Esej Daniela - Gimnazjum w Żabnie
Transkrypt
Esej Daniela - Gimnazjum w Żabnie
Esej – praca konkursowa w ramach projektu „Młodzi dla wolności” Uczę się Ciebie, Wolności Czy wolności można się nauczyć? Jeśli tak, to z jakiego podręcznika, słownika, w jakiej bibliotece, a może najprościej z Internetu albo na przykładach z życia? Takie oto pytania stawia sobie współczesny nastolatek, który nie lubi czegoś nie wiedzieć. Piętnastolatek już powinien tworzyć różne definicje na własny użytek, więc spróbuję: dla mnie wolność to możliwość robienia tego, na co mam ochotę, byleby przy tym nie krzywdzić nikogo. Ot i cała nauka, niewiele do nauczenia, phi! Przecież to proste jak przysłowiowa budowa cepa. Żadnej górnolotnej filozofii, mądrych terminów ani dziwnych sformułowań. Jasno postawiona zasada – rób, co uważasz za słuszne, wyrażaj siebie, nie szkodząc innym. A jednak… trzeba się tego wciąż na nowo uczyć. Bo przecież spełnienie tylko pierwszego warunku – ja i moje potrzeby, z pominięciem drugiego – inni i ich potrzeby, jest najzwyklejszą w świecie samowolką, prostą drogą prowadzącą do anarchii. Więc od czego zacząć tę naukę wolności? Może od historii. Lekcja pierwsza. Temat: „Historia magistra vitae”. Dzieje naszego narodu, w szczególności kilka ostatnich wieków, to pasmo „utraceń” niepodległości i jej ponownych „wywalczeń”. Niestety, każdorazowo powtarzało się to samo – byliśmy zbyt słabi, by z tym brzemieniem wolności żyć. Nie potrafiliśmy wyciągać wniosków z tego, co przeżyli nasi przodkowie. Nie dostrzegaliśmy, do czego prowadzi nadużywanie wolności właśnie na koszt innych – bunty, rewolty, wewnętrzna słabość, na której mogą do woli żerować nasi wrogowie. Jak się z tym balastem trudnej i nie zawsze chwalebnej historii mojego narodu czuję jako nastolatek? Co zrobić, by „nie być skazanym na jej powtórne przeżycie”, parafrazując słowa kaprala WP Piotra Konieczki, który jest uważany za pierwszą ofiarę drugiej wojny światowej? Chyba trzeba nam więcej pokory, takiej Sokratesowej - „Wiem, że nic nie wiem” i dlatego muszę się uczyć, poprawiać, doskonalić, ulepszać świat Jak poważne może mieć konsekwencje odcięcie się od historii i nauki z niej płynącej, bardzo dosadnie pokazuje George Orwell w swojej antyutopii „Rok 1984”. Winston Smith, główny bohater tej wspaniałej powieści, żyje w świecie, w którym dosłownie każdy aspekt życia jest kontrolowany – to właśnie z tej książki pochodzi słynny cytat „Wielki Brat patrzy”, wykorzystany potem jako nazwa popularnego reality show. Kontrolowana jest także, co ciekawe, przeszłość. 1 Partia na bieżąco zmienia fakty historyczne, dostosowując wszystko do swoich bieżących interesów, a w ten sposób jednocześnie uniemożliwia społeczeństwu dotarcia do „prawdziwej wersji przeszłości”. W związku z tym ludzie są po prostu omamiani i robią wszystko, co im tylko Partia nakaże. Temu wszystkiemu sprzeciwia się właśnie Winston, który swoim działaniem próbuje zdemaskować oczywiste, ale tylko dla czytelnika, mistyfikacje rządzących. Trzeba otwarcie przyznać, że mu się to nie udaje. Ale przecież „Wolność jest w nas”- powiedział ks. Popiełuszko, pod czy Winston zapewne by się podpisał. Właśnie to w nim cenię – potrafi wziąć sprawy w swoje ręce i zatroszczyć się o respektowanie swojej, nadanej przez prawo, wolności (oczywiście w pewnych granicach). Pewnie niejeden w jego sytuacji siedziałby cicho, jak mysz pod miotłą, lecz on zaprotestował i obnażył bezduszność systemu. Władza, która ignoruje tzw. szarych ludzi, a całą energię na wykorzystuje dla własnych egoistycznych celów. Która nie cofnie się przed niczym, by swój głód rozrywek i rozkoszy nasycić. Która, by ten cel osiągnąć, może nawet zmieniać historię. Jest to przykład drastyczny, lecz uświadamia, że ten, kto kontroluje przeszłość, „kontroluje teraźniejszość i przyszłość”. Ograniczając dostęp do wyciągania wniosków z przeszłości, można z dziecinną łatwością osiągnąć kontrolę nad innymi. Bardzo groźne. Wolność niesie za sobą ogromną odpowiedzialność, bo każe troszczyć się o wszystkich wokół. I nie tylko o tych najbliższych, „tych stąd, z własnego podwórka”, ale także bardziej globalnie – mieszkańców całego świata. Nie mogę poszerzać granic mojej własnej wolności kosztem innych, nawet tych najbardziej ode mnie oddalonych, choćby z kraju na drugiej stronie kuli ziemskiej. Oczywiście, działa to również w drugą stronę – nikt „stamtąd” nie powinien uzurpować sobie prawa do ograniczania mojej wolności. I w tym momencie pozwolę sobie na dygresję (pasjami uwielbiam po nie sięgać). Osobiście odkryłem, jakie są granice mojej wolności i odpowiedzialności w bardzo zaskakujących okolicznościach. Niedawno uczestniczyłem w wycieczce do zaprzyjaźnionego miasta w Niemczech w ramach uczniowskiej wymiany. Zostałem wytypowany i z pierwszego miejsca na liście zaliczony do wąskiej grupy szczęśliwców. Zapewne dlatego, że ten język znam od małego (wychowałem się na kreskówkach z kanału SuperRTL, więc - wiadomo „dogadam się”) . W związku z tym moja grupa, i tym samym ja także, byliśmy skazani na moje tłumaczenie. I wtedy zdałem sobie sprawę, że bez najmniejszego wysiłku mógłbym napleść cokolwiek, wmawiając, że dokładnie tak ktoś powiedział. Mógłbym nimi po prostu kierować samochodzikiem. Oczywiście, nie zrobiłem tego. Jednak jak zdalnie sterowanym uświadomiłem sobie, jaka odpowiedzialność ciąży na tłumaczu. Człowiek nieuczciwy mógłby to bardzo łatwo wykorzystać, urządzić zamach na naszą wolność i prawo do prawdy. Dotarło do mnie, jak ważna jest nauka języków, by właśnie nie być zależnym od tłumacza i samemu interpretować świat na podstawie 2 kodu językowego. Wszyscy w grupie byliśmy przekonani, że będziemy jako turyści, a tym bardziej Polacy, w Niemczech (jak to mówili niektórzy „kraju wroga”) – no przynajmniej – ignorowani, a może nawet dyskryminowani? Ale gdy tylko dojechaliśmy, przeżyliśmy prawdziwy szok. Ludzie byli wyjątkowo mili i przyjaźnie do nas nastawieni. Okazali nam wiele życzliwości, z której nie omieszkaliśmy skorzystać. Byli bardzo ciekawi, skąd jesteśmy, co tutaj robimy. Momentami tą swoją polskością dumnie emanowaliśmy. I pomyśleć, że zaledwie ćwierć wieku temu nie moglibyśmy nawet palcem przekroczyć jakąkolwiek granicę. Jak to dobrze, że doszło do Okrągłego Stołu. Od tamtego momentu już nikt naszej, polskiej wolności nie tłamsił. Mogliśmy po wielu latach być sobą, mogliśmy to wreszcie czynić bezkarnie – byliśmy wolni, czyli mogliśmy już nie kłamać, parafrazując słowa Alberta Camusa. Bo przez długie lata komunizmu ludzie musieli kłamać. Kłamali w rządzie , w prasie, telewizji, okłamywali samych siebie. Wprawdzie nie mnie oceniać te ostatnie dwadzieścia pięć lat, lecz jednak sam, na własne oczy widzę, że chyba nie tak sobie Polskę wyobrażali ci, którzy do Okrągłego Stołu zasiedli. Tak, ponad wszelką wątpliwość zadziało się wiele dobrego – przecież zmienił nam się ustrój, mogliśmy wejść do Unii Europejskiej, a stamtąd czerpać fundusze na poprawę naszego „tu i teraz”. Choć są i ciemne strony, a przynajmniej ja to tak odczuwam. Przecież dostrzegam, ile osób straciło i ciągle traci pracę, gdy tymczasem ci „na górze” pławią się w luksusach. Także i unijne fundusze, jak również rządowe pieniądze są marnowane na chybione lub nieopłacalne inwestycje. Ludzie chorzy nie mogą się dostać do lekarzy. W nieskończoność odkładane są przewody sądowe. Zdarzy się, że winni są uniewinniani, a paradoksalnie za drobne wykroczenia orzeka się wieloletnie wyroki. Trzeba przyznać – jest lepiej, mogło to wszystko wyjść gorzej, tak. Ale jednocześnie mogło być ZNACZNIE lepiej. Czas na lekcję drugą. Temat: Jak nie zmarnować wolności? Tego powinniśmy się uczyć, jak nie budować swojego szczęścia na krzywdzie drugiego. Niestety, wszystko musi dojrzeć. Jeszcze dużo wody upłynie… Daniel Golec Publiczne Gimnazjum im. Jana Pawła II w Żabnie ul. Jagiełły 18 33-240 Żabno Tel. 14 645 66 04 3