Czytaj

Transkrypt

Czytaj
KONIEC MIŁOŚCI
Autor: Nina
„Nasza miłość skończyła się nagle. I to dlaczego? Przez jakieś pierdoły?
Przez jedno nieporozumienie i przez chorą zazdrość? Życie jest pełne
niespodzianek. Nigdy nie spodziewałabym się tego po naszej miłości.
Planowaliśmy przyszłość. Chcieliśmy być rodzicami naszych malutkich
dzieci za kilka lat. I co? Na co nam się to zdało? Po co nam była ta cała
miłość???”
Na zegarze wybiła 21:00. Ładna blondynka zgniotła kolejną nabazgraną kartkę. Wyrzuciła ją za siebie i
odwróciła się. Na panelach leżało obok siebie ponad 20 zgniecionych papierowych kulek. Kobieta
sięgnęła po telefon, po czym z impetem rzuciła nim o blat stolika.
Usłyszała dzwonek do drzwi. Pobiegła natychmiast na korytarz, potykając się o własnego kota, który
uwielbiał spać przed futryną
- Przepraszam Cię Kodżak! – szepnęła do zwierzaka. – Tyle razy Ci mówiłam, że nie masz spać tutaj!
Spojrzała na siebie w lustro. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Wiedziała, że źle wygląda, ale nie aż
tak! Miała podkrążone oczy, na których widniał jeszcze ślad tuszu do rzęs. Ubrana była w o wiele za
dużą, czarna koszulkę, a jej włosy powyginane były we wszystkie strony. W pośpiechu spięła włosy
pierwszą lepsza gumką i pognała do łazienki. Obmyła lekko twarz i wyczyściła szybko oczy. Wyglądała
lepiej. Ale co miała zrobić z ubraniem? Założyła na siebie swój ulubiony, beżowy szlafrok i szczelnie go
zawiązała. Dzwonek do drzwi dawał o sobie znać po raz enty, więc w końcu postanowiła otworzyć. Na
wycieraczce stał przytłumiony mężczyzna. Starszy od niej co najmniej 20 lat. Miał na sobie krawat i
marynarkę.
- Jak chcesz to wejdź. – powiedziała do niego i tak po prostu wróciła do salonu.
Mężczyzna podążył za nią, zamykając za sobą drzwi. Zastał ją z podkulonymi nogami na kanapie.
- Baśka… - westchnął do niej.
- Przepraszam, że zepsułam Ci przyjęcie zaręczynowe. – spojrzała na niego.
- Nie zepsułaś… Martwię się o was. – dodał po chwili.
- Nie musisz się martwić. Zerwaliśmy…
- Nawet nie porozmawialiście na spokojnie? – zapytał.
- Adam! – skarciła go Basia. – Czy Ty znasz Marka od wczoraj? Przecież on nie potrafi rozmawiać ze
mną spokojnie! On się zmienił! Cholernie zmienił się! To już nie jest nasz Marek, którego znamy! A
może nigdy go nie znaliśmy?
- Fakt… trochę się pozmieniało… Ale przecież to ten sam Marek Brodecki.
- Nie! – krzyknęła Basia. – Wcale nie! Krawczyk zrobił mu pranie mózgu! Zaraz po tym jak wyszedł ze
szpitala po tym cholernym postrzale, nagabywał go… Przychodził do nas, przeszkadzał i namawiał
Marka przez całe 3 miesiące, żeby wrócił do niego do ochrony!
- Przecież to było dawno! Czemu mi o tym nie powiedziałaś?
- Po co? Właściwie to Marek nie chciał, żebyś wiedział. Krawczyk namawiał go na ochroniarza, a ja na
policjanta… sam wiesz co wybrał… - do jej oczu napłynęły łzy. – Od czasu, kiedy Marek znowu zaczął
pracować dla Krawczyka… zmienił się. Strasznie się zmienił… Dzisiaj wszystko wybuchło we mnie.
Przepraszam, że tak wyszło. Anna jest zła pewnie, co?
- Basia, ona nie jest zła, przestań… Co się dokładnie stało?
- Stało się to, że na jedną z ważniejszych imprez w życiu jego przyjaciela nie chciał przyjść!
- Według niego, to przyjaciółmi już nie jesteśmy… - odpowiedział smutno inspektor. Usiadł na swoim
ulubionym fotelu i spojrzał na przyjaciółkę posępnie. – Dobrze wiesz, że generalnie nie rozmawiamy
odkąd odszedł z policji… po tej całej aferze z Natalią.
- Wiem… Ale Adam! To Twoje zaręczyny! Jeden z najważniejszych dni w Twoim życiu! Marek miał
przyjść! – krzyknęła czerwona ze złości Basia.
- Miał prawo wyboru…
- Tak, ale był ze mną! Byłam jego kobietą! Jego najbliższą osobą! Powinien przyjść, chociażby ze
względu na mnie, jako moja osoba towarzysząca!
- A dlaczego nie przyszedł? – zapytał z ciekawości Zawada.
- Kilka dni temu była awantura o to, że ja mam czelność tam iść! Sama, bez niego! Bo on niby nie
może… mieli na dzisiaj jakiś interes załatwiać w Krakowie i Marek miał z nim jechać. Dupek
powiedział, że nie chce, żebym tam poszła… a wiesz dlaczego? Bo wiedział, że Jacek też będzie!
- Yyy… co? – Adam podrapał się po głowie.
- On jest po prostu chorobliwie zazdrosny o Jacka! I o wszystkich innych facetów. Zabronił mi iść na
Twoje przyjście zaręczynowe! Rozumiesz to??? A ja się uparłam, że chcę iść.
- Basia… ufacie sobie? – zadał kolejne pytanie.
- Najwidoczniej Marek ani trochę mi nie ufa. – odparła smutno. Przez chwilę zapatrzyła się na coś na
ścianie, ale zaraz potem potrząsnęła głową i spojrzała na Adama. – I kiedy Marek zadzwonił z
Krakowa i powiedziałam mu, że jestem na Twoim przyjęciu… zdenerwował się. Zaczęliśmy się kłócić i
wybuchłam… Powiedziałam mu, że nie jesteśmy małżeństwem, a on zachowuje się jak zazdrosny mąż
4 dni po ślubie! Powiedziałam też, że trzyma mnie w złotej klatce i zapewniłam go, że jest tu
mnóstwo mężczyzn, ale tylko on mnie interesuje. Nie uwierzył… a wtedy ja nie wytrzymałam…
zerwałam z nim. – po tych słowach, Basia dotknęła czołem kolan i zaczęła płakać. – Tęsknię za nim…
jednak wiem, że on się nie zmieni… Nie wiem co robić Adam…
- Oj Basia… - Zawada zerwał się ze swojego miejsca i usiadł przy Basi. Objął ją silnym, przyjacielskim
ramieniem, by kobieta mogła spokojnie wypłakać mu się na ramię.
Kilka minut później dzwonek w mieszkaniu Basi znowu dał o sobie znać. Storosz wytarła łzy i poszła
otworzyć, podciągając nosem. Spojrzała przez judasza i już sama nie wiedziała co zrobić. Zauważyła
twarz Marka Brodeckiego. Dusił dzwonek cały czas, a po chwili zaczął walić pięścią w drzwi.
- Basia! – wołał na klatce schodowej. – Basiu, otwórz, proszę Cię! Porozmawiajmy! Basia! Proszę!
Na korytarzu pojawił się Adam, który kiwnął z uśmiechem do Basi, aby otworzyła drzwi. Basia
spoważniała i wzięła głęboki oddech w płuca. Zawada schował się w kuchni, a ona otworzyła drzwi.
Wzrok Marka zadusił jej gardło. Nie wiedziała co powiedzieć. Patrzyła swojemu ukochanemu
mężczyźnie w oczy i oboje milczeli.
- Basia… - odezwał się w końcu. – Mogę wejść?
- Tak… - wpuściła go do środka. Zamknęła drzwi i spojrzała na Marka wyczekująco.
- Przepraszam. Naprawdę strasznie Cię przepraszam. Nie wiem co mnie tak zdenerwowało… Tak
bardzo Cię kocham i… - słowa ciężko przychodziły mu na język, jednak wszystko co mówił, było
szczere. – Kocham Cię i… i jestem cholernie zazdrosny! Wiem to… wiem, że nie powinienem, że Ty
masz mnie… ale wariuję, kiedy mam świadomość, że gapią się na Ciebie zaślinieni faceci! Jesteś
wspaniała, piękna! I kiedy nie ma mnie obok Ciebie, a Ty ubierasz sukienkę i wyglądasz tak ślicznie, to
nie mogę siedzieć spokojnie prawie 300 kilometrów stąd i nie być zazdrosny!
- Marek… - przerwała mu, chcąc go wreszcie przytulić.
- Przesadziłem… Wiem, jestem kretynem i przepraszam, ale… kocham Cię i nie pozwolę Ci tak po
prostu odejść!
Basia patrzyła na niego jeszcze przez dobra minutę, a potem bez żadnego słowa przytuliła się do
Marka z całych sił, roniąc łzę szczęścia.
THE END

Podobne dokumenty