Makieta 1 - Fenestra: Gazeta Studencka
Transkrypt
Makieta 1 - Fenestra: Gazeta Studencka
Nasz człowiek w Soczi Jego filmy wstrząsnęły Polską fot._M._Murawski_Alter_Art O pracy wolontariusza i atmosferze Igrzysk z Dawidem Lemanowiczem rozmawiała Natalia Pawlak 6 Dlaczego? Bo pokazał brutalną i smutną prawdę. O Wojciechu Smarzowskim i jego spojrzeniu na polską rzeczywistość pisze Magdalena Witek 4 Bezpłatny dwumiesięcznik Nr 27 zMarzec 2014 Każdy kolejny dzień przynosi kolejne nowości związane z sytuacją na Ukrainie. Ludzie zebrali się na Majdanie, były strzały do ludzi, była ucieczka ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza, a w chwili, gdy ten artykuł powstaje istnieje realna groźba użycia sił rosyjskich na Półwyspie Krymskim. Skupmy się zatem na politycznych faktach dokonanych, co do których nie zanosi się, aby zakłóciły je perturbacje także międzynarodowe. Euromajdan bez pełnej legitymizacji Z całym szacunkiem dla ludzi, którzy podjęli walkę o lepszą Ukrainę, ale ruch, który powstał daleki jest od tego, jaki my mieliśmy w Polsce w latach 80-tych. O Solidarności mogliśmy swobodnie mówić, że był to ruch ogólnopolski, o czym świadczyło zaangażowanie ponad 10 milionów polskich obywateli. Było ono wszędzie. Euromajdan, ludzie z nim związani i sympatyzujący są w głównej mierze na Ukrainie Zachodniej w większości i tak skupieni w jednym miejscu w Kijowie. Zgromadzenie ludowe na Placu Niepodległości w stolicy kraju za Bugiem nie jest odzwierciedleniem całego ukraińskiego narodu. O znaczeniu powszechnego poczucia wspólnoty wizji i interesów doskonale świadczy mikroblog fotoreportera Jakuba Szymczuka Polityka krajowa Ukrainy – więcej pytań niż odpowiedzi powstałe zagrożenie integralności Ukrainy. Choć uzasadnienia rosyjskiej inwazji z rąk Putina nie powstydziłby się nawet Adolf Hitler, jest faktem, ale Krym od zawsze jest mentalnie w Rosji. Z czego to wynika? Z tego, że ponad ¾ tamtejszej ludności stanowią Rosjanie. Zażegnanie rosyjskiej interwencji nie oznaczałoby automatycznie końca problemu krymskiego. Zaplanowane referendum na Krymie, legalne czy nie, i bez zewnętrznej interwencji może okazać się dla Kijowa miażdżące. Majdan nic nie może zrobić z Krymem, jeśli ten go nie popiera. Dwie Ukrainy Pojawia się zatem pytanie: czy może nie lepiej byłoby dla samej Ukrainy, gdyby jej obwody na zachodzie i północny oraz wschodzie i południu utworzyły dwa odrębne państwa? Rzecz jasna takie scenariusze nie koniecznie podobają się nawet Moskwie. Jednak prawdą jest, że Ukraińcy po obu stronach Dniep- Pojawia się zatem pytanie: czy może nie lepiej byłoby dla samej Ukrainy, gdyby jej obwody na zachodzie i północny oraz wschodzie i południu utworzyły dwa odrębne państwa? Rzecz jasna takie scenariusze nie koniecznie podobają się nawet Moskwie. ru próbują iść dwiema sprzecznymi drogami. Podział, który dominuje w naszym kraju, wygląda na czysto pozorny w porównaniu z podziałem za Bugiem. U nas to głównie tylko kwestia pewnego postrzegania świata. Tam jest to także kwestia języka, którym się posługują – u nas nie stanowi to tak istotnego problemu. Co na scenie politycznej? Co zatem będzie z ukraińską sceną polityczną? Nowo powstały rząd Arsenija Jaceniuka póki co wydaje się rozsądnym organem władzy wykonawczej. W rządzie tym są osoby, które wywodzą się z Batkiwszczyny (partii Jaceniuka i Tymoszenko) oraz nacjonalistycznej Svobody Oleha Tiahnyboka, a także osoby niezależne oraz aktywiści z Euromajdanu. Brak w nim osób związanych z UDAR-em Witalija Kliczki. Ich brak świadczy o politycznej słabości znanego boksera. UDAR, jakby nie patrząc, jest jednak partią jednego człowieka, tak jak Ruch Palikota. Wielu komentatorów przekreśla szansę Jaceniuka, Tymoszenko, Tiahnyboka i Kliczki na odgrywanie w przyszłości większej politycznej roli. To samo można było powiedzieć po Pomarańczowej Rewolucji o Wiktorze Janukowyczu. Cała wspomniana czwórka, jeśli dobrze odegra swoje role, wcale nie musi zostać przekreślona. Faktem jest, że Julia Tymoszenko za bardzo się pospieszyła, ale jest też zbyt doświadczonym zwierzęciem politycznym, by nie przeanalizować swojej sytuacji po wyjściu z więzienia i obrać odpowiednią strategię (w tym wypadku czekanie). Zagrożenie ze strony rosyjskiej może jednak spowodować, że Ukraińcy nie będą chcieli zbytnio ryzykować poprzez oddawanie głosu w wyborach prezydenckich na osoby nowe. Trudne sytuacje odpowiednio rozgrywane przez obecną władzę (czyt. Jaceniuka) mogą zaowocować większym poparciem dla władz. Taki przypadek był w Stanach Zjednoczonych, gdy po 11 września sondaże wykazywały ponad 90% poparcia dla prezydenta George’a W. Busha. Witalij Kliczko de facto będąc poza władzą ma o tyle wygodną sytuację, że może przestawić się w rolę recenzenta, a co za tym idzie – alternatywę dla rządu Jaceniuka. Najmniej wdzięczną sytuację ma lider Svobody. Jeszcze przed eskalacją na Majdanie, spośród wszystkich najważniejszych, Tiahnybok – jako jedyny – w drugiej turze przegrywał z ówczesnym prezydentem Janukowyczem. Przez Majdan siłą rzeczy został przesunięty do środka, co skutkowało tym, że ich dotychczasowe miejsce w politycznym spectrum zostało zajęte przez tzw. Prawy Sektor. Mikołaj STANEK www.facebook.com/gazeta.fenestra Twarde Jesteśmy swiadkami historii Wstępniak statnie tygodnie i wydarzenia na Ukrainie skupiły na sobie uwagę całego świata, bez wyjątku. Pracując nad tym wydaniem nie mogliśmy pominąć walki Ukraińców o wolność i ich ogromnej ofiary, którą złożyli na rzekomym ołtarzu demokracji. Zresztą nad tymi wydarzeniami nikt w Polsce nie mógł przejść obojętnie. W cieniu Ukrainy pozostaną Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Dla Polski były to szczególne dwa tygodnie. Pierwszy raz w historii zimą zdobyliśmy więcej złotych medali niż latem. Do historii przeszedł Kamil Stoch, który osiągnął to, czego nie dokonał sam Adam Małysz. Mistrz z Zębu w fantastyczny sposób zdobył dwa złote medale i do końca sezonu będzie walczył o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Wyczyn Justyny Kowalczyk już teraz stał się jedną z największych legend w historii sportu. Ta legenda związana jest z ogromnym bólem, ale jeszcze większą O wolą walki i determinacją. Polka wyrwała Norweżkom złoty medal w biegu na 10 km, biegnąc ze złamaną kością śródstopia. Tak wygrywają tylko najwięksi i Pani Justyna jest jedną z największych. Zbigniew Bródka z kolei zdobywając złoto na dystansie 1500 metrów w łyżwiarstwie szybkim pokazał, że w kraju, w którym nie ma ani jednego zadaszonego toru, da się osiągać ogromne sukcesy. W panczenach zdobyliśmy jeszcze drużynowo srebro i brąz i tym samym były to najlepsze dla Polski zimowe Igrzyska w historii. Sytuacja na Ukrainie i cyniczna gra Władymira Putina sprawiły, że politycy i całą opinia publiczna zaczęli szeroko dyskutować o naszym położeniu i ewentualnych scenariuszach na przyszłość. Szkoda, że dopiero w takich okolicznościach temat ważny stał się naprawdę ważny. Musimy pamiętać, że nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy. Mikołaj ZAJĄCZKOWSKI Nie mam wiedzy, więc się wypowiem edialny szum, jaki powstał wokół tematu gender, wprawia mnie w osłupienie. Odnoszę wrażenie, że sprawa, według wielu dosyć kontrowersyjna, stała się dla kilku osób furtką do zaistnienia w mediach. Polska sfera publiczna ma to do siebie, że niestety często jej przedstawiciele promują się na słownych przepychankach i bezpodstawnych kłótniach. Najgłośniej oczywiście krzyczą ci, którzy wnoszą do dyskusji najmniej konstruktywnych wypowiedzi. Nie mogę się powstrzymać od przekształcenia znanego wielu przysłowia. Człowiek, który dużo ryczy, rzadko prawdę powie – można rzec o osobach, przedstawiających gender po pierwsze jako ideologię, po drugie jako promocję zboczenia i po trzecie jako zagrożenie dla rodziny. Oburza mnie fakt, że w tej kwestii w niewybredny sposób najchętniej wypowiada M się Kościół. Robi to nie tylko zakrzywiając rzeczywistość, ale też pokazując gender jako wroga prawdziwego chrześcijanina. Nie to jest najgorsze. Najgorsza jest kompletna ignorancja, bijąca z wypowiedzi księży. Jak można wygłaszać kazania, nie mając elementarnej wiedzy, na temat, o którym się mówi? Ubolewam nad faktem, że instytucja Kościoła dla wielu ludzi nadal jest wyznacznikiem prawdy i moralności. Podziękujmy księżom za tę wspaniałą laurkę, jaką wystawili nauce gender! Dzięki ich ciężkiej pracy włożonej w uświadamianie wiernych z pewnością bardzo długo naukowcy i działacze społeczni nie będą mogli przekonać sporej części Polaków, że gender to nie seksualna rewolucja, a dążenie do realizacji założeń, które w sporej części zostały zawarte w polskiej konstytucji. Beata KAPUSTA Polskie piekiełko J. Kowalczyk - oficjalne konto na facebooku Kowalczyk Pięć dni i pięć miejsc. czas w biegach narciarskich krótki, a różnica pod względem wyniku spora. Przepaścią bym jej nie nazywał, bo były to opinie wygłaszane po obu zawodach. Wyważone komentarze wyniosły Justynę Kowalczyk z piekła do nieba, raz jeszcze podając istnienie czyśćca w wątpliwość. N ajpierw powoli, jak żółw ociężale. Ruszyła Justyna, po torach, ospale. Ściślej rzecz biorąc, spowolniona – według Apoloniusza Tajnera – biegaczka zajęła szóste miejsce w biegu łączonym. Lawina ruszyła szybciej niż zwyciężczyni, Marit Bjoergen. Zaczęli eksperci, a wśród nich trener Edward Budny, który uznał, że Polka biegła asekuracyjnie. Oburzenia nie krył komentator Bogdan Chruścicki, krytykując start z kontuzją w zawodach sprzed igrzysk. Pewnie wiedział, co mówi, dodając po chwili, że jest pewien sześciu złotych medali Norweżki. Prawdziwa tragedia miała dopiero nadejść. Były chodziarz Robert Korzeniowski mało nie wyszedł z sie- bie. Zaczął od tego, że mamy prawo być rozczarowani, a skończył na zaprzeczeniu idei sportu. Specjaliści od biegów narciarskich wypowiedzieli się szybko, ale kibice, a właściwie internauci, nie próżnowali. Prędkość, z jaką ci Luty, choć to miesiąc zimowy, co roku staje się gorący z powodu święta zakochanych. rok 2014 postanowił jednak dodatkowo ubarwić nam, tym razem niemroźną, walentynkową atmosferę, wprowadzając na salony nową gwiazdę – Mariusza T., znanego szerszemu gronu jako„Szatan z Piotrkowa”. Opinia publiczna huczy. W mediach wszelkiego rodzaju – od radia po portale społecznościowe – wrze niczym w buchającym kotle. Żarty żartami, ironia ironią, ale wróćmy jednak na poważne tory i przyjrzyjmy się sprawie na chłodno. Trochę historii Mariusz T., dziś groźny dla otoczenia zwyrodnialec, niegdyś… nauczyciel wychowania fizycznego. Spokojny. Niepozorny. Podobno lubiany przez uczniów. Można by rzec – wzór. Dobra opinia okazała się jednak okrutną ironią rzeczywistości. Już odbywając służbę wojskową, Mariusz T. został dwukrotnie skazany przez sąd wojskowy za przestępstwa na tle seksualnym. Ostatecznym gwoździem do trumny okazały się 4 brutalne mordy kilkunastoletnich chłopców, dokonane w lipcu 1988 roku. Nastąpiła lawina zdarzeń: śledztwo, przyznanie się do winy, proces. Psychiatrzy byli zgodni – Trynkiewicz świadomie dokonał zarzucanych mu czynów. We wrześniu ostatni komentują, zmusza do zastanowienia się, czy oni nie wyprzedzają samych wydarzeń. Wśród nudnych, standardowych głosów typu „nic się nie stało”, „brawo, gratulujemy, jeszcze będzie lepiej”, „musiała walczyć z bólem”, można odnaleźć wypowiedzi ciekawsze: o beznadziejności, kolejnym upadku w kluczowym momencie i wstydzie, jaki powinna odczuwać biegaczka. Zachowanie pisowni oryginalnej w dalszej części wydaje się niezbędne. - Lipa. Ćwiarowata, juniorska wręcz wywrotka tuż przed zmiana nart. Za dużo marketingu, fejsa... Za mało pracy i powagi. Obawiam sie, ze na tych igrzyskach nie bedzie żadnego medalu. - Kiedy niby bedzie lepiej? Justa daj se spokuj. - Ja obiektywnie patrzac, uwazam, ze Kowalczyk zawiodła, bo smutne to jest, ze najlepszy Polski sportowiec nie potrafi sie przygotowac do najwazniejszej imprezy. - Jak sie jest kontuzjiwanym to sie siedzi w kraju.... bo teraz kazde miejsce dalej niz pierwsza 5 bedzie tlumaczone kontuzja... - Co to znaczy nic się nie stało? otóż stało się człowiek chory nie powinien startować i tyle......Polacy zawsze naiwni lubią się sami oszukiwać – podsumował Przemysław. Anonimowo krytykować najłatwiej, ale tu z anonimowością nie mamy do czynienia. Pełne 1989 roku zapadł wyrok: czterokrotna kara śmierci, po jednej za każde z popełnionych zabójstw. Mariusz T. miał jednak niebywałe szczęście. Jedynie słuszny ustrój właśnie przechodził do historii. W grudniu 1989 roku ogłoszono amnestię. Karę śmierci zamieniono na… 25 lat pozbawienia wolności. Nurtujące pytanie Łańcuch wydarzeń z Mariuszem T. w roli głównej obiegł Polskę jak długa i szeroka. Poznali go chyba wszyscy. Nie trudno jednak dostrzec, że ci „wszyscy” nie do końca rozumieją, jak karę śmierci zamieniono na w karę 25 lat pozbawienia wolności. Wbrew pozorom, to nie magia powsparcia opinie wyrażone zostały na oficjalnym profilu Justyny Kowalczyk na Facebooku. Afera zaczęła się dzień później, gdy sama zawodniczka opublikowała na nim rentgenowskie zdjęcie stopy. Dyskusja, ilością ekspertów i ekspertyz przypominająca tą dotyczącą transferu Roberta Lewandowskiego, trwała dłużej, ale za punkt kulminacyjny historii można uznać zdobycie przez biegaczkę olimpijskiego złota. Dumę zaraz po biegu wyraził Robert Korzeniowski, który stwierdził, że jej wyczyn zasługuje na najwyższy szacunek. Bogdan Chruścicki piał z zachwytu nad fenomenalnym przygotowaniem fizycznym biegaczki. A co powiedział o Marit? Cóż, trasa jej nie odpowiadała. Po złocie relacjom z Kasiny Wielkiej, przemianowanej na Justynę Wielką, nie było końca. Internetowy projekt pomnika stopy w kolorze medalu, jaki zdobyła biegaczka był hitem prezentowanym w różnych mediach. Zawodniczki do domu już nikt nie odsyłał, ale chętnych do wywiezienia Apoloniusza Tajnera nie brakowało. Wielu pytało, co takiego osiągnął prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Wyważone komentarze wyniosły byłego trenera z nieba do piekła. Zrzutka na bilet w powrotną stronę trwa w internecie, bo biegać i trenować każdy może, a pisać tylko ci wyjątkowi. Jarek WIĘCŁAWSKI marzec 2014 dziennik.pl prawo, ale prawo mogła Mariuszowi T. Harry Potter nie maczał w tym palców. Karę śmierci zlikwidowano, ale kodeks karny pozostawał wciąż ten sam. W ustanowionym w 1969 roku akcie prawnym kary dożywotniego pozbawienia wolności próżno szukać. Kto, w tak wiekopomnej chwili jak zawieszenie wykonywania kary śmierci, a w końcu i amnestii, zdawał sobie sprawę, że za 25 lat Trynkiewicz będzie poważnym problemem? Niestety nikt. Żaden z autorów ustawy o amnestii nie okazał się wystarczająco dalekowzroczny. Co na to Europa Sława Mariusza T. nie przekroczyła jeszcze granic naszego pań- stwa, choć sam zainteresowany pewnie będzie się o to starał, skarżąc Polskę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Polskie sądy mają jednak związane ręce. Brak możliwości skutecznego działania wydaje się wybijać na plan pierwszy, dlatego warto zwrócić uwagę, jak inne państwa radzą sobie w podobnych sytuacjach. W Wielkiej Brytanii w latach 60-tych poprzedniego stulecia miała miejsce seria zabójstw dzieci w wieku od 10 do 17 lat. Te dramatyczne wydarzenia ochrzczono później wspólnym mianem „morderstw na wrzosowiskach”. Sprawców owych zbrodni, czyli I. Brady i M. Hindley, skazano na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Słowo klucz w tym przypadku to wyraz „dożywotnie”. Ponadto Brady został uznany za niepoczytalnego i nie było mu spieszno do opuszczenia murów zakładu karnego. Z Mariuszem T. jest inaczej. Po pierwsze biegli psychiatrzy zgodnie uznali go za osobę w pełni poczytalną. Po drugie Trynkiewicz wcale nie ukrywa swoich zamiarów: chce wyjść na wolność i zabijać dalej. Co na to prawo? Prawdę mówiąc, niewiele… W 2010 roku znowelizowano art. 95a obecnie obowiązującego kodeksu karnego, zezwalając na umieszczenie w zakładzie zamkniętym bądź skie- Droga ku chwale Ich sukcesy i porażki śledzą miliony. Najwięksi zwycięzcy zdobią okładki najpopularniejszych czasopism, nie tylko tych tematycznie z nimi związanych. Sportowcy dawno temu stali się współczesnymi herosami. Do greckich półbogów wielu z nich nigdy się nie zbliży, ale są tacy, którzy zasługują na wyjątkowy szacunek. T emat Justyny Kowalczyk i jej stopy w mediach podczas Igrzysk Olimpijskich w Soczi pojawiał się często. Polka zdecydowała się na start w Rosji ze złamaną piątą kością śródstopia. Dodatkowo biegaczka, podczas treningów do najważniejszej imprezy w sezonie, odmroziła palce u nóg i musiała ściągać paznokcie. Niewielkim utrudnieniem przy całej sytuacji okazało się otarcie ścięgna Achillesa. Lekarze twierdzą, że przeciętny Kowalski przy takim złamaniu otrzymałby około pięciu tygodni zwolnienia. Kowalczyk urlopu nie wzięła, ale w zamian dostała bonus w postaci złotego medalu. Dodatkowo zyskała jeszcze większe niż dotychczas uznanie, a w przyszłości być może pomnik złotej stopy, na pamiątkę tej imprezy. W innych okolicznościach oraz z innym urazem cztery lata wcześniej, również na IO, zmagała się Petra Majdić. Słowenka podczas treningu przed startem sprintu wypadła z trasy na zakręcie. Spadek z trzymetrowej skarpy nie zniechęcił jej do udziału w zawodach. W nich zdobyła brązowy medal, ale po przekroczeniu linii mety upadła i bez pomocy nie potrafiła wstać. Badania wykazały, że postawiona szybko diagnoza o otartych żebrach była niesłuszna. W rzeczywistości pięć było złamanych. Ból podczas zawodów oraz radość ze zdobytego krążka łączy jedno – są trudne do opisania. Zimowe szaleństwo? Do sportów ekstremalnych można zaliczyć popularne w Polsce skoki narciarskie. Stosunek liczby upadków do liczby prób, które podejmują zawodnicy jest niewielki, ale przy niektórych trudno nie wstrzymać oddechu. Co najmniej trzy poważne wypadki w swojej karierze odniósł Thomas Morgenstern. Pierwszy w 2003 roku w Kuusamo przypominał salto z nieudanym lądowaniem. Zawodnik upadł na kręgosłup. Na skocznię wrócił półtora miesiąca później. Niespełna miesiąc potrzebował na powrót po upadku w grudniu 2013 roku. Omdlenie podczas zawodów wyglądało poważnie, ale znacznie groźniejsza była sytuacja ze stycznia. Obrazy z lotów w Kulm przywodziły na myśl obrazki znane sprzed 11 lat. Austriackiego skoczka wypadki nie zniechęciły do dalszego uprawiania tego sportu. Zależało mu na szybkim powrocie do zdrowia, aby móc uczestniczyć w zawodach w Soczi. Udało mu się. Medalu z konkursu indywidualnego do kraju nie przywiezie, ale w Rosji zdobył srebro wspólnie z drużyną. Dwanaście lat wcześniej dwa złote medale z Salt Lake City wywiózł Simon Ammann, który tuż przed Igrzyskami Olimpijskimi również miał wypadek. Twarzą uderzył o rowanie na przymusowe leczenie sprawcy z zakłóceniami czynności psychicznych o podłożu seksualnym. Pozornie – wszystko gra, Mariusz T. wpisuje się w ową charakterystykę. Ale żelazna zasada, według której prawo nie działa wstecz, obowiązuje. I to w prawie karnym bardzo rygorystycznie. Nie można zastosować, więc owego przepisu wobec Mariusza T. Rząd spróbował więc inaczej. Pod koniec ubiegłego roku uchwalono ustawę o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób. Jako, że jest to ustawa z zakresu prawa cywilnego, można by zastosować ją wobec Mariusza T. ze względu na mniejszy rygoryzm zasady lex retro non agit. Jednak jest jedno „ale”... Co na to prawo i Europa – akt drugi, nie ostatni Możliwość działania wstecz wspomnianej ustawy budzi jednak kontrowersje. Jej oponentów nie brakuje, a wręcz przeciwnie – przybywa. I na tym nie koniec. Błędy wytknęła Helsińska Fundacja Praw Człowieka, wskazując, że na stosowne zmiany regulacji prawnych prawodawcy mieli całe 25 lat, a dokonali jej na kilka miesięcy przed wyjściem Mariusza T. na wolność. Szczerze mówiąc trudno się z takim ujęciem nie zgodzić, co utwierdza tylko w przekonaniu o wszechobecnym zeskok, a badania wykazały także liczne stłuczenia. Na tej samej imprezie udziału nie mógł wziąć Hermann Maier. „Herminator” latem 2001 roku uległ poważnemu wypadkowi podczas jazdy motocyklem. Groziła mu amputacja nóg, ale nie minął rok, gdy Austriak wrócił do treningu. W Turynie w 2006 roku do swojej kolekcji medali dołożył srebrny i brązowy. Wcześniej zdobył dwa złote w Nagano (1998), choć sądzono, że sięgnie po jeszcze jeden. Nie udało mu się, ponieważ w pierwszym starcie wyleciał poza trasę po drodze przerywając dwie siatki zabezpieczające stok. Po kilku dniach znów wziął udział w zawodach i nie pozostawił rywalom złudzeń, co do tego, kto jest najlepszy. Niebezpieczna jazda Nie tylko sportowcy, którzy zajmują się sportami zimowymi zmagają się z poważnymi kontuzjami. Nie zawsze też walka zwieńczona jest złotym medalem zawieszonym na szyi chwilę później. W 2012 roku upadek Mai Włoszczowskiej uniemożliwił udział w IO w Londynie. Podczas przygotowania do najważniejszych w tym sezonie zawodów w kolarstwie górskim zawodniczka uległa wypadkowi. Diagnoza: złamanie dwóch kości śródstopia i zerwane więzadła. Na efekty bałaganie w polskim prawie. Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu dopuszcza wprawdzie izolację osób niebezpiecznych, ale dodaje liczne obostrzenia. Takie autorytety jak prof. Zoll, znawca prawa karnego czy prof. Łętowska, pierwszy polski Rzecznik Praw Obywatelskich jasno wyrazili swoją opinię. Prezydent RP powinien przekazać ustawę w trybie prewencyjnym do Trybunału Konstytucyjnego. Tak się jednak nie stało. Quo vadis, Polsko Sława „Szatana z Piotrkowa” objęła także, a raczej przede wszystkim, portale społecznościowe. Strony na Facebooku nawołujące do jego dalszej izolacji mnożą się niczym grzyby po deszczu. Łącznie naliczyłam kilkadziesiąt tysięcy „lajków”. Pokazuje to tylko, jak silne emocje budzi sprawa w potencjalnym Kowalskim. Dlaczego tak się dzieje? Bo zostaliśmy tak naprawdę oszukani. Prawo, a właściwie jego twórcy, ulegli. Nie potrafią znaleźć metody skutecznej i jednocześnie zgodnej z obowiązującymi regulacjami, by zapobiec kolejnym tragediom. Pytanie tylko, co jest ważniejsze – wolność zabójcy czy spokój milionów Polaków. Dokąd zmierzasz Polsko? Jak wybrniesz z tej sytuacji? Na tę chwilę są to pytania bez odpowiedzi… KATARZYNA NOWAK rehabilitacji warto było czekać dłużej. W 2013 roku Włoszczowska została wicemistrzynią świata i brązową medalistką mistrzostw Europy. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek do startów w Formule 1 wróci Robert Kubica. Na torze wypadek w tym cyklu odniósł w 2007 roku, ale po niespełna miesiącu znów się ścigał. Poważniejsze obrażenia odniósł cztery lata później – dokładnie 6 lutego. Kierowca zdecydował się na start w rajdach samochodowych. Podczas wyścigu uderzył w barierę, która przebiła karoserię samochodu i raniła kierowcę. Groziła mu nawet amputacja ręki, ale biorąc pod uwagę okoliczności wypadek mógł zakończyć się jeszcze gorzej. We wrześniu 2012 roku Polak znów usiadł za kierownicą rajdowego auta. Nie bez sukcesów nadal w nich uczestniczy. Dla niektórych sportowców kontuzje są chlebem powszednim. Z urazami zmagają się często, lecz nawet te najpoważniejsze nie potrafią ich zniechęcić. Najsilniejsi wracają i stają się jeszcze lepsi. W drodze po sukcesy przełamują kolejne ograniczenia. Medale, choć cenne, stają się mniej istotne niż walka z własnymi słabościami. Za nią wybitne jednostki otrzymują wyjątkowo głośne brawa i szczególne uznanie. Jarek WIĘCŁAWSKI 4 N ajnowszy film Smarzowskiego „Pod Mocnym Aniołem” wszedł do kin w styczniu i oczywiście nie przeszedł bez echa. Powstał na podstawie powieści Jerzego Pilcha o tym samym tytule i dotyka ważnego, bo powszechnego wśród Polaków problemu – alkoholizmu. Picie to w końcu nasz sport narodowy. Głównym bohaterem jest Jerzy – pisarz i alkoholik, bardzo konsekwentny w swoim działaniu (w tej roli wystąpił znakomity Robert Więckiewicz). Po zakończeniu kolejnego pobytu na odwyku rozmawia z dyrektorem ośrodka i obiecuje, że to był ostatni raz i więcej tu nie wróci, po czym bierze taksówkę, która zawozi go do baru „Pod Mocnym Aniołem”, bynajmniej nie na kawę. W drodze do domu wstępuje do monopolowego. Gdy trafia Nie ma geniuszu bez szaleństwa w końcu do mieszkania zaczyna sprzątać po swoich alkoholowych ekscesach sprzed odwyku. Wszędzie walają się butelki i zarzygane ubrania. Zajęcie to jest na tyle niewdzięczne, że oczywiście trzeba się napić. I koło się zamyka. Aż trudno zliczyć ile razy ten schemat powtarza się w filmie. Szansą na to, by pokonać nałóg wydaje się być miłość. Gdy Jerzy zakochuje się zaczyna wierzyć, że walkę z alkoholizmem można wygrać. Nie dostajemy jednak odpowiedzi, czy ostatecznie Jerzy zwyciężył. Oprócz głównego bohatera poznajemy także historię innych pacjentów przebywających w ośrodku – kierowcy tira, farmaceutki, księdza, inżyniera, robotnika i innych osób z różnych środowisk i warstw społecznych. Ich historie nie są łatwe, często pełne okrucieństwa i przemocy. Każdy twierdzi, że ma jakiś powód, usprawiedliwienie dla swojego picia. Można go kochać lub nienawidzić. Można uważać go za geniusza lub za cynika, który krwią, przemocą i seksem chce przyciągnąć widzów do kin.Ta kontrowersyjność nie jest niczym dziwnym, bo już Arystoteles powiedział, że„nie ma geniuszu bez ziarna szaleństwa”. Narracja w filmie jest nielinearna. Sceny z kolejnych pobytów Jerzego w ośrodku i poza nim krzyżują się ze sobą, co widać po zmieniających się pacjentach i porach roku. Taki sposób przedstawienia to interpretacja czasu odczuwanego przez alkoholika według Smarzowskiego. Film pełen jest tak charakterystycznych dla reżysera naturalistycznych obrazów seksu, gwałtów i przemocy oraz fizjologicznego upadku człowieka. Nic tu nie jest sztucznie upiększone, wręcz przeciwnie, czuje się wszechobecny odór, brud i opary alkoholu. Co również typowe dla Smarzowskiego, w filmie występuje ekipa ulubionych aktorów reżysera, których znamy z innych jego filmów, m.in. Julia Kijowska, Jacek Braciak, Kinga Preis, Marcin Dorociński, Arkadiusz Jakubik, Marian Dziędziel, Lech Dyblik. „Pod Mocnym Aniołem” jak każdy z poprzednich filmów reżysera skupia się na konkretnej grupie społecznej, na konkretnym problemie. W „Drogówce”, obok wątku kryminalnego niczym z filmu akcji, mogliśmy poznać grupę policjan- filmweb.pl czołowy polski reżyser, wielokrotnie nagradzany, odważnie i bezkompromisowo odzierający rzeczywistość z pozorów i ułudy. a może dziwak lubujący się we wszelkiej maści okropieństwach, makabrach, pokazywaniu krwi, potu, łez, wymiocin, oszustw, mordów, gwałtów, libacji i ludzkiego upodlenia? zdania podzielone są prawdopodobnie po równo. Kim więc jest Wojciech Smarzowski? www.facebook.com/gazeta.fenestra tów, którzy biorą łapówki, piją na umór, spotykają się z prostytutkami i biorą udział w wyścigach ulicznych, a to wszystko nie przeszkadza im w udawaniu dobrych mężów i ojców. „Róża” opowiada historię rodzącej się niemożliwej miłości na tle trudnej sytuacji Mazurów po II wojnie światowej. Ukazuje okrucieństwo sowieckich okupantów, ale także Polaków w stosunku do Mazurów, których mają za Niemców. Jest to dla nich wystarczającym powodem do brutalnych pobić, podpaleń i gwałtów. „Dom zły” to studium najgorszych ludzkich instynktów osadzone w peerelowskim pegeerze. W „Weselu” natomiast Smarzowski wytyka pazerność Polaków w bardzo typowej scenerii – przy wódce i tańcach na weselu w remizie. Każdy z tych filmów uderza naturalistycznym ukazaniem rzeczywistości. Jasnym jest, że twórcy w celu uwypuklenia pewnych kwestii sięgają po takie środki jak hiperbola, czy groteska. Ale czy takie zabiegi występują w filmach Smarzowskiego? Wielu uważa, że tak, choć można spotkać także głosy mówiące o tym, że rzeczywistość wygląda właśnie tak, jak pokazuje ją Smarzowski, tylko nie chcemy przyjąć tego do świadomości. Z pewnością jednak reżyser prowokuje widza, wywołuje dyskusje i skłania do przemyśleń. Doskonale wie jak wykreować świat i bohaterów tak, aby nie byli jednowymiarowi. Każda z pozytywnych postaci w wymienionych wyżej filmach ma jakąś znaczącą negatywną skłonność, nikt nie jest kryształowy (choć może z wyjątkiem Tadeusza z „Róży”, granego przez Marcina Dorocińskiego). I nic dziwnego, bo świat nie jest przecież ani czarny, ani biały. Można go kochać lub nienawidzić. Można uważać go za geniusza lub za cynika, który krwią, przemocą i seksem chce przyciągnąć widzów do kin. Ta kontrowersyjność nie jest niczym dziwnym, bo już Arystoteles powiedział, że „nie ma geniuszu bez ziarna szaleństwa”. Tak już jest, że emocje budzą ci, którzy nie boją się łamać tabu, wytykać wad, pokazywać rzeczywistości w najgorszej jej odsłonie. Jedno jest pewne – Wojciech Smarzowski nie pozostawia obojętnym. Magdalena WITEK marzec 2014 rzecznik PKP PLK, Mirosław Siemieniec powiadamia, że w ostatnich miesiącach spółka zwiększyła nakład na prace remontowe i poprawia warunki kursowania pociągów. czy możemy się spodziewać rzeczywistej modernizacji kolei, czy jest to może kolejna obietnica bez pokrycia? Wsiąść do pociągu, byle nie polskiego choćby najkrótszą trasę, by przekonać się, że kondycja polskich kolei nie jest najlepsza. Przepełnione wagony, ciasne 8-osobowe przedziały, do tego walizka każdego z pasażerów i nagle zaczyna brakować miejsca i tlenu, nie mówiąc już o jakimkolwiek komforcie jazdy. Zimą zimno, latem gorąco. Domeną Polaków jest narzekanie, ale myślę, że w tym przypadku uzasadnione. Dobrze swoją rolę spełniają chyba jedynie Koleje Wielkopolskie. Obietnice bez pokrycia? K ogo w tym roku nie zaskoczyła zima? Jak zawsze – ten sam problem. Paraliż na drogach, poirytowani kierowcy, spóźnienia autobusów, śliskie i niebezpieczne chodniki. Ale najchłodniejsza pora roku najmocniej uderzyła w koleje. Zamarznięte trakcje i godziny spędzone przez pasażerów w pociągach bądź na dworcach w oczekiwaniu na pociąg. Szczególne utrudnienia pojawiły się między Łodzią a Ostrowem Wlkp. Pewnego pięknego mroźnego poniedziałku ze stacji Jarocin od godz. 4.30 do 10.00 nie wyjechała żadna lokomotywa. Kolejnego dnia pociągi na tej trasie przedłużyły czas trwania podróży z dwóch do czterech godzin. Co mieli w tym przypadku zrobić pasażerowie? Cierpliwie czekać, stojąc na zamarzniętej trakcji w szczerym polu. Trudno, jeśli ktoś spieszył się do pracy lub na zajęcia. „Sorry, taki mamy klimat.” „Sorry, taki mamy klimat’” – tak skomentowała sytuację wicepremier Elżbieta Bieńkowska. Jej słowa wywołały powszechne oburzenie. Media wrzały, negatywnie komentowano i krytykowano postawę pani minister, która wcale się nie wstydzi i nie żałuje swojej wypowiedzi. Nie uważa jej za „niefortunną”. Twierdzi, że nie po to otrzymała tekę rządową, by świecić oczyma i zapewniać, że wszystko ładnie, a nawet pięknie się układa. Twierdzi też, że daleko jej do dobrego pijarowca i że nie taka jej rola. Przed nią stoją inne, trudniejsze zadania do wykonania. Dlatego mówi prawdę i nie przebiera w słowach. Głosy, że pani wicepremier nie wypada, że powinna być delikatniejsza, może bardziej medialna, jak na polityka przystało, są przez Elżbietę Bieńkowską zupełnie ignorowane. Nawet fakt, że w ciągu kilku dni stała się gwiazdą internetu jej nie przeszkadza. Cały czas broni swojego pierwotnego stanowiska i zdania nie zmienia. Jedni się z nią zgadzają, inni stają się jej zdecydowanymi przeciwnikami. Uważam, że to, co powiedziała to zwyczajna prawda. Discover europe 2014 to już jedenasta okazja do tego, aby poszerzyć swoje horyzonty podczas bliskiego kontaktu z fotografią. Ten niezwykły konkurs ma na celu wyłonienie najlepszych zdjęć przedstawiających Polskę oraz inne kraje europejskie, nadesłanych przez studentów z całego kontynentu. etap finałowy odbędzie się w maju 2014 roku w Warszawie. K onkurs ma charakter ogólnoeuropejski przez co stwarza możliwość nawiązania międzynarodowego dialogu pomiędzy uczestnikami, którzy publikując swoje zdjęcia prezentują własne spojrzenie na różnorodność kultury poszczegól- nych krajów, łamią stereotypy oraz uprzedzenia. Idea konkursu opiera się na możliwości pokazania poprzez zdjęcia piękna Europy, jej tradycji i zwyczajów, dzielenia się doświadczeniami z podróży czy też wszelakich wyjazdów na wymiany zagraniczne. Konkurs jest także niezwykłą okazją na rozwój i doskonalenie umiejętności fotograficznych dzięki prowadzonej na naszej stronie inter- Zima zaskakuje nas co roku i nikt nie jest w stanie jej zatrzymać. Winy za niedyspozycję polskich kolei nie można zrzucać wyłącznie na jedną osobę. Warto znaleźć też innych odpowiedzialnych za zaistniałą sytuację. Jednak to „sorry” nie brzmiało na antenie telewizyjnej zbyt dobrze. Nie należy wypowiadając się publicznie używać takiego języka. Nie przystoi to członkini rządu. Politycy powinni mimo wszystko ważyć słowa. Jedyne, co mogę jeszcze w tej sprawie powiedzieć – pani wicepremier odwagi z pewnością nie zabrakło. Co z tą koleją? Nasz kraj zawsze jest gdzieś na szarym końcu. Nieprawda. Polska uplasowała się na drugim miejscu, tuż za Rumunią pod względem liczby wypadków na kolei. Powinniśmy więc zaprzestać żartów o polskich pociągach. Tu nie ma się z czego śmiać, raczej jest się czego bać. Europejska Agencja Kolejowa podaje, że to właśnie w naszym państwie ginie 1/5 śmiertelnych ofiar w wypadkach na terenie UE. NIK również informuje, że najczęstszą przyczyną kolizji pociągów są luki w systemie bezpieczeństwa. Co z tą koleją? 2014 rok według Mirosława Siemieńca ma być czasem modernizacji i największych inwestycji dla PKP. Miejmy nadzieję, że nie są to puste słowa. Wystarczy od czasu do czasu wsiąść do pociągu Przewozów Regionalnych lub TLK i przejechać, Jednym z priorytetów w planach Polski jest Kolej Dużych Prędkości. To wiąże się ze sporymi kosztami, dlatego nie jest tak łatwe do zrealizowania. Lokomotywą, która porusza się z prędkością powyżej 250 km/h możemy podróżować w krajach takich jak: Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Belgia, Holandia czy Hiszpania. Królową europejskich kolei okrzyknięto w 2012 roku Szwajcarię. To właśnie tam na transport kolejowy w przeliczeniu na mieszkańca wydaje się ok. 222 euro. Według zestawień Boston Consulting Group Szwajcaria wypada najlepiej pod względem bezpieczeństwa, cen, punktualności i jakości usług. A jeśliby przyjrzeć się kondycji pociągów towarowych, Polska również się nie wyróżnia. Rozwój naszego kraju w dziedzinie transportu blokuje właśnie słaby stan kolei. Francuskie czy niemieckie pociągi towarowe poruszają się z prędkością 60 km/h, polskie jeżdżą znacznie wolniej – 25 km/h. Dlatego nie jesteśmy zbyt konkurencyjni. Musimy się bardziej postarać, by ktoś dostrzegł nasz potencjał. Problemu nie należy „zamiatać pod stół”, trzeba stawić mu czoła i rozwiązywać go w sposób dynamiczny. Może i w tym przypadku przydałyby się ostrzejsze słowa. Obietnice nie wystarczą, szczególnie studentom, którzy najczęściej podróżują właśnie pociągami. Ewa NOWAK Konkurs fotograficzny Discover europe netowej Szkoły Fotografii Discover Europe będącej wynikiem współpracy z fotografami z całej Polski. W tym roku organizatorzy przewidzieli trzy kategorie konkursowe: n Obywatel Europy - zdjęcia przedstawiające rozmaite oblicza Europejczyków n Mój kawałek Europy - zdjęcia przedstawiające ciekawe miejsca i krajobrazy w Europie n Europo zaskocz mnie! - zdjęcia przedstawiające śmieszne lub in- trygujące sytuacje, które miały miejsce w Europie n oraz dodatkową kategorię specjalną której opiekunem jest KPMG: n Sukces z Pasji - to kategoria dla tych autorów, którym udało się uchwycić niezwykłą iskrę pasji decydującą o czyimś powodzeniu, uczuciu szczęścia, satysfakcji. Oczekujemy zdjęć, które obrazują, jak serce włożone w to, co się robi, przekłada się na czyjś sukces. Konkurs składa się z dwóch części: z 7 etapów regionalnych w Polsce i jednego zagranicznego oraz etapu centralnego. Dodatkowo w tym roku zdjęcia będą także oceniane przez internautów poprzez głosowanie na stronie internetowej konkursu. Gala regionalna dla województwa wielkopolskiego odbędzie się 11 kwietnia w Sali Białej Urzędu Miasta Poznania. Więcej informacji znajdziecie na stronie internetowej: http://www.discovereurope.esn.pl/ 6 Wśród studentów znajdziemy wiele osób z najróżniejszymi pasjami i upodobaniami. Wielu z nas już teraz stara się uczestniczyć w różnorodnych akcjach i przedsięwzięciach, aby zbierać doświadczenie, które jest tak ważne w rozwoju karier. Świetną sprawą jest, gdy przyjemne można połączyć z pożytecznym. W wywiadzie dla Fenestry Dawid Lemanowicz opowiada o tym dlaczego pojechał do Soczi, oraz o roli wolontariusza na zimowych Igrzyskach Olimpijskich. www.facebook.com/gazeta.fenestra Igrzyska z dobrej woli co trzeba było zrobić, żeby zaistnieć w tak prestiżowym wydarzeniu? Jak udało ci się dostać na Igrzyska w charakterze wolontariusza? Wcześniej pracowałem jako wolontariusz na Euro 2012, tutaj w Poznaniu, w miejskim centrum medialnym. Kiedy Euro już się skończyło, gdzieś na Facebooku znalazłem link do programu Wolontariat Soczi 2014. Stwierdziłem, że trzeba zobaczyć co to właściwie jest i z czym to się je. Wysłałem zgłoszenie, a następnie w odpowiedzi zwrotnej dostałem link do testu językowego, który był pierwszym etapem rekrutacji. Po kilku miesiącach dostałem telefon. Byłem bardzo zdziwiony, bo odezwał się ktoś w języku angielskim, ale ze specyficznym rosyjskim akcentem. Zostałem zaproszony na rozmowę przez skype'a, która miała odbyć się następnego dnia. Prowadzona była w języku angielskim. Pytany byłem o moje doświadczenie, jeśli chodzi o wolontariat, zainteresowania, kierunek studiów. Na koniec usłyszałem: „odezwiemy się.” czyli pewnie pomyślałeś, że nic z tego nie będzie? Dokładnie tak. Ale po miesiącu dostałem kolejny telefon. Dzwoniła przedstawicielka z Komitetu Organizacyjnego, która również przeprowadziła ze mną krótką rozmowę rekrutacyjną. Głównie chcieli chyba wybadać dokładnie poziom mojego angielskiego. Pytała też, jak wygląda moja znajomość rosyjskiego, ale nie wymagali go ode mnie. Koniec rekrutacji wyglądał tak, że w sierpniu 2013 roku dostałem e-maila, który potwierdzał, że wszystko się udało. Trochę to trwało, bo cały proces ruszył dwa lata przed Igrzyskami. Prywatne zdjęcia Dawida Lemanowicza Jak wyglądały dalsze starania? Jak wyglądał Twój typowy dzień w Soczi? co musiałeś robić jako wolontariusz? Już w zgłoszeniu zaznaczałem, że chcę pracować bardziej od strony mediów. W Soczi musiałem być tydzień wcześniej, bo zanim zaczęliśmy musieliśmy też zaliczyć szkolenia. Kiedy już zaczęliśmy pracę zostaliśmy podzieleni na dwie zmiany. Poranna zmiana pracowała podczas cross-country i biegów narciarskich, a popołudniowa podczas biathlonu. A mój typowy dzień? 2,5-godzinna podróż na Stadion Laury, gdzie pracowałem. Kiedy już dotarliśmy, kierowani byliśmy na konkretne pozycje, gdzie pilnowaliśmy fotoreporterów – czy wchodzą na odpowiednie miejsca, czy nie podchodzą za blisko. Oddzielaliśmy ich od sportowców. Moim obowiązkiem było właśnie kontrolowanie fotoreporterów. Jak odbierasz ludzi, z którymi przebywałeś na co dzień? Rewelacyjnie! W naszej grupie „fotoasystentów” było około 30 osób, w tym 20 Rosjan. Nawiązywały się niesamowite relacje, przez co atmosfera była wspaniała. Mieliście okazję zobaczyć na własne oczy kultowe już podwójne toalety? Chciałem je zobaczyć, ale niestety. Nigdzie ich nie widziałem. Nie miałeś obaw co do wyjazdu, kiedy przed Igrzyskami miały miejsce ataki terrorystyczne w rosji? Miałem obawy i to duże, ale nie myślałem o rezygnacji. Zamachy były, są i niestety będą. Dzisiaj są tu, a jutro mogą być gdzie indziej. Tak próbowałem sobie to tłumaczyć. Chciałem wykorzystać szan- sę, która może się już nie powtórzyć. Jechałem też z taką nadzieją, że Rosjanie zrobią wszystko, żeby na miejscu było bezpiecznie. I tak też było. atmosfera związana z sytuacją na Ukrainie przenosiła się w jakikolwiek sposób do Soczi? Nie i chyba nawet nie mogła. Igrzyska i sport z założenia są wolne od polityki, dlatego ja osobiście tego nie odczuwałem. Odbierałem to trochę jako zamkniętą strefę, odizolowaną od reszty świata. Wszyscy żyli tam głowinie Igrzyskami i tym, co z nimi jest związane. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale tak było. Jak oceniasz organizację Igrzysk? Ogólnie bardzo dobrze. Sami sportowcy też chwalili organizato- rów. Nigdy wcześniej nie byłem na tak dużej imprezie sportowej, ale według mnie wszystko było sprawnie rozwiązane. Dla nas wolontariuszy także wszystko było dobrze przygotowane: zakwaterowanie, wyżywienie itd. Mieliśmy też zapewniony uniform, czapki, rękawiczki, kurtki. O nic z tych rzeczy nie musieliśmy się martwić. czyli polecasz taką formę aktywności ? Polecam jak najbardziej! Niesamowite uczucie, gdy można to wszystko zobaczyć: lecącego po zwycięstwo Kamila Stocha, czy biegnącą po złoty medal Justynę Kowalczyk. Wszystko to zazwyczaj ogląda się w telewizji, ale na żywo wygląda to zupełnie inaczej. Rozmawiała: Natalia PAWLAK marzec 2014 M ateusz Bukowiec ma obecnie 26 lat i jest zawodnikiem GKS-u Tychy, do którego trafił z drugoligowego Ruchu Zdzieszowice. W wieku 17 lat zadebiutował w Ekstraklasie w barwach Górnika Zabrze. Niedługo potem znalazł się w kręgu zainteresowań między innymi Evertonu i Interu Mediolan. W klubie z Mediolanu przeszedł nawet testy. Do transferu jednak nie doszło, a młody zawodnik wylądował w Zagłębiu Lubin, w którym nie rozegrał żadnego spotkania. Problemy ze zdrowiem utrudniły dalszy rozwój jego kariery. Zamiast gry na San Siro Bukowiec musiał zadowolić się Koszarawą Żywiec. Sebastian Olszar zaliczył debiut w Ekstraklasie w wieku 20 lat. Po następnym udanym sezonie, w którym zanotował w barwach Górnika 26 występów i 5 strzelonych bramek wyjechał do Austrii. Niestety osobista tragedia zatrzymała rozwój jego kariery. Pobytu w angielskich klubach Portsmouth i Coventry nie może zaliczyć do udanych. Następnie powrót do Polski i tułaczka po klubach z ekstraklasy i pierwszej ligi. 32-letni zawodnik łącznie w polskiej ekstraklasie rozegrał 115 meczów strzelając przy tym 17 bramek. Wynik może nie jest najgorszy jednak na początku kariery nadzieje w nim pokładane były dużo większe. Sebastian Leszczak w 2009 roku jako siedemnastolatek zadebiutował w barwach Wisły Kraków. Przy Reymonta wiązano z nim ogromne nadzieje, jednak jego charakter nie pozwolił na ich spełnienie. Z Wisły trafił do Górnika Zabrze, w którym poza jednym meczem Pucharu Polski grywał w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. Z Zabrza przeniósł się do drugoligowej Garbarni Kraków, natomiast wiosną będzie zawodnikiem Kolejarza Stróże w barwach którego miejmy nadzieje wróci do wysokiej formy. Kamil Oziemczuk również jako siedemnastolatek zadebiutował w ekstraklasie. Swoją pierwszą bramkę w barwach Górnika Łęczna zdobył przy Łazienkowskiej. Rozegrał siedemnaście spotkań w ekstraklasie, został uznany objawieniem sezonu 2005/2006. Latem 2006 roku podpisał czteroletni kontrakt z francuskim zespołem Aj Auxerre. Zapowiadało to świetlaną karierę, a w rzeczywistości okazało się początkiem powolnego spadku dziś 25-letniego Kamila. Motor Lublin, Bogdanka Łęczna, Górnik Łęczna to kolejne kluby, w których Oziemczuk nie potrafił odnaleźć się na boisku. Kolejne smutne przykłady, to Bracia Burkhardtowie. Starszy z braci Marcin (30l.) w polskiej ekstraklasie zadebiutował w wieku 18 lat. Występował w Amice Wronki, Legii Warszawa i Jagielloni Białystok. Zaliczył też zagraniczne epizody w Szwecji, na Ukrainie i w Azerbejdżanie. Karierę reprezentacyjną zakończył z dziesięcioma spotkaniami. Młodszy z braci, Filip (26l.) debiut w ekstraklasie zaliczył jeszcze wcześniej, w wieku siedemnastu lat, również w Amice Wronki. Był zawodnikiem wielu klubów ekstraklasy i niższych lig, m.in. Widzewa Łódź, Jagielloni Białystok czy Arki Gdynia. Chociaż razem rozegrali 254 spotkania w Ekstraklasie i strzelili łącznie 21 bramek to zaliczyć ich trzeba do grona niespełnionych talentów. Marcin i Filip przez wszystkich ekspertów byli typowani na gwiazdy polskiej piłki. Niestety obecnie są bardzo przeciętnymi zawodnikami i mają problem z tym, aby grac nawet w polskiej ekstraklasie. Podobnych historii jest mnóstwo. Przeciwności losu, kontuzje, problemy osobiste, źli doradcy. Te czynniki najczęściej sprawiają, że talenty się marnują. W większości przypadków możemy się jedynie domyślać co stanęło na drodze do wielkiej kariery. To oczywiste, że takie zdarzenia miały i nadal będą miały miejsce ale miejmy nadzieję, że będzie ich coraz mniej, a ich potencjalni bohaterowie będą z powodzeniem pokonywać wszystkie trudności. KINGA KWIECIEŃ dzie dominację. Germańską rzecz jasna. Podopieczni Joachima Löwa stanowią jedną z najmocniejszych drużyn świata i podczas EURO 2016 celować będą w tytuł mistrzowski. Tego, że na francuskim czempionacie mogłoby ich zabraknąć, nikt między Odrą a Renem nawet nie bierze pod uwagę. W eliminacjach do poprzednich wielkich turniejów Niemcy szli niczym burza z gradobiciem oraz potężnymi piorunami. Od października 2007 roku nie przegrali w jakichkolwiek kwalifikacjach żadnego spotkania, a ostatnim turniejem, do którego nie awansowali bezpośrednio, był mundial w 2002 roku. Wówczas w barażach pokonali Ukrainę. Nie warto się oszukiwać: jeśli biało-czerwoni w dwumeczu z Niemcami ugrają chociaż punkt, będziemy mogli mówić o sukcesie. Jeżeli którakolwiek z drużyn w grupie D zdoła urwać punkty 3-krotnym mistrzom Europy, będzie to ogromna niespodzianka. Dlatego batalia o drugie premiowane awansem miejsce (do finałów wejdzie bezpośrednio także najlepszy zespół spośród tych, które zajmą trzecie miejsca w swoich grupach) powinna rozstrzygnąć się między Irlandią, Szkocją i Polską. Każde rozwiązanie w przypadku tych zespołów jest możliwe, bo prezentują one podobny, równie kiepski poziom. Trudniejszym dla nas przeciwnikiem wydaje się być reprezentacja Szkocji. Kibice w kraju whisky płynącym już prawie zapomnieli jak smakuje udział w międzynarodowej imprezie (po raz ostatni Szkocja zagrała w niej w 1998 roku podczas mundialu we Francji) i mają wielki apetyt na awans. Z tego powodu będą chcieli jak najwydatniej pomóc swoim piłkarzom i podczas gier eliminacyjnych na pewno stworzą na trybunach niesamowitą atmosferę. Kiedy więc 8 października 2015 roku biało-czerwoni zawitają do Szkocji, będą musieli przygotować się na starcie nie z jedenastoma, ale dwunastoma przeciwnikami. Spacerkiem dla naszych Orłów nie będą także potyczki z Irlandią. Wręcz przeciwnie – szykują się twarde batalie, w których nikt nie odstawi nogi, a trup będzie słać się gęsto. Ekipa z Zielonej Wyspy, choć losowana była aż z drugiego koszy- Banda trojga Źródło: UEFA.com A miało być tak pięknie… O awans do nowych, zreformowanych mistrzostw europy miało być łatwo jak nigdy wcześniej. Bardzo prawdopodobne jednak, że reprezentacja Polski skończy eliminacje Nazwiska wielu znanych piłkarzy potrafią wymienić do eUrO 2016 jak prawie zawsze, czyli poza gronawet ci, którzy sportem się nie interesują. rober Lenem finalistów. wandowski, Wojciech Szczęsny czy Jakub Błaszczykowski są tego przykładami. chciałabym przedstaLitera „D” stojąca przy nazwie wić kilku z tych piłkarzy, którym mimo talentu grupy, do której trafiła Polska rai dobrze zapowiadającej się kariery nie udało się zem z Niemcami, Irlandią, Szkocją, osiągnąć pokładanych w nich nadziei. Gruzją i Gibraltarem, oznaczać bę- Nie warto się oszukiwać: jeśli biało-czerwoni w dwumeczu z Niemcami ugrają chociaż punkt, będziemy mogli mówić o sukcesie. Jeżeli którakolwiek z drużyn w grupie D zdoła urwać punkty 3-krotnym mistrzom Europy, będzie to ogromna niespodzianka. ka, w ostatnich latach mocno zbliżyła się poziomem do polskiej kadry. Zespół Martina O'Neilla to żadni wirtuozi czy magicy futbolu, ale na pewno nieustępliwi, trudni do pokonania i bardzo solidni piłkarze. Czwartym do brydża, bo Niemcy to przecież inna liga, jest reprezentacja Gruzji. Rywal to dla nas dosyć egzotyczny, gdyż mierzyliśmy się z nim dotychczas zaledwie 3 razy. Dwukrotnie zwyciężaliśmy, ale raz – w 1997 roku – doznaliśmy upokarzającej klęski 0:3 w meczu eliminacyjnym do mistrzostw świata. Teraz podobny scenariusz nie wchodzi w grę, bo kto zgubi punkty w potyczkach z Gruzinami, ten będzie mógł pożegnać się z marzeniami o awansie na EURO. O Gruzji, poza tym, że podobno ma całkiem niezłą kuchnię i urodził się tam Józef Stalin, niewiele ciekawego można napisać. Jej piłkarska reprezentacja to typowy europejski IV-ligowiec: wygrywa z outsiderami, przegrywa z mocarzami, ale w meczach ze średniakami – strzeż się, Polsko – potrafi sprawić niespodziankę. Niezależnie od tego, czy polska kadra zdoła awansować do Mistrzostw Europy, podczas eliminacji do tego turnieju na pewno przejdzie do historii. Oto bowiem 7 września 2014 roku biało-czerwoni będą rywalem reprezentacji Gibraltaru w jej pierwszym meczu o punkty. Do tej pory drużyna z brytyjskiej kolonii położonej na południu Półwyspu Iberyjskiego rozegrała tylko jeden oficjalny mecz. 4 miesiące temu zremisowała 0:0 ze Słowacją. Dopiero od maja 2013 roku Gibraltar jest pełnoprawnym członkiem UEFA, ale wciąż nie przynależy do FIFA. Selekcjoner kadry Gibraltaru tak mówi o swoim zespole: „Umiemy połączyć techniczną piłkę iberyjską z fizycznym stylem wyspiarskim. To może być wybuchowa mieszanka”. Oby tylko eksplozja nie nastąpiła w pierwszym meczu eliminacji, ani dokładnie rok później, kiedy Gibraltar podejmiemy u siebie. Straciliśmy już gola z San Marino, więc wiemy co to wstyd. Jednak podobna wpadka przeciwko drużynie z terytorium zamorskiego, którego łączna powierzchnia wynosi 6,5 km² a liczba ludności nie przekracza 30 tysięcy, byłaby piłkarskim samobójstwem. Konrad WITKOWSKI Sportowy second hand Igrzyska w Soczi zabrały ci dwa tygodnie z życia? radwańska z Janowiczem grają w tenisa już nawet w siedzibie jednej z sieci telefonii komórkowej, a Lewandowski wychodzi z domowej lodówki? Wielki sport, to wielka popularność, ale mniej popularne dyscypliny, o których łatwo zapomnieć, nie mogą uchodzić za„małe”. chodzi o popularność szybownictwa, Kawa powoli wychodzi z cienia, o czym świadczyć może nominacja do tytułu Sportowca Roku Przeglądu Sportowego i Telewizji Polskiej. Do pierwszej dziesiątki jeszcze się nie wdarł, ale jak sam mówił, gdy rozpoczynał karierę, wywiadami zainteresowani były tylko lokalne media z rodzinnego Zabrza. Zarówno speedrower jak i szybownictwo absolutnie przegrywają z niezwykle popularnym windsurfingiem. Ironia wcale nie jest tak ostra, ponieważ w przeciwieństwie do wspomnianych dyscyplin, z windsurfingiem mamy do czynienia podczas letnich Igrzysk Olimpijskich. Warto o nim wspomnieć nie tylko ze względu na urok osobisty, ale i dlatego, że fale morskie w tym sporcie wznoszą się bardzo często w rytm Mazurka Dąbrowskiego. Nie udało się w Londynie, lecz bardzo chętnie poczekamy na Rio de Janeiro, ponieważ Polacy mimo niezbyt dobrych warunków zimnego Bałty- Wydawca: Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM, ul. Umultowska 89a, 61-614 Poznań. Redakcja:Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, ul. Umultowska 89a, pokój 144, 61-614 Poznań email: [email protected], facebook: www.facebook.com/gazeta.fenestra ku, radzą sobie na falach niezwykle dobrze. Zofia Klepacka oraz Przemysław Miarczyński zdobyli medale na londyńskiej imprezie, jednak zarówno ona jak i on nie sprawili, że windsurfing stał się sportem narodowym. Do dziś niewiele osób pamięta o sukcesie biało - czerwonych i mimo nominacji w plebiscytach, tak jak w przypadku pilota Kawy, oboje nie przedstawiają się w telewizjach śniadaniowych i nie biją się o kibiców na łamach sportowych dzienników. Sceptycy stwierdzą, że przegrali swoją szansę na „celebryckie” życie, ale chyba nie o to chodzi w dzisiejszym sporcie. Kiedy znudzi się gonitwa na rowerach, podziwianie Himalajów z góry czy nawet opieranie się grawitacji na desce, na deser pozostaje jeszcze dart, snooker lub - dla tych bardziej aktywnych - hokej na trawie. Konia z rzędem temu, kto poprawnie skojarzył pierwszy z wymienionych, gdyż w rodzinnych zmaganiach więcej było pewnie mistrzów rzutek niż darterów. Cho- Redaktor naczelny Mikołaj Zajączkowski Zastępca redaktora naczelnego JarekWięcławski Sekretarz Redakcji Dominika Pacyńska Redaktor działu Sport JarekWięcławski www.ocdn.eu Z łośliwi twierdzą, że to uboższa wersja sportu żużlowego, bowiem zasady i regulamin są wzorowane na speedway’u, jednak zamiast ryku silników, usłyszeć tu można pokrzykiwania zawodników i odgłosy ścierania się rowerowego ogumienia. Speedrower, bo o nim mowa, od 1995 roku posiada w Polsce własną organizację, Polskie Towarzystwo Speedrowerowe, które w 2006 roku zastąpione zostało przez Polską Federację Klubów Speedrowerowych. Sama nazwa, trzeba przyznać, iż bardzo oryginalna i oddająca sens sportowej rywalizacji na kółkach, powstała prawdopodobnie pod koniec lat 80-tych XX wieku na terenie Leszna. Biało – czerwony motyw? Proszę bardzo: Polacy w listopadzie ubiegłego roku na zawodach w dalekiej Australii zdobyli mistrzostwo i vice-mistrzostwo świata odpowiednio juniorów i seniorów w drużynie, dwa złota w obu kategoriach zawodów parowych, a po tytuł Indywidualnego Mistrza Świata sięgnął Marcin Szymański z Leszna. Powiedzieć, że to niezły wynik, to wielka obraza. Jednak popyt na ultra lekkie rowery w Polsce zwiększy się dopiero wtedy, gdy wiadomość o sukcesach Polaków przeniesie się z czeluści telewizyjnej telegazety na pierwsze strony dzienników. O powodzenie takiego przebiegu wydarzeń będzie trudno, jednak jeśli dotarłeś do tego momentu artykułu, speedrowerowe towarzystwo już teraz zaczyna zastanawiać się nad otwarciem szampana. Jeśli rowerowe szaleństwo kogoś nie kręci, a w kółko wolisz jeździć na karuzeli i podziwiać otaczający Cię świat, obowiązkowa jest konsultacja z Sebastianem Kawą. Niektórych samo nazwisko postawiłoby na nogi, jednak kiedy przejrzy się galerię zdjęć z wypraw wspomnianego Polaka, z owych nóg można się bardzo szybko osunąć. Dziewięciokrotny mistrz świata w konkurencjach szybowcowych jest tak daleko poza zasięgiem innych, że wyzwań musi szukać zdecydowanie gdzie indziej, a konkretniej mówiąc – zdecydowanie wyżej. Kawa 21 grudnia 2013 roku, po morderczych przygotowaniach fizycznych i technicznych dokonał przelotu nad szczytem Annapurna w Himalajach, który jest położony 8091 metrów nad poziomem morza. Dokonał tego lecąc z prędkością 400 km/h i jest oczywiście pierwszym człowiekiem na naszej planecie, który to zrobił. Jeśli www.facebook.com/gazeta.fenestra dzi o to samo, rzucanie do tarczy szpiczastymi lub plastikowymi lotkami w potrójną dwudziestkę przynosi niezwykłą frajdę w towarzystwie barowym. Dodać do tego trzeba fakt, iż Polacy nie są może najmocniejszą siłą w światku darta, lecz posiadanie mistrza Europy juniorów Mateusza Wawrzyniaka, czy obecność Polaków na mistrzostwach globu, świadczy o co raz większej popularności tego sportu w Polsce. Jednak jeśli w klubie nie zetknęliście się z dartem, pozostaje jeszcze snooker. Każdy kto widzi kule bilardowe niestety musi zmienić swoje wyobrażenia, ponieważ snooker, to o wiele bardziej skomplikowana rozgrywka. 15 czerwonych i 7 kolorowych bil do wbicia, dominacja Brytyjczyków, a jednak i polski akcent pojawia się przy zielonym stole. Kacper Filipiak w wieku 16 lat został mistrzem świata juniorów i wciąż pnie się w snookerowej hierarchii. Czy osiągnie poziom mistrzów z O'Sullivanem na czele, dowiemy się niedługo, jednak gdy sam Redaktor działu Kultura Aleksandra Laps Redakcja: Marta Jędrzejczak Beata Kapusta Kinga Kwiecień Michał Leśniczak Ewa Nowak Katarzyna Nowak Natalia Pawlak Mikołaj Stanek MagdalenaWitek KonradWitkowski Korekta Małgorzata Adamczewska Skład Tomasz Szukała "The Rocket" twierdzi, że Polak ma ogromny potencjał, coś musi być na rzeczy. Wracając do sportów bardziej wymagających fizycznej sprawności, nie sposób zahaczyć o hokej na trawie. Większość z nas pod wpływem amerykańskiej kultury zna tylko hokej na lodzie. Mało kto pamięta o trawiastej i halowej wersji tego sportu. A pamiętać warto, gdyż grono olimpijczyków polskiej reprezentacji pochodzi z wielkopolski i posiada ogromne sukcesy w tej dyscyplinie. Srebro Mistrzostw Europy w halowej odmianie trawiastej gonitwy z kijem w ręce w 2007 i 2011 roku zobowiązuje do zwrócenia uwagi na tę dyscyplinę. Podsumowując wszystkie za i przeciw w sportach mniej znanych, należy zwrócić uwagę na fakt, iż o popularności dyscypliny najczęściej decyduje sukces medialny. Zarówno o „szybkonogich” na rowerze, szybowcach nad Himalajami, hokeistach wcale nie pędzących na lodzie jak gwiazdy Igrzysk, bohaterach tarczy, czy zielonego stołu nie będzie głośno, jeśli nie podbiją serc telewizyjnych głodomorów. Telegazeta, czy link na samym końcu popularnego portalu na niewiele się zdadzą, nawet mimo szczerych chęci. Dla przedstawicieli tych, jak i innych sportów niewymienionych przeze mnie nadzieja na sławę wcale nie jest tak duża, lecz warto wspomnieć, że mimo niewielkiego zainteresowania nadal, z pełnym zaangażowaniem walczą o sukces w swojej dyscyplinie. Przykładu sukcesu w niszowej dyscyplinie nie trzeba szukać daleko w pamięci, bo przecież kto by relacjonował na studenckim wydziale czy w pracy wyścigi panczenistów, gdyby Zbigniew Bródka nie zdobył olimpijskiego złota na oczach widzów publicznej telewizji.?A przecież Bródka, by trenować musiał dorabiać w Straży Pożarnej. To znak, że i dla tych z końca wiadomości sportowych jest nadzieja na rozgłos i szacunek w sportowym światku. Sportowcy "z drugiej ręki" wcale nie są gorsi, bo pokonują słabości i nierzadko stają na szczycie. Popularność to nie wszystko. Sławę powinno mierzyć się tylko w medalach. Opiekun redakcji Red. Lesław Ciesiółka Strona internetowa www.gazetafenestra.pl Facebook www.facebook.com/gazeta.fenestra Twitter /twitter.com/FenestraGazeta Michał LEŚNICZAK Druk Drukarnia Prasowa ul. Malwowa 158, Skórzewo Redakcjazastrzegasobieprawodoredagowania i skracania nadesłanych tekstów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam.