KANT I NIETZSCHE.

Transkrypt

KANT I NIETZSCHE.
KANT I NIETZSCHE.
(Szkic
impresyonistyczny).
I.
ISogowie G r e c v i bvii zazdrośni. Biada śmiertelnikowi, k t ó r y b y r ó w n i e sprawnie
lutnia, w ł a d a ł , i a k A p o l l i n . T o ć t o r t u r o w a ł o n o k r u t n i e M a r z y a s z a , o w e g o ś m i a ł k a ,
k t ó r y z d o ł a ł g ł ę b i e j w z r u s z y ć serca l u d z k i e pieśnią dziką, szaloną, dionizyjską,
aniżeli
l e k k o je kołysząc s ł o n e c z n e m a p o l l i n o w e m z r ó w n o w a ż e n i e m .
N a w e t wzajemnie da­
rzyli się m i e s z k a ń c y O l i m p u n i e n a w i s t n a , p o g a r d ą .
Jeno boska nieśmiertelność chro­
niła ich o d ż a g l a c h ' b r a t o b ó j c z e j .
Pyszna J u n o n a nie w y b a c z a ł a W e n e r z e urody.
Za
sprawą j e j musieli G r e c y przez lat d z i e s i ę ć p r z e l e w a ć k r e w na ż ó ł t y c h p i a s k a c h w y ­
brzeży trojańskich,
b y u p o k o r z y ć Parysa, który był odznacz}'! W e n e r ę .
A Narcyz,
b ę d ą c y p i ę k n y j a k sen, n i e u g i ą ł k o l a n p r z e d ż a d n ą p i ę k n o ś c i ą , p r ó c z s w o j e j , i k o c h a ł
się j e d y n i e w s o b i e .
C z y ż d z i w i ć się t e d y
odblask
bogów
można,
że
podobnie postępuje
nieraz
ciUnoirk,
ów
nikły
nieśmiertelnych?
Schopenhauer nienawidzi! Hegla, j a k o rzekomego d u c h o w e g o antypodę, a m i m o
to r y w a l a w w a l c e o w i e l k o ś ć .
M i m o swej przenikliwości, nie dostrzega! cienia p o ­
winowactwa.
T y m c z a s e m „ w o l a " s c h o p e n h a u e r o w a , wzbijająca się z g n u ś n e j ,
irracyonalnej w e g e t a c y i d o w y ż y n r a c y o u a i n e g o s a m o u ś w i a d o m i e n i a w c z ł o w i e k u , a h e g l o w y
„ d u c h " , z m a g a j ą c ) ' się- z e s o b ą s a m y m ,
by z czystego, b e z t r e ś c i w e g o bytu dojść d o
pełni treści w życiu d u c h o w e m c z ł o w i e k a , w b o g a c t w i e i tężyżnie myśli filozoficznej —
to d w a j b l i ź n i b r a c i a .
Przestrzeń, dzieląca o b u myślicieli, nie jest w i ę c z b y t wielką.
Stali oni o b o k siebie, lecz t y ł e m d o siebie.
I stąd z d a w a ł o i m się, że dzieli
ich ś w i a t c a ł y .
Próżnię między nimi w y p e ł n i ! H a r t m a n n , największy
spadkobierca
ich myśli, kojarząc h a r m o n i j n i e
„ w o l ę " z „ d u c h e m " w w s p ó l n e j macierz'.- „ n i e ś w i a d o ­
mego".
M o ż l i w o ś ć tej s y n t e z y u w i d o c z n i a w ł a ś n i e t e z y i a n t y t e z ) ' p o k r e w i e ń s t w o .
Bo
w tezie musi antyteza b y ć j u ż p o n i e k ą d zawartą, i na o d w r ó t , a b y o b i e m o g ł y dostą, pić swej p r a w d ) ' w syntezie.
i
H e g e l d o c i e r a ł d o j ą d r a r z e c z y chłodną, n i e u b ł a g a n ą d y a l e k t y k ą , zaś S c h o p e n 5. h a u e r g o r ą c ą i n t u i c y ą
g e n i a l n e g o artysty, w i e r z ą c e g o g ł ę b o k o w s w e metafizyczne
| objawienia.
Hegel.filozof przyglądał
się i n i c o w a ł , j a k się świat z a p ł a d n i a i r o d z i
i'.
.
tl
Dziennik Poznański Nr. 220.
—
401
—
w duchu.
S c h o p e n h a u e r - a r t y s t a z a p ł a d n i a ł ś w i a t w w ł a s n y m d u c h u i r o d z i ł g o ze
siebie, nadając woli kosmicznej wszystkie cienie i blaski w ł a s n y c h udręk i w ł a s n e g o
wesela.
A czując b ó l e porodu, k o c h a ł krwawiącą
swą duszę i nienawidził
Hegla,,
który, w j e g o m n i e m a n i u , j e n o się b a w i ł m d ł e m świecidełkiem logiki, swą „dyalektvczną metodą".
T e m s a m e m przysłaniał sobie s a m o c h c ą c istotę „ d u c h a " b e g l o w e g o .
T a k w i ę c rzeczy w i s t o c i e s o b i e najbliższe, m o g ą się nieraz w y d a w a ć sobie
n a j d a l s z e m i i z w a l c z a ć się b r a t o b ó j c z o — g d y r o z b i e ż n y m j e s t ich w y r a z i giest.
K a n t b y ł dla N i e t z s c h e g o t y l k o „ w i e l k i m b o n z ą z K r ó l e w c a " ,
skostniaivni.
zardzewiałym dyalektykiem, obdzierającym z listków woniejące kwiaty ducha, by dojść
d o t w a r d e g o , b e z w o n n e g o ziarna.
J a k ż e ż m ó g ł inaczej o d n o s i ć się d o s u r o w e g o , pe­
dantycznego mędrca
ten p ł o m i e n n y , r o z w i c h r z o n y w s o b i e b o j o w n i k , p r a g n ą c y w y ­
w a l c z y ć l u d z i o m z r o z u m i e n i e p e ł n i w a r t o ś c i ż y c i a ? C h c i a ł o n , b y w r e s z c i e o d c z u l i , że
szczęściem b y ć p o w i n n o — b y ć c z ł o w i e k i e m . W i ę c nienawidził w s z y s t k i e g o , eo od• w o d z i u s t a o d p i e n i ą c y c h się p u h a r ó w ż y c i a .
Przeklinał myśli, oddalające od żvcia,
sięgające poza życie.
B o ż y c i e , m i e r z o n e nie w ł a s n ą swą miarą, j e d y n i e o h y d n e m w y d a w a ć się m o ż e .
Przeklinał tedy Kanta.
Czul o n w K a n c i e tego, k t ó r y najboleśniej wstrząsnął sercami ludzkiemi, wio­
dąc n i e u b ł a g a n i e przed oczy, że całe nasze racyonalne p o z n a n i e jest w z g l ę d n e i istoty
rzeczy nie dotyczy.
A każda boleść osłabia umiłowanie życia
Dla t e g o pogardza!
Niemcami, wydającymi Kantów.
W i e l b i ł k u l t u r ę francuską, k t ó r a się t r z y m a u p o r c z y w i e p o ł y s k l i w e j p o w i e r z c h n i
o c e a n u ż y c i a , k t ó r a n i e t ę s k n i d o g ł ę b i n , j e n o r o z k o s z u j e s i ę t e m , c o w ł a ś n i e j e s t closiężnenr,
która nie posiada n a w e t r o d z i m e g o wyrazu na tęsknotę.
Wolter i Sokrates
byli m u d ł u g i czas najmędrszymi z ludzi, n a w e t j e s z c z e p o „ M e n s c h l i c h e s A l l z u m e n s c h ­
l i c h e s " , g d y s i ę i c h w y p a r ł , a n i e z d o ł a ł i c h d o s z c z ę t n i e w y r u g o w a ć z s w e g o serca.
G d v ż w ich i m i e n i u nie przestał z ł o r z e c z y ć t ę s k n o c i e , — on, c o s a m tęsknił naj­
goręcej
swym
Stąd w y r o s ł y korzenie
b o g o m aż d o o s t a t n i e g o
najgłębszej j e g o rozterki.
N i e zdołał wiar}- d o c h o w a ć
tchu, w i ę c zemsta ich g o nie ominęła.
G d y b o w i e m Z a r a t u s t r a o p u ś c i ł s w ą p u s t e l n i ę na g ó r s k i c h s z c z y t a c h i zstąpił
na niziny ludzkie, b y nieść radosną n o w i n ę ś w i ą t e c z n e g o p o t w i e r d z a n i a życia — nie
zdołał urzeczywistnić swej obietnicy.
B o z a k a z u j ą c l u d z i o m o g l ą d a ć s i ę na c o ś k o l w i e k
p o za ż y c i e m , w z a m i a n wskazał
i m t y l k o n a d c z ł o w i e k a , g d z i e ś w o d d a l i ideału.
A z wszelkich s m u t k ó w myśli ludzkiej, najdotkliwszym jest właśnie smutek, mieszczący
s i ę w niezbędności
ideała,
smutek' melancholii wszystkiego niedościgłego.
K a n t nie przyoblekał s w y c h myśli w barwne,
soczyste aforyzmy.
W umyśle
j e g o przybierało w s z y s t k o zrazu szatę dyalektyki.
Zaś Nietzsche szukał dla skojarzeń
m y ś l o w y c h p r z e d e w s z y s t k i e m u c z u c i o w e g o wy-razu, b y j e w p i e r w o d c z u ć m o ż n a , a p o ­
tem zrozumieć.
K a n t p o z b a w i a ł m y ś l właściwej jej w o n i , rozkładając ją na szereg
przyczyn i skutków.
Nietzsche nie pytał o przyczyny.
Dawał jeno wyniki myślowe.
Przyczyn}- szemrzą u n i e g o p o d ś w i a d o m i e .
Stąd filozofii Zaratustry s z u k a ć należy
m i ę d z y strofami p o e t y Zaratustry.
Nietzsche w y c z u w a ł specyficzne życie myśli.
Gromadził kosze jej kwiatów.
U p a j a ł się i c h w o n i ą i b a c z y ł , b y w o n i n i e p o s t r a d a ł y .
S t ą d z a d o w a l a ł się p o t w i e r ­
d z e n i e m , że róże myśli nie t y l k o w o n i e ć , lecz i k o l e c muszą — i b ó l z z a p a c h e m
dźwięczał w j e g o duszy j e d n y m akordem.
K a n t zgłębiał, c z e m u róże myśli, j a k róże
o g r o d ó w naszych, bez k o l c y b y ć nie mogą.
„ K r y t y k a czystego rozumu" powstała, jak wiadomo, pod w p ł y w e m rewolucyi,
wywołanej w umvsle Kanta zatapianiem
się w dziejach H u m e ' a .
Błogi spokój do—
402
—
g m a t y c z n y , panując}- w racyonalistycznej szkole L e i b n i z a i Wolffa, zachwiał się —
K a n t o w i spadły łuski z oczu.
Przejrzał, ż e w p i e r w t r z e b a z b a d a ć i ustalić f u n d a m e n t a
m e t a f i z y k i , z a n i m się jej g m a e h w z n o s i ć p o c z n i e . B y g ł o s i ć w i e d z ę a b s o l u t n ą ,
trzeba
się p r z e k o n a ć , c z y nie przekracza o n a g r a n i c n a s z e g o p o z n a n i a .
T o jest fundamen­
talne z a g a d n i e n i e j e g o „ k r y t y k i " . W i d z i o n t e d y m o ż l i w o ś ć i siłę o b o w i ą z u j ą c ą w s z e l ­
k i c h d o c i e k a ń p o z n a w c z y c h j e d y n i e w tern, ż e ś w i a t z j a w y , w p o s t a c i w ł a ś n i e p r z e z
nas spostrzeganej, jest c z y n e m twórczym naszego umysłu.
I n n e j w i e d z y , j a k tej n a s z e j ,
zależnej o d n a s z e g o umysłu, o ś w i e c i e m i e ć nie m o ż e m y .
D l a t e g o jest nasze pozna­
nie w z g l ę d n e , i co najgorsza, n i g d y b e z w z g l ę d n e m , a b s o l u t n e m stać sic nie m o ż e .
T e r n s a m e m i tern w i ę c e j u p a d a m o ż l i w o ś ć m e t a f i z y k i .
W i ę c K a n t o w s k a „ k r y t y k a " bezlitośnie d r u z g o c e p o z n a w c z ą d u m ę intellektu,
•odbiera l u d z i o m o t u c h ę r o z u m o w a n i a ,
wiarę w własny umysł i spokój myślowy.
Z t a k ą d r z a z g ą w d u s z y n i e m o ż e ż y ć c z ł o w i e k N i e t z s c h e g o , a tern m n i e j n a d c z ł o w i e k .
M i o d o w e usta Zaratustry wzbierają tedy żółcią i p i o ł u n e m , g d y m ó w i o tych, c o
myślą sięgają „ w zaświaty".
L e c z n a tern „ t r a n s c e n d e n t a l n a d y a l e k t y k a "
K a n t a nie poprzestaje, b o po­
przestać nie może.
P o n i e w a ż miała o d w a g ę m ó w i ć ,.nie", w i ę c t e m więcej m u s i m ó d z
rzec „tak".
Musi wyjawić, z j a k i c h źródeł płynie ó w w a r t k i pęd, który nie b a c z y na
żadne granice poznania, j e n o ponosi poprzez p r z y p a d k o w ą zjawę zmysłową ku jakie­
muś absolutnemu światowi nadzmysłowemu.
Czemuż konieczność świata tego wy­
c z u w a m y , a dotrzeć doń nie m o ż e m y ?
Przecież „ f o r m y " arystotelesowe miał} s w e
rcoiozor XI.VOVI;
swą p r z y c z y n ę twórczą i c e l o w ą w F o r m i e F o r m , a L e i b n i z a m o n a d y
w Monadzie Monad, w bogu.
Teraz transcendentalna dyalektyka zagrodziła d o nich
drogę.
W i ę c t e m w i ę c e j d ł u ż n a o d p o w i e d z i , c z e m u , na przekor
jej kryształowym
wy­
wodom,
n i g d y m y ś l ludzka nie przestanie d o m a g a ć się p o za w s z e l k i e m u w a r u n k o w a n e m c z e g o ś n i e u w a r u n k o w a n e g o , bez p r z y c z y n y istniejącego, p r z y c z y n y samej siebie,
c a u s a sui.
7
7
W rzeczy samej daje o n a n a m i na to o d p o w i e d ź , l e c z — p y r r u s o w ą .
Pozwala
m y ś l i z w y c i ę ż y ć , l e c z za c e n ę s a m o b ó j s t w a .
Bo m ó w i , że o w o nieuwarunkowane, któ­
r e g o m y ś l z w s z y s t k i c h s w y c h sił się d o m a g a , j e s t ideałem
naszego poznania, ideałem,
k t ó r y n i g d y z r e a l i z o w a n y m b y ć nie m o ż e , a który m i m o to ostateczną ostoję n a s z e g o
poznania stanowi.
P o z n a n i e nasze nie p o w i n n o się w i ę c ani c h w i l i łudzić, że n i g d y
s w e g o ideału nie u r z e c z y w i s t n i , a m i m o to r ą c z o k r o c z y ć n a p r z ó d , j a k g d y b y i d e a ł
tuż d o s i ę g n ą ć miało.
Tak
w i ę c daje K a n t
pragnącym
ustom naszym miast soczystych o w o c ó w
z drzewa dyalebtycznego poznania — efemeryczne widziadło, które wzrok z w o d n i c z y m
b l a s k i e m n ę c i ć będzie, lecz g ł o d n y c h nie nasyci i p r a g n ą c y c h nie napoi.
C Z Y Ż n i e o d z y w a s i ę tu b r a t n i m a k o r d e m n i e t z s c h e a ń s k a t e g o t r a n s p o z y c y a
w pełnię życia.
T a k ż e nadczłowiek jest tylko ideałem człowieka. 1 on urzeczywistnionym b y ć
nie m o ż e , b o ideał u r z e c z y w i s t n i o n y przestałby b y ć sobą. G d y b y począł ż y ć — u m a r ł ­
by.
N i e r z e c z y w i s t o ś ć jest j e g o p r a w d z i w e m ż y c i e m .
Dla tego nakazuje
Zaratustra:
człowiek powinien być p o m o s t e m do nadczlowieka.
W y ż e j o n w z b i ć się n i e m o ż e .
W i ę c K a n t a ideały poznania i N i e t z s c h e g o ideały n a d c z ł o w i e c z e ń s t w a p o r ó w n i
n a g r y z i o n e są s m u t k i e m
niedosiężności.
L e c z — i tu w ł a ś n i e d ź w i ę c z y najsilniej
w s p ó l n y ich a k o r d — p o r ó w n i o n e p r z e z w y c i ę ż o n e b y ć muszą, i p o r ó w n i , z j e d n e g o
i t e g o s a m e g o ź r ó d ł a , p r z e z w y c i ę ż o n e zostają.
O b o j e b o w i e m głoszą, j a k o p o k o n a n i e
. s m u t k u n i e d o s i ę ż n o ś c i i d e a ł u : c z y n "\volny, c z y n a u t o n o m i c z n y .
A'Iic/icił
Sobćski
!
(Dokończenie nastąpi).
—
403
—
KANT I NIETZSCHE.
(Szkic
impresyonistyczny).
II.
N i e t z s c h e g o „dusza dostojna" jest tedy r o d z o n ą siostrą K a n t o w y c h mvśli d o ­
stojnych.
N i e przystoi ani duszy dostojnej ani m y ś l i d o s t o j n e j stanąć j e n o u z a m k n i ę ­
tych bram n i e u w a r u n k o w a n e g o , zwiesić g ł o w ę i trwać w melancholii rezygnacyi.
Nie
g o d n e m to d o s t o j e ń s t w a .
Raczej przystoi: żyć dumną świadomością i hardem rozpo­
z n a n i e m n i e u b ł a g a n e j k o n i e c z n o ś c i tej r e z y g n a c y i .
Dla tego właśnie nakazuje
Kant
przetopić myśl na czyn, a N i e t z s c h e woła, że trzeba m ł o t e m filozofować.
Bądźcie
twardzi — ucz)' Zaratustra.
W
czynie etycznym osięga K a n t o w o u w a r u n k o w a n i e
nieuwarunkowanego,
które daremnie g o n i ł w dyalektycznym k o r o w o d z i e . I w czynie w o l n y m ,
autonomi­
c z n y m m o ż e się c z ł o w i e k otrząść ze z m o r } - p r z y p a d ł o ś c i ż y c i o w y c h , z a w ł a d n ą ć ż y c i e m ,
w z n i e ś ć się p o n a d nie i p r z y b l i ż y ć się d o n a d c z ł o w i e k a .
Świat myśli ustępuje
miejsca światu
w a r t o ś c i i p r o b l e m w a r t o ś c i staje się
teraz osią filozofii K a n t a i N i e t z s c h e ' g o .
O w e ideały poznawcze, nęcące jak usuwa­
j ą c e się o w o c e g ł o d n e g o T a n t a l a , b y ł y i d e e d u s z y , ś w i a t a i B o g a .
Mianowicie idea
duszy, j a k o konieczne wyobrażenie o w e g o n i e u w a r u n k o w a n e g o ,
będącego substratem
w s z e l k i c h p r z e j a w ó w w e w n ę t r z n e j naszej istoty.
Dalej idea świata, j a k o wyobrażenie
bezwarunkowej
ciągłości i wzajemnej
zależności wszelkich przejawów zewnętrznych.
W r e s z c i e idea B o g a , j a k o w y o b r a ż e n i e o w e g o n i e u w a r u n k o w a n e g o ,
b ę d ą c e g o ostate­
c z n ą o s t o j ą '(.'szclkicli p r z e j a w ó w , c z y t o z e w n ę t r z n y c h , c z y w e w n ę t r z n y c h .
C h i m e r y c z n o ś ć i d e a ł ó w t y c h w „ c z y s t y m " r o z u m i e , staje się teraz p e ł n i ą i c h
życia w „praktycznym" rozumie.
G d y ż człowiek, j a k o indywidualna istota etyczna,
czuje się a b s o l u t n i e n i e z a l e ż n y m , n i c z e m nie w a r u n k o w a n y m i n i e k r ę p o w a n y m , i za­
razem przynależnym do absolutnego, n i e u w a r u n k o w a n e g o świata „inteligijnego". Cze­
g o nie m o ż n a b y ł o z g ł ę b i ć „ c z y s t y m " r o z u m e m , w y c z u w a się j a k o k o n i e c z n i e i abso­
lutnie istniejące „praktycznym" rozumem.
Wszystko, co zburzyła „krytyka czystego
rozumu", o d b u d o w u j e na n o w o „krytyka p r a k t y c z n e g o rozumu".
Człowiek, j a k o istota etyczna, w y k r e ś l a s a m s o b i e s w e d r o g i . R o z k a z u j e s o b i e
z własnej mocy.
M ó w i d o siebie tylko rozkaźnikami,
bezwzględnymi rozkaźnikami,
„kategorycznym imperatywem".
Stąd n i c na ś w i e c i e nie j e s t ani d o b r e m , ani złem,
k r o m d o b r e j l u b złej w o l i c z ł o w i e k a . Z a ś d o b r y m i są w y ł ą c z n i e w e w n ę t r z n e p o b u d k i ,
a nie czyny.
Najlepsze czyny b o w i e m m o g ą b y ć złymi, jeśli w y p ł y w a ł y z złych p o b u d e k .
I na o d w r ó t : złe c z y n y m o g ą b y ć w istocie swej d o b r y m i , g d y w y p ł y w a ł y z d o b r y c h
pobudek, a jeno bieg w y p a d k ó w życiowych j e paczył i brukał.
D u c h l u d z k i w i n i e n się rządzić j e d y n i e s w y m i a u t o n o m i c z n y m i , e t y c z n y m i r o z ­
kaźnikami.
W i ę c z g r u n t u s p r z e c z n e z i s t o t ą d u c h a są w s z e l k i e d ą ż n o ś c i h e t e r o n o miczne, w y p ł y w a j ą c e nie z d u c h a s a m e g o .
Złą tedy jest wola, g d y się p o w o d u j e pra­
g n i e n i e m szczęścia i chęcią u ż y w a n i a rozkoszy życia.
Dobrą jest jedynie, będąc dobrą
dla d o b r a s a m e g o , a nie dla j a k i c h ś h e t e r o n o m i c z n y c h c e l ó w , c z y to p o ż y t e c z n y c h ,
czy uszczęśliwiających.
T y l k o w t e d y nakazuje
o n a samej sobie, jest
autonomiczną.
_
421
—
S t ą d w s z e l k i e n d e m o n i z m , p r o k l a m u j ą c y sytą s z c z ę ś l i w o ś ć , p o n i ż a d u c h a .
Dla endem o n i z m u są p r a w a e t y c z n e j e n o m ą d r y m i ,
wyrafinowanymi przepisami
życiowymi,
regulującymi używanie, by w y s ą c z y ć z n i e g o m a x i m u m rozkosz)-.
2 g ł ę b i dusz)- p o g a r d z a w i ę c K a n t wszelką h e t e r o n o m i ę w etyce.
Nie godną
c z ł o w i e k a j e s t b o j a ź ń przed karą za c z y n y złe, a j e s z c z e w i e l e n i e g o d n i e j s z ą j e s t na­
dzieja n a g r o d y za c z y n y d o b r e .
U b l i ż a to dostojeństwu i g o d n o ś c i ludzkiej.
Jedynie
d o b r o ć dla d o b r o c i samej, w y z b y t a z w s z e l k i c h bojaźni i nadziei, jest p r a w d z i w i e
etyczną, moralną.
S z c z y t n a ta e t y k a k r ó l u j e t e d y i s t o t n i e p o z a g r a n i c a m i d o b r e g o i z ł e g o .
Wy­
niosła a u t o n o m i a i d u m n a n i e u g i ę t o ś ć d u c h a jest jej wyjściem i ujściem. C z ł o w i e k o w i
K a n t a nie w o l n o ani chwili z a p o m i n a ć , że p o w i n i e n b y ć „ c h a r a k t e r e m
inteligijnym".
b o jest nim w istocie.
P o w i n i e n b a c z y ć j e d y n i e na p o t ę g o w a n i e dostojności s w e g o
człowieczeństwa.
N i e w ą t p l i w e m j e s t , ż e w o l n y m , a u t o n o m i c z n y m m o ż e b y ć t y l k o c z ł o w i e k silnw
K a n t więc, nakazując c z ł o w i e k o w i zależność w y ł ą c z n i e o d siebie, daje m u w r ę k ę broń
h a r t o w n ą d o z d o b y c i a w ł a d z y , l e c z w ł a d z y n a d sobą.
S t ą d d r z e m i ą w tej n i e u b ł a g a ­
nej e t y c e t e g o s u r o w e g o starca p r a w d z i w e „ s n y o potędze", sny o p o t ę d z e ducha.
I tu w ł a ś n i e s p o t y k a s i ę K a n t z N i e t z s c h e m , k t ó r y b r u t a l n ą s c h o p e n h a u e r o w - ą
„ w o l ę życia" przetopił na również szlachetny kruszec d u c h o w e j „woli potęgi".
Oby­
d w o m a k i e r u j e g ł ę b o k a cześć dla c z ł o w i e c z e ń s t w a , u m i ł o w a n i e i p r a g n i e n i e
wywyż­
szenia człowieka. Jądro p r o b l e m u jest u o b u identyczne.
N a t o m i a s t różni ich o d m i e n n y giest i wyraz. C z ł o w i e k K a n t a b o w i e m winien
w y w a l c z y ć sobie p o c z u c i e swej a u t o n o m i i i s w e g o dostojeństwa, aby m ó g ł b y ć silnym.
Z a ś c z ł o w i e k N i e t z s c h e g o winien zrazu b y ć silnym, a b y m ó g ł p r z e ż y w a ć o d pierwszej
c h w i l i i w całej pełni r o z k o s z i k r ó l e w s k o ś ć swej a u t o n o m i i , s w e g o c z ł o w i e c z e ń s t w a .
K a n t wiedzie człowieka p o twardych, stromych szczeblach, b y na szczycie uświadomił
s o b i e swą wolną, n i e u w a r u n k o w a n ą
istotę.
N i e t z s c h e stawia c z ł o w i e k a o d razu na
s z c z y t a c h i każe m u w z r o k i e m s i ę g a ć w głąb, w siebie, by r o z r a d o w a ł o się j e g o serce
w i d o k i e m p o t ę g i c z ł o w i e c z e ń s t w a . K a n t c h c e , b y l u d z i e stali s i ę s i l n y m i .
Nietzsche
natomiast j u ż silnym przykłada do ust puhar ciężkiego wina-życia i nakazuje im pić
pełnymi haustami.
Nic
dziwnego
więc,
że
rozchylają
się
drogi
obu, choć
wypłynęły z jednego
podłoża.
A c z y ż b y m o g ł o b y ć inaczej? c z y ż ż y c i e d u c h a d o p r a w d y j e s t tak c h u d e r l a w e m ,
i c i a s n e m , że d a ł o b y się z a s k l e p i ć w j e d n y m gieście i w j e d n y m w y r a z i e ?
S t u b a r w n e i s t u w o n n e są k w i a t y w o g r o d z i e d u c h a — c h o ć o g r ó d j e s t j e d e n
K t o się o d u r z y lubieżną
tuberozą l u b g o r ą c y m j a ś m i n e m , t e m u nikłą w y d a w a ć się
będzie powściągliwa woń irysów lub cyklamenów.
Z a ś w o g r o d z i e d u c h a są j e n o
r ó w n e miejsca dla wszystkich k w i a t ó w .
T a k tedy zbacza Nietzsche n a ' s w e odrębne drogi.
I baczy, by czyn wolny,
autonomiczny był zarazem piękny i w sobie dostrojony.
Bo w tym mieszańcu krwi
s ł o w i a ń s k o - g e r m a ń s k i e j żyła dusza helleńska, błąkająca się r o z t ę s k n i o n a m i ę d z y biały­
m i m a r m u r a m i i ciemną zielenią c y p r y s ó w H e l l a d y .
Był on miedz}- nami, j a k o w a
h e i n o w s k a , z d r u z g o t a n a k o l u m n a , k t ó r a s a m o t n a n a d b r z e g i e m e g e j s k i e g o m o r z a śni
s w e sny k o r y n c k i e : zwoje akantu i wiotkie chyże kanelury.
nikłem
G r e k nie odróżniał rzeczy d o b r y c h od pięknych.
Co było dobre, musiało b y ć
piękne, a co piękne — dobre.
Sądy g r e c k i e uwalniały nieraz u r o d z i w y c h przestępców
i piękne zbrodniarki.
A Nietzsche rozgrzeszał człowieka, jeżeli j e n o czyn j e g o miał
g i e s t p r a k s i t e l e s o w y i r o z m a c h s p i ż o w e j tarczy m y r r h o ń s k i e g o d y s k o b o l a . W i e ń c e m
z m i r t ó w i róż o z d o b i m y miecze nasze, g d y pójdziemy zgładzić tyrana, b y A t e n o m
w o l n o ś ć p r z y w r ó c i ć — oto pieśń H a r m o d i o s a i Arystogejtona, pieśń l u d o w a ateńska.
G ł ę b o k o na dnie serca Zaratustry d ź w i ę c z a ł jej r y t m : j e n o c z y n d o b r y i p i ę k n y jest
dostojny.
czynów
Nie m o ż n a dotkliwiej skrzywdzić Nietzschego, jak przypisując mu apoteozę
nikczemnych, lub nawet drapieżnych i okrutnych.
A i l e ż tu n a g r z e s z o n o '•
Prawda, Zaratustra m o ż e z m y l i ć nie d o ś ć b a c z n y c h i o m a m i ć k r ó t k o w z r o k i c h , przy­
stępujących
doń bez „patosu oddalenia".
G d y ż u m i ł o w a ł on p i ę k n o tak g o r ą c o , że
nieraz ślepiło o n o j e g o źrenice i nieraz nie widział nic, p r ó c z g i e s t u i r o z m a c h u .
Lecz
c z y ż p r z y s t o i z a to w i n i ć j e g o , k t ó r e m u w ą ż j a d o w i t y w s k a z y w a ł d r o g ę w ś r ó d s k a ł ,
a l e w p u s t y n n y lizał s t o p y ?
G d y tytan rąbie m ł o t e m , w t e d y drzazgi i iskry się
sypią.
W ó w c z a s ci, k t ó r y c h j e s t „ w i e l u za w i e l u " , w i d z ą i s ł y s z ą t y l k o n i e b e z p i e c z n e
i s y c z ą c e i s k r y d u c h a , a n i e c z u j ą „bólu j e g o m ł o t a i k o w a d ł a " .
Zaprawdę, wy nie
znacie d u m y ducha — urągał takim Zaratustra.-
„Jesteście mi letni — a z i m n e m j e s t k a ż d e g ł ę b o k i e r o z p o z n a n i e " . L o d o w a t o mroźną jest droga transcendentalnej dyalektyki,
wiodąca d o przepaści, k t ó r y c h prze­
k r o c z y ć nie zdolna.
L e c z właśnie z odczucia ich nieubłaganej
nieprzekraczalności
c z e r p i e K a n t n a j ż y w o t n i e j s z e s w e siły. G ł o s i c z y n w o l n y , a u t o n o m i c z n y , k t ó r y n a d
n i e m i p o n o s i , g d y ich p r z e k r o c z y ć nie m o ż n a .
A Zaratustra radośnie pląsa nad prze­
paściami i m ó w i sobie: oto moja prawdziwa ojczyzna.
T a k r o d z i się, n a p r z e k ó r m e l a n c h o l i i r e z y g n a c y i , p ł y n ą c e j z n i e d o s i ę ż n o ś c i
nieuwarunkowanego,
uczucie dumnego, hardego spokoju, kojące tragizm w y s i ł k ó w
umysłu ludzkiego.
Z odczucia małości człowieka w y k w i t a u o b u żądza w y w y ż s z e n i a c z ł o w i e k a :
z a b l i ź n i e n i a ran i n t e l l e k t u p r z e z m a x i m u m s p o t ę g o w a n i a w a r t o ś c i - w o l i .
N a zakończenie m o ż e nie od rzeczy będzie w s p o m n i e ć — j a k o w v w o d o w tych
p o t w i e r d z e n i e — że idealistyczna filozofia r o m a n t y k ó w tuż p o K a n c i e , w y ł u s k a ł a
już
była to jądro z łupiny K a n t o w e j , p r o k l a m u j ą c n i e d w u z n a c z n i e
wywyższenie
typu
człowieka w kierunku nadczłowieczeństwa (Fichte, Schlegel). Pogłębiła tym s a m y m
Kanta — antycypacyjnie w najczystszym duchu Nietzschego.
Michał
Sobeski.