TEKST SŁUCHOWISKA O ŚW. EUGENIUSZU DE MAZENODZIE

Transkrypt

TEKST SŁUCHOWISKA O ŚW. EUGENIUSZU DE MAZENODZIE
TEKST SŁUCHOWISKA
O ŚW. EUGENIUSZU DE MAZENODZIE
JAREK:
Aktualnie jesteśmy na wszystkich kontynentach, w ponad 80 krajach
świata. Jesteśmy jednak, dlatego że najpierw był nasz Ojciec
Założyciel, Święty Eugeniusz de Mazenod.
ANDRZEJ:
Eugeniusz de Mazenod urodził się 1 sierpnia 1782 roku w Aix-enProvence, w zamożnej rodzinie. Jego dziadek był profesorem
medycymy i członkiem rady królewskiej. Ojciec - prawnik odpowiadał w parlamencie za finanse Prowansji. Matka uchodziła za
jedną z najpiękniejszych kobiet.
JAREK:
W jego domu rodzinnym na usługach czterech osób było 12
służących... Rodzice mieli jeden dom na Cours Mirabeau, a drugi na
przedmieściu Aix, posiadłość w północnej części miasta, oraz wielką,
ponad trzystu-hektarową posiadłość na wsi i zamek w Saint-Laurentdu-Verdon.
ANDRZEJ:
Mając taką fortunę, któregoś dnia Eugeniusz stanął po stronie
ubogich. Miał po prostu złote serce! Świadkowie opowiadali, że jako
7-letni chłopak, spotkał małego węglarza - brudnego i obdartego.
Zaszokowany różnicą w ubraniu swoim i jego, zdjął swój bogaty
strój, oddał chłopcu, a sam założył jego łachmany. Gdy wrócił do
domu mama robiła mu wyrzuty:
JAREK:
Przecież jesteś synem prezesa...
ANDRZEJ:
Na to Eugeniusz:
ROBERT:
No, to bardzo dobrze! Będę prezesem węglarzy...!
JAREK:
Gdy we Francji wybuchła Rewolucja, Eugeniusz miał 7 lat.
Rewolucjoniści mścili się wszędzie na szlachcie, a szczególnie na
tych, którzy bronili jej przywilejów. De Mazenodowie musieli zatem
uciekać. Rozpoczęło się 12 lat tułaczki. Najpierw Nicea, potem
Turyn, następnie Wenecja...
ANDRZEJ:
Wenecja to szczególny czas. Eugeniusz spędził tam prawie 4 lata pod
kierownictwem świętego, uduchowionego kapłana, don Bartollo
Zinelli, który wprowadził go w głębię życia chrześcijańskiego. Tam
też obudziło się w Eugeniuszu zainteresowanie misjami w Chinach.
JAREK:
Trzeba było jednak uciekać na Sycylię. Przyjęła go tam do swego
domu rodzina Cannizaro. Rodzina bardzo bogata. Eugeniusz miał do
własnej dyspozycji służącego, tańczył, bawił się, strzelał do celu...
Aby lepiej czuć się w tym środowisku, kazał się nawettytułować
„hrabio”. Spodobało mu się życie bogatych. Gdy w 1802 roku
powrócił do Francji, prowadził świeckie i wystawne życie. Biegał po
teatrach, tańczył i śpiewał, a matka musiała płacić jego rachunki.
ANDRZEJ:
Coś się w nim jednak buntowało. Sam opowiadał, że nic nie zdołało
zaspokoić jego serca. Bóg, krok po kroku, prowadził go ku czemuś
innemu. Działo się to nawet przez niepowodzenia. Np. Eugeniusz
chciał wrócić na Sycylię, ale nie otrzymał paszportu. Dwa razy chiał
się ożenić... ale... za pierwszym razem dziwewczyna zmarła kilka
miesięcy od momentu ich poznania się, a za drugim razem przyszła
małżonka mogła wnieść w posagu jedynie 40 tysięcy franków, a on
potrzebował 150 tysięcy franków na pokrycie długów ojca.
JAREK:
Serce wrażliwe na niesprawiedliwość i biedę coraz głośniej dawało
jednak o sobie znać. Eugeniusz działał energicznie w Komitecie
Pomocy Więźniom. Walczył z niesprawiedliwością, z nieuczciwymi
piekarzami, którzy dostarczali do więzienia zepsuty chleb;
organizował kwesty, byzapewnić więźniom ubrania i gorącą zupę ze
świeżych jarzyn. Jednak, nie mogąć znieść opieszałości Komitetu,
zrezygnował z pełnionych w nim funkcji.
ANDRZEJ:
Stopniowo Bóg prowadził go do radykalnego nawrócenia, do
nadzwyczajnej łaski Wielkiego Piątku 1807 roku:
ROBERT:
„Szukałem szczęścia poza Bogiem i na moje nieszczęście trwało to
zbyt długo. Ileż to razy w moim życiu, moje poranione i niespokojne
serce, wyrywało się ku swemu Bogu, od którego się odwróciło. Czyż
mogę zapomnieć ów potok gorzkich łez, które na widok krzyża
płynęły z moich oczu w Wielki Piątek? Ach! Te łzy wypływały z
mego serca i nic nie mogło ich powstrzymać. (...) Pośród tego potoku
łez (...) moja dusza wyrywała się ku Bogu, który jest jej ostatecznym
celem.”
JAREK:
Oto październik 1812 roku. Eugeniusz de Mazenod miał 30 lat. Po
ukończeniu seminarium Świętego Sulpicjusza w Paryżu, wrócił do
Aix. Jest kapłanem. Jako arystokrata mógłby zająć miejsce w
administracji diecezji, ale nie chce tego. Prosił, by nie był nawet
odpowiedzialny za parafię. Interesują go opuszczeni, bo nimi księża
nie zajmują się tak jak trzeba.
ANDRZEJ:
Podjął posługę kapelana w więzieniu. Zrobił tam małą rewolucję.
Janseniści odmawaiali Komunii Świętej więźniom skazanym na
śmierć. On natomiast odprawiał Mszę dla skazańców i towarzyszył
im aż na gilotynę, a nawet przyciskał do serca każdego skazańca
przed egzekucją.
JAREK:
Tak samo z młodzieżą. Ponieważ księża nie zajmowali się nią
zbytnio, Eugeniusz założył dla niej stowarzyszenie i troszczył się o
jej chrześcijańskie wychowanie.
ANDRZEJ:
I była jeszcze jedna kategoria prostych ludzi, o których myślał:
Służący. Znał ich ze swojej rodziny i ze swego środowiska. W
salonach Aix-en-Provence śmiano się zniego, ale to nie zdołało go
powstrzymać. Wręcz przeciwnie. Odprawiał o 6 rano Mszę dla
służących, aby mogli zdążyć po niej do pracy i mówił do nich po
prowansalsku, gdyż zupełnie nie rozumieli języka francuskiego.
ROBERT:
„Moi kochani! Ubodzy! Ubodzy Jezusa Chrystusa! Smutni, strapieni,
nieszczęśliwi, cierpiący, chorzy! (...) Wy wszyscy, których nędza
przytłacza! Bracia moi! Moi czcigodni bracia! Słuchajcie mnie. (...)
Kim jesteście w oczach świata?! Klasą ludzi skazanych na to, by całe
życie spędzić na wyczerpującej pracy. (...) Świat jest więc jakimś
panem, od którego wszyscy oczekują uznania, ale którego nikt się
nigdy nie doczekał. (...) A teraz przyjdźcie i zobaczcie kim jesteście
naprawdę, w oczach wiary. Wy jesteście dziećmi Boga, braćmi
Jezusa Chrystusa (...). Poznajcie swoją godność... W was jest
nieśmiertelna dusza, odkupiona Krwią Chrystusa, cenniejsza w
oczach Boga niż wszystkie królestwa świata, niż wszystkie bogactwa
tej ziemi. (...) Tylko Bóg jest was godzien! Tylko Bóg...!”
JAREK:
Jednak Eugeniusz czuł, że dłużej sam nie podoła i dlatego w 1815
roku pisze do księdza Tempier:
ROBERT:
„Mój drogi Przyjacielu! Czytaj ten list u stóp krzyża, gotowy słuchać
tylko Boga. (...) Stłum w sobie wszelką człowieczą zachłanność,
rozmiłowanie w dostatkach i wygodnictwie. Rozważ poważnie
sytuację. (...) Zapytaj swoje serce, co pragnęłoby czynić, by zapobiec
tak wielu nieszczęściom, a potem odpowiedz na mój list. Otóż
Przyjacielu, nie wchodząc w szczegóły mówię Ci, że jesteś potrzebny
dziełu, do którego wezwał nas Bóg. (...) Sądzę że będziemy się czuli
szczęśliwi, gdyż będziemy mieli tylko jedno serce i jedną duszę. (...)
Zaklinam Cię, Przyjacielu! Nie cofaj się przed tym największym
dobrem, jakie można urzeczywistnić w Kościele. (...) Wiedz, że jesteś
mi potrzebny do dzieła misji. Mówię Ci to wobec Boga i otwartym
sercem.”
ANDRZEJ:
Eugeniusz zapomniał się podpisać pod tym listem, ale adresat
wiedział doskonale, że tylko on mógł tak napisać. Odpowiedział
pozytywnie na to wezwanie. Aby zrozumieć co poruszało serca
pierwszych Oblatów posłuchajmy fragmentu pierwszej Reguły:
ROBERT:
„Kościół, wspaniałe dziedzictwo Zbawiciela, nabytę za cenę Jego
Krwi, za dni naszych został okrutnie spustoszony (...) i doznaje
ucisku. (...) Przewrotność i zepsucie chrześcijan sprawia, że sytuacja
ich jest gorsza nawet od sytuacji pogan z czasów, gdy krzyż nie
rozproszył jeszcze mroków niewiedzy. W tej opłakanej sytuacji,
Kościół wielkim głosem woła swoje sługi. (...) Niestety, mało jest
takich, którzy odpowiadają na to naglące wezwanie. (...) Widok tego
zła poruszył serca kilku kapłanów (...) gorliwych, bezinteresownych,
naprawdę dojrzałych wewnętrznie - jednym słowem mężów
apostolskich.
Jest sprawą niezwykle naglącą ponownie przyprowadzić do owczarni
tę wielką liczbę zagubionych ludzi, przypomnieć owym
zdeprawowanym chrześcijanom, kim jest Jezus Chrystus, wyrwać ich
z niewoli demona i ukazać drogę do nieba. Trzeba rozszerzyć
władanie Zbawiciela, zniszczyć panowanie szatana, powstrzymać
powódź grzechu, a ukazać piękno cnót i pomóc je praktykować.
Trzeba uczynić ludzi rozumnymi, potem chrześcijanami i wreszcie
dopomóc im do zdobycia świętości.”
JAREK:
14 października 1832 roku w kościele Świętego Sylwestra na
Kwirynale Eugeniusz de Mazenod otrzymał sakrę biskupią. Jako
biskup tytularny Ikozji oraz wizytator apostolski Tunisu i Trypolisu
rezydował w Marsylii. Ówczesny biskup tego miasta, jego wuj,
Fortunat de Mazenod, pragnął, aby Eugeniusz został jego następcą.
Tak też się stało w roku 1837.
ANDRZEJ:
Jako pasterz ludu marsylijskiego Eugeniusz de Mazenod całym
sercem oddał się apostolstwu pośród swego ludu. Przede wszystkim
pamiętał o ubogich. Odwiedzał ich i przyjmował u siebie. Chodził
piechotą ulicami miasta, gwarzył po prowansalsku z przekupkami i
przechodniami. W tym czasie wybudował w samej Marsylii 21
nowych kościołów. W roku 1852 rozpoczął budowę katedry, a rok
później położył kamień węgielny pod bazylikę Notre-Dame de la
Garde (Naszej Pani na straży).
JAREK:
W roku 1841 składa Eugeniuszowi wizytę biskup Bourget z
Montrealu w Kanadzie. Biskup Bourget był zakłopotany i smutny. W
Paryżu nie znalazł absolutnie nikogo, kto zaiteresowałby się jego
olbrzymią diecezją, sięgającą aż po Biegun Północny. Biskup
Eugeniusz de Mazenod słuchał ze wzruszeniem i entuzjazmem, a
następnie pytał wszystkich czterdziestu członków swego
zgromadzenia:
ROBERT:
Czy jesteście gotowi tam pojechać?
ANDRZEJ:
I oto wszyscy jednomyślnie odpowiedzieli:
JAREK:
Oto jestem. Poślij mnie.
ANDRZEJ:
I oto dzieje się coś nieoczekiwanego. W ciągu dwudziestu następnych
lat liczba Oblatów wzrosła z 40 do 420. W 1847 roku została
założona misja na Sri Lance, a w 1851 roku w Afryce Południowej.
JAREK:
21 maja 1861 roku Eugeniusz wyczerpany pasterskim
posługiwaniem, gdyż nigdy siebie nie oszczędzał, leżąc na łożu
śmierci przekazał jako testament takie oto słowa swoim duchowym
synom:
ROBERT:
„Powiedzcie Oblatom, że umieram szczęśliwy. Umieram szczęśliwy,
bo Dobry Bóg zechciał mnie wybrać, abym założył zgromadzenie
Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.
Zachowujcie między sobą Miłość... Miłość... Miłość..., a na zewnątrz
gorliwość o zbawienie dusz.”
ANDRZEJ:
Święty Eugeniusz de Mazenod był przede wszystkim człowiekiem
modlitwy. Wniej znajdował moc i mądrość dla swojej aktywności. To
ona była dla niego miejscem duchowego spotkania z Oblatami
rozproszonymi po całym świecie. To właśnie w modlitwie i spotkaniu
z Jezusem Panem i Zbawicielem Święty Eugeniusz znajdował siłę i
światło w najtrudniejszych chwilach swojego życia. Pomdlmy się
teraz, przez chwilę, wybranymi fragmentami jego ulubionych
modlitw.

Podobne dokumenty