Przedwiosenne pstrągi - Portal Muskie.Pl

Transkrypt

Przedwiosenne pstrągi - Portal Muskie.Pl
Portal Muskie.Pl
Przedwiosenne pstrągi
Autor: Jacek Jóźwiak
O tym, jak łowić pstrągi na samym początku sezonu. Gdzie szukać ryby, jakie stosować przynęty i w
jaki sposób je prowzdzić, aby sprowokować ociężałego pstrąga do ataku.
Potokowce łowione w lutym (a teraz jeszcze wcześniej) nie są bynajmniej powodem do dumy. Ani nawet
nadzwyczajnym kulinarnym rarytasem. Wychudzone, wyposzczone, niemrawo podnoszące się do
przynęty i walczące zupełnie inaczej niż w ciepłych porach roku.
Pośród rozlicznych wątpliwości, jakie budzi we mnie regulamin PZW, jest i ta dotycząca przesunięcia na
początek roku rozpoczęcia sezonu pstrągowego na większości polskich rzek pstrągowych. Pod ochroną
pozostawiono te wspaniałe ryby niemal wyłącznie na Pomorzu. Osobiście, poszedłbym w zupełnie
odwrotnym kierunku, od lat bowiem mam poważne wątpliwości, czy wyrywanie ryb osłabionych tarłem,
chudych, nie przypominających zupełnie prawdziwego pstrąga, powinno być dozwolone. Sam uważam,
że tę biologiczną wspaniałość powinno się chronić co najmniej do połowy marca, tak aby po zimie w
spokoju nabrała sił i stała się tym, co każdemu pstrągarzowi znane jest z pełni sezonu... Cud rybą,
wspaniałością nie mającą sobie równych - po prostu pstrągiem w pełni sił...
Jestem jednak realistą i wiem jak wielka jest tęsknota pstrągarzy za swoim ukochaniem. Mogą więc
kręcić nosami, poddawać w wątpliwość zasadność decyzji Zarządu Głównego, ale wielu z tych
"kręcących" i tak zamelduje się nad rzeczkami jeszcze w styczniu. Dostałem nawet kilka "majlów" z
prośbą o artykuł dotyczący "wczesnego łowienia pstrągów" (cytuję jednego z korespondentów).
Dziennikarstwo jest zawodem usługowym, pomimo więc moich osobistych poglądów, poddaję się woli
wędkarskiego ludu i przedstawiam wczesnopstrągową składankę. Uwzględniam przy tym dziwaczną
zimę, z którą mamy do czynienia. Jeżeli potrwa - to żaby ruszą się z zimowisk dużo wcześniej niż
zazwyczaj... PRZED WYBUCHEM WIOSNY
Wielu wędkarzom łowienie pstrąga w lutym wydawało się paskudnym wykroczeniem przeciwko
wędkarskiej etyce. Mimo że od lat regulamin pozwalał wyprawiać się na potokowca w środku zimy, to
starsi pstrągarze z żalem wspominają czasy, gdy sezon zaczynał się później. Ryby w spokoju dochodziły
do siebie po wyczerpujących godach i po zimie, nabierały ciała, kondycji i woli walki. Stawały się tymi
pstrągami, o których marzą wędkarze - silnymi, chytrymi i walecznymi nadzwyczaj. Natomiast
potokowce łowione w lutym (a teraz jeszcze wcześniej) nie są bynajmniej powodem do dumy. Ani nawet
nadzwyczajnym kulinarnym rarytasem. Wychudzone, wyposzczone, niemrawo podnoszące się do
przynęty i walczące zupełnie inaczej niż w ciepłych porach roku.
A jednak tysiące ludzi z utęsknieniem czeka tej magicznej daty i kiedy już można - wybiera się nad rzeki
i rzeczki, gdzie drapieżnik ten bytuje. Większość moich kolegów, którzy bez łażenia za pstrągiem nie
wyobrażają sobie życia, złowione chudzielce wypuszcza bez żalu, mając nadzieję, że spotka się z nimi
wiosną i latem. Pstrągarstwo ma bowiem w sobie coś z nałogu, z szaleństwa, z misterium. Wszystko jest
ważne - i podróż, często bardzo długa, forsowna; i wędrówka brzegiem ulubionej rzeczki, często
forsowniejsza od podróży; i zmiany, jakie przyniosła zima... Choć złowienie ryby dla każdego
normalnego wędkarza jest celem najważniejszym, to przecież wszystko co poprzedza ten moment, co
mu towarzyszy i co go otacza, jest niezmiernie istotne. Więc niech się starsi nie dziwią, że wybiera się
pstrągi z pościeli, gdy odpoczywają po tarle. Ma się do tego prawo, a na dodatek jest to dla wędkarza,
który pstrągi umiłował, coś ogromnie ważnego. SPRZĘT I OSPRZĘT
Jestem przeciwnikiem pisania o jedynie słusznych metodach łowienia, mam wręcz wrogie nastawienie do
autorów, którzy pouczają czytelników i starają się swoim rozwiązaniom nadać rangę kanonu. Bywam
zbyt często nad wodą i spotykam ludzi, którzy w sposób bardzo odmienny od mojego łowią ryby, aby
własną technikę uważać za najlepszą.
Chętnie jednak opowiem, jak łowiłem, bodaj przez 2 lata lutowe pstrągi. Może moje spostrzeżenia
wzbogacą czyjąś metodę, może wywołają dyskusję - odpowiem z przyjemnością na listy.
Pstrągowa eskapada zaczyna się w domu. Chociaż bardzo lubię odkrywać nowe rzeczki, to odkrywcze
wyprawy zostawiam na późną wiosnę. Na lutowe pstrągi jeżdżę w miejsca znane od lat, a jeśli na swoje
łowisko zaprasza mnie któryś z przyjaciół, to przesłuchuję go rzetelnie. Z zasady odrzucam propozycje
wyjazdów na rzeczki nadmiernie zakrzaczone, o podmokłych brzegach, z obfitością źródlisk i wypływów
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 3 March, 2017, 00:26
Portal Muskie.Pl
wód gruntowych. Wolę raczej większe rzeki - takie jak Bóbr, Kwisa, górny San, Wel, Łupawa, Czarna
Hańcza... Bardzo ważne jest, by ich brzegi nie zmuszały do szczególnie forsownych marszów, by podłoże
było twarde, bezpieczne...
Gdy już zdecyduję się na miejsce, w którym otworzę swój prywatny sezon pstrągowy, gdy przejrzę
mapę, wybiorę konkretny odcinek, to zabieram się za staranne przygotowanie stroju - co trzeba, to
piorę, co trzeba czyszczę. Świeża odzież jest cieplejsza.
W styczniu z reguły odbieram z konserwacji kołowrotki, także pstrągowego Stradica 2000. Trzeba więc
kupić świeże linki - na jedną ze szpul nawijam dobrą "osiemnastkę" (Ayakę lub Thora), na drugą
plecionkę o wytrzymałości 4 kg. Bardzo starannie czyszczę wędzisko - ulubionym jest krótki (210 cm),
trzyczęściowy "trawelek" Talona, wytrzymały kij o parabolicznej akcji i bardzo krótkim, nadgarstkowym
dolniku. Jako zapasowy zabieram ze sobą superdelikatne "Senso de Luxe" o długości 240 cm. Jego
pozorna miękkość i ustępliwość potrafi zamęczyć każdego zimowego pstrąga.
O ile na Talonie nawet zimą zdarzają się krew mrożące w żyłach odjazdy, młynki, siłowe przytrzymania i
chamskie hole, o tyle na Senso hol bywa dłuższy, ale znacznie spokojniejszy i w ładniejszym stylu.
Potem jeszcze sprawdzam i doprowadzam do porządku "pakiet socjalny": dwa termosy - na herbatę i na
flaki wołowe, pudełko na kanapki i plecaczek ze stelażem do siedzenia. Możliwość wygodnego
przycupnięcia uważam za bardzo ważną podczas zimowych wypraw. ROZTERKI Z PRZYNĘTĄ
To odwieczny problem wszystkich spinningistów - ile wziąć pudełek i co do nich załadować...
Przechodziłem przez wszystkie etapy dotyczące tego problemu. Dźwigałem ze sobą cały plecak przynęt
albo ograniczałem się do pojedynczego pudełka. Skrajne rozwiązania okazały się bez sensu. Od kilku lat
ograniczam się do czterech niezbyt dużych pudełek. Jedno z nich - dwustronne - jest niemal puste. Mam
tam jedynie kilka woblerów, które muszę mieć zawsze pod ręką i bez których czułbym się chory. Trzy,
które zazwyczaj pozostają w plecaku, zapełnione są kolejno - woblerami, obrotówkami oraz wahadłowogumkową mieszaniną. Dopiero po przyjeździe nad rzekę i rozejrzeniu się po okolicy wypełniam
wybranymi przynętami "robocze" pudełeczko. Jeżeli woda jest niska, przewagę uzyskują przynęty płycej
schodzące, jeśli wysoka, to ostro nurkujące... Jeżeli woda jest mętna, wybieram więcej agresywnie
pracujących "oczołomów", jeżeli klarowna, to dużo jest w pudełku wabików o barwach naturalnych i
pracujących łagodniej.
W warunkach nie odbiegających od przeciętnej, mój komplet zawiera kilkanaście niezbyt dużych
woblerów - od 5 do 7 cm. Jest teraz na rynku takie zatrzęsienie modeli, że wymienianie nazw nie ma
większego sensu. Trzeba w każdym razie zadbać o to, by w komplecie mieć kilka wzorów mogących
spenetrować głębokie dołki, a więc szybko nurkujących oraz kilka zanurzających się na kilkadziesiąt
centymetrów. Warto zadbać, by miały zróżnicowaną akcję - od mocno wibrujących, do kolebiących się
spokojniej.
Jeżeli chodzi o obrotówki, to korzystam z produktów markowych, dających mi gwarancje, że paletka
kręcić się będzie natychmiast po wpadnięciu do wody. I to zarówno podczas prowadzenia pod prąd, jak i
z prądem. Ulubiony rozmiar stanowi "dwójka", kształt zaś aglia. Jako że wolę szerokie skrzydełka, do
kompletu obrotówek dodaję kilka "rybich główek", ekscentrycznych ciężarków na drucianej agrafce, do
której dopina się błystki - pozwala to na spenetrowanie wabikiem najgłębszych nawet miejsc. Poza tym
zapobiega nadmiernemu skręcaniu się żyłki.
Kilka niedużych, ale dość ciężkich wahadłówek, głównie gnomików "zerówek", uzupełnia komplet.
Ważne - przynajmniej moim zdaniem - są także barwy przynęt. Mam więc w komplecie zarówno wabiki o
barwach naturalnych, ale nie unikam także kolorów fluo i bieli. Mam też kilka bardzo ciemnych wzorów,
które niekiedy okazują się nadzwyczaj skuteczne. MIEJSCA DAJĄCE WYTCHNIENIE
Wędkarze szukający pstrągów w miejscach, w których przebywają one wiosną i latem, przeżywają zimą
rozczarowania. Ci, którzy przeszukują wlewy, napływy, zwałowiska, wąskie gardziele czy dołki, do
których woda wdziera się z dużą siłą, bardzo często wracają znad wody bez kontaktu z rybą. I ja tak
wracałem, gdy przez kilka kolejnych lat uporczywie trzymałem się letniej taktyki.
Moje przyzwyczajenia uległy radykalnej zmianie, gdy nad Sanem w pobliżu Smolnika spotykałem łowcę
lipieni, miejscowego muszkarza, który niemal zawsze do łowionych na dolną nimfę lipieni dodawał
jednego czy dwa potokowce. Okazało się, że zmęczone godami pstrągi zatrzymują się na stanowiskach o
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 3 March, 2017, 00:26
Portal Muskie.Pl
wiele spokojniejszych niż w cieplejszych miesiącach. Bardzo często nawet kilka sztuk można złowić na
dłuższych odcinkach zrównoważonego, łagodniejszego nurtu. Warunkiem jest - przynajmniej w
większych rzekach - żeby głębokość takich odcinków przekraczała półtora metra. Dobrze też, gdy dno
wysłane jest sporymi otoczakami, za którymi znajdują się strefy nurtowego cienia...
Poszedłem lipieniowym śladem i na rzeczkach mniejszych znajdowałem pstrągi w obszernych dołkach na
łagodniejszych zakrętach. Najlepiej darzyły kilkunastometrowe rynny na zewnętrznych łukach, głębokie
prostki na odcinkach, gdzie rzeka zwężała się znacznie. W poszukiwaniach lutowych stanowisk
zabrnąłem jeszcze dalej - łowiłem otóż przyzwoite kropkowańce w zatoczkach o niemal nieruchomej
wodzie.
Na jednej z mazowieckich rzeczek znajdowałem pstrągi niżej niż latem. Jak gdyby zmordowane tarłem
dawały się nieść wodzie na skraj swej krainy. Kiedy podczas cieplejszych zim polowałem na okonki w
dole Rawki i Rządzy, niejeden raz w obrotówkę prowadzoną w stojącej niemal wodzie jakiejś zatoki bił mi
zupełnie przyzwoity pstrąg. Skłoniło mnie to do przeszukiwania dolnych odcinków Welu, Tanwi, Bobru z niezłymi rezultatami. ZIMNE PROWADZENIE
Zarzuciłem także stosowane od kwietnia prowadzenie przynęty z prądem. Bardzo rzadko lutowy
chudzielec atakował szybko spływającego woblera czy obrotówkę. Dużo lepsze efekty miałem podczas
spływania przynęty łukiem - od przeciwnego brzegu, w kierunku "mojego". Nie odmawiam zimowemu
potokowcowi charakterystycznej dla tego gatunku ostrożności, więc najczęściej po podaniu wabika pod
drugi brzeg pozwalam mu spływać, nawet kilkanaście metrów, i ze szczytówką podniesioną wysoko i
przy bardzo powolnym kręceniu korbą kołowrotka, daję mu spłynąć łukiem ku brzegowi, z którego łowię.
Potem bardzo wolno, z długimi przerwami, podczas których przynęta pracuje w jednym miejscu, ściągam
ją ku sobie. Bardzo często właśnie takie prowadzenie przynosiło mi pobicie albo przynajmniej wyjście.
Miejsca, na których się zatrzymuję, są rozleglejsze niż letnie stanowiska, dlatego poświęcam im więcej
czasu. Doświadczenie podpowiada mi także, że pstrągi w lutym dotrzymują jak zające pod miedzą i do
woblera, obrotówki czy wahadłóweczki rzadko wychodzą za pierwszym razem. Bawię się więc przynętą na przykład podczas prowadzenia jej pod prąd otwieram kabłąk, pozwalam spłynąć kilkadziesiąt
centymetrów, znów podciągam. Ten sam efekt - bezpieczniejszy dla wędkarza - wykonać można prze
pomocy ruchu szczytówką.
Głębokie dołki staram się obłowić, opukując ich dno przy pomocy obrotówki przymocowanej do
wspomnianej wcześniej "rybiej główki". Tu trzeba bardzo uważać, bowiem przynęta taka pracuje podczas
opadania i zdarzają się wówczas pobicia. Po podaniu wabia, trzeba więc palcem wskazującym opartym
na rancie szpuli kontrolować opadanie i zacinać z żyłką na palcu po wyczuciu ataku. Właśnie w taki
sposób udało mi się złowić na Łupawie mojego największego "zimowca". Miał 51 cm i był chudy jak
wygłodzony kiełb. Wrócił do wody, ale ja przez trzy kwadranse siedziałem na stołeczku i wracałem do
siebie. Takiego wrażenie nie robią nawet kilkukilowe trocie na pobliskiej Słupii. Więc dopóki regulamin
będzie pozwalał, to i ja na początku lutego znajdę czas na pstrągową rzekę i będę się starał potokowca
wyciągnąć z pościeli. Tekst pochodzi sprzed wielu lat. W ostatnich łowiłem pstrągi dopiero od marca... http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 3 March, 2017, 00:26