Drugie oblicze człowieka.
Transkrypt
Drugie oblicze człowieka.
Drugie oblicze człowieka Było inaczej Dwie studentki I roku socjologii Uniwersytetu Łódzkiego: Dagna Kidon i Kamila Brzezińska przygotowały ciekawe, niespotykanie dotąd wydarzenie kulturalne w Łodzi – I.N.A.C.Z.E.J. festiwal. Wszystko miało być w nim inaczej: ukazywanie drugiego oblicza człowieka, jego inny sposób „wyrażania się”. Twierdzę, że wraz z grupą debiutantów osiągnęły sukces. W festiwalu uczestniczyło ponad 150 osób. Na jego program złożyły się: seans filmowy, prezentacja fotografii, fireshow grupy „Samsara”, pokaz tańca bollywoodzkiego szkoły „Salome”, a także występy kapel muzycznych Wolfgang In a Truck, Viva la Resistance oraz Mary’s Pillow. – Jak narodziła się idea tego typu spotkania? – pytamy Kamlię Brzezińską i Dagnę Kidon. K.B.: – To dość problematyczne pytanie. Jesteśmy dream team, rozumiemy się bez słow. Pewnego razu w semestrze zimowym stwierdziłyśmy, że nic się nie dzieje, mamy mało zajęć i możemy razem coś stworzyć. Później coraz więcej ludzi z nowymi pomysłami chciało wziąć w tym udział. Te osoby „napędzały” nas do działania. D.K.: – Na początku miała to być zupełnie nieformalna sprawa. Myślałyśmy o socjoparty, zamkniętej imprezie dla studentów naszego wydziału, o której informacja rozchodzi się pocztą pantoflową. Nagle okazało się, że nasi koledzy działali w „Cytrynie” i to od nich padł pomysł zorganizowania naszego projektu w ramach „Mechanicznej Cytryny”. Wprowadzili nas do kina, pan Zbyszek, właściciel kina, zgodził się bez problemu. To było coś niesamowitego, właściwie obyliśmy się bez sponsorów. Wszyscy, którzy pracowali przy organizacji imprezy, robili to w ramach wolontariatu.. – Skąd pomysł na nazwę festiwalu? K.B.: – Wszystko miało być inaczej i było... Mniej profesjonalnie niż gdziekolwiek indziej, większe zamieszanie. W przyszłym roku będzie jeszcze inaczej. D.K.: – Myślałyśmy nad tym dość długo i wybrałyśmy najprostsze rozwiązanie. To rozwinięcie skrótu. Anagram został stworzony dzięki naszym, i znajomych, pomysłom. Pytałyśmy o słowa pasujące do naszej koncepcji, by ukazać tę drugą stronę naszego ego. – Jakie kryteria przyjęłyście przy doborze artystów? D.K.: – Każda z nas ma znajomych, którzy robią świetne rzeczy. Zależało nam na tym, by ich pokazać, bo tylu fantastycznych ludzi się marnuje. Tyle zespołów gra całe życie „do kotleta”, wiele osób mając talent nigdy nie zdobywa szerszego rozgłosu.... K B.: – Co ciekawe, wszyscy reagowali entuzjastycznie. Pytali w zasadzie tylko, co i kiedy mają zrobić. Pomysł bardzo szybko się rozwijał. Wszyscy podeszli do niego z wielkim entuzjazmem. Pamiętam, jaki miałam stres, by zadzwonić do jednego ze znajomych robiącego zdjęcia. Mimo, że był to kolega z liceum, bałam się, że mnie wyśmieje. Stwierdził jednak krótko: „Jasne, Kamila. Nie ma sprawy. Kiedy?". D.K.: – Jeśli chodzi, na przykład o muzykę, byli to przede wszystkim znajomi z socjologii. Początkowo w grę wchodzić miała jedna kapela, później, gdy ustaliłyśmy, że będzie więcej czasu, stanęło na trzech. Członkowie wszystkich zespołów się znali i zgodnie oświadczyli, że chcą wystąpić razem. Była to dla nich wielka próba. Nigdy nie prezentowali się bowiem w takim miejscu i przed tak żywo reagującą publicznością. Zespoły bardzo dobrze ze sobą współpracowały, co przyniosło efekty. Jedna z kapel, „Wolfgang In a Truck", gra już drugi koncert w klubie De Mode. – Zapewne podejmowałyście jakieś przedsięwzięcia mające na celu promocję festiwalu, tak aby informacja o nim dotarła do jak najszerszego grona odbiorców? K.B.: – Prawie go nie propagowałyśmy. Na tydzień przed imprezą same narysowałyśmy kredkami plakaty i rozwiesiłyśmy na każdym z uniwersyteckich wydziałów. Większość uczestników festiwalu dowiedziało się o niej głównie od znajomych. Niemalże w przeddzień festiwalu powstała strona internetowa www.inaczejfestiwal.glt.pl. Obecnie jest tam dostępna galeria zdjęć z tej imprezy. – Czy macie gotową receptę lub rady dla tych, którzy być może zechcą zorganizować podobne przedsięwzięcie korzystając z waszych doświadczeń? K.B.: – To ciężka praca, ale dająca wiele satysfakcji. Slideshow, na przykład, organizowałyśmy w następujący sposób: Karolina Dębowska, Marta Wieczorek, Piotr Romanowski, Adam Wicher i Marcin Wójtowicz przesłali nam wybór własnych zdjęć. Układałyśmy je przez całą noc. Porozumiewałyśmy się przez skype do ósmej rano, po czym na trzy godziny poszłyśmy spać, by natychmiast pojawić się w „Cytrynie” i przygotowywać wszystko na miejscu. W tym roku chyba nie w pełni udało nam się ukazać główne założenie przedsięwzięcia – drugie oblicze człowieka. Jest to jednak doświadczenie na przyszłość. D.K.: – Tuż przed imprezą nawalił sprzęt, okazało się, że nie mamy laptopa. Koledzy z „Cytryny” pojechali po własny komputer. Wielkie podziękowania dla nich. Przykładem pomocnej dłoni jest na przykład Kamil, człowiek, który skończył pracę, został jednak do końca festiwalu i bardzo nam pomógł. Chciałyśmy podziękować wszystkim, którzy poświęcili nam swój czas, energię, służyli radą i pracowali razem z nami: Jankowi Rostockiemu, Joannie Jagielskiej, a także znajomym z Politechniki Łódzkiej, którzy między innymi zrobili stronę internetową i pomogli przy nagłośnieniu sali. JAROSŁAW BOŻYK