Żeby nie bolało - Filmoteka Szkolna

Transkrypt

Żeby nie bolało - Filmoteka Szkolna
eby nie bolao
Z Marcelem oziskim rozmawia Katarzyna Jaboska
„Kwartalnik Filmowy” 2000, nr 29-30
– „Czas na dokument” i „Miej oczy szeroko otwarte” – dokumentalne cykle prezentowane
w I programie Telewizji Polskiej – dowiod
y, e dokument jest w stanie wygra wycig z fabu
i zgromadzi przed telewizorami miliony widzów. Czy koszty, jakie trzeba za to zap
aci, nie s
jednak zbyt wysokie?
– Dobrze si stao, e w telewizji publicznej dokument ma wreszcie swoje miejsce, nale si jej za
to wyrazy uznania. Ogromna w tym zasuga Andrzeja Fidyka, który wspomniane cykle wypromowa
i wywalczy dla nich tak znakomity czas antenowy. Dyskutowabym natomiast z zawartoci tych cykli.
Niewtpliwie najwiksz ogldalno maj tematy skandalizujce. Im bardziej jest to podgldactwo, im
bardziej dotyczy skrajnych rzeczy, odwouje si do – obecnych w nas przecie – ciemnych instynktów, tym
wikszy ma poklask, tym bardziej jest podane. Fetysz ogldalnoci nie jest adnym kryterium
artystycznym. Nierzadko bywa raczej podaniem za tendencj wyznaczan przez programy w rodzaju
Big Brother, polegajce na bezpardonowym wchodzeniu czowiekowi do duszy czy moe raczej... do ciaa.
Mocna pozycja pasm dokumentalnych w I programie TVP – powiedzmy to sobie jasno – bierze si
oczywicie z ogldalnoci. Wikszo produkcji telewizyjnych to niestety sieczka, obliczona na
przycignicie publicznoci. By moe s one lokomotyw dla dobrych i wartociowych dokumentów, które
na szczcie take pojawiaj si w tych pasmach, klucz ogldalnoci jest jednak bardzo niebezpieczny.
– Mówi
Pan o podgldactwie. Czy dokumentalista nie jest w pewnym sensie zawsze
w sytuacji podgldajcego?
– Nie mam poczucia, e podgldam – po prostu patrz. Nigdy w swojej pracy nie posugiwaem si
metod ukrytej kamery. Wszyscy bohaterowie moich filmów wiedzieli, e ich filmuj.
– Równie w przypadku „Wszystko si moe przytrafi”?
– Oczywicie. Mój szecioletni wówczas syn Tomasz, który prowadzi w filmie rozmowy ze starymi
ludmi – zanim je rozpocz, przedstawia si: Nazywam si Tomasz oziski, pokazywa zamontowane pod
kurtk czy koszul mikrofony, a nastpnie nas – oddalon o kilkadziesit metrów ekip. Tam jest ekipa
mojego taty, która krci film – mówi, dopiero potem pyta: Czy moemy porozmawia?
– Nie filmowa
Pan ukryt kamer, ale – jak sam to Pan wielokrotnie okrela
– „uruchamia
rzeczywisto”. W „Jak y” polega
o to na przyk
ad na tym, e wprowadzi
Pan do filmu
„zaprogramowanych” bohaterów. Prowokowali oni wymylone przez Pana sytuacje, wywo
ujc tym
samym, rejestrowane kamer, reakcje pozosta
ych niewtajemniczonych bohaterów – uczestników
obozu ZSMP dla m
odych ma
estw. To nie jest oczywicie podgldactwo, czy nie jest to jednak
manipulowanie rzeczywistoci?
– By moe bya w tym jaka manipulacja. Istnieje jednak due prawdopodobiestwo, e gdybym
mia szans obejrze kilka takich obozów, gdybym mia do dyspozycji miesic, a nie dziewi dni, kto taki
jak bohater Edwarda Zymana – wybrany na Przewodniczcego Rady Obozu – mógby si ujawni. Tego
rodzaju kariery byy wówczas do powszechne. Myl, e ujawniaby si równie para, która nie chciaaby
si podporzdkowa wszystkim obowizujcym na obozie absurdalnym zarzdzeniom i reguom. Moja rola
polegaa na tym, e poprosiem Barbar i Andrzeja Rozhinów, eby to oni byli tak wanie par. Na tym
koczya si moja ingerencja. Poza tym mielimy bardzo mao tamy, bo wanie scenariusz by prawdziwie
zmanipulowany i mówi, e powstanie pitnastominutowy film o letnim wypoczynku modych maestw. Nie
mielimy adnych szans, eby przepcha przez Ministerstwo Kultury nasz prawdziwy pomys filmu
penometraowego. Pracowalimy wic, majc stosunek tamy 1:1,5. Wczajc guzik kamery, bylimy pod
niewyobraaln presj. Takie zagszczenie rzeczywistoci byo w zwizku z tym konieczne. Przy okazji
chciabym doda, e nie byoby Jak y bez odwagi Andrzeja Wajdy, który bez pytania kogokolwiek o zgod
umoliwi nam zrobienie caej postprodukcji w Zespole X. Te musia jako tam pokombinowa.
Inny mój film – Wizyt – take mona posdzi o manipulacj. Przecie to ja wymyliem cae to
spotkanie dziennikarki z Urszul Flis, któr zobaczyem w programie Ireny Dziedzic i postanowiem uczyni
bohaterk mojego filmu. Póniej szukaem dziennikarki, która mi ten pomys zrealizuje. Kiedy pozyskaem do
filmu Mart Wesoowsk z „Polityki”, powiedziaem jej: „Zrób to najlepiej jak potrafisz”. By moe, gdybym
zatrzyma si z ekip w domu Urszuli na dwa miesice, jaki dziennikarz pojawiby si tam bez mojej
www.filmotekaszkolna.pl
pomocy. Pewnie tak, Urszula by
a wówczas postaci bardzo popularn – takim sztandarowym przyk
adem
wspania
oci socjalistycznego pastwa. Oto prowadzca samotnie wiejskie gospodarstwo dziewczyna czyta
wielk literatur, w przerwach midzy pracami polowymi jedzi do teatru, a wieczorami pisze listy do ludzi
kultury. W swojej niewinnoci Urszula zosta
a wmanipulowana w t propagand. Nie mog
em jednak czeka,
a zjawi si u niej kto taki jak Marta Weso
owska. Mielimy tylko osiem dni zdjciowych.
– Ta sytuacja róni si jednak od tej z „Jak y”. Tutaj bohaterka wiedzia
a, e dziennikarka
realizuje Pana pomys
, nie wkracza
Pan – jak rozumiem – pomidzy ni i Mart Weso
owsk. W „Jak
y” wstawieni przez Pana w wiat obozu ZSMP bohaterowie kreowali i aranowali bardzo wane
sytuacje, pozostali uczestnicy obozu nie wiedzieli o tym. Czy to uczciwe?
– Niczego nie kreowa
em. Zaaranowa
em jedynie pewne sytuacje, które zdarzy
yby si i tak, moe
tylko akurat nie w tym momencie czy nie w tym miejscu gdzie ja by
bym z kamer. Ten film by
przecie nie
tylko o obozie ZSMP, ale o Polsce w ogóle. O to mi zreszt przede wszystkim sz
o, eby pokaza ówczesn
Polsk.
Pomys
realizacji Jak y narodzi
si po przeczytania tekstu Mariusza Ziomeckiego w warszawskiej
„Kulturze” o takim w
anie obozie. Poszed
em do Zarzdu G
ównego ZSMP i poprosi
em o wskazanie nie
najlepszego obozu, prowadzonego przez najbardziej dowiadczonych aktywistów. Wskazano nam ten
w
anie obóz, z tym komendantem (nie mam takiego talentu, eby stworzy tak posta). Nic w tym filmie
nie zosta
o przeze mnie wymylone: ani konkurs na wzorow rodzin, ani szkolenie „Jak zorganizowa
imieniny w M-3”. Nigdy sam bym na to nie wpad
.
– A jak powsta
a koczca film scena pobicia Rozhina?
– By
a odtworzeniem tego, co si zdarzy
o naprawd. Której nocy Rozhin zosta
niegronie
poturbowany. Po tym zajciu owiadczy
, e nie bdzie dalej uczestniczy
w realizacji filmu, chcia
wyjeda.
To oznacza
o koniec filmu. Przekonywa
em go, eby zosta
, t
umaczy
em, e to wydarzenie pokazuje nie
tylko, jak wietnie wypad
w swojej roli, ale wskazuje na co jeszcze. Rozhin zosta
ukarany, poniewa jego
zachowanie budzi
o zazdro wszystkich, którzy nie potrafili tak jak on przeciwstawi si obowizujcym na
obozie regu
om.
– To, e ta scena jest zagrana, daje si odczu.
– Moe zosta
a nieudolnie zrealizowana, a moe po prostu zderzenie inscenizacji z prawd zawsze
wypada na niekorzy inscenizacji.
– Do si
y tej w
anie prawdy odwo
uj si twórcy niezmiernie popularnych obecnie telenoweli
dokumentalnych czy programów w rodzaju „Wybacz mi” albo „Big Brother” etc., proponujc co na
kszta
t transmisji z cudzego ycia.
– Ma
o tego ogldam, bo mnie to nudzi. Widzia
em kilka odcinków Kawalerii powietrznej, to jest
jednak serial dokumentalny, a nie telenowela. Mam wraenie, e róni si od pozosta
ych. Obejrza
em jeden
odcinek Nieparzystych – by
em zaenowany. Zastanawiam si, czy realizatorzy tego przedsiwzicia nie
zdaj sobie sprawy ze szkodliwoci tego, co robi.
– Dlaczego to jest szkodliwe?
– Dlatego e pozbawia cz
owieka tego, co w nim najbardziej fascynujce – jego tajemnicy. Obnaa
jego intymno – to co, co naley tylko do mnie czy tylko do Pani, ten kawa
ek wiata, który musi zosta
tylko nasz, Pani czy mój, jeeli mamy ocali nasze cz
owieczestwo. Wikszoci tych programów przywieca
zasada „im dalej, tym lepiej”.
Jako ma
y ch
opiec podglda
em przez dziurk od klucza w azience moj cioci. Mam wraenie, e
dzisiaj ta dziurka od klucza rozros
a si do rozmiarów ekranu telewizyjnego. Miliony ludzi patrz na t moj
roznegliowan cioci. Moe ciocia lubi
a, e ja na ni patrz, mia
a adne cia
o. Nie wiem jednak, czy by
aby
zadowolona, gdyby patrzy
y na ni miliony ludzi.
– Promotorzy takich pomys
ów twierdz, e w ten sposób odpowiadaj jedynie na potrzeby
tych milionów widzów.
– Nie wiem, czy to widz da takich rzeczy, czy moe ludzie telewizji wyobraaj sobie, e on
w
anie tego potrzebuje. By moe nastpuje tu jakie dodatnie sprzenie zwrotne. Z ca
pewnoci
jednak takie dzia
ania obniaj granic wraliwoci, da si coraz wicej. To jest tak jak z narkotykiem, do
którego organizm bardzo szybko si przyzwyczaja i da coraz wikszej dawki. Wszystko ju by
o: mier na
ekranie, akt seksualny... Co zostanie z nas i dla nas, jeeli wszystko sprzedamy? Co si stanie z nasz
godnoci?
– Autorzy telenoweli dokumentalnych czy programów w rodzaju „Big Brother” t
umacz
zazwyczaj, e ich bohaterowie zgodzili si przecie na wzicie w nich udzia
u. Nierzadko widzieli
www.filmotekaszkolna.pl
nakrcony materia i zaaprobowali go.
– Zgoda bohatera jest kiepskim alibi. Bohaterowie rzadko w pe
ni zdaj sobie spraw z konsekwencji
udzia
u w takich projektach. Jeden z bohaterów Big Brother pope
ni
samobójstwo, bo zosta
przez widzów
wykluczony z programu.
– Zastanawiam si, dlaczego ludzie godz si robi takie rzeczy?
– Jest to chyba jaka próba wyrwania si z anonimowoci, potrzeba zaistnienia, trwajca jednak
zazwyczaj nie wicej ni przys
owiowe „pi minut”. Tak bdzie – jestem o tym przekonany – z bohaterami
Big Brother. Co si z nimi stanie po zakoczeniu tej swoistej gry, w której zdecydowali si uczestniczy?
Wiem, e zaangaowano psychologów, którzy maj wycisza bohaterów. Czy ich pomoc okae si
wystarczajca? To s rzeczy niebezpieczne i straszliwie z
udne – myl zarówno o „s
awie” bohaterów, jak
i rodkach zaradczych pomys
odawców.
Myl o t
umie przed telewizorami, który moe wszdzie zajrze, wtrca si w ycie prawdziwych
ludzi i nawet skazywa ich na niebyt. Czy taki t
um nie jest grony? Niech ludzie bawi si filmami
fabularnymi – „interakcyjnymi”, w których mog dowolnie kszta
towa losy bohaterów, wybierajc róne
warianty akcji. Ale od prawdziwych ludzi niech t
um trzyma si z daleka. A za dobrze wiemy, co si moe
zdarzy na styku t
um – jednostka.
– Jeden z dziennikarzy zada producentowi „Big Brother” takie oto pytanie: „Czy jeli który
z bohaterów ju nigdy nie pozbiera si psychicznie, bdziecie mu pomaga do koca ycia?”
Odpowied brzmiaa: „Wszyscy znaleli si w programie wiadomie. Nie moemy by za nich
odpowiedzialni do koca ycia”.
– Bohater nie musi zdawa sobie sprawy, e udzia
w takim programie czy filmie mu zaszkodzi. Musi
natomiast zdawa sobie z tego spraw realizator czy reyser. To on podejmuje decyzj. Czasem powinien
zdecydowa na „nie”, nawet jeli bohater nie ma nic przeciw prezentowaniu pewnych bardzo intymnych
rzeczy na ekranie. Tutaj – tak jak w zawodzie lekarskim – obowizuje przede wszystkim zasada „nie
szkodzi”. Nieustannie trzeba o niej pamita i stosowa j w kadej sytuacji. To jest w
anie granica, której
przekracza nie wolno. Rozumiem jednak, e taki sposób mylenia jest dzisiaj anachroniczny. To jednak, czy
kto t zasad respektuje, nie zaley od wieku, ale od wraliwoci. Ten podzia
nie jest automatyczny, wielu
m
odych dokumentalistów j podziela.
– A Pan mia t granic wytyczon od pocztku, czy te dochodzi Pan do niej stopniowo?
– Od pocztku wiedzia
em, e ona jest konieczna, ale wraz z up
ywem czasu ta wiadomo stawa
a
si coraz silniejsza. Przed 1989 rokiem robi
em filmy, w których zdarza
o mi si przedstawia ludzi w wietle
rednio korzystnym. Dzia
o si tak dlatego, e za ich porednictwem chcia
em pokaza pewne postawy,
których nie akceptowa
em. Ci, którzy byli przedstawiani w nieco ciemniejszych barwach, byli dla mnie
reprezentantami raczej systemu, z którym chcia
em si na moj ma
skal zmierzy, ni samych siebie.
Pokazywa
em wówczas swoich bohaterów nie dla nich samych, interesowali mnie jako odbicie czego
szerszego: zjawiska, sposobu mylenia, hierarchii wartoci. Na przyk
ad bohater filmu Król – sztandarowy
konformista – interesowa
mnie nie jako konkretny NN, ale idealny konformista w ogóle, reprezentant pewnej
okrelonej postawy. Próbowa
em pokaza tamt rzeczywisto przez ludzi, a nie ze wzgldu na nich
samych, szuka
em w nich syntezy pewnych zjawisk, które chcia
em opisa i nazwa. Obecnie nie chc ju,
eby mój bohater by
jak syntez, teraz zaley mi na tym, aby by
przede wszystkim przedstawicielem
samego siebie, swojego w
asnego dramatu. Interesuje mnie, jak mawiaj Francuzi – l'homme tout court.
Tak wic odkd postanowi
em bardziej zbliy si do cz
owieka i zacz
em robi dokumenty – nazwijmy je –
psychologiczne, problem odpowiedzialnoci ujawni
si z jeszcze wiksz si
.
– „eby nie bolao”, ostatni Pana film, podejmuje wanie ten problem – jak bardzo
dokumentalista moe si zbliy do swojego bohatera. Urszula Flis, do której wróci Pan po
dwudziestu trzech latach – tyle czasu upyno od realizacji „Wizyty” – zwraca si w filmie
bezporednio do Pana, mówic: „Chciaabym, eby zrobi dobry film, ale chciaabym, eby to nie
bolao”.
– Cudown rzecz w dokumencie jest up
yw czasu. W fabule pojawia si po prostu napis
„dwadziecia lat póniej”, tutaj te dwadziecia lat musi min. To mijanie, zarejestrowane na tamie filmowej,
jest i wzruszajce, i okrutne... Dla mojej bohaterki czas jest niebywale askawy. Jak ona piknie wyglda, jak
piknie si porusza... a nade wszystko jak niezwykle pikne jest to, co mówi.
To, co zosta
o sfotografowane w eby nie bolao, jest chyba najwaniejsze ze wszystkiego, co
kiedykolwiek uda
o mi si zarejestrowa. Cytowane przez Pani s
owa Urszuli mog
yby by moim mottem.
Chc robi dobre filmy dokumentalne, ale nie chc krzywdzi ludzi.
– Czy to w ogóle jest moliwe, eby robic film – jak to Pan nazywa – bliej czowieka
www.filmotekaszkolna.pl
i próbujc dochodzi do jakiej jego gbokiej prawdy, nie sprawia mu bólu?
– To zaley od sposobu dochodzenia do tej prawdy i od tego, co ona oznacza. Mona poszukiwa
g
bokiej prawdy cz
owieka i o cz
owieku, pod tym jednak warunkiem, e mu si zostawi t przestrze
tajemnicy, o której mówilimy wczeniej.
– Niektórzy twierdz, e naruszaj tajemnic po to wanie, eby dotrze do prawdy.
– Tajemnica – chc to jeszcze raz powtórzy – powinna zosta nietknita, równie dlatego, e jej
ods
anianie jest tylko pozornym odkrywaniem prawdy. Jeeli uszanuje si tajemnic cz
owieka, pozwoli si
mu zachowa j tylko dla siebie, to paradoksalnie osignie si pe
niejsz i g
bsz prawd, ni kiedy si go
kompletnie rozbierze i przewietli na wszystkie moliwe sposoby. (Na tym polega w
anie rónica midzy
erotyk a pornografi.) Cz
owiek odarty z tajemnicy nie jest prawdziwy.
– Ogldajc „eby nie bolao”, kilkakrotnie miaam wraenie, e bohaterk bardzo boli to, co
si dzieje na planie, e narusza si jej tajemnic.
– Nie bd uywa
tutaj argumentu, e Urszula mia
a ogromny wp
yw na ostateczny kszta
t filmu
i jest z niego bardzo zadowolona, nie jest to bowiem w tym przypadku argument decydujcy. Oczywicie,
gdyby nie chcia
a, eby pewne sceny znalaz
y si w filmie – nie by
oby ich w nim. To, e si zgodzi
a, by
o
naturalnie niezbdne i wane, ale nie oznacza wcale, e moja decyzja w
czenia tych scen do filmu
odbywa
a si w sposób automatyczny. To by
a take moja integralna decyzja – podejmowa
em j
samodzielnie, w zgodzie ze sob, po rozwaeniu, czy takie rzeczy mona pokaza. „Tak” Urszuli by
o wic
warunkiem koniecznym, ale nie wystarczajcym. Nie mia
em te poczucia, e naruszam tajemnic Urszuli.
– Wspominany przez Pana na pocztku naszej rozmowy Andrzej Fidyk mówi, e
w dokumencie wane jest, aby „szybko zrozumie, gdzie jest kino”. Czy dla Pana jest to take
wane?
– Nie wiem, co to znaczy.
– Oznacza to – o ile rozumiem myl autora tych sów – e dokumentalista powinien szuka
atrakcyjnych zdarze i atrakcyjnie, od strony filmowej, o nich opowiada, „zdy – jak mówi Fidyk –
z filmowaniem tam, gdzie dzieje si duo i w tempie”.
– Nigdy nie myl w ten sposób. To moe sprawi, e zgubi si wiele wanych rzeczy. Robi film,
eby podzieli si czym w moim odczuciu wanym, majcym znaczenie – jak sdz – nie tylko dla mnie,
ale take dla innych. Jeeli to ma do kogo trafi, nie moe oczywicie by nudne. Co do tego zgadzam si,
dalej ju nie. Kielowski mówi
, e marzy o zrobieniu filmu z odrzutów, z tego cudownego „nic”, które nie
wchodzi do filmów. W Personelu ma takie kawa
eczki niby o niczym – pogaduszki krawców przy pracy – to
w
anie z nich budowa
prawd fabu
y.
„Kino” – nie bardzo wiem, co to ma znaczy, czy kamera ma by w nieustannym ruchu, czy musi si
dzia co nadzwyczajnego? Nic podobnego. Moe by totalne antykino, czyli w sensie dos
ownym nic si
nie dzieje, a przecie dzieje si wszystko.
– Tak jak na przykad w filmie Pana syna Pawa, zatytuowanym „Siostry” ?
– To bardzo dobry przyk
ad. By moe nie jest zbyt zrcznie, ebym zachwala
w
asnego syna, ale
rzeczywicie ten jego film ceni niezwykle wysoko. Idzie on w moim odczuciu o krok dalej w dokumencie.
Siostry to jakby po
czenie Czechowa z Beckettem. Nie ma tu kina, kompletnie adnej akcji. Siedz dwie
starsze panie na awce i tak naprawd rozmawiaj o niczym, o pogodzie, burzy, na któr si zbiera,
o obiedzie, spacerze... To „o niczym” – tak jak u Czechowa –ujawnia jednak jak niezwykle g
bok prawd
o kadej z nich i o ich skomplikowanych relacjach. Dzieje si tak, chocia one nawet przez moment nie
odkrywaj si duchowo. Zachowuj swoja tajemnice dla siebie. My jednak swoja intuicj, t tajemnic do
pewnego stopnia przenikamy. Z niej wy
ania si w
anie jaka poraajca prawda o bohaterkach Sióstr.
Kady z nas – i Pani, i ja – jest w stanie „domyli” ich Zycie – pe
ne niechci i mi
oci, zazdroci
i uwielbienia dla siebie nawzajem. Podejrzewam, ze aden scenarzysta nie umia
by napisa takiej historii.
A nawet gdyby mu si uda
o, trudno mi uwierzy, e znalaz
by si reyser, który odway
by si to
wyreyserowa. To jest dokumentalny teatr ycia, w który „wmiesza
si” sam Pan Bóg, dajc Paw
owi
w nagrod burz. Na to, eby taki prezent dosta, trzeba sobie zas
uy. Trzeba tez da Panu Bogu szans.
Pawe
to zrobi
.
Mam jeszcze jeden przyk
ad – zupe
nie wyjtkowy film, wyreyserowany przez Katarzyn
Maciejko-Kowalczyk, zatytu
owany Benek Blues. Jego bohaterami s dwaj mczyni – ojciec i syn, którzy
nigdy nie opuszczaj swojego mieszkania. Ojciec – cz
owiek sdziwy i ciko chory, syn – tytu
owy Benek –
od ponad 20 lat jest sparaliowany. Ów Benek to znany swojego czasu fotografik, zwizany m.in. z klubem
studenckim „Stodo
a”. Jest przez chorob unieruchomiony, ale nadal realizuje swoj pasj – fotografuje ojca,
siebie, to, co widzi przez okno, i tych, którzy go odwiedzaj. Nie jest to jednak film o cierpieniu i o cz
owieku,
www.filmotekaszkolna.pl
który nie poddaje si losowi – to znaczy w jaki sposób jest i o tym, ale nie to jest jego zasadniczym
tematem. Film Maciejko-Kowalczyk jest czym na kszta
t Kartoteki Róewicza, tyle e dokumentalnej. Przez
pokój jej bohaterów przechodzi niemale ca
a Polska: pielgniarki, opiekunki spo
eczne, rodzina, przyjaciele,
koledzy z dawnej pracy Benka, z którymi gra
w zespole jazzowym, akwizytor sprzedajcy perfumy...
Rónica polega jedynie na tym, e oni le nie dlatego, e kto to wymyli
, ale dlatego, e nie mog si
ruszy. Jedni odwiedzaj ich dlatego, e musz, inni, poniewa chc ich spotka. Autorom obu tych filmów
uda
o si dotrze nie tylko do zupe
nie nieprawdopodobnej prawdy o cz
owieku, ale do prawdy cz
owieka.
– Zwolennicy filmów w rodzaju „Takiego piknego syna urodziam” Marcina Koszaki czy
„Arizony” Ewy Borzckiej twierdz, e ich twórcom take udao si sfotografowa
najgbsz
prawd.
– To, co zrobi
Marcin Kosza
ka, uwaam za ca
kowicie niedopuszczalne i grone. Jest to donos na
w
asn matk. Jeeli ju nakrci
ten film, powinien pokaza go mamie i nikomu wicej, ewentualnie
wskiemu gronu w szkole filmowej, powtarzam – nikomu wicej. Puszczenie filmu w telewizji oraz
zas
anianie si t wymuszon na matce scen kocow (najprawdopodobniej zrealizowan zgodnie z czyj
sugesti), w której dokonuje ona samooceny, jest etycznie nie do obronienia. Nie akceptuj metody, któr
pos
uguje si Kosza
ka – on irytuje, jtrzy, nie daje swoim bohaterom chwili spokoju. To jest wrcz katowanie
kamer. Przy tej skali ekshibicjonizmu, z jak mamy do czynienia w jego filmie, wydawa si moe, e
ods
aniamy prawd tak g
boko, e dalej ju pój nie mona. Porównajmy jednak ten film z Siostrami.
Abstrahuj w tym momencie od wymiaru moralnego, po prostu próbuj zobaczy, w jakim stopniu realizator
zbliy
si do bohatera, pozna
go. Znacznie lepiej rozumiem i poznaj bohaterki Sióstr, które w niczym nie
zosta
y obnaone, ni obnaon do koca matk Kosza
ki. Nie jest to przy tym sprawa identyfikacji – nie
identyfikuj si z bohaterami adnego z tych filmów. Mówi o tym, kogo g
biej spotykam, kto silniej we mnie
zapada.
Pewien psycholog, który widzia
film Kosza
ki, zwróci
moj uwag na to, e jego matka jest osob
potrzebujc pomocy. Uczynienie z niej bohaterki dokumentu to jakby dzia
anie w zupe
nie odwrotnym
kierunku. Jeeli kogo si do tego stopnia ods
oni – dotyczy to take bohaterów ostatniego filmu Ewy
Borzckiej Oni – nie wolno go potem zostawi samemu sobie. To jest szalenie niebezpieczne. Trzeba
zapewni tym ludziom opiek psychologa, który spróbuje im pomóc wyciszy si. Zastanawiam si, czy
autorzy wspomnianych filmów pomyleli o tym, czy co w tym kierunku uczynili. Nie rozumiem na przyk
ad,
jak autorka Onych mog
a pokaza w swoim filmie scen z cz
owiekiem z misiem.
– Bohater tej sceny i kilka innych jeszcze osób pokazanych w „Onych” to ludzie upoledzeni
umysowo, szczególnie bezbronni, nie zdajcy sobie w peni sprawy, w czym uczestnicz. Zostali
potraktowani instrumentalnie, z ich dramatu uczyniono widowisko. A przecie wydaje si, e autorka
staraa si tym razem – inaczej ni w „Arizonie” – gbiej spotka
swoich bohaterów.
– Wyczuwam w tym filmie pe
ne wyszoci pochylanie si nad tymi, którym si nie uda
o,
traktowanie bohaterów jako w
anie Onych. Jest w tym filmie jedna bardzo dobra i doskonale
sfotografowana scena, rozgrywajca si w wielkiej noclegowni – kamera wdruje pomidzy ókami
i dyskretnie spotyka bohaterów. To by
w
anie sposób na pokazanie bezdomnych. Nie jest przecie tak, jak
pokazywa
a reyserka w Arizonie, e bohaterowie ca
e ycie pili tytu
owe wino, e by
o ono domieszane do
mleka matki. Do tej noclegowni bohaterowie Onych trafili z jakiego powodu, wiedzie tam wiele dróg. Za
ma
o o tych drogach w tym filmie, poniewa dla autorki atrakcyjniejszy by
pan z misiem. W tej jednej scenie
w noclegowni uda
o si sfotografowa co naprawd wanego. Czy autorzy tego nie rozumieli? Wszystko
inne to by moe „kino”, o którym Pani mówi
a wczeniej, ale przecie z tego nic nie wynika.
– Czy KINEMATOGRAF – projekt, który zamierza Pan niebawem realizowa
wspólnie ze
swoim synem Pawem, bdzie próbowa udowodni
take to, e z „kina” w rodzaju „Arizony”
i „Takiego piknego syna urodziam” nic nie wynika?
– KINEMATOGRAF ma by odwrotnoci tego, co zbyt czsto dzieje si dzisiaj w kinie
dokumentalnym. Nasza kamera nie szuka bohatera, nie dopada go po to, aby podglda i tropi jego
tajemnice. U nas kamera bdzie czeka
a na bohatera z nadziej, e on sam zechce przyj i o sobie
opowiedzie. Chcemy postawi w ca
ej Polsce dwadziecia pi kabin, podobnych troch do budek
telefonicznych. Zostan w nich umieszczone kamery z mikrofonem. Kto zechce co powiedzie, bdzie po
prostu wchodzi
do tej kabiny i mówi
. Kamera nie bdzie go w aden sposób podpatrywa, na tym polega
take nasz pomys
. Nie bdzie zatem rejestrowa
a tego, jak cz
owiek wchodzi do kabiny, poprawia sobie
makija czy fryzur. On sam zdecyduje, kiedy zostanie uruchomiona – sam w
czy i wy
czy guzik kamery.
Powie i pokae tylko tyle, ile sam zechce. Ta kabina to taki konfesjona
bez ksidza i operatora za kamer.
KINEMATOGRAFEM powracamy do róde
kina, do braci Lumière. To bdzie antykino – statyczna
kamera, bez ca
ej tej „dogmy”, szaleczego pdu i rozedrgania. Im bardziej tam kamera biega – tym bardziej
www.filmotekaszkolna.pl
nasza bdzie sta
a. Wszystkie materia
y zostan zarchiwizowane i umieszczone w Muzeum Kinematografii.
Kady cz
owiek bdzie móg
pozostawi po sobie lad. Bdzie móg
wyj z anonimowoci na zawsze.
– Kabin, do której zamierzaj Panowie zaprosi bohaterów swojego filmu, porówna
Pan do
konfesjona
u. To jest miejsce, w którym ludzie zdradzaj nierzadko swoje najg
bsze tajemnice. Czy
nie obawia si Pan, e to moe rodzi niebezpieczestwo naruszania tajemnicy, która – jak Pan
twierdzi – powinna zosta nietknita ?
– Do widowni dotrze tylko to, co z Paw
em wybierzemy. Mimo e bdzie to konfesjona
otwarty,
dochowamy w filmie tajemnicy spowiedzi. Zrobimy wszystko, eby to, co si w nim znajdzie, nie zabola
o
tych, którzy nam zaufali. To my bdziemy odpowiedzialni za KINEMATOGRAF i za wszystkich, którzy stan
si bohaterami a zarazem wspó
autorami filmu.
– Zastanawiam si, czy ta obserwowana dzisiaj tak czsto poród dokumentalistów postawa
mówienia wprost i dopowiadania nie bierze si take z niedostatków warsztatu?
– Wielu realizatorów robi reportae, sdzc, e one automatycznie mog przerodzi si w film
dokumentalny. Reporta jest po prostu rejestracj pewnych obszarów, dokument potrzebuje formy –
mylenia form i mylenia myleniem. Przy kadym filmie trzeba na nowo stawia sobie pytania, które przed
laty uwiadomi
mi Kazimierz Karabasz. By
y to trzy proste, zupe
nie elementarne, a jednoczenie
najwaniejsze pytania: co? (obszar, po którym si poruszam), jak? (forma i sposób opowiadania, które
musz wymyli i znale dla tego tematu) i w imi czego? (co chc powiedzie jako autor). Po to tylko
warto by
o pój do szko
y filmowej w odzi, eby je us
ysze. Nie wiem, czy wtedy rozumia
em te pytania
w pe
ni, chyba jednak nie. Im bardziej wchodzi
em w to, co robi, tym mocniej dociera
y one do mnie.
– Czy w swoim rónorodnym i bogatym dowiadczeniu pracy w dokumencie zdarzy
o si
Panu dowiadczy jego ogranicze? Czy dokument ma jakie ograniczenia? Czy istniej rejony,
których nie tylko nie powinien, ale nie jest w stanie opisywa?
– Oczywicie i z tym trzeba si raz na zawsze pogodzi. Ale za to dokument moe czasem dotkn
„prawdziwszej” prawdy ni fabu
a. Co za co.
www.filmotekaszkolna.pl

Podobne dokumenty