Z raportu CSPS: Nie należy pytać czy, tylko kiedy

Transkrypt

Z raportu CSPS: Nie należy pytać czy, tylko kiedy
Z raportu CSPS: Nie należy pytać czy, tylko kiedy...
ATAK TERRORYSTYCZNY
W POLSCE JEST PEWNY!!!
Str. 11
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 47 (351) 30 LISTOPADA 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Str. 17
Kościół rzymskokatolicki jest autorem wielu nowatorskich pomysłów i rozwiązań. Jako pierwszy
wprowadził getta dla Żydów i obowiązek noszenia przez nich gwiazdy Dawida, upowszechnił
zwyczaj palenia żywych ludzi na stosach oraz karania śmiercią za wyznawanie innej wiary itp.
Mało kto jednak słyszał o dwóch innych „odkryciach” panów w sutannach. Przecież to oni zaczęli
palić publicznie niewygodne dla nich książki, a także... bezcześcić zwłoki.
Str. 18
2
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
POLSKA 8 osób już nie żyje. W chwili, gdy oddajemy do druku ten numer gazety 15 pracowników jest ciągle uwięzionych
pod węglem w kopalni „Halemba”. Niestety, prawdopodobnie
wszyscy zginęli...
Co z tym Jonaszem?
Nie pomogły ani modlitwy, ani napis „Szczęść Boże” nad wejściem
do kopalni...
Po 1 stycznia cena gazu z Rosji wzrośnie o ponad 10 procent.
Podwyżka dotknie tylko Polskę (spośród krajów UE).
Jak będziemy płacić wyższe rachunki, to pamiętajmy, że to za polski
sojusz z wolną Czeczenią i pomarańczową rewolucją na Ukrainie.
Prorządowa telewizja publiczna przystąpiła do lustracji szefów
i właścicieli stacji konkurencyjnych – chyba w odwecie za ich zwiększoną oglądalność. Na początek trafiło na Zygmunta Solorza
z Polsatu, któremu zarzucono współpracę z polskim wywiadem.
A taki red. Pospieszalski też jest sługusem i też robi w wywiadach.
Jonasz znowu przepowiedział w komentarzu – tym razem awanturę w PO i odcięcie się Tuska od koalicji z SLD. Przez głupotę Tuska i H. Gronkiewicz-Waltz w Warszawie prawie na pewno
wygra Kazio, a PiS przejmie dalszych kilka stanowisk w kraju.
Tym bardziej że Rokita poparł kandydata PiS na prezydenta Krakowa. Większość posłów PO ma już dość wyskoków Rokity.
Nawet Tusk mówi, że diabli Rokitę nadali!
Skandal w warszawskim ratuszu. Tomasz Lipiec, dzisiaj minister
sportu, a za czasów prezydenta Lecha Kaczyńskiego ważna figura w urzędzie miasta, zawierał na masową skalę podejrzane umowy-zlecenia. W archiwum miasta nie ma śladu wykonania prac,
za to są dowody przelewów. Sprawą zajęła się prokuratura.
Na złodziejstwo i korupcję w polskich miastach, zwłaszcza tych większych, jest tylko jedna metoda: radykalnie zmniejszyć ich budżety!
Minister Roman Giertych zarządził, aby każdą szkołę odwiedzili pan prokurator, pan policjant i reprezentant kuratorium.
Panowie z organów ścigania mają przesłuchiwać na miejscu
i karać krnąbrnych uczniów.
Księża nie będą chodzili, bo są na miejscu. I nic nie robią.
W kilku miastach strajkują listonosze, których ostatnio mylono
z wielbłądami. Protestują pracownicy więzień i aresztów. Domagają się nie tylko podwyżek płac, ale i wymiany sprzętu.
Klawisze są jak zwykle „traktowane” instrumentalnie.
Kilkunastu pracowników Inowrocławskich Kopalni Soli od ponad dwóch tygodni głoduje w obronie firmy. Do kryzysu doprowadziły działania jej właściciela, czyli ORLEN-u. Rządowa telewizja oraz PAP milczą o całej sprawie.
W następnym numerze nasz eksluzywny reportaż nt. tego konfliktu.
Antek Macierewicz potwierdził, że pracę w nowej służbie kontrwywiadu wojskowego dostali wyłącznie młodzi ludzie, bez żadnego doświadczenia i przygotowania. Minimalny czas, jaki jest
potrzebny na wyszkolenie pracownika specsłużb, to 4 lata.
Przez 4 lata wszystkie nasze tajemnice państwowe rozpracują gamonie i krasnoludki, ale ważne, że chłopaki w służbach są apolityczne.
Likwidatorami wojskowych specsłużb zajęli się prokuratorzy. Śledczych o obyczajach Macierewicza i jego kolegów zawiadomił minister obrony narodowej, senator PiS Radosław Sikorski. Nie
spodobało mu się bardzo, że supertajne papiery kserowano i rozdawano bez żadnej ewidencji oraz to, iż publicznie rozpowiadano o skarbach odnalezionych w sejfach WSI.
Są trzy stopnie rozpierduchy: 1 – słoń w składzie porcelany, 2 – małpa z brzytwą, 3 – Antoni Macierewicz w WSI.
Szefowa MSZ postanowiła zmienić wizerunek polskiej dyplomacji. Do tej pory przyszli pracownicy ambasad i konsulatów
uczyli się pięć lat w specjalnej akademii. Te niedobre, komusze
wzory idą do kosza. Nowi mogą wyjechać na placówki od razu.
To oczywiste – skoro prezydent i premier nie znają żadnego języka
obcego, to nie wolno zawyżać poziomu.
Tytuł najbardziej kosztownej radnej należy się pani senator PO
Elżbiecie Gelert. Zamarzył jej się fotel prezydenta Elbląga, jednak wykurzenie z urzędu lewicowego włodarza o nazwisku Słonina nie udało się. Zdobyła za to mandat radnej, więc straciła
posadę senatora. Dwaj inni posłowie PiS nie mogli się oprzeć
i wystartowali w wyborach na radnych. Wybory wygrali i – zgodnie z prawem – pożegnali się z Sejmem. Twierdzą teraz, że
o czymś takim nie wiedzieli...
Wybory uzupełniające będą nas teraz kosztować 2 miliony złotych.
Niepokojące dane dotyczące gospodarki przyniosło comiesięczne badanie koniunktury w bankach. Zdaniem finansistów, Polsce grozi recesja. Po raz pierwszy od czterech lat słabnie zapotrzebowanie na kredyty inwestycyjne, zwiększa się za to liczba
firm mających trudności ze spłatą długów.
Kaczyński ma rację: takiego roku jeszcze nie było.
Rośnie liczba poważnych awarii energetycznych. Ostatnia sparaliżowała Warszawę. Rządowym ekspertom nie udało się wyjaśnić, jak doszło do wyłączenia prądu w stolicy latem i teraz.
Z naszych informacji wynika, że główną przyczyną jest totalny burdel panujący w jednostkach podległych ministrowi gospodarki.
WATYKAN Watykan zapowiada wydanie najpóźniej wiosną
2007 r. nowej instrukcji dla wiernych w sprawie antykoncepcji.
Najpewniej gumki będą z łaski dopuszczone, aby w wyjątkowych
sytuacjach chronić przed AIDS.
O tym, że poprzedni, „nieomylni” papieże byli innego zdania, nikt
nie wspomni, bo nowa instrukcja będzie tylko... nową interpretacją.
O
d sześciu lat otrzymuję listy z dwoma pytaniami. Ludzie
chcą, abym się jasno określił – czy ja, były ksiądz, Roman Kotliński, jestem człowiekiem wierzącym, czy nie jestem...
Drugi problem dotyczy tygodnika „Fakty i Mity” – jaka jest
jego linia programowa, co to znaczy „nieklerykalny” itp. Pisałem już o tym nie raz, ale nowych Czytelników wciąż przybywa, a i pamięć ludzka jest zawodna. Zacznę od końca.
„FiM” to tygodnik społeczno-polityczny o profilu antyklerykalnym. W redakcji nie boimy się tego słowa. My – nie,
ale ludziska się boją. Po 2 latach od powstania gazety byłem
niejako zmuszony zmienić podtytuł na „nieklerykalny”, ponieważ zaprzyjaźnieni z nami kioskarze sygnalizowali nam, że
poprzedni podtytuł „parzył w ręce” potencjalnie nowych Czytelników. To dziwne, bo pismo: „antywojenne”, „antysekciarskie” czy „antyzłodziejskie” chyba nie miałoby podobnych
kłopotów. Dlaczego? Ponieważ: wojna, sekta i złodziejstwo
mają negatywne konotacje... podobnie jak klerykalizm; tyle że definicję tego ostatniego zna i rozumie niewielu.
A jest ona jednoznaczna – klerykalizm to: „dążenia, tendencje do podporządkowania życia społecznego, politycznego i kulturalnego duchowieństwu, kościołowi” (Słownik języka polskiego). Jeśli kogoś
nie „parzy” taka perspektywa,
to rzeczywiście nie powinien
czytać „FiM”. Ale chyba nie
w tym rzecz, bo ta dotyczy ludzkiej mentalności. W polskim
Klerykowie o wszystkim, co kojarzy się z klerem, wypada mówić szeptem lub na kolanach.
„Fakty i Mity” są tygodnikiem zależnym wyłącznie od Was, Czytelników, bo tylko od Was bierzemy pieniądze i dla Was istniejemy. Sympatyzujemy z członkami antyklerykalnej partii RACJA PL, ponieważ jest wśród nich wielu naszych fanów. Podobnie lubimy antyklerykałów z SLD, PO,
Samoobrony, a zwłaszcza tych z PiS-u, LPR-u i episkopatu,
o ile takowi występują. Nie jesteśmy pismem tylko dla wierzących ani tylko dla niewierzących. Raczej wolną trybuną, na
której – podobnie jak u nas w redakcji – ścierają się różne
światopoglądy. Oczywiście każde medium ma jakąś tam linię
programową, prawie zawsze zbieżną z poglądami właściciela.
Ja... My – jesteśmy przede wszystkim humanistami, a za całą świadomość polityczną wystarcza nam parafraza słów Kazimierza Pawlaka z filmu „Sami swoi”: nieważne czy lewica,
czy prawica. Ważne, czy ktoś jest mądry, czy głupi. Chociaż
ostatnio wygraliśmy zdecydowanie w sondażu portalu lewica.pl
na najbardziej cenione pismo lewicowe, to przecież czytają
nas również liberałowie, a nawet prawicowi konserwatyści
o poglądach antyklerykalnych, np. ci z kościołów protestanckich. „FiM” czytają też księża. Trzy tygodnie temu uczestniczyłem w konferencji nt. przyszłości lewicowych mediów, w siedzibie PAP-u. Podczas dyskusji w kuluarach przedstawiciel tejże lewicy.pl ostro odciął się od antyklerykalizmu: to dobre dla
liberałów – powiedział. Otóż od takiej lewicy, która nie widzi
w Polsce problemu klerykalizmu, faktycznie wolę różowych lub
zielonych, którzy ten problem jednak
widzą. A teraz po pierwsze – drugie:
Jestem agnostykiem. Ale takim nieco zwichrowanym. W odróżnieniu od
większości agnostyków, którzy wychodzą z założenia, że jeśli nie można stwierdzić, czy Bóg istnieje i nie można go
w żaden sposób poznać, to lepiej się
nim w ogóle nie zajmować. Po części
się zgadzam. Nigdy, także – nawet jako kleryk i ksiądz – nie rozumiałem ludzi, którzy „poświęcają się Bogu bez
reszty”. Zamykają się w klasztorach
czy pustelniach i modlą po 8 godzin na dobę. Wyciągają łapki po datki, zamiast pracować na swoje utrzymanie i dla dobra innych. Miłością do Boga nikt mnie tutaj nie przekona. Rozumiem, że ktoś może poprzez praktyki duchowe wprowadzić
się w stan mistyczny, że wydaje mu się, iż kocha swego Boga bardziej od świata, ludzi i siebie samego. Ale co komu – na
czele z Bogiem – po takiej platonicznej miłości?! W Biblii jest
raczej zachęta do dobrych uczynków, wypełniania przykazań,
pracy dla dobra innych, a nie do mamrotania tych samych
modlitw przez całą szychtę. Podobnie „praca” różnej maści
teologów – jest tylko biciem
piany, bo i tak na końcu każdego traktatu można, a właściwie trzeba napisać: „Oto wielka tajemnica wiary”. Dla tych
wszystkich, którzy mają ambicję
zgłębić boską naturę, mam jedną
dobrą radę: jeśli wierzycie w Boga, poprzestańcie na swojej wierze
i na Biblii, bo żaden kaznodzieja nigdy nie powiedział i nie napisał nic
ponad to, co jest tam napisane.
Nie muszę dodawać, że dokładnie przeciwnie postępują katoliccy apologeci, zresztą zgodnie
z oficjalną doktryną Kościoła,
w którym Traditio (Tradycja) zawsze dominowała nad Fides (Wiarą) i Scriptura (Pismem). Zdaję
sobie sprawę, że mojej rady nie
posłuchają księża i inni teolodzy,
którzy żyją z opowiadania bajek
o swoim bogu.
Naturalnie Boga szukają także ludzie
czystego serca, ze szczerych pobudek. Nigdy ich nie brakowało, także wśród katolików. Zawsze też istniały zbory wierne nauce apostołów, począwszy od arian aż po dzisiejsze chrześcijańskie kościoły ewangeliczne. Dopiero jednak Luter i protestanci spektakularnie, na masową skalę, zerwali z bogiem stworzonym przez ludzi. Z bogiem odstępczego Rzymu i Watykanu.
Z bogiem, którego nie ma z całą pewnością. Dlaczego? Ponieważ ukształtowała go tradycja – z natury swej niedoskonała
(znacie zabawę w głuchy telefon?) – i wymyślili omylni ludzie,
przy niewielkiej pomocy ksiąg Nowego i Starego Testamentu.
Tak więc samo szukanie Boga i zastanawianie się nad jego istotą czy naturą może być interesowne lub chwalebne.
Oczywiście, we wszystkim potrzebny jest umiar, więc np. zawód teologa uważam za nygusogenny i zbędny. Choć jestem
agnostykiem, uważam, że pytanie o sens życia trzeba sobie
zadawać, przynajmniej co jakiś czas. Człowiek, choćby był zabiegany od rana do wieczora, musi kiedyś w końcu wyprostować kręgosłup, spojrzeć na horyzont... Dla tych zaś wszystkich,
którzy twierdzą, że agnostyk to rodzaj podlejszy od wierzącego, mam pytanie: która z tych dwóch postaw jest bardziej racjonalna, uczciwa i odważna? Czy ta, która wynika ze stwierdzenia: wiem, że nie mogę się dowiedzieć, czy może ta druga: wiem, bo wierzę?
JONASZ
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
leżącego nie kopać. W każdym razie jest faktem, że o niewyobrażalnych dla policjanta z jakiegokolwiek
innego europejskiego kraju związkach rodzinnych insp. K. (wcześniej
był w KGP szefem Biura do Walki
z Przestępczością Narkotykową), aktualne kierownictwo policji wiedziało i potrzebowało roku na dyskretne zdjęcie go ze stanowiska.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, parasola ochronnego nad byłym
wicedyrektorem CBŚ nie zdołał utrzymać pierwszy zastępca Bieńkowskiego, generał Ryszard Siewierski (fot.
obok), wypromowany przez pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I oto
– nie mniej zaskakująco niż insp. K.
– generał poczuł przed miesiącem
ogromną potrzebę odejścia w stan
spoczynku, na co uzyskał błyskawiczną zgodę ministra Ludwika Dorna.
Czy „zmęczenie” było tylko pokłosiem afery z wydaniem przez Komen-
dyrektora Biura, bardziej dyspozycyjnemu mł. insp. dr. Markowi E. (odszedł już z policji).
Jak skończyła się ta podejrzana
operacja?
Komenda Główna ma usta pełne wody, a w Ministerstwie Sprawiedliwości zdołaliśmy się dowiedzieć jedynie tyle, że „pan minister dopiero
przed kilkunastoma dniami został poinformowany o sprawie, ale już zlecił czynności wyjaśniające”.
¤¤¤
W KGP pracuje – wliczając cywilów – ponad 4,7 tys. osób. Okropnie zapracowanych, bo nie ma tam
człowieka, który podróżującym służbowo policjantom mógłby w razie potrzeby zakupić bilety lotnicze lub kolejowe. Dlatego (jeszcze za poprzedniej ekipy) ogłoszono przetarg na tego rodzaju usługę. Wpłynęła jedna
oferta – wygrała firma Biuro Podróży First Class.
Człowiek z gliny
bijącego pod względem medialnej
popularności Dodę Elektrodę. To
musi być naprawdę „pies” nad psy,
skoro po odejściu z kapłaństwa dochrapał się już (choć w swojej karierze nawet gównianego mandatu
nie wystawił) stopnia młodszego inspektora, zachowując „wysoki prestiż w środowisku Kościoła, w odróżnieniu od szeregowych eksów, proboszczów i wikariuszy z piętnem zdrajcy” – dowiadujemy się z internetowego Chrześcijańskiego Portalu
Świętego Izydora.
A co nam się u Biedziaka podoba najbardziej? Jego prywatna strona internetowa, na której można znaleźć – codziennie inny – biblijny „Werset na dzisiaj”. No i to, że bez fałszywych skrupułów nagłaśnia w mediach
najdrobniejsze nawet przewinienia policjantów. Czasem coś przegapi i nie
poinformuje – zwłaszcza wtedy, gdy
problem dotyczy najwyższych rangą
kolegów... No, ale od czegóż w końcu są „Fakty i Mity”!
¤¤¤
Zacznijmy od zaskakującego zniknięcia z policji inspektora Leszka K.,
człowieka z pierwszej linii walki
z przestępczością zorganizowaną, który nagle przestał piastować w KGP
nadzwyczaj odpowiedzialną funkcję
wicedyrektora elitarnego Centralnego Biura Śledczego. Czyżby pokłócił się ze swoim szefem – dyr. Januszem Czerwińskim? Okazuje się, że
nic z tych rzeczy. Leszek K. był po
prostu siostrzeńcem Henryka N.,
alias „Dziad”, jednego z wybitniejszych polskich przestępców, niekwestionowanego przywódcy tzw. gangu
wołomińskiego. Czy dawało to panom gangsterom z Wołomina fory
w rywalizacji z mafią „pruszkowską”?
Zetknęliśmy się z takimi opiniami,
lecz cytować ich nie będziemy, żeby
dę Stołeczną – gdy dowodził nią Siewierski – pozwolenia na broń Januszowi G. (pseudonim Graf), domniemanemu kasjerowi mafii „pruszkowskiej”? Jeden z naszych informatorów twierdzi, że już wkrótce były zastępca Bieńkowskiego będzie musiał
odpowiedzieć prokuratorowi na kilka kłopotliwych pytań...
¤¤¤
Policję ubezpiecza Powszechny
Zakład Ubezpieczeń. Na krótko
przed ubiegłorocznymi wyborami
parlamentarnymi, których konsekwencje były łatwe do przewidzenia dla ówczesnego Komendanta
Głównego gen. Leszka Szredera
(powołanego w okresie rządów Leszka Millera), w KGP podjęto pilne
prace nad wypowiedzeniem umów
z dotychczasowymi brokerami, z zamiarem zastąpienia ich innym pośrednikiem. Po co?
– Policja to 100-tysięczna armia
ludzi. Prowizje z tytułu ich ubezpieczenia idą w miliony złotych.
Jest więc czym się podzielić...
– podpowiada nasz informator.
Absolutnie nie podejrzewamy gen. Szredera, że uwikłał
się w jakiś proceder łapówkarski, ale ciąg dalszy był co najmniej dwuznaczny:
¤ insp. dr Mariusz Róg,
dzisiejszy dyrektor Biura Prawnego Komendy Głównej, otrzymał dyspozycję przygotowania
stosownej ekspertyzy dotyczącej warunków i konsekwencji
zerwania umów z brokerami.
Wyszło, że zmiana będzie prawnie wątpliwa, a nade wszystko
będzie się wiązać z koniecznością wypłacenia pośrednikom ok.
12 mln zł odszkodowań;
¤ złagodzenie niewygodnej
opinii zlecono następnie zastępcy
Kilku upierdliwych gości ze stowarzyszenia Komitet Obrony Policjantów zawiadomiło w lipcu 2006
roku ministra Dorna, że dysponują
wiarygodnymi sygnałami od swoich
sympatyków, iż u pośrednika „za bilet trzeba zapłacić znacznie więcej niż
normalnie w kasie. Liczne wyloty służbowe do państw UE oraz USA związane z różnorodną działalnością Policji powodują, że koszt
połączeń lotniczych
jest zawyżany,
a z pośrednictwa
nie ma żadnych
wymiernych korzyści dla formacji”. Ale może są
3
Fot. WHO BE
S
iostrzeniec gangstera na
czele Centralnego Biura
Śledczego. Zastanawiające przetargi. Zezwolenie na broń dla kasjera mafii.
Oficer sprzeciwiający się draństwom skierowany do służby patrolowej. Gdzie to wszystko?
W Komendzie Głównej Policji...
Kierownictwo policji – z jej głównodowodzącym Markiem Bieńkowskim (fot. poniżej), wybitnym
w tej branży specjalistą po Akademii Teologii Katolickiej – nie ma
chrześcijańskiej litości dla funkcjonariuszy średniego i najniższego
szczebla, którzy dopuścili się obrazy prawa lub obowiązujących przepisów wewnętrznych. I bardzo dobrze, bo gliniarz powinien być czysty jak łza! Podoba nam się również
tzw. polityka informacyjna Komendy Głównej, realizowana pod dyrekcją ekskleryka Pawła Biedziaka,
GORĄCY TEMAT
jakieś „wymierne korzyści” dla jej
wybranych reprezentantów...?
Powołując się na ustawę o dostępie do informacji publicznej, KOP poprosił o liczby określające, „ile biletów lotniczych i za jaką kwotę Policja zakupiła dla swoich funkcjonariuszy, odbywających podróże służbowe
w okresie ostatnich 12 miesięcy”, oraz
nazwiska osób utrzymujących ten stan
rzeczy. Ot, 2–3 godziny roboty dla
średnio sprawnego urzędnika lub
– dla bystrzejszego – kwestia jednego telefonu do First Class...
„Żelazny” Ludwik spuścił petentów do Bieńkowskiego. Ten zaś, po
dwóch miesiącach, odparł: „Zrealizowanie przedmiotowego wniosku (prośba o udzielenie informacji – dop. red.)
wiązałoby się z koniecznością czasochłonnej analizy dokumentów źródłowych finansowo-księgowych, wymagałoby zestawienia przetworzonych danych oraz konieczności samodzielnego redagowania informacji”. Konkluzja: w życiu się tego ode mnie nie dowiecie! Czyżby pan komendant miał
coś do ukrycia przed społeczeństwem?
Pytanie tym bardziej zasadne, że
np. przy innym pytaniu KOP-u udało się policzyć, iż 124 osoby – w tym
41 z KGP – wozi się do pracy i z powrotem do miejsca zamieszkania na
koszt policji, co obciąża jej budżet
kwotą znacznie przekraczającą
800 tys. zł rocznie!
¤¤¤
Na początku 2006
roku
komendant
Bieńkowski uroczyście oznajmił: „Przeznaczamy milion
złotych na stypendia dla 60 dzieci
osieroconych przez
policjantów poległych na służbie.
Dostaną od 500
do 900 złotych
miesięcznie w zależności od poziomu edukacji”.
Brawo, pięknie!
Bierzemy teraz do
ręki kalkulator
i
mnożymy:
60x900x12... Wychodzi 648 tys. zł.
Czyżby jakaś firma pośrednicząca wzięła 35
proc. prowizji za wypełnianie
przekazów dla sierot?
¤¤¤
„(...) od 1997 r. pełnię służbę
w Komendzie Głównej Policji (...).
Głównym moim zadaniem było »wycinanie chorej tkanki z organizmu Policji«, tj. takie uzasadnianie decyzji
i orzeczeń KGP, aby nie zostawały usuwane z obrotu prawnego na skutek skarg
do sądów administracyjnych tych policjantów, którzy faktycznie naruszyli
prawo. Doskonaląc swój warsztat, odnosiłem wiele sukcesów, uniemożliwiając powrót do służby osobom, które na
to nie zasługiwały, a wykorzystując
kruczki prawne i chwiejne orzecznictwo sądów administracyjnych, chciały
żerować na służbie (...). Jednakże im
większą zdobywałem wiedzę, zarówno
teoretyczną jak i praktyczną, tym lepiej zacząłem dostrzegać bezprawne
i nieformalne mechanizmy działające w Policji. Uświadomiłem sobie, że
zamiast usuwać »chorą tkankę«, to na
polecenie przełożonych usuwam »zdrową«, tj. ludzi, którzy sprzeciwili się nieprawidłowościom” – czytamy w raporcie złożonym 21 lipca 2006 r. komendantowi Bieńkowskiemu przez nadkomisarza Włodzimierza Ostrowskiego, zastępcę naczelnika Wydziału w Grupie Stanowisk Tymczasowych
Komendy Głównej Policji.
Prosząc o zwolnienie z funkcji
i mianowanie na inne stanowisko
służbowe, napisał dalej:
„Po objęciu pierwszego stanowiska
kierowniczego (zastępca naczelnika
Wydziału Kadr – dop. red.) dostrzegłem niezwykle sprawnie funkcjonujący w KGP mechanizm trwonienia
środków finansowych. Chodzi tu głównie o bezprawne mianowania na wyższe stanowiska służbowe osób, które
nie spełniały wymogów formalnych
(w tym także komendantów wojewódzkich Policji i członków władz związku
zawodowego), manipulowanie mnożnikami i tym samym niszczenie dorobku reformy płac, wykorzystywanie reorganizacji struktur do pozbywania się
ze służby osób uczciwych i pracowitych, bezprawne zachowania prawa do
uposażeń, bezceremonialne windowanie dodatków do uposażeń dla funkcyjnych odchodzących ze służby w sytuacji, gdy faktycznie zasłużonym odmawiano tego prawa, tłumacząc się
brakiem środków...”.
Nadmiernie spostrzegawczy oficer został skierowany do służby patrolowej...
ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Chłopie, zasznuruj trampek!
Mam w sobie więcej kultury niż Actimel, ale muszę to napisać: na mistrzostwach świata w Japonii polskie siatkarki przerżnęły, niebogi,
wszystko, i to na własne życzenie!
Wprawdzie zagrały bez czołowych: Glinki, Świeniewicz, Mróz,
Śliwy, ale nie jest to wystarczające
usprawiedliwienie dla naszych Złotek, o których tak sympatycznie pisaliśmy w „Pójdź, złoto, do »Złotek«”
(„FiM” 30/2006) oraz w felietonie
„Złotko w błotko” („FiM” 37/2006).
Nie jestem jednak emalią z nocnika
i podgatunkiem srok cymbałowatych,
co to nie potrafią odnotować jaśniejszych stron sromotnej porażki. Były
jaśniejsze strony? Były! Jakie?
Wśród najpiękniejszych siatkarek mistrzostw świata znalazły się
w pierwszej dziesiątce nasze dwa długonogie „Złotka”: Mariola Zenik
oraz Katarzyna Skowrońska-Dolata. Nie ujmuję nic oszałamiającej
urodzie naszych dziewcząt, ale mnie
najbardziej podobały się Jacqueline Carvalho (Brazylia), Neslihan
Darnel-Demir (Turcja) oraz Francesca Piccinini (Włochy). Jako popularny w mojej wsi przypał gosiewski, chętnie bym zagrał z Piccinini
w piccicato, chociaż jest wyższa ode
mnie ze dwa razy. Niestety, chuda,
a mnie to trochę odstręcza od zalotów, bo takim jestem wybrednym trollem. Wybacz, Francesca!
A teraz serio. Nowemu trenerowi, Arkadiuszowi Kłosowi, zdecydowanie brakuje charyzmy znakomitego Andrzeja Niemczyka. A od
R
trenera zależy prawie wszystko (patrz:
Leo Beenhakker). Czy Jędruś wróci
więc do kadry? Mirosław Przedpełski, prezes Polskiego Związku Piłki
Siatkowej, mówi „nie!” i rozgląda się
za nowym trenerem. Gdzie? Poza
granicami Polski. Dał nam przykład
Leo, jak zwyciężać mamy.
Coraz głośniej mówi się o tym,
że Arie Selinger zostanie nowym
trenerem Polek. Nie mam nic przeciwko Selingerowi, bo dobry jest:
ostatnie piętnaście lat przebywał
w Japonii, a drużyny przez niego prowadzone zdobywały mistrzostwo po
mistrzostwie. Wcześniej doprowadził
reprezentację USA na szczyty. Arie
Selinger urodził się... w Polsce, skąd
wywędrował, kiedy miał osiem lat.
Moim zdaniem, Przedpełski, zasznuruj sobie, chłopie, trampek i pogódź się z Niemczykiem – ten facio
dał nam dwa mistrzostwa Europy!
No naprawdę, Mirek, załóż se nogę
na nogę, bo z tej zawziętości na
Niemczyka to ci wątroba wypadnie.
ządy Prawa i Sprawiedliwości to dla Kościoła
prawdziwy deser po kilkunastu latach pozostawania u władzy ekip prawicowych czy pseudolewicowych, ale zawsze życzliwych i pokornie oddanych życzeniom episkopatu.
Dzięki życzliwej podpowiedzi jednej z naszych Czytelniczek dotarliśmy do tekstu przemówień, które do PiS-owskich tuzów – obydwu Kaczyńskich i Marcinkiewicza – kierował ksiądz doktor Grzegorz Kaszak, rektor
Papieskiego Instytutu
Polskiego w Rzymie. Instytut jest miejscem pobytu i nauki polskich duchownych diecezjalnych
i zakonnych, którzy
przybywają do Rzymu,
aby studiować na papieskich wyższych uczelniach. Najczęściej przygotowują tam doktoraty lub habilitacje. Treść
i forma wypowiedzi rektora wiele mówią nie tylko o poziomie umysłowym polskiego kleru, także tego z „dr” przed
nazwiskiem, ale również o intymnych niemal stosunkach
łączących PiS i rzymskokatolickie duchowieństwo.
Sam fakt, że premierzy i prezydent państwa polskiego w czasie zagranicznej wizyty odwiedzają internat dla
księży, jest śmieszny. Ale trudno się dziwić, że politycy
PiS chętnie tam zaglądają, skoro wylewa się na nich wiadra wazeliny.
Oto słowa rektora Kaszaka skierowane do premiera Jarosława Kaczyńskiego. Tekst zachowaliśmy w formie oryginalnej. Kaszak nazywa premiera wybitnym strategiem, a później kwili: „(...) rodzi się w sercu pytanie,
Podobnego zdania jest Milena Rosner, siatkarka kadry, która twierdzi,
że główną przyczyną kłopotów drużyny jest to, że zwolniono Niemczyka w najmniej odpowiednim momencie. To samo utrzymuje Katarzyna
Skowrońska-Dolata, która mówi, że
byłoby wspaniale, gdyby Niemczyk
wrócił, i to właśnie on, a nie Selinger, powinien objąć kadrę „Złotek”.
Już kończę, bo lecę na serial „Samo życie”. Kocham polskie seriale!
Czy wiecie, że ten wiarołomny Leszek Retman (Bartłomiej Świderski) wyjeżdża z Polski na zawsze? Po
czterech latach spędzonych w serialu „Samo życie”, jak również z „Magdą M.”, facet spieprza z Polski! Czyżby w londyńskiej knajpie lepiej płacili niż na planie najlepszych polskich
seriali? No cóż, samo życie... A więc
nie dojdzie do ślubu cudnej Marysi
(Edyta Olszówka) z Leszkiem?
Ale o tym – jak tylko otrę łzy,
w następnym felietonie...
ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki
Niezwykle konkurencyjne ceny oferowano w domowym sklepiku monopolowym zlokalizowanym w jednej z augustowskich kamienic. Chętnych nie
brakowało, bo za pół litra wódki trzeba było zapłacić jedynie 6 zł, zaś
ćwiartki chodziły już po trzy zety. Ku zaskoczeniu policjantów, którzy odkryli „metę”, spragnionych klientów obsługiwała 12-letnia dziewczynka. Nikogo dorosłego nie było akurat w domu...
ZABAWA W SKLEP
Praca dróżnika to długie godziny spędzone w samotności. Aby jakoś
sobie umilić czas, 43-letnia mieszkanka Bartnik, czuwająca akurat nad bezpieczeństwem przy przejeździe, walnęła kilka głębszych i... wydmuchała
2,5 promila alkoholu. Nie gorsza była jej koleżanka ze śląskich Lędzin – ta
46-latka zamroczyła się na tyle skutecznie, że opuściła szlaban, zanim
z przejazdu zdążyły zjechać samochody.
DOSTAŁY SZLABAN
Policjantów z patrolu w Pomorskiem
zaintrygował widok traktora z przyczepą wypełnioną trzynaściorgiem nastolatków. Postanowili dowiedzieć się,
dokąd kierowca zmierza z takim ładunkiem. Dziarskiemu chłopu nie w głowie były jednak kontrole, więc nacisnąwszy gaz do dechy, umknął w pole.
Takiej zniewagi stróże prawa nie zamierzali puścić płazem. Ruszyli w pogoń.
Uciekinier miał w wydychanym powietrzu ponad dwa promile.
MŁODZI NA TRAKTORY
Tatrzańscy goprowcy okiełznali wreszcie biegającą po szlakach niedźwiedzicę. Założono jej obrożę z GPS-em i telefonem komórkowym, dzięki czemu ratownicy co cztery godziny otrzymują za pomocą SMS-a raport o miejscu jej pobytu.
HALO... TU MIŚ
Dwaj 17-letni mieszkańcy Kępna
– Mateusz O. i Jędrzej B. – trafili
do Policyjnej Izby Zatrzymań po tym, jak policjanci w piwnicy domu jednego z nich znaleźli ozdoby ogrodowe, których kradzież zgłosili wcześniej inni
mieszkańcy miasteczka. Zgromadzone przez młodych złodziejaszków „trofea” to dwa bociany ogrodowe, fontanna oraz ozdobny drewniany wiatrak.
Opracowała WZ
ZWĘDZILI BOĆKI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
jak to wszystko Pan Premier wytrzymuje, podziw, jak te
potężne ciosy wytrzymuje i swoją pozycję dla dobra Polaków utrzymuje”. Obiecuje także modlitewne wsparcie:
„(...) księża tutaj dzisiaj z życzliwości Pana Premiera zgromadzeni, modlą się, aby wrogom najjaśniejszej Rzeczpospolitej Pan Premier nie uległ i wolności wiary w narodzie polskim ustrzegł”. Wiemy już zatem, że premier
w Polsce jest nie dla kierowania rządem, ale dla obrony wiary – rzymskokatolickiej, rzecz jasna.
Kaszak jednak nie
po to kadzi, aby nie załatwić jakiegoś interesu dla Kościoła. Ponieważ najpilniejsza sprawa to powstrzymanie
lustracji kleru, więc ciągnie dalej w pseudosienkiewiczowsko-barokowo-bełkotliwym stylu: „(...) w kraju naszym liczba męża polskiego
maleje (sic!), a ponadto ciemna i nieprzyjacielska siła w Kościele z dziką, niesprawiedliwą lustracją wręcz szaleje. Wierzymy, że niesprawiedliwości tej Pan Premier ukróci czas”.
O wierze mówił Kaszak także do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, i to niemal wierszem: „Staje Pan Prezydent na
czele narodu, który przede wszystkim potrzebuje niezłomnej,
zbudowanej na fundamencie Apostołów wiary, bo bez prawdziwej wiary w narodzie będą tylko panowały koszmary”.
Kiedy czyta się grafomańskie wypociny Kaszaka, łatwiej można pojąć, dlaczego polscy księża tak chętnie robią doktoraty w Rzymie. W Polsce na nawet najlichszej
i kościelnej uczelni nikt o podobnym poziomie umysłowym nie obroniłby pracy doktorskiej... ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Strongmani Kościoła
Jeżdżę hondą. My nie mamy, niestety, narodowych marek. Ale pozostał mi
w głowie sen Wałęsy o Polsce jako drugiej Japonii, dlatego wybrałem hondę.
(Donald Tusk)
¶¶¶
Stanowiska państwowe mogą obejmować ludzie z wyrokami... A jak robią
nabór do Leclerca, to trzeba dostarczyć zaświadczenie o niekaralności. Skoro facet, który ustawia makarony na półce, reprezentuje wyższy standard etyczny niż poseł, to co się dziwić, że ludzie głosują na Leppera!
(Krzysztof Cugowski)
¶¶¶
W „Krzyżakach” nawet jest pokazana scena, że się pozdrawiają rycerze, podnosząc ręce do góry, i wcale nikt nie powie, że to było jakieś małpowanie gestu hitlerowskiego.
(Wojciech Wierzejski)
¶¶¶
Może to dziwnie zabrzmi, ale akurat rozumiem te jałówki, co uciekają z Białorusi do Polski.
(Hanna Gronkiewicz-Waltz)
¶¶¶
Zaszantażowana i osłabiona Samoobrona i LPR najbardziej chory pomysł
poprą.
(Jerzy Szmajdziński)
¶¶¶
Jeśli chodzi o kandydowanie w wyborach na prezydenta Warszawy posła
Wierzejskiego, była to szarża na druty.
(Roman Giertych)
¶¶¶
Ze Stefanem Niesiołowskim podajemy sobie czasem ręce. Jesteśmy końcówkami tej samej podkowy – tak daleko, że aż tak blisko.
(Jacek Kurski)
¶¶¶
Grzeczne dzieci są nudne, a jak dorosną, to czytają „Gazetę Wyborczą”
i głosują na Unię Wolności albo jej Potomstwo. Już z dwojga złego wolę
od nich skinów sympatyzujących z założoną przez Giertycha Młodzieżą
Wszechpolską. Mogą dać czasem po mordzie, ale chociaż nie są nudni.
(„Gazeta Polska”, 8 listopada 2006 r.)
Wybrała OH
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
NA KLĘCZKACH
PAJACE!
GRÓB POGRZEBANY
„Jakimż to okropnym i wstydliwym problemem są niedożywione
dzieci. To skandal, aby w XXI wieku, w centrum Europy, w Polsce, setki tysięcy dzieciaków nie jadły dziennie nawet jednego gorącego posiłku”
– wyrywali sobie włosy z głowy
uczestnicy konferencji „Problemy
niedożywienia i ubóstwa”. Pomiędzy jednym zamartwianiem się a drugim biadoleniem opychali się ciastkami, pili luksusową kawkę ze śmietanką i konsumowali wykwintne kanapeczki w ilościach przemysłowych.
Trzystu uczestników konferencji zorganizowanej przez Podkarpacki Urząd Wojewódzki wrąbało smakołyków (roznosili je kelnerzy) w sumie za 2 tysiące złotych. Zgodnie
z wyliczeniami organizatorów słynnej akcji „Pajacyk”, pełnowartościowy obiad dla dziecka kosztuje
2 złote i 50 groszy.
Z prostego rachunku wynika
więc, że uczestnicy zjedli 800 dziecięcych obiadów. UDŁAWCIE SIĘ!
MarS
To tylko jeden z wielu podobnych przypadków. Ksiądz Czesław
B. z Kościana sprzedał grób starszej,
zasłużonej dla miasta kobiety – Marii Włodarczyk – nie informując
o tym jej rodziny. W miejscu starej
mogiły pojawił się już nowy nagrobek, a stary przepadł. Rodzina chce
teraz odszkodowania i pokrycia przez
proboszcza kosztów nowego pomnika, a także ekshumacji zmarłej, która została prawdopodobnie zakopana niżej. Do podobnego zdarzenia doszło niedawno również w Łodzi, gdzie proboszcz bez skrupułów
przehandlował stary nagrobek matki Romana D. Oczywiście, sutannowi nie poczuwają się do winy i nie
chcą nawet słyszeć o przeprosinach
czy zwrocie kasy.
PS
i Niepodległościowych z Krakowa,
które chciało, aby sprawą zajęła się
prokuratura. Ta wszczęła czynności
sprawdzające, czy poprzez składanie
kwiatów nie doszło aby... do złamania prawa! Zawrotniak uznał się naonczas za „pierwszą ofiarę kaczyzmu” i złożył w sądzie pozew o ochronę dóbr osobistych („FiM” 42/2006).
Poza przeprosinami na łamach
„Dziennika Wschodniego” oraz 10
tysiącami dla fundacji weteranów
LWP (Zawrotniak domagał się kwoty 5-krotnie wyższej), Wierzejski będzie też musiał ponieść część kosztów procesowych.
KC
SZOPKA
KROPIWNICKA
SZTUKA INFORMACJI
Bogoojczyźniana i ultraprorządowa norweska „Rzeczpospolita”
(Czytelnikom „FiM” znana z bezczelnego podpieprzania nam tematów) opublikowała piórem redaktor Ewy Czaczkowskiej artykuł pod
tytułem „Co jest w teczce biskupa”.
Nie polecamy, bo to dyrdymały. Wystarczy lead tekstu. Pani redaktor pisze: „Jak przebiegały rozmowy ks. Stanisława Wielgusa z funkcjonariuszami SB? Co mówił i co zapisali esbecy? Nie wiadomo, ale nie jest wykluczone, że w esbeckiej ewidencji mógł
mieć nawet status tajnego współpracownika”.
Posługując się identyczną konstrukcją myślową, napiszemy tak:
„Nie wiadomo, czy pani redaktor
Czaczkowska dobrze się prowadzi,
czy nie, ale nie jest wykluczone, że
w rejestrach obyczajówki figuruje nawet jako zwykła kur... tyzana. I to
nas P.T. redaktorzy „Rzepy” nazywają brukowcem!
MarS
NIEZWYKŁY
ZWYRODNIALEC
Wiceprezes LPR Wojciech Wierzejski został skazany przez sąd na
publiczne przeprosiny szefa lubelskiego SLD Piotra Zawrotniaka i wpłatę finansowego zadośćuczynienia.
Sąd Okręgowy w Lublinie nie
miał wątpliwości, że Wierzejski, nazywając Zawrotniaka „zwykłym stalinowskim zwyrodnialcem”, naruszył jego dobre imię. Obelga z ust
posła Ligi została wypowiedziana
po tym, jak działacze lubelskiej lewicy złożyli 22 lipca br. kwiaty na
płycie Grobu Nieznanego Żołnierza na pl. Litewskim. Parę dni po
uroczystości krzyk podniosło Porozumienie Organizacji Kombatanckich
(np. ponad 120 tys. zł za 500 mkw.).
W praktyce wiele osób straci działki z domkami. Kto stoi za pomysłami PiSuarów? Rząd i bogaci pośrednicy (czytaj: kombinatorzy) w handlu ziemią.
RP
PAETZ NON GRATA
Abp Stanisław Gądecki ma już
dość swego poprzednika abp. Juliusza Paetza, który mimo zakazu Watykanu wciąż bardzo aktywnie udziela się publicznie. Uczestniczył m.in.
w ingresie abp. Stanisława Dziwisza i pożegnaniu Benedykta XVI
w Balicach oraz współcelebrował
mszę z okazji 50-lecia poznańskiego
Czerwca. Eminencja przypomina stanowczo swoim księżom, że arcybiskupa, oskarżonego przed paroma laty
o molestowanie seksualne kleryków,
nie wolno zapraszać np. na uroczystości parafialne czy bierzmowania.
Paetz wciąż domaga się od Watykanu anulowania kary i na każdym kroku podkreśla swoją niewinność. Jednak Kościół – po otrzymaniu negatywnej opinii od abp. Gądeckiego
– jest w tej materii nieugięty. BS
PLEBANIA
SPRZEDANA
Nie można spełnić, jeśli się nie
obiecało
Fot. WHO BE
Wraca stare, czyli znów organizuje się uroczyste otwarcia niegotowych, lecz propagandowo potrzebnych w danej chwili obiektów. I tak
w Łodzi, tuż przed wyborami, „otwarto” z udziałem mediów odnowioną
aleję Włókniarzy, która przecina miasto z północy na południe. Jednak
tuż po inauguracji, na której pokazano zadowolonego prezydenta Jerzego Kropiwnickiego odbierającego wyremontowaną trasę, firma drogowa wróciła do pracy, blokując część
nieukończonych pasów ruchu. O malowaniu trawy na zielono tym razem nie doniesiono...
AC
„SOLIDARNE”
DZIAŁKI
Działkowcy nareszcie przejrzeli
na oczy i protestują przeciwko pomysłom PiS związanym z prywatyzacją ogródków działkowych. Rząd za
wszelką cenę szuka pieniędzy i chce
je zarobić dzięki sprywatyzowaniu
atrakcyjnie położonych gruntów. Dotychczasowi właściciele, jeśli chcą pozostać na swoich „włościach”, będą
musieli zapłacić olbrzymie pieniądze
– nawet po zastosowaniu bonifikaty
9 lat temu w podłódzkim Dalikowie 14-letnią wówczas Agnieszkę przygniótł na cmentarzu potężny konar. Dziewczyna przeszła serię operacji kręgosłupa, ale została
kaleką na całe życie. Rodzina
Agnieszki próbowała porozumieć się
z parafią i kurią co do odszkodowania, ale starania te spełzły na niczym. Ostatecznie sąd orzekł, że
całą odpowiedzialność za tragedię
ponosi parafia. Proboszcz odwoływał się kilkakrotnie od wyroków, ale
przegrał we wszystkich instancjach.
Sąd zasądził na rzecz Agnieszki dożywotnią rentę w wys. 1450 zł i jednorazowe 130-tysięczne odszkodowanie. Niestety, wyrok pozostał tylko na papierze, jako że leciwy proboszcz stwierdził, że parafia nie ma
pieniędzy. Także przebogata łódzka
kuria umyła ręce.
W tej sytuacji pozostała sprzedaż parafialnego majątku. Do pierwszej licytacji z udziałem komornika
doszło w łaskim Sądzie Rejonowym,
gdzie pod młotek poszło pole z organistówką. Ich właścicielami (za 34
tys. zł) zostali przedstawiciele parafian. Przed kilkoma dniami odbyła
się podobna licytacja, podczas której za 115 tys. zł sprzedano plebanię z ogrodem.
Co na to wszystko Agnieszka?
Otrzyma pieniądze pochodzące
z licytacji, ale i tak nie wystarczą na
kosztowną rehabilitację w USA. Dlatego zamierza nadal walczyć o swoje. Ma jej w tym pomóc firma windykacyjna.
RP
ORGAN...ISTA
„Miłość” 51-letniego organisty
Edmunda D. z Łasku do 14-letniej
członkini chóru kościelnego w Zduńskiej Woli zakończyła się dramatycznie, bo przed obliczem Temidy. Sąd
Rejonowy w Zduńskiej Woli skazał
mężczyznę na 3 lata i 2 miesiące pozbawienia wolności, a także 8-letni
zakaz wykonywania zawodu związanego z kontaktami z dziećmi. Organista odpowiadał za molestowanie
seksualne gimnazjalistki, a także przyzwalanie dziewczynie na lubieżne gesty. Już na początku tego roku prokuratura zastosowała dozór policyjny wobec pedofila i zakazała mu kontaktów z dziewczyną, jednakże organista porwał i przetrzymywał nastolatkę wbrew woli rodziców. Za złamanie zakazu trafił za kratki. PS
KSIĄDZ CHCE
WŁADZY
„Kapłanowi nie wolno przyjmować urzędów świeckich związanych
z wykonywaniem funkcji publicznych. Takimi osobami są prezydent,
burmistrz czy wójt. Ale nie radny
gminy” – stwierdził o. Ireneusz Burzyca, który został radnym w Długoborze koło Braniewa na Warmii.
W ten sposób polemizował ze swoim przełożonym, prowincjałem
5
Zgromadzenia Księży Werbistów
z Pieniężna, o. Ireneuszem Piskorkiem. Ten ostatni nalegał, by o. Burzyca złożył mandat i służył mieszkańcom jedynie jako kapłan.
Zakładamy się, że duchowny
z Warmii nie zrezygnuje z diety radnego, podobnie zresztą jak nie uczynił tego kontrowersyjny proboszcz
z Aleksandrowa Łódzkiego – ks.
Norbert Rucki.
BS
TERAZ ARCYBISKUPI!
Po setkach pomników papieża
Polaka przyszedł czas na monumenty ku czci niższej rangi duchownych.
I tak w Raciborzu odsłonięto z udziałem władz państwowych i samorządowych potężny, 8-metrowy pomnik
arcybiskupa Józefa Feliksa Gawliny, duszpasterza emigracji polskiej.
Gawlina pochodził co prawda spod
Raciborza, ale trudno dopatrzyć się
jakichkolwiek jego zasług dla miasta. Nie wiadomo zatem, czym Racibórz zasłużył sobie na oszpecanie
go katorealistycznym rzeźbiarskim
potworkiem.
AC
ŁOTEWSKI
WIERZEJSKI
Łotwa, podobnie jak Polska, zyskała opinię kraju nietolerancyjnego wobec mniejszości seksualnych,
bo znaczna część polityków pozwala sobie na agresywne wypowiedzi
pod adresem homoseksualnych
współobywateli. Łotewska skrajna
prawica, w odróżnieniu od polskiej,
czerpie z tradycji protestanckiej,
a jej politycy miotają w parlamencie cytatami ze Starego Testamentu.
Tamtejszym odpowiednikiem naszego Wierzejskiego jest Janis Smits,
którego kandydaturę na szefa Parlamentarnej Komisji Spraw Społecznych i Praw Człowieka (sic!) popiera wielu łotewskich deputowanych.
Po protestach europejskich organizacji praw człowieka, które uznały
jego kandydaturę za skandal, Smits
powiedział, że „Łotwa nie jest prostytutką, która sprzeda się Unii za pieniądze. Chętniej zapłacimy kary, niż
pozwolimy na zniszczenie naszej moralności”. Czy to nie brzmi znajomo?
AC
6
K
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
atecheci w barwach PiS
walczą w drugiej turze
wyborów samorządowych o fotele prezydentów i burmistrzów. Kamienna Góra, Siemianowice... Ilu jeszcze
miastom zagraża black power?
Kamienna Góra, ponad 20-tysięczne miasto powiatowe w województwie dolnośląskim, nie ma szczęścia do wyborów samorządowych.
W 2002 r. skończyły się skandalem
oraz powtórzeniem, gdy wyszło na
jaw, że z lokali wyborczych wynoszono karty do głosowania, które sympatycy niektórych kandydatów kupowali i po „właściwym” wypełnieniu
wrzucali do urny. Na tegoroczne wybory wszyscy czekali więc w napięciu.
Tym bardziej że prezes miejscowej firmy tytoniowej ustanowił specjalną nagrodę (1000 zł dla zwykłego obywatela, 2 tys. dla dziennikarza) za schwytanie na gorącym uczynku kandydata (lub jego przedstawiciela) kupującego głosy, a i policja zapowiadała,
że będzie teraz czujna…
Czy rekomendowany przez Unię
Pracy 47-letni Marek B., ubiegający
się o mandat radnego z listy Komitetu Wyborczego „Razem”, okazał się
aż tak nieprawdopodobnym idiotą,
żeby jednak zaryzykować? Wiele na
to wskazuje...
Policja – ustami Dariusza Walucha, rzecznika prasowego Komendy Powiatowej w Kamiennej Górze
– ujawnia jedynie, że „zatrzymano
sześciu mieszkańców naszego miasta,
w tym kandydata na radnego, pod zarzutem łapownictwa wyborczego”.
Jakiego? Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że ludzie Marka B. płacili lub obiecali wypłacić od 5 do 20
zł za głos. I choć powszechnie wiadomo, że oszustwa wyborcze popełnia większość kandydatów na
Słowo na niedzielę
wybrańca narodu, od pana prezydenta poczynając (tanie państwo,
3 mln mieszkań...), nic Marka B. nie
usprawiedliwia. Nawet to, że dał się
po prostu wpuścić w kanał („wtyczka” konkurencji w sztabie wyborczym
– ujawnił nam jeden z policjantów)
i poległ od rykoszetu na polu bitwy
o znacznie atrakcyjniejszy łup: fotel
burmistrza Kamiennej Góry.
Jedynymi kandydatami liczącymi
się w tej rozgrywce byli: Artur Mazur, wspierany przez PiS zarządca
komisaryczny miasta, oraz lewicujący (choć niezależny) radny powiatowy Krzysztof Świątek. Mazur
zdobył w pierwszej turze najwięcej głosów, było ich jednak zbyt
mało i obaj panowie spotkają się
w repasażach. Skoro zaś przypadek Marka B. dał prawicowemu
kandydatowi niezasłużony handicap, warto uprzytomnić wyborcom, kim jest faworyt PiS-u oraz
jakimi może się poszczycić umiejętnościami w zarządzaniu. Warto tym bardziej, że ów „czarny”
jak smoła mieszkaniec Lwówka Śląskiego jest klasycznym
„spadochroniarzem” zrzuconym na Kamienną Górę w lipcu 2006 r., po uprawomocnieniu się wyroku skazującego
poprzedniego burmistrza
(Artur Z. wywodzący się z Unii Wolności) za jazdę „pod wpływem” 1,5
promila.
¤¤¤
Mazur jest absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego
i katechetą. Dodajmy, że bardzo, ale
to bardzo chorowitym. Był otóż kiedyś we wspomnianym Lwówku dyrektorem Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego. Jak nim zarządzał,
pomińmy, bo zbyt długa to historia
– w każdym razie mnóstwo
czasu spędzał w sądach, pojedynkując się ze zwolnionymi pracownikami, których miejsce zajęła gromadka „znajomych królika”... Umiał też
Bunt pingwinów – cd.
Wizjonerki z zakonu katolickiego w Kazimierzu Dolnym z hukiem wyleciały ze zgromadzenia. Arcybiskup Józef Życiński zaciera ręce...
O tym, że dziesięć betanek (Zgromadzenie Sióstr
Rodziny Betańskiej) zostało usuniętych z zakonu, Życiński poinformował 18 listopada na antenie kurialnego Radia Er w Lublinie. Uczynił to we właściwy sobie
sposób. Najpierw opowiadał, gdzie spędził tegoroczne
Święto Niepodległości, potem płynnie przeszedł do mszy
dziękczynnej dla betanek. Dopiero po tym obwieścił
swoje zwycięstwo nad niepokornymi babami w habitach.
– Niestety, nie tylko tęsknota i piękno są realne.
W imię pełni obrazu muszę wspomnieć, że w ostatnim
tygodniu nadeszły do Kazimierza wysłane z Watykanu
dekrety Stolicy Apostolskiej noszące datę 28 października i podpis sekretarza Kongregacji Życia Konsekrowanego. Dekrety te dla dziesięciu sióstr, które obecnie samowolnie mieszkają w Kazimierzu i nie dostosowały się do wcześniejszych decyzji przełożonych, potwierdzają decyzję o wydaleniu ze zgromadzenia – wycyzelował swoją wypowiedź Życiński.
Arcybiskup wprawdzie poinformował, że jest jeszcze możliwość odwołania się do „Stolicy Apostolskiej”, lecz – jak stwierdził – jest to tylko możliwość
teoretyczna.
Wszystko zaczęło się siedem lat temu, gdy ówczesna matka generalna betanek, siostra Jadwiga, zaczęła opowiadać, iż ma wizje. Niektóre zakonnice w to
uwierzyły, inne były sceptyczne. Opowieści o wizjach
wysączyły się i za klasztorną bramę, co spowodowało,
że czarni popadli w panikę. Po pierwsze, na wizjach
osobistych trudno jest zarobić, po drugie: księża uznali, że zakon przekształca się ze służebnego w kontemplacyjny, a zatem może skończyć się półdarmowa pomoc betanek na parafiach. Niebezpieczeństwo było tym
większe, że klasztor trzeba by było w takiej sytuacji
utrzymać z księżej tacy. O sprawie pisaliśmy pierwsi
(„FiM” 48/2005). Po naszej publikacji za sprawę zabrały się nawet media publiczne.
Do pacyfikacji betanek Życiński zaprzągł sam Watykan. Stolica Apostolska najpierw napomniała, że
wszelkie wizje są prywatne, a więc nieważne, dopóki
nie ma na nie koncesji. Potem na betanki z Kazimierza nasłała kontrolę, a ta stała się podkładką do wywalenia w zeszłym roku s. Jadwigi z jej przywódczej
funkcji i zastąpienia jej przez siostrę Barbarę. Jednak s. Jadzia i jej zwolenniczki zabarykadowały się
w klasztorze i nowo mianowanej generałki nie wpuściły. Właśnie przegrały...
KAZIMIERZ CIUCIURKA
zadbać o własny portfel, bo zanim
w 2002 r. władzę w powiecie objęła
lewica, rzutem na taśmę „pan Mazur zawarł z poprzednim starostą porozumienie, że będzie miał refundowane dokształcanie na studiach podyplomowych (teologicznych – dop.
red.), łącznie z kosztami
dojazdu i noclegów. W nowej
kadencji wystąpiono do niego
o zwrot tych kwot.
Pan Mazur pieniądze oddał, ale
wniósł do sądu powództwo o zwrócenie mu ich z budżetu
Specjalnego
Ośrodka Szkolno-Wychowawczego”
– czytamy w protokole z sesji Rady Powiatu Lwóweckiego.
Konflikty, problemy i liczne skargi
sprawiły, że nadzorujący pracę ośrodka zarząd powiatu doszedł
w 2003 r. do jednomyślnego wniosku, że
dyrektor to „dupa nie
oficer”, i postanowił
przesunąć go na właściwe miejsce w szyku, czyli na stanowisko nieco
podrzędniejsze. Mazur ciężko się
z tego powodu „rozchorował”, ale
usiłował sterować firmą z domu, sabotując w ten sposób pracę swojej
K
siądz dyrektor Leszek P.
z Sandomierza po raz trzeci
wpadł podczas jazdy na podwójnym gazie i trzeci raz został potraktowany ulgowo.
Wpłacił jedynie 5 tysięcy złotych tytułem poręczenia i... znów
może zasiąść za kierownicą swojego pojazdu.
zastępczyni Ewy Dziurdy. Finał był
taki, że z pozoru zdrowe byczysko
przez okrągły rok przebywało na zwolnieniu lekarskim, nim starostwu udało się go oderwać od koryta.
Nominacja na zarządzającego
Kamienną Górą komisarza była dla
Mazura życiową szansą. Z notatek
w lokalnej prasie wnioskujemy, że
zrozumiał, czego oczekuje od niego Partia:
¤ „Eugeniusz Kleśta, pełnomocnik PiS na powiat jeleniogórski, zasiadł
– jako reprezentant miasta – w radzie
nadzorczej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Wcześniej podobną posadę w
wodociągach burmistrz Artur Mazur
powierzył Wiesławowi Gierusowi (wiceburmistrzowi Wlenia), a w Spółce
Mieszkaniowej szefem rady nadzorczej
został kandydat na prezydenta Jeleniej
Góry Robert Prystrom”;
¤ „Burmistrz Mazur nie przyszedł
na środowe spotkanie z nauczycielami i rodzicami uczniów Szkoły Podstawowej nr 2. Miał tam rozmawiać
o zwolnieniu dyrektor szkoły Urszuli Machaj. Wielu ludzi związanych
ze szkołą zarzuciło burmistrzowi brak
cywilnej odwagi, by stanąć z nimi
twarzą w twarz i powiedzieć, o co
w tej sprawie chodzi”.
¤¤¤
W „Karecie asów” („FiM”
44/2006) opisaliśmy „cudowną” karierę Danuty Sobczyk – katechetki
zarządzającej od niedawna Siemianowicami Śląskimi w charakterze PiS-owskiego komisarza. W pierwszej
turze wyborów prezydenckich przyszła do mety na drugim miejscu. Lokalni proboszczowie oraz minister
Ludwik Dorn stają na głowie, żeby
poprawić kobicie reputację. A może
by tak – dla mniejszego zła – sprowadzić ją z powrotem do szkoły?
HELENA PIETRZAK
zostanie potraktowany tak jak inny
przestępca. Jeśli tak, to jak tłumaczyć fakt, że P. powrócił do Sandomierza bez żadnych problemów,
a jego pojazd nie został zarekwirowany? Zdjęcie księdza pijaka nie pojawiło się też w Internecie – co zapowiadała prokuratura. Owe 5 tysięcy złotych poręczenia to prze-
Do ilu razy sztuka?
Ostatnio zatrzymała go policja,
gdy przed północą na jednej z ulic
Tarnobrzega jechał daewoo matizem należącym do diecezjalnej drukarni. Zygzakiem. W wydychanym
powietrzu miał ponad 2 promile alkoholu.
– Za wcześniejszy podobny wyczyn ksiądz Leszek P. pozbawiony
został prawa jazdy do połowy przyszłego roku – przyznaje Edward
Podsiadły, rzecznik Prokuratury
Okręgowej w Tarnobrzegu.
Bogusław Cholewa, zastępca
komendanta rejonowego policji
w Tarnobrzegu, obiecuje, że ksiądz
cież pestka dla sutannowego, który
kieruje wielkim wydawnictwem diecezjalnym. Tej „rozwojowej sprawie”
będziemy się przyglądać, tym bardziej że tarnobrzeska prokuratura
i sąd zapowiedziały zero tolerancji
dla kierowców pijaków, zaś alkoholowi recydywiści mają być karani bezwzględną odsiadką.
Tymczasem ksiądz dyrektor pijak nie przejął się wpadką i w Internecie zaprasza na kolejne targi
katolickie, które mają się odbyć za
kilka dni. Stałym i wiernym klientom oferuje bonusy. Sam z nich korzysta przez całe życie...
PR
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
Nie ma przebacz. Dla księdza Sylwestra
Rybaka wójt Mirosław Nowak to po prostu
pijak i w ogóle „słaby typ, jeśli chodzi
o intelekt i charakter”. Na dokładkę – dawny
działacz młodzieżowy mający kontakty
ze wschodnioniemiecką Stasi. Konflikt
w Rudzie Malenieckiej (pow. konecki) między
miejscowym proboszczem a wójtem trwa
od ośmiu lat. Od chwili, kiedy dwie kadencje
temu Nowak został wójtem.
POLSKA PARAFIALNA
NRD z zamiarem indoktrynacji.
Chodził w czerwonym krawacie, za
gorliwość otrzymał Odznakę Janka
Krasickiego (...). Potwierdzam raz
jeszcze, to są kontakty, a nie agentura czy jakiś inny rodzaj współpracy, tego nie znam”.
Pod koniec października odbyła się kolejna rozprawa. Głos należał do wójta: „Absurdem jest posądzanie mnie o współpracę ze Stasi.
Nigdy nie organizowałem wyjazdów,
ale wyjeżdżałem trzy czy cztery razy do pracy w NRD jako młody
chłopak. Należałoby oskarżyć tysią-
życia mam prawo jazdy. Sam jeżdżę i ani razu nie miałem prawa jazdy zatrzymanego. W pracy nigdy
żadnej nagany...
Nowak ma dość. Do kościoła na
mszę niedzielną dojeżdża do Lipy.
Byle nie do Rudy. Byle nie słyszeć
księdza Rybaka. Ale życzliwi i tak
swoje doniosą. W pierwszą niedzielę listopada biskup przesłał proboszczom list pasterski z przestrogą, by
przed wyborami nie agitowali za
żadnym kandydatem i żadną partią. List odczytano we wszystkich
kościołach diecezji z wyjątkiem Ru-
Jak wójt z plebanem
Spór zaostrza się zwykle w latach wyborczych. Cztery lata temu,
przed tamtymi wyborami samorządowymi, proboszcz zapowiedział, że
jeśli Nowak zostanie wybrany na
wójta, on odejdzie z parafii. Nowak wybory wygrał, a ksiądz – jak
mówi wójt – niestety, został. W Rudzie jest już proboszczem dwadzieścia osiem lat.
Tym razem zaczęło się w połowie marca. W niedzielę, dwunastego, wójt zorganizował halowy turniej piłki nożnej. Zgłosiło się dziewięć drużyn z całej gminy. Były napoje i bigos gratis. Sukces, tyle tylko, że proboszcz ogłosił z ambony,
że wójt odciąga młodzież od kościoła. Tydzień poźniej w miejscowym
„Nowym Tygodniku” ukazał się artykuł, w którym ksiądz stwierdził, że
Nowak nie tylko deprawuje młodzież, ale w gruncie rzeczy... uchodzi za pijaka, oszukuje proboszcza
i skrzętnie skrywa swoje dawne kontakty ze Stasi. Minął kolejny tydzień
i 27 marca w sądzie w Końskich
oskarżyciel prywatny złożył przeciwko księdzu akt oskarżenia. Oskarżycielem był wójt.
Jak zwykle
poszło o kasę
– Gdzieś w 1998, może w 1999
roku, zaraz na początku mojej pierwszej kadencji – mówi Mirosław Nowak – proboszcz zorganizował wycieczkę naszej młodzieży do Łeby.
Przyszedł i pyta, czy wyjazd dofinansuję. Powiedziałem, że muszę zrobić rozeznanie. Sprawę przemyśleć.
Za tydzień z ambony dowiaduję się,
że podjąłem zobowiązanie dofinansowania. Proboszcz publicznie postawił mnie wobec faktu dokonanego. Mówię: „Jak ksiądz mógł tak
powiedzieć?!”. A on: „Jak pan nie
powiedział nie, to znaczy, że dofinansuje”.
Wkrótce do gminy dotarło pismo
proboszcza z żądaniem wsparcia wycieczki kwotą siedemnastu tysięcy
złotych. Wójt poprosił o szczegółowe rozliczenie kosztów – najpierw
rozliczenie, później dotacja. Rozliczenia nie doczekał się do dziś, ale
i ksiądz do dziś utrzymuje, że wójt
go oszukał. Rok później to wójt był
w potrzebie. Prosił, by proboszcz odprawił mszę dożynkową. Rybak początkowo odmówił. Zgodził się dopiero po interwencji biskupa, do którego Nowak zwrócił się o pomoc.
– Współpracy już nie było – wójt
zdaje się pamiętać każdy element
dawnych waśni. – Pewnego razu,
w niedzielę po sumie, ludzie z Rady Parafialnej mówią, że chcą się
spotkać. Otworzyłem urząd, a oni,
że parking wokół kościoła trzeba
zrobić. Mówię: „Dobrze, ale
najpierw ksiądz rosnące
tam drzewa powycina”. A ksiądz: „Tak,
w porządku, tylko
kiedy fakturę będę
mógł przedstawić?”.
Ja na to: „A za co?!”.
I cisza. Nikt już o parkingu
nigdy nie wspomniał.
Zdaniem Mirosława Nowaka, prawdziwym powodem
tegorocznego spięcia była dziesięciotysięczna dotacja na kościół,
jaką wójt przekazał sąsiedniej
parafii w podrudzkiej Lipie.
Ksiądz Rybak potraktował
to jak osobistą urazę. – Budżet gminy trzeba zmienić
– grzmiał z ambony – i przeprosić kogo trzeba. Przy okazji publicznie złajał wójta, że pijany nawiedza parafię i wmawia księdzu...
sympatię do komunistów. Komu jak
komu, ale jemu! Księdzu, trubadurowi „Solidarności”?!
Zamienił papieża
na Kucę
W połowie września w sądzie
odbywała się rozprawa pojednawcza. Ksiądz zeznawał: „W moim pojęciu wójt jest pijakiem (...). Jeśli
chodzi o drugą sprawę, kontakty
ze Stasi, to w pewnym momencie
wszyscy byliśmy w niewoli. Pan wójt
był przewodniczącym ZSMP. Organizował wyjazdy młodzieży do
ce osób, które wyjeżdżały w ten sposób do pracy (...). Ostatnio ksiądz
powiedział z ambony, że ja już nie
tylko byłem u niego pijany, ale leżałem pod jego furtką. Różne rzeczy proboszcz mówi w kościele”.
Trudno się z tym pogodzić, przejść
do porządku dziennego... – Jakie pijaństwo? – wójt z trudem opanowuje emocje. – Od siedemnastego roku
dy Malenieckiej. Proboszcz listu nie
odczytał, przestrzegał za to parafian z ambony, by tym razem na
Nowaka nie głosowali.
W tegorocznych wyborach samorządowych wójt startował z lokalnego, popieranego przez PiS, komitetu wyborczego. Sylwester Rybak
miał swoich faworytów. Przede
wszystkim niezależnego Leszka Kucę, którego plakat długo wisiał w kościelnej gablocie – obok papieża.
Później papież znikł, a Kuca pozostał. Ludzie pokpiwali, że proboszcz
zamienił papieża na Kucę.
Marian Stańczyk jest tak samo długo przewodniczącym Rady Parafialnej, jak Sylwester Rybak proboszczem – dwadzieścia
osiem lat.
– Kiedy w innych kościołach
był list biskupa
– tłumaczy
– u nas tylko polityka
i polityka...
7
Tej niedzieli było w kościele po południu spotkanie Rady Parafialnej.
Ksiądz prawił swoje. Wstałem i mówię, że albo będą sprawy gospodarcze, albo polityka. Jak polityka,
to ja wychodzę. W siedem osób, pod
obrazem Matki Bożej, nie będziemy wójta wybierać.
„Nie będziesz
mówił fałszywego
świadectwa...”
Według księdza Rybaka, mieszkańcy Rudy to „środowisko podworskie”.
W części – wójtowie lizusy, prydupnicy, ludzie bez twarzy. Do dziś
mieszkają w czworakach i – zdaniem proboszcza – mają syndrom
fornala. Gdy o tym mówi, z trudem
opanowuje oczywiste poczucie wyższości. Ta właśnie cecha sprawiła,
że do czerwoności rozpalił księdza
tekst w „Nowym Tygodniku”.
Wprawdzie powiedział w nim o Nowaku co chciał, ale autorka artykułu udzieliła też głosu wójtowi,
który na łamach gazety zarzucił Rybakowi czynienie zła, pomawianie
niewinnych i kompletne ignorowanie ósmego przykazania: „Nie
będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. To
wystarczyło, żeby autorkę tekstu
publicznie gromić z ambony jako...
agentkę wójta, osobę opłacaną
przez gminę.
Twarz blisko siedemdziesięcioletniego proboszcza nabrzmiewa
agresją. Jednak czy można, mimo
największej złości, wielokrotnie publicznie nazywać kogoś pijakiem
i oskarżać o kontakty ze służbą bezpieczeństwa obcego państwa? Dla
Rybaka to oczywiste.
– To o wójcie opinia powszechna. Nie szanował się. A Stasi?
– ksiądz uważniej teraz dobiera słowa. – To nie współpraca, tylko kontakty. Dostał Odznakę Janka Krasickiego, a skoro dostał, to co robił? Uczył młodzież pacierza?
Na tydzień przed wyborami samorządowymi Marian Stańczyk był
o Nowaka najzupełniej spokojny: – Jako wójta oceniam
go bardzo dobrze. Przez
dwie kadencje udało mu się
w gminie wiele zrobić. Założyliśmy wodociąg, przygotowaliśmy gminę do kanalizacji. Wybudowano gimnazjum, halę sportową,
boiska. Nie ma lepszego
kandydata niż Nowak.
A jednak Stańczyk
z tą pewnością trochę
przesadził. Mirosław Nowak przeszedł w wyborach
do drugiej tury. Razem z faworytem księdza, Leszkiem Kucą.
Dwudziestego szóstego listopada
okaże się, czyje będzie na wierzchu. Częściowo, bo trzydziestego listopada w sądzie w Końskich dalszy
ciąg sporu, czyli sądowej rozprawy między wójtem a plebanem.
KRZYSZTOF SPYCHALSKI
8
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
„Błagam, pomóżcie sprzedać nerkę!”
– napisała do naszej redakcji Karolina,
31-letnia pielęgniarka samotnie
wychowująca dziecko.
Pojechaliśmy. Nie po to, żeby
pomóc w nielegalnej przecież w naszym kraju transakcji, ale by dowiedzieć się, co skłoniło młodą pracującą kobietę do podjęcia tak dramatycznej decyzji.
¤¤¤
Kiedy Karolina poznała Piotra,
był czuły i oddany. Nawet nie pomyślała, że kiedyś może się to zmienić. Życie u boku kochającego mężczyzny to był dla niej wspaniały czas,
i poświęcenia ze strony rodziców niż
inne, zdrowe dzieci. Nieprzespane
noce, ciągłe wizyty u lekarza, kilkutygodniowe pobyty w szpitalu – taka była odtąd ich rzeczywistość.
Tę sytuację ojciec Kamilka wytrzymywał nie bez wysiłku. W końcu – kiedy po raz kolejny spytała
o ślub – stwierdził, że muszą się rozstać. – To było na dzień przed Wigilią, Kamil miał półtora roku – opowiada Karolina.
Wyprowadziła się do matki. Tam
było im dobrze. Babcia pomagała
i wymagają podawania odpowiednich leków, na które Karolina co
miesiąc wydaje ponad 300 złotych.
Na wizyty u lekarzy specjalistów trzeba nieraz czekać miesiącami, zdarza się więc, że odwiedzają również prywatne gabinety.
¤¤¤
U matki nie mieszkała długo.
Piotr, który w międzyczasie zdążył
poznać inną kobietę i z nią ułożył sobie życie, nagle zapragnął mieć synka u swego boku. Rozpoczęła się nierówna batalia przed obliczem Temi-
w opiece nad chłopcem, Karolinie
było trochę lżej. Także finansowo,
bo z pielęgniarskiej pensji niewiele
zaczęło zostawać od czasu, gdy lekarze wykryli u jej synka wydłużenie jelit oraz przewlekły nieżyt górnych dróg oddechowych. Przypadłości te powodują ciągłe komplikacje
dy. On – mający w mieście tzw. plecy; ona – walcząca jedynie o to, by
zapewnić swemu dziecku godne życie i beztroskie dzieciństwo. Na jednej z rozpraw dowiedziała się, że
nie może mieszkać z matką, gdyż nie
kształtują się tam prawidłowe wzorce osobowe u dziecka (kobieta żyje
Spełnić
marzenia
W konińskim szpitalu zarabia
900 zł miesięcznie, a w marcu br.
sąd przyznał na dziecko 270 zł alimentów.
W kraju, gdzie 4 miliony ludzi
żyje poniżej minimum egzystencji,
a ponad połowa poniżej minimum
socjalnego, wydawać by się mogło,
że taka sytuacja materialna to prawie komfort. Wszystko nabiera zupełnie innego wymiaru, kiedy dowiadujemy się szczegółów z życia
matki i jej synka.
chociaż nigdy im się nie przelewało. Kupili zdewastowane mieszkanie. Razem je wyremontowali. Zaszła w ciążę. Wtedy po raz pierwszy napomknęła o ślubie. On jakoś
się do ołtarza nie palił.
Kamil (na zdjęciu) urodził się
w 2003 roku – z trzema nerkami
i żółtaczką powstałą w wyniku konfliktu serologicznego rodziców. Po
wyjściu ze szpitala wciąż chorował, wymagał nieustannej opieki
lekarskiej, a także większej uwagi
P
Impotencja Ziobry
oczuliśmy się zdruzgotani
na wieść, że niemiecka Temida, taka niby europejska
i szczycąca się Bóg wie jakimi
standardami, ma w dupie prawo
i sprawiedliwość. Nasz dyskomfort wyniknął z nieporozumienia.
Chodzi bowiem o... Prawo i Sprawiedliwość!
Dostarczenie w kajdanach do
Polski jej obywatela, Karola S.
(mieszka od lat na obczyźnie), zdaje się być drugą – po Edwardzie
Mazurze oczywiście – w hierarchii „spraw honoru” PiS-toletów
z prokuratury. Wobec Karola S.
„wykonywane są dalsze, mocno zaawansowane czynności ekstradycyjne”, a w sprowadzenie żywego lub
martwego (z opcją na to drugie,
co za chwilę pokażemy) zaangażował się osobiście minister Zbigniew Ziobro:
„Ministerstwo Sprawiedliwości pismem z 12 października 2006 r. (sygn.
PR III OZ 391/05/E) zwróciło się
z prośbą do Prokuratury Generalnej
Nadrenii Północnej-Westfalii o wskazanie konkretnego terminu, w którym mogłyby być podjęte konkretne
kroki zmierzające do przekazania podejrzanego stronie polskiej” – twierdziła 6 listopada 2006 r. Prokuratura Rejonowa w Głogowie.
Jeśli nasi śledczy jeszcze nie wiedzą, to uprzejmie informujemy, że
orzeczeniem z 27 października 2006
roku. Niemcy obśmiali ich wniosek
ekstradycyjny, orzekając:
„Druga Izba Karna Wyższego Sądu Krajowego pod przewodnictwem
sędzi Elizabeth Doleisch von Dolsperg i udziale sędziów Scheitera
i Webera na wniosek Prokuratury
Generalnej w Kolonii postanawia
uchylić ekstradycyjny nakaz aresztowania z 11 kwietnia 2006 r.”, a jak
się dowiedzieliśmy – niemały wpływ
na tę decyzję miała publikacja
„FiM”, której tłumaczenie dotarło
do niemieckich prawników, bardzo im ponoć pomagając w zrozumieniu specyfiki polskiego Prawa
i Sprawiedliwości...
¤¤¤
Wyjaśnijmy w czym rzecz:
Opisaliśmy onegdaj („Ścigany”
– „FiM” 37/2006) niebywały wyczyn
mieszkającego na
stałe w Niemczech
71-letniego Karola S., który – zdaniem prokuratury
– ilekroć przyjeżdżał
do Polski, „wkładał siuraka do tego
miejsca, gdzie sika”
Marzena K. (14-letnia wówczas),
i za każdym razem
zapewniał, że się
z nią ożeni. Mało tego. W jednej z kolejnych
wersji
zeznań
– uznanych za absolutnie niewiarygodne
przez
cytowanych
w „Ściganym” trzech
niezależnych ekspertów od
nadużyć seksualnych
wobec dzieci i młodzieży – dziewczyna przekonała
śledczych, że robił to z nią codziennie: „Tak
dużo razy, że nawet
nie umiem powiedzieć ile”.
Ale co tam
zmienne wersje
czy
wiarygodność... Burdelmamą, która rzekomo
udostępniała kochankom alkowę, była nauczycielka
w konkubinacie). Odwołała się od
tej decyzji, a że młyny sprawiedliwości mielą powoli, nie pozostało jej
nic innego, jak wynająć mieszkanie.
To pochłonęło przeszło połowę jej
pensji. Pielęgniarskim wynagrodzeniem zainteresował się też komornik – w ramach spłaty kredytu, który na pamiątkę zostawił jej Piotr...
¤¤¤
Tymczasem dla Kamila pojawiła
się szansa na podreperowanie zdrowia. Dostał skierowanie do sanatorium. Jest jednak za mały, aby pozostawać tam bez opieki mamy. Tylko że ona musiałaby zapłacić za swój
21-dniowy pobyt. Nie miała z czego.
Narodowy Fundusz Zdrowia nie dysponuje środkami na choćby częściowe dofinansowanie pobytu opiekuna, w takich sytuacjach nie ma co liczyć także na lokalne ośrodki pomocy rodzinie. Karolina poruszyła
więc niebo i ziemię, wierząc w to, że
życie może być dobre, że ludzie mają serce; sądziła, że się wzruszą, wszak
nie chciała niczego dla siebie, tylko
dla chorego synka. – Byłam wszędzie,
we wszystkich urzędach świeckich
i kościelnych, napisałam błagalne listy do polityków: Misztala, Palikota, a nawet Kaczyńskiego. Nikt nie
odpisał. Do fundacji TVN też wysłałam list. Odpisali, że nie mogą mi
pomóc – z rezygnacją w głosie opowiada Karolina.
W końcu – pozbawiona już jakiejkolwiek nadziei – postanowiła
dać ogłoszenie o sprzedaży nerki.
Trochę bała się konsekwencji, więc
napisała oględnie: „sprzedam urządzenie do filtrowania moczu”. Nie
z miejscowej szkoły! Mało? Przypomnijmy więc, że podejrzany o pedofilię mężczyzna był w dzieciństwie
królikiem doświadczalnym Konzentrationslager Auschwitz-Birkenau,
skąd – oprócz dziesiątek rozmaitych
schorzeń – wyniósł m.in. stuprocentową impotencję, stwierdzoną
współcześnie orzeczeniem wybitnych specjalistów. Sęk w tym, że
specjalistów niemieckich, którzy ani
chybi wystawią za drobną łapówkę
dowolne zaświadczenie... Tak zdają się sugerować polscy fachowcy
od ścigania.
Czym bowiem tłumaczyć upór,
żeby Karola S. dostarczono im
w kajdanach, bo – zdaniem prokuratury – tylko rodzimy specjalista
mógłby ewentualnie uwiarygodnić
złożoną do akt sprawy i autoryzowaną przez tłumacza przysięgłego
dokumentację medyczną, nie pozostawiającą wątpliwości, że uwięzienie podejrzanego (wydany
przed trzema laty nakaz tymczasowego aresztowania wciąż obowiązuje) faktycznie zagraża jego życiu?!
Skąd bierze się niezachwiana pewność Sądu Rejonowego
w Głogowie, że „twierdzenia
o złym stanie zdrowia podejrzanego są przedwczesne, skoro nie był
badany przez polskiego lekarza biegłego oraz nie przedstawił żadnego
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
chciała dużo, więc znalazł się kupiec. I tym razem się jednak nie udało, bo na operację trzeba wyjechać
za granicę, a tego zrobić nie mogła. Ze względu na dziecko.
¤¤¤
– Trudno w to uwierzyć, ale tylko wy zainteresowaliście się naszym
losem. Straciłam już nadzieję, że coś
może się zmienić.
Czy ma marzenia? Oczywiście.
Chciałaby zapewnić swemu dziecku
godne życie. Nie chce nic za darmo.
Jeśli ktoś mógłby jej zaproponować
dodatkową pracę, podejmie ją bez
chwili wahania. – Żeby się można
było odbić od dna – stwierdza.
¤¤¤
Kamil najbardziej na świecie lubi się bawić w gotowanie. Właśnie
to sprawia mu największą frajdę.
Dzięki przedstawicielom firmy Quelle, którym opowiedzieliśmy jego
historię, otrzyma swoją własną kuchnię-zabawkę, o której marzył.
Ale potrzebują również ubrań,
przedmiotów codziennego użytku,
a także pieniędzy na leki oraz spłatę długów. Przede wszystkim potrzeba im jednak nadziei na lepsze jutro. Nasi Czytelnicy już niejednokrotnie pokazali, że nie są im obce
problemy innych ludzi – wspólnie
udało nam się wesprzeć niejedną rodzinę. Prosimy wszystkich, którzy
chcą i mogą pomóc Kamilowi i jego mamie, o kontakt z redakcją.
WIKTORIA ZIMIŃSKA
Fot. AT
¤¤¤
Imiona bohaterów, na prośbę
matki chłopca, zostały zmienione.
„Z badań budżetów domowych
przeprowadzonych przez GUS
wynika, że dzieci do lat 14 stanowią jedną trzecią zbiorowości żyjącej w skrajnym ubóstwie,
czyli poniżej minimum egzystencji. Bieda dzieci to wielowymiarowe upośledzenie: niedożywienie, podatność na choroby, trudne warunki nauki, wcześnie podejmowana praca zarobkowa
(często kosztem nauki), ograniczone kontakty rówieśnicze, konflikty z prawem, różnego rodzaju wyrzeczenia, także upokorzenia, w sumie – brak prawdziwego dzieciństwa”.
(www.info.bzwbk.pl)
¤¤¤
„Trwają przygotowania do uroczystości 70-lecia księdza prałata Henryka Jankowskiego.
2 grudnia ma być hucznie, wystawnie i suto. Stoły mają uginać się pod soczystym jadłem,
a kieliszki powinny być cały czas
pełne wina Monsignore. Zaśpiewa Mazowsze, które swój koncert w gdańskiej „Olivii” zadedykuje jubilatowi. Przyjęcie odbędzie się w Operze Bałtyckiej,
a nad menu pracuje już kilku
gdańskich restauratorów. Hitem
mają być zrazy po gdańsku i pieczeń piracka. Na deser na salę
wjedzie siedmiopiętrowy tort.
Każde piętro ma symbolizować
jedną dekadę życia prałata”.
(Polska Agencja Prasowa)
zaświadczenia wydanego przez polskiego lekarza”, skutkująca odmową zmiany środka zapobiegawczego
na poręczenie majątkowe?
O czym wreszcie świadczy kategoryczna odmowa – wyrażona
przez prokuraturę postanowieniem
z 6 listopada 2006 r. – zweryfikowania dokumentacji lekarskiej autorstwa niemieckich profesorów przez
zespół polskich biegłych?
– Ten brak elastyczności wydaje się kwestią podrażnionego honoru. Wasz artykuł zainspirował wystąpienie ministra do prokuratury
Nadrenii Północnej-Westfalii o przyspieszenie ekstradycji i obawiam się,
że pan Ziobro będzie teraz węszył
spisek „układu”, zamiast zastanowić się nad przyczynami odmowy
Niemców – mówi „FiM” pewien ministerialny urzędnik.
Wyjaśnijmy więc, że Karol S.:
¤ nie jest na tyle szalony, by powierzać swoje życie opinii wskazanego przez prokuraturę biegłego,
który niechybnie stwierdzi, że służba zdrowia w polskich aresztach zagwarantuje mu superopiekę;
¤ deklaruje, że dobrowolnie
przyjedzie do Polski stawić czoła
oskarżeniom, jeśli będzie mógł to
czynić z tzw. wolnej stopy i uzyska
wyjaśnienie, dlaczego:
p wszystkie dotychczasowe
czynności śledcze oraz posiedzenia
sądu rozpatrującego wnioski dot.
uchylenia tymczasowego aresztu
odbywały się bez udziału jego
adwokata, choć stosowne pełnomocnictwo znajdowało się w aktach
sprawy,
p podkreślane przez trzech ekspertów nieprawidłowości w trakcie
przesłuchań Marzeny K. (m.in. nie
sporządzono zapisu wideo lub
choćby magnetofonowego, wyraźnie zalecanych przy przesłuchiwaniu dzieci ofiar przemocy) nie mogą być – jak utrzymuje prokuratura – przesłanką uzasadniającą ponowne przesłuchanie dziewczyny
przez specjalistę bardziej znanego
niż biegła z Dzierżoniowa, której
orzeczenie legło u podstaw decyzji o tymczasowym aresztowaniu
Karola S.
Podkreślmy w zakończeniu, że
nie jest naszą intencją jego obrona
czy dezawuowanie osiągnięć głogowskiej prokuratury, choć w efekcie
pewnych „czynności sprawdzających”
wiemy, że za określoną kwotę 18-letnia dzisiaj Marzena gotowa jest
zaprezentować kolejną wersję wydarzeń...
O cóż nam zatem chodzi?
O skłonienie pana ministra i jego
ludzi do myślenia, jak wybrnąć z tego oczywistego pata, żeby się z nich
Niemcy nie naśmiewali...
ANNA TARCZYŃSKA
CZARNE PIJAWKI
9
Wierzyłam księdzu
P
odwarszawski Ursus. Kobieta, staruszka... Helena
Mieszczyńska, 86 lat.
Dawno temu zmarł jej
mąż. Od tego czasu mieszka sama.
Nie ma żadnej rodziny.
– Pewnego dnia odwiedził mnie
ksiądz – opowiada. – To było 17 lat
wstecz. Przyszedł tutaj proboszcz po
kolędzie. I mówi: – Takie duże
mieszkanie pani ma i tylko sama
mieszka?
– Bo mąż zmarł, ale dałabym
to mieszkanie w zamian za opiekę.
– O... To świetnie, to ja pani dam
opiekę!
Zgodziła się. W zamian za obietnicę opieki
przekazała księdzu swoje
mieszkanie. W formie darowizny. Ksiądz sprawę załatwił szybko. Mieszczyńską opiekować się miała
jego gospodyni.
– Jak rodzoną mamusią! – zapewniał uradowany duchowny.
¤¤¤
Jesteśmy w posiadaniu dwóch
dokumentów, które regulują sprawę własności owego mieszkania.
Z pierwszego testamentu, spisanego notarialnie w 1989 roku, wynika, że formalnie spadkobierczynią
lokalu jest proboszczowa gospodyni – Stanisława J. – „z wdzięczności za sprawowaną opiekę”.
Ale jest i drugi dokument. Notarialna umowa sprzedaży. Wynika
z niej, że Mieszczyńska w 1993 roku SPRZEDAŁA! opiekunce SWOJE mieszkanie za 157 milionów starych złotych i przyjęła pieniądze.
W zamian gospodyni księdza Stanisława J. zobowiązała się „nie czynić
przeszkód Helenie Mieszczyńkiej
w dożywotnim zamieszkiwaniu przez
nią w przedmiotowym lokalu – na
prawach członka rodziny”. UWAGA! Słowa o zapewnianiu opieki
w tym drugim dokumencie już nie
ma. Co oczywiste, staruszka nigdy
nie widziała na oczy jakichkolwiek
pieniędzy.
O tym, co pani Helena podpisała, zorientowała się dopiero w domu:
– To on, ksiądz, napisał akt
sprzedaży, a potem kazał mi podpisać. Podpisałam, bo na prawie
się nie znam, a przecież księdzu wierzyłam. Mówił, że tak trzeba... z tymi pieniędzmi. Jak on może teraz
tak kłamać, że ja jakieś pieniądze
wzięłam – mówi, nie mogąc opanować zdenerwowania i łez.
Okazuje się jednak, że to nie
wszystko, co straciła.
– Taka to była ta opieka, że ja
wszystko sama robiłam, gdy jeszcze trochę chodziłam. Dokuczała mi
bez przerwy i krzyczała na mnie,
złośliwa, wstrętna baba. W końcu,
gdy już nie mogłam wcale się poruszać, przestała w ogóle przychodzić. Nawet szklanki wody nie miał
mi kto podać.
¤¤¤
Gdyby nie stała pomoc życzliwych sąsiadów, opłacanej opiekunki z ośrodka pomocy społecznej
i wolontariatu, pani Helena Mieszczyńska nie miałaby najmniejszych
szans na dalsze życie. I na
płacz:
– On w sutannie jest,
ale to szatan. Mówi, że ja
zapomniałam, że ja teraz
głupia jestem, jakaś wariatka. Raz zapytał, gdy byliśmy sam na sam: – Co to?
Ma pani 86 lat i jeszcze żyje? On tylko chce pieniądze. To one są dla niego
ważne i nic więcej!
¤¤¤
To, że Roch W., proboszcz parafii Matki Bożej Fatimskiej w Warszawie-Ursusie kocha pieniądze, potwierdzają nam sąsiedzi. No i że stosuje różne zagrywki i stawia ludzi
przed faktami dokonanymi, by wyciągnąć jak najwięcej kasy. Ale to
oczywiście może być tylko subiektywne uczucie owieczek. Postanowiliśmy sprawdzić.
Udało nam się spotkać z proboszczem, ale jedyne słowa, jakie
zechciał z siebie wydusić, to:
– Ja nie mam absolutnie nic
w tej sprawie do powiedzenia!
I tyle go widzieliśmy. Na rozmowę nie zgodziła się też gospodyni
księdza – Stanisława J.
¤¤¤
W chwili gdy oddawaliśmy ten
artykuł do druku, pani Helena
Mieszczyńska zmarła.
DANIEL PTASZEK
Fot. Autor
Za obietnicę opieki oddała
księdzu pieniądze, biżuterię
i... własne mieszkanie.
Gdy stała się już zupełnie
niedołężna, poprosiła
o pomoc. Wyśmiał ją.
– Miałam jeszcze sto tysięcy
w banku, bo mąż chciał mi zabezpieczyć starość, gdybym miała małą rentę. Jak powiedziałam to księdzu, to szybko ze mną pojechał do
banku i te sto tysięcy wziął do kieszeni, że niby na kościół dałam.
Jeszcze mi zabrał moje ostatnie pamiątki – obrączki. Po mężu i moją... Dałam mu na przechowanie
w takim srebrnym pudełeczku.
A on zrobił sobie z tego pierścień
i się tym chwalił. Wcale się mnie
o nic nie pytał – płacze.
¤¤¤
A co z obiecaną dożywotnią opieką? Co z księżowską gospodynią?
– Ona bardzo rzadko przychodziła, tak jakby chciała zobaczyć,
czy jeszcze żyję. I tylko z łaski posprzątała, jak już bardzo poprosiłam. Albo mówię: – Bielizna leży
trzy miesiące nie prana, a ona na
to: – Proboszczowi pół roku nie piorę i dobrze.
10
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
POD PARAGRAFEM
Ciszej nad
tą urną!
Państwowa Komisja Wyborcza
milczy jak zaklęta o cudach wyborczych. Dla niej cuda nad
urnami, np. w Oleśnicy czy innych miejscowościach, to „incydenty”, które nie mają żadnego wpływu na wynik głosowania. Czyżby?
Jarosław Woźniak, kandydat na radnego w Oleśnicy,
twierdzi, że wybory w jego okręgu ordynarnie sfałszowano. Jako dowód przedstawia oświadczenia kilkunastu osób, które
oddały swoje głosy właśnie na
niego, a nie odnaleziono ich
w wynikach głosowania.
– To skandal! Głosowała na
mnie moja rodzina, a w protokóle stwierdzono, że nie otrzymałem nawet jednego głosu
– mówi J. Woźniak. – Zresztą
ja sam oddałem też głos na siebie...
– Kandydujący na radnego
jest od wielu lat działaczem społecznym znanym z bardzo radykalnych poglądów i ostrej krytyki władz. Zapewne z tego powodu był niewygodny – twierdzi Andrzej C., jeden z mieszkańców Oleśnicy.
Do naszej redakcji wciąż napływają także inne sygnały o nieprawidłowościach. Mieszkaniec
Łodzi Jacek Michalak, który
głosował w lokalu przy al. Politechniki (szkoła energetyczna),
protestował przeciwko obecności nad urną symbolu religijnego. Gdy poprosił o usunięcie
krzyża, spotkał się jedynie
z kpiącymi uśmiechami członków komisji.
Z innych miejscowości doniesiono nam, że komisje zezwalały na wynoszenie list i wypełnianie ich poza lokalami wyborczymi, co jest oczywiście rażąco sprzeczne z przepisami.
I jeszcze słowo o propagandzie. Wbrew deklaracjom biskupów, wielu księży wskazywało
wiernym, na kogo powinni głosować. Do walki włączyli się
m.in. księża ze Zgierza promujący PiS-owskiego kandydata na
prezydenta, a także zduńskowolski Caritas, który, wydając najuboższym żywność, zalecał jednocześnie, by ci głosowali na
preferowanego przez Kościół
kandydata.
Jak doniósł „Tygodnik Podhalański”, przed niedzielną drugą turą wyborów do Zakopanego ma zjechać „wyborczy desant” zakonników i kleryków, by
poprzeć obecnego kruchtowego
burmistrza Piotra Bąka.
BARBARA SAWA
P
oinformowano mnie
w ZUS-ie, że przy obliczaniu emerytury stosowane są średnie zarobki w skali krajowej sektora państwowego. Znam obowiązujące
średnie zarobki w latach 1949-2005. Emeryturę otrzymałem
w 1990 r. Czy ZUS prawidłowo ją
obliczył? W załączeniu przesyłam
dokumenty (Daniel S., Sokółka)
Emeryturę oblicza się m.in.
w oparciu o kwotę bazową. Stanowi
ona 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia pomniejszonego o potrącone składki na ubezpieczenie społeczne w poprzednim roku kalendarzowym. Jest ona ustalana corocznie
i obowiązuje od dnia 1 marca każdego roku kalendarzowego do końca lu-
nieruchomości, związane z podłączeniem przyłącza do budynku, powinny zostać sfinansowane przez jej
właściciela (podstawa prawna: Kodeks
cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16,
poz. 93).
¤¤¤
Od 1997 r. jestem na rencie.
Do 2004 r. uznana jako całkowicie niezdolna do pracy, a następnie – z tytułu częściowej niezdolności do pracy – do kwietnia 2007
roku. W międzyczasie mój zakład
pracy uległ likwidacji. Mam 54 lata i 25-letni okres składkowy i nieskładkowy. Czy spełniam warunki do nabycia wcześniejszej emerytury? Czy jeżeli w 2007 r. do 60
roku życia będzie mi brakowało
mniej niż 5 lat, to w przypadku
orzekania o niezdolności do pracy, DzU
2004.273.2711).
¤¤¤
Moja żona – przez 25 lat pracownik PKP – zmarła 5 miesięcy
przed emeryturą. Zostałem pozbawiony ulgowych przejazdów kolejowych. Czy kiedykolwiek odzyskam ten przywilej? Dodam, że żona zmarła, przebywając na zwolnieniu lekarskim. (Stanisław R.,
Gdynia)
Przepisy stanowią jedynie, że przewoźnicy mogą wprowadzić uprawnienia do bezpłatnych albo ulgowych
przejazdów dla swoich pracowników
oraz emerytów i rencistów i najbliższych członków ich rodzin. Prawdopodobnie więc – w związku ze śmiercią żony – utracił Pan prawo do ulgowych biletów.
Nie mogę stwierdzić tego z całą
pewnością, nie
znając regulaminu PKP dotyczącego nabywania
prawa do ulgowych przejazdów. Szczegółowe warunki w tym zakresie są bowiem ustalane przez PKP (podstawa prawna:
Ustawa z 20.06.1992 r. o uprawnieniach do ulgowych przejazdów środkami publicznego transportu zbiorowego, DzU 2002 r., nr 175, poz. 1440).
¤¤¤
W 1980 r. ożeniłem się i zamieszkałem u żony z zameldowaniem na pobyt stały. Potem zostałem zmuszony do wymeldowania się i od kilku lat nie mam gdzie
mieszkać. Dowiedziałem się, że
Porady prawne
tego następnego
roku. Obliczając
Pana emeryturę,
ZUS powinien zastosować kwotę bazową obowiązującą
w dniu, kiedy składał Pan wniosek
o emeryturę. Raz ustalona kwota bazowa wprawdzie się nie zmienia, to
jednak sama emerytura co jakiś czas
jest waloryzowana. Sposób wyliczenia podstawy wymiaru emerytury
określa art. 15 ust. 4 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Wyliczenie takie stanowi dość skomplikowaną czynność techniczną i niestety nie może
być przedmiotem porady prawnej. Powinien Pan zwrócić się w tej sprawie
do księgowego lub adwokata (podstawa prawna: Ustawa z 17.12.1998 r.
o emeryturach i rentach z Funduszu
Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004 r.,
nr 39, poz. 353).
¤¤¤
Wójt gminy przed przystąpieniem do prac kanalizacyjnych
dwóch wsi zobowiązał mieszkańców do dopłat do ww. inwestycji.
Pierwotnie miało to być 1000 zł
w formie darowizny na rzecz Urzędu Gminy, zmienione następnie
na partycypację w kosztach budowy na tzw. przyłącze. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że podłączenie do budynku każdy ma wykonać we własnym zakresie. Jak
stanowi prawo? (Waldemar L.,
Opinogóra)
Załączony przez Pana dokument
jest umową o podłączenie Pana nieruchomości do sieci kanalizacji sanitarnej. Z treści jej jednoznacznie
wynika, że zobowiązał się Pan do partycypacji w kosztach inwestycji w kwocie 800 zł. Wprawdzie umowa nie
wskazuje, kto ponosi koszty podłączenia kanalizacji do budynku, to jednak z pewnością nie obciążają one
gminy. O ile więc w umowie z gminą nie postanowiono inaczej, prace
odbywające się na terenie prywatnej
dalszego stwierdzenia niezdolności do pracy lekarz orzecznik powinien orzec niezdolność do dnia
osiągnięcia wieku emerytalnego,
czy znów na rok lub dwa lata, bo
– jak twierdzi – dłużej nie może?
(Krystyna Z., Sędziszów)
Niestety, jednym z warunków
uprawniających do wcześniejszej emerytury jest posiadanie przez kobietę
przynajmniej 30-letniego okresu składkowego i nieskładkowego. Okres ten
mógłby być krótszy i wynosić 20 lat,
ale tylko wówczas, gdyby została Pani uznana za całkowicie niezdolną do
pracy. Skoro jest Pani w chwili obecnej uznana tylko za częściowo
niezdolną do pracy, nie może Pani ubiegać się o wcześniejszą emeryturę. Lekarz
orzecznik ustala przewidywany okres niezdolności do pracy, biorąc pod uwagę
charakter i stopień naruszenia sprawności organizmu oraz rokowania odzyskania zdolności do pracy.
Nie ma on obowiązku przedłużania tego
okresu do daty osiągnięcia przez Panią wieku emerytalnego tylko z tej
przyczyny, że dzieli Panią od tej daty czas krótszy od pięciu lat. Jednakże w wypadku, gdyby stan Pani zdrowia się pogorszył, w każdym czasie
przysługuje Pani prawo zgłoszenia
wniosku o przeprowadzenie badania
w celu zmiany stopnia niezdolności
do pracy. Jeżeli w wyniku tego badania zostanie Pani uznana za całkowicie niezdolną do pracy, wówczas będzie Pani mogła ubiegać się o wcześniejszą emeryturę. Warunki do uzyskania wcześniejszej emerytury muszą zostać przez Panią spełnione do
końca 2007 r. (podstawa prawna: Ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004 r., nr 39, poz. 353;
Rozporządzenie Ministra Polityki
Społecznej z 14.12.2004 r. w sprawie
PKP SA wynajmuje mieszkania na
czas nieokreślony również osobom,
które nie są związane z PKP stosunkiem pracy. Złożyłem wniosek z prośbą o wynajem skromnego mieszkania, wyjaśniając, że
jestem bezdomny. Poinformowano
mnie, że według nowej ustawy,
mieszkanie przysługuje tylko osobom samotnym – kawalerom, rozwodnikom, wdowcom, a osoba
skonfliktowana z żoną na mieszkanie nie ma szans. Jak stanowi
ustawa? (Stanisław Z., Wołów)
Nie ma odrębnej ustawy, która reguluje stosunek najmu, w sytuacji gdy
stroną wynajmującą jest PKP. Wynajmujący ma prawo wynająć lokal wedle swego uznania. O ile wiem, istnieje regulamin, w którym PKP zamieściło kryteria, jakie muszą spełniać
osoby zainteresowane najmem mieszkań od tej instytucji. Pierwszeństwo
mają czynni pracownicy PKP, a w dalszej kolejności pozostałe osoby. Myślę, że może Pan zwrócić się do PKP
z prośbą o zapoznanie Pana z treścią
powyższego regulaminu. Proszę pamiętać, że chociaż nie mieszka Pan
z żoną i nie jest u niej zameldowany,
w świetle prawa jest Pan żonaty. PKP
nie jest też jedyną instytucją, która
zajmuje się wynajmem mieszkań
i może Pan szukać dla siebie mieszkania gdzie indziej (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964
r., nr 16, poz.93).
¤¤¤
Od 1969 r. do 1995 r. pracowałem w uspołecznionych zakładach pracy. Wtedy miałem łącznie 2 lata urlopu bezpłatnego oraz
1 rok „kuroniówki”. Od 1995 r. nie
pracuję i nie zamierzam pracować.
Czy będę miał prawo do emerytury w wieku 65 lat i czy potrzebne
będzie oświadczenie świadków
o mojej pracy w gospodarstwie rolnym rodziców do 20 roku życia?
(Eugeniusz R., Białystok).
Poza kryterium wiekowym, warunkiem uzyskania emerytury jest posiadanie przez mężczyznę okresu
składkowego i nieskładkowego wynoszącego co najmniej 25 lat. Jak wynika z obliczeń, posiada Pan łącznie
29 lat okresów składkowych i nieskładkowych, co oznacza, że z chwilą ukończenia 65 lat będzie Pan mógł
ubiegać się o emeryturę. Dodam, że
czas urlopu bezpłatnego i pobierania zasiłku dla bezrobotnych zaliczane są do okresu nieskładkowego.
Okresy pracy w gospodarstwie rolnym mogą być uwzględniane przy
ustalaniu prawa do emerytury, jeżeli okresy składkowe i nieskładkowe są krótsze od okresu wymaganego do przyznania emerytury, ale jedynie w zakresie niezbędnym do
uzupełnienia tego okresu.
Okresy te są traktowane jak
okresy składkowe. W Pana przypadku doliczanie
okresu pracy w gospodarstwie rolnym nie będzie więc konieczne. Jeżeli ma Pan zatem taką możliwość, może Pan nie podejmować pracy do chwili osiągnięcia wieku emerytalnego (podstawa prawna: Ustawa
z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004 r., nr 39, poz. 353).
¤¤¤
Drodzy Czytelnicy!
Nasza rubryka zyskała wśród Was
uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań
tygodniowo. Z tego względu prosimy
o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania
i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach
„FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na
pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie
internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl.
Opracował MECENAS
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
UWAGA, UWAGA. NADCHODZI...
Strachy na Lachy?
liczba radykalistów w Polsce wynosi„Biorąc pod uwagę fakt, że Polłaby 300 do 400 osób”.
ska nie dysponuje adekwatną
To wystarczy – twierdzą autorzy
strukturą dla wykrycia zagrożeopracowania – aby wspierać logistycznia terrorystycznego i jego zlikwinie i sprzętowo grupę, która przybędowania (ani nie jest w stanie
dzie do naszego kraju z zewnątrz.
szybko takiej infrastruktury przyMożliwe jest też działanie autonomiczgotować) należy się liczyć z tym,
ne: „Do sprawnego przygotowania zaże atak na nasz kraj zostanie zamachu terrorystycznego wystarczy udział
kończony sukcesem” – czytamy
kilku – kilkunastu – zaufanych osób,
w raporcie o terroryzmie, do któktóre najpierw dokonają szczegółowerego dotarły „Fakty i Mity”.
go rozpoznania terenu, a później przyRaport nosi tytuł „Zagrożenie atastąpią do realizacji zadania (...)”.
kami terrorystycznymi w Polsce”
Środowiska polskich radykalnych
i został przygotowany przez Centrum
islamistów (w tym Polaków) są wiStudiów i Prognoz Strategicznych.
doczne w Internecie i istnieją nawet
Bez zbędnych komentarzy streśćmy
ich strony www. Co więcej, w Polsce
ów jeżący włos na głowie dokument,
przebywa obecnie co najmniej kilkuktóry został sporządzony dla sfer rządziesięciu terrorystów pochodzenia
dowych, policji, wojska, straży pożarkaukaskiego (niestety, kontrwywiadonej i miał pozostać poufny. A dlatewi nie są w większości znane ich pergo, że zawarte w nim treści mają
sonalia) z doskonałym przeszkoleniem
w sobie pierwiastki filmu katastroficzwojskowym i doświadczeniem. Innynego i horroru, który jednak literacmi słowy, mamy w kraju kilkudzieką fikcją nie jest.
sięciu speców od zamachów wszelkieAutorzy raportu już na wstępie
go rodzaju, tylko nie wiemy, gdzie oni
twierdzą, że „ze względu na silne zasą ani jak ich rozpoznać. Choć nie
angażowanie Polski po stronie USA
do końca... Prawicowi politycy szcze– głównego wroga islamskich ekstremistów – staje się ona wartościowym celem ataku (...). JeMadryt, 11.03.2004 r.
śli służby bezpieczeństwa
państw zachodnich uniemożliwią ataki (np. w Wielkiej Brytanii lub we Włoszech), atrakcyjność Polski jako celu ataku wzrośnie (...). Taktyka działania terrorystów islamskich
zakłada między innymi próby
odciągnięcia państw europejskich od sojuszu z Ameryką
(co udało się w przypadku
Hiszpanii) lub ich ukaranie za
pozostawanie w sojuszu”.
Eksperci piszący te słowa
– oczywiste nie od dziś – są
poważnie zaniepokojeni fakgólną ostatnio atencją darzą ugrupotem, że „istotnym elementem pogarwania czeczeńskie. Ich bojownicy zaszającym sytuację Polski i realnie zwiękwsze mogą liczyć na przychylność polszającym już istniejące zagrożenie jest
skiego rządu, na schronienie i opieujawnienie informacji o tajnych więkę. Załatwiło nam to skutecznie emzieniach CIA (przetrzymuje się w nich
bargo na handel z Rosją. A czy możważnych przywódców islamskich), któna liczyć na wdzięczność Czeczenów?
re miałyby znajdować się na terenie naRaczej wątpliwe.
szego kraju. Tym bardziej że informacje dotyczące tej sprawy przekazały
Ścisła kontrola lotnisk, portów
poważne i wpływowe media amerykańi drogowych przejść granicznych na
skie (»The Washington Post« i »Finiewiele się tu zda, bo w Polsce
nancial Times«)”.
„(...) zdobycie wszystkich niezbędnych
Zagrożenia atakami terrorystyczmateriałów do przeprowadzenia zanymi z zewnątrz mogą być też wspiemachu terrorystycznego, w tym brorane (albo nawet inicjowane) przez
ni oraz materiałów wybuchowych, nie
rodzime ugrupowania islamistów.
nastręcza żadnych trudności (...)”.
A takie w Polsce istnieją.
Postanowiliśmy sprawdzić tę tezę
„Dokładna liczba muzułmanów
raportu na „własnej skórze”. W tym
w Polsce nie jest znana, szacunkowo
celu udaliśmy się do sporej hurtowni
mówi się jednak o ich populacji
łódzkiej, specjalizującej się w handlu
w granicach 30 do 40 tyiecy (...). Gdy„chemią” – jaką kto sobie zamarzy.
by przyjąć ostrożnie (za badaniami bryNiemałe było nasze zdumienie, gdy
tyjskimi, francuskimi, niemieckimi i hobez najmniejszych trudności, bez
lenderskimi), że radykalni muzułmasprawdzania personaliów, czy marnie stanowią zawsze około 1 proc. canego pytania „a po co wam to?” załej muzułmańskiej populacji, wówczas
oferowano nam niezwłocznie to
wszystko, o co pytaliśmy. Za niecałe
czterysta złotych mogliśmy nabyć fosfor czerwony, chloran potasu i jeszcze dwa inne substraty (nie podajemy
ze zrozumiałych względów ich nazwy...) potrzebne do sporządzenia
bomby zdolnej zamienić w kupę gruzu wielopiętrowy wieżowiec. Pan sprzedawca martwił się tylko, że odczynniki, o które pytaliśmy, ma w niewielkiej ilości. Ale – zapewniał – niezwłocznie nam je sprowadzi. Tyle, ile sobie
życzymy! I nawet z ceny nieco spuści.
¤¤¤
Oczywiście, do zdobycia broni
i niezbędnych substratów chemicz-
nych w ilościach przemysłowych oraz środków łączności o wysokich parametrach niezawodności
(a także, oczywiście, do rekrutacji
„żołnierzy”) konieczne będą niemałe środki finansowe. Dlatego władze
powinny z potrojoną czujnością monitorować wszelkie nielegalne przepływy pieniędzy do Polski. Niestety
– czytamy w raporcie – „nieudokumentowany napływ pieniędzy nieznanego pochodzenia do naszego kraju
jest od pewnego czasu faktem”...
Od teorii autorzy dokumentu przechodzą do uściśleń dostosowanych do
naszych realiów i piszą:
„(...) ze względu na niewielki skład
liczebny komórki terrorystycznej, wynikający z obawy możności wykrycia
spisku, najbardziej prawdopodobne
są ataki najprostsze, wymagające zaangażowania relatywnie niewielkiej
liczby osób zarówno w fazie planowania, przygotowania, jak i realizacji
zamachu. Należy spodziewać się
w Polsce skoordynowanych zamachów symultanicznych i seryjnych.
Szczególnie prawdopodobne są zamachy samobójcze, które upraszczają
atak (...). Zamachy samobójcze mają dodatkową zaletę – zamachowcy
są „inteligentną bronią i mogą, w zależności od okoliczności, atakować
różne cele i realizować różne warianty ataku, z których najbardziej prawdopodobne są ataki bombowe! (...)”.
W raporcie czytamy też, że należy spodziewać się takiego ataku terrorystycznego, który spowoduje możliwie największą liczbę ofiar wśród obcokrajowców (Amerykanów, Brytyjczyków, Australijczyków, Rosjan, Izraelczyków itd.). To przyciągnie uwagę
światowej opinii publicznej i wywoła
pożądany efekt zastraszenia. Z tych
względów na zamachy szczególnie narażona jest stolica Polski oraz duże
porty lotnicze, także w innych miastach, np. Krakowie.
11
terrorystyczny może nastąpić też
z innej – niekoniecznie fundamentalno-islamskiej strony. Rozważane jest
również zagrożenie rodzime, i tu wskazuje się na skrajnie prawicowe grupy
– takie jak „Krew i Honor”, „Combat 18” oraz... skrajnie prawicowe
ramię Młodzieży Wszechpolskiej.
¤¤¤
Reasumując... Zdaniem naukowców z Centrum Studiów i Prognoz
Strategicznych, Polska jest nieprzygotowana do udaremnienia zamachu
terrorystycznego, a jeśli już do niego dojdzie, nie będziemy w stanie
przeciwstawić się jego następstwom.
W tym kontekście paradoksalnie to
nie atak bombowy, lecz biologiczny
(np. na ujęcia wody pitnej) wydaje
się najbardziej katastrofalny w skutkach. Nie mamy bowiem ani jednego laboratorium analitycznego, które będzie w stanie takie zagrożenie
wykryć, nie mówiąc już o neutralizacji. Brakuje także aktów normatywnych, np. ustawy o zarządzaniu kryBali, 12.10.2002 r.
zysowym, czyli ustaleniu: kto, co i w
jakim zakresie w przypadku zagrożenia robić powinien. W Polsce nikt dotąd nie przeprowadził ćwiczeń choćby tak rutynowych jak ewakuacja widzów z kina czy klientów z hipermarketu. Jeśli jakieś ćwiczenia są prowadzone, to wyłącznie na poziomie wirtualnych gier wojennych w sztabach
wojskowych i w administracji. Dochodzi do paradoksów, np. sztabowcy powiadamiają o zagrożeniu, wykorzystując do tego celu telefony komórkowe, a przecież
w wielu przypadkach
Londyn, 7.07.2005 r.
ataków terrorystycznych komórki przestają działać (zniszczona infrastruktura
przesyłu lub duże
promieniowanie mikrofalowe). W strategicznych planach
Polski była budowa
zintegrowanego systemu łączności kryzysowej TETRA 2,
jednak wicepremier
Dorn zrezygnował
z tego „zbędnego”
wydatku. Jest jeszcze i taki kwiatek: oto większość ata„Biorąc pod uwagę, że Polska
ków bombowych przeprowadzanych
w chwili obecnej nie dysponuje injest z użyciem detonatorów radiofrastrukturą do wykrycia zagrożenia
wych. Niestety, w Polsce nie istnieje
terrorystycznego ze strony islamskich
system lokalnego zagłuszania fal na
ekstremistów i jego zlikwidowania
każdej częstotliwości.
przed realizacją ani nie jest w stanie
szybko takiej infrastruktury przygotoW roku 2005 przeprowadzono
wać, należy liczyć się z tym, że próba
jedną, jedyną symulację odbicia
zaatakowania naszego kraju zakońuprowadzonego pociągu. Ćwiczenia
czy się sukcesem! (...)” – nie ukryzintegrowanych sił miały trwać cztewają poczucia bezradności twórcy rary dni, a trwały dwie i pół godziportu i dodają: „Polska nie dyspony... Na więcej nie starczyło pienuje jakimikolwiek zasobami, by udaniędzy i woli Dorna.
remnić przygotowywany spisek ani by
Polscy żołnierze w Iraku i Afgawykryć jego zaplecze logistyczne”.
nistanie co dzień za pieniądze polBrzmi ponuro i przerażająco, ale
skich podatników narażają życie dla
to prawda... Prawda, o której przeamerykańskich interesów. A co
ciętny Polak nie ma zielonego pojęz nami, w kraju? „Nie należy więc pycia lub po prostu o tym nie myśli. Nietać, czy atak terrorystyczny w Polsce
stety, rząd też...
nastąpi – piszą autorzy opracowaJest w raporcie jeszcze jeden fragnia – tylko kiedy do niego dojdzie”.
ment, który daje sporo do myślenia.
MAREK SZENBORN
Otóż jego twórcy zakładają, że atak
ANNA KARWOWSKA
12
TO TEŻ JEST POLSKA
Do trzech razy sztuka
Kilkusetosobowy Marsz Równości, który przeszedł ulicami Poznania, okazał się dużym sukcesem.
Przede wszystkim dlatego, że
w ogóle się odbył...
Poznań nie był dotąd zbyt gościnny dla demonstracji kojarzonych ze
środowiskami gejowskimi. Pochód
środowisk, które uważają się za dyskryminowane w Polsce, próbowano
zorganizować po raz pierwszy w 2004
roku. Mimo histerycznych protestów
LPR-u oraz PiS-u (radni bali się, że
na ulicach miasta będą demonstrować... nekrofile i zoofile) organizatorzy uzyskali wówczas pozwolenie
władz miasta, ale po przejściu około
100 metrów kilkusetosobowy pochód
został zablokowany przez agresywny
tłum prawicowych ekstremistów
i pseudokibiców. W powietrzu latały kamienie i jajka, a policja była atakowana przez chuliganów. Marsz najpierw zatrzymano, później zawrócono, bo policja uznała, że nie jest
w stanie zagwarantować bezpieczeństwa uczestnikom, czyli wykonać zadania, dla którego została powołana.
W ubiegłym roku, u szczytu konserwatywnej rewolucji i tuż po przejęciu władzy w kraju przez PiS, prezydent miasta Lech Grobelny (PO)
zakazał demonstracji pod pretekstem
zagrożenia, jakie niesie ona dla sklepów w centrum miasta. Warto pamiętać, że pierwszy negatywny sygnał wysłała rada społeczna przy archidiecezji poznańskiej. Decyzję Grobelnego poparł, co ciekawe, wojewoda
Nowakowski z... SLD. Co prawda
wszyscy wiedzieli, że pokojowa demonstracja nikomu nie zagraża, a ekscesy mogą spowodować jej pobożni
przeciwnicy, ale widocznie uznano,
że za potencjalne bójki ekstremistów
trzeba ukarać gejów i lesbijki zakazem przemarszu. Wobec tak idiotycznej (a jak się rychło okazało także
bezprawnej), decyzji władz demonstranci przyszli na umówione miejsce, jednak rychło zostali otoczeni
i dosyć brutalnie rozproszeni przez
policję na polecenie ministra Ludwika Dorna. Akcja policji wywołała falę
protestów w całej Polsce
i Europie. Kaczystan uznano za zagrożenie dla demokracji w Europie, zaczęto nawet mówić o potencjalnych sankcjach wobec Polski nieuznającej europejskich standardów
praw człowieka. Prezydent
miasta i wojewoda przegrali także dwa procesy
przed polskimi sądami,
a ich decyzje zakazujące
demonstracji uznano za
nielegalne.
Grobelny (kandyduje
w drugiej turze wyborów samorządowych) w tym roku nie próbował już
niczego zakazywać. Wygłupiła się natomiast kuria poznańska, która zorganizowała specjalną konferencję prasową skierowaną przeciwko marszowi, podczas której ogłoszono, że „zgoda na marsz jest sugerowaniem, że
w aktach homoseksualnych nie ma niczego złego”. Organizatorzy marszu natychmiast odpowiedzieli przypomnieniem sprawy arcybiskupa Paetza i zarzucili kurii hipokryzję. Na swój sposób zareagowała także Młodzież
Wszechpolska, która domagała się przeniesienia marszu na... pas startowy
poznańskiego lotniska, aby „zapobiec
publicznemu zgorszeniu”.
Marsz Równości jednak się odbył
– przez miasto przeszło około 500
osób, w tym kilkudziesięciu cudzoziemców, w asyście dobrze tym razem
przygotowanej policji. Funkcjonariuszy było więcej niż uczestników marszu, były policyjne konie, psy, butle
z gazem pieprzowym, a nawet armatka wodna w pogotowiu. Przeciwników
przyszło niewielu, wśród nich trochę
starszych osób, niezadowolonych, że
marsz rusza z okolic pomnika ofiar poznańskiego Czerwca, tak jakby tamta
walka z opresją stalinowską zasadniczo
różniła się od obecnych starań o ustanie wszelkich form dyskryminacji. Jedna ze starszych pań obserwujących
wymarsz pochodu krzyczała: „Do gazu!”. Inny starszy pan krzyknął: „Homofobi!”. Rzucono kilka jajek i kamieni. Warto odnotować także życzliwe marszowi postawy części przechodniów, demonstrowane jawnie
i bez skrępowania.
Wreszcie u samego celu marszu,
na placu, nomen omen, Wolności, hałaśliwe grupy kibolsko-wszechpolskie
próbowały nie dopuścić do zajęcia przez
manifestantów całej jego przestrzeni.
Po zdecydowanych żądaniach policji, część kontrmanifestantów sama
odeszła z placu, część zaś została zeń
wypchnięta. Aresztowano kilka agresywnych osób, wśród nich wyrostków
krzyczących: „Zrobimy z wami, co
Hitler z Żydami!” oraz: „Wielka Polska, katolicka!” (co ma wspólnego
jedno z drugim...?)
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
W prasie roi się od ogłoszeń towarzyskich.
Od grzecznych, typu: „młoda studentka
na telefon”, po tak wyuzdane, że przy nich
anons w rodzaju: „Zrobię wszystko” jest
tylko niewinną obietnicą.
– We Wrocławiu zarejestrowanych jest 21 agencji towarzyskich. Do
tego dochodzą jeszcze ich filie rozsiane po mieście i okolicach – mówi oficer wrocławskiej policji. – Pracuje w nich w sumie do 200 kobiet.
Okazała willa na Psim Polu. Wewnątrz obszernego holu skórzane kanapy, dyskretnie podświetlony barek.
Siadam i zamawiam browarka. Drogo, 10 zł. Kilka mocno roznegliżowanych dziewczyn w wieku od 19
Całą atmosferę marszu, który stał
się mimo incydentów świętem demokracji, dobrze oddaje zdanie, jakie
usłyszeliśmy z ust jednego z protestujących prawicowców, który żalił się
koledze: „Coś nas dzisiaj mało...”.
I tak trzymać, panowie!
ADAM CIOCH
Fot. WHO BE
agencji, bo to i przyjemniej byłoby
i oszczędniej dla obu stron... Nic
z tego. Słyszę bowiem:
„Tu i teraz kasa,
Misiu, kasa”!
Ale rozmowa się rozkręca.
Dziewczynom dobrze w tej agencji,
bo patron kasuje ustaloną z góry
stawkę, potem mają wolną rękę,
a raczej tyłek. Robią, co chcą i kie-
13
prostytutką „Ciotunią”. Kiedyś luksusową, teraz mocno już przechodzoną. Samodzielnie prowadzi agencję,
narzeka na szczupły rynek dostawczy:
– Laski pojechały dalej na zachód.
Nie przyjeżdżają Rosjanki, Bułgarek
też jak na lekarstwo, Ukrainki jeszcze ratują kryzysową sytuację. Dużo
jest panien z innych miast. Do Wrocławia najczęściej trafiają dziewczyny z Łodzi, a tam z kolei emigruje za
pracą wiele „wysłużonych” w naszym
mieście. W nowym miejscu przez jakiś czas są „początkującymi”.
Sama „Ciotunia” też się jeszcze
udziela w zawodzie, a największe powodzenie ma u młodszej wiekiem
klienteli, chyba jako nauczycielka...
– Tak jest, bo to typowe mleczaki – wyjaśnia ze swadą. – Oderwane
dopiero od cycka mamy szukają ta-
rozmówca także sądzi, że to byłoby
rozsądne wyjście z sytuacji:
– Korzystanie z usług zatrudnionych w agencji panienek nie jest zabronione. Problem w tym, że prostytucja niesie za sobą inne przestępstwa. Przede wszystkim rozkwita przy
niej narkobiznes, sprzedawany jest
„lewy” alkohol oraz dość często dochodzi do wymuszeń haraczy na prostytutkach czy do szantażowania
klientów. Stręczycielstwo, a ono nierozłącznie towarzyszy prostytucji, jest
bardzo trudne do udowodnienia. Wymaga zeznań pokrzywdzonych dziewczyn. Te niechętnie godzą się na
współpracę z policją, bo musiałyby
zrezygnować z pracy w tym zawodzie
i zarobku, nierzadko wynoszącego
10–15 tys. zł w miesiącu – tłumaczy
funkcjonariusz KWP. – Ponadto ze-
kiego zastępstwa, które ich nie wyśmieje, a na koniec udzieli dobrej rady, pocieszy, przytuli i pogłaszcze.
Starsi też przychodzą – nie zawsze
po to, by sobie ulżyć. Coraz więcej
jest takich, którzy chcą tylko pogadać. Ponarzekać, że
msta sutenerów bywa okrutna. Potrafią nie tylko pobić stawiającą się
panienkę do nieprzytomności, lecz
zastraszyć ją groźbą „wykonania przez
nieznanych osobników operacji plastycznej twarzy i piersi”.
Mimo tych trudności tylko w tym
roku ujawniono we Wrocławiu siedem przypadków stręczycielstwa. Sutenerzy dostali karę pozbawienia
wolności, przeważnie w „zawiasach”,
ale czy to ich zniechęci do kontynuowania procederu? Na pewno nie,
bowiem jest to biznes nadzwyczaj
intratny. Szmal się kręci z tego
okrutny.
W historii ludzkości nie udało
się jeszcze nikomu i na pewno nie
uda tej najstarszej profesji zwalczyć.
Nawet najbardziej nawiedzonym inkwizytorom spod sztandaru „zawsze
dziewicy”.
(jasz)
Fot. WHO BE
Biznes zwany
pożądaniem
do (tak na oko) 45 lat taksuje już
od progu każdego przybysza. Po chwili wiem, że godzinne tète-à-tète z każdą z nich kosztuje 180 zł. A ile za
pół godziny? Burdelmama krzywi się,
jakby nagle rozbolały ją zęby:
– Po 100 zł, ale chyba nie jest
pan tak
cienki w interesie?
Sączę piwo, w agencji jest jeszcze dwóch innych podchmielonych
amatorów płatnej miłości. Nie ma
wyjścia – pogawędka też kosztuje.
Funduję Amandzie i Korze po drinku, co uszczupla moją kieszeń o kolejne 70 zł. Obie narzekają na mały
ruch, ale podobno tak jest zawsze
przed dziesiątą wieczór. Siedzący
obok mnie gość otrzymuje propozycje pójścia do pokoiku obok lub na
pięterko.
Ja zmieniam lokal. W okazałej
kamienicy, rzut kamieniem od Komendy Wojewódzkiej Policji, dwa piętra zajmują „dziewczynki”. Jedno
pięterko robi za salon schadzek, wyżej są pokoiki, a raczej boksy do figlowania. Tu już taniej, 140 zł za
godzinę, i to ze studentką; no, przynajmniej z laską w studenckim wieku. Wystarczy bowiem krótka rozmowa, by się zorientować, że panienka „studiuje architekturę”, czyli chodzi po ulicy i latarnie ogląda. Trzeba jednak przyznać, że od strony anatomicznej wszystkie panienki prezentują się wręcz doskonale, co można
zobaczyć poprzez fikuśne koronki
i tiule, w które są przyodziane.
Zagaduję, czy nie dałoby się pogadać z nimi poza właścicielem
dy chcą. Pryncypał wie, że na dawaniu buziaków się nie zarabia, to jest
zabronione. Nawet gdy się pojawi jakiś całuśnik, to słyszy, że takie okazywanie kupionego uczucia nie wchodzi w rachubę. Natomiast za dopłatą jest pełna zgoda na francuską miłość. Za jeszcze większą dopłatą
– nawet bez gumki.
– Dla większości prostytutek praca w agencji jest jedynym źródłem
dochodów – stwierdza oficer KWP.
Bossowie zmieniają panienki w swoich stajniach, wymieniając się nimi
między sobą, by klient miał wrażenie, że ma czynienia z ciągle nowym
„towarem”. Stąd często inny numer
telefonu, zmieniona treść ogłoszenia,
lecz dziewczynka ta sama.
Często jest tak, że do południa
dziewczyna gości swoich klientów
w prywatnym mieszkaniu, a po południu pracuje w agencji.
Jeszcze do niedawna zatrudniane przez agencje dziewczyny musiały mieć ważne przez dwa tygodnie
badania lekarskie. Dziś ta zdrowotna powinność pozostawia wiele do
życzenia. Zdecydowana większość bagatelizuje to sobie. – Liczę na szczelne gumki, jeszcze się nie zawiodłam
– mówi mi jedna z dziewczyn.
Kończę reporterski obchód na
osiedlu Nowy Dwór. Tutaj działa kilka agencji o promocyjnych cenach:
Godzina – 100 zł; krótszy o połowę
romansik na boku kosztuje 30 zł mniej.
Piwo i wódka, jak wszędzie, leje się
strumieniami. Jest też „szampan”, czyli gazowany sikacz za parę złotych,
sprzedawany tutaj od 50 zł wzwyż.
Mam okazję porozmawiać (nie za
darmo) m.in. ze znaną we Wrocławiu
żona go nie rozumie
w pracy ma kłopoty, a dzieci są
pyskate. To my musimy wczuć się
w rolę pocieszycielek, zmobilizować
zestresowanych facetów do działania. Robimy to tym chętniej, że wśród
tych narzekaczy mamy wielu stałych
klientów. Nie tylko przychodzą, ale
zabierają też dziewczyny do hotelu,
na prywatki, weekendy.
Czy nie można – biorąc wzór z innych krajów – zalegalizować prostytucji? Przecież i państwu przydałyby
się nowe podatki! Nasz policyjny
14
L
No to cyk!
D
obroczynne właściwości wina znane są od dawna. Jednak
to, co odkryli właśnie naukowcy amerykańscy z Harvard Medical School, to sensacyjny przełom.
Zespół dra Davida Sinclaira
karmił myszy laboratoryjne pochodzącym z czerwonego wina związkiem chemicznym o nazwie resveratrol, a jednocześnie tuczył je, stosując dietę „mcdonaldowską”. Okazało się, że tłuste gryzonie straciły na wadze, zachowały zdrowie
i żyły dłużej niż myszy karmione
zdrowo. Rzadziej zapadały na cukrzycę, nie miały żadnych problemów z wątrobą ani innych komplikacji zdrowotnych.
„To fantastyczne” – entuzjazmuje się Stephand Helfand, profesor biologii molekularnej
z Brown University. Sam nie zażywa resveratrolu, ale daje go swej
zaawansowanej wiekowo matce.
Następnym etapem badań są eksperymenty na małpach rezusach,
których organizmy są bardzo podobne do ludzkich. Już teraz firma farmaceutyczna Sirtris pracuje nad pastylką z cudownym specyfikiem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zostanie zaaprobowana do
sprzedaży za cztery lata.
W winie są śladowe ilości resveratrolu, ale gdzie indziej nie ma go
wcale. Lekarze ostrzegają jednak
przed piciem (zamiennie) większych
ilości czerwonego wina i radzą poczekać na tabletki. Aby kuracja przyniosła skutki, należałoby wypijać 100
butelek dziennie, co jest oczywiście
niemożliwe. Chociaż, znamy pewnego pana Miecia...
CS
Kryminaliści w pieluchach
W
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
ZE ŚWIATA
dzisiejszym świecie przestępcy są coraz młodsi. Ale żeby
mieli dopiero kilka miesięcy życia?!
Policja hinduska w Bihar
oskarżyła o rabunek i bandytyzm
trzymiesięcznego berbecia. Młodociany złoczyńca miał ukraść kierowcy autobusu pieniądze. W trakcie jak najbardziej poważnego
śledztwa malec został jednak uniewinniony, a oskarżono kierowcę,
który w tak oryginalny sposób
chciał się odegrać na ojcu dziecka, do którego żywił urazę.
Z kolei niespełna dwuletni Sulhail Saleh z Emiratów Arabskich
wybierał się wraz z rodziną na
wakacje do Turcji, co usiłowała
udaremnić policja. Dziecko zostało zatrzymane na lotnisku, zaś
rodziców poinformowano, że
o locie nie ma mowy, bo ich syn
jest niebezpiecznym terrorystą
i figuruje na specjalnej liście. Kiedy ojciec zaprotestował, udowodniono mu, że wszystko się zgadza: nazwisko, data urodzenia,
numer paszportu. Po kilku godzinach śledztwa rodzinę wpuszczono do następnego samolotu
w komplecie, stwierdzając, że
dzieciak trafił na listę przez pomyłkę.
TN
Hinduscy hipokryci
S
pośród 2500 mężczyzn w wieku 16–25 lat 63 proc. jednoznacznie stwierdziło w sondażu naukowym, że za żonę życzy sobie
WYŁĄCZNIE dziewicę.
W tym samym sondażu ci sami respondenci wyznali, że 49 proc.
z nich ma stosunki z prostytutkami, a 37 proc. przyznało się do doświadczeń homoseksualnych.
Spada wiek inicjacji seksualnej
wśród mężczyzn: z 23 lat do 18;
jednocześnie wzrasta popyt na kondomy. Ponad połowa Hindusów
stwierdza, że zawsze kopuluje
w prezerwatywie.
14 procent indagowanych ujawniło, że miewa seks z członkami
rodzin.
ST
iczba Amerykanów, którzy powrócili do kraju w trumnach,
zbliża się do trzech tysięcy,
co budzi nastroje podobne do tych
z czasów wojny wietnamskiej – poczucie bezsilności i coraz bardziej
masowy społeczny protest.
Na ulicach irackich miast codziennie mają miejsce zamachy pochłaniające już nie po kilka ofiar, ale po kilkadziesiąt, czasem powyżej stu.
Ostatnio ze strony oficjalnego
przedstawiciela Białego Domu po raz
pierwszy padły słowa: „Stany Zjednoczone poniosły w Iraku klęskę”.
Powiedział to w wywiadzie dla telewizji Al-Dżazira Alberto Fernandez,
dyrektor Biura Spraw Bliskowschodnich w Departamencie Stanu.
Pora więc na uważniejsze przyjrzenie się tej wojnie, jej źródłom
i okolicznościom, w jakich została wywołana. George Bush długo szukał
pretekstów dla dokonania inwazji
przeciwko Irakowi. Decyzję o interwencji zbrojnej Biały Dom podjął już
w roku 2001, po terrorystycznym ataku na Światowe Centrum Handlu
w Nowym Jorku, i nową wojnę chciał
zaprezentować jako element walki
z terroryzmem. Opinia publiczna nie
bardzo w to wierzyła, dlatego trzeba ją było postraszyć, że Irak dysponuje bronią masowej zagłady,
a wkrótce może mieć także bombę
atomową. Jednak inspektorzy ONZ
jakoś nie mogli znaleźć w Iraku ani
broni bakteriologicznej, ani chemicznej, co doprowadzało Busha do szału. Co więcej, brak też było dowodów na bezpośrednie związki irackich władz z Al-Kaidą.
Przez wiele miesięcy trwały konsultacje dyplomatyczne mające zapewnić międzynarodowe poparcie dla
amerykańskiej interwencji. Francja
uparcie odmawiała Waszyngtonowi
udziału w koalicji, rezerwę zachowywały Niemcy, a nawet Kanada.
Natomiast Putin powiedział Bushowi w rozmowie telefonicznej, że
Rosja nie będzie utrudniać amerykańskiej akcji, ale jej nie poprze.
W podobnym duchu wypowiedział się
chiński przywódca Hu Jintao. Bush
mógł w pełni liczyć tylko na Tony’ego
Blaira, premiera Australii Johna Howarda i prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego, ale ten obiecał wysłanie bardzo ograniczonego
kontyngentu. Wiele państw stosowało uniki, byle nie znaleźć się na oficjalnej liście państw należących do
proamerykańskiej koalicji. Choćby
Bułgaria. Premier tego państwa, były car Symeon Saxe-Coburg-Gotha,
zatelefonował do Busha i obiecał, że
wyśle do Iraku... kilkunastu specjalistów od obrony chemicznej i biologicznej, ale jednocześnie prosił, by
skreślić Bułgarię z listy koalicjantów.
Zgody na interwencję zbrojną
odmawiała Rada Bezpieczeństwa
Organizacji Narodów Zjednoczonych. Było jasne, że ONZ poprzestanie na rezolucji nr 1441 z 8 listopada 2002 r., która mówiła, że
jeśli Irak się nie rozbroi, to grożą
mu „poważne konsekwencje”... Ale
nie inwazja. Na dobrą sprawę w tej
sytuacji nie powinno było dojść do
wojny, ale Bush się uparł i militarne przygotowania szły pełną parą.
Szóstego marca 2003 roku Bush
oświadczył, że Irakijczycy „nadal ukrywają środki chemiczne i biologiczne
przed inspektorami”. Oznaczało to,
że USA mogą rozpocząć wojnę, nie
czekając na to, czy inspektorzy ONZ
ostatecznie znajdą w Iraku broń, bo
– jak stwierdził prezydent – „inspekcje prowadzą donikąd”.
Zwolennikiem dyplomatycznego
rozwiązania kryzysu był sekretarz stanu Colin Powell, który jeszcze 13
stycznia 2003 roku przestrzegł prezydenta, że skutków wojny nie da się
przewidzieć, a USA będą musiały ponieść za nie odpowiedzialność. „Jednak uważam, że muszę to zrobić”
– odparł George Bush.
W marcu 2003 roku koalicja uderzyła. Jej siłę stanowiło 241 tys. żołnierzy amerykańskich, 41 tys. brytyj-
z niewidzialnych moździerzy, ukrytych na sąsiednich ulicach, posługiwała się granatami rzucanymi zza węgła oraz przeciwpancernymi rakietami odpalanymi z okien czy dachów.
Taką rakietą jeden żołnierz może strącić samolot lub śmigłowiec, rozwalić
czołg, a z ciężarówki zrobić fajerwerk.
Opanowanie terenu okazało się ponad siły. W rezultacie najnowocześniejsza armia świata znalazła się w sytuacji, w której wojny nie da się wygrać.
W amerykańskiej prasie, jak za
czasów wojny wietnamskiej, znów pojawiają się sformułowania mówiące
o konieczności „wycofania się z honorem”, a politycy szukają dróg ustabilizowania sytuacji na tyle, żeby można było uciec, zachowując jednocześnie twarz.
James Baker, były sekretarz stanu stojący na czele komisji nazwanej
Grupą Studyjną ds. Iraku, a powołanej przez Senat, przyznał, że zada-
Klęska
skich, 2 tys. australijskich i 200 żołnierzy polskich.
Od tamtego czasu minęło trzy
i pół roku, a konflikt przybrał charakter zupełnie odmienny od tego, jaki przewidywano w Waszyngtonie.
A co przewidywano?
Całkowite i bezsporne zwycięstwo, którego owoce mieli konsumować Amerykanie, przejmując zarząd
nad irackimi polami naftowymi, a także przywłaszczając sobie prawo wydawania koncesji na lukratywne kontrakty związane z wydobywaniem ropy i handlem tym surowcem. Miał to
być łup wojenny. Dobrze pamiętamy,
jak łudzono Polskę szczególnie korzystnymi kontraktami, bo należeliśmy przecież do nielicznych sojuszników walczących od początku ramię
w ramię z Amerykanami. Jednocześnie Waszyngton bardzo troskliwie
odizolował od irackich pól naftowych
firmy francuskie, niemieckie i rosyjskie. Sam jednak z irackiej ropy skorzystał niewiele, bo ruch oporu niemal całkowicie uniemożliwił eksploatowanie złóż.
Okupacja Iraku miała wyglądać
tak jak okupacja Niemiec czy Japonii
po II wojnie światowej – a wtedy była spokojna i w sumie akceptowana
przez społeczeństwa tych krajów. Irak
miał być przekształcony w państwo demokratyczne, ustrojowy wzorzec dla
wszystkich krajów arabskich. Te nadzieje wzięły w łeb i taką opinię podziela dziś 65 proc. Amerykanów.
Nadchodzi pora rozliczeń i szukania winnych. Nawet amerykańscy
eksperci przyznają, że generałowie
USA byli tak pewni swej przewagi, że
źle przygotowali się do wojny.
Gdy po pozornym zwycięstwie
– rozbiciu regularnych wojsk irackich – nadeszła faza opanowania
terenu, Amerykanie zetknęli się
z wrogiem, jakiego dotąd nie znali.
Z partyzantką miejską, która strzelała
niem tego zespołu jest szukanie rozwiązania pośredniego między dwiema opcjami. Pierwsza z nich to „trzymać kurs”, a druga – „skończyć walkę i uciekać”. Komisja nie bierze już
właściwie pod uwagę możliwości zwycięstwa w Iraku. Po raz pierwszy natomiast rozważa ewentualność rozpoczęcia negocjacji pokojowych z ruchem oporu.
Do niedawna siły walczące przeciw Amerykanom nazywano wyłącznie terrorystami, a „z terrorystami się
nie negocjuje”. Gdyby jednak Amerykanie w Iraku mieli do czynienia
tylko z terrorystami Al-Kaidy, sytuacja byłaby znacznie prostsza. Ale
Irak stoi dziś w obliczu wojny domowej między arabskimi sunnitami i szyitami, którzy reprezentują dwa nurty
w islamie, natomiast uzbrojeni Kurdowie tylko czekają, aby rozpocząć
zbrojną walkę o własną niepodległość.
Te konflikty mogą się rozszerzyć
na inne obszary – od Libanu po Pakistan. James Baker uważa, że wojnie
domowej położyłby kres podział Iraku na trzy autonomiczne regiony, przyznaje jednak, że nakreślenie między
nimi czytelnych granic jest niezwykle
trudne. Znaczna część ludności mieszka w wielkich miastach – Bagdadzie,
Basrze, Mosulu, gdzie przedstawiciele wszystkich trzech społeczności sąsiadują ze sobą przy tych samych ulicach, często w tych samych domach.
W roku 1921 Winston Churchill
po rozpadzie imperium otomańskiego osobiście nakreślił na mapie granice nowego państwa – Iraku. Jak
przystało na prawdziwego imperialistę, zlekceważył fakt, iż w granicach
jednego państwa zamknął trzy grupy religijno-etniczne.
Churchill scalił Irak, a dziś Baker chce go znów dzielić. Ani wówczas, ani dziś nikt nie spytał o zdanie Irakijczyków.
JANUSZ CHRZANOWSKI
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
OT, PSOTNIK...
Seattle University to najbardziej
prominentna uczelnia jezuicka
w USA. Niedawno na stanowisko jej prorektora mianowano ks.
Tony’ego Harrisa – żartownisia.
John Bollard, obecnie dyrektor
programowy Uniwersytetu Kalifornijskiego, ujawnił, że gdy studiował
w seminarium duchownym w San
Francisco, przez 6 lat narażony był
na dokuczanie i zaczepki o podtekście seksualnym: np. Thomas Gleason, dziekan jezuickiej Szkoły Teologicznej, zaproponował mu, by się
wspólnie onanizowali. Ks. Andrew
Soleto, wykładowca seminarium, zachęcał nieustannie do rajdu po gejowskich barach, zaś wspomniany ks.
Tony Harris wysyłał mu całe serie
pornograficznych kartek pocztowych,
takich jak ta: goły pan z organem na
baczność i podpis Harrisa: „Myślałem, że to może cię zainspirować do
teologicznych przemyśleń”. Wreszcie
Bollard miał tego tak dosyć, że wystąpił z seminarium i zarzucił plan
zostania księdzem. Swoje doświadczenia upublicznił w popularnym programie TV CBS „60 Minutes”. Potem wystąpił przeciw jezuitom do sądu i otrzymał od nich milion dolarów odszkodowania.
Teraz znów zabiera głos publicznie i mówi, że nie może patrzeć, jak
taki zboczeniec robi karierę na katolickim uniwersytecie. W odpowiedzi prowincjał zakonu jezuitów ks.
John Whitney określił Harrisa jako wzorowego zakonnika i oświadczył, że „homopornograficzne kartki miały być zabawne”.
TN
BIBLIJNY SMAK
Niezdrową, tuczącą i genetycznie
modyfikowaną żywność typu fast
foods firma Logia z Orlando na Florydzie proponuje zamienić na bible
foods – biblijną żywność, „produkowaną wyłącznie na bazie składników, jakie Pan Bóg stworzył”.
Największym hitem bible foods
mają być biblijne batoniki („Bible
Bar”), w skład których wchodzi siedem biblijnych ingrediencji: pszenica, jęczmień, miód, figi, olej z oliwek,
winogrona i granaty. Bible Bar, wedle zapewnień producenta, dostarczają kompletu białek, węglowodanów,
tłuszczów nienasyconych, witamin, minerałów, enzymów oraz błonnika
i mają tylko 190 kalorii. 60-gramowe
batony o „fantastycznym biblijnym
smaku” za około 1,95 dolara można
kupić w przykościelnych sklepach,
chrześcijańskich księgarniach, aptekach, sklepach ze zdrową żywnością
i szkolnych sklepikach.
AK
SCHIZMA
– na temat obrony heteroseksualnego charakteru małżeństwa. Oto priorytety! Innych nie było.
ZW
PAPIEŻ JEST DIABŁEM?
Do walki o miejsce w Izbie Reprezentantów parlamentu USA
między demokratkę Patty Wetterling a republikankę Michele Bachmann wmieszał się Antychryst.
Prominentni katolicy ze stanu Missouri (pod przywództwem senatora Toma Eagletona) otwarcie
sprzeciwili się stanowisku Kościoła katolickiego, który agituje
za zakazem badań nad komórkami macierzystymi.
W liście kolportowanym przez Internet członkowie grupy oświadczają: „Czujemy obowiązek sprzeciwić się
dezinformacjom i taktyce zastraszania, stosowanej przez oponentów badań, w tym Kościół”.
List stanowi odpowiedź na pismo
biskupów z Missouri, wzywający wiernych do odrzucenia poprawki do stanowej konstytucji, która legalizowałaby takie badania. Hierarchowie
stwierdzają – niezgodnie z prawdą
– że pieniądze na nie wzięto by z funduszy na pożyczki dla studentów oraz
opiekę zdrowotną. Biskup Robert
Finn alarmuje, że takie badania są
„absolutnie niemoralne”.
TW
BISKUPI RADZĄ
Telewizja pokazała wyszczerzonych, zadowolonych z siebie i odprężonych hierarchów amerykańskich, rozpoczynających posiedzenie konferencji biskupów. To
dobra mina do złej gry...
Księży brakuje, frekwencja na
mszach coraz mniejsza, do protestantów masowo odpływają nawet Latynosi. Cztery diecezje ogłosiły bankructwo z powodu afer seksualnych
księży, zamyka się parafie, bo nie ma
na ich utrzymanie, sprzedaje się świątynie. Budżety diecezji świecą pustkami. Cienko. Wręcz katastrofalnie...
Tymczasem bp Skylstad, przewodniczący konferencji amerykańskich biskupów i lider diecezji Spokane (jedna ze zbankrutowanych
z powodu pedofilii), tematem swego
inauguracyjnego wystąpienia uczynił
biadanie nad upadkiem obyczajów
i wulgaryzmami. „Pożałowania godne ataki osobiste zastępują zdrową
debatę publiczną, kultura masowa
i media degradują ludzką godność,
ukazują przemoc i wulgarny seks. To
zredukowanie seksualizmu, owego
bożego daru kreacji, do ordynarnej
żądzy zmysłów i rekreacji. Ludzie
coraz częściej nie są dziećmi Boga,
są towarem do wykorzystania” – tak
bp Skylstad kreślił obraz apokalipsy. Akurat dobrze pasuje to do czynów jego kolegów i podwładnych
gwałcących dzieci.
Rozprawiano też obszernie na temat kościelnego zakazu antykoncepcji i wartości komunii świętej oraz nad
nowymi wytycznymi postępowania
z katolikami gejami. A przy okazji
15
ZE ŚWIATA
Synod Kościoła luterańskiego,
którego Bachmann jest członkiem,
utrzymuje, że papież jest Antychrystem. Skłoniło to dziennikarzy do zapytania republikańskiej kandydatki
o to, jak zamierza zabiegać o głosy
katolików, skoro jej Kościół uznaje
ich lidera za diabła. Bachmann odparła, że to nieprawda.
Ale to akurat zapewnienie Bachmann jest kłamstwem, bo od XVI
wieku protestanci, zwłaszcza Marcin Luter, głoszą taki pogląd. Pastor
kościoła Bachmann, Jonathan
Brohn oświadczył ostatecznie, że „Biblia uznaje za Antychrysta kogoś, kto
zajmuje miejsce Chrystusa. Za takiego należy uznać papieża, bo usiłuje
stać między człowiekiem a Bogiem
i przypisuje sobie władzę boską”. Również strona internetowa synodu luterańskiego stwierdza, że identyfikuje
papieża z Antychrystem.
TN
KONCEPCJA
ANTYKONCEPCYJNA
Biskupi amerykańscy znów przypuszczają szarżę na swój ulubiony cel: środki antykoncepcyjne.
Sprawie tej poświęcony jest projekt dokumentu pt. „Miłość małżeńska i dar życia”, który ma zostać przedstawiony na jesiennym
posiedzeniu generalnym konferencji biskupów w Baltimore.
Hierarchowie w ramach wstępnego ostrzału artyleryjskiego nie pozostawiają wątpliwości, że produkty
zapobiegające niepożądanej ciąży są
z piekła rodem. „Zakłócają intymność małżeńską”, „Przyczyniają się
do obniżenia w społeczeństwie szacunku wobec małżeństwa i życia” itd.
Kościelni dostojnicy zastrzegają
jednak, że nie chodzi im o sytuację,
w której każdy stosunek kończy się
zapłodnieniem, a to z kolei – rozkoszną pamiątką dziewięć miesięcy później. Projekt dokumentu reklamuje
stary, ale zdaniem Kościoła wciąż jary sposób, określany przez niechętnych mu jako watykańska ruletka. Tylko „naturalne planowanie rodziny
umożliwia parom małżeńskim współpracę ciał wedle bożego projektu”.
Jak wiadomo, owa współpraca ciał,
nawet pod okiem tak doniosłego projektanta, nie gwarantuje sukcesu i często się kończy nieprzyjemną niespodzianką, ale na tej stronie zagadnienia biskupi nie skupiają się w ogóle.
W swej łaskawości rozgrzeszają małżonków za podejmowanie współżycia
płciowego nawet wtedy, gdy nie myślą tylko o potomku.
Projekt dokumentu przedstawił
prezes biskupiego komitetu ochrony
życia, kardynał William Keeler
z Baltimore. Szkic aborcjobójczego
dokumentu przedstawiono parom na
kursach przygotowawczych do małżeństwa w czterech diecezjach USA.
78 proc. kursantów uznało go za pomocny – cieszy się Keeler. Pewnie
znacznie mniej cieszy go oraz jego
kolegów inna wieść: tylko 4 procent
katolickich małżeństw stosuje naturalne planowanie rodziny. To taki sam
odsetek jak w innych wiarach oraz
wśród niewierzących.
ZW
MACICA NADAL WOLNA
Ultrakonserwatyści rządzący Południową Dakotą zalegalizowali
(a przynajmniej tak im się wydawało) najbardziej restrykcyjne prawo antyaborcyjne w USA.
Zabieg przerwania ciąży był dopuszczalny tylko w przypadku ewidentnego zagrożenia życia nosicielki płodu. Gwałt lub kazirodztwo nie
były dostatecznym powodem do usunięcia go. W ten sposób kobieta stawała się więźniem plemnika, niezależnie od sposobu, w jaki wniknął
on do jej macicy.
Ustawa wzbudziła na tyle znaczący sprzeciw, że mimo oporu władz
udało się przeforsować przeprowadzenie referendum na temat jej obowiązywania. Miało ono miejsce przy
okazji wyborów uzupełniających do
Kongresu 7 listopada i zaowocowało
odrzuceniem restrykcyjnego prawa.
Jest to poważny cios dla religijnych konserwatystów. Prawo, które
przeforsowali, miało w zamyśle doprowadzić do serii sądowych apelacji, aż do Sądu Najwyższego USA
włącznie. Tam – jak sądzili – miało
się udać, dzięki dwu wprowadzonym
przez Busha prawicowym sędziom,
anulowanie zgody na aborcję obowiązującą od 1973 roku.
– Większość Amerykanów opowiada się za wolnością wyboru dla
kobiety i nie pozwoli na unieważnienie werdyktu w sprawie Roe versus Wade, który legalizował prawo
do aborcji – powiedziała Nancy Keenan, prezes organizacji Ameryka za
Wolnością Wyboru.
PZ
GRZECH OBŻARSTWA
Otyłość Amerykanów osiągnęła tak
rekordowy poziom, że zaniepokoił się nawet Kościół katolicki.
Kwestiom poprawy stanu zdrowia
i higieny życia po raz pierwszy poświęcił list pasterski biskup diecezji Charleston w Zachodniej Wirginii, Michael Bransfield. Stan ten przoduje
w USA, jeśli chodzi o liczbę ludzi cierpiących na nadciśnienie, zawały serca oraz wylewy krwi do mózgu. Jest
na trzecim miejscu pod względem palenia i otyłości. Statystyczny obywatel
tego stanu straci wszystkie zęby przed
65 rokiem życia.
Biskup, mówiąc o tych problemach, jako czynniki sprawcze wymienił niezdrową dietę, brak aktywności fizycznej oraz brak dostępu do
opieki zdrowotnej. Wezwał do przeznaczenia większych funduszy na
opiekę społeczną i publiczną służbę
zdrowia oraz serwowanie zdrowej
żywności w szkolnych stołówkach.
Zaanonsował, że jego diecezja przeznaczy 400 tys. dolarów na stypendia dla szkół oraz organizacji, które
zajmą się problemami wzmiankowanymi w liście pasterskim.
Także inne Kościoły zaniepokojone są stanem zdrowia Amerykanów. Z podobnym programem wystąpili baptyści. Obecnie 45 mln Amerykanów pozbawionych jest ubezpieczenia zdrowotnego i liczba ta systematycznie rośnie, zwłaszcza od czasu, gdy władzę objął Bush i republikanie. Koszty opieki zdrowotnej dramatycznie idą w górę, podobnie jak
dochody firm ubezpieczeniowych oraz
lekarzy.
JF
BAŁWAN ZAMIAST CHRYSTUSA
Królewska poczta brytyjska znalazła się w ogniu krytyki konserwatystów religijnych, którzy oskarżyli ją o zamiar wyrugowania Chrystusa ze świąt Bożego Narodzenia.
Poszło o to, że na tegorocznej serii znaczków świątecznych jest tylko
bałwan, choinka i renifer, a Chrystusa czy innych symboli chrześcijańskich – ani śladu. Poczta tłumaczy
się, że w jednym roku przed świętami wypuszcza znaczki religijne, w drugim zaś świeckie, by zadowolić wszystkich. „Chodzi o celebrowanie wszystkich aspektów świąt” – stwierdził
rzecznik poczty. Te wyjaśnienia nie
uspokoiły dewotów: Paul Wooley,
dyrektor chrześcijańskiego ugrupowania Theos, oskarżył pocztowców
o „usuwanie religii ze znaczków, zamiast pozwolić jej tam właśnie rozkwitać”.
JF
16
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (14)
Pierwsze przywileje
W roku 1177 biskup krakowski Gedko wraz z wojewodą
Stefanem wypędzili z Krakowa księcia seniora Mieszka III
Starego. Uzurpator Kazimierz odwdzięczył się klerowi
przywilejem immunitetowym.
Mieszko III Stary (1126–1202),
książę wielkopolski od 1138 r., krakowski w latach 1173–1177, 1191 i od
1198, był czwartym synem Bolesława III Krzywoustego i Salomei, hrabianki Bergu. „Zachwycały się nim
kraje ościenne, sprzyjała mu zewsząd
świetność władców, nawet najodleglejszych, rosła wszelka chwała zaszczytów, uśmiechał się cały wdzięk fortuny. Nigdy mu nic nie brakowało, ani
spełnienia się życzeń, ani wojennych
triumfów”. Tak pisał o Mieszku III
przedstawiciel wrogiego mu obozu
politycznego, biskup-kronikarz Wincenty Kadłubek. Ocena ta, podnosząca ponad realną wartość jego czyny, służyć miała przywołaniu skojarzeń ze słynnym w starożytnej Grecji Polikratesem. Jak Polikrates
– znany ze złudnego szczęścia – runął u szczytu chwały i w tragiczny sposób dokonał żywota, tak i Mieszko
III miał doznać podobnej katastrofy.
Objąwszy w roku 1173 – jako najstarszy przedstawiciel rodu piastowskiego – senioracki tron krakowski,
Mieszko III postawił sobie za cel nadrzędny przywrócenie zachwianego autorytetu władzy centralnej. Dążył do
utrzymania prestiżu zwierzchniej władzy książęcej i jedności państwa. Polityka ta była zaprzeczeniem wszystkiego, co do tej pory robił. Jeszcze
nie tak dawno współdziałał bowiem
ze świeckimi możnowładcami i duchowieństwem w osłabieniu władzy
monarszej podczas konfliktu z Władysławem II. Teraz poddał i jednych,
i drugich kontroli, hamując m.in. przechwytywanie przez nich państwowych
F
pieniędzy. Jego polityka skarbowa była celowa i stanowcza. Podatki i zasądzone kary grzywny ściągano nadzwyczaj surowo. Popularności nie
przyniósł również Mieszkowi III jego pozytywny stosunek do Żydów.
Książę opiekował się nimi, dzięki czemu nie dochodziło do takich prześladowań i poniewierania ich godności,
jak na zachodzie Europy. Nadał im
status servi camerae, który przewidywał, że za wyrządzenie Żydom krzywdy grozić będzie podobna kara, jak
za wykroczenia popełnione wobec
skarbu książęcego.
Na czele licznych malkontentów
niezadowolonych z polityki księcia seniora stanęli biskup krakowski Gedko i wojewoda Stefan. Polityka „księcia całej Polski” nie odpowiadała ich
interesom. Do buntu wciągnięci zostali m.in. syn Mieszka III Odon oraz
młodszy brat seniora – Kazimierz (nazwany później Sprawiedliwym). Do
ostatecznego sfinalizowania przygotowań do rokoszu doszło na zjeździe
w Gnieźnie w 1177 r. Wśród biskupów spiskowców zabrakło wówczas
jedynie Gedki, który w tym czasie
intensywnie podkopywał w Krakowie
władzę seniora. Wezwany przez Gedkę Kazimierz przybył do Krakowa,
zaś załoga Mieszka III na Wawelu
poddała gród; zamach wykonano podczas nieobecności wielkiego księcia
w dzielnicy krakowskiej. Do jego wygnania – co szczerze przyznał Kadłubek – „przyczynił się nie tyle oręż
brata, ile wiarołomstwo przyjaciół”.
Rządy Kazimierza były czystą
uzurpacją, bo stanowiły pogwałcenie
rancja dorobiła się swojego pierw szego Salmana Rushdiego – człowieka, który ośmielił się napisać krytycznie
o Koranie i stał się ofiarą fatwy, religijnej klątwy. Niech jednak nikt nie myśli,
że tylko muzułmanie mają wyłączność na
skuteczne wyklinanie niepokornych.
Historia Roberta Redekera, którą żyje
Francja od kilku tygodni, w Polsce jest mało
znana. Ten profesor filozofii w jednym z francuskich liceów ośmielił się napisać pod własnym nazwiskiem na łamach „Le Figuro”, że
Koran jest księgą nawołującą do przemocy. Nie
trwało długo, a w Internecie opublikowano
religijne przekleństwo pod jego adresem, które, przynajmniej teoretycznie, upoważnia każdego muzułmanina do zabicia Redekera choćby na ulicy, jak psa, jako bluźniercę. W tym
samym czasie na islamistycznych stronach opublikowano jego zdjęcie oraz fotkę jego domu
wraz z adresem. Przeklęty, wiedząc, że zagrożone jest życie jego i najbliższych, schronił się
testamentu Bolesława Krzywoustego. Seniorem nie mógł być nawet po
wygnaniu Mieszka III, bo starszy od
niego w rodzie piastowskim był bratanek – Bolesław Wysoki. Należało
tedy stworzyć taką zasadę prawną,
w myśl której władza zwierzchnia
byłaby związana odtąd nie z najstarszym wiekiem członkiem dynastii, lecz
z posiadaniem dzielnicy krakowskiej,
dotąd seniorackiej, a następnie uzyskanie podstawy prawnej dla posiadania przez Kazimierza tejże dzielnicy. Aby to zrealizować, w 1180 r.
zwołano w Łęczycy wielki zjazd.
Oprócz dostojników świeckich przybył arcybiskup gnieźnieński Zdzisław,
a z nim ośmiu biskupów. Obrady toczyły się we wspaniałej romańskiej
kolegiacie, zaś sama uchwała polityczna, dająca utwierdzenie rządów Kazimierza, przeszła gładko. Trudno się
zresztą temu dziwić, zważywszy, że
przeforsowali ją ci sami ludzie, którzy osadzili Kazimierza na tronie krakowskim. Największym zwycięzcą zjazdu
czy wiecu łęczyckiego
był jednak kler. Kościół polski od dawna już, podobnie jak
to wcześniej nastąpiło w środkowej i zachodniej Europie,
dążył do zdobycia
niezależnego stanowiska w państwie. Dla
dążeń tych korzystne były walki wewnętrzne, bratobójcze, pomiędzy książętami
dzielnicowymi a seniorem.
Jak trafnie zauważyli R.
Grodecki i S. Zachorowski („Dzieje Polski średniowiecznej”, t.1), im mocniej
stał tron książęcy w sporach
pod opiekę policji, która ukrywa całą rodzinę
Redekerów w nieznanym miejscu.
Tysiące osób podpisały listy poparcia dla
Redekera, a środowiska laickie, z marnym
zresztą skutkiem, wezwały francuskich duchow-
kościelnych wobec ciosów kar kościelnych i gromów klątw, tym bardziej
otwierała się przed biskupami inna
droga wiodąca do celu – droga popierania książąt uległych rozkazom hierarchii kościelnej i szczodrych w nadaniach przywilejów”. Pierwszym wielkim osiągnięciem Kościoła katolickiego w Polsce był ogólny przywilej
dla duchowieństwa, nadany właśnie
na zjeździe w Łęczycy, który zapoczątkował ekonomiczne uprzywilejowanie polskiego kleru. Książę Kazimierz aktem państwowym zrzekł się
niektórych uprawnień przysługujących do tej pory książętom; ograniczył podatki dla duchowieństwa oraz
uwolnił ich dobra od dwóch odwiecznych i ściśle dotychczas przestrzeganych praw. Jedno z nich głosiło, że
urzędnicy książęcy mogą żądać podwód i żywności w czasie podróży. Drugie – znane w całej Europie iusspolii, czyli prawo łupu – dawało prawo
do zaboru majątku po zmarłych biskupach. Był to pierwszy w dziejach Polski immunitet nadany nie
pojedynczej osobie, lecz całej grupie społecznej.
Duchowieństwo – ujęte korzystną dla siebie uchwałą – poparło polityczne postulaty Kazimierza w kurii rzymskiej. Papież Aleksander III
uznał bunt wobec prawowitego władcy i jego wygnanie
klątwa. Jej ofiarą licznie padali królowie i książęta, całe miasta, a nawet kraje. Z klątwą
właściwie postąpił Luter, który odważnie wyszydził ją publicznie i spalił jej tekst. Dzięki
odwadze jego i protestanckich książąt i kró-
ŻYCIE PO RELIGII
Z dziejów przeklętych
nych muzułmańskich do publicznego potępienia klątwy. Pojawiły się jednak liczne głosy przestraszonych, którzy twierdzili, że wykładowca filozofii sam sobie jest winien, bo...
ośmielił się krytykować religię.
Otóż to – Redeker wszedł właśnie do
długiego szeregu ofiar religijnej histerii. Katolicyzm przez stulecia utrzymywał w posłuszeństwie Europę za pomocą broni, jaką jest
lów pół Europy zrzuciło na trwałe jarzmo watykańskiej religii.
Czasy katolickich klątw minęły tylko dlatego, że Kościół stracił moc egzekwowania ich,
jednak nie skończyły się publiczne potępienia.
Przedstawiciele Kościoła potępiali m.in. w ostatnich latach marsze mniejszości seksualnych
w Polsce. Jednym z ich skutków była słynna
napaść środowisk katolicko-kibolskich na marsz
za uzasadnione i zatwierdził bullą
uchwały zjazdu łęczyckiego. Walka
duchowieństwa polskiego o ziemie
była walką o doczesne, materialne, finansowe interesy papiestwa. Z każdym nowym majątkiem zdobytym
przez kler polski, wzrastał ilościowo
i procentowo odpływ bogactw z Polski do kasy papieskiej. Wzrost władzy politycznej duchowieństwa oznaczał również wzrost władzy papieskiej,
bowiem biskupi spełniali z reguły
wszystkie rozkazy papieża.
Od momentu wygnania Mieszka
III Polska posiadała de facto dwóch
skłóconych ze sobą książąt zwierzchnich, a nadto kilku książąt dzielnicowych. W 1191 r. Mieszko III pod nieobecność Kazimierza i mimo zbrojnego oporu zorganizowanego przez
biskupa Pełkę opanował na krótko
Kraków. Zaraz potem Kazimierz gród
odbił. Trzy lata później niespodziewanie zszedł z tego świata, a stało
się to podczas uczty, gdy weselono się
po udanej wyprawie na pogańskich
Jaćwingów. Książę, wychyliwszy mały puchar, osunął się na ziemię
i umarł. „Nie wiadomo, czy zgasł [dotknięty] chorobą, czy trucizną”, zaznaczył świadek tej sceny – Kadłubek.
Mieszko III ponownie zorganizował
wyprawę na Kraków. Poniósł jednak
klęskę w jednej z najkrwawszych bitew okresu Polski dzielnicowej – bratobójczej bitwie pod Mozgawą w 1195
roku. Duchowni osadzili na tronie
krakowskim swojego faworyta, niespełna 8-letniego Leszka Białego,
syna Kazimierza.
A jednak Mieszko III
uwiecznił zabiegi całego swojego życia powodzeniem
– wrócił do Krakowa i panował tam aż do śmierci.
W opinii historyków ten
ostatni powrót równy był
kapitulacji. Mieszko III
objął bowiem rządy na
podstawie ugody z biskupem Pełką i wojewodą
Mikołajem, zostawiając im decydujący
wpływ na rządy.
ARTUR CECUŁA
krakowski w 2004 r., rozgrzeszona zresztą później przez arcybiskupa Tadeusza Pieronka.
Ofiarą publicznych potępień z ambon i mediów katolickich padał wielokrotnie nasz tygodnik. Jednym ze skutków katolickiej fatwy
są nieustanne kłopoty z reklamą „Faktów i Mitów”. Rozmaite media odmawiają nam płatnej reklamy (ostatnio TVN i Polsat) wbrew
własnym interesom ekonomicznym. Jedynym
logicznym wytłumaczeniem takiego działania
jest strach przed reakcją Kościoła i środowisk
z nim związanych.
Dobrą odpowiedzią na klątwę jest jej ignorowanie i ośmieszanie, bo samozwańcza tak
zwana powaga Kościoła niczego tak źle nie
znosi jak śmiechu i ironii, które działają tak
skutecznie jak szpilka na rozdęty balon. Potępienia mułłów i arcybiskupów trzeba stale
i metodycznie lekceważyć, bo „religijne autorytety” tak długo są groźne dla wolności słowa, jak długo ktokolwiek traktuje je poważnie.
MAREK KRAK
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
J
an Medyceusz karierę duchowną rozpoczął prędko, bowiem już w wieku 17 lat został kardynałem Florencji.
Urzędem nie cieszył się zbyt długo,
gdyż dwa lata później jego rodzina na
skutek rozruchów ludowych została
zmuszona do opuszczenia Florencji
i do 1512 r. Medyceusze stracili nad
nią władzę. Po odzyskaniu władzy
przez familię Giovanni ponownie
otrzymał kościelny urząd. Tym razem
już „nieco” wyżej – w 1513 r., w wieku 37 lat, został papieżem.
Po objęciu władzy w Rzymie zaapelował do towarzyszy bardzo osobliwie: „Niech nasz pontyfikat będzie
radosny!”. I takim miał się on stać.
Papież miał wielkie upodobanie nie
wyjątkowy. Inni, poza kilkoma wyjątkami, zachowywali pozory pobożności, a on niemal się ich wyzbył.
Oczywiście dla ludu „wikariuszem
Chrystusa” musiał pozostać, gdyż
tego się domagał interes ekonomiczny, jednakże wobec arystokratycznego „towarzystwa” był sobą: „Ile
korzyści przyniosła nam i naszym
ludziom bajeczka o Chrystusie, wiadomo” – mówił.
Z drugiej strony, Leon X był zafascynowany cywilizacją i umysłowością starożytnych pogan. „Kościół
dosłownie do cna wyczerpany urokami humanizmu, upojony własnym
upadkiem, filozofuje na temat gorzkiego losu świata, czerpiąc natchnienie z Platona i Hermesa Trismegisto-
PRZEMILCZANA HISTORIA
„W tych warunkach nie mogło być
mowy o krystalizowaniu się istotnie
chrześcijańskich nastrojów i przekonań. Raczej w stosunku do owych przekonań zaczynała narastać opozycja
(...), warstwy wyższe obrały sobie orientację antyreligijną (...). W rzymskim
świecie towarzyskim należało do dobrego tonu zaprzeczać podstawowym
zasadom chrześcijaństwa. Wedle słów
ojca Bandino, ktoś, kto nie wyrażał
błędnych mniemań na temat chrystianizmu, nie mógł uchodzić tam za człowieka oświeconego. Na samym dworze o zasadach Kościoła katolickiego,
o fragmentach Pisma Świętego mówiono jedynie w sposób żartobliwy; tajemnice wiary znalazły się w pogardzie” (Leopold von Ranke).
papieża Innocentego VIII – musiał
jej sprawić wspaniałą wyprawę.
Wobec tego zupełnie zrozumiałe
jest, że zmuszony był czynić wiele starań o jak największe i najłatwiejsze
pomnożenie swych dochodów. Godność sprawowana dawała mu tutaj
spore pole do popisu. Tak więc po
pierwsze ogłosił bullę (1514) stanowiącą odnowienie odpustu powszechnego dla całego chrześcijaństwa na
budowę Bazyliki św. Piotra, co zostało zrealizowane w praktyce w roku 1517 w Niemczech. Otóż odstąpił
tam papież „jeneralny najem odpustów” kardynałowi Albertowi Hohenzollernowi, szczęśliwemu posiadaczowi trzech biskupstw, które nabył nieco wcześniej. Obaj dogadali się w po-
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (32)
Papież ateista
Leon X, właściwie Jan Medyceusz (1475–1521)
z Florencji, syn Wawrzyńca Wspaniałego,
wywodził się ze znakomitego włoskiego rodu
Medyceuszy (wydali trzech papieży).
tylko do teatru („Nie znalazłoby się
ani jednego utworu, którego Leon nie
byłby pierwszym widzem”), ale nade
wszystko do muzyki.
Równie wielką – o ile nie większą! – jego słabostką był przepych,
co raczej na dobre mu nie wychodziło, najbardziej zaś finansowo. Już
jego wstąpienie na tron było zwiastunem tej słabości: tysiąc artystów
ozdobiło drogę jego pochodu łukami, ołtarzami, posągami i girlandami. On przebył ją na białym koniu, ubrany w jedwabne szaty i gronostaje. Wjazdowi towarzyszyło 112
szambelanów, a czterech służących
niosło jego korony i mitry. Uroczystość kosztowała 100 tysięcy dukatów – jedną siódmą tego, co Juliusz pozostawił w skarbcu papieskim. Nie można narzekać również
na brak kobiet, od kiedy sprowadzili się do Rzymu Giuliamo Medici z młodą małżonką i dworem.
Na wieść o tym kardynał Bibbiena pisał: „Bogu niech będzie chwała, albowiem nie brakuje tu niczego
poza damskim dworem”.
Wiara Leona X była nad wyraz
wątła – mówiąc ściślej: był ateistą.
Wychwalając go, pisze o nim d’Aubigné: „Co się atoli uczucia religijnego dotyczy, to tego u Leona nie było zgoła ani śladu”. Inny historyk,
Pietro Sarpi, prowincjał zakonu
serwitów, pisał: „Był to człowiek
tak przyjemny, iż można by go nazwać doskonałym, gdyby tylko choć
trochę miał wyrozumienia dla spraw
religii, i choć trochę był skłonnym do
pobożności, o którą się nigdy prawie
nie troszczył”. Wprawdzie wielu innych papieży też można określić
mianem świadomych lub nieświadomych ateistów, ale Leon X był
sa, konsumuje bogactwa doczesne
nagromadzone w wiekach żarliwości
i wznosi pomniki, by upamiętnić swą
wielkość w momencie, kiedy zapowiada się nieubłagany schyłek” (Minois). Jak pisze religioznawca Reinach: „Rzym był wtedy tak pogańskim, tak zakochanym w starożytności i piękności plastycznej, że bez
brutalnego zaskoczenia przez Reformację, byłby może poprowadził sam
świat kulturalny ku stanowi, w jakim
go ujrzano w XVIII wieku. Kardynał Bembo, poufały przyjaciel Leona
X, odmawiał czytania listów św. Pawła, z obawy, jak mówił, zepsucia swej
łaciny cycerońskiej”. Byli to ci, których zwano ciceronianami – renesansowi duchowni rozmiłowani
w starożytności, czujący odrazę do
Biblii, nie tyle za jej „bajeczki”, co
za prostacki styl. Jeden z nich mówił, iż „Nowy Testament to księga
pełna gadzin i ciernia”. Oni to tłumaczyli pisma testamentowe z ich
grubego stylu „na język Horacego
i Wergiliusza”. Wspomniany kardynał Bembo, kiedy musiał mówić
o chrześcijańskich prawdach, nadawał im „nową jakość”: np. zamiast
sformułowania „Duch Święty” pisał
o „powiewie niebieskiego zefiru”; zamiast „odpuść nam nasze grzechy, Panie” – „przejednajmy dusze umarłych i najwyższe bogi”; zamiast
o „Chrystusie, Synu Bożym” – pisał
o „Minerwie, która wyszła z głowy
Jowisza”. Kiedy pewnego razu zastał
swego znajomego Sodaleta tłumaczącego tekst listu św. Pawła do Rzymian, rzekł mu: „Zaniechaj tych dziecinnych rzeczy, takie baśnie nie przystoją dla statecznego człowieka”.
Takie było środowisko Leona X.
W nim czuł się jak ryba w wodzie.
Najsłabszą stroną Leona był zmysł
ekonomiczny, którego posiadał tyle,
co i pobożności – był fatalnym gospodarzem i jako „najbardziej rozrzutny pontifeks wszech czasów” (H. Herrmann) pozostawił Państwo Kościelne w długach. Stąd mówiono o nim,
iż „roztrwonił trzy papiestwa”: zastane po poprzedniku, swoje oraz swojego następcy, któremu pozostawił
800 tys. dukatów zobowiązań. Potrzeby były przepastne: wojny, uczty, nepoci, protekcja nauki i sztuki, gry, zabawy i inne zachcianki człowieka
chcącego czerpać z życia pełnymi garściami – pochłaniały wszystko. „Żaden dwór w świecie nie mógł, co do
przepychu i zabaw, przyrównywać się
do dworu papieża” (d’Aubigné).
Nie mógł sobie nawet odmówić
stałych gestów wobec ludu – co dzień
musiał mieć pełen pugilares złota, aby
je rzucać przed lud. Kiedy siostra jego wychodziła za księcia Cibo – syna
dziale zysków za „niemieckie grzechy”.
W całym przedsięwzięciu partycypowali również sławni bankierzy Fuggerowie, którzy udzielili Albrechtowi dużego kredytu na spłacenie dyspensy papieskiej, pod zastaw jego części zysków przypadających z odpustów. Opisując ten nieźle zaplanowany interes, pisze z oburzeniem historyk Tühle: „Jeśli jednak odpusty są
użyczeniem zasług nabytych przez krew
Chrystusa, to podobne traktowanie odpustu – jako zabezpieczenia pożyczki
udzielonej przez wielki dom bankowy
– wydaje się co najmniej czymś skandalicznym”. Stało się to bezpośrednim powodem wystąpienia Lutra.
D’Aubigné opisuje niezwykle zabawne zdarzenie z życia tego papieża... Oto w kilkanaście dni po wystąpieniu Lutra, którym się zrazu nie
bardzo zainteresował, Leon wystawił odręcznie napisany nakaz dla swego poborcy opłat odpustowych od
17
Niemców, w którym wzywa go do
przekazania mu niezwłocznie 147
złotych dukatów, których zabrakło
na zakup rękopisu 33. księgi Liwiusza. Pokpiwa sobie historyk: „Był to
zaiste jeszcze najlepszy sposób użycia
pieniędzy zebranych w Niemczech, lepszy niż każdy inny praktykowany przez
papieżów, lubo zawsze to zastanawia, iż trzeba było najprzód dusze ludzkie wybawić z czyśćca, by z dochodów zebranych nabyć rękopis opisu
wojen rzymskich” (d’Aubigné).
Drugim sposobem na dobry dochód była symonia, czyli sprzedawanie urzędów kościelnych. W obliczu
potrzeb namnożył tych urzędów ponad miarę, ale zysk był przyzwoity
– w czasie swego pontyfikatu zarobił
na tym około trzech milionów dukatów. Sprzedawał temu, kto chciał kupić – dla ośmioletniego chłopca zakupiono u niego arcybiskupstwo lizbońskie, a diecezja mediolańska dostała
się jedenastolatkowi! Spory dochód
osiągnął na sprzedaży kardynalskich
kapeluszy, w cenie były też biskupie
pallia. Powołał całe mnóstwo koniuszych, „kawalerów św. Piotra” i innych
bożych urzędników, których stanowiska przynosiły dochód zarówno papieżowi, jak i ich piastunom. Wzbogacał się wreszcie na tym samym, co
i jego poprzednicy: dzięki podbojom...
Wojenne doświadczenie Giovanni zdobył, zanim jeszcze wstąpił na
stołek św. Piotra. Papież Juliusz II
powierzył mu dowództwo nad swą
armią w Romanii. Wprawdzie Leon
nie był tak wojowniczy jak jego poprzednik, lecz i on prowadził szereg
kampanii wojennych. Głosił również
ideę krucjaty. Ale nie szermował już
hasłami wyzwolenia Grobu Chrystusa, lecz mówił o... odbiciu cennych
manuskryptów Greków i Rzymian.
Papieskie kampanie toczyły się
przede wszystkim przeciwko księciu
Urbino i Mediolańczykom. Czyniono papieżowi wyrzuty z powodu ataku na Urbino, gdzie jego familia znalazła schronienie w czasie banicji. Jednak przyczyną ataku była zdrada księcia Urbino, który pozostawał na papieskim żołdzie. Była to więc niejako papieska kampania karna.
Wojska papieskie i cesarskie odnosiły sukcesy. Kardynał Giulio stanął na czele armii, którą podbił Mediolan. Odzyskana została Parma
i Piacenza, a Francuzi znaleźli się
w odwrocie. Luter siedział cicho
w Wartburgu. Wszystko układało się
po myśli Leona. „W tej właśnie chwili papież mógł pochlebiać sobie, iż przejął kontrolę nad owymi wydarzeniami, a zarazem położył tamę ruchawce w kościele”. Niestety, wszystko legło w gruzach. W listopadzie 1521 r.
doniesiono mu o zwycięstwach czcigodnego Giulio w Mediolanie, więc
udał się do Rzymu uczcić ten triumf.
Nie doczekał nawet końca uroczystości. Padł rażony atakiem śmiertelnej
choroby. Umarł młodo, w wieku 46
lat, dnia 1 grudnia 1521 roku, a hulaszczy tryb życia nie pozostał bez
wpływu na jego fizyczną kondycję.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www.racjonalista.pl
18
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
Katolerancja II
Po artykule „Katolerancja” („FiM” 43/2006) odezwały
się głosy, że bezczeszczenie zwłok nie było specjalnością
stricte katolicką, tylko dziełem ciemnych tłumów.
Nic bardziej błędnego.
Posłużę się cytatem z pracy prof.
Henryka Barycza „Historyk gniewny i niepokorny”: „Mit o spontanicznych zrywach »oddolnego«, sproletaryzowanego krakowskiego ludu, od
którego jakoby zaczęły się zamieszki
różnowiercze, w konfrontacji ze źródłami musi bezapelacyjnie upaść,
a proporcje ról w ich inscenizacji winny ulec zasadniczemu odwróceniu: nie
najgłębsze odmęty ludu, ale przywódcy duchowieństwa byli organizatorami napadów”...
Źródła historyczne pogrążają Kościół zupełnie. Oto kolejne opisy co
ciekawszych wyczynów i potwornych
zbrodni, które pokazują prawdziwe
oblicze fanatyków Krk. Kościół sam
zresztą i dzisiaj to oblicze odsłania,
wynosząc zbrodniarzy na ołtarze. Przykładem może tu być kanonizacja indiańskiego „Pawki Morozowa”.
Ten Indianin donosił hiszpańskiej
inkwizycji na swoich sąsiadów, którzy
nie chcieli porzucić starych wierzeń.
W ten sposób skazywał ich na okrutną śmierć. Współplemieńcy w akcie
desperacji i samoobrony zgładzili kapusia. Za to do donosiciela, a de facto – mordercy, można się dzisiaj modlić. Na tym polega relatywizm moralny Kościoła: donosić można, ale
S
NAM. Kapusiów wynagradzano połową majątku skazanego. W ten sposób ograbiano ofiary mordów sądowych w Rzeczypospolitej, w tym najsłynniejszych: arianina Tyskowica
(1611), ateisty Łyszczyńskiego (1689)
i luteranina Unruga (1715).
Miliony pomordowanych „heretyków” (samych katarów we Francji
wymordowano ok. 1,2 mln!) i czarownic nigdy nie miały grobów. Topiono
ich w rzekach lub palono na stosach,
a prochy rozrzucano na cztery strony świata. Wrogom zmarłym śmiercią naturalną Kościół też nie odpuszczał: np. w XIV w. w Polsce zwłoki
Jana Piotra Piraneńskiego, przywódcy sekty begardów, wykopano
z grobu i spalono.
Straszna była rozprawa z husytami w Polsce po edykcie wieluńskim
wymuszonym w roku 1424 przez papieża Marcina V na królu Jagielle.
Między innymi w Wielkopolsce biskup Jędrzej Bniński spalił na stosie pięciu księży husyckich ze Zbąszynia, a w 1430 w Krakowie dokonano pogromu husytów. Mnożyły się
procesy inkwizycyjne, innowierców
okładano klątwami, palono, konfiskowano majątki, organizowano wyprawy
karne, niszczono husyckie kościoły
traty w polskich księgozbiorach
i archiwach są bezpowrotne. Ograbili nas Szwedzi w okresie potopu,
zaborcy i Niemcy. Niewielu jednak wie
o wielkiej masakrze, jaką polskiej kulturze narodowej urządził Kościół katolicki.
W średniowieczu niemal jedynym wydawcą ksiąg był Kościół. Dla przyspieszenia „procesu wydawniczego” w klasztornych skryptoriach mnisi przepisywali pod dyktando nawet
kilkadziesiąt woluminów jednocześnie. Ale
i tak sporządzenie księgi trwało rok. Toteż
kosztowała czasem tyle, co wieś. Z chłopami.
Jakaż to zasługa Kościoła dla kultury!
Niestety, gówno prawda! Każdy tekst musiał uzyskać zgodę biskupa, potem podlegał
wtórnej cenzurze w czasie przygotowania i przepisania. A cenzura szalała, Kościół tłumił wszelki postęp w zarodku, nie było mowy o wymianie myśli, idei i wynalazków. Przepisywano tylko księgi „święte”, modlitewniki, mszały. Nie
ukazało się żadne nieprawomyślne dzieło.
Ale chyba inkwizytorzy przysnęli, bo szatan
w 1437 r. nasłał Gutenberga z diabelskim wynalazkiem druku i złamał kościelny monopol
wydawniczy. Drukarnie rosły jak grzyby po deszczu. Księża nie nadążali z kontrolą wydawnictw.
To głównie dzięki drukowi niosły się po
Europie ożywcze prądy reformacji. Ale Kościół też się organizował, by sprostać nowym
czasom, by utopić rebelię we krwi lub spalić
na stosach. Monopolu władzy i rządu dusz
oddać nie wolno! W 1487 r. papież Innocenty VIII bullą powołał cenzurę prewencyjną,
do Łowicza. Fałszerstwo wyszło na
jaw, lecz królewski goniec nie zdążył:
nieszczęsną dziewczynę spalono żywcem, a Żydów zamęczono, lejąc im
wrzącą wodę na karki, aż skonali
w mękach. Po spaleniu ciał ich popioły rozsypano na rozstajnych drogach.
i cmentarze. W 1439 r. polscy husyBiskupowi, mordercy i fałszerzowi,
ci zorganizowali w swej obronie konoczywiście włos z głowy nie spadł.
federację. Zostali jednak pobici pod
W Sandomierzu w 1710 r. oskarGrotnikami. Zwłok Spytka z Melszżono Żydów o „mord rytualny” na
tyna – ich przywódcy – kardynał Oleniemowlęciu katolickim. Po trzech laśnicki nie pozwalał pogrzebać. Przez
tach procesów ksiądz Stefan Żuwiele dni odarte z odzieży leżały na
chowski, pleban sandomierski, dopolu bitwy, na żer wronom. Żona
prowadził do spalenia żywcem po torSpytka musiała się upokorzyć i w końturach dziesięciu Żydów. Ich popiocu wybłagała łaskawą zgodę na poły rozsypano. To do tego zmyślonegrzeb. Tak postępowali katolicy na
go mordu rytualnego nawiązuje słynczele ze swym klerem. I to wobec kony obraz K. de Preveta
go?! Wobec tych, którzy
wiszący w katedrze sanchcieli żyć według Ewandomierskiej.
gelii i zgłębiali ją sami,
W
Żytomierzu
często wbrew zakazom
w 1753 r. po procesie
Kościoła.
o mord rytualny na kaW roku 1634 tłum
tolickim dziecku zamorkatolicki wykopał z grodowano trzydziestu jebu, zbezcześcił i wrzucił
den Żydów i dwie Żydo Dunajca ciało zmardówki. Po tym masołego w 1604 r. duchowym mordzie sądowym
wego przywódcy arian,
gmina żydowska wytofilozofa Socyna. W 1717
czyła proces biskupowi
roku sejm za podszepSołtykowi (późniejszy
tem biskupów zakazał
biskup krakowski), bo
wznoszenia i odbudowy
okazało się, że ten święświątyń niekatolickich
ty mąż przekupił świadoraz nakazał rozebranie
ków i wszystko sprytnie
zborów wzniesionych po
zainscenizował, chcąc
1634 r. Przy ich burzewyłudzić od Żydów łaniu lub przejmowaniu
pówkę w wysokości 500
przez katolików dokonadukatów i futra warte
no licznych profanacji
300 dukatów. Popioły
cmentarzy ewangelickich.
spalonych Żydów wyKatolicka „miłość”
szczególnie często dosię- Zburzenie kościoła ewangelickiego w Krakowie w 1574 r. strzelono z armat...
LUX VERITATIS
gała Żydów. Dokonano – rysunek z epoki
a w 1515 r. Leon X nakazał palić księgi nieposiadające kościelnego imprimatur. W 1559
roku Kościół ogłosił pierwszy indeks ksiąg
zakazanych. Publikowano go aż do 1966 r.!
Jednak nowinki docierały i do nas, a to
dzięki polskim studentom zachodnich uczelni oraz kupcom – głównie z Gdańska, Torunia i Elbląga. Na początku XVI w. Kraków
był jednym z największych w Europie ośrod-
na nich wielu mordów sądowych
w absurdalnych, kapturowych procesach o profanację hostii i mordy rytualne na dzieciach. Udokumentowanych jest ponad 120 takich procesów (oprócz licznych pogromów).
Najgłośniejsze mordy sądowe miały
miejsce w Sochaczewie, Sandomierzu i w Żytomierzu.
Na przykład w Sochaczewie
w 1556 r. oskarżono pewną niewiastę i czterech Żydów o „profanację
hostii”. Sąd duchowny, inkwizycyjny
– „dla uświęcenia synodu w Łowiczu” – wydał wyrok śmierci. Wymagał on aprobaty króla. Zygmunt August zgody nie udzielił, ale biskup sfałszował dekret monarchy i wysłał go
i pośrednio przyczynił się do zluteranizowania
Pomorza i Warmii, a Gdańsk, Toruń i Elbląg
oficjalnie przeszły na stronę Lutra.
Od 1574 r. jezuici i biskupi prowokowali
pogromy religijne Żydów i innowierców, których nieodłącznym rytuałem było palenie książek. Kościoły i szkoły ewangelickie posiadały
wtedy cenne biblioteki, bogate w inkunabuły
i stare rękopisy. Wszystkie, gdy już wpadły
Stosy... książek
ków drukarstwa. Biskupi wpadli w panikę
i wymogli na królu Zygmuncie Starym trzy
edykty: pierwszy, wydany w roku 1520 w Toruniu, zabraniał sprowadzania do Polski pism
Lutra, a dwa z roku 1523 groziły luteranom
konfiskatą dóbr i śmiercią na stosie oraz zezwalały na rewizje w domach prywatnych
w poszukiwaniu ksiąg luterańskich.
Już w 1521 r. legat papieski Ferreri urządził w Toruniu pokazowe palenie ksiąg, a w 1556
roku publicznie spalono bogatą bibliotekę Szafrańców w Seceminie. Reformacja jednak kwitła. Wobec jej postępów papież Juliusz III
w roku 1550 mianował biskupa chełmińskiego Hozjusza (późniejszy kardynał) inkwizytorem na obszar województwa poznańskiego.
Gorliwością w prześladowaniu ludzi i paleniu
ksiąg ściągnął na siebie powszechną nienawiść
w ręce fanatyków, były palone przy wtórze pieśni religijnych... A były to skarby kultury polskiej i europejskiej!
Popisy piromanii dawał biskup wileński
kardynał Radziwiłł, niedawny kalwin. Z gorliwością neofity i katolicką miłością prześladował byłych braci w wierze. Palił księgi, sprowadził do Wilna zwyczaj napadów na pogrzeby innowierców z porywaniem i włóczeniem
zwłok po mieście. Zainicjował napady na drukarnie protestantów w celu niszczenia książek, materiałów drukarskich, sprzętu.
W roku 1617 wydano pierwszy polski indeks ksiąg zakazanych biskupa Szyszkowskiego. Odtąd księgi z indeksu były ścigane już
zgodnie z prawem. Drukarnie ściśle kontrolowano, a każde dzieło musiało uzyskać biskupie imprimatur. Autorzy pisali do szuflady,
a nieostrożnych drukarzy karano chłostą i wypędzano z miast. Na indeksie znaleźli się:
Kopernik, Rej, Frycz Modrzewski, później
Mickiewicz. Literaturę polską Kościół sprowadził na dno: ograniczył ją do pacierzy, kalendarzy, retoryki i pamiętnikarstwa. Przez 200
lat Polacy nie wnieśli dosłownie niczego do
kultury europejskiej, bo rodzimi, kościelni cenzorzy szaleli. W 1622 r. jezuici spalili na czterech rogach rynku w Warszawie wielkie stosy
książek. W czasie rozprawy z arianami w 1638
roku skonfiskowano i spalono liczne, bezcenne księgozbiory w Rakowie. W 1647 r. sąd sejmowy skazał szlachcica Szlichtynga, autora
zasad arianizmu, na śmierć i utratę mienia. Zamknięto też ariańskie szkoły i drukarnie w całej Rzeczypospolitej. Ich biblioteki spalono.
¤¤¤
Równie czarne dni sprowadził Kościół na
polską kulturę w czasie potopu szwedzkiego.
Ogół szlachty uznał wtedy Karola Gustawa
za króla polskiego, ale grabieże i okrucieństwa Szwedów wywołały powstanie. Kościół to
wykorzystał i wzywał do wojny z „lutrami”.
Ta manipulacja była pretekstem do rozprawy
ze wszystkimi polskimi protestantami – luteranami, kalwinami, arianami i braćmi czeskimi. Rabowano i burzono ich kościoły i szkoły, grabiono i niszczono majątki, palono księgozbiory. Szczytem ekscesów katolickich było... doszczętne spalenie w 1656 r. całego miasta Leszna, głównego ośrodka braci czeskich!
Cóż dziwnego, że innowiercy szukali oparcia
u Karola Gustawa...
LV
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
LISTY
Nie taki głupi
Uważam, że Jarosław nie jest taki głupi (oczywiście tylko jako gracz
polityczny – broń Boże jako premier). Jego przebiegłość polega na
utrzymywaniu Platformy Obywatelskiej w opozycji oraz ciągłym tworzeniu (lecz nigdy za głębokim
– stąd nieustanne niby tęsknoty niektórych liderów PiS za niespełnioną „wielką, przez wszystkich oczekiwaną koalicją”) sztucznych podziałów. Kto się czubi, ten się lubi... Kaczyński wie, że za 3 lata jego partia wyborów już nie wygra... Cóż zatem jest lepsze? – myśli – 1) rządy
POPiS i totalna kompromitacja
(odejście dwóch największych prawicowych partii w niebyt) oraz zwycięstwo znienawidzonej (choć klerykalnej) lewicy, czy też 2) świadome utrzymywanie PO poza burtą
władzy (w opozycji) i ewentualne
przejęcie przez nią (w końcu partię
siostrzaną) władzy? Poza tym nieudolność własnych rządów można
łatwiej usprawiedliwić trudniejszą
(niby wymuszoną) koalicją...
Jest jeszcze jeden powód takiego postępowania. Mianowicie: celem
PiS-u, jak wszyscy wiemy, jest rozwalenie, wchłonięcie lub neutralizacja Samoobrony i LPR, zaś Platformy (według Kaczora) – SLD (dlatego nieustannie wpycha on PO w objęcia lewicy). Jeśli (zjednoczona, lecz
w większości klerykalna) lewica następnych wyborów parlamentarnych
nie wygra i wejdzie w koalicję z partią Tuska – stanie się z nią to samo,
co z Samoobroną i LPR.
P.
Jaki Pan, taki kram
Jak doniosła dzisiejsza (20.11.br.)
„Gazeta Wyborcza”, w Siedlcach
w wyborach samorządowych nic się
nie zmieniło. Cztery lata temu wygranie wyborów do sejmiku, Rady
Miasta czy na prezydenta oparte było na pieniądzach. Dzisiaj stawki
za głos są odpowiednio wyższe
– od 10 do 30 zł do Rady Miasta,
20–30 zł za Sejmik Mazowiecki
i 50 zł na prezydenta miasta.
Tak zachowała się Platforma Wyborcza na czele z jej kandydatem panem K. – za krzyżyk na liście wyborczej płacono do 30 zł. Ale czego
można się spodziewać po tych kleroprawicowych ludziach! Szef pana
K., pan A. – dzisiejszy poseł PO, aby
zostać radnym w Siedlcach, zmienił
nawet zameldowanie (ze wsi Ujrzanów k. Siedlec). Autobusem dowoził ludzi, aby na niego głosowali.
Znam osobiście Marka Kordeckiego – jest to człowiek ,,bardzo religijny” i co niedziela z całą rodziną
uczęszcza na msze do pobliskiego
kościółka. Nasuwa się pytanie: czy
tak postępują chrześcijanie?
W Siedlcach koalicja Lewica
i Demokraci przegrała z kretesem;
jest to skutek tego, że wycofano kandydatów siedleckiej RACJI z list wyborczych. Stracił na tym jedyny kandydat lewicy do fotela prezydenta
miasta, jak też kandydaci do sejmiku i Rady Miasta. Z moich informacji wynika, że stracono nie mniej
niż 2 tys. głosów. Czy warto było
słuchać dyktatora siedleckiego SLD?
Zwracam się za pośrednictwem
Tygodnika „Fakty i Mity” do siedleckich ludzi, mających czerwone
serce po lewej stronie, tych, co mają dość dyktatu siedleckiego Przewodniczącego SLD, aby przyszli na
nasze zebranie w dniu 3.11.2006 r.
o godz. 17 w barze „Smaczek”. RACJA jest jedyną lewicową partią, jaka działa legalnie na terenie naszej
Ojczyzny!
Marian Kozak, przewodniczący
RACJI w Siedlcach
Poczta jak kościół
Ostatnio kraj paraliżuje strajk listonoszy Poczty Polskiej. Nie dziwię
się im, bo ich praca jest ciężka i coraz bardziej niebezpieczna. Wydeptane dziesiątki kilometrów w każdą
pogodę. Pięć dni w tygodniu. W słońcu, deszczu i śniegu. Poczta musi dotrzeć do odbiorców i za to ich szanuję. Ale sprawa ta ma drugą stronę: ostatnio, przebywając w Zakopanem, przeżyłem niezły szok, właśnie na poczcie. Żeby podejść do
okienka, należało pierwej wybrać
okienko z kilku opcji i ze specjalnego automatu zabrać bilet, na którym
wypisano numer sali i numer okienka, w którym pani urzędniczka raczy obsłużyć petenta! To przecież jest
zwyczajna paranoja, ale ma ponoć
służyć usprawnieniu pracy poczty.
Chyba kogoś w PP zdrowo pogięło!
No bo co będzie, jak przyjdzie setka klientów? Setka klientów to sto
biletów, a tysiąc – to pół sosny!
A co z oszczędnością papieru?
A co mają zrobić staruszkowie,
dla których coś takiego to czarna
magia? Stać na boku i czekać czyjegoś zmiłowania? A niepełnosprawni? No cóż – głupota nie boli,
a jak Poczta Polska wydaje miliony
na takie pierdoły, to oczywiście nie
ma kasy na pensje dla personelu.
Przecież to jest kompletnie chore!
Czy PP chce dorównać ZUS-owi?
LISTY OD CZYTELNIKÓW
A może bankom? Rzeczywiście
– ma w czym – sale PP w Zakopanem wystrojem rzeczywiście dorównują świątyniom...
Solidaryzuję się ze strajkiem listonoszy, bo dodatkowe pieniądze
się im należą jak mało komu. A na
automatyczne cudeńka PP niech wydaje pieniądze wtedy, gdy listonosze będą zadowoleni ze swych płac.
Wieśniak spod Zakopanego
Zapomnienie
18 listopada w wiadomościach
Trójki redaktor prowadzący, który
omawiał właśnie oprotestowane
przez miejscowy świętojebliwy kler
kwestie mającej się odbyć w Poznaniu Parady Równości, puścił wypowiedź jakiejś pani z drugiej strony barykady, która spuentowała
sprzeciw hierarchów Kościoła krótko a dobitnie: „Kościół toleruje
w swej obrzędowości, i nie tylko,
obecność niesławnej pamięci upartego i nieposłusznego dekretom abp.
Paetza, nomen omen posuniętego
kilka lat temu oficjalnie za swoje
molestancko-homoseksualne sekscesy, a jednocześnie gorąco protestuje przeciw marszowi świeckich
homoseksualistów, a wszystko to
w sytuacji, gdy homoseksualizm karany w Polsce nie jest! Nie wiem,
czemu (przebudzeniu i powstaniu
tego medium z kolan?) lub komu
zawdzięczać tę chwilkę „zapomnienia” się redaktora Trójki – faktem
pozostaje, że wypowiedź ta poszła
w eter. Nie wiem też, jak długo ten
nieszczęśnik będzie w Trójce pracował...
Leon Bod Bielski
Warto gwałcić!
Po obejrzeniu programu „Warto rozmawiać” Pospieszalskiego (19
XI 2006 r.), a w zasadzie już w czasie jego oglądania, niemal szlag mnie
nie trafił. No właśnie... Czy z oszołomami religijnymi (katolickimi)
warto rozmawiać na tematy moralności (oraz w ogóle logicznie rozmawiać)? Czyż nie lepiej jest już od
razu zajrzeć do katechizmu, ewentualnie encyklik i innych dokumentów „wielkiego” rodaka? Rozmowa
bowiem (a tym bardziej dyskusja)
wymaga logicznego myślenia, a nie
modlenia, które to jest de facto mydleniem komuś oczu! Jak można
wymagać (prawem) poświęcenia życia, zdrowia, honoru (sprawa ciąży
z gwałtu) matki na rzecz istoty absolutnie od niej zależnej (podrzędnej) w każdym tego słowa znaczeniu! Idąc dalej tym (ślepym) tropem, można dojść do wniosku, że
wszelkie (nieudane) próby samobójcze (czy raczej „morderstwa samego siebie”) winny również być surowo zabronione i karane... Genialne! Szkoda tylko, że obrońcy dwumilimetrowych zarodków nie są
w jakimkolwiek stopniu obrońcami
zdrowego rozsądku... W programie
tym występowała pewna pani o nazwisku Nejdorf, która – zapytana,
czy urodziłaby dziecko z gwałtu
– bez namysłu palnęła, że tak, oczywiście, dziecko przecież nic nie zawiniło! Szkoda, że prowadzący klerykał Pospieszalski nie poszedł za
ciosem i nie zapytał jej, czy w takim
razie jej gwałt (przyczyna przyjścia
na świat dziecka) byłby rzeczą dobrą? No bo skoro urodziłoby się
z niego kochane dziecko...
PS A może jest w tym jakaś metoda na przyrost naturalny – zalegalizować gwałty (bez prezerwatyw!)
i zakazać aborcji... Iście katolickie
podejście do kobiet i życia... bezrozumnego.
Wkurzony
Księża biskupi!
W TVN 24 pokazano jako przykład rodzinę państwa Zakrzewskich
(14 osobowej!) i warunki, w jakich
ta rodzina żyje. I co księża na to?
Milczą? A tak niedawno nawoływali do ustanowienia bezwzględnego
zakazu aborcji w Konstytucji. Proponuję księżom biskupom wziąć teraz pod swój dach całą rodzinę
(i tysiące podobnych) i dać pełne
utrzymanie. I nie ma zmiłuj się, bo
w ramach miłości chrześcijańskiej
należy podać pomocną dłoń!
Jego Eminencje mają pełne warunki do niesienia pomocy, rozległe
rezydencje, dobrą kuchnię, ciepło,
a i z datków od wiernych można
przeznaczyć jakieś kwoty na pełny
rozwój i wykształcenie tych biednych rodzin...
Benares
Pluta w „FiM”
Jestem z rodziną czytelnikiem
waszego pisma od początku jego wydawania. W dniu 4.11.2006 r. jak
zwykle kupiłam w kiosku waszą gazetę („FiM” 44/2006). Kiedy w domu otworzyłam, okazało się, że
w środku była reklama Mirosława
Pluty. Człowiek ten jest aktywnym
członkiem PO. Byłam tym zaszokowana – jak można kogoś takiego reklamować. Ten człowiek pozostawia
wiele do życzenia.
Panie Jonaszu, uwielbiam Pana,
ale z tą reklamą Pluty w swoim tygodniku to coś się chyba Panu pokręciło w głowie.
„Wodnik”
19
Nic mi się nie pokręciło, a Pani
musi mnie dalej uwielbiać. Nie dawaliśmy nikomu zgody na wkładanie do „FiM” ulotek. Nigdy i nikomu! Całusy!
Jonasz
Mobbing to fakt!
W nawiązaniu do Waszego artykułu „Mobbing w Policji” („FiM”
46/2006) chcę zaznaczyć, że jestem
w takiej samej sytuacji jak większość
policjantów, którzy są bezkarnie
mobbingowani przez swoich przełożonych za cichym przyzwoleniem
KGP. Jestem funkcjonariuszem zatrudnionym od 1986 roku w Komendzie Powiatowej Policji w Raciborzu w Zespole Policji Sądowej.
W roku 2001 uległem wypadkowi
podczas służby, na skutek czego
zmuszony jestem się leczyć, co wiąże się z pobytami w szpitalach,
a zarazem korzystaniem ze zwolnień lekarskich. To nie podoba się
przełożonym, dlatego pod różnymi
pozorami stosują wobec mnie represje. Usiłowali mnie skutecznie
zastraszyć, ale w końcu powiedziałem sobie, że się nie dam i dlatego też w listopadzie br. złożyłem
raport do Komendanta Głównego
Policji o stosowanie w stosunku do
mnie mobbingu przez przełożonych.
Na powyższą okoliczność posiadam
odpowiednie dokumenty świadczące o stosowaniu nie tylko mobbingu. Może to być zakończone śledztwem przez Prokuraturę, jeżeli Wydział BSW KGP oraz Inspektorat
Komendanta przeprowadzi postępowanie w sposób rzetelny. Znając życie, mam uzasadnione obawy,
że postępowanie będzie prowadzone w sposób żenujący. Dlatego też,
jeżeli jest to możliwie, zwracam
się do Was z prośbą o pomoc w tej
sprawie...
Cd. oraz personalia – do wiadomości redakcji.
Ryszard
DZIECIAKI! UWAGA!
– PREZENTY!
Ogłaszamy ogólnoFiMowski
konkurs dziennikarski SPECJALNIE DLA WAS!
Temat reportażu: „Moja lekcja
religii” – możecie go potraktować śmiertelnie poważnie lub
z przymrużeniem oka, jak wolicie. Ale lepiej nie piszcie z gwiazd,
bo to się wyczuwa...
Artykuły przesyłajcie e-mailem
na adres [email protected]. Będziemy je przyjmować
do 11 grudnia, po czym ocenimy, a werdykt wyda sam Jonasz. Trzy najlepsze prace opublikujemy w numerze świątecznym „FiM”, a ich autorzy dostaną od nas wierszówki – po 500
zł każdy! Kasę wyślemy jeszcze przed Świętami (pamiętajcie o podaniu zwrotnego adresu; kto ma, niech poda konto).
20
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
CZUCIE I WIARA
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Mówienie językami
W moim mieście jest Kościół zielonoświątkowy.
Byłam w nim wraz z moją znajomą na nabożeństwie.
Jakże byłyśmy zaskoczone i zdziwione, gdy doszło tam
do wspólnej modlitwy w języku dla nas niezrozumiałym.
Proszę o wyjaśnienie zjawiska mówienia językami.
Jakimi to językami mówiono i czy istnieje możliwość
nauczenia się tego dziwnego języka?
Aby odpowiedzieć na pytania
Czytelniczki, należy przede wszystkim przypomnieć, czego na temat
mówienia językami uczy Biblia.
O mówieniu innymi językami
wspominają tylko trzy księgi Nowego Testamentu: Ewangelia Marka (16. 17); Dzieje Apostolskie (2.,
10. i 19.) oraz Pierwszy List do Koryntian (12.–14.). Jednak z uwagi
na to, że wspomniany tekst
z Ewangelii Marka stanowi późniejszy dodatek (nie ma go w najstarszych rękopisach biblijnych ani
w Kodeksie synajskim, ani Kodeksie watykańskim), przy omawianiu
zagadnienia glosolalii (gr. glossa
– język) odniesiemy się wyłącznie
do dwóch pozostałych ksiąg Nowego Testamentu.
Pierwsza wzmianka o mówieniu
innymi językami wiąże się ze świętem Pięćdziesiątnicy, czyli z tzw.
wylaniem Ducha Świętego (Dz 2.,
por. Kpł 23. 15–21), podczas którego wyznawcy Chrystusa „napełnieni zostali Duchem Świętym,
i zaczęli mówić innymi językami,
tak jak im Duch poddawał” (Dz
2. 4). Jak czytamy w Dziejach
Apostolskich, wydarzenie to spowodowało niemałe zaskoczenie
i zdumienie zgromadzonych tam
Żydów z różnych stron i prozelitów, „bo każdy słyszał ich mówiących w swoim języku” (w. 6). Reakcje były różne: jedni byli przejęci, słysząc wielkie dzieła Boże
(w. 11–12); „Inni zaś, drwiąc, mówili: »Młodym winem się upili«” (w. 13).
Druga relacja dotycząca glosolalii wiąże się z ogólnym omówieniem darów duchowych (1 Kor
rozdz. 12), hymnem o miłości
(rozdz. 13) oraz ze stanowiskiem
apostoła Pawła dotyczacym korzystania z darów Ducha, ze szczególnym uwzględnieniem glosolalii.
Czego więc uczy ap. Paweł w odniesieniu do języków?
Przede wszystkim podkreśla, że
„w każdym różnie przejawia się Duch
ku wspólnemu pożytkowi” (1 Kor
12. 7). Powiada więc, że nie wszyscy są prorokami, nie wszyscy mają dary uzdrawiania i nie wszyscy
mówią językami (12. 29–30). Obdarowanie zależy od Dawcy – „Boga, który sprawia wszystko we wszystkich. (...) rozdzielając każdemu
poszczególnie, jak chce” (1 Kor 12.
6, 11). A zatem nie wszyscy Koryntianie mówili językami (1 Kor 14.
5), mimo że usilnie o ten dar zabiegali (1 Kor 14. 12).
Po drugie – chociaż ap. Paweł
nie zabraniał Koryntianom mówić
językami, wzywał ich, aby starali się
przede wszystkim o dar prorokowania, czyli zdolność głoszenia całej prawdy i woli Bożej (14. 1, 39).
Bo „kto językami mówi,
siebie tylko buduje;
a kto prorokuje, zbór buduje” (14. 4).
Wyjaśnia, że
w zgromadzeniu chrześcijań-
skim ma panować spokój i porządek (14. 33). „Jeśli kto mówi językami, niech to czyni dwóch albo
najwyżej trzech, i to po kolei, a jeden niech wykłada; a jeśliby nie
było nikogo, kto by wykładał, niech
milczą w zborze, niech mówią samym sobie i Bogu” (14. 27–28). Paweł ustosunkował się więc negatywnie do wrzawy panującej podczas zgromadzeń Koryntian. Napisał: „Jeśli się tedy cały zbór zgromadza na jednym miejscu i wszyscy językami niezrozumiałymi mówić będą, a wejdą tam zwykli wierni albo
niewierzący, czyż nie powiedzą, że
szalejecie?” (14. 23). Apelował więc:
„Bracia, nie bądźcie dziećmi w myśleniu, ale bądźcie w złem jak niemowlęta, natomiast w myśleniu
bądźcie dojrzali” (14. 20).
Po trzecie – Paweł podkreślał
wyższość miłości nad darami Ducha oraz czasowy charakter tychże
darów. „Miłość nigdy nie ustaje; bo
jeśli są proroctwa, przeminą; jeśli języki, ustaną, jeśli wiedza, wniwecz
się obróci. Bo cząstkowa jest nasza
wiedza i cząstkowe nasze prorokowanie; Lecz gdy nastanie doskonałość, to, co cząstkowe, przeminie”
(1 Kor 13. 8–10). Wiele wskazuje
na to, że większość z tych darów,
tzw. darów znaków, przeminęła
wraz ze śmiercią apostołów (Hbr
2. 2–4; por. Rz 15. 18–19; 2 Kor
12. 12). Zachodzi więc pytanie: jakimi językami posługują się współcześni chrześcijanie? Przede wszyst-
kim należy podkreślić, że nie ma
żadnych udokumentowanych dowodów na to, aby współcześni charyzmatycy posługiwali się językami powszechnie znanymi. Cud Pięćdziesiątnicy był czymś wyjątkowym.
Był znakiem dla niewierzących Żydów (1 Kor 14. 21–22) oraz zapowiedzią głoszenia Ewangelii wszystkim narodom, we wszystkich językach (Dz 1. 8). Współczesne glosolalia niewiele więc mają wspólnego z wydarzeniem Pięćdziesiątnicy, kiedy to zgromadzeni słyszeli „wielkie dzieła Boże” w kilkunastu różnych znanych im językach
(Dz 2. 8–12).
Niewiele też wskazuje na to, aby
współcześni charyzmatycy posługiwali się językiem aniołów (1 Kor
13. 1). Chociaż bowiem ap. Paweł
wymienia „języki anielskie”, to ilekroć czytamy w Biblii o spotkaniach ludzi z aniołami, posłańcy
ci zawsze przemawiali do ludzi językiem ludzkim. Pawłowa wzmianka o „językach anielskich” zdaje
się celowo wyolbrzymiać możliwości komunikacji ludzkiej, aby
uwypuklić znikomość wszelkich języków w przypadku braku miłości. To tak jakby powiedzieć: Co
z tego, gdybyście nawet mówili językami anielskimi, skoro bez miłości one i tak nic nie znaczą!
Co więc sądzić o tzw. darze języków? Czy Bóg może się nim posłużyć również dziś? Chociaż dla
wielu może się to wydać mało prawdopodobne, Bóg wciąż może przemówić do nas przez ten lub inny język. Zwykle jednak jest to język,
którym możemy posługiwać się
wszyscy. Jak czytamy w Księdze Izajasza: „Wszechmogący Pan dał mi
język ludzi uczonych, abym umiał
spracowanemu odpowiedzieć miłym
słowem” (Iz 50. 4). Tymczasem charyzmatycy posługują się językiem niezrozumiałym, podobnie jak w Koryncie, gdzie
większość zboru popadała
w ekstazę i w takim stanie
wydawała z siebie potok niekontrolowanych dźwięków
w nieznanym języku.
W wielu przypadkach glosolalia
są zjawiskiem psychologicznym.
Sprzyja temu odpowiednia atmosfera, a bardzo często zachęta prowadzącego nabożeństwo, aby wyłączyć
swój umysł i poddać się panującej
w zgromadzeniu euforii. Jak pisze
William Barclay, niebezpieczeństwo pogoni za „językami” polega
na tym, że wielu pragnących tego
daru „doprowadza się do samohipnozy i świadomej histerii, a następnie do zupełnie sztucznego i złudnego mówienia językiem” (Listy do Koryntian, s. 185). Ludziom w takim
stanie ducha trudno rozróżnić, czy
owe doznanie jest przejawem działania Ducha Bożego, czy wynika
z ekstatycznych doznań, których doświadczali nawet wyznawcy pogańskich kultów Kybele i Dionizosa.
Dość często też „języki” są wyuczonym sposobem „modlitwy”.
Bardzo często bywa tak, że prowadzący zgromadzenie charyzmatyczne zachęca osoby nieochrzczone
Duchem, do ciągłego powtarzania
określonych słów, np. „Alleluja”,
czy „chwała Bogu”, aż język im się
rozwiąże i popadną w trans. Kiedy zaś zdarzy się, że pragnąca doznań duchowych osoba wypowie
kilka niezrozumiałych słów, zachęcana jest przez pastora lub duchowych animatorów, aby jak najczęściej „modlił się na językach”
i w ten sposób usprawniał ów dar.
Nie trzeba nikogo przekonywać, że
praktyka tego rodzaju nie ma nic
wspólnego z wydarzeniami w dniu
Pięćdziesiątnicy.
Glosolalia mogą również występować za sprawą duchów zwodniczych. Biblijna przestroga brzmi:
„Nie każdemu duchowi wierzcie, lecz
badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż
wielu fałszywych proroków wyszło
na ten świat” (1 J 4. 1). Nie chodzi tu oczywiście o to, aby kogokolwiek oskarżać o okultyzm, ale
aby zwrócić uwagę na ewentualne
zagrożenia płynące ze strony „mocy ciemności” (por. 2 Kor 11.
14–15). Zawsze też należy pamiętać, że Ewangelia Mateusza ostrzega przed wszystkimi, którzy nie chcą
podporządkować się woli Bożej
i mówi, że wśród potępionych będzie wielu tzw. charyzmatyków, którzy prorokowali, wypędzali demony i czynili cuda (Mt 7. 21–23).
Jak widzimy, występujące dzisiaj „języki” można więc różnie tłumaczyć. Mogą pochodzić od Boga, ale najczęściej bywa tak, że owe
ekstatyczne wypowiedzi nie mają
z Nim nic wspólnego. Podobnie jak
ekstatyczne wypowiedzi występujące do dziś w wielu religiach afroamerykańskich, wśród Eskimosów, tybetańskich mnichów oraz
wśród praktykujących okultyzm. W ocenie tego zjawiska
zawsze jednak należy zachować
ostrożność. Osobiście znam chrześcijan o zdrowym podejściu do
glosolalii i innych charyzmatów,
w których życiu widoczne jest zarówno duchowe obdarowanie, jak
i „owoce Ducha” (Ga 5. 22–23).
Cokolwiek by więc powiedzieć
o glosolaliach, zawsze należy pamiętać, że prawdziwy dar języków pochodzi od Boga i nie można się go
nauczyć. Po drugie – zawsze należy zabiegać przede wszystkim o dary, które służą zbudowaniu zboru.
Po trzecie – należy wystrzegać się
wszelkich skrajności, które są oznaką duchowego niemowlęctwa (1 Kor
3. 1–3; 14. 20). I wreszcie – zawsze
też należy wystrzegać się nadmiernej fascynacji glosolaliami, o których – poza Dziejami Apostolskimi
– wspomina tylko jeden z wcześniejszych listów ap. Pawła. W późniejszych swych listach apostoł ten nie
wspomniał już o „językach” ani słowem. Co więcej – nie uczynili też
tego Jakub, Piotr, Jan i Juda.
BOLESŁAW PARMA
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
T
ej jesieni nawet wrony
w Zielnowie z Leppera się
śmieją. Takiego łupnia, jakiego dostał w wyborach samorządowych, na pewno się nie spodziewał. Widać, że nie wie, co
robić. I nie ma kogo się poradzić. Przecież nie Filipek, dozorca, wymyśli mu strategię.
Także osobiste walory Leppera
wyczerpały się. Uchodził przecież
za faceta, który ciągle się uczy. Od
czasu jednak, gdy ubrał się w gar-
W tej sytuacji, w minionym tygodniu, wysłał swojego najbliższego
kamrata – Maksymiuka – na Rozbrat, do siedziby SLD. Odbywało
się tam zebranie ostatniej już „platformy programowej” lewicy, tej, którą założył niegdyś sekretarz generalny tej partii – Marek Dyduch.
Uczestnicy „platformy Dyducha” są
ludźmi zacnymi, ale na marginesie.
Nie mają wpływu na to, co dzieje
się w SLD. Sam Dyduch uzyskał
piękny wynik w wyborach samorzą-
MAREK & MAREK
Samoobrona jest w koalicji rządowej, to wiele już „lewicowych” postulatów załatwiła i wiele jeszcze załatwi... Wysłanie zwiększonego kontyngentu do Afganistanu z jednoczesnym zatrzymaniem wojsk w Iraku, powołanie Centralnego Biura
Antykorupcyjnego, likwidacja wywiadu i kontrwywiadu, oszalała ustawa lustracyjna, oszustwo podatkowe
objawione w nowej ordynacji wyborczej, pacyfikacja KRRiT, mediów publicznych, zamienienie prokuratury
w rządowy urząd pościgowy dla przeciwników politycznych, zaniedbania
dotyczące prac nad waloryzacją rent
i emerytur... Sporo tych „socjalnych
osiągnięć” ma na koncie Samoobrona do spółki z PiS-em.
Lepper nie rozumie, że wsiąkł
we władzę głęboko i niezbyt pięknie. Nie chodzi nawet o jego rozpasaną konsumpcję rządowych przywilejów w rodzaju zdublowanej
ochrony BOR, lotów na koszt podatników „do dzieciaków” itp., ale
COŚ NA ZĄB
Zielnowo czeka
nitur Ermenegildo Zegny, niczego się już nie nauczył. Ani ten garnitur na nim nie leży, ani waciak.
Lepper zatracił się i sam już nie wie,
kim jest. Jego sąsiedzi mówią: – Jest
skończony.
Choć na zewnątrz jeszcze tego
nie widać, jest skończony także we
własnej partii. Gdy prywatnie rozmawiam z członkami Samoobrony,
mówią, że Lepper, szczelnie odcięty od reszty przez Maksymiuka, Filipka i Łyżwińskiego, nie wie,
że nawet urwać się ze smyczy Kaczyńskiemu już nie może, bo większość członków klubu parlamentarnego Samoobrony nie chce zerwania koalicji z PiS.
Na dodatek nie ma gdzie uciec,
bo popalił wszystkie mosty.
dowych – ponad 20 tys. głosów
– dzięki czemu jest w grze... w sejmiku samorządowym. Dyskutują
więc sobie, nawołują lewicę do zdecydowanego zwrotu w lewo, ale jest
to działalność jałowa. Mimo to Lepper wysłał do nich posłańca, no bo
z góry wie, że kierownictwo Sojuszu rozmawiać z nim raczej nie będzie. Na co liczy? Pewnie na to, że
takich niezadowolonych jest w SLD
więcej i że Samoobrona może być
dla nich szansą. Jeśli połączą siły,
to razem znów mogą dojść do znaczenia. Lepper kompletnie nie zna
duszy „komuchów”, ale mniejsza
o to. Maksymiuk narzekał więc na
kierownictwo SLD, mówił, że niepotrzebnie walczy z Samoobroną,
przekonywał, że właśnie dlatego, że
Fot. WHO BE
GŁASKANIE JEŻA
Rzecz całkiem pospolita
Pisk opon nieoznakowanego samochodu
stającego nagle w poprzek ulicy, krzyki jego pasażerów skierowane w moją stronę, wymachiwanie czymś na kształt pałki... Nic tylko za chwilę zginę w zamachu
terrorystycznym!
Było jak co dzień. Po solidnym dniu pracy
opuściłem redakcję i spokojniutko wsiadłem do
zamówionej wcześniej taksówki, myśląc o ciepłej żoneczce i miłym obiadziku (w odwrotnej
kolejności), aż tu... Ujechaliśmy ledwie trzysta
metrów łódzką ulicą Zieloną (która, o dziwo,
jest czarna), gdy nagle w poprzek jezdni staje
czarny volkswagen. Pisk opon, zapach palonej
gumy... Dwa inne auta w podobny sposób tarasują pobliskie skrzyżowanie. Stają tramwaje,
wstrzymany zostaje cały ruch, a wszystko wśród
nieopisanych wrzasków cywilów, którzy wyskakują z jeszcze jadących wozów. Dwaj z nich podbiegają do mojej taksówki i z jakimś obłędem
w oczach krzyczą do kierowcy: – Na chodnik,
kurwa, wjeżdżaj, ale już! Co się gapisz, kurwa,
na chodnik!
Taksówkarz z nerwów pomylił wsteczny
z jedynką, więc jego autko zarobiło solidnego
kopa w błotnik. – Jezu, co to jest! – wystękał
przerażony szofer, wbijając się swoim pojazdem
w tłum gapiów na trotuarze. Teraz z kolei „zarobił joby” od przechodniów.
Nagle w tumult i wrzaski wdziera się przeciągły ryk syren. Błyskają oszalałe światła. Nic
tylko koniec świata! Albo Kaczyńscy wprowadzili stan wojenny. Otóż nie, choć blisko... Jak
się po chwili okazało, to „tylko” wielgachna kolumna rządowych limuzyn z przyciemnionymi
szybami przemknęła ulicą z szybkością – na oko
– 130 kilometrów na godzinę.
Po czterech minutach wszystko wróciło do
normy. Zniknęli – tak szybko jak się pojawili
– ci od „kurw”, a po kawalkadzie aut pozostał
tylko kurz i smród spalin.
Co to było? Nic takiego. To tylko pan premier Jarosław Kaczyński (po włosku: ksero
kurduplo directore) przybył do Łodzi, aby promować swojego faworyta Kropiwnickiego przed drugą turą wyborów prezydenckich. Resztę można było oglądać
w łódzkiej telewizji, gdzie
premier – podczas specjalnej konferencji w Teatrze Nowym – mówił mniej więcej tak:
– Na prezydenta Łodzi potrzeba
nam człowieka, który nie będzie walczył z rządem, z władzą centralną, tylko ją wspierał. Ma to ogromne znaczenie w aspekcie olbrzymich pieniędzy, jakie mają dla samorządów
przyjść z Unii Europejskiej.
Po przetłumaczeniu na język polski sprawa
wygląda następująco: – Jeśli zagłosujecie, nie
daj boże, na Kwiatkowskiego z PO, to wy, łodzianie, otrzymacie wielkie g..., a nie forsę.
Zupełnie inaczej rzecz się będzie miała, jeśli
poprzecie Kropę. Wtedy kasa popłynie strumieniem. Zapamiętajcie sobie!
Identycznie szantażował Kaczyński mieszkańców Krakowa dzień później. Tam namawiał na Terleckiego, zaś obrzydzał Majchrowskiego.
Pomijając już aspekt etyczno-moralny takiego przedsięwzięcia, pochylmy się na chwilę nad jego kwestią finansową. Oto szef rządu za państwowe, a więc jak najbardziej
publiczne (czyli nasze!) pieniądze jeździ
sobie po kraju i uprawia ordynarną
agitację polityczną. Nadstawiliśmy
21
między innymi o zawarte potajemnie, nieformalne sojusze, które jednych ludzi windują w górę, innych
spychają w niebyt. Windują kolesiów, spychają fachowców. Taki przykład mają rolnicy, pracownicy instytucji rolnych, wyborcy, sąsiedzi i znajomi Leppera pod bokiem – w Państwowej Stadninie Koni w Nowielicach. Lepper wiedział, co się tam
działo, był też poinformowany o tym,
że przyszedł człowiek spoza układu,
który po raz pierwszy od dziesięciu
lat porządnie zadbał o interes Skarbu Państwa i o załogę. Wiedział, że
ten człowiek musiał odejść, bo nie
chciał się z ustosunkowanymi – miejscowymi i warszawskimi – cwaniakami ułożyć. Lepper nie zrobił nic,
choć mógł zrobić wszystko, żeby
sprawiedliwości stało się zadość. Dla
okolicznych rolników, pracowników
instytucji rolnych i banków Pomorza Zachodniego, dla wyborców, sąsiadów i znajomych Leppera, a nawet dla księdza kanonika z pobliskiego Trzebiatowa to był test jego
wiarygodności. Lepper oblał ten test.
I zupełnie nie zdaje sobie sprawy,
jakie ma to dla niego, w jego mateczniku, dalekosiężne skutki. Z bohatera stał się z powrotem facetem
takim samym jak inni – pogrążonym
w układach. Z każdym dniem będzie gorzej, bo z każdym dniem on
coraz bardziej będzie ginął w cieniu
Kaczyńskiego. Nie zaświeci mu już
przecież w oczy „masowym poparciem społecznym”. Została mu tylko jedna decyzja, którą może podjąć samodzielnie – wracać do Zielnowa.
MAREK BARAŃSKI
ucho gdzie trzeba, popytaliśmy kogo się da
i wyszło nam, że jedna taka eskapada Kaczora kosztuje podatnika około 60 tysięcy złotych (śmigłowiec, jadąca z Warszawy kolumna rządowych aut, postawienie na nogi antyterrorystów, przywiezienie i ustawienie w miejscach nawiedzonych przez głowę państwa specjalnych bramek wykrywających metale itd.).
To tylko ostrożny rachunek, bo jeden z naszych
rozmówców – spec od policyjnej logistyki
– był gotów przysiąc, że jednostkowa wycieczka Kaczyńskiego ledwie zamknie się kwotą 100
tysięcy. Jak w pysk strzelił daje to CZTERDZIEŚCI TYSIĘCY OBIADÓW dla głodnych
dzieci, wspieranych akcją „Pajacyk”.
Teraz wsiądźmy do wehikułu czasu i przenieśmy się w rok 2001. Wówczas to minister
w kancelarii Kwaśniewskiego – niejaki Siwiec Marek – pojechał sobie służbowo do
Kalisza (miasta, a nie posła), aby prywatnie
wspierać SLD-owskich kandydatów do samorządu. Pamiętacie, co to się wtedy działo?
Telewizja, radio i prasa najpierw wybatożyły
(notabene, słusznie) Siwca za taką hucpę,
a potem kazały mu w zębach przynieść i oddać forsę za ten wyjazd. A Siwiec posypał głowę popiołem i kasiorę czym prędzej zwrócił
z własnej kieszeni. Jeszcze dostał po łbie od
Kwacha, który grzmiał coś o dymisji. „Przepraszam, już więcej nie będę” – kajał się minister, gdy media żądały jego głowy.
Morał z tej opowiastki jest taki: nieważne,
jaki jest kolejny numer Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Trzeci, czwarty czy enty. Ona już chyba zawsze pozostanie... pospolita. Tak jak pospolite draństwo.
MAREK SZENBORN
22
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
RACJONALIŚCI
Mamy rodzynka!
Satysfakcja z ogłoszonego nazajutrz po wyborach sukcesu koalicyjnego komitetu Lewica i Demokraci ustąpiła miejsca konstatacji, że wiktorię odtrąbiono
nieco na wyrost.
Najlepszym optymalnym polem do powyborczych ocen i porównań są wyniki
wyborów do sejmików.
Komitet Lewica i Demokraci w wyborach samorządowych uzyskał w sejmikach
69 z 561 mandatów. W roku 2002 SLD samodzielnie wywalczyło 189 radnych. Mamy więc do czynienia ze spadkiem stanu posiadania o prawie dwie trzecie. Co więcej, wyniki uzyskane przez koalicję Lewica i Demokraci w tegorocznych wyborach do
sejmików są niższe od sumy wyników, jakie podstawowe partie koalicji (SLD, SdPl,
PD i UP) uzyskały oddzielnie w ubiegłorocznych wyborach do Sejmu. Ugrupowania
lewicowe i postępowe nie dostały więc szczególnej premii za jedność.
Prawdziwym, statystycznym zwycięzcą wyborów samorządowych został PSL, który ma nadal mocne struktury partyjne w całym kraju oraz jawi się – dzięki współpracy z PO i polityce aktualnych liderów – jako partia rozsądku, spokoju i rozwagi na tle
sejmowych kłótni i poselskiego pieniactwa; wywalczył w gminach powiatach i sejmikach 4840 radnych.
¤¤¤
Jak na tym tle wypadła w wyborach samorządowych RACJA Polskiej Lewicy?
To były trzecie wybory, w których partia zaakcentowała swoją obecność w skali całego kraju. Można więc dokonać pierwszych ocen i porównań. Zwłaszcza tegorocznych wyborów samorządowych z ubiegłorocznymi sejmowymi. Istnieją ku temu warunki i zbliżone kryteria.
W 2005 roku RACJA PL startowała w wyborach do Sejmu z list Polskiej Partii
Pracy. Wystawiła 113 kandydatów we wszystkich 41 okręgach wyborczych i uzyskała 28 266 głosów, co stanowiło 0,24 proc. głosów wyborców. Innymi słowy, zgłaszając 15 proc. kandydatów do komitetu wyborczego PPP, RACJA PL uzyskała prawie jedną trzecią głosów całej listy.
W 2006 roku w wyborach samorządowych RACJA PL miała tylko 84 kandydatów w 82 okręgach (na 88 istniejących). Uzyskali oni 53 322 głosy, co stanowi 0,44
proc. głosów wyborców. To wzrost prawie o 100 procent!
Jak wielki wpływ na osiągnięte wyniki ma ocena programu i dokonań partii oraz
liczba kandydatów i ich pozycje na listach wyborczych, pokazuje zestawienie wyników uzyskanych w tegorocznych wyborach przez PPP i RACJĘ PL – dwa lewicowe
ugrupowania.
PPP, startując pod własnym szyldem i zgłaszając do sejmików 749 kandydatów,
uzyskała około 135 tysięcy głosów. RACJA, startując w ramach komitetu Lewica
i Demokraci, schowana za tym szyldem i zgłaszając tylko 84 kandydatów, dostała ponad 53-tysięczne poparcie.
Trzeba też zauważyć, że w wyborach do Sejmu z 2005 roku i tegorocznych samorządowych porównywalna była sytuacja kandydatów RACJI PL, jeśli chodzi
o możliwość dotarcia do potencjalnego elektoratu. Mieliśmy do czynienia z całkowitą nieobecnością nazwy partii i jej logo w mediach – głównie w telewizji. Wobec tego mogliśmy bazować wyłącznie na tygodniku „Fakty i Mity” oraz na Internecie. Podkreślić też trzeba drastyczną rozbieżność w wysokości środków finansowych kandydatów RACJI i dominujących w koalicji partii.
Uzyskanie przez RACJĘ poparcia wyborców na poziomie bez mała pół procenta
nie można nazwać sukcesem. A jednak... Prawie stuprocentowy przyrost liczby głosów ma swoje przyczyny. Po pierwsze, to efekt konsekwentnie prowadzonych starań
o dotarcie z programem partii do społeczeństwa. Po drugie, istotne jest włączenie się
RACJI PL do dużej, wielonurtowej koalicji, która skupiła w swoich szeregach środowiska postępowe i lewicowe. Ponadto wybory samorządowe po roku działania koalicji rządowej stały się plebiscytem jej popularności. Ich frekwencja i wyniki ukazały
swoisty obywatelski protest wobec zamiarów i dokonań PiS-u, Samoobrony i LPR-u.
Dla RACJI Polskiej Lewicy wyniki wyborów samorządowych oznaczają, że trzeba dalej robić swoje.
Odrębną powyborczą kwestią staje się kierunek zmian, w którym podążać będą
środowiska lewicowe w Polsce. Wyniki wyborów niczego istotnego nie zmieniły.
A sytuacja ugrupowań aspirujących do miana partii lewicowych zależeć będzie w głównej mierze od przemyśleń, decyzji i działań liderów oraz kierowniczych gremiów.
Na koniec optymistyczny akcent. Mimo że rady powiatów i gmin nie były istotnym celem RACJI PL, także na tych poziomach pojawili się jej kandydaci. Uzyskali
oni łącznie 7 079 głosów.
I teraz najsmaczniejsze! Kandydat RACJI Polskiej Lewicy do rady powiatu w Kwidzyniu, reklamowany na partyjnej stronie internetowej oraz w tygodniku „Fakty i Mity”, otrzymał 857 głosów i uzyskał mandat radnego.
Jan Barański
Bracia Antyklerykałowie z RACJI PL!
Jak zdążyliście zauważyć, z 22 strony „Faktów i Mitów” zniknęły ogłoszenia partyjne oraz oficjalne stanowiska RACJI PL. Jest to wynik naszych wspólnych rozmów
i ustaleń, mających na celu podniesienie wzajemnej współpracy pomiędzy partią i tygodnikiem na wyższy poziom. Zmieni się zatem jedynie forma przekazu treści, ale
wspólne działanie i wzajemne wsparcie pozostają bez żadnych zmian.
Roman Kotliński, Jan Barański
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Ofiara katolickiego
fundamentalizmu
Patriotyczny obowiązek bywał
różny, ale zawsze zdeterminowany płciowo. To mężczyźni mieli za
ojczyznę ginąć. Nieliczne wyjątki występowały zazwyczaj w męskim przebraniu. Joanna d’Arc,
Grażyna, Emilia Plater. Ich śmierć
stanowiła także symboliczną karę za niewłaściwy wybór, czyli
bezdzietność.
Obowiązkiem porządnych kobiet było rodzić. Bezpłodność dyskredytowała. Podobnie jak wydawanie na świat wyłącznie córek.
Osobiste starania o dzieci miały znaczenie drugorzędne. Bogaci zatrudniali mamki, bony, nianie, guwernantki. Biednym wychowywały się
same. Bóg dawał dzieci. Na dzieci
już niekoniecznie. Także zabierał.
Przy pomocy głodu, chorób, wypadków. W okresie przedkapitalistycznym śmiertelność niemowląt wynosiła 75 proc. W połowie XIX wieku jeszcze około 30 proc. Tylko wysoka dzietność zapewniała ciągłość
i pomyślność lub chociaż przetrwanie. Rodu, plemienia, nazwiska. Odnawialne macierzyństwo zmywało
z kobiety odium nieczystości. Kobieta matka nie była już narzędziem
szatana służącym do rozbudzania
i zaspokajania męskich chuci. Zapędzona do kołyski, kuchni i kościoła, odarta z atrakcyjności przez
ciągłe ciąże, porody i połogi, zyskiwała swoisty szacunek. Zazwyczaj
krótko się nim cieszyła. Umierała
przy trzecim, czwartym porodzie.
Jeśli żyła dostatecznie długo, stawała się czcigodną matroną. Też nie
było czego zazdrościć.
Naszą historycznie zdeterminowaną odmianą kobiecości jest matka Polka. Bohaterska, samotnie borykająca się z przeciwnościami losu,
poświęcająca dla ojczyzny siebie
i dzieci. Jako pomnikowa konstrukcja patriarchalno-patriotyczna przetrwała zabory, wojny i kolejne bardziej lub mniej niepodległe RP. Jej
egzemplifikacje znamy z literatury
i sztuki. W życiu spotykamy coraz
rzadziej. Zazwyczaj jako pozostałości po PRL. Młode Polki mają już
inne ambicje. Pragną życia samoistnego. Nie chcą świecić wyłącznie blaskiem odbitym od mężów i dzieci.
W istniejących warunkach uznały,
że mogą to osiągnąć jedynie ograniczając liczbę posiadanego potomstwa.
Współczynnik dzietności zmniejszył
się z 2,04 w 1990 r. do 1,22 w 2003
roku, przy poziomie zapewniającym
zastępowalność pokoleń 2,1–2,15.
W konsekwencji w ostatnich latach
mamy ujemny przyrost naturalny.
Demografowie ostrzegają. Katoprawica bije na alarm. Z inkwizycyjnym ogniem w oku proponuje środki zaradcze z piekła rodem. Piekła
kobiet. Zamiast obiecanej polityki
prorodzinnej, będzie zmuszać Polki
do zachodzenia w ciążę i rodzenia
dzieci. Temu celowi ma służyć likwidacja edukacji seksualnej, radykalne
ograniczenie dostępności środków antykoncepcyjnych i wreszcie uniemożliwienie usunięcia ciąży, nawet zagrażającej życiu i zdrowiu matki czy będącej wynikiem gwałtu. Nawiedzeni
pronataliści pragną wcielić w życie
stare hasło „co rok prorok”. Chcą,
by seks był tylko małżeński lub
w ostateczności rejestrowany i służył
wyłącznie prokreacji.
Nie chcą widzieć tragicznych skutków swojej obsesyjnej polityki. Stanowczo zaprzeczają, jakoby niedawna śmierć 37-letniej mieszkanki Kraszewa dwa dni po porodzie była następstwem skrajnego wycieńczenia
organizmu dwunastą ciążą. Według
nich, nawet słowo ciąża jest niewłaściwe, gdyż sugeruje uciążliwość stanu błogosławionego, który jest samą
radością, szczęściem i zdrowiem.
Szybko zapomną o tragedii nieszczęsnej ofiary katolickiego fundamentalizmu. Nam nie wolno zapomnieć.
Proponuję wynieść ją na sztandary
walki o zachowanie dotychczasowego brzmienia art. 38 Konstytucji
i zmianę jego antykobiecej interpretacji przez Trybunał Konstytucyjny. W przeciwnym razie ofiar katolickiego fundamentalizmu będzie
z dnia na dzień więcej.
JOANNA SENYSZYN
Konkurs fotograficzny „Faktów i Mitów”
Szukamy Pasibrzucha
Popatrzmy na wzorzec typowego księdza dobrodzieja... Taki, który
śmiało można by ustawić obok wzorców metra i kilograma w Sèvres
pod Paryżem.
Widzimy osobnika zażywnego, rumianego, o wydatnych policzkach
i takimż brzuchu, zwanym popularnie wancem, bębnem, kuflem, nawisem inflacyjnym, a w odniesieniu do duchownych
– powołaniem. Ale my szukamy czegoś wyjątkowego... Takiego okazu, takiego „powołania”, które przyćmi wszystkie inne i stanie się nowym, niedoścignionym
ideałem proboszczowego piękna. Oczywiście im większe „powołanie” – brzuszysko – tym lepiej!
Weźcie w dłonie aparaty fotograficzne. Rozpoczynamy wielkie, bezkrwawe safari, czyli polowanie
na księdza w rozmiarach XXXL!
Utrwalone przez Was na fotografiach wielkie proboszczowskie brzuchy – wraz z całą resztą oraz,
jeśli to możliwe, danymi dobrodzieja – będziemy sukcesywnie publikować na łamach „Faktów
i Mitów”. KAŻDE opublikowane zdjęcie (o ile autor poda swoje personalia) nagrodzimy stosownym
honorarium autorskim! Zwycięzca konkursu otrzyma nowiuteńki, odlotowy APARAT CYFROWY!
Redakcja
Konkursowe zdjęcia prosimy nadsyłać na adres redakcji w kopertach z dopiskiem „Konkurs
fotograficzny” lub w wersji cyfrowej na adres e-mail: [email protected]
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Jasio strzelił na lekcji z torebki po cukrze.
– Jasiu, jutro masz przyjść z tatą! – powiedziała przestraszona nauczycielka.
Na drugi dzień pani żali się do ojca Jasia: – Pan wie, co Jasio wczoraj na lekcji zrobił? Strzelił z torebki i wystraszył
wszystkich!
– Proszę pani, to jeszcze nic. Jak kiedyś doiłem krowę, a Jasio wystrzelił z worka po cemencie, to tylko mi
cycki w ręcach zostały!
¤¤¤
Nowa służąca, Jancia (baba z wiochy), sprzątając rano pokój hrabiny, znalazła w łóżku prezerwatywę. Zaczerwieniła się i brakło jej oddechu. W tym momencie weszła hrabina: – Cóż to, Jancia? Nigdy miłości nie uprawiałaś?
– Tak, jaśnie pani – mówi Jancia – ale nigdy tak mocno, żeby skóra zlazła.
¤¤¤
Dwaj angielscy biznesmeni w czasie wyjazdu w interesach zamieszkali w polskim hotelu. O godz. 17. stwierdzili,
że czas na herbatę. Jeden zadzwonił na portiernię: – Two tea to room two – powiedział.
– Pam param pam pam – odpowiedział recepcjonista.
Jaki jest najlepszy środek na łysienie?
Środek głowy.
¤¤¤
Przychodzi baba do lekarza: – Panie doktorze, wyrostek mi dokucza.
– Niech pani na smarkacza nie zwraca uwagi!
¤¤¤
Przychodzi blondynka do sex shopu:
– Dzień dobry. Chciałabym kupić sobie wibrator.
– Proszę wybrać – tam mamy całą kolekcję.
– Już wybrałam. Poproszę ten czerwony po lewej.
– Przykro mi, proszę pani, ale wibratory są od gaśnicy w prawo.
¤¤¤
Dlaczego faceci uwielbiają kobiety w skórzanych strojach?
Bo im pachną jak nowa tapicerka w samochodzie.
KRZYŻÓWKA
Odgadnięte wyrazy 6-literowe należy wpisać zgodnie z ruchem
wskazówek zegara, rozpoczynając od pola oznaczonego strzałką.
1) powszechne stawianie krzyżyka na drogę, 2) dziura dla lawy ciekawych, 3) boski w połowie, 4) niszczyciel z plemienia, 5) pikowana jak kapusta, a pod nią – rozpusta, 6) uczony z psem, 7) kolorowe życzenia urodzinowe, 8) chłopak
z dakronu, 9) wesoło śpiewa mimo żałoby, 10) jak więcej, to
włoski, 11) zbiera na piwo w restauracji, 12) cudo mamony
z Lizbony, 13) kpina z Darwina, 14) psa żal, 15) czegoś mu
brakło w haremie, 16) w cieście z buraków, 17) gdzie sklepowy ma tytuł naukowy?, 18) każe karząc, 19) pokusa miętusa, 20) ... nasz pan – w sklepie, 21) dwa tygodnie na
wczasach w Grodnie, 22) Japończyk krzyczy, 23) by nie było zbyt prosto, 24) tego się uczą dzieci z probówek, 25) firanka w Raju, 26) skupia się w diecezji, 27) szewc z Twardej potrzebuje, 28) ... Matylda „Pod Budą”, 29) branie się za
– trzymanie, 30) między księciem a hrabią, 31) koński trunek,
32) i Sodoma, i Gomora, 33) rozdrabnia C na Podkarpaciu,
34) misyjne wydanie?, 35) co łączy członka z polityką?,
36) Harry – robi czary, 37) jeden w środę, drugi w sobotę,
38) pogląd ze szmiry stworzony, 39) czwarta władza w twoich rękach, 40) co za małpa, proszę pana!, 41) niech nikt jej
nie wskrzesza, 42) nie dla marka, 43) czy nigdy go nie zdradzisz?, 44) literat z PIS, 45) plan bez aktorów, 46) co robi
świeca w syrence, 47) picie i żarcie znajdziesz tam w karcie, 48) czasem kończy się asem, 49) wierzący żołnierz?,
50) z masakrą spod dłuta, 51) gdy uderzy do głowy – kłopot
gotowy, 52) przyciągające ciało, 53) polowa „antyulewa”,
54) „pije” pomyje i żyje, 55) na broń, 56) nie śpij na gołej,
57) rzeka w chlewie, 58) dziewczyna z wina, 59) o poprawianiu po wywołaniu, 60) łowy na lwie głowy.
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 45/2006: „Ci, którzy przemawiają w imieniu Boga, powinni pokazać listy uwierzytelniające”. Nagrody wylosowali: Krystyna Makomaska z Wrocławia, Piotr Jakubowicz z Boguszowa Gorców, Krzysztof Sądela ze Szczekocin. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody.
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27;
Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel.
(42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65;
Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA
w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela
ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund,
tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing
Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: [email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 47 (351) 24 – 30 XI 2006 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Klient jest święty
List otwarty
Pan Zbigniew Ziobro
Minister Sprawiedliwości
Prokurator Generalny
Rys. Tomasz Kapuściński
Z reklamy biura podróży lastminute.com: „Uwielbiamy Cię, kliencie.
Ciesz się naszą olbrzymią ofertą w najlepszych cenach, na ziemi
i w niebie...”. Oj, Rydzykowe babki oduczyłyby Hiszpanów śmichów-chichów z modlitw i katolickiej ikonografii!
Fot. A.C.
Szanowny Panie
Moim obywatelskim obowiązkiem jest donieść, że obrzydliwi jankesi sojusznicy farbowani, twórcy
wyszukiwarki internetowej „Google”, kpią sobie z najwyższych
władz Najjaśniejszej RP oraz z jej
Świętych Ideałów. Powinni być
więc ścigani prawem międzynarodowym, tak jak niemiecki dziennikarz jest ścigany za
nazwanie Pana Kaczyńskiego „kartoflem”. Lecz co tam
„kartofel”... Proszę tylko posłuchać!
Amerykańska wyszukiwarka
„Google” jest podobno cudem myśli informatycznej i zaawansowanej
technologii komputerowej. W ciągu kilku sekund bezbłędnie przegląda i klasyfikuje ponad osiem i pół
miliarda stron www na całym świecie! Tak więc o żadnej pomyłce nie
może być tu mowy, tylko o tendencyjnym, małpio złośliwym działaniu wobec POLSKICH IKON NARODOWYCH i POLSKIEJ RACJI
STANU. Ale do rzeczy.
Oto na przykład po wpisaniu
w „Google” hasła IDIOTA otrzymujemy wynik, że najpewniej chodzi o byłego pana premiera Marcinkiewicza, albo – co jeszcze gorsze – o wicepremiera Giertycha.
Tak jakby na całym bożym świecie
innych idiotów już nie było. Obaj
panowie – zdaniem „Google” – są
nawet bardziej idiotami niż „Idiota”
Dostojewskiego. Proszę sprawdzić.
Gdy natomiast wpiszemy słowo
KRETYN, to wyszukiwarka nie zastanawia się ani chwili i natychmiast
odsyła nas do wicepremiera Leppera oraz znów do pana Giertycha
(a KRETYNKA to – o Boże – Panie Posłanki Danuta Hojarska i Renata Beger). Dla „Googli” pan minister od oświaty (tutaj: nie mylić
z oświeceniem!), to również DUPEK,
TUMAN oraz PALANT. Niech Pan
Prokurator Generalny sam zobaczy...
Nie inaczej jest z obrońcą naszych narodowych wartości i tępicielem wszelakich zboczeń, młotem
na gejów, czyli z Panem Wierzejskim. Wystarczy wstukać PEDAŁ,
aby Wojciech Wierzejski „sam wyskoczył” – i to na pierwszym miejscu, zaś część rowerowa jest dopiero na miejscu drugim! Jest jeszcze
gorzej, gdy polecimy „Googlom”
znalezienie kogoś o mianie PEDOFIL. Tu link numer jeden to znów
Pan Wojtek...
Zupełna, ale to zupełna katastrofa narodowa następuje natomiast
po wpisaniu słów SIEDZIBA SZATANA. „Google” zastanawiają się
niecałą sekundę i z wielką pewnością wyjaśniają, że oczywiście chodzi o RADIO MARYJA – KATOLICKI GŁOS W TWOIM DOMU! To straszne!!!
Bardzo więc proszę o wysłanie za właścicielami przeglądarki
„Google” międzynarodowych listów
gończych w celu postawienia ich
przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Za obrazę uczuć narodowych, za lżenie naczelnych organów Państwa i ich funkcjonariuszy,
a jak się nie da, to...
ZA ZDRADĘ POLSKIEJ
TAJEMNICY PAŃSTWOWEJ.
Tej najściślej strzeżonej!!!
MarS

Podobne dokumenty