LEWA DOWSKI Wakacje Luźne uwagi – to i owo

Transkrypt

LEWA DOWSKI Wakacje Luźne uwagi – to i owo
Zajęcie miejsca w kościele: Dziękuję Ci Jezu, że jest dla mnie miejsce w kościele. Wierzę, że w Niebie jest dla mnie tron. Jestem córką królewską i mogę usiąść
w obecności Króla. Nie jestem niewolnicą. Powołałeś mnie, bym razem z Tobą panowała. Msza św. to przedsionek Nieba, mogę siedzieć wierząc, że kiedyś u podnóżka
Twego tronu padnie ostatni nieprzyjaciel. Padnie: grzech, cierpienie i śmierć. Czas
Eucharystii to bardziej czas panowania niż czas walki.
Słuchanie Słowa Bożego: Maryjo! Naucz mnie słuchać, jak Ty słuchałaś. Całą
sobą słuchałaś, nie słuchałaś biernie. Nie bałaś się zadać pytania. Nie wyrzuciłaś
z pamięci tego co trudne, co nie zgadzało się z Twoimi planami. Przez długie lata
zachowywałaś w sercu słowa, rozważałaś, co one mogą znaczyć. Chroń mnie od pychy, że jeśli czegoś nie rozumiem, to to jest nie dla mnie, to można o tym zapomnieć.
Daj mi wiarę, że Słowo Boże ma w sobie moc ziarenka, które zachowane i pielęgnowane w swoim czasie wyda plon stokrotny.
Przygotowanie darów: Duchu Święty, naucz mnie wszystkiego. Pomóż z kłosów życia wyłuskiwać ziarnka: ból i radość, trud i triumf, pragnienia i przegrane,
moje sprawy i sprawy całego świata. Wrzucam je w żarna, by mogły stać się mąką na
chleb. Niech nawilży i ogrzeje je Twoja miłość, aby przemieniły się w ofiarny chleb,
owoc ziemi i pracy rąk ludzkich. Duchu Święty, Ty chcesz nauczyć mnie jeszcze więcej. Niech zobaczę siebie w kropli wody, która znika w winie – symbolu Bożej natury.
W górę serca: Ostatni czas wytrząsnąć z siebie resztki snu. Daj mi Duchu Święty odwagę by pobiec za Oblubieńcem. Nadeszła Jego godzina. Weselny orszak wita
króla, hosanna na wysokości. Jak, mój Oblubieńcze, mogę cieszyć się, skoro chwila,
i już Cię nie będę oglądać. Skoro chwila, a będziesz wyniesiony nad ziemię, zawiśniesz
na drzewie hańby, Twoje Ciało wydane za moje grzechy, Twoja Krew – przelana. I oto
jeszcze chwila i znowu ujrzę Ciebie w tym samym chlebie, który przyniosłam na ołtarz, w tym samym winie, które przyjęło moje człowieczeństwo. Bo, mój Oblubieńcze,
oto nie ma już dwoje, lecz stają się jednym ciałem. Oto jeszcze chwila i mam wstać, by
chwalić, uwielbiać, błagać Ojca z Tobą, w Tobie i przez Ciebie i ujrzeć siebie wraz
z Tobą wyniesioną aż po siódme niebo.
Komunia: Ojcze, jestem Twoim dzieckiem, ale nie jedynakiem. Daj mi swego
Ducha, by nauczył mnie mówić, myśleć i czuć: Ojcze nasz, nie tylko Ojcze mój. Byłby
już czas wyróść z dziecięcych kłótni i walki o pierwszeństwo ze starszym bratem i z
zazdrości o młodszą siostrę. Gdy przyjmę Chleb Eucharystyczny, przyjmę Ciebie
Ojcze, Synu, Duchu Święty. Moim pokarmem będzie pulsująca między Wami miłość,
wystarczy mi jej, by z Ciałem Chrystusa przyjąć nie tylko moje konsekrowane ból
i radość, trud i triumf, pragnienia i przegrane.
Rozesłanie: Ofiara spełniona. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego wyruszam
z domu Ojca. Na ile potrafię, nie porzucam domu Ojca, lecz niosę go w swoim wnętrzu. Moje serce pełne Boga. Na ile potrafię, jestem sercem w niebie. Bóg dał mi się
cały. Wyruszam w swój świat i mam moc, by moje sprawy były sprawami Ojca. Usta
moje pełne chwały Boga.
Krystyna Błażejczyk
=======================================================================
Odpowiedzialni
5 (2008) – str. 4
s. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49]
br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664]
Któredy
?
5
(29)
2008
TO I OWO
Dziś zamieszczamy dalsze fragmenty z brulionów
ks. Cz. Lewandowskiego: „Wakacje” oraz „Luźne
uwagi – to i owo”. Ukazują one drobne epizody z początków albertyńskich zgromadzeń (przy numerach
stron oznaczono: „w”- z zeszytu „Wakacje”, „l” –
„Luźne uwagi – to i owo”.
KS. CZESŁAW
LEWADOWSKI
Wakacje
Luźne uwagi
– to i owo
*** Ubóstwo nie zależy na tym, że się jest ubogim, ale że się chce być ubogim”. Jestem ubogim nie dlatego, że nic nie mam, ale że chcę być ubogim” (słowa Brata Alberta). [s. 7-l]
*** Raz przyszedł do domu ubogich przy ul. Kopernika i zadzwonił. Służąca dziewczyna niedawno przyjęta wyszła do drzwi, kto dzwoni. Ujrzawszy kulejącego Br.
Alberta nie wpuściła go. Pytają się jej Siostry kto dzwonił. – „Jakiś kulawy dziaduś
przyszedł, pewnie chce jałmużnę”. Siostry się domyśliły, co to za dziaduś, pobiegły
prędko do drzwi, a Br. Albert pokornie stoi za drzwiami i cicho czeka aż go wpuszczą. Bardzo się cieszył z tej przygody i rad był, iż z ubioru i kalectwa wygląda na
dziada. Dla służącej owej Zosi zawsze odtąd był życzliwy, że taka jest szczera i prosta dziewczyna. Im więcej go przepraszała za to, że go nie uczciła, tym więcej był dla
niej ojcowski i macierzyński [s. 7-l]
*** Co do kwesty Brat Albert mawiał: „Dobrze, że kwestujecie, bo ludzie mają sposobność dawać jałmużnę, to dobra rzecz, Bóg im to policzy, a ubodzy się tym poratują, abracia nauczą się pokory i dużo cnót nabędą. Są i niebezpieczeństwa, ale i dobre strony”.
Siostrom zakazał Br. Albert kwestować od czasu, gdy Siostrę Rozalię napadł pewien
zły człowiek w Krakowie. Dzielna Siostra go wypoliczkowała, gdy spostrzegła jego
niecne zamiary, tak że ogłupiały napastnik wrzasnął: „niech diabli wezmą taką zakonnicę”. [s. 37-w]
*** (W Tarnowie w 1915 r.): – „Niech przyjdzie Siostra na rozmowę duchowną”. –
„Proszę Tatusia, ona nie ma czasu, musi gotować kolację”. – „Cóż to kolacja doczesna
wobec kolacji duchownej, potrzeb duszy i wieczności, niech zaraz przyjdzie; potrawy
doczesne giną, wieczne zostają”. [1-l]
*** Przygoda z góralką dającą bułkę. Br. Albert jechał z Br. Piotrem do Zakopanego
wózkiem góralskim z Krakowa (nie było kolei do Zakopanego).Kiedy przyjechali do
Nowego Targu, odpoczęli (był wówczas targ czy jarmark i dużo ludzi było w okolicy),
a potem ruszyli dalej w drogę. Spotkali dwie dziewczęta góralki, które szły z Nowego
Targu i jadły bułki wielkie (strucle), które sobie w mieście kupiły. Jedna z nich ujrzawszy
Br. Alberta na wozie siedzącego, pobiegła za wozem i podając mu nadgryziony strucel,
wołała uprzejmie: – „Weźcie to i zjedzcie”. On z początku podziękował, że nie potrzebuje, lecz gdy dziewczyna za lecącym wozem nalegała z miłością i prostotą, aby ów chleb
biały przyjął, wziął i podziękował, a potem rozrzewniony rzekł wśród łez do swego towarzysza: – „Patrz, bracie, cóż to za drogi podarunek. Biedna dziewczyna ujrzawszy dziada
na wozie ulitowała się nad nim i dała mu to co jej było b. drogie. Poszła do miasta, kupiła
sobie biały chleb, którego w domu nie widzi, może za resztę pieniędzy, zapewne głodna
była, zaczęła chciwie jeść taką smaczną bułkę i już nadgryzła ja, wtem mnie, jak siedziałem, biedaka ujrzała, i wyrzekła się jedzenia i wszystko mi oddała. Czy brat rozumie, jaka
to ofiara i dobroć ze strony tej biednej dziewczyny”. I mówiąc to płakał. A potem nie
odkrawając nadjedzonej bułki, jadł dalej z tego daru i resztę schował i kazał sobie podać
na drugi dzień przy śniadaniu. Cenił sobie ów chleb jak dar Boży i nie pozwolił, żeby mu
go br. Piotr zjadł resztę, który miał ku temu wielką ochotę. [47-48-w]
*** Raz w Chochołowie kobiecinka góralka, przyjmując braci, postawiła przed nimi
chleb suchy owsiany „moskale” i miskę masła, „Jedzcie, mówiła do br. Piotra. – „Pokażcie nam, jak się to je”. – „Nie wiecie! A dyć tak się je!” – i to mówiąc uśliniła
palec, nabrała masła i położyła na chleb i podała br. Piotrowi. Ten powiedział grzecznie, że już zjedli śniadanie, a ale wziął z podziękowaniem ów chleb nasmarowany
i podał dzieciom go gospodyni, które go b. smacznie zajadały. – „Gosposiu, czemuście palce sobie poślinili, gdyście mieli brać masło” – „A wiecie dlatego, żeby się
masło palca nie czepiało”. Gdy to opowiadał br. Piotr Br. Albertowi, ów powiedział
z przejęciem: – „Brat nie jadł tego chleba! Ja bym chętnie jadł!” [9-l]
*** Przyszedł Br. Albert z br. Piotrem załatwiać jakieś sprawy w rozmównicy u
Sióstr na Krakowskiej 47 w Krakowie. Zeszło się kilka Sióstr przełożonych (Matki
Starszej nie było) i zaczęły mówić i zeszła rozmowa na inne tory, rodzaj pogawędki
nic nie znaczącej. Urywa nagle Br. Albert te pogwarki bezcelowe tymi słowy: „Fajka,
gawęda, fajka, gawęda!” – a święty gniew palił się w jego słowach i błyski ognia szły
w oczach Czcigodnego Ojca. Zaraz też urwała się pogadanka niepotrzebna i sprawy
poważnie załatwiono. I tym oryginalnym zwrotem nieraz i potem ucinał niepotrzebne
mowy, gdy były pilne sprawy, a czasu nie stało.
*** Gdy hrabia Szeptycki Andrzej1 jako bazylianin bawił w przytulisku Br. Alberta
i pytał się jak się powodzi braciom: – „Dobrze, rzekł przełożony, tylko NN. słuchać nie
chce, bo zamiatać nie lubi”. Wtedy dostojny gość upadł do nóg temu bratu, prosząc go,
aby to uczynił chętnie, boć i P. Jezus zamiatał, i sam wziąwszy miotłę, zamiatał [opowiadanie Brata Piotra]. [s. 45-w]
1
hrabia Roman Szeptycki przyjął imię Andrej w zakonie bazylianów. W 1901 r. mianowany przez Leona XIII metropolitą galicyjsko-lwowskim (obrządku greckokatolickiego).
5 (2008) – str. 2
*** – „Czekaj, poradzę się Siostry Starszej”. – „Czemuż Brat Starszy (Br. Albert) radzi
się ciągle Siostry Starszej Bernardyny, czyż nie wystarczy mu Duch Boży, jakiego ma do
załatwiania spraw”, rzecze br. Piotr. – „Widzisz br. Piotrze, kiedy sam co postanawiam
i załatwiam, to tak jakby było pół człowieka, dopiero kiedy się jej poradzę, to wtedy cały
człowiek. Pan Bóg tak postanowił, żeby mężczyznę uzupełniała niewiasta, aby mu była
pomocnicą, i dlatego tak jest dobrze, gdy się Siostry Starszej radzę, bo ona mądra i ma
Ducha Bożego”. Br. Piotr mówił żartobliwie kiedy indziej: – „Już teraz Br. Starszy jest
całym, czy jeszcze pół?” [s. 41-w]
„Przyleciała jaskółka i będzie wiosna (lato)” – tak mówili bracia, gdy się w jakim domu
pojawiła Siostra Starsza – tj. przybędzie Brat Starszy. [s. 47-w]
*** – „Ruszać pająka nie wolno, niech sobie żyje, wiedziałem, że brat to uczyni” –
rzekł do Br. Piotra, który – opowiadała p. hrabina Stanisławowa Tarnowska – zabrał
miotłę, aby nią wymieść pająka ogromnego z celi Br. Alberta. Umyślnie widać prędko wszedł do celi po odejściu gościa, aby bronić owego pająka przed niechybną
śmiercią, która by go z ręki Br. Piotra spotkała. [10-w]
☺ Podczas budowy Kalatówek bracia „schodzili się na mszę św. do Kaplicy Chramca
i tam służyli do mszy św.; br. Ludwik z powodu krótkiego wzroku raz podpalał świętemu nos zamiast świecę” [s. 49-w]
☺ Brat Albert kwestował. Gdy po raz pierwszy wyjechał wózkiem na plac Szczepański,
dzwonił straszliwie dzwonkiem, który bracia mieli na Krakowskiej. Zbiegły się przekupki, co chce. – „Niech mówi co chce, ale niech nie dzwoni”. [9-l]
☺ „Widziała Siostra Matkę w Krakowie?” – pyta w Sokalu Siostra Mechtylda postulantkę (przyszłą ekon. Gerardę). – „Nie widziałam, ale widziałam córkę Brata Alberta, która
razem z nim zakon założyła”. – „Jaką córkę!” – „No tę w Krakowie, bo ona mówiła Br.
Albertowi Tatusiu, a on jej zaś Dyna”. Dużo było radości z tej prostoty naiwnej. [s. 37-w]
„KTÓRĘDY? ” – poprzez Mszę św. …
otrzymałam od swojej siostry notatki-modlitwy z rekolekcji w ramach Szkoły modlitwy Jana Pawła II, które prowadził w Łagiewnikach ks. S. Szczepaniec. Tematyka: o przeżywaniu Mszy św. w świetle tajemnicy ChrystusaOblubieńca Kościoła, Pomyślałam, że te krótkie modlitwy mogą pomóc także nam w przeżywaniu eucharystycznych Znaków.
Wejście do kościoła: Ojcze, Gospodarzu domu, do którego jestem zaproszona.
Zostawiam za drzwiami ten świat, wchodzę do Twojego, gdzie na mnie czekasz
z uśmiechem. Pomóż mojej wierze, że żadnej z moich spraw nie zbawię sama, że teraz
zaczyna się czas święty i najsensowniejsze co mogę zrobić, to minuta za minutą podążać jak potrafię najlepiej za znakami, które stawiasz mi przed oczami.
Znak krzyża wodą świeconą: Wodo – znaku Ducha Świętego – oczyść mnie.
Wodo, w której tonie stary człowiek, a rodzi się nowy. Dotykam czoła: oczyść i oświeć
moje myślenie, otwórz moje oczy, otwórz moje uszy. Dotykam serca. Zabierz serce
kamienne, daj gorące, żywe, z ciała. Dotykam moich ramion – przemień mnie całą, daj
siłę i moc.
5 (2008) – str. 3