapustę i stare wycieraczki. Na jednym jego końcu kolorowy plakat, zbyt duży jak na wnętrze, został przypięty pinezkami do ściany. Przedstawiał w prosty sposób olbrzymią twarz, na więcej niż metr szerokości: twarz człowieka około czterdziesto-pięcio letniego, z ciężkim, czarnym wąsem i szorstkimi cechami, jednak przystojną. Winston poszedł w kierunku schodów. Nie miało sensu czekać na windę. Nawet w najlepszych czasach rzadko działała, a teraz kiedy można było korzystać ze światła dziennego prąd był wyłączony. To była część kampanii oszczędnościowej przygotowanej na Tydzień Nienawiści. Mieszkanie było na siódmym piętrze, i Winston, który miał 39 lat i cierpiał na wrzód na żylaku powyżej prawej kostki, szedł powoli, zatrzymując się kilka razy w drodze. Na każdym półpiętrze, naprzeciwko windy, plakat z olbrzymią twarzą przyglądał się ze ściany. To było jedno z tych zdjęć, które są tak zrobione, żeby te oczy śledziły cię wszędzie, gdzie się poruszysz. WIELKI BRAT PATRZY NA CIEBIE, tak brzmiał napis pod zdjęciem.» George Orwell, Neunhundertvierundachtzig, tł. Kurt Wagenseil, Stuttgart 1950, s.5: «Es war ein klarer, kalter Tag im April, und die Uhren schlugen gerade dreizehn, als Winston Smith, das Kinn an die Brust gepreßt, um den rauhen Wind zu entgehen, rasch durch die Glastüren eines des Häuser des Victory-Blocks schlüpfte, wenn auch nicht rasch genug, als daß nicht zugleich mir ihm ein Wirbel griesigen Staubs eingedrungen wäre. Im Flur roch es nach gekochtem Kohl und feuchten Fußmatten. An der Rüchwand war ein grellfarbiges Plakat, das 107 für einen Innenraum eigentlich zu groß war, mir Reißnägeln an der Wand befestigt. Es stellte nur ein riesiges Gesicht von mehr als einem Meter Breite dar: das Gesicht eines Mannes von etwa fünfundvierzig Jahren, mit dickem schwarzem Schnauzbart und ansprechenden, wenn auch derben Zügen. Winston ging die Treppe hinauf. Es hatte keinen Zweck, es mit des Aufzug zu versuchen. Sogar zu den güngstigsten Stunden des Tages funktionierte es nur selten, und zur Zeit war tagsüber der elektrische Strom abgestellt. Das gehörte zu den wirtschaftlichen Maßnahmen der in Vorbereitung befindlichen Haß-Woche. Die Wohnung lag sieben Treppen hoch, und der neununddreißigjährige Winston, der über dem rechten Fußknöchel dicke Krampfaderknoten hatte, ging sehr langsam und ruhte sich mehrmals unterwegs aus. Auf jedem Treppenabsatz starrte ihn gegenüber dem Liftschacht das Plakat mit dem riesigen Gesicht an. Es gehörte zu den Bildnissen, die so gemahlt sind, daß einen die Augen überhallhin verfolgen. „Der große Bruder sieht dich an!” lautete die Schlagzeile darunter.» George Orwell, 1984. tł. Amélie Audiberti, Paryż 1950, s. 11-15: «C’était une journée d’avril froide et claire. Les horloges sonnaient treize heures. Winston Smith, le menton rentré dans le cou, s’efforçait d’éviter le vent mauvais. Il passa rapidement la porte vitrée du bloc des „Maisons de Victoire”, pas assez rapidement cependant pour empêcher que s’engouffre en même temps que lui un tourbillon de poussière et de sable. Le hall sentait le chou et le vieux tapis. A l’une des extremités, une affiche de couleur, trop vaste pour ce déploiement intérieur, était clouée au mur. Elle représentait simplement un énorme visage, large de plus d’un mètre: le visage d’un homme d’environ quarante-cinq ans, a l’épaisse moustache noire, aux traits accentués et beaux. Winston se dirigea vers l’escalier. Il était inutile d’essayer de prendre l’ascenseur. Même aux meilleures époques, il fonctionnait rarement. Actuellement, d’ailleurs, le courant électrique était coupé dans la journée. C’était une des mesures d’économie prises en vue de la Semaine de la Haine. 108 Son appartement était au septième. Winston, qui avait trente-neuf ans et souffrait d’un ulcère variqueux au-dessus de la cheville droite, montait lentement. Il s’arrêta plusieurs fois en chemin pour se reposer. A chaque palier, sur une affiche collée au mur, face à la cage de l’ascenseur, l’énorme visage vous fi xait du regard. C’était l’un de ces portraits arrangés de telle sorte que les yeux semblent suivre celui qui passe. Une légende, sous le portrait, disait: BIG BROTHER VOUS REGARDE.» Rozdział 2. O Samuela Becketta Waiting for Godot 1. Uwagi o tekstach Wybrany fragment stanowi część sztuki Becketta, jest to monolog Lucky’ego potraktowany tutaj, dla celów analizy, jako wyodrębniona z dramatu swoista całość. Zarazem jest to tekst bardzo „beckettowski”, dotyczący problemów, którym poświęcona jest twórczość pisarza. Mimo iż podkreśla się, że głównym tematem teatru absurdu jest pytanie o śmierć, tutaj, w nieskoordynowanej wypowiedzi Lucky’ego, „w pseudo -teologiczno-naukowym badaniu na temat przyczyn rzeczy” (Hesla 1971: 138), uwagę przyciąga problematyka języka jako środka wyrazu: Lucky staje wobec niemożności wyrażenia kłębiących się myśli i jego monolog przemienia się w bełkot. Fragment ten ukazuje więc granice możliwości ekspresji. Antoni Libera przypomina, że Beckett, w ostatnim napisanym przez siebie poemacie, przedstawił „wysiłek myśli próbującej daremnie określić i nazwać istotę ludzkiej percepcji, niepojętą relację między przedmiotem i podmiotem. Czymkolwiek jest jedno i drugie ... sytuacja ma w sobie coś obłędnego. Obłędem jest, że się «widzi», obłędem jest co się «widzi», obłędem jest wreszcie, że chce się to nazywać i że nazwać tego nie można... Pierwsze z wymienionych doświadczeń – dyspozycja 111 cierpienia z powodu samego bycia stwarzało problem etyczny. Drugie – ciekawość poznawcza... – prowadziło do kwestii epistemologicznej” (Libera 1995: XVIII). Ale sprawa ta dręczy pisarza w całej twórczości. Aby wyrazić „jak jest” (taki też jest tytuł jednej z jego powieści, Comment c’est), Beckett poszukiwał odpowiedniego sposobu ekspresji i stąd również wzięło się testowanie możliwości języków, angielskiego i francuskiego, który z nich lepiej, według pisarza, oddaje jego zamysł twórczy. Najpierw więc pisze on swoje utwory po angielsku, potem przekłada powieść Murphy na francuski, a potem tworzy głównie po francusku, nie dla kaprysu, ale po to „aby uwolnić się od pokusy wirtuozerii językowej, odejść od «stylu» i przybliżyć do tego, co najistotniejsze – do idei” (Libera 1995: XII). Beckett szukał sposobu wyrażenia bólu istnienia, nie krzykiem jak romantycy, lecz oszczędnie, środkami wyrazu mało przed nim stosowanymi. Trzeba podkreślić, że w poszukiwaniu ekspresji, ogołacał ją, próbował uprościć, wiedząc jednak chyba, iż nie da się jej zredukować do zera. Właśnie zapewne pragnienie wyrażenia gorzkiej prawdy o tym „jak jest”, tematu nie do wyrażenia, zmusiło go do podjęcia walki z językiem, która stanowi jeden z tematów – a może główny temat – jego utworów i którą tak wyraźnie widać w monologu wypowiedzianym przez Lucky’ego. Krytykę tłumaczenia interesuje unikalna sytuacja językowa tej sztuki. Beckett napisał najpierw po francusku En attendant Godot (1949) i następnie sam przełożył tekst na język angielski. Językiem ojczystym Becketta – Irlandczyka – był angielski, francuski zaś był językiem nabytym, językiem drugim. Dopiero po wystawieniu „Godota” (1953) po francusku, i po niezwykłym sukcesie scenicznym, z jakim sztuka się spotkała, autor zdecydował się przetłumaczyć ją na swój własny język. Unikalność tej sytuacji – przekład z języka nabytego na język własny i tym samym wtórność wersji angielskiej w stosunku do tekstu francuskiego – powoduje konieczność porównywania obydwu tekstów oraz traktowania Waiting for Godot zarówno 112 jako przekładu En attendant Godot jak i zarazem jako drugiego oryginału. Sztukę tę trzeba przeczytać, najlepiej w oryginale francuskim, i następnie w przekładzie – drugim oryginale angielskim, w którym autor dokonał szeregu zmian. Nie wystarczy tylko zobaczyć spektaklu «Czekając na Godota» na scenie. A dla publiczności francuskiej, która po raz pierwszy obejrzała sztukę w 1953, wystawioną w Paryżu na scenie teatru „Babylone”, prymitywnej, przerobionej ze sklepu, ciasnej, źle oświetlonej, było to zaskoczenie. „Prowizorka – jak pisze Dariusz Piotr Klimczak – w niczym jednak nie przeszkodziła odbiorcom” (Klimczak 2006: 101). Wychodzili oni, w milczeniu, po przedstawieniu, którego nie mogli zrozumieć, zaniepokojeni, przejęci. Prasa zauważyła natychmiast niezwykłość wydarzenia i tekstu. „Już następnego roku francuski krytyk Luc Estang pokusił się ... o określenie sztuki Becketta mianem «antyteatru»” (ibid.). Rok 1949, a raczej 1953, rok wystawienia Godota to rzeczywiście ważna data w twórczości pisarza; od tego momentu zaczął być znany. „Jest to również początek przełomu w historii teatru, zapoczątkowany dzięki pracy reżyserskiej Rogera Blina. On sam szczerze przyznawał, jeszcze podczas prób czytanych, że sztuki nie rozumie, jednak jakież bogactwo sensów miało niebawem olśnić wszystkich «zarażonych Beckettem»” (ibid.). Zaskoczenie pierwszych widzów sztuki tłumaczy wiele faktów, także i ten, że, jak stwierdza Marek Kędzierski (1990) „gdy wiosną 1953 r. widownia paryska poznawała «Czekając na Godota», utwór, który zmienił sposób myślenia 113 o teatrze, tak jak dzieła Joyce’a zrewidowały myślenie o prozie powieściowej, Samuel Beckett dla znakomitej części publiczności był pisarzem nie znanym”. W dodatku, piszący „po francusku Irlandczyk milczał na temat swoich utworów”. Typowym jego komentarzem było, na pytanie kim jest Godot, wymijające stwierdzenie, iż gdyby wiedział kim jest Godot, napisałby o tym w sztuce. Wróćmy do monologu Lucky’ego. Różnice na poziomie ekspresji w oryginale francuskim i tekście angielskim są z woli Becketta wyraźne, na co trzeba zwrócić uwagę, zanim analiza obejmie także przekłady polskie wybranego fragmentu. Ale najpierw przypomnę, że Lucky zabiera w sztuce głos raz jeden tylko. Wypowiedzi jego pana, Pozzo, określają jego wieloraką rolę, źle traktowanego niewolnika, osoby niezbędnej dla jego pana – i równocześnie „filozofa” a także porte-parole autora dramatu. Lucky, co istotne, wygłasza swój filozoficzny bełkot z pozycji człowieka zdegradowanego i pogardzanego – i tej właśnie postaci jego pan, Pozzo – oraz autor sztuki – każą „myśleć”. O „świecie przedstawionym” w Waiting for Godot pisano wiele (m.in. w Polsce Libera 1995, Klimczak 2006). Ale monolog Lucky’ego zasługuje, jak sądzę, na szczególną uwagę. W wybranym fragmencie, jak i w całej sztuce referencja do rzeczywistości świata jest zawiła. Jest tworzona tu i teraz poprzez niekonwencjonalny sposób użycia języka, który prowokuje czytelnika przez swoją wieloznaczność i bełkotliwość, zmusza do szukania spójności wypowiedzi, w ostateczności pozostawia go jednak bezradnym. Potencjalność świata przedstawionego bywa rozumiana jako główna funkcja tekstu literackiego (por. m.in. Verdonk 2002: 12). Pozwala ona czytelnikowi uciec od realiów, zarazem zmusza go do próby odnalezienia jakiegoś porządku w budowanej fikcji oraz we własnych emocjach. P. Verdonk zwraca przy tym uwagę na fakt, że w tekście literackim nastawieni jesteśmy na jego wieloznaczność, na zagęszczenie pewnych chwytów; może na łamanie niektórych reguł gramatyki, także na intertekstualność. Wszystkie te elementy odnajdują się w wybranym tekście. Komunikacja językowa w monologu Lucky’ego jest wielo114 znaczna. Język, jakim się on posługuje, odbierany jest jako pseudokomunikacja, jako mówienie, które zastępuje wszelkie działanie i w dodatku je ośmiesza. Zmusza do poszukiwania sensu, który nie tylko nie jest podany explicite, ale który jest negowany, przez brak spójności zarówno formalnej jak i semantycznej. Ale przecież sens ten istnieje i odczytujemy go, mimo braku spójności, a może właśnie ponad jej brakiem, dorabiając interpretację w skutek założonego „kredytu spójności” (Conte 1988), kredytu zaufania do tekstu, przeświadczenia, że skoro został zapisany jako tekst, musi w jakiś sposób być semantycznie spójny i sensowny. Wypowiedź Lucky’ego wymagałaby drobiazgowej interpretacji. Powtórzę tu opinię Antoniego Libery, że tematem sztuki jest gra między problematyką etyczną, dyspozycją „cierpienia z powodu samego bycia” i kwestią epistemologiczną, potrzebą „dociekania «jak to właściwie jest»... Cała twórczość Becketta... poświęcona jest tym dwóm zagadnieniom” (Libera 1995: XIX). Dariusz Piotr Klimczak ujmuje to inaczej, mówiąc iż „Sens tragedii wyznacza przede wszystkim przeżycie przechodzące w lament nad Losem. Sens dramatu wyznacza przeżycie przechodzące w rozumienie Losu” (2006: 16). Losu – którego krańcem, a raczej celem jest śmierć, przedtem jednak – refleksja nad bytem. Refleksja, która jednak w sztuce Becketta wcale nie ułatwia „rozumienia Losu”. Obserwacje te odnoszą się także do monologu Lucky’ego i zawierają może jego najkrótszą interpretację. Natomiast Marek Kędzierski twierdzi, że Beckett pomija problematykę moralną, a jednak tematem jego sztuki jest cierpienie. Czerpiąc z tradycji chrześcijańskiej, wplatając aluzje biblijne, przekazuje gorzką prawdę o „«tym» świecie, świecie, w którym życie jest dla człowieka długotrwałą męką”. 115 Podkreśla też, że metafizyka „pojawia się w teatrze wprost w kategoriach scenicznych...”, ponieważ kreowani przez Becketta „bohaterowie nie reprezentują... świata pełnokrwistych istnień takich jak my”, nie są „charakterami”, z którymi możemy się utożsamiać. Swoisty realizm „Godota” polega bowiem wg polskiego biografa pisarza na autentyzmie „pytań stawianych sobie oraz zasadniczych odruchów psychicznych wobec «innego»” A pytania te dotyczą właśnie cierpienia człowieka, „nie po to by go wyszydzić – wbrew wszystkim szyderstwom, lecz by mu współczuć” (Kędzierski 1990: 375-382). Ikoną cierpienia staje się w sztuce czekanie, czekanie na Godota, byt nieodgadniony i tajemniczy, który nie przychodzi, pozostaje nieuchwytną abstrakcją, jest jednak celem i uzasadnieniem oczekiwania. Kędzierski ujmuje to jeszcze tak: „Naczelna teza brzmi...: Człowiek jest otwarty na absolut, ale... zatrzymuje się, tak jak Estragon i Vladimir zmierzający na Targ Zbawiciela, na Jego progu” (ibid.: 103). Przejdźmy więc do analizy monologu Lucky’ego, postaci, której cierpienie jest „dotykalne” w języku i poprzez język. Lucky bełkoce na temat najważniejszych wartości, szydzi z języka, którym wypowiada się napuszona nauka, wyśmiewa stereotyp „dobrotliwego Boga z białą brodą”, a więc sposób w jaki przedstawia się często, infantylnie, problemy religii. Sam Beckett jednak nie wyśmiewa Transcendencji. Przeciwnie, jest zafascynowany zwłaszcza Ewangelią wg św. Łukasza, i w jego twórczości nie widać, by przekroczył granice, jakie nakreśla mu jego pesymizm. Bo jednak chyba nie rozpacz? Lucky „myśli” na rozkaz swego pana, Pozzo, i jego rozważania filozoficzne sprowadzają do absurdu sprawy poznania i zarazem, przypominam, przekraczają możliwość zrozumienia. Wypowiedź jest jednym długim, niedokończonym zdaniem o licznych rozgałęzieniach. 116 Można podjąć wysiłek i spróbować wyodrębnić w tym potoku świadomości zdanie „główne”: it is established; za podrzędne w stosunku do niego można by wtedy uznać ewentualnie w wersji angielskiej następujące elementy: Given the existence ... of a personal God... who loves us... and suffers...and considering that...it is established that... it is established that... it is established that... it is established... that man... that man... that man... that man ... is seen to waste and pine... to shrink and dwindle... and considering… that it appears... that ...the air is the same... the facts are there… Jednak, jak już podkreśliłam, szukanie kohezji między częściami składowymi monologu napotyka na trudności. Zdanie jest niedokończone i formalnie na pewno niespójne. W tekście francuskim trudności w lekturze tego „zdania” okazują się podobne, porównanie użytych w obu językach środków ekspresji wykazuje różnice, struktura tego zdania jest inna niż w wersji angielskiej w szeregu szczegółów: Etant donné l’existence... d’un Dieu personnel... qui... nous aime bien... et souffre... et attendu d’autre part qu’... il est établi qu’... il est établi... il apparaît qu’... il apparaît que l’homme... que l’homme... que l’homme... que l’homme.. est en train de maigrir et... de rapetisser... de maigrir rétrécir... et considérant d’autre part ...qu’il ressort... qu’... qu’à la campagne... l’air est le même... les faits sont là... Jakich więc chwytów użył Beckett dla stworzenia tej rozchwianej, trudno czytelnej wypowiedzi? W obu językach początek przypomina traktat naukowy: Lucky powołuje się na nazwiska autorytetów, realizuje retoryczny i składniowy schemat uczonej argumentacji. Dość szybko jednak ów naukowy szkielet wypowiedzi załamuje się i monolog staje się zapisem bezładnego strumienia świadomości. W efekcie, kalekie mówienie wypełnia, zdaniem Jana Błońskiego, przestrzeń literacką jak pustynia piaskiem. Proces mówienia „sam staje się «bohaterem» dramatu” (Błoński 1973: 322). 117 Zasadą retoryczną organizującą wypowiedź Lucky’ego jest amplifikacja. Jest to chwyt służący mówcy do „przedstawienia wydarzeń znanych wszystkim; jego rola polega na ukazaniu i podkreśleniu jej wartości, jej wielkości i piękna... przy pomocy rozmaitych figur, np. hiperboli, powtórzenia, metafory...” (Reboul 1993: 19). Tutaj amplifikacja ma jednak kształt szczególny. Jej funkcja jest tekstotwórcza, na poziomie i formy i sensu. Zamiast upiększać, służy rozbijaniu zdania i niszczeniu ekspresji. Doprowadza do całkowitego załamania możliwości wypowiedzenia myśli. Za Romanem Jakobsonem można by określić ten rodzaj wypowiedzi jako afatyczny. Afazja dotyczy przede wszystkim osi podobieństwa, zestawiane są wyrażenia quasi-synonimiczne. Ale zakłócona jest także oś przyległości: monolog stanowi zbitkę pojedynczych fraz, pozornie łączonych środkami budującymi spójność (są to zwłaszcza spójniki i zaimki), w istocie zestawianych i powtarzanych bezładnie, i wytwarzających zaskakujący niekiedy sens. Trudności ekspresji Lucky’ego ukazuje i „buduje” Beckett na wiele sposobów. Jednym z nich i na pewno ważnym jest brak znaków przestankowych w całym monologu, co już sygnalizuje problemy z porządkowaniem myśli. Najważniejsze jest jednak nadużywanie amplifikacji, która odpowiada za narastający nieład składniowy i wzrost napięcia myśli; wskazuje także na potęgujące się fizyczne cierpienie Lucky’ego. Amplifikacja ma charakter dwojaki: polega z jednej strony na wyliczaniu, z drugiej na natrętnym powtarzaniu tych samych, lub zmodyfikowanych wyrażeń: powracają wyrazy lub ich części, zdania wtrącone, zdania względne, także zdania porównawcze czy dopełnieniowe. Lucky zestawia wyrazy i całe wyrażenia w oparciu o mechaniczne skojarzenia, często dźwiękowe. Umieszczanie obok siebie na osi syntagmatycznej i także powtarzanie grup wyrazów skonstruowanych w sposób podobny (paralelizm) wytwarza między nimi relacje semantyczne, np. na poziomie leksykalnym – i ma to miejsce w obydwu wersjach językowych: 118 ... from the heights of divine apathia, divine athambia, divine ahasia... ... du haut de sa divine apathie sa divine athambie sa divine aphasie Beckett powtarza trzy razy grupę wyrazów divine + rzeczownik i wtrąca utworzony przez siebie rzeczownik athambia, który nabiera w kontekście znaczenia podobnie negatywnego jak pozostałe dwa słowa; brzmią one jak oskarżenie Transcendencji o obojętność czy nieobecność. Lucky stosuje też wyliczanie oparte na podobieństwie gramatycznym: np. w wersji angielskiej przyrostek –ing pozwala zestawić nie pozbawioną efektu ludycznego serię nazw dyscyplin sportowych, w której także pojawia się wyraz nieistniejący, conating: the practice of sports such as tennis football running cycling swimming flying floating riding gliding conating camogie skating tennis of all kinds dying flying sports of all sorts autumn summer winter winter tennis of all kinds hockey of all sorts (w.16-18). W wersji francuskiej jest inaczej: Beckett wykorzystał inny przyrostek, -tion, wyliczenie ma jednak charakter mniej jednorodny: ... la pratique des sports tels tels tels le tennis le football la course et à pied et à bicyclette la natation l’équitation l’aviation la conation le tennis la camogie le patinage et sur glace et sur asphalte le tennis l’aviation les sports les sports... . Interesujące jest zestawianie całych fraz, co ukazuje obydwa rodzaje amplifikacji, wyliczanie i powtarzanie, np.: … considérant d’autre part ce qui est encore plus grave qu’il ressort ce qui est encore plus grave qu’à la lumière la lumière des expériences en cours de Steinweg et Peter119 mann il ressort ce qui est encore plus grave qu’il ressort ce qui est encore plus grave à la lumière la lumière des expériences abandonnées de Steinweg et Petermann qu’à la campagne à la montagne et au bord de la mer et des cours d’eau et de feu l’air est le même et la terre assavoir l’air et la terre par les grands froids l’air et la terre faits pour les pierres par les grands froids hélas au septième de leur ère l’éther la terre la mer pour les pierres par les grands fonds les grands froids sur mer sur terre et dans les airs peuchère je reprends on ne sait pourquoi… Powtarza się tu kilka wyrażeń: ce qui est encore plus grave, à la lumière, il ressort, l’air, la terre. Jest to amplifikacja, która świadczy o uporczywym powracaniu Lucky’ego do dręczących go myśli, wyraźnie skomplikowanych i niemożliwych do wyrażenia. W wersji angielskiej Beckett zachował, może nawet zintensyfikował wrażenie natręctwa myśli: ... it appears what is more much more grave that in the light the light the light of the labours lost of Steinweg and Peterman that in the plains in the mountains by the seas by the rivers running water running fire the air is the same and then the earth namely the air and then the earth in the great cold the great dark the air and the earth abode of stones in the great cold alas alas in the year of their Lord six hundred and something the air the earth the sea the earth abode of stones in the great deeps the great cold on sea and land and in the air I resume for reasons unknown… Między obydwiema wersjami widoczne są różnice, jednosylabowe wyrazy angielskie powtarzane są częściej niż dłuższe słowa francuskie, por. m.in. trzykrotne użycie grupy the light the light the light – gdy dłuższa francuska grupa à la lumière à la lumière występuje tylko dwa razy. Warto podkreślić, że powtarzanie tych samych wyrazów czy także ich części wywołuje efekt jąkania, widoczny także w nazwie l’Acacacacadémie d’Anthropopopométrie i the Acacacacademy of Anthropopopometry. Zabieg ten wyraźniejszy 120 jest w tekście francuskim, gdzie Lucky powtarza np. ce qui suit qui suit qui suit czy il est établi tabli tabli; struktura języka angielskiego nie pozwala jednak, ze względu na miejsce akcentu w językach germańskich na początkowej lub przedostatniej sylabie, na odrzucenie części nagłosowej w wyrazie established, jak to jest możliwe w języku francuskim, gdzie jak wiadomo akcent pada na ostatnią sylabę (toteż wyraz tabli może być zrozumiały). Dla wywołania efektu jąkania w wersji angielskiej Beckett wykorzystuje więc zasadę powtarzania grup wyrazów, w tej samej lub czasem zmienionej funkcji – ale efekt jest już jednak inny. Np.: ... it is established beyond all doubt all other doubt... it is established... it is established beyond all doubt... it is established... Powtarzanie rzuca się w oczy wielokrotnie, m.in. w zakończeniu monologu, w którym natrętne powracanie dwóch wyrazów, alas oraz the skull, w wersji francuskiej hélas i la tête, zapowiada końcową katastrofę. Oczywiście, monolog Lucky’ego stanowi tylko fragment sztuki. Jest jednak fragmentem ważnym, w którym Beckett ukazuje niejako w skrócie istotną problematykę niemożliwości doczekania się Godota. Lucky, posługując się konstrukcjami składniowymi oraz wyrazami należącymi pozornie do poziomu języka naukowego, próbuje przeprowadzić pewne rozumowanie, które dotyczy spraw najważniejszych, istnienia Boga i miejsca człowieka w świecie, możliwości poznania i możliwości ekspresji. Ale próba ta – podobnie jak i dialogi między innymi postaciami sztuki – skazana jest na niepowodzenie: wysiłek intelektualny i beznadziejne uwikłanie się w zawiłości składni powoduje w końcu zapaść: Beckett każe Lucky’emu kilkakrotnie i rozpaczliwie powtarzać okrzyk the skull, la tête i na końcu monologu wykrzykiwać bezładnie poszczególne słowa. Także didaskalia (w tekście angielskim Mêlée, final vociferations) podkreślają napięcie psychiczne, które doprowadza w końcu do upadku czy omdlenia. Jest więc rzeczą oczywistą, że amplifikacja pełni w monologu Lucky’ego szczególnie ważną funkcję: podkreśla mianowicie jego zmagania z oporną 121 myślą, zmagania zakończone niepowodzeniem – jak tytułowe czekanie na Godota. Język nie pozwolił Lucky’emu wyrazić chaotycznej myśli. Myśl nie znalazła formuły językowej, która pozwoliłaby ją uporządkować. Wracając do różnic między obu „oryginałami”, można by dopowiedzieć, że w zasadzie – mimo sygnalizowanych różnic na poziomie stylistycznym – tekst angielski przekazuje tę samą co tekst francuski „intencję dzieła”, w podobny sposób buduje to, co najistotniejsze, niemożność wyrażenia myśli i jej meandry oraz brak możliwości komunikowania się z innymi. Jaki jednak jest sens wprowadzonych przez Becketta w „drugim oryginale” zmian? Czy na pewno są one „niewinne”? Otóż monolog angielski wydaje się bardziej dynamiczny. Bo np. zdanie francuskie Sont...dans le tourment zastąpione jest w tekście angielskim przez frazę plunge in torment z wpisanym w czasownik składnikiem znaczenia «gwałtowny ruch». Podobnie przez wyrażenie angielskie fire flames... will fire the firmament that is to say blast hell to heaven... pisarz buduje obraz bardziej ekspresywny i dramatyczny niż francuskie les feux les flammes... qui... mettront à la fin le feu aux poutres assavoir porteront l’enfer aux nues. Francuski zwrot mettre le feu aux poudres znaczy tylko «podpalić», tu jest zresztą wyrażeniem humorystycznym, opartym na grze wyrazów poudre («proch») i poutres («belki»), który to żart znika w języku angielskim. Natomiast tekst angielski zwielokrotnia w sposób rzucający się w oczy aliteracje fire flames, fire the firmament czy hell and heaven. Zarazem, obok powtórzenia, ważne jest także zastąpienie francuskiej frazy porteront l’enfer aux nues przez jednoznaczną i bardziej gwałtowną w języku angielskim (jak u Blake’a) opozycję piekła i nieba: blast hell to heaven. Zauważmy, że z polskich tłumaczy, Rogoziński zachował obraz francuski: 122 «w ogniach których ognie płomienie... położą kres ogniowi na belkach to znaczy przeniosą piekło na obłoki» (z psującym efekt przekładem dosłownym «położą kres ogniowi na belkach»). Libera natomiast wybrał rozwiązanie angielskie: «piekło dosięgnie nieba», ale pominął kłopotliwe widocznie wyrażenie o podpalaniu czy o gwałtownej przemianie. Można by dłużej zastanawiać się nad rolą zmian w stosunku do oryginału francuskiego, świadomie przecież podjętych przez autora w tekście angielskim. Zwrócę uwagę np. na fakt, że w języku francuskim nie występuje wyraz «niebo» (są tylko nues, «chmury»), nie ma też ważnego słowa «nic» – w wersji angielskiej natomiast istnieje wyraźne przeciwstawienie piekła i nieba, za którym wyrażona jest nostalgia. Wyraża ją np. gra z wyrazem calm, w różnych jego funkcjach – co zresztą występuje w obu wersjach i także w przekładach polskich: ... heaven so blue still and calm so calm with a calm even though intermittent is better than nothing... wobec fr.: … nues si bleues ...et calmes si calmes d’un calme qui pour être intermittent n’en est pas moins le bienvenu… W przekładzie Juliusza Rogozińskiego występują «obłoki» oraz «spokój... nie mniej upragniony»: «... obłoki tak błękitne i... spokojne tak spokojne spokojem i dziś jeszcze chwilami i spokojne tak spokojne spokojem który choć przerywany jest nie mniej upragniony...» Libera mówi o «niebie», natomiast porównanie «spokoju» urywa się (tj. kończy wielokropkiem): «... nieba tak niebieskiego...i tak spokojnego do dziś tak spokojnego spokojem który choćby zmącony zawsze jest lepszy niż...» 123 Jedynie jednak w wersji angielskiej charakteryzujący niebo spokój jest waloryzowany: jest better than nothing... Można sądzić, że to właśnie tekst angielski ukazuje wyraźniej niż francuski motywy drogie Beckettowi. Zwróćmy jeszcze uwagę na izotopię wątpliwości, na powtarzające się wyrażenia, w których zawarte jest zwątpienie. Jest to przede wszystkim wielokrotne powtórzenie zwrotu for reasons unknown. W tekście francuskim powtarzana jest ta sama formuła on ne sait pourquoi, w przekładach polskich «nie wiadomo czemu» / «nie wiadomo dlaczego» – ale tekst angielski dodatkowo używa wyrazu doubt, który funkcjonuje zarówno jako czasownik jak i jako rzeczownik. Można by zastanowić się nad opinią Emmanuela Jacquart, który uznał że formuła ta, czy to zdanie to jeden z chwytów, pozwalający uznać język Becketta za „broń w walce, walce nihilistycznej, która podważa podstawy epistemologiczne starej kultury” (Jacquart 1975: 245). Czy jednak Beckett, mówiąc iż heaven... is better that nothing na pewno wypowiada to ostatnie, nihilistyczne słowo? 124 2. Uwagi o przekładach Jak wyglądają obydwa polskie przekłady tego monologu, Juliana Rogozińskiego (1973) i Antoniego Libery (1995)? Zacząć trzeba od ogólnego – i powtarzającego się, jak w poprzednich dwu rozdziałach – stwierdzenia, że tłumacze przyjęli projekt wyraźnie różny od zamierzenia Becketta i że zwracają się każdy do innego czytelnika. Chodzi tu nie tylko o oczywisty fakt, że uległa zmianie sytuacja sztuki, inna we Francji, inna w świecie anglosaskim, inna także w Polsce w latach 70-tych i w latach 90-tych. Przede wszystkim więc tłumacze wnoszą ważną modyfikację, przekazują bowiem odbiorcy polskiemu tekst łatwiejszy. Nie można uniknąć pytania, czy było to potrzebne i czy zastosowane zmiany, z punktu widzenia etyczności tłumaczenia, tj. zachowania w nim prawdy wobec oryginału, są jeszcze dopuszczalne. Pytanie to odnosi się do obydwu przekładów polskich; dalsze uwagi wynikać jednak będą głównie z refleksji nad przekładem nowszym, opartym jak i pierwszy na oryginale francuskim, uwzględniającym jednak w jakimś stopniu „poprawki” wniesione przez Becketta w wersji angielskiej. Otóż nie można nie zauważyć, że Antoni Libera zastosował szereg upraszczających zabiegów, takich, które A. Berman nazwał tendencjami deformującymi. Są to zwłaszcza „racjonalizacja” i „wyjaśnianie”, dwa najważniejsze chyba rodzaje deformacji, z którymi związana jest znaczna część następnych. Bo racjonalizacja, polegająca tutaj na zmianie struktury zdania, pociąga za sobą także inne modyfikacje, w terminologii Bermana zubożenie ilościowe, zubożenie jakościowe, zmianę rytmu oraz zmiany znaczeniowe naruszające spójność semantyczną. Pierwsza z tendencji deformujących i najbardziej brzemienna w skutki, racjonalizacja, widoczna jest w sposobie, w jaki tłumacz potraktował całe zdanie, wypowiedziane i następnie wykrzyczane przez Lucky’ego. Pragnąc zapewne by było ono bardziej klarowne dla odbiorcy, podzielił je na kilka zdań krótszych i równocześnie zamienił funkcje niektórych jego części. Czy polski monolog Lucky’ego brzmi więc „tak samo” jak w oryginale? 125 Najważniejsza zmiana w polskim przekładzie polega na przeformułowaniu zdania, na próbie nadania mu, choć w części, struktury spójnej. Jest to jednak modyfikacja trudna do zaakceptowania, naruszone bowiem zostaje w ten sposób to, co stanowi o istocie wypowiedzi Lucky’ego, jej chaotyczność i niezborność. Ukażmy szkielet zdania w wersji polskiej: «Jak wynika z... prac... Bóg osobowy... istnieje poza przestrzenią i czasem i... pała do nas miłością... i cierpi... z drugiej zaś strony... ustalono... ustalono stalono stalono... że... wykazano... wykazano że człowiek... że człowiek... że człowiek... że człowiek... marnieje i usycha a jednocześnie... maleje... usycha i kurczy się... z drugiej zaś strony...widać wyraźnie że... powietrze jest to samo...takie są fakty...». – Pierwsze zdanie podrzędne, wprowadzone przez formułę należącą do poziomu „uczonego”, odpowiadające angielskiemu Given the existence... and considering... oraz francuskiemu Etant donné que… et attendu d’autre part que… zamienia się w przekładzie w zdanie główne. – Przydawka określająca w oryginale wyrażenie angielskie the existence... of a personal God i francuskie l’existence… d’un Dieu personnel staje się podmiotem i podmiot ten otrzymuje szereg orzeczeń: «Bóg osobowy... istnieje poza przestrzenią...», «i... pała do nas miłością...», «i cierpi...». – Zdanie względne who... loves us dearly... and suffers staje się zdaniem współrzędnym do zdania głównego «Bóg... istnieje poza przestrzenią i czasem». Równocześnie gubią się wyrażenia należące do rejestru uczonego: wspomniana już fraza given the existence. ... i współrzędna do niej and considering oraz and considering what is much more grave... imitują obie język logicznej argumentacji, służą, wraz z powoływaniem się na licznych fikcyjnych uczonych, prezentacji rozumowania „naukowego”, które ma w końcu uzasadnić zaskakująco brzmiącą tezę Lucky’ego, mianowicie że ... l’homme contrairement à l’opinion contraire que l’homme… que l’homme enfin bref que l’homme en bref 126 enfin malgré les progrès de l’alimentation et de l’élimination des déchets est en train de maigrir ...that man... that man... that man in short that man in brief in spite of the strides of alimentation and defecation is seen to waste and pine waste and pine … oraz że ... qu’à la campagne à la montagne et au bord de la mer et des cours d’eau et de feu l’air est le même… ... in the plains in the mountains by the seas by the rivers running water running fire the air is the same... Wydaje się, że wrażenie „naukowości” tłumacz polski próbuje osiągnąć przez użycie zwracających uwagę częstością występowania zdań bezosobowych: ustalono... wykazano... widać wyraźnie... . Dzięki jednak daleko posuniętym interwencjom w strukturę zdania, wypowiedź Lucky’ego, pozbawiona kropek i przecinków i trudno podzielna na mniejsze człony w tekstach francuskim i angielskim, w przekładzie Libery staje bardziej czytelna i dzieli się na dość wyraźne fragmenty. Można by np. postawić kropkę po zdaniu wtrąconym «ale nie wybiegajmy naprzód» – i cały wcześniejszy fragment posiadałby czytelną strukturę. Natomiast od wyrazów «z drugiej zaś strony...» zaczynałoby się drugie długie zdanie, bezosobowe, tym razem trudniejsze do zanalizowania, ponieważ wyraźnie już zmęczony Lucky także w przekładzie polskim jąka się, myli, powtarza części wyrazów i całe nieskładne partie tekstu i w końcu gubi się ostatecznie w swoim bezładnym, niedokończonym rozumowaniu. W tekście francuskim za zdanie główne można by uznać il apparaît; w angielskim zdanie główne chyba nie pojawia się wcale (o ile nie uznamy za nie zdania the facts are there i po raz drugi pod koniec tekstu) – nie jest to jednak całkiem pewne. Racjonalizacja, wyjaśnianie i inne stosowane w polskim przekładzie deformacje powodują jednak zmianę sensu mono127 logu Lucky’ego. Świat jego wypowiedzi, budowany ze zlepków realiów przedstawionych w sposób chaotyczny, ulega jakby częściowemu uporządkowaniu. W obydwu oryginałach Lucky naśladuje w sposób niespójny dyskurs erudycyjny, miesza w swoim rozważaniu o istnieniu Boga i sytuacji człowieka elementy racjonalne i elementy wprowadzane na zasadzie bezładnych skojarzeń i w końcu gubi wątek. W tekście polskim po prostu opuszczane są niektóre wtręty, np. zamiast początkowego w oryginale Etant donné l’existence telle qu’elle jaillit des récents travaux publics jest tylko «Jak wynika z opublikowanych ostatnio prac». Albo też tekst ulega uproszczeniu, np. avec ceux qui sont on ne sait pourquoi mais on a le temps dans le tourment dans les feux dont les feux les flammes pour peu que ça dure encore un peu et qui peut en douter mettront à la fin le feu aux poutres... to po polsku tylko, rezygnujące z aliteracji i rytmu i krótsze «wraz z tymi którzy wydani są nie wiadomo dlaczego ale o tym później na męki rzuceni w ogień którego płomienie jeśli to jeszcze potrwa obejmą wkrótce obłoki»... Nie da się więc uniknąć postawionego już pytania, czy wprowadzone w przekładzie polskim deformacje nie powodują zbyt daleko idącej zmiany sensu monologu Lucky’ego. Bo wydaje się, że wypowiedź ta nie tylko została „poprawiona”, ale także uległa istotnemu przekształceniu. Próbując ułatwić odbiorcy polskiemu rzecz niemożliwą, mianowicie odnalezienie się w labiryncie bełkotu Lucky’ego, który przecież, jak już wiemy kończy się krzykiem bezsiły, a po nim możliwe jest już tylko milczenie, tłumacze zdają się podważać w ja128 kiejś mierze sens sztuki, szukając sposobów wprowadzenia porządku tam gdzie go nie ma i gdzie, z woli autora być go nie może. „Bełkot” Lucky’ego zatrzymuje się przed dopowiedzeniem „jak jest”: wyrazy unfinished w tekście angielskim i inachevés w wersji francuskiej oznaczają przecież bardzo wiele: na pewno właśnie brak uporządkowania, niemożność dostrzeżenia sensu ontologicznego życia i świata, równocześnie zatrzymanie się przed ostateczną negacją, tj. ostatecznym odrzuceniem poszukiwania. Zostawiają jakąś nadzieję w obliczu Niepoznawalnego. Natomiast tłumaczy polskich cechuje jakby niekonsekwencja. Deformują – zgodnie z przyjętymi projektami tłumacza – nie jest przy tym jasne, czy robią to na pewno w sposób świadomy. Ale w zakończeniu zachowują słowa-klucze: «Tak spokojne!... Niezakończone!..» i przekazują emocje, które, choć nienazwane, robią silne wrażenie, zwłaszcza niemocy i bezradności wobec niewypowiedzianego. I tu są jednak wierni wobec przesłania sztuki. 3. Aneks: teksty Samuel Beckett, En attendant Godot, Les Editions de Minuit 1952, 59-62. LUCKY (débit monotone). – Etant donné l’existence telle qu’elle jaillit des récents travaux publics de Poinçon et Wattmann d’un Dieu personnel quaquaquaqua à barbe blanche quaqua hors du temps de l’étendue qui du haut de sa divine apathie sa divine athambie sa divine aphasie nous aime bien à quelques exceptions près on ne sait pourquoi mais ça viendra et souffre à l’instar de la divine Miranda avec ceux qui sont on ne sait pourquoi mais on a le temps dans le tourment dans les feux dont les feux les fl ammes pour peu que ça dure encore un peu et qui peut en douter mettront à la fi n le feu aux poutres assavoir porteront l’enfer aux nues si bleues par moments encore aujourd’hui et calmes si calmes d’un calme qui pour être intermittent n’en est pas moins le bienvenu mais n’anticipons pas et attendu d’autre part qu’à la suite des recherches inachevées n’anticipons pas des recherches inachevées mais néanmoins couronnées par l’Acacacacadémie d’Anthropopopométrie de Berne-en-Bresse de Testu et Conard il est établi sans autre possibilité d’erreur que celle afférente aux calculs humains qu’à la suite des recherches inachevées inachevées de Testu et Conard il est établi tabli tabli ce qui suit qui suit qui suit assavoir mais n’anticipons pas on ne sait pourquoi à la suite des travaux de Poinçon et Wattman il apparaît aussi clairement si clairement qu’en vue des labeurs de Fartov et Belcher inachevés inachevés on ne sait pourquoi de Testu et Conard inachevés inachevés il apparaît que l’homme contrairement à l’opinion contraire que l’homme en Bresse de Testu et Conard que l’homme enfi n bref que l’homme en bref enfi n malgré les progrès de l’alimentation et de l’élimination des déchets est en train de maigrir et en même temps parallèlement on ne sait pourquoi malgré l’essor de la culture physique de la pratique des sports tels tels tels le tennis le football la course et à pied et à bicyclette la natation l’équitation l’aviation la conation le tennis la camogie 130 le patinage et sur glace et sur asphalte le tennis l’aviation les sports les sports d’hiver d’été d’automne d’automne le tennis sur gazon sur sapin et sur terre battue l’aviation le tennis le hockey sur terre sur mer et dans les airs la pénicilline et succédanés bref je reprends en même temps parallèlement de rapetisser on ne sait pourquoi malgré le tennis je reprends l’aviation le golf tant à neuf qu’à dixhuit trous le tennis sur glace bref on ne sait pourquoi en Seine Seine-et-Oise Seine-et Marne Marne-et-Oise assavoir en même temps parallèlement on ne sait pourquoi de maigrir rétrécir je reprends Oise Marne bref la perte sèche par tête de pipe depuis la mort de Voltaire étant de l’ordre de deux doigts cent grammes par tête de pipe environ en moyenne à peu près chiffres ronds bon poids déshabillé en Normandie on ne sait pourquoi bref enfi n peu importe les faits sont là et considérant d’autre part ce qui est encore plus grave qu’il ressort ce qui est encore plus grave qu’à la lumière la lumière des expériences en cours de Steinweg et Petermann il ressort ce qui est encore plus grave qu’il ressort ce qui est encore plus grave à la lumière la lumière des expériences abandonnées de Steinweg et Petermann qu’à la campagne à la montagne et au bord de la mer et des cours d’eau et de feu l’air est le même et la terre assavoir l’air et la terre par les grands froids l’air et la terre faits pour les pierres par les grands froids hélas au septième de leur ère l’éther la terre la mer pour les pierres par les grands fonds les grands froids sur mer sur terre et dans les airs peuchère je reprends on ne sait pourquoi malgré le tennis le faits sont là on ne sait pourquoi je reprends au suivant bref enfi n hélas au suivant pour les pierres qui peut en douter je reprends mais n’anticipons pas je reprends la tête en même temps parallèlement on ne sait pourquoi malgré le tennis au suivant la barbe les fl ammes les pleurs les pierres si bleues si calmes hélas la tête la tête la tête la tête en Normandie malgré le tennis les labeurs abandonnés inachevés la tête la tête en Normandie malgré le tennis la tête hélas les pierres Conard Conard (Mêlée, Lucky pousse encore quelques vociférations) Tennis!... Les pierres!... Si calmes!... Conard!... Inachevés!... 131 Samuel Beckett, Waiting for Godot, w: The Complete Dramatic Works, Faber and Faber, London 1990, 42-43: Given the existence as uttered forth in the public works of Puncher and Wattmann of a personal God quaquaquaqua with white beard quaquaquaqua outside time without extension who from the heights of divine apathia divine athambia divine aphasia loves us dearly with some exceptions for reasons unknown but time will tell and suffers like Miranda with those who for reasons unknown but time will tell are plunged in torment plunged in fire whose fire flames if that continues and who can doubt it will fire the firmament that is to say blast hell to heaven so blue still and calm so calm with a calm which even though intermittent is better than nothing but not so fast and considering what is more that as a result of the labours left unfinished crowned by the Acacacacademy of Anthropopopometry of Essy-in-Possy of Testew and Cunard it is established beyond all doubt all other doubt than that which clings to the labours of men that as a result of the labours unfinished of Testew and Cunard it is established as hereinafter but not so fast for reasons unknown that as a result of the public works of Puncher and Wattman it is established beyond all doubt that in view of the labours of Fartov and Belcher left unfinished for reasons unknown of Testew and Cunard left unfinished it is established what many deny that man in Possy of Testew and Cunard that man in Essy that man in short that man in brief in spite of the strides of alimentation and defecation is seen to waste and pine waste and pine and concurrently simultaneously what is more for reasons unknown in spite of the strides of physical culture the practice of sports such as tennis football running cycling swimming flying floating riding gliding conating camogie skating tennis of all kinds dying flying sports of all sorts autumn summer winter winter tennis of all kinds hockey of all sorts penicillin and succedanea in a word I resume and concurrently simultaneously for reasons unknown to shrink and dwindle in spite of the tennis I resume flying gliding golf over nine and eighteen holes tennis of all sorts in a word for reasons unknown in Feckham Peckham Fulham Clapham namely concurrently simultaneously what is more for reasons unknown but time will tell to shrink and 132 dwindle I resume Fulham Clapham in a word the dead loss per caput since the death of Bishop Berkeley being to the tune of one inch four ounce per caput approximatively by and large more or less to the nearest decimal good measure round figures stark naked in the stockinged feet in Connemara in a word for reasons unknown no matter what matter the facts are there and considering what is more much more grave that in the light of the labours lost of Steinweg and Peterman it appears what is more much more grave that in the light the light the light of the labours lost of Steinweg and Peterman that in the plains in the mountains by the seas by the rivers running water running fire the air is the same and then the earth namely the air and then the earth in the great cold the great dark the air and the earth abode of stones in the great cold alas alas in the year of their Lord six hundred and something the air the earth the sea the earth abode of stones in the great deeps the great cold on sea and land and in the air I resume for reasons unknown in spite of the tennis the facts are there but time will tell I resume alas alas on on in short in fine on on abode of stones who can doubt it I resume but not so fast I resume the skull to shrink and waste and concurrently simultaneously what is more for reasons unknown in spite of the tennis on on the beard the flames the tears the stones so blue so calm alas alas on on the skull the skull the skull the skull in Connemara in spite of the tennis the labours abandoned left unfinished graver still abode of stones in a word I resume alas alas abandoned unfinished the skull the skull in Connemara in spite of the tennis the skull alas the stones Cunard [Mêlée, final vociferations] tennis… the stones… so calm… Cunard… unfinished… Samuel Beckett, Czekając na Godota, w: Teatr, PIW 1973, tł. Julian Rogoziński, 56-58: «Biorąc pod uwagę egzystencję taką jaka wynika z ostatnich opublikowanych prac Poinçona i Wattmanna o Bogu osobowym kwakwakwakwa białobrodym kwakwa pozaczasowym i pozaprzestrzennym który z wyżyn swojej boskiej apatii swojej boskiej atambii swojej boskiej afazji kocha nas bardzo z paroma mniej więcej wyjątkami nie wiadomo czemu ale to 133 przyjdzie i cierpi na wzór boskiej Mirandy z tymi którzy są nie wiadomo dlaczego ale mamy czas w udręce w ogniach których ognie płomienie choć to jeszcze trwa trochę i który może o tym wątpić położą kres ogniowi na belkach to znaczy przeniosą piekło na obłoki tak błękitne i dziś jeszcze chwilami i spokojne tak spokojne spokojem który choć przerywany jest nie mniej upragniony ale nie antycypujmy i oczywiście z drugiej strony że z racji nie zakończonych poszukiwań nie antycypujmy poszukiwań nie dokończonych niemniej jednak nagrodzonych przez Akakakakademię Antropopopometrii w Bernie w Bresse Conarda i Testu ustalono bez żadnej innej możliwości pomyłki że ta dotycząca obliczeń ludzkich i że na skutek badań niedokończonych niedokończonych Testu i Conarda ustalono stalono stalono co następuje po tym co następuje i następuje to znaczy ale nie antycypujmy nie wiadomo dlaczego z prac Poinçona i Wattmanna wynika równie jasno tak jasno że wobec dzieł Fartowa i Belchera nie zakończonych nie zakończonych nie wiadomo dlaczego Testu i Conarda nie zakończonych nie zakończonych wynika że człowiek w przeciwieństwie do opinii przeciwnych że człowiek w Bresse Testu i Conarda że człowiek wreszcie krótko mówiąc że człowiek wreszcie krótko mówiąc mimo podniesienia stopy żywnościowej i eliminacji odpadków jest w toku chudnięcia i że jednocześnie równolegle nie wiadomo dlaczego rozpęd kultury fizycznej i uprawianie sportów takich takich takich jak piłka nożna biegi rower pływanie jazda konna lotnictwo dupczenie kamogja tenis ślizgawka i na lodzie i na asfalcie tenis lotnictwo sporty sporty zimowe letnie jesienne jesienne tenis na trawie na sośnie i na ubitej ziemi lotnictwo tenis hokej na ziemi na morzu i w powietrzu penicylina i namiastki krótko mówiąc wracam do tematu jednocześnie równolegle pomniejszać nie wiadomo dlaczego mimo tenisa nawiązuję do tematu lotnictwo golf tak samo z dziewięcioma jak z osiemnastoma dołkami tenis na lodzie krótko mówiąc nie wiadomo dlaczego w Seine w Seine-et-Oise Seine-et-Marne Marne-et-Oise krótko mówiąc czysta strata z powodu cybucha od śmierci Woltera będąca z rzędu dwóch cali stu gramów na cybuch około średniej w cyfrach mniej więcej okrągłych dobrej wagi rozdzianej w Normandii nie wiadomo dlaczego krótko mówiąc nic nie szkodzi fakty są tam a zważywszy z drugiej 134 strony co jest poważniejsze że wynika jeszcze poważniejsze że w świetle obecnych doświadczeń Steinwega i Petermanna wynika co jest jeszcze poważniejsze że wynika co jest jeszcze poważniejsze w świetle światło zaniechanych doświadczeń Steinwega i Petermanna że na wsi w górach i nad morzem i w prądzie wody i ognia powietrze jest takie samo i ziemia to znaczy powietrze i ziemia w czasie wielkich mrozów i ziemia stworzone dla kamieni w czasie wielkich mrozów niestety w siódmej części swojej ery eter ziemia [odtąd w didaskaliach: Lucky...szamocząc się wywrzaskuje swój tekst] morze dla kamieni podczas wielkich mrozów wielkie mrozy na morzu na ziemi i w przestworzach rybnych powracam do tematu nie wiadomo dlaczego mimo tenisa fakty są tam nie wiadomo dlaczego powracam do następnego krótko mówiąc wreszcie do następnego dla kamieni kto może o tym wątpić powracam do tematu ale nie antycypujmy powracam do tematu głowa w tymże czasie równolegle nie wiadomo dlaczego mimo tenisa broda płomienie płacz kamienie takie błękitne i spokojne niestety głowa głowa głowa w Normandii mimo tenisa porzucone dzieła niedokończone poważniejsze kamienie krótko mówiąc powracam do tematu niestety niestety zaniechane niedokończone głowa głowa w Normandii mimo tenisa głowa niestety kamienie Conard Conard Zamieszanie. Lucky wydaje jeszcze kilka okrzyków Tenis!... Kamienie!... Takie spokojne!... Conard!... Nie dokończone!...» Samuel Beckett, Czekając na Godota, w: Dramaty, Bibl. Narodowa 1995, tł. Antoni Libera, 47-50: «LUCKY (monotonnie): Jak wynika z opublikowanych ostatnio prac Poinçona i Wattmanna Bóg osobowy quaquaquaqua z siwą brodą qua qua istnieje poza przestrzenia i czasem i dopiero z wyżyn swojej boskiej apatii swojej boskiej atambii swojej boskiej afazji pała do nas miłością z paroma wyjątkami nie wiadomo dlaczego ale o tym później i cierpi ma wzór boskiej Mirandy wraz z tymi którzy wydani są nie wiadomo dlaczego ale o tym później na męki rzuceni w ogień którego płomienie jeśli to jeszcze trochę potrwa obejmą wkrótce obłoki w co on zdaje się wątpić czyli piekło dosięgnie nieba tak niebieskiego wciąż jeszcze i tak spokojnego do dziś tak 135 spokojnego spokojem który choćby zmącony zawsze jest lepszy niż ale nie wybiegajmy naprzód z drugiej zaś strony w wyniku badań Testu i Conarda badań niezakończonych wprawdzie niemniej nagrodzonych już przez Akakakademię Antropopopopometrii w Berne-en-Bresse ustalono i to ponad wszelką wątpliwość nie licząc jedynie tej jaką budzi wszelka ludzka działalność więc w wyniku badań Testu i Conarda badań niezakończonych ustalono stalono stalono co następuje stępuje stępuje mianowicie że ale nie wybiegajmy naprzód nie wiadomo dlaczego w wyniku prac Poinçona i Wattmanna wykazano również niezbicie że uwzględniwszy studia Fartova i Belchera studia nie dokończone nie dokończone nie wiadomo dlaczego oraz Testu i Conarda również niezakończone wykazano że człowiek w przeciwieństwie do opinii przeciwnej że człowiek Testu i Conarda w Bresse że człowiek krótko mówiąc że człowiek słowem mimo postępu w zaopatrzeniu i likwidacji odpadów marnieje i usycha a jednocześnie równolegle nie wiadomo dlaczego mimo rozwoju kultury fizycznej i uprawiania sportów takich jak takich jak tenis piłka nożna biegi kolarstwo pływanie jeździectwo szybownictwo joga tenis kręgle łyżwiarstwo jazda na wrotkach tenis szybownictwo wszelkie sporty zimowe letnie i jesienne tenis na trawie na parkiecie i na ubitej ziemi szybownictwo tenis hokej na ziemi na morzu i w powietrzu mimo penicyliny i surogatów krótko mówiąc powtarzam jednocześnie równolegle maleje nie wiadomo dlaczego mimo tenisa powtarzam szybownictwa golfa tyleż z dziewięcioma co z osiemnastoma dołkami tenisa na lodzie słowem nie wiadomo dlaczego w Saine w Saine-et-Oise w Seine-et-Marne w Marne-et-Oise więc nie wiadomo mianowicie dlaczego jednocześnie równolegle usycha i kurczy się powtarzam w Marne i Oise słowem czysta strata na głowę od śmierci Woltera wynosząca mniej więcej dwa centymetry sto gramów na głowę przeciętnie lekko zaokrąglając czystej wagi netto w Normandii słowem nie wiadomo dlaczego o co w końcu mniejsza takie są fakty z drugiej zaś strony co jest o wiele istotniejsze w świetle doświadczeń co jest o wiele istotniejsze w świetle prowadzonych doświadczeń Steinwega i Petermanna co jest o wiele istotniejsze w świetle świetle przerwanych doświadczeń Steinwega i Petermanna co jest o wiele istotniejsze 136 widać wyraźnie że na wsi i w górach na wybrzeżach i wzdłuż dróg wodnych i ognistych powietrze jest to samo a ziemia to znaczy powietrze i ziemia wskutek wielkich chłodów powietrze i ziemia są dla kamieni wskutek wielkich chłodów niestety w siódmym wieku ich ery eter ziemia morze są dla kamieni wskutek wielkich głębin wielkich chłodów na morzu na ziemi i w powietrzu powtarzam nie wiadomo dlaczego mimo tenisa takie są fakty nie wiadomo dlaczego powtarzam w dalszym ciągu krótko mówiąc w końcu niestety w dalszym ciągu są dla kamieni ponad wszelką wątpliwość ale nie wybiegajmy naprzód powtarzam głowa jednocześnie równolegle nie wiadomo dlaczego mimo tenisa w dalszym ciągu broda płomienie łzy kamienie tak niebieskie tak spokojne niestety głowa głowa głowa głowa w Normandii mimo tenisa przerwane doświadczenia niezakończone co ważniejsze kamienie krótko mówiąc powtarzam niestety przerwane niezakończone głowa głowa w Normandii mimo tenisa niestety głowa niestety kamienie Conarda Conarda (Zamieszanie. Lucky wykrzykuje jeszcze) Tenis!... Kamienie!... Tak spokojne!... Conarda!... Niezakończone!...» Podsumowanie Analiza przekładów wybranych fragmentów ujawniła pewne wspólne podobieństwa w sposobie ich potraktowania przez tłumaczy polskich. Uśmiech losu, dający krytyce do dyspozycji po dwa przekłady każdego z trzech tekstów angielskich, pozwolił zwrócić uwagę na oczywiste różnice, zarówno w stosunku do oryginałów jak i między poszczególnymi wersjami polskimi. Przekłady tworzą, jakby powiedział Edward Balcerzan, serie translatorskie, drugi z dwu istniejących nie mógł zatem nie powstawać w opozycji do pierwszego, wcześniejszego zwykle o co najmniej kilka lat. Wg cytowanego tu wielokrotnie A. Bermana, pierwszy przekład jest zwykle nienajlepszy (nie jest „wielki”), dopiero drugi ma szansę stania się „dziełem”: „wielkie tłumaczenie jest podwójnie drugie: w stosunku do oryginału i w stosunku do pierwszego przekładu” (1985a: 105). Fakt istnienia owej serii, choć krótkiej, ułatwił dostrzeżenie tego, co wspólne poszczególnym parom, dwom wersjom każdego przekładu, i co wydaje się też charakteryzować wszystkie sześć polskich tekstów, choć oczywiście w różnym stopniu. Jest to problem, który wydaje mi się szczególnie istotny, zmuszający do zastanowienia się, czy i w jakiej mierze może być inaczej – chociaż może budzi on wątpliwości merytoryczne dotyczące „teorii” tłumaczenia. Jest rzeczą historyków literatury angielskiej badać uwarunkowania kulturowe pisarzy, z których żaden nie urodził się na terenie Wielkiej Brytanii, miał więc zatem szczególną formację językową czy szerzej, kulturową. Dla rozważań nad przekła139 dami ich utworów – ale może niekoniecznie nad ich recepcją w Polsce – to ich różne zakorzenienie i ich rozmaite biografie nie stanowią jednak, jak mi się zdaje, sprawy wagi zasadniczej. Natomiast problemem ważnym jest fakt, że polscy tłumacze uwzględnili na ogół polskie normy adaptacji obcych tekstów, podjęli wyraźne próby dostosowania przekładów do zwyczajów – ten termin wydaje się bardziej adekwatny niż „norma” – panujących w literaturze polskiej, we współczesnym im języku, we współczesnej im wrażliwości, w sposobie rozumienia piękna języka. Jak można by powiedzieć za Gideonem Toury’m, tłumacze uwzględnili normy „polysystemu” polskiego, systemu oczywiście zmieniającego się w czasie, co właśnie jest tak czytelne w ich tekstach. Jest to i konieczność i w jakimś sensie pochwała. Ale równocześnie nasuwa się szereg pytań. Czy i jak tłumacze polscy rozumieli „normy” angielskie? Czy mieli pełną świadomość różnic między zwyczajami przyjętymi w każdej z dwu literatur, angielskiej i polskiej? A może nad próby „zachowania obcości” przedłożyli własne nawyki i upodobania i po prostu – choć nie w tej samej mierze każdy – spolszczyli obce teksty, zacierając to, co im nie przystawało do koncepcji literatury rodzimej? Na pytania te – o ile w ogóle są właściwie postawione – nie można znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Pozostańmy więc przy tym, co analizy stylistyczne pozwoliły jednak dostrzec. I nie chodzi tu tylko o stwierdzone „deformacje” tłumaczeniowe, które jak wiadomo występują w każdym przekładzie, ale o coś znacznie ważniejszego. Tłumacze, choć różny jest ich stosunek do traktowania „wierności” w tłumaczeniu, przekazali polskim odbiorcom Conrada, Orwella i Becketta na pewno w dobrej wierze, każdy według własnego projektu tłumaczenia i własnego horyzontu. Można dostrzegać pewne ważne zmiany w sposobie przekazywania „intencji dzieła”. Polski Conrad jest w «Smudze cienia» bardziej współczujący, Orwell w «Roku 1984» mniej „szary”; Beckett w «Czekając na Godota» mniej bełkotliwy w sposobie wyrażania wszystkiego naraz – i obserwacja ta dotyczy, choć w różnej mierze, każdej z par tłumaczy. Nie można jednak nie zauważyć, że tłumacze podjęli jednak próbę przekazania czegoś nowego, czego jeszcze w polskiej literaturze chyba nie było. 140 Bo Conrad w tłumaczeniu Jana Józefa Szczepańskiego jest jednak chwilami „angielski”. Gdy Jadwiga Sienkiewiczówna odczytuje i nazywa uczucia kapitana, jego przerażenie, «pogodzenie się z nim w duchu» oraz doznanie ulgi, Szczepański, przeciwnie, jest bardziej powściągliwy i nie sentymentalizuje języka, zachowując wyrażenia, które uznałam za wstrzemięźliwe, podobne w ekspresji do wyrażeń angielskich, i w których podkreślona jest przede wszystkim odpowiedzialność za los innych. Które też, nie nazywając wprost doznań i motywów reakcji kapitana, zmuszają czytelnika do refleksji. Bo tłumacze Nineteen eighty four, choć przekształcają niektóre zdania, racjonalizując je na modę polską, a więc starając się uczynić tekst jaśniejszym, próbują, mimo wszystko, zachować, przynajmniej częściowo, behawioralny kształt opisu postaci i zachowań Winstona. Chociaż Mieroszewski bardziej intelektualizuje, zaś Mirkowicz posługuje się momentami poziomem języka zbyt dzisiejszym, obaj oddają jednak „smak” atmosfery totalitaryzmu, jego zakłamanie i niesione nieustannie zagrożenie. I obydwom, mimo wszystko, udaje się przekazać prawdę powieści: stworzony przez Orwellla – czy podpatrzony? – obraz totalitaryzmu, który sięga głęboko w psychikę bohatera i niweczy ją aż po zapomnienie wydarzeń z młodości oraz – czego już jednak analizowane fragmenty nie ukazują – po bezwolne poddanie się manipulatorom. Bo także obydwu tłumaczom Waiting for Godot, choć zastosowali niedozwolone chyba zmiany struktury wypowiedzi, nie udaje się tak uprościć przemówienia Lucky’ego, by odebrać mu charakter rozpaczliwego wołania o pomoc i zarazem jego „wszystkoizmu”, bezładnego wykrzykiwania o wszystkich ważnych sprawach naraz i chaotycznie, i bezsilnie, bo żaden język nie może takiemu zadaniu podołać. W przedstawionych tu analizach nie udało się jednak poruszyć w sposób wystarczający sprawy przekazywania nie tyle obcości tekstów angielskich, ile raczej stosunku przekładów polskich do Obcego, do refleksji nad angielskim – innym? – sposobem patrzenia na przedstawiane problemy. Badania takie warto by na pewno podjąć, problematyka taka powinna jednak wkroczyć na teren recepcji literatury angielskiej – co nie mieściło się już jednak w koncepcji tej książki. 141 Lista opracowań Balcerzan, E. 1998. Literatura z literatury. Katowice. Balcerzan, E. 2003. „«Dzień dobry, jam ciotka twa» w strefie nieprzekładu”, w: For East is East, Liber amicorum Wojciech Skalmowski. T. Soldatjenkova, E. Waegemans red. Leuven, 311-323. Bally C. 1909. Traité de stylistique française. Genève. Benjamin W. 1975. „Zadania tłumacza”, tł. H. Orłowski, J. Sikorski, w: W. Benjamin, Twórca jako wytwórca. Poznań, 293-324. Berman A. 1984. L’épreuve de l’étranger. Paris. Berman A. 1985a. „La traduction et la lettre ou l’auberge du lointain”, w: Les Tours de Babel. Mauvezin, 35-150. Berman A. 1985b. „La traduction comme épreuve de l’étranger”, w: Texte 4, 67-81. Berman A. 1995. Pour une critique des traductions: John Donne. Paris. Berman A. 1999. „L’Age de la traduction: «La tâche du traducteur» de Walter Benjamin, un commentaire”, w: M. Broda red. La Traduction-poésie, A Antoine Berman. Strasbourg, 11-48. Błoński J. 1973. „Posłowie”, w: Samuel Beckett, Teatr. Warszawa. Borowy W. 1952. Studia i rozprawy, t. 2., Ze studiów nad przekładem (Dawni teoretycy tłumaczeń; Przekłady Shakespeare’a i teatr; W sprawie polskiego przekładu «Don Kiszota»; Conrad krytykiem polskiego przekładu swojej noweli «Il Conde»; Boy jako tłumacz). Wrocław. Brajerska-Mazur A. 2003. „Trzy poziomy trudności w przekładzie”, w: Warsztaty translatorskie, Workshop on translation III, KUL i Slavic Research Group Univ. of Ottawa, 31-50. Broński M. (W. Skalmowski) 1979. „Przedmowa” do: George Orwell, 1984. Paryż. Calas F., Charbonneau R. 2000. Méthode du commentaire stylistique. Paris. Catford J.C. 1965. A Linguistice Theory of Translation. An Essay in Applied Linguistics. London. Conte M.E. 1988. Condizioni di coerenza. Ricerche de linguistica testuale. Firenze. Cordonnier J.-L. 1995. Traduction et culture. Paris. 143 Dedecius K. 1988. Notatnik tłumacza, tł. J. Prokop oraz I. i E. Naganowscy. Warszawa. Delisle J. 1993. La traduction raisonnée. Ottawa. Eco U. 2002. Interpretazione e sovrainterpretazione. Milano. Entkvist N.E. 1964. „On defining style: an essay in applied linguistics”, w: Enkvist N.E., J. Spencer, M.J. Gregory red., Linguistics and Style. Oxford, 3-56. Gajda S. 1995. Przewodnik po stylistyce polskiej. Opole. Gajda S. 2001. „Stylistyka funkcjonalna, stylistyka pragmatyczna, stylistyka kognitywna...”, w: B. Witosz red. Stylistyka a pragmatyka. Katowice, 15-22. Gajda S. 1995. „Styl i stylistyka. Zagadnienia ogólne”, w: Przewodnik po stylistyce polskiej, S. Gajda red. 1995. Opole, 11-52. Gajda S. 1996. „Styl osobniczy uczonych”, w: S. Gajda, M. Balowski red. Tekst a styl. Opole. Garcarz M. 2003. „Do translators avoid slang, swearing or untranslatibility”, w: Warsztaty translatorskie. Workshop on translation III, KUL i Slavic Research Group Univ. of Ottawa, 51-69. Grzmil-Tylutki H. 2007. Gatunek w świetle francuskiej teorii dyskursu. Kraków. Hatim B., I. Mason 1997. The Translator as Communicator. London-New York. Hesla D. 1971. The Shape of Chaos. Minneapolis. S. Hieronymus, tu: 2006. „De optimo genere interpretandi:, w: O poprawnym przekładaniu, red. W. Seńko. Kęty. Jacquart E. 1974. Le théatre de dérision. Paris. Klimczak D.P. 2006. Śmiertelnicy. Teatr absurdu Samuela Becketta w przestrzeni Misterium Mortis. Kraków. Lefevere A. 1984. A Translating Literature... New York. Legeżyńska A. 1986. Tłumacz i jego kompetencje autorskie. Na materiale powojennych tłumaczeń poezji A. Puszkina, W. Majakowskiego, I. Kryłowa i A. Błoka. Warszawa. Libera A. 1995. Samuel Beckett, Dramaty, Wstęp, BN, V-CXLIV. Lundquist L. 1983. L’analyse textuelle. Paris. Lundquist L. 1990. „Linguistique textuelle” w: Lexicon der Romanischen Linguistik. Tübingen, 144-153. Maingueneau D. 1996. Les termes clés de l’analyse du discours. Paris. MEP – Mała Encyklopedia Przekładoznawstwa. 2000. U. Dąmbska-Prokop red. Częstochowa. Mayenowa M.R. 1974. Poetyka teoretyczna. Zagadnienia języka. Wrocław. Milewski T. 1953. „Trzy stylistyki greckie: Arystoteles, Demetriusz, Dionizjusz”, w: Trzy stylistyki greckie, W. Madyda red. Kraków, III-VI, XLVI-L. Milewski T. 1973. „O zakresie i przedmiocie badań stylistycznych” (Język Polski XXIV, 1939) oraz „Zasady analizy stylistycznej tekstu” (Polonistyka 144 4, 1956), przedruk w: Stylistyka polska, wybór tekstów, E. MiodońskaBrookes, A. Kulawik, M. Tatara, red. Warszawa, 9-34, 307-329. Najder Z. 1996. „Twórczość Conrada: ogólny rzut oka”, w: Joseph Conrad Korzeniowski, Lord Jim, tł. A. Zagórska. Warszawa, III-LV. Perrin-Naffakh, A.M. 1989. Stylistique. Pratique du commentaire. Paris. Reboul O. 1993. La Rhétorique, Que sais-je. Paris. Rokoszowa J. 1985. red. Nowomowa. Londyn. Roulet E. 1991. „Une approche discursive de l’hétérogénéité discursive”, w: Etudes de Linguistique Appliquée 83, 117-130. Sager J.C. 1997. „Text Types and Translation”, w: A. Trosborg red. Text Typology and Translation. Amsterdam, 25-41. Skubalanka T. 2000. Wprowadzenie do gramatyki stylistycznej. Lublin. Słownik pojęć i tekstów kultury. 2002. E. Szczęsna red. Warszawa. Słownik poprawnej polszczyzny. 1996. W. Doroszewski red. Warszawa. Słownik terminów literackich. 1988. J. Sławiński red. Wrocław. Soliński W. 2004. Rec. „Eco, Dire quasi la stessa cosa. Esperienze di traduzione”, w: Pamiętnik Literacki 3, 256-264. Święch 1975. Model komunikacji przekładowej, w: Teksty 6. Szczerbowski T. 1999. „Finnegans Wake Joyce’a a granice krytyki przekładu”, w: Krytyka przekładu w systemie wiedzy o literaturze, P. Fast red. Katowice, 139-146. Tekst – styl – poetyka. Zbiór studiów. 2004. T. Dobrzyńska red. Kraków. Tokarz B. Wzorzec, podobieństwo, przypominanie. Katowice 1998. Tokarz B. 2006. „Przekład w dialogu międzykulturowym”, w: P. Fast, P. Janikowski red. Dialog czy nieporozumienie. Katowice, 7-19. Toury G. 1995. Descriptive Studies and beyond. Amsterdam. Venuti L. 1995. The Translator’s Invisibility. A History of Translation, LondonNew York. Verdonk P. 2002. Stylistics. Oxford. Vinay J., Darbelnet J. 1967. Stylistique comparée du français et de l’anglais. Paris. Vossler K., L. Spitzer. 1972. Studia stylistyczne, M.R.Mayenowa i R. Handke red. Warszawa. Wiedza o języku polskim w zreformowanej szkole. 2001, 2.wyd. 2004. Warszawa. Współczesna teoria badań literackich za granicą, t. I., 1976. H. Markiewicz red. Kraków. Wyderka B. 1995. „Środki stylowe”, w: S. Gajda red. 1995, Przewodnik po stylistyce polskiej. Opole, 53-81. 145