Humor
Transkrypt
Humor
PRZEŻYTE, PRZECZYTANE, ZASŁYSZANE (humor myśliwski) KRAWAT Polując przez kilka lat u naszych południowych sąsiadów, z niejakim zdziwieniem skonstatowałem fakt, że nieodzownym elementem ubioru Czechów i Słowaków na polowaniach zbiorowych jest krawat. Polscy myśliwi, z powodów jak sądzę czysto praktycznych, rzadko zakładają do myśliwskiego uniformu ten - raczej salonowy element męskiego stroju. A przecież zarówno Słowacy, jak i Czesi, nie należą w powszechnej opinii do ludzi, którzy wyróżnialiby się na co dzień większą elegancją, niż Polacy. Próbowałem więc ustalić skąd się to bierze: przepis, tradycja, moda ? W łowieckiej literaturze jak i przepisach nie znalazłem odpowiedzi. Pytałem licznych miejscowych myśliwych; żaden nie umiał tego faktu logicznie wyjaśnić ale każdy uważał taki strój za normalny. Nawet dziwiono się, że pytam o tak oczywistą „rzecz”. To tak, jakbym pytał, po co na polowaniu strzelba ? W końcu zagadkę rozszyfrował mi jeden starszy wiekiem myśliwy zdradzając, że to wszystko przez nagankę. - Jak to przez nagankę ? – zapytałem. - Ano tak, odparł stary nemrod, że gdy myśliwy bez krawata na polowaniu zajęczym niemiłosiernie pudłował, naganiacze komentowali: - Ten ch... nie umie strzelać ! - No dobrze – mówię – ale co to ma wspólnego z krawatem ? - Ma - odpowiedział nemrod, bo gdy pudłował myśliwy w krawacie, naganiacze mówili: - Ten pan nie może trafić ! BIESIADY Z RYJKAMI W jednym z kół łowieckich na Podbeskidziu, gdzie przez kilka lat polowałem, funkcję łowczego pełnił świetny organizator polowań, który na co dzień był kierownikiem masarni. Koło dzierżawiło jeden niewielki obwód, a teren obfitował w zwierzynę drobną, zwłaszcza w zające i bażanty. Polowania były wesołe i na ogół udane. Ich końcowym akcentem były biesiady w świetlicy miejscowego GS-u, a specjalnością... świńskie ryjki, gromadzone na polecenie kierownika z całotygodniowego uboju skupowanej trzody. Po załatwieniu formalności kończących polowanie i rozliczeniu kosztów, do świetlicy wnoszono dymiący parą, spory kociołek, pełen świetnie przyprawionych świńskich ryjków, regionalnego przysmaku. Dwaj kandydaci rozdawali wszystkim obecnym blaszane talerze i sztućce. Do dymiącego naczynia podchodził kierownik masarni, czyli sam łowczy. Zanurzał chochlę w kociołku i głośno wołał, by przekrzyczeć rozweselonych myśliwych: - A teraz każdy dostanie po ryju ! JAK ROZRÓŻNIĆ PŁEĆ W warszawskich łazienkach zimę spędza tysiące kaczek-krzyżówek, przeżywających ten trudny okres dzięki dokarmiającym je spacerowiczom. Kiedyś zaobserwowałem taką scenę: Stał sobie nad brzegiem stawu mężczyzna (po kapeluszu i mowie można było domyślać się, że był myśliwym) z synkiem. Tłumaczył malcowi, że te kolorowe kaczki, w odróżnieniu od szarych, to samczyki i że w okresie letnim „przebierają” się one w takie same piórka, jak samiczki. - To po czym można odróżnić w lecie kaczkę od kaczora ? – zapytał synek. -To proste – odpowiedział ojciec. Trzeba rzucać na wodę kawałki chlebka i przyglądać się, co która sztuka robi. Jak „zjadł” – to będzie kaczor; jak „zjadła” – to kaczka. ATRAKCJE Młody i wielce zapalony myśliwy nie opuszczał żadnego polowania, jednak wkrótce po zawarciu związku małżeńskiego, przestał nagle przychodzić na zbiorówki. Pytany przez kolegów o przyczyny nagłego spadku łowieckiej aktywności, odpowiedział: - Byłem przekonany, że ożenek niczego w moim myśliwskim życiu nie zmieni. Jednak gdy nadszedł termin pierwszej po ślubie zbiorówki i gdy ubrany brałem już strzelbę do ręki, żona narobiła tyle krzyku, że odechciało mi się serdecznie polowania ! Takie sceny powtarzały się za każdym razem. Dla świętego spokoju zrezygnowałem więc, przynajmniej na razie, z łowiectwa. Koledzy na to: - Nie bądź głupi i nie daj się wziąć od samego początku pod pantofel. Nasze żony tak samo z nami postępowały. Nie wiesz jak sobie poradzić ? Jak żona będzie krzyczeć, trzeba ją przełożyć przez kolano, zadrzeć kieckę i parę razy strzelić mocno w goły tyłek ! Po kilku takich nauczkach żona będzie potulna, jak trusia ! Spróbuj, a zobaczysz ! Gdy na kolejnym polowaniu znowu nie pojawił się nasz młody myśliwy, koledzy przy najbliższej okazji zapytali, dlaczego nie posłuchał ich rady. - Próbowałem, ale nic z tego nie wyszło – odparł młody nemrod nieśmiało. -No to opowiedz jak próbowałeś – zachęcali zaciekawieni koledzy. -Normalnie. W sobotę rano, gdy zbliżała się pora wyjazdu na miejsce zbiórki, zacząłem się ubierać w myśliwski uniform, przygotowywać strzelbę, naboje itp. Żona jak zwykle narobiła krzyku. No to chwyciłem ją w pół, przełożyłem – jak radziliście - przez kolano, zadarłem kieckę, popatrzyłem i ... doszedłem do wniosku, że w domu także może być wesoło. GOŚĆ Do pewnego koła łowieckiego zaproszony został na zajęcze polowanie Gość. W kole macierzystym nie miał on zbyt wielu okazji do strzelania szaraków, stąd wiele sobie obiecywał po polowaniu „proszonym”. Już w pierwszym pędzeniu czekała go jednak niemiła niespodzianka. W miocie pojawił się tylko jeden szarak. Szczęśliwym dla Gościa trafem skierował się wprost na jego stanowisko. Gdy jednak podbiegał na odległość strzału i gdy nasz Gość już, już podnosił strzelbę, usłyszał z boku głośne wołania innych myśliwych: - Nie strzelaj pan ! Nie strzelaj pan! To Janek ! My do niego nigdy nie strzelamy ! Speszony Gość opuścił strzelbę, a zając spokojnie minął linię myśliwych. W kolejnym pędzeniu powtórzyła się niemal identyczna sytuacja. Znowu pojawił się pojedynczy zając i znowu obrał kierunek na Gościa. Także i tym razem zamiar strzału poprzedziły krzyki myśliwych: - Nie strzelaj pan ! To Józek ! My do niego nigdy nie strzelamy ! Co, u licha – pomyślał Gość. Czyżby znali w łowisku wszystkie zające „po imieniu” ? Gdy w trzecim pędzeniu powtórzyła się podobna historia i gdy przez stanowisko Gościa przebiegał rozpędzony szarak, ten ostatni ani drgnął, przepuszczając zająca za linię bez strzału. Po chwili jednak usłyszał wołanie miejscowych myśliwych: - Dlaczego pan nie strzelał ! To był Paweł ! My do niego zawsze strzelamy ! BYK Świeżo upieczony selekcjoner, nie mający jeszcze większych doświadczeń w strzelaniu z przyrządami optycznymi, zwierza się koledze ze swoich pierwszych wrażeń z rykowiska. Opowiada, iż spotkał selekcyjnego byka, ilekroć jednak składał się do strzału, sylwetka jelenia kurczyła się w lunecie i w końcu zaczynał wątpić, czy przypadkiem nie jest to tylko rogacz, albo jeszcze coś mniejszego. Kolega znany z poczucia humoru skwitował tę opowieść słowami: - Bo to może był po prostu skurczybyk ! SAMOCHWAŁA Do jednego z leśnych obwodów przyjechał na rykowisko Gość. Znany był on z tego, że ustawicznie przechwalał się swoimi sukcesami łowieckimi, podczas gdy wszyscy wiedzieli, że należał do wyjątkowych pudlarzy nie tylko z braku łowieckiego talentu, ale także z powodu słabego wzroku, który musiał wspomagać grubymi szkłami. Ilekroć jednak ktoś opowiadał w jego obecności o swoich przeżyciach i sukcesach łowieckich, Gość natychmiast włączał się do rozmowy, przekrzykując opowiadających. Jego trofea były zawsze większe, przeżycia ciekawsze, liczniejsze. Wszyscy wiedzieli oczywiście, że łgał jak z nut. Nic też dziwnego, że miejscowi myśliwi i leśnicy czekali tylko na okazję, aby dać Gościowi nauczkę. Gdy po kilku dniach bezskutecznych spacerów po lesie Gość zaczął mocno ubolewać nad słabym stanem łowiska, podprowadzający zapewnili go, że mają upatrzoną „pewną” ambonę na skraju polany, gdzie z przeciwnej strony o świcie regularnie wychodzi dobry, selekcyjny byk. - Można nawet nie patrzeć, tylko śmiało strzelać ! Chcąc dać nauczkę Gościowi, odkupili od miejscowego rolnika za jakieś marne pieniądze starą, zdychającą już prawie szkapę, przywiązali jej do łba wypożyczone z leśniczówki poroże i przed samym świtem podprowadzili na skraj polany, gdzie na ambonie czatował Gość. Klepnęli kobyłę w tyłek, krzyknęli: wio stara i cicho wycofali się w las. W chwilę później padł strzał. Gdy się mocniej rozwidniło, leśnicy i myśliwi zbliżyli się ostrożnie wraz z Gościem do miejsca strzału. Zdobycz leżała bez ruchu. Wszyscy chichotali po cichu, wymieniali między sobą porozumiewawcze spojrzenia i czekali na pierwsze słowa Gościa. Ten najpierw stał i przyglądał się, potem kilkakrotnie obszedł w koło swego „byka”, włożył okulary, przyjrzał się jeszcze raz uważnie i w końcu przemówił: - Strzeliłem już w swoim życiu bardzo wiele byków, ale pierwszy raz zdarzył mi się jeleń podkuty ! ŻONY Spotykają się żony początkujących myśliwych. Jedna z nich opowiada: - Mój mąż przyniósł z ostatniego polowania zająca ale mam z nim same problemy, bo już trzeci dzień go skubię i oskubać nie mogę ! KOLANKO Myśliwi to ludzie przesądni. Dawniej, wychodząc na polowanie, myśliwy uważnie rozglądał się, czy aby nie zobaczy kobiety, idącej z pustymi wiadrami, ponieważ oznaczało to murowanego pecha na polowaniu. Bywało, że doświadczony nemrod w takim przypadku odwracał się na pięcie i wracał do domu uznając, że nie ma po co dalej iść. Kobieta przed polowaniem nie zawsze musiała jednak oznaczać pecha. Wręcz przeciwnie. Kobieta, zwłaszcza ładna i młoda, mogła przynieść szczęście. Wielu myśliwym znana jest magia damskiego kolanka. Złapanie, a jeszcze lepiej potrzymanie młodej damy za gołe kolanko przed polowaniem, to pewny sukces ! Niektórzy dodają: - Im grubszy zwierz, tym wyżej bierz ! GENERAŁ Rzecz działa się przed wojną. Pewien generał powrócił do domu w towarzystwie swojego adiutanta dzień wcześniej, niż pierwotnie zapowiadał i zastał swoją żonę w łóżku z obcym mężczyzną. Generalski honor wymagał natychmiastowej reakcji. Jednym ruchem wydobył z kabury pistolet, błyskawicznie wymierzył, pociągnął za spust, a tu niewypał ! Na dodatek nieszczęścia zamek zablokował się, uniemożliwiając przeładowanie broni. W desperacji chwycił za rękojeść szabli by przy pomocy tej broni rozprawić się z gachem. Jednakże szabla, od dawna nie używana, noszona tylko „od parady”, także „zacięła się” w pochwie. Po chwili bezskutecznego szamotania się z jej wydobyciem, usłyszał z tyłu głos adiutanta: - Panie generale ! Rogami go ! rogami ! Napisał Andrzej Barzyk