Katarzyna Cichocka "Superbohater"

Transkrypt

Katarzyna Cichocka "Superbohater"
Katarzyna Cichocka
Superbohater
Padało od kilku dni. Niebo pokryte było grubymi, deszczowymi chmurami. Dla Ani pogoda
wydawała się przecudna. Taka pełna życia. Przez szybę samochodu patrzyła, jak ludzie
chowają się pod drzewami. Jechała z mamą do szpitala. Obie nie mogły uwierzyć, że w końcu
znalazł się dawca. Ania wysiadła z auta i pełna entuzjazmu weszła do budynku. Wiadomo było,
że będzie musiała poczekać. Im dłużej czekała, tym bardziej narastał w niej strach.
– O, spójrz, kto do ciebie idzie?! – Mama wskazała głową na idącą szybkim krokiem nastolatkę.
Wiktoria, koleżanka Ani, była zawsze, gdy jej potrzebowała. Oprócz mamy, rzecz jasna, była
kimś najważniejszym w jej życiu pełnym nudy i smutku. To ona opowiadała, jak jest
na szkolnych balach, w górach albo nad morzem, co robią ich rówieśnicy, gdy ona musiała
miesiącami leżeć w szpitalu. Śmiały się nawet w chwilach, gdy było naprawdę ciężko.
– To co, ruszamy na podbój świata? – powiedziała głośno z uśmiechem na twarzy dziewczyna.
– Wiktorio, obiecałaś dbać o Anię, a nie zabierać mi ją w świat – odpowiedziała mama. Jednak
w głosie było czuć bardziej nadzieję niż troskę.
Podeszła do nich tęga pielęgniarka. Dziewczyny spojrzały na siebie i ledwo zdławiły wybuch
śmiechu. Pielęgniarka sprawiała wrażenie przesympatycznej osoby i mama nie mogła
zrozumieć, co je tak bawi. Pojechały razem windą na 3 piętro do sali 304, która wyglądała jak
inne szpitalne pokoje – biała i smutna.
– Dzisiaj będą tylko badania, a jak wszystko będzie dobrze, to zabieg odbędzie się już jutro –
przypomniała pielęgniarka, wychodząc z sali. O chorobie rozmawiały rzadko, ale każda z nich
wiedziała o niej chyba wszystko – jakie są szanse i co się stanie, jeśli zabieg się nie uda.
– To ja was zostawiam. Przyjadę po pracy – powiedziała mama. Uśmiechnęła się do córki i jak
zawsze pocałowała ją w policzek.
Dziewczyny usiadły na łóżku i zaczęły zastanawiać się, kim jest osoba, która ma oddać Ani
swój szpik. Czy jest do niej podobna, czy też wręcz przeciwnie, ile ma lat i jakim musi być
wspaniałym człowiekiem? Do sali ponownie weszła pielęgniarka.
– Niestety, ale musimy zostać same. Muszę przygotowywać cię do badań. Jeśli chcesz,
to możesz przyjść za godzinę lub lepiej jutro około południa – zwróciła się do Wiktorii.
– Już idę – odpowiedziała dziewczyna – ale proszę nam powiedzieć, kto jest dawcą?
– Bardzo prosimy – przyłączyła się Ania. – Choćby tylko jego opis. Oddam pani wszystkie moje
słodycze, które będą mi przynosić po zabiegu.
– Za słodycze chyba podziękuję. Na pewno zauważyłyście, że ważę więcej niż wy dwie razem
wzięte. Powiem wam tylko tyle, że jest to młody, przystojny brunet o kręconych włosach. I co?
Kto wygrał?
W bufecie, dwóch młodych mężczyzn siedziało przy stoliku i dyskutowało o czymś
ściszonym głosem.
– I co postanowiłeś? – zapytał jeden z nich.
– Chyba zrezygnuję.
– To dobrze. Co to za termin! Za tydzień rozpoczyna się turniej, a gra bez czołowego zawodnika
nie ma najmniejszego sensu.
– To nie tak. Powiem ci, że ja naprawdę chciałem komuś pomóc. Kiedy zgłaszałem się
na badanie, to pomyślałem, że w końcu zrobię coś ważnego. Wyobrażałem siebie jako bohatera
takiego jak mój ojciec. Moja mama cały czas wspomina historie, jak gasił pożary, ratował ludzi
i w ogóle.
– I co z jego bohaterstwa? Masz po nim medal na pamiątkę. Zresztą, może komuś innemu
uratujesz życie. Okazji będzie pełno. Nie zadręczaj się.
– Wiesz, ja po prostu się boję. Lekarz dał mi do podpisania papier, że jestem świadom…
i zaczął mi wyliczać, co mi grozi. Wtedy po raz pierwszy poczułem prawdziwy strach. Jestem
tchórzem! Teraz dopiero rozumiem odwagę mojego ojca. Jestem przy nim zerem!
– Daj spokój. Jak wygramy, to będziesz największym bohaterem w drużynie.
– Tak, będziesz bohaterem, a jak pójdziesz na wojnę i zabijesz kilku wrogów, to zostaniesz
superbohaterem! – powiedziała nagle dziewczyna, która nie wiadomo skąd wzięła się tuż obok
ich stolika.
– Eee… Coś ty za jedna? Podsłuchujesz czyjeś rozmowy?
– Ważniejsze jest to, kim wy jesteście! Dziewczyna, której możesz uratować życie – zwróciła się
do chłopaka w rozczochranej fryzurze – to Ania, moja najlepsza przyjaciółka. Błagam cię, dałeś
jej nadzieję, a teraz…
– Chwilę, ale to miała być tajemnica lekarska – przerwał jeden z nich. – Jeśli będziesz mu robiła
wyrzuty, to pójdziemy do ordynatora, aby wyjaśnił, skąd wiesz, kto ma być dawcą.
– Daj spokój! Jestem Arek – powiedział chłopak z opuszczoną głową, pełną kręconych,
ciemnych włosów. – Miałem być dawcą. Nie wiem dla kogo, ale być może dla twojej przyjaciółki.
Obleciał mnie strach i nic na to nie poradzę. Przeproś ją ode mnie. – Wstał i ruszył w kierunku
drzwi.
Wiktoria po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co ma zrobić. Nie wiedziała, czy mówi sama
do siebie, do chłopaka, który właśnie ucieka, czy też do anioła stróża:
– To moja jedyna przyjaciółka. Jest ciężko chora. Proszę, pomóż jej. – Powtarzała te słowa, idąc
przez cały szpital, a potem przez park. Ci, których mijała, patrzyli na nią, jak na wariatkę. „Pójdę
do niej jutro. Niech jeszcze, choć ten jeden dzień, będzie szczęśliwa” – pomyślała.
Szli w milczeniu. Padał delikatny deszcz, więc nawet jeśli ktoś płakał to i tak trudno było by
to zauważyć.
„Dokąd idziemy?” – zastanawiał się w myślach. Nagle dostrzegł dziewczynę ze szpitalnego
bufetu. Uśmiechnął się do niej, ale ona obojętnie odwróciła głowę. Przeszedł parę kroków
w bok, aby iść obok niej.
– Nie masz do mnie żalu? – spytał.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem. Nagle tłum się
zatrzymał. Zauważył, że wszyscy odstępują od niego na kilka kroków. Poczuł, że ktoś za nim
stoi.
– Ciebie już nie ma. Oni cię nie słyszą – powiedział zza jego pleców jakiś męski głos.
– Ty żyjesz?! – Arek krzyknął zdumiony, szczęśliwy i przerażony jednocześnie, kiedy odwrócił
się i ujrzał ojca.
– Tak jak i ty. My żyjemy tutaj, a oni tam – odpowiedział mężczyzna głosem, w którym Arek nie
czuł radości z tego spotkania.
– Jak to?
– Byłeś chory, ale nikt nie chciał ci pomóc. Szkoda, że nie byłeś do mnie podobny.
– To niemożliwe! Mama stale mówi, że w lustrze jestem taki jak ty. Mamo, mamo…!
– Już dobrze. – Poczuł rękę matki na czole. – Coś ci się śniło.
– Wiesz, mamo? Jednak to był błąd, że wczoraj pojechałem z Kubą do tego szpitala, a nie
z tobą – powiedział, oddychając głęboko i obejmując ją rękoma. – Wczoraj, w szpitalu, ktoś
sprawił, że cały czas myślałem o dziewczynie, której mogę pomóc, a nie o sobie.
– To co, jedziemy dzisiaj? – spytała mama, uśmiechając się pierwszy raz od kilku tygodni,
gdy dowiedziała się, że Arek będzie dawcą szpiku.
Ania, zmęczona zabiegiem, zasypiała i budziła się kilka razy w ciągu ostatnich kilku godzin.
Pierwsza przy niej była mama. Wyściskały się i wypłakały ze szczęścia z udanego zabiegu.
Kiedy otwierała oczy, za każdym razem obok mamy stał ktoś inny. Był dziadek z babcią,
koleżanki z klasy, sąsiadka – bardzo sympatyczna pani Ola, lekarz, albo pielęgniarka. Wszyscy
chcieli usłyszeć, że jest szczęśliwa i czuje się dobrze. Była przede wszystkim zmęczona,
ale najwięcej myślała o Wiktorii i młodym mężczyźnie – swoim superbohaterze, który dał jej
szansę na zdrowie. W końcu! Wiktoria wpadła jak burza. Rzuciła się koleżance w ramiona
i wybuchła głośnym płaczem.
– To ja pójdę kupić coś do picia – powiedziała lekko speszona mama.
Kiedy Wiktoria wypuściła ją z żelaznego uścisku, Ania odezwała się z troską:
– Martwiłam się o ciebie. Wiem wszystko od pielęgniarki, że się wycofał, że podobno z nim
rozmawiałaś, i że zmienił zdanie. – Teraz zaczęła płakać Ania, a Wiktoria od razu do niej
dołączyła. Znów wpadły sobie w objęcia. Do sali, przez uchylone drzwi zajrzała jakaś kobieta.
„A jednak Arek idzie w ślady ojca” – pomyślała z radością nieznajoma.
– Przepraszam, pomyliłam salę – powiedziała głośno i wyszła.