11 listopada

Transkrypt

11 listopada
Rocznica odzyskania niepodległości – „Wstań Polsko moja”
Goście księcia wśród zabawy, pragnęli słyszeć artystę z Warszawy,
Którego sława poprzedziła chyża, dyliżansem lecąc do Paryża.
Gwar cichnął... Profil o wyniosłym czole chwilę się oczom ukazał przy stole
I pośród gości sunął, gdzie wskazano w jarzących świecach lśniące fortepiano.
Siadł... Zwiódł po włosach smukłopalcą ręką i płacz rozbudził w wiolinie piosenką.
Hej! Grać fujarko chciej, na łąki, na bory i pola!
Graj na ten cały kraj, gdzie dzisiaj łzy i niedola!
Hej! W łzach się jeno śmiej przez pola, przez bory i łąki!
Graj i pociechę daj na ciężką godzinę rozłąki!...
... Zatrzymał się... Pieśń swoją zwijał i poszerzał,
Z wiolinu bemolami ku basom wybieżał i cisnął pośród paru poszarpanych zgrzytów melodię,
Którą tętnią dzwony Karmelitów:
Więźnie, więźnie, kto jesteście?
Więźnie, dzwony biją w mieście!
Słuchaj, w lochu zakopany:
Śmierć – to żywot!
Strąć kajdany!
Więźniu, więźniu, zleć się Bogu!
Podpal słomę na barłogu!
Więźniu, wyjdzie na jaw zbrodnia
Kiedy spłoniesz jak pochodnia!
Więźniu!...
...Łka pieśnią... To Warszawa płacze mu przez palce!
Spiskowi – bohaterzy i szpiegi – padalce!...
Taki ból, taka rozpacz wcieliła się w klawisz,
Aż zdumiały się Niemce:
Der spielt aber slavisch!
Nie francuska muzyka jest w tej inwokacji...
A on zapamiętany w swej improwizacji,
Po strunach klawikordu rozpętał bezwiednie
Pieśni skargi, miłości, pieśni przepowiednie,
Całą Polskę okutą wyrzucił na struny
I grał jej marsz odwetu, grał zemsty pioruny!
Stanął w ogniu nasz wielki dom, dym w korytarzu kręci sznury,
Jest już głęboka, naprawdę ciemna noc, z piwnic płonących uciekają szczury.
Krzyczę przez okno, w czoło szybę wgniatam, hałstem powietrza robię w czadzie wyłom!
Ten co mnie słyszy, ma mnie za wariata, woła: co jeszcze świrze ci się śniło!
Więc chwytam kraty rozgrzane do białości, twarz znoju widzę, twarz przekleństwa...
A obok sąsiad patrzy z ciekawością, jak płonie na nim kaftan bezpieczeństwa...
Lecz większość śpi, przez sen się uśmiecha, a kto się zbudzi – nie wierzy w przebudzenie.
Krzyk w wytłumionych salach nie zna echa, na rusztach łóżek milczy przerażenie.
Ci przywiązani dymem do materaców, przepowiadają życia swego słowa.
Nam pod nogami żarzą się posadzki, deszcz iskier czerwonych osiada na głowach
W dym coraz większy ktoś obcy się wdziera, a my wciśnięci w najdalszy sali kąt,
Prędzej – krzyczy – czas już się zabierać, a my nie chcemy uciekać stąd
A my nie chcemy uciekać stąd, krzyczymy w szale wściekłości i pokory
Stanął w ogniu nasz wielki dom!...
Uderzcie w dzwon, w Zygmunta dzwon na trwogę!...
Niech szczyty Tatr w dal rzucą święty zew!
Narodzie wstań i zemsty nieś pożogę w tyranów dom...
Niech płynie za krew!...
Miejcie nadzieję, nie tę lichą marną, co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera
Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno, przyszłych poświęceń w duszy bohatera.
Wstań, Polsko moja! Uderz w czyn!
Idź znów przebojem w bój szalony.
Już płonie lont podziemnych min –
Krwawą godzinę biły dzwony – zerwane pęta –
Uderz w czyn!!!
Miejcie odwagę, nie tę jednodniową, co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska
Lecz tę co wiecznie z podniesioną głową, nie da się zepchnąć z swego stanowiska.
Wstań Polsko moja!
Strząśnij proch!
Żałosne marzeń ucisz łkanie!
Za tobą zimny smutków loch!
Przed Tobą świty zmartwychwstania!
Z anielskich skrzydeł strząśnij proch!
Miejcie odwagę, nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża
Lecz tę co sama niezdobytym wałem, przeciwne losy stałością zwycięża.
Gdybym nie wrócił, matko, ty wyraz ten, co z pacierzem uczyłaś,
Wspomnij i wskroś łzy, pomyśl, żem legł żołnierzem i że jodłowym wieńcem słowa –
Nade mną już kochanka – SŁAWA!
Każdy Twój wyrok, przyjmę twardy, przed mocą Twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy, przed nienawiścią strzeż mnie Boże
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro, którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń i od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz niech się ziści, niechaj się wola Twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści, ocal mnie od pogardy Panie.
Przestańmy własną pieścić się boleścią, przestańmy ciągłym lamentem się poić
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, mężom przystoi w milczeniu się zbroić.
Lecz nie przestańmy czcić świętości swoje i przechowywać ideałów czystość
Do nas należy dać im moc i zbroje, by z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość!
Wpatrz się i wsłuchaj!... Oto Polska idzie,
Żywcem w męczeńskiej pogrzebana trumnie
I zmartwychwstaje królewsko i dumnie!...
Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą!
Łańcuch twych kajdan stał się tym łańcuchem,
Na którym z lochu, co był twą stolicą
Lat sto, swym własnym dźwignęłaś się duchem.
Polsko, nie jesteś ty już niewolnicą!
Lecz czymś największym, czym być można: SOBĄ!
Tu konały narody, tu grzmiały armaty,
A dziś ptaki śpiewają i śmieją się kwiaty,
Rumiane krwią poległych, ich sławą promienne...
Polsko! I ty zakwitniesz jako te okopy...
Gwiazdą narodów będziesz, słońcem Europy,
Wielka, można, świetlista – jak niebo wiosenne...
To, co przeżyło jedno pokolenie,
Drugie przerabia w sercu i pamięci:
I tak pochodem idą cienie... cienie...
Aż się następne znów na krew poświęci!
Wspomnienie dziadów pieśnią jest dla synów,
Od Belwederu do śniegów Tobolska,
I znów przez wnuków grzmi piorunem czynów...
Pieśń... czyn... wspomnienie – To jedno to Polska.
Płynie Wisła płynie po polskiej krainie, po polskiej krainie
A dopóki płynie Polska nie zaginie, a dopóki płynie Polska nie zaginie...
Opracował Wojciech Ziółko