Ruch Literacki 4-2015.indd

Transkrypt

Ruch Literacki 4-2015.indd
R U C H
L I T E R A C K I
DWUMIESIĘCZNIK
Rok LVI
Kraków, lipiec–sierpień 2015
Zeszyt 4 (331)
Polska Akademia Nauk Oddział w Krakowie
i Wydział Polonistyki UJ
PL ISSN 0035-9602
„MOCNA JEST JAKO ŚMIERĆ MIŁOŚĆ”
KILKA SŁÓW O DUCHOWOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ
NA PODSTAWIE TRZECH WIERSZY ŻAŁOBNYCH XVI I XVII WIEKU
MICHAŁ GOŁĘBIOWSKI*
„Przyłoż mię, jako pieczęć do serca twego, jako pieczęć do ramienia twego:
bo mocna jest jako śmierć miłość”1 [Pnp 8, 6] – mówi Oblubienica w kulminacyjnym momencie biblijnego dramatu o miłości małżeńskiej, którym jest Pieśń
nad pieśniami, po chwili dodając: „Wody mnogie nie mogły ugasić miłości,
i rzeki nie zatopią jej” [Pnp 8, 7]. Wcześniej pomiędzy dwojgiem zakochanych
padały pełne wzajemnego zachwytu wyznania, teraz „Miłość i Śmierć stają
na przeciw siebie i obie wołają: «Daj! Daj!… są nigdy niesyte, …nie mówią:
Dość!» [Prz 30, 15]. Lecz miłość ze swą żarliwą i wyłączną namiętnością potrafi
to przeżyć”2. Literatura chrześcijańska nadała temu doświadczeniu dodatkowe
znaczenie, ściśle wiążąc je z misterium paschalnym oraz z nadzieją życia wiecznego. Toteż wedle aktualizującej egzegezy Franciszka Salezego, jednego z najwybitniejszych teologów katolickich przełomu XVI i XVII wieku, „jak śmierć
mocna jest miłość, skłaniająca nas do wyrzeczenia się wszystkiego; wszakże
* Michał Gołębiowski – doktorant, Wydział Polonistyki UJ.
1
Cytaty biblijne podaję za: Biblia to jest Księgi Starego i Nowego Testamentu, według łacińskiego przekładu starego, w kościele powszechnym przyjętego, na polski język z nowu z pilnością
przełożone […] przez D. Jakuba Wujka z Wągrowca […], Kraków 1599.
2
G. R a v a s i, Pieśń nad pieśniami, Kraków 2005, tłum. K. Stopa, s. 128–129.
348
Michał Gołębiowski
staje się ona również jako Zmartwychwstanie wspaniała, dla przyobleczenia
nas w chwałę”3.
Słowa ósmego rozdziału Pieśni nad pieśniami, wielokrotnie przytaczane we
wczesnonowożytnej literaturze, przywoływane w najróżniejszych kontekstach,
zwłaszcza zaś w skojarzeniu z doświadczeniem mistycznych zaślubin duszy
z Bogiem, przypominającym ekstatyczne umieranie człowieka dla świata [zob. Mt
16, 25; Mk 8, 35; J 12, 24], ujawniają niejako dwa kluczowe pojęcia spajające
poezję religijną rodzącego się baroku: «miłość» i «śmierć». Wydaje się, że te dwie
antagonistyczne sytuacje egzystencjalne – dojście do źródeł życia poprzez miłość
cielesną i płodność, a zarazem świadomość bycia istotą śmiertelną – najsilniej
oddziaływały na wyobraźnię pisarzy przełomu XVI i XVII wieku, tak bardzo
czułą na światłocienie ludzkiego bytowania, kontrasty i paradoksy doczesnego
świata. „Cieszmy się sobą na sposób wszelaki […]. Tak, choć naszego słońca
nie umiemy/Zatrzymać, jednak biec mu rozkażemy”4, pisał Andrew Marvell
w wierszu, w którym miłosne upojenie staje się sposobem zapomnienia o grozie
śmierci i przemijalności świata. W tym obrazie nieustannego ścierania się miłości
ze śmiercią z wielu powodów szczególne miejsce przypadło duchowości małżeńskiej jako „wielkiej tajemnicy” [por. Ef 5, 32], a zarazem najbardziej uświęconej formie relacji pomiędzy kobietą i mężczyzną. Wiadomo, że spośród poetów
staropolskich najobszerniej kwestię tę poruszył Szymon Zimorowic w swoich
Roksolankach, ograniczając się jednakowoż do pojmowania miłości małżeńskiej
jako jednej z rozkoszy świata. Ujęciu temu bez wątpienia najbliżej do tradycji
pogańskiego antyku (traditio pagana), do późnoklasycznej optyki pojmowania
płciowości, wedle której „utrata dziewictwa była częścią zwykłego porządku
rzeczy – jak piękna łąka, która rozkwita, by następnie zostać skoszona, lub jak
ziemia, którą trzeba uprawiać, zanim wyda plon”5. Innymi słowy: narodziny,
miłość, małżeństwo i śmierć należały do cyklicznego nurtu ludzkiej egzystencji,
przynależąc tak do przemijalnego świata natury, jak i do „obiegu społecznego”6
– [por. też: Mt 22, 30: „przy zmartwychwstaniu ani się żenią, ani za mąż idą: ale
będą jako Aniołowie Boży w niebie”]. Dlatego też „logika cyklu [tj. Roksolanek – M.G.] prowadzi przez różne przypadki jedności szczęścia i cierpienia, by
w ostatniej pieśni przypomnieć, że świat miłości to świat nadziei, który «śmierć
wespół z prochem rozwieje»”7. Z drugiej strony, w literaturze XVI i XVII wieku
można natrafić na utwory, w których myślenie o śmierci uwydatniało to, co
Franciszek S a l e z y, Wybór pism, red. J. Rybałt, Warszawa 1956, s. 173.
A. M a r v e l l, Do nieskorej bogdanki („To His Coy Mistress”) [w:] S. B a r a ń c z a k, Antologia angielskiej poezji metafizycznej XVII stulecia, Kraków 2009, s. 380.
5
P. B r o w n, Ideał dziewictwa we wczesnym Kościele [w:] Duchowość chrześcijańska. Początki do XII wieku, red. B. McGinn, J. Meyendorff i J. Leclercq, tłum. P. Blumczyński i S. Patlewicz, Kraków 2010, s. 423.
6
Tamże.
7
C. H e r n a s, Barok, Warszawa 1978, s. 64.
3
4
„Mocna jest jako śmierć miłość”. Kilka słów o duchowości małżeńskiej…
349
w życiu małżeńskim miałoby stanowić duchowy, wykraczający poza doczesność
wymiar codziennego obcowania kobiety i mężczyzny.
Jednym z pierwszych przykładów staropolskiej liryki lamentacyjnej upamiętniającej zmarłego współmałżonka jest Tren na śmierć żony Łukasza Górnickiego,
dedykowany „Barbarze Górnickiej z Bezdziedze, tykocińskiej i wasilkowskiej
starościnie, białejgłowie bojaźnią bożą i wielkimi cnotami ozdobionej, którą
w młodych leciech od męża, od synów trzech a pięciu córek nad nadzieję śmierć
porwała”8. Pomimo iż Tren stanowi w wymiarze formalnym konglomerat najbardziej nośnych, klasycznych wręcz dla poezji żałobnej figur retorycznych, to
odczytując go przez pryzmat historii idei, można w nim odnaleźć znamię dojrzałej refleksji nad chrześcijańskim małżeństwem:
By płacz, najmilsza moja, mógł mi cię powrócić,
A to, co się już stało, chciał Bóg nazad wrócić,
Wylałbym wszystkie me łzy, aby się zmiłował
Bóg, a żywotem ciebie, mnie tobą darował.
Ten konwencjonalny początek, rozpoczynający się od nieodzownego
motywu płaczu i łez, ukazuje jednocześnie żonę w roli doskonałej powiernicy
i towarzyszki życia dla mężczyzny. Jest to więc wizerunek znacznie odbiegający
od tego, w jaki sposób o miejscu i znaczeniu kobiety w codzienności małżeńskiej wypowiadało się wielu europejskich humanistów, kontynuujących myśl
Arystotelesa. Mirosława Hanusiewicz-Lavallee w swoim szkicu na temat wizerunku żony-przyjaciela w literaturze wczesnonowożytnej stwierdza wszakże:
„Przekonanie, że kobieta nie jest zdolna do przyjaźni, do przyjaźni «doskonałej», która łączy dusze mężów, było humanistycznum stereotypem”9. Z drugiej
strony otwartą kwestią pozostaje wpływ na myśl XVI wieku jednoznacznie
pozytywnego wzorca roli kobiety w małżeństwie obecnego u Plutarcha z Cheronei10. W każdym razie, Górnicki nie poprzestaje na krótkim zarysie osobowej więzi męża i żony, ale w części tradycyjnie poświęconej wyliczeniu cnót
zmarłej (laudatio) wspomina o jej nad wyraz wielkiej cnocie („Wiek niedojrzałyś
miała, lecz dojrzałą cnotę”), która stanowiła dla wszystkich domowników wzór
do naśladowania („Kto me maluczkie dziatki do cnoty powiedzie,/Gdy młodość
jest podobna chodowi po ledzie?/Kto tak będzie dozorny, kto pilny, kto dbały”),
nadto – o jej głębokiej pobożności („I, co do tego trzeba, ku Bogu ochotę”).
Trudno nie odnieść wrażenia, że tak skonstruowany wizerunek Barbary Górnickiej w znacznym stopniu koresponduje z biblijnym poematem na cześć idealnej
Tekst Trenu na śmierć żony za: http://www.staropolska.pl/renesans/lukasz_gornicki/Tren.
html (dostęp z dnia 16.12.2014)
9
M. H a n u s i e w i c z - L a v a l l e e, „Pół dusze mojej i głowy korona”. Ideał żony-przyjaciela
w literaturze staropolskiej, „Ethos” 2013 (r. 26), nr 2 (103), s. 138.
10
Zob. P. S i w c z a k , Starożytni o małżeństwie z powagą i komizmem, „Nowy Filomata”
2014 (r. XVIII), nr 2, s. 177–178.
8
350
Michał Gołębiowski
żony zawartym w zakończeniu Księgi Przysłów [zob. Prz 31, 10–31]. Oczywiście wymagała tego sama konwencja trenu, której jednym z założeń był taki opis
osoby zmarłej, aby wyłaniała się ona z tekstu jako nieskazitelna, godna wszelkich
pochwał; ale na tej podstawie można również wnioskować, że ta sama konwencja
wspomagała tendencje parenetyczne.
Górnicki wyraźnie mówi o swojej żonie jako o darze z nieba, wpierw ofiarowanym przez Boga, teraz – gwałtownie odebranym. Motyw ten, inspirowany
zapewne pouczeniem Księgi Przysłów: „Dam i majętności dane bywają od rodzicow: ale żona roztropna właśnie od samego Pana” [Prz 19, 14], stanie się częsty
w XVII-wiecznej liryce ziemiańskiej; znacznie później Wespazjan Kochowski
w utworze o jakże wymownym tytule – Wszystko z nieba – napisze na przykład:
„Mam przyjaciela, co od Boga dany”11. W Trenie ów dar od Pana, czyli możliwość przebywania z żoną we wzajmnej zażyłości, staje się czymś zdecydowanie
najcenniejszym, bez niego natomiast całkowicie traci na wartości zarówno świat,
życie ziemskie (nazwane odtąd „opłakanym”), jak i światło słońca kojarzone
z dobrodziejstwem i przychylnością Losu:
O moja droga żono, wierz mi, żeć dbam mało
O ten świat opłakany, gdy mi cię nie stało.
Takąś ty mnie po sobie tęskność zostawiła,
Że ta słoneczna światłość najmniej mi niemiła.
Znamienne, że Górnicki wspomina o swojej żonie jako o większej części jego
własnego jestestwa, kiedy zwraca się do upersonifikowanej śmierci słowami:
„Aleś i tak, złośliwa, mnie nie ominęła,/Boś w ciele mojej lubej mnie więtszą
część wzięła”. Sformułowanie to niewątpliwie leży na linii tradycyjnej wczesnonowożytnej topiki małżeńskiej, biorącej swój początek w słowach Księgi
Przysłów: „Niewiasta pilna jest koroną mężowi swemu” [Prz 12, 4] oraz Księgi
Rodzaju: „będą dwoje w jednym ciele” [Rdz 2, 24, por. 1 Kor 11, 11: „Wszelako ani mąż bez niewiasty, ani niewiasta bez męża w Panu”], przy założeniu, że
owo „ciało” oznacza całokształt życia ludzkiego, także w wymiarze duchowym.
Wespazjan Kochowski pisał na przykład: „droga moja żono,/Pół dusze mojej
i głowy korono”, podczas gdy Lenart Gnoiński żalił się z powodu śmierci swojej
żony: „Zabrała mi więcej niż połowę dusze”12.
Odejście ukochanej staje się w Trenie na śmierć żony niepowetowaną stratą,
której nie potrafią załagodzić żadne ziemskie dobra. Dlatego utwór kończy
się wpierw wyznaniem miłosnym („Nie było nic, czego bym w tobie nie miłował,/Przeto żaden mąż barziej żony nie żałował.”), aby następnie przejść do
11
W. K o c h o w s k i, Wszystko z nieba [w:] t e g o ż, Utwory poetyckie. Wybór, oprac. M. Eustachiewicz, Kraków 1991, s. 72.
12
L. G n o i ń s k i, Łzy smutne, oprac. A. Oszczęda, Warszawa 2014, Biblioteka Dawnej Literatury Popularnej i Okolicznościowej, t. XVI, s. 94.
„Mocna jest jako śmierć miłość”. Kilka słów o duchowości małżeńskiej…
351
swoistego dla liryki lamentacyjnej pragnienia śmierci, oddania swojego życia
w zamian za odwrócenie wyroku Bożego:
O śmierci krwi niesyta, czemuś nie zabiła
Mnie, abym dał swój żywot za tę, co mi miła?
I podobniej mnie było w leciech podeszłego
Wziąć niż tę, co nie miała roku trzydziestego […].
Dokonaj już, bezecna, a tym mnie przeprosisz,
Gdy tak mnie jako żonę twą ostrą pokosisz.
Trudno orzec, czy konwencjonalne zakończenie Trenu na śmierć żony ma
jedynie uwydatnić ogrom rozpaczy persony lirycznej, czy też w pewien sposób
otwiera furtkę do chrześcijańskiego spojrzenia na śmierć, w którym rozłąka
z ukochaną osobą przeżywana jest jedynie jako oczekiwanie ponownego spotkania. Za tą drugą możliwością przemawiałoby odczytanie utworu wedle klasycznego porządku liryki epicedialnej, w której dwa ostatnie etapy consolatio
(pocieszenie) oraz exhortatio (pouczenie) służą zazwyczaj eschatologicznej
nadziei. W literaturze europejskiej pierwszej połowy XVII wieku można skądinąd
natrafić na teologiczne intuicje kojarzące duchowy wymiar miłości małżeńskiej
z tajemnicą obcowania świętych. Jeden z najwybitniejszych angielskich poetów
metafizycznych, Richard Crashaw, autor słynnego utworu An Epitaph upon
a Young Married Couple Dead and Buried Together („Epitafium pary młodych
małżonków, zmarłych i pochowanych pospołu”), przedstawia w pełni rozwiniętą
refleksję nad miłością małżeńską widzianą w perspektywie eschatologicznej.
Wiadomo, że Crashaw zasłynął nie tylko jako poeta, ale również jako gruntownie
wykształcony teolog katolicki, który prawdopodobnie sporo zaczerpnął z myśli
Franciszka Salezego oraz jego poglądów na temat wznoszenia się miłości ludzkiej do wiecznej miłości samego Chrystusa-Oblubieńca13. W ramach tej właśnie
koncepcji pomiędzy obydwoma rodzajami miłości nie zachodzi sprzeczność,
amor sacer i amor profanus nie są od siebie oddzielone, ale wzajemnie ze sobą
korelują, uzupełniają się, są względem siebie synergiczne:
Przez śmierć powtórnie poślubieni sobie,
Drugie małżeńskie łoże mają w grobie;
Bo choć dłoń Losu wymusić umiała
Rozwód, co duszę oddziela od ciała,
Męża i żony nigdy nie rozdzieli,
Jedno albowiem wspólne życie mieli.
Nie płaczmy. Na nic tu łza czyja.
Kochanków błogi sen spowija.
Leżą jak para turkawek skrzydlata,
A. F. A l l i s o n, Crashaw and St. François de Sales, “The Review of English Studies”
Oct. 1948 (vol. 24), No. 96, pp. 295–302.
13
352
Michał Gołębiowski
Którą w ostatni węzeł miłość splata.
Choć niby martwi leżą, choć w wezgłowiu
Głaz twardy mają, a pościel z ołowiu
Ziębi ich ciała — stać im się nie może
Nic złego: miłość słała im to łoże.
Niech śpią więc, niech ich nikt nie wzywa,
Póki nie minie noc burzliwa
I świt nie wstanie nieskończony.
Wtedy rozsuną się zasłony,
A oni spojrzą, obudzeni,
W dzień, co się nigdy w noc nie zmieni.14
W epitafium Crashawa niewątpliwie kluczową rolę odgrywa utożsamienie
dwóch z pozoru całkowicie sobie przeciwstawnych symboli: łoża małżeńskiego,
kojarzącego się z płodnością i życiem, nie tylko w wymiarze narodzin nowego
człowieka, ale również w sensie doznań zmysłowych i witalnych (cytowany już
Andrew Marvell pisał: „By w nagłym pędzie nasza rozkosz złota/Wdarła się
w bramy żelazne żywota”15), oraz grobu, który ewokuje zjawiska wprost przeciwstawne, takie jak uwiąd, przemijanie, marność istnienia. W wierszu dokonuje się zatem znamienne przewartościowanie: wszakże to „miłość słała im to
łoże”, zwane grobem, a kres życia – nazwany przez poetę „ostatnim węzłem
miłości” – stanowi dla obojga możliwość przejścia do lepszego żywota, a przy
tym do świata, w którym nastąpi finalne spełnienie ich dążeń. W wieczności
zachowają swoją więź, „jedno albowiem wspólne życie mieli”. Przypomina
to zresztą ostatnie słowa umierającej Filorety z sielanki Józefa Bartłomieja
Zimorowica: „Tymczasem ty w modlitwach twych pamiętaj o mnie,/Ja też ciebie przed Bogiem nigdy nie zapomnię;/Ja umieram, lecz miłość między nami
szczera/Niech wiecznie żyje, niechaj nigdy nie umiera”16. Obecna tu perspektywa
śmierci uwydatnia zatem przekonanie, że duchowa jedność jest tym wymiarem miłości małżeńskiej, który stanowi o jej istocie. Crashaw nie jest pod tym
względem wyjątkiem wśród reszty angielskich poetów metafizycznych; nawet
tak bardzo nasycony erotyką wiersz jak Ecstasy Johna Donne’a podkreśla, że
afekt budzi się przede wszystkim w duszach, natomiast ciało służy małżonkom
jedynie jako „księga”, w której można wyczytać tę duchową unię17. Czyż nie
kojarzy się to również z humanistyczną koncepcją miłości, o której pisał Filip
14
R. C r a s h a w, Epitafium pary młodych małżonków, zmarłych i pochowanych pospołu
(„An Epitaph upon a Young Married Couple Dead and Buried Together”) [w:] S. B a r a ń c z a k,
dz. cyt., s. 333.
15
A. M a r v e l l, dz. cyt., s. 380.
16
J. B. Z i m o r o w i c, Filoreta [w:] t e g o ż, Sielanki, oprac. K. J. Turowski, Przemyśl
1857, s. 98.
17
J. D o n n e, Ekstaza („Ecstasy”) [w:] S. B a r a ń c z a k, dz. cyt., s. 89.
„Mocna jest jako śmierć miłość”. Kilka słów o duchowości małżeńskiej…
353
Kallimach: „O słodki kwiecie duszy, obudzony/W najgłębszych tajniach młodocianej piersi,/Przenikasz serce aż do rdzenia,/Gdy trwamy łącząc nasze usta”18?
Mniej więcej w tym samym czasie, w którym żył i tworzył Richard Crashaw,
napisał swoje Łzy smutne małopolski szlachcic i potomek różnowierczej rodziny,
Lenart Gnoiński. Oto bowiem „30 października 1614 r. umarła Lidia Gnoińska,
żona Lenarta, matka kilkorga dzieci. Niewiele dni później, 10 listopada, jej mąż
podpisał w Porąbce na Podgórzu dedykację otwierającą poświęcony zmarłej cykl
trenów […], typowy produkt okolicznościowej Muzy domowej, który w długim
szeregu utworów żałobnych powstałych w XVI i XVII stuleciu zajmuje poślednie miejsce”19. Co ciekawe, dzieło Gnoińskiego nie miało być jedynie osobistym
wyznaniem żalu i nadziei na życie wieczne ubranym w formę retorycznej poezji.
Ambicją autora było bowiem przede wszystkim stworzenie czegoś na wzór
rymowanego traktatu w dwunastu rozdziałach, w którym wraz z pisarzami-moralistami, takimi jak m.in. Terencjusz, Seneka, Boecjusz, zostałaby wyrażona marność doczesnej kondycji człowieka; to dlatego każdy z trenów cyklu poprzedzony
został mottem z Pisma Świętego, bądź też z literatury klasycznej.
W Trenie IV Gnoiński wykorzystał, znany z Trenu X Jana Kochanowskiego,
motyw poszukiwania zmarłej w zaświatach, aby dać wyraz „miłości mocnej jako
śmierć” [Pnp 8, 6]:
Szedłbym, by to podobna, na drugi kraj świata
I szukał tam, kędy jest pod ziemią świat nowy,
Lecz z żalem milczeć muszę, bo to próżne mowy.
Twardo śpisz, ma najmilsza […].
Któraś przedtym i w smętku mnie umiała cieszyć,
Nie chcesz się teraz do mnie, małżonka, pośpieszyć.20
W innym miejscu Gnoiński pisze jednak: „Rychlej ja do niej tam przybędę,/
Niżli tej troski z siebie zbędę”21, a także: „Przydzie za nią iść tąż drogą,/Z duszą
puścić troskę srogą”22, co w zestawieniu z wyrażoną w Trenie XII nadzieją na
mające nadejść powstanie zmarłej do życia wiecznego, daje wyobrażenie miłości
jako tęsknoty przekraczającej świat doczesny. Oba fragmenty zdradzają zresztą
ścisłe podobieństwa z zakończeniem Trenu XIV Kochanowskiego: „Więc tamże
już za jedną drogą/Zostać, a z duszą zaraz zewlec troskę srogą”23. Jak komentuje ten fragment Janusz Pelc, „dla połączenia się z córką zbolały ojciec gotów
18
Filip K a l l i m a c h, Do Jacyntusa Wawrzyńca [w:] Antologia poezji polsko-łacińskiej.
1470–1543, oprac. A. Jedlicz, Szczecin 1985, s. 59.
19
A. Oszczęda, Wstęp [do:] L. G n o i ń s k i, dz. cyt., s. 5.
20
L. G n o i ń s k i, dz. cyt., s. 82.
21
Tamże, s. 98.
22
Tamże, s. 105.
23
J. K o c h a n o w s k i, Dzieła polskie, oprac. J. Krzyżanowski, Warszawa 1980, s. 571.
354
Michał Gołębiowski
nawet zostać na zawsze w podziemiach”24. Z kolei Tadeusz Sinko łączył go
z mitem o Orfeuszu i Eurydyce: „Co na to powiedzieć? Chyba to, co Orfeusz
(u Owidiusza), zagrozić, że jeśli Pluton nie wypuści Eurydyki, to on też zostanie
w podziemiu i nie odejdzie stamtąd […], tam, gdzie ona, t.j. w podziemiu”25.
Podobnie autor Łez smutnych, który pozwala zrozumieć, że celem jego rychłej
śmierci miałoby być ponowne spotkanie z małżonką („d o n i e j tam przybędę”,
„z a n i ą iść tąż drogą”, por. też Tren III Kochanowskiego: „jedno sie za tobą
gotować,/A stopeczkami twemi ciebie naszladować./Tam cię ujźrzę, da Pan Bóg,
a ty więc z drogiemi/Rzuć sie ojcu do szyje ręczynkami swemi”).
W dziele Gnoińskiego umierająca żona jawi się jako wzór naśladowania Chrystusa (imitatio Christi), kiedy odchodząc ze świata, odmawia modlitwę: „K Tobie
gotuję,/O mój Panie – tak rzekła. – Ty ducha mojego/Weźmi, która zaś oddasz
mi wieku przyszłego” (por. Łk 23, 46)26. Poeta wyznaje przy tym, że dopiero
śmierć pokazała mu, czym jest prawdziwa miłość małżeńska („nie wiedziałem
przedtym, co to jest miłować”27), pozwalając mu przy tym zachować ukochaną
na zawsze w sercu („jej u mnie nigdy pamiątka nie zginie”28). Wspomnienia Lidii
Gnoińskiej jako kobiety, żony i matki stanowią zresztą główną dominantę Trenu
VI, w którym obok wyliczenia cnót zmarłej, pokazany jest również idealny obraz
obcowania męża i żony:
Wszystkie cnoty miała, które małżeńskiego
Stanu są ozdobą, bo mię z uprzejmego
Serca miłowała […].
W przygodzie, jak w szczęściu, nie była odmiénną,
W czym wyświadczała mi swą miłość powinną.29
W dalszej części staropolskiego poematu o idealnej żonie, jakim jest Tren VI
(podobnie jak w przypadku Trenu na śmierć żony Łukasza Górnickiego, tak tutaj
widać wyraźne inspiracje [Prz 31, 10–31]), Lidia jawi się jako najbliższa przyjaciółka i towarzyszka Lenarta, również w doświadczeniu życia chrześcijańskiego:
„I krzyż kiedy Pan Bóg na mię jaki włożył,/Pomogła mi dźwigać, namniej jej
nie strwożył,/Lecz nadzieje mi lepszej wiele przydawała/Tymczasem o spólnym
dobrem przemyślała”30.
Przypis Janusza Pelca [do:] J. K o c h a n o w s k i, Tren XIV [w:] t e g o ż, Treny, oprac.
J. Pelc, BN I 1, Wrocław 2009, s. 29.
25
Przypis Tadeusza Sinki [do:] J. K o c h a n o w s k i, Tren XIV [w:] t e g o ż, Treny, oprac.
T. Sinko, BN I 1, Kraków 1922, s. 48.
26
L. G n o i ń s k i, dz. cyt., s. 86.
27
Tamże, s. 95.
28
Tamże, s. 97.
29
Tamże, s. 89.
30
Tamże, s. 90.
24
„Mocna jest jako śmierć miłość”. Kilka słów o duchowości małżeńskiej…
355
Analizowane tu przykłady trzech utworów należących do wczesnonowożytnej literatury o tematyce religijnej ukazują, w jaki sposób realizowała się wówczas
refleksja nad duchowością małżeństwa w perspektywie śmierci (jak w przypadku
Górnickiego i Gnoińskiego) oraz eschatologicznej nadziei obcowania świętych
(jak w przypadku Crashawa czy Zimorowica). Zarazem wszystkie te wyobrażenia wspierane są przed wcześniejszą, średniowieczną i renesansową, tradycję. Petrarka pisał wszakże po śmierci Laury: „Jedną pociechę mam w ciężkiej
potrzebie,/Że ta, co wszystkie myśli ze mną dzieli,/Wyprosi łaskę, bym żyć mógł
z nią w niebie”31. Podobnie Pierre de Ronsard: „Wdzięczne ptaszki! Któż waszą
szczęśliwość wypowie,/Wy, przez samą naturę złączeni przed laty,/Za życia i po
śmierci wierni kochankowie!”32. Podsumowując więc wszystkie przedstawione
wyżej intuicje poetyckie, można odwołać się do słów, które Jan Chryzostom proponował ślubującym sobie miłość chrześcijańskim małżonkom: „Ziemskie życie
nie jest bowiem nic warte. Modlimy się zatem, prosimy i czynimy wszystko
tak, by nas uznano godnymi tego, byśmy mogli bezpiecznie przebywać razem
w wieczności”33.
Michał Gołębiowski
“FOR LOVE IS STRONG AS DEATH”: SOME REMARKS ON CONJUGAL SPIRITUALITY
BASED ON THREE ELEGIAC POEMS OF THE 16TH AND 17TH CENTURY
Summary
This is an attempt at outlining the Catholic theology of marriage as it reflected in a handful of
16th and 17th century elegiac poems commemorating ‘the wife’s death’. Two religious texts from
Western tradition (Richarda Crashaw’s An Epitaph upon Husband and Wife and Francis de Sales’s
Traité de l’amour de Dieu) have been chosen to establish the most appropriate contextual framework for the analysis of two Polish Renaissance texts (Łukasz Górnicki’s A Threnody on the Death
of His Wife and Lenart Gnoiński’s cycle of poems Sad Tears). The analysis reveals three key aspects
of conjugal spirituality seen from the perspective of the spouse’s death. They are the recognition
of the spiritual aspect of nuptial love ‘as strong as death’ (Song 8.6), a parenetic description of
family life as a space for the cultivation of Christian virtue (including the ‘imitation of Christ’), and
meditations on transience and the eschatological mystery of the communion of saints.
F. P e t r a r k a, Sonet 348. Da’ più belli occhi… [w:] t e g o ż, Sonety do Laury, tłum. J. Kurek, Kraków 1975, s. 121.
32
P. R o n s a r d, Que dis-tu, que fais-tu [w:] t e g o ż, Poezje. Wybór, tłum. L. Staff, M. Wroncka, L.E. Stefański, oprac. A. Sandauer, Warszawa 1969, s. 36.
33
J a n C h r y z o s t o m , O małżeństwie: Homilia 20 na List do Efezjan [w:] t e g o ż, O małżeństwie, wychowywaniu dzieci i ascezie, oprac. J. Naumowicz, Kraków 2002, s. 66.
31
RUCH LITERACKI
R. LVI, 2015, Z. 4 (331)
PL ISSN 0035-9602
POGRZEB BOLESŁAWA PRUSA
TADEUSZ BUDREWICZ*
Kiedyś, po długim lat szeregu, kiedy kroniki współczesne czas kurzem pokryje, a będą one
dostępne tylko dla literackich szperaczy, starzy opowiadać będą młodym o dniu wczorajszym,
przez Warszawę przeżytym, bo są fakty, które żywe pozostają do zgonu w pamięci tych, którzy
oglądali je własnymi oczami.
A przy tym opowiadaniu lica starych uśmiech błogi opromieni, bo przeżywać będą drogie
wspomnienie…
Wspomnienie dnia, w którym naród złożył hołd swojemu mistrzowi-nauczycielowi, dnia, w którym naród raz jeszcze dowiódł, jak umie czcić swoich przewodników, jak umie być wdzięcznym.
Bo naród złożył wczoraj Prusowi pełen wspaniałości dowód swojej bezgranicznej dla niego
wdzięczności.1
Zdawać się może, że to zwykła, typowa w wypowiedziach funeralnych przesada, że autor chciał podniosłą chwilę odpowiednio podkreślić stylem poetyckim.
Niewiele wszak się różni od autentycznego wiersza Or-Ota Za jego trumną, gdzie
czytamy: „Nigdy on o tym nie zapomni szlaku,/ Ani tej trumny, dnia, ani godziny”2. Ale oto świadectwo człowieka, który poznał Prusa w roku 1892, a w dniu
pogrzebu organizował udział robotników w uroczystości, świadectwo z roku
1962, gdy od pierwszego spotkania z pisarzem minęło 70 lat, a od pogrzebu –
pół wieku.
Wzdłuż całej trasy pogrzebu z kościoła św. Aleksandra (Plac 3 Krzyży) na Powązki zgromadziły się olbrzymie tłumy. Trumnę otoczyli cykliści i studenci; latarnie, balkony i wystawy spowite
krepą, sklepy zamknięte, porządek wzorowo utrzymany przez poszczególne delegacje. Delegacja
fabryki Jarnuszkiewicza utrzymywała porządek na Powązkach w pobliżu miejsca spoczynku.
W głębokim żalu cały nasz naród żegnał jednego ze swych największych pisarzy.3
* Tadeusz Budrewicz – prof. dr hab., Uniwersytet Pedagogiczny im. KEN w Krakowie.
1
Pogrzeb Bolesława Prusa, „Kurier Warszawski” 1912, nr 142, s. 1.
2
O r - O t [A. Oppman], Za jego trumną, „Tygodnik Ilustrowany” 1912, nr 22, s. 455.
3
Z. Wa n a t, Moje wspomnienia o Bolesławie Prusie, „Stolica” 1962, nr 20 (754), s. 4. Autor pracował w fabryce Konrada Jarnuszkiewicza. Tekstu tego nie uwzględnia tom Wspomnienia
o Bolesławie Prusie, zebrał i opracował S. Fita, PIW, Warszawa 1962. Fabryka K. Jarnuszkiewicza
zatrudniała 600 osób, z czego w zespole ochraniającym kondukt znalazło się 25. Zob. „Kurier Warszawski” 1912, nr 141 (z 22 maja), s. 2.
358
Tadeusz Budrewicz
Tonacja stylistyczna, mimo rzeczowości informacji, istotnie jest tak nastrojowa, jak gdyby „lica starych uśmiech błogi opromieniał, bo przeżywają drogie
wspomnienie…”. Dziś, po stu latach, „literacki szperacz” rozpatrując dziesiątki
nekrologów, wspomnień i opisów z dzienników oraz periodyków, „czasu kurzem
pokryte”, jest w duchowej rozterce, bo nie wie, czy w tych dokumentach więcej
jest żalu po stracie wielkiego pisarza, czy dumy z faktu, że naród potrafił zorganizować tak imponującą uroczystość. Warto studiować te dokumenty, by móc zrekonstruować duchowy portret zbiorowy generacji, która odprowadzała do grobu
Elizę Orzeszkową, Marię Konopnicką, Bolesława Prusa. Pokolenie autora Lalki
w większości nie dożyło odrodzenia państwa. Trumnę Prusa wynosili z mieszkania, w którym umarł, na własnych ramionach studenci. Porządku na trasie
konduktu pilnowali głównie uczniowie, którzy podawszy sobie ręce utworzyli
łańcuch oddzielający żałobników od tłumów na trasie. To było symboliczne przejęcie z rąk odchodzącego pokolenia odpowiedzialności za kraj, tak uczniowie
żegnali Nauczyciela. Eksponowane miejsce wyznaczono w kondukcie dzieciom
z ochronek, które tak wiele zawdzięczały zmarłemu, a także członkom stowarzyszeń, do których powstania się przyczynił. To również symbolizowało duchową
łączność ze zmarłym i gotowość kroczenia drogą, którą wskazywał. Może najpiękniejszym, choć zaskakująco oryginalnym, sposobem uczczenia zmarłego
pisarza, było… zmniejszenie się liczby przestępstw w dniu pogrzebu Prusa.
Wy j ą t k o w y d z i e ń. Półurzędowy „Dniewnik Warszawski” pisze: „Ludność Warszawy
uczciła pamięć Bolesława Prusa nie tylko udziałem w oddaniu mu ostatniej posługi na pogrzebie,
lecz także powstrzymaniem się na ten dzień od rabunków, rozpraw krwawych i grabieży cudzej
własności. W ciągu całego dnia 22 maja nie zdarzył się ani jeden wypadek tego rodzaju. Widocznie
przedstawiciele szumowin warszawskich nie ważyli się pogwałcić przykazania miłości bliźniego
w dniu, gdy oddawano ziemi szczątki gorliwego apostoła tych zasad”.4
Można sobie wyobrazić, jak Prus – w innym wymiarze – czyta takie doniesienie i jak komentuje z humorem: dla takiego celu gotów jestem codziennie
mieć pogrzeb! Wiemy, iż podczas wnoszenia zwłok Prusa do kościoła doszło do
aresztowania „złodziejki kieszonkowej”5. Możliwe, że jakiś procent przestępców
faktycznie ograniczył swą aktywność w dniu pogrzebu do roli obserwatorów kon4
Kronika, „Czas” 1912, nr 236, s. 2, podkreślenie oryginału (notka przedrukowana była
w kilkunastu dziennikach krajowych).
5
Wiadomości bieżące, „Kurier Warszawski” 1912, nr 141, s. 4: „Aresztowanie złodziejki.
Wczoraj w kościele św. Aleksandra, gdy wnoszono zwłoki ś.p. Aleksandra Głowackiego, ajent
policji śledczej zauważył w tłoku znaną złodziejkę kieszonkową, Karolinę Aszenmilówną, którą
aresztował i odprowadził do cyrkułu”. Do kościoła można było wejść jedynie za specjalnymi biletami; oczywiście nie można wykluczyć, iż aresztowana była też miłośniczką prozy Prusa, legalnie
weszła w posiadanie biletu i chciała jedynie oddać hołd zmarłemu… Nie ma jednak wątpliwości –
wnioskując z obecności agenta śledczego – że służby tajne, w tym agenci ochrany, były anonimową
częścią tłumu żałobników, że poza porządkiem utrzymywanym przez komitet pogrzebowy, istniał
też rosyjski mechanizm porządku administracyjno-policyjnego.
Pogrzeb Bolesława Prusa
359
duktu. Bliższe prawdy jest chyba przypuszczenie, iż ewentualni poszkodowani
tego dnia nie zgłosili doznanych szkód na policję, kierując się odruchem solidarności narodowej, nie chcąc, aby prasa urzędowa zohydziła obraz tego dnia. Jakkolwiek było, warto dopisać tę historyjkę do dziejów recepcji Prusa. Jest w jego
stylu, wnosi ton humoru do atmosfery powagi i patosu, urozmaica skalę przeżyć
estetycznych i prowadzi do czynu etycznego. Warto też, mówiąc o pogrzebie
pisarza, spojrzeć na ten pogrzeb tak, jak zalecał autor Najogólniejszych ideałów
życiowych. Po pierwsze – oczyma prawdziwego humorysty, czyli „sumiennym
oglądaniu rzeczy co najmniej z dwu stron: dobrej i złej, małej i wielkiej, ciemnej
i jasnej”6. Po drugie – dla przekonania się, jak się przedstawiała sytuacja narodu
rozpatrzona w kategoriach Prusowskiej filozofii, wedle pojęć: Myśl – Uczucie
– Wola oraz Użyteczność – Doskonałość – Szczęście7. Śmierć Prusa nastąpiła
niedługo przed 50. rocznicą powstania styczniowego, na kilka lat przed I wojną
światową. W tym półwieczu zmieniło się wszystko, świat – a z nim autor Lalki
– przeszedł drogę od świeczki przez lampę naftową do oświetlenia elektrycznego; od marzeń o machinie cięższej od powietrza, a mimo to przemierzającej
powietrzne przestrzenie, do aeroplanów i sterowców; od zaprzęgu konnego po
automobil. Czy ten postęp technologiczny, oparty na nauce, będący triumfem
generacji Prusa, przyczynił się do szczęścia ludzkości?
Pogrzeb Prusa o tyle się różnił od innych wielkich pogrzebów pisarzy, że
zaowocował stosunkowo małą liczbą wierszy8. Wołał wprawdzie Antoni Pilecki,
6
B. P r u s, Słówko o krytyce pozytywnej (Poemat realistyczny w 6 pieśniach) [w:] Pisma,
pod red. Z. Szweykowskiego, T. XXIX: Studia literackie, artystyczne i polemiki, KiW, Warszawa
1950, s. 175.
7
Najpełniejszy wykład zasad filozoficznych zawarł autor w książce: B. P r u s [A. Głowacki],
Najogólniejsze ideały życiowe, wydanie drugie, przejrzane, Warszawa 1905. Komentarze i interpretacje zob. F. A r a s z k i e w i c z, Bolesław Prus i jego ideały życiowe, z przedmową J. Krzyżanowskiego, Lublin 1925; S. M e l k o w s k i, Poglądy estetyczne i działalność krytycznoliteracka
Bolesława Prusa, PIW, Warszawa MCMLXIII; T. B u d r e w i c z, W sprawie „Najogólniejszych
ideałów życiowych” Prusa-Głowackiego [w:] Bolesław Prus: pisarz, publicysta, myśliciel, red.
M. Woźniakiewicz-Dziadosz, S. Fita, Wydawnictwo UMCS, Lublin 2003, s. 367–380; M. G l o g e r, Książka dla wszystkich i dla nikogo. „Najogólniejsze ideały życiowe” Bolesława Prusa wobec
„filozofii życia” [w:] Bolesław Prus: pisarz, publicysta, myśliciel, s. 381–396. Cytaty z Najogólniejszych ideałów życiowych były osią konstrukcyjną mów pogrzebowych Ignacego Chrzanowskiego i Adolfa Suligowskiego, wygłoszonych nad otwartą mogiłą pisarza, co nadawało tej pracy
znaczenia ideowego testamentu Prusa.
8
Zdaje się, iż podejmowano próby amatorskiego sławienia Prusa wierszem, na co wskazuje informacja z „Kuriera Warszawskiego” 1912, nr 150 (z 2 czerwca), s. 11. Redakcja pisze, że
otrzymała „szereg pism, których autorzy m o w ą w i ą z a n ą sławią zasługi Bolesława Prusa”
(podkreślenie T. B.); nie mogąc wszystkich drukować, przekazano je wdowie po pisarzu. Wykaz
wierszy drukowanych przynosi praca: Bolesław Prus 1847–1912: kalendarz życia i twórczości,
opracowali K. Tokarzówna i S. Fita, pod red. Z. Szweykowskiego, PIW, Warszawa 1969, s. 714.
W wykazie zabrakło informacji, iż wiersz A. P i l e c k i e g o Bolesławowi Prusowi (Nad mogiłą),
pierwodruk „Kurier Warszawski” 1912, nr 141, s. 2, był przedrukowany w „Kalendarzu Lubelskim
na rok 1913”, Lublin 1912, s. 19–20. Fundamentalna praca K. Tokarzówny i S. Fity zawiera na
360
Tadeusz Budrewicz
uparcie przez lata próbujący dosiąść Pegaza: „Zstąp tu na ziemię, rzuć swoje
kraje, / Poezjo, kwiaty siej nad mogiłą!”, ale właśnie mogiła Prusa nie stała się
Hipokrene. Czar poezji owszem, współtworzył podniosły nastrój w społeczeństwie co najmniej przez ten majowy tydzień, który dla Polaków się zaczął w niedzielny poranek dnia 19.05. Upłynął jednak nie tyle pod znakiem poezji żałobnej, ile filozoficznej, a nawet żartobliwej. Niektóre pisma przedrukowały dawny
jubileuszowy wiersz Konopnickiej Żniwo. Fraszka dla Prusa, częściej jednak
w całości lub we fragmentach przedrukowywano Asnyka Bolesławowi Prusowi9.
Utwór Asnyka istotnie doskonale oddawał cechy osobowości zmarłego pisarza
i był jednocześnie rodzajem gorzkiej pociechy skierowanej do człowieka, który
dał narodowi tak wiele, tak mało oczekując i otrzymując w zamian. A w tej konkretnej sytuacji komunikacyjnej nabierał zupełnie nowego znaczenia: oto zmarły
mówił do zmarłego, jakby witając go za bramą innego bytu, jakby formułując
zarazem kodeks etyczny prawdziwie wartościowego życia.
Zginą od prądów chwilowych zawiśli,
Za widmem sławy goniący sztukmistrze –
Lecz nie zaginie siew szlachetnych myśli
I nie przepadną natchnienia najczystsze.10
Tyle razy ten wiersz przedrukowano, tyle razy – w te dni – go czytano, że
można założyć, iż dla tysięcy młodzieży idącej w kondukcie wrył się głęboko
w pamięć. I pewnie trudno było przeoczyć tę strofę:
A nowych czasów dążenia i czyny,
Co nieświadomie zeń początek wiodą,
Te, niewiędnące dając mu wawrzyny,
Będą dla niego najwyższą nagrodą!
Płynęło z wiersza przesłanie, by cel życia widzieć w czynach, które prowadzą
ludzkość ku postępowi; by własny los indywidualny podporządkować wyższym
ideom. Słuchali lekcji i młodzi adepci endecji, i socjalistów; zapewne każdy
s. 701–722 najobszerniejsze i najlepiej udokumentowane informacje dotyczące pogrzebu pisarza.
Miałem okazję kilka razy przekazać prof. Ficie nowe ustalenia bio-bibliograficzne dotyczące Prusa,
co go bardzo cieszyło. Drobne dopełnienia, które tu znajdą miejsce, traktuję jako moralne zobowiązanie do uściślenia faktograficznego w zakresie prusologii.
9
„Kurier Warszawski” 1912, nr 139, na s. 2–3 zamieścił wiersz Konopnickiej, zaś na s. 4
utwór Asnyka. Redakcja przypominała w przypisie (s. 2), że to utwory na jubileusz dwudziestopięciolecia pracy literackiej Prusa i że ich autorzy oraz adresat już nie żyją.
10
A. A s n y k, Bolesławowi Prusowi, „Biesiada Literacka” 1912, nr 22 (1894), s. 423. Cytuję
tekst właśnie z tego źródła, by zwrócić uwagę na wydrukowany tu podtytuł: „Wiersz napisany
w r. 1896, ku uczczeniu dwudziestopięciolecia pracy literackiej wielkiego pisarza”. Pierwodruk
miał miejsce w „Kurierze Codziennym” 1897, nr 1. Autograf utworu zachował się w Bibliotece
Jagiellońskiej (rkps, akc. 2156, k. 71) – nie ma tytułu ani daty.
361
Pogrzeb Bolesława Prusa
odłam nieco inaczej konkretyzował te hasła, ale idea ofiary i służby obywatelskiej była wspólna. Na wieść o śmierci Prusa niemal wszyscy zareagowali tak
samo: zaskoczenie, ogromny żal i najprostsza a najpiękniejsza ocena, jaką można
człowiekowi wystawić: to był naprawdę wielki człowiek.
Był on – wytrwale z myślami swemi,
Idąc wśród klęsk i zawodu,
Najlepszym synem ojczystej ziemi,
Nauczycielem narodu.11
POCHÓD NARODOWY
Zmarł 19.05. o godzinie 5.30. Zawsze się pasjonował astronomią, więc
odnotujmy, że tego dnia słońce wzeszło o godzinie 4.01, a zaszło o 19.53. Dzień
ostatni, który jeszcze przeżył, oraz dzień, którego pierwsze blaski jeszcze mógł
postrzec, trwały po godzin 15 i 52 minuty12. Kiedy gazeciarze roznosili po Warszawie dodatek nadzwyczajny „Kuriera Warszawskiego” z informacją o zgonie
Prusa, zdarzył się wypadek niezwykły. Generał-gubernator warszawski Georgij
Skałon bez ochrony jechał tramwajem od Krakowskiego Przedmieścia aż do cerkwi przy Alejach Ujazdowskich, po czym pieszo udał się do Belwederu13. Musiał
się czuć zupełnie bezpieczny w tej Warszawie, gdzie jeszcze kilka lat temu lała
się krew, a teraz wrzało z powodu przyłączenia do Rosji guberni chełmskiej. Nie
można zapominać o tym politycznym kontekście pogrzebu Prusa. Tłum żałobników na pogrzebie wierzył, iż ten pogrzeb to manifestacja narodowej siły ducha,
mocy, uporu i wytrwania; rzeczywiście doznawał wrażenia, iż „ta tłumów rzesza
falująca/ Szła ku jutrzence, a nie ku mogile”14, a nad tłumem leciał orzeł biały. Ale
prawdą też jest, że zdjęcia z pogrzebu pokazują zamknięte witryny sklepowe, nad
którymi są napisy po rosyjsku. I prawdą jest, że rosyjska administracja Warszawy
wydając i zmieniając zezwolenia, zakazując niesienia przez miasto wieńców oraz
godeł cechowych, była współreżyserem tego wielkiego święta narodu polskiego.
Kiedy Stanisław Fita odnotował, że w kościele parafialnym w Hrubieszowie
odbyło się nabożeństwo za duszę Prusa, co zostało zapowiedziane klepsydrami,
„z których po raz pierwszy mieszkańcy tego miasteczka dowiadują się, że pisarz
stąd pochodził”15, to ustalił fakt istotny dla historii życia społeczno-kulturalnego
11
Bolesławowi Prusowi, „Mucha” 1912, nr 21, s. 3 (wiersz pominięty w wykazie zawartym
w: Bolesław Prus 1847–1912: kalendarz życia i twórczości, s. 714). Redaktor „Muchy” – Władysław Buchner był jednym z kilku dostojników, którzy na własnych barkach wynieśli trumnę
z katafalku w kościele i złożyli na dwukonnym karawanie.
12
Zob. „Kurier Polski” 1912, nr 137 (z dn. 18.05.1912), s. 1; nr 138 (z dn. 19.05.1912), s. 1.
13
„Kurier Polski” 1912, nr 139, s. 1.
14
O r - O t [A. Oppman], Za jego trumną, s. 455.
15
Bolesław Prus 1847–1912: kalendarz życia i twórczości, s. 711.
362
Tadeusz Budrewicz
prowincji polskiej. Ale do tego warto dodać wspomnienie uczestnika, bo ono
rysuje rzecz z perspektywy oczekiwań i lęków tamtych lat:
Utworzył się Komitet, naturalnie konspiracyjny, poczyniono przygotowania, odnaleziono akt
chrztu, którego to aktu odpis wysłano do biblioteki Łopacińskiego w Lublinie. Na ulicach miasta
ukazały się klepsydry z zawiadomieniem o nabożeństwie. W wigilię rocznicy przybiega na plebanię strażnik:
– Proszę ksiondza, szkandał! Wy robicie polityczną demonstrację.
– Jak to – pyta ksiądz – nie wolno nam modlić się za dusze zmarłych? Kto wydał takie prawo?
– No tak… ale to mogą robić tylko krewni. Ja nic tu nie winien – tłumaczy się, dyskretnie
wyciągając rękę po zieloną trzyrublówkę – naczelnik zabronił.
Po drutach telegraficznych pobiegły depesze do wyższych władz.
Dopiero koło północy dano znać na plebanię, że ostatecznie uchylono zakaz odprawienia
nabożeństwa16.
19 maja o godz. 19.00 zawiązał się komitet pogrzebowy. Pogrzeb pisarza
odbył się na koszt Stowarzyszenia i Kasy Literackiej. Zgodnie z wolą zmarłego
główne szczegóły pogrzebu miały przybrać formę skromną (zaznaczono to prostotą karawanu – dwukonnego); zakładano, iż majestatem obchodu będzie „jednomyślny udział w nim Warszawy”17. Zawiadomienie o zgonie (klepsydra) było
zredagowane w formie jak najkrótszej, wolnej od ocen:
Ś.† p.
ALEKSANDER GŁOWACKI
(Bolesław Prus)
Urodził się d. 8 sierpnia 1847 r.
Zmarł d. 19 maja 1912 r.
Pogrzeb d. 22 maja, o godz. 4 po południu,
z kościoła św. Aleksandra18
Komitet wysłał kilkadziesiąt depesz do polskich instytucji naukowych i kulturalnych oraz rad miejskich (do Krakowa, Poznania, Lwowa, Kijowa, Wilna,
Petersburga, Moskwy, Pragi, Paryża, Wiednia i Berlina). Według relacji „Kuriera
16
A. W. [Antoni Wiatrowski], Rocznica urodzin Bolesława Prusa w Nałęczowie, „Przegląd
Lubelsko-Kresowy” 1925, nr 7, s. 17 (pisownia wg oryginału). W dniu pogrzebu sprawa miejsca
urodzenia pisarza nie była znana. Wśród kondolencji przesłanych na adres „Kuriera Warszawskiego” znalazły się i takie depesze: „Mieszkańcy Puław, miejsca urodzenia Bolesława Prusa, znakomitego pisarza, człowieka wielkiego serca, nieodżałowanego obywatela, składają wyrazy najgłębszego żalu z powodu jego zgonu” – „Kurier Warszawski” 1912, nr 143 (z 24 maja), s. 12; „Od
nadwiślańskich pól aż do doliny Bugu i Huczwy cała ziemia lubelska chyli czoło przed trumną
dziecięcia Puław, wychowanka Lublina, wielkiego obywatela Polski” – „Kurier Warszawski” 1912,
nr 144 (z 26 maja), s. 12. W tym samym czasie ksiądz niemiecki odmówił odprawienia mszy za
dusze P. Skargi i Z. Krasińskiego („Gazeta Toruńska” 1912, nr 121, s. 20).
17
„Kurier Warszawski” 1912, nr 139, s. 3.
18
Tamże, s. 3.
Pogrzeb Bolesława Prusa
363
Warszawskiego”, który stał się drugim po komitecie punktem informacyjnym,
depesza brzmiała: Prus umarł, pogrzeb we środę o czwartej – Tow. literatów
i dziennikarzy19. Relacje adresatów mówią inaczej: Otrzymaliśmy ubiegłej nocy
z Warszawy depeszę krótką: Bolesław Prus umarł dzisiaj rano. Pogrzeb w środę
o godz. 4. Biuro komitetu pogrzebowego u nas: Bracka 5. Towarzystwo literatów i dziennikarzy polskich20. Różnice niewielkie, ale nie dla Prusa – fanatyka
ścisłych danych, autora, który stworzył postać doktora Szumana, by scharakteryzować ważną cechę polskiej charakterologii narodowej, jaką jest niedbalstwo.
Komitet pogrzebowy, lokalni inicjatorzy uświetnienia obchodu, delegacje oraz
wielotysięczny tłum – cała Polska w miniaturze – wszyscy stanęli przed wielkim
wyzwaniem organizacyjnym i logistycznym.
Planowano, że trumna będzie niesiona „na barkach przedstawicieli korporacji i instytucji”, delegacje będą niosły wieńce, droga konduktu będzie wiodła
ulicami: Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Trębacka, Nowosenatorska,
plac Teatralny, Bielańska, „dalej zaś według zwyczaju”; w miejscu, gdzie kiedyś
znajdowała się redakcja „Kuriera Codziennego” przy ul. Krakowskie Przedmieście (pałac Potockich), ustawiona tu orkiestra zagra marsza, ale kondukt się nie
zatrzyma, na czas przemarszu konduktu latarnie uliczne będą zapalone21.
21 maja o godz. 12.00 delegacja komitetu udała się do władz miasta, by
przedstawić szczegółowy program pogrzebu. Oberpolicmajster – generał Meyer
– udzielił zezwolenia na niesienie wieńców w orszaku, trumnę wolno było nieść
dopiero od placu Broni, z Krakowskiego Przedmieścia pochód miał się udać ulicami Czystą i Wierzbową przez plac Teatralny. Odstąpiono od ustawienia orkiestry przy Krakowskim Przedmieściu. Policmajster najpierw odłożył decyzję co
do udziału cechów ze sztandarami22, później zabronił niesienia godeł cechowych.
Ingerencje administracji miasta w organizację publicznego pochówku pisarza
były zgodne z prawem obowiązującym w Rosji23. Prasa galicyjska, śląska i wielkopolska podchwyciły temat ograniczania Polakom wolności wyrażania uczuć
i dodawały krytyczne komentarze do podawanych informacji, podgrzewając
19
Tamże, s. 4.
„Gazeta Lwowska” 1912, nr 115 (z 21 maja), s. 4.
21
„Kurier Warszawski” 1912, nr 140, s. 2.
22
„Kurier Warszawski” 1912, nr 140 (wyd. poranne), s. 12
23
„Wczoraj, późnym wieczorem, oberpolicmajster, na zasadzie przepisów obowiązujących
w całym państwie, cofnął pozwolenie niesienia wieńców. Prezydent, na zasadzie istniejących cyrkularzy, odmówił cechom wydania chorągwi. Wieńce, jak i trumnę, wolno nieść dopiero od ulicy
Nowodzikiej” – „Kurier Warszawski” 1912, nr 141, s. 2. Przypomnijmy, iż samorządy, stowarzyszenia i związki korporacyjne miały ograniczoną samodzielność, np. wybory do władz musiały być
zatwierdzane prze władze administracyjne. Zestawienie wysokości szczebla decyzyjnego z poziomem samorządu bywało wręcz humorystyczne: „Jenerał-gubernator warszawski zatwierdził wybory w cechu giserów: na starszego p. Adolfa Witta i podstarszego p. Władysława Ambrożewicza”
– „Kurier Warszawski” 1912, nr 143, s. 2.
20
364
Tadeusz Budrewicz
napięcie24. Nawet wyważony „Kurier Polski”, zapewne piórem Leona Straszewicza, dał upust oburzeniu:
Cechy pragnęły wystąpić ze sztandarami, ale spotkały się z zakazem p. von Millera, który jest
najwyższym urzędnikiem w magistracie, bo samym prezydentem, ale prezydentem urzędnikiem,
nie mającym żadnej łączności duchowej z ludnością miasta. Nie pozwolił wydać sztandarów, nie
pozwolił okryć kirem i zapalić lamp elektrycznych na ulicach, którymi miał przeciągnąć kondukt
żałobny.25
Obwiniono administrację miasta o chęć pomniejszenia majestatu pogrzebu.
Później krytykowano Warszawskie Towarzystwo Elektryczności za odmowę
zapalenia lamp oraz uniemożliwienie pracownikom wzięcia udziału w pogrzebie26. Towarzystwo tłumaczyło się brakiem czasu na osłonięcie kirem lamp
umieszczonych na wysokości 10 metrów27. Mniejsza o wiarygodność wyjaśnienia, chodzi o to, że nastąpiło publiczne piętnowanie tych, którzy się nie włączyli w akcję organizacji pogrzebu, ostracyzm wobec niewrażliwych na polskie
nieszczęście narodowe. W tym samym czasie prasa wielkopolska publikowała
nazwiska Polaków, którzy sprzedawali ziemię Niemcom, zmieniali nazwiska
polskie na niemieckie lub składali ofiary pieniężne na zakup samolotów dla niemieckiej armii.
Komitet pogrzebowy tworzyły osoby zaprawione w starciach z administracją
rosyjską, więc program uroczystości w zasadniczych punktach się nie zmienił.
Zapewne mieszane uczucia budził widok wozów, które wiozły stosy wieńców,
bo mógł budzić skojarzenia raczej z wywozem zbędnych śmieci28. Gdyby
pozwolono na niesienie wieńców przez delegacje, czas przemarszu i tak by się
nie zwiększył z powodu tłumów ludzi. Szarfy u wieńców i depesze kondolencyjne przezornie nie zawierały treści, które budziłyby czujność policji. Zakazy
24
„Policja w ostatniej chwili zabroniła niesienia wieńców przez delegacje” – „Gazeta Toruńska” 1912, nr 119, s. 1 (w oryginale zdanie wyróżniono spacją).
25
Pogrzeb Bolesława Prusa, „Kurier Polski” 1912, nr 142, s. 1.
26
Echa pogrzebu Prusa, „Kurier Polski” 1912, nr 143, s. 1.
27
Por. list dyrektora Kompanii Elektryczności m. Warszawy zamieszczony w „Kurierze Warszawskim” 1912, nr 144, s. 12. Może ktoś uwierzył w to wyjaśnienie, choć akurat pracownicy
biurowi nie byli niezbędni przy czynnościach technicznych, przystrojenie latarni gazowych też
wymagało odpowiednich drabin i pracy ludzkiej, a mimo to zadanie wykonano, gdyby zaś szło
o dodatkowe koszty, to komitet pogrzebowy brał je na siebie. Najwidoczniej Towarzystwo zreflektowało się, bo ofiarowało 200 rubli na fundusz stypendialny im. Prusa. Niesmak z powodu
wyłamania się z ram solidarności społecznej pozostał.
28
Były jednak wrażenia zupełnie odmienne. Patrzący na kondukt z pewnej oddali mieli asocjacje z ruchliwą falą wodną, na której grzbiecie płynęły stosy wieńców. „[…] przelewa się, niby
rzeka burzliwa, czarna, spieniona miejscami, fala ludzka nieprzeliczona i niesie na sobie widne
z dala pięć olbrzymich bukietów barwnych, a w pewnym oddaleniu od nich w wieńcu-pianie
z komż księży i mundurów trumnę pisarza […]” – Pogrzeb Prusa, „Goniec Częstochowski” 1912,
nr 141, s. 2.
Pogrzeb Bolesława Prusa
365
nie były dotkliwe, jednak widać, że władzy wyraźnie zależało na tym, aby zminimalizować sferę oddziaływania symboliki na nastroje społeczeństwa. Skąd ta
wyjątkowa czujność? Wszak generał-gubernator swobodnie, bez obaw, poruszał
się po Warszawie.
Gdy komitet przedstawiał w magistracie swoje oczekiwania, rozpoczynała
się rozprawa biskupa Kazimierza Ruszkiewicza i członków konsystorza, oskarżonych o nieprawne udzielanie sakramentu ślubu osobom, które już zawarły
związki małżeńskie w Kościele mariawitów. Pozornie rzecz dotyczyła bigamii
i użycia języka polskiego w kanonicznym przewodzie sądowym, faktycznie był
to dalszy ciąg walki o zmniejszanie zakresu działania Kościoła katolickiego29.
Termin rozprawy zbiegł się z obradami Dumy dotyczącymi wydzielenia guberni
chełmskiej. Był to kolejny cios w unitów, kolejny krok administracyjny umacniający prawosławie i kolejne ogniwo działań pomniejszających zakres polskiej
samorządności. Przewidywano zlikwidowanie lekcji języka polskiego w gimnazjach żeńskich, otwieranie urzędów podczas świąt katolickich, zakaz sporządzania aktów notarialnych w dwóch językach, wprowadzenie obowiązkowego
języka rosyjskiego w sądach gminnych (w praktyce: konieczność korzystania
z usług tłumaczy nawet w sprawach o zajętą w szkodzie krowę), zakaz sprzedaży
biletów loterii Królestwa Polskiego, uzależnienie od pozwolenia gubernatora
możności przesiedlania się z Królestwa Polskiego (w praktyce: poważna ingerencja w życie rodzinne, niemożność utrzymywania stałych kontaktów z najbliższą rodziną, mieszkającą w sąsiedniej gminie), uzależnienie od pozwolenia
gubernatora wystawiania polskich przedstawień dramatycznych30. 19 maja, gdy
29
Ks. biskupa Ruszkiewicza skazano na rok rot aresztanckich, innych obwinionych skazano na różne kary więzienia, zarazem izba sądowa złożyła prośbę do monarchy o nadzwyczajne
złagodzenie wyroków (np. wobec Ruszkiewicza proponowano złożenie z urzędu, obwinionych
włościan proponowano uwolnić od kary). Jedyną konsekwentną zasadą orzekania w tej sprawie
był widoczny zamiar ukazania hierarchów kościelnych jako odpowiedzialnych za systematyczne
naruszanie porządku prawnego państwa.
30
Referuję za „Gazetą Toruńską” 1912, nr 108, s. 3. Prawno-administracyjne problemy przyłączenia Chełmszczyzny do Rosji, z odpowiednimi regulacjami dotyczącymi lokalizacji rozstrzygania spraw administracyjno-sądowych, z ogromnymi kosztami na inwestycje budowlane dla nowych władz etc. były, naturalnie, dużo poważniejsze i bardziej złożone. Odwołując się do prasy
zakordonowej chcę ustalić, co w sprawie oderwania Chełmszczyzny wiedziała i co sądziła reszta
Polski, ponieważ każda dzielnica zaborowa dostrzegała w doniesieniach o pracach nad ustawą
problemy zbieżne z jej regionalnymi kłopotami. W zaborze pruskim zwracano uwagę na obronę
zakresu używania języka polskiego, w zaborze austriackim, gdzie były żywe konflikty polsko-ukraińskie, głośniej mówiono o sprawach religijnych i narodowościowych. Przypomnijmy, że w numerze 1 z roku 1912 „Tygodnika Ilustrowanego” Prus pisał o sprawie guberni chełmskiej, radząc
rodakom unikania uczuciowych reakcji. „Klęska materialna czy moralna może spaść na każdy
naród i prędzej lub później, na takiej czy owakiej drodze, może być powetowana. Ale ataków
histerii społecznej nie powetuje nic, bo one nie tylko marnują siły narodowe, nie tylko zaszczepiają nałogi niebezpieczne, ale – co najokropniejsza – świadczą jakby o rasowej niższości społeczeństwa” (s. 7). Jednak obrońcy w procesie bpa Ruszkiewicza przywoływali przykład guberni
chełmskiej dla ukazania politycznego kontekstu sądzonej sprawy.
366
Tadeusz Budrewicz
w Warszawie przy ul. Wilczej 12 zwłoki Prusa spoczywały w gabinecie pisarza, we Lwowie odbył się wielki wiec patriotyczny, mający pokazać światu
sprzeciw Polaków wobec oderwania Chełmszczyzny od obszaru polskiej kultury i namiastki samorządności. Dokładniej – dwa wiece. O 10.00 z dziedzińca
ratuszowego ruszył pochód socjalistów, na wiecu przyjęto rezolucję protestującą
przeciw oderwaniu Chełmszczyzny. O 12.00 w gmachu Sokoła zaczął się „wiec
obywatelski”, na którym przemawiali różni delegaci, choć echem najgłośniejszym odbiła się płomienna mowa Jana Kasprowicza, którą później przedrukowywano w innych zaborach. Uchwalono rezolucję w słowach tak ostrych, że
musiał zareagować obecny na miejscu komisarz policyjny. Pochód rozwiązał
się pod pomnikiem Mickiewicza, po odśpiewaniu pieśni narodowych. „Gazeta
Lwowska” roztropnie wstrzymała się od komentarzy, krakowski „Czas” dyplomatycznie zaręczał, że „[…] w spokoju zaczęto się rozchodzić. Porządek nie
był ani na chwilę zakłócony”31. Tak spokojnie nie było, manifestacja lwowska
oraz antyrosyjskie wystąpienia stały się powodem interwencji dyplomatycznej.
„Gazeta Toruńska” w numerze 116 na s. 1 dwie wiadomości opatrzyła wykrzyknikami. Na górze szpalty: „Prus umarł!”, zaś na dole: „Spalony portret cara!”.
Informowano, że „Przedstawiciele młodzieży uniwersyteckiej wygłosili mowy,
a wśród powszechnego wzburzenia na bezprawie i perfidię moskiewską spalono
manifestacyjnie portret cara”32.
Manifestacje z niedzieli dnia 19 maja były dalszym ciągiem wzburzenia polskich mieszkańców Lwowa. W piątek 17 maja studenci uchwalili dwie rezolucje
przeciw planowanemu otwarciu we Lwowie uniwersytetu ruskiego, a w sobotę
deputacja zaniosła je rektorowi uniwersytetu, po czym manifestanci udali się
pod kolumnę Mickiewicza. Doszło do burd między młodzieżą polską a rusińską
(ukraińską). Powodem była dyskutowana w wiedeńskim parlamencie sprawa
otwarcia uniwersytetu z językiem wykładowym ukraińskim, co Polacy akceptowali. Nie zgadzali się jednak, by siedzibą nowej uczelni miał być Lwów, gdyż tu
akurat ludność niepolska stanowiła mniejszość. Wystąpienia posłów ukraińskich
w tej sprawie były agresywne w tonie i jawnie proaustriackie. W dniu pogrzebu
Prusa poseł Konstanty Lewicki złożył interpelację mającą zakwestionować
prawo do urządzania obchodu 250. rocznicy Uniwersytetu we Lwowie, ponieważ
uczelnia miała powstać z woli cesarza Franciszka w r. 1807 i jest nazwana jego
imieniem. Od Wiednia po Lwów szedł głośny spór, jego echa docierały do Prusa,
podobnie jak i echa kolejnych przegranych strony polskiej w sprawie guberni
chełmskiej. Zatem od wschodu szło nowe zagrożenie dla polskiego stanu posiadania, zaś od zachodu zaborca również aktywizował czynności, mające wydrzeć
Polakom ziemię. Właśnie w ostatnich dniach życia Prusa sejm pruski obradował
nad projektem modyfikacji ustawy wywłaszczeniowej. Widząc, iż działalność
31
Lwów wiecujący, „Czas” 1912, nr 226 (wyd. popołudniowe), s. 2.
Spalony portret cara!, „Gazeta Toruńska” 1912, nr 116 (z 22 maja), s. 1 (podkreślenie oryginału).
32
Pogrzeb Bolesława Prusa
367
Hakaty jest nieskuteczna, że coraz więcej Niemców wyzbywa się ziemi na rzecz
Polaków, że polski stan posiadania wzrasta, minister rolnictwa przedłożył projekt
„ustawy o wzmocnieniu niemieckiej posiadłości ziemskiej na kresach wschodnich i północnych”33. Miało to kosztować państwo dodatkowe 100 mln marek!
Ustawę uchwalono, ale nie można zapominać o niefrasobliwości i niedostatecznym zaangażowaniu posłów polskich w tej sprawie. Los znacznej części Polaków
był w ich rękach. Trzecia część polskich posłów w sejmie nie przybyła na głosowanie w sprawie dla Polaków wyjątkowo ważnej! Ustawa miała wielu przeciwników. Wystarczyło 27 głosów (6 brakujących polskich i 21 partii centrowej34)
do odrzucenia ustawy! Nie pozyskano sojuszników, a nasi posłowie – żołnierze
polskiej sprawy – nie stawili się na placówkę! Prasa polska była przepełniona
oburzeniem na Niemców, Prus – gdyby jeszcze żył – zapytałby: Gdzie byli nasi
posłowie? Bo to była bitwa do wygrania, a ustępowaliśmy, zaledwie pozorując
obronę czynną.
To przypadek, że się te sprawy zbiegły ze śmiercią pisarza, choć może właśnie te zgryzoty osłabiły chore serce Prusa. Pewne jest, iż dziesiątki tysięcy Polaków na pogrzebie odczuwało nie tylko żal po stracie kochanego i podziwianego
człowieka, ale też gniew, bezsilną rozpacz i nienawiść do zaborców. Bo w te dni
miał miejsce kolejny rozbiór Polski, w każdej dzielnicy rozbiorowej słyszało się:
znów krzywdzą naszych35. Nikt nie miał wątpliwości co do intencji słów Adolfa
Suligowskiego wygłoszonych ze specjalnej, kirem okrytej mównicy, nad mogiłą
Bolesława Prusa:
Opuściłeś nas, gdyśmy bardziej niż kiedykolwiek pomocy twojej potrzebowali, opuściłeś nas,
kiedy ziemię naszą znowu z różnych stron szarpać poczynają, kiedy różne wnioski na wysadzenie
nas z odwiecznych siedzib uchwalają. Jeżeli ma to być doświadczenie naszej wiary i naszej wytrzymałości, to możesz być pewny, drogi mistrzu, że postąpimy wedle twoich zaleceń i trwać będziemy
na placówce, wierni tradycji i pomni swojego przeznaczenia.36
33
Nowa ustawa antypolska w sejmie, „Gazeta Toruńska” 1912, nr 108, s. 1. Riposta strony
polskiej przypominała, jak nieskuteczna była dotąd pruska polityka wywłaszczeniowa: „W wyborach do parlamentu z r. 1897 padło 201 tys. głosów na kandydatów polskich, w wyborach ostatnich
tymczasem już 451 tys. głosów. To zapłata za waszą politykę!” – Ibidem (podkreśl. oryginału).
34
Nieobecni, „Gazeta Toruńska” 1912, nr 116, s. 1.
35
Symptomatyczne zrównoważenie sprawy polskiej w zaborze pruskim i rosyjskim znajdujemy w „Czasie” 1912, nr 295, s. 2. Na jednej stronie zamieszczono informację o skazaniu przez
sąd w Toruniu Ludwika Makowskiego, prezesa „Lutni”, za to, że z estrady wypowiedział po polsku
4 (cztery!) słowa: „Odczyt i prolog zakazane!”, a także wiadomość, iż gazeta „Chołmskaja Ruś”
ogłosiła odezwę do Żydów i Niemców, aby w kontaktach z Polakami używali wyłącznie języka
rosyjskiego, bo za użycie polszczyzny będą traktowani jak wrogowie. „Dziennik Kijowski” 1912,
nr 120, s. 1 umieścił obok siebie wiadomość o śmierci Prusa oraz o wiecu we Lwowie, na którym uchwalono „[…] protest przeciwko wyodrębnieniu Chełmszczyzny i wywłaszczaniu Polaków
w Prusach”. Taki sposób zagospodarowywania przestrzeni gazety wiązał w umysłach czytelników
podawane fakty.
36
Mowa Adolfa Suligowskiego, „Kurier Warszawski” 1912, nr 142, s. 4.
368
Tadeusz Budrewicz
Więc i nic dziwnego, iż Oktawia Głowacka dziękując komitetowi pogrzebowemu za organizację uroczystości, użyła słów: „[…] że pogrzeb naszego
drogiego Zmarłego zamienił się w pochód narodowy”37. Można przypuszczać,
iż jakiś wpływ na spopularyzowanie tej metafory miała trwająca wówczas dyskusja, która z Warszawy przeniosła się do Krakowa, nad monumentalnym dziełem
rzeźbiarza Wacława Szymanowskiego Pochód na Wawel. Może w rozmowach
z członkami komitetu pogrzebowego używano tej formuły, skoro jeden z najczynniejszych, Artur Oppman, przy tym jeden z kilku mówców nad mogiłą,
w wierszu, który ów pogrzeb upamiętniał, napisał:
To był twój, Polsko, pochód narodowy,
A w tym pochodzie trumna relikwiarzem,
Jakby się wrócił jakiś psalm echowy
I grzmiał na nowo przed Pańskim ołtarzem,
Jakby wzmożony w przeżytym cierpieniu
Tą trumną Bogu skarżył się w milczeniu.
…………………………………………
Duchu żywiący! Na twoim pogrzebie
Skroś dzwonów bicia hejnał grzmiał pancerny,
Naród czcił ciebie, a obaczył siebie,
Iż jest, jak niegdyś, potężny i wierny –
A ty tam w górze, za gwiazd nieboskłonem,
Mocnego życia będziesz mu patronem.38
Leksyka i metaforyka publicznych wypowiedzi po śmierci i po pogrzebie
Prusa wykazują dostrzegalny wzrost określeń i asocjacji militarnych39. Mowa
wygłoszona w kościele św. Aleksandra przez ks. Antoniego Szlagowskiego była
skonstruowana na zasadzie repetycji cytatu z Księgi Hioba („a gdy się będziesz
mniemał być zniszczonym, wznijdzie jako jutrzenka”40). W zapale oratorskim
mówca pytał: „[…] kto zajmie opróżnioną placówkę wielkiego pisarza, kto skupiać będzie pod s z t a n d a r e m szczytnego ideału […]?”41 Ignacy Matuszewski przypominał powstańczą przeszłość autora Lalki: „[…] złożył zmarły pisarz
dowody, że gotów jest postawić własne życie i interesy na kartę, dla wcielenia
ideałów nieosobistych, których urzeczywistnienia pragnął”42. Suligowski alu37
Cyt. wg przedruku [w:] Bolesław Prus 1847–1912: kalendarz…, s. 706 (list był przedrukowywany w prasie, więc to określenie się utrwalało).
38
O r - O t [A. Oppman], Za jego trumną (Pamięci Bolesława Prusa), „Tygodnik Ilustrowany”
1912, nr 22, s. 455 (w ostatnim wersie słowo „mocnego” wyraźnie jest użyte tak niezręcznie, że
chyba żaden czytelnik nie miał wątpliwości, iż jest to gra z cenzurą i należy czytać tu: „wolnego”).
39
T. B u d r e w i c z, Nad trumnami pozytywistów [w:] Literatura Młodej Polski między
XIX a XX wiekiem, red. E. Paczoska, J. Sztachelska, Wydawnictwo Uniwersytetu w Białymstoku,
Białystok 1998, s. 71–92.
40
Pogrzeb Bolesława Prusa, „Kurier Warszawski” 1912, nr 142, s. 2.
41
Ibidem (wyróżnienie T. B.).
42
Ibidem.
Pogrzeb Bolesława Prusa
369
zjami mówił o „odgłosach podziemnych, które z przepaści wychodzą”, o czynieniu rachunku „czy sił i środków starczy”, by poznać „jak długo cierpieć trzeba
i kiedy nadejdą czasy ciszy i wytchnienia”. Nie „czy”, ale jednoznaczne „jak
długo”! Nic dziwnego, że dalej pojawiają się w tej mowie słowa „trwać na placówce”. Józef Kotarbiński otwarcie powiedział: „W młodości stwierdził czynem
wierność dla ideałów, był szeregowcem w ostatniej ruchawce, potem gotował się
do życia praktycznego. Zanim stał się r y c e r z e m słowa, […]”43. Dalej mówił,
iż pisarz „stał na c z a t o w n i, obrońca drogiej nam wszystkim sprawy”44.
Oppman w mowie nadgrobnej mówił o Prusie: „Ten wielki s t r a ż n i k n a r o d u
był dla nas zarazem w o d z e m i ojcem”45. Ten sam autor w cytowanym wierszu
pisał: „wolny ptaku” (orzeł), „sztandar”, „godła chwały”, „broni przed codzienną
bitwą”, „chorągiew”, „hejnał grzmiał pancerny”. Pogrzeb – manifestacja miłości
staje się tu polem bitwy. I Józef Krobicki w sonecie Nad mogiłą Bolesława Prusa
zapewniał żołnierskimi słowy:
Bo tak Twój nakaz pojęliśmy ninie,
Wielki nasz wodzu i s t r a ż n i k u c z u j n y,
Że kto dziś grzechem słabości jest splamion,
Zwyciężyć może jeno w twardym czynie –
Przywdziawszy na się ów p a n c e r z podwójny:
Żelaznej chęci spod s k r z y d e ł u r a m i o n!46
Jedni pisali „karawan” lub „wóz pogrzebowy”, inni sprawozdawcy mówili,
iż trumnę pisarza złożono na „rydwan żałobny”47. A nikt chyba nie miał wątpliwości, że nad zwłokami Prusa czuwają duchy rycerzy polskich, poległych
z orężem w dłoni, kiedy czytał kondolencje nadesłane z miejsca zaszczytnie
wsławionego bitewną chwałą: „C h o c i m. W o b e c z g o n u P r u s a p r z e s y ł a m y z h i s t o r y c z n e j p l a c ó w k i, w i m i e n i u o s i a d ł y c h t u
P o l a k ó w, w y r a z y g ł ę b o k i e j c z c i d l a p a m i ę c i w i e l k i e g o
p i s a r z a i c z ł o w i e k a. Towarzystwo dobroczynności”48. Hasłem, które
jednoczyło serca i myśli w tych dniach, było: „placówka”. Uwzględniając dane
tylko z jednego tytułu (aby zminimalizować chaotyczność i przypadkowość
informacji49), czyli do „Kuriera Warszawskiego” jako dziennika zawierającego
43
Ibidem (wyróżnienie T. B.).
Ibidem (wyróżnienie T. B.).
45
Ibidem (wyróżnienie T. B.).
46
J. K r o b i c k i, Nad mogiłą Bolesława Prusa, „Kurier Warszawski” 1912, nr 151, s. 2 (wyróżnienie T. B.); skrzydła u ramion to znak husarii.
47
Pogrzeb Prusa, „Kurier Śląski” 1912, nr 116, s. 2.
48
Echa pogrzebu Prusa, „Kurier Warszawski” 1912, nr 144, s. 12 (wyróżnienie oryginału).
49
Redakcja „Kuriera Polskiego” dokonywała przeredagowań kondolencji, skupiając się na
podpisach; akcent kładziono nie na zawartość treściową depesz, ale na nadawców; tym samym
wartość dokumentacyjna drukowanych wykazów jest niewielka. Niektóre teksty kondolencyjne
44
370
Tadeusz Budrewicz
w tej sprawie najwięcej informacji uzyskanych od komitetu i od wdowy, można
stwierdzić, że w dniu pogrzebu Prus był przede wszystkim autorem Placówki.
Kondolencje i szarfy na wieńcach przywołały Placówkę 10 razy, przy zaledwie
2 użyciach tytułu Lalka. Słowo „placówka”, przedrukowane w dziennikach kilkaset tysięcy razy, musiało się przyczynić do wzrostu nastroju żołnierskiej odprawy
przed bitwą. Niektóre depesze kondolencyjne przybierały stylistykę meldunku:
Redakcja Słownika polskiego, wierna tymże hasłom, które widnieją z Placówki, wyraża ze
swojej placówki żal serdeczny z powodu straty wielkiego sojusznika – Bolesława Prusa.
Władysław Niedźwiedzki, Kazimierz Król.50
Z a w i e r c i e. Opłakujemy z narodem stratę, w osobie ś. p. Aleksandra Głowackiego, jako
pisarza i działacza. Jego Placówka – to nasze zadanie. „Lutnia” Zawiercia.51
I szczególnie wzruszająca depesza, z której stylu przebija sojusz inteligencji
z ludem:
W ł o c ł a w e k. Rzucony na teren zakusów niemieckich Dziennik Kujawski, u świeżej mogiły
znakomitego pisarza powtarza słowa Jagny z Placówki: „Nie dam grontu sprzedać, żebym nawet
trupem miała paść”. Wiktor Ambroziewicz.52
+/–U, +/–D
Studiując szczegółowy program pogrzebu, sprawozdania z uroczystości oraz
podpisy składane pod depeszami i na szarfach z wieńcami, dostrzegamy potwierdzenie myśli Herberta Spencera o rozwoju jako różniczkowaniu się i wzrastaniu sieci powiązań społecznych. Każda notatka i reportaż z pogrzebu podkreślały wzorową organizację i porządek, ład, dyscyplinę, karność, przestrzeganie
nakazów służb porządkowych zaopatrzonych w wyróżniające je białe kokardy,
odpowiedzialność, takt i uprzejmość tych służb, mimo iż część stanowiła niedoświadczona młodzież. Taka organizacja byłaby niemożliwa bez odruchu
samoorganizacji społeczeństwa i bez wyrobionych nawyków pracy zespołowej.
Odnosi się wrażenie, iż mamy tu zmikroskopowany, ale wierny obraz bogactwa
form życia zbiorowego Polaków w kraju i poza granicami. Dodatkowych wiaogłaszano w lokalnej prasie. Nie odnalazłem ich przedruków w prasie warszawskiej, ten brak trochę deprymował ofiarodawców (por. uzupełnienia w „Dzienniku Kijowskim” 1912, nr 125, s. 3).
Depesze kondolencyjne miały być zebrane w „olbrzymi album pamiątkowy” („Kurier Polski”
1912, nr 145, s. 1). Wobec rozproszenia i zdefektowania zasobów prasowych nie jest możliwe
nawet liczbowe ujęcie geografii społecznej reakcji na zgon Prusa. Wybór jednego dziennika daje
tylko przybliżony, ale przynajmniej jednorodny, materiał analityczny.
50
„Kurier Warszawski” 1912, nr 144, s. 12.
51
Ibidem, nr 150, s. 11 (wyróżnienie oryginału).
52
Ibidem, nr 140, s. 2 (wyróżnienie oryginału).
Pogrzeb Bolesława Prusa
371
domości dostarczają informacje o mszach za duszę pisarza, które organizowano
w kraju, o różnych zebraniach członków stowarzyszeń, o rezolucjach, wnioskach
i pomysłach, które zgłaszano przez kilka tygodni po śmierci Prusa. Z Łomży
wyszedł pomysł, aby poprzez dobrowolne ofiary zebrać fundusz na tanie wydawnictwo dzieł pisarza w 100 000 egzemplarzy. Podpisały go wspólnie miejscowe
stowarzyszenia53. Z Goworowa (powiat ostrołęcki) donoszono o nabożeństwie
żałobnym za duszę Prusa, depeszę podpisali: „Instytucje społeczne parafii goworowskiej: Związek katolicki, sklep udziałowy, Kółko rolnicze męskie, Kółko
rolnicze żeńskie, Suchice i Rębisze, ochronki: Szczawin, Goworowo i Suchcice,
maślarnia Goworowo”54.
Gdy się zestawia ciąg wielkich pogrzebów polskich z ostatniego ćwierćwiecza, widać, że stałą wysoką pozycję liderów życia zbiorowego w tym czasie
miała inteligencja (wolne zawody) oraz Kościół. Zdynamizowaniu uległo różnicowanie typów zakładów pracy w miastach i na wsi, zwiększył się wyraźnie stopień rozwoju form życia kulturalnego, wzrósł poziom samoorganizacji Polaków
przebywających poza krajem, w organizacji życia społecznego coraz wyższą
pozycję zaczęły zajmować sport, zdrowie fizyczne i higiena. Mówią o tym nazwy
zakładów produkcyjnych, instytucji i stowarzyszeń. Wziąwszy pod uwagę miejsca, z których przesyłano kondolencje, można zarysować stopień rozproszenia
żywiołu polskiego i poziom uczuciowych więzi z krajem. „Kurier Warszawski”
odnotował: 14 depesz ze Lwowa, 13 z Krakowa, 10 z Paryża, po 9 z Berlina
i Moskwy (z Moskwy przysłano też 3 wieńce), 8 z Wilna, 7 z Kijowa, 6 z Pragi,
5 z Poznania, 4 z Petersburga, po 3 z Dorpatu, Kowna i Wiednia, po 2 z Białocerkwi, Charkowa, Łucka i Rygi, po 1 z Grazu, Wenecji, Charbina, Marienbadu,
Halle, Wiesbaden, Odessy, Brukseli, Monachium, Morges, Darmsztadu, Tabora,
Rostowa, Libawy, Baku, Verviers, Coethen, Oberwetzikon (Szwajcaria), Pribram
(Czechy), Hradec, Friedbergu, Rzymu, Woroneża, Grodna, Cannes, Wyłkowyszek (Żmudź), Sofii, Karlsbadu, Grenoble, Druskiennik. Silne ośrodki polonijne
były więc na terenach, do których żywioł polski nie sięgał przed rozbiorami
(Paryż, Berlin, Wiedeń, Petersburg, Moskwa). Na tzw. ziemiach zabranych
Polacy organizowali się w instytucje i stowarzyszenia. Kondolencje i napisy na
53
Wg „Kuriera Warszawskiego” 1912, nr 144, s. 12.
„Kurier Warszawski” 1912, nr 148, s. 12. Ta msza z 5 czerwca musiała mieć wyjątkowo
ciekawą oprawę artystyczną: „Nie tylko ołtarz wielki i ambona, lecz nawet ściany świątyni były
pokryte oponami żałobnymi. Symboliczna trumna była ustawiona na wysokim katafalku rzęsiście
oświetlonym, na froncie którego umieszczono podobiznę zmarłego wpośród wieńców z napisami na wstęgach: »Bolesławowi Prusowi wdzięczni włościanie«. Wokoło katafalku jeden olbrzymi
wieniec dzierżyło 12 dziewic w bieli. Na nabożeństwie była obecna liczna dziatwa ochronki goworowskiej, jak również wielu chłopców z kolonii letnich” – „Kurier Polski” 1912, nr 161, s. 2.
Inne opisy mszy żałobnych, jak z Częstochowy, Kielc, Łodzi, skupiały się na repertuarze i wykonawcach oprawy muzycznej. Wraz ze sprawozdaniami z pogrzebu dają one obraz nadspodziewanej
popularności i chyba wysokiego poziomu muzyki wokalnej solowej oraz chóralnej, co dodatkowo
umacnia tezę o różnorodności form życia zbiorowego Polaków.
54
372
Tadeusz Budrewicz
szarfach były niemal wyłącznie polskie, kilka razy użyto języka francuskiego,
rosyjskiego i czeskiego. Stosunkowo dużo wyrazów pamięci płynęło ze strony
mniejszości żydowskiej. Nie odnotowałem depesz od organizacji ani osób prywatnych poczuwających się do narodowości litewskiej lub ukraińskiej. Generalnie: obraz poczytności Prusa zawęża się do Europy Środkowowschodniej. Pisarz
nie dotarł do krajów anglojęzycznych. Jedynym zaskoczeniem w analizowanym
materiale są propolskie nastawienia Czechów.
Uchwalono, by w sprawie składania wieńców „nie tamować w tym kierunku
zamierzeń zarówno instytucji, jak osób prywatnych”55. Niektóre źródła mówią
o 90 wieńcach, inne podnoszą tę liczbę do ok. 120. Już się tego nie ustali, jak
się nie oszacuje wiązanek kwiatów, które przykryły trumnę w kościele i najbliższe otoczenie grobu. Od początku sygnalizowano, aby zamiast wieńców składać
ofiary na cele społeczne, w tym na instytucje, którym patronował Prus. I chyba
to jest Prusa „najjaśniejsza chwała” i jego „za grobem zwycięstwo”, że obudził
w ludziach pokłady dobra oraz życzliwości dla bliźnich, że dzięki niemu nastąpił powszechny „przyrost serca”. Popłynęły szeroką strugą datki pieniężne na
cele charytatywne, na kąpiele ludowe, szkoły, ochronki, na kolonie letnie dla
ubogich dzieci z miast, na stypendia dla uczniów. Wezbrana fala obudzonego
w ludziach dobra przybierała np. postać takiego prostego a wzruszającego ogłoszenia: „Biedną dziewczynkę 12-letnią, porządną, przyjmiemy na wieś przez
lato”56. Formuła „Zamiast kwiatów na trumnę” kończyła się różnymi kwotami,
odnotowałem 1 000 rubli, ale też 30 kopiejek („Na kolonie letnie. Bezimiennie
kop. 30” – „Kurier Warszawski” nr 141, s. 7). Te niewielkie kwoty, bezimiennie ofiarowane dla anonimowych potrzebujących, dowodziły, że społeczeństwo
przyczynia się do +U i staje się +D. Ofiarodawcy najczęściej byli wymieniani
z nazwiska wraz z podaniem kwot, które przekazali, datki przychodziły zewsząd,
czasem nie można ustalić z jakiego kraju, np.
Łącząc się z całą Polonią we wspólnym smutku, śpieszymy wyrazić żal i ubolewanie z powodu
straty, jaką kraj ponosi przez śmierć wielkiego pisarza, patrioty i obywatela, Aleksandra Głowackiego, a dla uczczenia pamięci zmarłego składamy: Kazimierz Budrewicz fr. 20, Stanisław Szutz
fr. 5, Michał Halberstein fr. 5, Ignacy Regierer fr. 5, Jerzy Tennenbaum fr. 5 – razem fr. 40, czyli
rb. 14 kop. 90.57
Z niektórych informacji prasowych wyziera ludzka pomysłowość, rzeczywista bezinteresowność i takie ogólne nastawienie, które Prus pewnie by uznał
za realizację zasady „wymiany usług”. Na pogrzebie pisarza niektórzy zarobili
55
„Kurier Warszawski” 1912, nr 140, s. 1.
„Kurier Warszawski” 1912, nr 141, s. 16.
57
„Kurier Warszawski” 1912, nr 141, s. 7. Nie wiadomo, czy chodzi o Francję, czy Belgię,
zwraca zaś uwagę, iż nazwiska mają w większości niesłowiańskie etymologie (zatem poczucie
polskości rozrastało się na ludność napływową).
56
Pogrzeb Bolesława Prusa
373
(np. za udostępnianie balkonów lub widoku z okien w celu obejrzenia pogrzebu,
tzw. okienne), ale zarobionymi pieniędzmi podzielili się z resztą społeczeństwa.
Celem uczczenia ś. p. nieodżałowanego Bolesława Prusa – Zarząd kinematografu „Urania”
składa na Wpisy dla niez.[amożnych] uczniów i uczennic szkół prywat.[nych] (do uznania wydz.
ofiar „Kuriera Warsz.”) jako dochód z przedstawienia w d. 22 maja, składa rb. 45 i na Higienę
praktyczną im. Bolesława Prusa rb. 45. Razem rb. 90.58
Zebrane na balkonie u B-ci Urbańskich podczas pogrzebu rb. 5.59
Zebrane podczas pochodu pogrzebowego Bolesława Prusa od osób korzystających z okna
i balkonu w magazynie mebli W. Kucharskiego od pp. R. S. rb. 1, C. F. rb 1, J. J. K. kop. 50,
B. S. rb. 1, M. Z. rb. 1, M. L. kop. 45, E. M. rb. 1, A. S. rb. 1, J. kop. 50, Razem rb. 7 kop. 95.60
Zebrane na balkonie u pp. B. (przy ul. Wierzbowej nr 9) rb. 3.61
Ludwika Kacperska z ul. Wierzbowej nr 17, zebrane podczas pogrzebu ś. p. Bolesława Prusa
(okienne) rb. 21.62
Z takich doniesień wynika, że Polacy byli uczciwi, skrupulatni i chyba niebiedni, skoro przeciętne „okienne” wynosiło 1. rubla. Gdyby na podstawie notatek prasowych z dni pogrzebu pisarza oceniać stan moralności społeczeństwa,
wynik nie byłby tak optymistyczny. Ówczesne statystyki kryminalne wykazywały
bezsprzeczną zależność przestępczości od warunków społeczno-ekonomicznych
i politycznych. Nie dziwią dane wykazujące dla Królestwa Polskiego większe
niż w Rosji nasilenie przestępstw przeciwko państwu i porządkowi publicznemu
i odwrotnie – mniejszą w Galicji oraz Poznańskiem liczbę takich przestępstw
w porównaniu z innymi częściami Austrii i Niemiec. Wykazywano, iż w trzydziestoleciu 1877–1906 w Królestwie Polskim najwięcej przestępstw popełniono w okresie od 1879 do 1894 przy stałej tendencji wzrostowej. Wyjaśnienie
widziano w polityce państwa – „skrępowanie szkolnictwa” oraz „zamknięcie
inteligencji wszelkich dróg oddziaływania na niższe warstwy społeczne wywoływało wprost ich zdziczenie”63. Na terenach wszystkich ziem polskich minione
trzydziestolecie cechował spadek przestępstw przeciw własności (skutek wyższego poziomu materialnego) przy stałej tendencji wzrostowej przestępstw
„o charakterze gwałtownym” (zabójstwa, rozboje, uszkodzenia cielesne). Mniej
niż inne nacje popełnialiśmy oszustw. W zaborze pruskim i austriackim widać
tę samą prawidłowość, co w rosyjskim – liczba morderstw popełnianych przez
ludność polską była procentowo wyższa. Pocieszające były dane odnośnie do
58
„Kurier Warszawski” 1912, nr 144, s. 7.
Ibidem, nr 144, s. 11.
60
Ibidem.
61
Ibidem, nr 145, s. 12.
62
Ibidem.
63
W. D u n i n [ rec.], Józef Konczyński. Stan moralny społeczeństwa polskiego na podstawie
danych statystyki kryminalnej, Warszawa 1911, „Biblioteka Warszawska” R. 72: 1912, T. 4, s. 383.
59
374
Tadeusz Budrewicz
wieku przestępców – na tle zachodu Europy polskie młode pokolenie zapowiadało „podniesienie się poziomu moralnego na przyszłość”64. Notowano mniejszą
niż w innych krajach liczbę samobójstw wśród Polaków.
Analiza dzienników ze wszystkich zaborów obejmująca okres na miesiąc
przed i miesiąc po śmierci Prusa daje obraz następujący. Na wszystkich ziemiach
polskich popełniono w tym czasie dużo przestępstw rozboju z użyciem niebezpiecznych narzędzi. Prasa podawała skąpe dane o kradzieżach, za to rubryki
„znaleziono” notowały liczne przypadki poszukiwania właścicieli zgubionych
przedmiotów, choć ich wartość bywała znaczna (złota bransoleta etc.). Ogólny
poziom poszanowania cudzej własności nie był więc niski. Można stwierdzić
zaskakującą popularność nożownictwa, zwłaszcza w okręgu łódzkim i warszawskim. Te tereny obfitowały również w stręczycielstwo, dość częste były porwania
młodych dziewcząt do domów publicznych. Nieoczekiwanie wysoki procent
gwałtów i usiłowania popełnienia gwałtów na młodych kobietach notowały niewielkie miejscowości w zaborze pruskim. Spory procent zabójstw na tle konfliktów miłosnych i zdrad małżeńskich dotyczył sfer robotniczych, rzemieślniczych
i chłopskich, proporcja czynów przestępczych tego typu zrównywała mężczyzn
i kobiety. Można na tej podstawie wnioskować, iż tradycyjny model patriarchalnego związku oraz rozdzielenie sfery miłości i małżeństwa już się wyczerpały,
a niezgoda na ich kontynuowanie przybierała formy radykalne. Ważnym argumentem za rzeczywiście zaistniałą głęboką zmianą obyczajów i wyobrażeń ról
społecznych są statystyki dotyczące samobójstw. W roku śmierci Prusa liczba
samobójstw wśród ludności polskiej była wysoka. W Galicji stosunkowo często
sięgano po broń palną, a w Królestwie po trucizny. Kobiety używały w celach
samobójczych pistoletów równie często, jak mężczyźni trucizny, co burzy utarte
stereotypy o „męskich” (krwawych) i „żeńskich” (bez przelewu krwi) sposobach
zadawania sobie śmierci. Ślady tego stereotypu można dostrzec przy próbach
poderżnięcia sobie gardła nożem lub brzytwą (tu akurat źródła wymieniają tylko
mężczyzn) oraz wbijania noży (wyjątkowo nożyczek) w klatkę piersiową. Najczęściej używano w celach samobójczych: karbolu, jodyny, rzadziej spirytusu
metylowego. Zdarzały się wypadki teatralizacji samobójstw, gdy np. kobieta
wypiła kwas karbolowy, ale wcześniej zapaliła przy łóżku dwie gromnice. Przeciętny wiek samobójców to 18–30 lat. To znaczy, że pokolenie wstępujące w wiek
dojrzałości biologicznej, zawodowej i społecznej nie widziało dla siebie szans na
przyszłość, było nieodporne na wstrząsy psychiczne lub nie miało ideałów, dla
których chciałoby żyć. To była porażka Prusa oraz jego generacji jako nauczycieli narodu. Ludzie rozwijali +Użyteczność, dążyli do +D, ale nie mieli poczucia
osobistego +Sz.
Podobnie kłopotliwa w ocenie jest kwestia nauki, w którą Prus tak wierzył,
bo miała zmienić świat na lepsze. Kiedyś łamy pozytywistycznej „Niwy” zdo64
Ibidem, s. 384.
Pogrzeb Bolesława Prusa
375
biła winieta z „lokomotywą postępu” wyjeżdżająca z tunelu niewiedzy. Triumfalny symbol tej wiary – transatlantyk „Titanic” właśnie spoczął na dnie oceanu.
Ostatnie dni życia Prusa to ciąg doniesień prasowych o ofiarach tej katastrofy.
Nocą z 18 na 19 maja, równocześnie ze zgonem pisarza, miał miejsce wypadek
kolejowy niemal tragikomiczny. W pociągu towarowym Kolei Nadwiślańskiej
oderwało się 20 wagonów, które jadąc do tyłu zderzyły się z innym pociągiem.
W wagonie załadowanym zapałkami (!) wybuchł pożar, który ogarnął resztę
wagonów. Siła uderzenia oderwała od drugiego pociągu 12 wagonów, które jadąc
w tył w kierunku Suchedniowa przypadkiem wyhamowały na niezajętym torze.
Nocą na trasie Zagnańsk–Suchedniów znów się rozerwał pociąg, wagony jadące
do tyłu dostrzegli robotnicy pracujący przy usuwaniu skutków poprzedniej katastrofy i wykoleili je. W ciągu jednej doby w tym samym miejscu trzy pociągi
uległy identycznym uszkodzeniom65. „Lokomotywa postępu” ciągnęła transport
obsługiwany przez ludzkie niedbalstwo, brak wyobraźni i nieprofesjonalizm.
Wokulski w Lalce opisywał wrażenia z lotu balonem na uwięzi. Teraz
w Atlantic City podjęto próbę przelotu nad Atlantykiem (balon wybuchł po starcie). Co kilka dni prasa informowała o kolejnych wyczynach lotników, o pokazach awiacji. Ale już chyba nikt nie wierzył, że samoloty przyniosą ludzkości
pokój i dobro. Jeszcze samoloty nie zdążyły przysłużyć się ludzkości w transportowaniu ludzi i towarów, a już wyznaczono im zadanie zabijania ludzi w sposób
technicznie doskonalszy niż w epoce przedmotoryzacyjnej66. Wraz z relacjami
o pogrzebie Prusa prasa doniosła o pierwszej w świecie egzekucji wykonanej
przy użyciu fotela elektrycznego67. Postęp nie równał się +D. Wkrótce po śmierci
Prusa, na początku sierpnia, odbył się w Londynie pierwszy kongres eugeniki,
mający rozważyć kwestie „uszlachetnienia rasy” ludzkiej68. Idea postępu przez
naukę jakby wymknęła się spod kontroli.
Nie wiadomo, ile ludzi uczestniczyło w pogrzebie. Może 75 tysięcy69, może
100 tysięcy70, może około 200 tysięcy71, a może „całe miasto”72. Na pewno nie
wszyscy, osoby o przekonaniach socjalistycznych nie identyfikowały się z jego
programem73. Studenci politechniki, którzy wynosili trumnę z mieszkania pisa65
Najdokładniejszy opis wypadków podaje „Gazeta Kielecka” 1912, nr 40, s. 2.
Opracowywano nawet system prawny, aby uporządkować ruch samolotów. Zob. H. H o l l a t z, Postęp a lotnictwo: jak sobie tę kwestię dawniej wyobrażano, „Wiedza i Postęp” 1912,
nr 13–14.
67
Stracenie Richesona, „Kurier Warszawski” 1912, nr 142, s. 6.
68
„Kurier Polski” 1912, nr 213, s. 1.
69
Pogrzeb Prusa, „Czas” 1912, nr 232, s. 3.
70
J. L o r e n t o w i c z, Bolesław Prus (1847–1912), „Rocznik Gebethnera i Wolffa: kalendarz
encyklopedyczno-prawny na rok 1913”, Warszawa 1912, s. 17.
71
„Kurier Śląski” 1912, nr 117, s. 2.
72
Echa pogrzebu Bolesława Prusa, „Kurier Warszawski” 1912, nr 142, s. 10.
73
Znana jest sprawa listu kogoś podpisanego: Robotnik, Dlaczego nie byłem na pogrzebie
Prusa (List do redakcji), „Światło” 1912, nr 24 (przedruk [w:] Bolesław Prus 1847–1912: kalen66
376
Tadeusz Budrewicz
rza, zostali wyproszeni z konduktu, więc wyprzedzili pochód i szli osobno74. Na
Powązki dotarło ledwie „kilka setek”, przemówienia były słyszalne dla niewielu.
Nad grobem Prusa społeczeństwo się zjednoczyło w pochodzie narodowym, ale
waśnie partyjne, które ten naród dzieliły, były bardzo głębokie. A postęp uzyskany dzięki nauce dostał się pod kontrolę sił, które parły do wojny światowej.
Chyba niejeden z Polaków już za kilka lat westchnął: – Dobrze, że Prus tego
nie dożył!
Tadeusz Budrewicz
BOLESŁAW PRUS’S FUNERAL
Summary
This is a survey of the press coverage of Bolesław Prus’s funeral, which took place on 22 May
1912. It was reported in all the major newspapers of Warsaw, Cracow, Lwów, as a well many local
ones. The funeral became a political demonstration which integrated the Polish nation. Paradoxically, it also revived interest in the insurrectionist ideas of the previous century (Prus himself had
been a consistent critic the ideology of romantic radicalism). What must have contributed to the
scale and the high patriotic tone of the celebrations was a recent implementation of a series of laws
and regulations curtailing various rights of the ethnic Poles under Russian rule.
All the reporters present at the funeral praised the exemplary organization of the memorial
service and the procession. They also noted that the occasion was used by many mourners to make
donations to educational and charitable institutions. Observations like these led to the conclusion
that Polish society had matured and reached a high level of self-organization. Prus believed in an
ideal of science that would make the world better. Yet by the second decade of the new century the
belief in progress was superseded by ideas of conflict between social classes and nations, while
science was turned into an tool of war and destruction.
darz…, s. 718–719). E. H a e c k e r, Bolesław Prus, „Naprzód” 1912, nr 113, s. 1 wprost napisał,
że ludzie pracy organicznej robili „doskonałe interesy” jako pokolenie burżuazji polskiej, a Prus
„nowych czasów już nie rozumiał”.
74
Na pogrzebie, „Kurier Polski” 1912, nr 145, s. 1; „Czas” 1912, nr 232, s. 3; „Kurier Warszawski” 1912, nr 145, s. 12. Dodatkowe fakty podaje S. F i t a (Bolesław Prus 1847–1912: kalendarz…, s. 705).
RUCH LITERACKI
R. LVI, 2015, Z. 4 (331)
PL ISSN 0035-9602
ŚLAD RĘKI – ŚLAD MYŚLI.
O RĘKOPIŚMIENNYCH ODMIANACH
NIEWOLI TATARSKIEJ SIENKIEWICZA*
AGNIESZKA KUNICZUK-TRZCINOWICZ**
Niewola tatarska Henryka Sienkiewicza, pierwsze z szeregu jego dzieł historycznych, została wydana po raz pierwszy w 1880 roku w „Niwie”, publikowana
wielokrotnie, zachowała się też szczęśliwie w rękopisie – brulionie, posiadającym wiele śladów pracy pisarza nad tekstem ostatecznym. Rękopis znajduje się
w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich pod sygnaturą 12442/II1, liczy 13 kart
zapisanych dwustronnie. Strony pokryte są równym, ścisłym pismem charakterystycznym dla Sienkiewicza, kartki gładkie, niektóre z nich noszą ślady zalania, co spowodowało rozmycie atramentu, jednak w większości nieutrudniające
rozczytywania zapisków. Szczególnie wyraźne są te strony, które autor zapisał
czarnym atramentem (większość), na pierwszej stronie widnieje dopisek zrobiony fioletowym atramentem, podobnie jak dopisek na marginesie strony drugiej. Strona 25 i 26 w całości pisane atramentem fioletowym, przebijającym, co
powoduje pewne trudności w odczytaniu tekstu. Co ciekawe, strony 25 i 26 mają
dużo dopisków, na stronie 25 w poprzek górnego marginesu dopisane są dwa
dość obszerne fragmenty, sprawiające wrażenie, jakby były pisane oddzielnie,
jako dodatkowe pomysły do całości koncepcji. Zapiski nie są wersją ostateczną,
gdyż wiele w nich zmian, przesunięć w stosunku do tekstu drukowanego. Widać
pracę nad tekstem, co jest znakiem, że zachowany rękopis nie stanowi wersji
końcowej, a jedynie ślad pracy nad ostatecznym kształtem noweli.
W przypadku brulionu Niewoli tatarskiej właściwie nie istnieje trudność z ustaleniem chronologii powstawania poszczególnych większych partii
utworu, choć czasami trudno zrekonstruować kolejność wprowadzania zmian,
szczególnie tam, gdzie tekst bądź większy ustęp jest wielokrotnie skreślany.
Rękopis ponumerowano ręką autora, a kolejność wydarzeń zaprezentowana
* Artykuł przygotowany w ramach grantu: Henryk Sienkiewicz. Obecność w kulturze polskiej
XX wieku. Polskość i nowoczesność. Recepcja i nowe odczytania, 2012/06/A/HS2/00252.
** Agnieszka Kuniczuk-Trzcinowicz – dr, Uniwersytet Wrocławski.
1
Przy podawaniu cytatów z rękopisu zastosowano następujący zapis, umieszczony bezpośrednio po cytacie: [rkps, s.].
378
Agnieszka Kuniczuk-Trzcinowicz
w zapiskach rękopiśmiennych tożsama jest z tym, co widnieje w pierwodruku.
Zmiany można umieścić w czterech głównych grupach: zmiana umiejscowienia tego samego fragmentu, kolejne próby tego samego fragmentu (skreślone,
przeniesione…) – czyli to, co Julian Krzyżanowski nazwał wariantami2. Kolejna
grupa to fragmenty całkiem opuszczone w pierwodruku (można obserwować
i zjawisko przeciwne – istnieją miejsca wypełnione w pierwodruku, a nieobecne
w badanym rękopisie) oraz grupa zbierająca przykłady zmian pomniejszych
(zmiana szyku wyrazów, zamiana słów wynikająca ze względów stylistycznych,
wykreślanie i dodawanie pojedynczych wyrazów itp.). Rękopis zatem stanowi
żywy przykład zmagań autora zarówno z odpowiednim doborem słów, jak i rozmieszczenia kolejności zdarzeń. Poszukiwanie odpowiedniego słowa zajmuje
Sienkiewiczowi niejednokrotnie sporo czasu, choć trzeba przyznać, że częściej
zmaga się on z szykiem, wiele miejsca zajmują także odmienne wersje tego
samego fragmentu czy zdania. Można zatem uznać, że dzięki rękopisowi mamy
szansę na odtworzenie „śladu myśli” pisarza, podążając za zapiskami i skreśleniami można mieć wrażenie, jakby uczestniczyło się w procesie twórczym
Sienkiewicza.
Dla przykładu zostanie przeanalizowany fragment znajdujący się na stronie
9 i 10 rękopisu – opisujący walkę wojsk polskich z nieprzyjacielem oraz moment
dostania się Zdanoborskiego do niewoli. Na płaszczyźnie faktograficznej pierwodruk i rękopis nie odbiegają zasadniczo od siebie. W obu wersjach walka między
nieprzyjaciółmi przebiega w sposób dynamiczny i krwawy, a ostatecznym efektem potyczki jest dostanie się tytułowego bohatera do niewoli. Jednak porównując rękopis i wersje wydrukowane, jasno widać, że wersja rękopiśmienna jest
zdecydowanie bogatsza, bardziej rozbudowana.
Odmiany, które mogłyby być zakwalifikowane do grupy ostatniej, czyli
zmian pomniejszych, w pierwszym czytaniu wydają się niemal tożsame i niezbyt istotne dla całości wymowy utworu. Jednak bliższa analiza pozwala na
zauważenie niuansów, czy wręcz poprawek, które mogą nieść ze sobą informacje nacechowane kulturowo. Do takich zaliczyć można początkowy opis bitwy,
w którym Sienkiewicz stara się wydobyć emocje rycerzy, ich nastawienie do
przeciwnika, a także wprowadza pierwiastek nadprzyrodzony, nazywany w pierwodruku cudem. W ostatecznej, drukowanej wersji, omawiany fragment brzmi
następująco:
Jaki taki wykrzyknął imię swego patrona, więc słyszałeś ustawnie: „Święty Pietrze! Święty
Janie! Święty Macieju!...”; jaki taki świętych poniechawszy, wołał: „bij, morduj!” Ja, grzeszny
sługa Boży, akt strzelisty odmawiać począłem, a gdym go skończył i ku Maryi myśl się podniosła, to cud stał się nade mną, bo nagle jaskółeczka jakowaś nad sterczącemi glewiami kółkiem
2
„Wariantami nazywamy dłuższe ustępy przekreślone przez Sienkiewicza w toku pracy
i bezpośrednio opracowane ponownie”, patrz: J. K r z y ż a n o w s k i, Pokłosie Sienkiewiczowskie.
Szkice literackie, Warszawa 1973, s. 628.
Ślad ręki – ślad myśli. O rękopiśmiennych odmianach „Niewoli tatarskiej”…
379
się zakręciwszy, nagle na mojej usiadła i trzepiąc skrzydełkami, jęła powtarzać „ciwit! ciwit!”
jakoby się za mnie modliła. Więc zaraz moc jakaś weszła w kości moje, aż włosy zjeżyły mi się
pod hełmem. A wtem i czas nadszedł. Od wojewody przypadł służbowy i buńczukiem machnął,
wnet rotmistrze do szeregów przypadli, pułkownik krzyknął: „bij psubraty, w imię Boże!” Konie
osadziły się na zadach i powietrze zaświstało nam w uszach.3
W rękopisie rzuca się w oczy mniejsza dbałość o religijny ryt sceny. Począwszy od nierozróżniania okrzyków wznoszonych do świętych od okrzyków bojowych: „jaki taki wykrzyknął imię swego patrona” albo „bij, morduj!” [rkps, s. 8],
poprzez nieco pogański w swej wymowie gest modlitwy: „oczy ku zorzy podniósłszy” [rkps, s. 8]. W dalszej części widać próbę realizacji pomysłu, jakoby
to modlitwy za ukochaną miały doprowadzić do symbolicznego zachowania
jaskółki, która została przywiedziona do rycerza dzięki modlitwom dziewczyny,
a być może to nawet dusza ukochanej Zdanoborskiego, za pomocą tego symbolicznego znaku, dostała się aż do wnętrzności rycerza:
za moją Marychnę jedyną akta strzeliste odmawiać począłem. I zarazem zaraz stał się nade mną
widoczny znak łaski bożej, bo gdym tak w górę patrzył niespodzianie jaskółeczka jakowaś nad sterczącymi w górę kopijami się zakręciwszy, nagle na mojej siadła i trzepocząc skrzydełkami poczęła
jęła powtarzać „ciwit! ciwit!” żałośnie i pokornie jakoby się za mnie modliła. Więc pomyślałem,
że to modlitwa Marysi w oną ptaszynę się zmieniła, albo jej duszka czysta i taka moc boża weszła
w kości moje, że aż włosy zjeżyły mi się pod hełmem. [rkps, s. 8–9]
Fragment posiada bardzo mało skreśleń, właściwie jest to tylko kilka stylistycznych „usprawnień” eliminujących sąsiadowanie wyrazów o identycznie
brzmiących sylabach początkowych („poczęła powtarzać” zmienione na „jęła
powtarzać”), czy fragmenty spowalniające akcję. Wykreślona fraza „gdym tak
w górę patrzał” ewidentnie stała w opozycji do następującego po niej „niespodzianie”, a także do poprzedzającego „zaraz stał się”, gdzie oba pozostawione
słowa oznaczają szybkie rozgrywanie się wydarzeń. Odmiennie wygląda tekst
drukowany, który pozbawiony został w tym urywku jakiegokolwiek śladu postaci
Marysi – ukochanej Zdanoborskiego. Uwypuklony jest aspekt wiary Aleksego,
przekonanie o tym, że święci i Maryja mogą mu pomóc przetrwać krwawą bitwę.
Jaskółka, jako symbol nadziei, staje się emanacją wysłuchanej modlitwy, daje
rycerzowi moc bożą i zagrzewa go do walki. Jest więc pośredniczką między niebem a ziemią, zarazem potwierdzeniem tego, że walka toczy się w dobrej sprawie.
W wersji rękopiśmiennej ta symbolika została nieco zatarta, na pierwszy plan
wysuwa się bowiem nie boska ingerencja, ale postać ukochanej Marysi. Wersja
ta wydaje się o tyle uprawomocniona, że z wcześniejszych wynurzeń Zdanoborskiego wiemy, jaki był bezpośredni powód wyjazdu na wojnę. Łatwo zatem
3
H. S i e n k i e w i c z, Niewola tatarska. Urywki z kroniki szlacheckiej Aleksego Zdanoborskiego [w:] t e g o ż, Pisma, t. V, Warszawa 1883, s. 43. Lokalizacja kolejnych cytatów zaznaczana
będzie bezpośrednio po cytacie w następujący sposób: [druk, s.].
380
Agnieszka Kuniczuk-Trzcinowicz
uznać te znaki za prawdziwe, wynikałyby one ze znajomości psychiki ludzkiej:
mężczyzna ma w myślach kochankę, widzi ją oczyma wyobraźni w otaczającym
świecie, przede wszystkim w momentach szczególnych. Prawdopodobnie Sienkiewicz przeredagował ten urywek ze względu na to, że konsekwentnie odchodził
w kolejnych partiach utworu od kreowania Zdanoborskiego na rycerza-dorobkiewicza (a więc kierującego się dobrem własnym, zdobywaniem fortuny po to, by
być godnym ręki ukochanej kobiety), a zbliżał się do ukazania go jako księcia
niezłomnego, broniącego wiary i kraju. Taką świadomą pracę Sienkiewicza nad
główną postacią noweli zauważył już Tadeusz Bujnicki:
Zdanoborski, początkowo mało reprezentatywny szlachcic, niczym – poza silniejszym związkiem z katolicyzmem i poczuciem honoru – nie różni się od ludzi swego środowiska. Nowa jego
sytuacja, niewola wśród „pogan”, powoduje, iż charakter bohatera ukazuje się w nowym świetle.
Sprawa Marychny cofa się na plan dalszy, pozostają kwestie ponadindywidualne: ideologiczne
i etyczne. Pisarz nie dokonuje przy tym radykalnego przekształcenia postaci. Zachowuje cechy już
zaprezentowane w części I, lecz wyolbrzymia je oraz zmienia ich hierarchię.4
Z porównania obu fragmentów Niewoli można zatem wnioskować, że Sienkiewicz pracując nad tekstem, przesuwał granicę „przemiany” bohatera, być
może nadmiernie eksponowany i zbyt długo ciągnięty wątek Marychny utrudniał
mu zaprezentowanie w drugiej części utworu Zdanoborskiego jako człowieka
w pełni oddanego wierze i rycerskiemu honorowi.
Od początku też Sienkiewicz pracuje nad uwypukleniem konfliktu religijnego, tworząc opozycję chrześcijaństwo–pogaństwo. W pierwotnej wersji
stosuje jednak mniej określeń pejoratywnych (w rękopisie okrzyk pułkownika
brzmi „bij, w imię boże!”, ostatecznie są to słowa „bij psubraty, w imię Boże!”),
pozwalając natomiast Zdanoborskiemu na pewien rodzaj fantazji rycerskiej, która
przystoi raczej Dumasowskim muszkieterom, a nie świadomemu każdego swego
kroku rycerzowi. W próbie rękopiśmiennej za sprawą wspomnienia dziewczyny
i jej modlitw rycerz otrzymuje tak wielką siłę, że, jak sam relacjonuje, „aż włosy
zjeżyły mi się pod hełmem i poczułem, że gdyby tam sam Mahomet ze swymi
przyjaciołmi złemi duchami stał w koszu ruszyłbym na niego jeszcze bym na
niego uderzył”5. Taka samowola i niefrasobliwość nie przystoi rycerzowi, co
mocno uwypuklił Sienkiewicz we fragmencie wcześniejszym:
Wtedy żołnierze jednym głosem wołać zaczęli, by im też skoczyć za tamtemi było dozwolono.
Ale pułkownik, ciszę wielką groźnie nakazawszy, rzekł, „iż nie przystoi rycerstwu, jako byle jakiej
milicyi, bez komendy uderzać i zbytniem łakomstwem cierpliwości rycerskiej kazić, co jeśliby
który uczynił, końmi włóczony będzie”. [prw. s. 42]
4
5
T. B u j n i c k i, Sienkiewicz i historia. Studia, Warszawa 1981, s. 142.
Rkps, s. 9.
Ślad ręki – ślad myśli. O rękopiśmiennych odmianach „Niewoli tatarskiej”…
381
Ten sam fragment zachowany w rękopisie, mocno pokreślony, uwidoczniający pracę nie tylko nad ogólną koncepcją, ale także nad kreacją poszczególnych
postaci, pozwala sądzić, że wizerunek rycerza-katolika, twardego i niewzruszonego, nastawionego wyłącznie na jeden cel – walkę z pogaństwem – stał się
w pewnym momencie dla pisarza bardzo istotny. Odrzucony (przekreślony
w całości i dodatkowo wzięty w ramkę6) przez niego urywek pierwotnie ukazywał dowódcę jako ojca, a rycerzy jako synów żądnych co prawda pogańskiej
krwi, ale jednocześnie niefrasobliwych, a nawet infantylnych:
Aż tu towarzystwo w jeden głos do połkownika „ojcze puście bo zgoła nie wytrzymamy.
A niektóremu skry szły z oczu a inny się płonił jako i dziewczyna z ochoty, aby to skoczyć na
pogańską krew, spłonął właśnie jak dziewczyna ↑panna], a innym śluzy otworzyły się oczu. Konie
też poczęły się osadzać na zadach. Nuż się prosim!… Połkownik zasię jak ryknie: milczeć waszmościom! tak znów cicho jeno konie osadzały się na zadach. Wtedy towarzystwo. Wtedy towarzystwo. ↑żołnierze] jednym głosem prosić poczęli, by im też skoczyć za tamtemi było dozwolone, tak
mówiąc: „panie rotmistrzu ↑pułkowniku ojcze!] puść waszmość bo zgoła nie wytrzymamy” [cały
fragment przekreślony i wzięty w ramkę, rkps, s. 8].
Wielopiętrowe skreślenia pozwalają zauważyć, że Sienkiewicz w niektórych partiach tekstu obracał się wokół wciąż tych samych skojarzeń, poszukiwał
jedynie odpowiedniejszego słowa (dziewczyna – panna, rotmistrz – pułkownik),
w części skreślonej pojawia się też dwukrotnie zwrot „konie poczęły się osadzać
na zadach” („osadzały się na zadach”) uznany najwidoczniej przez pisarza za
dobry, bo w wersji ostatecznej wykorzystał go również dwukrotnie, ale w nieco
innych miejscach. Jednocześnie też zupełnie porzucił pierwotną koncepcję kreacji pułkownika, co zostało odzwierciedlone nie tylko w sposobie zwracania
się do dowódcy, ale także w języku, jakim on sam się posługiwał. Sienkiewicz
ostatecznie zaprezentował go jako człowieka opanowanego, konkretnego i, co
ciekawe, zmienił jego nazwisko z Oszyk na Koszczyc. Być może pisząc do
Godlewskiego: „potrzeba też umieć odtworzyć sferę pojęć właściwą współczesnym ludziom, co już jest rzeczą intuicji. Czy to potrafię zrobić, to się pokaże, ale
z tego, co Ci piszę, możesz zmiarkować, że rozumiem, jak należy robić”7, miał na
myśli takie właśnie konstruowanie tekstu – bliskie realizmowi i wyobrażeniom
o „świecie dawnym” – uwypuklające cechy uniwersalne postaci. „Nowa” kreacja
pułkownika pozwala odnaleźć w nim ślad innych dowódców opisanych przez
Sienkiewicza: zdecydowanych, bezkompromisowych, znających doskonale
swoje rzemiosło i obowiązki.
6
Trudno powiedzieć, czy Sienkiewicz najpierw wziął fragment w ramkę (co by oznaczało,
że chce go wykorzystać w innym miejscu), czy też najpierw przekreślił zdania, a potem zaznaczył
dodatkowo, z czego na pewno rezygnuje.
7
H. Sienkiewicz, List do Godlewskiego z 1 września 1880 r. [w:] H. S i e n k i e w i c z, Listy,
t. I, cz. 2, wstęp, biogramy adresatów J. Krzyżanowski, oprac., przypisy M. Bokszczanin, Warszawa 1977, s. 34.
382
Agnieszka Kuniczuk-Trzcinowicz
Powyżej zaprezentowane odmiany tekstu pozwalają zaobserwować, jak
Sienkiewicz pracował nad detalami, zmieniał pojedyncze słowa, dopasowywał
zdarzenia i charakter postaci do sytuacji. To istotne zabiegi, wiele mówiące
o Sienkiewiczowskim sposobie pisania, zamierzeniach i koncepcji utworu. Ukazują też momenty „zmagania się” z tekstem, podejmowania wciąż tych samych,
napływających jakby natrętnie myśli i zwrotów, pracę nad szykiem. Po przeanalizowaniu całego rękopisu i porównaniu go z pierwodrukiem można także
wskazać fragmenty, w których autor Trylogii pracował bardziej nad wymową
ideologiczną czy „poprawnością” historyczną, rozumianą jako zgodność zachowań poszczególnych postaci z ich pochodzeniem, rolą społeczną, zadaniami,
jakie na nie nałożono, spójnością sytuacji i adekwatnością czynów. Dopasowywał też poszczególne partie tekstu do całości koncepcji, wydaje się, że poniechał publikowania fragmentów, które zaburzały styl kroniczki, rozciągały akcję,
wchodząc tym samym zbyt mocno w narrację unaoczniającą. Przykładem tych
ostatnich zmian jest fragment zapełniający stronę 9 i 10 rękopisu. Opisuje w nim
Sienkiewicz oddalenie się Zdanoborskiego od oddziału, dostanie się do niewoli
oraz refleksje rycerza wywołane uwięzieniem.
Jest to fragment o wiele bardziej rozbudowany od tego znanego z pierwodruku.
Dla przypomnienia: w pierwodruku Zdanoborski relacjonuje przebieg bitwy, zmieniającej się momentalnie w pogrom, z którego Tatarzy usiłowali się wydostać. Za
uciekającymi „pogoń poszła, a z nią i ja skoczyłem” zapisuje w swej kroniczce
rycerz, który tak mocno zaangażował się w pościg, że z wycieńczenia padł pod nim
koń, „a wraz i mnie jakoby sen zaczął ogarniać, bo mi z ran krew ciurkiem uchodziła” [prw. 45]. Wycieńczenie było tak ogromne, że Zdanoborski zemdlał, która to
scena kończy urywek II. Bez żadnego wstępu czy wyjaśnienia – co wymusiła konwencja urywkowości wskazywanej na początku utworu – w kolejnej, III części,
czytelnik dostaje spory fragment wynurzeń na temat charakteru i specyfiki pogan,
a także dowiaduje się, że sam Zdanoborski został uwięziony. W rękopisie jest to
wersja zgoła odmienna, której jedynie dwa bieguny – oddalenie się od oddziału
w pogoni za Tatarami oraz omdlenie – można uznać za tożsame. W obu przypadkach to „szlochanie niewiast, wściekłość tem większą w żołnierzach wzbudziło”
i dało impuls do zajadłej końcówki bitwy, końcówki, która wyglądała na zwycięską dla strony rycerskiej, choć dla Zdanoborskiego zakończyła się nieszczęśliwie.
W ostateczniej wersji, dość skrótowo opowiedzianej, żołnierze działają w wielkim
zapamiętaniu, dzięki czemu „znaczne oddziały, które z taboru wyrwać się nie
mogły, choć o miłosierdzie wyły, w pień wycięto” [prw. 45]. W rękopisie zaznacza
Sienkiewicz większą determinację żołnierzy, pokazuje, że nie działają oni w afekcie, a raczej systematycznie doprowadzają do zgładzenia wszystkich pogan, porzucając regularną bitwę na rzecz pozbawionej miłosierdzia, krwawej jatki:
żaden nie dawał też pardonu, choć wielu tatarów padając na twarz i ręce ku pętom wyciągając
w niewolę dla uratowania żywota iść chciała. Tak bitwa w rzeź się zmieniła, gdy wszystkie chorągwie spędzały tatarów do środka aby uciekać nie mogły mogli. [rkps, s. 9]
Ślad ręki – ślad myśli. O rękopiśmiennych odmianach „Niewoli tatarskiej”…
383
Sienkiewicz nazywa całą sytuację pogromem i, podobnie jak w pierwodruku,
za uciekającymi puszcza pogoń, w której bierze udział także główny bohater.
Jak już zostało powiedziane, w wersji ostatecznej opis pogoni jest krótki, nastawiony przede wszystkim na uwypuklenie morderczej walki, która wykańcza nie
tylko ludzi, ale także zwierzęta, a w ostateczności doprowadza do śmierci konia,
omdlenia żołnierza, co staje się prawdopodobnie ostateczną przyczyną dostania
się do niewoli. W rękopisie zaś scena ta jest mocno rozbudowana, można wskazać w niej kilka zasadniczych elementów. Po pierwsze, upadek konia nie jest tożsamy z wycieńczeniem fizycznym mężczyzny. W pierwodruku czytamy: „aż koń
pode mną, pyskiem krew wyrzuciwszy, padł na murawę, a wraz i mnie jakoby
sen zaczął ogarniać” [prw. s. 45], rękopis przynosi wersję szerszą, stwarzającą
obraz całej sytuacji rozgrywającej się na stepie:
i tak cichąc z półtorej mili ↑w ciemności kto się pod rękę nawinął] z półtorej mili od obozu odbiegłem ile że koń mnie poniósł. Aż padł podemną, pyskiem krew wypuściwszy i dopiero ujrzałem,
że mu dwie strzały i odłamki oszczepu w piersiach tkwiły. Podniosłem się. Spojrzę po stepie aż
tu szukał nikogo z towarzyszów niema przy mnie, naokół tylko jakoby cienie patrzą w ciemności
uciekający tatarzy. Choćby którego ściąć i konia jego dosiąść!? piechotą nie zgonię żadnego. […]
Obozu i wojsk naszych ani widać. [rkps, s. 9–10]
Zdanoborski zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jest sam, w pewien
sposób bezradny, bo pozbawiony nie tylko wparcia ze strony współtowarzyszy
broni, ale także podstawowej pomocy, jaką jest koń. Rozciągnięcie tej sytuacji
w czasie, spokojny ogląd rzeczywistości (oddalenie od wojsk, brak wsparcia),
rzeczowe spostrzeżenia (okaleczony koń, uciekający w popłochu Tatarzy) nie
antycypują jednak tragedii, jaka ma się stać udziałem rycerza, nie wpływają
też na stworzenie atmosfery zagrożenia. Właściwie scena ta przynosi w pewien
sposób ukojenie i uspokojenie po morderczej, wyniszczającej bitwie. Kolejna
sekwencja zdarzeń pozornie potwierdza tę atmosferę – Zdanoborski schodzi do
jaru, pije wodę, która zawsze przecież przynosi orzeźwienie, wciąż jest w stanie poruszać się o własnych siłach. Jednak coraz intensywniej stosuje Sienkiewicz sygnały wprowadzające niepokój: ból, chwiejący się chód, wycie wilków,
zamroczenie. Trudno się też oprzeć wrażeniu, że w pewien sposób korzysta tutaj
Sienkiewicz z klasyki światowej, bo choć w działaniach Zdanoborskiego nie
ma jawnych znaków zachowania zgodnego z ethosem rycerskim, takich, jakie
towarzyszyły bohaterskiej śmierci Rolanda, to samo poszukiwanie dogodnego
miejsca na odpoczynek/śmierć przywołują coś z atmosfery Pieśni o Rolandzie:
Tymczasem od stłuczeń i ran których zrazu nie czułem] bóle jako psy mnie opadły. Zbroja
jęła dolegać… Jar był podle mnie głęboki – zszedłem doń na chwiejących się nogach i idę słuchając
jako wilcy opodal wyją, a głowa mi ciąży i w oczach mroczy się okrutnie… Chłód też aż nocą
zrobił się wielki. W krynicy co na dnie jaru szumiała wody się napiwszy, szedłem dalej, ale słabłem
bo mnie krew uchodziła. Musiałem siadać co chwila aż w końcu nie mogłem się już podnieść. Cały
jar zakręcił się ze mną gwiazdy ↑lucida sidera] podskoczyły na niebie i zemdlałem. [rkps, s. 10]
384
Agnieszka Kuniczuk-Trzcinowicz
Zastanawiają w tym fragmencie dwie kwestie: podążanie Aleksego w dół,
zamiast poszukiwania wzniesienia, z którego mógłby obserwować okolicę
(ewentualnie wykonać rytualne gesty, charakterystyczne w takim momencie
dla rycerzy) oraz absolutny brak zwrotów do Boga, które w zaistniałej sytuacji
wydawałyby się oczywiste. Zachowanie rycerza, po dokładnej analizie proksemicznej, mogłoby uchodzić za manifestowanie chęci ucieczki, odizolowania się.
Jednak zarówno pierwotny zarys postaci, jak i jej wersja ostateczna nie pozwalają na taką ocenę bohatera. Trudno założyć, że Zdanoborski szuka dogodnego
miejsca, w którym mógłby umrzeć, natomiast pewne jest, że z każdym krokiem
coraz bardziej zdaje sobie sprawę z niedogodności sytuacji, w jakiej się znalazł, złego stanu swojego zdrowia. Jego zachowanie jest zastanawiające nie tyko
z powodów „znakowych”, ale także ze względów praktycznych. Wcześniej Sienkiewicz wspomniał, że rycerz widział uciekających w popłochu Tatarów. Zatem
bardziej prawdopodobne z tej perspektywy wydawałoby się wyjście w miejsce,
gdzie powracający z pogoni współtowarzysze broni mogliby go odnaleźć. Być
może z powodu braku logiczności w zachowaniu Zdanoborskiego, Sienkiewicz
postanowił zrezygnować z tego fragmentu – potwierdzałoby to dbałość pisarza
o detale. Drugą z podjętych kwestii – brak modlitwy – uzasadnia, choć nie do
końca, fragment skreślony: „Zdjęła mnie zdjęła Jaskółeczko coś mi na glewii
siadała, gdzieś tyś teraz nieboże.” [zdanie w całości skreślone, rkps, s. 10], czyli
bezpośrednie odwołanie do kreacji wcześniejszej, ukazującej jaskółkę jako
ucieleśnienie duszy Marysi, znak przynoszący nadzieję. Sienkiewicz prawdopodobnie początkowo chciał być konsekwentny, wykorzystując jaskółkę jako ekwiwalent wszystkich zjawisk duchowych. W tym miejscu uznał być może, że nie
jest konieczne to odwołanie, bo w rękopisie zdanie to rozpoczynał kilkakrotnie
i w efekcie poniechał zupełnie.
Cała ta sekwencja zdarzeń kończy się omdleniem bohatera, w swej wymowie poetyckiej tożsamym niemal z pierwodrukową wersją. W obu przypadkach
spełnia ono identyczną funkcję: pozwala Sienkiewiczowi ominąć scenę pojmania
Zdanoborskiego do niewoli, za każdym razem dowiadujemy się bowiem post
factum, że został pojmany przez ludzi Sulejmana. Z tą tylko różnicą, że w wersji
ostatecznej (pierwodruk) mamy możliwość odczytania „urywka”, który wprowadza nas od razu w sam środek opowieści o poganach, ich zwyczajach oraz
miejscu uwięzienia Zdanoborskiego, rękopis natomiast posiada jeszcze dwa nieobecne w pierwodruku fragmenty tego samego zdarzenia, rozpięte między przebudzeniem się i ponownym omdleniem Aleksego oraz kolejnym przebudzeniem
i nostalgicznym fragmentem opisującym stan ducha Zdanoborskiego. Oba znajdują swoją egzemplifikację w pierwodruku, pojawiają się te same zwroty i frazy,
jednak dotyczą zupełnie innej sytuacji, bo ostatecznie zastosowane zostały przez
Sienkiewicza w końcowej partii utworu, opisującej zdarzenia mające miejsce
już po uwolnieniu Zdanoborskiego z rąk Sulejmana: „wóz skrzypiał pode mną”,
„więc przymknąłem powieki, myśląc że sen mi jasłeczka jakoweś wyprawuje”,
Ślad ręki – ślad myśli. O rękopiśmiennych odmianach „Niewoli tatarskiej”…
385
brzmiały zapewne dla Sienkiewicza wiarygodnie i odpowiednio dla opisywanej
epoki, skoro zastosował je w obu wersjach utworu, podobnie jak określenie
„w podle” czy „żałość”. Nie jest to oczywiście zbiór pełen, bo przy porównaniu
rękopisu i pierwodruku więcej takich przykładów można nagromadzić, to tylko
kilka z tych, które są najbardziej charakterystyczne dla omawianego fragmentu.
RĘKOPIS s. 10
Obudziłem się dopiero na jakowymś wozie, koło
którego stało wiele innych blask jakiś Obudził
mnie dopiero blask jakiś ↑czerwony i naprzód
ujrzałem jakowąś rękę trzymającą łuczywo którem świeciła mi w twarz, a za tą ręką dwoje oczu
patrzących na mnie z pod baraniej czapki uważnie. Przymknąłem powieki myśląc że to sen…
i natychmiastem się przeżegnał bo twarz była
śniada a oczy one skośne iście tatarskie jasłeczka
mi jakoweś wyprawuje, bo twarz był i oczy iście
iście były tatarskie. Chciałem się przeżegnać aż
tu rękoma zaw zawiązanemi ruszyć nie mogę nie
zrozumiawszy dopieroż zrozumiawszy wszystko
poznałem, że pan posłał mnie w niewolę tatarską,
i omdlałem znowu raz drugi.
Wóz skrzypiał podemną, gdym się rozbudził
znowu. Na Na świecie dniało.
PIERWODRUK s. 68
...Wóz skrzypiał pode mną i wiatr obwiewał mnie świeży a chłodny. Otwieram oczy
– Kizlich nie widzę: step jedno, step jako
morze. Więc przymknąłem powieki, myśląc,
że sen mi jasłeczka jakoweś wyprawuje. Spojrzę znowu: twarz starą Chimka, marszałka
Tworzyańskich, przy sobie widzę, a za nim
luzaków kilku. Ten zasię mówi: „Bogu niech
będzie chwała, jużeś nam waćpan oprzytomniał,” Pytam: – „Gdzie jadę?” – „Do Rzeczypospolitej.” – „Wolny-m jest? – „Wolny.”
– „Kto mnie wykupił?” – „Panienka.” – Gdy
rzekł „panienka”, tedy coś, jakby ogromne
płakanie, porwało mi się z piersi, ręce wyciągnąłem, omdlałem.
Wóz skrzypiał pode mną. Gdym oprzytomniał
dzień później, wszystko mi Chimek powiadał.
Ciekawym, aczkolwiek zupełnie porzuconym przez Sienkiewicza pomysłem
było wprowadzenie do utworu jeszcze jednego szlachcica, który, podobnie jak
Zdanoborski, został wysłany na Krym, do niewoli u Sulejmana. Paralelność ich
losów sprawiła, że wspólnie opłakiwali swą dolę:
Teraz ujrzałem wyraźnie kilkunastu tatarów jadących wpodle a przy mnie na wozie leżał człek
jakiś jak chusta blady. ↑z głowy mu ↑z głową w szmatą pokrwawioną obwiązany] Trąciwszy go
w ramię pytałem: „ktoś waść!”. Ten zaś odrzekł: „Ślachcic” ? A gdzie jedziemy. – Do Krymu –
Wtedy Zamilkliśmy obaj, tylko nienasmarowany wóz skrzypiał i piszczał jakby litował się naszej
doli. Wtedy o Marysi myśleć począłem i orłowie w niebie krakali nad niem nami i rany otworzyły
nam się z boleści ↑z litości, żeśmy szlachtą będąc nie na poluśmy padli, ale niewolnikami żyć
będziemy. Mnie też Marysia na myśl przyszła i taka żałość zdjęła duszę moję żem wielkim głosem
począł wołać: jaskółeczko kochana, jakoś na glewiji mojej usiadła, gdzieś teraz! czy mnie słyszysz
i czyli nad głową mi zatrążysz. Więc pomyślałem, że w zmiennych fortuny kolejach nigdy już jej
nie ujrzę, nigdy żoną mieć jej nie będę i z boleści otworzyły mi się rany moje i płakanie chociem
się go wstydził wyszło z wnętrzności moich.
W świetle tego fragmentu rysuje się kilka zasadniczych kwestii, związanych
przede wszystkim z pracą nad budowaniem postaci oraz konsekwentnym rozwojem wydarzeń. Po pierwsze nasuwa się pytanie, dlaczego Sienkiewicz zrezygnował
386
Agnieszka Kuniczuk-Trzcinowicz
w wersji ostatecznej z postaci drugiego szlachcica? Tadeusz Bujnicki, jak już zostało
przypomniane, przeanalizował postać Zdanoborskiego i wskazał, że to postać,
która „staje się” wraz z rozwojem utworu. Na początku nie przejawia cech, które
ostatecznie pozwolą mu na bohaterskie wręcz przeciwstawianie się Sulejmanowi,
a nawet chanowi i manifestowanie postawy niezłomnego chrześcijanina. Być może
dlatego właśnie odstąpił autor od wprowadzenia do utworu drugiej postaci, mającej
ten sam status społeczny, będącej „nosicielem” tego samego ethosu. Wydaje się, że
obecność dwóch szlachciców wymagałaby konfrontacji, ścierania się poglądów,
może nawet dyskusji na temat zaistniałej sytuacji i sposobów na uwolnienie z niewoli. Biorąc za wzór realia, musiałby zapewne doprowadzić do sytuacji konfliktowej między tymi dwiema postaciami, a w tej koncepcji nie było miejsca ani na
umniejszanie głównej postaci, ani na niegodne zachowanie drugiego szlachcica.
Przy równoległym prowadzeniu historii Aleksego i jego towarzysza niedoli, trudno
by było pokazać wyjątkowość postawy Zdanoborskiego. Rezygnując z dodatkowej
postaci, Sienkiewicz uzyskał prostą opozycję: Zdanoborski–poganie, ewentualnie
Zdanoborski–inni współwięźniowie spoza stanu szlacheckiego, a więc ludzie
o mniejszej świadomości patriotycznej i religijnej. Tę drugą opozycję artykułuje
zresztą Sienkiewicz wprost we fragmencie niemal identycznie brzmiącym zarówno
w rękopisie, jak i pierwodruku:
Jeńcowie zaś, wiedząc o kondycyach jakie mnie Sukyman dawał8, wołali: „Udaj, panie, że
proroka przyjmujesz, co jeśli9 pozorne będzie, duszy swej nie zgubisz, a tak synem możnego Sukymana zostawszy i sobie, i nam ulgę przyniesiesz, bo10 twoimi niewolnikami będziemy”. Wtedy rzekłem im, iż gdy tak radzą, psom bliskiemi być muszą, albowiem szczekaniem przeciw Bogu gęby
swe plugawią, nie rozumiejąc, że nie godzi się bić choćby pozornie pokłonów przed fałszywemi
proroki. Na to rzekli: „głowy my tu wszyscy położymy11” — i w desperacyi trwali, B ó g b o w i e m
nieurodzonym ludziom odmówił honoru i baczniejszymi ich na wygody
d o c z e s n e u c z y n i ł . . . [prw. s. 56, wyróżnienie A.K.T.]
W tekście mocno widoczna jest ustawiczna dbałość o nienaruszenie ethosu
rycerskiego. Mówiąc „orłowie w niebie krakali nad niem nami i rany otworzyły
nam się z boleści ↑z litości, żeśmy szlachtą będąc nie na poluśmy padli, ale niewolnikami żyć będziemy” [rkps, s. 10]. Zdanoborski antycypuje w pewien sposób
swoje zachowanie, gdyż późniejsza postawa niezłomności będzie stała w opozycji do biernego umierania w niewoli. Przekonanie, że żołnierz powinien umrzeć
w walce, a nie dać się wziąć do niewoli, dodaje mu sił, aby przeciwstawiać się
naciskom Sulejmana. Oczywiście dzieje się to wbrew okolicznościom i w pewnym
sensie wbrew naturze ludzkiej. Być może jest to też klucz do odpowiedzi na pytanie, dlaczego pisarz zrezygnował z fragmentu, w którym Aleksy schodzi do jaru.
Rkp. czynił dawał.
Rkp.: gdy.
10
Rkp.: gdyż bo.
11
Rkp. Położemy.
8
9
Ślad ręki – ślad myśli. O rękopiśmiennych odmianach „Niewoli tatarskiej”…
387
Nie o wygodę czy też uchronienie własnej głowy przecież chodzi w tym utworze,
ale o stworzenie postaci i exemplum na miarę wielkości największych rycerzy.
W poniechanym fragmencie powraca także myśl o Marysi. Wydaje się, że
niewykorzystanie tego fragmentu jest konsekwencją wcześniejszych wyborów
i kształtowaniu się postaci Zdanoborskiego. Nie po raz pierwszy rezygnuje pisarz
z podkreślania, że to z powodu relacji z Marysią Aleksy wyruszył na wojnę
z poganami. O ile tęsknota za ukochaną, nawet dla najznamienitszego rycerza
wydaje się naturalna (co potwierdzone zostało w Trylogii), o tyle stawianie życia
prywatnego ponad państwowym już nie. Dlatego klamra spinająca tekst – chęć
zdobycia sławy wojennej i fortuny, aby być godnym ręki Marysi oraz wykupienie Zdanoborskiego z niewoli przez Marysię właśnie – jest utrzymana, ale
Sienkiewicz nie uwypukla tych zdarzeń i motywacji, umniejszając je poprzez
wydarzenia i postawę Zdanoborskiego w niewoli.
Te podstawowe obserwacje fragmentu rękopisu pozwalają na sformułowanie
kilku wniosków. Przede wszystkim w tym urywku zmiany widać jasno i wyraźnie, choć zachowana wersja na pewno nie stanowi ostatecznego zapisu. Właściwie nie pojawiają się trudności z rekonstruowaniem, co Sienkiewicz napisał najpierw, a co później, które fragmenty ostatecznie planował umieścić w druku – ale
do takich wniosków można dojść jedynie dzięki porównaniu rękopisu i druku,
w samym rękopisie nie zawarł autor Trylogii ostatecznych wskazówek. Na podstawie tego samego porównania można także stwierdzić, że zmiany i praca nad
tekstem są konsekwencją świadomego patrzenia na utwór literacki: jego zadania,
chronologię wydarzeń, a także pisania z pełną świadomością obowiązującego
w tego typu tekstach stylu i formy. Wersja rękopiśmienna rozpoczyna też to, co
pierwodruk systematyzuje i uwypukla – świadome budowanie opozycji między
pogaństwem a chrześcijaństwem. Zarysowane tutaj problemy i sposoby patrzenia na zachowany rękopis właściwie rozpoczynają stawianie pytań o kolejność
zmian i rekonstrukcję toku myślowego pisarza.
Agnieszka Kuniczuk-Trzcinowicz
FOOTPRINT – THOUGHT PRINT: TEXTUAL VARIANTS IN THE MANUSCRIPT
OF HENRYK SIENKIEWICZ’S TATAR CAPTIVITY
Summary
Henryk Sienkiewicz’s Tatar Captivity (1880) survives in a single manuscript notebook with
numerous traces of the writer’s revisions and corrections. This study is an attempt at reconstructing
the stages of writing some selected passages of this short story by comparing the text of the roughcopy with that of the printed version. Special attention is paid to lines and words that are crossed out
and to their replacements. The analysis is based on the premise that concentration on small portions
of the text can offer a better understanding of the writer’s technique. An extension of this kind textual
analysis to other parts of the text may well bring even more insights into Sienkiewicz’s fiction writing.
RUCH LITERACKI
R. LVI, 2015, Z. 4 (331)
PL ISSN 0035-9602
STIMMUNG I NARRACJA
W POWIEŚCIACH WACŁAWA BERENTA.
MIĘDZY SŁOWEM A CIAŁEM
MAGDALENA POPIEL*
1. LEKTUROWE POWROTY
Okazjonalne powroty do pisarzy, od których odeszło się jakiś czas temu,
bywają frapującą przygodą. Niekiedy jest ona radością z odkrywania pozornie
tylko znanego lądu, ale zdarza się, że ponownemu spotkaniu towarzyszy obojętność czy nawet rozczarowanie. Żadna z tych biegunowych możliwości nie
przydarzyła mi się tym razem. Wydaje się, że intensywna i różnorodna lektura
twórczości Wacława Berenta, jaka rozpoczęła się w latach 60. i trwała przez
co najmniej dwie dekady, przyniosła tak wszechstronny, wnikliwy obraz jego
dzieła, że nie sposób wnieść do niego coś zasadniczo nowego. Berent jest w tej
szczęśliwej sytuacji, że jego stosunkowo niewielka objętościowo twórczość
doczekała się solidnych warsztatowo edycji, a ilość znakomitych interpretacji
jest wręcz imponująca. Dysertacje pochodzące z okresu szczytowej popularności
Berenta wśród historyków literatury, zazwyczaj korzystające z instrumentarium
strukturalizmu, nic nie straciły ze swej rzetelności i błyskotliwości. Można by
przypuszczać, że twórczość tak wyrafinowana stylistycznie i głęboko zanurzona
w materii języka, znalazła w tym nurcie metodologicznym najbardziej odpowiednie narzędzia analizy i egzegezy.
Od czasu, gdy berentologia przeżywała swój złoty okres, teren literaturoznawstwa zapełnił się licznymi, mniej lub bardziej radykalnymi, teoriami.
O możliwych kierunkach badań, jakie rysują się przed specjalistami od Młodej
Polski, wspominał Ryszard Nycz w swojej ostatniej książce Poetyka doświadczenia. Teoria – nowoczesność – literatura na marginesie rozważań o perspektywach
historii literatury. Wskazał on na kryzys dwóch podstawowych modeli uprawiania tej dyscypliny: zakwestionowaniu ulega zarówno przekonanie o naukowej
obiektywności sądów historyka literatury („naiwny realizm”), jak i podstawowe
założenia konstruktywizmu. Autor Języka modernizmu proponuje wyjście poza
ten binarny układ perspektyw metodologicznych w kierunku „doświadczenio* Magdalena Popiel – prof. dr hab., Wydział Polonistyki UJ.
390
Magdalena Popiel
wego wymiaru poznawania przeszłej rzeczywistości”1 i przykładowo odwołuje
się do sytuacji literatury przełomu XIX i XX wieku. Obok znanych konceptualizacji tego okresu często wpisanych w jego nazwy (neoromantyzm, modernizm, Młoda Polska, dekadentyzm, secesja itd.) wymienia nowe propozycje
formułowane przez przedstawicieli krytyki postkolonialnej, gender study, nurty
koncentrujące się na wielokulturowości czy procesach modernizacyjno-cywilizacyjnych. Efektem wprowadzenia tych teorii do badań historycznoliterackich
byłoby, jego zdaniem, stworzenie wielu kanonów (dzieł, autorów, kryteriów opisujących i wartościujących), a zatem zaproponowanie nowej listy problemów
i ujawnienie, odmiennego od tradycyjnego (tzn. ugruntowanego w badaniach
dwudziestowiecznych) porządku i sensu literackich zjawisk.
2. W STRONĘ TEORII AFEKTYWNYCH
Obok tych najbardziej znanych, wymienionych przez Nycza, perspektyw
studiów kulturowych, rysują się także inne propozycje, których aplikacja sprzyjałaby dostrzeżeniu w Młodej Polsce nowego układu dzieł, porządków ideowych
i artystycznych. Rodzą się one niekiedy w wyniku reinterpretacji pojęć szczególnie bliskich estetyce przełomu XIX i XX wieku. Należy do nich np. kategoria
empatii funkcjonująca na gruncie młodopolskiej krytyki literackiej, a doskonale
opisana przez Michała Głowińskiego2. W polskim literaturoznawstwie powróciła m.in. w analizie prozy przełomu XX i XXI w. w książce Anny Łebkowskiej
korzystającej z teorii takich badaczek jak Dorrit Cohn czy Susan Keen3. Ostatnio
pojawił się projekt reaktywowania innego terminu zapożyczonego z XIX-wiecznej estetyki – Stimmung – i na nim właśnie chciałabym się zatrzymać.
Hans Ulrich Gumbrecht w swojej książce Stimmungen lesen. Über eine verdeckte Wirklichkeit der Literatur z 2011 roku przedstawił koncepcję literaturoznawstwa, która, podobnie jak w dyskursie Nycza, ma stać się próbą wyjścia
z paraliżującego metodologicznego klinczu. Tutaj dominującymi tendencjami
tworzącymi biegunowy układ sił są z jednej strony dekonstrukcja, a z drugiej
badania kulturowe. Autor uważa, że kluczem lekturowym powinien być właśnie
stimmung i należy zachęcać historyków literatury do czytania „ze względu na
nastrój”. Interesująca jest przy tym argumentacja jaką się posługuje; wyjaśnia, iż
„dużej części nieprofesjonalnych czytelników literatury chodzi w lekturze właśnie przede wszystkim o nastrój, nawet jeśli niekoniecznie są tego świadomi (bo
1
R. N y c z, Poetyka doświadczenia. Teoria – nowoczesność – literatura, IBL PAN, Warszawa
2012, s. 167.
2
M. G ł o w i ń s k i, Ekspresja i empatia. Studia o młodopolskiej krytyce literackiej, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1997.
3
A. Ł e b k o w s k a, Empatia. O literackich narracjach przełomu XX i XXI wieku, Kraków 2008.
„Stimmung” i narracja w powieściach Wacława Berenta
391
też wcale nie muszą być)”4. Przekonuje, że „koncentracja na nastrojach mogłaby
pozwolić dzisiejszemu literaturoznawstwu na odzyskanie niemal zupełnie utraconej świeżości i bezpośredniości w obcowaniu z tekstem” [s. 163].
Niewątpliwie trudne do precyzyjnej konceptualizacji przesłanie Gumbrechta
ma intuicyjnie rozpoznawalny cel. Nastrojowość stając się pojęciem uniwersalnym – „można pytać o nastrój każdej sytuacji, każdego dzieła i każdego
tekstu” [s. 161] – sprzyja intensyfikacji przeżywania odmienności historycznej
i kulturowej każdego przedmiotu przeszłości. A zatem efektem takiej ontologii
literatury opartej na nastroju byłaby szczególna kontaminacja doświadczenia
historycznego i estetycznego.
Czytanie nastrojów, ich odkrywanie, odczuwanie, ogarnianie powinno odbywać się trybem przyzwalającym na odbieganie od standardów dyskursu naukowego. Czytający może pozwolić sobie na „poddanie się irytacji lub fascynacji
pojedynczym słowem albo detalem, fragmentem tonu albo rytmu” [s. 168]. Właściwą formą meandrycznego podążania za „prawdą” nastroju, a niekoniecznie
zmierzającego do pieczołowitej rekonstrukcji znaczeń, okazuje się esej.
Czym jest Stimmung? Warto zwrócić uwagę na trzy aspekty tego terminu.
Pierwszy aspekt wypływa z etymologii niemieckiego Stimmung przywołującego
zarówno „głos” jak i „strojenie instrumentu”, i polskiego „nastroju”, w którym
słychać pokrewieństwo z tym drugim znaczeniem. Gumbrecht próbując wyjaśnić
znaczenia, jakie przypisuje pojęciu stimmung, przywołuje muzykę i pogodę, traktując je jako metafory tonu, atmosfery, nastroju, tworzące zarazem kręgi znaczeń
wyjątkowego oddziaływania na zmysły człowieka. Czytanie literatury poprzez
nastrój oznacza szczególną wrażliwość odbiorcy na te aspekty, które uaktywniają
jego doznania cielesne; muzyka jak i pogoda czynią z podmiotu czuły instrument
przeżyć. I chociaż ciało jest tu niezbędnym medium komunikacji, Gumbrechta
interesują doznania nie tylko czysto sensualne, ale też psychiczne [s. 154–155].
Słuch, podobnie jak dotyk, ujawnia zarówno zmysłowy, jak i wewnętrzny wymiar;
za Toni Morrison powtarza on formułę „bycia dotkniętym jakby od środka”.
Drugi aspekt związany jest z historyczną zmiennością pojęcia; ta kluczowa
kategoria estetyki przechodziła różne fazy, ale najistotniejsza przemiana nastąpiła w modernizmie. Podważono wówczas czy wręcz zanegowano podstawową
regułę budowania pojęcia nastroju na jedności i harmonii. Zapowiedzi zerwania
słychać wyraźnie już u Fryderyka Nietzschego. Takie świadectwa jak traktat
Leo Spitzera Klasyczna i chrześcijańska idea harmonii świata (z lat 1944/45)
czy notatki Gotfrieda Benna przekonują o ostatecznym rozdzieleniu pojęć
nastroju i harmonii (pośrednictwa/korespondencji). Trzeba zauważyć, że Gumbrecht mocno akcentuje nostalgiczny charakter modernistycznych nastrojów,
4
H. U. G u m b r e c h t, Czytanie nastrojów. Jak można pomyśleć dziś rzeczywistość literatury
[w:] Teoria, literatura, życie. Praktykowanie teorii w humanistyce współczesnej, red. A. Legeżyńska, R. Nycz, IBL PAN, Warszawa 2012, s. 153.
392
Magdalena Popiel
co skłania do szukania paralel między jego teorią a Lyotardowską koncepcją
wzniosłości5.
Trzeci aspekt terminu Stimmung odsyła do podmiotowości sztuki. W tej propozycji czytania nastrojów pojęcie podmiotowości staje się wektorem kierującym uwagę w stronę pełni doświadczenia bezpośredniego.
Przypomnijmy, że w Młodej Polsce rolę nietzscheańskiej tradycji nastrojowości podkreślał Ignacy Matuszewski, posługując się tym pojęciem jako
pomostem łączącym twórczość Słowackiego z nową sztuką. Matuszewski definiuje nastrojowość za Słownikiem wileńskim jako „usposobienie duszy, stan
wewnętrzny uczuć i myśli”6. Na takim rozumieniu buduje swoje opozycje sztuki
przedmiotowej i podmiotowej, muzyczno-lirycznej i plastyczno-epickiej, które
nowa sztuka przekracza w dążeniu do syntezy dzieła totalnego. A zatem podmiotowość, poprzez którą wyjaśnia pojęcie nastrojowości, jest rozumiana jako
l`etat d`ame, stan duszy, której odtwarzanie (dopowie to wyraźnie Przybyszewski) jest celem nowej sztuki. Ważnym komponentem tak rozumianej nastrojowości jest problematyka dążenia do „pełni człowieka”7. W refleksji estetycznej
takiej eksplikacji pojęcia stimmung patronują zarówno artystyczne reprezentacje
zwielokrotnionego „ja” (od Novalisa po Baudelaire`a i jego kontynuatorów), jak
i wagnerowska idea Gesamtkunstwerk.
3. NASTROJOWOŚĆ I NARRACYJNOŚĆ
Proza Berenta, jak pokazały liczne studia, jest ciekawym materiałem do
analiz „nastroju” wpisanego w warstwę muzyczną utworu. Kształt eufoniczny
i prozodyczny w dużej mierze konstytuował jej wartość artystyczną. Oprócz
różnorodnych zabiegów stylizacyjnych Berent wprowadza do swych utworów
jeszcze inne środki kreujące stimmungowy wymiar. Wszystkie powieści, a przede
wszystkim Próchno i Ozimina są tekstami, w których dominują słowa wypowiadane przez bohaterów, a to w jaki sposób, w jakich okolicznościach i do kogo
są one kierowane jest równie ważne jak to, o czym mówią. Ta szczególna intensywność kontekstualizacji stała się znaczącym rysem poetyki utworów Berenta.
Nie chodzi tu tylko o relacje międzysłowne (słowo wobec słowa, słowo przeciw
5
W dwudziestowiecznej historii nastroju istotne miejsce zajmuje ujęcie Heideggera przedstawione w Sein und Zeit. Por. B. P e r e i r a, Stimmung bei Heidegger. Das Phaenomen der Stimmung
im Kontext von Heideggers Existenanalyse des Daseins, Amsterdam 2002.
6
I. M a t u s z e w s k i, Słowacki i nowa sztuka (modernizm). Twórczość Słowackiego w świetle
poglądów estetyki nowoczesnej, oprac. S. Sandler, PIW, Warszawa1965, s. 121.
7
Matuszewski pisał; „bez nici logicznej, wiążącej rozproszone momenty nastrojowe w jedną
całość, rozbije się ona na szereg atomów, na luźny zbiór pojedynczych i samodzielnych utworów,
które nie dadzą pełnej i skończonej syntezy ducha artysty – co przecież stanowi cel sztuki nowoczesnej” – i powoływał się na formułę Charlesa Morice`a „sugerować całego człowieka poprzez całą
sztukę” zaczerpniętą z Litterature de tout a l`heure (1889), op. cit., s. 154.
„Stimmung” i narracja w powieściach Wacława Berenta
393
słowu czy słowo w słowie) kształtowane w ramach mniej lub bardziej tradycyjnych technik intertekstualnych czy ram dialogowo-monologowych. Istotne
dla Berenta jest to wszystko, co staje się aurą wypowiadanego słowa a płynie
z cielesnego wymiaru wszelkiej sytuacji komunikacyjnej. Przedstawia on ciało
jako instrument grający wszystkimi możliwymi tonami głosu, gestu, spojrzenia,
zachowania. Świadomość ciała podobnie jak świadomość słowa są udziałem
samych bohaterów. Nieprzypadkowo Berent zaprasza często do świata swoich
powieści artystów, inteligentów lub przynajmniej „nadwrażliwców” szczególnie
wyczulonych na formy artykulacji i gry interpersonalne.
Cztery powieści Berenta tworzą konstelację, której niepowtarzalność opiera
się w dużej mierze na zasadniczej odmienności nastroju każdej z nich. Ograniczę
się tutaj do kilku spostrzeżeń dotyczących dwóch z nich, Próchna i Oziminy,
w skromnym, ale znaczącym wymiarze incipitów powieściowych.
Od początku utworu Berent kreuje rzeczywistość, w której czytelnik podąża
za głosem postaci. Zagadnienie konstruowania bohatera literackiego w perspektywie stosowanych przez Berenta strategii narracyjnych i form stylistycznych
oraz sposobów reżyserowania rozmów i polemik, było wielokrotnie podejmowane. Warto może uzupełnić ten krąg problemowy o propozycję Mikie Bal, która
zachęcając do przesunięcia refleksji nad narratologią w stronę analizy kulturowej, sugerowała przeformułowanie pytań, jakie zazwyczaj stawia się tekstom
prozatorskim:
Pytać trzeba nie o to skąd pochodzą słowa i kto je wypowiada, ale o to, w co w tej grze fikcji
mamy wierzyć, co zobaczyć, co nienawidzić, kochać, podziwiać, z czym polemizować, czego się
lękać, a co czcić.8
Przyjrzyjmy się zatem sferze gry, jaka toczy się między słowem a ciałem
w dwóch incipitach powieściowych. Berent traktuje bohaterów jako instrumenty
służące do budowania określonego nastroju; stroi je, wypróbowując bogatą gamę
brzmienia. Wykorzystuje przy tym wszystkie możliwości, jakie daje człowiek
w swojej złożonej konstrukcji cielesnej, zmysłowej, emocjonalnej, intelektualnej
i duchowej, by wygrać na nim melodię, jaka mu jest potrzebna w kompozycji
utworu. Wśród bohaterów są tacy, którzy stanowią lepsze, bardziej plastyczne
i sugestywne tworzywo – to aktorzy, wyjątkowo świadomi swego ciała, gestu,
głosu, a także emocji własnych i widza. Pierwszym bohaterem, który wkracza na
powieściową scenę Próchna jest właśnie aktor.
Opowiadanie Borowskiego przekształca się w monodram odegrany przez
jednego aktora dla jednoosobowej widowni, na scenie, w jaką zamienia się
miejski cmentarz. Tę postać buduje Berent z płaczu i śmiechu, sarkazmu i ironii, rozpaczy i ekstazy, kłamstwa i wstydu, krzyku i milczenia. Repertuar emo8
M. B a l, Narratologia. Wprowadzenie do teorii narracji, tłumaczenie zbiorowe, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2012, s. 231.
394
Magdalena Popiel
cji i stanów duszy, skala odczuwania, różnorodność doświadczeń są ogromne.
Przytoczenia słów innych postaci, w które obfituje monolog Borowskiego stają
się materią gry aktorskiej i budują sekwencje mikroscenek. „Ogrywane” bywają
różne sytuacje: naśladowania, parodiowania syna przez ojca i ojca przez syna,
flirtu i uwodzenia, zakochania (w portrecie matki i kochanki) itd. Każdy etap
życiowy bohatera, każda przemiana mentalna przynosi nowy obraz ciała; oczy,
czoło, głos i cała postać opowiadają historię jego życia. We wstępie do drugiego
wydania rozprawy Śmiech i płacz. Badania nad granicami ludzkiego zachowania
Helmuth Plessner przekonywał, iż:
T y l k o z a c h o w a n i e o b j a ś n i a c i a ł o, tylko zarezerwowane dla człowieka – zgodnie z jego wyobrażeniem i projektem – sposoby zachowania, mówienia, działania, przybierania
postaw, śmiech i płacz czynią zrozumiałym ludzkie ciało, uzupełniają jego anatomię.9
Berent skupia się właśnie na opisie zachowania bohatera, nie ucieka w stronę
pojęciowego nazywania nastrojów czy emocjonalnej retoryki, jak to na przykład
bywa u Przybyszewskiego. Jego kreacje bohaterów są mocno osadzone na dwóch
fundamentach warsztatu pisarskiego: oryginalności stylu oraz kompetencji
antropologicznej, czyli wnikliwej i wszechstronnej wiedzy o człowieku. Dzięki
temu unika typowych młodopolskich grzechów: płytkiej ekspresji zawieszonej
na poziomie abstrakcji i w efekcie odcieleśnionego języka ciała, zmysłowości
pozbawionej zmysłów, obciążonej często manierycznością i banałem.
Tę przestrzeń gry jaka toczy się między słowem a ciałem można opisać na
różne sposoby, na przykład podążając w kierunku od słowa do ciała i przeciwnie
od ciała do słowa. Kierunek pierwszy oznacza badanie ciała stematyzowanego,
opisywanego, wyobrażonego. W prozie Berenta, jak wiadomo, szczególnej wagi
nabiera problem metaforyzacji dyskursu kreującego postać (np. dezintegracja,
reifikacja, animalizacja a także substancjalizacja cech wewnętrznych często prowadząca do psychomachii). Obraz bohatera konstytuuje się w zdaniach prostych,
niekiedy lakonicznych a także tych, które posługując się metaforą, intensyfikują
skalę życiowych doświadczeń. Metaforyka jest środkiem amplifikacji różnorodności, podkreśla rozpiętość gamy nastrojów, jakie składają się na niepowtarzalny
portret bohatera.
Przypomnę w tym miejscu konkluzję analizy stylistycznej i interpretacji
powieści Berenta, jaką postawili Maria Podraza-Kwiatkowska i Jerzy Kwiatkowski, autorzy prekursorskiego, cennego dla problematyki słowa i ciała, tekstu:
Efekt jaki postaci te czy obrazy wywołują, jest bodaj nie do osiągnięcia odmiennymi od analizowanych tu środkami. Środki te łączą bowiem w s o b i e e k s p r e s j ę m e t a f o r y c z n ą z r z a d k i m d a r e m d o c i e k l i w e j, m a n i a c k i e j w s w e j d o c i e k l i w o ś c i o b s e r w a c j i, z a b s o l u t n y m s ł u c h e m w r a ż l i w o ś c i z m y s ł o w e j [podkreślenie moje], którą obserwowaliśmy
H. P l e s s n e r, Śmiech i płacz. Badania nad granicami ludzkiego zachowania, przełożyli
i opracowali A. Zwolińska, Z. Nerczuk, posłowie A. Zwolińska, Wyd. Antyk, Kęty 2004, s. 6–7.
9
„Stimmung” i narracja w powieściach Wacława Berenta
395
tu na przykładzie jednym z najtrudniejszych: wrażliwości mechanicznej wewnętrznej (tzw. proprioceptywnej). Metaforyka służy tu nie zadziwieniu wyobraźni, jak to się dzieje i dziać powinno
w poezji, lecz pełni funkcję najtrafniejszego oddania i spotęgowania wrażenia wywołanego przez
poznawalną zmysłami rzeczywistość. W tym sensie można mówić o impresjonistycznej technice
tych ekspresjonistów [Maguszewskiego, Berenta i Kadena].10
Podążanie drogą od ciała do słowa (przede wszystkim w sensie głosu bohatera) doprowadzi do wniosku, iż w powieściach, które Stanisław Brzozowski
określał „koliskiem monologów”, rytm wypowiedzi postaci spleciony jest z cielesno-zmysłowym wymiarem egzystencji. Co w tej dwukierunkowej analizie
którą tutaj tylko sygnalizuję, wydaje się szczególnie istotne? Obraz człowieka,
jaki kreuje Berent opiera się na synekdochicznej jedności. Całość jest możliwa
do uchwycenia tylko w mikroświecie części. Nie ma nic takiego w duszy, co
nie poruszyłoby ciała, a ciało staje się najczulszym instrumentem przenoszącym
każdy ton z wnętrza na zewnątrz. Może to być gest, wyraz twarzy, spojrzenie („tę
całą duszę człowieka wypowiada się, tuląc cztery palce dłoni i puszczając jakiś
mały, przelotny promyk po twarzy”11). Czytanie twarzy partnera zastępuje dialog
głosów („wielką, nagą i jak płótno na wietrze ruchliwą [twarz], ułożył w jakiś
grymas powagi, który mi się nie podobał. Pod tym grymasem czaiła się ironia”
– s. 10). Ta całość często bywa dysharmonijna: gest może oderwać się od ciała,
ciało może być bardziej szczere niż słowo.
Próchno jest powieścią gestu; jako gest ciała ma podwójną moc: po pierwsze
siłę ekspresji, ale także, jak u aktora ograniczonego wymogami sceny i konwencji, siłę samodyscypliny. Gest odsyłając do czegoś poza sobą, jest zawsze niepełny, okaleczony i w tym, jak trafnie diagnozował Irzykowski, stanowi cenną
manifestację osobowości12. Każdy z bohaterów Próchna jest aktorem posiadającym swojego widza, jego słowo musi być skierowane do kogoś. Kolejne części
powieści przedstawiają pary z wyraźnym wskazaniem na aktora i widza. Berent
wchodzi w rolę reżysera Teatru Intymnego.
10
M. P o d r a z a - K w i a t k o w s k a, Jerzy K w i a t k o w s k i, Magnuszewski – Berent – Kaden.
Próba analizy nurtu stylistycznego [w:] M. P o d r a z a - K w i a t k o w s k a, Labirynt – kładki –drogowskazy. Szkice o literaturze od Wyspiańskiego do Gombrowicza, Universitas, Kraków 2011, s. 272).
11
W. B e r e n t, Próchno, oprac. J. Paszek, BN SI 234, Ossolineum, Wrocław 1979, s. 18.
12
Karol Irzykowski w Prolegomenie do charakterologii przeprowadzał typologię bohaterów
literackich, pisząc o człowieku-problemie, człowieku-geście i człowieku-charakterze i próbował wywodzić z tego projekt historii literatury: „Cały rozwój literatury można badać pod tym kątem widzenia: w jaki sposób gromadził się w literaturze repertuar pięknych, mądrych, trafnych lub w ogóle
oryginalnych zachowań się człowieka, ile nowych i jakich gestów wydobyto, ile nowych i jakich
sytuacji zaaranżowano lub spostrzeżono – i można by przy tym często miarkować, jak długo ludzkość
jedną taką sytuację, jeden taki gest w literaturze przeżuwa, tworząc setki duplikatów” (Prolegomena
do charakterologii [w:] t e g o ż, Czyn i słowo, wstęp A. Lam, Wydawnictwo Literackie, Kraków
1980, s. 669). Gestowi śmiechu w literaturze Młodej Polski poświęcił znakomite studium R. N y c z
(Język modernizmu, Wrocław 1997).
396
Magdalena Popiel
W Oziminie sytuacja ulega zmianie – sygnalizują ją doskonale pierwsze
akapity utworu. Gra pomiędzy słowem i ciałem koncentruje się na spojrzeniu,
procesie patrzenia i błyskach postrzeżenia. Początkowo świat oglądamy oczami
jednego z bohaterów i wydaje się, że to wskazanie na dominujący punkt widzenia powtórzy sytuację z Próchna. Jednak gwałtowne przecięcie tak budowanej
perspektywy, czyli zderzenie jej ze spojrzeniem Niny, jest szokiem dla bohatera
i czytelnika. W tym samym czasie, gdy oglądamy, jesteśmy oglądani, świadomość bycia podmiotem i przedmiotem poznania determinuje w Oziminie sferę gry
między słowem a ciałem. W tym teatrze wszyscy jesteśmy aktorami i widzami
równocześnie.
Berent był mistrzem konstruowania tego, co Georg Simmel nazywał dwuosobową społecznością. Ten wnikliwy socjolog nowoczesności apelował, by stała
się ona przedmiotem zainteresowania nauki:
Socjologia […] musi kierować się na te subtelniejsze, bardziej ulotne, ale tysiącami splotów
określające nasze życie układy, jakie tworzą się od osoby do osoby, więzi często zrywane, następnie
nawiązywane, to znów inaczej biegnące, dzięki którym w końcu nasza wewnętrzna żywotność
i trwałość naszego istnienia wiąże się z innym.13
I dodawał, że to one tworzą bazę i przestrzeń intymności, jaką każdy z nas
wokół siebie stwarza. W powieściach Berenta do tego, co publiczne dochodzimy poprzez to, co prywatne, intymne. Przy czym gra między Ja i Ty toczy się
często w obliczu granicznych sytuacji egzystencjalnych i przybiera w tych
powieściach charakter misterium. Teatralność takiego ujęcia nie tylko zmierzała do intensyfikacji, ale także do uniezwyklenia, tajemniczości, magii.
Proponowane spojrzenie na twórczość autora Próchna modyfikuje konteksty
i tworzy nowe konstelacje dzieł i kategorii estetycznych, w których można ją
odczytywać.
Lekturze nastrojów w powieściach Berenta towarzyszyłaby nie tyle pamięć
na przykład o „nastrojowych romansach” Żeromskiego (określenie Matuszewskiego), ile o twórczości poetyckiej i dramatycznej Leśmiana, prozie Schulza
oraz dziełach Strindberga, Ibsena, Czechowa czy Dostojewskiego. To w nich
wszyscy jesteśmy aktorami nowego Teatru Intymnego. Idea człowieka jako
aktora, którą Berent mógł zaczerpnąć z pism Nietzschego nie oznacza tylko,
jak u autora Woli mocy, człowieka przedmiotowego, sprowadzonego do działań
reaktywnych i skłonności nihilistycznych. Jest w niej także wnikliwa obserwacja
człowieka nowoczesnego, zamkniętego w mikrorelacjach, wykluczonego z rozległych pejzaży niegdyś otwartego, gościnnego i oswojonego świata.
13
G. S i m m e l, Dwuosobowa społeczność [w:] t e g o ż, Filozofia kultury, przekład W. Kunicki, Wydawnictwo UJ, Kraków 2007, s. 119.
„Stimmung” i narracja w powieściach Wacława Berenta
397
Magdalena Popiel
STIMMUNG AND NARRATION IN WACŁAW BERENT’S NOVELS:
BETWEEN WORD AND FLESH
Summary
This analysis takes the more recent interpretations of the 19th-century category of Stimmung
(primarily H. U. Gumbrecht) to see whether they can be applied to Polish Modernist prose. Most
interesting from this perspective is the relationship between the body and the word in the world
of the characters of Wacław Berent’s novels. An analysis of the openings lines of Rotten Wood
and Snowy Crop reveals a new horizon of contextualization, the key to which can be found in the
micro relations of the contemporary Intimate Theatre (whose main representatives were August
Strindberg, Anton Chekhov, Bolesław Leśmian and Bruno Schulz).
RUCH LITERACKI
R. LVI, 2015, Z. 4 (331)
PL ISSN 0035-9602
CAŁOŚĆ U GOMBROWICZA
EDWARD FIAŁA*
Gdybym mógł przez sekundę bodaj sprostać
całości. Ciągle żyć tylko fragmentami – ułamkami?
Skupiać się zawsze na jednej rzeczy, aby
wymknęły się wszystkie pozostałe?1
Gombrowicza interesuje przede wszystkim intuicja czy wizja całości, której
bynajmniej nie chce rozumieć systemowo. Jeśli zatem intuicja bądź wizja całości, to jaka? Otóż wydaje się, że pisarz walczy z całością, a dokładniej mówiąc
– o całość – na trzech poziomach refleksji. Pierwszy poziom to dramat ludzkiego poznania, drugi wyraża zderzenia z nieskończonością istnienia, a trzeci –
z enigmą osobowego „ja”. Chodzi więc o wizję epistemologiczną, ontologiczną
i psychologiczną. Poszczególne całości wyłaniające się w tych kolejnych rejestrach nie są pozbawione u Gombrowicza rysu tragicznego.
1. CAŁOŚĆ SKŁAMANA
Całość poznawcza czy całość percepcyjna, która powstaje w wyniku naszego
kontaktu ze światem nigdy nie jest kompletna. Problem ten postawił pisarz
expressis verbis już w Ferdydurke, prezentując tzw. filozofię cząstki. Głosiła ona,
że człowiek jest ontycznie skazany na poznanie cząstkowe, które on machinalnie
ekstrapoluje, popadając ustawicznie – świadomie lub nieświadomie – w błędne
uogólnienia. Tę naturalną skłonność ludzkiego umysłu wyraża pisarz tak drastycznymi idiomami, jak na przykład „imperializm cząstki” bądź „wampir intelektu”, a nawet „szatan ładu”. O co więc chodzi? Otóż okazuje się, że ta cząstka
poznawcza, do której mamy naturalny dostęp, odruchowo przeradza się pod
patronatem uogólniającego rozumu – w nieuprawnioną całość. Autor pisze o tym
najpełniej w Rozmowach z Dominikiem do Roux, gdzie dowodzi, że:
* Edward Fiała – prof. dr hab., prof. KUL.
1
W. G o m b r o w i c z, Dzieła, t. I–XV, Kraków 1986–1997, dalej w tekście stosuję skrót
umieszczony po cytacie: [Dz, nr tomu i strony].
400
Edward Fiała
Człowiek w najgłębszej swojej istocie ma coś, co chętnie nazwałbym „imperatywem
formy” […]. Na przykład wrodzona nam konieczność „zaokrąglania kształtu”. Wszelki kształt
napoczęty domaga się uzupełnienia, gdy powiem a coś mnie zmusza do powiedzenia b i tak
dalej. [Dz IV, 64]
Jeśli tak jest, to należałoby uznać, że nasze poznanie pozostaje w stałym cieniu skłamanej całości, która wynika właśnie z tego wewnętrznego „imperatywu
formy”, objawiającego się zazwyczaj nieświadomym „zaokrąglaniem kształtu”.
Słowem, „cząstka” staje się niepostrzeżenie imperialną całością, czego dokonuje
spontanicznie „wampir intelektu”, poddając nas iluzji łatwego uogólnienia, systemu czy ładu, który w optyce pisarza jest tylko „szatanem ładu”.
Ta konieczność zaokrąglania – kontynuuje Gombrowicz – dopowiadania w myśl jakiejś logiki
immanentnej kształtu, gra bardzo wielką rolę w moich utworach. [Dz IV, 64]
Nietrudno tutaj o egzemplifikację. Autor podaje przykłady z Ferdydurke
o pojedynku profesora wyższej Syntezy z profesorem wyższej Analizy, gdzie
„demon symetrii”, co należałoby właśnie nazwać demonem całości, doprowadza
do makabreski, w której tracą życie i żona Syntetyka, i kochanka Analityka.
Jeszcze subtelniej rzecz zarysowuje się w Kosmosie. Oddajmy głos Gombrowiczowi, który przedstawia problem po mistrzowsku:
W Kosmosie akcja polega na tym, że insynuują się pewne kształty z początku embrionalne,
stopniowo coraz wyraźniejsze… na przykład idea wieszania… mój bohater jest na ich tropie, już,
już, wydaje mu się, że coś wyłoni się określonego, że rebus będzie odczytany… boi się, ale pragnie… i za każdym razem kształt zapada się w chaos. [Dz IV, 64]
Czyli cząstka in statu nascendi całości, która jednak się nie wyłania. Cząstka
pozostaje cząstką, żeby następnie ulec dezintegracji. Molekuły sensu poznawczego nie krystalizują się w wyraźny kształt całości. To jakby poziom inkubacji
formy będącej tym kształtem – przeczuwanym, ale nienazwanym, nieodczytanym. Lektura Kosmosu dobrze uświadamia całą maestrię tego przed-formalnego procesu rodzenia się kształtu. Ale tenże bohater wyłamie się niebawem
z wewnętrznego tygla skojarzeń ku projekcji zdobytego sensu wieszania – na
zewnątrz.
Insynuacje wewnętrzne wywołane wróblem powieszonym na drucie,
patykiem powieszonym na nitce, coś jak strzałki na suficie, wskazujące kierunek… zdominują myślenie świadome protagonisty Kosmosu, które przerodzi się
w konkretne akty działania. Tak imperatyw formy przekształca się w imperatyw
czynu:
I to „coś” – eksplikuje pisarz – zasilone innymi przeżyciami mojego bohatera, jego fatalną
miłością do Leny, poczyna przybierać charakter coraz gwałtowniejszej insynuacji wieszania …
powieszenia… Leny?
Całość u Gombrowicza
401
I dalej:
W pewnym momencie mój bohater, jakby w niecierpliwości, spragniony dopowiedzenia szarady, do łańcucha wieszań dołącza jedno własne: wiesza na haku kota, którego zadusił. To akt
nielojalny i perwersyjny, bo stanowi przeskok ze świata wewnętrznego w zewnętrzny, to jakby
osaczanie samego siebie. Ale jest w tym jakaś głęboka konieczność duchowa. [Dz IV, 65]
Wydaje się, że w ten sposób bohater Kosmosu przekracza pogranicze cząstki
i całości, żeby zanurzyć się w swojej całości czynu – zabija ulubionego kota
Leny, ponieważ sama Lena okazuje się dla protagonisty niedostępna. Czyż nie
jest to „konieczność duchowa” zamknięcia całości, która wyłoniła się z zawikłanego procesu przeobrażenia cząstki?
Zresztą o tej podświadomej odysei ku całości mówi wprost Gombrowicz,
kiedy w trakcie tworzenia Kosmosu odnotowuje w drugim tomie Dziennika, że
ustala w powieści dwa punkty wyjściowe, dwie anomalie, czyli wróbla powieszonego i skojarzenie zdeformowanych ust Katasi z pięknymi ustami Leny.
W związku z tym pisarz stwierdza:
Te dwie zagadki zaczną domagać się sensu. Jedna przeniknie drugą, dążąc do całości. Rozpocznie się proces domysłów, skojarzeń, poszlak, coś pocznie się tworzyć, ale embrion raczej
potworny… i ta mroczna szarada, niepojęta, wzywać będzie swego rozwiązania… szukać wyjaśniającej, porządkującej idei… [Dz II, 203]
A zatem immanentna potrzeba sensu „dąży do całości”, na której horyzoncie
wyłania się porządkująca idea… Tak rzecz wygląda w perspektywie epistemologicznej, co ma notabene swoje przełożenie na płaszczyznę psychospołeczną,
gdzie c i e ń c a ł o ś c i nieodłącznie towarzyszy wszelkim relacjom międzyludzkim. I w tych interakcjach psychologicznych wyłania się agresywna całość,
którą autor nazwał – jak pamiętamy – „gębą”, budując wokół niej bogaty idiom
kulturowy, rozwijany przez frazy typu „robić komuś gębę”, „wlepić gębę”, a może
nawet kogoś „ugębić”? Cóż to znaczy, jeśli nie zdeformować bądź zdegradować
jednostkę na kanwie jej cząstki? Czyli żywa osobowość o wielu aspektach i rejestrach zostaje zredukowana do jednej swojej cechy, być może zresztą przypadkowej, ale nieproporcjonalnie wyolbrzymionej bądź wręcz zdemonizowanej. Stąd
nie przypadkiem jeden z badaczy nazywa część nawet „»aprioryczną« aporią
całości Gombrowiczowskiego dzieła”2.
2
A. P o p r a w a, Czy istnieje dzieło (według) Gombrowicza? [w:] Witold Gombrowicz nasz
współczesny, red. J. Jarzębski, Kraków 2010, s. 683.
402
Edward Fiała
2. CAŁOŚĆ POCHŁANIAJĄCA
Gombrowicz w egzystencjalnym „stanie zagrożenia”, samotny, nocą, w nadmorskiej hacjendzie w Mar del Plata pisze, co następuje:
Siedzę i „wybucham”, wybucha mój dramat, mój los, moje przeznaczenie, niejasność mojego
istnienia… wszystko to mnie osacza. Stopniowe oddalanie się moje od natury, a także od ludzi,
w ostatnich latach – proces narastającego wieku mojego – czyni te stany duchowe coraz groźniejszymi. Życie człowieka staje się, z wiekiem, stalową pułapką. [Dz I, 270]
Tak odsłania się pięćdziesięcioletni artysta w pierwszym tomie Dziennika,
który rozwija przerażającą metaforę „stalowej pułapki” w narastającej grozie
uchodzącego życia, gdzie nawet „przestrzeń… stała się więzieniem i chodzę po
brzegu jak ktoś przyparty do muru” [Dz I, 271]. Ten wątek niepokoju metafizycznego będzie wracał i przybierał na sile w różnych konfiguracjach. W drugim
tomie Dziennika Gombrowicz woła z głębi osobistego dramatu:
– Boże, wybaw od rzeki z zewnątrz opływającej i gorzej jeszcze, rzeki, która środkiem moim
pędzi – od wiru wewnętrznego – od rozproszenia mojego na tysiąc momentów! Od mgławicy
mojej! Tumanu mego! Od popłochu, którym jestem. [Dz II, 196]
Brzmi to jak modlitwa, w której autor wyznaje swoją nędzę egzystencjalną,
widząc siebie jako kłębek lęku – „popłochu”, zagubionego w wirach wewnętrznych i zewnętrznych. Jest więc na łasce jakiejś całości, nad którą nie panuje
i która go pochłania… Jest to całość groźnego kosmosu, a może właśnie chaosu,
podszytego szalonym ruchem, który nie znajduje nigdzie stałego źródła ani docelowego kierunku. I w tym żywiole rwącej rzeki na zewnątrz i – wewnątrz, przeżywa diarysta dezorientację i lęk – „mgławicy, tumanu i popłochu”, nie bez grozy
kosmicznej otchłani, wywołującej jakby krzyk stworzenia do swojego Stwórcy,
w stałym „błądzeniu na peryferiach w poszukiwaniu…” I dalej:
Ciągłe trudzenie się na pograniczu, żeby coś… Próba budowania…Próba (nieudana, jak
zawsze, jak wszystkie) wzniesienia tam, dalej, ołtarza jakiegokolwiek, z czegokolwiek, w byle
jakim miejscu… Ach, takie czepianie się byle czego! [Dz II, 196]
A zatem szukanie osi świata, ontycznego centrum – po prostu ołtarza, który
nie tylko posiada konotacje metafizyczne, lecz przede wszystkim ontologiczne.
To pragnienie ołtarza sensu, który by był ocaleniem od zawieruchy pochłaniającej
przepaści. Michał Paweł Markowski wyróżnił trzy światy Gombrowicza, pisząc:
Nie ma jednego „świata”, są natomiast trzy przestrzenie, obszary czy strefy […], w których
przychodzi istnieć ludziom i rzeczom: (1) świat naiwnych i niewinnych relacji, w których wszyscy
odnoszą się do siebie w dyskretny sposób, wedle przypisanych sobie ról […].
Całość u Gombrowicza
403
Dwa pozostałe światy konstytuują – jak można sądzić – rozważaną tutaj
„całość pochłaniającą”. Jest to właśnie kosmos, który w optyce Gombrowicza okazuje się światem demonicznym, i trzeci „świat niesamowity”. Badacz wyjaśnia:
(2) Kosmos, czyli świat wytrącony z siebie samego, ze zrozumiałości gwarantującej stabilność
poszczególnych ról […] pozbawiony możliwości nawiązania relacji i zawiązania religii – jest to
świat zamknięty, hermetyczny, wsobny, słowem, demoniczny […]3
I wreszcie świat trzeci, który autor Czarnego nurtu nazywa światem niesamowitym, gdyż jest światem zamętu i grozy:
To ten trzeci świat niesamowity, dwuznaczny, mętny, niezręczny, podszyty grozą i wstydem,
jest sceną, na której wystawieni zostają na próbę bohaterowie Gombrowicza ( i na której, co ważne,
sam Gombrowicz odgrywa swoje życie, co najlepiej pokazuje Ślub […]4
Markowski wysuwa tezę, że jest to świat „katastrofy ontologicznej”, przez
którego „dziury, szpary i pęknięcia wlewa się w świat czarny nurt bełkotu i głupoty”5, co notabene rozwija główną kategorię interpretacyjną książki krakowskiego
krytyka. Jednak metafora „czarnego nurtu”, mimo jej niewątpliwej trafności, jest
przez badacza nazbyt – jak sądzę – totalizowana, w czym można widzieć jeszcze
jedną konkretyzację „imperialnej cząstki”.
Wydaje się bowiem, że podskórny nurt wrażliwości i tęsknoty metafizycznej,
który oficjalnie uparcie dezawuował pisarz, jest u niego na tyle silny, iż domaga
się prawa do samodzielnego istnienia. I tutaj właśnie dostrzegamy o ż y w c z e
pęknięcia w wizerunku i autowizerunku Gombrowicza – ateisty – agnostyka,
którego zresztą sam pisarz kontestował jako nieznośny gorset dla swojego nieokiełznanego self-image, co wyraził już na kanwie pobytu w Mar del Plata, gdzie
spacerując brzegiem morza doświadczał, że „przestrzeń nawet stała się więzieniem i chodzę po brzegu jak ktoś przyparty do muru”:
Ta świadomość – że już się stałem. Już jestem. Witold Gombrowicz, te dwa słowa, które nosiłem na sobie, już dokonane. Jestem. Zanadto jestem. I choć mógłbym jeszcze popełnić coś nieprzewidzianego dla mnie samego, już mi się nie chce – nie mogę chcieć, bo zanadto jestem. [Dz I, 271]
Czyż nie jest to kontestacja siebie samego jako stylu, osobowości, światopoglądu? Słowem, bunt przeciw „stalowej pułapce” petryfikacji – przeciw de
facto „gębie” Gombrowicza, jaka została już ukuta przez samego pisarza i jego
krytyków. „Zanadto jestem” staje się w tej optyce twórczym sprzeciwem wobec
idiomu kulturowego pod nazwą Witold Gombrowicz. Jednocześnie pisarz wyraża
pragnienie przekroczenia tej oficjalnej „gęby”, która zaistniała w literaturze i kul3
4
5
M. P. M a r k o w s k i, Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura, Kraków 2004, s. 37.
Tamże, s. 37–38.
Tamże, s. 38.
404
Edward Fiała
turze, i zamknęła go w gotowym kształcie –„ już zrobionego, wykończonego,
określonego…” [Dz I, 271]. Ale zaraz dopowiada: „nie mogę chcieć, bo zanadto
jestem”.
Wydaje się, że tym samym powstaje tutaj konflikt dwóch całości – całości
Gombrowicza jako ustalonego idiomu kulturowego i c a ł o ś c i e g z y s t e n c j i pisarza, która rejestruje niepokoje metafizyczne, radykalnie wykraczające
poza jego oficjalny wizerunek. Czyżby Gombrowicz sprzyniewierzał się w tej
sytuacji swojej poetyce ustawicznej transformacji pod słynnym hasłem, że „artysta to forma w ruchu”?
Rzecz zdobywa jeszcze ostrzejszy kontur egzystencjalny w konfrontacji
pisarza z Simone Weil, kiedy pracuje nad recenzją jej książki Le pệsanteur et la
grace, zmagając się z postawą mistyczki wobec Boga i świata. Próbuje zrozumieć autorkę, ale przekracza to jego możliwości. W związku z tym stwierdza:
Egzystencja heroiczna, jak Simone Weil, wydaje mi się z innej planety. Jest to przeciwny
memu biegun: gdy ja cały jestem wiecznym uchylaniem się życiu, ona podejmuje je w pełni, elle
s’engage, jest antytezą mojej dezercji. [Dz I, 273]
Znamienne słowa, Simone Weil podejmuje wyzwania życia, tej całości pochłaniającej, podczas gdy Gombrowicz uchyla się tym wyzwaniom, co nazywa on
swoją „dezercją”, żeby zaraz dodać: „Simone Weil i ja to zaiste dwa najostrzejsze
kontrasty, jakie można sobie wyobrazić, dwie wykluczające się interpretacje, dwa
przeciwstawne systemy” [Dz I, 273]. Można zatem powiedzieć, że Simone Weil
próbuje sprostać całości, wobec której dezerteruje Gombrowicz. Jaka to całość?
Wydaje się, że mamy tutaj „całość pochłaniającą” o dwóch obliczach. Pierwsze stanowi otchłanną rzeczywistość kosmosu, a drugie – odsłania grozę eschatologiczną.
Otchłań kosmosu ewokuje już przywołana quasi-modlitwa Gombrowicza, ale ten
wątek wraca w twórczości pisarza jak refren, żeby w pełni wybuchnąć w ostatniej
jego powieści. Tętni nim także Dziennik. Oto na przykład moment kosmicznej epifanii w drugim tomie, kiedy Gombrowicz wraca nocą do domu w Buenos Aires:
[…] tajemnica moja w tym, że umieszczenie moje w rzeczywistości jest podwójne. Bo przecież idę po
ulicy Corrientes w Buenos Aires zjadłszy przed chwilą kolację w restauracji Sorrento. A jednocześnie
jestem tam, na pełnym, pełnym, pełnym i wzburzonym morzu! Miotany w przestrzeniach miotających…
I dalej:
Jestem na Corrientes a jednocześnie jestem w najczarniejszych międzygwiezdnych otchłaniach – sam w przestrzeni! Jestem po niezłej kolacji i jestem rzucony w nieskończoność, jak
krzyk… [Dz, 198]
Człowiek jako krzyk w nieskończonym wszechświecie, co dopowiada pisarz
w finale Kosmosu:
405
Całość u Gombrowicza
Uśmiechnąłem się przy księżycu na myśl łagodną o bezsilności umysłu wobec rzeczywistości
przerastającej, zatracającej, spowijającej… Nie ma kombinacji niemożliwej… Każda kombinacja
jest możliwa…6
Drugie oblicze „całości pochłaniającej” to groza eschatologiczna, która
nawiedza Gombrowicza i jego bohaterów w różnych sytuacjach. Zmaganie się
pisarza z myślą Simone Weil ujawnia tę grozę, a jednocześnie pokazuje, jak
Gombrowicz broni swojego oficjalnego wizerunku w kulturze, mimo że raz po
raz rejestruje w sobie intuicje metafizyczne, które otwierają go na świat Transcendencji. Nie podejmuje jednak tego tropu, który pozostaje stłumiony bądź
świadomie wypierany. I choć podskórnie istnieje w pisarstwie autora, to jednak
nie doczekał się krystalizacji intelektualnej na poziomie dyskursu kulturowego,
gdzie panuje Gombrowicz – ateista – agnostyk. Głosi on tutaj dystans i sceptycyzm do wszelkiej eschatologii i deklarację wycofania się z „ostateczności”, co
nie przeszkadza mu jednocześnie wyznawać stałego lęku przed diabłem:
Ja bardzo boję się diabła. Dziwne wyznanie na ustach niedowiarka. Od idei diabła nie jestem
w stanie się uwolnić… [Dz II, 193]
Reasumując, należy stwierdzić, że Simone Weil próbuje „sprostać całości”
o podwójnym obliczu, czyli otchłani kosmosu i grozy eschatologicznej, odkrywając Boga. Pisarz natomiast uchyla się tej ontologicznej konfrontacji, okazując się – jak sam mówi – dezerterem. Mamy więc kontrast między egzystencją
heroiczną francuskiej mistyczki a dezercją egzystencjalną Gombrowicza, jakkolwiek nie sposób mu odmówić wrażliwości metafizycznej, którą wyraża w całej
swej twórczości, ale zawsze jakby ukradkiem – na marginesie ustalonego idiomu
kulturowego pod jego nazwiskiem. Zakończmy ten wątek znamiennym cytatem
z drugiego tomu Dziennika:
Ach, znaleźć swoje granice! Ograniczyć się! Mieć Boga ograniczonego! Gorzko mi się to
pisze […] bo nie wierzę, aby kiedykolwiek dokonał się we mnie ten skok w ograniczenie. Kosmos
nadal mnie będzie pochłaniał. [Dz II, 95]
3. CAŁOŚĆ NIEOSIĄGALNA
Trzecia całość u Gombrowicza dotyczy enigmy realnego „ja”. Wiele razy
pisarz mówi o tym centrum osobowości z różnych punktów widzenia. Mówi
także o własnym „ja”, które zaczyna jego Dziennik, sygnując cztery kolejne dni
tygodnia. Czym zatem jest „ja”? Okazuje się, że jest to pytanie trudne, a nawet
karkołomne, na które Gombrowicz nie znajduje jasnej odpowiedzi. Jednakże
6
W. G o m b r o w i c z, Kosmos, Paryż 1965, s. 139–140.
406
Edward Fiała
czyni on to „ja” bastionem swojej twórczości, poddając je wielorakiemu potwierdzeniu na przekór – jak utrzymuje – wszelkim „tendencjom powojennym, które
wyklęły „ja” [Dz IV, 108].
Utwierdzić się w tym „ja” wbrew wszystkiemu, z maksimum bezczelności, z jakąś upartą
niedbałością, w sposób nie nadmierny, ale właśnie naturalny – to było, ujrzałem, powołanie mojego
Dziennika. [Dz IV, 109]
Próbując jakoś spojęciować kategorię „ja” w świecie Gombrowicza, należałoby stwierdzić, że mamy tutaj do czynienia z pewną całością intuicyjną, która
okazuje się spiritus movens całej twórczości pisarza. Jedna z badaczek mówi
w tym kontekście o „ja” jako „podmiotowości na skraju” u Gombrowicza, co
łączy z dyskursem Bachtina na ten temat:
Gombrowiczowskie rozumienie „ja” jako „podmiotowości na skraju” wymyka się pojęciu
ustalonego, samowystarczalnego podmiotu przez swoją otwartość i niezdeterminowanie. Odpowiada raczej Bachtinowskiemu ujęciu „ja” jako zjawiska granicznego, na styku różnych świadomości, które wyłaniają się dynamicznie jako produkt nieustannego dialogu z innymi i światem
zewnętrznym.7
Wydaje się, że jest to całość wielowymiarowa, którą trudno zidentyfikować,
chyba że na zasadzie paradoksu, co zresztą sam pisarz deklarował słowami:
Nie mogę być sobą, a jednak chcę być sobą i muszę być sobą – oto antynomia, z tych nie
dających się uładzić… i nie oczekujcie ode mnie lekarstw na nieuleczalne choroby. [Dz II, 9]
Niemniej przegląd różnych intuicji „ja” u Gombrowicza pozwala nam
nazwać przynajmniej trzy rejestry aksjologiczne, które stanowią macierzysty
kontekst myślowy tej kluczowej kategorii interpretacyjnej. Są to: ja-tajemnica,
ja-wolność, ja-kameleon. Ja-tajemnica posiada ostrze antyabstrakcyjne i antysystemowe, które wykazuje znamienną niepochwytność intelektualną. Oto wyznanie pisarza:
Przeraża mnie niewymownie i wypełnia rozpaczą, że ja siebie obnoszę po tylu miejscach,
jak coś bardziej jeszcze nieznanego, od wszystkich miejsc nieznanych. Żadne zwierzę, płaz,
skorupiak, żadne monstrum imaginacyjne, żadna galaktyka nie są mi tak niedostępne i obce, jak
ja… [Dz III, 108]
Ale ta nieznana magma wewnętrzna dopomina się przecież prawa obywatelstwa dla każdego podmiotu. Stąd Gombrowicz dochodzi do negatywnej definicji
swojego „ja”:
7
K. L u t s k y, Wiem, kim nie jestem. Problem granicznego „ja” w powieściach Gombrowicza
[w:] Witold Gombrowicz nasz współczesny…, s. 279.
Całość u Gombrowicza
407
Kim jestem naprawdę i w jakim stopniu w ogóle „jestem”? […] Nie zdobyłem się na nic
więcej, jak tylko na taką odpowiedź: nie wiem, jaki jestem naprawdę, ale cierpię, gdy mnie deformują. A więc wiem przynajmniej, kim nie jestem. Moje ja to tylko moja wola, by być sobą, nic
więcej. [Dz IV, 72]
Czyli utajony kształt mojego „ja” broni się przed deformacją bądź degradacją.
Jest to kształt, którego nie znam, ale wyraźnie odczuwam jako substancję mojej
tożsamości. W związku z tym Gombrowicz mówi w innym miejscu o „naszym
kształcie autentycznym”, który można by zapewne rozumieć jako kształt naszej
indywidualności:
[…] ja chcę być „ja”, to cały sekret osobowości, ta wola, ta żądza decyduje o naszym stosunku do
deformacji, sprawia, iż deformacja zaczyna boleć.
I dalej:
Choćby mnie siły zewnętrzne ugniatały, jak figurkę z wosku, pozostanę sobą póki będę nad
tym cierpiał, przeciw temu protestował. W proteście przeciw zniekształceniu zawiera się nasz
kształt autentyczny. [Dz II, 277]
A zatem bunt twórczy w imię całości nieosiągalnej, jaką jest głębokie „ja”
podmiotu – „ja” wymykające się definicji i jakiejkolwiek krystalizacji pojęciowej, „ja” jako „żywe srebro” naszego jestestwa. Można by więc powiedzieć, że
jest to „ja” dynamiczne o wyraźnym wektorze aksjologicznym, który ewokuje
intuicję osoby:
[…] chcę być sobą, tak, choć wiem, że nie ma nic bardziej zwodniczego niż to „ja” nieosiągalne,
wiem też, że cały honor i wartość życia polega na nieustannej za nim pogoni, nieustannej jego
obronie. [Dz I, 305]
W ten sposób dotykamy problemu misterium osoby, które zazwyczaj zostaje
poddane redukcji i relatywizacji do wzorów i wartości konkretnej kultury.
Wprowadza ona podmiot w fałszywą samoświadomość, co najlepiej ewokuje
Ferdydurke, gdzie widzimy dewaluację osobowego „ja” do poziomu narzuconej w kulturze roli czy pozycji egzystencjalnej. Ale tutaj także ujawnia się
własna w o l n o ś ć bohatera, czyli kolejny rejestr aksjologiczny realnego „ja”.
Jest to wolność, która ostatecznie burzy narzucone presje i represje społeczne.
Manifestem tej wolności o radykalnych i nieobliczalnych konsekwencjach jest
słynny dramat Gombrowicza pt. Ślub, który pokazuje – jak wyjaśnia sam autor
– „Przejście od świata, opartego na boskim autorytecie, boskim i ojcowskim, do
nowego, w którym wola jego, Henryka, [głównego protagonisty] ma być boską
wolą stwarzającą… jak wola Hitlera, Stalina” [Dz IV, 98].
Zatem enigmatyczne „ja” w świecie Gombrowicza dysponuje dynamitem
wolności, która objawia się na wiele sposobów w konstrukcji postaci przed-
408
Edward Fiała
stawionych. Różnica między Józiem z Ferdydurke a Henrykiem ze Ślubu jest
porażająca, ale zbieżna w źródłach ich motywacji, która ewokuje nieograniczone
spektrum indywidualnej wolności. Z kolei sam pisarz tak szkicuje osobistą perspektywę wolności:
Ja domagający się ludzkości bez fetyszów, ja „zdrajca” i „prowokator” w mojej „sferze”, ja,
dla którego kultura współczesna jest mistyfikacją… gdy ręka moja zdziera z mej twarzy i z innych
oblicz maski […].
I dalej:
Utrąciłem w sobie Boga. Nauczyłem się myślenia bezwzględnego. […] Dziś nie ma czci, ani autorytetu, ani przywiązania, które by mnie hamowały, jestem wolny, wolny i etcetera wolny! [Dz I, 132]
Tak wyłania się Gombrowicz jako świadek swojej epoki, która pogrążona
w kryzysie rozbiła tablice Przymierza i szuka nowego sposobu istnienia:
Gdzież się znajdowałem? Znajdowałem się wraz z ludzkością w najciemniejszej nocy. Stary
Bóg umierał. Kanony, prawa, obyczaje, które stanowiły dorobek ludzkości, znalazły się w próżni,
pozbawione autorytetu. Człowiek pozbawiony Boga, wyzwolony, wolny i dowolny, poczynał sam
siebie stwarzać poprzez innych ludzi…
Na placu boju pozostaje tylko Forma bez zakorzenienia w fundamentalnych
wartościach, które już zwietrzały:
Forma, to ona wciąż, a nie co innego, była u sedna samego tych konwulsji. Człowieka nowoczesnego charakteryzował nowy stosunek do formy, o ileż łatwiej on ją sobie stwarzał i był przez
nią stwarzany! [Dz IV, 51]
I na tym tle powszechnej dewaluacji, czyli – jak by powiedział Nietzsche
– przewartościowania wszystkich wartości, pojawia się niczym sfinks z popiołów metafora kameleona jako trzeciego rejestru aksjologicznego nieosiągalnej
całości „ja”:
Skojarzyłem ową ogólnoludzką panoramę z moim osobistym doświadczeniem i dostąpiłem
pewnego uspokojenia: to nie ja tylko byłem kameleonem, a wszyscy. To była nowa kondycja
ludzka, którą na gwałt trzeba było sobie uświadomić. [Dz IV, 51]
Co pociesza, to okoliczność, że ten trans wizjonera-antropologa kończy
pisarz wyrażeniem nadziei, „iżby człowiek umknął swej sztywności i zdołał
pogodzić w sobie formę i bezformie, prawo i anarchię, dojrzałość i niedojrzałość
wieczystą i świętą” [Dz IV, 53].
W efekcie metafora k a m e l e o n a jako logo relatywizmu kulturowego
wyraża organiczny dystans do dyktatury wszelkiej Formy, ale chcąc nie chcąc
409
Całość u Gombrowicza
– także wszelkiej wartości! Czyż więc dziecko nie zostało tutaj wylane razem
z kąpielą? Jednak trójwymiar naszego mikrokosmosu w postaci ja-tajemnicy,
ja-wolności i ja-kameleona jest nie tylko spójny logicznie, ale również sugestywny na tle współczesnej kultury postmodernizmu.
W konkluzji dokonanych wywodów należy stwierdzić, że rozważana problematyka całości na płaszczyźnie epistemologicznej, ontologicznej i psychologicznej u Gombrowicza prowadzi do negatywnych rozstrzygnięć z różnych powodów. Otóż skazanie na „fragmenty i ułamki” w optyce teoretycznopoznawczej
wynika z analizy procesu percepcji, której istotnie towarzyszy cień fałszywego
uogólnienia, co pisarz trafnie nazywa „imperializmem cząstki”, a ostatecznie
„szatanem ładu”.
Z kolei dociekania wokół ontologicznej „całości pochłaniającej” przyniosły nam refleksję kosmologiczną i eschatologiczną. Wobec bezkresu kosmosu
pisarz jest pełen metafizycznego podziwu, natomiast nie potrafi sprostać całości
eschatologicznej, której intuicje głęboko przeżywa. Pozostaje jednak w obronnej
samoświadomości ateisty i agnostyka, co wynika z jego postawy racjonalisty,
odrzucającego a priori wszelką hipotezę o Transcendencji, która – ku jego zdumieniu – znakomicie dopełniała wizję całości w pismach Simone Weil.
Analogicznie, choć w bardziej skomplikowanych rejestrach analitycznych,
Gombrowicz nie jest w stanie sprostać nieosiągalnej całości indywidualnego
„ja”, w którym wyróżniliśmy trzy wektory aksjologiczne, czyli ja-tajemnicę,
ja-wolność i ja-kameleon. Tutaj rykoszetem wraca problematyka teoriopoznawcza, która usiłuje krystalizować intelektualnie niepochwytny pojęciowo mikrokosmos wewnętrzny człowieka. Niebawem wszakże ja-tajemnica zdobywa wyraźną
orientację ku wolności, która staje się wartością absolutną świata pisarza, gdzie
już nie ma miejsca na ponadludzki autorytet. Ten idol wolności indywidualnej,
sygnowany obrazem kameleona, relatywizuje aksjologię osoby do jej przygód
i konfrontacji z Formą, która pozostaje jednak z reguły poza kluczowymi wartościami antropologii.
Edward Fiała
THE WHOLE IN WITOLD GOMBROWICZ’S OEUVRE
Summary
The ‘Whole’ in Gombrowicz’s oeuvre is intuitive, completely independent of any systemic
thought. This article traces Gombrowicz’s Whole on three levels of his writings – epistemological,
ontological and psychological. The first of these evokes a perceptual whole, which reveals the peculiar nature of the perception involved in human interactions. The problem is posed expressis verbis
in the concept of the philosophy of the particles and parts of parts in Ferdydurke. According to this
view, man is confined to that type of partial perception, which he then spontaneously extrapolates,
and, consciously or unwittingly, converts into false generalizations. The consequences are nowhere
410
Edward Fiała
more harmful than in interpersonal relations, where this inaccurate projection takes the form of ‘a
mug/face’ (gęba), ie. a deformed, degraded image of another person. Our perceptions reduce a live,
manifold personality to a single characteristic, which may become dominant by accident, but is
always disproportionately exaggerated to the point of being grotesquely demonic. The product of
this perceptual mechanism is the Fabrication (Całość skłamana). The second kind of Gombrowicz’s
wholes can be called the Devouring Whole (Całość pochłaniająca). It has a cosmological and an
eschatological dimension. Gombrowicz has a fine metaphysical sensitivity which enables him to
develop penetrating ontological intuitions. They point to a hypothesis of Transcendence, but the
writer sticks to defensive self-consciousness of an atheist, or at least an agnostic. He repels and
dismisses these signals so that they can never accumulate, crystalize, and become part of that subject of cultural discourse named known as Witold Gombrowicz. The third kind of Gombrowicz’s
wholes is the Unreachable Whole (Całość nieosiągalna). It is to be found in the enigma of the
personal ‘I’, which has three axiological vectors. They are the I-mystery, the I-freedom and the
I-chameleon. After making these distinctions the author of the article argues that the I-mystery
has a strong inclination towards freedom, which acquires an absolute primacy in Gombrowicz’s
fictional world. In effect, his personal axiology is relativized to a conformation and a series of
games with Form.
RUCH LITERACKI
R. LVI, 2015, Z. 4 (331)
PL ISSN 0035-9602
WSPÓŁCZESNY SIENKIEWICZ.
LITERATUROZNAWCZE PORTRETY PISARZA*
ALEKSANDRA CHOMIUK**
Patronem Sienkiewiczowskiej biografistyki jest Julian Krzyżanowski jako
twórca podstawowego kompendium wiedzy o pisarzu – jego kalendarium1 –
i jako inicjator wydania zachowanych listów twórcy2. Jeśli jednak wpływ pierwszego z dzieł jest tu trudny do przecenienia, to oddziaływanie korespondencji
jako bezpośredniego źródła opowieści o Sienkiewiczu było znacznie słabsze.
Spośród biografów jedynie Józef Szczublewski starał się wychodzić poza materiały z Kalendarza3, nie tyle jednak przewartościowując dotychczasowe narracje,
co poszerzając ich wymiar prywatno-intymny.
Prób odpowiedzi na pytanie o to, czy wydane w ostatnim czasie listy pisarza
umożliwiają jakieś istotne zmiany w sposobie widzenia jego sylwetki, należy jak
na razie szukać nie w czystych biografiach, lecz w pracach wpisujących zagadnienia literackie w kontekst antropologiczny, psychologiczny lub związany z historią
idei4. Tego typu spojrzenie, przywracające odniesieniom biograficznym miejsce
w badaniach literaturoznawczych, nie ma oczywiście wiele wspólnego ani z tradycyjnym opisem życia i dzieła, ani z tymi ujęciami, które traktują informacje
o twórcy jedynie jako dokumentarne wsparcie dla historii literatury. Wiąże się
ono bowiem ze zmianą metodologicznych podstaw literaturoznawczego opisu,
wzmacniającego zainteresowanie badaczy kreacyjnym aspektem opowieści auto/
* Projekt został sfinansowany ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na
podstawie decyzji numer DEC-2012/06/A/HS2/00252.
** Aleksandra Chomiuk – dr hab., Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
1
J. K r z y ż a n o w s k i, Kalendarz życia i twórczości Henryka Sienkiewicza, Warszawa 1954.
2
Wybór korespondencji Sienkiewicza opublikował J. Krzyżanowski w roku 1951 w dwu
tomach Dzieł. W latach 1977–2009 wydano 5 tomów Listów. Po śmierci badacza pracę nad ich
edycją kontynuowała M. Bokszczanin.
3
J. S z c z u b l e w s k i, Żywot Sienkiewicza, Warszawa 1989. Biograf przywołał w pracy niepublikowane w czasie jej pisania materiały, udostępnione mu przez M. Bokszczanin.
4
Są to m.in. rozprawy: J. S z t a c h e l s k a, Czar i zaklęcie Sienkiewicza. Studia i szkice,
Białystok 2003; T. B u j n i c k i, Pozytywista Sienkiewicz. Linie rozwojowe pisarstwa autora „Rodziny Połanieckich”, Kraków 2007; R. K o z i o ł e k, Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy,
Katowice 2009; M. G l o g e r, Sienkiewicz nowoczesny, Bydgoszcz 2010; E. K o s o w s k a, Eurosarmata. O postawach i wyborach Henryka Sienkiewicza, Katowice 2013.
412
Aleksandra Chomiuk
biograficznej i odwołującego się do kulturowo-antropologicznego ożywienia podmiotu. Ta nowa rola biografistyki wynika więc z osłabienia przekonania, że dzieło
samo generuje swój sens i zastępowania go poczuciem, iż ów sens jest legitymizowany tożsamością twórcy, ta ostatnia zaś ma charakter niekończącej się opowieści.
Owa procesualność odnosi się zresztą zarówno do samego „życiopisania”, jak i do
działalności interpretacyjnej. Jeśli też coraz wyraźniej dostrzega się w literaturze
powiązanie tego, co się mówi, jak się mówi i kto mówi, każdą opowieść, niezależnie
od jej tradycyjnego statusu jako prawdy lub fikcji, można uznać za „opowiadanie
siebie”. Takie podejście do źródeł biograficznych, którymi stają się i dokumenty
osobiste, i beletrystyka, wynika z nowych założeń literaturoznawstwa, wspartego
na przesłankach psychologicznych, socjologicznych czy antropologicznych, traktującego życie pisarza jako kolejny tekst kultury podlegający lekturze podejrzeń.
Spośród powstałych w ostatnich latach prac, nakładających na twórczość
Sienkiewicza siatkę rozpoznań biograficznych, skupię uwagę na książkach
Jolanty Sztachelskiej, Ryszarda Koziołka i Macieja Glogera5. Pierwsze z ujęć,
mierzące się z problemem odnajdywanych u autora Krzyżaków ambiwalencji,
można określić tytułem jednego z rozdziałów jako opis twarzy i masek. Tematem
jest tu pisarz zastygły w paru nośnych formułach, upraszczany, pomniejszany,
a także wciąż jeszcze nierozpoznany. W pracy Koziołka, stawiającego tezę
o „rozchwianej osobowości ideowej” Sienkiewicza [C, s. 23], twórczość to punkt
wyjścia do ujęć sięgających w głąb jego prywatnych fantazmatów i kompleksów.
Wreszcie tematem Glogera staje się Sienkiewicz jako homo politicus, nie w sensie bezpośredniej działalności, lecz jako ktoś, kto proponuje Polakom projekt
cywilizacyjno-kulturowy oparty na tradycyjnych wartościach europejskich. Owe
trzy książki kształtujące wizerunek twórcy w porządku: estetycznym, psychologicznym i ideologicznym, łączy spór z tymi wypowiedziami, które w ostatnim
czasie negowały wartość jego spuścizny dla kształtowania świadomości zbiorowej Polaków. Łączy je również polemika z sienkiewiczologią instrumentalną,
której założenia ujmuje tytułowa formuła jednej z prac rewidujących nadpisywane nad tą twórczością resentymenty: „Sienkiewicz z kim i przeciw komu?”6.
TWARZE I MASKI PISARZA
Pierwszą z prac poddanych biografizującej lekturze stanie się książka J. Sztachelskiej, która ujawnia rys osobistej fascynacji autorki twórcą, bodaj jako pierwszym spośród polskich artystów tak wyraziście oddzielającym wizerunek medialny
od prywatnego, świadomie też kreującym pewne postawy estetyczno-świato5
Wszystkie odwołania do prac są zaznaczane w tekście głównym za pomocą następujących
skrótów: Czar i zaklęcie Sienkiewicza [Cz], Ciała Sienkiewicza [C], Sienkiewicz nowoczesny [S].
6
Po co Sienkiewicz? Sienkiewicz a tożsamość narodowa. Z kim i przeciw komu? Warszawa–
Kiejdany–Łuck–Zbaraż–Beresteczko, koncepcja i red. nauk. T. Bujnicki i J. Axer, Warszawa 2007.
Współczesny Sienkiewicz. Literaturoznawcze portrety pisarza
413
poglądowe jedynie na użytek literatury. Mimo jednak wyrazistości w dziele
nurtu biograficznego, nie stanowi ono jakiejkolwiek ciągłej opowieści. Jest to
cykl różnorakich zbliżeń, tyleż ujawniających popełniane na pisarzu mistyfikacje, co mierzących się z pułapkami jego ujednoznaczniania. Podstawową zasadą
szkiców, dotykających takich m.in. zagadnień jak literackie i życiowe inspiracje
dzieł, ich religijny wymiar w kontekście prywatnych przekonań, miejsce erotyki
w utworach, stało się eksponowanie związków twórczości Sienkiewicza z rozmaitymi kontekstami kulturowymi oraz niejednorodności jego ról twórczych poddawanych sprzecznym motywacjom: misji i rynku. Ta wielość portretowych ujęć
współtworzonych przez informacje biograficzne i odniesienia estetyczno-ideowe, być może grzeszy pewną niejednorodnością. Owa niejednorodność dotyka
jednak również istoty trudności związanych z wizerunkiem artysty, niby od lat
oczywistym, a jednak zmiennym w oświetleniu kolejnych interpretacji, zaskakującym znajdywanymi w nim niekonsekwencjami.
Portrety pisarza w odbiciu dokumentów osobistych ujawniają badaczce
kilka biograficznych masek. Mamy więc globtrotera przeżywającego „męską”
przygodę w Ameryce, szczęśliwego małżonka budującego swój pierwszy prawdziwy dom rodzinny, mizantropa zmagającego się z realnymi i urojonymi dolegliwościami, literata pętanego konwenansem społecznym, wielkiego artystę źle
znoszącego zobowiązania i ograniczenia, jakie niesie sława, wreszcie erudytę
wykorzystującego szyfry kultury europejskiej dla własnych estetycznych i życiowych potrzeb.
Szczególną rolę w autokreacyjnym dyskursie współtworzącym „projekt mężczyzny i artysty” [Cz, s. 80] zyskują w rozprawie listy do Jadwigi Janczewskiej.
Szkic poświęcony tej korespondencji eksponuje przestrzeń literackiej gry między
mężczyzną i kobietą oraz między pisarzem i jego pierwszą czytelniczką. Sienkiewicz – mistrz familiarnej poprawności, jak się go określa w pracy – cenzurując
swoje utwory zgodnie z oczekiwaniami szwagierki, miał w niej widzieć tak obiekt
bezpiecznej adoracji realizowanej w stylu rycersko-sentymentalno-ironicznym,
jak i lustro „odbijające obraz takiego siebie, jakim chciał być dla niej i swoich
czytelników” [Cz, s. 62]. Sztachelska opisując relacje łączące Janczewską i Sienkiewicza, przywołuje m.in. autobiograficzną opowieść Marii Korniłowicz7. Nie
jest jednak tak surowa, jak wnuczka pisarza, w ocenie owego związku. Choć nie
pomija tego jego aspektu, który określa jako rodzaj psychicznego uzależnienia
twórcy (czytamy w pracy o złowieniu go przez Janczewską „w sieć” i o „sile
fatalnej” jej oddziaływania), dostrzega jednak również dobroczynny wpływ na
jego warsztat, skutkujący „wysubtelnieniem artystycznego wyrazu” [Cz, s. 75].
Jako narzuconego nie traktuje badaczka również samego, będącego stawką owej
gry epistolarnej, publicznego wizerunku autora Trylogii:
7
M. K o r n i ł o w i c z, Onegdaj. Opowieść o Henryku Sienkiewiczu i ludziach mu bliskich,
Warszawa 1972.
414
Aleksandra Chomiuk
Ostatecznie bowiem dzięki Janczewskiej Sienkiewicz wchodzi w rolę wielkiego pisarza,
noblisty, reprezentanta swojego kraju, artysty. To ona uczy go tych ról, które nie zawsze przecież są
maskami, lecz także ujawniają jakąś część duszy. [Cz, s. 83]
Bliski tradycyjnej rekonstrukcji biograficznej jest również szkic dotyczący
przyjaźni pisarza ze Stanisławem Witkiewiczem. Autorka najpierw pyta o powody
zerwania stosunków, a następnie ich wznowienia po latach. Nie jest to oczywiście
pierwszy opis tego epizodu biografii obu twórców. Badaczka przypomina ustalenia J. Krzyżanowskiego, M. Korniłowicz i Z. Piaseckiego. Wyjaśniając ten wątek,
wprowadza ona, poza domysłami na temat negatywnych konsekwencji „kupieckiego” pośrednictwa pisarza w sprzedaży obrazów Witkiewicza, problem rozbieżności ich postaw estetycznych. Mniej istotne są natomiast w tej rekonstrukcji
same listy pisarza do przyjaciela8, które stają się podstawą do kilku zaledwie
uogólnień, takich jak komentarz o Witkiewiczu „zmiękcza[jącym] serce nazbyt
powolnej rodzicom panny” [Cz. s. 176], czy hipoteza dotycząca domniemanej,
negatywnej reakcji malarza na listy dokumentujące szczęśliwe pożycie stadła
Sienkiewiczów.
Tymczasem jednak w owej epistolografii, która powstaje w najszczęśliwszym chyba okresie życia pisarza, od jego powrotu do Warszawy w r. 1879, aż
po narodziny potomka, znacznie ciekawiej niż pełna luk strona faktograficzna,
rysuje się autoportret psychologiczny. Wiele jest tu, mimo rosnącego powodzenia literackiego, skarg na samotność i niezrozumienie, wiele krytycznych uwag
o polskim życiu kulturalnym, wiele też jednak autentycznej troski o przyjaciela,
przejawianej w dbałości o jego zdrowie i materialne interesy, choć wyrażanej
w stylu wyraźnie maskującym zakłopotanie związane z własną rolą pośrednika
handlowego. Bardziej więc chyba niż opisy szczęścia rodzinnego, mogła przeszkadzać Witkiewiczowi grandilokwencja przyjaciela kamuflująca jego filantropijną intrygę. Mimo iż jednak rzeczywiście w którymś momencie doszło na ten
temat do scysji, czego dowodem jest list pisarza z 7 listopada 1881 r., kolejne
listy zdają się wskazywać, że relacje towarzyskie obu artystów zdołały wrócić po
tym incydencie do przyjacielskiej normy.
Ze wszystkimi więc zastrzeżeniami dotyczącymi zarówno jednostronności
poznanego punktu widzenia9, jak i niekompletności zachowanej korespondencji
Sienkiewicza, można chyba założyć, że między momentem w którym składa on
deklarację o nadaniu przyszłemu potomkowi imienia Stanisław (list z 13 czerwca
1882 r.), a chrzcinami syna 18 grudnia 1882 r., kiedy to otrzymał on imiona
8
J. Sztachelska, dzięki pomocy M. Bokszczanin, zapoznała się z nieopublikowaną jeszcze
w całości w czasie pisania szkiców korespondencją Sienkiewicza skierowaną do S. Witkiewicza.
9
W jednym z listów do rodziny S. Witkiewicz pisał: „Nie widuję się z nimi – co, jak wiecie,
nastąpiło nie z mojej winy – dowiaduję się przez trzecie osoby o jej [Marii Sienkiewiczowej] zdrowie, bo ich zawsze kocham”, cyt. [za:] Z. P i a s e c k i, Stanisław Witkiewicz w kręgu ludzi i spraw
sobie bliskich. Szkice nie tylko biograficzne, Opole 1999, s. 92.
Współczesny Sienkiewicz. Literaturoznawcze portrety pisarza
415
Henryk Józef Kazimierz, w istocie coś musiało się wydarzyć. Czy to było odrzucenie przez Witkiewicza propozycji pisania do redagowanego przez przyjaciela
„Słowa”? Być może tak. Hipoteza ta, podbudowana wspomnianym wyżej opisem
różnic poglądów estetycznych obu twórców, nie ma tu jednak swojego odbicia
w epistolografii. Ta bowiem ujawnia jedynie lukę między listem Sienkiewicza
z września 1882 r. a kolejnym, o osiem lat późniejszym, z jednoczesnym przeskokiem od przyjacielskich zwierzeń do konwencjonalnych grzeczności. Jeśli zaś
idzie o powody odnowienia znajomości po latach, to zostały one ujęte głównie
z perspektywy S. Witkiewicza. Choć bowiem artystów łączyła „miłość do Tatr
i Zakopanego” [Cz, s. 189] oraz wspólny krąg znajomych, to jednak za najważniejszy impuls dla unormowania stosunków badaczka uznaje docenienie przez
autora Na przełęczy roli historycznej prozy Sienkiewicza w postyczniowej Polsce.
W pozostałych częściach pracy dominują już konteksty estetyczno-światopoglądowe bliskie samemu pisarzowi, łączące się przy okazji ze znamiennym przesunięciem ideowym. Portret pozytywisty zostaje tu przysłonięty wizerunkiem
dekadenta, zdaniem Sztachelskiej jedynie rozmaicie kamuflowanym w twórczości przez nakładanie nań ujęć przygodowych, historycznego patosu, zobowiązań
patriotyczno-obywatelskich. W konsekwencji poszukiwała ona takich odniesień
dla Sienkiewiczowskiego pesymizmu i sceptycyzmu oraz dla specyfiki jego artyzmu10, które pozwoliłyby dostrzec odrębność twórcy na szerszym kulturowym tle.
Pierwszy historycznoliteracki kontekst stanowi Szekspir, czytany przez
autora Potopu zarówno samodzielnie, jak i za pośrednictwem Słowackiego,
a także zderzany z Goethem. Odpowiadając na tytułowe pytanie jednego ze szkiców: „Dlaczego Hamlet a nie Faust?” [Cz, s. 125], zestawia Sztachelska dwie
tradycje, które zaważyły na twórczości pisarza. Goethe to reprezentant klasycyzującego romantyzmu, widziany jednak w drugiej połowie XIX wieku również
jako zwolennik społeczno-politycznego liberalizmu i aktualizującego przeszłość
historyzmu. Z drugiej strony mamy Szekspirowskiego Hamleta, pojawiającego
się w pamiętniku Płoszowskiego jako „prefiguracja zwątpienia we wszystkie wartości, obraz atrofii woli przeplatanej napadami szaleńczej aktywności”
[Cz, s. 122]. Dziełem ujawniającym podwójność owych literackich filiacji stało
się właśnie Bez dogmatu, czytane przez pryzmat poszukiwań poznawczej pełni,
a jednocześnie objawiające przerażającą otchłań niepoznawalnego, „grożące[go]
wchłonięciem tego co niezbywalnie ludzkie – tożsamości” [Cz, s. 121]. W końcu
jednak nie w odwołaniach faustowskich, lecz w kreacji duńskiego księcia
dostrzega badaczka główne odniesienie dla Płoszowskiego:
Ostatnie słowa Sienkiewiczowskiego Hamleta nie będą zatem zatrzymywać pięknych chwil.
Odchodzimy bezpowrotnie – zapisuje w swoim pamiętniku Płoszowski – taki jest nasz wybór,
„a tu, gdzieśmy się tyle namęczyli, niech zostanie po nas tylko milczenie”. [Cz, s. 126]
10
Podkreślając np. „pewne cechy jego obrazowości, rozmiłowanej w formach dojrzałych aż
do przekwitu i deformacji” [Cz, s. 65].
416
Aleksandra Chomiuk
Szekspir jako mentor polskiego artysty to jednak zarówno ironista i subtelny esteta, jak i twórca „teatru okropności” na który składa się „gwałtowność”
procesów dziejowych, przestrzeń „jako wroga człowiekowi, tajemnicza, wręcz
kosmiczna pustka”, wreszcie postaci wykazujące „związek ambicji, pychy, energii i namiętności” [Cz, s. 151–152]. W tym ostatnim ujęciu inspirował on nie tyle
Bez dogmatu, co Ogniem i mieczem i Krzyżaków.
Wpływ na biografię twórczą autora Trylogii wywarł też mistrz przełamywanej ironią i groteską melodramatyczności – Słowacki. Odkrywanie Sienkiewicza
jako pisarza-ironisty, możliwe m.in. dzięki pracom T. Bujnickiego opisującego
relacje w tej twórczości między słowem własnym i cudzym11, czy M. Jankowiaka poszukującego w niej ironicznego melodramatyzmu12, pozwala badaczce
na włączenie pisarza w dyskurs modernistyczny z jego zdystansowaniem się
wobec uroszczeń pozytywistycznego rozumu. W kontekście gry perspektyw:
autorskiej i fikcjonalnej, można też czytać oscylację między stereotypowością
postaw religijnych wpisanych w niektóre literackie światy Sienkiewicza i ujawnianym w prywatnych wypowiedziach swoistym sceptycyzmem o korzeniach
pozytywistyczno-modernistycznych. Jak podkreślała Sztachelska, nieszczęściem
autora Bez dogmatu stało się zdominowanie jego pisarskich wcieleń przez oficjalną rolę narodowego autorytetu, co skutecznie wytłumiło w powszechnym
odbiorze ten nurt dyskursu, tak prywatnego, jak i literackiego, którego głównymi cechami były wątpienie i poszukiwanie. Ku nowoczesności, powiązanej
już jednak z egalitaryzacją kręgu odbiorców, prowadzi też pisarza skłonność ku
melodramatycznym efektom. Owo poddawanie się wymogom estetyki popularnej, łączone z zarzutem ucieczki od współczesnych problemów w przeszłość, to
jedna z przyczyn jego konfliktu z modernistami, których wizje twórczości były
oparte na odmiennych podstawach artystycznych i ideowych.
I tak przez pryzmat owych estetyczno-światopoglądowych uwikłań Sienkiewicza, docieramy do tytułowego „czaru i zaklęcia”, otwierającego spór o miejsce
autora Trylogii w polskiej kulturze. Choć samo tytułowe sformułowanie, zapożyczone od M. Konopnickiej, sugeruje jednoznaczność oceny, to przecież w swej
roli pryzmatu zbierającego różne przywołane w pracy głosy i punkty widzenia
może ono zostać uznane również za narzędzie subtelnych rozróżnień. Idąc
bowiem tropem najważniejszego dla Sztachelskiej sygnału samoświadomości
Sienkiewicza, jego ironii, możemy dostrzec ów Sienkiewiczowski czar jako tyleż
lek na „skrzeczącą” rzeczywistość, co jako słodką truciznę.
Ironia jako tworzywo tożsamości człowieka, który przyznaje sobie prawo
„do bycia wolnym i niezależnym od jakichkolwiek, najpoważniejszych nawet
11
Są one zawarte m.in. w książce: T. B u j n i c k i, Sienkiewicz i historia. Studia, Warszawa 1981.
12
M. J a n k o w i a k, Ironiczny melodramatyzm w powieściach Sienkiewicza „Bez dogmatu” i „Quo vadis?” [w:] Henryk Sienkiewicz. Twórczość i recepcja, pod red. L. Ludorowskiego,
Lublin 1991.
Współczesny Sienkiewicz. Literaturoznawcze portrety pisarza
417
społecznych i narodowych, ludzkich i boskich zobowiązań”, staje się kluczem
dla zrozumienia mechanizmów autokreacji twórcy, który chcąc być „europejskim artystą”, musi jednocześnie przyjąć rolę „nowego wieszcza i hetmana dusz”
Polaków [Cz, s. 160]. Ponadto nałożona na życiowo-literacki dyskurs ironiczna
perspektywa to ujęcie niezawłaszczające twórcy przez jakąkolwiek opcję estetyczno-ideową, pozostawiające miejsce dla jego zróżnicowanych wizerunków,
choćby takich, jak zawarte w dwu kolejnych, badanych przeze mnie pracach.
SIENKIEWICZOWSKIE CIAŁA I FABUŁY
Jeśli jednym z pobocznych założeń książki Sztachelskiej było uzmysłowienie
potencjału „połączonych sił psychoanalizy i krytyki feministycznej” w czytaniu
twórczości autora Quo vadis [Cz, s. 123], to za swego rodzaju dopełnienie –
również polemiczne – tego aspektu jej pracy możemy uznać Ciała Sienkiewicza
R. Koziołka. W ogóle zresztą kontekst Czaru i zaklęcia Sienkiewicza uznaję za
ważny wątek organizujący tę rozprawę. I nie chodzi tu o odniesienia powierzchniowe, mierzone liczbą przypisów. O tym, że Koziołek był uważnym czytelnikiem
pracy, świadczy poświęcona jej recenzja13. Jest to więc głębszy nurt powiązań,
w ramach którego istotne dla sienkiewiczologii problemy, czasem w pierwszym
dziele tylko zasygnalizowane, zyskują w drugim własny kształt ideowy.
Za pierwszy lekturowy ślad uznaję otwierającą rozprawę śląskiego badacza
uwagę o publicystycznym pseudonimie Sienkiewicza, postrzeganym jednak nie
w kategoriach „gr[y] twarzy i maski, ale lepszego i gorszego imienia” [C, s. 9].
Koziołkowi nie tyle więc, jak Sztachelskiej, chodzi o „wizerun[ek] czyst[y],
nie zniekształcony przez przymus bycia kimś innym niż się jest” [Cz, s. 68],
co o samą jego zmienność uwarunkowaną „kapryśn[ym] nadmiar[em] własnych
emocji i niespójnych przekonań” [C, s. 23]. Również wzmianka białostockiej
autorki na temat różnic między „wyrafinowanym malarsko” okrucieństwem
Sienkiewiczowskich scen tortur a ich wymiarem naturalistycznym u Żeromskiego [Cz, s. 227] została rozwinięta przez Koziołka w zestawieniu opisów ciał
bohaterów Ogniem i mieczem oraz Popiołów [C, s. 51–52]. Cały zresztą problem
estetyzacji u Sienkiewicza scen cierpienia i śmierci zyskał poszerzenie, wsparte
kontekstem psychoanalitycznym, w części pt. Popisy przemocy. Podobnemu
wzmocnieniu uległa kategoria folgi, wiązana przez Sztachelską z postaciami
charakteryzującymi się słabością wewnętrzną, niewytrwałością, brakiem higieny
ducha, zaś u Koziołka będąca jednym z pojęć, których dwuznaczność stała się
kluczowa dla opisu twórczości Sienkiewicza jako „lustr[a] dla naszych wstydliwych rozkoszy” [C, s. 38].
13
R. K o z i o ł e k, [Rec.:] [J. S z t a c h e l s k a, Czar i zaklęcie Sienkiewicza. Studia i szkice,
Białystok 2003], „Pamiętnik Literacki” 2006, z. 4, s. 251–267.
418
Aleksandra Chomiuk
Zróżnicowane podejście obojga badaczy do biografii pisarza ujawnia się
w sposobach opisu jego związku z Janczewską. Jeśli bowiem w pierwszej z prac
listy autora Bez dogmatu do szwagierki służą przede wszystkim ujawnieniu
tego, kim, dzięki niej, stał się on sam jako twórca, druga – w większym stopniu
eksponuje grę artysty przetwarzającego całą ich skomplikowaną relację w literaturę. „Sienkiewicz wymyślił Jadwigę Janczewską w lecie 1886 r.” – czytamy na
początku rozdziału pt. We mgle [C, s. 154]. Mimo powyższej deklaracji Janczewska nie jest tu jedynie „literackim fantomem” pisarza. Jego „epistolarny romans”
wykorzystujący, pożyczone z cudzych i własnych fabuł, „imiona-maski”, to gra
serio, odniesienie do tego, „co boli i przeraża” [C, s. 156] i co, na dodatek, zyskuje
przełożenie na konkretne zdarzenia („Zaledwie kilku dni potrzeba »Betsy«, aby
»Dick« zmienił decyzję i zerwał zaręczyny” [z Marią Babską] – C, s. 158). Choć
więc bezpośredni nacisk położony zostaje w tym fragmencie pracy na literackie
zabawy pseudonimami, łagodzące obsesyjny wymiar związku niemożliwego,
to jednak – skoro „gra […] mistrz” [C, s. 156] – „[n]ic tu nie jest niewinne”
[C, s. 158], wszystko zaś znaczące.
W tym miejscu warto też zwrócić uwagę na różnicę ocen tego biograficznego
epizodu. Jeśli Sztachelska opisując go, nie traci z oczu zysków artysty, to w bilansie sporządzonym przez Koziołka, odnoszącego postać Mgły-Janczewskiej do
tego typu kobiet, o których cytowany przez niego Sienkiewicz pisał, że „[n]ie
wiedzą one same czego chcą, a oddani im sercem ludzie […] wyczerpują się na
walkę z niczym” [C, s. 159], zostały wyeksponowane głównie straty mężczyzny.
Jeszcze wyraźniej ten negatywny osąd dochodzi do głosu w cytowanym przez
badacza fragmencie Rodziny Połanieckich, służącym ryzykownemu utożsamieniu Mgły z tą mgłą o której jeden z bohaterów powieści mówi, że życie w niej
skutkuje „zgnilizną i niczym więcej” [C, s. 155].
I tu już wyraźnie ujawnia się metoda stosowana przez autora Ciał Sienkiewicza. Jego dyskurs to ciągłe łapanie literackiego słowa na gorącym uczynku,
podejmowanie Sienkiewiczowskiej wypowiedzi „w miejscu, w którym nie
chce ona biec dalej lub broni się przed konsekwencją własnej potencjalności”
[C, s. 56], dopowiadanie tego, jak kulturowe ciała bohaterów literackich sublimują skrywane fantazmaty i obsesje człowieka z krwi i kości.
Takim otwarciem na konsekwencje o charakterze psychobiograficznym są
poszukiwania przez pisarza „własnego imienia”. Oprócz doraźnych pseudonimów z listów do szwagierki, szczególną uwagę badacz poświęcił tej przemianie
twórcy, którą ujmuje hasło: Litwos obiit, hic natus est Henryk Sienkiewicz. Chodzi w niej bowiem nie tylko o zmianę sygnatury identyfikującej pisarza, ale przede
wszystkim o kryjący się za nią życiowo-twórczy projekt, łączący się z przejściem
od publicystyki do literatury. Jeśli więc sama owa, trwająca prawie dekadę ewolucja została opisana jako narastający konflikt między heterogenicznym językiem
literatury i homogenicznym językiem idei, to nowa tożsamość oznaczała zwycięstwo celów artystycznych nad „służb[ą] u jakiejś partii” [C, s. 30]. Paradoksalnie
Współczesny Sienkiewicz. Literaturoznawcze portrety pisarza
419
więc powrót do rodowego nazwiska, sygnującego teksty wolne od doktrynalnych
zobowiązań, oddalił Sienkiewiczowski dyskurs od asercji. Zaś założenie, że
poglądy twórcy w konfrontacji z „pełną sprzeczności faktur[ą] narracji powieściowych, publicystycznych i epistolograficznych” [C, s. 50] okazywały się drugorzędne lub nieistotne, doprowadziło nawet badacza do wniosku o niemożności
stworzenia ciągłej opowieści biograficznej o Sienkiewiczu-pisarzu („nie sposób
snuć o tej twórczości narracji głównej opartej na wyjaśnianiu, jakie to czynniki
zewnętrzne uczyniły z pisarza-demokraty konserwatystę, a z dekadenta-estety
chwalcę mieszczańskiej przyziemności”) [ C, s. 47].
Ukonstytuowany w tekstach literackich „podmiot Jasienkiewicz” – jak
określa go Koziołek14 – to więc byt nie tylko o osłabionej ideowej tożsamości,
ale i afabularny, ujawniany „w geście przeczenia” czy w aporii, „która blokuje
iluzję konieczności zdarzeń i znaczeń” [C, s. 51], wskazywany przez trawiące
to pisarstwo gry, aluzje, przemilczenia, a więc, najogólniej mówąc, przez figury
rozrywające ciągłą i przezroczystą narrację. Jedną z takich figur nieobecności
dookreślił badacz jako „miejsce po ojcach”, będące w Trylogii częścią rozległej
symboliki narodowo-historycznej, a jednocześnie zyskujące sens w odniesieniu
do biografii twórczej, w ramach której upokorzenia „ubogiego literata” aspirującego do ręki panny z ziemiańsko-konserwatywnych sfer, miałyby być jednym
z impulsów do „eksterminacji” ojców z jego prozy [C, s. 64].
Literackie odzwierciedlenie mają u Koziołka i inne kompleksy Sienkiewicza.
Jego hipochondrii badacz przeciwstawia krzepę bohaterów, delikatnej posturze, która – zgodnie z rodową legendą – uniemożliwiła gimnazjaliście udział
w powstaniu styczniowym, portrety postaci urodziwych a jednocześnie pełnych
męskiej siły, takich jak Selim czy Ketling, słabnącej ręce pisarza – przezwyciężoną słabość ręki Wołodyjowskiego.
Odniesienie biograficzne zyskuje również rozpoznany w Sienkiewiczowskich fabułach sceptycyzm wobec jakichkolwiek pozaliterackich gwarancji celowości biegu rzeczy. W Trylogii wyróżnia się tu powstały zaraz po śmierci żony
Pan Wołodyjowski, o którym Koziołek pisze następująco:
Dla Wołodyjowskiego, który nie rozumie polityki, prawa i historii, kobiecość i dom stanowią
wyczekiwaną nagrodę za wierność i rzetelną służbę. Ale wyczekiwaną od kogo – zdaje się pytać
swojego bohatera Sienkiewicz wdowiec, wiodąc go od jednego kryzysu do następnego, aż do kulminacji, jaką jest samobójcza śmierć. [C, s. 79]
Co ciekawe, tę dzieloną z pisarzem egzystencjalną nadświadomość przypisuje
badacz również jednemu z literackich bohaterów. Nieusuwalną sprzeczność między jednostkową potrzebą sensu a bezmyślnością dziejów rozumie największy
powieściowy frant – Zagłoba. Ta postać osadzona w dwuznacznej pozycji „bycia
14
Badacz nawiązuje tu do przywołanego przez samego Sienkiewicza domniemanego brzmienia jego rodowego nazwiska [C, s. 9].
420
Aleksandra Chomiuk
za, a nawet przeciw”, zyskuje – dzięki śmiechowi – choćby chwilową zdolność do
rozbrajania „własnej egzystencjalnej i historycznej nędzy” [C, s. 232]. Dodajmy
tu, że po latach ową zdolność przypisze twórca i innym bohaterom, w tym przede
wszystkim Leonowi Płoszowskiemu i Petroniuszowi, których bronią w beznadziejnej walce z losem staje się już jednak nie komizm, lecz ironia.
Historia „małego rycerza” wyróżnia się w twórczości Sienkiewicza również
odmiennością zastosowanego schematu fabularnego. Na tle wyeksponowanej
w opracowaniu tendencji do opowieści o umierających bohaterkach, takich jak
Lilian z noweli Przez stepy, Danusia z Krzyżaków czy Marynia z Wirów, ostatnia
część historycznego cyklu to utwór, w którym – jak czytamy – pisarz „przeprowadza swoisty »trening straty«, ostatecznie – nie tyle bliskiej kobiety, ale własnej
śmierci” [C, s. 200–201], po to, by dzięki „dar[owi] fikcji […] odwrócić nieodwracalne, pomyśleć nierzeczywiste: własną śmierć na oczach zakochanej kobiety
oraz miłość do anioła uwolnionego z pułapki erotycznej różnicy” [C, s. 205].
Jednak to nie koniec biograficznych problemów z Sienkiewiczowskimi
postaciami kobiecymi. Realnej stracie żony i matki badacz przeciwstawił kobiety
w literaturze odmładzane, a właściwie „udziecinniane”, w próbie obrony „przed
śmiertelnym zapleczem erotyzmu” [C, s. 195]. Nieoczekiwanym pendant do
niejawnych „pragnień i lęków męskich bohaterów” [C, s. 195] stały się też dwuznaczne relacje między nimi a młodocianymi bohaterkami, ujawnione w Autorkach. Humoresce o dzieciach, nie dla dzieci i w listach do Wandy Ulanowskiej.
Innym odniesieniem literatury do biografii staje się opis zmian w sposobie ujmowania przez pisarza relacji między pierwiastkiem męskim i kobiecym. Kobiecość
w literackich ujęciach Sienkiewicza początkowo stabilizuje ład męskiego świata.
Wraz jednak ze zwiększaniem się liczby fragmentów mizoginicznych, „idea
»kobiecości« przestaje być wartością równoważącą bezład historii” [C, s. 153].
Literackie wypowiedzi Sienkiewicza operujące „poetyką erotyzmu kneblowanego, która musi szukać ujścia w figurach pośrednictwa – dowcipie, aluzji,
peryfrazie, metonimii” [C, s. 128] i – dodajmy – ironii, mają prowokować
„myślenie o ukrytym”, „dopowiadanie niewypowiedzianego” [C, s. 131]. To
maskowanie „ciemnej energii instynktów” pozwalające na zasugerowanie tego,
o czym mówić nie wypada, nie odnosi się jedynie do dyskursu erotycznego.
Podobny efekt przeniesienia odnajduje badacz w Sienkiewiczowskich opisach
ludzkiego cierpienia. Tezie o „przyjemnośc[i] lektury, którą powinno pobudzać to, co od początku dwuznaczne: obraz przemocy i cierpienia” [C, s. 267],
możemy przypisać dwojakie odniesienie ideowe. Koziołek odwołuje się tu do
wspólnego pokoleniu pozytywistów „szoku darwinowskiego”, odkrywającego
„zwierzęcość każdego, także kulturowego konfliktu” [C, s. 327]. Drugą stroną tej
fascynacji jest jednak klasyczna tradycja mimesis. Za patrona tego typu przedstawień możemy więc uznać nie tylko Platona, przywołanego w Ciałach Sienkiewicza w kontekście sprzecznych pragnień ludzkiej duszy, wstrętu wobec martwego
ciała i fascynacji tym widokiem, ale i Arystotelesa z jego oddzieleniem wrażeń
Współczesny Sienkiewicz. Literaturoznawcze portrety pisarza
421
życiowych i estetycznych („Są przecież takie rzeczy, jak np. wygląd najbardziej
nieprzyjemnych zwierząt czy trupów, na które patrzymy z uczuciem przykrości,
z przyjemnością natomiast oglądamy ich szczególnie wiernie wykonane podobizny”15). W roli „bycia za, a nawet przeciw” zostaje więc obsadzony w pracy
nie tylko pojedynczy Sienkiewiczowski bohater, a cała literacka twórczość jako
dyskurs, „który mieści w sobie podmiot rozszczepiony na różne języki, dający
więc szansę uniku, ideowej nieodpowiedzialności” [C, s. 37]. Znamienne, że
podobne cechy są odnajdywane w ironii, rozumianej jako „przewrotna przyjemność przywłaszczenia sobie przez udanie słów, którym jednocześnie gwałtownie
się zaprzecza, a tym samym możność wygłaszania zabronionego sobie samemu
dyskursu”16.
Koziołek eksponując retoryczno-symboliczny wymiar pisarstwa Sienkiewicza, formułuje swój dyskurs nie w faktograficznym stylu biografistyki, lecz
w tej odmianie mowy, która – by posłużyć się tu cytatem – „wielbi samą sztukę
opowiadania jako grę w język i z językiem” [C, s. 22]. Zrekonstruowany „projekt
Jasienkiewicz”, będący nie tyle biografią, co psychobiografią czy metabiografią,
wpisany zostaje w „poetykę niezdecydowania, która kryje się za pozorną monolitycznością utworów” pisarza [C, s. 47]. Zaś opis prowadzonej w nich gry między
„rozkosznym odurzeniem cudownym obrazem krzepiącego działania opowieści”
[C, s. 255] a udręczeniem historyczną koniecznością ma zakwestionować wszelkie nawet pozory prostoty wizerunku twórcy, który z pewnością „więcej wie, niż
mówi” [C, s. 55].
PISARZ I IDEOLOGIE
Jeszcze inny porządek lektury „życia i pism” Sienkiewicza zaproponował
M. Gloger. Zajął się on wspomnianą wyżej „historyczną koniecznością”, sytuującą twórcę w ideowych ramach „izmów” przełomu XIX i XX wieku. Opublikowany w roku 2010 Sienkiewicz nowoczesny nie jest jednak oderwany i od czasów jego powstawania. Celem badacza, ukazującego „twórczość i światopogląd
pisarza w uwikłaniach z historyczną i socjologiczno-kulturową formacją określaną mianem nowoczesności”, stało się wskazanie jej „marginalizowanej dotąd
konserwatywnej tradycji” [S, s. 9]. Charakteryzując założenia światopoglądowe
twórcy na tle XIX-wiecznych idei, Gloger wpisał je jednocześnie w ramy dokonujących się pod koniec stulecia zmian w sposobie rozumienia ludzkiej tożsamości, w tej jednak wersji która bliższa jest kartezjańskiemu cogito, niż irracjonalnym nurtom „filozofii życia”. W tak zarysowanym kontekście, wykraczającym
15
A r y s t o t e l e s, Retoryka. Poetyka, przeł., wstępem i komentarzem opatrzył H. Podbielski,
Warszawa 1988, s. 319.
16
C. K e r b r a t - O r e c c h i o n i, Ironia jako trop, przeł. M. Dramińska-Joczowa [w:] Ironia, pod red. M. Głowińskiego, Gdańsk 2002, s. 140.
422
Aleksandra Chomiuk
poza historycznoliterackie periodyzacje, modernizujący pisarza dyskurs został
powiązany z ideami konserwatyzmu i nacjonalizmu, kryzysu tożsamości, a także
z problemami religii i cywilizacji.
Różnica założeń ideowych stojąca u podstaw wizerunku twórcy w pracach
Koziołka i Glogera przekłada się też na odmienne zasady biografizacji. Jeśli
autor Ciał Sienkiewicza wyostrza „konflikty produkowane przez zaprzeczający
sobie dyskurs pisarza” [C, s. 38], to w Sienkiewiczu nowoczesnym dominuje chęć
zracjonalizowania i uspójnienia jego poglądów. Nie oznacza to, że w ogóle brak
tu owego „pomiędzy”, łączącego zjawiska zróżnicowane ideowo, jak np. usytuowanie nowoczesnej podmiotowości między „ja” zdążającym do panowania
nad światem, a samoświadomością jednostki „pogrążającej się w samej sobie”
[S, s. 103]. Rzecz jednak w tym, że „pomiędzy” Glogera stanowi zazwyczaj
w miarę ściśle wyznaczoną płaszczyznę świadomych wyborów pisarza, ukazywanych w „mediatyzując[ym] horyzon[cie] aksjologiczn[ym] [S, s. 94] nie
zaś, jak u Koziołka, nieprzejrzystą przestrzeń ideowego rozchwiania. Ta różnica
determinuje też odmienne praktyki lektury tekstów Sienkiewicza. Podczas gdy
Koziołek eksponuje fragmenty skupiające, jak w soczewce, „pęknię[cia], spod
których prześwitują starcia różnych dyskursów” [C, s. 55], Gloger – tak w literaturze, jak i w publicystyce czy tekstach prywatnych – poszukuje deklaracji, które
uznaje za reprezentatywne dla myśli pisarza w ogóle.
Wątpliwości rodzą się, gdy owo uspójnianie dotyczy wypowiedzi pochodzących z różnych okresów jego życia i wygłaszanych w różnych okolicznościach.
Tak dzieje się np. w przypadku rekonstruowanej w sposób synchroniczny egzystencjalnej refleksji twórcy, której podstawy badacz znalazł już w młodzieńczych
listach do Konrada Dobrskiego. Stworzony na ich podstawie obraz intelektualisty
walczącego „o reintegrację rozpraszającej się podmiotowości wokół jednej z dwu
możliwych osi: mityczno-religijno-uczuciowej […] i scjentystyczno-racjonalistycznej” [S, s. 99] nazbyt jednak kontrastuje z sytuacją ucznia przygotowującego się do matury. Większość owych przypisanych niedoszłemu jeszcze wtedy
studentowi refleksji, które mają świadczyć o „zwątpieni[u], pesymizm[ie], indywidualizm[ie], lęku przed Nieznanym przenikając[ym] pokolenie Szkoły Głównej” [S, s. 102], równie dobrze można byłoby złożyć na karb typowych dla jego
wieku zmiennych nastrojów i skłonności do wypowiadania sądów szokujących
czy obrazoburczych. Jeśli więc Gloger szuka podobieństw między młodzieńczą
korespondencją Sienkiewicza, równie często pobrzmiewającą zachwytami nad
warszawskimi „szykami”, co egzystencjalną głębią, a powstałymi ponad dekadę
później dziełami Aleksandra Świętochowskiego czy Juliana Ochorowicza, to siłą
rzeczy nie powinien też zapominać i o różnicach między poziomem intelektualnym i erudycją dziewiętnastolatka i wieńczących swoją edukację doktoratami
z filozofii tuzów polskiego pozytywizmu. Niesystemowe wypowiedzi pisarza
na temat kondycji jednostki w nowoczesnym świecie swój całościowy kształt
ideowy zyskały dopiero w Bez dogmatu. Jest to jednak dzieło czerpiące swe
Współczesny Sienkiewicz. Literaturoznawcze portrety pisarza
423
podniety nie tyle z kryzysów wewnątrz pozytywizmu, co z „bezdogmatyzmu”
późniejszego typu17.
Gloger opisując modernizacyjny autoprojekt Sienkiewicza, docenia w jego
duchowym rozwoju głównie te momenty, w których twórca wyzwalał się od
bezkrytycznej afirmacji racjonalności i postępu i wybierał „inną nowoczesność”,
w której było również miejsce na „lęk, zachowawczość, nostalgię, melancholię, ucieczkę, chorobę na sens”18. Elementem tak pojmowanego światopoglądu
staje się zarówno specyficzny rys wspomnianego zaledwie w rozprawie Sienkiewiczowskiego nomadyzmu jako symptomu wykorzenienia fizycznego, jak
i historyzm wiązany z próbami zakorzeniania duchowego, czy wreszcie skomplikowany stosunek do religii i dwuznaczna ocena kierunku rozwoju cywilizacji.
Problemowi religijności końca XIX wieku poświęcił badacz odrębny rozdział,
wskazując tu amerykańskie, publicystyczne i prywatne wypowiedzi Litwosa,
w których opis religii jako socjologicznego fenomenu przeplata się z wyestetyzowaną tęsknotą za numinosum. Potrzeba transcendentnych wrażeń w świecie,
w którym transcendencja straciła charakter religijny, prowadzi tu, z jednej strony,
do odrzucenia „przesadnie realnego” naturalizmu, zaś z drugiej – do refleksji
o charakterze panteistycznym. Estetyczny dystans wobec współczesnej religijności przy poszanowaniu dla jej dziedzictwa to cechy postawy, którą Gloger,
za A. Bielik-Robson, określił jako relację „luźnego przylegania” [S, s. 176]. Tę
diagnozę można odnieść zarówno do wyznającego „rozpaczliwy sceptycyzm”
Płoszowskiego [S, s. 184] czy do „sceptyczno-utylitarnej” religijności Połanieckiego [S, s. 185], jak i do deklaracji samego twórcy. Jeśli więc czytamy w rozprawie o utylitarnym i „artystowsko-dandysowskim” stosunku Sienkiewicza do
sacrum, to należy jedynie żałować, że badacz nie odniósł się do zaskakującej
w tym kontekście sprzeczności związanej z powszechnym w polskim odbiorze
traktowaniem twórcy jako wzorcowego pisarza katolickiego.
Jednym z istotnych paradoksów Sienkiewiczowskiej nowoczesności jest
również problem jej silnej więzi z przeszłością, budowanej jednak nie tyle na
podstawie wiedzy o zmiennych dziejach, co w oparciu o wiarę w „życiodajny
mit” historyczny, dający człowiekowi „poczucie sensu, trwałości, zakorzenienia,
czy po prostu chwilę wytchnienia” [S, s. 136]. Bowiem, w ujęciu Glogera, to właśnie „[m]it jest sposobem przyswajania historii jako siły nowoczesnej” [S, s. 37].
Z szacunkiem do dziejów jako „dobra konstytutywnego” wiąże się też bliski
pisarzowi nurt konserwatywny. Ów konserwatyzm, poszerzony jednak o pewne
wątki liberalne, wynika, zdaniem badacza, z przyswojenia traktatu O demokracji
w Ameryce Alexisa de Tocqueville’a, rozwija dzięki doświadczeniom zdobytym
17
Podkreślmy, że Gloger, inaczej niż np. T. Bujnicki we wstępie do powieści w wydaniu
Biblioteki Narodowej, widzi w utworze zapis idei dojrzewających w głowie pisarza już dekadę
wcześniej.
18
A. B i e l i k - R o b s o n, Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości,
Kraków 2000, s. 8, cyt. za: [S. s. 14].
424
Aleksandra Chomiuk
podczas podróży z lat 70., i jest utwierdzany przez kolejne lektury, jak Psychologia tłumu Gustawa Le Bona czy Grandeur et decadence de Rome Guglielmo
Ferrero oraz przez kolejne obserwacje „z natury”, aż po rewolucję 1905 r. Gloger
łączy osłabienie Sienkiewiczowskiej wiary w bezwzględną wartość idei postępu
już z jego pobytem w Paryżu w latach 1878–1879, zaś zapisem owej przemiany
czyni pochodzący z tego okresu dramat Na jedną kartę. W tym ujęciu powstałe
u końca artystycznej drogi pisarza Wiry są już tylko konsekwencją zrodzonego
z myśli Tocqueville’a przekonania, że „nie można przeprowadzić określonych
zmian, abstrahując od typu kultury i tradycji, traktując ludzi i społeczeństwa jak
plastyczne twory dające się dowolnie modelować przez ideologów, gdyż wtedy
wszystkie próby reform przemieniają się w chaotyczną anarchię lub despotyczny
ucisk” [S, s. 41]. Z perspektywy łączącej nieodzowną dla indywidualnej wolności
myśl liberalną, z warunkującymi jej akceptację tradycyjnymi zasadami cywilizacji Zachodu, czyta Gloger również Rodzinę Połanieckich, uznaną za „odważn[ą]
i szczer[ą] prób[ę] pogodzenia dość odległych i trudnych do zaakceptowania
przez ówczesną opinię wartości” [S, s. 28].
Więcej problemów miał badacz z ujednoliceniem Sienkiewiczowskiej formuły narodowości, a to ze względu na sprzeczność między krytycznie postrzeganą przez pisarza codziennością polskiego życia narodowo-społecznego
i założeniem o wartości „narodu jako cennej podstawy tożsamości” [S, s. 144].
Zapisem przeobrażeń ideowych samego twórcy uczynił tu więc Gloger nie tyle
wypowiedzi prywatne, co literackie „opowieści o odnajdywaniu i podtrzymywaniu tożsamości wyobcowanego i poddanego wpływom ślepego losu „Ja”
[S, s. 154]. Jak bowiem czytamy w odniesieniu do jednej z nich:
W przeżyciu Skawińskiego możemy rozpoznać proces przeistoczenia, jakie dokonuje się
w nowoczesnej świadomości nie tylko Sienkiewicza, ale wielu wybitnych jednostek, które znękane
kosmopolitycznym oderwaniem od świata i wspólnoty, a zdane tylko na samostanowienie i samorealizację, zwracają się ku całości, wspólnocie, przeszłości, aby odzyskać tożsamość, przełamać
osamotnienie i odnaleźć sens. [S, s. 158]
Co ciekawe, za przykłady owych narracji, w ramach których „samoistny
podmiot ucieleśnia się w ojczyźnie” [S, s. 163], nie służą tradycyjnie przywoływane w tym kontekście powieści historyczne, lecz utwory takie jak Wspomnienia z Maripozy, Niewola tatarska oraz przywołany wyżej Latarnik. Tylko
pozornie bowiem Niewola tatarska i Trylogia są dziełami podobnymi w aspekcie
sposobów przejawiania się kategorii narodowości. Jeśli bowiem o pierwszym
z nich czytamy w rozprawie jako o „medium dla projektu silnej nowoczesnej
podmiotowości, manifestującej swoją niepodległość, ale zarazem ustanawiającej
nowy porządek wartości i poszukującej dróg do partycypacji w ciele ojczyzny”
[S. s. 165], to drugie zdaje się nie wykraczać „poza konwencjonalne schematy
rozumienia narodowo-religijnego patriotyzmu” [S, s. 144]. Stąd opisując społeczną siłę oddziaływania historycznego cyklu Sienkiewicza, badacz nie eks-
Współczesny Sienkiewicz. Literaturoznawcze portrety pisarza
425
ponuje jego wymiaru etycznego, lecz dydaktyczny, „przyczyni[ający] się do
wzmocnienia patriotyzmu i emancypacji świadomości narodowej szerokich
warstw ludowych” [S, s. 165].
Czym więc jest, anonsowane tytułem rozprawy, Sienkiewiczowskie doświadczenie nowoczesności? Z pewnością oznacza ono nie tylko zakorzenienie myśli
twórcy w najważniejszych kontrowersjach formacji ideowej pozytywizmu, ale
i otwiera jego myślenie na kryzys światopoglądowy epoki następnej. Trudno
też jednak nie zauważyć, że sam opis tego doświadczenia ujawnia, wbrew koncyliacyjnym dążeniom Glogera, istnienie nieusuwalnej sprzeczności między
wpisanymi weń tendencjami modernizacyjnymi i ich krytyką. Próbą osłabienia
aporii tkwiących w przypisanym Sienkiewiczowi nowoczesnym konserwatyzmie, łaknącym wiary sceptycyzmie czy koncepcji narodowości jako kategorii
wewnętrznego samodoskonalenia, staje się przesunięcie zainteresowań badacza
z płaszczyzny pragmatyczno-politycznej na etyczno-estetyczną. Wtedy jednak
rodzi się istotne pytanie, czy ta „inna” nowoczesność Sienkiewicza, w ramach
której sztuka staje się polem działań niejako zastępczych wobec „prawdziwego”
życia, pozostaje jeszcze w ogóle nowoczesnością.
***
Jaki więc wizerunek polskiego twórcy wyłania się z owych trzech rozpraw?
Przede wszystkim należy tu podkreślić, że przestrzeń jego biografii, zgodnie
z tezą Jerome Brunera o tym, że skoro „życia przeżywanego nie można oddzielić
od życia opowiadanego”, to znaczy, że jest ono „takie, jak się je interpretuje
i reinterpretuje”19, wykracza tu poza tradycyjnie pedagogizujące czy genetyczne
aspekty jej dotychczasowego funkcjonowania w literaturoznawstwie. O wartości
opisanych wyżej prac, jawnie dowodzących związków biograficznej wrażliwości
badaczy z podnietami nowych metodologicznych kontekstów, decydują przede
wszystkim sposoby czytania materiałów dokumentalnych i literackich przez pryzmat odniesień psychosocjologicznych oraz ideologicznych.
Tak postrzegany Sienkiewicz ujawnia się jako twórca pełen niekonsekwencji
i paradoksów nawet tam, gdzie dominuje chęć ujednolicenia i ujednoznacznienia
jego światopoglądu. Najbliższy pokusie biografizacji opartej na ciągłości i spójności, w ramach której każdy kolejny etap życia stanowi kumulację doświadczeń
etapów poprzednich, jest M. Gloger. Najbardziej oddala się od niej R. Koziołek, którego dyskurs stał się zapisem procesu przeobrażania faktów biograficznych w kompleksy zjawisk o charakterze symbolicznym. Między tymi dwoma
ujęciami sytuuje się myśl J. Sztachelskiej z jej „polimorficznym” widzeniem
Sienkiewicza, którego wizerunek interferuje z różnymi kontekstami literackimi,
filozoficznymi i antropologiczno-kulturowymi. Mimo jednak że każda z owych
19
J. B r u n e r, Życie jako narracja, „Kwartalnik Pedagogiczny” 1990, nr 4, s. 17.
426
Aleksandra Chomiuk
prac gdzie indziej lokuje ideowe centrum biografii autora Krzyżaków, wyznaczając też odrębne ścieżki w labiryncie jego tekstów, razem współtworzą one sienkiewiczologię odbiegającą od jej głównonurtowego ujęcia, taką, w której obraz
krzepiciela partykularnej polskości zostaje zastąpiony portretem europejskiego
twórcy żyjącego najważniejszymi problemami swoich czasów.
Aleksandra Chomiuk
CONTEMPORARY SIENKIEWICZ:
PORTRAITS OF THE WRITER IN CONTEMPORARY LITERARY CRITICISM
Summary
This article examines the evolution of the portraits of Henryk Sienkiewicz the writer in three
contemporary critical studies which connect the presentation of his work with outlines of its anthropological, psychological, social and ideological contexts. Founded on the premise that a work of
literary criticism must take account of the cultural background of its object, these studies construct
their biographical portraits granting all of the writer’s words, regardless of their fictional or nonfictional status, the value of documentary evidence. It seems that all three studies, which also reach
out to Henryk Sienkiewicz’s recently published complete correspondence, tend to replace the traditional image of the patriotic author the The Knights of the Cross with that of a writer keenly aware
of the issues that preoccupied the minds of contemporary Europeans.
POGŁOSY
RUCH LITERACKI
R. LVI, 2015, Z. 4 (331)
PL ISSN 0035-9602
LITERATURA – KULTURA – EDYTORSTWO
(Julian Maślanka, Szkice z dziejów literatury i kultury. Idee – motywy – wartości,
Polska Akademia Umiejętności. Wydział Filologiczny, Kraków 2014, ss. 378 + 11 rycin)
MACIEJ WŁODARSKI∗
Gustownie wydany tom prac Juliana Maślanki przynosi wybór studiów, które w większości
powstały w latach 2005–2011. Problematyka Szkiców wiąże się głównie z literaturą i kulturą okresu
romantyzmu, ale sięga także do epoki staropolskiej i potrąca też o wiek XX. Wśród tych prac
osobną grupę stanowią zagadnienia edytorsko-tekstologiczne, dotyczące utworów Słowackiego,
Norwida i Mickiewicza. Tom otwierają szkice o sarmatyzmie i o średniowiecznym podaniu związanym z osobą Walgierza Udałego. Autor przypomina, jak kształtowała się formacja kulturowa
szlachty polskiej, określana mianem „sarmatyzmu”, zwracając zarazem uwagę na współistnienie
w niej elementów sprzecznych, pozytywnych i negatywnych, co już może być postrzegane jako
paradoks, ale szkic zatytułowany Paradoksy sarmatyzmu ukazuje więcej tego rodzaju zaskakujących połączeń, jak choćby wizja rozkoszy zakończona wanitatywnym obrazem śmierci w utworze
Hieronima Morsztyna Światowa rozkosz czy istniejące wówczas przekonanie o tym, że świat zmierza ku zatracie, przy jednoczesnym rozwoju mocnego nurtu literatury humorystycznej. Maślanka
pokazuje też, jaką rolę odgrywał w tej literaturze wzorzec pozytywnego bohatera, Sarmaty-rycerza,
co wiązało się z ideą Polski jako „przedmurza chrześcijaństwa”, i jak rodziła się idea mesjanistyczna. W artykule tym można zarazem zauważyć pewne nieścisłości: pisząc o wyprawie Tomasza
Wolskiego do Ziemi Świętej, autor książki umieszcza ją „w XVII stuleciu na fali wybujałego,
iście sarmackiego indywidualizmu” (s. 16), a tymczasem rzecz działa się w wieku XVIII, z kolei
w dziele Szymona Starowolskiego Sarmatiae bellatores zamieszczone zostały nie tyle „epitafia”
bohaterów (s. 17), co raczej elogia.
W drugim szkicu „staropolskim” Maślanka podejmuje sprawę związków między historiografią i literaturą, przyglądając się bliżej kształtowaniu się podania o Walgierzu i Helgundzie, które
zamieszczone zostało w Kronice wielkopolskiej (koniec XIII w.). Historia ta wiąże się z grodami
w Tyńcu koło Krakowa i w Wiślicy, gdzie rozegrał się dramat tragicznej miłości, zdrady i kary.
Uczony omawia badania tej opowieści przez historyków i ukazuje jej literacką karierę. Dokładniejsza charakterystyka poświęcona została Powieści o Udałym Walgierzu Stefana Żeromskiego i dramatowi Antoniego Langego Atylla. Maślanka zwraca uwagę, że o ile postaci z rodów królewskich
znalazły znacznie większy oddźwięk w historiografii oraz literaturze, zwłaszcza romantycznej
i młodopolskiej, to „spoza kręgów »dynastycznych« tylko podanie kronikarskie o Walgierzu stało
się przedmiotem badań historycznych oraz tematem kilku dzieł literackich” (s. 48).
Swoistym „pomostem” między staropolszczyzną a romantyzmem jest artykuł o nauce i sprawie niepodległości pod zaborami. Autor pisze, iż gdy minął szok po utracie niepodległości, zaczęto
myśleć o przetrwaniu oraz utrzymaniu substancji narodowej. To stało się pobudką do zakładania
towarzystw naukowych. W szkicu omówiona zostaje działalność i zasługi tych instytucji w trzech
* Maciej Włodarski – prof. dr hab., Wydział Polonistyki UJ.
428
Pogłosy
zaborach: Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk (od 1800), Towarzystwa Przyjaciół Nauk
w Poznaniu (od 1857), Towarzystwa Naukowego Krakowskiego (od 1815) i Akademii Umiejętności (od 1872), ale także bardziej „specjalistycznych” towarzystw lwowskich, czy pokazuje się, na
czym polegało znaczenie kongresów ogólnopolskich.
Kolejną grupę stanowią artykuły poświęcone Mickiewiczowi. Pierwszy z tych szkiców opowiada o literaturach słowiańskich w paryskich wykładach Wieszcza, o zgromadzonej przezeń w tym
celu bibliotece, o zakresie tematycznym wykładów, o ich charakterze porównawczym. Badacz
przypomina, co interesowało Mickiewicza w literaturze poszczególnych krajów słowiańskich
(dobór autorów, kwestie utraty niepodległości) i co sądził o polskich pisarzach dawnych wieków.
Stwierdza, że wykłady stanowiły „jakby encyklopedyczne kompendium wiedzy słowianoznawczej na ówczesnym poziomie, przeznaczone głównie dla cudzoziemców” (s. 103). Do wykładów
nawiązuje też drugi artykuł, ukazujący, co Mickiewicz pisał o despotyzmie rosyjskim w Dziadach,
ale przede wszystkim, co mówił o nim w prelekcjach paryskich. Ukazując niespotykany despotyzm
i okrucieństwo carów, poeta wskazywał na mongolsko-tatarską niewolę Rusi, która wycisnęła niezatarte piętno na psychice ludności ruskiej, kształtując jej takie, a nie inne skłonności. Natomiast
trzeci z tych szkiców, opierając się na nieznanych materiałach archiwalnych (korespondencja),
przedstawia historię zabiegów Polonii tureckiej w latach 1901–1902, dotyczących zakupu domu
Mickiewicza w Konstantynopolu, budynku, który powstał w 1880 r. na miejscu domu drewnianego, w którym Wieszcz zakończył życie. Na apel Polonii w sprawę zbiórki pieniędzy na ten cel
zaangażowało się Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza we Lwowie i prezydent Krakowa Józef Friedlein. Korespondencja nie wyjaśnia jednak, dlaczego zakup nie doszedł wówczas
do skutku.
Cztery następne teksty są dość zróżnicowane tematycznie. Autor rozpoczyna od sprawy folkloru w poglądach romantyków, zwracając najpierw uwagę na zamaskowane oblicze polityczne
folklorystyki (fundament kultur narodowych). Na przykład Mickiewicz uważał ją za źródło kryjące
tajemnice zamierzchłej przeszłości, a serbskie pieśni epickie porównywał z epopejami Homera.
To zafascynowanie folklorem i nadzieję na rozbudzenie świadomości narodowo-patriotycznej
w warstwie chłopskiej Maślanka pokazuje także na przykładzie ówczesnych krytyków i historyków literatury (Michał Grabowski, Edward Dembowski, Michał Wiszniewski, Wacław Aleksander
Maciejowski), pisząc zarazem o ich rozczarowaniu po rebelii galicyjskiej w roku 1846.
Materiały archiwalne, przechowywane w zbiorach Biblioteki PAU i PAN w Krakowie, a konkretnie Album Teofila Lenartowicza, to przedmiot opisu i rozważań w kolejnym szkicu z tej grupy.
Album, skomponowany przez samego Lenartowicza, zawiera unikatowe akwarele i rysunki oraz
autografy utworów poetyckich różnych autorów, w tym także znanych pisarzy. Badacz stara się
odtworzyć drogę albumu od Lenartowicza do Ignacego Chrzanowskiego, który podarował ten
zbiór Bibliotece, oraz charakteryzuje zawartość albumu. Szczególna uwaga poświęcona zostaje
wierszom Cypriana Kamila Norwida, mówiącym o przyjaźni obu poetów, ale także zawierającym akcenty polemiczne, oraz akwarelom i rysunkom tegoż twórcy (11 ilustracji zamieszczonych
w książce). Wątpliwości budzi interpretacja ilustracji drugiej, o której Maślanka pisze, że ukazuje ona „w górnej części, za murem, zapewne cmentarnym, grupę kobiet rozpaczających i może
modlących się wśród grobów. W dolnej części, z tej strony muru, jest zamknięta brama, od której
odchodzi mężczyzna, zapewne dozorca cmentarza, z fajką w ustach i dużym kluczem (od wspomnianej bramy) w prawej dłoni, wyglądający dość beztrosko, co wyraźnie kontrastuje ze sceną
górną” (s. 197). Z pewnością można się zgodzić, że artysta chciał zaakcentować kontrast, ale scena
za murem przedstawia raczej postaci ulatujące w niebo, a nie kobiety modlące się nad grobami
(jest tam również nagie dziecko). Wypada raczej sądzić, iż są to rozdzielone murem cmentarnym
„przyziemność” i metafizyka.
Pozostałe dwa szkice z tej grupy dotyczą działalności wybitnego publicysty, krytyka literackiego i historyka sztuki, Juliana Klaczki (1825–1906). Pierwszy artykuł opowiada o jego patrio-
Pogłosy
429
tyzmie, wyraźnie zaznaczającym się w listach z Paryża, wysyłanych do poznańskiego „Gońca
Polskiego”, a poruszających temat aktualnych wydarzeń dotyczących spraw polskich na emigracji
i w Kraju pod zaborami. Drugi zaś przedstawia sylwetkę Klaczki jako pisarza politycznego i krytyka literackiego, a okazją do jego napisania była setna rocznica śmierci tego pisarza. Maślanka
przypomina biografię i dorobek pisarski tego wielkiego patrioty, Polaka żydowskiego pochodzenia, wszechstronnie uzdolnionego, który poświęcił życie dla nauki i działalności na rzecz Polski.
W zakończeniu artykułu pojawia się informacja o zamieszczeniu w książce fotokopii dokumentów
dotyczących Klaczki, znajdujących się w zbiorach rękopiśmiennych Biblioteki Naukowej PAU
i PAN w Krakowie, jednak zapowiedź ta nie została zrealizowana.
Wymieniona na początku grupa prac edytorsko-tekstologicznych obejmuje uwagi dotyczące
układu tekstu w pieśniach Beniowskiego, niewydanych za życia Słowackiego, przedstawienie
problemów edytorskich w dramatach Norwida oraz charakterystykę dokonań Stanisława Pigonia
jako edytora dzieł Mickiewicza. W związku z pieśniami Beniowskiego Maślanka przedstawia
decyzje wydawnicze kilku edytorów dzieł Słowackiego oraz wnioski wypływające z porównania
tych rozwiązań z odkrytą przez siebie kopią kilku pieśni (zamieszcza też podobizny sześciu stron
kopii). Przyglądając się dramatom Norwida, uczony notuje błędy dostrzeżone w dotychczasowych
edycjach i sygnalizuje potrzebę przygotowania nowego krytycznego wydania Dzieł wszystkich tego
poety. Wreszcie rozpatruje udział Pigonia w Wydaniu Sejmowym (od 1933 r.) Dzieł wszystkich
Mickiewicza i w Wydaniu Narodowym (po II wojnie światowej), omawia jego znakomitą edycję
Pana Tadeusza.
Ostatnie trzy szkice wkraczają w wiek XX. Przypominając dramat Antoniego Langego Wenedzi (1901), badacz śledzi historię ludu występującego pod tą nazwą i wyjaśnia, że dla Langego starożytność przedhistoryczna miała być tylko maską (alegorią Polski osiemnastowiecznej), a w rzeczywistości akcja dramatu toczy się w czasach saskich i stanisławowskich. Pokazuje też związki
łączące to dzieło z twórczością Juliusza Słowackiego. Zupełnie inny charakter niż dotychczasowe
szkice ma omówienie Wspomnień wojennych Karoliny Lanckorońskiej, wydanych w roku 2002.
Maślanka przede wszystkim relacjonuje dramatyczne zdarzenia, opowiedziane przez autorkę wspomnień, opatrując je swoim dopełniającym i wartościującym komentarzem, podkreśla autentyzm
opisywanej rzeczywistości i znaczącą obecność spraw o randze historycznej. Całą książkę zamyka
szkic dotyczący godności w literaturze, przejawiającej się zarówno w utworach i bezpośrednich
wypowiedziach pisarzy, jak też w ich postawie wobec otaczającej rzeczywistości. Autor bierze pod
uwagę różne znaczenia tego pojęcia, głównie jako cenną wartość, ale także np. z nacechowaniem
ironicznym.
Szkice z dziejów literatury i kultury to książka interesująca, pociągająca swoją wielotematycznością, napisana w sposób przystępny, przybliżająca wybrane zagadnienia naszej kultury także
czytelnikom spoza wąskiego kręgu specjalistów.
430
Pogłosy
PRZESZŁOŚĆ OPOWIADANA NA NOWO
(Paulina Małochleb, Przepisywanie historii. Powstanie styczniowe w powieści polskiej
w perspektywie pamięci kulturowej,
Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Warszawa–Toruń 2014)
ANNA PEKANIEC*
Traktując powstanie styczniowe jak wieloaspektowy, złożony, mieniący się rozmaitymi odcieniami tekst kultury, Paulina Małochleb dobitnie akcentuje jego narracyjny wymiar. Innymi słowy,
powstanie styczniowe nie jest przez nią postrzegane jako fakt historyczny, którego sposób przedstawiania poddawany bywa weryfikacji, natomiast zamienia się w tekstową figurę, dzięki której
można spojrzeć na literaturę piękną czy świadectwa historyczne (będące oczywistymi nośnikami
pamięci) inaczej niż do tej pory. Pytaniem modelującym cały zamysł jest: jak nurt pamięciowy
wpływa na sposoby pisania/mówienia o powstaniu? Ponadto, zestawione zostają ze sobą różne
wyobrażenia minionych wydarzeń, poddawanych kulturowym metamorfozom, mniej lub bardziej
zauważalnie odkształcających główny obraz powstania – bazujący na np. malarskich przedstawieniach Artura Grottgera czy Jana Matejki.
Na początku, dbając o zaznaczenie krytycznego wymiaru prezentowanych odczytań, autorka
wyraźnie określa cel, który zamierza osiągnąć (od razu zaznaczam, że z powziętego zadania
wywiązuje się więcej niż dobrze):
Opracowania historiograficzne nie straciły nic ze swej wartości, wydaje się jednak, że opowiadają nam one teraz inne historie. Tę ich potencjalną moc informacyjną chcę wykorzystać,
by pokazać zmieniające się sposoby interpretowania powstania styczniowego, które mówią nie
wyłącznie o samym powstaniu, lecz również o tym, jak oswajamy zdarzenia historyczne, jakie
mechanizmy i techniki stosujemy, by przekuć doświadczenie zbiorowe, doświadczenie społeczne
w rodzaj tekstu kulturowego. W tym wypadku będzie to opowieść o tym, jak historia o wojnie
domowej przekształcała narrację o wspólnocie.1
Pierwszy rozdział książki poświęcony jest postyczniowej historiografii. Podążając tropem
przede wszystkim Haydena White’a, Paula Ricoeura i Michela de Certeau, Jurija Łotmana, ale
i Jerzego Topolskiego, Krzysztofa Pomiana, Małochleb przygotowuje teoretyczny oraz interpretacyjny grunt do pieczołowitego rozłożenia na czynniki pierwsze zarówno relacji naocznych
świadków (Stanisława Koźmiana, Walerego Przyborowskiego, Rosjan – Mikołaja Berga i Mikołaja Pawliszczewa), jak i tych, którzy, choć sami powstania nie pamiętali (Józef Piłsudski, Józef
Grabiec, Paweł Jasienica), rozumieli doniosłość i długofalowe oddziaływanie, przejawiające się
w kulcie powstania, ale też w umiejętnym analizowaniu jego przebiegu i konsekwencji, co przekładać mogło się na myślenie polityczne oraz strategiczne w obliczu zbliżającej się wojny2. Wskazując
punkty styczne, jak i zasadnicze rozbieżności pomiędzy pracą historyka a interpretatora, autorka
celnie wydobywa postępujące nakładanie się na siebie perspektywy obu badaczy przeszłości –
reaktywujących ją w formie opowieści. Dzięki czemu historiograficzne sprawozdanie płynnie
przekształca się w tekst możliwy do rozszyfrowania dzięki modelującej go, jednej z czterech,
* Anna Pekaniec – dr, Wydział Polonistyki UJ.
1
P. M a ł o c h l e b, Przepisywanie historii. Powstanie styczniowe w powieści polskiej w perspektywie pamięci kulturowej, Warszawa–Toruń 2014, s. 23. Zob. również tamże, s. 8–9. W dalszej
części tekstu cytaty lokalizowane są według niniejszego wydania przy pomocy skrótu P i podania
strony, z której konkretny passus zaczerpnięto.
2
Zob. [P, s. 44–45].
Pogłosy
431
kategorii narracyjnych, zaproponowanych przez White’a, czyli romansowi, komedii, satyrze albo
tragedii3. Zależnie od przebiegu i finału fabuły – powstanie styczniowe miało zaowocować rozwiązaniem pokojowym, po pokonaniu piętrzących się przeszkód; wzorzec tragiczny oznaczał klęskę,
natomiast ironiczny pewnego rodzaju stagnację, wywoływaną przez nieefektywne postępowanie.
Małochleb podkreśla, że by móc pełniej zrozumieć powstańcze fabuły należy dokonać „rekonstrukcji warstwy semiotycznej, obrazowania i metaforyki” [P, s. 80]. Zatem skrupulatnie wylicza
metafory: pożaru, tłumienia, niższości, buntu barbarzyńców, braku powietrza, a po nich grobu,
Golgoty i Królestwa Bożego, ciemności, choroby, ewentualnie szaleństwa. Obok nich pojawiają
się, równie znaczące i czytelne, metafory żerowiska, schyłku, pustyni, porywu, czy też wzlotu.
Stają się one punktami wyjścia do omówienia kluczowych znaczeń patriotycznego zrywu. Który
ze sposobów przedstawiania powstania okazał się najtrwalszy? Wygrał najmniej optymistyczny,
w rozmaitych odsłonach, wracając zarówno w dwudziestoleciu międzywojennym, jak i w prozie
pisanej po 1945 roku.
Proza traktująca o powstaniu styczniowym stała się głównym przedmiotem rozważań autorki
w trzech kolejnych rozdziałach, napisanych z dużą wnikliwością, precyzyjnych, klarownych. „Młot
i dłuto”. Powstanie styczniowe w powieściach lat 1864–1939 to obszerny przegląd prozy wysokoartystycznej i popularnej, co jest chwytem nie tylko efektownym, ale i produktywnym. W wyniku
takiego zestawienia na plan pierwszy zostaje wydobyta ważna cecha łącząca wymienione nurty:
[…] oba obiegi przedstawiały szlachecki punkt widzenia, pisane były z perspektywy grupy uznającej się za dominującą, kreującej narodowy dyskurs. Jednakże literatura popularna nie problematyzowała tej pozycji, umacniała ją raczej przez reprodukcję i podporządkowanie treści „nieszlacheckich”: eskamotowanie problemu chłopskiego lub upodrzędnienie kwestii socjalnej wobec
kwestii narodowej. Tymczasem literatura wysoka podkreślała wewnętrzny podział społeczeństwa,
skupiła się na przyczynach chłopskiej obcości. Literatura popularna przedstawiała powstanie jako
wojnę szlachty z Rosją. [P, s. 200]
Ponadto literatura popularna akcentowała pozytywny wymiar działań powstańczych, które
nadawały sens pozornie bezowocnym zabiegom, happy end miał nadejść w przyszłości, uświęcając poniesione straty. Natomiast w obrębie literatury wysokoartystycznej powstanie nie było już
tak jednoznacznie pozytywnie waloryzowane. Wręcz przeciwnie, jawiło się jako aktywność nie
tyle chybiona, co wewnętrznie sprzeczna, skłaniająca do refleksji nad słusznością całego zrywu
niepodległościowego.
Małochleb dzieli sięgającą po tematykę powstańczą prozę z lat 1864–1939 na trzy fazy:
pierwsza 1864–1880 ma silny wydźwięk rozrachunkowy, polemiczny, demaskujący nieetyczne
postawy arystokracji (vide powieści Michała Bałuckiego, Józefa Dzierzkowskiego – autorów, którzy walczyli w powstaniu); druga faza to lata 1881–1912 – czas dydaktyzmu splecionego z heroizacją. Do grona autorów dołączają najwięksi: Eliza Orzeszkowa4, Bolesław Prus, ale i Ignacy
Sewer Maciejowski, Maria Konopnicka, Jan Zachariasiewicz. Lata 1913–1939 to trzecia faza
rozwoju powstańczych historii, w obrębie których zachodzą dwa ważne procesy – a mianowicie:
mitologizacja i sakralizacja, w jasny sposób oznaczająca też upolitycznienie (np. Marii Jehanne
Wielopolskiej słynne Kryjaki ze wstępem Stefana Żeromskiego, któremu przecież ten temat
3
Por. P, s. 70–71.
Jej powstańcze opowiadania z tomu Gloria victis stały się także przedmiotem kontekstowego namysłu Mateusza Skuchy, analizującego sposoby reprezentacji męskości w późnej twórczości
prozatorskiej Józefa Ignacego Kraszewskiego. Zob. M. S k u c h a, Ładni chłopcy i szalone. Męskość i kobiecość w późnym pisarstwie Józefa Ignacego Kraszewskiego, Kraków 2014. Przypominam o tej publikacji z jeszcze jednego powodu – sądzę, że interesującym wyzwaniem byłoby
przyjrzenie się narracjom o powstaniu styczniowym z perspektywy uwzględniającej konotacje genderowe i ich konsekwencje dla polityki pamięci o wydarzeniach historycznych.
4
432
Pogłosy
nie był obcy – choćby znane opowiadanie z tomu Rozdzióbią nas kruki, wrony oraz tak ważna
Wierna rzeka).
W omawianym rozdziale na szczególną uwagę zasługują dwie kwestie, czyli rozpatrzenie
z wykorzystaniem analiz morfologicznych spod znaku Władimira Proppa i Algirdasa Juliena
Greimasa wewnętrznej dynamiki popularnej powieści o powstaniu, oraz niedługa, ale cenna,
próba scharakteryzowania typów bohaterek powstańczych narracji – od wycofanych strażniczek
domowego ogniska po zaangażowane uczestniczki, od patriotek po zdrajczynie (tabu romansu
z Rosjaninem). Jedynie dla porządku chcę przypomnieć o wydanej ponad osiemdziesiąt lat temu
(1933) bardzo interesującej i do dziś atrakcyjnej poznawczo oraz czytelniczo książce pt. Ciche
bohaterki. Udział kobiet w powstaniu styczniowym (materiały). Maria Bruchnalska na początku
lat 30. XX wieku dokładnie przeanalizowała, a następnie spisała opowieści o rozmaitych formach
aktywności kobiet podczas powstania styczniowego. Publikacja, którą ciężko zaklasyfikować
gatunkowo, to dynamiczna próba docenienia udziału kobiet w powstaniu, choć trzeba przyznać, kobiety rzadko brały udział w otwartych walkach, co w żadnym stopniu nie umniejsza ich
zaangażowania.
Ustalony do roku 1939 obraz insurekcji, siłą rzeczy uległ zmianie po wojnie, a szczególnie
w dobie krótkiego, acz dosadnego triumfu socrealizmu. Temu zagadnieniu Małochleb poświęciła
trzeci rozdział książki – trafnie wskazując na pewną anachroniczność tworzonych wtedy narracji,
ich negatywny wydźwięk. Pojawiają się też ciekawe, symptomatyczne tendencje, np. konstruowanie bohaterów głęboko przekonanych o słuszności powstańczego, czy nieco inaczej, rewolucyjnego czynu; przesuwanie się tematów/kwestii marginalizowanych bliżej centrum oraz interesująca
wyrazistość narracji, nierzadko brutalnych, werystycznych.
Krótkie omówienie trzech rozdziałów Przepisywania historii z pewnością nie wyczerpuje
ich ogromnego potencjału, kryjącego się przede wszystkim w niepowierzchownych, rzetelnych
analizach, ukazujących zaskakującą (zdecydowanie in plus) użyteczność dziś już nieco zapomnianych strukturalistycznych metod. To dzięki nim silniej zostaje wyeksponowana immanentna cecha
omawianych narracji, czyli niejednoznaczność:
Literatura o powstaniu pogrążona jest bowiem w ciągłej ambiwalencji: buduje i rozbija mity,
konstruuje pamięć zbiorową i krytycznie ją analizuje, umacnia dyskurs władzy, ale też dąży do jego
podmycia. Głosi kult indywidualnego, ale równocześnie umacnia prawo wspólnoty do władzy nad
jednostką. Choć te sprzeczne kierunki są typowymi strategiami w obszarze literackiego kształtowania pamięci, to prowadzą one do stworzenia nurtu powieściowego opartego na stałym napięciu,
wewnętrznie udialogizowanego, łączącego dyskurs literacki i historiograficzny, zawierającego
arcydzieła i teksty brukowe. [P, s. 11]
Socrealistyczny patos w powieściach powstałych po 1956 roku, będących głównym „materiałem dowodowym” w ostatnim już, czwartym rozdziale, ustępuje miejsca wysoce produktywnej
ironii. Obok podsumowania do tej pory poczynionych ustaleń, pojawia się w nim niezwykle cenny
aspekt polemiczno-publicystyczny. W tekstach pisanych m. in. przez Stanisława Rembeka (Ballada o wzgardliwym wisielcu), Władysława Terleckiego (Lament), Andrzeja Kijowskiego, Pawła
Jasienicę (podkreślam, że tu autorka rezygnuje ze ścisłego rozdzielania prozy i szeroko rozumianej
literatury niefikcjonalnej) podkreślona zostaje mechanika zmian rozumienia mitu powstańczego,
notabene nierzadko wykorzystywanego jako maska dyskusji o współczesności. Stopniowo powieść
zawierająca choćby analogie do powstania zaczęła coraz bardziej rozwarstwiać się. Chodziło nie
tylko o (kolejną) rewizję mitów, próbowano również wpleść je w dyskusję o wzajemnych wpływach historii i pamięci. Tu przywołani zostają Maurice Halbwachs i Pierre Nora, rozpoznający
działania kategorii pamięci. Istotne jest to, że coraz częściej okazuje się, iż granica pomiędzy
literaturą a historią jest nieostra. Żywioł narracyjny, ponadgatunkowy, nierzadko generuje spięcia
pomiędzy różnymi wersjami przeszłości, co bezpośrednio prowadzi do mocnego zaakcentowania
Pogłosy
433
rozumienia tradycji w kategoriach słabych, tj. podkreślających jej niestabilność i przepuszczalność,
procesualność.
Aleida Assmann, jedna z ewidentnych patronek Przepisywania historii, analizując poszczególne rejestry współczesnego zauroczenia paradygmatem pamięci (a szczególnie jego frapującą
efektywnością), cytuje włoskiego pisarza Italo Svevo:
Przeszłość zawsze jest nowa. Nieustannie się zmienia, w miarę jak życie kroczy do przodu
[…]. Teraźniejszość dyryguje przeszłością jak członkami orkiestry. Potrzebuje tych, a nie innych
dźwięków. Przeszłość jawi się więc raz długą, raz krótką. Już to wybrzmiewa, to znów milknie.
W teraźniejszość ingeruje tylko ta cząstka przeszłości, której zadaniem jest ją rozjaśnić bądź
zaciemnić.5
Ponawiane narracje o przeszłości nie pozwalają zastygnąć jej w ustalonym raz na zawsze
kształcie. Zmiany proporcji, przesunięcia akcentów, mniejsza lub większa dynamika przekształceń
w obrębie polityki pamięci, stale zmuszają do weryfikacji poczynionych ustaleń. Mówienie/pisanie
o powstaniu styczniowym podlegając przekształceniom, w dużej mierze zależącym od koniunktur
politycznych, modyfikacji w obrębie gatunków literackich, aktualizacji krytycznego potencjału
zawartego w świadectwach historycznych, uzmysławia, że negocjowanie pamięci o nim to proces
wyjątkowo złożony. W jego wyniku powstają nie tylko kolejne, swoiste narracje „zmącone” – ze
względu na zawiłości genologiczne, ideologiczne. Paulina Małochleb celnie wydobyła ich palimpsestową naturę; nadpisywane na sobie kolejne warstwy, dzięki udatnemu zastosowaniu narzędzi
strukturalistycznych, nie tylko stają się lepiej widoczne, ale też uzmysławiają uwikłanie w szereg
zależności.
Wymowne fabuły, kreślone pewną ręką sylwetki bohaterów (traktowanych bardziej jako typy,
mniej jako indywidualności), niejednoznaczność ocen, wszystko to podkreśla złożoność, romantycznego z ducha, mitu powstania styczniowego, któremu nie można także odmówić pewnego rysu
sentymentalnego; swoją drogą warto podkreślić, że w obrębie samego mitu silnie konkurują ze
sobą dwa, ciągle żywe, tryby lekturowe: romantyczny i pozytywistyczny. Autorka nie tylko zadbała
o ich precyzyjne wydobycie, lecz przede wszystkim pokazała ich nieprzerwaną produktywność,
nie zastygającą w ustabilizowanych formułach interpretacyjnych. Stąd też, zaproponowane przez
Paulinę Małochleb sposoby porządkowania powstańczych schematów fabularnych – tak długo
stanowiących synekdochę dziejów Polski w ogóle (dziś, jak wiadomo, ich miejsce zajęła opowieść o powstaniu warszawskim6) – przy całej efektywności oraz przekonująco udowodnionej
wieloaspektowości, są tylko i aż przykładami na to, iż przeszłość była, jest i będzie opowiadana
na nowo, ożywiana zgodnie z rytmem zmieniających się kontekstów7, przybierając kształt sieci –
w pewien sposób regularnej, lecz o niejasno zaznaczonych konturach. Historie powstania styczniowego, zgodnie z konceptami Haydena White’a traktowane jako konstrukty, są nie tyle wyjaśniane,
odkrywane, ile budowane od nowa. Zastygające na chwilę w metaforach, ostrożnie ufające refe5
Cyt. za: I. S v e v o, Zeno Consoni, Hamburg 1957, s. 467 [w:] A. A s s m a n n, Przestrzenie
pamięci. Formy i przemiany pamięci kulturowej, tłum. Piotr Przybyła. Tekst Assmann zamieszczony jest w antologii pt. Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, pod
red. Magdaleny Saryusz-Wolskiej, Kraków 2009, s. 109. Polskie tłumaczenie powieści ukazało się
w r. 1936.
6
Warto zaznaczyć, że powstanie warszawskie nierzadko rozpatrywane jest z uwzględnieniem pespektywy genderowej. Odsyłam do przykładowych dwóch publikacji: M. K o b i e l s k a,
Co mówi powstanka? Emancypacja i zależność w najnowszych kobiecych narracjach o powstaniu
warszawskim [w:] (P)o zaborach, (p)o wojnie, (p)o PRL. Polski dyskurs postazależnościowy dawniej i dziś, pod red. H. Gosk i E. Kraskowskiej, Kraków 2013; W. G r z e b a l s k a, Płeć powstania
warszawskiego, Warszawa 2013.
7
Zob. [P, s. 21–22].
434
Pogłosy
rencjonalności, jednocześnie podważają własne charakterystyki, co przede wszystkim dzieje się za
sprawą destabilizującej właściwości pamięci, tej samej, która, z jednej strony zabiega o utrwalenie,
a z drugiej ochoczo zadaje kłopotliwe pytania, rewindykuje, weryfikuje.
Mówiąc inaczej, w misternych analizach Pauliny Małochleb pamięć o powstaniu styczniowym
to materia permanentnie podlegająca negocjacjom. Zarówno źródła historiograficzne, jak i proza,
której autorzy próbowali rozliczyć się z romantyczno-pozytywistycznym mitem, stają się przestrzenią systematycznych prze-pisań i zmian potencjalnych znaczeń. Co ważne, dochodzi w nich
do stopniowego, niespiesznego, acz konsekwentnego zamazywania granic pomiędzy szeroko
pojętą historią i literaturą. Liczy się tylko opowieść i możliwość jej ponawiania w konfiguracjach
dotychczas niebranych pod uwagę. Bogate konstelacje tekstowe plus praca pamięci – to przepis na
raz po raz reaktywowaną opowieść o powstaniu styczniowym.
CIAŁO W NAJNOWSZYCH DYSKURSACH HUMANISTYCZNYCH
(O płci, ciele i seksualności w kulturze i historii,
pod redakcją M. Karwatowskiej, R. Litwińskiego, A. Siwca,
Lublin 2014)
JUSTYNA SIWIEC*
W ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie ukazała się obszerna publikacja zbiorowa poświęcona sprawom „płci, ciała i seksualności
w kulturze i historii”, zredagowana przez Małgorzatę Karwatowską, Roberta Litwińskiego i Adama
Siwca. Ta intrygująca już samym tytułem, piękną okładką oraz okazałymi rozmiarami praca stanowi kolejną próbę częściowego podsumowania czy uporządkowania refleksji nad najbardziej
dziś palącymi (w szerokim sensie tego przymiotnika) zagadnieniami polskich dyskursów humanistycznych1. Omówienie tej publikacji, wprawdzie nie pierwszej i najpewniej nie ostatniej eius
generis, staje się jednak pomyślną sposobnością do krótkiej, lecz, jak się zdaje, zawsze pożytecznej
refleksji nad skomplikowaną problematyką cielesności oraz konotowanymi przez nią zagadnieniami badawczymi czy metateoretycznymi. Interesująca nas praca charakteryzuje się różnorodnością perspektyw metodologicznych, częstokroć o inter- czy może raczej transdyscyplnarnym
zacięciu oraz widocznym już na pierwszy rzut oka bogactwem ujęć proponowanych w temacie
kategorii. Autorzy zgodnie z duchem „post” zrezygnowali z wyrazistego, a więc i waloryzującego
podziału na „niskie” i „wysokie” reprezentacje ciała, płci, seksualności. Wszystkie wymienione
cechy zaliczyć należy zdecydowanie na poczet zalet lubelskiego tomu. Podobnie jak i znajdującą
swe uzasadnienie trójdzielną kompozycję porządkującą materiał w trzech kręgach tematycznych:
kulturowym, literackim i historyczno-edukacyjnym.
We wstępie omawianego tomu redaktorzy, akcentując aktualność proponowanej problematyki,
powołują się na wyraźnie dziś dostrzegalne zjawisko oporu wobec gwałtownych zmian w porządku
* Justyna Siwiec – doktorantka, Wydział Polonistyki UJ.
1
Określenie: „refleksja humanistyczna” stosuję w jej tradycyjnym, umownym sensie wskazującym na pewien porządek instytucjonalny, nie podejmując w tym miejscu refleksji nad stosunkiem
humanizmu i posthumanizmu.
Pogłosy
435
społecznym przypisywanego tu, jak się zdaje, zwłaszcza środowiskom kościelnym, na co wskazuje peryfrastyczne, ale zarazem wielce wymowne określenie „antygenderowa krucjata”, użyte do
opisania tego znamiennego fenomenu kulturowego. Inicjatorzy publikacji wyrażają w tym miejscu nadzieję, że „ostatecznie spokojna i wyważona refleksja naukowa zwycięży nad emocjami”2,
kreśląc tym samym dualistyczną (czyli, jak wiemy z lekcji udzielonej przez Derridę, dość niebezpieczną) i w gruncie rzeczy tradycyjną opozycję pomiędzy negatywnie w tym przypadku postrzeganą emocjonalnością a niesprecyzowanym niestety bliżej kryterium naukowości. Pojawia się tu
zatem nieuchronne, choć skądinąd bardzo aktualne pytanie, jak pojmować ową drugą kategorię?
Jako że ścisła i wyczerpująca odpowiedź na tak postawiony problem, która w sposób zasadniczy
ułatwiłaby ocenę wspólnego wysiłku kulturoznawców, literaturoznawców i historyków pozostaje
na dzień dzisiejszy raczej w sferze marzeń (i to w dodatku raczej konserwatywnie zorientowanych badaczy) pozwólmy sobie na krótką dywagację, jakie kryteria oceny należałoby zastosować
w przypadku omawianej publikacji. W pierwszej kolejności zarzucić wypada klasyczną kategorię
prawdy obiektywnej, z jasnych przyczyn nieadekwatną dla antyesencjalistycznie zorientowanych
badaczy. Równie niewystarczające wydaje się jednak także poprzestawanie na li tylko instytucjonalnie uprawomocnionym potwierdzaniu pewnych z góry ustalonych dogmatów. W poszukiwaniu
odpowiedzi na pytanie, czym byłaby deklarowana we wstępie tomu naukowość zawartych w nim
tekstów, należy się zatem (z konieczności intuicyjnie jedynie) zwrócić w stronę pewnych umownych warunków uprawiania refleksji kulturoznawczej czy historycznej: takich jak na przykład:
prawomocność prezentowanych sądów (w rozumieniu ich pragmatycznego dowiedzenia) oraz
świadomość nie tylko tekstualności historii, lecz także, często niestety bagatelizowanego w najnowszych odczytaniach tekstów kultury, aspektu ich historyczności3.
Wydaje się, że niektórym autorom, czy może raczej pewnym aspektom ich wywodu, nie
udaje się uniknąć pułapek stwarzanych przez współczesne mody metodologiczne czy pewne
wyraźnie dziś dostrzegalne tendencje opisu. Dość pospolitym problemem, obecnym niestety
także w niniejszej publikacji, jest uproszczony, często drastycznie, obraz tradycji judeochrześcijańskiej wynikający z traktowania kilku tysięcy lat dziedzictwa kulturowego jako swoistego
kontrapunktu dla prezentowanych tez. Zdawkowe uwagi umieszczane najczęściej we wstępach
artykułów, mające stanowić negatywne tło dla dalszego wywodu, wywołują niekiedy konsternację: Religia chrześcijańska w tradycji starotestamentowej ukazuje natomiast ciało jako słabe,
skłonne do grzechu i niezdolne do odczuwania woli Boga4; Św. Augustyn-promotor antyseksualnych obsesji chrześcijaństwa kojarzył sferę seksu wyłącznie z grzechem i winą5 – czytamy
w początkowych uwagach skądinąd interesujących artykułów. Trudno oczywiście przeprowadzać wartościową polemikę, operując na takim stopniu ogólności sądów, nie sposób jednak nie
zauważyć, że konstatacje powyższe noszą znamiona nadmiernych symplifikacji. W pierwszym
przypadku wywołującym skomplikowaną problematykę biblijnej koncepcji antropologicznej
przywołać wystarczy dowolny niemal fragment Księgi Psalmów, by zauważyć, że chrześcijaństwo dziedziczy po judaizmie zasadniczo monistyczną wizję człowieka (podlegającą później rozmaitym uzgodnieniom z dualizmem antropologicznym o proweniencji hellenistycz2
M. K a r w a t o w s k a, R. L i t w i ń s k i, A. S i w i e c, Wstęp [w:] O płci, ciele i seksualności
w kulturze i historii, pod red. tychże, Lublin 2014, s. 9.
3
Uwagi na ten temat czynił już kilkanaście lat temu P. U r b a ń s k i, zob. t e g o ż, Zakazana
przyjaźń w poezji nowołacińskiej [w:] Ciało, płeć, literatura: prace ofiarowane profesorowi Germanowi Ritzowi w pięćdziesiątą rocznicę urodzin, pod red. M. Hornung, M. Jędrzejczaka, T. Korsaka, Warszawa 2001, s. 554.
4
D. F i l a r, „Ciało w umyśle – umysł ucieleśniony”: cielesność w kulturze i filozofii a eksperiencjalizm we współczesnej lingwistyce [w:] O płci, ciele i seksualności… , dz. cyt., s. 30.
5
B. S k o w r o n e k, Wyrazić niewyrażalne. Filmowe reprezentacje orgazmu. Rekonesans [w:]
O płci, ciele i seksualności…, dz. cyt., s. 139.
436
Pogłosy
nej)6, w którym to ujęciu w ł a ś n i e s o m a t y c z n o ś ć, wbrew postawionej wyżej tezie, jawi się
jako płaszczyzna odczuwania woli Bożej, ponosząc konsekwencje grzechu – aktu woli człowieka:
Nic zdrowego nie ma w mym
ciele
z powodu Twego gniewu,
nic całego w moich kościach
z powodu mego grzechu.
Przerosły mnie bowiem moje
nieprawości,
zbyt na mnie ciążą, jak
nadmierne brzemię.
Rany moje cuchną i ropieją
na sutek mego szaleństwa.7
Z kolei autor drugiego stwierdzenia zupełnie pomija elementarne dla etyki chrześcijańskiej
rozróżnienie pomiędzy seksualnością małżeńską i pozamałżeńską, co odnotowawszy, warto nadmienić, iż „promotor antyseksualnych obsesji chrześcijaństwa” podkreślał w dziełach takich, jak
De bono coniugali czy Contra Julianum wartość przyjemności płynącej ze współżycia małżonków:
Pożądliwość jest zła właśnie dlatego, że jeśli nie zostanie zatrzymana przez godziwą przyjemność, dąży do doznawania rozkoszy bez względu na to, czy jest ona godziwa, czy nie [Contra Julianum, VI, 16.50; PL 44, 852]. Oczywiście nie ulega kwestii, że współczesny badacz ma wszelkie
prawa by dystansować się, dekonstruować czy podważać zasadność konkretnych systemów normatywnych, wydaje się jednak słuszne tego typu działania opierać na komentowaniu faktycznego
stanu rzeczy. Z kolei w pierwszej prezentowanej w tomie publikacji czytamy, iż w nauczaniu Ojców
Kościoła najpierw odmówiono kobiecie prawa do samostanowienia, a następnie usankcjonowano
taki stan rzeczy „argumentami” z Biblii, po czym autor tekstu w dość kategoryczny sposób odżegnuje wypowiedzi Ojców Kościoła na temat kobiet od jakiejkolwiek logiki8. Cały wywód na temat
kondycji kobiet w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, jakże charakterystyczny dla sygnalizowanego tu problemu, prawdopodobnie doprowadziłby autora do innych wniosków, gdyby tylko nie
zrezygnował (jak zresztą sygnalizuje, świadomie) z odpowiedniego dla omawianej problematyki
kontekstu historycznego. Myśl pisarzy wczesnochrześcijańskich usytuowana na właściwym dla
niej tle rozpadającego się porządku antycznego jawi się bowiem raczej jako ogromny wysiłek myśli
usiłujący uzgodnić zastaną sytuację społeczną (zadajmy tu znamienne pytanie o pozycję kobiety
w grecko-rzymskim polis [!]) z nowym porządkiem religijnym, sięgającym ze swej istoty poza czas
ziemskiego egzystowania9. Polemiki wczesnochrześcijańskie o miejscu kobiety w społeczeństwie
(które z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy i wrażliwości, można rzecz jasna oceniać negatywnie)
wynikały wszak nie z pierwotnego „odmówienia kobiecie prawa do samostanowienia” (kto i kiedy
miał tego dokonać?), lecz z rewolucyjnego wstrząsu, jakim było wprowadzenie ideałów ewangelicznych w reprodukcyjny dyktat „porządku polis” zorientowanego na ziemskie przetrwanie10.
6
Więcej na ten temat: M. F i l i p i a k, Biblia o człowieku. Zarys antropologii biblijnej Starego
Testamentu, Lublin 1979.
7
Psalm 38, Pismo Święte. Stary i Nowy Testament, oprac. ks. M. Petera, ks. M. Wolniewicz,
Poznań 2007.
8
T. S z k o t u ł, Perypetie dyskursu cielesności od antyku do ponowoczesności… [w:] O płci,
ciele i seksualności…, dz. cyt., s. 16–17.
9
Warto tu zaznaczyć, że w nauczaniu Ojców Kościoła nierówność kobiet i mężczyzn traktowana była częstokroć jako zjawisko przejściowe, dotyczące jedynie ziemskiej egzystencji, zakładające przyszłe zrównanie płci w Eschatonie – por. M. G o ł ę b i o w s k i, Małżeństwo Józefa i Maryi
w literaturze i piśmiennictwie staropolskim doby potrydenckiej, Kraków 2015, s. 27–28.
10
Problematykę doskonale naświetla już I rozdział pracy Petera B r o w n a, Ciało i społeczeństwo: mężczyźni, kobiety i abstynencja seksualna we wczesnym chrześcijaństwie, Kraków 2006.
Pogłosy
437
Jeśli zatem zrezygnować z instrumentalnego traktowania argumentów historycznych, na chrześcijaństwo należałoby spoglądać tyleż jako na dyskurs sankcjonujący (choć nie w sposób absolutny)
niższą pozycję kobiety w społeczeństwie, co na rewolucyjny krok w kierunku rewindykacji tejże
podległości. Na to jednak nie pozwala skrótowe ujęcie wynikające z dość problematycznej formuły
artykułu usiłującego na kilkunastu stronicach rozprawić się z Perypetiami dyskursu cielesności
od antyku do ponowoczesności. Czynione tu uwagi nie zmieniają jednak faktu, iż druga część
omawianego tekstu, w którym autor – Tadeusz Szkotuł – błyskotliwie komentuje ambiwalencję
współczesnego „wyzwolenia ciała” jest ze wszech miar godna polecenia.
Podobny problem – zdecydowanie zbyt szerokiego jak na artykuł zbiorowego tomu problemu
badawczego – spotykamy i w innym tekście: Specyfika postrzegania ciała człowieka w polskiej
kulturze ludowej Agnieszki Litwińczuk11. Praca ta zasługująca zdecydowanie na wyróżnienie ze
względu na wyjątkowo bogaty materiał źródłowy oraz wielostronne ujęcie zagadnienia z pogranicza etnografii, antropologii i językoznawstwa stawia sobie za cel zadanie zbyt ambitne jak na
lapidarną formę artykułu. Wątpliwości budzi traktowanie kultury ludowej jako swoistego monolitu
niezróżnicowanego ani pod względem geograficznym, ani historycznym. Autorka bowiem, snując
swój wywód, szesnastowieczne legendy bogomilskie umieszcza tuż obok źródeł Kolbergowskich
sąsiadujących z kolei z badaniami współczesnych etnografów12. Ten dojmujący brak jakichkolwiek
czasowych czy choćby przestrzennych rozróżnień budzi ryzyko kolonialnego w gruncie rzeczy
traktowania tego skomplikowanego obszaru badań. Problematyczny wydaje się zresztą już sam
tytuł pracy, ściślej mówiąc, określenie „polska kultura ludowa”, biorąc pod uwagę, iż autorka omawia źródła polskie, ale i ukraińskie, huculskie, południowosłowiańskie.
W omawianej publikacji znajdziemy oczywiście szereg artykułów badających rozmaite (choć
w większości współczesne) teksty kultury za pomocą najnowszych narzędzi teoretycznych. Indywidualna ocena każdego z nich nie jest niestety możliwa w ramach krótkiej recenzji. Jeśli jednak
pokusić by się o pewien ogólny i najpewniej subiektywny wniosek, stwierdzić można, iż najbardziej
interesujące są prace łączące nowoczesne spojrzenie uwrażliwione na problemy korporalno-tożsamościowe z tradycyjną interpretacją nierezygnującą z filologicznej analizy oraz osadzenia tekstu
kultury we właściwej dlań genologiczno-historycznej osnowie. Szczególnie wartościowe są także
teksty dokonujące rekapitulacji czy krytycznej refleksji na temat współczesnych metodologii „spod
znaku ciała”, takie jak choćby Pawła Grafa, Ciało nie płeć, płeć nie ciało13, w którym autor wskazuje
trafnie kilka pułapek myślowych, czyhających na zwolenników współczesnych teorii postfeministycznych. Warto też zwrócić uwagę na nieszablonowy pomysł Marty Wójcickiej, by w refleksji nad
ciałem wykorzystać dokonania m.in. teorii semiotyki kultury szkoły tartusko-moskiewkiej otwierającej, jak udowodniła autorka, zaskakująco szerokie pole namysłu nad problematyką korporalną14.
Wszystkim zainteresowanym dylematami współczesnej historiografii polecić wypada z kolei interesujące teksty z ostatniego kręgu tematycznego, zwłaszcza zaś świetny artykuł Dominiki Staszczyk
Jak się pisze szkolne historie (kobiet)…15 poruszający wyjątkowo, jak się okazuje, skomplikowaną
problematykę włączania historii kobiet w obieg praktyki dydaktycznej.
11
A. L i t w i ń c z u k, Specyfika postrzegania ciała człowieka w polskiej kulturze ludowej…
[w:] O płci, ciele i seksualności…, dz. cyt.
12
Tamże, s. 56–60.
13
P. G r a f, Ciało nie płeć, płeć nie ciało [w:] O płci, ciele i seksualności…, dz. cyt.
14
M. W ó j c i c k a, Ciało jako tekst kultury i nośnik pamięci [w:] O płci, ciele i seksualności…, dz. cyt.
15
D. S t a s z c z y k, Jak się pisze szkolne historie (kobiet)… [w:] O płci, ciele i seksualności…, dz. cyt.
SPIS TREŚCI
Artykuły i rozprawy
Michał G o ł ę b i o w s k i, „Mocna jest jako śmierć miłość”. Kilka słów o duchowości małżeńskiej na podstawie trzech wierszy żałobnych XVI i XVII wieku...
Tadeusz B u d r e w i c z, Pogrzeb Bolesława Prusa.................................................
Agnieszka K u n i c z u k - T r z c i n o w i c z, Ślad ręki – ślad myśli. O rękopiśmiennych odmianach „Niewoli tatarskiej” Sienkiewicza .........................................
Magdalena P o p i e l, „Stimmung” i narracja w powieściach Wacława Berenta.
Między słowem a ciałem....................................................................................
Edward F i a ł a, Całość u Gombrowicza..................................................................
Aleksandra C h o m i u k , Współczesny Sienkiewicz. Literaturoznawcze portrety
pisarza ...............................................................................................................
347
357
377
389
399
411
Pogłosy
Maciej W ł o d a r s k i, Literatura – kultura – edytorstwo (Julian Maślanka, Szkice
z dziejów literatury i kultury. Idee – motywy – wartości)..................................
Anna P e k a n i e c, Przeszłość opowiadana na nowo (Paulina Małochleb, Przepisywanie historii. Powstanie styczniowe w powieści polskiej w perspektywie
pamięci kulturowej) ...........................................................................................
Justyna S i w i e c, Ciało w najnowszych dyskursach humanistycznych (O płci,
ciele i seksualności w kulturze i historii, pod redakcją M. Karwatowskiej,
R. Litwińskiego, A. Siwca)................................................................................
427
430
434
CONTENTS
Articles and analyses
Michał G o ł ę b i o w s k i, “For love is strong as death”: Some remarks on conjugal spirituality based on three elegiac poems of the 16th and 17th century ....
Tadeusz B u d r e w i c z, Bolesław Prus’s funeral.....................................................
Agnieszka K u n i c z u k - T r z c i n o w i c z, Footprint – thought print: Textual
variants in the manuscript of Henryk Sienkiewicz’s “Tatar Captivity”.............
Magdalena P o p i e l, “Stimmung” and narration in Wacław Berent’s novels:
Between word and flesh .....................................................................................
Edward F i a ł a, The Whole in Witold Gombrowicz’s oeuvre...................................
Aleksandra C h o m i u k, Contemporary Sienkiewicz: Portraits of the writer in
contemporary literary criticism.........................................................................
347
357
377
389
399
411
Echoes
Maciej W ł o d a r s k i, Literature – culture – editorship (Julian Maślanka, Szkice
z dziejów literatury i kultury. Idee – motywy – wartości [Essays in the History
and Culture: Ideas – Motifs – Values]) ..............................................................
Anna P e k a n i e c, The past retold (Paulina Małochleb, Przepisywanie historii.
Powstanie styczniowe w powieści polskiej w perspektywie pamięci kulturowej
[Rewriting History: The 1863 Rising in Polish Novels from a Cultural-Historical Perspective]) ...............................................................................................
Justyna S i w i e c, Current discourses of the body in the humanities (O płci, ciele
i seksualności w kulturze i historii [Gender, Body and Sexuality in Culture and
History], eds. M. Karwatowska, R. Litwiński and A. Siwiec) ..........................
427
430
434