Rodzina katolicka - Singlu, kim jesteś?

Transkrypt

Rodzina katolicka - Singlu, kim jesteś?
Rodzina katolicka - Singlu, kim jesteś?
piątek, 26 czerwca 2009 13:24
Sąsiadka z osiedla, kolega zza biurka, starszy brat. Jeszcze kilkanaście lat temu „stare panny” i
„starzy kawalerowie”. Teraz awansowali na „singla”.
Awans to rzeczywisty, jak można sądzić, czytając o realizujących się, samozadowolonych,
bezżennych 30-latkach? Czy może – jak twierdzą inni – zawsze dramat, skrywany pod
przykrywką hedonizmu, braku zobowiązań i wakacji na Majorce? A może ani jedno, ani drugie?
Może zwiększająca się liczba osób żyjących samodzielnie to znak czasu, sposób na życie ani
dużo lepszy, ani gorszy od małżeństwa? Jaka jest prawda o tzw. singlach? Ich życie to wybór,
konieczność, radość czy ból? Nowa nazwa – stare zjawisko?
– Single jako zjawisko nie są kulturową nowością – twierdzi, pytany o genezę „singielstwa”,
psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego dr Tomasz Ochinowski. – W prawie
każdym szlacheckim dworku były tzw. rezydentki, czasem rezydenci. Duża część żołnierzy
zawodowych nie była żonata, zawsze też byli nauczyciele i działacze religijni. Ale wtedy mieli na
siebie pomysł: chociażby przez pomoc innym. Dzisiaj nowością jest skala zjawiska. Wszystkich
osób będących poza małżeństwem (socjolodzy wliczają w grupę singli również rozwodników i
osoby owdowiałe) jest w Polsce ok. 5 mln. Szacuje się, że ta liczba jeszcze się zwiększy. –
Nowością jest też ich „brak przydziału”: część singli błąka się, nie ma pomysłu na życie. A
społeczeństwo nie ma pomysłu na zagospodarowanie ich wielkiego potencjału – uważa
Ochinowski.
Dlaczego sami?
Wśród osób samotnych są i samotni z wyboru. Jednak – co wynika chociażby z analizy wpisów
internetowych – wielu jest również samotnych z konieczności. I nigdy nie uda się podać
proporcji – których jest więcej. Danuta Prokulska-Balcerzak, psycholog i terapeuta, od kilku lat
prowadzi warsztaty dla kobiet „Kiedy samotność boli”. – Na warsztaty przyjeżdżają kobiety,
które pomimo podejmowanego wysiłku nie mogą wejść w relację, przekształcić ją w więź, a
potem – co bywa trudniejsze – więź utrzymać. Rozmawiamy wtedy o przyczynach tkwiących w
nich samych: w różnych emocjach, ich przekonaniach i wyobrażeniach na temat związków i
bliskości – opowiada.
1/4
Rodzina katolicka - Singlu, kim jesteś?
piątek, 26 czerwca 2009 13:24
Na psychoterapię trafiają natomiast osoby w różnym wieku, dla których bycie singlem to
problem.
– Kiedy zaczynamy analizować ich życie, okazuje się, że przyczyny niemożności wejścia w
bliską relację leżą w ich relacji z rodzicami. W początkach naszego życia uczymy się (lub nie)
zaufania, bliskości i zależności. Jeśli w rodzinie nie rozwinęliśmy tych podstawowych
umiejętności, to „bronimy się” przed ludźmi, izolując się, unikając bliskości i zależności.
Podświadomie wydaje się nam, że tym sposobem unikniemy różnych przykrych uczuć
związanych z odrzuceniem – uważa terapeutka.
Inne przyczyny „singielstwa”? Jeszcze trzy dekady temu młodzi pobierali się w wieku 20–24 lat i
nikogo to nie dziwiło. Dziś wiek zawarcia małżeństwa przesunął się o 5–6 lat i truizmem jest
przypominanie, że jeśli myśli się poważnie o rodzinie, należy zdobyć dobre wykształcenie,
pracę, mieszkanie. W efekcie, gdy 22-latka (nie w ciąży!) wychodzi za mąż – wprawia w
osłupienie rówieśników. A samotna 30-latka przestała dziwić. Jednak ta 30-latka, jeśli nawet
bardzo chce założyć szczęśliwą rodzinę, ma na to mniejsze szanse niż jej młodsza koleżanka. I
nie tylko dlatego, że wszyscy potencjalni kandydaci „są już zajęci”…
– Wiek do 22–23 lat to wiek idealizmu. Potem myślimy bardziej realistycznie, twardo, nie
wierzymy już tak w ideały, w drugiego człowieka – mówi psycholog Urszula Domańska. – Z
wiekiem zmniejsza się gotowość całkowitego zaufania drugiej osobie. Im dalej od wieku
„idealizacji”, tym większe przyzwyczajenia: do niezależności, wygody, dysponowania swoim
czasem i zasobami.
Młodzi ludzie, szczególnie z wielkich miast, żyją w coraz większym pędzie, a ten pęd nie
wpływa pozytywnie na możliwość pogłębionej, osobistej refleksji. Może więc eliminować u
prawdopodobnie zapracowanej 30-latki umiejętność zauważenia, przeanalizowania własnych
potrzeb. Czasem też prawdziwe potrzeby są przez nią głęboko skrywane. – Konsumpcyjne
podejście do życia i pośpiech przenosi się na relacje damsko-męskie – uważa Domańska. –
Nasze związki stają się więc jak jedzenie fast foodów: zadowalamy się tym, co szybkie, łatwo
dostępne, a niekoniecznie zdrowe.
Akceptujemy singli?
Czysto teoretycznie społeczna akceptacja „bycia singlem” jest uwarunkowana dwoma
2/4
Rodzina katolicka - Singlu, kim jesteś?
piątek, 26 czerwca 2009 13:24
czynnikami: środowiskiem życia i poziomem wykształcenia. Można to w skrócie opisać tak: w
większych miastach, wśród osób lepiej wykształconych, samotny 35-latek to singiel. Gdy jednak
na święta wraca do rodzinnej Wólki na Podlasiu, z miejsca staje się starym kawalerem. – Moja
mama chciałaby, żebym ożenił się z kimkolwiek i jak najszybciej – mówi Krzysztof, właściciel
niewielkiej firmy w Warszawie. – W mojej rodzinnej miejscowości rówieśnicy mają już duże
dzieci. Ja jeden taki „niewypał”. Mnie z moim „starokawalerstwem” źle nie jest, ale dla mojej
mamy to obciach.
Teoria teorią, a w praktyce również wielkomiejscy single skarżą się na brak akceptacji
zamężnych: – To bzdura, że singlom z wielkiego miasta jest fajnie, bo się nas nie wytyka
palcami. W pracy patrzą na mnie zawsze jak na dziwoląga – mówi Anna, lat 38, bankowiec. –
Polityczna poprawność i inteligencka grzeczność powodują, że nikt mi wprost staropanieństwa
nie wytyka. Ale gdy mowa o ślubach, porodach czy zaręczynach, jakaś dziwna atmosfera się
wytwarza: jakby ze mną o tym nie można było rozmawiać. I chyba się mnie boją. Podobnego
zdania jest Marek z Gdańska, 39-latek, przedstawiciel handlowy: – To, że bycie singlem jest
fajne, sami single wymyślili na osłodę. A prawda jest taka, że to obciach nie ułożyć sobie życia,
nie ożenić się czy wyjść za mąż.
Skazanie czy powołanie?
Marek przyznaje: nie potrafi i nie chce zaakceptować swojej samotności. Twierdzi też, że inni
go nie akceptują. Definiuje się tak: „samotny, wierzący i praktykujący katolik, z trudnościami ze
znalezieniem odpowiedniej partnerki”. „Odpowiedniej” – czyli również wierzącej i praktykującej,
w podobnym wieku, wyznającej konkretny światopogląd. Marek twierdzi, że kobiet porządnych i
„z wartościami” jak na lekarstwo. A lekarstwo – jak widać – nie dla niego. – Może gdybym nie
stawiał tak wysoko poprzeczki, byłoby mi łatwiej znaleźć żonę – zastanawia się. – „Katosingle”
mają gorzej. – Jest odwrotnie – twierdzi Joanna Michalska z portalu „Przeznaczeni.pl”. Na
matrymonialnym portalu skierowanym do zdeklarowanych katolików zalogowało się ok. 130 tys.
osób. – Wartości pomagają w poszukiwaniach, bo jeśli od razu szukamy osoby wyznającej
podobny światopogląd jak nasz, nie ma rozczarowań, jest łatwiej stworzyć szczęśliwą rodzinę –
twierdzi. – Wydaje się, że katolik ma mniejszą możliwość wyborów, bo jest ograniczony przez
zasady. Jeżeli się z tym męczy, rzeczywiście trudniej żyć – uważa Domańska. – Ale jeśli jest to
świadomy wybór, a z wyborem łączy się osobowa relacja z Bogiem, to samotny wierzący jest w
komfortowej sytuacji! Doświadcza poczucia wielkiej miłości, której nikt nigdy nie otrzyma od
drugiego człowieka.
Współcześnie wielu „katosingli” mówi: „moja samotność to powołanie”. Ale czy formułka „mam
powołanie do życia w samotności” nie jest nadużywana? – Mam wrażenie, że jest – mówi
3/4
Rodzina katolicka - Singlu, kim jesteś?
piątek, 26 czerwca 2009 13:24
otwarcie Katarzyna Jarosz, żona Tomasza. Jaroszowie mają po 35 lat, są małżeństwem od 5.
Doświadczyli życia w pojedynkę, poczucia samotności, lęku, „czy ktoś mnie jeszcze zechce”. I
dlatego, żeby pomóc innym, na prowadzonej przez siebie stronie dla katolików www.adonai.pl ,
utworzyli tzw. Źródełko. – Do Źródełka przychodzą osoby, które chcą poznać drugą połówkę,
założyć szczęśliwą rodzinę. Często piszą o sobie, że nie mają już nadziei na odnalezienie
prawdziwej miłości i pytają: „może to powołanie”? Tymczasem powołanie to dużo więcej niż
nieumiejętność (z różnych powodów) znalezienia sobie męża czy żony. Jest świadomym
wyborem: rezygnuję z poszukiwania żony czy męża, bo czuję, że Bóg ma dla mnie inny plan.
Co zrobić z singlem?
– Wiadomo, że nie wszyscy założą rodzinę. Wielu takim osobom można współczuć i, na ile to
możliwe, trzeba starać się pomóc – uważa Katarzyna Jarosz. Jaroszowie pomoc unowocześnili.
Przez Źródełko (są moderatorami) poznali Beatę, trzydziestoparolatkę, która przez Internet
szuka męża. Kiedy Beata zaproponowała, żeby Źródełko „wylało” się do realu, najpierw razem
stworzyli nową stronę: www.dla-samotnych.pl , a po kilku miesiącach „wylali” się na ulice
Warszawy. Z singlami spotykają się na neutralnym terenie, na spacerach, wystawach. Chodzi o
to, żeby nawiązywać znajomości prawdziwe, w prawdziwym świecie. I żeby odejść od
klawiatury. – Chodzi też o to, żeby się wspólnie modlić. W trzeci piątek miesiąca znajomy
proboszcz odprawia Mszę św. w intencjach naszych singli – opowiada Kasia. – Bo dlaczego
modlimy się o powołania kapłańskie, a nie modlimy o dobre żony i mężów dla parafian? –
Kocham singli – śmieje się dr Ochinowski. – I bardzo by mi się przydali do pomocy przy
dzieciach, ale jakoś się nie kwapią. A poważnie: single mogą pełnić bardzo ważne role w
społeczeństwie. Muszą się jednak zaangażować w coś, co będzie miało charakter
odpowiedzialności za innych ludzi. Inaczej grozi im syndrom starokawalerstwa i
staropanieństwa. A tego chyba sami by nie chcieli.
Agata Puścikowska
Źródło: Gość Niedzielny
4/4