wersja pdf (do druku) 1056 KB

Transkrypt

wersja pdf (do druku) 1056 KB
r e p o r ta ż
„Systemy Alarmowe” nr 5/2009
Czasopismo branży security
Polacy nie gęsi...
System
alarmowy
na Westerplatte
Andrzej Popielski
PAP
Świetnie się składa, że ta historia
ujrzy światło dzienne w 70. rocznicę
wybuchu II wojny światowej.
8
Przyjmuje się, że wojna zaczęła się
1 września 1939 r. od ostrzelania o 4:45
przez pancernik „Schleswig-Holstein”
polskiej Wojskowej Składnicy Tranzytowej „Westerplatte” – chociaż o kilka minut wcześniej Niemcy zbombardowali
np. Wieluń i saperów mających wysadzić
most w Tczewie. Ten tekst jest o nieznanym epizodzie dotyczącym Westerplatte– dla polskiej branży zabezpieczeń
technicznych sensacyjnym, bo przedłużającym jej historyczne korzenie.
Zbierając dokumentację do reportażu
o polsko-szwedzkiej firmie Alarmtech,
otrzymaliśmy od dr. inż. Waldemara
Tlagi ([email protected]),
jej współwłaściciela, niezwykłe materiały o systemie alarmowym na Westerplatte. Gdańska firma wspiera stowarzyszenie pasjonatów rekonstruujących
to miejsce, zbierających o tej placówce
wszelką dokumentację: dokumenty, zdjęcia, filmy, wspomnienia oraz
broń, a nawet przedmioty codziennego wyposażenia. Okazało się np.
że bombardowanie pancernika przetrwała część porcelanowej zastawy
z kasyna wojskowego.
Alarm z Westerplatte
System alarmowy został zainstalowany w Wojskowej Składnicy Tranzytowej
w 1932 r. i chyba – tak myślę – nie należy
zakładać, że był pierwszy w Polsce. Korespondencja, którą przytoczymy, traktuje zamówienie na tę inwestycję ochronną jak robotę rutynową, zwyczajną. Ale
możliwe, że taki system był 77 lat temu
pierwszym lub jednym z pierwszych
w polskim wojsku.
nr 5, wrzesień – październik 2009
Ślady wiedzy o nim odnaleziono w londyńskim Instytucie Polskim i Muzeum im.
gen. W. Sikorskiego. To w sumie kilkanaście oficjalnych listów, odręczny rysunek przebiegu instalacji telefonicznych
i alarmowych oraz faktura. Jest to dokumentacja tajnego dialogu prowadzonego pomiędzy warszawskimi Zakładami
Tele- i Radiotechnicznymi z ówczesnym
komendantem Westerplatte, kapitanem
Janem Lityńskim. Nie odnaleziono dokumentacji projektowej, stąd o ważnych
szczegółach technicznych można tylko
domniemywać, choćby po specyfikacji
zamówienia na materiały. Ale poszukiwania trwają.
System został zamówiony przez wojsko
w warszawskich Państwowych Zakładach
Tele- i Radiotechnicznych. Mówiąc wcześniej o tym, że może nie był to pierwszy
taki system, mam na myśli umieszczoną
w tej korespondencji wzmiankę: „Dotyczy sygnalizacji alarmowej na zamów.
Nr 26/32 Tjn.)”.
Stołeczne zakłady prowadziły badania, konstruowały i wytwarzały sprzęt
głównie na zamówienia państwowe i dla
wojska. Produkowały m.in. radiostacje,
stacje nadawcze i odbiorcze, radiolatarnie, radionamierniki oraz inny sprzęt
radiokomunikacyjny naziemny, lotniczy
i morski. Dla rynku cywilnego masowo
produkowano tam tanie radioodbiorniki,
m.in. popularnych „detefonów" wykonano do 1939 r. ponad pół miliona sztuk.
Firma rozwijała się dynamicznie i nawet
wg dzisiejszych ocen była duża. Zatrudniała 3600 pracowników. Przed wojną
powstały jej filie w Centralnym Okręgu
Przemysłowym.
Rok założenia systemu był trudnym
czasem dla granicznego Westerplatte
i polskości w Wolnym Mieście Gdańsku
(WMG). Był to rok tzw. kryzysu gdańskiego, wynikłego z podważania prawa
Polski do stacjonowania jej okrętów wojennych w porcie gdańskim przez proniemieckie władze tego miasta-państwa.
Właśnie w 1932 r. na polecenie marszałka
J. Piłsudskiego polski okręt ORP „Wicher”
wymusił groźbą ostrzału urzędów gdańskich milczącą zgodę władz WMG na powitanie eskadry niszczycieli Royal Navy
i w konsekwencji przedłużenie umowy
o stacjonowaniu.
Westerplatte – półwysep przy ujściu
Martwej Wisły, zalesiony i zakrzewiony,
przy szczupłej wówczas załodze wojskowej i trudnej sytuacji politycznej – mógł
stwarzać problemy ze skuteczną ochroną. To były pewnie najważniejsze powody decyzji o zainstalowaniu systemu alarmowego. Sucha korespondencja dotyczy
jednak tylko okresu instalacji i nie sięga
do innych faktów niż wykonawcze.
nr 5, wrzesień – październik 2009
Dokumenty o systemie odnaleźli
w Instytucie Polskim i Muzeum
Sikorskiego w Londynie członkowie
Stowarzyszenia Rekonstrukcji
Historycznej WST na Westerplatte.
9
r e p o r ta ż
O systemie
Jak mówi dr W. Tlaga, system funkcjonował do 1936–37 r. Wtedy zakończono
budowę właściwych wartowni, nowych
koszar i zwiększono załogę. Można było
już chronić składnicę ludźmi i architekturą. Nawiasem mówiąc, jednostka na Westerplatte nigdy nie była osobowo duża.
W chwili wybuchu wojny liczyła 205 osób
(wg. najnowszej książki Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego „Westerplatte 1939.
Prawdziwa historia” w jednostce było
około 235 żołnierzy).
Spraw Wojskowych (wyjeżdżał z Warszawy w każdą środę).
Jak ocenia dr W. Tlaga, ów system
alarmowy był systemem ochrony obwodowej, pewnego rodzaju „zasiekami
elektronicznymi”. Czujek PIR jeszcze nie
było. Wszystko oparte było na czujnikach
stykowych związanych z rozpiętymi linkami. Schemat pokazuje jedną centralkę
alarmową, do której podłączono moduły
rozszerzeń w kolejnych wartowniach.
Wojsko miało potem trochę kłopotu z fałszywymi alarmami, z pewną „nadczuło-
System alarmowy został zbudowany
przez wojsko, z pomocą inżyniera Zdzisława Raczyńskiego z Państwowych Zakładów Tele- i Radiotechnicznych, wg
projektu PZT i dostarczonych elementów
składowych. Warszawskie zakłady, określając początkowo całkowite wykonawstwo na pięć tygodni, trochę opóźniły inwestycję z uwagi na obecność zaufanego
inżyniera Raczyńskiego na ćwiczeniach
wojskowych. Kapitan Jan Lityński dążył
do szybkiego zakończenia budowy, ale
chciał, aby sprawę załatwiał człowiek całkowicie pewny, przestrzegający tajemnic
wojskowych. Wszelką korespondencję
w tej sprawie traktowano jako ściśle tajną
i przesyłano przez kuriera Ministerstwa
ścią” systemu na zwierzęta. Westerplatte
było terenem dawnego kurortu, na którym ich nie brakowało.
Korespondencja obejmuje okres od
17 maja 1932 r. Zaczyna się od listu
domawiającego szczegóły dostawy
i sposób załatwiania sprawy, a kończy
listem z 9 września tegoż roku, gdy
szef wydziału wojskowego w urzędzie
Komisarza Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Gdańsku odsyła kpt.
Lityńskiemu zatwierdzoną instrukcję.
System został skończony 30 sierpnia
i przyjęty jako działający dobrze. Siedem kontaktów alarmowych zostało,
w porównaniu do wersji początkowej,
przesuniętych i przenumerowanych:
10
Określono je: nr 1 – brama przy willi oficerskiej, nr 2 – wylot alei Gdańskiej przy
murze, nr 3 – przedtem 2 itd.
Autorytet wojska
Westerplatte leżące na granicy z Wolnym Miastem Gdańskiem rządziło się
ostrymi zasadami etycznymi i dyscypliną.
Dobierano tam dobrych żołnierzy. Potwierdza taką opinię list kpt. Lityńskiego.
Znalazł się przypadkowo w zbiorze na
temat systemu alarmowego. Jest z tego
samego okresu, bo z 2 września 1932 r.
Komendant Westerplatte pisał w nim do
dowódcy 64. Pułku Piechoty w Grudziądzu. Oto obszerny fragment z zachowaniem przedwojennych zasad językowych:
„Odsyłam jako nie nadającego się do dalszej służby w tut. składnicy strzelca Kohnke Ottona. 15 sierpnia br. wymieniony bez
zezwolenia poza koszarami po capstrzyku,
został za opilstwo i opór władzy aresztowany przez gdańską policję, oddany pod
sąd i w trybie przyśpieszonym zasądzony
na 11 dni więzienia, którą to karę odbył.
Wyrok przeszlę po otrzymaniu go od sądu
gdańskiego. Za pozostanie poza koszarami bez zezwolenia ukarałem go 14. dniowym aresztem ścisłym, której to kary nie
odbył. Proszę Pana Pułkownika o osobiste
oglądnięcie wymienionego, a dojdzie Pan
Pułkownik do przekonania, że żołnierz
ten o idjotycznym wyrazie twarzy i niedorozwiniętym fizycznie – nie powinien być
przysłany do służby w tutejszej składnicy,
gdzie wyglądem swoim wobec osób obcych i wrogich, łatwo może rzucić ujemne
światło na innych żołnierzy. (..) Wydałem
wymienionemu 1 kurtkę i 1 parę spodni
sukiennych cywilnych, które po przybyciu
wymienionego do pułku, proszę zwrócić
tutejszej składnicy (...)”.
***
Przypominając w tytule tego artykułu wiersz Mikołaja Reja o Polakach, którzy: „...nie gęsi i swój język mają”, warto
dodać, że także mieli czym chwalić się
w technice. Historia pokazuje, że wbrew
opiniom o totalnym zacofaniu naszej armii byli wtedy ludzie, którzy potrafili myśleć i używać najnowocześniejszych środków dla wzmocnienia obronności. Polski
przemysł zaś mógł wykonać takie zadania.
Warto przypomnieć, że lampy elektronowe dopiero się pojawiały, a odbiorniki radiowe były jeszcze kryształkowe.
P.S. Poszukiwania dokumentów trwają.
To, co znaleziono, będzie prezentowane
w Społecznym Muzeum WST na Western
platte, tworzonym przez SRH WST.
nr 5, wrzesień – październik 2009