ADORNO, wykład UMIERANIE DZISIAJ, frg. Właśnie wtedy, gdy na
Transkrypt
ADORNO, wykład UMIERANIE DZISIAJ, frg. Właśnie wtedy, gdy na
ADORNO, wykład UMIERANIE DZISIAJ, frg. Właśnie wtedy, gdy na przekór idealizmowi nie broni się tezy o tożsamości podmiotu i przedmiotu i nie redukuje się wszystkiego do podmiotu; właśnie wtedy, jeśli wolno mi tak powiedzieć, gdy podmiot, czyli duch, poddając samego siebie krytycznej refleksji, nie upodabnia wszystkiego do siebie, nie „zjada” wszystkiego – być może właśnie wtedy rodzi się w duchu, który ze swej strony stał się tak nietożsamy ze światem, jak świat nietożsamy jest z nim, moment suwerenności, mały moment nie-bycia-pochłoniętym-przez-ślepy-zbieg- okoliczności. A zatem rodzi się wtedy wysoce paradoksalny kształt nadziei. I z tym chyba wiąże się dziwna siła oporu, jaką ma w sobie idea nieśmiertelności, która tam właśnie, gdzie świadomość najdalej postępuje naprzód, wydaje się objawiać znacznie bardziej substancjalnie niż w oficjalnych religiach, które już w dzieciństwie zdumiewały mnie niedostatkiem uwagi przywiązywanym do kwestii ostatecznych - choćby w śpiewniku protestanckim gdzie traktuje o nich zaledwie kilka stroniczek, a przecież można by pomyśleć, że w religii powinna być to kwestia najważniejsza. Przypomnijcie sobie państwo w tym kontekście niesamowity fragment powieści Marcela Prousta, mówiący o śmierci pisarza Bergotte’a (którym był Anatol France). W rzeczywiście wspaniałej spekulacji mistycznej - jakby odradzającej się swoją własną mocą - książki, które wystawiono po śmierci Bergotte’a ukazane zostały jako alegorie mówiące o tym, że życie pisarza, za sprawą jego dobroci, nie było zupełnie daremne1. Coś 1 „…nie ma racji, aby niewierzący artysta czuł się zobowiązany rozpoczynać dwadzieścia razy jedno dzieło, którego sukces będzie mało obchodził jego ciało toczone przez robaki (…). Wszystkie te zobowiązania, nie mające sankcji w życiu obecnym, zdają się należeć do innego świata, opartego na dobroci (…) świata całkowicie odmiennego niż nasz; świata, który opuszczamy, aby się urodzić na tej ziemi, zanim może wrócimy t a m , aby żyć wedle owych nieznanych praw, którym byliśmy posłuszni, bo nosiliśmy je w sobie, nie wiedząc kto w nas zakreślił te prawa, do których wszelka głęboka praca inteligencji nas zbliża, a które są niewidzialne jedynie – a i to pytanie! – głupcom. Tak iż myśl, że Bergotte nie umarł na zawsze, nie jest pozbawiona prawdopodobieństwa. podobnego znajdziecie Państwo również u Becketta, wyklętego przecież przez wszystkich zwolenników afirmacji. U Becketta wszystko krąży w sumie wokół pytania: co właściwie znaleźć można w niczym? Chciałoby się powiedzieć – wokół pytania o topografię nicości. Rzeczywiście chodzi tu o próbę takiego pomyślenia nicości, aby zarazem nie była ona tylko niczym, choćby utrzymywała się w ramach całkowitej negatywności. Pogrzebano go, ale przez całą noc żałobną w oświetlonych witrynach książki jego, ułożone po trzy, czuwały, jak anioły z rozpostartymi skrzydłami i zdawały się symbolem zmartwychwstania tego, którego już nie było.” M. Proust, W poszukiwaniu utraconego czasu, tom V, Uwięziona, przeł. T. Boy-Żeleński, Warszawa 1965, s. 218- 219 – przyp. tłum.