chociaŜ i do łatwo spływających rumieńcem nie

Transkrypt

chociaŜ i do łatwo spływających rumieńcem nie
chociaŜ i do łatwo spływających rumieńcem nie naleŜę,
teraz czuję, jak spiekam cegłę, kiedy wyciągam „Grona gniewu”, otwieram i zaczynam czytanie. Moje usta
czytają Steinbeckowy opis śmierci kaznodziei Casy’ego
z rąk dzierŜącego trzon od kilofa krępego męŜczyzny,
na oczach jego przyjaciela Toma. Ale mój umysł jedynie obrzeŜem rejestruje cokolwiek z tego fragmentu,
bo czuję obecność Pana Tajemniczego, który siedzi
jedynie kilkanaście centymetrów ode mnie i cały czas
na mnie patrzy. Dukam słowa, kiedy pochyla się bliŜej
i dociera do mnie zapach cynamonu. Och...
Snyder przychodzi mi na ratunek.
— Dziękuję, panno Cavanaugh. — Rozgląda się
po klasie.
„Wybierz Pana Tajemniczego”.
Uśmiecha się do mnie i przesuwa wzrok na nowego.
— Panie Cain, moŜe pan podejmie czytanie.
Pan Tajemniczy ciągle się na mnie gapi, lekko
drwiący uśmiech podnosi w górę kąciki jego ust.
— Oczywiście — mówi i zaczyna czytać głosem,
który brzmi jak ciepły miód, jest gładki i lepko słodki. Ale jego oczy nie odrywają się ode mnie od razu,
dopiero po chwili kierują się na ksiąŜkę. — „Tom spojrzał na kaznodzieję. Błysk latarni mignął po nogach
zabójcy i po białym nowym trzonie kilofa. Tom bez
słowa skoczył na George’a i wyrwał mu go z rąk. Za
pierwszym razem poczuł, Ŝe chybił, i ugodził w ramię,
za drugim druzgoczący cios trafił w czaszkę, a zanim
krępy chłop runął na ziemię, trzy nowe ciosy dosięgły
jego głowy...”*
Sprawia wraŜenie, Ŝe podoba mu się makabryczny
fragment. Rozkoszuje się nim, naprawdę. Snyder zamyka oczy i patrzy, jakby coś rozwaŜał. Pozwala Tajemniczemu czytać do końca rozdziału, czyli o wiele
* John Steinbeck, Grona gniewu, przeł. Alfred Liebfeld, PIW,
Warszawa 1974.
15
Demony.indd 15
11-08-30 13:34