Którêdy 4+5 - Albertynki

Transkrypt

Którêdy 4+5 - Albertynki
_____________________________________________
Pewna Siostra nowicjuszka w Boliwii miewała kłopoty z punktualnością, więc postanowiła się poprawić. Niedługo potem
s. mistrzyni Ligoria wyprawiła ją na targ po zakupy, 4 km. od domu,
ubogie
przykazując, że ma zdążyć na obiad. Siostra niezmiernie przejęta chce
środki
wracać po zrobieniu sprawunków, a tu strajk! – wszystko stoi. Co tu
począć? – przecież muszę zdążyć! O, jedzie ktoś na rowerze... Proszę pana, proszę
pana, w którą stronę pan jedzie? – o jak dobrze, to niech mnie pan weźmie na bagażnik, ja naprawdę nie jestem taka ciężka!! – Ależ siostro, woła przerażona s. Ligoria,
gdy szczęśliwa siostra nowicjuszka doszła do tego miejsca w zdawaniu relacji
(PRZED obiadem!!) – przecież w naszą stronę jest pod górę! – No! – odpowiada siostra z głębokim przekonaniem – a wiesz, jak się z niego lało?! – A czy chociaż zaproponowałaś mu zapłatę? – pyta mistrzyni. – O tak! zapytałam: woli pan żeby mu
zapłacić, czy żeby się za niego pomodlić, bo ja się mogę pomodlić...
☺
?
– Dlaczego, gdy chcesz kogoś wysłuchać, powinieneś słuchać tak, jakbyś patrzył
w głąb wody, a nie tak, jak spogląda się w lustro? – Ponieważ, gdy chcesz coś zobaczyć w wodzie, musisz być bardzo spokojny, by jej nie zmącić.
Odpowiedzialni
s. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49]
br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664]
Któredy
?
4 -5
2006
(bez artykułu
Brata Pio)
JAN PAWEŁ II – „NAJPIĘKNIEJSZY CZŁOWIEK MEGO POKOLENIA”
W 3 rozdz. swego referatu s. Zofia przedstawia Ojca Świętego Jana Pawła II jako tego, który słowem i czynem ukazywał Kościołowi i światu czym jest miłość ubogich, której
uczył się od św. Brata Alberta. W tym znaczeniu jest podobny do niego i zasługuje na podobne określenia: „Ojciec ubogich”, „najpiękniejszy człowiek mego pokolenia” (za A. Nowaczyńskim), oraz „brat naszego Boga”, jak Brata Alberta
nazwał sam Karol Wojtyła.
S. ZOFIA
MIKSZTAL
Jan Paweł
II – Promotorem albertyńskiego charyzmatu
Bożym i ludzkim ukierunkowaniem Jan Paweł II w całym swym pontyfikacie
niejako promuje albertyński charyzmat miłości i dobroci, otwartości i oddania,
służby Bogu i człowiekowi – pisze s Zofia. Jak św. Brat Albert w swoim czasie, tak
Jan Paweł II był Znakiem i Świadkiem Boga we współczesnym świecie. Święci –
św. Brat Albert i Jan Paweł II – to ludzie o szczególnym charyzmacie serca…
Całym swym życiem potwierdzają tę prawdę, że Kościół na sercu jest zbudowany
i sobą uczą nas trudnej sztuki Miłości… Ojciec Święty był Tym, który kochał i dlatego umiał być blisko Boga i człowieka. Był ojcem i bratem, obrońcą i protektorem,
autorytetem i nauczycielem… Mówił sobą: «Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość» (1 Kor 13,13).
BRAT BOGA I CZŁOWIEKA „Daj się kształtować miłości!” – pisał K. Wojtyła w Bracie naszego Boga*. Adam i Karol, Brat Albert i Jan Paweł, dali się prowadzić miłości,
która jest jedna do Boga i do człowieka. I jest to miłość oddania. Oddania bez reszty.
Albertowa postawa oddania bez reszty zachwyciła K. Wojtyłę, który już jako papież
pragnie pociągnąć do niej innych. W homilii beatyfikacyjnej mówił: „Ojciec Rafał
i Brat Albert od wczesnych lat życia rozumieli tę prawdę, że miłość polega na dawaniu duszy, że miłując – trzeba siebie dać – owszem, że trzeba życie swoje oddać, tak
jak mówił Chrystus do Apostołów: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie
swoje oddaje za przyjaciół swoich”. A przy kanonizacji: „Trzeba duszę dać – taka
była zdaje się, myśl przewodnia Adama Chmielowskiego już od młodych lat. W niestrudzonej, heroicznej posłudze na rzecz najbardziej upośledzonych i wydziedziczonych, znalazł ostatecznie swą drogą. Znalazł Chrystusa. Przyjął Jego jarzmo i brzemię. Nie był tylko „miłosiernikiem”. Stał się jednym z tych, którym służył. Ich bratem. Szary brat.” Taką miłość Ojciec Święty ukazuje w liście skierowanym do naszych
Zgromadzeń w 1995 r.: „Postać tego Świętego była mi zawsze bardzo bliska. Raduję
_________________
* pełna bibliografia i źródła cytatów będą opublikowane w materiałach z sympozjum
się, iż to właśnie mnie dane było zaliczyć Go w poczet błogosławionych i świętych. On
po prostu pokazał, jak trzeba miłosierdzie czynić. Pokazał, że kto chce prawdziwie
czynić miłosierdzie, musi sam stać się bezinteresownym darem dla drugiego człowieka (por. GS 24). Służyć bliźniemu, to według niego przede wszystkim dawać siebie –
być dobrym jak chleb. Zobaczył jasno, iż trzeba duszę dać – właśnie za tych z krakowskiej Ogrzewalni i za wszystkich jak oni.”
Jan Paweł II przez ponad 26 lat dawał świadectwo oddania bez reszty, w „ogrzewalni” całego świata – oddania bez reszty Panu Bogu i człowiekowi, na modlitwie i w
pracy, w niespotykanym dotąd na tę skalę trudzie dotarcia do każdego i do wszystkich, w cierpieniu po zamachu, cierpieniu długotrwałej choroby i cierpieniu konania.
PROTEKTOR UBOGICH Jan Paweł II odkrywał światu godność każdego człowieka,
którą sam głęboko przeżywał, dostrzegając w drugim człowieku Obraz Boga. W ludziach ubogich widział Cierpiące Oblicze Boga-Człowieka, które kontemplował już
jako młody kapłan, wkładając w usta Adama Chmielowskiego poruszający dialog
z Chrystusem Ecce Homo: „…Bo tu chodzi o człowieka – takiego jak ja – a który stał
się Synem…” (Brat naszego Boga). S. Zofia pisze: „Św. Brat Albert jako artystamalarz namalował Chrystusa Ecce Homo i odtwarzał Go swoim życiem w spotkanych biedakach… Jan Paweł II jako artysta-poeta wypisał Ecce Homo poezją
i odtwarzał Go w każdym spotkanym człowieku…” Owoce tej medytacji widoczne są
w papieskim nauczaniu. Jan Paweł II stał się obrońcą ubogich na całym świecie. Swą
obecnością pośród chorych i w miejscach dotkniętych krzywdą czy wojną poruszał
opinię publiczną i wywierał wpływ na rządzących. Wstawiał się za ubogimi u „możnych tego świata” i spieszył z pomocą finansową cierpiącym na skutek katastrof.
Powtarzał, że „ubóstwo nie jest wolą Bożą”; „Nie mówcie: To Bóg tego chce”. „Chodzi
nie tylko o to, by zwalczać głód i zmniejszać nędzę. Walka z nędzą, choć nagląca
i konieczna nie wystarcza. Chodzi o to, by zbudować społeczność ludzką, w której
każdy bez wyjątku człowiek, niezależnie od rasy, religii i narodowości, będzie mógł
żyć życiem w pełni ludzkim, (…) społeczeństwo, w którym wolność nie byłaby pustym
słowem i gdzie biedny Łazarz będzie mógł zasiąść przy tym samym stole co bogacz”
(zob. Kronika. Papież, który zmienił świat: Jan Paweł II, red. Grzegorz Polak, Kraków 2004). Dziś „krajobraz ubóstwa może poszerzać się bez końca, jeśli do starych
jego form dodamy nowe, dotykające często także środowisk i grup ludzi materialnie
zasobnych, którym wszakże zagraża rozpacz płynąca z poczucia bezsensu życia, niebezpieczeństwo narkomanii, opuszczenie w starości i chorobie, degradacja lub dyskryminacja społeczna” (NMI); „Nie ma prawdziwego rozwiązania «kwestii społecznej» poza Ewangelią” (CA); „Potrzebna jest dziś nowa «wyobraźnia miłosierdzia»,
której przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia
bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak aby gest pomocy
nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr” (NMI).
PRZESŁANIE MIŁOŚCI Brat Boga i człowieka i Protektor ubogich pozostawił nam
fundamentalne przesłanie: „Człowiek nie może żyć bez miłości” (RH) Wskazując na
miłość jako jedyny pewny środek zwycięstwa, często odwoływał się do przykładu
św. Brata Alberta. Mówił rodakom: „Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć, która «wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim
pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma» – tej miłości, która «nigdy nie ustaje»
(1 Kor 13,7-8). Tą wiarą, nadzieją i miłością byli mocni: Maksymilian i Rafał, Urszula
i Albert – dzieci tego narodu. Oni też temu narodowi są dani jako znaki zwycięstwa.”
„Wysławiam Ciebie Ojcze… Objawiłeś tę tajemnicę, że jesteś Miłością Bratu Albertowi z Krakowa. […] A on mówi po prostu: Trzeba być dobrym jak chleb. Trzeba duszę
dać. (...) Wysławiamy Ciebie Ojcze – wraz z Synem – i z Duchem Świętym. Ciebie,
który jesteś Miłością”.
Nieustannym źródłem zdumienia – Brata Alberta, i Jana Pawła – była Miłość
wcielona w Eucharystii. Ojciec Święty, który umierał w ogłoszonym przez siebie Roku Eucharystii, każdym gestem gasnącego w cierpieniu ciała potwierdzał przesłanie
swego życia, wypowiedziane wiele lat wcześniej: „Trzeba, ażeby wracała do świadomości ta pewność, że istnieje Ktoś, kto dzierży losy tego przemijającego świata (…)
A ten Ktoś jest Miłością (por. 1J 4, 8.16), Miłością uczłowieczoną, Miłością ukrzyżowaną i zmartwychwstałą, Miłością bez przerwy obecną wśród ludzi. Jest Miłością
Eucharystyczną. Jest nieustającym źródłem komunii. On jeden ma pokrycie dla tych
słów: Nie lękajcie się!”. I prosił kończąc pielgrzymkę do Ojczyzny: „Dlatego – zanim
stąd odejdę, proszę was (…) abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest największa, która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu”.
W życiu i śmierci Jana Pawła II Miłość Boga nam się objawiła… – pisze s. Zofia
– Widzieliśmy Ją na własne oczy, mogliśmy Ją spotkać, Jej dotknąć i uczynić
w jakiś sposób swoją, mogliśmy znaleźć w Niej żywe uczestnictwo… […] A nasz
umiłowany Ojciec Święty stoi w oknie Domu Ojca i nam błogosławi: Sursum corda! Nie lękajcie się! Sursum corda! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Chrystusowi, który jest Miłością! Sursum corda!
streszczenie napisała s. Agnieszka Koteja
p
r
z
e
s
z
ł
o
s
c
i
☺ z albertynskiej
Było to około roku 1970. Przebywałam u sióstr albertynek na Kalatówkach. U Braci
przebywała wtedy grupa krakowskich kleryków, których odwiedzić postanowił ks.
kard. Wojtyła. Klerycy wyszli mu naprzeciw gdzieś pod Księżówkę i tak razem spacerowym krokiem szli do braci. Najpierw wstąpili jednak do sióstr, które po radosnych powitaniach poprosiły gości na skromny posiłek. Ksiądz Kardynał podziękował za gościnę i ze swoją gromadką ruszył do braci. Siostra przełożona wiedząc,
że u braci nie ma dosłownie nic, żeby dostojnego Gościa przyjąć, natychmiast spakowała do kosza co mogła (a też miała nie wiele) i poleciła mi, bym na skróty udała
się do braci tak, by wyprzedzić kardynalski pochód i dyskretnie podać koszyk.
Pokonując wertepy, wyrwy i krzaki, dobiegłam do braci i zadzwoniłam raz, drugi
i trzeci coraz to natarczywiej. A tu nikt nie wychodzi. Dzwonię jak tylko mogę i ku
radości słyszę człapanie. Zjawia się brat Daniel. Pochylony wiekiem i chorobą prawie
do ziemi, w fartuchu kuchennym, w którym plączą się mu nogi, głuchy jak pień pyta
mi się: „czego chcesz panna”? Żeby zyskać na czasie, pomijam wszystkie tytuły
i wrzeszczę jak opętana: „Wojtyła idzie”. „Co takiego”? pyta brat Daniel. „Wojtyła
idzie i siostra przełożona przysyła bratu wyżerę, żeby go brat miał czym ugościć”.
Stałam tyłem do drogi i nie widziałam, że goście już dawno nadeszli i śmieją się do
łez z przedstawienia. Brat Daniel stał twarzą do drogi, ale pochylony do ziemi nic nie
widział Tymczasem Ks. Kardynał wziął do ręki koszyk, drugą ręką objął za ramiona
Brata Daniela i krzyknął mu do ucha „Bracie Danielu, idziemy do refektarza, bo siostry przysłały nam wyżerę...”. Na tym się skończył mój udział w tym niezwykłym
przedstawieniu.
zanotowała Stasia Hajdo-Łątka