Kliknij tutaj aby pobrać wiersze Krzysztofa
Transkrypt
Kliknij tutaj aby pobrać wiersze Krzysztofa
Są tacy ludzie... Są tacy ludzie osnuci mgłą, popielatym płaszczem półmroku. Pozbawieni twarzy i uczuć poza cierpieniem. Chcieliby być martwi, ale Ŝyją, nie potrafią prosić o śmierć. Nikt nie wie dlaczego. I nagle słyszą przepiękną melodię, która ciągnie ich za uszy aŜ do niebieskiej otchłani. Wyparujemy Świat jest wielki, wydawałoby się- tylko dla nas, ale całe wieki, nie myśleliśmy jacy będziemy zaraz. Staniemy się tym, czym byliśmy przedtem. Będziemy jak dym, cichych traw szeptem. I nigdy juŜ nie przeprosimy ludzi, których słowem, ręką, głową zraniliśmy. Nie będzie moŜna tu wrócić, bo nadzieję teŜ zabiliśmy! Nastanie odpoczynek- czas radosnych wieków, będą potomkowie na grób ziemię ciskać. Na ostateczność nie znajdziemy leku, tylko garść piachu w zimnej dłoni będziem ściskać. Doczesność Człowiek to nędzna i słaba kreatura zagubiona w świecie materialnych uczuć. Ślepe serce nie wybiera drogi. Przejrzy, gdy przestanie bić, bo wszystkie ścieŜki prowadzą do wieczności, lecz tylko jedna do niebieskiego źródła. Dziesięć sekund Gdy patrzymy w dal, czekamy na koniec, wydaje się, Ŝe czekamy wiekami. Gdy patrzymy pod własne stopy, od końca dzieli nas dziesięć sekund, zupełnie jak rakietę od startu lub bombę od wybuchu. Rakieta leci długo, po bombie nie ma juŜ nic. Człowiek, a ogień Człowiek jest jak płomień: Ledwo się go roznieci, juŜ przygasa, juŜ dymi martwą wonią. Czasami jednak polewamy go wodą, przydeptujemy, a on płonie dalej mdłym Ŝarem. Jeszcze raz o Ŝyciu śycie, za duŜo go, by się nim nie znudzić, za mało go, by się nim cieszyć. Dni są za krótkie, godziny za długie. Codziennie mijamy się ze swoim strachem, a gdybyśmy spojrzeli mu w oczy, ujrzelibyśmy całe swoje Ŝycie. Wieczność Słońce w zimie nie zamarza, Ŝycie śpi, nie umiera. Nagie drzewa nie potrzebują liści, by sięgnąć gałęziami ku słońcu. Czas nie zmienia Ŝycia, tylko Ŝycie zmienia czas. Prawda prawd Jesteśmy uwięzieni we własnym umyśle. Zza krat urojeń, przez nasze oczy spogląda rzeczywistość. Kiedy wydostanie się z fortecy naszego ciała doznamy olśnienia, lecz będzie za późno, by podzielić się nim z nami w urojeniach. Ukłucie, strzał i trucizna Nie musisz brać noŜa do ręki, wystarczy, Ŝe powiesz, zaboli to gorzej niŜ milion wbitych noŜy Nie musisz ładować pistoletu. Gdy strzelisz słowem, litery przebiją serce ofiary jak salwa z karabinu. Nie musisz szukać trucizny. Nie odezwij się ani słowem, ten jad wprawi kogoś w bolesną agonię. Lecz kiedy ciebie ukłują, postrzelą, zatrują, nie będziesz mógł juŜ ukłuć, postrzelić, zatruć. Niebieskie pudełko Tam, w środku niebieskiego pudełka siedzi ktoś z berłem i krzyŜem w ręku. Nie jest stary, ani młody, lecz Ŝadne wiatry go nie ruszą i nie ma tajemnicy, która by dla Niego istniała. W pudełku jest duszno, nie ma Ŝadnych dziurek, jeśli się raz wejdzie nikt nie myśli wychodzić, bo tu moŜe patrzeć, tu moŜe być sobą. Korzenie U korzeni świata rośnie rzeczywistość. W korzeniach świata jest sok Ŝycia i śmierci, tajemnice odwiecznych uczuć: nienawiści i miłości, zazdrości i braterstwa, współczucia i odrzucenia, wściekłości i spokoju. I wyrosło drzewo, piękne i dorodne, wydało owoce; lecz nastała zima, drzewo zamarło i tylko korzenie będą tętniły Ŝyciem, ale jeśli zima się nie skończy, zastygną. Niewielki rym doczesności Spoglądając na oczy w lustrze wbiegam w swoją podświadomość i nagle widzę, Ŝe to Ŝycie jest puste, a jedyne światełko pośród tej ciemności to nadzieja, Ŝe zaświeci mocniej. Wzrok RóŜni ludzie widzą inaczej. Widzą zło i dobro wymieszane z emocjami, lecz kiedy wszystko zniknie im z oczu będą patrzeć jednakowo w lustro pośrodku. O wolności i prawdzie Wolność na Ziemi jest ślepa, jesteś wolny, jesteś ślepy. Błądzisz w ciemnościach i szukasz prawdy, lecz kiedy ona przyjdzie nie będziesz mógł otworzyć ust. Zegar na ścianie Trzy wskazówki pokazują jak galopuje czas. Czasami sekunda to dla nas prawie nic. Bezustanne tykanie, które zawsze towarzyszyło moim snom w dziecięcym pokoju zamarło, lecz ciągle widzę zegar na kolorowej, migającej szybie. I ten czas, czymkolwiek jest płynie wolno dziś, a jutro szybko. Niebo BoŜe, gdzie jesteś? Gdzieś poza moim rozumem, to wiem. Pewnego dnia odnajdę drogę do Twego domu, gdzie smutek i nienawiść nie zdołaja sie wkraść. Odnajdę przejście, ktore wiedzie przez cierpienie i mękę. Czasami natrafiamy przypadkowo na tę ścieŜkę dowiadując się o tym w otatniej chwili i musimy zostawić wszystko i pójść tą drogą, aby Ŝyć. Cmentarz ŁoŜa z kamienia, o twardych poduszkach z napisami. Plac ten posłany kołdrą z krzyŜów pogrąŜony jest w wiecznym śnie. Czasem niektórzy ludzie śpią wiecznym snem bez swego zimnego łoŜa. Ktoś im je pozabierał. ************************** Ci co jeszcze nie zasnęli przychodzą tu od czasu do czasu, by zapalić znicz na znak pamięci. Ale gdy i oni zasną zasną następni, czy pamięć zginie? Na sąsiedniej ulicy Na sąsiedniej ulicy słychać smętny rechot Ŝab stłumiony warkotem silników. Mlecze spuściły ku ziemi swoje kwiaty. Schorowane, stare drzewa chowają gdzieś pośród gałęzi i konarów kilka brudnych łez, które uroniło niebo. Bagdad Miasto tonie w czerwonym potoku. Krew, jak greckie wino wylane ku czci Dionizosowi na ulice. W powietrzu unosi się gorzki opar śmierci. MoŜe pewnego dnia słońce powróci nad Bagdad...? Dzień Dzień nie umiera, tylko zasypia. Odradza się niczym nagie drzewa na wiosnę. Pnie się aŜ do chmur lub powala się ze starości, z choroby. Dzień nie jest wieczny. Pewnego dnia słońce juŜ nie wzejdzie. Zastygnie w ciemnościach, a potem juŜ tylko niebieski kolor przed oczami. Gdy ucichną wszelkie głosy dzień jednak umrze, bo nie będzie nikogo, kto mógłby go pochwalić. Pomiędzy połaciami ciemności Nocą, na ulicy, wędruję mając za przewodnika pomarańczowe światła ulicznych lamp. Pośród kropel tańczących na wietrze tylko plusk kałuŜ zakłóca spokój tej drogi. Spoglądam przed siebie, widzę mgłę i cienie drzew. Słońce dawno dla mnie zgasło, więc włóczę się przy nędznym, sztucznym świetle. Jesteś inny, więc znoś to cierpienie, mówili, przecieŜ jesteś nie kim innym, tylko cieniem błąkającym się przed bramami piekieł. Ktoś taki jak ja, człowiek złamany na pół nie moŜe Ŝyć błogo, więc cóŜ mi jeszcze zostało, jeśli lepiej umrzeć niŜ Ŝyć. Myśli Coś małego od środka w głowę kołacze. Kilo pomysłów spadło na mnie. Dręczony przez myśli, niczym omnibus uciekam do wierszy i muzyki. Chwila wytchnienia, po czym mózg znów pracuje jak parowóz. Dymi z przegrzania tłocząc po brzegi pomysły. Myśl, mówili, lecz jak człowiek moŜe myśleć, gdy przemyślał całe Ŝycie? Klucz do lepszego świata Nogi topią się jak wosk, gdy zbłąkane oczy widzą tyle rozpaczy. Ludzie, rzucani o ziemię niczym ziarna na skałę. Oni stracili dawno wiarę w miłość. ofiary nietolerancji dla inności trzymane pod kluczem. Do biednego wyciągnąć rękę, to Ŝadna sztuka, gdy zaraz ją usuwasz. śycie dla Ŝycia i Ŝycie w miłości, ot klucz do lepszego świata. Być kimś innym W przejrzystym potoku pluszcze przejrzysta woda. Rybie łuski mienią się w słońcu jak małe lusterka. Czasem szare, kolorowe, srebrne. Smukłe, zwinne ciało rozgarnia fale strzelistym ogonem. Czar pada i zobaczyć moŜna kryształ. Okazałe skrzydła łopotają na wietrze niczym chorągiewki bezwładnie poddane bryzie. Ptak raz mały i zwinny, raz potęŜny i niebezpieczny. Bystre spojrzenie, strzałą przebijające ciało, które raz drŜy z trwogi, raz ugina się pod słodyczą. Czy byłbym szczęśliwy będąc ptakiem lub rybą? Przynajmniej nie musiałbym brać na barki losu. KsiąŜka Małe robaczki na wyblakłym papierze z uczuciem z umysłu spisane. W pewnej chwili zdaję sobie sprawę, Ŝe trzymam w ręku miniaturowy świat. Raz widzę statki odpływające z portu, raz delikatne liście egzotycznej palmy. I teraz teŜ chcę stworzyć moją własną rzeczywistość, pełną radości wzgardzającą smutkiem, pełną miłości z dala do nienawiści, pełną Ŝycia nie zwaŜającą na śmierć, pełną kolorowego kwiecia bez szarości, pełną niezwykłych zdarzeń przeciw monotonności. Lecz wszystko ma swój koniec tak jak ten wiersz. Początek końca CzymŜe jest początek? Początkiem zaczęło się wszystko. Ptaki i drzewa pełne radości i miłości, Ja, pełen rozpaczy, krzycząca dusza. A cóŜ to ten koniec? Tak mało się róŜni od początku, lecz tak duŜo. Ktoś, kto idzie w zaświaty, skręca w drogę usłaną mlekiem i miodem, zaczyna nowe Ŝycie. Dlatego koniec nie jest początkiem, a początek końcem. Sens Ŝycia śyję, lecz na cóŜ mi to przyszło. Chleb mnie nie syci, woda nie gasi pragnienia. Wegetuję, by zobaczyć czy tęskne mi szczęście kiedyś powróci. Przykuty do własnego serca korzeniami wiary próbuję mokrym chrustem podsycić ogień nadziei, lecz Bóg przykleił cięŜar do mych barków. Przykleił go wolą swą, która zostanie na wieki, więc sensu dopatruję się we mnie samym, Lecz najbardziej zastanawia mnie czemu słabe cielę kąsane przez wilka nie chce się poddać, skoro Ŝycie i tak nie ma sensu. Mówią Mówią, Ŝe chodzę obraŜony, tymczasem tonę w przygnębieniu. Mówią, Ŝe w czaną duszę się wcieliłem, lecz to plotki, bo mam czarne Ŝycie. Mówią, Ŝem niebezpieczny, Ŝe jestem synem diabła, lecz jak mam wstrzymywać złość. Mówią, Ŝe zabijam spojrzeniem, lecz od pretensji do świata czerwone mam źrenice. Mówią, Ŝe zaraŜam posępnością. W moim świecie sępy rozszarpują mnie jedynego. Ludzka radość przyćmiła moją nieludzką rozpacz, która poŜarła szczęście. Po wyboistych ścieŜkach śycie, jest jak ścieŜki wiodące w inną stronę. KaŜda z nich ma koniec. Jest raz jak polna droga, wyboista, prosta, lecz zawsze prowadzi do celu. Czasem jak rozległa autostrada. PrzejeŜdŜa się po niej szybko, jest przyjemna, lecz trwa krótko jak lot anioła. Najlepsza jednak ta zwykła, przeciętna i szara ulica, taka która jest wygodna, ale nie rozpieszcza za bardzo. Na dnie Kawałek plastiku unosi się na wodzie, a kulka z plasteliny tonie, niczym storpedowany statek. Tak samo jest z miłością. Gdy duŜa, lecz sczczera zostaje na zawsze. A gdy tak samo duŜa, ale taka, która Ŝyje chwilą nigdy nie przetrwa. Tej szczerej Ŝaden wiersz, Ŝaden tekst nie opisze. To zauroczenie, jest jak zakochać się w barwnej woni kwiatu. Jednak palcem moŜna zanurzyć plastik, a kulkę utrzymać na powierzchni. Na szczęście nie moŜe trwać to wiecznie jak Bóg, Bo Bóg oddali palce człowieka i przywróci równowagę prawdzie. Biało-czarno Szadź delikatnie otula drzewa, które pod białym puchem drzemią słodko. Niebo sine od zachodzącego słońca daje miejsce pierwszej gwieździe. Aromat barszczu rozniesiony po domu. Lecz zamiast radości szczerej płacz. Jeszcze rok temu święta spędzone z ojcem, a teraz gorzkie łzy, które jak płatki śniegu opadają na ziemię. Serce poczerniałe walczy z białymi gwiazdami. Cieszyć się nakazują mu, gdy ono cierpiące i smutne. śywioły późnej jesieni Wieje srogi wiatr, przeszywający. Niesie sine chmury zwiastujące śnieg. Świat odchodzi pośród strug i mroźnych łez … Trawa nieznacznie poŜółkła, gotuje się do snu. Ziemia ssie mleko Nieba. Opadły juŜ liście bzów. Suche pędy piwonii tlą się w cieniu cicho. Tli się w śmierci woni kaŜde suche łyko. Śmierć, a ciemność Słońce półkoliste świeci o poranku, jakby miód wylany po niebie. Winorośla rozpostarte na króŜganku łowią juŜ pierwsze promienie. Dotykają mnie liczne ich dłonie, póki nie zaczną za gory odchodzić. To był dzień. Smutnieję, by znów się odrodzić. KsięŜyc rozdmuchał srebrny pył. Jestem w łóŜku a jakby w trumnie spowity snem. Czekam kiedy zacznie wybuchać niebo i oświetli Ŝycia kolumnę. Do BoŜej radości Ulica w strugach deszczu i ja w strugach na ulicy. Czy zobaczę jeszcze radość? Przepełniony smutkiem krzyczę do Boga. Opadam jak ptak z lotu powoli na ziemię Na barki zakładam plecak, a w nim mam to, co mnie boli. Piszę więc do BoŜej Radości. Piszę, by zagościła w mojej duszy. Piszę, lecz okazuję rozpacz. Rozpacz manipuluje moim losem. Dla mamy Ludzie topią swoje smutki w morzu, Ty jesteś moim Oceanem. Ludzie patrzą na gwiazdy, by mieć szczęście, Ty jesteś moim Niebem. Ludzie groŜą sobie i nienawidzą się, Ty jesteś moin Sądem. Ludzie niech myślą swoje, a ja zawsze, czy słońce, czy burza, będę Cię kochał.