Nikola Klasa VIa Sajewicz

Transkrypt

Nikola Klasa VIa Sajewicz
Nikola
Sajewicz
Klasa VIa
„Niezwykła przygoda”
Pewnego razu, w słoneczny dzień wybrałam się z
moim psem Czarkiem na długi spacer. Szliśmy dróżką, a
wokół było dużo zieleni i kwiatów. Słychać było radosne
ćwierkanie ptaków, które jak gdyby nawoływały siebie
wzajemnie, a zarazem przekrzykując się, popisywały się
swoimi
umiejętnościami
muzycznymi.
Po
drodze
zatrzymaliśmy się przy gruszy, w pobliżu której leżało dużo
dojrzałych owoców. Wzięłam kilka gruszek do kieszeni i
podczas tej wyprawy rozkoszowałam się ich słodkim
smakiem.
W oddali ujrzałam spacerującą po łące koleżankę
Agnieszkę. Radośnie jej pomachałam, a ona uczyniła to
samo i przybiegła do mnie. Powitałyśmy się bardzo
serdecznie, gdyż już przez dłuższy czas nie widziałyśmy
się. Agnieszka zapytała, czy może spacerować ze mną, ja
zgodziłam się na to z miłą chęcią. Długo opowiadałyśmy
sobie o przeżytych przygodach i dyskutowałyśmy na różne
tematy. W tym czasie Czarek biegał i poszczekiwał wesoło,
lecz w końcu złapał jakiś trop. Pobiegłyśmy za nim.
Pies biegł jak szalony i trudno było go dogonić.
Wkrótce dobiegłyśmy do jego celu. Był to ciemny las, o
którym wiele słyszałyśmy. Zapewne słyszały o nim również
wszystkie dzieci z okolicy, bo las ten nie był zwykłym lasem.
Nie przychodzili do niego dziadkowie wraz z wnukami
zbierać grzyby, dzieci nie bawiły się tam beztrosko, nie rosły
tam maliny ani jagody. Także młode sarenki nie biegały
radośnie z mamusiami, żadne zwierzę nie odważyłoby się
wydać tam radosnego dźwięku, wszystko było tam niczym
uśpione. Działo się tak tylko z jednego powodu, mianowicie
od wieków postrachem tej okolicy są rozwścieczone wilki.
Niektórzy mówili: „Wilk jak wilk, pójdę do lasu albo do
jakiegoś rezerwatu, to go zobaczę.” Lecz my mieliśmy to na
co dzień. Jeszcze inni mówili lekkomyślnie: „Dlaczego nie
zawiadomicie władz?” Próbowaliśmy już tego kilkakrotnie,
lecz miasteczko, w którym mieszkaliśmy jest zapomniane i
odosobnione od świata. Nikt tam nie przyjeżdża, nawet
władze. Czarek wbiegł do lasu, a my nie zważając na
zakazy rodziców, w obawie o życie psa, również
wkroczyłyśmy tam w pośpiechu. Przeszywający chłód i
cisza sprawiały, że odczuwałyśmy strach. Od czasu do
czasu słychać było tajemnicze szmery i pohukiwanie sowy.
Po chwili usłyszałyśmy zbliżające się do nas coraz szybsze
kroki. Myślałyśmy, że to wilk, lecz na szczęście był to
Czarek. Gdy mieliśmy wyruszyć w drogę powrotną- z
krzaków wyskoczył wilk, który pędził prosto na nas.
Agnieszka szybko wdrapała się na pobliskie drzewo, a ja
stanęłam jak wryta, nie wiedząc co mam czynić. W ostatniej
chwili koleżanka wciągnęła mnie na drzewo, wykazując przy
tym swą niezmierną zręczność. Wówczas zrozumiałam tak
naprawdę co się dzieje. Z piskiem krzyknęłam do Czarka:
- Uciekaj!
Jednakże przerażony pies nie zdążył wymknąć się
wilkowi. Ten ogromny niczym lew zwierz jednym skokiem
przewrócił bezbronnego Czarka. Nasze piski były
ogłuszające, jednak nie zniechęciły wilka do kolejnego
ataku. Wilk pogryzł i poturbował Czarka, który leżał
nieprzytomny. Okrutnemu wilkowi zależało bardziej na innej
zdobyczy, którą były dwie dziewczynki siedzące na drzewie.
Pozostało nam tylko siedzieć na drzewie i poczekać, aż
zwierzę odejdzie. Trwało to dość długo, ale w końcu
nadeszła chwila zejścia z drzewa.
Przerażone pobiegłyśmy do Czarka, który nie reagował
na nic. Pogrążone w rozpaczy zaniosłyśmy go do mojego
domu. Myślałam, że Czarek nie żyje. W domu
opowiedziałam o całym zdarzeniu rodzicom. Tata sprawdził
mu tętno - okazało się, że Czarek z trudnością oddycha. W
pośpiechu zawieźliśmy go do weterynarza. Lekarz
powiedział, że pies może nie przeżyć i należy go uśpić. Nie
zgodziliśmy się na to. Weterynarz zgodził się przeprowadzić
skomplikowaną operację, aby pozszywać rany i usztywnić
złamania. Podczas operacji trwaliśmy w napięciu, stan
zdrowia Czarka nie poprawiał się, pies wciąż był
nieprzytomny. Nasz pupil nie obudził się po tygodniu.
Codziennie przychodziliśmy do niego, lecz w końcu
straciliśmy nadzieję.
Pewnego dnia przechodząc koło Czarka zauważyłam,
że poruszył łapą. Zawołałam wszystkich domowników, pies
otworzył oczy i nastąpiła wielka radość. Zadzwoniłam po
Agnieszkę, która zjawiła się najszybciej jak mogła. Nasza
nadzieja ponownie powróciła. Po dwóch miesiącach pies był
już zdrowy. Szczekał i bawił się jak nowonarodzony.
Cieszę się, że ta niemiła przygoda zakończyła się
pomyślnie. Postanowiłyśmy z Agnieszką nigdy więcej nie
chodzić do tego lasu, nawet w jego okolice.
Wywnioskowałyśmy, że gdy będziemy wybierać się do
jakiegokolwiek lasu, to tylko z dorosłą osobą. Gdy
zgromadziliśmy odpowiednie fundusze wraz z rodziną
Agnieszki, z którą żyjemy w przyjaźni przeprowadziliśmy się
do większego miasta. Mieszkamy w domku wielorodzinnym
i jesteśmy dobrymi sąsiadami. W okolicy nie ma
tajemniczego lasu, w którym grasują wilki. Jest za to piękny
park z mnóstwem zieleni.