O Mikołaju
Transkrypt
O Mikołaju
GODŁO: KOMIN Mikołaj nr 7, IMIĘ: Szczęściarz „O Mikołaju, który utknął w kominie” • Właściwie to, jak wygląda ten święty Mikołaj? – zastanawiali się głośno Krzyś i Dorotka lepiąc Mikołaje na ogloszony przez chrzanowski MOKSiR konkurs. • Słyszałam, że był biskupem Mirry – powiedziała Dorotka. • No co ty, biskupem? - zaprotestował stanowczo Krzyś. – Ten z przedszkola przypominał raczej krasnala. Miał wielką czapkę z białym futerkiem i pomponem, czarny pas ze złotą klamerką, czerwone spodnie i kamizelkę. Mikołaj jest taki futerkowaty, puszysty i miękki. • Futerkowaty? Puszysty? Miękki? Też mi coś. Absolutny nonsens – stwierdziła z wyższością w głosie Dorotka i wzruszyła z lekceważeniem ramionami. Krzyś znał ten gest, ale mimo to nie zamierzał ustąpić. - Trzeba to koniecznie sprawdzić. Dziś w nocy podglądnę św. Mikołaja – oznajmił zdecydowanym głosem. Jak powiedział, tak uczynił.Gdy już stoczył krzykliwą walkę z mamą w łazience, bo jak zwykle nie chciał umyć uszu, gdy już wystroił się w pidżamę Spidermana, bo głęboko wierzył, że jest kolejnym wcieleniem spidermana, zasiadł przy stole z gorącym postanowieniem, że przyłapie Mikołaja na gorącym uczynku. Pierwsza godzina oczekiwania na Świętego minęła jak z bicza trzasnął. Krzyś zarysował zamaszystymi ruchami kilkanaście kartek. Pooglądał książeczki ze Wściekłymi Ptakami, ostatni hit sezonu wśród wszystkich przedszkolaków płci męskiej. I czekał. Na nic zdały się prośby rodziców, by położył się spać. - No to czekaj – machnął ręką zrezygnowany tata. - Mikołaj przychodzi tylko wtedy, gdy dzieci zasną – oznajmiła stanowczym tonem Dorotka. - Akurat – powiedział z powątpiewaniem chłopiec twardo trzymając się swojego postanowienia, by zobaczyć świętego w akcji. Dom stopniowo pogrążał się we śnie grając nocną melodię. Z pokoju rodziców dochodziło miarowe chrapanie rodziców. Dorotka wierciła się w swoim łóżku. Babcia też spała w najlepsze. A Krzyś czekał. Czekał i czekał. Powieki ciążyły mu coraz bardziej. Głowa z minuty na minutę stawała się coraz cięższa. Zegar tykał miarowo wygrywając monotonną muzykę. Upływały sekundy, minuty, godziny….Krzyś wtulił głowę w wiernego pluszowego Pysia, który towarzyszył mu od zawsze. Zamknął oczy… Zasnął. Nagle nocną ciszę przeszyły szmery. Chłopczyk otworzył jedno oko. Badawczo nadstawił uszu. Szmery dochodziły z wnętrza kominka, w którym dawno wygasł już ogień. Stawały się coraz bardziej wyraźne, jakby ktoś wędrował w dół . - Ha, mam cię Mikołaju – pomyślał radośnie Krzyś. – Za chwilę przekonamy się, jak wyglądasz. Podkradł się na czworakach do kominka, by zerknąć do środka. Zrobił to najciszej jak potrafił, a w skradaniu był przecież mistrzem świata. Za żadne skarby nie chciał spłoszyć wyczekiwanego gościa. Niewiele jednak ujrzał w kominkowych czeluściach. - Ciemność, widzę, ciemność – powiedział cicho sam do siebie. – Potrzebna latarka taty – dodał. I mimo iż od czasu, gdy w niewyjaśnionych okolicznościach zginęła ładowarka do ojcowskiej komórki, chłopca obowiązywał całkowity zakaz zabawy zabawkami taty, otworzył szufladę i wyszperał z niej niedużą latarkę. Gdy ją załączył, jasna smuga światła przeszyła mrok kreśląc w ciemnościach świetlistą drogę. - Nieźle. Dobry jestem - pochwalił sam siebie Krzyś czołgając się niczym komandos w stronę kominka. Tymczasem szmery stały się coraz gwałtowniejsze, coraz bardziej nerwowe, coraz głośniejsze. To nie były już właściwie szmery, ale coś na kształt kopania czy szurania. Krzyś przysłuchiwał się im z narastającym niepokojem. • Hej ty, grubasie jednen? Po coś tam właził do komina?- zebrał się na odwagę i skarcił świętego Mikołaja. • Pomooooooocy- zawołał błagalnie głos w kominie, a echo pochwyciło to wołanie i jękliwa prośba rozniosła się po okolicy budząc luszowickie psy. Krzyś tochę się przestaraszył, ale natychmiast odzyskał odwagę, bo przypomniał sobie, że spiderman niczego i nikogo się nie boi. - Chyba obudzę Dorotkę – pomyślał i jak postanowił, tak uczynił udając się w ciemnościach do pokoju siostry, co wcale nie było prostą sprawą, bo Krzyś nie lubił ciemności. W mrokach nocy wyobraźnia kreśliła najdziwaczniejsze obrazy. A Krzyś wyobraźnię miał nader bujną. Dorotce nie w smak była pobudka. Wstała z łóżka i na wpół przytomna udała się za bratem. Tymczasem we wnętrzu kominka zdały się słyszeć jęki. - Ojojojoj- lamentował głos w środku. Dzieci wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i szeptem rozpoczęły naradę. - I co my teraz zrobimy?Ten ktoś, ten Mikołaj, przytkał nasz kominek. Tata nie będzie zadowolony – zastanawiał się Krzyś rozkładając bezradnie ręce. - Trzeba go stamtąd usunąć albo górą, albo dołem – stwierdziła rezolutnie Dorotka. - Tylko jak? – zapytał Krzyś. Wyobraźnia dzieci pracowała na pełnych obrotach podsuwając mniej lub bardziej wykonalne rozwiązania. Krzyś wolał ściągnąć Mikołaja na dół. Dzięki temu dowiedziałby się przecież, jak wygląda sympatyczny jegomość. Dorotce, która właśnie przeczytała wypożyczonego w chrzanowskiej bibliotece ‘Kubusia Puchatka’, krążył po głowie pomysł z balonami. W końcu zdecydowali, że najprościej będzie wykorzystać wszystkie wiszące u sufitu balony. Akurat po ostatniej zabawie andrzejkowej mieli ich pod dostatkiem. - Po prostu włożymy te balony do kominka, a one wypchają Mikołaja na zewnątrz planowała akcję ratowniczą dziewczynka. Tak też zrobili. Po chwili kominek wypełnił się kolorowymi balonikami, które parły w górę, chcąc wydostać się na wolność i poszybować wysooooooko, wysoooooooko do nieba. Uwięziony w kominku Mikołaj fiknął nogami. Pokręcił się trochę. Powiercił. Jęknął. Stęknął i za chwilę – pufff - wystrzelił z kominka niczym z procy. - Udało się. Mikołaj uwolniony - krzyknął radośnie Krzyś i aż podskoczył ze szczęścia.- Szkoda tylko, że nie zobaczyłem świętego Mikołaja- dodał z nutą żalu w głosie. - Zerknijmy do okna, może coś dojrzymy. Na pewno nie poleciał daleko – zadyrygowała Dorotka. Dzieci stanęły w oknie i aż otworzyły buzie ze zdziwienia. Przed ich oczami malował się niecodzienny widok. Śnieg padał tak obficie, jakby ktoś rozpruł puchową pierzynę. Gruby puch tańczył lekko w poświacie księżyca. Zaś wysoko, wysoko w migoczącym puchu szybowała przyczepiona do balona postać puszystego jegomościa. - A nie mówiłem, że Mikołaj jest futerkowaty i puszysty– krzyknął triumfalnie Krzyś. Mikołaj leciał coraz wyżej i wyżej. Prosto do nieba, gdzie mieszkają święci. • • Hohohoho, dziękuję wam dzieciaki. W kominku czeka na was niespodzianka – do uszu dzieci dobiegło radosne wołanie. Do zobaczenia za rok święty Mikołaju i unikaj wąskich kominów – wyszeptały dzieci machając na pożegnanie ginącemu w oddali puncikowi. KONIEC