Specjalny domowy język
Transkrypt
Specjalny domowy język
Jak uczyć angielskiego Spe c j a l ny dom o w y języ k Jak uczyć dzieci języków obcych? Gdy każemy zakuwać słówka ze słownika, zmuszamy do oglądania filmów w oryginale czy wysyłamy dziecko do przedszkola z angielskim, nie spodziewajmy się cudów. Ciekawsze rezultaty da za to wprowadzanie w domu… efektu różnojęzyczności. Co to takiego – tłumaczy anglista dr Grzegorz Śpiewak Rozmawia Olga Woźniak Mój kolega, wcale nie rodowity Anglik, przeciętny Polak, który angielskiego nauczył się już jako dorosły, postanowił do swego nowo narodzonego dziecka mówić tylko w języku Szekspira. Wychowa poliglotę? Obawiam się, że zapału starczyło mu na kilka miesięcy. Trzy lata. To i tak był wytrwały. I chyba wiem, dlaczego przestał… Bo syn go ignorował. Wcale mnie to nie dziwi. Dzieci natychmiast wyczuwają sztuczność. Przypuszczam też, że trudno mu było zachować konsekwencję. Czy do żony mówił po angielsku? A do dziadków? Jego syn z pewnością w mig połapał się, że z tym angielskim taty jest jakaś rodzicielska ściema. To po co się wysilać, skoro on świetnie komunikuje się po polsku? To jak uczyć dzieci języków? I kiedy zacząć? Zapisać na kurs metodą Helen Doron, do przedszkola, w którym codziennie jest godzina zajęć po angielsku? Każdy kontakt z językiem obcym, nawet w formie zabawy, to rodzaj kąpieli językowej. Kiedy 36 podręcznik dla rodziców od wczesnego dzieciństwa mózg jest oswajany z melodią obcego języka, z jego dźwiękami, to pewnie w jakimś stopniu zaprocentuje to w przyszłości. Choć nie ma twardych badań, z których by wynikało, jakie przyniesie to korzyści. Nie stawiajmy na perfekcję, uczmy dziecko komunikowania swoich potrzeb Nie ma szans na dwujęzyczność? Raczej nie, o ile nie zanurzymy dziecka w stu procentach w nowe środowisko językowe, nie wywieziemy do obcojęzycznego kraju, nie wychowamy np. w dwujęzycznej rodzinie. Nie da się sztucznie imitować procesu nabywania pierwszego języka. Wiemy na przykład, że akcentu dziecko uczy się już, słuchając rytmu i melodii języka w brzuchu matki. Pierwszych słów mama uczy, kojarząc je z potrzebami życiowymi dziecka – na początku bardzo podstawowymi, typu: papu, am-am, siusiu. Tylko przez kontakt z obcym językiem w polskim przedszkolu czy przez oglądanie filmów w oryginale dziecko nie nabędzie odruchów językowych właściwych rodzimemu użytkownikowi języka. Proszę mnie źle nie zrozumieć: na pewno to nic złego dziecku nie zrobi, ale też nie należy oczekiwać żadnych cudów. Czyli emigracja to jedyna możliwość? Ale dlaczego tak się pani upiera przy tej dwujęzyczności? Czy to dziecku w ogóle potrzebne? A nie? Lepsza jest różnojęzyczność. I to wcale nie mój prywatny pogląd, ale zyskujący coraz większą popularność trend w metodyce nauczania języka angielskiego. Różnojęzyczność, czyli... ...stan, w którym człowiek jest w stanie realizować różne swoje potrzeby komunikacyjne w więcej niż jednym języku. I pani, i ja na pewno jesteśmy różnojęzyczni. Ja na przykład znam bardzo dobrze angielski, trochę francuski, trochę rosyjski, a do tego odrobinę hiszpański i węgierski. Ja angielski i średnio niemiecki, pewnie też wciąż trochę rosyjski. No widzi pani. Różnojęzyczni ludzie są otwarci na komunikację. Nie boją się mówić w obcym języku, nawet jeśli nie znają go perfekcyjnie. Bo różnojęzyczność to alternatywa dla podejścia: wszystko albo nic, które jest zresztą zmorą nas, Polaków. Boimy się mówić? Bo nie jesteśmy świetni, naszym własnym perfekcjonistycznym zdaniem. Dlatego ciągle zaczynamy naukę od początku. Zauważyła pani, że rozmaite samouczki, programy komputerowe itp. są najczęściej na poziomie podstawowym? Bo to wyraz naszego przekonania, że jak zaczniemy naukę od początku i porządnie przerobimy materiał, to dalej już będzie dobrze. Zwykle szybko rezygnujemy i nigdy poza podstawy nie wychodzimy.4 podręcznik dla rodziców 37 Jak uczyć an gie l sk i eg o Ale dzieci nieraz słyszą od rodziców: bierzesz się do trzeciego języka, a żadnego nie znasz porządnie. „Znać porządnie” to stan idealny. I niepotrzebny. A takie gadanie – szkodliwe. Bo ilu słówek trzeba się nauczyć, by język „znać porządnie”? Słownik angielszczyzny to 500 tysięcy słów, nie licząc fachowych określeń. Jednak nie wszystkie słowa występują w języku tak samo często. Są takie, na które możemy natknąć się w co drugim zdaniu. Są też takie, których nie spotkamy nigdy, jeśli na przykład nie zaprzyjaźnimy się z maklerem giełdowym. Prof. Michael McCarthy z Uniwersytetu Nottingham wyliczył na przykład, że przeciętnemu cudzoziemcowi na wakacjach w Wielkiej Brytanii potrzeba nie więcej niż dwa tysiące słów do sprawnej codziennej komunikacji. Rodowity Amerykanin i Brytyjczyk mówią na co dzień, używając zaledwie pięciu tysięcy wyrazów. Z najnowszych badań wynika także, że by zrozumieć 90 proc. przeciętnego tekstu w obcym języku, potrzebujemy znać z niego jedynie 7,5 tysiąca wyrazów. Podręczniki konstruowane według najnowszych zasad właśnie tyle zawierają. A gdy już opanujemy to podstawowe minimum? Wtedy należy sobie odpowiedzieć na pytanie, po co nam obcy język. Stopień podstawowej komunikacji mamy już zapewniony. Dalej warto rozwijać już tylko np. słownictwo przydatne do zdania matury z historii – jeśli mamy takie ambicje – lub medyczne, gdy chcemy studiować medycynę na Harvardzie. Jeśli nie mamy jasno sprecyzowanego celu nauki, to prawie na pewno i tak ją 38 podręcznik dla rodziców zarzucimy po pewnym czasie. Idę o zakład, że doświadczyła tego ogromna większość czytelników tego tekstu. I nie ma w tym nic zaskakującego ani złego. Po prostu niewielu z nas stać na taką długofalową motywację. Gdy zaś wyznaczymy sobie jakiś horyzont, choćby egzamin typu FCE, od razu łatwiej ogarnąć całe zadanie. Jakiego angielskiego lepiej się uczyć: brytyjskiego czy amerykańskiego? W skali świata ogromna większość komunikacji w języku angielskim odbywa się bez udziału Brytyjczyków, Amerykanów czy innych rodowitych użytkowników angielskiego. Taka komunikacja odbywa się w uproszczonej odmianie angielszczyzny, która powstaje spontanicznie. W przypadku naszego kontynentu mówi się nawet o rodzaju „eurangielskiego”, który rodzi się spontanicznie w procesie komunikacji. Przypomina on wprawdzie angielski nauczany tradycyjnie na kursach języka obcego, ale jednocześnie różni się od niego pod względem gramatycznym, leksykalnym i fonetycznym. Dlatego odradzam nadmierny puryzm językowy. Możemy mieć z jego powodu kłopoty z komunikacją, tak jak ja na wakacjach we Francji, gdzie dużo lepiej ode mnie – bądź co bądź anglisty – z kiepsko mówiącymi po angielsku Francuzami dogadywała się moja żona, mówiąca dużo prościej niż ja. Dlatego nie ma co poświęcać godzin na cyzelowanie wymowy słynnego „th” czy innych fonetycznych dziwolągów w językach obcych. Puryści językowi muszą być przerażeni. Lepiej kruszyć kopie o wyimaginowany ideał czy wyposażyć uczących się w minimum niezbędne do skutecznego funkcjonowania w szkole czy na rynku pracy? Idąc tym tropem, dopuszczamy do psucia języka, używania koślawych konstrukcji gramatycznych w imię dogadania się. A czy nie to właśnie jest najważniejsze w uczeniu się języka: dogadanie się? Dlatego nie wahaj się używać tego, co już umiesz. Znasz inne języki? Pomagaj sobie nimi. A to, że czasem wpadnie do rozmowy słowo angielskie z francuskim akcentem czy odwrotnie, to nawet i cieka- zdjęcia: CORBIS, archiwum prywatne A nowoczesne podejście do nauki języków głosi: ucz się tylko tyle, ile ci potrzeba. Nie stawiaj sobie niedosiężnych celów. Jeśli jeździsz na wakacje do Włoch, to pewnie stopniowo nauczysz się po włosku pytać o drogę, zamawiać jedzenie w restauracji. I po co ci więcej? Zamiast uczyć się włoskiego perfekcyjnie, z punktu widzenia komunikacyjnego lepiej nauczyć się go trochę, a trochę też hiszpańskiego, niemieckiego. To da większą satysfakcję, choć w żadnym z tych języków nie będziesz doskonały. Z dziećmi sytuacja jest taka sama. wiej. Bo komunikacja zakłada pewien językowy zbiór, z którego wszyscy mają prawo korzystać. A historycznie spójrzmy na to jeszcze z takiej strony: wiele języków i tak pochodzi z tego samego pnia. One się z powodów geograficznych, politycznych rozeszły, ale gdzieś ten pień jest. Wiele słów wciąż jest podobnych. Używaj ich. To bogactwo, do którego warto zachęcać i małego, i starszego. Bo poczucie, że umiem się dogadać, to dalsza motywacja do nauki języków obcych w ogóle. Nie wytykać dzieciom błędów? Gdy wciąż będę wytykać błędy, spowoduję tylko, że uczeń przestanie się odzywać, bo przecież robi to źle. A ja chcę pokazać mu jego sukces i przygotować na to, że mały wysiłek zapewni mu kolejny. Gdyby błędów nie popełniał w ogóle, to przecież jako nauczyciel byłbym zbędny! Ważne, by i uczeń, i nauczyciel rozumieli, że błąd to nie grzech, tylko krok na drodze do celu. Tak powinno się uczyć dzieci w moim najgłębszym przekonaniu. Dorosłych zresztą także. A czy rodzic może w tym jakoś pomóc? Jasne. W domu można świetnie uczyć języka przy okazji. Wykształcić i utrwalić codzienne, potoczne odruchy językowe u dziecka. Przy okazji? A co to za okazje? Codziennie budzimy swoje dzieci, robimy im śniadanie, pomagamy się ubrać, asystujemy przy myciu. Cały czas wydajemy dzieciom coś, odpowiadamy na pytania, zgadzamy się albo nie. Jakiś czas temu pomyślałem sobie: to świetne momenty, by niby-niechcący i nienachalnie pouczyć moje dzieci angielskiego. Jak je pan do tego skłonił? Same chciały. Wyobraźmy sobie taką sytuację: mój kilkuletni syn męczy mnie, żeby pograć na komputerze. To dobry moment, żeby zacząć.4 podręcznik dla rodziców 39 Jak uczyć an gie l sk i eg o Powiedziałem: dobrze, ale poproś mnie o to po angielsku. malutkiego fragmentu języka uczy się tak jak w sytuacji pełnego zanurzenia w obcy język. Powie, że nie umie. No tak, ale pan jest anglistą, a wielu rodziców będzie mieć wątpliwości, czy dobrze uczy dziecko. Poprosiłem, żeby powtórzył: „Can I play on the computer for 30 minutes?”. Powtórzył? Pewnie. Bo to najlepsza motywacja. Jeśli dziecko chce zwiększyć swoje szanse na to, że mnie nakłoni do tego, na czym mu zależy, niech o to poprosi po angielsku. W ten sposób zyska powód, by podejmować próby mówienia w języku obcym przy każdej domowej okazji – a angielski zyskuje pozytywne wzmocnienie jako środek do osiągnięcia przyjemności. I mówienie po angielsku nie jest celem samym w sobie, bo dziecko skupia się na nagrodzie, którą za chwilkę otrzyma. I mam zawsze na wszystko pozwalać, jeśli dziecko zagada po angielsku? Jasne, że nie. Nawet jeśli wyrecytuje z najlepszym akcentem, że chce kolejnych 60 minut przed ekranem, mogę się nie zgodzić. Tu ważna uwaga: jeśli zamierzam się zgodzić, mogę to oznajmić po angielsku, a jeśli muszę odmówić, robię to po polsku – w ten sposób wzmacniam angielski pozytywnie po raz kolejny. Zresztą to nie polega tylko na takich sytuacjach. U nas w domu jest rytuał zasypiania. Ja mówię do dzieci przed snem: „Good night, sleep tight, don’t let the bed-bugs bite”. A one odpowiadają: „Good night and I love you very much”. To jest odruch językowy, który moje dzieci mają równolegle do „Dobranoc, pchły na noc”. I można to ćwiczyć 365 dni w roku. Zajmuje to 10 sekund. A dziecko Grzegorz Śpiewak dr, wykładowca w Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego, naczelny doradca ds. metodyki nauczania wydawnictwa Macmillan Polska, prezes DOS-TTS, niezależnego centrum doskonalenia nauczycieli języków obcych. Prywatnie tata Tani (12 lat) i Jeremiego (8 lat), z którymi od dwóch lat realizuje we własnym domu program „Angielski dla rodziców”. 40 podręcznik dla rodziców Dlatego tworzę poważne naukowe podstawy dla wymyślonej przez siebie językowej gry domowej. Powstaje specjalny program pod nazwą „Angielski dla rodziców”. Patronat nad nim objęło British Council Poland, dostaliśmy też certyfikat Kreatywność i Innowacje 2009, który Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji i Ministerstwo Edukacji Narodowej przyznają wyróżniającym się inicjatywom edukacyjnym. Już jesienią dostępna będzie, specjalnie z myślą o rodzicach i ich dzieciach, seria publikacji książkowych i nagrań. Planujemy także warsztaty dla rodziców we współpracy m.in. z Uniwersytetem Dzieci. Czy to pomoże naszemu dziecku nauczyć się angielskiego szybko i bezstresowo? Jak już mówiłem, nie liczmy na cuda. Ale będziemy w ten sposób uczyć dzieci – i siebie przy okazji – zwrotów, które z natury rzeczy nie pojawiają się w programie szkolnym. Nauczyciel nie podaje dziecku śniadania, nie szuka szalika i nie całuje go na dobranoc. To unikatowe zadania mamy i taty i tym zadaniom towarzyszy specjalny domowy język. W projekcie „Angielski dla rodziców” pokazujemy, że stopniowo można do domu właśnie wprowadzić efekt różnojęzyczności. Mnóstwo świetnej zabawy gwarantowane! < Więcej o programie „Angielski dla rodziców” na www.angielskidlarodzicow.pl