O koncercie Ruts DC: Babilon płonął

Transkrypt

O koncercie Ruts DC: Babilon płonął
radio Toksyna FM - radio internetowe
O koncercie Ruts DC: Babilon płonął
Autor: Apfelbaum
28.09.2014.
Zmieniony 28.09.2014.
Licząc od wydania singla „New Rose” przez grupę The Damned w roku 1976 punk rock ma
już 38 lat, kilka jego ikon odeszło z tego świata, pierwsza generacja punków zbliża się do wieku
emerytalnego, więc uczestniczenie w pierwszym polskim koncercie Ruts D.C. w klubie Ucho w Gdyni jest
niejako obowiązkiem dla miłośników gatunku chcących poczuć choćby namiastkę rewolty z roku 1977.
Ruts D.C. to zespół będący kontynuacją jednego z pionierów stylu, czyli The Ruts, w dodatku mający w
swoim repertuarze koncertowym większość najlepszych utworów swojego poprzednika.
Koncert w Gdyni otworzył zespół Lazy Class z Warszawy mający w składzie członków takich formacji jak
Warsaw Dolls, Wounded Knee oraz Inhalators, choć akurat członek tego ostatniego składu, czyli basista
Wróbel, nie zaszczycił trójmiejskiej publiczności swoją obecnością z uwagi na dolegliwości zdrowotne.
Jego obowiązki z powodzeniem przejął Wiktor na co dzień grający na gitarze. Lazy Class to kapela będąca
szansą na polski oi/street punk z ludzką twarzą, czyli bez ludycznych naleciałości odziedziczonych po
nurcie panko - polo. Zaprezentowali materiał z debiutanckiej, kompaktowej epki "Better life" wzbogacony
o kilka kolejnych własnych utworów oraz o cover fundamentu polskiego Oi'a - grupy Ramzes & The
Hooligans.
Występ Ruts D.C. anonsowano w towarzystwie Molary, byłej wokalistki Zion Train, jednak ta biorąc
przykład z basisty Lazy Class nie pojawiła się w Gdyni. Część publiczności poczuła się zawiedziona, druga
część sceptycznie nastawiona do reggae odetchnęła z ulgą. Spośród trzech eleganckich starszych
brytyjskich dżentelmenów dwóch stanowiło połowę oryginalnego składu The Ruts i taka sama proporcja
została zachowana między utworami pochodzącymi ze starego repertuaru a tymi firmowanymi nazwą
Ruts D.C. Początek należał do nowszych utworów m.in. Mighty Soldier, następnie pojawiały się
numery z klasycznego albumu The Crack często opatrzone komentarzem basisty Johnna Jenningsa. I
tak można było się dowiedzieć, że wbrew pozorom It was cold to nie piosenka o świecie po wojnie
atomowej, a opis uczuć po odejściu żony. Przed innym z utworów o zabarwieniu politycznym basista z
gitarzystą stoczyli delikatny spór o to czy o Margaret Thatcher lepiej mówić "bitch" czy "witch".
Spragnieni sztandarowych kawałków The Ruts nie mogli być zawiedzeni. Mieli okazje uśmiechnąć się
szeroko i pobujać przy Jah War, żwawo potańczyć przy Starring at the rudeboys oraz wykrzyczeć
złość przy największym przeboju na koncercie opatrzonym nowym intro, czyli Babylon's burning.
Frakcja reggae'owa i punkowa mogły przybić piątkę, gdy Ruts D.C. zagrało fragment klasycznego numeru
Junior'a Murvin'a Police and thieves znanego z pierwszej płyty The Clash. Publiczność wymogła na
zespole jeden bis, na który zagrano "In a rut".
Podsumowanie takiego występu może być tylko takie: kto nie był, a zna The Ruts ten musi żałować. I tu
się rysuje jeszcze jedna refleksja - im ciekawszy zespół gra koncert, tym mniejsza frekwencja. [p]
http://www.toksyna.fm
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 21:29

Podobne dokumenty